Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2010, 22:05   #821
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Barbak, Kall`eh; Barbakowi trochę się chyba coś przestawiło. Z Wojownika Światła w policjanta z drogówki, aż wreszcie w Neptuna. Cóż. A dzień jest jeszcze długi...
Kall`eh wybrał się na poszukiwania gorzały. Poszedł do budynku obok za odgłosami mlaskania i bekania. W spiżarni ogry plądrowały w najlepsze. Garściami zapychały do gęb nawet surowe ziemniaki, jeszcze z piachem, marchewki, buraki, pomidory... Jeden próbował zeżreć worek maki, ale skończył jako świeżo upieczone Dziecko Bieli. Ogry spojrzały na dwarfa spode łbów, z kwaśnymi minami pt „on nam chce zabrać!”, ale rozpoznając gościa, który im nie przeszkadzał w dotarciu do żarcia, obojętnie go obserwowały. Tym bardziej, że dwarf wziął tylko odrobinę, jakiś gąsiorek i chwycił z beczki trochę piwa. Następnie Kall`eh przyjrzał się jednej z kusz leżącej na ziemi. Broń była tak skonstruowana, że zamiast łoża z normalnymi bełtami miała zamontowany szklany owalny pojemnik z dziwą, błękitną, jarzącą się cieczą. Od pojemnika biegła rurka z otworem i specjalny mechanizm sprawiał, że po naciśnięciu spustu promień wystrzelił niczym bełt.

Odgłosy walki dochodziły z budynku nieopodal. Był to właściwie jeden wystrzał z kuszy, błękitny promień przebił się dachem budynku. A potem był czyjś krzyk bólu, jakiegoś mężczyzny. Pobiegliście na miejsce. Kall`eh wszedł pierwszy i ujrzał rzecz ciekawą. Nieopodal wejścia do budynku, gdzie najpewniej przetrzymywano zwierzęta, ale też spano, był Szamil i trzy elfy, które przed momentem pomagały wam w natarciu na wioskę. Jeden z elfów był ranny w skroń. Wszystkie miały łuki i walczyły z Szamilem, półdemon miał w łapkach jedną z tutejszych kusz. W odległym kącie pomieszczenia zaś zauważyliście Nizzre i Illiamdrila, oraz obie ich Bestie, czarnego kota i wielkiego pająka. Obserwowali całe zajście, a wasze przybycie stanowczo nie spodobało się zarówno jednookiej elfce, jak i drowowi [temu drugiemu bardziej]. Elfom zresztą również się nie spodobało.

Kall`eh zainterweniował pierwszy i przystawił kuszę do.... er...? Próbował sięgnąć elfickiego czerepu, ale z racji wzrostu dwarfa i elfa powiodło się tylko wymachiwanie bronią gdzieś przed twarzą [łukiem] elfa. Elf jak to elf; nic sobie nie zrobił z groźby. Strzała świsnęła w kierunku dwarfa, ten cudem jej uniknął. Widząc że to nie przelewki, odruchowo wystrzelił. Błękitny promień przebił lewy bark elfa. Ranny krzyknął z bólu i chwycił się za ranę, odrzucając łuk którego nie mógł już użyć. Chwycił za krótki miecz. Zatrzymali się jednak widząc Barbaka.

Barbak wszedł do pomieszczenia niosąc widły. Elfy podniosły na niego wzrok i zastygły w bezruchu, w jakimś wyczekiwaniu. To był błąd. Ork bowiem zamiast wydać im rozkaz i zakrzyknąć pokrzepiająco w imię Światło, na co czekały, chwycił swoje widły i cisnął nimi. Kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy elf nie zdążył nawet zareagować. Ork próbował unieruchomić i nie zabić, co mu się poniekąd udało. Widły wbiły się w prawy bok elf, raniony upadł na plecy i próbując się podnieść krzyknął z bólu po czym padł znowu. Z niedowierzaniem chwycił dłońmi trzonek wideł sterczących z jego ciała. Wielkimi, pełnymi zgrozy, smutku i pretensji oczami spojrzał na orka, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Elfka pisnęła z rozpaczą i doskoczyła do leżącego, próbując go osłaniać, posyłając strzałę w kierunku półdmeona. Drugi, ranny w skroń elf nacierał na Szamila z mieczem.

W ferworze walki zauważyliście, że kąt pomieszczenia świeci już teraz pustkami. Nizzre, Il i ich Bestie wyniosły się błyskawicznie kiedy byliście zajęci atakowaniem elfów!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 25-04-2010, 11:21   #822
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Elfy były średnio rozgarnięte. Używanie łuków (a nawet krótkich mieczy) w zamkniętym, dość sporym ale zatłoczonym pomieszczeniu było idiotyzmem. Ale każdy musi ponieść skutki swoich złych decyzji. Barbak nazwałby to Wolną Wolą, Szamil wolał pewien synonim "głupota".

Ranny elf dobył miecza. Miecza! Buhaha! Mógł uderzyć z góry, z boku lub sztychem. Uderzył na ukos, z góry. Samael upuścił kuszę, skrócił dystans i złapał przeciwnika za nadgarstek. W drugiej ręce pojawił się nóż. Wszyscy walczący (między innymi elfka z łukiem) mogli obserwować tylko plecy rannego. Elf nagle dziwnie zwiotczał, Samaelowe ostrze dosięgnęło serca. Dla pchniętego zostało osiem sekund życia, a raczej agonii.

Raniony (a właściwie umierający) poleciał w stronę towarzyszki pchnięty z stanowczo nie elfią siłą. Elfka miała pecha bo tuż za ciałem biegł półdemon z nożem w ręce.

