Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2009, 17:34   #131
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Zico!
- Tak poruczniku?
- Co byś powiedział na małe rozprostowanie nóg?
- Nie bardzo rozumiem?
- Pokażemy tym nowicjuszom jak to się robi w Morkoth?
- Sir! Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł!
- Bo?
- Vire, może mieć pewne obiekcje…
- Jeśli jedyną osobą, która Cię powstrzymuje jest Vire, zacznij standardowe działania. Ostrzelajcie ich i zacznijcie się cofać, ostrzeliwując gdyby Was zaatakowali. Kapłana biorę na siebie.
- Rozkaz!
- Jeszcze jedno.
- Tak?
- Zdejmijcie groty z bełtów. Chcę ich nastraszyć, nie pozabijać… przynajmniej nie wszystkich.

<brzdęk>
- Co jest?
<brzdęk>
-Au!
<brzdęk>
- Zico! Bieżcie ich!

***

Zdecydowaliście się na zwiad, poprzez wysłanie co bardziej głośniejszych do przodu. Pomysł bardzo ciekawy i mający nawet pewne szanse powodzenia (szczególnie dla tych pozostających z tyłu). Jar zdawać się mogło, był bardzo dobrym miejscem do tego aby po pierwsze zorganizować zasadzkę… ale i aby w sytuacji tego wymagającej dobrze się bronić. Wąskie gardło i niewielkie możliwości manewrowania dawały szansę, aby niewielu mogło przez dłuższy czas odpierać ataki przeważającej siły wroga.
Cóż.. .na całe szczęście jeszcze wroga nie widzieliście, jeszcze nie musieliście się bronić… jeszcze wszystko wyglądało łatwo. Czy miało się to w niedługim czasie zmienić?

<brzdęk>
Uthgor Znalazłeś rewelacyjny sposób na zabicie nudy. Nie ma to jak odrobina… no właśnie czego? Mała rzecz, a cieszy. Ot odbijasz sobie po prostu kamienie, które to lotem parabolicznym podążają to w prawo to w lewo. Jesteś pewien, że nigdy koło żadnej z tych paraboli nie stałeś nawet… tym niemniej wygląda to na dobrą zabawę. Zabawa staje się być jeszcze lepszą, gdy co i raz jakiś kamień zadzwoni o pancerz, durszlak lub inny przedmiot jakiegoś kompana z drużyny… Najlepszą zabawa jest jednak, gdy kamień trafi w inne, bardziej miękkie części ciała.
<brzdęk>
<brzdęk>
<brzdęk>
Dobra? Czemu kamienie, które posłałeś w kierunku lasu spadając wydaję metaliczny odgłos?

Civril
Źródło energii, które wyczuwałeś niknie. Może było to spowodowane zakończeniem jakiegoś zaklęcia, może ma to coś wspólnego z tymi kamieniami, latającymi to w prawo to w lewo… pewien raczej nie jesteś. Wiesz jednak, że prócz istot wyczuwanych wcześniej, teraz pojawiły się dodatkowo nowe… te są inne. Jakby martwe.
<brzdęk>

Taki
Podążasz wraz ze zwiadem. Ponoć najciemniej jest zawsze pod latarnią. Może zatem najciężej zarobić guza, gdy jesteś najbliżej takiej możliwości?
YouTube - Dire Straits Money For Nothing
<sztyrrrrrr…..>
Usłyszałeś odgłos jaki wydaje zwalniana cięciwa kuszy, a następnie ten charakterystyczny odgłos świszczących lotek… Uderzenie w żołądek. Ból. Matka Ziemia bardzo szybko podążyła na Twe spotkanie. Padasz. Opanowujesz oddech. Łapiesz odruchowo za brzuch. Jesteś przekonany, że (co najmniej) ten przeklęty wynalazek karłów uderzył Cię przed kilkoma chwilami w brzuch… ale rany nie ma. No może poza siniakiem, który na pewno za chwil parę się pojawi.
Obok leży bełt z kuszy. Ktoś zdjął z niego grot!

Kashyyk
<sztyrrrrrr…..>
Zanim zdążyłeś zauważyć cokolwiek, cios którego siła mogła rywalizować jedynie z którymś z Twoich przodków powala Cię na ziemię. Objęcia Morfeusza przyjmują Cię z radością. Tracisz przytomność.

