Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2010, 20:28   #831
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- No ale nie winię Ciebie za to. Pochowanie własnego syna potrafi pomieszać zmysły nawet silnej osobie.
Nizzre poczuła się jakby umarła w tej sekundzie. Jej serce stanęło, jej myśli popłynęły gdzieś poza umysł i rozwiał je wiatr, a ciało stało się pustą, suchą powłoką, kruchą jak skorupka jajka. Myślała, że popęka. Jak skorupka jajka, popęka i się rozpadnie, nie miała już nóg, rąk, nie oddychała, miała tylko oczy którymi wciąż widziała Samaela i miała uszy, którymi słyszała wciąż jego słowa, w kółko i w kółko. Na jej bladą twarz wstąpił wyraz trupiej zgrozy. Nawet w myślach nie potrafiła znaleźć słów by opowiedzieć Szamilowi o tym wszystkim o czym teraz myślała.
Mroczny elf bez trudu spostrzegł zmianę w jej samopoczuciu i choć nie rozumiał słów półdemona nie miał wątpliwości że zachowanie elfki wynikało właśnie stąd. Widział jak walczyła z własnym gniewem. Rozległ się wokół huk i martwe drzewa rosnące po lewej i po prawej stronie elfki z trzaskiem popękały. Pnie rozpadły się na odłamki tak jak stały, a po sekundzie zniknęły, pył rozwiał wiatr.
- Honglath Nizzre – drgnęła, poczuwszy silne drowie dłonie na swoich barkach. - Uk zhah nau ssran ol – szept drowa przy jej uchu był wyjątkowo spokojny i poważny.
Odblaski mrocznego słońca przemknęły po metalicznej, połyskującej niematerialnej powłoce, ukazując na kilka sekund zarys ogromnych, na wpół rozłożonych skrzydeł. Westchnęła krótko, z bólem i niedowierzaniem, pokręciła przecząco głową. Pomyślała o swoim synu, o tym, że patrzył na nią. Że nie chciałby... W jej zielonym oku zabłysła łza, ale samo ślepię płonęło żywą nienawiścią.
- Nie dorastasz mojemu synowi do pięt!!!!!!!!!!!!! – wycedziła przez zęby. - Pochowałam go, ale walczyłam o jego życie!!!!!!!! Oddałabym mu własne, gdybym mogła!!!!!! Nie mogłam... ale ty nie rozumiesz tego, prawda!!!!!!!?????
Il opuścił ramiona, którymi ją obejmował.
- Nie, zostaw... – szepnęła, ocierając łzę. – Jeśli zarzucasz komuś wrogość i żądasz aby nie wyrwał ci serca po tym jak wypowiadasz do niego takie słowa, to chyba ty tu masz pomieszane zmysły!!! Il ma rację... Nie jesteś wart nawet cienia mojej klątwy...
Ponieważ nic tak nie wkurza demonów i półdemonów jak bycie ignorowanymi, po prostu machnęła ręką i odwróciła się, idąc z Ilem w las.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 04-05-2010, 22:25   #832
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh przyglądał się jak ogry, w tym Józio, opuszczają teren. Przez chwilę przypuszczał, że Barbak, jako rasowy ork, pójdzie z nimi. Na szczęście się opamiętał. I wtedy Szamil zaczął wygłaszać jeden z tych swoich monologów.

Kall'eh analizował wszystko co ten elf mówił z największą uwagą dłubiąc w nosie. W sumie pomysł na kilka teamów karłowi się spodobał, ale zanim zdążył to rozkminić i przeanalizować rozległ sie głos Nizzre. Krasnolud zdziwił się. Nie przypuszczał, że zobaczy ją ponownie aż do momentu powrotu do miasta. Które, swoją drogą, teraz powinno być rozmiaru stolicy nie jednego państewka - biorąc pod uwagę dotychczasowy rozrost.

Pojawienie się Nizz, zapoczątkowało oczywiście żywą dyskusję. Kall'eh stał pomiędzy Szamilem i Nizzre i co róż przyglądał się to jej, to jemu. Głowa latała jak podczas meczu w tenisa, w którego, nawiasem mówiąc, uwielbiają grać elfy ze wschodnich baronii. Tylko palec zmienił miejsce. Karzeł dłubał teraz w uchu - cały czas, rzecz jasna, machając głową od rozmówcy do rozmówcy. Jedynie podczas gdy demonoelf wyciągnął kuszę i wycelował w razowego, krasnolud odsunął się o krok do tyłu, nie chcąc być trafionym przypadkowo. Stawiał na to, że nic się nie wydarzy, że się tylko zgrywają. I miał nadzieję, że się nie myli.

Kall'eh zastanawiał się przez chwilę, czy aby nie pójść w cholerę, albo żeby się zapytać o co w tym wszystkim ogólnie chodzi? Bo zaatakowali już dwie napotkane grupki. I chyba nie widział do końca w jakim celu. Czuł się jak by coś go mijało, coś go obchodziło bokiem. Ciągle ma przed oczami kurka który zawile mu tłumaczy, że jakąś ma znaleźć szable. A jak do tej pory nie widział dużo broni - a szabli żadnej fajnej.

Podczas gdy Szamil jeszcze celował do razowego elfa i Nizzre, Kall'eh poszukał w swojej torbie nowoznalezionego bukłaczka.

Wyciągnął go, golnął se i rzucił do drowa, - gdy już zamierzali odchodzić - mówiąc:
- Masz, jak to mufiiom drowy? No dres no stres. Albom siakoś podobnie. Ła ty Szamilu, wyluzuj, tysz dostaniesz. I dło nocy.

