Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2010, 18:11   #681
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Plan był prosty: unieruchomić przeciwnika, wziąć to co potrzebne i dać nogę. Z reguły proste plany zawsze wychodziły, bo były... no cóż, właśnie proste. Tym razem mag szedł na żywioł. Dał się ponieść chwili, lekkiemu powiewowi wiatru, albo raczej strachu, iż zaraz nie będzie wstanie nic zrobić demonowi. Nie będzie go nawet mógł dosięgnąć, bo w około pojawi się reszta tych dziwnych typów. Tych, którzy najpierw walą po łbach, aniżeli spytać się kto idzie.
Mimo iż powitanie Samaela budziło w Yanie mieszane uczucia to nadal miał nadzieję, że się tu "zadomowi". Chcąc odnaleźć kąt gdzie by pasował, myślał, że wreszcie go odnalazł. Był tego wręcz pewien. I jak zawsze był czegoś pewien, to tak na prawdę się mylił. Nie inaczej było i tym razem.
Jaki miał wybór? Żaden. Miał wędrować na plecach wojownika, u boku półelfa, co go związał jak jakieś dzikie zwierze? Przy orku, wysłanniku Paladine, który nawet nic nie zrobił, gdy innemu krzywda się dzieje bez większego powodu? Czy nie wiedzą, co oznacza "mniejsze zło"? Mag przecież właśnie to wybrał. Chciał złożyć oręż, dać się pod ogień słów "towarzyszy", by nie musieć walczyć z tych, których nie zna. "Towarzysze" jednak tego nie zrozumieli. Albo inaczej- nie chcieli zrozumieć.
Ręce uniósł na wysokość klatki piersiowej, zginając delikatnie w łokciu. Palce pospiesznie zaczęły robić dziwne kombinacje, niemożliwe do zapamiętania dla zwykłego człeka. W grę wchodziło wszystko. Magia była niezastąpiona w takich sytuacjach. Nie psuła się. Nie zawodziła. Po prostu była niezastąpiona.
Yan uniósł wzrok znad swych dłoni na demona. Przeszył go dreszcz. On już wiedział. On już wiedział co mag chce zrobić! I te jego oczy... W rękach dzierżył już sejmitary. Obydwa.
Nie miał na co czekać. Nie było co rozwlekać, dzielić tę chwilę na dwoje, gdy była robota do zrobienia. Ręce wyprostowały się...

"Ciemność jest tylko dowodem na to
że Światłość istnieje"


Ramię maga przeszył ból. Bywało już tak nieraz, gdy użył jakiegoś czaru. Tym bardziej, że zaklęcie do najłatwiejszych nie należało. Jednak... nigdy nie czuł jakby cała horda piekielnych pomiotów tańcowała mu na barku. Nigdy po użyciu magi nie ciekła mu szkarłatna ciecz...
On krwawił! Krwawił, i do tego się śmiał... Śmiał się z tego, że w końcu zrozumiał to, że nie powinien się kryć ze swą naturą. Co prawda nie był już nic w stanie zrobić demonowi. Jak się okazało, nie tylko ramię, ale i prawa noga została przecięta sejmitarem. Niesamowitą szybkością cechował się Może. Niesamowitym wyczuciem czasu. Ułamek sekundy, a prawdopodobnie miałby go w garści.

- Kości zostały rzucone- odezwał się w głowie maga Głos.
- Sama prawda- odparł Yan.

To powiedziawszy schylił się do swej rany i zaczął zlizywać krew ze skóry, by potem wyssać resztę z ran. W chwilę później podniósł głowę na demona i się uśmiechnął. Zęby miał całe we krwi, a język oplótł wielki kieł, by zlizywać z niego resztę wodnistej substancji.

- Gratuluję.

Słowa skierowane były do demona po to, by przykuć jego uwagę. Widząc, że patrzy na niego uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swe uzębienie, a w nim dwa wielkie kły.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 11-01-2010, 21:34   #682
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jak na demona przystało Może przywykł do tego, by być o krok do przodu przed swoimi wrogami. Choć była to cecha nowego chaosu, stworzonego przez Astarotha któremu ta cecha zwiększała znacznie szanse na przeżycie to jednak Może również ją posiadał. Być może nie aż tak rozwiniętą jak Pan Mgieł, zdolną przewidzieć nawet skomplikowane plany i zasadzki, ale zawsze. I właśnie ta cecha, ściśle związana z pragnieniem utrzymania własnej egzystencji jak najdłużej dawała mu przewagę w walce. To nie demoniczna szybkość, tylko przewidywanie jak zachowa się przeciwnik decydowały o tym, że zwykle uderzał pierwszy, na dodatek tak by zadanie drugiego ciosu było już tylko formalnością. Tym razem było podobnie. Przeciwnik, jak już zdążył zauważyć był magiem. Wciąż pamiętał konfrontację szlachcica z nekromantą, gdzie podstawowym błędem późniejszego lorda demonów było to, że pozwolił nekromancie rzucić zaklęcie. Gdyby wtedy zamiast tracić czas na rozmowę uciął mu ręce albo jeszcze lepiej głowę historia mogłaby się potoczyć inaczej. Wiele wydarzeń nie miałoby miejsca, inne miałyby miejsce w innym czasie lub w całkiem innej formie. W każdym bądź razie najprostszym sposobem wygrania potyczki z magiem jest nie danie mu możliwości użycia jego mocy

Zwłaszcza, że chaos popierał zabijanie magów a Może był wzmocniony złożeniem ofiary. Dodatkowo dwa sejmitary w dłoniach oraz szalejące wokół płomienie nieco przypominały tamtą sytuację. Co prawda wtedy demon zapieczętowany był jeszcze w Ostrzu Nieśmiertelnym, jednak właśnie dzięki temu mógł obserwować walkę bardzo dokładnie. I uczyć się na błędach innych, dzięki czemu sam podobnej pomyłki mógł uniknąć

Mag inkantował zaklęcie wyraźnie mając złe zamiary. Demon nie widział żadnego powodu dla którego mógł to robić, ale po prawdzie niewiele mu to przeszkadzało. Liczyło się to, że mógł jeszcze powalczyć. Sejmitary miały to do siebie że były bronią o wiele szybszą niż kiścień. A ci, którzy widzieli z jaką szybkością potrafił zadawać ciosy ciężką bronią mogli się domyślać jak prędkość ta wzrastała gdy walczył bronią lekką. A mag... mag przekonał się o tym na własnej skórze

Demon wyprowadził dwa, oszczędne ciosy. Siłę ciosów zwiększył uderzając półkoliście, dzięki czemu przy włożeniu niewielkiej siły mógł zmaksymalizować efekt broni. Właśnie to było zaletą dla której kiedyś dawno temu inny demon walczył szablami, które jak wiadomo były udoskonaloną wersją sejmitarów. Na ręce i nodze maga pojawiły się dwie długie rany, z których obficie lała się krew. Może zadbał, by w prawej ręce maga przeciąć większość nerwów, dzięki czemu nieprędko będzie on zdolny do dalszego rzucania zaklęć.

