Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2009, 21:50   #591
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Może nie potrafił tego zrozumieć. Ta elfka wydawała się mieć do niego jakąś sprawę, żywiła bliżej niezidentyfikowane dla niego uczucie. Przypominał jej kogoś, a może po prostu nie przepadała za demonami? Nie był to strach, nie była to nienawiść, więc co to mogło być? Wyglądała na zdziwioną, co było dość typową reakcją większości osób na jego nagłe pojawienia się, co potwierdził swoją reakcją towarzyszący jej rycerz. Ale nietypowa nawet dla przedstawicielki elfiej rasy bladość i drżenie jakoś nie pasowały do obrazu zdziwienia. Może przywykł do tego że śmiertelnicy są łatwi do zrozumienia jak otwarta księga, a zachowanie elfki wybitnie psuło mu ten obraz. Nie przywykł do tego, że czegoś nie potrafił zrozumieć.

- Może - odpowiedział gdy elfka przedstawiła się, jednak rozumiejąc, że może to być wieloznacznie dodał - tak się nazywam. Może.

Nizzre zapytała go o Uzjela. Demon nie widział powodu, by ukrywać prawdę zwłaszcza że Flafie już się do niego zbliżała wyraźnie zdegustowana jego ciągłymi teleportacjami. Może wiedząc, że Flafie lepiej jest mieć po swojej stronie niż przeciwko sobie obiecał w duchu, że następnym razem będzie zabierał ją ze sobą

- Rycerz w masce... Mówisz o Uzjelu? Nic takiego mu się nie stało, po prostu jest martwy. Ot, zdarza się każdemu. Jestem uzupełnieniem na jego miejsce jakby co. Mówisz o żmijowym lesie... Można by tak powiedzieć, że chce się tam dostać. W końcu to część jakże ważnego zadania, czyż nie? Dziękuję za propozycję, ale pomoc twojego pupila nie jest mi konieczna. Może zamiast tego mi powiesz... - urwał na chwilę i zrobił gwałtowny krok do przodu tak, że jego twarz znalazła się dosłownie centymetry od twarzy elfki - Kim TY jesteś tak naprawdę? I jaka jest twoja gra, bo coś mi mówi że nie szabla jest twoim celem

Gdy tylko skończył zadawać pytanie teleportował się około metra w tył i dodał jeszcze

- Oczywiście odpowiadać nie musisz, zwłaszcza demonowi, czyż nie? Odpowiesz wtedy, gdy uznasz za słuszne. Tymczasem wybacz, ale chyba wreszcie zjawił się mój dawny znajomy

Po czym ponownie teleportował się pod grotę, tym razem zabierając Flafie ze sobą. Już w trakcie rozmowy z Nizzre wyczuwał charakterystyczną białą aurę orkowego paladyna. Jedyna rzecz która mogła go zdziwić to fakt, że zjawił się tak późno. Gdy przybył pod grotę Barbak akurat rozmawiał z Kall'ehem. Może zmierzył spojrzeniem orka od stóp do głów, jednak nie zbliżył się przywitać, gdyż przypomniał sobie że miał upolować jakieś zwierzę. Obojętne mu było, co to będzie byleby dało się na tym jeździć.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 06-11-2009, 23:25   #592
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Karzeł, jak większość karłów jakie do tej pory ork napotkał na swej drodze, zawsze skory był do bitki, dobrego napitku i żartów. Dlatego właśnie Barbak tak bardzo cenił sobie brodaty ludek. Nie inaczej było tym razem.

Kall’eh zdecydowanie podążył przodem, a ork poszedł w jego ślady. Takie rozwiązanie w sposób sprawdzony działało w walce i przypominało pewną zasadę z footbolu amerykańskiego. Grę tę która ograniczała się zazwyczaj do zapasów w wykonaniu dwóch drużyn i próbach strzelenia gola przeciwnikowi piłką (czy może raczej głową jakiegoś nieszczęśnika, opcjonalnie owcy), wymyśliło orkowskie plemie amerykanów. Strasznie prosty szczep, który dokonał odkrycia sardynek, gdy te były już pakowane w konserwy, za swe szczytowe osiągnięcie uważał właśnie footbol. Jedna z głównych zasad w ataku strategicznym nakazywała graczowi posiadającemu piłkę trzymać się za plecami blokującego i pędzić na złamanie karku.

Problem polegał na tym, że plecy karła kończyły się zdecydowanie za wcześnie i dawały zdecydowanie za małą osłonę. Plusem było jednak to, że wzrost karła nie blokował w żaden sposób orka. Zawsze można było kogoś sięgnąć ponad głową brodacza… lub w ostateczności użyć karła jako żywego pocisku.

Barbak w pewnej chwili wrył nogi w ziemię. Kątem oka zobaczył bowiem postać pojawiającą się z nikąd, mierzącą go badawczym spojrzeniem… po czym oddalającą się. Na iście demonią modłę. Ork zgrzytnął zębami, zacisnął pięść na medalionie i przeklął pod nosem. Demoniszcze, które przed chwilą mu się ukazało, zostawiło po sobie tak oczywisty ślad teleportacyjny, że nawet karzeł gdyby chciał mógłby nim podążyć. Aura demona była wyraźna, a jego zachowanie nad wyraz znajome. Barbak zamyślił się. Nie podążył jednak za wrzącą krwią, nie poleciał na złamanie karku drąc się LOPTAR! Obrócił się do karła i jakby nigdy nie podążył do jaskini.

Ta figura, która właśnie ustawiała się na szachownicy bezwątpienia mogła być zagrożeniem. Nie można jednak było przeciw niej przedsięwziąć niczego, dopóki nie ustaliło się czy ma się do czynienia z Królówką,….. czy zwykłym Skoczkiem.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 07-11-2009, 16:47   #593
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Lavender doskonale pamiętał tamte czasy. Żyli w nowej epoce, w rodzącej się wciąż nowej erze. Wojownicy Światła okazali się słabi; jeden z nich poległ, drugi został opętany. Trzeci przyjął nowy punkt widzenia i odkrywszy straszną prawdę o sowim pochodzeniu, przewrócił do góry nogami dotychczasową filozofię, ogłaszając światu, że Chaos nie jest zły. Chaos nigdy nie był zły. Był Chaosem, Ale nie był Złem. Pierwszy raz w historii takie słowa padły z ust Wojownika Światła. Nowy Shabranido okazał się z kolei silny i wyzwał na pojedynek Czarną Zorzę. Był na tyle silny, iż, pomimo że nie osiągnął zwycięstwa, był godny, aby nadal egzystować. Spłynęła jednak na niego dotkliwa, ucząca kara...
Kara, po której narodziła się przepowiednia. Gdzie był przez cały ten czas Berithi? Był, jak Rith przed nim, gdzieś w Mgłach, by wykonać dla swej Pani zadanie, jakie mu przydzieliła tworząc go, swój Twór, swoje narzędzie. Berithi nie mógł wykonać zadania sam, ale teraz miał Samaela.
Czy Barbak był dobrym kandydatem na Wojownika Światła? Czy potrafił dokonać tego, czego chciał, co obiecywał? Być może nie, ale Światło wciąż widziało w nim istotę zdolną bronić słabszych i unicestwiać demony.
- Zabij go.
* * *