Klinga błysnęła lecąc na spotkanie gardła elfki.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 25-04-2010, 22:31   #823
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Walka Szamila z elfami była niezłym widowiskiem. Co prawda elfy ponosiły póki co straty, ale to nic. Te elfy nie były elfami Almanakh. Z tego powodu nie czuła do niech sentymentu, ale jednak. Miała im za złe że strzelili Illiamdrilowi w plecy. To nie były elfy Almanakh. Światło nie wstawiło się za nimi i Szamil prawdopodobnie ich pokona.
Kiedy pojawił się Kall`eh i Barbak Nizzre pomyślała że tamta część drużyny zapomniała po co tu przybyli. Zapomnieli o Duszach i zadaniach, o drużynie. Chodzili wokół i atakowali każdego kto im stanął na drodze. Wpływ tego miejsca? Wpływ Kruka czy Berithiego? Czy oni naprawdę myśleli że zabicie drugiej istoty to najłatwiejsze rozwiązanie wszystkich problemów?
Jeśli tak to mają pecha. Ponieważ Wojownika nie da się zabić. Mają też pecha ponieważ właśnie udowodnili pewnym elfom że są po stronie owego Wojownika. Że go wspierają zabijając tych którzy próbują go zniszczyć. Właśnie o tym myślał Il kiedy na jego twarzy wykwitł ten niesamowity, zły, piękny uśmiech. Nizzre cieszyła się wraz z nim ale nie okazywała tego. Zabawne jak głupota i niewiedza służą tym którzy potrafią korzysta z cudzych błędów.
Kiedy przybyli Kall`eh i Barbak zapowiadała się powtórka z najazdu ze Żmijowego Lasu. Ani Nizzre ani Il nie mieli ochoty na uczestnictwo w takiej imprezie. Drow spojrzał porozumiewawczo na elfkę, znała już to spojrzenie mówiące „czas na nas”. Sekundę później oboje zwinęli się i na grzbiecie Bestii drowa opuścili lokal tak jak tu weszli, przez okno. Fufi wydreptał za nimi. Było już po walce. Nie było widać kuszników ani ogrów. Nikt ich nie zatrzymywał.
- Poszukajmy skrzyń – zaproponowała elfka.
- Brakuje tego demona. Pewnie on przeszukuje tę wioskę. Nie będziemy mu przeszkadzać. Znalezienie skrzyni to ich zadanie – bąknął drow, prowadzać Bestię w głąb lasu. – Elfy mamy póki co z głowy, pewnie tamci się z nimi rozprawią. A nawet jeśli nie, elfy wiedzą już że ‘Wojownik’ ma obstawę! – zachichotał drow.
- Wkurzą się – zauważyła Nizzre. – Barbak ich zaatakował.
- No to mają pecha. Masz rację, Nizzre, Biel jest jednak z nami!
- Nie mów tak.
- Daruj.
Drow zatrzymał gwałtownie Bestię i rozejrzał się czujnie.
- Żywa Klątwa – szepnął. – Jest tutaj.
Elfka rozejrzała się ale nie dostrzegła niczego wśród martwych drzew i mgieł.
- Słyszę ją – warknął Il.
- Módl się. Do kogo chcesz i jak potrafisz. Może zostawi nas w spokoju.
Po chwili drow szepnął znów;
- Odchodzi. Ale pewnie wróci.
Ruszyli dalej.
- Poczekamy na tamtych. Spróbujmy znaleźć ten owoc póki co.
Drow mruknął pod nosem.
- Skąd go właściwie znasz? – spytał.
- Nie znam go właściwie. Spotkałam go na bagnach. Próbowałam mu pomóc bo był omamiony przez błędne ogniki. Myślę że moja klątwa przyprawiła mu te śpiączkę.
- Tak uważasz?
- Nie wiem, czy drowy często zapadają na śpiączki po błędnych ognikach?
- Nie wiem.
- A ty skąd go znasz?
Il zaśmiał się.
- Cóż. Z wojska.
- Walczyliście razem?
- Nie.
- Przeciwko sobie?
- Po części.
- Hmmm.
Nie ujechaliście daleko a drow znów zatrzymał kocią Bestię i wpatrywał się czujnie w mrok martwego lasu. Przed wami czaiła się bestia. Może nie czaiła się, a leżała. Wyczuwszy że coś się zbliża podniosła swoje włochate cielsko, spojrzała na was i wyszczerzyła kły. Zjeżona groźnie sprawiała wrażenie niezadowolonej z waszej przewagi liczebnej. Nie spodobał się jej wielki pająk, ani wielki kot. Od obu tych istot była mniejsza i choć miała ogromne pazury i zęby, nie chciała spotkać się z waszymi pupilami.
the big bad by ~dypsomaniart on deviantART

- Czy to nie drugi ze składników? – spytał Il.
- Na to wygląda! – po chwili zastanowienia Nizzre dodała – Spróbujmy to upolować!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 26-04-2010, 15:10   #824
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wpadł z karłem do pomieszczenia. Jak za starych dobrych czasów. Najpierw karzeł wpadł z drzwiami... czy może raczej przez drzwi, których tam już nie było, potem on sam wpakował się do pokoju. Dlaczego? Takie rozwiązanie odznaczało się bardzo konkretnymi walorami praktycznymi:
- karzeł wpadający do pomieszczenia stawał się pierwszym obiektem ataku przeciwnika.
- karzeł wpadający do pomieszczenia nie blokował swoją osobą w żaden sposób ataku, jaki mógł przeprowadzić ork (patrz na różnicę wzrostu)
- Karzeł wpadający do pomieszczenia w sytuacjach uzasadnionych mógł stanowić doskonały pocisk, który jeśli był wyrzucony z odpowiednią wprawą, mógł zdziałać cuda (trzeba tu zaznaczyć, że Barbak w czasie swych podroży nabył wprawy w ciskaniu krasnoludami...)

Tak więc Karzeł wpadł do pomieszczenia. Ta czynność nie wywołała aktywacji zaklęć broniących przejścia, nie pojawiły się nagle kule ognia, ani nic z tego typu gorących zabawek. Kall'eh wymierzył kuszą w elfa i zaczął krzyczeć coś w stylu „Stać!” Widać było, że Kall'eh miał niewielkie obycie z elfami. Jasnym było, że elf wyposażony w łuk, nawet jeśli ma przyłożoną do skroni kuszę ciągle jest niebezpieczny. Ponieważ ową kuszę przykładał karzeł (patrz ponownie na różnicę wzrostu, która na ogół działała na minus brodatego ludu), ork zdecydował się działać. Owszem były to elfy, które jeszcze przed kilkoma chwilami były zdecydowane spełniać polecenia orka... Ale były to elfy, które pojawiły się cholera wie skąd, miały niejasne zamiary, a przede wszystkim... Powiedzmy że miały nie jasne zamiary. Barbak zamachnął się, i prosta lecz zabójcza w swym działaniu broń pomknęła do celu. Pomknęła skutecznie. Ork trafił, ale nie zabił. Pocisk mógł trafić w przeciwnika i przybić go do ściany. Wypatroszyć i spowodować, że lembas zobaczył by tynk pomieszany z własnymi wnęcznościami. Barbak jedynie trafił go w bok i przybił do klepki... Tego jednak nie było mu za mało. Ponieważ jeden z elfów otrzymał w gratisie zabieg tracheotomii, a drugi właśnie musiał się bujać z szarżującym pół demonem i krasnoludem, ork zdecydował się wykorzystać ten czas inaczej. Podbiegł do elfa, złapał za widły i uniemożliwił elfowi wyrwanie ich z rany następnie w sposób zimny, wyraźnie przekalkulowany stwierdził....
- Emanuelu... czyń swą powinność. Mój długouchy przyjacielu... Emanuel jest w stanie leczyć Cię, w chwili gdy ja będę zadawał ból. Może to trwać dość długo. Nie będzie to przyjemne ani dla ciebie, ani dla mnie. Bądź zatem tak uprzejmy i udziel mi informacji na kilka tematów....
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 27-04-2010, 13:23   #825
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Miał gorzałę i miał kuszę w łapach. Nic więcej nie trzeba było. Taka mieszanka sama w sobie jest zapalająca. Ale gdy do łatwopalnego miksu dodasz jeszcze atak na jednego z drużyny, to dochodzi jeszcze efekt wybuchu. W takim razie jakże przewidywalne było zachowanie Karła wchodzącego do pomieszczenia, w którym Szamil był atakowany przez cztery elfy. Doskoczył do najbliższego agresora. Ostrzegł, że z policji. Dodał ostrzeżenie, że będzie strzelał. I na końcu dorzucił co by się zatrzymali, bo może być kuku.