Mag widząc, że nie ma dalszych szans nie próbował kontynuować ataku, rozpoczynając zamiast tego lizanie ran - i to dosłownie. Cóż, jedni korzystali z dobrodziejstw fioletu, inny z mocy leczniczych a jeszcze inni z odkażających właściwości własnej śliny. Każda metoda była dobra, jeśli tylko była skuteczna. Mag dodatkowo miał najwyraźniej problem z uzębieniem, gdyż wyraźnie duże kły musiały mu przeszkadzać w prostym zgryzie. Demon jednak na jego nieszczęście na ortodoncji się nie znał, więc nie mógł mu pomóc. Zamiast tego podsadził Flafie na dzika, sam płynnym ruchem również wskoczył na grzbiet wierzchowca.

- Dobra, dobra, dobra... Wystarczy, że znajdziemy amulet i zadanie odfajkowane... Ty ram, rycerzu - zwrócił się demon do rannego - gdzie konkretniej jest ten twój towarzysz? I jak rozpoznam ten amulet? Trochę więcej informacji jeśli łaska

Gdy tylko rycerz odpowie demon ruszy we wskazanym przez niego kierunku
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 11-01-2010, 22:21   #683
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu z Szamilem wdrapała się na grzbiet włochatego wiernego pająka i ruszyli powoli w płonący las. Znowu była sama. Ten płonący, straszny, okropny las był Miejscem, które znienawidziła. Tego nawet nie dało nazwać się lasem. Nie było tu ani jednego żywego, pięknego drzewa. Była całkiem sama, wśród płomieni. Wierny Fufi szedł powoli przed siebie, siedział cicho, czując smutek swej pani. Znów bez sensu przelano krew. Znów z jej winy i w jej obecności.

https://mediawiki.middlebury.edu/wik...rest_Fire.jpeg

http://webecoist.com/wp-content/uplo...orest-fire.jpg

Wspomniała dawne czasy, kiedy była młodsza, kiedy wierzyła że wszystko uda się zmienić. Kiedy miała przy sobie rodzinę i przyjaciół, widziała, jak oni zwyciężała, zwyciężała wraz z nimi. Wszystko było takie proste a Biel była w każdym słowie i czynie, wszędzie była energia, szczęście, radość, miłość, wiara i wola walki. Jak to możliwe że cała Biel zgasła kiedy Oni odeszli? Ile musieli nosić jej w sobie? Ona nigdy nie będzie tak potrafiła.
Bez Gatenowhere i bez Illiamdrila poczuła się nagle bardzo samotna i nieszczęśliwa. Pomyślała nagle, że pragnie jak najszybciej zobaczyć znów twarz mrocznego elfa, choć wiedziała, że mógł być tera nieźle wkurzony. Jadąc przez płonący las myślała o wielu rzeczach. O swoim ukochanym, o swoim synu, o swoim ojcu i jego pięknych, stalowych oczach nieustraszonego przywódcy. O Isendirze, o Ray`gim. I znów o swojej rodzinie i lasach w których się wychowała. Sięgnęła do plecaka po swój flet.
Illiamdril nie wzywał jej. Był słaby i bardzo zmęczony tym dniem. Ale szukał jej, wiedziała o tym. Postanowiła zatem wezwać jego. Zamknęła oko i zaczęła grać na flecie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=yOaoUx0Mc0Q[/media]