Zank
Doooobra! Coś się dzieje. Najpierw ten duży zielony zaczął ciskać kamieniami do lasu, teraz z lasu zaczynają wracać szypy… hm… zastanawiający. Pewnie zastanawiał byś się nad tym dłużej, ale te szyby zaczynają spadać niebezpiecznie blisko Ciebie….

Sashivei, Cyvril
Nie ma to jak banda ograniczonych intelektualnie towarzyszy. Niby zaczęli działaś jak zespół. Niby zaczęli już w jakiś zgrabny sposób się organizować… a tu masz!
<brzdęk>
Kamienie zaczynają latać Wam nad głowami.
Może uszło by to Waszej uwadze, może skończyło by się jedynie jakimś upomnieniem dla tego dużego, głupiego… ale nie…
<sztyrrrrrr…..>
Z lasu zaczynają wracać bełty.
Dwa z nich trafiły trola, jeden goblina. Co dziwne goblin wstaje. Trol leży… chyba śpi.

Uthgor
Ale jazda! Nie dość, że miałeś zabawę z kamieniami ciskanymi w las… to teraz las zaczął ciskać w Was… zabawa na całego.
Uwagę Twoją przykuwa pewien jegomość zgrabnie wybiegający z lasu. Sam! Jeden! Przeciw Wam! Idiota!
WOW fanart: Orc Death Knight by ~dwinbotp on deviantART
Dobra! To jeden z orków, tego jesteś pewien. Nie ma na sobie płyt, nie ma ciężkiego pancerza. Ot jakieś elementy różnych zbroi umieszczone w co bardziej strategicznych miejscach. Wyglądał by na amatora, gdyby nie to w jaki sposób dzierży oręż. Postąpił kilka kroków, uniósł ostrze miecza. Wskazał na Ciebie!
- LOPTAR!!!
No w końcu! Coś dla prawdziwego wojownika! Nie jakieś tam fafarafienie, czarusiowanie, czy inne znęcanie się nad kozami. Ty, twój oręż. Przeciwnik i jego stal… Krew i stal! Honorowy (no prawie) pojedynek! To jest to!

Wszyscy
Podsumowując. Zaatakowaliście (nie świadomie) las, który odpowiedział ogniem. Dodatkowo przed Wami, pojawił się jakiś nie bardzo normalny i nie bardzo rozpoznawalny (z daleka) Zielony, który właśnie zdecydował się popełnić samobójstwo i zaatakował Waszego czołowego rębajłę. Z lasu na razie nikt więcej się nie pojawia…

Ghardul
Dlaczego Twój ojciec Was atakuje?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 03-12-2009, 21:24   #132
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Elfi zabójca, czy może raczej samobójca który odważył włamać się do pokoju pełnego samotnych i smutnych zielonoskórych nie sprawił większych problemów. Ot, poderżnął gardło goblinowi którego imienia Ghardul nie raczył nawet zapamiętać po czym był zmuszony ugiąć się przed siłą ich Watahy. Co prawda wychudzenie i dość szybkie reakcje pozwoliły elfowi uniknąć utraty ręki w wyniku ataku warga, to jednak nic już nie mogło go uratować przed siłą szamana. Irytacja spowodowana ostatnimi wydarzeniami i postawą pozostałych była w tej sytuacji bardzo korzystna, gdyż co złośliwsze duchy już wcześniej czaiły się na granicy pomiędzy światami. Nic nie sprawiało im większej przyjemności niż wyrządzenie szkody jakiemuś żyjącemu, a zdenerwowany szaman był doskonałym wsparciem w realizacji tych zamiarów. Wystarczyło więc powiedzieć, że elf był bez szans. Amulet szamana zapłonął zielonym światłem, a elfa momentalnie dopadły drgawki wywołanej przez Ghardula padaczki. Szaman zastanawiał się co zafundować mu jako następne gdy suchy trzask zderzenia drewna oraz ukrytej pod niewielką warstwą skóry kości poinformował go, że ktoś oberwał. Dość głuchy odgłos uświadomił go, że osobnik ten musiał przynależeć do rasy elfów. I faktycznie, zabójca osunął się bez przytomności na podłogę