Być może to wina wychowania elfów, być może winę za późniejsze zdarzenia ponosi ogryzek, który był przeżuwany przez krasnoluda, a być może po prostu te elfy, nie rozumiały wspólnego? - długouchy zaatakował. Kall'eh nie miał czasu na swawole, więc zrobił szybki unik i uderzył z łuku. Zorientował się dopiero, że nie ma swojej Sabinki, a w ręku dzierży jeden z tych dziwnych miotaczy niebieskich płomieni. Nie zawahał się jednak, gdyż mógł to przypłacić żywotem.

Pociągnięcie za cyngiel dało widoczny efekt. Mimo to, trafiony bądź co bądź celnie elf, ruszył do ataku z mieczem. Karzeł brał się już pożądnie do walki, no bo co, przecież jak do tej pory się tylko zgrywał. I sięgnął po Pieszczocha jednak w tej chwili elf zamarł. Później przez swoją głupotę wylądował w orkowych widłach. Ale to już inna sprawa. Gdyż elfy chwilowo straciły ochotę do walki. Kall'eh zasępił się. Po czym doszedł do dziwnego spostrzeżenia. Niedawno tutaj w okolicy stał drow z elką. Teraz zniknęli. Zdążył się chyba do tego przyzwyczajać. Stanął koło Barbaka z wyciągniętym toporem. Ork będzie gadał w Kall'eh w razie czego stanie w jego obronie.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 27-04-2010, 14:40   #826
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Po czasie jaki zazwyczaj zabierało kilka pytań, klika dźgnięć widłami, oraz kilka odpowiedzi, ork dostał to czego chciał. Otrzymał odpowiedzi na pytania które zadał, jak i na te których nie zadał a, które to wyjaśniły się same. Spojrzał w oczy elfa. Oczy, które płonęły czystą nienawiścią. Uczuciem tak silnym, że gdyby można je było destylować wprawny alchemik otrzymał by esencję nienawiści. Ork spojrzał na elfa spokojnie. Ten co i róż zadawał pytania: Dlaczego?
- Ponieważ każdy jest panem swego losu, ponieważ każdy podejmuje decyzje... i każdy kiedyś będzie musiał za nie odpowiedzieć. Barbak zdzielił pięścią elfa, a ten zgrabnie spłynął o pogrążył się w stanie nie pozwalającym na jakikolwiek ruch. Ork nie zadał sobie trudu sprawdzania czy elf jeszcze dycha... po co? Po co w ogólne odpowiadał temu lembasowi? Eh... te lata świetlistości musiały go zmiękczyć, ale to zdecydowanie była już przeszłość. Ale czy całkowicie? Ork włożył dłoń do kieszeni i dobył z niej pęknięty amulet. Spojrzał na niego. Zamyślony ork w pomieszczeniu w którym to właśnie popełniono mord na dwójce elfów, a elfka miała za chwilę do niech dołączyć musiał wyglądać groteskowo. Ork miał to jednak tam, gdzie jest ciemno.
- Coś się kończy, coś zaczyna... jak mawiał poeta. Obrócił się i cisnął amuletem w leżące ciało.

There is another world inside of me.
That you may never see.
There are secret's in this life that I can't hide.
But sowewere in this darknes tehere's lihgt that I cant find....
Maybe it's too far awany...
Maybe I've just been blind


Zadziwiło go jak szybko odnalazł słowa w języku, którego tak dawno nie używał...
Obrucił się w kierunku pół demona i karła. Spojrzał na ich miny.
- I co się tak gapicie? Kall'eh daj gorzałki!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 27-04-2010, 22:03   #827
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Barbak, Kall`eh, Szamil;
Generalnie ork nie nagadał się z elfem przyszpilonym widłami. Dwarf widział jak ork rozmawiał z elfem po cichu, zmuszając poniekąd elfa do mówienia za pomocą wideł, którymi elf był przebity, oraz swojej Bestii leczącej rany, by elf nie zszedł za szybko. Mógł zobaczyć łzy w oczach elfa, nie łzy bólu, a łzy rozpaczy. W końcu elf zamknął oczy i choć żył jeszcze, nie zamierzał ani patrzeć na orka, ani z nim rozmawiać.

Szamil w międzyczasie zabawiał się z elfką. A konkretnie z jej gardłem i to za pomocą ostrza. Była to niebezpieczna gra, a zdaje się Samael jest w takich najlepszy. Szamil zaatakował szybko i zwinnie, nie dając elfce czasu na wycelowanie. Odepchnął łuk stojący mu na drodze do elfickiego gardła i jednym cięciem pozbył się natręta. Elfka z paskudną raną upadła na ziemię, kaszląc i charcząc. Próbowała wycofać się w kąt sali, ale wiedziała że jest z nią kiepsko. Zobaczywszy znów co Barbak wyczynia, rzuciła się w jego kierunku ze sztyletem w ostatnim akcie desperacji, ale Kall`eh czuwał...

* * *

Coś się kończy coś się zaczyna, podobno. Elfy nienawidziły poety, który to powiedział. Bo jakże banalne było to stwierdzenie. Elfy doskonale wiedzą, że ciągłość zdarzeń jest... ciągła. Wiedzą, że Chaos nie zna ciągłości zdarzeń i na tę świetlistą ciągłość nakłada swoje ścieżki. Historia każdej istoty nie jest, jak większość naiwnych uważa, nitką. Pojedynczą nitką. Nie. Jest to splot nieskończonych ilości nici, białych, fioletowych i różnych, które biegną razem, przeplatają się, urywają. Nigdy nic się „nie kończy” i nic się „nie zaczyna”. Wszystko dzieje się „jeszcze poza koniec” i „działo się nim dla nas się zaczęło”, ale to skomplikowana elficka filozofia. Elfy wiedza że to co postrzegamy jako początek i koniec nigdy nie było i nie będzie początkiem i końcem dla każdej innej istoty. Że jest zawsze wiele dróg i nie ma te jednej a zatem nie ma ona ani początku ani końca. Musimy wiedzieć że na pewne sprawy nie mamy wpływu, nie mamy wpływu na to, jakie nitki i ile ich splecie się z tą którą uważamy za nasza jedną nitkę, a która jest tylko iluzją pozwalającą nam na posiadanie wspomnień i marzeń na przyszłość.