Wkrótce na swej drodze zauważyła jakąś postać. Fufi zatrzymał się na wszelki wypadek i zjeżył. Postać zbliżała się. Przystanęła i skrzyżowawszy ramiona na piersi skinęła głową na powitanie. Nizzre nie powstrzymała radosnego uśmiechu i szybko zeszła z pająka, utykając na raną nogę.
- Il!... Wszystko... w porządku...? – zdołała tylko wyjąkać.
Naprawdę nie wiedziała, co innego powiedzieć w tej chwili. Twarz drowa miała ostry i kamienny wyraz, była dokładnie taka sama jak przed walką i śmiercią, nic się nie zmieniła. Spojrzenie złych, bystrych oczu było dokładnie tak samo skupione, bezduszne i piękne. W odpowiedzi na jej pytanie drow gestem pokazał, że owszem, wszystko w porządku. Nizzre odetchnęła z wielką ulgą i podeszła do niego. Wpatrywali się w siebie, nie miała pojęcia, czy go objąć, przytulić, na co on czekał. Nie wytrzymała, z tęsknotą uniosła rękę i położyła dłoń na prawym ramieniu drowa, przesunęła dłonią w dół po jego ręce i objęła jego dłoń. Zdziwiony tym gestem podniósł zabawnie swoją rękę, spoglądając na obłapiającą go dłoń elfki. Nizzre uśmiechnęła się, rozbawiona.
- Co teraz? – spytała nieśmiało.
Drow milczał, czekając na jej słowa.
- Gatenowhere i inni muszą żyć – powiedziała nieśmiało. – Nie przyszli.
Illiamdril wydawał się zadowolony z tego faktu.
- Wracamy do miasta – zdecydował krótko i władczo. – To ich problem jak rozwiązują swoje długi KOS.
Nizzre musiała przyznać że nie rozumiała teraz celu ataku. Nie chodziło o jej życie, ale może o Oko Abazigala. O długi KOS też na pewno, czy tylko? Iliamdril był teraz bez broni, zastanawiała się nerwowo, czy mroczny elf nie wybuchnie wściekłością i nie wypomni jej że pozwoliła komuś zabrać jego sejmitary i bransoletę. Wiedziała, że nie był tym zachwycony więc ze skruchą podniosłą miecz Berithiego.
- Weź go – powiedziała cicho. – Straciłeś przeze mnie swoją broń.
Drow spojrzał na ostrze i uśmiechnął się, patrząc na miecz.
- Wciąż jeszcze odczuwam rany, które zadał mi tamten przeklęty demon, ale teraz bolą o wiele mniej! – uśmiechnął się złośliwie. – zatrzymaj ten miecz, Nizzre. Berithi nie przyjdzie po niego póki to ty go dzierżysz.
Opuściła ostrze.
- Weź moje bransolety w takim razie – zaproponowała.
- Nie – spokojnie uniósł zabraniająco rękę. – Nie przyczajam się do broni, w mieście zakupię nową. Poza tym odzyskam swoje sejmitary – spojrzał gdzieś w las. – Prawda? – zerknął na Nizzre.
- To nie będzie takie łatwe – speszyła się.
- Wiem. Nie spieszy mi się – wskazał na torbę Samaela. – Dobrze, że ją zatrzymałaś. Na pewno miał trochę pieniędzy.
Czuła się całkiem inaczej, inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Podróżowała u boku swojego wroga, niedoszłego zabójcy, który czekał tylko na kolejną okazję do ataku. Obserwował ją, szukał jej błędów, patrzył, czy je powtarzała, jak reagowała i co robiła w sytuacji zagrożenia. Uczył się jej ruchów, jej siły, szybkości i zwinności, jej bólu i jej myśli. Z drugiej strony od tak dawna była całkiem sama, od tak dawna nie podróżowała z kimś, zawsze tylko z Fufim. Tak dawno nikogo nie dotykała, nikt nie dotykał jej, nie trzymał w ramionach. Ponieważ był po części jej wrogiem i zagrożeniem, nie czuła zbytniego poczucia winy za to że groziła mu klątwa z jej strony. Il był dla niej wyzwaniem, wyzwaniem które mogło ją zniszczyć, ale którego bardzo pragnęła.
- Miałaś rację, on jest zbyt potężny - strapił się drow.
Widziała w jego oczach że wybiegał myślami w przyszłość i szukał już sposobu na szczęśliwsze zakończenie konfrontacji z demonem w przyszłości.
- Dlaczego nas zaatakował? - spytał po chwili, podejrzliwie zerkając na elfkę. - Czy on nie wie?
Nizzre bezradnie wzruszyła ramionami.
- Nie jest jeszcze przesądzone komu przypadnie stanowisko Wojownika - powiedziała ostrzegawczo. - Mgły mogą cię wspierać i najwyraźniej to czynią, widząc w tobie ważną postać w tej grze, ale póki nic nie jest udowodnione, staną zawsze po stronie swoich, po stronie Chaosu. To jest demon, Il. Zaatakował cię z czystej ciekawości.
- Hm. Teraz, kiedy już ją zaspokoił, liczę na odrobinę spokoju z jego strony.
- Il. Robiłeś co mogłeś. Jego nie da się tak łatwo pokonać.
- Robiłem co mogłem i nie obroniłem cię.
- Jeśli cię wybiorą, twoim celem nie będą demony.
- Jaką masz pewność? - prychnął. - Berithi najwyraźniej nie podziela waszego entuzjazmu. Zaatakowały mniej już dwa demony, możesz mi to wyjaśnić? – spytał poważnie i z pretensją.
- Zbieżność wydarzeń była całkowicie przypadkowa. Chaotyczna.
- Yhym...
Nizzre westchnęła z żalem i pogłaskała drowa po policzku.
- I don`t want your death, Illiamdril – zapewniła cicho i z uczuciem.
- Domyślam się, jakby sytuacji wyglądała, gdybyś chciała...
- Nie wszyscy cieszą się na nadchodzące zmiany. Ciesz się, że cię zaatakował. To znaczy, że jesteś godny uwagi.
- Chyba już nie.
- Nie wiesz, jak daleko potrafi zajść ktoś, kto jest wytrwały. Mgły to widzą.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
- Jak możesz mi nie wierzyć?! – westchnęła, rozbawiona.
- Powiedziałem, że wierzę.
- Ale nie wierzysz! Widzę to!
- Pfff. Ruszajmy już. Należysz do KOS, powiedz Krukowi że chcesz aby cię teleportował.
Rozmowa z Krukiem źle się jednak skończyła.
- Jest problem.
- Hm?
- Kruk chce w zamian czyjejś Duszy. Jakiegoś szlachcica z miasta.
Drow wzruszył ramionami.
- Zgódź się, ja się tym zajmę.
- Ale nie wiemy kim on jest! Może to niewinny człowiek!
- Co za różnica, to tylko twory tego Miejsca!
- Odczuwają ból!
- Zrobię tak, że nie zdąży poczuć...
- Może mieć rodzinę, dzieci!
- Oni też nie poczują... - na widok miny Nizzre i elfickiej szczęki która opadła na ziemię dodał szybko - Znaczy nie odczują... tej straty... jak on umrze... jestem pewien...
- Nie możemy wejść do czyjegoś domu i wymordować wszystkich!!!
- Masz rację, szkoda czasu na podchody i spacery po nieznanym terenie. Zaatakujemy go poza domem i szybko zgubimy ewentualny pościg w uliczkach. Co...? - spytał, zdumiony miną elfki.
- Nie podoba mi się to, nie jestem płatnym zabójcą!
- Jesteś. Jesteś Kill On Sight.
- Ale nie w ten sposób! Miałam zabijać innych KOS!
- Mówiłem, ja to zrobię. Ty będziesz czysta.
- Nie będę, bo będę wiedzieć że to zrobiłeś a nic nie zrobiłam żeby cię powstrzymać!
- Możesz udać, że próbujesz mnie powstrzymać.
- Nie rozumiesz!
- Ym.
- Yo jest współwina, patrzeć jak ktoś czyni zło!
- Co możesz poradzić na to, co ja czynię? Będziesz za mną wszędzie chodzić, trzymać mnie za ręce, czy przywiążesz mnie na stałe do łóżka?
- To co innego nie móc wiedzieć, a wiedzieć i nic nie zrobić!
- Nie czujesz się winna temu, że nie próbujesz się dowiedzieć, chodząc za mną wszędzie?
- I przywiązując cię do łóżka?! – jęknęła.
- Potrafię być w łóżku BARDZO złym drowem! - uśmiechnął się rozbrajająco. - Nizzre. Jesteś ciężko ranna i skażona klątwą. Musisz zasięgnąć egzorcyzmu. Ja omal nie zostałem opętany, straciłem swoją Bestię, swoją broń, i z trudem oddycham w tym cholernym upale! - syknął i przetarł spoconą twarz. - Gatenowhere i jego walki to nie twoja sprawa ani tym bardziej moja. Musimy wrócić do miasta albo nie skończy się na jednym moim zgonie.
- Nie powinnam ich tu zostawiać!
- Powinni brać odpowiedzialność za swoje KOS dokonania!
- To ja dałam im artefakt o który toczyła się walka!
- Ich sprawa, że go przyjęli.
- Obiecywałam im, że będziemy drużyną!
Drow zaśmiał się krótko i okrutnie.
- Przecież i tak zamierzałaś ich zgładzić, prawda?
Nizzre oniemiała.
- Zgładzić?! - spytała z oburzeniem.
- Nie? - spytał z ironią. - A kim będą jeśli pójdą za tobą? - spytał dobitnie. - Przeżyje tylko Wojownik, obrońca, choć to nie jest pewne, oraz Pierwszy, być może. Kim oni będą? - spytał znów i wyszczerzył białe ząbki. - Kim chcesz ich stworzyć? Kiedy chcesz im powiedzieć, jak będzie wyglądała ich ostatnia bitwa?
Nizzre skamieniała.
- To nie jest...
- Moja sprawa? – uciął ironicznie drow. - Oni wszyscy zginą, a ty zaprowadzisz ich na śmierć – powiedział z naciskiem. - Do tego czasu będziesz ich głaskać?
- Ty nic nie wiesz! – wybuchła.
- Owszem, nie wszystko. Ale błysk w twoim oku powiedział mi teraz bardzo wiele.
- To nie są dobre istoty, ale ocalę tylu ile się da! Lepiej o tym pamiętaj.
- Nie idę za tobą, by walczyć w tym zamieszaniu, czy ginąć. To sprawa prywatna.
- Więc proszę, nie przeszkadzaj mi – syknęła.
- Hym. Przyznaj jednak, że brak jest miejscami logiki w twoim postępowaniu.
- Uszkodzenie złej istoty nie jest postrzegane jako zło.
- Nawet jeśli wcześniej powiesz tej zlej istocie, że jesteś jej sojusznikiem?
- Nawet jeśli nie powiesz, że jesteś jej wrogiem.
- Mhhmmmm.
- To często czysto przypadkowe wpasowanie się w sytuację. Świetliste na ile się da, więc mnie nie drażnij.
- Właśnie. Obecna sytuacja wymaga, abyśmy ruszali do miasta. Chodźmy. Zapomnij o tym, co trzyma cię myślami przy nich. I tak ich opuścisz.
- Mają szansę tego nie dożyć.
- Dlatego nie chcesz ich martwić? Szlachetne.
- Dla tych tutaj lepiej nie wiedzieć o pewnych rzeczach.
- Czyli doskonale wiesz co robisz - uśmiechnął się tryumfalnie drow. - Zgadzasz się na to zło.
- Nie mam zbytnio wyboru.
- Podejrzewam, że nie.
- Nie kłam! - zachichotała.
- Nie udawaj, że zdołasz. Nie zdołasz. Nie jesteś Almanakh ani żaden z takich.
Karcąco machnęła ręką.
- Nie mówmy o Almanakh!
- Gryzie cię coś? – wyszczerzył się słodko drow i zachichotał krótkim, złośliwym chichotem. – Myślisz, że Almanakh jest nieomylna? – wzruszył pocieszająco ramionami.
- Na pewno mniej niż ja! – burknęła.
- No i? – zamruczał przymilnie, obejmując ją nagle.
- Eh... – westchnęła.
- Chodźmy już, nim zemdleję z tego gorąca!...
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 12-01-2010, 17:57   #684
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Odwrócił się do niej tyłem. To było takie smutne... Sprzedała wszystkie swoje ideały, odwróciła się do nich o sto osiemdziesiąt stopni właściwie bez powodu. Była tak zaślepiona (tylko czym?!), że nie widziała prawdy. No dobrze, może nie prawdy. Prawdopodobnych kłamstw, jednak gdy człowiek (tudzież inna istota) otaczał się tylko nimi ciężko było odróżnić je od prawdy. A raczej prawdę o nich...
-Nie potykam się z dziećmi oślepionymi mhrocznymi bzdhurami i płaczącymi nad swoją mhroczną naturą. Tym bardziej nie potykam się z mhrocznymi dziećmi uważających się za wojowników tylko dlatego, że potrafią w czwórkę kogoś napaść i zabrać mu miecz na koniec podrzynając gardło. Żałuje, że Anioł umarł nim spłaciłem mu dług.
Minął elfkę na Fufim.
-Z dziećmi patyczkować się nie będę, nawet jeśli ktoś im wmówił wszechwładze.
I odszedł. Szedł po śladach by dotrzeć do reszty. Miał zamiar znaleźć sobie jakąś miłą torbę wcześniej należącą do kogoś z drużyny Gate, znaleźć swój sztylet, jakieś bandaże, szabrować kosztowności i przesłuchać parę osób, może zabierając im dusze. Całość oczywiście przy "świetlistej" szopce. Może by tak przekonać trio do pozostania? Ale to zależy od sytuacji...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 12-01-2010, 22:01   #685
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Może, Yan;
Na szczęście [!] skończyło się tylko na rozbieraniu i lizaniu [jakkolwiek to brzmi]. Tak można rzecz ująć w wielkim skrócie, khym . Ranny wojownik już po tym, jak Yan rzucił się na niego i na nim wyłożył [jakkolwiek...], domyślał się, że osobnicy, których spotkał nie są zwyczajni [Flafie na szczęście nie podjęła kolejnej drastycznej próby leczenia metodą patyczek-w-otwór, ale w przyszłości medycyna zaczerpnie z jej wyczynów z patyczkiem lizaczka i podobnym patyczkiem w podobny sposób będzie się mierzyć temperaturę]. Rycerz obserwował chwilową potyczkę nerwowo i z zapartym tchem, starając się trzymać jak najdalej od obu walczących [a tym bardziej od Flafie bez nadzoru]. Na widok uzębienia Yana i specyficznego lizania ran wzdrygnął się aż.
- Ty ram, rycerzu.
Wojownik wybałuszył oczy w zgrozie i zdumieniu.
- Gdzie konkretniej jest ten twój towarzysz?
Wojownik dźwignął się i wskazał w las.
- Uciekałem, błądziłem... zaraz... tam – wskazał ręką – znajdziecie koryto wyschniętej rzeki. To było tam.
- I jak rozpoznam ten amulet?
- Nosi go na szyi. To stary amulet w kształcie tarczy słońca. Ale... mam nadzieję, że przyprowadzicie go żywego razem z amuletem!
Dzik rusza na przód. Flafie wygląda na zadowoloną z przejażdżki.

