Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2009, 18:37   #581
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
therion: down the qliphotic tunnel

Czarne oczy zlewały się z ciemnością jednak białe włosy i czerwone ubranie odcinały się od cieni. Słowa rozbrzmiewały donośnie odbijając się od ściany jaskini. Drwina w głosie była aż nad to wyraźna.
-Jeden prezent ci dałem i jeszcze pozwoliłeś go sobie odebrać. I to jakiemuś drowowi? Mistress ma rację. Nigdy nie zostaniesz kimś, póki nie zaczniesz szanować tego, co masz.

Samael obserwował swego ojca, widział jak płynie w powietrzu za nic mając sobie prawa fizyki, pokazując, że przestrzeń i czas są dla niego niczym. Ten mały pokaz uświadomił Samaelowi, że walka jest niezbędna a wynik może być tylko jeden. Śmierć.
Dwoje czarnych oczu patrzyło na niego z oszpeconej twarzy.
-A teraz oddasz mi coś jeszcze. Swoje Dusze.
Demon wyciągnął miecz, krótka, srebrna klinga zalśniła w półmroku. Ciało zamarło gotowe do ataku, jak polując kobra.

"Wahasz się. Nie chcesz tego. Czuje to. Zmuszają Ciebie do tego. Masz jednak pecha, ja chce Twojej śmierci."
Samael postanowił dodać coś jeszcze, tym razem na głos.
-Ja się go pozbyłem. Pozbyłem się symbolu, bo tylko nim był.

Więcej słów nie było, płódemon skoczył, krasnoludzki nóż z sykiem wyszedł z pochwy i ciął na wysokości szyi. Stal kuta i hartowana w krasnoludzkich kuźniach z wizgiem przecięło powietrze i nie natrafiło na przeszkodę. Samael zachwiał się, jego twarz przez ułamek sekundy wyrażała najczystsze zdziwienie. Opanował się, odskoczył, srebrna klinga przecięła powietrze w miejscu w którym jeszcze przed chwilą stał.

Obaj mężczyźni patrzyli na siebie. Na pierwszy rzut oka łączył ich tylko kolor włosów. Przystojna twarz Samaela była zupełnie niepodobna do poparzonej twarzy demona. Stalowe oczy, zwykle uważane za nieludzkie, wyprane z uczuć przy całkowicie czarnych oczach demona zdawały się być pełne emocji. Nawet ubierali się inaczej, Samaelowa kurtka była w barwach maskujących przez co przypominał łowcę a czerwony kaftan Berithiego w połączeniu z diademem nadawał demonowi wyglądu szlachcica.
Tyle zdawało się ich dzielić a tak mało łączyć... Jednak uważny obserwator dostrzegłby pewne podobieństwo. Te same ruchy mamiące przeciwnika, ten sam zacięty wyraz twarzy...

Na sekundę zamarli w bezruchu jakby czekając na coś. W końcu znów ruszyli na siebie. Białe, demoniczne ostrze cięło od dołu, elf odskoczył do uniku, czarny sztylet mknął w kierunku szyi przeciwnika...
W powietrzu zakłębiły się mgły wyciekające z rany...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-10-2009, 20:14   #582
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Co się stało, Nizzre?
- Jest tu demon!...

Asael xxizz! Xxizz!!!

Zamarła w bezruchu. Ujrzała ściany ognia i szarą, skrzącą się masę, materię przez którą przetaczały się raz po raz jaśniejące pręgi bólu. Materia miała ręce – znajome ramiona, nogi – znajome blizny na kolanach, miała głowę – ze znajomymi oczami, znajomymi ustami krzyczącymi zaciekle. Nizzre drgnęła. Skanowała otoczenie – kilka innych mas, żywych mas, kręcących sie bezradnie i chaotycznie wokół. Nie wiedziała kim byli, ale byli obcy. Widziała jego ból, znajomy ból, widziała jego wściekłość, połyskującą, fioletową wstęgą wijącą się w ogniu, uwięzioną w jakiś sposób, niezdolną się wyrwać. Widziała jego strach, parujący wokół niego, widoczny, niemal czuła jego zapach. Widziała zdezorientowania i wahanie tamtych, obcych, ich złość, ale głównie strach, narastający strach. Obraz gasł.

Doer dortho uns'aa, xxizz!!! Nizzre!!!

