Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2009, 22:56   #1
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Na Ratunek! (+18)

Sobota, 20 lipca 1844 roku miała być dniem wyjątkowym – na ten właśnie dzień Duke Wellington, bohater spod Waterloo, zapowiedział bal. Decyzja ta wywołała poruszenie nie tylko na londyńskich salonach, ale także na ulicy, wśród londyńskiej biedoty i mieszczaństwa, bowiem powszechnie było wiadomo, że Duke Wellington od dobrych kilkunastu lat nie organizował tego typu zabaw. Jednak nie to budziło największe zainteresowanie wśród licznych obserwatorów i londyńskiej prasy, a fakt, że na balu miał się pojawić, po raz pierwszy od powrotu do Londynu, Trzeci Earl Ross. Plotki głosiły, że wśród gości Starego Nosacza jest także córka Persona o której było tak głośno. Jak miało być naprawdę tego nikt wiedzieć nie mógł, jednak London Times, Manchester Guardian, a nawet The Gentleman Magazine skutecznie podgrzewały atmosferę, a wśród dobrze urodzonych zapanowała prawdziwa gorączka by zdobyć zaproszenie na ten bal, który prasa zdążyła już nazwać „najważniejszym wydarzeniem tego roku na którym każdy prawdziwy gentleman i lady powinni być obecni”.

Olimpia Emmanuella Grisi

„Scena Covent Garden robi wrażenie” pomyślała Olimpia patrząc się na główną estradę Royal Opera na której miała ćwiczyć głos do jednej z operetek. Miała ćwiczyć, ale jej siostra jak zwykle się spóźniała ku irytacji młodszej z sióstr Grisi, licznej obsługi, a także Toma Oldersona, reżysera i sponsora sióstr w jednej osobie. Dopiero pół godziny później przebyła Giulia w asyście swojego męża i służącego, przerywając ćwiczenia.

-Widzę, że nasza gwiazda się zjawiła – wydusił z siebie wściekły Olderson, człowiek obrzydliwie bogaty, ale pozbawiony taktu i manier.
- Mój drogi Tomie – odpowiedziała spokojnie Giulia, zdając sobie spokojnie, że Tom nie może ryzykować obrażenie swojej najlepszej śpiewaczki – proszę wybacz mi spóźnienie, ale spotkałam przed wejściem Henrietta Farnorth, ciotkę Lucy Person, która zaprosiła mnie i moją siostrę, a także mojego małżonka na bal u księcia Wellingtona!

Ostatnia wiadomość spowodowała, że twarz Oldersona zmieniła się momentalnie. Stary lis doskonale zdawał sobie sprawę, że pojawienie się sióstr Grisi na takim balu spowoduje wzrost zainteresowania jego przedstawieniem, a co za tym idzie wzrost wpływów z biletów. Tom uśmiechnął się szeroko, podszedł, lekko kuśtykając, do Olimpii i Giulii.

- Moje drogie! - powiedział obejmując obie pod ramię – powiedzcie czego potrzebujecie by oczarować śmietankę towarzyską Londynu, a dostarczę tego albo nie nazywam się Olderson! - Stwierdził. Nie pozostawało nic innego jak omówić kreację na bal, który miał odbyć się za dwa dni.

Wilhelm Somerset

Do niewielkiego pokoiku Wilhelma Somerseta mieszącego się na trzecim piętrze Somerset House, siedziby Królewskiego Towarzystwa Naukowego, wszedł mocno zziajany profesor Gibeson. Somerset przeglądał mapy rozłożone na ogromnym biurku na którym panował dość duży bałagan.