Po chwili odnajdujesz głębokie koryto po rzece, wygląda jak wypalony w ziemi, długi i głęboki rów. Krążysz chwilę wokół, znajdujesz ślady dużych łap. Zwierząt jest wyraźniej więcej niż jedno. Dzik staje się niespokojny. Po chwili dostrzegasz stado złożone z siedmiu dużych stworzeń. Przypominają ogniste jaszczury czy miniaturowe smoki. Mają dwa metry w kłębie i długość czterech metrów, nie licząc ogona. Ogólnie są spore i łuskowate. Do tego na widok dzika i jeźdźców kilka stworzeń natychmiast z daleka okazuje agresję, rozwierają paszcze, syczą i machają ogonami uderzając nimi o spaloną ziemię.

akantor by ~tobiee on deviantART

Ani śladu żywej duszy. Nie możesz odnaleźć nawet śladów ludzkich stóp, albo potwory je zatarły, albo nie zachowały się na płonącej i pokrytej popiołem ziemi. Ani śladu trupa, również. Stado zachowując dystans z daleka stroszy się na ciebie.

Szamil, Barbak, Kall`eh;
Na polanie trup ściele się gęsto. Podczas gdy ork przeszukuje i wyrzuca na środek polany co znajdzie ciekawego, dwarf tylko obserwuje. Ork wykopał z wrogów ich broń – od Deena ciężki dwuręczny miecz i zdobiony drowi [?] sztylet, od maga sztylet, od Vari noże do rzucania, od Rina długi sztylecik. Wywalił też od Gatenowhere tajemniczy, mały gnomi teleskop. Wywalił rzeczy typu; liny, żyłka, prowiant, woda, sakiewki, stringi eeer [cancel], jakiś złoty łańcuszek. Znalazł też u Gatenowhere tajemnicze, czarne ptasie pióro.