I znów rozmysł na nowo, wyraźniejsze kolory, ostrzejsze smugi, pulsujące życiem masy.
- Demon?
Nizzre rozejrzała się błyskawicznie.
- Tak. Jest w tej grocie. Nie wiem kto tam został, chyba ktoś z drużyny...
Omiotła wzorkiem okolicę – kogo brakowało? Widziała tylko tego dziwnego, obcego mężczyznę.
- Chyba są tam wszyscy, nie wiem!
- Nie widzisz?
- Nie...
- Co widzisz?
Spojrzała na płonący na horyzoncie las.
- Muszę wejść do tego lasu, Gate! Ktoś mnie wzywa, potrzebuje pomocy!
- Nie wejdziesz tam bez wierzchowca.
- Albo tych butów! Musimy je zdobyć!
- Nizzre – zatrzymał ją. – Szybciej będzie złapać wierzchowca.
Przystanęła.
- Ta grota jest labiryntem pełnym pułapek – ciągnął Gate. – Szybciej będzie schwytać wierzchowca.
- Oni tam zostali!
- Znowu... chcesz...? Zapomniałaś, jak wcześniej przyjęli twoją pomoc?
Nizzre zagryzła wargi.
- Ale...
Nie, Gate miał rację. Zbyt wiele razy się zawiodła, a teraz? Ktoś wzywa i potrzebuje jej pomocy.
- Zapłacisz mi za to! – syknęła.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 28-10-2009, 19:50   #583
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Szamil;
Plan był niby dobry. Wybrał dobry czas – w momencie, kiedy oni chcieli pozbyć się jego, on grzecznie odszedł i knuł po swojemu, a oni byli zajęci czymś innym. Coś jednak poszło nie tak. Przyszłość jaka nadeszła różniła się od tej, którą widział. Mgły zadrwiły z niego, okazało się, że nawet poza pokojem gdzie spał Ray`gi Terayatechi nie powinno się napastować mrocznych elfów. Drow jakimś cudem nie uległ opętaniu, a co gorsza zdołał wezwać pomoc. Chaos usłyszał, zobaczył, i drowia klątwa ruszyła z pełną mocą. Mgły Chaosu były wściekłe.
Ich wściekłość sprawiła, że przy pierwszej próbie ataku Berithi niemal unicestwił sam siebie, czy raczej został unicestwiony przez swój wewnętrzny Chaos. Samael zaś znakomicie wykorzystał okazję...

Nizzre;
- Łap!
- Trzymaj!
- Bij zabij! Er znaczy łap trzymaj!
Historia Ala Błysk Kłów powtórzyła się jednak.
- Mówiłam, że nie umiem tego robić!!! – darła się elfka, jadąc po ziemi, uczepiona obiema rękami liny – na drugim końcu pętla zahaczona była o poroże wielkiego jelenia.



Jeleń biegł, elfka jechała za nim po ziemi, a zasapany rycerz i kocia chimera nadaremnie próbowali dogonić uciekające zwierzę.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 28-10-2009 o 19:54.
Almena jest offline  
Stary 28-10-2009, 23:49   #584
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Dwarfy mają to do siebie, że są nie ustępliwe i uparte. Prawdopodobnie przyczyną tego jest fakt, że na wszystko musieli dużo pracować. A mają wygórowane potrzeby i zachcianki. Także i Kall'eh nie odbiegał od tego stereotypu. Jak już czego chciał to musiał to dostać (no Almena's Melisa jest wyjątkiem potwierdzającym regułę). Teraz natomiast była sytuacja, w która zbiła go z tropu. Przypuszczał, że znajdzie szybko jakiś wyłącznik lub dezaktywator tego piekielnego czegoś co się działo wewnątrz korytarza. I tak się stało. Ale rozwiązanie, albo chociaż zrozumienie tego co znalazł graniczyło z cudem. I to w typowo krasnoludzkim znaczeniu. A mało rzeczy można określić tym mianem w mniemaniu tego karłowatego ludu.

Kall'eh stał przyglądając się dziurze. Zdawał se sprawę, że to może być jakaś zapadka, która zadziała na korzyść. Gorzej jednak jak nie. Jak wylezie jakieś wielkie coś i trza będzie walczyć. A Kall'eh do walki skory, z tym, że nie teraz, gdy jego ręka jest bezwładna. Jak to dobrze, że to lewa ręka jest przeklęta. Lewą nie umie wiązać butów.

Pojawienie się Może zaburzyło jego tok rozumowania. A zrozumcie, że stał tak od jakichś.... no kilki minut przyglądającym się. Liczył na palcach, potem w pamięci. Następnie przerzucił się na kamienie - oczywiście, co było łatwiejsze. Potem pojawił się Może z tymi jego oczami. I całe liczenie poszło w las, jak mawiał wuj.

- Rozumiem, żesz cóś znalazł. - Zapytał bez wahania.

Potem dowiedział się, że musi coś wsadzić w otwór (jak i podejrzewał) i ktoś musi zrobić to samo w środku. Błahostka.

- Wiedziałem. - wymamrotał i wziął pieszczocha za ostrze i włożył rękojeść w dziurę.Czekał na rezultat wsadzania. Penetrując jaskinię zamierz być bardzo ostrożny.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 31-10-2009, 11:16   #585
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Mgły kłębiły się nad ich białymi głowami. Stali ramię, przy ramieniu, jak przyjaciele. Obaj odwróceni w przeciwne strony, jak pokłóceni przyjaciele.
Szamil miał wyciągniętą prawą rękę, jakby chciał dotknąć twarzy ojca... W ręce trzymał nóż wbity aż po gardę w szyje demona. Szybko wyszarpnął broń z rany, fioletowe mgły buchnęły gęściej. Berithi patrzył przed siebie osłupiałym wzrokiem, ten wymiar był dla niego przeklęty, nie mógł zobaczyć przyszłości a bez tego czuł się ślepy, uzależnił się od tej wiedzy.
Demoniczna manifestacja ciała słabła, ręka z mieczem ciążyła. Samael schował nóż i delikatnie podszedł do ojca, ujął go za dłoń trzymającą broń, podniósł ją lekko do góry...
...po jaskini rozległ się stukot, jakby coś uderzyło o ścianę. Silnie popchnięty Berithi zachwiał się, dłoń z mieczem kilkukrotnie uderzyła o skałę. Połamane palce rozluźniły chwyt, miecz powoli wypadał tracąc kontakt z demoniczną energią... Samael nie mógł na to pozwolić, nie był pewny czy miecz był rzeczywisty czy był tylko manifestacją, przejął pewnie broń. Miecz był podobny do jego poprzedniej broni, lekki, ostry i nietypowej budowy.