Czarnowłosy słysząc te słowa uśmiechnął się z podziwem. Kruk obgryzał czaszkę, obojętny. Czarnowłosy patrzył w nicość, po raz kolejny podziwiając Mistress za jej niesamowity timing. Jednak pokój zawarty z Bielą niósł wiele korzyści, a wieści wśród dzieci Światła rozchodziły się błyskawicznie. Demony żartobliwie mawiały, że niewygodnych wysyła się na misje, gdzie Almanakh lubi chodzić na spacery. Jak nie Fioletem, to Bielą – demony wypracowały wieki temu te taktykę, która teraz była o wiele prostsza, dzieci Bieli same chciały współpracować na rzecz dobra ogółu. Rzadko się jednak dawniej zdarzało, aby smok poszedł na rękę demonowi. Dla nich każdy unicestwiony demon był sukcesem. Dla demonów każda przeszkoda usunięta z drogi Czarnej Zorzy była sukcesem. Dlaczego Chaos i Biel od wieków egzystowały z powodzeniem obok siebie...
* * *

Dyszał głośno, z coraz większym trudem łapiąc powietrze. Pot lał się po jego twarzy.


Ściany ognia miażdżyły go swoją bliskością. Było stanowczo za gorąco. Drow nie był w stanie zbyt długo przeżyć w takiej temperaturze, nękany upartą, demoniczną energią. Starał się myśleć o Świetle i modlić się, ale komuś, kto nigdy tego nie robił, szukanie pomocy i bezgraniczna wiara w coś, czego nie rozumiał, przychodziło z wielkim trudem. Mgły były jednak łagodne – przywołane, odwróciły się od tego, kto je zesłał, powracając to tej, która je stworzyła. Sam atak jednak, dokonany przez tak silnego demona, poważnie naruszył stabilność wątłego, śmiertelnego drowiego życia. Był jednak spokojny. Wiedział, że Nizzre przyjdzie.
- Wytrzymaj – usłyszał nagle.
Otworzył szerzej zamglone oczy, dysząc ciężko, kaszląc pianą. Znał ten młodzieńczy głos...

* * *
- Gate...?
- Nie zawracaj mi głowy – mruknął do Rina.
- Jesteś pewien, że to ona?
Gatenowhere zerknął na drugiego maga spode łba.
- Było kilku fałszywych – dodał Rin.
- Wiesz, co to jest Chaos?
Rin w zdumieniu kiwnął głową, speszony.
- Ciekawe skąd – prychnął Gate. – Nawet nie wszystkie demony wiedzą.
- Skąd masz zatem pewność, że słusznie wybrałeś?
- Nie mam. Ale nie mam życia, aby się nad tym zastanawiać. Zanim się okaże czy o prawda, tacy jak ja dawno już umrą ze starości. Ale nie ja. Muszę podjąć to ryzyko. Muszę być Pierwszym.
- Myślisz, że jesteś? – spytał poważnie Rin.
Gate zerknął na niego pytająco.
- Ten elf już się nie liczy. Odwróciła się od niego.
- A ten drow? – spytał z naciskiem Rin. – Myślisz, że byłeś przed nim? Że będziesz przed nim?

* * *

Kall`eh; No to masz przynajmniej zieloną obstawę. Ruszasz w głąb groty, kiedy zauważasz nadpełzające mozolnie worki mąki z rękoma zamiast mord. Czy cokolwiek to jest. Ślimaki-worki skrupulatnie starają się ominąć Szamila i pełzną dalej. Wyglądają jakby były ślepe, bo lezą na ciebie jakby nigdy nic. Kopnięte wiją się trochę i kurczą, ale po chwili lezą dalej. Opędzasz się od niech nogami – nie gryzą [maja czym?], nie atakują w żaden sposób, tylko łażą sobie wokół. Próbują wpełzać na ciebie, kopnięte rezygnują i lezą dalej. Część was ominęła i poszła sobie jakby nigdy nic ku wyjściu z groty.

Barbak; Wspomagasz karła w opędzaniu się od pełzających ślimaków-workow mąki z rękoma, i z ulgą oceniasz, ze dziwne stworzenia nie są szkodliwe. Chyba. Na razie. Nie pogryzły was póki co, są wolne jak diabli, ociężałe i nie posiadają żadnej widocznej broni, czy czegokolwiek, czym potrafiłyby zrobić kuku. Chyba.
Wchodzicie w tunel głębiej i głębiej...
Gdy nagle z mroku wyłania się obraz dwóch postaci. Jedną jest półelf, Szamil, zbierający się właśnie z ziemi spod ściany. Drugą jest mężczyzna z diademem na głowie. Berithi.

Samael; Tym razem Berithi był szybszy. Zmasakrowany przez twoje ostrze i wściekłość Mgieł, miał nadal tyle siły, aby zadać dotkliwe rany półdemonowi. Nie potrzebował broni – samo uderzenie jego demonicznej mocy cisnęło tobą o ścianę tunelu i chyba złamało ci żebro.
Berithi odwrócił się nagle, spoglądając na dwarfa i orka, którzy znaleźli się niepokojąco blisko. Spojrzenie czarnych demonicznych oczu bez źrenic spoczęło na twarzy zielonego wojownika. Berithi wykrzywił twarz w wyrazie odrazy i gniewu.
- Proszę, proszę... – warknął. – Syn Zerat`hula!...
Berithi spojrzał następnie dalej, ku wyjściu z grot, gdzie stał ten nowy, Może. Zdawało się, że skanował obcego, poznawał go na odległość, jakby rozmawiali bez słów.
- Wy to chyba lubicie... – mruknął sarkastycznie Berithi. – umierać z rąk demonów... – obejrzał się znów na swojego syna.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 07-11-2009, 21:10   #594
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ktoś obserwujący walkę Berithiego i Samaela mógł być zaskoczony. Obaj nie lubili mówić podczas walki a teraz elf zrezygnował z wyraźnej przewagi i wdał się w rozmowę. Rozmowa trwała krótko i była prowadzona dość cicho, dlatego Kalleh i Barbak mogli obserwować tylko ruchu obydwu walczących. A właśnie ruchy mówiły wiele. Ci którzy widzieli popękaną twarz demona, mogli zobaczyć na niej złość. Mówił coś właśnie do syna, słowa te musiały poruszyć Samaela. Półdemon zgarbił się, opuścił rękę z mieczem, pochylił głowę a białe włosy zasłoniły mu twarz. Musiał coś powiedzieć, musiał bo Berithi nagle się wściekł. Jego ruchy były szybkie, złapał półdemona za płaszcz i coś mu wysyczał. Samael nie zmienił pozycji, nie wykonał żadnego ruchu, stał ewidentnie czymś przybity. Chwilę tak stali, dosłownie sekundę czy dwie. Wtedy Szamil zaatakował, zaatakował od niechcenia, wolno i nie umiejętnie, jakby stracił ducha walki. Może gdyby włożył w ten cios całe swoje siły, całą swoją nienawiść, cały swój gniew, całą swoją wolę przeżycia... Może wtedy by trafił, może...
Uderzenie czystą, demoniczną energią rzuciło nim o ścianę jaskini. Ciało elfa zsunęło się wzdłuż ściany jak szmaciana lalka, powietrze z płuc zostało wyciśnięte a kości złamane. Z ust pociekł strumyczek krwi. Samael, Trucizna Pana, syn Diuka demonów leżał nieruchomo. Żył, świadczył o tym oddech, zaprzeczał jednak temu bezruch. Zdawało się, że się podał.

