Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2009, 20:11   #191
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Uzjel z chrzęstem zbroi ruszył nieśpiesznie w stronę orka, trzymając halabardę tylko prawą ręką. Kochał te sekundy przed starciem, gdy wiadomo już było że walka się odbędzie. Chwila na zbadanie przeciwnika, na próbę znalezienia jego słabości. Całe szczęście, że tym razem już niczym nie będzie się muszał ograniczać. Wreszcie, po tak długim czasie będzie mógł zademonstrować swoje umiejętności, bez ograniczeń gry pozorów i słabości ciała. Nadszedł koniec z tą nędzną słabością, którą był zmuszony okazywać. Choć jego plan został udaremniony po części był za to Barbakowi wdzięczny. Gdyby nie to misja zakończyłaby się bez walki, nie dając mu prawdziwej satysfakcji. Zadowolony będzie dopiero wtedy gdy wygraną osiągnie nie tylko podstępem, ale i własną siłą. Ork wydawał się wystarczająco silnym, by to z nim stoczyć ostateczną walkę

Pierwsze starcie trwało ułamki sekund. Dzięki przewadze jaką dawała mu długość broni rycerz uderzył pierwszy, jednak w ostatniej chwili zmienił kierunek ciosu. Barbak nie dał się na to nabrać, odpowiadając potężnym zamachem młota. Nawet z jego nowym ciałem taki cios mógłby go po prostu zdmuchnąć. Ciężka broń jaką dysponował Barbak miała swoją poważną wadę - uniknięcie jej nie było zbyt trudne. Nie oznaczało to bynajmniej, że starcie było łatwe - ork dysponował monstrualnym wręcz doświadczeniem, którego Uzjelowi wciąż brakowało. Sytuacja początkowo była bardzo wyrównana, aż do momentu gdy Barbak najwyraźniej zdecydował się zakończyć wszystko jednym ciosem. Wtedy to właśnie, gdy ork wziął potężniejszy niż pozostałe zamach rycerz dostrzegł swoją szansę. Uniknął tego ciosu, a następnie chwycił drzewce halabardy oburącz, pozostawiając pomiędzy swoimi rękami jak największą odległość. Nie miał zamiaru zranić Barbaka - nie to było celem tej walki. Uderzył więc samym drzewcem, odrzucając orka z okolic kręgu. Był już naprawdę blisko! Nie oznaczało to bynajmniej, że wygrał -nietknięty przeciwnik wciąż mógł walczyć

- Trzeba było mnie zabić! - powiedział ork, na co Uzjel pokręcił przecząco głową
- Po co?

Z lasu wypadali właśnie pozostali członkowie drużyny. Te chwile były decydujące dla powodzenia całego planu. Musiał pozbyć się drowa z kręgu zanim ktokolwiek zdoła mu przeszkodzić. I tutaj ponownie jego atutem była broń. Halabarda była połączeniem trzech rodzajów broni - topora, włóczni oraz osęku. I to właśnie jako trzecią z tych broni miał to w tej chwili zamiar wykrozystać. Hak w halabardzie służył zwykle to ściągania jeźdźca z konia. Tym razem miał zostać zastosowany w dość podobnym celu. By nie marnować czasu na wyciąganie drowa z kręgu Uzjel miał zamiar zaczepić hak o jego ubrania (możliwie nie uszkadzając go) i w ten sposób wyciągnąć go na zewnątrz
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 17-04-2009, 20:54   #192
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Barbak, mógłby widzieć wyłaniającą się zza wzgórza postać. Biegnącego maratończyka. Krótkie nogi musiały naprawdę szybko przebierać żeby utrzymać tempo. Mógłby gdyby nie był teraz zajęty i patrzyłby w tamtą stronę. Lecz nie patrzył. Był zajęty...

Maratończyk miał plan. Plan odparcia ataku umarłych. Szybka runda. Ciach ciach i tym razem gorzałę stawia Ork. Z jakim zdumieniem zatrzymał się na zboczu zauważywszy orka w zwarciu bojowym przeciwko Uzjelowi. Zdumiał się lecz nie z tego, że to Uzjel, zdumiał się że pozostawiono go samego z orkiem. A gdzie Szamil? Gdzie reszta? Po części znał odpowiedz na te pytania. W oddali widać płynącą łudz. Ledwo to ledwo ale widać.

Czuł szybkie tętno w uszach. Czuł jak mu się ręce trzęsą. Albo zmysły mu się wyostrzyły albo wszystko i wszędzie zaczęło bulgotać, śmierdzieć i ryczeć. Ryk rozpoznał od razu. Błysk Kłów. "Myśl, wołał do siebie, myśl". Trzeba coś zrobić, trzeba coś zrobić. Nie dać się zmarłym, nie dać się Uzjelowi. On z Tym Sprzętem może narobić szkód. A nie wiadomo kiedy dotrą do brzegu tamci.

Postanowił nie zwlekać. Zostawił torbę i kuszę żeby mu nie przeszkadzały. Zobaczył jak właśnie Uzjel częstuje Barbaka halabardą i go odpycha od kręgu. Nic to, ale Flafi, paskuda z lizakiem w mgnieniu oka zareagowała. Spryciula. Na szczęście jest tam te pajęczysko. Czy nie powinno być bez nogi?

Kall'eh korzystając z nieuwagi pozostałych zaczął się skradać. To za pieniek, to za głaz. Czołganie się z toporem nie wychodziło najlepiej. Ale ważne, żeby ich zaskoczyć. Żeby nie dać wyciągnąć tego mrocznego elfa z kręgu. Jakie koleiwk ma to znaczenie. Rycerz tego chce, więc Karzeł nie.

Ruszył powoli. Za drzewo. Stał teraz za Uzjelem .Wychylił się szybko, pomachał do Barbaka. [Siemanko]Tak, widział go, widział!