Tymi o to słowy miał zamiar poczekać aż się ściemni i udać się w raz z przydzielonym mu ludkiem na tereny za murem.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 04-05-2010, 23:38   #833
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Przytrzymywał trzonek młota bojowego jednym palcem, broń stała w idealnym pionie i powoli obracała się wokół własnej osi.
- Mógłbyś przestać?
Fioletowe ślepia mrugnęły i spojrzały na długowłosą kobietę w długiej, białej sukni.
- Oh my! – speszony Verion pochwycił broń i ostrożnie, powoli odłożył ją, delikatnie, jakby bał się, że mógłby ją uszkodzić. – Wybacz, proszę.
Almanakh westchnęła smętnie i skrzyżowawszy ramiona na piersi zaczęła powoli krążyć po komnacie. Verion, nieskazitelnie uśmiechnięty w uwielbieniu, wodził za elfką swymi pięknymi, bystrymi oczkami.
- Co się stało z waszymi wojownikami, że pozwalają sobie odbierać broń, pozwalają, by im ją niszczono? – spytał zaczepnie. – A kiedy są ‘bezbronni’, nie są już wojownikami. Boją się tego?
- Każda istota nie zrodzona z Chaosu odczuwa lęk – stwierdziła smutnie.
- Czy przegrana jest aż tak straszna w dzisiejszych czasach? Jestem zażenowany. Nie przywykłem do widoku Wojowników Światła odwracających się do Bieli ‘bo coś im pękło’ – parodyjnie się wyszczerzył. – Nie żeby było fajnie kiedy coś pęka, ale czy pęknięty łuk, pęknięte duma, pęknięta cierpliwość i pęknięte nadzieje to coś, czego Wojownik nie jest już w stanie przeżyć?
- Światło wystawia nas na ciężkie próby w tych czasach.
Verion prychnął drwiąco.
- Na jak ciężkie? Każe wam płakać nad pękniętą cięciwą? Światło się pomyliło – rzekł z naciskiem. – Oh my, nie, wybacz! – uśmiechnął się promiennie i machnął ręką. – Nie. To Lavender się pomylił. Tego nie możesz przeżyć. Ta myśl cię dręczy i ciągle go usprawiedliwiasz.
Almanakh westchnęła znów.
- To nie twoja wina, Słonko! – zapewnił rozkosznie. – Światło nigdy się nie myli. Ale Lavender to co innego. To Biel powinna wybrać Wojownika, nie Lavender. Wybrał źle.
Almanakh milczała smętnie.
- Nie mógł zapomnieć Valgaavowi skażenia fioletem. To Kejsi miała pozostać Wojownikiem Światła, tak jak chciał Valgaav – dodał z naciskiem Verion. – Oczywiście, wtedy nie mogłaby ocalić mojej egzystencji – uśmiechnął się promiennie i złośliwie. – A wspierać Valgaava w jego wysiłkach też niezbyt mi się opłacało. Poniekąd zatem... – rozłożył bezradnie ramiona. - ...to moja wina, Słonko, że Światło nie ma teraz swoich Wojowników.
- Było wam to na rękę – powiedziała cicho, ale bez złości.
- Oh my, yes! Posłuchaj co mówią efly. Mówią, co im powiesz, hm? Biel stoi murem za Wojownikiem i Biel wie... – pogładził dłonią policzek elfki - ...że czynimy słusznie.
- Nie chcę, aby Legion został zbudzony.
- Oh my, nikt nie chce! – zapewnił pocieszająco Verion. – Biel nie chce – podkreślił. – Cała Biel. Im was więcej tym trudniej się z wami dogadać. Nie chcemy wchodzić w drogę Bieli i chcemy, żeby wiedziała. Jesteście bardzo stali w swoich poglądach, na szczęście. Co się stało z Wolną Wolą syna Zerat`hula? Pękła? – wyszczerzył się uroczo.
- Wolno mu wybierać.
- Powiedz to w końcu.
Westchnęła ciężko.
- Lavender się pomylił – szepnęła z żalem.



- Tak! Była to z jego strony desperacja. Kejsi, Ray`gi, miłość. Mgły stały murem za drowami. Miłość fioletu i bieli jest jak sama wiesz, dość kłopotliwa i bolesna. Lavender chciał być może tego wszystkiego oszczędzić światu. Cóż, Słonko. Wybrał jak wybrał. To nic! – pocieszył. – To nie Czas Wielkich Wojen, więcej Wojowników Światła na mnie potrzeba, hm? To nie mogło się udać, Słonko – zapewnił. – Walczyłem z Lavenderem, walczyłem z Barbakiem. Laveder do ostatniego swojego tchnienia był godnym przeciwnikiem, kiedy w końcu umarł, odetchnąłem z ulgą. Bałem się go każdej sekundy w której żył, gdyż w każdej walczył i nie poddał się w ani jednej, nigdy nie pomyślał o tym by ulec i zawrócić, parl do przodu, jak Światło go prowadziło. Barbak natomiast nie zamierzał kończyć swojej walki. Uważał, że słowa pełne żalu, pretensji, skruchy i obietnicy poprawy zmienią cokolwiek. Że Światło wysłucha próśb, dostrzeże jego starania, uważał, że jest w stanie przerwać to wszystko, walkę, to, co się wokół dzieje. Poddał się. Strzelałem z twojego łuku do nieruchomego celu, Almanakh. Do nie walczącego celu. Do celu który myślał że kiedy dostrzeże swoją niedoskonałość i spowiada się z niej Światłu otrzyma w zamian nieśmiertelne wsparcie i ulgę dla swojego sumienia.
- Biel nigdy nie obiecuje nagrody i nie mamy prawa jej żądać – ciągnęła z żalem. – To Nasza Wolna Wola, że walczymy. Nikt nie ma powinności dawać nam czegokolwiek „w nagrodę”. Nie takie jest pojęcie walki w imię Światła. Smutni nie będą pocieszeni, głodni i spragnieni nie będą nakarmieni. Współczujący nie odnajdą współczucia. Wojownicy Światła z reguły gdy giną są rozdziobani przez kruki i wrony. Z reguły tną nas ostrzami po wyciągniętych w geście przyjaźni i pomocy ramionach. Wszystko wymaga wiele czasu i cierpliwości. Doświadczamy wiele niewyobrażalnego bólu, ale też wiele niewyobrażalnego szczęścia i radości a zwycięstwo okupione największą ofiara jest najpiękniejsze. Satysfakcja z tego, że Światło daje nam siły byśmy mogli podnieść się i iść dalej pomimo...
- ...pękniętej cięciwy ;3
- ...widać nie wszystkim wystarcza.
- Nie wszyscy potrafią wierzyć na słowo. Powinienem zabrać go w Mgły Chaosu, pokazać mu tę ciemną stronę mocy ;3 Uciekłby z płaczem jak małe dziecko.
- Wiara w Biel nie polega na ucieczce pod nieśmiertelne skrzydła z lęku przed Chaosem – mruknęła, obrażona. – Światło nie istnieje po to, by być naszą tarczą, nie walczymy po to, by zawsze zwyciężać w chwale.
- Nieważne. Laveder wybrał źle. Barbak nie może być Wojownikiem Światła. Nie może być sojusznikiem.
Zapadła chwila ciszy.
- Ogłoście smutną nowinę, hm? Barbak zaatakował niewinnych ludzi. Zabił istotę, która nie podniosła broni przeciwko niemu. Która chciała złożyć przed nim broń. Pastwił się nad rannym. Żaden wyznawca Bieli nie ma prawa tak czynić.
Verion był w świetnym humorze.
- Powiedzcie, że Barbak zdradził Biel.
Almanakh otworzyła szerzej oczy, wiedząc doskonale, co jej elfy robią ze zdrajcami.
- Starczy już tych przeprosin i kolejnych szans na poprawę, hm? – nalegał Verion. – Cierpienie tej istoty było mu obojętne. Zatracił to, w co wierzycie. Żeby bronić. Żeby chronić własną krwią.
- Niech idzie ze swoją Wolną Wolą – powiedziała Almanakh.
- Oh my. Good. Prędzej czy później spotka się z nami, lub z wami. I wtedy przekona się, jak łatwo być szarym i co czeka takich po śmierci...;3