Nadszedł Barbak z Kallehem, Berithi nie był z tego zadowolony.
-Proszę, proszę... Syn Zerat`hula!...
Samael podniósł głowę, strumyczek krwi lecący z ust spadł na ubranie zlewając się z czerwienią płaszcza.
-Wy to chyba lubicie... Umierać z rąk demonów...
Samael powoli wstał, zacisnął mocniej palce na rękojeści miecza, jedynym przedmiocie jaki miał po ojcu. Postąpił kilka kroków, o dziwo nie były one chwiejne.
"Chmurek, przybądź na wezwanie swego pana. Wylecz mnie."
-Barbak, Kalleh... To moja walka. Każdy atak na Berithiego uznam za atak na siebie.
-Berihti. Udało Ci się. A teraz przyjdzie Ci ponieść tego konsekwencje. Pamiętasz co Ci mówiłem o truciźnie, manifestacji zniszczenia, świetle i chaosie? To wszystko głupoty. Teraz poznasz gniew wkurzonego syna i dowiesz się jakie to uczucie gdy własny dzieciak spuszcza ci łomot.
Samael skoczył, w paru skokach znalazł się przed Berithim. Ten stał, stał jakby wiedział co się stanie. Nie było szerokiego cięcia mieczem, którego mógł się spodziewać każdy. Nie było tradycyjnego zdzielenia głowicą miecza, którego mógł się spodziewać, ktoś znający styl walki Samaela. Dłoń zacisnęła się na kaftanie Berithiego i przyciągnęła go bliżej. Barbak mógł się spodziewać co się stanie, demoniczna dłoń zapłonie paląc ciało przeciwnika "Synka". Jednak i to nie nastało. Nastała krótka wymiana zdań, znowu prowadzona cicho. Znowu, każdy mógł domyślić się jej przebiegu na podstawie twarzy Samaela, twarzy wyrażającej czystą nienawiść i determinacje. Rozmowa nie trwała długo. Syn odepchnął ojca i natarł na niego mieczem, zrobił to akurat w chwili w której pojawił się jego chowaniec.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 07-11-2009, 23:19   #595
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Ten głos...
- Rycerz w masce... Mówisz o Uzjelu? Nic takiego mu się nie stało, po prostu jest martwy.
Nizzre drgnęła. Mógł teraz poczuć jej autentyczne współczucie i smutek. Tego się spodziewała, choć widziała jeszcze cień nadziei. Ale kiedy człowiek znika bez śladu, jego zbroja rozpada się a w ramach zastępstwa pojawia się demon, należy się spodziewać, że ktoś jest po prostu martwy. Żal jej było Uzjela. Żal, bo czuła, że Tak Jak Ona dążył do czegoś, błądząc, porywając się z motyką na słońce, tracąc wiarę i szukając swej zagłady, aż wreszcie poddał się. Tak jak ona, częściowo. Nie była już tym, kim byłam zanim... Isendir... wypowiedział te słowa... Elf. Cholerny elf. Jak elf , nie jakiś pólefl, ale elf, mógł wypowiedzieć takie słowa!?Krótko znała Uzjela – dzień, dwa...? Ale ten rycerz był dla niej symbolem, symbolem zażartej, z góry przegranej walki i wreszcie poddania się. A może to nie było poddanie się, ale wybór nowej drogi?
- Ot, zdarza się każdemu.
- Tak... – szepnęła w zamyśleniu i żalu.
- Mówisz o żmijowym lesie... Można by tak powiedzieć, że chce się tam dostać. W końcu to część jakże ważnego zadania, czyż nie?
Nizzre spojrzała mu w twarz.
- Nie jestem tu, by wykonywać zadania – wskazała na swój pajęczy tatuaż. – Aktualnie przyszłam tu po kogoś.
- Dziękuję za propozycję, ale pomoc twojego pupila nie jest mi konieczna. Może zamiast tego mi powiesz... - urwał na chwilę i zrobił gwałtowny krok do przodu tak, że jego twarz znalazła się dosłownie centymetry od twarzy elfki
Nizzre otworzyła szerzej zielone oko i wstrzymała oddech. Był tak blisko. Był taki Piękny... Powalająco, niebezpiecznie Piękny. Jego fioletowe Piękno połyskiwało tak jasno i kusząco, że...
- Kim TY jesteś tak naprawdę? I jaka jest twoja gra, bo coś mi mówi że nie szabla jest twoim celem.
Jego dłoń.
Jego szabla.
Ostrze, które zabiło obrońcę Wymiaru pustki. Ostrze, które zraniło Czarną Zorzę. Ostrze, które mu oddała. Jego szabla.

Jego słowa zburzyły ścianę z myśli, która budowała od pewnego czasu. Słowa pełne były tego majestatu, tego Piękna, tego Chaosu i swoistego, swojskiego zła, niepokonanego zła, tak pięknego i dobrego... zła. Był inteligentny i widział to, czego nie widzieli inni, ale... te słowa były też gwoździem do trumny.

On nie widzi.
On nie wie.

Wpatrywała się w niego, zapewne z głupia miną. Jeszcze sekundę temu omal przed nim nie przyklęknęła. A teraz, teraz wyjawił jej otwarcie, że nie wie.
- Należę do nieco innej drużyny – odpowiedziała, wciąż myśląc o tym, że on nie wie. – Nie wykonujemy zadań. Zabijamy tych, co je wykonują. Powiedzmy. Moim celem tutaj jest odnalezienie kogoś. Przyjaciela. Powiedzmy.
- Oczywiście odpowiadać nie musisz, zwłaszcza demonowi, czyż nie?