Może zjawił się po swoją lwią część. I tak jak lew przychodzi na żarełko po polowaniu, tak przed demonem Aria, Nea i Grundig grzecznie uciekli, czekając. Trupy Gatenowhere i Deena zamieniły się w srebrny pyłek i wyparowały. Grundig marudził coś o swoich Duszach, ale Aria uciszyła go szturchańcem. Może odszedł. Zjawił się Szamil. Przybył z zamiarem przesłuchania, ale kiedy dotarł na polanę leżeli tam tylko Rin i Vari. Szamil wypożyczył sobie torbę podróżną od maga. Znalazł swój sztylet.
- Aye, dzięki za wsparcie! – pochwalił Grundig. – Gdzieś cię wywiało w trakcie walki, ale nieźle było! Nie mogę uwierzyć że sam Gatenowhere nam pod butem leżał! Dobre! Przepił gdzieś chyba nasze Dusze i kasę ale rozumiem, że łupem się dzielimy...? He...?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 12-01-2010 o 22:06.
Almena jest offline  
Stary 13-01-2010, 01:03   #686
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh stał wpatrzony w orka, i jego nowy wizerunek - łaził teraz z łukiem. Wydawałoby się, że się tylko gapi. Otóż nic bardziej mylnego. Kall'eh delektował się chwilą. Zwycięstwo wymagało radości, świętowania. W czasach gdy podróżował, nie raz widział wielkich, i tych maluczkich też, rycerzy siedzących przy suto zastawionych stołach i opijających przebyte walki. Najbardziej opijało się tą najmłodszą. Tą, którą stoczyło się jeszcze za wczorajszego dnia. Skwierzynkę. Krasnolud miał co świętować, miał z kim ale nie miał gdzie.

Spojrzenie spadło z orka na krewniaka, ten to oto wielki woj, popisał się dzisiaj nie lada odwagą i hartem ducha. Wspomniał też Może, demona zdawałoby się, który to walczył niczym lew. Nie widział wielu demonów wcześniej. Ale wcale nie był przekonany o ich waleczności. A ten tutaj był waleczny.

Spojrzał w niebo.
Dzienki Ci o Pani, Zapomniana Panienko.
W prawicy dalej dzierżył topór, jego ciążenie było wielce przyjemne. Przemierzając świat za dawnych lat, za dawnych dziesiątkach lat, widział nie jak wojowie różnych ras i gatunków ścierali się w walce. Był dumny, że może być jednym z tych, którzy mogą swoje starcia wspominać z zadowoleniem. Nawet jak nie zawsze były wygrane.

Może przyszedł dokończył dzieła i uciekł. Przy okazji nie zwracając prawie uwagi na pozostałych. Kall'eha to lekko zruszyło. Stał z nim w ramię w ramię, walczył jak równy z równym (a w przypadku karła można by powiedzieć, że to wyzwanie), a ten przyszedł wziął swoje i poszedł. Oni zostali.

- Aye, dzięki za wsparcie! – pochwalił Grundig. – Gdzieś cię wywiało w trakcie walki, ale nieźle było! Nie mogę uwierzyć że sam Gatenowhere nam pod butem leżał! Dobre! Przepił gdzieś chyba nasze Dusze i kasę ale rozumiem, że łupem się dzielimy...? He...?

- Ni wiem. - Kall'eh zaczął grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu zabłąkanej flaszeczki. O ile znalazł uraczył wszystkich po kolei. Przy Szamilu zatrzymując się na chwilkę, i machając znacząco głową (oj, dał, żeś tyłasa). Podchodząc do Grundiga dodał:
- Tło był zadziwiający bój krewniaku. Ze chencią piffa si ze tobom napije mogąc wespomninać te ło starcie. - Zmarszczył jednak brwi i mimo zadowolenia dodał - Jednakorz, ni mam pojęcia jeszcze czy tamoj Może jest ze nami czy przeciwko.

I wtedy właśnie doszedł do wniosku, że trzeba to załatwić, teraz i tutaj.

- Może, skoroj jesteś demonem tło mienia słyszasz. Przybądź zatem na pogawędkę. - rzekł Kall'eh
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 13-01-2010, 13:28   #687
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Przeszukanie… To zawsze była czynność tyleż ekscytująca co i poniżająca. Ekscytująca bowiem nigdy nie można było wiedzieć, co przeszukiwana osoba kryje w połach płaszcza… poniżająca, bowiem niczym hiena cmentarna dłubało się w czyichś rzeczach. Było to tym bardziej poniżające, że obszukiwani byli nieprzytomni. Cóż ktoś to jednak musiał zrobić prawda? Nikt jakoś się do tego nie palił, nikt nie chciał brać na siebie ciężaru przesłuchania nieprzytomnych. Jak by to była jakaś wielka filozofia. Tak więc Barbak zmuszony był wziąć sprawy w swoje zielone łapki i zająć się sprawami ważnymi. Skoro już rozgromili to komando (oni!! Taaak!!) to może w końcu ktoś kompetentny zaczął by zadawać pytania…
Co mógł im nieprzytomny powiedzieć? Dużo. Otóż mógł na przykład powiedzieć czy posiada coś ciekawego przy sobie. Jakieś interesujące przedmioty? Kasę? Jakieś listy? Pisma? Coś co mogło by im ułatwić pracę, zadania. Coś co mogło by im pomóc… Co znalazł?

Kopał przy nieprzytomnych wyrzucając na środek i na widok drużyny przedmioty: Jakieś liny, jakieś żyłki, prowiant, bukłak z wodą (nie oprocentowaną!)… znalazł też coś co na pozór było przedmiotem nie godnym większej uwagi. Znalazł bowiem jakiś mały, tajemniczo wyglądający teleskop oraz czarne ptasie pióro. Co do pierwszego: w normalnych okolicznościach Barbak uznał by że to jakaś zabaweczka. Wątpił jednak, aby doświadczeni wojownicy, nosili przy sobie zabaweczki. Ten przedmiot musiał zatem być coś wart… lub mieć jakieś możliwości. Pióro natomiast… cóż skojarzyło się od razu orkowi z ich zleceniodawcą, tym pokurczem siedzącym w ich głowach i co i rusz posyłającym ich na zatracenie, szczującym ich na siebie wzajem. Pióro mogło być coś warte, mogło tak wcale nie być. Tak czy inaczej warto było je zachować.

YouTube - Eye Of The Tiger Remix
Ork podniósł głowę. Zakończył swoje przeszukanie i zdecydował się oddalić. Spojrzał po drużynie, która to była w dość przetrzebionym składzie. Synek gdzieś wybył (co było do niego podobne, w końcu był demonem pół krwi). Nowo przybyłego maga też nie było, zielono okiej elfki nie było… kto był? Demon, który w najlepsze pogrywał sobie ze wszystkimi oraz karzeł, stojący jak cieć przy hałdzie żwiru, i cieszący się do swego topora (co ten brodaty lud miał w sobie? Czemu zawsze musiał uśmiechać się do toporów?).