- Wilhelmie, Wilhelmie mam wspaniałą wiadomość – powiedział Gibeson wyjmując przy tym zieloną, jedwabną chustę z lewej kieszeni fraku i ocierając spocone czoło – Markizowi Northampton udało się zdobyć zaproszenie na bal do Wellingtona i chce byś poszedł tam jako reprezentant Królewskiego Towarzystwa Naukowego!
- Wiesz, że nie przepadam za balami.
- To prawda – odpowiedział profesor siadając na fotelu naprzeciwko młodszego o 30 lat mężczyzny – ale z drugiej strony dopiero co wróciłeś z Egiptu. Wiesz, że nie lubię nikogo chwalić, ale mapy które tam sporządziłeś są pierwszorzędne! - Ton, którym wypowiedział te słowa profesor były nieco zbyt piskliwie jak na uszy Somerseta – A książę Wellington na pewno się nimi zainteresuje jako głównodowodzący wojsk brytyjskich. Poza tym to niewielka cena za pomoc Towarzystwa jakiego udzieliło ci w organizacji twojej ostatniej ekspedycji.
- Masz rację drogi Gibesonie. Skoro tak stawiasz sprawę udam się na bal jako reprezentant naszego Towarzystwa.
- Wyśmienicie! A teraz pokaż mi nad czym znów pracujesz!


James Sutton

Czytelnia elitarnego klubu dla dżentelmenów Olimp, położonego zaledwie trzy ulice od Pałacu Westminsterskiego, była jednym z tych miejsc w których James Sutton spędzał całe dnie na graniu w brydża, czytaniu gazet, a także niekończących się dyskusjach na temat muzyki, literatury i oczywiście polityki. Oprócz Suttona w czytelni było jedynie dwóch inny członków klubu, pochłoniętych lekturą gazet – sam James czytał ostatnią, niezbyt udaną, powieść Madeleine Bearnadotte.
Panujący spokój przerwały kroki Johna Clarka, osobistego lokaja Suttona.

- Wiadomość dla Pana – powiedział cicho podając Lordowi Lexinton niewielki liścik na złotej tacy.
- Dziękuję John, możesz odejść – odpowiedział Sutton biorąc kartkę do rąk. Lokaj ukłonił się i odszedł bez słowa.

Niewielki liścik okazał się kolejnym zaproszeniem na bal, jakich dostawał codziennie kilka - większość pochodziła od matek marzących by wyswatać swoje córki z bogatym lordem. Lexinton już miał zgnieść zaproszenie i wyrzucić je do kosza, gdy dostrzegł, że jest ono od samego księcia Wellingtona. „Odrzucenie takiego zaproszenie zostałoby odczytane jako afront i stałoby się pokarmem dla wielu plotek” pomyślał Sutton, po czym odłożył list na stolik i wstał.
Panowie wybaczą – powiedział cicho, ale tak by zostać usłyszanym, ukłonił się i wyszedł z czytelni na korytarz. Przeszedł pięć metrów do drzwi naprzeciwko gdzie mieścił się pokój dla służby. - John przygotuj powóz, wracamy do domu.

Kilka minut później Lord Lexinton siedział w swoim powozie i myślał o balu Wellingtona.

John Ribaud Weelton-Morris

- Panie Morris – w głosie pani Vorbank dało się słyszeć podniecenie – Panie Morris! - krzyknęła głośniej gdy pukanie nie pomogło wyrywająca Johna Ribuada Weeltona-Morrisa z zamyślenia – Proszę się nie denerwować. Jestem absolutnie pewna, że pan Morris jest w domu.

Rzeczywiście, po chwili drzwi do niewielkiego mieszkania mieszącego się w południowym Londynie otworzyły się, a oczom nieco zaskoczonego Johna ukazała się pulchna sylwetka pani Vorbank, która za niewielkie pieniądze opiekowała się domem Morrisa w czasie jego nieobecności, i nieznany mu z widzenia niewysoki jegomość, ubrany zgodnie z najnowszą modą.

- Pan John Ribaud Weelton-Morris jak sądzę​​? - Morris, któremu ze zdziwienia odjęło mowę, pokiwał potwierdzająco głową. - Miło mi Pana poznać. Nazywam się Johatan Willborrow. Przepraszam, że nachodzę pana w domu, ale mój klient nalegał bym skontaktował się z panem jak najszybciej.
- Gdzie moje maniery! Zapraszam do środka, proszę się rozgościć - odpowiedział zaskoczony młodzieniec – Panno Vorbank gdyby była pani tak miła i zechciała przynieść mi i mojemu gościowi herbatę.
- Ależ oczywiście panie Morris, zaraz przyniosę – opowiedziała pani Vorbank.

W tym czasie nieznajomy zdążył usiąść na jednym z trzech foteli jakie znajdowały się w salonie. Nieznajomy rozejrzał się – oprócz foteli były tu trzy regały pełne książek, a także niewielki stolik na którym leżało London Gazetta.