Uśmiechnęła się Pięknie, niemal od ucha do ucha.
- Zwłaszcza – poparła z tajemniczym rozbawieniem.
- Odpowiesz wtedy, gdy uznasz za słuszne.
- Do tego czasu... sam to odkryjesz – pocieszyła ze szczerym uśmiechem.
Był sprytny. Lubił bawić się słowami. Wiedział już przynajmniej tyle, że elfka nie pierwszy raz widzi demona.
Kiedy odszedł stała chwilę, głaszcząc Fufiego i rozmyślając. Może... to będzie zabawne...
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 09-11-2009, 11:02   #596
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jaskinia zasadniczo nie zrobiła na Barbaku specjalnego wrażenia. Ot podążał za krasnoludem podziwiając piękno stalaktytów, stalagmitów, stalagnatów, trupich gnatów i takich tam.
W sumie jaskinia wyglądała dokładnie tak samo jak wyglądała każda inna. Karzeł zdawał się być zadowolony z tego, że w końcu znajduje się pod powierzchnią ziemi. Wiadomo! Karły zawsze się cieszyły z takich rzeczy. Karły i umarli! Zawsze!
Obecność nowego przedstawiciela demoniej rasy była dodatkowym czynnikiem dla którego ork czuł się nie pewnie. Po pierwsze przedkładał sobie świeże powietrze ponad stęchliznę jaskini, po drugie obecność półtora demona w okolicy była już za dużym zagęszczeniem jak na standardy Barbaka. Synek był irytujący, owszem. Zawsze pakował się w kłopoty, zawsze trzeba było go z nich wyciągać. Najbardziej jednak irytowało orka dziedzictwo Samaela. To że jego ojcem był ktoś, komu należał się sztych w kręgosłup. W zasadzie nic innego. Taka nienawiść nie przystała istocie oddającej kult Światłu. Wiadomym było, że wyznawca świetlistej filozofii stara się unikać uczuć tak ciemnych jak nienawiść czy gniew. Wiadomym było jednak że każdy nosi w sobie tak biel, jak i fiolet. W absolutnie każdej istocie zamknięta była cząstka bieli oraz cząstka fioletu. To od istoty zależało, którą zdecyduje się rozwijać i pielęgnować. Obie jednak były w każdej istocie. Ork był istotą pielęgnującą ze wszystkich sił swą jasną stronę charakteru. Miał jednak świadomość istnienia ciemnej strony swego oblicza. To właśnie ta strona była zdania, iż demonom żelazo powinno zastąpić rozum (najlepiej takie wciśnięte z dużą szybkością i z niemanacka).
- Proszę, proszę... – warknął. – Syn Zerat`hula!...
YouTube - Barcode Brothers - Dooh Dooh

Ork bardzo powoli obrócił swą facjatę w kierunku przemawiającego. Poznał ten głos od razu. Poczuł aurę wydobywającą się od przemawiającego.
Orc King by *VegasMike on deviantART

Jeśli przyjąć by że w sposób graficzny można by przedstawić aurę jaką roztacza każda istota… aura, tego który stał teraz przed orkiem, mogła by być pomalowana ciemno fioletowym pastelem..., a i tak nie oddawała by prawdziwej natury piekliszcza.

Barbak stanął w postawie zasadniczej. Młot, topór oraz Ukulele automatycznie znalazły się w odpowiednich dłoniach.
-Wy to chyba lubicie... Umierać z rąk demonów..
Barbak splunął gęstą flegmą przed siebie. Kątem oka dostrzegł gramolącego się z klęczek Synka. Już na pierwszy rzut oka widać było, że dostał bęcki. Trzymał się jednak hardo. Jak zawsze.
-Barbak, Kalleh... To moja walka. Każdy atak na Berithiego uznam za atak na siebie.
- Tia…
Było tym co wydobyło się z orczych ust. Nie zaszczycił Synka spojrzeniem. Cały czas świdrował wzrokiem Berihiego.
- Mam Ci przekazać pozdrowienia!!!

Samael uderzył. Ale strasznie się pieścił z Tatuśkiem! Walczył bez przekonania, dodatkowo jakby stracił serce do walki, tygrysi wzrok jak mawiali szamani. Coś musiało złamać elfa, albo była to sztuczka jego demoniej części!
Ork z wielkim zainteresowaniem, prawym palcem wskazującym zatoczył niewielki krąg… w prawej dziurce własnego nosa. To co znalazł wprawnym ruchem opisanego wyżej palca, oraz swego kciuka uformował w kulkę (rozmiarów adekwatnych do własnego ciała). Następnie z wdziękiem, na jaki stać było tylko zieloną rasę pstryknął pociskiem w kierunku walczących.

- Samaelu! Odezwał się z powagą, nie przystającą do wykonywanej wcześniej czynności. Jeśli nie zakończysz sprawy w przeciągu kilku najbliższych uderzeń serca, będę miał głęboko w rzyci, za co uznasz to co zrobię potem! On…(ork wskazał umazanym palcem demona)…ma zginąć, zaraz! Teraz!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 09-11-2009, 12:47   #597
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Zielony ork i niewysoki karzeł szli w ciemnościach jaskiniowym tunelem. O ile dla ogółu społeczeństwa tunel nie może być jaskiniowy. Dla Kall'eha, może. Może być jaskiniowy, może być też lochowy jak i piwnicowy. To zależy od usytuowania i lokalizacji. Szli, aż napotkali coś, co wyglądem przypominało krzyżówkę ślimaka z rękawiczką. Kall'eh pierwszy raz na oczy coś takiego widział. A widział wiele. Ów mieszanka garderoby i potrawy plemienia z zachodu sunęła nie zważając na sytuację. Sunęła i sunęła. Co róż kopniak dwarfa posyłał jednego czy drugiego w siną dal. A te wracały.

Oczywiście nieocenioną pomocą przysłużył się Barbak. Który jednak szybko zmienił okaz zainteresowania. Innymi słowy, ślimaki mu się znudziły, nabrał ochoty na demona. Czarnookiego demona. Który to już nie raz przeszkadzał w prowadzeniu zdrowego trybu życia jakie prowadziła ich zwariowana kompanija.

Wymiana słów. I Szamil dał wyraźnie znać, żeby nie przeszkadzać. Kall'eh nie miał nic przeciwko. Raz, że nie znał się na żadnej sztuce walki polegającej na kopaniu z przypiętą jedną ręką do stalowego imadła jakim był pierścień. Dwa, że honorowa walka to wartościowa sprawa. Sam nie ma nic do pomocy, ale o ile ktoś sobie tego życzy. Szamil sobie nie życzył. Kall'eh wzruszył ramionami.