Jak to się stało...? Almanakh...? Światło... Dlaczego?... Chciałem chronić życie tego świata tak jak nas Uczyłaś... Mój syn odszedł pod Twoje skrzydła w tej walce... Wiem, że go przygarnęłaś i jest bezpieczny... wiem, że jest szczęśliwy... Oddał Ci wszystko co miał, co mu ofiarowałaś. Tak jak my wszyscy, żył dzięki Tobie, żył dla Ciebie, walczył za Ciebie i dla Ciebie umarł. Czy niedostatecznie próbowałem? Dlaczego... dlaczego nie pozwalasz nam zwyciężyć jeszcze teraz...? W chwili gdy demon być może próbuje nas wesprzeć, gdy pozwalasz nam przeżyć spotkanie z nim, po latach szukania każdego dnia, po tej bolesnej niepewności, gdy jesteśmy tak blisko, Twój Wojownik, któremu chcieliśmy oddać nasze życie, staje przeciwko nam... dlaczego, Światło? Czyż nie chcesz chronić świata przed Legionem? Czyż nie warte jest to poświęcenia niektórych dusz? Dlaczego... dlaczego on staje przeciwko Tobie? Dlaczego po tym wszystkim przez co przeszliśmy stawiasz przed nami tak ciężką próbę? Wybacz nam tę słabość, Światło! Wybacz, że w tej chwili okazaliśmy się tak niegodni... Wybacz te łzy, daj nam nowe siły, otul swym niepokonanym ciepłem, miłością i pokojem nasze krwawiące dusze... W swej nieskończonej dobroci i potędze daj nam podjąć kolejną próbę walki w Twe imię! Żyjemy dla Ciebie, walczymy za Ciebie, umieramy za Ciebie, pozwól naszemu bólowi i zwątpieniom utonąć w najczystszym oceanie twej bezmiernej ciszy, bezpieczeństwa i pokoju... Rozkaż nam iść dalej, rozkaż nigdy się nie zatrzymywać...
Elf oddychał z narastającym trudem. Sapnął z bólem, słysząc znienawidzony język demonów. Poczuł jak coś niewielkiego uderzyło o jego pierś. Był to niewielki przedmiot, początkowo chłodny – elf zdumiał się, że poczuł ten chłód poprzez lekką zbroję i ubiór. Przedmiot szybko się nagrzewał i po kilku sekundach grzał przyjemnie, ale nie patrzył. Elf uchylił powieki i spojrzał na pęknięty medalion. Jego oczy zajaśniały, jego twarz rozpromieniła się i zniknął z niej nagle cały ból i smutek. Elf chwycił amulet zakrwawioną ręką i z uśmiechem szczęścia na twarzy przytulił go do piersi, zamknął oczy i leżał spokojnie, jakby usypiał.

* * *
Elf przebity widłami umiera-nie umiera, w sumie nie wiecie. Wykrwawia się w ciszy jakby zasypiał czy stracił przytomność. Generalnie przechodzi w jakiś wyższy stan świadomości. Generalnie było po elfach. Nie wiecie w sumie kim byli i czego chcieli, raczej się już nie dowiecie. Nie wiecie chyba nawet czego wy sami chcieliście od nich. W wiosce też kilka trupów obrońców, kilka trupów ogrów. Spiżarnia plądrowana. Zjawia się Józio, nażarty i szczęśliwy.
- My już zjeść. Wy nie jeść? – zdziwił się Józio. – Wziąć trochę, tylko ten mały wie, że trza zjeść, dobry! – ogr wskazał na Kall`eha. – My teraz iść. Pokazać kolega ten zamek ze skrzynie i dużo pudeł? – najedzony Józio był w humorze. – Iść za mną! Wypatrywać samica po drodze, e?

Nic tu już po was. Wyruszacie. Józio prowadził was przez martwy las.

Wokół rozbrzmiewały złowrogie odgłosy, ryki i sapania jakichś bestii. We mgłach nie było jednak nic widać.



Józio ignorował podejrzane wycie w tle lasu i inne odgłosy jakby nie robiły na nim wrażenia. Doszliście szczęśliwie do miejsca gdzie widać było w lesie stare, zniszczone fragmenty muru.
- Uważać – poradził Józio. – Za ten mur ich terytorium. Mogą atakować każdy kto przejdzie. Uważać oni groźni wojownicy, lepiej tam nie chodzić. Oni patrolować swój teren i zamek. Jak zobaczyć to zabić. Nie lubić obcy. Musieć być bardzo ostrożny. Za tym murem jeszcze kawałek i zamek. Strzelać też z wież.

Fakt, było widać wśród fragment wieży, coś nie wyglądała na wieżyczkę pierwszej klasy.


Józio kręcił się chwilę wokół, wyraźnie znużony.
- Ja się przespać. Wrócić po drzemka może. Powodzenia z samica – oznajmił wam i powlókł się gdzieś w las.

* * *
Drow zsiadł z grzbietu Bestii, Nizzre zeskoczyła za nim. Mroczne elfy nie lubią atakować w pierwszym szyku i Illiamdril nakazał starym sprawdzonym sposobem posłać Bestie przodem. Pierwszy ruszył Fufi, za nim kot. Wilkołak najwyraźniej był zaskoczony atakiem i wpierw próbował się wycofać i uciec, ale napastnicy zbliżali się szybko, wiec musiał podjąć walkę. Stanął na tylnych łapach, pokazał zęby z rozłożył na boki pazurzaste łapy w akcie agresji. Pająk nie zatrzymał się jednak i rzucił się na swą ofiarę. Wilkołak był jednak gotów i nie wycofał się. Pazurzasta łapa rozdarła delikatny pajęczy brzuch i Fufi z piskiem potoczył się po ziemi. Kot skoczył na monstrum próbując je powalić, ale wilkołak utrzymał ciężar Bestii na swych barkach i odrzucił kota nim ten zdołał wgryźć się mu w kark. Nizzre wystrzeliła z kuszy, błękitny promień świsnął tuż obok łba wilkołaka, ale chybił o centymetry. Rozjuszona bestia padła na cztery łapy i skoczyła atakując elfkę. Elfka zdołała wykonać unik, unikając pazurów wilkołaka, ale samo uderzenie łapą cisnęło nią o drzewo. Il krzyknął coś i zakręcił się za swymi sejmitarami w tańcu śmierci, wilkołak zaryczał i odskoczył do tyłu, kiedy dwie krwawe pręgi przecięły jego pierś. Drow zasłonił zbierającą się z ziemi Nizzre, wołając;
- Użyj Duszy!