Samael dał dwa kroki w tył, nie młynkował mieczem, trzymał go spokojnie wzdłuż nogi. Nie było potrzeby "wyczucia" broni, była ona niczym przedłużenie jego ciała.
Rana na szyi Berithiego powoli się regenerowała a on niedługo miał stać się znowu śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem.
-Heh. Teraz ja będę obserwował Twój agonalny wyraz twarzy. Nie martw się, nie dam Ci łatwo zginąć. Będziesz czuł, że umierasz. Heh. Z tego co pamiętam chciałeś odciąć mi rękę, ja pozbawię Ciebie wszystkich kończyn.
Samael zrobił krótką pauzę.
-Ale zanim to się stanie chcę byś o czymś wiedział. Teraz nasze starcia mają tylko symboliczny charakter, ot mały pokaz siły. Niedługo to się skończy, niedługo zawalczymy o naszą egzystencje. Przypomnisz sobie tę chwilę gdy staniemy naprzeciwko siebie. Gdy będę dzierżył Światło i Chaos. Gdy ze mną będzie Biel i Fiolet a Ty będziesz zdychał jak pies.
-Heh. Koniec tego małego przedstawienia. Time to die!
Samael ciął z zamiarem pozbawienia swego ojca wszystkich kończyn i doprowadzenia do jego powolnej śmierci.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 31-10-2009, 20:05   #586
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Odnalezienie drugiego włącznika nie sprawiło mu szczególnej trudności, zwłaszcza że stał już przy nim krasnolud. Demon teleportował się tuż obok niego i odczytał napisy. Te zewnętrze zgadzały się z tymi, które były w środku, co upewniło go w tym, że właściwie rozszyfrował to pismo. Powiedział dwarfowi o napisach wewnątrz jaskini oraz o tym, co powinien zrobić. Nie było większych problemów z przekonaniem Kall'eha by zrobił to co potrzeba, co upewniło go w przekonaniu, że krasnoludy są jedyną w miarę komunikatywną rasą. W tej samej chwili nastąpiły jednocześnie dwa zdarzenia, które nieco wytrąciły demona z równowagi.

W jego stronę ruszyła biegiem elfka Nizzre, którą widział oczami Uzjela gdy przez chwilę towarzyszyła drużynie w miejscu rycerza i przez fragment miejsca półelfa. O niej wiedział najmniej, a ta reakcja na jego widok jakoś nie pasowała mu do schematów, którymi wcześniej ją określił. Przypomniał sobie momentalnie wszystko czego zdołał się o niej dowiedzieć, jednak nic nie pomogło mu w wyjaśnieniu tego zachowania. W końcu z żadnej strony nie wyglądał na drowa, do których jak zauważył miała słabość. Dlatego teleportował się tuż przed nią, zaglądając jej z odległości kilku centymetrów w oczy