* * *
Kall`eh, podrzuciłeś gorzałkę w kierunku drowa. Mroczny elf wybałuszył oczy, co najmniej jakbyś beczką prochu w niego rzucił, powstrzymał się jednak od odruchu ataku na bukłak, ale tylko dlatego, iż uważał, że ciśnięty przedmiot miał odwrócić jego uwagę żeby Szamil mógł w tym czasie zaatakować. Bukłak spokojnie wylądował więc na ziemi, a drow przyjrzał mu się nieufnie z daleka. Mruknął coś do Nizzre, ta wyjaśniła mu że dwarf chciał go poczęstować.
- Hmf! – fuknął drow do karła.
- Il jest na odwyku, wybacz – speszona Nizzre uśmiechnęła się do dwarfa.
Mroczny elf nawet konając z pragnienia nie wziąłby niczego z rąk obcych. Cóż.

Elfka i drow oddalili się póki co. Zdecydowaliście się czekać na zmierzch.



* * *
- Twój syn był wielkim wojownikiem.
Pokiwała głową, ocierając łzę.
- Oddałby wszystko stając w twojej obronie. Nadal to czyni. Skopał mi dupsko w twoje imię – powiedział półżartem.
- Nie potrafiłam go ocalić. Prześladuje mnie to przez całe życie.
- Nie mogłaś nic zrobić.
- Ale wciąż czuję, że powinnam! Że powinnam znaleźć lekarstwo, że ono istniało...!
- Więc to dlatego?
- Co?
Il skinął głową.
- Dlatego chcesz uratować Ray`giego z domu Terayatechi? – spytał poważnie.
Westchnęła ciężko.
- To było okropne. To, że nie mogłam nic zrobić – szepnęła, ocierając znów łzy. – Gdybym chociaż teraz... gdyby chociaż Ray`gi się obudził... To byłoby zawsze... trochę lepiej... Rozumiesz?
- Ym.
- Wiesz jak to jest, kiedy ostatnia bliska ci istota umiera na twoich rękach, a ty nie wiesz co robić? – szepnęła przełykając łzy. – Próbujesz coś zrobić... ale nie masz pojęcia co!... Chodzisz od drzwi do drzwi, a wszyscy rozkładają bezradnie ręce... i ostatecznie tylko ty musisz na to patrzeć, jak on cierpi, jak umiera... Musisz dbać, by czuł się bezpiecznie, by czuł się kochanym, by był spokojny i nie bał się... Musisz być przy nim, z pustymi rękami, bez niczego, ponieważ nie mogłeś nic zrobić, nie mogłeś znaleźć tego, co by go ocaliło... Musisz mu pokazywać te puste ręce, pokazywać, że nic dla niego nie masz, że go nie ocalisz...! On wie... ale cierpi z uśmiechem. Nie możesz sprawić by otworzył oczy... Nie możesz oddać mu swojego życia... Dlaczego, Il...? Dlaczego nie wolno nam umierać za kogoś!? – spojrzała na drowa z wyrzutem, wtuliła się w niego i buchnęła płaczem. – Był taki młody!... Miał przed sobą całe życie którego tak bardzo pragnęłam... niczego nie pragnęłam bardziej niż wiedzieć, że będzie szczęśliwy...!
- Jest szczęśliwy – powiedział z wahaniem Il. – Teraz.
- Nie powinnam była pozwolić mu tak cierpieć. Bardzo go bolało, umierał kilka dni. Mówił, że to nic, udawał, że nie czuje, że mu lepiej. Powinnam była skrócić jego męki, ale on tego nie chciał, nie pozwalał mi... Udawał że nic go nie boli... nauczyłam się mu wierzyć... chciał być jak najdłużej ze mną. Wiedział, że kiedy umrze, zostanę całkiem sama... że to mnie zabije... Chciał mi powiedzieć... nauczyć mnie... Ale nie powinnam była go wtedy słuchać. Czułabym się lepiej, gdybym skróciła mu męki za którymś razem, gdy spał... Każdej godziny liczyłam na to że to się zaraz skończy, i cierpiał, dla mnie, przeze mnie, przez kilka długich dni i nocy... Dlatego, że nie chciał abym była sama! Dlatego, że nauczyłam go walczyć do końca!
- Nie wiń siebie. Już nic mu nie jest.
- Chcę mu to jakoś wynagrodzić... Nie wiem jak... staram się...!
- On o tym wie.
Uśmiechnęła się słabo.
- Muszę starać się bardziej!
Drow pokręcił głową z niezrozumieniem.
- Żyjesz. Możesz starać się bardziej?
* * *
Szamil, Kall`eh, Barbak, Może;

