Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2009, 22:27   #141
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Thrud... Thrud? Czy ja aby Cię nie znam? A może gdzieś już Cię widziałem?Guun bacznie przypatrywał się rosłemu mężczyźnie. Nie, to przecież niemożliwe...

Po rozmowie z Thrudem, badacz zasepił się jeszcze bardziej. Jakie motywy kierowały tym najemnikiem? Dlaczego chciał dołączyć do świty Guuna? Czyżby podejrzewał jaki jest cel badacza? Mogło się okazać, że on też poszukuje i pragnie Korony Władzy. A w przypadku pojedynku Guun nie miałby żadnych szans. Jednak chęć zdobycia mapy do Starożytnego Lasu zwyciężyła i Thrud wyruszył do posiadłości Mistrza He.

Wrócił po godzinie. Szybki jest – pomyślał Guun. I chyba niezbyt rozgarnięty. Może uda mi się go jeszcze wykorzystać.

To co się stało potem niesamowicie zaskoczyło Guuna. Oprócz obiecanych map i przewodników, barbarzyńca przyniósł coś jeszcze... Coś co okazało się głową Mistrza He. Uciętą i spreparowaną, tak aby mogła służyć wiedzą, jaką jej właściciel posiadał za życia. Był tylko jeden haczyk, a właściwie dwa. Musiała być przytwierdzona do pasa swego nowego posiadacza, a posiadaczem stał się Guun. Na kły Zurry!

- Przyda się później - Guun wrzucił odciętą głowę do worka i zagłębił się w lekturę zwojów przyniesionych przez najemnika. Po skończonej lekturze wyjął ją z worka i dźgnął palcem w zamknięty oczodół. Głowa ożyła. Mistrz He otworzył zmętniałe oczy, a z jego sinych ust dobył się płytki oddech.
- Czego chcesz ode mnie podły człowieku? - zapytał szeptem.
- Och. Nie unoś się gniewem Mistrzu - odpowiedział Guun. - To był jedyny sposób aby dowiedzieć się jak dotrzeć do Starożytnego Lasu, po tym jak odmówiłeś mi pomocy. Poczytałem sobie co nieco z twoich wspominków i wyłania mi się obraz drogi do Lasu, jak i samego matecznika elfów, jak to ująłeś. Jednak nurtuje mnie jedno pytanie.
- Tak? - mruknęła głowa.
- Jak zacząć podróż? Otóż rytuał jaki przeprowadziłeś jest dla mnie niedostępny, w związku z czym nie ujrzę drogi do lasu. I tu Twoja rola. Wskaż mi tą drogę, a gdy dotrzemy na miejsce pochowam Cię godnie i w nagrodę sporządzę mapę Starożytnego Lasu, o której marzyłeś, a którą włożę do twego grobu. Co Ty na to?
- Hmmm - głowa udała zastanowienie, jednak było wiadomym, że nie odmówi. - Dobrze. Trzymam Cię za słowo tak jak Ty trzymasz mnie teraz za resztki mych marnych włosów. Teraz udaj się na południe gościńcem, aż dotrzesz do Świątyni Boga Rakazana. Tam spytaj mnie ponownie. A teraz schowaj mnie proszę, bo słońce mnie razi...

Guun wraz ze swoją coraz większą świtą wyruszył w drogę. Podróż na południe przebiegała bez przeszkód, a to dzięki obecności Thruda, który poruszając się na przedzie karawany, odstraszał wszystkie potencjalne zagrożenia swoim wyglądem. Trzeciego dnia dotarli pod bramy Świątyni Boga Rakazana. Okazały złocony budynek wznosił się na niewielkim wzgórzu, otoczonym przez miasteczko namiotów, w których koczowali pielgrzymi. Na powiewających na wietrze niezliczonych proporcach wyhawtowano szkarłatną literę "R" i świński ryj - symbol boga. Guun dowiedział się od swoich niewloników, że Rakazan jest starożytnym bóstwem czczonym od wieków w Krainach a jego domeną jest hodowla świń i uprawa buraków pastewnych.

Dziwne bóstwo. Ale wszystko dla ludzi - pomyślał Guun i z torby wyciągnął głowę Mistrza. Przytroczył ją sobie do pasa, czym wzbudził niesmak swoich towarzyszy, oprócz Thruda, który skwitował to wzruszeniem muskularnych ramion.
- No dobra, Mistrzu. Jesteśmy przy świątyni buraczanego boga. Co teraz? - zapytał.
- Dzień dobry - przywitała się głowa. - Teraz musisz mieć mnie przymocowaną do pasa, a w zamian ja obdarzę Cię mym wzrokiem. Dzięki temu będziesz widział szlak do Starożytnego Lasu. Pamiętaj o swojej obietnicy.
- Ależ oczywiście, że pamiętam. Ruszajmy!

Rzeczywiście, oczom Guuna ukazał się wyraźny złoty szlak, wiodący wprost na wschód. Tam gdzie musi być jakaś cywilizacja - jak mawiali starożytni. Jak po nitce Guun i jego świta zmierzali w kierunku celu. Początkowo jechali przez zieloną równinę, gęsto zaludnioną i pełną pól uprawnych i pastwisk. Widok głowy Mistrza dyndającej u pasa Guuna wzbudzał niezdrowe emocje, jednak obecność i wzrok Thruda szybko je studziły. Z równiny wjechali na porośnięte wrzosami wzgórza, które z każdą przejechaną milą stawały się coraz dziksze. W końcu zniknęły ostatnie ślady cywilizacji i bytności ludzi.
Pod wieczór stanęli na wzgórzu, na skraju wielkiej kotliny. W dole, pośród mgieł emanował złotą poświatą las. Starożytny Las. Głowa Mistrza He mrugnęła oczami i poświata zniknęła.



- No, jesteśmy na miejscu. Oto przed Wami Starożytny Las. Cel Waszej wyprawy. Pamiętajcie co napisałem w pamiętniku. To dzikie i niebezpieczne miejsce. Miejcie się na baczności. I pamiętajcie o umowie.
 
xeper jest offline  
Stary 18-10-2009, 16:32   #142
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Stanęli na skraju lasu. Starożytny bór, jak pisał on nim mistrz He, samym swoim wyglądem wzbudzał respekt i strach. Nawet zimny i kryjący swoje emocje Guun czuł, że przeprawa przez tą puszczę nie będzie należała do najłatwiejszych. Niewolnicy badacza patrzyli po sobie i każdy modlił się do swoich bogów o przychylność i bezpieczną drogę.
Badacz spojrzał na spreparowaną głowę mistrza He wiszącą mu u pasa.
- Powinniśmy się jakoś specjalnie przygotować? - spytał.
- Będźcie czujni i ostrożni - zachrypiał mistrz - Ten las kryje wiele niebezpieczeństw. Ja sam byłem tutaj tylko raz. Przeżyłem tylko dlatego, że miałem ochronę elfów w innym wypadku... kto wie jak by się skończyła moja wyprawa.

- Thrud! Ruszaj przodem! - zarządził badacz.
Ruszyli. Powoli zaczęli wchodzić do lasu. Ledwo przekroczyli granicę drzew poczuli dziwny niepokój. Jakby ktoś ich obserwował z ukrycia. Niewolnicy rozglądali się wokół wypatrując niebezpieczeństwa. Na przodzie szedł Thrud w ręku trzymając topór gotowy do walki w każdej chwili.
Uwagę Guuna zwróciło jeszcze coś. W lesie panowała kompletna cisza. Nie szumiał wiatr, nie ćwierkały żadne ptaki, ani nie brzęczały żadne owady. Było to nie tylko dziwne ale i bardzo niepokojące.
- Mistrzu He - zaczął badacz potrząsając głową starca - czy gdy byłeś tu wcześniej też to tak wyglądało?
- Zdecydowanie nie - odparł mistrz - Nie wiem co oznacza ta cisza, ale na pewno nic dobrego.
Szli dalej w milczeniu. I choć Guunowi wydawało się że weszli do lasu zaledwie parę minut temu, to gdy się obrócił i spojrzał w tył nie mógł dostrzec łaki na której stali. Drzewa rosły gęsto i ciasno, że uniemożliwiały dotrzeżenie czegokolwiek na większą odleglość.
Thrud nagle podniósł dłoń, dając znak by się wszyscy zatrzymali. Sam w tym czasie przypadł do ziemi i zaczął się czołgać.
Guun rozejrzał się wokół. O ile to możliwe cisza była jeszcze bardziej nie przenikniona. Barbarzyńca zniknął mu z oczu. Pewnie krył się za krzakami i badał teren przed nimi. Coś musiało zwrócić jego uwagę.
Po raz pierwszy Guun uciszył się że ten olbrzym jest z nim. Minęła może minuta, może dwie gdy wojownik wrócił. Jego mina mówił jedno, nie jest dobrze.
- Panie chodź ze mną - szepnął.
Guun udał się za nim. Po kilku metrach badacza uderzył fetor padliny. Coś najwyraźniej przed nimi zdechło i to zwróciło uwagę Thruda. Guun zatkał nos i szedł dalej. Zatrzymali się po kilkudziesięciu metrach.
- Tam - barbarzyńca wskazał ręką niewielką polankę.
Na polance porośnietej soczyście zieloną trawą leżał martwy jeleń i to on wydzielał tę ten okropny smród. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że zwierze było po prostu rozerwane na pięć części. Jakby pięć koni przywiązanych po jednym do nóg i głowy pognało każdy w innym kierunku.
Krew i wnętrzności zwierzęcia były rozwleczone po całej polance. Krew już wyschła i tylko muchy karmiły się ścierwem jelenia.
- Kto to zrobił? - spytał badacz nadal zatykając nos.
- Nie mam pojęcia - odparł wojownik.
Wtedy do ich uszy doszedł przeraźliwy krzyk. Dochodził od strony pozostawionych niewolników. Krzyk bólu, strachu i śmierci.
Guun spojrzał na barbarzyńcę. Barbarzyńca na Guuna. Twarze obu zdobił grymas strachu. Już mieli zacząć uciekać, gdy nagle z drzew coś spadło. Badacz rozejrzał się wokół. Otoczyli ich w oka mgnieniu. Było ich sześciu. Każdy ponad dwa metry wzrostu. Humanoidalen istoty pokryte futrem, z olbrzymimi pazurami i głowami wilków.

Ich ślepia błyszczały w przebijających się przez drzewa promieniach słońca, a z pysków ciekłą piana.