Forsaken by ~Hathawayp5 on deviantART

Nie odezwał się, tylko przez kilka sekund trwał tak tuż przed elfką, po czym teleportował się z powrotem do groty. Stamtąd pochodził bowiem drugi czynnik który wywołał jego zdziwienie, a mianowicie energia innego demona. Uzjel nie posiadał zbyt rozwiniętych demonicznych zmysłów, więc nie potrafił rozpoznać tego algorytmu. Gdy tylko się pojawił w środku i zobaczył Szamila stojącego tuż obok innego mężczyzny. Jego opinia o półelfie pogorszyłaby się znacznie gdyby nie fakt, że wiedział kim jest ta osoba. Berith, kochający ojciec przyszedł po prostu odwiedzić swojego syna. Może uznał więc, że w takiej sytuacji nie wypadałoby im przeszkadzać, teleportował się więc na zewnątrz. Uznał, że chwilowo nie ma tutaj nic do roboty, a drużynie pomógł już wystarczająco, dlatego teraz mógł zająć się zadaniem na poważnie. Miał zamiar ruszyć na polowanie, w celu zdobycia środka transportu. Zawsze lepiej było skorzystać z obydwu możliwości, wtedy szanse powodzenia wzrastały
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 01-11-2009, 17:11   #587
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kall`eh; Jak zawsze; elfy gdzieś poniosło. Jak nie na pohybel do groty z miażdżącymi kamiorkami, to gdzieś we wszystkie diabły [is jak wsiąkł tak wsiąkł, nie zauważyłeś nawet gdzie i kiedy], albo też... [kątem oka widzisz, jak za tobą w gąszczu lasu przebiega jeleń, a za nim po ziemi jedzie Nizzre]. No i znowu robota przypadła dwarfowi. Heh. Ten dziwnooki gostek ‘Może wyjaśnił, że w tej dziurze skalnej jest przełącznik, dźwignia, czy cokolwiek innego, co należy wykorzystać by ruszyć dalej. Że trzeba wsadzić tam łapkę albo co innego, ale niestety, poza jedną ręką niczego innego chwytnego nie posiadasz [nogą nawet nie sięgniesz na wysokość dziury]. Co zatem czynić? Plan był taki, że Szamil i ty uruchamiacie mechanizm. Ktoś z zewnątrz i ktoś z wewnątrz. Ok. Szamil w głębi groty milczał coś, miałeś dziwne wrażenie, że echo niosło szczęk ostrzy, ale odgłos zagłuszały zderzające się ze sobą skalne bloki, więc nie byłeś pewien. No cóż. Wsadzasz łapkę do dziury. Hmmm macasz, macasz... Skały. Wsadzasz głębiej, macasz macasz... Ups...? Metal jakiś...! Eh...? Poczułeś nagle, ze na twoim nadgarstku zacisnął się twardy, metalowy pierścień. Odruchowo próbowałeś cofnąć rękę, ale nic z tego! Jakieś złośliwe kajdanki uwięziły twoją rękę! Jedyną sprawną zresztą, no fajnie... Próbując zachować spokój nie szamotasz się i rozważasz jak wybrnąć z tej nietajnej sytuacji, kiedy zaczyna dziać się coś dziwnego. Bloki skalne zderzające się ze sobą zaczynają wsuwać się w ściany i przestają już wysuwać się ponownie, przez co cała miażdżąca pułapka powoli i sukcesywnie wygasa. Wszystkie bloki skalne wsunęły się w ściany i znieruchomiały. Usłyszałeś dziwny szelest i z dziury w której trzymasz rękę zaczął się wydobywać podejrzany, skrzący się żółtawy pyłek. Wirował i fruwał falami w powietrzu, zaczął rozłazić się wokół i wstęgami unosić się przy ścianie na wysokości dziury w której gmerasz. Kawałki ściany zaczęły pękać i magicznie odpadać, ukazując metalową szynę biegnącą wzdłuż całej ściany, także poprzez fragment, gdzie znajduj się nieruchome kamienne bloki. Coś chrupnęło w ścianie poczułeś, że możesz ruszać ręką... tyle, że w dość nietypowy sposób. Nie możesz jej wyjąć, ale najwyraźniej trzymający się w niewoli uchwyt znajduje się na ruchomym mechanizmie, który porusza się po odsłoniętej na ścianie szynie! Możesz się swobodnie przesuwać wzdłuż tej szyny, z uwiezioną ręką. Możesz zatem iść w głąb groty... i tylko tam zdaje się. Nie możesz w żaden sposób uwolnić swojej ręki. Nie widzisz nawet mechanizmu który ją trzyma i nie możesz go dosięgnąć drugą ręką [znaczy nie możesz ruszyć drugą ręką, to już szczegół, ale gdybyś mógł, nie di sięgnąłbyś...] Dzieje się coś jeszcze... jakiś zgrzyt w głębi groty...!

Szamil:
- Heh. Teraz ja będę obserwował Twój agonalny wyraz twarzy.
- Nie krępuj się... – warknął Berithi, bardziej zły na siebie, niż na syna.
- Ale zanim to się stanie chcę byś o czymś wiedział.
Berithi spojrzał na ciebie dziwnym wzrokiem.
- Teraz nasze starcia mają tylko symboliczny charakter, ot mały pokaz siły. Niedługo to się skończy, niedługo zawalczymy o naszą egzystencje. Przypomnisz sobie tę chwilę gdy staniemy naprzeciwko siebie. Gdy będę dzierżył Światło i Chaos. Gdy ze mną będzie Biel i Fiolet a Ty będziesz zdychał jak pies.
Berith zaśmiał się krótko.
- Nie zabijesz Wojownika ani Światłem ani Chaosem – szepnął. – Na tym to polega. Miałeś zabić go sobą. Ale armia powstaje. Jestem sam, a ty skupiasz wrogość na złym celu. Oni tego chcą. Chcą uwolnić Legion. Uwolnią go. A wtedy to miejsce i wy wszyscy tu uwięzieni przestaniecie być potrzebni...

Zauważyłeś nagle, że kamienne bloki, które dotąd zderzały się z potwornym hukiem o siebie, przestały się poruszać. Wsunęły się w z powrotem w ściany i znieruchomiały, a wokół zaczął unosić się złotawy pyłek. Poczułeś, że Berithi złapał cie za połę płaszcza.
- Zabijaj każdego półdemona jakiego spotkasz! – warknął. – Każdego opętanego, którego spotkasz!
Usłyszałeś zgrzyt i obejrzałeś się katem oka. Brama w podziemnym przejściu zaczęła się nagle otwierać.