Zatoczył ostrożne koło. Ustawili się Barbakiem, tak żeby jeden zasłaniał drugiego.
- Trzeba było mnie zabić! Było jedynym co ork chrapliwie z siebie wydobył i co usłyszał wyraźnie Kall'eh.
Karzeł ruszył biegiem, mocno ściskając drzewiec topora. Ork zaatakował! Nie wściekle, a metodycznie, zimno, bez serca, bez żalu. Śmiertelnie!Młot wypuszczony z jego ręki zafurkotał pędząc w kierunku celu. Pędząc z całą siłą, na jaką było stać jego właściciela. Barbak nie patrzył czy trafił. Ujął dłońmi stylisko topora, tak aby broń była za jego plecami na wysokości krzyża.

Na to czekał Kall'eh. Wskoczył na uformowany przez Barbaka stopień i wyskoczył z impetem na Uzjela. Liczył, że zmiecie go z ziemi siłą uderzenia. Lecz jak będzie trzeba spróbuje rąbnąć go toporem po głowie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 18-04-2009, 14:32   #193
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Ray`gi? To jego imię?
Jego imię nie miało dla Nizzre większego znaczenia, nadała mu własne. Był teraz bezimienny, był jej celem, który miała bronić. Fufi odpędzał Bestię Uzjela, ale sam Stwórca nie był równie łatwym przeciwnikiem co jego podopieczna. Kiedy Barbak z hukiem i krzykiem zwalił się na ziemię, Nizzre wiedziała, że Uzjel dopnie swego. Serce stanęło jej w gardle. Zrozumiała. Uzjel tu był!!! Opary bagien zasnuły go swym całunem iluzji! Nie mogła już nic zrobić w tej chwili. Była daleko, przed nią był rozwścieczony, atakujący drow. Przysięgła sobie w tej chwili, że jeśli Ray`gi Terayatechi ucierpi, żadna, nawet ta zbroja nie uchroni Uzjela przed jej klątwą.

Uzjel zbyt wiele ryzykował, by mógł tak po prostu zabić drowa i zwrócić przeciwko sobie całą drużynę. On tylko chciał pozbyć się stróża kręgu, wiedziała, uspokoiło ją to nieco. Drow z kolei, ten drow miał w oczach jednoznaczny błysk – chciał krwi! Nizzre nie widziała innego wyjścia, odruchowo stałą się ponownie ostrzem kogoś kto nie mógł się bronić. Nie wiedziała co powoduje tym rozwścieczonym drowem, ale zamierzała się dowiedzieć za wszelką cenę.

* * *
Miał długie uszy, czyli był elfem. Tak jak ona. Że był skrytobójcą, nieważne. Był elfem. Bratem. Nie była z nim sama.

Miała nadzieję, że kiedyś jeszcze go spotka. Gdy uleczyła go z trucizny i rozstawali się, powiedział, że nie może wrócić do swego podziemnego domu. Rozumiała, że nie będzie tam mile widziany po nieudanym zamachu na jej życie, choć wtedy jeszcze nie znała drowich zwyczajów i nie miała pojęcia co dokładnie czekałoby go w domu. Wyruszył w tajemnicy przed światem, tylko ona wiedziała kiedy i którą ścieżką podążył. Miała nadzieję, że go jeszcze spotka. Niedawno jednak dowiedziała się, iż kilka dni po ich rozstaniu znaleziono go w głuszy, martwego. Prawdopodobnie zabił go inny drow za niewykonanie rozkazu. Coś w niej pękło. Tyle lat wierzyła, że on żyje, zastanawiała się, co też on porabia, gdzie jest, wyobrażała go sobie, w nowym domu, z rodziną, przyjaciółmi... Czas płynął, a ona wyobrażała sobie, jak jego synowie dorastają, jak uczył ich władania bronią... zastanawiała się, czy on myśli o niej czasem... Pamięta do dziś, jak wtedy opatrzyła mu ranę i obiecała z uśmiechem, że nie zostanie duża blizna. Odwzajemnił wtedy uśmiech, bardzo dziwny, pełen wdzięczności i smutku uśmiech.

Gdyby wiedziała... Nie pozwoliłaby mu wtedy odejść. Zatrzasnęłaby przed nim drzwi swego pokoju. Czekałaby i zabiłaby wszystkich, którzy śmieliby po niego przyjść. Drowy. Ludzi, z którymi dzieliła dach nad głową. Wszystkich. Był tego warty. Nie był taki jak oni.

Samotność nie przeszkadzała jej, ale nie umiała radzić sobie z obezwładniającą tęsknotą za kimś, kto odszedł na zawsze. Wciąż o nim myślała i snuła wizje jego szczęśliwego, rodzinnego życia. To samo czyniła w przypadku wszystkich innych towarzyszów, którzy opuścili ją z powodu swej śmiertelności. Nic tak nie bolało jak życie, podczas gdy odcinało ją ono od Nich. Nie była jednak sama. Miała Fufiego. Fufi przypominał jej przyjaciółkę, tę, która nadal była tu, wśród żywych

Szabla. Legion demonów. Czy legion demonów może... zwrócić komuś życie...? Czy legion demonów może... wytropić i zgładzić tych, którzy odebrali jej przyjaciół? Nie myślała o tym wcześniej. Pomyślała o tym teraz, kiedy zerknęła na tego drowa i przypomniała sobie oczy swego dawnego przyjaciela.
Szabla...