*
Nizzre;
[nie trza czytać - fragment z mojego dzieła...]
Cisza nocna i ciemność – jakże to było piękne dla niej. Siedziała na grubym kocu rozłożonym na mokrej trawie, obok siebie czuła uspokajającą obecność ojca i towarzyszy. Trzymała mocno patyk, na który nabita była bułka, ale zapomniała o nim i owa bułka nieco się już zwęgliła. Ognisko wesoło trzaskało, ogrzewając przyjemnie ciało elfki, i kładąc na jej twarzy migoczące cienie. Zielone oczy skupione miała na jednym punkcie – na dorosłej elfce, która siedziała po drugiej stronie ogniska. Wojowniczka szeptała głębokim, złowieszczym głosem.
- Dziewczyna krzyknęła ze zgrozą, gdy wielka, szara, bezkształtna bestia o ośmiu oczach pochwyciła nieszczęsnego wojownika w swe ogromne szczęki i uniosła go do góry, jakby miała za jednym razem połknąć go całego. Lecz ten wciąż przecież trzymał miecz i nie zamierzał się poddać. Rozpoczęła się walka i kotłowanina, tak gwałtowna, iż sparaliżowana strachem dziewczyna nie potrafiła odgadnąć, kto komu zadał cios, czyja krew lała się wokół. W półmroku i w bagiennej mgle niewiele było można dostrzec, tylko dwa cienie, zmagające się zaciekle – elfka podnosiła głos, aż nagle przycichła. - Wreszcie, na sekundę wszystko wokół ucichło, pociemniało, i we mgle dało się dostrzec sylwetkę olbrzymiego potwora i jego wielką łapę z pazurami, oraz sylwetkę wojownika, który zamachnął się mieczem. Okrutny dźwięk, niby trzask kości, niby głośne plaśnięcie, zakończył walkę. Obaj, i zwycięzca i pokonany, padli na ziemię w tym samym niemalże momencie. Bestia wydała z siebie okropny jęk, miotała się jeszcze chwilę, i zdechła wreszcie. Ocalona dziewczyna z wielką radością pospieszyła podziękować swemu wybawcy, lecz ten leżał wciąż na ziemi, nie mogąc się podnieść. Zrozpaczonej dziewczynie przyszło odkryć, że wojownik wyszedł ze starcia ze śmiertelną raną.
Elfka przerwała i zerknęła na małą Nizzre, której w oczach malowała się rozpacz. Jej ojciec głośno gryzł chrupiącą bułkę, ale także słuchał opowieści uważnie, więc elfka kontynuowała z satysfakcją.
- Wojownik niedaleki już był od agonii, resztkami przytomności spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej serdecznie, rad, iż spełnił swą powinność. Umierał, dziewczyna jednak wbrew wszystkiemu postanowiła odwdzięczyć się dzielnemu bohaterowi za jego chwalebny czyn, i za wszelką cenę ocalić jego życie. Wiedziała, iż jedyną nadzieją dla niego było wysłuchanie magicznego śpiewu orłokolwa...
- A co to jest? – zaciekawiła się Nizzre.
- Legendarne zwierzę, wyjątkowo nieuchwytne – uśmiechnęła się tajemniczo elfka. - Nikt od setek lat go nie widział.
- A jak wygląda? – pytała zaabsorbowana elfka-dziewczynka.
Dorosła elfka ciągnęła intrygującym, ściszonym głosem.
- Bardzo dawno temu trzy zwierzęta pokłóciły się, które z ich jest najsilniejsze, najszybsze i najmądrzejsze. Nie mogąc rozwiązać swego problemu, poprosiły Biel, by wskazała najgodniejsze z nich. Wspięły się na najwyższą górę, by Biel spełniła ich żądanie. Promień Światła spadł wówczas z nieba i zatopił w swym blasku wszystkie trzy zwierzęta. A gdy zgasł, światu ukazał się orłokolew. Stwór o przedniej części tułowia lwa, tylnej konia, z orlimi skrzydłami. Istota miała trzy głowy: lwią, końską i orlą. Upokorzona i zawstydzona swym wyglądem istota skoczyła z góry. Jedni powiadają, iż się zabiła, ale inni twierdzą, iż ocalała – miała przecież skrzydła. Jeśli jednak orłokolew żyje, wiecznie się ukrywa przed ludźmi i innymi zwierzętami, by nie ukazywać swej upokarzającej postaci, jak została ukarana za pychę.
- Ale ona nie jest zła? – spytała poważnie mała Nizzre.
- Tego nikt nie wie. Ta dziewczyna też nie wiedziała. Mimo to wyruszyła na poszukiwania orłokolwa, aby ten zaśpiewał i uleczył swą magią konającego wojownika. Nie miała niestety pojęcia gdzie go szukać, więc zapuściła się w najciemniejszy zakątek największego lasu, gdzie mieszkał samotny łowca, uznawany za najzręczniejszego na świecie. Dziewczyna długo przedzierała się przez gąszcz, a potężne, ciemne drzewa otaczały ją zewsząd i...
Urwała i drgnęła, przestraszona z nagła. Spojrzała w górę; mały, nocny ptak, głośno trzepocząc skrzydłami przemknął nad drzewami. Ojciec Nizzre zaśmiał się cicho, złośliwie.
- To tylko nietoperz – dopowiedziała mala Nizzre, uśmiechając się znacząco do elfki.
- Faktycznie. Myślałam, że to coś innego... – zarumieniła się.
- Na przykład wielka bestia o ośmiu oczach? – dogryzł jej znów elf. – A może ten orło-lwo-konio...
- Więc... dziewczyna dotarła wreszcie do chaty łowcy...
- Ale uciekła z niej czym prędzej, okazało się bowiem, iż łowca był szalonym wierszokletą...
- To nie ta bajka. Więc... Dziewczyna zapukała do drzwi, ale nikt jej nie odpowiedział.
- Łowca zatruł się zapewne swoimi ziółkami i melisą – wtrącał elf, na co Nizzre się śmiała.
- Uchyliła zatem skrzypiące drzwi i zajrzała do środka. Zobaczyła duży, pusty pokój, w którym znajdował się jedynie mały kominek, gdzie płonął ogień, oraz stary fotel obok kominka, zasłany skórą jakiegoś zwierzęcia...
- Łowcy chyba nie powodziło się najlepiej...
- Przestraszona ciszą i złowrogą atmosferą domu, dziewczyna już chciała odejść, gdy dosłyszała życzliwy głos, zapraszający ją do środka. Dopiero teraz dostrzegła sylwetkę wysokiego mężczyzny odzianego w długi płaszcz z kapturem...
- Ten łowca musiał być bardzo chudy albo dziewczyna bardzo ślepa...
- Dziewczyna opowiedziała prędko łowcy o swoim kłopocie. Łowca zaciągnął się mocno melisą, a potem fajką i wypuścił fioletowy, gęsty dym, który magicznie skłębił się, tworząc wizerunek stworzenia o trzech głowach...
- Łowca narkoman, to ma potem halucynacje...
- Gah...! Jedz ładnie bułeczkę i siedź cicho... Zatem... Łowca odparł, że pomoże dziewczynie odnaleźć orłokolwa, i oboje wyruszyli w drogę. Dotarli do ukrytej głęboko w lesie groty i zeszli w jej podziemia. Tam, na dnie najgłębszej pieczary, napotkali na bestię o trzech głowach, która najwyraźniej ich oczekiwała. Kiedy łowca sięgnął swoich lin, by schwytać zwierzę, to odezwało się do niego...
- Którą głową?
- „Na niebo Bieli...” – powiedział orzeł, „na prędkość jej Światła...” – dodał koń, „na siłę życia, którą daje” – zakończył lew.
- Mądre te głowy...
- I co się stało? – dopytywała się mała Nizzre.