Nizzre; Wypuściłaś w końcu linę z rąk, nie utrzymałaś uciekającego zwierzęcia. Podniosłaś się chwiejnie z ziemi, cała umorusana, poharatana i zmierzwiona.
- Łap to draństwo!!! – darł się zaspany Deen. – Kurzesztynoniemogę... – zatrzymał się i pochylił, dychając ciężko.
Vari, kocia chimera, przeskoczyła zwinnie ponad nim i pognała za uciekającym jeleniem.
- Nizz...sap...zzz....sap...Re...sap... – dychał Deen.
Otwarłaś sobie twarz, poprawiałaś włosy i rozdarte ubranie. Znienacka znikąd pojawił się przed tobą ten pomarańczowooki mężczyzna. Deen podniósł na niego wzrok, wybałuszył gały w zdumieniu, odruchowo sięgnął po miecz i cofnąwszy się znieruchomiał w bojowej pozycji.

Może;

Elfka bawiła się w polowanie. Była umorusana i potargana, bo nieszczególnie udało się jej to polowanie... Była też z kimś. Powiedzmy...
Angels sword by ~OmeN2501 on deviantART
Gościu nie wyglądał groźnie. No, powiedzmy...
- Nizzre...! – szepnął ostrzegawczo.
Ale elfka nie cofnęła się obok niego, za jego zbroję, za jego miecz. Wpatrywała się w ciebie nieopisanym wzrokiem, czułeś, jak w jej duszy wszystko kotłuje się i przewraca, jak narastają w niej przedziwne uczucia; to nie był strach, to nie był gniew, lęk, tylko zdziwienie i... coś... dziwnego...

Nizzre;
„Nie” – usłyszałaś szept Gate`a.
Kolana jej drżały.
„Nie rób tego”
Usta jej drżały, jakby nie mogła wydobyć siebie słów. Kolana jej drżały...

Może; Cóż. Póki co wracasz, by powitać gościa. Wracasz do tunelu.
At the end of the tunel.. by =obojkovski on deviantART
Gościem okazuje się Berithi. Dobrze znany w Chaosie książę, ojciec Samaela. Tego tu półelfa. Ot, rodzinne spotkanie, no cóż, nie będziesz przeszkadzał...
Wracasz do lasu. Kiedy tylko zaczynasz rozglądać się za zwierzyną łowną zauważasz, że ta jednooka elfka biegnie ku tobie.

Szamil; Drzwi otworzyły się. Ukradkiem widzisz za nimi kawałek korytarza, oraz opadającą na jego końcu kamienną płytę, a za nią dużą grotę, w której siedzi coś czerwonego i niefajnego...!
Lictor by *Mr--Jack on deviantART

Stwór jest stanowczo za duży, aby przecisnął się do korytarza w którym obecnie jesteś, ale podejrzane zgrzytanie mechanizmu gdzieś za ścianami tunelu nie wróży nic dobrego... tymczasem, do korytarza od strony jaskini zaczynają do tunelu włazi dziwaczne stworzenia. Są wielkości worka ziemniaków, czyli nie jakieś makabrycznie duże. Są za to makabrycznie paskudne.
The Slug by ~DerekWalborn on deviantART
Pełzną sobie z mozołem ku tobie, jest ich sporawo, nie ma sensu nawet tego liczyć. Wyglądają hm... ciekawie...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 02-11-2009, 21:39   #588
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację


Jeleń strzelił minę, skoczył i tyle go widziała. Nie była pewna, czy lina pękła, czy nie wytrzymała i puściła uciekające zwierzę. Było za silne, nie mogła utrzymać go sama. Pojechała po trawie kawał drogi za uciekającym rogaczem, zdzierając skórę z łokci, ramion i kolan. Kiedy puściła poczuła dopiero piekący ból w miejscach gdzie miała siniaki i krwawe zadrapania. Z jękiem zbierała się z ziemi, sprawdzając jak bardzo źle jest poturbowana. Fufi z piskiem Nadbiel, przebierając nóżkami i kręcąc grubym odwłokiem.
- Żyję, żyję... – wystękała.
Oglądała rozbity łokieć, z którego kapała krew. Nadbiegł Deen, wyglądał chyba gorzej niż ona, pot lał mu się po twarzy i ledwo łapał oddech. Zwinna Vari przebiegła obok i próbowała dogonić jelenia, ale zwierze było za szybkie nawet dla niej i po chwili zniknęło bez śladu w lesie. I wtedy zjawił się On.