Barbak wzruszył ramionami. Co mu tam. Jego życie było już i tak, tak zwariowane, widział w nim tak wiele nieprawdopodobności, że chyba nic go nie mogło zdziwić.

Gdy demon zaczął mordować nieprzytomnych ork krzyknął:
- Stój!! Było już jednak za późno. Barbak spuścił wzrok, a z jego oczu popłynęła łza. Nie godziło się! Nie godziło się tak postępować. Już sam fakt przeszukania był zły… a mordowanie obezwładnionych, nieprzytomnych… było niczym zarzynanie prosiąt… A mimo, iż zabici nie byli mu przyjaciółmi… zdaniem orka nie godziło się tak postępować.
- Jeśli… Ork zaczął mówić w kierunku demona…Jeśli pragniesz mieć we mnie sojusznika, jeśli nie chcesz mieć we mnie swego wroga. Nie czyń tak nigdy więcej. Wiem, że mnie rozumiesz doskonale. Nie zgadzam się na takie działanie! Jeśli uczynisz to ponownie będziemy musieli skrzyżować ostrza… i tym razem nie będzie taryfy ulgowej! Co powstrzymało orka od szarzy na demona? Co powstrzymało go przed pakowaniem szypu strzały w tę na pozór nie groźną twarzyczkę?
Wiedza, że ci zabici za chwil parę się odrodzą. W pełni sił. I że zapewne jeszcze nie raz przyjdzie im walczyć… Może następnym razem role się odwrócą? Może to nie on będzie leżał nieprzytomny… a może ponownie tak będzie. Może następnym razem to jemu będą przeszukiwać kieszenie? Wolał nie dokładać oliwy do ognia. Wolał być mieć nadzieje, że jego traktowanie przeciwnik przyjmie za swoje… i w godzinie porażki będzie choć cień nadziei… Warto było mieć choć nadzieję…

- Może, skoroj jesteś demonem tło mienia słyszasz. Przybądź zatem na pogawędkę.
<splash>
Głośne uderzenie otwartej, orczej dłoni wylądowało na orczym czole. Dlaczego karły były takie delikatne zawsze? Dlaczego tak wzorowo wyczuwały ogólną napiętą sytuację? Dlaczego gdy wszystko mogło zaraz wybuchnąć można było liczyć zawsze na karła? I na jego zapałki?
Barbak wyczekał aż pojawili się brakujący członkowie drużyny. Następnie cisnął raz jeszcze teleskop oraz pióro na środek.
- Zastanówcie się co to. I co to nam daje? I niech to ktoś proszę zabierze odemnie. Nie chcę stać się obiektem ataku, z powodu jakiejś zabawki, lub ptasiego pióra!
Po zakończonej rozmowie, Barbak zdecydował się nieznacznie oddalić, aby złożyć modlitwę, aby oddać się medytacji…
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 13-01-2010, 19:58   #688
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wrzuta.pl - fanfary(2)
I na polanę wkroczył Samael. Płaszcz mu majestatycznie powiewał targany niewidzialnym wiatrem. Zniewalający uśmiech powodował u kobiet omdlenia (no dobra omdlenie u Ney mógł chyba spowodować tylko miecz) a białe włosy targane wiatrem przypominały aureole.
Tak powinno to wyglądać.
A wyglądało to tak:
Samael wychynął z krzaków otaczających miejsce niedawnej bitwy. Lekko zgarbiony, z wyrazem ostrego wkurzenia na twarzy i bez wierzchniego odkrycia. Zdawało się, że coś mamrotał pod nosem. Zdawało się, że były to przekleństwa we wszystkich znanych językach. Ba! Półdemon sięgnął chyba po parę zapomnianych i wymyślonych.
W każdym bądź razie wszyscy się cieszyli! Ich przywódca wrócił cały i zdrowy!
No dobra... Połowa nie widziała w nim żadnego autorytetu, drugą połową (z racji na wagę) był ork. Ten przynajmniej widział w nim autorytet. W byciu naczelnym obibokiem i cwaniakiem drużyny.
Zamiast półnagiej elfki rzucił się go powitać Kalleh. Poczęstował go alkoholem. Wyjątkowo podłym i mocnym samogonem. Napił się. Skrzywił się. Skinął z ulgą, tego potrzebował by się ocucić i znów trzymać fason. Spojrzał na drugiego krasnoluda, który właśnie go zagadał.
-Aye, dzięki za wsparcie! Gdzieś cię wywiało w trakcie walki, ale nieźle było! Nie mogę uwierzyć że sam Gatenowhere nam pod butem leżał! Dobre! Przepił gdzieś chyba nasze Dusze i kasę ale rozumiem, że łupem się dzielimy...? He...?
-Tak, wywiało mnie. Elfia zdrajczyni sprzymierzona z drowem i pachołkami demonów chciała mnie wyłączyć pierwszego. Zaatakowali mnie we czwórkę! Ogłuszyli, porwali i poderznęli na końcu gardło, zabierając broń i majątek!
Samael pokręcił głową nad tą niesprawiedliwością.
-Ale masz rację. Nieźle się spisaliście. Powiem nawet, że doskonale. Zaszczytem było walczenie u Waszego boku.
Ukłonił się przed trio.
-Łupem się dzielimy. Została Vari i Rin. Widzę, że Gate i Deen zginęli. Szkoda, że nie posłuchaliście mojej rady. Byliby wyłączeni na dłużej. Mam jednak przeczucie, że to demon ich uśmiercił. Zaraz zobaczymy co zdobyliśmy i podzielimy się uczciwie łupem.
-Może, skoroj jesteś demonem tło mienia słyszasz. Przybądź zatem na pogawędkę.
Nie było uderzenie otwartą dłonią o twarz. Nie było przekleństw i komentarzy. Samael spojrzał na Kalleha i pokręcił głową.
Barbak akurat wyrzucił wszystko co znalazł na jedną kupkę. Samael ukucnął przy znaleziskach i sięgnął po teleskop i pióro. Obejrzał je dokładnie, przywołując całą swoją wiedzę o magi by rozszyfrować po co te przedmioty były Gate'owi. Wstał. Spojrzał po swoich towarzyszach. Na każdym zatrzymał wzrok. Każdemu spojrzał w oczy.
-I przychodzi do najgorszej czynności. Podziału łupów. Nie jest to jednak zła czynność dlatego, że ograbiamy umarłych. Pokonaliśmy ich uczciwie. Teraz ich przedmioty będą dla nas pracowały i my będziemy z nich korzystali. Bo tak zbudowany jest wszechświat. To co innym nie może pomóc będzie pomagało nam. Jest to zła czynność bo rodzi zło! Rodzi zło między towarzyszami, którzy zaślepieni złotem rzucają się sobie do gardeł! Nie pozwólmy nigdy by blask kosztowności skierował nas przeciwko bratu!
-Trzeba jednak się uczciwie podzielić znaleziskami. Podobnie jak Barbak mam przeczucie, że Gate będzie chciał odzyskać teleskop i pióro. Możemy jedno z nich odstąpić Wam, jednak wtedy będziecie musieli odpierać ataki sług demonów. To nie będzie łatwe zadanie. Jeśli się zgodzicie zaopiekuje się nimi i będę ich strzegł. Jeśli zaś chodzi o resztę przedmiotów to potrzebuję noża. Jeśli Kalleh nie chce niczego dla siebie resztę możecie spieniężyć. Myślę, że trochę na tym zarobicie. Co do dusz... Są dwie. Najrozsądniej będzie jak i tu podzielimy się po połowie. Jedna dla Waszej drużyny, druga dla naszej.
-Mam też dla Was propozycje. Kontynuujmy podróż razem. W siódemkę nawet Gate nam nie straszny. Dodatkowo jesteśmy dość silni by sprzeciwić się Krukowi! Nie będziemy musieli patrzeć jak nasi przyjaciele z drużyny ginął byśmy my mogli żyć. Wszyscy będziemy mogli wyjść z tego piekielnego wymiaru. Dokonamy tego tylko jeśli się zjednoczymy. Obiecuję Wam to!
Półdemon cofnął się o parę kroków czekając na odpowiedź trio. Cofnął się tak, że stał w sporej odległości od wszystkich po za Barbakiem. Cichy szept był słyszalny tylko dla niego.
-Ktoś Ci podsowiecił zbroje? Trzeba zacząć działać. Póki co robimy wszystko jak Kruk nam karze. Trzeba rozpocząć polowanie na połówki i demony. I to skuteczne polowanie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 14-01-2010, 21:30   #689
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Miasto nadal tętniło życiem. Pozbawione straży i jakiegokolwiek porządku. Po ulicach szlajało się różne towarzystwo, od kupców, szarych ludzi, poprzez prawdziwych pakerów, magów i prawdziwych świrów biegających wokół, cieszących się nie wiadomo z czego lub żebrzących o pieniądze.
YouTube - Epic Fail WoW