Dark Moon by *ChrisAddams on deviantART

Noc w martwym lesie była średnio przyjemna. Było zimno, wilgotno, zerwał się silny wiatr i kołysane drzewa trzeszczały złowieszczo. Nie ustawało wycie podejrzanych bestii gdzieś w mgłach i mroku. Same mgły jakby zgęstniały.
W ciemności usłyszeliście krótki, drwiący śmiech znajomego głosu. Berithi ukazał się wam, stał oparty o drzewo nieopodal.
- Zadziwiające w jak wielu dziedzinach życia można się pomylić – mruknął. – Można źle wybrac władcę, męża, żonę, proroka czy zbawcę. Ale żeby źle wybrać Wojownika Bieli? – uśmiechnął się zaczepnie. – Kiedy władca jest zły, zwala winę na lud, który go wybrał. Żona czy mąż tłumaczą, że druga połowa widziała, co brała. Prorocy i zbawcy odsyłają do wiary, to rzecz subiektywna i osobista. A Wojownik? Jak wytłumaczy to, że przyjął coś, co odrzucił z taką łatwością? Swoją ułomnością i Wolną Wolą?
Berithi obrócił się w kierunku Barbaka.
- Nigdy nie wierzyłeś, że możesz być paladynem, czy Wojownikiem Światła – powiedział z naciskiem. – Modlitwy miały uspokoić twoje sumienie. Od zawsze drażniła cię potęga Chaosu i jego ciągłe zwycięstwa. Od zawsze uważałeś, że Biel nic ci nie daje, a powinna. Widzę twoją przyszłość – uśmiechnął się krzywo. – Mnie bardzo się podoba. A tobie? Widzisz nasz pojedynek...?
Podszedł o krok bliżej.
- Istoty Bieli mają aurę pełną Światła. Jego przeklętej jasności, ciepła, ciszy zabijającej szept Mgieł. Jaśnieją w mroku jak latarnie, fiolet oślepiony i ogłuszony cofa się przed tym blaskiem. Biel może zabić demona samym spojrzeniem, samym dotykiem, ciszą. Omijamy to, co nas rani – roześmiał się. – Nie widać cię w mroku, Barbaku. Jak chcesz zgładzić mnie teraz? – rozłożył pytająco ramiona. – Mieczem? Toporem? Chcesz zranić moje „ciało”? Chcesz, żebym „krwawił”? Myślisz, że boję się ciebie teraz? – syknął. – Że nadal będziemy rozmawiać jak dwaj, którzy mogą się „pozabijać”? – prychnął śmiechem. – Proszę, mogę krwawić, możesz wyrwać mi serce, rzucić we mnie widłami! Wrócę. Ty... masz dokąd odejść? – spytał retoryczne i syknął – Już nie! Równie chętnie staniesz do naszego pojedynku teraz? Przyszedłem po twoją Białą Duszę – ogłosił. – Czekam. Nic już mnie nie oślepia, nic nie ogłusza. Wybierz miejsce i czas, zanim ja to zrobię. Nie muszę już pytać o zgodę – uśmiechnął się i zniknął.
* * *
Barbak, Kall`eh, Szamil, Może;
Noc nastała na dobre. Berithi nie zaatakował, chyba póki co czeka na odpowiedź. Wróg zza muru się nie zjawił. Nizzre i drow nie pojawili się. Najwyraźniej zamierzają wyruszyć na misję sami. Albo już tam są.
Pogoda pogarsza się. Wiatr zmaga znów na sile i po chwili z nieba runęła na was ulewa.



Silny deszcz zagłusza szumem odgłosy nocy, wiatr nie ułatwia wam działania w terenie. Widoczność jest kiepska, ziemia staje się grząska. Deszcz dudni o wasze zbroje i ubranie, czyniąc was „słyszalnymi” – o czym doskonale wie taki na przykład Może, chociaż delficko-demoniczne ucho Szamila również wie, że można was teraz „zobaczyć uchem” jeśli ma się dobry słuch. No trudno. I właśnie elficko-demoniczne ucho Szamila „zobaczyło” za murem coś żywego i poruszającego się. Samael wyraźnie dosłyszał poruszające się za murem istoty – szły, chlupotało przy krokach, miały na sobie zbroje – słyszał stukanie fal deszczu o metal. Było ich dwóch.
rain by *nicktheartisticfreak on deviantART

Znajdowali się kilkanaście metrów od was, za murem. Musieliby wychylić się zza muru żeby zobaczyć was w mroku nocy, mgieł i w deszczu. Podobnie jednak, wy nie widzieliście ich.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 05-05-2010, 17:34   #834
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nawrzeszczała na niego, popękała i tak popękane drzewa i poszła sobie. Jednym słowem wszystko poszło tak jak chciał. Nizzre zbyt łatwo podawała się emocjom, w ostatecznej walce mogła wziąć każdą stronę. Szamilowi to było nie na rękę a pozyskanie w niej towarzyszki wymagało za dużo wyrzeczeń i było za pracochłonne. A tak wiedział, że stanie przeciwko niemu. Sto razy bardziej wolał pewnego wroga niż niepewnego przyjaciela. Popsuciem drzew i ukazaniem skrzydeł udowodniła dlaczego wszyscy zabiegali o jej względy. Była bronią, straszliwą bronią i z pewnością wymagającym przeciwnikiem ale tylko pod względem siły, nie pod względem charakteru. W ostatecznej walce była warta tyle ile dobry miecz, nie była stroną w rozgrywce. Idąc sobie nie zmęczyła go i jego towarzyszy walką, dzięki temu zachowali siły na resztę zadania. Samael uśmiechnął się i odprowadził ją wzrokiem, gdy odeszła oparł się o drzewo i czekał.

***

Berithi zaczął mówić, nie, on zaczął walczyć. Chciał pokonać wroga nim dojdzie jeszcze do walki. Pokonać go w jego własnym umyśle. Madre, skuteczne. Barbak niestety mógł się temu łatwo poddać zważywszy na jego załamanie emocjonalne. Cóż… Po coś jednak są przyjaciele. Szamil oparł kusze o drzewo i spokojnie stanął między demonem a orkiem blokując obu drogę do ataku.
-No jak ojczulku? A co ma powiedzieć ktoś kto zawalił w innej dziedzinie życia? W ojcostwie?
-Cóż
- wzruszył ramionami - Demony są kiepskie w tej roli.
-Co ma ktoś taki powiedzieć, mówię czysto teoretycznie gdy jego własny syn chce go zabić.

-Hm! - uśmiechnął się. - Wiedz, że to dla mnie zaszczyt. Że coś, co stworzyłem, ma czelność i odwagę rzucać się na mnie. To świadczy o tym jak dobrym stwórcą jestem. Stworzyłem coś lepszego. Ewolucja. Mgły nie stoją w miejscu jak Biel. To dobrze.
-Szydzisz z Bieli.
-Biel bardzo tego nie lubi
- uśmiechnął się słodko. - Nie szydziłem aczkolwiek z samej Bieli a z podejścia twojego przyjaciela do niej i jej zasad.
-Nie pozwolę na to, przez lata podróżowania z Barbakiem nauczyłem się do niej szacunku. Darzę ją szacunku mimo mojej nie do końca białej duszy.
Berithi roześmiał się.

-Za szacunek jaki jej okazujesz Biel chętnie rozerwie cię na strzępy energii.
-Jak połowa istot w tym planie. Wiesz co, mam ochotę wytłuc z Ciebie... Właściwie wszystko co można i to bynajmniej nie tylko z powodu Twoich słów, bardziej czynów.