Xian - smokowiec awanturnik
Smokowiec siedział przy ognisku, opiekając na patyku złapaną przed chwilą jaszczurkę. Miał co prawda zakupione niedawno rację, ale nic nie zastąpi świeżego mięsa, nawet tak lichego jak jaszczurcze. Księżyc stał wysoko, a smokowiec zastanawiał się od czego zacząć swoją wyprawę. Słychał kilka legend o Koronie Władzy, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że klechdy rzadko kiedy mówią o konkretach. Zawsze są to uogólnienia i nie można na ich podstawie wysnuć jakiś konkretnych wniosków. Potęga, władza i nieśmiertelność kusiły niezmiernie, nie tylko Xiana z resztą. Będąc na szlaku słyszał, że ostatnimi czasy wielu śmiałków ruszyło na poszukiwania. Po latach legenda Korony Władzy ożyła na nowo i rozbudziła wyobraźnię wielu. Jedno było pewne trzeba było dostać się do Wewnętrznej Krainy. Smokowiec był od lat w drodzę, jednak jego podróże ograniczyły się li tylko do Krainy Zewnętrznej. Nie miał potrzeby ani chęci przekraczać Wielkiej Rzeki, ani mierzyć się ze Strażnikiem Kamiennego Mostu. Znał wiele miejsc w Zewnętrznej Krainie w której się wychował, wiele miast i miasteczek, ale tak naprawdę nie znaczyło to nic w porównaniu do tego co miał jeszcze odkryć na swej drodze.
Już miał się kłaść spać, gdy usłyszał tupot małych stóp. Podniósł się i przygotował do ewentualnego spotkania, a być może i walki.
- Pewnie blask ognia ich zwabił - pomyślał.
Po kilku chwilach w światło ogniska wbiegła dwójka zdyszanych dzieci, chłopczyk i dziewczynka.
Oboje już na pierwszy rzut oka wyglądali jak para zbiegów. Obdarci i wygłodzeni, wzbudziły w smokowcu współczucie.
- Panie - zajęczał chłopiec - błagamy o pomoc... Błagamy on nas zabije...
- Kto taki? - spytał Xian.
I wtedy usłyszał odległy tętent kopyt. Musieli być dość daleko, ale bardzo możliwe że już dostrzegli blask ogniska. Smokowiec zaczął intensywnie myśleć, gdy chłopiec odezwał się ponownie:
- Panie pomóż nam. Ten zły człowiek więzi nas. Uciekliśmy mu. Pomóż nam bo nas zabije.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 19-10-2009, 21:26   #143
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Zatrzasnąwszy drzwi Elrix pobiegł w dół przeskakując w pośpiechu po dwa stopnie Trochę ich tam dużo myślał gorączkowo być może dałbym im radę wtem uśmiechnął się do siebie tylko po co ryzykować skoro ktoś inny może to zrobić za mnie? Pędził w dół obmyślając szczegóły planu który właśnie wykiełkował w jego głowie.
Zeskoczył z ostatnich schodów i z głuchym mlaśnięciem wylądował w korytarzu, zanurzony w śluzie prawie po kostki. Dobywając miecza i rzucając szybkie spojrzenia na boki uwalniał stopy z obrzydliwej mazi. Uspokojony i pewny że jest sam zaczął dokładnie badać portal prowadzący do góry.
- Gdzieś tu muszą być - mruczał do siebie badając kamienie naokoło przejścia - coś co trzyma tego bydlaka tu na dole powinno być wpisane w przejście... inaczej byłoby pełno śluzu i na schodach.
Przestępował z nogi na nogę, czując że co i rusz grzęźnie w pokrywającej podłogę wydzielinie, aż nagle wyczuł pod palcami jakiś wzór. Wszechobecna tu woda niemal zatarła wszystkie nierówności na okalających drogę skałach To musi być to! Przez tą wilgoć nawet runiczne kamienie w końcu zaczęły niszczeć. I beze mnie już wkrótce nie byłyby niczym więcej niż tylko zwykłymi głazami. Z westchnieniem naciął skórę opuszka kciuka Czego ja nie robię dla tej niemądrej dziewuchy. Szybko pokrył magiczny znak wyryty w kamieniu symbolem wyrysowanym własną krwią, mamrocząc słowa w języku nieużywanym od dziesięcioleci. Nigdy nie zajmował się rzucaniem czarów, ale każdy kto znał formułę przełamania i oczywiście dysponował fiolką smoczej krwi, potrafiłby pozbyć się takiej bariery. Po raz kolejny musiał podziękować w myślach swej wymagającej matce, która nie pozwoliła mu zaniedbywać zdobywania wiedzy ze wszystkich dostępnych dziedzin.
Odsunął się oceniając krytycznie swoje dzieło, po czym wzruszył ramionami i uderzył w znak otwartą dłonią.
- Snoghnnath!
Pod wpływem ciosu kamień dosłownie rozsypał się na kawałki, a zadowolony z siebie smokowiec zwrócił się w stronę gdzie znajdowało się źródło.
- No mam nadzieję że czterokopytny się nie mylił i jego brat sam do mnie... - zamilkł gdy spojrzał w złożone ślepia stwora wypełniającego swą szerokością korytarz. Jedynie koniec ogona drgał mu nerwowo gdy patrzył na szkaradną larwę o ociekającej śluzem paszczy, wielu odnóżach i białawym, galaretowatym cielsku. Oby tylko dobrze wyczuć moment zdążył pomyśleć gdy stwór potężnym pchnięciem swych odnóży pokonał niemal całą dzielącą ich odległość. Nie czekając dłużej Elrix rzucił się na strome schody pomagając sobie rękami w desperackiej wspinaczce. Czuł że trzymane w zębach ostrze kaleczy mu usta, ale odgłos pękających za plecami kamieni przegnał ból na dalszy plan. Nie zwolnił nawet wpadając na drzwi do podziemi, przetoczył się i wstając ciął w kształt który wyrósł mu na drodze.
Wrzask który wypełnił w tym momencie dziedziniec był niczym krzyk drapieżnego ptaka, lecz wzmocniony po tysiąckroć i trwający, zdawałoby się, wieczność. Dziesiątki cieni obecnych na dziedzińcu zamarło odwróciwszy się do wejścia, gdzie dokonywał swego pseudo żywota widmowy starzec. Przez cięcie zadane mieczem jaszczura prześwitywało słońce, a sam upiór wyglądał jakby niewidzialne dłonie rozrywały go na strzępy. A to ci niespodzianka zaskoczony smokowiec wpatrywał się w swą broń no, ale nie taka jak dla niego he he.
Zgromadzone na dziedzińcu cienie odstąpiły od skulonej na ziemi dziewczyny, przerywając odprawiany rytuał i ruszając w kierunku śmiałka. Elrix przyglądał się obojętnie ciemniejącej na przeciw niego ścianie wrogów, rozglądając się czasem by żaden z cieni nie zaszedł go od tyłu.
- Najpierw okłamujecie nas mówiąc że nic nie wiecie o strażniku, później nie mówicie mi całej prawdy o naturze klątwy i to nasza wina że to wszystko się tak potoczyło? - kończąc zdanie musiał podnieść głos niemalże do krzyku z powodu narastającego za plecami zgiełku. Trzask miażdżonych mebli i przewracanych zbrój narastał z każdą sekundą.
- No to macie za swoje! - wrzasnął rzucając się na skraj tyraliery cieni, gdzie wrogów było jakby mniej. Przeciwnicy ruszyli mu na spotkanie, lecz w tym momencie na światło dnia wydostał się potwór z podziemi.
- Jak mogłeś go oswobJaaaarggh - Elrix nie był w nastroju na wysłuchiwanie pouczeń i najbliższy z niematerialnych przekonał się o tym nad wyraz boleśnie.
Rozjuszony widokiem niematerialnych strażników robal rzucił się w sam środek ich gromady, a kolejny przerażający krzyk przekonał wszystkich że potrafi on skutecznie wyładowywać swój gniew.
Mieszkańcy zamku rozpierzchli się na wszystkie strony niczym strzępy targanej wiatrem czarnej materii, aby już po chwili zebrać się w okręgu nad szalejącą istotą z podziemi. Robal skierował swój paskudny łeb w górę i plunął strumieniem jakiejś mazi, która wywołała kolejną serię agonalnych wrzasków wśród cieni.
Jedna z postrzępionych istot wyraźnie przejęła dowodzenie, kierując większość swych pobratymców do pomocy przy szalejącej bestii, a resztę do pilnowania bramy.
Smokowiec był już przy Laurze pomagając jej wstać, jednocześnie próbując ocenić ich szanse na wydostanie się stąd. Po chwili podjął decyzję, na początku prowadząc, a gdy stracił cierpliwość do powolnego tempa do jakiego zdolna była aktorka, biorąc ją po prostu na ręce.
- Nie możemy uciec bramą - tłumaczył wkraczając z powrotem do budynku kryjącego zejście do źródła - trzymają się poza moim zasięgiem i wyglądają jakby szykowali jakieś paskudne zaklęcie. Musimy zaryzykować przejście dołem.
- Ale czemu ich zaatakował? - spytała obejmując go za szyję
- Może winił ich za to co się z nim stało? W końcu to przez tych głupców źródło zostało przeklęte - podrzucił lekko Laurę chcąc poprawić chwyt - a może jest po prostu bezmyślną bestią która rzuca się na wszystko co wygląda jak zagrożenie lub jedzenie? Możesz iść? Obawiam się że schody trochę ucierpiały - Obejrzał się w stronę wyjścia obawiając się pogoni, ale następny krzyk dobiegający z dziedzińca upewnił go że zabawa tam wciąż trwa w najlepsze.
 

Ostatnio edytowane przez MadWolf : 20-10-2009 o 12:19.
MadWolf jest offline  
Stary 20-10-2009, 11:50   #144
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Smokowiec siedział przy ognisku wcinając smakowicie przyprawioną jaszczurkę. Cóż, zwykle jadał nieco lepiej, ale podczas tylu lat podróży nauczył się radzić sobie w każdej sytuacji, nawet gdy żarcia nie było za wiele na podorędziu. Na szczęście deszcz przestał padać, bo tego dnia byłoby to już za wiele jak na skacowanego awanturnika – najpierw bowiem Xian stracił konia jucznego, którego podarował mu jeden z wieśniaków w osadzie, którą niedawno opuścił jako zapłata za ochronę przed bandziorami, a potem wojownik pogubił drogę, co rzadko mu się w tych stronach zdarzało. No ale pewnie wczorajszy, suto zakrapiany wieczór zrobił swoje. Smokowiec zastanawiał się nawet nad tym trochę i przyznał sam przed sobą, że już dawno tyle nie wypił.


Księżyc wchodził w zenit, gdy wojownik kończył posiłek. Przeżuwając mięso, Xian rozmyślał trochę o tej całej Koronie Władzy. Tak naprawdę chyba nawet nie miał sprecyzowanego planu, co z nią zrobi, gdy ją odnajdzie. O ILE ją odnajdzie, bo z tego co słyszał tu i ówdzie, wielu próbowało i jak na razie żaden żywy nie wrócił. No ale skoro nie wrócili, to pewnie nie byli na tyle dobrymi wojownikami. Póki co, smokowiec nie zamierzał zapuszczać się na drugi brzeg Wielkiej Rzeki, wszak miał tutaj coś jeszcze do zrobienia. Poza tym podobno ten Strażnik Kamiennego Mostu nie był zbyt przyjemnym typkiem, więc przyjdzie odpowiedni moment, by się z nim spotkać. Kiedyś.

Po skończonej kolacji smokowiec obroczył swego rumaka, co spotkało się z przyjaznymi prychnięciami Marcala. Wierzchowiec był duży i brzydki, podobny bardziej do krowy, ale wojownik nie zamienił by go na żadnego innego. Trudno było doszukać się jakichkolwiek podobieństw do rumaków rycerstwa, jednak dopiero w walce Marcal pokazywał do czego został przyuczony i jak wychowany. Xian poklepał przyjaciela po szyi i zabrał się za przygotowanie sobie posłania. Kolczugi zrzucać nie zamierzał; już tyle razy przekonał się, że spanie pod gołym niebem, samotnie, może sprowadzić tylko kłopoty.

Takież samo przypuszczenie go naszło, gdy Marcal zarżał niespokojnie a Xian usłyszał w oddali tupot stóp. Smokowiec syknął i w jednej chwili dobył swych dwóch mieczy ustawiając się w odpowiedniej pozycji do odparcia ewentualnego ataku. Podczas ruchu oba ostrza zapłonęły błękitną poświatą przecinając mrok nocy.


Jakież było jego zdziwienie, gdy w blask ogniska wbiegła dwójka zdyszanych dzieci. Ich przestraszone miny świadczyły o tym, że przed kimś uciekły, albo uciekają. Wojownik opuścił ostrza i spojrzał na niespodziewanych gości.
- Panie - zajęczał chłopiec - błagamy o pomoc... Błagamy, on nas zabije...
- Kto taki? - spytał Xian.

Nie doczekał się odpowiedzi, gdyż przed sobą usłyszał tętent kopyt. Jeździec z pewnością był niedaleko i wystarczyło kilka chwil, by zjawił się przy ognisku. Xian spojrzał na dzieci; nadal miały strach wypisany na twarzach, ale awanturnik nie był w stanie rozpoznać, czy boją się tylko swojego prześladowcy, czy też i smokowca, który w ponurym blasku ogniska wyglądał dość strasznie.

- Panie pomóż nam. Ten zły człowiek więzi nas. Uciekliśmy mu. Pomóż nam bo nas zabije.