* * *
Ostrza bransolet ze zgrzytem zakleszczyły się o podobne ostrza drowa. Był silniejszy, dużo silniejszy od elfki, ale ona miał wsparcie sił, których Tacy Jak On nie byli w stanie pokonać.
- Ori'gato ol alu xsa ol!!! – wyjęczała wściekle przez zaciśnięty zęby.
Ręce drżały jej z wysiłku. Był o wiele silniejszy.
- Doeb d' ussta i'dol!!! – wrzasnął w szale.
Odepchnął ją, upadła na plecy. Rzucił się, ale nie ku niej, tylko ku Ray`giemu. Zaciekle obróciła się na bok, wyprostowaną nogą kopiąc go z całych sił w kolano. Wrzasnął, ona też. Kopanie w drowią zbroję stanowczo było złym pomysłem! Zwijała się z bólu nogi, kiedy on zwalił się z plaśnięciem na mokrą ziemię obok niej. Szybko, byle go powstrzymać, rzuciła się na niego jak zwierzę, krzyżując lewe ostrza z jego lewymi ostrzami, prawe z jego prawymi. Leżał na plecach, a dosłownie siedziała na nim okrakiem, mocując się z nim, usiłując przycisnąć jego ręce do ziemi ponad jego głową. Usłyszała ryk, Bestia drowa zeskoczyła z drzewa, ale Fufi zastąpił jej drogę!
- Vrine'winith, qualla, dos ph' naut ussta ogglinn!!! – jęknęła błagalnie.
Przestań, proszę, nie jesteś moim wrogiem!!!
Było na to trochę za późno, chciała jednak, żeby wiedział...
- Dos xun naut inbal tlu ussta ogglinn whol uns'aa ulu elgg dos!!! – wycedził.
Nie musisz być moim wrogiem, abym mógł cię zabić!!!
Gwałtownie podniósł się, uderzając czołem w jej czoło. Pociemniało jej przed oczami, ale nie zemdlała.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 18-04-2009, 17:18   #194
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Pełno ich było dookoła jednak nie starali się zbytnio by ich złapać. Umkneli im bez najmniejszego problemu. Is nie czuł się zbyt dobrze. Wyleczony był, to prawda, ale nie miał tyle sił co poprzednio. Oddech z czasem stał się jego wrogiem. Dyszał jak jakiś wściekły pies... Długo to jeszcze może trwać?
Dotarli na brzeg. W końcu... Nie było jednak wszystkich! Tylko Barbak, Ray'gi, Flafi i Fufi.
"No i może nasz pan Rodrigez! Jest taki mały że nie sposób godostrzec w takim gąszczu."
Ray leżał w jakimś... kręgu? O co tu chodzi? Jak to się stało? Gdzie Błysk?
"Mają go chociaż?"
Gdzie Szamil?
"Chyba żyje, bo niby jak inaczej mogłaby mnie Nizzre odnaleźć"
Dopiero teraz Is uświadomił sobie jedną ważną rzecz. Rzecz którą dojrzał ale nie zrozumiał, albo... albo nie chciał zrozumieć! Byli nad brzegiem! Brzegiem rzeki? Nasuwało się elfowi do głowy tylko jedno pytanie:
"Czy to ta sama którą przepływaliśmy by zapolować na Błysk?"
Nagle coś się stało! Coś niesamowitego i dziwnego. Przed nimi stały trzy szkielety i... Błysk? Tylko ten Błysk był jakiś inny!
"OMG! WTF?!"
Nie wyglądało to zbyt ładnie. I Ray. Najwidoczniej nie mógł "wyjść" poza granice tego kręgu!
"Więc jeżeli nie Nizzire, nie Barbak, nie ja, nie Kall'eh to kto jest Stwórcą? Pozostał Szamil, Uzjel i Męczyworanin. A więc..."
Spojrzał na Barbaka.
-Przyjacielu, wiesz gdzie jest demoniczne nasienie, Szamilem się zwącym? Wiem że on jest twoim przyjacielem ale jest on zdrajcą!
Ryk gada oderwał go od dotychczasowego toku myślenia. Nie wiedział gdzie się podziała Nizzre. Gdzieś się ulotniła! Chciał jednego! Chciał nie dopuścić do tego aby Rayowi się coś stało! Trzeba więc...
Chwycił pewnie włócznie. Dała mu ją ona.
- Nazwę cię-mruknął do broni.- Od teraz nazywasz się Ssin'urn Mirshann!!!
Chciał już biegnąć na te szkielety. Chciał powalić tego gada. Był w biegu. Już tuż, tuż...
Zatrzymał się. W końcu ją dojrzał. Walczyła. Walczyła z jakimś... drowem? Usłyszał krzyk. Jego? Jej? A może... oboje krzyczeli? Poczuł coś czego nie czuł nigdy. Poczuł coś co było piękne i parszywie niedobre zarazem.
Poczuł złość. Poczuł tak niewyobrażalnie wielką złość że gdyby mógł to rozszarpał by tego "ciemnoskórego"* gołymi rękoma! Poczuł aż coś się w nim gotuje. Nie mógł wytrzymać. Ta złość wykipiała...
Wrzuta.pl - Sum 41- The Hell Song

Chwycił pewniej swą broń. Broń którą dostał od Niej! Nie mógł pozwolić mu jej skrzywdzić! Tak bardzo...
Jego twarz była niezwykle spokojna. Tylko brwi były lekko uniesione. Dość tego!
- LEAVE HER ALONE!!!
Nie mógł tego znieść. Był spokojny ale zły. Bardzo zły.
Doskoczył do nich w szybkim tempie. Właśnie wtedy gdy on ją uderzył. Właśnie wtedy gdy...
- Zostaw ją w spokoju! Dotknij ją jeszcze raz a pożałujesz że się... a co ja będę gadać. My arms kill you. I kill you!
Nie czekał. Zaatakował wymierzając cios prosto w brzuch.
"Ssin'urn Mirshann zabije ciebie!"