Berithi rozłożył wyczekująco ramiona.
-Jeśli jesteś zdolny, to znaczy, że byłem użyteczny.
-Wiesz co jednak przeważyło szalę? Szydzisz z mego przyjaciela, który nie pozwolił mi do końca popaść w coś co nazywasz fioletem. Szydzisz z kogoś kto pokazał mi, że należy w sobie zmieszać i fiolet i biel. A to czy wyjdzie czerwony, zielony czy niebieski to inna sprawa.
-Masz prawo go bronić. Wręcz, wszyscy wiedzą, że to zrobisz - powiedział poważnie.

Szamil wzruszył ramionami.
-Będę więc przewidywalny. Wiesz co jest zabawne? Szydzisz z Bieli mając za plecami Mgły, które nie raz już Ciebie wystawiły na pewną śmierć.
Berithi uśmiechnął się krzywo.
-Dla demonów nie ma innego końca. Nie mamy wolnej woli. Cokolwiek uczynimy za swojej egzystencji, koniec jest tylko jeden i z góry przydzielony nam przez Czarną Zorzę. Zginiemy dla niej, stając się częścią Jej Mgieł, znowu. Kiedy zginiemy - to także Jej wybór. Jak - to ją z reguły nie obchodzi. Nie ma przed tym ucieczki bez wolnej woli, ale ci którzy ją mają nie pojmą tego. Nic nie jest naszym wyborem, nasza energia jest Jej Mgłami. Jestem Jej narzędziem i nie będę nigdy nikim więcej. Mogę próbować. Ale Mgły zdecydowały już i mogę tylko czekać na to co nieuniknione.
-Jakoś się cieszę, że tego nie rozumiem. Może ze mną się zmierzysz? Przekonasz się na własnej skórze kto mnie tym razem wspomoże? Mgły swoim ostrzem czy Biel zdecyduje się, że jednak jestem dość biały by zabić demona w jej imię? A może ani to ani to. Może po prostu wleje Ci tak, że trzy razy zastanowisz się zanim przybierzesz materialną formę.
-Być Może. Wiedz jednak że nie jest to mój wybór ani moja wola. Jeśli skopię ci dupsko, to dla czystej ciekawości sprawdzenia, czy potrafiłbym.
-Pewnie spytasz mega zabawnie czy skończyłem.
-Ja znam przyszłość. Wiem kiedy skończysz.
-Nie wyzywam Ciebie na pojedynek, bo wyzwać mogę kogoś równego mi a nie jakieś ścierwo. Sprawdźmy kto ma czyje poparcie i skończmy ten pojedynek, który zaczynaliśmy już dwa razy.
Szamil dobył lewą ręką noża, prawą cofnął do tyłu, za poły płaszcza.
-Show must go on.