- Widzicie tego rumaka? – Xian skierował błękitne ostrze w kierunku wielkiego wierzchowca. Dzieci skinęły głową patrząc na Marcala. – Schowajcie się za nim i ani słowa. Jest na tyle duży, że ten, co was goni, nie powinien was za nim dostrzec, zwłaszcza że łuna od ogniska nie jest aż tak mocna. No już, ruszać się.

Przestraszone dzieci wykonały polecenie, a smokowiec jakby nigdy nic przyklęknął przy ognisku i położył sobie oba miecze na kolanach. Pozycję przyjął taką, by w razie potencjalnego ataku mógł szybko poderwać się do pionu. Odruchowo spojrzał w stronę Marcala i zmrużył oczy; blask ogniska niemal uniemożliwiał dostrzeżenie całej sylwetki konia, zwłaszcza że zwierzę przesunęło się ciut w bok zasłaniając swym wielkim cielskiem drobne dzieciaczki.

Odgłos zbliżał się. Z pewnością ten, kto nadjeżdżał zdołał dostrzec już ognisko. No cóż, niech przyjdzie więc, Xian był na niego przygotowany. „A to miała być taka spokojna noc”, pomyślał, uśmiechając się do siebie i czekając na dalszy rozwój zdarzeń.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 21-10-2009, 18:05   #145
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Elrix
Bitwa na dziedzińcu szalała w najlepsze, natomiast sprawca całego zamieszania wraz ze swoją towarzyszką uciekał z powrotem do podziemi. Dość szybko udało im się pokonać schody mimo tego, że larwowaty stwór uszkodził je w znacznym stopniu. Na dole czekała ich jednak przykra niespodzianka. Korytarz który znali a prowadzący do źródła uległ zawaleniu. Pozostawało udać w nieznaną odnogę. Smokowiec szedł jak zawsze przodem, gotów w każdej chwili odeprzeć wszelkie niebezpieczeństwo. W korytarzu panował półmrok tylko dzięki niewielkiej pochodni trzymanej przez Elrixa. Na podłodze zalegał ohydny śluz. Dwójka poszukiwaczy poruszała się ostrożnie naprzód. Czujności nigdy za wiele, ale Elrix wiedział że idą właściwą drogą. Czuł w swoich nozdrzach delikatny powiew świeżego powietrza. Kierując się w jego stronę wybierał właściwe odnogi w sieci korytarzy wydrążonych przez robala. Idą wiele metrów pod ziemią smokowiec zastanawiał się co przyniosła mu ta wyprawa. Tak naprawdę niewiele, poza oczywiście dreszczykiem emocji który tak lubił. Na szczęście strat też nie było dużo. Kilka siniaków i trochę strachu.
- Wiesz - powiedziała w pewnym momencie Laura - ciągle się zastanawiam czy ty jesteś ze mną do końca uczciwy.
- Wątpisz w to? - spytał naiwnie smokowiec.
- Oczywiście, że tak. Jakoś nie wierzę w twoje tłumaczenia. Kolejny raz wystawiasz mnie na niebezpieczeństwo...
- I kolejny raz cię z niego wyciągam - dodał odrazu.
- Może i tak, ale nie zmienia to faktu że traktujesz mnie przedmiotowo.
- Traktuję cię normalnie. Dokładnie tak samo jakby traktował każdego innego na twoim miejscu.
- Czy aby na pewno...?
- Tak. Pamiętaj, że smoki z natury są zimne i skrywają swoje emocje. A ja na dodatek wychowywałem się z dala od ludzi i innych ras. Praktycznie cały czas sam. Zrozum więc że nie traktuję cię jakoś szczególnie źle czy dobrze. Tak po prostu traktuję wszystkich.
- Wydaje mi się jednak że bardziej zależy ci na Talizmanie niż na przyjaźni ze mną.
- Cssss - smokowiec uciszył swoją towarzyszkę - Coś słyszę. - dodał szeptem.
Coś w pierwszym momencie wydawało mu się szelestem odległej rozmowy okazało się szumem podziemnej rzeki. Ruszyli więc dalej i już po kilkudziesięciu metrach wyszli na piaszczysty brzeg niewielkiej plaży. Strop jaskini znacznie się podniósł. Dotychczasowy korytarz wydrążony przez robala miał około dwóch metrów, a tutaj wznosił się on trzy razy wyżej. Rzeka też budziła respekt swoimi rozmiarami. W bladym blasku pochodni nie było widać drugiego brzegu, ale sądząc po silnym nurcie musiał to być potężna rzeka.
- I co teraz? - spytała Laura rozglądając się wokół.

Plaża na której stali miała około trzydziestu metrów długości, dalej wznosiły się już pionowe ściany jaskini.
Elrix także rozejrzał się, szukając dalszej drogi. Wszedł nawet do wody, ale od razu stwierdził że pokonanie rzeki wpław byłoby samobójstwem, biorąc pod uwagę zarówno silny nurt jak i to nieznany dystans dzielący ich od drugiego brzegu.
Nagle smokowiec zamarł. W oddali chlupot wioseł. Stał jeszcze chwilę by upewnić się że echo jaskini nie płata mu figla, po czym złapał Laurę za rękę i zaciągnął ją szybko za najbliższą skałę.
- Co je... - smokowiec zatkał usta dziewczyny i nakazał milczenie.
Po paru chwilach także i ona usłyszała zbliżająca się łódź. Gdy drakkar wyłonił się za zakrętu, sprawdziły się obawy Elrix. Zmierzał on dokładnie na plaże na której przebywali.
Smokowiec obserwował z ukrycia zbliżającą się łódź.

Lewdo drakkar dobił do brzegu wyskoczyło z niego około dziesięciu krasnoludów uzbrojonych w ciężkie topory i tarcze. Stanęli u wylotu korytarz którym przyszli tutaj smokowiec z Laurą.
- Boją się robala - pomyślał - Tylko ciekawe po co ty przybyli?
Elrix już po chwili poznał odpowiedź na swoje pytanie. Po tym jak na plaży wylądowała obstawa z łodzi wyskoczyło kolejnych kilkunastu krasnoludów. Dźwigając ciężkie worki zbliżyli się do ściany jaskini. Jeden z nich podszedł do spiczastego głazu i wykonał pogładził wyryte na nim runy, wypowiadając jednocześnie szeptem jakąś formułę. Gdy skończył fragment ściany osunął się w głąb ziemi. Krasnoludy zaczęły wnosić worki do środka. Wewnątrz musiał znajdować się ich skarbiec, gdyż ledwo blask trzymanych przez nich pochodni znalazł się w środku i z wewnątrz odbijał się złoty odblask.
Smokowiec uśmiechnął się pod nosem.


Xian
Xian usiadł przy ognisku i czekał na rozwój wypadków. Jego dwa miecze leżały niedaleko przykryte kocem tak by z jednej strony były skryte przed przybyszami, a z drugiej gotowe w każdej chwili do użycia. Smokowiec nie czekał długo. Po paru minutach w blask ogniska wjechało dwóch jeźdźców. Obaj dosiadali rosłych rumaków. Dwaj mężczyźni wyglądali jednak nie jak rycerze a jak typowi najemnicy. Hełmy z pióropuszami na głowach i kirysy oraz kolcze rękawice stanowiły mieszankę jakiej żaden rycerz nigdy by nie włożył. Smokowiec spojrzał na nich.
- Witaj - zaczął jeden z nich.
- Witajcie - odparł grzecznie smokowiec.
- Jestem Brack Olis a to mój kuzyn Harald. Służymy władcy tej ziemiJurgenowi II...
- Witajcie - powtórzył smokowiec.
- Szukamy dwójki dzieciaków, które uciekły ze służby naszego pana. Chłopiec i dziewczynka w wieku około dziesięciu lat. Nie widziałeś ich przypadkiem?
- Niestety nie - rzekł spokojnie.
- Na pewno. Nie warto ich kryć. To dzieci niewolników. Za pomoc zbiegłemu niewolnikowi grozi kara.
- Nie widziałem ich - powtorzył smokowiec.
- Dobrze skoro tak twierdzisz. Uważaj jednak na siebie to bardzo niebezpieczne dzieciaki...
- I dlatego wasz pan wysyła za nimi uzbrojonych po zęby najemników?
- Tak. Ja cię tylko ostrzegam. Uważaj na siebie.
- Dziękuję umiem o siebie zadbać.
- Gdybyś jednak je zauważył, złap je i przyprowadź do Murbergu, grodu naszego pana a nagroda cię nie ominie.
- Nie omieszkam.
- Bywaj - rzucił mężczyzna odwracając konia.
- Bywajcie.
Najemnicy odjechali, a smokowiec dalej siedział przy ognisku kończąc zimną już jaszczurkę. Odczekał jeszcze kilka dobrych minut i dopiero gdy upewnił się że nic nie słyszy przywołał dzieciaki do siebie.
- Dziękujemy ci panie - zawołał chłopiec i wraz z dziewczynką padł na kolana i zaczął całować stopy smokowca.
- Dość! - krzyknął Xian podnosząc dzieci z ziemi. - Lepiej mi powiedzcie co zaszło?
- Panie co tu dużo mówić - zaczął chłopiec - Najemnicy Jurgena porwali nas z rodzinnej wioski prawie rok temu. Jurgen potrzebuje dzieci do pracy w kopalni, gdzie tylko ktoś tak mały jak my może się wcisnąć. Razem z siostrą uciekaliśmy już kilka razy, gdyż chcieliśmy wrócić do domu, do rodziców. Jednak za każdym razem nas łapali. Teraz dzięki tobie panie udało się nam.
- Jeszcze mogą was złapać. Daleko do waszej wioski?
- Nie wiem panie - rzekł smutno chłopiec - Jak nas porwali to zawiązali nam oczy i wieźli bardzo długo...
- A jak się nazywa wasza wioska?
- Mideltrak.
Nazwa ta nic nie mówiła smokowcowi. Spojrzał uważnie na chłopca, gdyż sposób w jaki on opowiadał swoją historię wzbudził podejrzenia Xiana. Było w niej coś sztucznego, wyuczonego i... Nagle smokowiec zauważył dziwną rzecz. Zarówno dziewczynka jak i chłopiec mieli tatuaże. Dostrzegł je na dłoniach, ale prawdopodobnie ciągnęły się one dalej wzdłuż ramienia. Był to identyczny wzór, przeplatające się chaotycznie kwieciste łodygi. Jednak wśród tych nic nie znaczących ozdób Xian zauważył magiczne elfie znaki.
Chłopiec zauważył zainteresowanie smokowca jego dłońmi i schował je szybko do kieszeni. Jego siostra także schowała je za siebie.
- Dziękujemy ci panie - rzekł chłopiec - Skoro jednak nie wiesz gdzie to jest, to my już pójdziemy. I tak sprawiliśmy ci zbyt wiele kłopotu.

ZAJRZYJCIE DO KOMENTARZY
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 22-10-2009, 18:28   #146
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Post powstał przy udziale MG.

Wymiana zdań między smokowcem a przybyszami trwała dosłownie chwilę. Odprowadził ich jeszcze wzrokiem, gdy odjeżdżali, po czym wyczekał dogodnego momentu, by zawołać dzieciaki ukryte za Marcalem. Patrząc na chłopca i dziewczynkę, zastanawiał się, ile z tego, co powiedzieli mu jeźdźcy było prawdą. Para nie wyglądała na niebezpieczną, ale w takim niewinnym ciele drzemały czasami potężne moce i demony.

Smokowiec zmrużył brwi i rozmówił się chwilę z dzieciakami dowiadując się skąd pochodzą i w jakim celu zostały pojmane. Najbardziej zaintrygowały go jednak identyczne tatuaże na dłoniach młodych ludzi, które z pewnością biegły wzdłuż całej ręki, a spośród nic nie znaczących linii tworzących wzór Xian wychwycił magiczne elfie znaki. Chłopiec, widząc że smokowiec przygląda im się, szybko skrył dłonie w kieszeniach.