- W czym mogę panu pomóc panie Willborrow?
- Mój klient wiele o panu słyszał i chciałby z panem porozmawiać na osoboności o ile wyrazi pan takie zainteresowanie.
- Nie chciałbym być nie miły panie Willborrow, ale skoro tyle o mnie słyszał i chciałby ze mną porozmawiać to dlaczego nie przybył tu sam?
- To delikatna sprawa, a pojawienie się mojego klienta w tej części Londynu zaszkodziłoby i panu i jemu. Rozumiem jednak pana obawy, dlatego zostałem zobowiązany do przekazania panu tego oto zaproszenia na bal u księcia Wellingtona – Willborrow wyjął z kiszeni marynarki niewielką kopertę i podał go Morrisowi. - Mój klient, o ile tylko pojawi się pan na balu skontaktuje się z panem. A teraz przepraszam, ale obowiązki wzywają.
- Nie zostanie pan na herbatę?
- Obawiam się, że nie. Pana gosposia jest równie miła, co gadatliwa, a ja muszę przed dwunastą być w północnym Londynie.
Willborrow wstał i założył kapelusz.
- Rozumiem - odpowiedział Morris – dziękuję za propozycję panie Willborrow.
- Mam nadzieję, że nie długo się spotkamy. Moje uszanowanie – powiedział Willborrow i wyszedł zostawiając John Ribauda Weelton-Morrisa samego w pokoju.

Dopiero późnym wieczorem Morris zdecydował się otworzyć kopertę. W środku znalazł zaproszenie na bal księcia Wellingtona i czek na pięćdziesiąt funtów wystawiony przez Williama Persona, Trzeciego Earla Ross.


Robert Virgil Windermare



Robert Virigil siedział przy stoliku, zanurzony w lekturze dzisiejszej prasy londyńskiej w pokoju orientalnym z którego był wyjątkowo dumny – głównie z powodu kolekcji szesnastowiecznych obrazów japońskich mistrzów. Spokój przerwał mu jego lokaj, niezdarny młodzieniec imieniem Joshua, który wszedł do pokoju.

-Mam nadzieję, że to coś ważnego – powiedział podirytowany Virigil, który nie lubił gdy przerywano mu lekturę gazet.
- Ta... ta...tak proszę pana. Ma...Mamm tu list od Sir Oswalda.
- Od Oswalda? - Virgil odłożył gazetę na poręcz fotela. - A więc na co czekasz, podaj mi ją chłopcze.
- Tak jest! - odpowiedział Joshua i podał list Virgilowi po czym wycofał się szybko do swojego pokoju.

Virgil otworzył kopertę, wyjął list i zaczął go czytać.

Drogi Przyjacielu,

Lord Adebowale przysłał mi zaproszenie na bal u księcia Wellingtona. Ponieważ ciągle bawię w Stanach pomyślałem, że Tobie bardziej się ono przyda. Zaproszenie jest w mojej skrytce w hotelu The Deep Blue – jego właściciel został poinformowany, że się po nie pojawisz. Mam nadzieję, że spotkasz jedną czy dwie Muzy na tym balu.

Twój O.

PS: Merry nie daje mi dnia wytchnienia, ale powoli zaczyna mnie nudzić. Może w Nowym Jorku znajdę nowe słońce przy którym będę mógł się ogrzać.”


„Stary, dobry Oswald” pomyślał Virgil po czym wstał.

- Joshua! - krzyknął – przygotuj powóz, jedziemy po The Deep Blue. „Mam nadzieję Oswaldzie, że spotkam tam nie jedną, nie dwie, a kilka muz” stwierdził Virigil.


Edric Sharpe

Zgodnie z umową Edric pojawił się koło południa przed Galerią Narodową przy kościele św. Marcina by spotkać się z lordem Thompsonem. Po kilku minutach od strony Westminsteru pojawił się lord Thompson.