- Idziemy do alchemika po lekarstwo – stwierdził Il.
- Tak.
- Trzymaj się blisko mnie – dodał drow. – Odsłoń tatuaże i zachowuj się, jakby twoja drużyna KOS była niedaleko. – Nie rozmawiaj z nikim, nie odpowiadaj nikomu. Udawaj, że ich nie widzisz.
Ruszyli zatłoczonymi ulicami.
- Może zechcecie... zrelaksować się po podróży? – zaczepiła ich jakaś stojąca na rogu dziewka.
Il nawet nie spojrzał w jej stronę. Nizzre według planu nie odezwała się i obojętnie ruszyła za drowem. Wokół krążył jakiś miejscowy żebrak, ale na widok drowa nie zaczepił Ila ani Nizzre. Obrali trasę węższą, nie główną ulicą, by uniknąć tłoku i spotkania z krążącymi wokół drużynami pakerów. Wokół nagle zrobiło się pusto, a drow zaczął nerwowo się zachowywać.

Ten dźwięk...! Tak dobrze znał... ten dźwięk! Poczuł jak krew zmroziła się w jego żyłach. Nizzre, wyraźnie zauważywszy gwałtowną zmianę w oczach drowa spoglądała na niego pytająco.
Ten dźwięk...!
Uderzenie serca.
Dźwięk... cięciwa...!
- Uciekaj!!! – krzyknął naraz Illiamrdil i przykulony rzucił się błyskawicznym susem ku zdumionej elfce. Chwycił ją w pasie i porwał ze sobą, jak porywa się bezbronne białogłowe. Wciągając elfkę za róg uliczki zdążył obejrzeć się kątem oka.
Archer Rogue Blood Elf by ~RikkuX on deviantART

Wciągnąwszy Nizzre za róg budynku przyparł plecami do muru i ręką, którą wcześniej ją zmiótł z ulicy przycisnął elfkę do ściany budynku na znak żeby się nie wychylała, tak jak on. Nizzre zauważyła bez trudu elficką strzałę wbitą w drewnianą skrzynię stojącą przy straganie obok którego miała zamiar przejść wraz z drowem.
- Strzelają do nas! – jęknęła odkrywczo. – Elfy do nas strzelają!
- Witaj w moim świecie! – uśmiechnął się krzywo Il.
- Skandal! Czego od nas chcą!? Wyjaśnię im...!
- Ta elfka była ubrana na czerwono, ale to nie są elfy Almanakh – uciął z niepokojem Il. – I nie strzelały do mnie, tylko do ciebie!
- Eh!?
Il wskazał strzałę.
- Na strzale nie ma symboli Światła. Zaufaj mi, wiem jak wyglądają strzały elfów Almanakh.
- Dlaczego elfy do nas strzelają!? – pisnęła półgłosem. – Znasz ich!?
- Nie. Ty?
- Nie!
Illiamdril westchnął nerwowo. Spojrzał w głąb uliczki w jakiej się ukryli.