Walka trwała a karzeł dla zabicia czasu pokopywał se ślimaki. Słyszał o jakichś wschodnich sztukach walki, które wykorzystywało się głównie nogi. Kall'eh nie wiedział, czemu miałby zastępować swojego pieszczocha nogami. Ale postanowił potrenować. Może na emeryturze będzie uczył dzieci grać w piłkę nożno-ślimaczą?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 15-11-2009, 14:33   #598
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Jak widzisz sens swojego życia?
Życie jest krótkie. Będzie trwać tylko do tej chwili, kiedy coś mnie zabije.
Dlaczego mówisz „zabije”, nie „umrę”?
Ponieważ nie umrę. Tacy jak ja nie umierają. Wojownicy umierają z bronią z ręku. Nie z własnej woli. Nie ze starości. Gdybym umarła, wiedziałabym, że stanie się to kiedy będę stara. Za wiele lat. Ale każda kolejna chwila może przynieść mi śmierć. Dlatego mój sens życia nie zmienia się. Pozostaje taki sam, od momentu, kiedy chwyciłam za broń. Dzieci Światła żyją w ten sposób. A sensem życia jest uratowanie tego, co jestem w stanie uratować.
Czyli?
Życie. Dusze. Wojownik Bieli idąc przez świat spotyka istoty przeznaczone tylko dla niego. Te, które może ocalić powinien ratować.
Filozofia Bieli jest bardzo brutalna.
Filozofia Bieli mówi, że każdy wojownik Światła spotka na swojej drodze istoty, które zechce ocalić – a inny Wojownik Światła zechce je zabić. Spotka istoty, które zechce zabić – a które innemu wojownikowi udałoby się ocalić. To, którego z wojowników spotka dana istota – którego zdąży spotkać – to wola Światła.
Przypadku być może. Chaosu.
Być może. Ale Biel od zawsze wyznawała tę zasadę. Tak ma być. Każdy z nas może ocalić tylko tyle, ile zdoła. Ile widzi, ile czuje, ile znajdzie. Nie jestem w stanie ujrzeć tego, co widzi inny wojownik. On też o tym wie. Jeśli nie zdąży, zabiję tego, kogo miał ocalić. Wszyscy o tym wiemy. I my, i dzieci Fioletu i wszyscy pomiędzy nimi.
Boisz się tego?
Zabijać? Zabijać tych, których być może ktoś szuka, by ich ocalić? Nie. Światło każe nam zabijać obronie życia. Mam zabijać w obronie życia, którego mam bronić. Całą resztę mam zgładzić. Nie ma większej zasługi niż bezlitosne niszczenia zła zagrażającego pokojowi, dobru, życiu, które da się ocalić.
Pokój i miłość przez śmierć.
Tak było od wieków. To działa. Działa, gdyż wszyscy wiedzą, że tak jest. Stanąć na drodze wojownika Światła oznacza śmierć lub porzucenie złej drogi.
Wielu widzi was jako świętoszków, fanatycznie zabijających dla idei dobra i pokoju całego świata, który nie zaistnieje nigdy.
Wiemy, że nie zaistnieje. Chaos i Biel będą wieczne i są sobie potrzebne. Ratujemy to, co jesteśmy w stanie ratować – to sens naszej krótkiej egzystencji, największy honor i nasza radość. Zabijamy bez litości to, co jesteśmy w stanie zniszczyć – to nasza powinność wobec tych, którzy oczekują na naszą pomoc, którzy nie mogą bronić się sami.
Wielu dziwi się, że potraficie dostrzec, iż należy ratować kogoś, kto jako dziecko zamordował swojego rówieśnika, a potem spędził życie wbijając sztylety w plecy każdego, kto krzywo na niego spojrzał.
To widać z zewnątrz. Biel potrafi pokazać, że ta istota wychowała się i dorastała cierpiąc, nie znając innej drogi. Moim zadaniem jest pokazać mu inną drogę. Zadaniem innego wojownika jest zabić go bez zbędnych dociekliwości, pytań i litości. Problem w tym, że to ja spotkałam go pierwsza. I będę o niego walczyć, bo walka nie polega tylko na wymachiwaniu mieczem.
Dlaczego on?
Dlaczego setki jemu podobnych? Bo to ja. Bo Światło dało mi takie oczy, którymi widzę tak a nie inaczej. Granica między przebaczeniem a zniszczeniem nie jest skomplikowana. Jest subiektywna. Jest przypadkiem. Światło i Chaos napędzały tak świat dzieci Bieli i ich wrogów od zarania dziejów i tak powinno zostać. Nie ma innego racjonalnego wyjścia, ponieważ my, żywe istoty, nie jesteśmy Biel ani Chaosem, nie jesteśmy idealne, racjonalne, jesteśmy omylne na tyle, na ile potrafimy. Ofiary i ich zabójcy nie są przypadkowe. Istnieje założone z góry, racjonalne wytłumaczenie, dla którego ci właśnie wojownicy spotykają te właśnie przeznaczone im ofiary. Nie jesteśmy w stanie tego pojąć, my, śmiertelni. Ale w tym jest sens, w ufaniu Bieli – i od wieków to, co robimy za sprawą przypadkowych spotkań Chaosu i naznaczenia Bieli działa. Jedni zginą, inni nie. Tak musi być. I Biel i Fiolet wiedzą, co potrafi zobaczyć dany wojownik, więc spotkania ofiar i zabójców nie są tak przypadkowe jak się wydaje pokrzywdzonym. To część planu.
W tym nie ma metody?
Nie, nie ocalimy wszystkich. Biel wyraźnie mówi, że życie wojownika to pokój i miłość poprzez walkę i przelewanie krwi wrogów.
Wbrew pozorom potraficie mordować równie pięknie co demony.
Równie skutecznie, ale zawsze z jednego tylko powodu – aby bronić. Tylko dla tego powodu Światło pozwala nam zabijać wrogów. Dla żadnego innego.
I dla zemsty.
Oczywiście, ale zemsta w tej ideologii to oddzielny rozdział... Biel nakazuje nam – skutecznie. Demony robią to brutalniej, być może. Ale demony nie zapominają, mają wieki za wykonanie zadania. Dzieci Bieli lubią załatwiać sprawy na bieżąco. Niewiele jest rzeczy zdolnych odciągnąć wojownika Bieli od wykonania zadania – jeśli istnieją, są jego największym grzechem.
Boisz się?
Że nie zdążę. Że nawet, jeśli znajdę go pierwsza, ktoś przerwie moje starania, zabijając mnie. To przecież trwa tak długo. Zaślepieni Fioletem nie potrafią zobaczyć Bieli przez długie lata. To najbardziej mnie przeraża. Że się nie uda. Z ani jednym.
Czego pragniesz?
Ocalić ile się da. To jest tak autentycznie Piękne. Zobaczyć ich. Ze szczerością w oczach.