- Dziękujemy ci panie - rzekł chłopiec - Skoro jednak nie wiesz gdzie to jest, to my już pójdziemy. I tak sprawiliśmy ci zbyt wiele kłopotu.
- Hola, nie tak prędko. – mruknął Xian patrząc im prosto w oczy. – Skoro was uratowałem, to chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, hę? Co to za tatuaże? Pośród tych wzorów widzę znaki, które nie są tam bez przyczyny, prawda? – schował miecze do pochew na plecach. – I proszę, bez kłamstw… Pamiętajcie, że nie jestem waszym wrogiem i źle wam nie życzę, bo inaczej bym was przecież wydał.
Dzieciaki przez chwilę stały nad ogniskiem nieruchomo, niczym kukły.
- Hej, nie bójcie się mnie. Jak widzicie cała nasza trójka jest nieco inna od reszty społeczeństwa, czyż nie? – przejechał palcem po łuskowatej skórze.

- Panie nic nie rozumiesz... - zaczął niepewnie chłopiec - Dziękujemy ci za pomoc ale...
- Więc mi wytłumacz, mamy całą noc. - smokowiec uśmiechnął się.
- Panie po co ci kolejne kłopoty? - spytał patrząc na siostrę - Z nami są zawsze same kłopoty.
- To tak jak ze mną, więc znowu mamy coś wspólnego? - puścił im oczko.
- Panie jeżeli liczysz na jakąś nagrodę od naszych rodziców to się zawiedziesz... Jesteśmy biedni i nie mamy nic cennego.
Dziewczynka przytuliła się do chłopca nadal chowając ręce za siebie.
Xian roześmiał się. Te dzieciaki naprawdę zaczynały mu się podobać.
- Nie liczę na żadną nagrodę, chcę wam tylko jakoś pomóc, więc może powiedzcie co to za tatuaże? Jak już mówiłem nie musicie się mnie bać. - uśmiechnął się na tyle serdecznie, na ile tylko mógł.
Smokowiec zauważył, że tatuaże na rękach dziewczynki świecą bladym zielonym światłem
- To nic takiego - rzekł cicho chłopiec spuszczając wzrok.
- Świecące ramiona twojej siostry to nic takiego? - Xian obruszył się. - Mi się wydaje, że jednak coś bardzo ważnego. Więc zacznijcie w końcu mówić, to nic nie kosztuje.

Chłopiec spojrzał na siostrę. Przytulił ją i szepnął coś na ucho. Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało i jeszcze bardziej wtuliła się w brata.
- Panie nie strasz mojej siostry bo stanie się coś strasznego
Smokowiec uniósł brwi i westchnął.
- Eeee... ale ja jej przecież nie straszę. Uratowałem was przed chwilą jakbyście zapomnieli, więc po co miałbym was teraz straszyć. Po prostu chcę się dowiedzieć, o co tutaj chodzi…
- Wypytujesz nas o rzeczy o których nikt nie powinien wiedzieć i ona się boi. A jak ona się bardzo boi, to dzieją się naprawdę straszne rzeczy.
- Na przykład jakie? - wojownik założył ręce na piersi.
- Pioruny rażące ludzi którzy nam zagrażają lub potężny wicher zrywa się niewiadomo skąd. Mama mówiła, że te tatuaże to tajemnica. Nasze szczęście i przekleństwo na całe życie
To było naprawdę interesujące. Jednak przeczucie go nie myliło i te niewinne dzieci potrafiły naprawdę wiele.
- Na pewno wasza mama była i jest mądrą kobietą. - zaczął. - Więc nie powiecie mi skąd je macie? Bo o tym, co się dzieje jak twoja siostra się denerwuje już trochę wiemy. - uśmiechnął się delikatnie.
- Mama mówiła tylko, że dobra wróżka nas pobłogosławiła i że te rysunki mają nas chronić... Choć nie zawsze wiadomo jak działają i dlaczego. Nie pomogły nam gdy nas porywali z domu
- Może nie takie było ich przeznaczenie… - rzucił awanturnik. – Myślę, że jeszcze się o tym przekonacie. Jak was zwą w ogóle? Ja jestem Xian, miło mi was poznać. – uśmiechnął się do nich. Nie zamierzał naciskać, te dzieci pewnie i tak wystarczająco dużo przeżyły ostatnio.
- Ja jestem Victor a to moja siostra Daria.
- A więc Victorze, Dario, dzisiaj będziecie nocować tutaj, a jutro postaramy się dowiedzieć, gdzie leży wasza wioska, żebyście mogli spokojnie dotrzeć do domu. - powiedział smokowiec. - I bez żadnych sprzeciwów! Mimo że posiadacie naprawdę ciekawe zdolności, to nie pozwolę żebyście tułali się po nocy sami. Nie jest tu bezpiecznie o tej porze. - Xian wyjął z plecaka koc i podał go Victorowi. - Opatulcie się nim, jest na tyle duży, że starczy dla was obojga i siadajcie przy ognisku. Zaraz wygrzebię dla was coś normalnego do zjedzenia.

Victor owinął siebie i siostrę kocem, po czym zasiedli przy ognisku naprzeciw smokowca i zaczęli zajadać się wygrzebanymi z torby sucharami. Może to nie było królewskie jedzenie, ale dzieciaki nie miały nic przeciwko i szybko pochłaniały kolejne porcje. Nie minął kwadrans, jak zasnęły mocno, więc i Xian ułożył się tuż obok paleniska. Ciekawy dzień i jeszcze ciekawszy wieczór sprawiły, że i on szybko oddał się w ręce Pani Snów.

* * *


Noc minęła szybko i nad wyraz spokojnie, a zanim wojownik przygotował śniadanie wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego ciało w dobrej kondycji. Wiedział, że niedźwiedzia siła nie bierze się znikąd, zwłaszcza gdy co wioska chleje się na umór i je tłuste potrawy. Przygotował śniadanie, po którym cała trójka wyruszyła w dalszą drogę.

Pogoda była naprawdę ładna – świeciło słońce a od czasu do czasu wiał lekki, orzeźwiający wietrzyk. Jadąc traktem mijali lasy rozciągające się po obu stronach szlaku a także pola i polany usłane wysoką trawą. Mniej więcej koło południa zawitali do małej wioski na którą składało się kilkanaście domów otoczonych drewnianą palisadą. Xian zamierzał zajechać do najbliższej karczmy i zapytać się o Mideltrak, wioskę skąd pochodziły dzieciaki. Podświadomie czuł, że czeka go z nimi jeszcze wiele niespodzianek…
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 22-10-2009, 22:19   #147
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Weszli do Starożytnego Lasu. Ostrożnie posuwali się ku sercu kniei, zgodnie z ostrzeżeniami Głowy Mistrza He. Było to o tyle trudne, że przez las nie prowadziła żadna droga czy trakt. Nie było widać jakichkolwiek ścieżek wydeptanych przez zwierzęta albo mieszkańców Lasu. Panowała całkowita cisza, nie przerywana świergotem ptaków ani bzyczeniem owadów, których powinno być tutaj mnóstwo. Mistrz He oświadczył, że podczas swojej wizyty w Lesie, sytuacja tutaj była zgoła inna.

To nie wróży nic dobrego – ocenił w myślach Guun. Najwidoczniej nie jesteśmy tutaj mile widziani. W końcu nikt nas nie zapraszał, jesteśmy intruzami. Na czarne serce Zurry! Las mnie nie odstraszy. Nie straszne mi jego mroczne ostępy ani tajemniczy mieszkańcy...

Wewnętrzne podnoszenie się na duchu przerwał Guunowi Thrud, który dał sygnał do zatrzymania się. Sam położył się i zaczał czołgać. Po chwili zniknął w pobliskich krzakach. Zurro! Jak dobrze, że postawiłeś tego barbarzyńcę na mojej drodze. W jego cieniu czuję się bezpieczniej. Dobrze mieć takiego towarzysza, chociażby na chwilę. Bo nie łudźmy się, gdy zdobędę to czego potrzebuję, on będzie zbędny. Mógłby zapragnąć Korony dla siebie. W odpowiednim czasie muszę go usunąć. A może on się do mnie przyłączył bo też jest poszukiwaczem? Guun zasępił się i czekał na powrót olbrzyma. Ten wrócił po chwili i poprosił badacza o podążenie za sobą. Weszli na niewielką polankę. Cuchnęło padliną. To co Guun ujrzał na trawie przyprawiło go o mdłości. Porozrywane truchło jelenia rozwleczone było po całej porośniętej trawą łączce, już nie zielonej a czerwonej od rozbryzganej wszędzie krwi.

Gdy tak stali ich uszu dobiegł wrzask. Wysoki i wibrujący krzyk zarzynanego człowieka dobiegający z miejsca, w którym pozostali niewolnicy i wielbłądy. Zurro! A cóż to było? – w oczach Guuna pojawiło się przerażenie. Spojrzał na Thruda. Na jego z pozoru kamiennej i niewzruszonej twarzy również pojawił się cień strachu. Badacz zrobił krok w kierunku otwartej przestrzeni przed sobą i zamarł. Kątem oka dostrzegł cień. Coś opadło z drzewa po jego lewej stronie. Odwrócił się w tym kierunku i równocześnie usłyszał jak Thrud klnie. Kształtów spadających a raczej zeskakujących z drzew było więcej. Zostali otoczeni przez napastników. Sześć człekokształtnych istot stojących wokół nich uniemożliwiało ucieczkę. Ich wrogowie byli niemal tak wysocy jak Thrud i równie muskularnie zbudowani, z tą różnicą że porośnięci byli gęstym futrem, mieli wielkie pazury i wilcze głowy. Z ich zaślinionych pysków dobywał się niski, złowieszczy warkot.

- No wilczki, chodźcie do wujaszka! – zakrzyknął Thrud wymachując wielkim toporem. Jego strach znikł. Pewnie wynikał z tego, że nie wiedział z jakim przeciwnikiem ma do czynienia. Teraz stojąc w obliczu materialnego i mającego niewielką przewagę liczebną wroga odzyskał cały swój animusz.

Natomiast Guun się bał. Bał się, że jego szczęście się skończyło. Że nie zdobędzie upragnionego artefaktu. Że nie zapanuje nad całym światem. I że umrze bezbronny. Nie łudził się, co do wyniku starcia. Może Thrud zabije trzech, może czterech i co potem. Rozerwą ich jak tego jelenia. Gdyby tylko mógł pomóc barbarzyńcy. Ścisnął kurczowo trzymaną w rękach laskę, jakby chcąc się zasłonić marnym patykiem przed szponami i pazurami napastników. I nagle go olśniło.

Wilkostwory rzuciły się na nich. Czterech na barbarzyńcę, najwidoczniej uznając że jest groźniejszym przeciwnikiem. Dwóch skoczyło na Guuna. Ten opuścił kostur tak, że będący zwieńczeniem niebieski kryształ znajdował się na wysokości szarżujących wrogów.
Yaha Arall Tha! – krzyknął Guun, przywołując moc Promethiona Czerwonej Paszczy, zaklętą w lasce.



Kryształ zajarzył się intensywniej i w ogłuszającym huku pojawiła się na jego miejscu potężna smocza głowa, z jarzącymi się oczami. Smok zaryczał i w kierunku napastników popłynęła gorąca fala płomieni. Objęła ich całych, jak również pobliskie krzaki i drzewa. Nic nie przetrwało ognistego inferno. Z przerażającym wrzaskiem wilkostwory zostały unicestwione, nie pozostało po nich nic, nawet popiół.
Zurro! Niezłe - Guun był w szoku. Nie spodziewał się takiego efektu. Spojrzał z podziwem na kostur. Kryształ wyblakł i zgasł a napisy zniknęły. Teraz magiczna laska mogła służyć jedynie do podpierania się lub rozgrzebywania ściółki, w poszukiwaniu grzybów.