Czekał.
-Nie mam już niczyjego poparcia - odparł poważnie. - Ale nadal mam to czym jestem. Jestem częścią Chaosu, który nie jest miły i delikatny w walce. Przysłano mnie po niego - skinął na Barbaka. - Ciebie mogę skopać z czystej ciekawości. Z czystego odwlekania tego co nieuniknione.
Spojrzał na nóż.
-A tak, do tego przywykłeś. Dobrze.
W jego dłoni pojawił się kłębek mgieł który uformował się w nóż.
-No to dawaj, młody - uśmiechnął się i zaatakował, tnąc po skosie w pierś.
Samael uśmiechnął się, odgiął się do tyłu unikając cięcia. Berithi musiał pójść za siłą ciosu a półdemon chciał mu jeszcze w tym pomóc przytrzymując dłoń z bronią. W tym samym czasie drugą ręką zamierzył się do bezceremonialnego pchnięcia w nerki i pociągnąć nóż w górę rozcinając jak najwięcej materialnej powłoki demona.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 05-05-2010, 19:35   #835
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Il zdecydowanie nie był typem rodzinnym, nie zapowiadał się też na dobrego ojca. Wychodził z założenia że „im wcześniej pozbędziesz się konkurencji tym lepiej”. Jeśli coś było słabsze od niego i żywe miał dwa poważne powody by to zgładzić – było słabsze i żywe. Jego pojęcie rodziny odnosiło się do „tych z którymi zdołałem przeżyć więc mieli pecha”. Dziwne jednak że rozumiał jak można kochać i dbać o kogoś bliskiego i uznawał to za normalne. Spotkał się z tym, znał to. Za równie normalne niestety uznawał wyrżnięcie kłopotliwej rodziny w pień. Twierdził że nie „był nikim ważnym” wiec więzy krwi nie miały dla niego znaczenia. Nizzre wolała nie rozwijać tematu. Kiedy już odżałowała słowa Szamali mieli skupić się na planie. Plan był według Ila dość prosty. Tylko że on miał takie skrytobójcze podejście do sprawy a elfka nie wiedziała jak się w tym odnaleźć. Do tego nie miała Sufiego przy sobie a Bestia drowa wyraźnie jej nie lubiła, bo stale stroszyła się, pokazywała kły a Il zniecierpliwiony lał ją paskiem uprzęży po mordzie. Do tego zaczęło padać tak jak się spodziewali po pogodzie. To zarówno ułatwiało jak i utrudniało zadanie. Il zdecydowanie czuł się pewniej przy takiej pogodzie.
- Lot strzały w takiej ulewie wygląda marnie – powiedział. – jest szansa na ucieczkę.
Mroczny elf bał się łuków jak żadnej innej broni. Nawet kusze były mu obojętne, ale łuki, te cholerne łuki w rękach tych cholernych elfów, tego nie mógł przeboleć. Mówił że w pomroku najlepsze jest to, że w większości ciasnych korytarzy i jaskiń nie da się celnie strzelać z czegokolwiek. Deszcz zmniejszył i tak kiepską przez mgły widoczność. Uciszył wycie potworów w mroku. Il cieszył się, mówił że będą bezpieczniejsi, że lepiej słyszy i widzi wrogów podczas gdy gorzej widać nas samych. Na koniec wywodu spojrzał na blada elfkę i spytał:
- Mam iść sam?
- Pewnie tak byłoby lepiej – wyjąkała. – Wiesz, moja klątwa raczej nam nie pomoże tutaj…
- Nie powinnaś zostawać sama.
Bestia drowa fuknęła znów na elfkę.
- Lepiej sama niż z tym!
- Chodź ze mną. Za dużo wrogów czai się na nas, nie wolno się nam rozdzielać. Mamy na karku te elfy, Szamali, Żywą Klątwę i Berithiego.
- Jak widzisz dobrze się bawią wyżynając siebie nawzajem.
- Ym. Ale są bardzo niestali w swoich uczuciach więc lepiej nie udawajmy że jesteśmy bezpieczni.
Wyruszyli na zwiady zachodząc mur od strony przeciwnej gdzie widzieli ostatni raz drużynę. Wyruszyli szybko mając nadzieję że dostaną się tam przed resztą.
- Pewnie wpadną z pochodniami i widłami frontowymi drzwiami.
- I pewnie znowu w stringach i na obcasach.
- Dlatego chodźmy pierwsi. W razie czego skłamiemy ze to nasza odsiecz.
- To byłby obciach… Lepiej iść do lochu i poddać się torturom.
- Torturom…?
Il uśmiechnął się pięknie.
- To twój pierwszy raz?
- Znamy się kilka dni, a pytałeś mnie o to kilkanaście razy!!! – oburzyła się.
- To będzie bardzo edukacyjny wypad. Gdyby kazali ci wybierać pomiędzy łamaniem palców a wyrywaniem paznokci wybierz to pierwsze.
- Przestań!!!
- Żartowałem.
Po chwili dodał:
- Wybierz to drugie, zawsze możesz zrobić Se tipsy.
- Przestań! – syknęła.
Z zasłony deszczu wyłonił się stary mur. Nie wyglądał solidnie, nie wyglądał na jakoś specjalnie strzeżony. Zrobili zwiad z góry, z korony drzewa, za pomocą drowiej Bestii, więc wiedzieli jak sytuacja za murem wygląda. Podchodzili ostrożnie. Il ruszył przodem, przypadł do muru i po chwili nasłuchiwania ostrożnie wyjrzał na drugą stronę. Zakładał żeby dostać się tam bez zbędnych trupów więc pilnie wypatrywał straży. Stwierdził, że skoro jego oczy nic nie mogą dostrzec w mroku i deszczu, czyjeś oczy nie dostrzegą jego. Chyba że istota ma niesamowicie czuły wzrok, ale jeśli tak to sprawa jest z góry przegrana.
Il dał jej znak i zwinnie przesadził mur. Nawet nie usłyszała jak wylądował po drugiej stronie. Skinął dłonią ledwo wychyloną zza muru. Starając się naśladować jego ruchy i tempo przypadła do muru i wdrapała się na drugą stronę. Il przyjął sposób poruszania się na „skradanie mode on”, poruszał się czujnie i wolniej, stale nasłuchując i wypatrując, lekko przygarbiony i spięty. Charakterystyczne i zabawne wręcz były teraz jego kroki, stąpał najpierw na palce, potem na resztę stopy, cichutko, ostrożnie jakby badał podłoże. Z tym swoim uprzedzeniem do łuków odruchowo wypatrywał wszelkich osłon za jakimi mógł się schronić przed strzałą czy czyimś wzrokiem. Przemykał od osłony do osłony, zawsze na moment zatrzymując się idealnie nieruchomo i nasłuchując. Podążała za nim na jego znak i serce jej zamarło gdy nagle w połowie drogi Il dał jej sygnał „stop”. Zgodnie z umówionym planem znieruchomiała natychmiast i przypadła do ziemi. Il skinął głową, przełknęła ślinę i pełznąc w deszczu i błocie, powoli i rozpaczliwie przeczołgała się do najbliższego drzewa i niemal owinęła się wokół martwego pnia jak wąż, starając się za nim ukryć. Zgodnie z planem stała nieruchomo, plecami przyklejona do pnia, czekając na sygnał. Il był czujny i nie dawał sygnału, wyraźnie nadal czymś zaniepokojony. Wyznawał starą elficką zasadę sprzed podziału na razowce i lembasy; że „lepiej 5 minut za późno niż 50 lat za wcześnie”, więc nie zamierzał ruszać się z miejsca póki nie będzie miał absolutnej pewności że horyzont jest czysty. Wreszcie dał znak i elfka szybko przemknęła na kolejne stanowisko. Szło dobrze do momentu kiedy dostali się prawie pod mur. Il wskazał wąskie okno bez szyby, było dość wysoko. Nizzre wybałuszyła oczy. Że niby ma się tam wdrapać po gołej ścianie!?
Il wyczuwszy problem o którym gadali wcześniej siknął na niżej położone, większe okno. Ruszył pod nie biegiem, siup i już był w środku. Nizzre zdecydowanie nie podobał się ten pomysł ale nie było innego wyboru…
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 05-05-2010, 20:09   #836
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
YouTube - Therion - O Fortuna

Silna dłoń zacisnęła się na nadgarstku Berithiego i pchnęła całą rękę w kierunku ziemi. W tym samym czasie Szamilowe ostrze wbiło się w demoniczną nerkę, cios morderczy dla człowieka był dla tworu chaosu ledwo draśnięciem. Niestety prawa fizyki działały również na twory chaosu. Samael uderzył barkiem w twarz demona wybijając mu zęby i odpychając do tyłu. Berithi próbował ponownie zaatakować ale Szamil sprawnie uniknął i przeprowadził kontratak. Dwa cięcia, przez twarz i w gardło. Nawet demon nie mógł zignorować tych obrażeń. Spojrzał na popękaną twarz swego ojca przeciętą długą szramą. Kłęby fioletowych mgieł unosiły się z rozciętego gardła. Berithi miał racje, Biel odwróciła się od półdemona, nie tolerowała jego środków. Pęknięty amulet był potężny w rękach dziecka Światła, jednak dla kogoś Takiego Jak On był tylko symbolem, pękniętym kawałkiem metalu. Biel była przeciwko niemu. Ale mogła być w nim. Tuż przed nim stał jego ojciec. Mógł mu przebaczyć.

Przebaczyć dla kogoś kto pozbawił go dzieciństwa.
Przebaczyć dla kogoś kto pozbawił go miłości rodzicielskiej.
Przebaczyć dla kogoś kto pozbawił go najlepszych lat życia.

Przebaczyć dla kogoś kto służył mu w tych nieprzyjaznych miejscach radą.
Przebaczyć dla kogoś kto ocalił mu życie, kto dał mu broń.
Przebaczyć dla kogoś kto był gotów oddać swoją egzystencje by on mógł przeżyć tę śmiertelną grę.

Chaos nie jest jak Biel. W Chaosie się rodzisz. Chaosu się nie nauczysz. Dzieci Chaosu nawet opuszczone przez Mgły zachowują swoją siłę.

Chaos był w nim. Chaos był z nim. Nawet gdy Mgły tego nie chciały.