* * *

- Na widok kwitnącego kwiatka cieszycie się, jakbyście żyli tylko dlatego, że to coś kwitnie. Jesteście podobni do demonów, żywicie się uczuciami, tylko że tymi pozytywnymi. Jakbyście nie mieli ciał. Ja potrzebuję czegoś więcej do życia niż modlitw, światła, tańców, śpiewu i kwitnących kwiatów. Muszę jeść i pić, a żeby zdobyć pożywienie i wodę muszę narażać swoje życie i zdrowie, muszę zabić kogoś i odebrać mu je. Zabraliście nam Powierzchnię, a teraz pokazujecie nam, jacy jesteście tam szczęśliwi! I drwiąc z nas chcecie dzielić się z nami tym, co nam zabraliście! W Pomroku nie ma nic! Brakuje jedzenia, wody, nie ma, nas szczęście, waszych kwiatów! Skoro tak bardzo wielkodusznie chcecie się dzielić z nami, teraz, kiedy odczekaliście, kiedy wasze ukochane Światło pali nasze oczy i naszą skórę, skoro uważacie, ze jesteśmy tacy sami, może się zamienimy? Zejdźcie w mrok, w którym po kilku godzinach postradacie zmysły, ślepi, przerażeni każdym szmerem!
- Nikt nie mówił, że to będzie łatwe.
- Wasze Światło zakazuje wam pamiętać. Demony i my nie zapominamy. Jestem tam przez was!
- Jesteście tam przez elfy, które dawno już nie żyją.
- Które was spłodziły! Które powiedziały wam, co to jest drow i co macie z tym robić! Czy ktoś wylał ci kiedyś wrzącą, słoną wodę do oczu? Tak widzimy wasze Światło!
- Ale jak sam wiesz, możecie do niego przywyknąć.
- Po ciężkich bólach i wielu magicznych zabiegach. W Pomroku jestem teraz na wpół ślepy.
- Nie rozumiesz...
- Ty nie rozumiesz! Nie umiemy żyć uczuciami! Nie umiemy znosić bólu i śmierci z taką beztroską jak dzieci Bieli! Nie będziemy cierpieć w milczeniu tylko dlatego, że jakieś Światło nam tak każe!
- Dlaczego zatem poszedłeś za nią?
- Hyh! – zaśmiał się krótko.
- Nie słyszysz?
- A ty? Dlaczego miałbym nie iść za kimś, kto mnie karmi, poi i chroni swoim ostrzem przed wrogami?
- To nie takie proste. Oszukujesz sam siebie, ale zauważyłeś coś.
- Hyh! – zaśmiał się złośliwiej. – Nigdy nie spałem z kobietą w jednym łożu!
Brązowooki uśmiechnął się łaskawie.
- Całkiem przyjemne, zaiste – bąknął mroczny elf.
- Więc to ciekawość?
- Na ciekawość mogą pozwolić sobie nieśmiertelne demony, nie tacy jak ja.
- Nie bój się. Ona przyjdzie.
Drow zakaszlał, wywrócił zamglone oczy.
- Do Mistress z wami wszystkimi... – szepnął z udręczeniem.
- Nie potrafisz wierzyć.
- To zapewne bardzo dziwne dla ciebie, dla istoty, która całą egzystencję opiera na wierze.
- Na wierze, że warto. Walczyć.
- Jak... możecie znosić ten ból...? – warknął półprzytomnie. – Jak możecie się opierać? Dlaczego was nie złamał? – syknął z pretensją.
- Wiemy, że gdyby złamał, nie byłoby już ratunku. Nie bój się. przyjdzie. Opatrzy twoje rany.
- Kiedy...? – szepnął z trudem.
- Kiedy zdoła. Czekaj na nią. Na tym polega wiara. Daj jej szansę. Czekaj na nią.
- Wy też... czekacie w nieskończoność... na swoje Światło...
- I nigdy się nie poddajmy. Bo ono zawsze przychodzi. Trzeba tylko poczekać.
- Jak... możecie znosić ten ból...? – powtórzył, tym razem niemal z rozpaczą.

* * *

Może; Nie czekałeś długo. Flafie wskazywała lizaczkiem gdzieś na ziemię i spostrzegłeś tropy jakiegoś dużego zwierzęcia. Postanowiłeś zbadać sprawę. Nizzre po chwili odeszła gdzieś tam, skąd przybiegła, chyba postanowiła pogonić z jeleniem, który jej zbiegł. Idąc w las byłeś czujny i gotowy na wszystko. Ta dziwna Bestia, Flafie, szła tuż za tobą, siorbiąc lizaczek. Po chwili przestała, jakby zawstydzona, z mogła spłoszyć zwierzynę. Ale nie spłoszyła. W gąszczu czaił się ogromny dziki kształt dzikiego dzika!
Boar by ~Hamsterfly on deviantART

Co tam jednak taki dzik, wielki jak buhaj, dziki i zły [Flafie wskoczyła niemal na drzewo]. Ale co tam dzik – jak to mówią trafiła koza do woza eer trafił dzik na demona! Tym sposobem masz już wierzchowca w kieszeni [powiedzmy ze nie dosłownie...]

Szarlej; Walka nie idzie zgodnie z planem, stanowczo. Berithi śmie stawiać opór, Chmurek niedługo zniknie, a demon bawi się w leczenie – on ma to za darmo i na stałe! Kolejne uderzenie demonicznej energii przesunęło cię po podłodze tunelu i rozbiło o ścianę.

Barbak; Podobno elfy podrywają przystojniaków w knajpach strzelają w nich jajecznicą, co zatem szkodzi, żeby powitać demona pstrykając w niego smarkiem? Berithi podszedł do tego salutu bardzo sceptycznie, po wyrazie jego twarzy sądząc miał ochot puścić pawia i pewnie by puścił, gdyby miał żołądek i jakąś jego zawartość. Berithi wyczul moment ataku i teleportował się błyskawicznie, czmychając.

* * *
- Wracaj tam.
- Tu jest Syn Zerat`hula.
- Nie pytałem, kto tam jest. Masz zabić Szamila.
- Koniecznie w tej sekundzie...?
- Tak.
- W porządku...
Berithi był bardzo nie w sobie. Chaos i Biel wydały na niego wyrok. Oznaczało to tylko jedno. Biel będzie broić Wojownika, kiedy ten nadejdzie.

* * *
- Nie przeszkadzamy?
SP- All The Young Dudes by *Spirit-the-Titan on deviantART
Trójka zaskoczonych wędrowców obejrzała się gwałtownie.
Born to Lead by ~DavidRapozaArt on deviantART
- Cholera! – jęknęła elfka.
- Aye, dwóch magów...! – dwarf złapał za topór.
- Bez nerwów – Gatenowhere uśmiechnął się beznamiętnie.
- Słyszeliśmy, że tu gdzieś szewc jest – uśmiechnął się zaczepnie Deen, opierając swój miecz na naramienniku.
- Znamy jedną damę, której bardzo przydałyby się nowe trzewiki... – dodał Gate.
* * *

Nizzre; ‘Może wybrał się na polowanie sam. Ty zaś dostajesz dobre wiadomości od gate`a i ruszasz na spotkanie z nim.