- Łowca rzucił swe liny i sidła na ziemię. Przemówił do orłokolwa, prosząc go o pomoc. Ale bestia nie chciała go posłuchać i milczała.
- Wszystkimi głowami? – niedowierzał ironicznie elf.
- Wtedy dziewczyna zapłakała: „proszę cię, o ty, najwspanialszy, co się ze Światła zrodziłeś... przyszłam tu nie po to by cię niepokoić i wyśmiewać twój wygląd, lecz po to, by ocalić wojownika od śmierci. Poświęciłam czas i siły, by cię odnaleźć, ulituj się i pomóż...”.
- Nie tylko łowca, dziewczyna też była szalonym wierszokletą!
- Orłokolew odparł jej: „dobroć i współczucie okazałaś, czas i życie szanowałaś...”.
- On też był wierszokletą!
- Gah...
- Tak...?
- Jedz ładnie swoją bułeczkę... Sprawdź, czy możesz ją połknąć w całości... Tymczasem... Po swoich słowach, orłokolew otworzył nagle orli dziób i lwią paszczę, zapiszczał i zaryczał, a zaraz potem końska głowa zarżała. Nie był to zwykły chór zwierzęcych głosów, a stworzona przez magię przedziwna, przepiękna pieśń, nieznanego dotąd głosu. Nagle łowcy i dziewczynie zdało się, iż w odpowiedzi na nią usłyszeli słodki ryk samego białego smoka Lavendera. Jego głos zbliżał się i łączył w harmonii z rykiem orłokolwa. Wiadomo przecież, że kto usłyszy, lub zobaczy białego smoka, czy dotknie go, umiera. Przerażeni, dziewczyna i łowca uciekli natychmiast z jaskini, a dokładnie w momencie gdy z niej wybiegli, dziwna pieśń ustała.
- Chyba niewiele było z tego wszystkiego pożytku – zauważył elf.
- Dziewczyna wraz z łowcą wróciła do wojownika...
- Proszę, jak się ten łowca do niej przyczepił...
- Zastali wojownika leżącego z swym mieczem na piersi. Leżał nieruchomo, a oczy miał zamknięte. Dziewczyna dotknęła jego ręki. Potem włosów, twarzy i szyi, ale on wciąż nie poruszył się. Był martwy.
Nizzre wydała z siebie jęk rozpaczy i zawodu.
- Czego się spodziewali? – mruknął sarkastycznie elf. - Że po tylu godzinach się nie wykrwawi?!
- Umarł? – pytała smętnie mała Nizzre, wciąż z zachowując nadzieję.
Elfka uśmiechnęła się.
- Dziewczyna z płaczem padła na kolana obok niego i ucałowała jego miecz. A wtedy niespodziewanie wojownik otworzył oczy i uśmiechnął się do niej. „Każda potęga, nawet Światło, bez miłości jest niczym” – rzekł jej.
Nizzre odetchnęła z ulgą i podziękowała za ciekawą opowieść.
- Jakież to romantyczne... Widzisz, musisz mnie częściej całować, będę nieśmiertelny od tego! - wydedukował elf.
- Wysnuwasz złe wnioski – zachichotała elfka.
- A jaki był morał?
- Och... – westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Hmm... Trochę krótki...
[~OBK by Alm]
- Przynieś proszę wino.
Pobiegła i przyniosła. Elfy skupiły się wokół ogniska na modlitwie.
- Światło, ile szczęścia daje cierpienie w Twe imię ten tylko wie, który je stracił i nie może do niego powrócić. Żyjemy dla Ciebie, walczymy dla Ciebie, umieramy dla Ciebie, a dusze nasze niech zatoną w oceanie twej bezmiernej miłości i pokoju, w ciszy bezpieczeństwa, pod twoimi nieśmiertelnymi skrzydłami gdzie cień żaden nie dociera – szeptał w skupieniu elf, a mała Nizzre chłonęła każde jego słowo i jego piękny głos całą sobą. – Jesteśmy tu dzięki Tobie, w Twoje imię, by kontynuować misję naszych braci i sióstr, którzy odeszli już w twojej chwale, przez ból i zło jakiego doświadczyli na tym świecie; znosili je tak długo jak mogli, daj im teraz ciszę twego pokoju, ciepło twego bezpieczeństwa, daj im znać, że jesteśmy tutaj, że walczymy, że nie poddamy się, nie złożymy broni, nie zatrzymamy się i pójdziemy z Twoim słowem ich ścieżką. A gdy i na nas przyjdzie czas, daj nam znać, Światło, że po nas przyjdą kolejni, który będą strzegli naszych ziem, naszej krwi, naszego pokoju, naszej miłości, naszego bezpieczeństwa, w imię Twoje.
*
Żyjemy dla Ciebie, walczymy dla Ciebie, umieramy dla Ciebie...
Słyszała. Widziała go. Jego ból, jego krew.
Widziała ognisko i elfy układające się do spoczynku, nucące jeszcze i śpiewające cicho.
YouTube - Gregorian & Vangelis - WISH YOU WERE HERE
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-04-2010, 14:23   #828
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Elfka biegła na orka i... poleciała trzy kroki w tył upadając trafiona przez Kalleha. Ale co jest trudnego w trafieniu umierającej elfki? Nic. Półdemon podszedł do martwej wyznawczyni światła i wytarł w nią zakrwawiony nóż. Następnie ignorując wszystkich uklęknął przy dogorywającym elfie.
-Tutaj nie było Wojownika. Musiałem to zrobić a teraz muszę zrobić coś jeszcze. Odeślę Ciebie do przyjaciół. Będziesz mógł się odrodzić. Ale potrzebuję tego medalionu, to dla przyjaciela który zgubił się w Mgłach. Chce mu wskazać drogę. Niezależnie od Twojej decyzji odeślę Ciebie.
Elf zdecydowanie nie był zachwycony ani Szamilową obecnością ani słowami. Wydawał się zszokowany jego zachowaniem jednak dalej nie sprawiał wrażenia chętnego do współpracy. Ba! Nie był nawet zadowolony z takiego obrotu spraw. Ściskał mocno medalion w dłoniach i nie chciał się z nim po dobroci rozstać.
Samael sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej małą, białą kulkę. Włożył ją do kieszeni umierającego.
-A to dla pewności, że się odrodzisz. Inaczej Ci wynagrodzić tej sytuacji nie mogę. Za to Ty możesz pomóc komuś kto stracił Światło z oczu. Możesz mu pomóc znowu je zobaczyć. Niezależnie od tego co zrobisz nie zmienię swego zachowania. Decyduj... Pomożesz mi uratować niewinną duszę czy pozwolisz by Fiolet ją zbrukał?
Elf uśmiechnął się tylko boleśnie i zamknął oczy.
-Weź Swoją Duszę... i tę białą kulkę... i idź do Astarotha...!!! - pożegnał go niezbyt uprzejmie i nieugięcie, z nienawiścią w głosie.
Samael wzruszył ramionami.
-Jak chcesz.
Zabrał duszę. Barbak by powiedział, że to wolna wola elfa. Samael wolał określenie "jego decyzja".
-Do Astarotha? Kiedyś i na niego przyjdzie czas. Bez obrazy ale obyśmy się więcej nie spotkali.
Półdemon sprawnie poderżnął rannemu gardło. Wytarł w niego sztylet i się cofnął. Mógł mu bez problemu zabrać amulet. Jednak czy godziło się łamać palce by zyskać atrybut światła? Nawet białowłosy miał jakieś tabu i łamał je bardzo niechętnie. Będzie trzeba poradzi sobie inaczej. Elf szybko wyparował i... zostawił amulet. To był ewidentnie znak dla Samaela. Kwestia od kogo... Półdemon schował nóż i zebrał złamany amulet. Schował go do kieszeni spodni. Bez słowa podszedł do kuszy napędzanej duszami i ją podniósł. Zarzucił broń na ramię.
-To co? Idziemy?