* * *

Zawsze wychowywałam syna z jedną tylko myślą: aby poradził sobie sam w dalszym życiu, i aby nie miał mi niczego za złe. Bardzo trudno było połączyć rolę matki, opiekunki i towarzyszki broni, ale doszliśmy w tym do perfekcji. Gdybyśmy nie wyznawali Bieli, byłoby to absolutnie niemożliwe.
Byłam bardzo dumna i czułam się cudownie, kiedy przychodził do mnie, żaląc się, zwierzając się ze swoich problemów, prosząc o radę. Czułam się wtedy wspaniale, czułam, zasłużyłam na jego ufność, że wierzył we mnie.
Mówią, że matka wie najlepiej. Ale matka nie jest Światłem, matka jest po prostu elfem, który skończył pewien wiek i urodził dziecko. Matka nie jest nieomylna i to przerażało mnie zawsze najbardziej. Nie ukrywałam tego jednak przed nim, nigdy nie zatajałam swoich błędów. Pilnowałam, aby zawsze przyznać się do popełnionego błędu i przeprosić swojego syna, przyznać mu rację – gdyż uważałam, że na to zasługiwał. Tak jak dziecko musi zarobić na szacunek rodzica, tak i matka nie powinna być szanowana tylko dlatego, że dała życie. Uważałam zawsze, że mój syn jest nie moją własnością, którą mam prawo kierować i zażądzać, a żywą istotą, taką jak ja, i traktowałam go jako równego sobie, strzegąc go, ucząc, pilnując. Nie oznaczało to, że mógł robić to co ja, oznaczało to, że szanowaliśmy siebie nawzajem, reagowaliśmy na siebie nawzajem, uczyliśmy się patrzeć na potrzeby innych, ich uczucia, ich marzenia. To nieprawda że ryby i dzieci głosu nie mają. Nie wahałam się przy innych przyznać do błędu i przyznać racji synowi. Zawsze starałam się znaleźć dla niego czas. Zawsze starałam się go wysłuchać. Spełniać jego marzenia. Uczyłam go mówić, a siebie uczyłam słuchać. Bo uciszane przez zmęczonego rodzica dziecko kiedyś ulegnie, ucichnie i nie odezwie się wcale, i będzie milczeć już zawsze, chowając swoje problemy, a to, chociaż może da rodzicowi mylne poczucie że dziecko jest grzeczne i wszystko jest w porządku, ostatecznie zabije cały sens rodzicielstwa, miłości i ufności. Zawsze odmawiałam stanowczo tego, co było dla niego szkodliwe, nie tego, co mnie się nie podobało. Był najukochańszym dzieckiem, niesamowicie energicznym rozrabiaką, niemiłosiernym buntownikiem i nieustraszonym wojownikiem. Już od małego. Nie zawsze dogadywaliśmy się świetnie, wybuchały bunty i kłótnie, ale zawsze któraś ze stron przygnała się do błędu, padały przeprosiny i żyliśmy dalej. Kilka razy, pamiętam, zrobił coś, po czym darłam się, że go zamorduję, jeśli natychmiast nie przestanie. Nie zawrócił od razu, oczywiście, miał swoje drogi, potrafił tak trwać, zbuntowany, szukający czegoś, o czym tylko on sam wiedział, a ja darłam się za nim, że ma przestać albo go zamorduję jak go dorwę. Jego życie było zagrożone, choć on o tym nie wiedział. I, oczywiście, kiedy już go dopadałam – bo rzadko wracał po dobroci, choć z reguły zwalniał i grzecznie pozwalał się dogonić – potrafiłam mu trzasnąć kiedy był mały, i trzasnąć kiedy był duży. Nie bić żeby bić, ale trzasnąć, raz, nie mocno i nie po to żeby bolało. Był to taki symbol „nie podoba mi się to, co zrobiłeś, nie muszę mówić dlaczego, chyba wiesz...”. Potem zapadała chwila ciszy, moje kazania, jego – zawsze przejmująco wylewne - przeprosiny i moje błagania żeby nie robił tego więcej. Nie raz trzasnęłam i nim zdążył coś powiedzieć pogłaskałam i przytuliłam, a on wtulał się we mnie. Oboje wiedzieliśmy, że zrobi to jeszcze nie raz, oboje wiedzieliśmy, że będę go ścigać, odciągać od źródła śmierci, opieprzać, a on speszony przeprosi i przytuli mnie, zapewniając, że się poprawi, że mnie kocha i jestem najlepszą matką. Lubiliśmy tak. Lubiłam jego młodzieńczy, szaleńczy zapał do życia i wyzwań, do ryzyka, lubiłam jego buntowniczość, lubiłam, że nie dał się, jak inne dzieci, ułożyć na pokaz jak pies, że miał swoje zdanie, swoją drogę, że wiedział czego chciał i był z tym szczęśliwy. A on lubił moje wsparcie i świadomość, że zawsze, choćby świat się walił, zawsze będę tam, aby nawoływać go, opieprzać i bronić przed śmiercią. Był niezastąpiony. Był moją krwią i moją duszą.
Miał swoje wybryk i kochałam je. Nie chciałam go zmieniać, aby był taki, jak powinien – grzeczny chłopiec recytujący wiersze, ubierający się w to, co mamusi się podoba. Chciałam, żeby umiał żyć własnym życiem, żeby był szczęśliwy, przy tym szanując mnie, siebie i innych. Miał prawo wyboru w granicach rozsądku. Nawet, jeśli jako mały chłopiec koniecznie chciał sam sprawdzić, czy upadek z kanapy na ryłko boli, pozwalałam mu to sprawdzać. Kiedy jako wojownik koniecznie chciał sprawdzać, czy da radę trójce wrogów naraz, pozwalam mu sprawdzać. Ale zawsze przyklejałam plaster na śliwę na czole i zawsze mój miecz był gotów osłonić go przed ostrzem silniejszego wroga.
Pamiętam niesamowite spojrzenie jego brązowych oczu, którym godził w każdego, kto choćby podniósł na mnie głos. Pamiętam furię, z jaką złamał kiedyś podniesioną na mnie rękę. Wiem, że nadal patrzy tak na każdego mojego wroga i nadal chwyta za miecz kiedy ktoś mi grozi. Zabiłabym świat, aby on mógł się narodzić.
Mój syn był...