Chaos był w Berithim. Chaos był z Berithim. Nawet gdy Mgły tego nie chciały.

Chaos nie mógł zakończyć jego egzystencji. Przynajmniej nie bardziej niż egzystencji innych śmiertelnych.

Chaos skazał Berithiego na śmierć. Jego świeca się dopalała.

Chaos był w nich. Chaos był z nimi.

Nie było w nim przebaczenia.

Fioletowe Mgły, które wylatywały z Berithiego nie parowały. Samael zdawał się je przyciągać, wchłaniać. Demon zdawał się topnieć, zamieniać w mgły.

Chaos był w nim, Chaos był z nim.

Był hybrydą, tworem doskonałym. Tworem chaosu zdolnym egzystować bez Mgieł. Stałym w formie. Śmiertelnikiem zdolnym rzucić rękawice Fioletowi bez wsparcia Bieli.

Był Pierwszym. Był zdolny pokonać Wojownika.

***

Deszcz bębnił o blachy strażników za murami. Dwóch. Wyczulone zmysły półdemona słyszały to bardzo dobrze. Zdjął namokły płaszcz. Ściągnął pasek torby by bardziej przylegała do ciała.
-Za murem jest dwóch strażników w pełnych płytach. Może, zajmijmy się nimi. Po cichu.
Podniósł kuszę i podszedł do muru.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 05-05-2010, 22:57   #837
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Nizzre;

Il był jak prawdziwy syn Lolth, jak pająk, spiderelf! Wlazł po murze jakby szedł po chodniku i siup, był już w środku. Podbiegłaś do muru i zaczęłaś się wspinać. Podobnie jak przy wspinaczce po drzewie nie szło ci coś najlepiej. Mokre od deszczu kamienie były śliskie i nie mogłaś znaleźć dobrego chwytu. Byłaś prawie na górze, kiedy ręka ześliznęła ci się, nie utrzymałaś się i ześliznęłaś się na dół. Zdałaś sobie sprawę z czyjejś obecności. Znieruchomiałaś po upadku w błotko i siedziałaś cicho w deszczu. We mgle i ciemności widziałaś ledwo zarys czyjejś sylwetki, z prawej. Il usłyszał kroki. Usłyszał, jak się zatrzymali. Dwóch, zgadywał, przynajmniej jeden w kolczudze. Usłyszał stłumiony deszczem szept. Stali, przyglądali się. Musiał działać szybko – jeden okrzyk mógł oznaczać koniec. Nizzre siedziała nieruchomo, była cicho. Jeden z wrogów podszedł bliżej. Illiamdril widział go teraz. Obserwował go przez okno przez trzydzieści pełnych uderzeń serca, planując atak i cichutko, bardzo powoli wysuwając nóż z pochwy. Wroga wyraźnie zaniepokoił hałas towarzyszący upadkowi elfki. Wyglądał intruza, ale nie dostrzegł go jeszcze. Podszedł odrobinę bliżej. Drow czekał spokojnie. Ku jego uldze grzeczna elfka siedziała nieruchomo i cicho, jak ustalili. Wróg wyraźnie był przezorny i chciał znaleźć źródło hałasu. Podszedł jeszcze kawałek. Drow czekał. Strażnik odwrócił się nagle i odszedł. Illiamdril stał nadal, czujnie, z nożem w ręce. Czekał bardzo długo. Sam podczas podchodów często brał wroga na przetrzymanie, pozornie wycofując się, czekając tylko na jakiś ruch, na jakiś dźwięk. Wreszcie dał elfce sygnał i pomógł jej wdrapać się na górę.

Szamil;
Podszedłeś do muru. Usłyszałeś, że ci dwaj za murem przystanęli. Ruszyli jednak dalej.
- Widziałem ogra w okolicy – usłyszałeś stłumiony męski głos.
- Yhym – mruknął cicho drugi.
Cienka sprawa. Nie wiesz czy się wychylić zza muru, czy nie. Nadal nie widzisz swoich wrogów.
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 06-05-2010, 19:49   #838
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Już się bała że jest źle. Il był profesjonalistą i wyćwiczył się chyba na unikaniu elfickich strzał więc był naprawdę dobry. Bała się że zawali sprawę swoją niezdarnością. No i śliski mur, oczywiście musiała spaść. Rąbnęła na zad a plaśnięcie w kałużę musiało kogoś zaalarmować. Kiedy zobaczyła jak ktoś się zbliża serce jej zamarło. Było jej strasznie głupio że przez nią Il mógł wpaść w kłopoty. Gdyby nie ona pewnie już dawno załatwiłby sprawę i wrócił! Strażnik nie należał do najdociekliwszych bo szybko dość zrezygnował. Pozbierała się i wlazła znowu na mur, tym razem udało się wleźć na okno a raczej drow ją wtaszczył za szmaty. Odetchnęła cicho.
- Dzięki – sapnęła. – Wybacz! Chyba się nie nadaję!
- Skądże – uśmiechnął się. – Doskonale odwracasz uwagę ode mnie.
- No to jest jakiś plus.
- Taki system nie jest zły.
- Lepszy jakbyśmy mieli wpaść oboje.
- Ym.
Byli w środku. Przed nimi niewielki pokój i drzwi.
- Pospieszmy się – szepnął drow – Przy takiej pogodzie w końcu zrzednie im spacerowanie i schronią się w środku przed deszczem.
Rozejrzał się.
- Przydałoby się kilka zdechłych myszy.
- Co?! Fuj fuj fuj!
- Dobrze odwracają uwagę strażników. Kamyk na podłodze wygląda bardziej podejrzanie.
- Zabraniam!!!
- hympf.
Il przysunął się do drzwi i przyłożył od nich ucho.
- Nie naśladuj mnie – poradził. – Jakiś drow z drugiej strony mógłby cię dosłyszeć i przebić ostrzem drzwi.
- Miło wiedzieć!
Uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Dał sygnał i ruszył przodem. Skradał się tak zabawnie, przycupywał na każdym zakręcie w przyklęku gotowości do ataku, starała się uczyć i naśladować. Wokół było cicho i spokojnie tylko deszcz szumiał za oknami. Nie do końca wiedzieli gdzie są i dokąd idą więc Il korzystając z ciszy i spokoju uchylał napotykane drzwi i błyskawicznym rzutem oka badał pomieszczenia. Starali się posuwać naprzód jak najszybciej a przy tym najciszej. Uszli spory kawałek nim Il coś dosłyszał. Potem i ona usłyszała rozmowy męskich głosów. Schody w górę, na korytarzu po lewej stało trzech mężczyzn i rozmawiali. Il i Nizzre przyczajeni czekali na rozwój wypadków gotowi czmychnąć za drzwi pomieszczenia nieopodal gdyby któryś nadszedł w ich kierunku, ale oni tylko gadali i najwyraźniej zamierzali spędzić w tym miejscu jeszcze trochę czasu na pogawędkach. Il skinął w kierunku okna, ale Nizzre z rozpaczą pokręciła przecząco głową. Nie było mowy żeby przeszła po gzymsie bez skręcenia karku! Ocenili że atak jest niewskazany, jeśli wrogów jest więcej niż dwóch. Zdecydowali się poczekać jeszcze chwilę, ale tamci nie zamierzali się ruszać. Jak się okazało stali blisko celu ich wędrówki więc mogli tam dotrzeć albo przez okno albo tym korytarzem. Il wyszedł z kilkoma naprawdę dziwnymi i karkołomnymi propozycjami.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 07-05-2010, 19:25   #839
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Il jest na odwyku, wybacz – speszona Nizzre uśmiechnęła się do dwarfa.
Karzeł spojrzał na drowa, zmarszczył lekko nos i zmrużył oczy. Są dwie rzeczy jakich się nie powinno robić w obecności krasnoludów, nie zabiera się głodnym jedzenia i nie odmawia się łyka z dwarfiej flaszki.
Kall'eh wzdrygnął się. Mroczny rycerz o razowej cerze plasował się coraz wyżej na liście osób, które mają przechlapane. Po prostu, nie odmawia się gorzały i tyle!