***
-Ja się przespać. Wrócić po drzemka może. Powodzenia z samica.
-Powodzenia z drzewem.

Półdemon poczekał aż Józio odejdzie i zwrócił się do reszty.
-Dobra ferajna. Dzięki genialnej akcji Barbaka przy wsparciu z naszego drużynowego demona mamy potężnych i silnych sprzymierzeńców. Szkoda, że tępych. Do tego należy dodać nie tak silnych ale inteligentniejszych wrogów. I to wrogów z kuszami. Ale teraz trzeba się zastanowić co zrobić by nie schrzanić tego zadania. Anioł poszła w krzaki z drowem i pewnie już nie wrócą więc jest nas czwórka. Proponuję podzielić się na dwie dwuosobowe grupki. Co powiecie na Barbaka z Kallehem i mnie z Może? Proponuję również poczekać do zmroku, pewien generał powiedział kiedyś, że w ciemnościach wszystkie armie są równe. Do tego ja widzę w ciemność jak w dzień. Trzeba działać po cichu. Cichu Barbak! Bez wysadzania i krzyczenia! Rozdzielając się mamy większe szanse na szybkie znalezienie skrzyń a działając w parach utrudniamy zadanie stwórcy. Mam nadzieję, że teraz usłyszę jakieś Wasze opinie. Chociażby: "plan jest do dupy! Zapukajmy, może nie wiedzą, że wyrżnęliśmy im wioskę!"
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 30-04-2010, 18:37   #829
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Stworzenie nie wyglądało na miłe ale potrzebowali go, żeby zrobić lekarstwo. Polowanie rozpoczęło się. Wilkołak okazał się o wiele groźniejszym przeciwnikiem, niż elfka się spodziewała. Fufi chyba też się nie spodziewał. Pająk rzucił się na wilka i z piskiem odleciał, uderzony łapą stwora. Elfka zbladła poznawszy siłę wroga. Ranny Fufi z piskiem wycofywał się. Kot Ila też nie miał szczęścia w tym starciu. Ona sama zresztą też nie. Bała się tego włochatego stworzenia o niepoznanej sile. Wilkołak w szale atakował wszystkich agresorów, po kolei. Skoczył ku niej, jęknęła aż, żałując, że przed nią nie stoi żaden postawny jegomość z solidną tarczą, jak to powinno być dla łuczników i kuszników. Il zaatakował najszybciej jak zdołał, zranił wilkołaka, zauważyła, zbierając się z ziemi z potłuczonym tyłkiem. Ulżyło jej że tego stwora można zranić. Szybko pozbierała się z ziemi.

* * *
Dusza na szczęście poradziła sobie z wilkołakiem. Nizzre odetchnęła z ulgą i zabrała czego potrzebowała. Mroczny elf, zadowolony z walki i trofeum, czyścił sejmitary o gęste futro trupa. Podbiegła do Fufiego. Ranny pająk przewrócił sie i piszczał.
- Biedny, biedny, biedny Fufi! – głaskała pająka i klepała. – Nie bój się, nie martw się, malutki, wszystko będzie dobrze!
Nie zdążyła zrobić zbyt wiele, nim pająk zniknął. Zrobiło się jej przykro, poczuła się winna. Nie powinna posyłać go na wroga o którym nic nie wie! Fufi był tu dla niej i miał jej chronić, ale czuła się źle z tym, że zginął w ten sposób a ona nie zdołała mu pomóc, nawet zranić wilkołaka!
- Biedny Fufi!... a twój kot?
Drow spojrzał na swoją Bestię wylizującą ranną łapę.
- Może spróbuję ją opatrzyć!
- Lepiej nie – mruknął mroczny elf. – Ugryzie cię.
Podeszła do kota, ale ten zjeżył się i ryknął na nią.
- Zostaw, ugryzie cię. Wyliże się – bąknął obojętnie drow.
- Umarł...
- Hm?
- Już nie cierpi. Nie wzywa mnie.
Drow spojrzał na elfkę pytająco, po czym westchnął.
- Chciałaś wracać i go ratować?
- Powinnam.
- Nie. Giną przez to, że szukają Wojownika. Niech przestaną szukać.
- Słusznie.
Obejrzeli się oboje. Nizzre zdziwiła się, drow stał nieruchomo z sejmitarami w dłoniach. Berithi jak zawsze pojawił się znikąd.
- Ciebie chyba nikt nie pytał o zdanie – Nizzre nadąsała się i demonstracyjnie machnęła mieczem który niedawno należał do demona.
- Niewinni giną po obu stronach. Ale mniejsza z tym. Legion Może niedługo do nas zawitać – uśmiechnął się słodko demon. – Powiem ci w tajemnicy, że ktoś z twojej drużyny zebrał już 4 Dusze tego samego koloru.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wierzę ci. Nie obchodzi mnie to.
- Nie obchodzi cię Legion?
- Nie.
Demon buchnął śmiechem.
- Posłuchaj sama siebie. Kłamstwo za kłamstwem.
- Dlaczego znowu nas dręczysz?
- To mój zawód.
- Chyba za dobrze ci płacą, takiś sumienny...
* * *
- Mam nadzieję, że teraz usłyszę jakieś Wasze opinie. Chociażby: plan jest do dupy! Zapukajmy, może nie wiedzą, że wyrżnęliśmy im wioskę!
- Plan jest dobry. Zapukać możecie, to nie była ich wioska.