- Przepraszam za spóźnienie, mam nadzieję, że nie czekał pan zbyt długo.
- Nie. Dopiero co przyszedłem. Londyn jest znacznie większy niż mi opowiadano.
- Co prawda, to prawda. Zastanowił się pan nad moją ofertą?
- Tak, postanowiłem ją przyjąć.
- Doskonale. Jeżeli zechciałby mi pan towarzyszyć w czasie obiadu, to będę zaszczycony, a przy okazji omówimy pana spotkanie z earlem Personem.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko.
- Wyśmienicie. Niedaleko znajduje się pewna mała restauracja gdzie zawsze trzymają dla mnie stolik.

Kilka godzin później Edric wyszedł z restauracji Gęś i Kuropatwa bogatszy o czek na 100 funtów i zaproszenie na bal u Wellingtona, gdzie miał spotkać się z Trzeci Earlem Ross.

Madeleine Bearnadotte

- Madeleine! Madeleine! - krzyk ojca dało się słyszeć w całym domu – moja droga zejdź na dół na chwilę. Mam ci coś ważnego do zakomunikowania.

„Oby nie była to kolejna propozycja wyjazdu na wieś” pomyślała Madeleine odkładając tomik poezji Byrona na nocną szafkę obok łóżka. Minutę później była na dole, w niewielkim gabinecie swojego ojca. Wielebny Henry Bearnadotte siedział za dużym biurkiem na którym leżało pismo święte oraz kilka kartek papieru zapisanych jego równym pismem.

- Usiądź moja droga – powiedział wyraźnie podekscytowany ojciec – mam doskonałą wiadomość! Doskonałą! Pan O'Callaghan zaprosił cię na bal u samego księcia Wellingtona. Mam nadzieję, że przyjmiesz jego zaproszenie.
Przez chwilę na twarzy dziewczyny zagościł grymas. „O'Callaghan, ten bogaty nudziarz? Nigdy! Przecież on ma z 65 lat i jest łysy. Jednak z drugiej strony to jedyna szansa bym dostała się na bal. No i Katie mówiła, że będzie tam Person. Być może udałoby mi się z nim porozmawiać i poprosić o wizytę u jego córki” walczyła sama z sobą w myślach. W końcu odpowiedziała:
- Oczywiście, jeżeli taka jest twoja wola Ojcze, to pójdę z panem O'Callaghanem na bal
- Wyśmienicie, wyśmienicie – powtórzył Henry – zaraz wyślę Smitha z odpowiedzią.




Sobota, 20 lipca 1844 r. - Aspley House, Londyn



Pogoda w sobotę 20 lipca 1844 r. okazała się łaskawa dla gospodarza i gości „balu stulecia”, jak nazwała go prasa. Prawie bezchmurne niebo, 18 stopni Celsjusza i delikatny wiatr od morza sprawiał, że było wyjątkowo przyjemnie – z tego powodu część balu przeniesiono do wielkich namiotów rozłożonych na tyłach wspaniałego pałacu Wellingtona przy Hyde Park Corner.

Goście zaczęli zjeżdżać się punkt o osiemnastej. Szybko okolice Hyde Park Corner były zastawione przez wspaniałe karoce należącego do śmietanki towarzyskiej Londynu.

Przy wejściu od strony Hyde Parku, złotej bramy z motywami nawiązującymi do bitwy pod Waterloo, a także innych wspaniałych osiągnięć księcia Wellingtona, którą zbudowano specjalnie na tą okazję, na gości czekała armia służących – głównie hindusów, ale także białych przebranych za hindusów – którzy pomagali dotrzeć do właściwych stołów.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0hCXcQ0j5R8[/MEDIA]

Po krótkiej przemowie gospodarza podano lekką kolację po której towarzystwo wymieszało się – część udała się na tańce, część zaś prowadziła dysputy na wszelkie możliwe tematy. Wśród gości można było zobaczyć zarówno polityków, w tym samego premiera Roberta Peel'a i ministrów jego gabinetu, a także finansistów, poetów, malarzy, muzyków i pisarzy wśród których brylował Karol Dickens, wschodząca gwiazda angielskiej literatury - a wszystko to przy akompaniamencie muzyki i w takt kolejnych walców angielskich. Jeżeli kogoś brakowało to był to Wiliam Person, Trzeci Earl Ross. Czy zamierzał przyjść, czy też wolał zostać w domu nikt, nawet książę Wellington, tego nie wiedział.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 09-04-2009 o 19:58.
woltron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172