__________________________________________________ ___________
* żaden rasizm ani nic z tych rzeczy jakby co!
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 18-04-2009 o 17:29.
Faurin jest offline  
Stary 18-04-2009, 17:40   #195
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Płynęli, wolno, za wolno.
Szamil patrzył się ciągle na Uzjela gotów na inkantacje, gotów na kąpiel.
-Armie tych ziem są naprawdę rozwścieczone! Co mogło nałożyć klątwę na ten czas i to miejsce?!
Charon ewidentnie bał się nieumarłych.
-Nie mam pojęcia. A Ty Uzjelu?
Rycerz milczał, Szamil miał ochotę wtłuc mu, czekał tylko na pretekst. Już byli niedaleko, już byli naprawdę niedaleko. Elf pozwolił nawet na oderwanie wzroku od rycerza i spojrzenie na brzeg. Szybko znów popatrzył na domniemanego zdrajcę.
Łódź nagle zadrgała i zaczęła się zmniejszać. Błys Kłów zawierzgał, łódź się zatrzęsła. Elf nie czekał na rozwój sytuacji, Flafi widocznie wyciągnęła drowa z kręgu. Tak jak siedział tak wybił się do skoku.
-Odrzucam wszelkie zasady, zmuszony sytuacją.
Rycerz się nawet nie ruszył, nie musiał go tu nie było. Szamil przeleciał przez iluzje i prawie wypadł z łodzi, wyłożył się jak długi na pokładzie łodzi.
Sama łódź się zmniejszyła wywalając tyranozaura do wody, krzyk okrutnie mordowanej bestii przeszył powietrze. Elf pozbierał się i wstał klnąc na czym świat stoi. Przechytrzył go! Wmówił im, że jest a w rzeczywistości go nie było. Przechytrzył go, syna Berithiego, hybrydę mającą rządzić światem!
-Zawracaj Charonie, płyńmy po resztę. Niech no dorwę Uzjela, zaserwuje mu taką kąpiel, że popamięta mnie do końca życia.
Elf sięgnął po miecz Isendira i przypiął go sobie do pasa, teraz liczyło się tylko jedno, uratować Barbaka i Nizzre.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 18-04-2009, 20:55   #196
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Xwtrąc dla Nizzre i Isendira
Sprawa była zawiła. Dwa drowy, jeden najwyraźniej z morderczym pociągiem do drugiego, a tamten był oczywiście nieprzytomny którąś już godzinę po iluzji błędnych ogników. Sprawa koszmarnie nieprzyjemna, bowiem nie miałaś pojęcia kto tak naprawdę jest tym dobrym a kto tym złym, nie znałaś jednego ani drugiego drowa, dopiero przed chwilą poznałaś imię jednego z nich. I nic poza tym. Ten którego chroniłaś mógł być zwykłym psiurem i szują, ten, którego atakowałaś mógł być praworządnym przedstawicielem drowiego prawa, próbującym wymierzyć łotrowi sprawiedliwość. Nie miałaś pojęcia co jeden drugiemu zawinił – zabił rodzinę, ukradł kilka monet, czy też po prostu źle spojrzał na niewłaściwą osobę? Próbowałaś uzyskać wyjaśnienia, ale szybko przekonałaś się, że wkurzony drow znacznie różni się od wkurzonego elfa. O ile elfy są skore do rozmów na gnębiące ich tematy i podchodzą do życia i jego ewentualnej straty rozważnie, o tyle drowy zdawały się wyznawać zasadę „uderzę pierwszy – wygram. Kiedyś w końcu musze trafić”. Sprawę pogarszał fakt, że drow był zainteresowany nie tylko zgładzeniem pobratymca, ale i zgładzeniem ciebie. Doskonale o tym pamiętał, choć momentami zwodził cię i rozpraszał symulując atak na Ray`giego, z nadzieją że broniąc jego odsłonisz siebie.

Walka przerodziła się w zapasy w błocie i deszczu, dziką szarpaninę i tarzanie się po trawie. Ogólnie zatem oboje bawiliście się świetnie, a skrzyżowane metalowe pazury zgrzytały o siebie, sypiąc jaśniejącymi w mroku iskrami.
- Vel'uss zhah uk? Ele xun dos ssinssrin ulu elgg ukta? – spytałaś, mocując się z drowem, usiłując przyszpilić jego ostrza i ramiona do ziemi.
Ręce ci drżały, czujesz, że nie utrzymasz go długo. Mroczne siły nie chciały śmierci drowa. Długo nie chciał odpowiedzieć. Odepchnął cię, uderzył z główki i zepchnął na bok. Tarzaliście się znów po ziemi, szarpiąc się, próbując uwolnić swoje zakleszczone metalowe szpony, jeśli jednak któremuś się powiodło, przeciwnik natychmiast blokował szpony swoimi. Ostrza sypały iskrami niebezpiecznie blisko waszych twarzy, kiedy szamocząc się turlaliście się wokół. Wreszcie drow odpowiedział, w swoim ojczystym języku.

„ - Nie powinno cię to obchodzić!
- Jest teraz pod moją opieką!
- Czyżby? – uśmiechnął się paskudnie, skinąwszy na rycerza kombinującego halabardą przy owym drowie.
- Czym ci zawinił?!
Drow nie odpowiadał i szamotaliście się dalej. Wylądowałaś znów na nim, z ostrzem przy jego gardle, bez cienia lęku w oczach blokował i próbował odepchnąć twoje pazury swoimi.
- Gadaj, czym zasłużył sobie na śmierć!!! – wrzasnęłaś mu w twarz.
- Czym zasłużył sobie na twoje wsparcie?! – syknął.
- Żyje! – odparła zaciekle, jakby to było oczywiste.
- Tak jak i ty?!
- Nie znasz mnie!
- Wiem, kim jesteś!
- I nie dziwisz się?
Drow nagłym uderzeniem odepchnął twoje ostrza, trzasnął cię z łokcia w twarz i powalił cię na ziemię, teraz on siedział na tobie a ty wiłaś się pod nim, mocując się z nim pazurami zakleszczonymi o jego szpony.
- Wiem, kim będziesz! – wysapał zaciekle.
- Tego nawet ja nie wiem!!!
- I dlatego powinnaś umrzeć!!!”