W tym czasie Thrud zarąbał dwóch napastników a pozostałych trzymał na długość topora, którego ostrze zataczało błyszczące półkola. Jeden z napastników wyczuł moment i zanurkował pod ostrzem, starając się dosięgnąć nóg barbarzyńcy. Nie docenił jednak jego kunsztu walki. Thrud zwinął się i opuścił broń na barki wilkostwora. Topór z mlaśnięciem ugrzązł głęboko w ciele, a z rany trysnęła krew. Tym razem zaatakował drugi. Skoczył na wyrywającego broń z trupa barbarzyńcę i powalił go na ziemię. Przeturlali się kilka metrów po zeschłych liściach, zatrzymując się w końcu na pniu zwalonego drzewa. Wilkostwór na górze, starający się dosięgnąć swoimi szczękami krtani rozpaczliwie wyrywającego się i wijącego Thruda. Guun przyskoczył i bezużytecznym już kosturem zdzielił wilka w potylicę. Ten rozluźnił chwyt i Thrud zrzucił go z siebie. Wilkostwór upadł a Thrud potężnym kopniakiem zgruchotał mu czaszkę.

- No to po sprawie – orzekł barbarzyńca zacierając ręce i rozglądając się w poszukiwaniu swojej broni. Jednak momentalnie mina mu zrzedła. Guun spojrzał w tym samym kierunku. Zurro! To koniec – za sobą mieli płonący od smoczego podmuchu las a przed sobą kilkanaście wyłaniających się spomiędzy drzew wilkostworów. Idący na przedzie potężny osobnik o szarym futrze uniósł łeb i zawył przeciągle. Na ten sygnał horda rzuciła się w stronę dwóch mężczyzn. Ci mocniej ścisnęli broń.
- Veyaraaaaaaaaaaaan! – usłyszeli nagle spomiędzy drzew, gdy napastnicy byli zaledwie parę kroków od nich. W kierunku wilkostworów posypała się nawałnica czarnych strzał. Kilku padło martwych natychmiast naszpikowanych niczym jeże. Kilku innych wiło się w męczarniach. Pozostałe przy życiu wilkostwory zmieniły kierunek szarży i ruszyły ku nowemu napastnikowi. Owym okazały się ubrane na czarno, zakapturzone istoty z długimi łukami i zakrzywionymi mieczami, które wyjąc wypadły spomiędzy drzew. Starcie nie trwało długo. Zakapturzeni mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Ostatni padł szarofutry przywódca stada wilkostworów.

- Dziękujemy za uratowanie nam życia – Guun odezwał się w stronę, jak mniemał mieszkańców lasu, elfów. Odpowiedziała mu strzała, która ze świstem przeleciała mu obok ucha i utkwiła w pniu pobliskiego drzewa. Thrud, nie zważając na liczbę napastników podniósł topór i warknął ostrzegawczo. Mierzyło do nich z łuków co najmniej dwudziestu strzelców.
- Gav naran! Rzućcie broń i przedstawcie się! Szybko! – tonem nie znoszącym sprzeciwu rozkazał jeden z zakapturzonych.
Tośmy wpadli. Zurro, natchnij mnie abym wyszedł cało z tej opresjiGuun wzniósł oczy ku niebu.
- Jestem ambasador Gunar Gezber – Guun ukłonił się nisko. – I uniżenie proszę o możliwość widzenia się z panem Starożytnego Lasu, waszym potężnym władcą...
 
xeper jest offline  
Stary 24-10-2009, 21:15   #148
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Smokowiec kneblował dłonią dziewczynę, uważając przy tym aby jej nie udusić i z napięciem wpatrywał się w manipulującego przy mechanizmie krasnoluda. Stara Khazadzka formuła otwarcia uśmiechnął się pod nosem Teraz tylko tajemna część zaklęcia... zmrużył oczy i bezgłośnie powtarzał za brodaczem sekretne słowa.
Kiedy płyta odsłoniła wejście do skarbca serce zabiło mu mocniej. Wcale nie potrzebował blasku pochodni aby wyczuć złoto którym wypełniona była komnata. Przyzywało go do siebie, a smocza część jego natury pchała go naprzód, aby już teraz zagarnąć te wspaniałe bogactwa. Zdołał opanować się z trudem I co ja bym z tym zrobił? Przecież na plecach tego nie wyniosę tłumaczył sobie w myślach Trzeba działać rozsądnie, priorytetem jest wydostanie się stąd Spojrzał na zacumowaną nieopodal łódź, na wojowników pilnujących tunelu robala i na wejście do skarbca. Tragarze i ich przywódca nadal przebywali w środku Teraz albo nigdy pomyślał. Na migi pokazał Laurze aby podążała za nim i ruszył schylony między skałami w stronę trapu. Mimo obaw żaden z wartowników nie odwrócił się w ich stronę. Wszyscy wbijali wzrok w ciemność korytarza, czekając na rozkaz przełożonego który zwolniłby ich z posterunku.
Smokowiec rozmyślał o drugiej grupie karłów która z pewnością układały monety w równe stosy, albo w skalnych niszach kładły szczerozłote sztaby... Potrząsnął głową aby pozbyć się tych myśli Spokojnie, jeszcze przyjdzie na to czas.
Szybko wdrapali się na pokład po opuszczonym trapie rozglądając czujnie na boki, ale wyglądało na to iż cała załoga zeszła na ląd. Elrix odetchnął z ulgą wiedząc dobrze że jeden maruder mógł całkowicie pokrzyżować jego plany.
- Chcesz abyśmy zabrali się na gapę ich statkiem? - wyszeptała dziewczyna - Dlaczego nie poprosić ich po prostu o pomoc?
- Uh, jasne - rzucił jej pobłażliwe spojrzenie - Przepraszamy, czy nie zabralibyście nas na swoją łódź, zgubiliśmy się w tych tunelach? - ironizował - Obiecujemy nikomu nie mówić o waszym tajnym skarbcu pełnym złota i kosztowności.
- No dobrze, nie musisz być złośliwy - burknęła trochę obrażona - Miałam z nimi styczność i pamiętam że ich stosunek do złota jest bardzo... smoczy - przerwała zamyślona - Może moglibyśmy się schować pomiędzy tymi skrzyniami? - wskazała - Jeśli przykrylibyśmy się tą plandeką... - przerwał jej cichy świst - Co robisz?
- Dość chowania się po skrzyniach - jaszczurczy wojownik minął ją w biegu do drugiej liny cumującej, którą przeciął niemal tak bezgłośnie jak i pierwszą. Pchany wartkim prądem stateczek zaczął odsuwać się od brzegu. Elrix w ostatniej chwili złapał za deski trapu i z cichym stęknięciem przeniósł go na pokład.
- Mógł narobić hałasu - uśmiechnął się do pobladłej nieco dziewczyny - a teraz biegnij na dziób i ostrzegaj mnie przed wystającymi skałami.
Spoglądał na plażę ponad krawędzią burty, lecz dopiero gdy dotarli do wylotu pieczary usłyszał alarmujące krzyki i na brzegu pojawiła się pomstująca grupka brodaczy. Zaśmiał się parę razy słuchając co bardziej kreatywnych i obrazowych obelg leżąc na dnie łodzi. Lepiej aby nie widzieli kto ich tak bezczelnie pozbawił transportu, a po obciętych linach na pewno się domyślą że to nie był przypadek.
Dopiero gdy drakkar całkiem skrył się w jaskini smokowiec usiadł na ławeczce pewniej chwytając ster. Nie mając wyboru, Laura wpatrywała się w wartki nurt przed dziobem. Po kilku próbach udało się jej odsłonić właściwą pokrywę sztormowej latarni wiszącej na dziobie. Upewniwszy się że w najbliższym czasie nic im nie grozi odwróciła się do swego towarzysza.
- Skąd ci ten pomysł przyszedł do głowy? Przecież skazałeś ich tam na pewną śmierć!
- Eee tam, dadzą sobie radę. Robak jest martwy jak i większość cienistych.
- Zadbałeś o to - dodała ponuro.
- Poza tym - kontynuował niewzruszony - wcale nie muszą wychodzić przez zamek. Minęliśmy całkiem sporo odnóg prowadzących bogowie wiedzą gdzie. Ich rasa radzi sobie pod ziemią lepiej niż smoki, a ja prawie od razu wyczułem powiew wilgoci we właściwym korytarzu.
- Mogą się tak błąkać tygodniami, a my mamy ich wszystkie zapasy!
- Niech się żywią swoim złotem - zarechotał.
- Elrixie! - krzyknęła zgorszona
- Daj spokój, przecież ten cholerny pegaz żył sobie tutaj od wielu miesięcy, jeśli nie lat. Część z tych grzybów które widzieliśmy są jadalne. - zamyślił się na chwilę - no może nie te fosforyzujące które oświetlały grotę ze skarbcem. Te są toksyczne, ale jestem przekonany że oni wiedzą o tym równie dobrze jak ja.
Przez pewien czas płynęli w milczeniu, każde pogrążone we własnych rozmyślaniach. W pewnym momencie Laura wychyliła się do przodu wypatrując czegoś w ciemnościach przed statkiem.
- Coś nie tak? - ocknął się smokowiec.
- Nie jestem pewna - przez chwilę mocowała się z lampą, dopóki nie udało jej się zamknąć przesłon - wydaje mi się że widzę dzienne światło... Czy to możliwe że mieliby swoją skrytkę tak blisko wyjścia?
- To wcale nie była krótka droga Lauro a prąd jest tu naprawdę silny - tłumaczył poprawiając zdrętwiałe dłonie na sterze - Pamiętaj że w drugą stronę musieli ostro wiosłować.
Dziewczyna skinęła głową i wróciła do swoich obserwacji, zadowolona że wreszcie wydostaną się z tych przygnębiających podziemi.
 
MadWolf jest offline  
Stary 28-10-2009, 10:12   #149
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Badacz nadal żył, choć po raz pierwszy od początku tej wyprawy zajrzał śmierci w oczy. Nie zniechęciło go to jednak w żaden sposób. Nadal był zdeterminowany zdobyć Koronę i wiedział, że dopóki starczy mu sił będzie podążał za nią. Teraz stojąc naprzeciwko elfich wojowników, którzy przyczynili się do jego ocalenia znowu odzyskał dawny animusz i pewność siebie.
- Jestem ambasador Gunar Gezber – Guun ukłonił się nisko. – I uniżenie proszę o możliwość widzenia się z panem Starożytnego Lasu, waszym potężnym władcą...
Stojący kilka metrów przed nim przywódca grupy spojrzał mu głęboko w oczy. Guun poczuł jakby wraz z tym spojrzeniem jakby elf wszedł do jego duszy i umysłu. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie, podobne do tego jakie odczuwamy gdy ktoś szpera przy nas w naszych rzeczach, a my nie możemy nic z tym zrobić. Uczucie badania duszy było jednak o wiele bardziej nie przyjemne. Badacz stracił na poczucie czasu i sam dokładnie nie wiedział ile trwało to badawcze spojrzenie.
Gdy elf odwrócił wzrok machnął tylko bez słowa ręką, nakazując podążanie za nim. Badacz spojrzał na Thruda. On także wyglądał jakby ktoś przetrząsał jego duszę. Jednak w przypadku nie zbyt skomplikowanego umysłu barbarzyńcy spustoszenia po badaniu były o wiele większe. Wojownik patrzył przed siebie mętnym wzrokiem i szeptał jakieś słowo w nieznanym Guunowi języku.
Elfy poruszały się po lesie bardzo szybko i Guun musiał się sporo natrudzić by za nimi nadążyć. Maszerujący obok niego wojownik nadal wyglądał na oszołomionego. Badacz zastanawiał się czy Thrud kiedykolwiek odzyska
równowagę psychiczną.
- Stać! - krzyknął nagle elf idący na przodzie kolumny.
Do Guuna podszedł jeden z wojowników i rzekł:
- Wchodzimy teraz do Świętego Gaju. Oddajcie wszelką broń jaką macie przy sobie.
Guun bez chwili zastanowienia oddał magiczną laskę i z obawą spojrzał na barbarzyńcę. Ten jednak oszołomiony także bez sprzeciwu oddał swój wielki topór oraz rzucił na ziemię dwa noże schowane za pasem. Ku zdziwieniu badacza elfy także złożyły swoją broń na trawie i dopiero wtedy przewodnik ruszył dalej.
Przed nimi roztaczał się gęsty las. Wysokie drzewa rosły jedno przy drugim. Ich wysokie korony zasłaniały całe niebo i tylko nieliczne promienie słońca przebijały się przez ich gałęzie. Mech i trawa po której szli kojarzyła się Guunowi z aksamitnie miękkim dywanem, który wręcz otulał stopy. Gęste krzaki pełne były wszelakich jagód i owoców, ale nadal o dziwo było nienaturalnie cicho. Po kilkudziesięciu metrach kolumna zatrzymała się ponownie. Elf stojący na przodzie wzniósł ręce do góry i wypowiedział jakąś formułę. Coś zabłysło białym światłem i Guun został oślepiony na chwilę. Gdy wzrok mu wrócił zobaczył, że znajdują się na niewielkiej idealnie okrągłej polance. Wokół polany usypano niewielki wał, a wewnątrz niego ułożony
kamienie z runicznymi znakami. Na środku polanki siedziała stara elfka o prawie czarnej skórze. Guun od razu spostrzegł, że jest niewidoma. Elfy stanęły dookoła polany przed linią wału, a jeden z nich pchnął Guun na
ścieżkę prowadzącą na środek polany. Badacz rozejrzał się niepewnie, ale nakazujący ruch głowy elf uświadomił mu że nie ma tutaj miejsca na dyskusję.