Nizzre i Illiamdril przybyli na miejsce akurat by wysłuchać Szamilowej przemowy. Obserwowali przez moment z ukrycia, aż wreszcie pokazali się reszcie drużyny, stali jednak w bezpiecznej odległości, z daleka. Drow uśmiechał się słodko do półdemona, jakby go wzięła ochota na figle [khym]. Uśmiech co najmniej jakby drow właśnie dowiedział się, że Samael nosi koronkową bieliznę w groszki. Bardzo niepokojący uśmiech.
- Wspomożemy was nieco, mamy coś do gościa który jest w środku – powiedziała obojętnie nadąsana Nizzre skinąwszy na mur. – Po zmierzchu zatem.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 03-05-2010, 18:59   #830
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-To świetnie, że nie była ich wioska. Wspomożecie nas? Skąd mamy wiedzieć, że nie zwiejecie tak samo jak gdy broniłem Was przed elfami? Nawet dziękuję nie usłyszałem.
Nizzre nadąsała się i skrzyżowała ramiona na piersi, odwróciła obrażalsko głowę.
-Nikt cię nie prosił żebyś nas "bronił"! - bąknęła. - Ty ich wymordowałeś, nożem w plecy, w plecy!!! Przyszedłeś z nimi a potem zaatakowałeś! "Dzięki" za takie wsparcie! Przepraszam, źle to ujęłam! Nie "wspomożemy", tylko "my też mamy tam coś do załatwienia" i lepiej będzie jeśli pójdziemy tam razem. Chyba że wolisz abyśmy poczekali aż was wymordują i wtedy weszli do środka, bo nam wszystko jedno.
Klepnęła Ila w ramię, powiedziała do niego coś w drowim. Mroczny elf spojrzał na Szamila i z wyzywającym złym uśmiechem skinął głową mówiąc
-Bel'la Dos.
-Il ci dziękuje
- mruknęła. - Jemu się podobało.
Samael spojrzał na drowa.
-Och... Jakże się cieszę. Nie wepchnąłem im noża w plecy. Nóż był w gardło a strzał z kuszy z tyłu w tył głowy. Liczyłem, że zechcesz się odwdzięczyć.
Chwilę się zastanawiał.
-Dobrze, możemy współdziałać. W końcu Kruk nas wepchnął do jednej drużyny. Ale działamy w składach mieszanych. Skąd mam wiedzieć czy to nie miejsce kogoś z Was? Ty z Barbakiem, ja z Może a Kalleh z Ilem? W takim składzie powinniśmy za szybko się nie wyrżnąć a nikt nikogo nie posądzi o współprace przeciwko drużynie.
Kiedy Szamil skończył Nizzre powtórzyła drowowi co powiedział. A następnie roześmiała się do Szamila, spojrzała na drowa i śmiała się dalej, aż uśmieszek Ila poszerzył się i drow zawtórował jej sarkastycznym śmiechem.
-Żadne z nas nie ma ochoty "mieszać" się z wami! - powiedziała kiedy uspokoiła śmiech - Mówiłeś że idziecie parami, ja już swoją mam - skinęła na drowa. - Chyba, że Kall`eh ma ochotę iść z nami.
-Nizz. Słonko Ty moje. Macie trzy wyjścia. Zgodzić się na moją propozycje, pójść stąd i poczekać w lesie aż załatwimy co mamy załatwić lub wejść do zamku na własną rękę. Przedstawię Ci od razu konsekwencje względem mojej skromnej osoby. Pierwsze wyjście zaowocuje chwiejnym sojuszem, drugie zachowaniem obecnego, cholernie chwiejnego statusu a ostatnie starciem się w zamku. To jak... Bo w to, że zaatakujecie tutaj bez przewagi liczebnej nie wierze.
-Hm! - mruknęła. Po krótkiej rozmowie z drowem doszła do porozumienia, niestety tylko z ciemnoskórym.
-W takim razie sami pójdziemy po to co nasze - odpowiedziała Szamilowi.
Samael zmienił chwyt na kuszy celując nią z biodra w drowa.
-W środku będzie więcej zabawy. Chcecie to idźcie do środka, tam się spotkamy.
Nizzre machnęła do Szamila ręką.
-Jak możesz od nas oczekiwać że zaufamy komuś, kto ostatnio lata wokół atakując kogo popadnie, a gdy coś czynimy, nie, nawet zapowiemy coś wbrew jego planom celuje do nas z kuszy!? Nie jestem tu po to żeby słuchać twojej wolnej woli i twoich rozkazów i by ginąć z twojej ręki kiedy powiem lub zrobię coś co ci się nie podoba. Nawet kiedy mamy podobne cele i proponuję współpracę ty musisz obracać to tak by tobie było wygodnie a kiedy chcemy wprowadzić zmiany do planu celujesz do nas z kuszy! Nie jestem twoim psem i nie będziesz mi stawiał ultimatum. Nie chcę więcej walczyć dla Takich Jak Ty ani umierać za Takich Jak Ty, bo nie warto.
Wyciągnęła rękę w bok i trąciła drowa w pierś, by się cofnął, ponieważ czuła że Il zaraz ruszy na kogoś kto mu grozi.
-Zgubiłeś swoją drogę, Samaelu. Nie jesteśmy tu po to by z wami walczyć ale usuniemy każdego kto zagraża naszemu życiu i zaatakuje nas. Czy się spotkamy w środku czy nie to nie ma znaczenia. Przyszliście tu po skrzynię, nam ona nie potrzebna, bierzcie ją, w pokoju.
Szamil prawie się zaśmiał. Chciała im dyktować warunki, więcej, chciała by umożliwić jej (potencjalnej zdrajczyni) łatwiejszą robotę. Musiało jej się coś pomieszać od tych przepowiedni. Samael miał zdrowe podejście do wszelkiego rodzaju przepowiedni, nawet do tych tyczących się jego osoby, uważał, że można bardzo łatwo na nie wpłynąć. Ostrzem noża.
-Dziecko drogie... Nie mam zamiaru się Tobie tłumaczyć z powodów dla których kogoś atakuje. Jeśli również nie rozumiesz dlaczego mierzę z kuszy do kogoś kto zapowiedział parokrotnie, że jest moim wrogiem to nie moja wina. Zapominasz również, że Ty od dawna nie dajesz mi powodów do zaufania, atakując mnie we czwórkę chociażby. No ale nie winię Ciebie za to. Pochowanie własnego syna potrafi pomieszać zmysły nawet silnej osobie.
Czekał. Jeżeli któreś z nich wykona gwałtowny ruch (jakikolwiek) strzeli. Nie mieli szans by przebyć odległość dzielącą go od nich szybciej od pocisku. Nie byli też tak szybcy by uniknąć świetlistego promienia.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172