Z całych sił, całym ciężarem ciała naparł na broń którą blokowałaś cios, nie spodziewając się jednak kontrataku długiej, zgrabnej nogi, która uderzyła z kolana w brzuch. Przez zbroję co prawda cios się nie przedarł i drow nic nie poczuł, ale sama noga wytrąciła go z równowagi i popsuła czystość ciosu. Oparłaś na jego brzuchu także drugą nogę i biorąc zamach wykonałaś coś ala przewrót w tył połączony z rzutem drowem. Drow przeturlał się po ziemi i wstał błyskawicznie, ty też stałaś już na nogach. Zaatakował z szaloną wściekłością, ty chciałaś go obezwładnić, on chciał cię rozerwać na strzępy. Jego furia i odważny atak przytłoczyły cię. Ten drow od najmłodszych lat uczył się walki i zabijania. Nie bał się ciebie. Miałaś do niego szacunek, on miał tylko jeden cel. Zabić. Nie pomógł nawet kopniak w twarz, drow potrząsnął tylko głową, po serii bloków i zastaw wyprowadził ostre cięcie z prawej. Prosto w twoją twarz.

Próbowałaś zasłonić się ale wiedziałaś, że nie zdołasz. Wykonałaś unik, końcówki trzech metalowych szponów kłująco drapnęły po twojej twarzy. Zakręciłaś się w rozpaczliwej próbie ucieczki, blokując cios zadany z prawej, przepuszczając zawziętego drowa bokiem. Wiedział, że trafił, że cię dosięgnął. Zwolnił, zatrzymał się i powoli obejrzał na ciebie. Trzymając się za lewą połowę twarzy cofnęłaś się chwiejnie o kilka kroków. Krew wraz z deszczem spływała ci pomiędzy palcami.
- Ji vel'bol nin? – spytał tryumfalnie zasapany drow, z dziką radością, i mogłaś się tylko domyślać, że uśmiechnął się sadystycznie.
Zgodnie z obietnicą, trafił. Trafił cię w oko. Twoje jedyne oko.

Stałaś w deszczu, słysząc jego szum, własne bicie serca, ciche sapanie zmęczonego drowa.
- Jous mina vel'uss ph' dos!!! – zachęcił agresywnie.
- LEAVE HER ALONE!!!
Zamarłaś, usłyszawszy głos Isendira.