* * *

Nizzre spoglądała za tajemniczym mężczyzną, który znów pojawił się nieopodal.
Jak to jest kogoś stracić...
Pojawia się w naszym życiu...
Znika...
I pojawia się znowu...
On nie umarł, on nadal tu jest...

Pobiegła za nim, by po raz kolejny spojrzeć w jego niesamowite, pomarańczowe oczy. Nagle zauważyła, że Flafie, siorbiąc lizaczek, grzecznie spokojnie podążała za tajemniczym przybyszem, lub przynajmniej trzymała się w jego okolicy.
- Witaj... – wyjąkała w końcu elfka.
Była blada jak papier i nieznajomy musiał sie zdziwić. Próbowała się opanować ale kiepsko jej to wychodziło.
- Czy... widziałeś może rycerza w stalowej masce...? – spytała w końcu.
Spojrzała na łunę ognia na horyzoncie.
- Mam na imię Nizzre. Ty też szukasz sposobu by wejść do Żmijowego Lasu? – zaryzykowała. – Muszę się tam dostać! Jest tam mój towarzysz, który potrzebuje pomocy! Niestety, nienajlepiej idzie mi polowanie na tutejsze zwierzęta! Są bardzo silne i szybkie! Nie będą pewnie zbyt wielką pomocą, ale...
Klepnęła się w nogę, Fufi radośnie piszcząc przybiegł oparł się o nią, domagając się pieszczot.
- Siad, siad mały...! Siaaad!!! – pająk wywrócił ją i w ramach powitania oklepywał nogogłaszczkami. – Siad, won, spokój!!! – zdołała się pozbierać. – Może chociaż mój pająk da radę cie jakoś wesprzeć...? – spojrzała na nieznajomego.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 03-11-2009, 11:07   #589
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
YouTube - Chaîne de AudioFeels

Klęczał przed posągiem. Pogrążony w głębokiej modlitwie, pogrążony w zadumie. Dumał nad sensem swego bytu, nad tym jak przebiegał jego żywot, nad tym co on przyniesie, gdzie poniesie … i z kim.
Samael gdzieś kręcił się wokoło Barbaka, jednak po pewnym czasie, zniknął. Kapłani, akolici wszyscy krążyli wokoło orka oddanego modłom. Wszyscy Tworzyli razem z nim świątynie, jednak wszyscy oni byli poza umysłem zielonego. Liczyło się tylko i wyłącznie to co działo się w tej konkretnej chwili. Nie liczyło się nie innego, nic co robili pozostali. Był w tym konkretnym momencie tylko on i… i Platynowy Smok siedzący dumnie przed nim. Platynowy Wyrm, czy może jego uosobienie, przedstawione pod postacią rzeźby. Jednak nie miało to również znaczenia. Równie dobrze Barbak mógł klęczeć przed gołą ścianą, czy kupą kompostu. Liczyło się to komu oddawał swój umysł, komu służył i czyimi przykazaniami starał się w swym żywocie kierować. Liczył się Palladine.

Czas w którym odprawiał modły jakby się zatrzymał. Ork wiedział doskonale, że to tylko złudzenie, że świat na zewnątrz żyje swym własnym życiem, że wzywa go… i że zielony będzie musiał odpowiedzieć. Nie chciał jeszcze… chciał jeszcze choć przez kilka chwil być sam na sam ze smokiem…

Gdy powstał z klęczek, ze zdziwieniem stwierdził, że zapadł już zmrok, że w czasie kiedy on dążył do Katharsis, godziny mijały nieubłaganie… Tylko dlaczego tak szybko?
Skierował swój wzrok na kapłana pełniącego służbę przy wiecznie płonącym zniczu. Przy ogniu, który był tu aby ogrzać i dać pocieszenie. By wskazać drogę zbłądzonym, by nawrócić tych, którzy zwątpili… by okazać im łaskę i miłosierdzie Światła.

Powstał z klęczek. Stawy strzeliły w proteście po długim przebywaniu w jednej pozycji, jednak po krótkim proteście uniosły swego właściciela. Ork podszedł do Kapłana. Ten, tak jak i przed kilkoma chwilami ork oddawał cześć, temu w kogo wierzył… temu w co wierzył.

Barbak zdecydował się nie przeszkadzać. Spojrzał przelotnie na trzymany w dłoni zwój pergaminu, na to po co tu przybył… na materialną część tego po co tu przybył. Zwinął go starannie i schował w mały tubus, ten przytroczył do pasa.

Pozdrowił niemo posąg smoka, oddał mu raz jeszcze pokłon. Raz jeszcze w duchu złożył cichą modlitwę dziękczynną. Za co? Za swoje rzycie. Za to, że mimo iż było tak strasznie pogmatwane było jednak takim, jakie ork sobie cenił.