Odeszli, cały czas pod lekko przymrużonym spojrzeniem niskiego wzrostu jegomościa. Jeśli ktoś choć odrobinę znał dwarfy, wiedział, że to źle wróży. Gdy stracił parkę z oczy, odwrócił się do reszty. Nie miał może zadowolonej miny ale wątpił, żeby ktokolwiek mógł powiedzieć, że był w nie sosie. Prawda była jednak inna. Humor był dobry. Tylko może w tym złym znaczeniu, tego słowa. Gdyż nie nie miał zamiaru darować tej obelgi.

Czekanie do nocy nużyło krasnoluda, nie widział za bardzo w sensu w takowych zagrywkach. Sam nie miał problemu by widzieć w ciemnościach. Wiedział też, że nie on jeden, ale i tamci mogli mieć jakieś asy. Wychodząc do otwartej walki może i traciło się element zaskoczenia, ale wiedziało się z czym ma się do czynienia. A teraz ciuciubabka na całego. Nie miał zamiaru jednak protestować. Dano planowanie pozostawił innym. On był tylko narzędziem. Obusiecznym i ciężkim toporem. Ta rola ostatnio przypadała mu coraz bardziej do gustu.

Gdy pojawił się demon zwący się Berithi, wiedział, że to nic dobrego nie przyniesie. Jak się później okazało, mylił się. Co dziwne, Barbak zachowywał się jak by go w ogóle nie było. Natomiast Szamil stanął do walki zamiast niego. Zwycięskiej walki. Walka jednorundowa, szybko i pełna energii. Kall'eh zdążył przycupnąć przy drzewie, wyciągnąć flaszeczkę i pociągnąć z niej dwa, może trzy razy, gdy już było po walce.

Krople wielkie jak śliwki padały z chmury, podczas gdy cała czwórka stała przy murze nasłuchując odgłosów ciemności. Widzieć w ciemnościach to jedno a słyszeć w deszczu to drugie. Ten deszcz całkowicie zdezorientował Kall'eha. Mimo to nie popadał na duchu. Zacisnął rękę na toporze i gdy Szamil zdążył tylko powiedzieć, że ktoś jest przy murze, chwycił za widły, które trzymał Ork (swoją droga ork był dalej jakby nie obecny) i rzucił ile sił w kierunku ciemności. Ale tak, by zaciekawieni strażnicy - kimkolwiek byli - ruszyli w tamtą stronę by zbadać chlapnięcie jakie zapewne usłyszą.

Gdy to zrobił, dał znać (machnął ręką) żeby przywarli do podłoża. Sam położył się na ziemi i nakrył torbą. Napięty jak tygrys do ataku w razie czego, ściskał w ręku swojego Pieszczocha. Gdy tylko tamci wyjdą sprawdzić co się dzieje. Dopadnie do ich z tyłu (mając nadzieję, że Szamil, Barbak i Może zrobią to samo). Nie będzie chciał zabić a jedynie ogłuszyć. Z życia wiedział, że Szamił zechce ich przesłuchać.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 07-05-2010, 19:43   #840
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Szamil stał przy murze i zdejmował koszulę. Po co? Ukrywanie się w nocy w białej koszuli jest bezsensu. Następnie przyczernił włosy w błocku. No dobra, ubabrał głowę w błocku bo białe włosy też nie sprzyjają ukrywaniu się. Rezultat był dość ciekawy. Biało-ciemne włosy zwisały w strąkach i niemiłosiernie go kuły. Zrobił minę zbolałego psa i podciągnął się by zobaczyć co jest po drugiej stronie muru. Coś przeleciało mu nad głową mierzwiąc pozlepiane błotem włosy. Widły! I tak mu się ork odwdzięczał za bezinteresowną pomoc! Jeszcze zobaczy. Opuścił się z powrotem i rozejrzał. Kalleh zrobił klasyczny pad na ziemię trzymając w rękach topór. Krasnolud miał chytrą minę jakby wymyślił jakiś mega chytry plan. Barbak z Może podobnie jak Szamil gapili się co też najlepszego drużynowa ozdoba trawnikowa wyrabia. W każdym bądź razie plan półdemona wziął w łeb. Ciche zakradnięcie się za plecami strażników było prawie niemożliwe przy zręczności Kalleha i Barbaka. Prawie. Po akcji orka było całkowicie niemożliwe. Szamil był jednak elastyczny, łatwo dostosowywał się do sytuacji. Zaraz tu mogło się zaroić od strażników (o ile ktoś będzie na tyle głupi by wyjść w burzową noc do lasu pełnego ogrów), którzy zechcą im zrobić kuku. Ewentualnie wzmocnią ten odcinek muru osłabiając go w innym. Tak czy siak półdemon miał zamiar zaczaić się za jakimś drzewem i obserwować. Jeśli wyjdzie paru (do czterech) strażników spróbuje ich unieszkodliwić. Jeśli nie wyjdą będzie kontynuował swój plan od innej strony muru.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172