Drow obejrzał się na nacierającego elfa.
- Zostaw ją w spokoju!
Piękny Anioł głodny krwi!!! Drow stał prosto jak świeca, wpatrywał się w ciebie z lekkim wahaniem.
- Dotknij ją jeszcze raz a pożałujesz że się... a co ja będę gadać.
- Zexen'uma rath, jaluk darthirii! – odparł.
Nie zrozumiał ani słowa!
- My arms kill you. I kill you!
Drow odwrócił się natychmiast ku tobie. Jego bransolety zajaśniały, ostrza wsunęły się w nie. Drow dobył swoich dwóch sejmitarów i czekał cierpliwie, aż zbliżysz się w ich zasięg.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 19-04-2009, 16:21   #197
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Drow wyjął sejmitary. Is uśmiechnął się. Ironicznie. I paskudnie! Tak paskudnie jak tylko potrafił. Nie było mowy o żadnej porażce! Tylko wygrana. Tylko to interesowało Isa!
- Życie jest kruche. Twoje, drowie zakończyło się w chwili gdy stanąłeś naprzeciw niej-wskazał na Nizzre.- Tylko chwile dzielą ciebie od śmierci. Masz jakieś specjalne życzenie?
Nie miał jednak Is w zwyczaju czekać na odpowiedź. Nigdy nie czekał. Zawsze emocje brały górę, choć teraz... Czy on nie jest za bardzo spokojny?
Elf zakręcił młynka nową bronią. Pasowała idealnie do jego ręki. Była tym co akurat potrzebował. Nie miecz, nie łuk, nie sztylety! Włócznia. To włócznia była tą bronią jakiej potrzebował. Bronią która dawała mu wszystko i nic. Była cudowna i... piękna. Ssin'urn Mirshann- idealna nazwa. Piękna, bo włócznia była naprawdę piękna! Mirshann... Dostał ją od Anioła. Szamil ją słusznie tak nazwał.
"No to hop! Jechajta z tym koksem!"
Is widząc że drow nie ma zamiaru pierwszy zaatakować ruszył. Ruszył powolnym krokiem by z każdą chwilą, każdym oddechem, każdym biciem serca przyspieszyć. Podniósł wysoko włócznie i z dzikim szałem rzucił się na drowa. Krzyknął. Nie z bólu, nie dlatego że tak chciał, poprostu.. samo z niego tak to wszystko wyszło.
Machnął. Celował w prawe ramię. Nie wiedział czy trafił. Kolejny cios wylądował na lewym biodrze. Chyba wylądował. Is nic nie czuł. Chciał tylko... tylko go zabić. Czy to tak wiele?
Chwycił włócznię w jedną rękę i próbował ciąć. Ciąć włócznią... Niezbyt rozsądne ale może skuteczne. Cięcie jednak było zmyłką. Po nim nadszedł cios pięścią prosto w nos. Trafił? Nie wiedział. Nie czuł nic przez rękawicę. W coś trafił ale czy to był nos, czy brzuch, czy też drzewo nie wiedział.
Próbował podciąć drowa drzewcem włóczni. Gdyby tamten leżał na ziemi walka była by skończona. Zamachnął się po raz wtóry...
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 19-04-2009, 18:09   #198
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Uderzyłeś z furią i zawziętością. Zmęczenie drowa, deszcz i infrawizja, twój gniew i nowa, dobrze wyważona broń. Nizzre wycofała się, zraniona i oślepiona, Fufi blokował czarną Bestię drowa a tobie został sam drow. Zaatakowałeś w szale, adrenalina zalała twoje żyły i pamiętałeś niewiele, tylko gniew i chęć wyrządzenia drowowi krzywdy. Włócznia z chrzęstem wbiła się pod naramiennik drowa, krew bryzgnęła ciemną strugą a ranny wrzasnął wściekle. Wyszarpnięcie włóczni z rany powaliło drowa na ziemię, wił się chwilę w bólu, trzymając się za ranne ramię, upuścił oba sejmitary. A ty radośnie okładałeś go, dołożyłeś mu jeszcze, kiedy zdołał podnieść się, trzymając jeden sejmitary zdrową ręka. Ranione ramię wisiało bezwładnie, całe ociekając czerwienią. Drow starał się wyczuć moment by zbić sejmitarem drzewiec twojej broni i błyskawicznie cię dopaść – gdyby udało mu się znaleźć dostatecznie blisko byłoby po tobie.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 19-04-2009, 18:25   #199
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Zrobił to co chciał. Przewalił drowa tak, że ten leżał jak kłoda na ziemi. Is uniósł włócznię i szykował się do ostatniego ciosu. Już po wszystkim. To koniec. Coś mu jednak przeszło przez głowę. Coś co go powstrzymało.
Jego twarz w końcu... w końcu stała się ludz...tfu, elfia. Już złość odeszła. Było dobrze.
Spojrzał z pogardą na drowa.
"Nie zabiję ciebie... teraz! Jeszcze nie czas."
Odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę Nizzre. Po drodze zawołał Elira który nadal trzymał w pysku jego łuk.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 19-04-2009, 20:58   #200
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Isendir, Nizzre;
- Is...!
„Jego też... jego też nie złamią!...”
- Isendir! – powtórzyła cicho, z zachwytem.
Kiedy podszedł do niej, nie dała mu czasu na odezwanie się. Przylgnęła do niego mocno, obejmując go czule i troskliwe, a jednocześnie zachłannie i tak rozpaczliwie, jakby właśnie anioł śmierci przyszedł aby upomnieć się o duszę elfa. Był taki piękny. Taki elficki. Taki odważny, taki swojski! To było takie dziwne uczucie. Takie obce. Takie przerażające. Takie przyjemne.
Była sama niemal od dnia narodzin. Długo nie miała bladego pojęcia, że istnieje coś takiego jak czułość, bliskość, delikatny, przyjemny dotyk nie sprawiający bólu, niosący przyjemne ciepło bijące od ciała innej żywej istoty. Starannie unikała bliskości innych istot, nauczona, że spoufalanie się przynosi cierpienie. W spojrzeniu błyszczących oczu elfa majaczyło to, czego jej brakowało, to coś swojskiego, coś dobrego. W tych oczach widziała ukojenie. Nawet teraz, ranna. Czuła, że on postrzega jej lęk inaczej niż inni. Lata samotności odcisnęły na niej ogromne piętno i bliskość, dotyk innej istoty, zwyczajnie ją przerażały, paraliżowały, instynkt przypominał o setkach odniesionych ran, o setkach ciosów zadanych zupełnie bez powodu przez istoty będące... tak blisko jak ten elf teraz. Zdała sobie sprawę, jaką histerią lęku napełnia ją to, czego zawsze pragnęła – ciepło, troska innej istoty.
Z jej ust wyrwał się cichy, bolesny jęk, którego nie zdołała stłumić.
Pogłaskała go po plecach i poklepała przyjaźnie. Objęła go chciwie i z rozpaczą, świadoma jak nigdy dotąd tęsknoty, która będzie ją dręczyć. W ułamku sekundy nauczyła się dotykać i głaskać delikatniej niż wiatr, czulej i cieplej niż ogień. Po raz pierwszy od dawna miała kogoś tak blisko siebie. Nie potrafiła tego opisać słowami ani myślami. To było jak nowy początek.
Chciała aby ten moment trwał wiecznie, lub aby wieczności nie było wcale, wówczas mogłaby usypiać dotykając jego ciepła i gładkości, oraz budzić się nazajutrz w ich słodkim uścisku. Pazernie tuliła się do niego, a gdy tylko się poruszył, umierała ze strachu przed jego rychłym odejściem. Bezpieczeństwo, to było dominujące uczucie, kiedy uciekała w jego ramiona.
Czuła jego ciepły oddech na swej skroni. Srebrne, miękkie włosy łaskotały ją po policzkach, przyprawiając o dreszcze. Nie czuła bólu po ranie, rzadko go czuła.
- Is...! – szepnęła nagle, z dziwną tęsknotą i nim zareagował, pocałowała go w usta.
Ujrzała słodką pustkę nieskończoności. Był taki ciepły... był tu, był dla niej... Był taki... swojski... dobry... nie złamali go!...

Drow syknął przez zaciśnięte zęby, chwiejnie wstając z ziemi. Mrużył oczy z bólu, wciąż jednak wpatrywał się w żałosnego elfa, który stanął mu na drodze do zwycięstwa. Mroczne siły i Lolth były dziś po stronie tego przeklętego elfa, ale drow nie uznawał tej walki za skończonej. Nie była skończona. Jego przeciwnicy żyli, a więc walka trwała. Wstając, błyskawicznie wyszarpnął ukryty w cholewie buta nóż do rzucania. Warknął wściekle i namierzył przeszywającym wzrokiem efla odwróconego plecami do niego. Pomyślał złośliwie, że z chęcią przyszpili nożem jej ramię obejmujące go do jego pleców. Nawet nie zauważyli co im szykował!...

Fufi jednak zauważył. Miał więcej bystrych oczu!

Z piskiem wskoczył między drowa a elfy, stając dęba i wierzgając wściekle uniesionymi przednimi odnóżami. Drow zaklął pod nosem. Pająk. Święte zwierzę Lolth. Wydał z siebie wściekły, zduszony bólem pomruk gniewu, jego Bestia doskoczyła do niego, wskoczył na niej grzbiet i szarpnął lejce. Bestia jednym susem wskoczyła na grubą gałąź wysokiego drzewa i skoczyła w mrok, znikając w głębi lasu, ponad nadciągającym tłumem nieumarłych wyciągającym ku niemu ręce.