Szarlej,
Kall`eh, Barbak; Po chwili Berithi zjawia się znowu, najwyraźniej w kiepskim humorze. Staje pomiędzy półelfem i orkiem, zerkając na jednego i drugiego.
- To który najpierw...? – mruknął, kopniakiem od niechcenia zgarniając spod nóg ślimaka-worek.

Kall`eh; Zauważasz nagle, że przy wejściu do dużej groty z wielkim robalem czai się chochlik czy goblin, który wnikliwie się wam przygląda!
Goblin by ~DavidRapozaArt on deviantART

* * *
Może;
Przymierzasz się właśnie, by dla próby wgramolić się na grzbiet dzika, kiedy zauważasz, ze za drzewem nieopodal ktoś się chowa!
http://img92.imageshack.us/img92/24/201elf4qv.jpg
To znów ta elficka nimfa! Wygląda na przerażoną i macha do ciebie ręką, jakby chciała, abyś uciekał!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 17-11-2009, 19:12   #599
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Gate!
- Nizzre – uśmiechnął się.
Galopujący pająk zatrzymał się i elfka zeskoczyła z jego grzbietu (cala akcja z pajęczym wielonożnym galopem i skokiem wyglądała epicko). Deen demonstracyjnie podniósł w górę parę butów z pięknej skóry.

http://cokupic.pl/i/c_big987596.jpg

- Dzięki! – Nizzre odetchnęła z ulgą.
Musiała jak najszybciej dostać się do Żmijowego Lasu! Sięgnęła do torby i wyjęła niewielki teleskop, po czym wyciągnęła go w kierunku Gatea. Mag spokojnym ruchem wyciągnął dłoń, przyjął zapłatę i skinął pochwalnie głową. Deen schylił się nisko, stękając w swej ciężkiej zbroi i postawił buty na trawie.
- Rozmiar podobno dobry – pocieszył elfkę. – Używane nieco, ale też przez elficką stopę.
- Khym! – odchrząknął znacząco Gate.
Nizzre otrzepała się.
- Przez pólelficką! – zreflektował się speszony Deen. – Tak, za krótkie uszy miała!
- Stopa?!
- Ta póóóółelfka. W ogóle to ona z dwarfem szła pod rękę! – zapewniał Deen.
Nizzre westchnęła głośno.
- To zła kobieta była – zapewnił Deen.
- Kiedy tylko zdołam oddam jej te buty!
- Spokojnie – Gate schował teleskop i rozejrzał się wokół. – Póki Kruk jest spokojny, nie spieszmy się.
Nizzre szybko zdjęła but i skacząc na jednej nodze ubierała czerwone ogniożmijowoodporny but.
- Nie zawalę zadania? – upewniała się.
- Zadania, Nizzre?
- Miałam je zdobyć grocie, a nie ukraść!
- Nie ukradłaś, tylko pożyczyłaś! – zapewnił wesoło Deen.
- Twoim zadaniem nie jest zdobywanie butów po grotach – dodał Gatenowhere, skinąwszy na jej tatuaż.
- Czyli nie zawała zadania przeze mnie?
- Nie. Nie należysz już do ich drużyny.
Tak. Nie należy. Szybko ubrała drugi but. Była ciut za duże ale bardo wygodne i szybko przyzwyczaiła się do nich. Stare zgarnęła do torby, nie chciała gubić swoich butów ani zostawiać ich z kimkolwiek, znaczy kazać komukolwiek pilnować jej butów.
- Szybko! – wskoczyła na grzbiet wielkiego pająka.
- Nie jedź na nim! – krzyknął przerażony Deen.
- Bestie mogą chodzić po Żmijowym Lesie, ale tylko od momentu gdy ich Pan już się w nim znajdzie – dodał Gatenowhere.
- Poparzy giry, chyba że jemu też znajdziemy buty! – podrapał się po głowie Deen.
- Ah! – elfka zeskoczyła z grzbietu smutnego pająka. – Dobra, Fufi, musisz chwilę poczekać! – poklepała smutne zwierzę. – Nie wolno do ognia, Fufi, ogień zły, be!
- Łik?
- Be fuj mówię!
- Fyp!
- Tak, fyp, fuj tfu be! Nie ruszaj!
Nizzre poprawiła stargane jasne włosy, raz czarną opaskę na oku. Po jeździe z jeleniem była zmaltretowana i wszyscy patrzyli na nią litościwie, ale nie miała teraz czasu na poprawę makijażu.
- Muszę go znaleźć! Idziecie za mną!?
Gate, Deen i Vari znacząco spojrzeli na swoje buty.
- No tak.. – jęknęła Nizzre.
- A mówiłem, trza było dwarfowi zakosić laczki! – fuknął Deen.
- Dogonimy cię tak szybko, jak zdołamy – pocieszył Gate. – W razie kłopotów wynoś się z Lasu.
- Tak!
Jeszcze raz spojrzała na ścianę ognia na horyzoncie i pobiegła co tchu w kierunku jasnej luny.

Request Stock Photography and stock photos - Error

Jest kilka typów lasów, których nie lubią elfy. Jednym z takich lasów jest płonący las! Ogień był magiczny, ale i tak elfce nie uśmiechało się wchodzić do tego lasu. Instynkt i potrzeba odnalezienia towarzysza pośród płomieni była jednak silniejsza i Nizzre nie myślała o tym, że mogła się poparzyć. Na samej granicy Lasu Żmijowego sprawdziła, czy może bezpiecznie stanąć na spalonej ziemi z warstwą gorącego popiołu. Poprzez buty ze smoczej skory nie poczuła absolutnie nic, wiec po kilku próbnych krokach ruszyła biegiem w ogień.

http://stephenleahy.files.wordpress....orest-fire.JPG

Las przerażał ja. Zaprzeczał wszystkiemu, co kochają elfy. Ale miała zadanie. Musiała go zaleźć! Słyszała, jak ją wzywał! Widziała, jak cierpiał. Wiedziała, że ktoś za to zapłaci.