Wyszedł na próg świątyni. Spojrzał w niebo.
Krwawy ksiezyc..._Blood moon.. by !Miluska8 on deviantART

Elfy zwykły mawiać, że księżyc czy słońce wstają krwawo, gdy posoka się gdzieś leje wiadrami… No może nie do końca… to z wiadrami dodały orki… ale dzięki temu powiedzenie w końcu nabrało sensu!

- Kruku… Chyba zabarłożyłem trochę! Przenieś mnie proszę to tego potępionego Towarzystwa!

Emanuel Rodriges Maul Ep Diffirin Kellah wygramolił się na orczy pancerz. Nie przeszkadzał przyjacielowi w czasie modłów. Wiedział że ork tego nie lubił.
- Czyli znowu wracamy do tego Towarzystwa?
- Tia!
- Coś się niemiło!
- Tia!
- Masz zamiar powiedzieć mi co?
- Mamy misję!
- Palladine!! Jaką znowu misję?
- Mamy misję od Boga Przyjacielu!


Pchła nie powiedziała ani słowa… przez kolejne jakieś 3 sekundy. Wiedziała że Barbak potrzebował tego czasu, wiedziała że ork nie żartował, że jego facjata była śmiertelnie poważna… że to o czym mówił wypływało z głębi jego zielonego serducha!
- To dobra zielony! Stwierdziła pchła gdy ork zaczął wchodzić w pojawiający się portal.
Gdy ten zamykał się, do uszu postronnych mogło dobiec jeszcze:
-MAAAAAAAĆĆĆĆĆĆ Ork nie przepadał za portowaniem.

*****

Gdy pojawił się przy swych dotychczasowych kompanach, zanim jeszcze zrozumiał gdzie jest i co się dzieje, jego prawica powędrowała z głośnym uderzeniem na lewą pierś, w geście pozdrowienia.

- No to BAJABONGO! Dodał Emanuel i zamłynkował ukulele.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 06-11-2009, 18:20   #590
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh już zamierzał udać się w głąb tunelu, bo i gdzie miał iść. Zanotował se w pamięci, że to przez tego Może siedzi z łapą w dziwnym pierścieniu i nie ma wielkiego pola do popisu. Zatem zamierzał już dać kroka gdy nagle ork wpada teleportem i rozgląda się dookoła. Zobaczył Karła i rzekł:

-Bry!Nie przeszkadzam??

Kall'eh mruga oczami. Z chęcią by je przetarł gdyby mógł. Pomachał z niedowierzaniem głową.
- Ty zawsze mus wpadać jak czarodziej? - zwołał z uśmiechem.

- Orki tak mają. - Barbak odparł poważnie. - Robicie coś ciekawego?? Pomóc jakoś może?? Bo widzę, że sobie całkiem nieźle radzicie. - Delikatna ironia spłynęła z orczych ust.

- Masz móże Almenowskom Melise? - popatrzył na swoją lewą rękę. - Albo klucz dło tych ło kajdan? - tym razem wskazał kiwnięciem głowy na pierścień zaciśnięty na prawej ręce.

-Hm... zobaczmy - Emanuel Sprawnie zabrał się za swój plecak. - Kminek jest.

- Ło tak, radzim sobie wyśmienicie. - Przerwał i uśmiechnął się lecz bez zadowolenia.

-Czosnek jest. Mięta jest... dużo mięty. Orki mają duże zapotrzebowanie na miętę.Czosnek jest. Hm... Mielisa wyszła niestety. Czasy są ostatnio cholernie nerwowe!!

Barbak wzruszył ramionami.
- Niestety Przyjacielu... ale może da radę Cię jakoś odczepić z tą bransoletką?? Skądinąd do Twarzy Ci w niej. Ork wyszczerzył się lubieżnie.

- Znając postenpki Chaosu tło ni da rady. - Kall'eh popróbował się wyrwać - Nic. Cło dło twarzy, tło, córaz czenściej mam cóś dło niej. - Sam się zastanowił czy to dobrze zabrzmiało i dodał. - Móże jak wyrwiemy tłą bryzoletkę to se ją zachowam. - wyszczerzył się.

- Tło móże dło środka zawitamy? - dodał po chwili.

- Prowadź przyjacielu.

- A gdzieżesz ty był sługo światła? - Kall'eh zapytał po kilku krokach. I nie czkajać na odpowiedz, dodał:
- Aaa zapomniał bym, mamy nowego.

- Gdzie byłem?? I tak byś nie dał wiary. Nowego?? Czy Elficka Tradycja została należycie uhonorowana?? Zresztą nie ważne. Jak go spotkamy to się rozmówimy. Teraz jak widzę mamy coś do zrobienia. Prowadź Przyjacielu. Ja za Tobą.

Karzeł skinął głową i ruszył wzdłuż tunelu. W razie czego będzie kopał co popadnie. Dodatkowo liczy, że jego karli zadek ochroni gwardia narodowa w postaci Barbaka. Na nic innego nie może liczyć.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172