- Odwołaj Bestię, niech od nas odejdzie!
- Ilu ich jest? – szepnęła Nizzre, ale drow gwałtownie, uciszająco uniósł dłoń.
Drowi słuch wyczulony w ciemnościach pomroku był o wiele czulszy od słuchu elfów. Wyraźnie zaniepokojony drow zerknął na Nizzre i wskazał w górę. Spojrzała w górę tuląc się do ściany. Drow rozejrzał się błyskawicznie. Jego wzrok padł na uchylone okno na drugim piętrze w budynku obok. Wskazał je Nizzre i rzucił przez zęby;
- Skacz!
Sam rzucił się ku ścianie budynku naprzeciwko, złapał się okiennicy, wsparł stopą na parapecie i wskoczył piętro wyżej, błyskawicznym fikołkiem-przewrotem wpadając przez okno do wnętrza domu.
- Żartujesz?! – pisnęła, przypadając ze swoją sparaliżowaną nogą do ściany budynku.
Zaczęła się wdrapywać ale cienko jej to szło. Mroczny elf wyjrzał z okna, wychylił się i chwycił ją za ramię. Z głuchym sapnięciem wciągnął ją na górę i bez ostrzeżenia, natychmiast brutalnie odepchnął ją na bok, syknąwszy;
- Odejdź od okna!
Upadła z jękiem na podłogę, drow przyparł plecami do ściany obok okna, zauważył gablotę stojącą obok, wbiegł za nią i sapiąc z wysiłkiem przesunął duży mebel, zastawiając nim okno. Nizzre zdążyła przepełznąć do sąsiedniego kąta pokoju ale widząc że Il zastawił okno wstała, masując łokieć obity podczas upadku. Z niedowierzaniem zerknęła na trzy strzały wbite w toaletkę naprzeciwko zastawionego okna.
- Czego od nas chcą!? – jęknęła.
- Może to wrogowie KOS, ale szczerze wątpię – Il rozglądał się czujnie. – Muszą wiedzieć. Ktoś musiał im powiedzieć.
- Ostatnim razem widziałam elfy ubrane jak elfy Almanakh przy świątyni i nic...! – Nizzre westchnęła ze zgrozą. – Berithi!... Berithi im powiedział!!!
Il czujnie badał otoczenie.
- Musimy stąd uciekać i gdzieś się ukryć. Proponuję, abyś poczekała w ukryciu, przyniosę ci melisę Almeny the elven. Nie możesz z nimi walczyć w tym stanie, skażona klątwą.
- W ogóle nie mogę z nimi walczyć! – pisnęła. – Oni nie rozumieją! Nie będę przelewać krwi elfów! Oni po prostu są źle poinformowani!
- Rozerwą cię na strzępy nim zdążysz im wytłumaczyć.
- Nie będę zabijać elfów tylko dlatego, że zwiódł ich demon!
- O ile to on.
- Nieważne! Nie będę...!
- Rusz się, musimy się stąd zabierać! – Il wyjrzał za drzwi. – Ktoś tam jest!
- Nie rób mu krzywdy! – zaskomlała cichutko Nizzre, przylepiając się do drowa i wraz z nim wyglądając an korytarz, łapiąc go na wszelki wypadek za rękę. – Po prostu stąd wyjdźmy!
- Zacznie wrzeszczeć.
- Niech wrzeszczy.
Il ze zgorszeniem zerknął na elfkę.
- Lubisz hałaśliwych?
- Gdybyś siebie słyszał...!
- Nie mówmy o tym teraz!!! – wycedził przez zęby.
Drow bez słowa otworzył drzwi i ruszył korytarzem. Spanikowana elfka ruszyła skulona tuż za nim, powłócząc swoją nieszczęsną nogą. Lokatorem mieszkania był starszy mężczyzna, który akurat rozpalał w kominku pokój obok. Kiedy drow i elfka byli przy wyjściowych drzwiach i Il wyglądał na zewnątrz, mężczyzna wylazł na korytarz i ze zdumieniem gapił się na gości.
- Eeeer inspekcja budynku! – wyjąkała niewinnie elfka, ale mężczyzna był w zbytnim szoku by zareagować. – Zalęgły się wam tu eeer... drowy! – klepnęła mrocznego elfa w plecy.
Il obejrzał się ze zgorszeniem.
- Spokojnie, już go zabieram, sytuacja opanowana!
Omal nie wypadła na ulicę gdy Il wyszedł na zewnątrz.
- Znasz jakąś kryjówkę? – drow czujnie nasłuchiwał i rozglądał się.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 15-01-2010, 18:11   #690
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
-Ktoś Ci podsowiecił zbroje?
- Hę?
- Trzeba zacząć działać. Póki co robimy wszystko jak Kruk nam karze. Trzeba rozpocząć polowanie na połówki i demony. I to skuteczne polowanie.


Ork spojrzał pytająco na Synka. Co on znowu wymyślił? Dlaczego akurat teraz, dlaczego akurat w takiej chwili? Co sprawiło, że polowanie na demony, jego własną rasę tak piliło go w tej chwili? Komu zalazł za skórę? Czy przypadkiem jego biologiczny protoplasta, nie zaczynał za bardzo deptać mu po piętach?
- Synek. Chce być sam! Przez najbliższy czas. Po prostu potrzebuję czasu na poskładanie kilku puzzli układanki w mej makówce. Wiesz orki często mają z tym problemy… Żart wypowiedziany był smutno. Barbak nie oczekiwał salwy śmiechu. Chciał dać jakieś wyjaśnienie, nie chciał odchodzić bez słowa… jeszcze nie teraz.
- Przyjaciele… potrzebuję trochę czasu dla siebie. Potrzebuję rozmówić się z siłami determinującymi moje działania… muszę przeprosić… prosić o wybaczenie… muszę…. Co miał powiedzieć więcej. Że musi im wbić nóż w plecy?

Odwrócił się i poszedł w kierunku lasu. Chciał być sam, sam na sam ze swymi myślami… ze swoimi ideałami, ze swym Światłem. Gdy szedł, bacznie rozglądał się na boki, sprawdzał czy aby nikt za nim nie idzie. Czy jakieś ciekawskie oczy nie chcą zaspokoić swej rządzy…Gdy wszedł na niewielką polanę ujrzał przewrócone drzewo…
Broken Tree by *MrParts on deviantART
Nie było to nic wyszukanego, ale na jego potrzeby chyba wystarczyło…Podszedł Stanął po kolana w przepływającym strumieniu. Złapał za pień, uniósł napinając każdy mięsień swego ciała. Ułożył poziomo, czyniąc z drewna coś na kształt ołtarza. Przykląkł. Zaczął się żarliwie modlić.

Palladine! Światło! Jak w tak niesprzyjających warunkach, jak gdy zasady są tak brutalne zachować wierność swym ideałom. Jak przestrzegając cnót, pielęgnując je skutecznie rywalizować? Jak wypełnić powierzone zadanie, nie łamiąc przy tym danego słowa? W końcu jak wygrać tę potyczkę zachowując swą twarz? Jak wchodząc pomiędzy te wszystkie potwory, nie stać się jednym z nich? Jak?
Zgrzeszyłem! Tak mową, jak i myślą, jak i czynem. Poszukuję odkupienia, poszukuję przebaczenia. Chcę dalej kroczyć ścieżką, jaką mi wyznaczasz, chcę dalej być wiernym ideałom… potrzebuję do tego jednak pomocy, wsparcia. W miejscu tak przesiąkniętym złem, tak niegodziwym, tak skażonym rozpustą i wszędobylskim chaosem…jak pozostać Wojownikiem Światła? Czy jeszcze nim jestem? Czy nie jest już dla mnie za późno?


Ork sięgnął do kieszeni, wydobył z niej garść przedmiotów. Przyjrzał się nim. Przyjrzał się posiadanym duszom.

-Wokoło tego to wszystko się kręci. Wokoło tego tyle jest zła, tyle nienawiści… Światło przyjmij to jako wyraz mojej skruchy, jako dowód na to, że wciąż pragnę żyć zgodnie z Twymi przykazaniami…

Ork otworzył rękę. Ułożył na „ołtarzu białą kulkę” Białą Duszę. A potem szybkimi ruchami kolejno dołożył: Czarną, Fioletową, Żółtą i na samym końcu Czerwoną. Przyjrzał się równemu szeregowi. Szeregowi pięciu dusz…

- Błagam. Przyjmij ten dar, pomóż… a co najważniejsze wybacz…
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172