*
Nie sądził, że śmierć będzie aż tak się mu dłużyć. Leżał wyprężony i zupełnie sparaliżowany. Tylko głową mógł lekko obracać. Oczy miał wciąż zamknięte i nieustannie jęczał z bólu, krztusząc się przy tym i dusząc się. Nie mógł nabrać powietrza do płuc. Nie chciał. To tylko przysparzało cierpienia.
- Oddychaj, oddychaj, śmiało – nakazał przyjacielsko.
Ledwo przytomny drow krztusił się, nie mogąc opanować się na tyle by spełnić rozkaz.
- Oczyść swe myśli spętane mrokiem świętym i użycz swej duszy...
Widział wyciągniętą ku niemu rękę. Zacisnął zęby. Nie. Ze zdumieniem i rozpaczą poczuł, jak wlano mu do gardła jakiś słodki płyn. Zacharczał, nie mogąc go wypluć ani połknąć.
- Pij – zachęcił mistrz.
Nie...! Zacharczał, krztusząc się płynem, bólem i własną krwią. Wypluł.
- Połknij – ktoś uniósł wyżej jego głowę.
Ten głos. Dłoń była teraz kobieca, czarna, mglista. Zniknęła. Cudem zdołał wreszcie przełknąć. Dopiero za moment zdał sobie sprawę, że albo ból mijał albo śmierć dopadła go wreszcie. Zamrugał zamglonymi ślepiami, zupełnie nieprzytomny i bezsilny. Widział szarą powłokę poprzebijaną białymi przebłyskami. Widział okrąg otaczający ją i wirujący nieskładnie, wchłaniający wszystko. Pustka naciągała się nad nim, tracił ją, oddalał się od niej, spadał gdzieś, gdzie nawet jej nie było. Szarpał się konwulsyjnie, usiłując uciec, nie zapaść się. Jeszcze coś czuł, jego ciało nadal reagowało. Skręcało go z głodu. Chorobliwe zimno kąsało go w ramiona i nogi. Czuł, jak studziło jego krew. Odrętwienie usypiało go niepostrzeżenie. Tkwiła w nim zaraza dychająca na przemian żarem i mrozem. Przerażał go ten wirujący okrąg, to spadanie w dół, i szmery, głosy, które słyszał, jakieś cienie, które widział, które patrzyły na niego. Myślał jakby nie swoimi myślami. Żałował tylko, że kogoś innego nie bolało jego bólem. Jeszcze nigdy nie ogarnęło go tak bezdenne zamroczenie, nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak i kiedy taki stan mógł go dopaść. Bolało, bolało okrutnie. Tylko o tym myślał. Zamknął oczy, a właściwie poczuł się, jakby jakaś siła zamknęła mu je od wnętrza czaszki. Miażdżyło mu głowę. W innych częściach ciała zupełnie stracił czucie. Ktoś potrząsnął nim lekko, otrzeźwiająco.
*
Metalowe szpony poradziły sobie z więzami. Drżącymi dłońmi głaskałam go delikatnie po głowie. Brwi miał przejmująco, boleśnie zmarszczone. Zemdlał pełen cierpienia, gniewu i rozpaczy. Nie miał jednak ran na ciele. Był, jak to my określamy, ciężko nieprzytomny i przypętany. Jeszcze nie opętany, ale ktoś próbował, wyraźnie. Ledwo wyczuwałam energię jego duszy, skupioną gdzieś bardzo głęboko w jego ciele. Musiało go spotkać coś złego, coś naprawdę potwornie złego. Jego ciało leżało nieruchomo, nie reagując zupełnie. Ale wyczuwałam, że jego dusza wchłonęła cały ból, jaki zadano owemu ciału, i badając tą energię miałam przed oczami obraz zupełnie inny. Na tym obrazie mroczny elf nie leżał spokojnie, a drżał cały, szarpany przez silne dreszcze. Był strasznie spocony, co stanowiło oznakę agonii. Nie mógł swobodnie oddychać, ani kaszleć, zwyczajnie się dusił, wdychając za mało powietrza. Zamknęłam oczy, nie mogąc tego dłużej znieść. Wolałam już patrzeć na niego, jak realnie leżał, bezsilny i cichy. Ktoś go skrzywdził, ktoś go strasznie skrzywdził. Ktoś musi umrzeć.

Na tle ściany ognia coś się nagle poruszyło. Zielone oko elfki poszukiwało czujnym wzrokiem kolejnego ruchu.
- Fufi.. chodź tu...!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 18-11-2009, 15:11   #600
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Cóż… Demon jednak nie do końca był zajęty i pogrążony poczynaniami przedsięwziętymi przeciw Samaelowi. Jednak nie do końca zlekceważył obecność orka…. szkoda.
Barbak zamierzył się… i w tym właśnie momencie, Berithi czmychnął.
- Ke? Wyrwało się inteligentnie z orczych ust.
- Uciekł Ci!
- To widzę.
- Trzeba go było załatwić od razu, jak go zobaczyłeś.
- Zamknij się.
- Przyrzekłeś.
- WIEM! Dorwę go, możesz być spokojny……

- O widzisz… już wrócił.


Ork zamłynkował raz jeszcze trzymaną bronią. Demonowi jednak nie spieszno było do bitki, zebrało mu się raczej na pogaduchy.
- Synek!! Jakoś nie śpieszno Ci do zakończenia sporu z Tatuśkiem!! Chyba jednak będzie Ci potrzebna pomocna dłoń!!
-Jeszcze czego??!! Kto wie gdzieś ją trzymał wcześniej!! W jakiej owcy tkwiła!!
- Chcesz czegoś od mojej owcy??
-Na pewno nie jej syfa.
- Przepraszam bardzo, ale czy masz coś do MOJEJ OWCY??!!
Głos orka zszedł do niskiego barytonu Te Tatusiek, pocikiej no chwilkę!! Ork niedbale rzucił demonowi, w którego jeszcze przed chwilą ciskał smarkami> Nie grozi Ci to. Demony nie łapią syfów... nie wiedzą nawet z czym to się jada.
Poza tym, jesteśmy tylko przyjaciółmi!!
-Szczęsciarze jedne. Też bym tak chciał, a tak od tej Twojej wszy na pewno już coś załapałem![/i]
Samael zignorował Berithiego i podszedł do Barbaka kurczowo zaciskajac dłoń na mieczu.
-Uważaj bo zaraz zatańczymy żabo.
- Żabo?? Uważaj co mówisz Mieszańcu!!
Ork Zamłynkował toporem, a Emanuel mocnniej zacisnął łapki na gryfie ukulele.
-Moja matka przynajmniej nic nie miała wspólnego z gadami. A to, że tatuś nie potrafi się zdecydować co do kształtu i płci to inna sprawa!
- Cóż jak to mawiają nikt nie jest doskonały, problem w tym, że co poniektórzy nie potrafią się do tego przyznać... i pyszniąc się mogę zarobić w dziób!!
-Masz rację. Możesz!! Ba, zaraz się nawet to stanie!!
- Już teraz??
-Żebyś wiedział płazie.

Samael puścił się biegiem prosto na orka trzymając miecz wzdłuż nogi. Wybił się silnie z obu nóg i naskoczył na Barbaka.
Ork zgrabnie ustawił topór do zastawy na wysokości swego splotu słonecznego, czyniąc jednocześnie z drzewca idealny próg, z jakiego mógł zgrabnie wyjść Samael. Gdy Elf był jeszcze w powietrzu, ork również zaatakował.
Zrobił to bardzo spokojnie, bez cienia zwątpienia, bez cienia zastanowienia, bez obawy. Wypowiedział jedynie cicho dwa słowa. Tylko dwa.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172