Badacz ruszył ostrożnie naprzód. Ledwo przekroczył linię wału poczuł jak otacza go bardzo miłe ciepło. Po raz pierwszy od chwili wejścia do Starożytnego Lasu usłyszał ptasi śpiew. Zdziwiony tymi odgłosami zatrzymał się.
- Nie bój się - powiedziała słabym głosem elfka - Podejdź bliżej przybyszu.
Gdy Guun podszedł i zatrzymał się kilka kroków przed kobietą, ta nakazał mu usiąść.
Badacz zajął miejsca na przeciwko elfki i padł na niego blady strach. Spojrzał w pozbawione tęczówek i źrenic mlecznobiałe oczy i poczuł to samo uczucie gdy przeszył go wzrok elfiego wojownika. Teraz jednak uczucie było jeszcze mocniejsze i jeszcze bardziej nieprzyjemne. Kobieta wręcz grzebała w jego
wspomnieniach i myślach. Zobaczył przed oczami sceny ze swojego życia, ujrzał swoje myśli i jedno wielkie pragnienie skryte na samym dnie duszy - ona, ta jedna Korona Władzy. Tylko jej pragnął i tylko jej pożądał. Wiedział doskonale jak bardzo chce zdobyć Koronę, ale gdy ujrzał jak wiele miejsca w jego duszy zajmuje to pragnienie sam się przeraził. Wizje ustały tak samo gwałtownie jak się zaczęły.
- Wiem kim jesteś, jaki jesteś i wiem czego pragniesz - głos starej elfki przywrócił go do rzeczywistości - Wiem to od dawna. Wiedziała to moja prababka, babka i wiem ja. Czekamy na ciebie od wielu lat. I mimo, że
jesteś złym człowiekiem to tylko ty możesz nam teraz pomóc. Przepowiednia się sprawdziła. Zaczęło się od tego że nas władca zachorował. To była tajemnicza choroba, która w krótkim czasie doprowadziła do tego, że został z niego tylko cień dawnej osoby. Nikt nie potrafił ani znaleźć przyczyny choroby, ani lekarstwa na nią. Nie pomagały zioła ani czary. Dopiero wtedy przypomniano sobie o nas. My wiedzieliśmy że to musi nadejść, gdyż tak było zapisane. I wiedzieliśmy, że czeka nas jeszcze wiele gorszych chwil. Nasz władca Quormienthellion Elsandunne wycieńczony chorobą, zapadł w śpiączkę. Gdy zasnął sprawdziła się kolejna część przepowiedni. Najpierw wszystkie zwierzęta i owady zamilkły. W Starożytnym Lesie zapadła kompletna cisza. Ten zagajnik to ostatnie miejsce, gdzie jeszcze można usłyszeć śpiew ptaków. To jednak nie koniec nieszczęść po kilku dniach pojawiły się one. Wilkołaki z Wewnętrznej Krainy. Przepowiednia nie myliła się,
nadszedł mroczny czas dla Starożytnego Lasu. Wilkostwory rozpanoszyły się w lesie i zaczęły walkę z nami o panowanie nad puszczą. O tej chwili jasne było, że tylko ty możesz nas uratować. Przepowiednia mówi dokładnie, że przybysz z gwiazd wyzwoli Starożytny Las od zła.
Zapadła cisza, przerywana tylko od czasu do czasu krótkim ptasim trelem. Guun zastanawiał się nad tym wszystkim. Opuścił głowę, gdyż nie chciał patrzeć w oczy elfki. Milczenie elfiej wiedźmy przedłużało się.
Wyglądało na to, że jej monolog dobiegł końca.
- I czego ode mnie oczekujecie? - zapytał badacz.
- Jeśli pragniesz zdobyć Talizman który jest w posiadaniu naszego władcy, musisz udać się do Krainy Duchów i odnaleźć i przyprowadzić jego duszę z powrotem do naszego świata. Tylko w ten sposób nasz władca może się
obudzić.
- Dlaczego ty albo ktoś inny tego nie uczyni?
- Próbowaliśmy, ale przepowiednia mówi, że tylko przybysz z gwiazd może tego dokonać.
Elfka zamilkła i uniosła w górę glinianą misę.
- Co to?
- To eliksir, dzięki któremu wejdziesz do Krainy Duchów.


Elrix
Laura się nie myliła. Już po kilku chwilach także smokowiec nie miał żadnych wątpliwości, że opuszczają mroczne podziemia. Promienie słoneczne coraz bardziej oświetlały wnętrze jaskini.
- Nareszcie! - krzyknęła Laura, gdy oboje ujrzeli jasną plamę światła sącząca się z wylotu tunelu.
Drakkar wypłynął z jaskini wprost na rozległe jezioro. Tutaj nurt rzeki ginął i rozpływał się w ogromie wody. Zarówno smokowiec jak i Laura stali na łodzi z otwartymi ustami. Żadne z nich nie widziało nigdy tak wielkiej wody. Błękit tafli ciągnął się po horyzont i gdy nie drzewa na odległym brzegu mogliby śmiało powiedzieć, że woda nie ma kresu.
- Niesamowite - szepnęła dziewczyna.
- Tak - westchnął smokowiec.
Jezioro robiło niesamowite wrażenie. Wielka błękitna płaska tafla w której niczym w zwierciadle odbijało się niebo. I ich samotna łódź pośrodku tego bezkresu.
- Dokąd teraz? - spytała po chwili Laura.
Smokowiec rozejrzał się wokół.
- Cóż do brzegu! - zarządził i po chwili dodał - Musisz mi pomóc rozstawić żagiel.
- Ale... ja się na tym nie znam - odparła przerażona.
- Ja też i co z tego. Wiosłować na pewno nie damy rady, a jakoś do brzegu musimy dopłynąć.
Nie zwlekając więcej zabrali się do pracy. Najpierw Elrix wdrapał się na maszt i rozwiązał liny krępujące żagiel. Następnie ześlizgnął się i razem z dziewczyną powoli opuszczali żagiel. Gdy ten już opadł i oni opadli z sił. Praca żeglarska okazała się bardzo męcząca ale trzeba było się zmobilizować do dalszego
wysiłku i spróbować pokierować łodzią, tak by dotarła do brzegu. Smokowiec pomógł najpierw powiązać liny od żagli Laurze, a później zajął się sterem. Kierowanie jednak tak dużą łodzią we dwójkę okazało się jednak bardzo kłopotliwe i bardzo męczące. Dopiero kilka godzina wspólnej pracy zakończyło się sukcesem. Drakkar dobił do brzegu, a wycieńczona dwójka padła na brzegu i łapała ciężko oddech.
- Pamiętaj Elrixie - wysapała Laura - nigdy więcej nie porywaj tak wielkich łodzi.
- Ha ha ha - obruszył się smokowiec - i to się nazywa kobieca wdzięczność. Centaur zabity, ogromny robal pokonany, armia cieni unicestwiona, a i jeszcze wykiwana banda krasnoludów... Ile razy ratowałem ci życie hmmm. A panienka narzeka, że się troszkę zmęczyła.
Laura już chciała zripostować smokowca, ale jej uwagę przykuło coś co pojawiło się na niebie i kłótnia musiała poczekać na lepszy czas.
- Spójrz Elrixie jaki dziwny ptak - dziewczyna wskazała palcem jakiś obiekt na niebie - I jaki duży.
Smokowiec zaczął wpatrywać się w obiekt widoczny na tle zachodzącego słońca. Wyglądał dość nietypowo i tylko na pierwszy rzut oka przypominał ptaka. Na dodatek leciał bardzo niezdarnie. Widać było że latanie to nie jest jego mocna strona. Erix wstał i osłaniając dłońmi oczy obserwował zbliżający się kształt. Dopiero wtedy go olśniło.
- To jakiś latający karzeł! - krzyknął.
- Co?! - spytała z niedowierzaniem.
- Przypatrz się Lauro. Widzisz, że te skrzydła ma przywiązane do rąk.
- Aha... niesamowite prawda.
Człowiek ze sztucznymi skrzydłami zaczął nagle tracić gwałtownie wysokość, a podmuchy wiatru dodatkowo utrudniały mu manewrowanie i miotały nim na wszystkie strony.
- On zaraz spadnie! - krzyknęła Laura.
Dziewczyna wypowiedziała te słowa w złą godzinę, gdyż nie minęło kilka chwil i niebo przebił piskliwy krzyk
- Aaaaaaaaaaaa!!!
A w następnej sekundzie dwójka poszukiwaczy usłyszała trzask łamanych gałęzi, a może i kości, a następnie głuchy huk upadku.
Laura nie czekając na decyzję smokowca wrzuciła się biegiem w tamtą stronę. Elrix zdążył tylko krzyknąć:
- Stój! Nie wiadomo kto to jest! Stój mówię!
Dziewczyna jednak nie posłuchała go i smokowiec musiał ruszyć za nią, wszak to na jej szyi spoczywał Talizman.
Gdy smokowiec dobiegł na miejsce, Laura już badała stan kości lotnika. Jak się okazało był to podstarzały gnom, który na widok smokowca próbował uśmiechnąć się uprzejmie na powitanie. Ból złamanej nogi obmacywanej
przez Laurę sprawił, że uśmiech zmienił się w dziwaczny grymas.
- Nazyywaaam się hyyy Gregggggee
- Może prezentacje zostawimy sobie na później - uciął wysiłki gnoma smokowiec.
Laura nad wyraz dobrze radziła sobie z opatrzeniem rannej nogi. Nie było jednak nic w tym dziwnego biorąc pod uwagę jej akrobatyczny charakter jej pracy i częstotliwość występowania takich kontuzji.
Gdy sprawa opatrunku ran i usztywnienia nogi była już za nimi smokowiec zajął się rozpaleniem ogniska i przygotowaniem strawy. Na szczęście w uprowadzonym drakkarze znaleźli sporych rozmiarów beczkę z peklowanym
mięsem i dwie beczułki piwa. Tak zaopatrzeni usiedli przy ogniu i wsłuchali się w opowieść gnoma.
- Zacznijmy od tego, że bardzo wam dziękuję. I to obojgu. - karzeł uśmiechnął się przymilnie w stronę smokowca - Nie często spotyka się życzliwych ludzi, zwłaszcza w tych stronach. Tym bardziej jestem wdzięczny.
- Nie ma za co - odparła Laura - Trzeba sobie pomagać, prawda. - spojrzała wymownie na smokowca.
- O tak, tak, tak - rzekł Elrix wbijając zęby w swój kawałek mięsa.
- Dobra z ciebie dziewczyna, a ten kawaler ma wielkie szczęście że ma cię przy boku.
- Jakoś mało to docenia.
Smokowiec tylko spojrzał przymrużonymi oczyma na dziewczynę. Nie zamierzał kłócić się z nią przy obcym.
- Z tego wszystkiego nie przedstawiłem się. Nazywam się Greg Frederiks i jestem wynalazcą.
- O! - pisnęła Laura - I te skrzydła pewnie są twoim dziełem?
- Tak - odparł z dumą gnom.
- Raczej mało udanym - zakpił Elrix.
- Cóż jest on jeszcze w fazie prób, ale muszę się pochwalić że przeleciałem na nich przez całe jezioro.
- Mieszkasz na drugim brzegu? - spytała Laura.
Widać było że postać gnoma wynalazcy strasznie jej imponuje.
- Tak, w starej wieży która ponoć była częścią zamku który należał do smoka - gnom ostatnią część zdania wypowiedział prawie szeptem, gdyż w porę spostrzegł się że tuż obok siedzi przedstawiciel rasy blisko spokrewnionej z wielkimi gadami.
- To naprawdę niesamowite - zapiszczała Laura - Elrixie musimy zobaczyć tę wieżę, a przy okazji pomóc Gregowi dostać się do domu. Sam nie da sobie rady. Pomożemy mu, prawda?
- Prześpię się z tym - odparł chłodno smokowiec nakrywając się kocem i układając do snu.