* * *

Zatrzymali się na brzegu rzeki. Deszcz dudnił o magiczną kopułę utrzymywaną przez Rina. Elfickie strzały płonące mgłami odbijały się od bariery lub wbijały w nią. Nieumarli parli na przód niespiesznie i miarowo. Ich gniew jakby przeminął, ale coś wciąż pchało ich na przód. Uwięzieni pod kloszem na brzegu rzeki kipiącej zabójczymi pijawkami. Deen, Vari i Rin mogli tylko czekać z bronią w ręku i obserwować setki kościstych sinych łap wyciągniętych w ich kierunku.
- Gatenowhere! – Zakrzyknęła naraz Vari, na co Deen omal nie dostał zawału.
Rozległ się pisk. Spojrzeli w górę.
Manta 3 by ~samburley on deviantART
- Czy ja wszystko muszę robić sam?! – obiegł ich z góry czyjś wściekły krzyk.
Latająca manta krążyła ponad kopułą, zajaśniała ogniem, a wokół, chwilowo odcinając nieumarłych od rzeki i kopuły, sypnął w nieba deszcz ognia. Rozpromieniona Vari podskakiwała i machała do latającej manty, Deen odetchnął z ulgą, choć wciąż był niespokojny. Rin jak zawsze nadąsany i niezadowolony. Opuścił barierę, manta wylądowała. Na jej grzbiecie stał piękniś nie lada.

- Dobrze, że jesteś...! – zaczęła Vari.
- Zamknij się! – ofuknął ją.
Buchnęły płomienie, w ognistej zasłonie piękniś nieumarły przemienił się w maga!
http://pamansazz.deviantart.com/art/Magma-Mage-79058027
Płomienna kula zatańczyła wokół niego, wystrzeliła w las, odpychają kolejną falę nieumałych. Trupy jednak napierały niekończącą się falą.
Vari, Deen i Rin bez pytania wskoczyli na grzbiet wielkiej manty i Bestia z gracją poderwała się do lotu, okrążywszy po raz ostatni polankę nad brzegiem, bezgłośnie i szybko szybowała teraz w deszczu ponad czarną rzeką.
- Drow nie wrócił, został na tamtym brzegu – rzekł beznamiętnie Gatenowhere. – Elf?
- Mieliśmy małe...
- Bardzo małe – skinął wymownie na armie nieumarłych za plecami.
Milczeli. Manta sunęła w ciemności ponad rzeką.
- Mogłeś... – zaczął Rin.
- Ten drow jest z nią – odparł Gatenowhere. – Jestem tego pewien. Nosi bransolety o które pytała.
Deen zaklął.
- Nie zdążymy do świtu!
- Musimy spotkać się z Dim w karczmie!
- Gorzej, że Berithi o tym wie – przypomniał Rin.
- Gorzej, że ten elf jest jego synem – ciągnął beznamiętnie Gatenowhere.
Deen i Vari milczeli.
- Co? – Gatenowhere zaniepokoił się ich spojrzeniami.
- Chyba... – zaczęła Vari.
- Starliśmy ten miecz – rzucił wściekle Deen.
- Miecz jest nieważny...
- Wzięła też torbę!
Gatenowhere spojrzał na Rina.
- Torbę?
- Zanim Berithi rozszarpał Kela, on nosił tę torbę i chyba...
Manta zatrzymała się gwałtownie w locie.
- Tak? – nalegał zimno Gatenowhere.
Vari spuściła wzrok. Deen westchnął ciężko.
- Chyba zabrała Oko Abazigala.
Gatenowhere i Rin spoglądali na Vari i Deena, na siebie nawzajem.
- Pozwoliliście jej zabrać Oko Abazigala?! – jęknął Gatenowhere, bardziej zszokowany niż zły.
- Nie pamiętam kto miał je przy sobie! Szukałem, ja nie mam!
- Ja tez nie – pisnęła Vari.
- Rin, ty idioto! – syknął Gatenowhere. – Nie umiesz upilnować trójki niedorozwojów?!
- Dwójki...
Gatenowhere syknął, manta obróciła się gwałtownie na bok, przez co zaskoczeni Deen i Vari spadli z jej grzbietu, chwytając się w panice brzegu płetwy. Rin lewitował.
- Może lepiej mi będzie bez was? – warknął Gatenowhere.
- Znajdziemy je!... – Deen zaklął, dyndając na płetwie.
Manta powróciła do poziomu, Deen i vari odetchnęli lądując na jej grzbiecie.
- Oni nie wiedzą do czego służy Oko Abazigala! – powiedział spokojnie Gatenowhere. – Artefakt jest bezpieczny póki co. Nie wiedzą nawet jak korzystać z mocy Dusz! Ten drow zapadł na śmiertelną śpiączkę, będzie ich spowalniał i osłabiał. Dopadniemy ich jeszcze.
* * *
Nie rozległ się huk, komnaty nie rozjarzył blask płomieni ani nie zasnuł jej całun siarkowego, smrodliwego dymu. Po prostu w pewnym momencie pośrodku kręgu pojawił się blady mężczyzna ubrany w czerwony kubrak. Na głowie nosił diadem, a u pasa miał krótki miecz. A kiedy podniósł wzrok, dostrzegła, iż jego oczy pozbawione były zarówno źrenic, jak i białek.
– Nie wyglądasz na czarownicę.
– Powinnam mieć czarną suknię, spiczasty kapelusz i kota na ramieniu? – zadrwiła kobieta.
– You called?
– No. No, I didn`t – fuknęła.
Obnażył w uśmiechu równe, białe zęby.
– But I am here... Czy to oznacza że mogę uczynić z tobą, co tylko będę chciał? Być może obdarzę cię męką, być może rozkoszą. A być może i jednym, i drugim, tak splątanymi, że nie rozpoznasz, które jest którym.
– Nie pieprz bo nie wykarmisz. Wybacz, jesteś za krótki w uszach.
– Jaka szkoda, że czeka cię tak straszna przyszłość.
– Nie masz pojęcia, darling, dla kogo będzie ona straszna. Don`t wanna talk about it.
- A w jakim celu mnie sprowadziłaś, powabna pani? Czy chcesz zakosztować mych pieszczot w łożnicy? Czy chcesz, bym napełnił cię nasieniem, i czy pragniesz zrodzić mi kolejnego syna?
– Tak, właśnie po to cię sprowadziłam! – krzyknęła radośnie i klasnęła w dłonie.
Potem roześmiała się kpiąco.
– Wyobraź sobie, że o niczym innym nie marzę, niż żeby pofiglować z tobą w łożnicy, a w nagrodę za te figle przez dziewięć miesięcy chodzić tak, jakbym nosiła na brzuchu worek kartofli. Nie, Berithi, sprowadziłam cię w bardzo konkretnym celu – powiedziała już poważnym tonem. – Żądam, abyś zadośćuczynił mi za to co schrzaniłeś.
– Pani...
– Jednego syna opanować nie potrafisz, a chcesz następnych?
– Ależ wszystko uczyniłem zgodnie z planem. Byłby mój, pechowo, to nie ork, jak planowaliśmy, przyszedł Synkowi z pomocą, a elfka.
– Elfka której wbiłeś jedyny miecz we wszechświecie jakiego nie powinna oglądać na oczy!!! – wrzasnęła upominająco.
– Nie mogłem...
– Nie! Wiedziałeś, że nie będziesz mógł!
– Co mam zatem uczynić?
– Przekaz im dobre wieści. Tylko trochę kultury. Zapukaj najpierw.
* * *
Wszyscy; Usłyszeliście zawołanie Szamila i obróciliście się ku rzece; w ciemności i mgłach dojrzeliście nadpływającą łódź. Nie było w niej Błysku Kłów, byli tylko Szamil i Jędrzej, oraz Charon wiosłujący na stojąco.