Xian
Smokowiec wstał skoro świt i naprędce przygotował śniadanie dla siebie i dzieci. Gdy wszystko było gotowe obudził jej i zaprosił do jedzenia.
- Siadajcie
Rodzeństwo usiadło przy tlącym się słabym płomieniem ognisku. Szybko i ze smakiem pałaszowali przygotowaną przez Xiana potrawkę. Zużył do niej większość swoich zapasów, ale pocieszał się myślą że do wieczora znajdą jakąś wieś i tam się zatrzymają.
Poranek był raczej chłodny i po posiłku smokowiec zarządził wyjazd. Szybko spakował swój dobytek na Marcala po czym sam wskoczył na siodło. Dzieci także wsiadły na konia. Daria usiadł przed smokowce, a Victor za jego plecami obejmując go wpół.
Ruszyli przed siebie, Xian kierując się swoim przeczuciem skierował się na wschód. Wiał chłodny wiatr i zaczynał siąpić delikatny deszczyk. Nie była to może idealna pogoda na wędrówkę, ale zawsze mogło być gorzej - pocieszał się Xian.
I niestety było z każdą minutą i godziną deszcz przybierał na sile. Koło południa przerodził się już w sporą ulewę. Rodzeństwo trzęsąc się z zimna, wtulało się w smokowca próbując choć trochę się ogrzać. Na domiar złego wokół nie było miejsca gdzie można było by się schować. Tylko płaskie wzgórza i pagórki i żadnego śladu jakieś wioski czy osady. Nie było wyjścia i trzeba było jechać dalej naprzód.
Dopiero kolejna godzina marszu przyniosła odrobiną nadziei. Zjeżdżając ze wzgórza smokowiec zauważył, że w oddali zarys trzech chat ustawionych obok siebie. Nie było to może czego oczekiwał, ale w tej sytuacji ucieszył się i na ten widok. Pognał Marcala i ruszył w kierunku zabudowań. Im bliżej jednak nich był tym bardziej rosły jego podejrzenia, że chaty są prawdopodobnie opuszczone. Nic nie wskazywało na to, że są tam jacyś ludzie.
Smokowiec wjeżdżając pomiędzy chaty rozglądał się uważnie. Coś było niepokojącego w tych trzech domach ustawionych na pustkowiu. Zajrzał do okien kolejnych domów, ale wszędzie ujrzał tą samą ciemność.
- Nie dobrze - mruknął pod nosem Xian.
- Co nie dobrze? - spytał chłopiec.
- Nie nic. - uspokoił go od razu - Zsiadajcie zatrzymamy się tutaj.
Pomógł dzieciom zejść a sam przywiązał Marcala do palika przed chatą i okrył go gruby pledem. Razem z rodzeństwem wszedł do środek. Dom był opuszczony co natychmiast rzucało się w czy. Poprzewracane i połamane
krzesła, rozgrzebane i od dawna nie używane palenisko i grube pajęczyny w zwisające z belek stropowych.
- Usiądźcie - nakazał dzieciom wskazując drewnianą ławę pod ścianą - Ja zajmę się rozpaleniem ogniem.
Smokowiec przykucnął przy palenisku i zaczął wygarniać popiół. Nagle usłyszał przeraźliwy pisk dziewczynki.
- Aaaaaaaa!
Odwrócił się i zobaczył jak przestraszona Daria wtula się w brata a jej dłonie lśnią bladym zielonym światłem. Victor zasłonił jej oczy i szeptał uspokajające słowa. Smokowiec spojrzał w ciemny kąt chaty. Siedział tam jakiś człowiek owinięty szczelnie kocem. Wyglądało na to, że jeden z mieszkańców jednak jest w domu tyle że martwy.
Smokowiec odsunął dzieci na bok a sam podszedł do mężczyzny. Gdy Xian zbliżył się poczuł zapach mokrej odzieży i chrapliwy oddech.
- Jednak żyje - pomyślał.
Podszedł jeszcze bliżej i nachylił się nad mężczyzną. Gdy smokowiec był już tuż przy nim, ten uniósł głowę i Xian ujrzał przez chwilę jego płonące dziwny blaskiem oczy.

Po chwili oczy obcego wróciły do normy i teraz patrzył on na smokowca niebieskim oczyma. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale i tak smokowiec poczuł oddech grozy na plecach.
Nieznajomy oddychał ciężko i widać było że zbiera siły by coś powiedzieć.
- Pomooo.... - zdołał tylko wyjęczeć, po czym upadł zemdlony na ziemię.
Smokowiec już miał podejść do niego i podnieść go ale zatrzymał się wpół kroku, gdyż ujrzał coś co go powstrzymało. Spod koc którym był okryty nieznajomy wypadło dwie ucięte i wysuszone dłonie połączone żelaznym łańcuchem. Leżały one teraz obok zemdlonego mężczyzny.



Lucius Severus Tezric Malvus von Dorn Und Gharndorf - wampir arystokrata
Lucjusz siedział przy karczemnym stole i raczył się tutejszym winem. Nie był to może trunek wyborny, ale jak na standardy tej okolicy całkiem niezły. W ostatnich dniach wampir odwiedził kilka karczm na tym szlaku i ta prezentowała się najlepiej. Zarówno jeżeli chodzi o trunki i jadło jak i obsługę. Dwie urocze kelnerki przyciągały nie tylko jego wzrok. Na tą młodszą miał smaka od chwili gdy ją ujrzał. Teraz popijając wino ze swojego kielicha czekał tylko sposobnej chwili, by napełnić go krwią tej piękności.
Sala była wypełniona po brzegi i gwar rozmów niósł się w mrok. Wśród poruszanych tematów dominowały plotki o kolejnych śmiałkach którzy wyruszyli w poszukiwaniu Korony Władzy. Wampir nadstawiał ucha i wyłapywał co ciekawsze historię. Z jego perspektywy wszyscy ci dzielni poszukiwacze byli niewiele warci. Nikt nie miał jego sprytu, umiejętności, charyzmy a przede wszystkim predyspozycji by zdobyć Koronę, a później władać Trzema Krainami. Uśmiechał się więc z przekąsem pod nosem z tych nic wartych śmiałków i ich śmiesznych przygód. On miał już plan i wiedział, że nie musi się śpieszyć, bo Korona jest po prostu jemu przeznaczona.
Właśnie zatopił się w marzeniach o tym co będzie robił jak już włoży Koronę, gdy podszedł do niego karczmarz.
- Wybacz panie, że przeszkadzam ci w odpoczynku, ale posłaniec właśnie przyniósł wiadomość dla ciebie.
- Wiadomość? - zdziwił się Lucjusz.
- Tak, proszę - odparł gospodarz wręczając mu zalakowaną kopertę.
Wampir spojrzał na herb odciśnięty w pieczęci. Widniała na niej uśmiechnięta czaszka.
- Abaghat - pomyślał - Ciekawe jak on mnie tu znalazł i czego chce?
Lucjusz znał upiora od wielu lat, ale nie nazwał by go przyjacielem. Szczerze mówiąc nawet go nie lubił, wręcz przeciwnie każde spotkanie z tym wychudzonym, obleczonym wyschniętą skórą szkieletem napawało go obrzydzeniem. Tym bardziej, że Abaghat zjawiał się tylko gdy czegoś potrzebował lub chciał.
- Dziękuję ci - rzekł w końcu wręczając karczmarzowi napiwek.
Gdy ten się oddalił wampir otworzył kopertę i wczytał się treść listu:

"Witaj przyjacielu!

Przesyłam ci ten list, bo nie mogę pokazać się w karczmie by z Tobą porozmawiać. Dlatego proszę byś to Ty przybył do mnie. Spotkajmy się za pół godziny na wzgórzu za wioską.

Abaghat"

Wampir dopił wino i niechętnie podniósł się i udał się na górę do swoich pokoi. Tam schował kielich do swoich bagaży, krwista uczta musiał niestety poczekać. Następnie założył czarną pelerynę z wysokim, sterczącym kołnierzem i udał się na spotkanie.Noc była ciepła, a księżyc stał już wysoko gdy Lucjusz wdrapał się na wzgórze. Z tej perspektywy wioska wyglądała jak rozrzucone pudełka. Wampir rozglądał się ale nigdzie nie mógł go dostrzec.
- Cholernik jak zwykle się spóźnia - mruknął pod nosem.
- Nie spóźnia, nie spóźnia tylko kryje - usłyszał grobowy głos za sobą.
- Nienawidzę jak to robisz - burknął zdziwiony wampir.
- Wiem - upiór uraczył go swoją karykaturą uśmiechu - i dobrze wiesz, że właśnie dlatego to robię.
- Dobra, dobra. Mów lepiej czego chcesz, nie mam czasu.
- Coś taki w gorącej wodzie kąpany. Tyle lat się nie widzieliśmy, a ty taki nie miły.
- Wiesz jakoś nie tęskniłem za tobą. Mów czego chcesz, bo jeśli to tylko towarzyskie spotkanie to ja się zmywam.
- Czekaj - zatrzymał go upiór - Jest interes do zrobienia.
- No nie - Lucjusz złapał się za głowę - Ja znam te twoje interesy. Nikt na nich nie zyskuje, a wszyscy tracą. Łącznie z tobą.
- Teraz to co innego...
- Zawsze tak mówisz - zripostował wampir.
- Posłuchaj - zaczął ponownie Abaghat - Wieść gminna niesie, że wyruszasz na poszukiwania Korony Władzy...
- Skąd o tym wiesz? - zdziwił się Lucjusz - Nikomu o tym nie mówiłem.
- Ma się swoje sposoby - odparł z dumą upiór.
- A tak poza tym to nie na poszukiwania, tylko jadę ją zdobyć.
- Tylko bez mojej pomocy ci się to nie uda.
Wampir milczał i czekał na dalszy ciąg.
- Tylko ja wiem gdzie możesz zdobyć Talizman - duma i pewność siebie aż promieniowały z wątłego ciała Abaghata.
- Jaki Talizman?
- Jak to? Ruszasz po Koronę Władzy i nie wiesz co to jest Talizman. To amulet, który jest ci niezbędny by przejść przez Dolinę Ognia.
Wampir udawał, że wiedział to od dawna i ta informacja wcale go nie zdziwiła.
- Gdzie jest ten Talizman?
Upiór uśmiechnął się i rzekł:
- A widzisz jesteś zainteresowany.
- Tak, mów gdzie ten Talizman?
- Nie denerwuj się. Sprawa jest prosta. Nie daleko stąd mieszka człowiek, który jest w posiadaniu tego cennego amulety. Sam jednak nie zna jego przeznaczenia i traktuje go jako pamiątkę. Musisz tylko tam wejść i mu go zabrać.
- A ty co z tego będziesz miał? - spytał podejrzliwie Lucjusz.
- I tu jest właśnie pies pogrzebany. Ten gość ukradł coś z mojego grobowca i tu prośba do ciebie byś przy okazji, jak już będziesz u niego, byś zabrał także moją własność.
- Dlaczego sam się tam nie udasz i się z nim nie rozprawisz?
- I tu jest sedno sprawy. Ten człowiek jest strasznie przewrażliwiony na punkcie ciemnych mocy. Boi się duchów, zjaw i upiorów i jego cały dom wymalowany jest znakami ochronnymi. Niestety to za wiele jak dla mnie.
- A wampirów się nie boi?
- Może też ale to nie ważne. Ważne jest to że ty znasz się na tych wszystkich magicznych sztuczkach i dasz sobie radę z jego barierami ochronnymi. Wejdziesz tam zabierzesz mu Talizman i odzyskasz moją szklaną kulę. To jak umowa stoi?
Abaghat wyciągnął swoją kościstą dłoń czekając na uścisk wyrażający zgodę wampira.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 30-10-2009, 01:30   #150
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
No to pięknie – pomyślał Guun. Kraina duchów. Na kły Zurry! Tam mnie jeszcze nie było. Tylko przybysz z gwiazd może nas uratować. Proszę, proszę. Dla kogoś jednak mam jakąś wartość. Czegóż się nie robi dla osiągnięcia zamierzonego celu...

Sięgnął po misę, którą podawała mu elfka. Wziął ją do rąk i zajrzał do środka. Naczynie było wypełnione po brzegi jakąś gęstą, oleistą cieczą. Do tego śmierdzącą. Guun aż się skrzywił. To pewnie jak z lekarstwem – pomyślał. Im gorzej smakuje tym jest skuteczniejsze.
- Czego się mogę spodziewać w Krainie Duchów? – zapytał.
- Dokładnie Ci nie powiem, przybyszu z gwiazd – odparła ślepa elfka. – Ja i mnie podobni czasem wybieramy się tam, jednak stąpamy tylko po samych brzegach tego wymiaru. Jest to miejsce mroczne i posępne. Całe spowite mgłą. Nikt nigdy nie widział co znajduje się w całunie mgły, gdyż duchy, z którymi się kontaktujemy wychodzą do nas i nie pozwalają wejść dalej.
- No toś mi rozjaśniła sytuację – mruknął sarkastycznie Guun. – A jak poznam duszę Waszego władcy? Czymś się wyróżnia spośród innych duchów?
- Patrz uważnie – powiedziała elfka i zaczęła cicho nucić. Po chwili przed oczami Guuna, na powierzchni eliksiru w misie, pojawiła się twarz. Blade i rozmyte oblicze elfa o czerwonych oczach.



Wizja trwała tylko sekundę i w misie znów była tylko oleista ciecz.
- To był on. Quormienthellion Elsandunne – w głosie starej elfki słychać było szacunek i smutek. – A teraz ruszaj!
- Zaraz, zaraz. A jaką mam pewność, że jak przyprowadzę Waszego władcę z powrotem do świata żywych to oddacie mi Talizman? Co więcej, czy ujdę z życiem? I co stanie się z moim kompanem, Thrudem? – Guun znów podniósł misę do ust, jednak cofnął ją w ostatniej chwili.
- Tyle pytań a żadnych odpowiedzi – filozoficznie odpowiedziała kobieta. – Nie masz pewności... Ale skoro przepowiednia mówi o Tobie to znaczy, że jesteś w pewien sposób wyjątkowy, czyż nie? A wyjątkowych ludzi się po prostu, ot tak, nie zabija. W Twoim przypadku okażemy Ci wdzięczność. Ujdziesz z życiem i być może z Talizmanem. To już zależy od Quormienthelliona. A teraz ruszaj!

Guun chciał powiedzieć coś jeszcze ale w tonie elfki było coś takiego, co spowodowało że ugryzł się w język. W końcu wypił miksturę. Jednym haustem ale i tak przyprawiło go to o mdłości. Ciecz miała nieokreślony, trudny do zidentyfikowania smak.
Cóż, postawiono mnie w sytuacji nie do pozazdroszczenia – pomyślał, gdy eliksir rozlewał się zimnem po jego ciele. Nawet nie wiem czy wyjdę z niej żywy. Zurro! Miej mnie w opiece. To wszystko sprawka tego przeklętego Mefistofelesa. On wiedział co mnie tu czeka. Ale nie dostanie tak łatwo mojej duszy. Sprowadzę elfa z powrotem do krainy żywych i zdobędę Talizman!

Chłód wypełniający wnętrzności Guuna stawał się coraz dotkliwszy. Poczuł, że ma dreszcze i szczękają mu zęby. Równocześnie elfka, kamienny krąg, polana i zgromadzone wokół elfy stawały się coraz bardziej rozmazane i wyblakłe. W końcu zimno było tak wielkie, że Guun zaczął krzyczeć z bólu. Czuł, że zamarza. Wszystko wokół wyblakło i w końcu przed oczami miał tylko kłęby ciemnej mgły.
Zimno nagle ustąpiło. Otworzył oczy i rozejrzał się wokół siebie. Stał na polanie, jednak obok niego nie było nikogo. Trawa nie była zielona tylko szara, tak samo jak majaczące we mgle kontury drzew. Widział na nie więcej niż dziesięć kroków. Panowała niezmącona niczym cisza i bezruch.



Guun zrobił kilka kroków na przód, między drzewa. Nie wiedział gdzie jest ani jakim kierunku udać się na poszukiwanie ducha elfiego władcy. W takiej sytuacji najlepiej iść przed siebie – orzekł w myślach i zagłębił się między drzewa. Po kilkunastu krokach zorientował się, że jest obserwowany. Obejrzał się ale nie zauważył nikogo.
- Przybywam w pokoju. Mam interes – krzyknął w pustkę. Odpowiedział mu delikatny powiew wiatru, a mgła poruszyła się.
- Wiem, że w tej krainie znajduje się dusza elfiego króla Starożytnego Lasu, Quormienthelliona Elsandunne. Moje życie zależy od spotkania się z nim. Zaprowadźcie mnie do niego, proszę – Guun starał się aby jego głos brzmiał błagalnie, ale nie wiedział czy duchy to wyczują czy też może zorientują się, że blefuje. W każdym razie mgła zaczęła wirować wokół niego i usłyszał dobiegające z niej niezrozumiałe szepty. Nadal nie wiedział gdzie iść, więc szedł prosto przed siebie, licząc na to, że ten kierunek jest właściwy.
Nie wiedział jak długo idzie. Nie miał poczucia upływającego czasu. W końcu wirująca wokół niego mgła rozrzedziła się nieco i ujrzał postać siedzącą na kamieniu.



Była to kobieta, ubrana w długą białą suknię. Cała jej sylwetka była na wpół przezroczysta, a kontury rozmazana i drgające. Gdy Guun podszedł na kilka kroków, podniosła się z kamienia i spojrzała w jego stronę, unosząc rękę w geście powitania.
- Witaj wśród duchów, człowieku z krwi i kości. Co za sprawa sprowadza Cię do naszej krainy? – zapytała kobieta. Jej głos był niczym szept dobiegający z głębi grobowca. – Wielce ryzykujesz przybywając tutaj. Mów szybko i niech będzie to coś naprawdę ważnego, gdyż inaczej pozostaniesz tu na wieki!

Guun zadrżał. Powiem wprost, nie będę ich okłamywał. Życie mi miłe a Korona czeka.
- Przyszedłem po przeklętą duszę elfiego króla ze Starożytnego Lasu. Jego królestwo umiera i musi wrócić aby poprowadzić swój lud do boju. A poza tym ma coś co jest mi niezbędne. Jak go uratuję to otrzymam tą rzecz – odpowiedział Guun.
- Prawdę mówisz... Częściowo... – duch przyglądał się przez długi czas badaczowi. – Doceniam Twoją szczerość. Jednak to nie wystarczy abyśmy uwolnili Quormienthelliona. Musisz pozostawić coś w zamian. Coś równie cennego jak jego dusza... Wiesz co mam na myśli?

Duszę! Oni chcą moją duszę w zamian za ducha elfiego władcy. Nie! Nie zrobię tego po raz drugi. Układ z Mefisto odwlekł się nieco w czasie, nie wiem czy oni odebraliby moją duszę od razu. Poza tym nie da się chyba sprzedać duszy dwa razy.

- Niestety nie mogę się na to zgodzić – odpowiedział ostrożnie. – Moja dusza należy do kogoś innego...
- Więc nici z umowy. Odejdź! – zakrzyknął duch i mgła znów zaczęła się kłębić wokół Guuna. Zrób coś! Zurro, natchnij mnie swą mądrością! Nie mogę wrócić bez ducha elfa. Muszę mieć Talizman! Muszę żyć! Jak wrócę bez elfa to mnie zabiją...
- Oddam Wam duszę, ale nie moją – powiedział i odwiązał od pasa głowę Mistrza He. – Jego duch należy do mnie i mogę nim dowolnie dysponować. Jest Wasz!
Rzucił głowę pod nogi kobiety. Ta swoją niematerialną ręką chwyciła głowę i podniosła na wysokość oczu. Mistrz He mrugnął i jęknął.
- Nieeeeeeeeeeeeeeee! Nie możesz mnie tu zostawić! Bądź przeklęty! – zaczął krzyczeć, jednak kobieta machnęła mu przed oczami ręką i głowa zamarła.
- Doskonale. Duch za ducha. Wróć teraz na skraj naszej krainy. Elf będzie tam na Ciebie czekał...
- A jak wrócę do krainy żywych? – spytał Guun zaniepokojony. Nie miał żadnego eliksiru, który umożliwiłby mu podróż powrotną do Lasu.
- Wystarczy, że zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie polanę, z której tu przybyłeś. Żegnaj – mgła otuliła ducha kobiety a Guun odwrócił się na pięcie i w eskorcie szepczącego obłoku wrócił na skraj Krainy Duchów.
Rzeczywiście, tak jak powiedziała kobieta, stał tam wysoki elfi mężczyzna, dokładnie taki jakiego Guun widział w misie.
- Ty jesteś król Quormienthellion? – zapytał Guun retorycznie.
- Nie – padła odpowiedź. Badacz rozdziawił ze zdziwienia usta. – Jestem jego duchem... Wracajmy, proszę. Zabierz mnie z powrotem do świata żywych.
- Nie – tym razem powiedział Guun, a duch elfa spojrzał na niego zaskoczony. – Jeszcze nie. Mam kilka warunków. Słuchaj uważnie, elfie. Po pierwsze chcę wyjść żywy i w całości z Twojego królestwa. Po drugie oddasz mi Talizman. Potrzebuję go aby zdobyć Koronę. Nie bój się, jak ją zdobędę to wyniosę się z tego świata. Po trzecie chcę aby mój towarzysz, Thrud również został puszczony wolno. Jeśli się zgadzasz na te warunki to wracamy. Jeśli chociaż jeden Ci nie pasuje to niestety żegnam i wracam sam. Więc jak?
Elf wysłuchał przemowy Guuna, kiwając głową. Gdy badacz skończył mówić duch wyciągnął do niego prawicę.
- Dobrze. Zgadzam się na wszystko. Wracajmy – uścisnęli sobie dłonie i Guun zamknął oczy, wyobrażając sobie polanę.

Tym razem zimno nie było tak przenikliwe. Już po chwili stał wśród zieleni, wewnątrz kamiennego kręgu. Elfy z wyczekiwaniem wpatrywały się w niego.
- Wasz król wrócił do Starożytnego Lasu – powiedział Guun. – Teraz zabierzcie mnie do niego.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172