Wszystko stało się podobnie jak na początku tej podróży. Błysk teleportacji i poczuliście świeże powietrze zamiast bagiennych oparów, poczuliście że ulatujecie, opuszczacie to Miejsce. Zapachniało zbożem i polnymi kwiatami.
http://www.desktops-wallpapers.com/E...eat_fields.jpg
Pola. Wróciliście! Noc jest cicha i ciepła. W oddali widać już znajomą karczmę, ale obok niej stoi inny, niewielki drewniany budynek, jakiego nie było wcześniej!

A zatem Stwórca dopiął swego tym razem. Kolejny raz nie pójdzie już tak łatwo, wiecie czego się wystrzegać!
Wszyscy jesteście niemiłosiernie zmęczeni. Łażeniem po bagnach, polowaniem jakie przeszło już do legend, walkami, bieganiem, skakaniem... Padacie z nóg. Uzjel zaraz zawali się pod ciężarem własnej zbroi, Barbak będzie ciągnął młot po ziemi a Fufi zawali się pod ciężarem Nizzre i drow. Drow pochrapuje sobie radośnie, przy okazji. Wszyscy jesteście zziębnięci i brudni od błotka [zalatuje od was delikatnie mówiąc]. Wszyscy jesteście nieziemsko głodni. O ilu niektórzy zjedli coś w karczmie przed wypadem, o tyle większość umiera właśnie z pragnienia i głodu [Kall`eh dostał na powiece tiku nerwowego, tak bardzo go suszy].

Szamil;
- Kraaaah!
He?!
Pójdziesz ty!!!
Z nieba runął naraz ogromny czarny kruk!!!

Odruchowo zasłoniłeś głowę ramionami, machnąłeś ręką, próbując odpędzić ptaka. Kruk skrzecząc krążył wokół ciebie, szukając miejsca na lądowanie, opędzałeś się jednak od niego podejrzewając że ten dziób chętnie dźgnie cię w oko.
- Do karczmy przybędzie kobieta – odezwał się głośno łopoczący skrzydłami kruk. - Kobieta ta wie, że ma spotkać siedmiu, w tym jedną kobietę. Ale Oni pozostali.
Kruk wzbił się w powietrze i zniknął błyskawicznie w mroku nocy. Znów zapadła cisza.

Wszyscy; Docieracie na miejsce. Postanawiacie zajrzeć najpierw do tego drugiego małego budynku. To chyba sklep, jak głosi szyld! Zaglądacie dyskretnie przez okna.

Puste półki?! Nikogo tam nie ma!...
Karczma wygląda tak jak wyglądała. Nizzre, załatano tylko dziurę w ścianie po Fufim...

Wchodzicie do karczmy.
http://katalogstron.warszawa.e-wawa....8e626d096d.JPG
Przy stoliku po lewej biesiaduje sobie dwóch panów.
http://www.diegovelazquez.org/70021/...able-large.jpg
Zerkają na was ukradkiem, wrogo, chyba nie chcą mieć z wami do czynienia w żaden z możliwych sposobów. Tym razem jest karczmarz! Aczkolwiek właśnie siedzi na ławie obok kontuaru, samemu popijając.

Słyszycie że ktoś wszedł za wami. Ten ktoś podchodzi do karczmarza.
hunter s thompson by *moritat on deviantART
- Dziś wieczorem powinna się tu zjawić niejaka Vari – powiedział dyskretnie do karczmarza. - Przekaż jej to proszę, będzie wiedzieć o co chodzi.
Podał coś karczmarzowi.
- Jak wygląda? – spytał karczmarz, chowając coś do kieszeni.
- Wysoka, szczupła, wielkie cycki, kocie uszy i ogon. Nie pomylisz z nikim innym.
- Tylko to przekazać?
- Tak. Po prostu jej to daj kiedy spyta czy masz coś dla niej.
Mężczyzna w okularach szybko opuścił karczmę.
- Potrzeba czegoś? – zagadnął was przyjaźnie karczmarz, włażąc za ladę. – Co do noclegu, mamy już tylko pokoje dwuosobowe i trzyosobowe. Są za darmo, tak jak jedzenie. Jakie sobie życzycie? A, zapomniałbym – spojrzał na Kall`eha. – Tylko za piwo się płaci!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172