Ghardul odwrócił się do swojego przyjaciela i zobaczył, że ten już przeszukuje swoją torbę z wesołymi akcesoriami. Ork spodziewał się niezłej zabawy w obserwowaniu co też jego towarzysz zaplanował dla elfa, gdy do pokoju wszedł bladolicy. Ot tak, wparował do ich pokoju gdy tylko usłyszał że odgłosy walki ustały. Ghardul, choć zajęty walką nie sprawdził tego był gotów się założyć że w jej trakcie wielki mag siedział pod łóżkiem płacząc ze strachu. No cóż, elfy już takie były. Nie można było ich obwiniać za to, jakimi się urodziły. Na dodatek jak pospolity złodziejaszek przywłaszczył sobie łupy. Ghardul zastanawiał się, czy nie przypomnieć mu miejsca jakie powinien zajmować ale uznał że mógłby zostać oskarżony przez resztę o znęcanie się nad bezbronnym. Jednak jego ochota na pozbycie się niepotrzebnego balastu wzrosła znacząco

Civril miał dobre chęci, ale wyszło jak zwykle. Ot, pogadał sobie trochę, dał niezbyt estetyczny popis swojej magii i wyraźnie podnieciwszy się tym przysiadł na jednym z łóżek. Później do roboty zabrał się prawdziwy fachowiec w postaci Takiego i bez całego tego babrania się magią i brudzenia podłogi zdobył pełen pakiet zeznać. Szaman poklepał zadowolony po głowie Zanka, jako że także przyczynił się do zdobycia zeznań. Może i wbrew własnej woli, ale zawsze

- No, już dobrze, nie mazgaj się. Dobrze się spisałeś

Gatunek ludzki zachował się tak, jak było to przewidywalne. Wszyscy w zasięgu odgłosów ich radosnej zabawy uznali, że to nie ich sprawa i sami usiłowali zachowywać się jak najciszej by samemu nie skończyć jako kolejna ofiara. Było im to wybitnie na rękę, choć całe te hałasy i zwracanie na siebie uwagi było Ghardulowi wybitnie nie na rękę. Cóż, przyszło mu jednak opiekować się bandą niekompetentnych półgłówków, z których każdy myślał że jest wybitnie uzdolnionym indywidualistą. Jedynie Taki był w tym towarzystwie rozsądny, natomiast Zank był wyraźnie przydatną osobą. Ork nie narzekałby gdyby mieli załatwić to tylko we trójkę, jednak niestety balast w postaci reszty drużyny miał być prawdopodobnie utrudnieniem by misja nie przebiegała zbyt łatwo. W końcu mieli na niej udowodnić swoją wartość, czyż nie?

W końcu nastał ranek i leniwa banda jakoś zebrała się do drogi. Co prawda każdy szanujący się oddział wyłby z rozpaczy widząc tempo w jakim raczyli wypełznąć z karczmy, jednak ork nie mógł zostawić ich w mieście. Znając życie narobiliby jeszcze więcej szkód w misji. Gdyby ktoś taki jak oni znajdował się w jego plemieniu już dawno zostałby porzucony jako niezdolny do przetrwania. Była to wada cywilizacji: pozwalała przeżywać także słabym osobnikom

Udało im się jakoś dotrzeć na miejsce, gdy zostali zaatakowani. Przynajmniej reszta mogła tak sądzić, gdyż Ghardul od razu rozpoznał swojego ojca, zanim jeszcze pozostali mogli go ujrzeć swoimi niedoskonałymi oczami. Nie informował ich jednak kto to jest, nie chcąc psuć ojcu niespodzianki. Szepnął jedynie Takiemu ,,Swoi" by przypadkiem nie wykorzystał swoich zdolności do zmasakrowania żołnierzy. Wiedział doskonale że Holly ma chore poczucie humoru i może to być jeden z jego słynnych żartów. Ruszył więc spokojnym krokiem, wykorzystując swoją zdolność by nie wejść przypadkiem w tor lotu jakiegoś bełtu w stronę swojego ojca. Miał ochotę go zapytać co to wszystko ma znaczyć. Jeśli któryś z żołnierzy w lesie będzie próbował mu się naprzykrzać to potraktuje go jakże kłopotliwą w pełnej płycie biegunką ot tak, z czystej złośliwości
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 03-12-2009 o 21:27.
Blacker jest offline  
Stary 07-12-2009, 21:47   #133
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Jeden z goblinów, ten od strzykawki podszedł do niego i bezceremonialnie zagadał.
-Niezłe to było, to z tymi wyginanymi kośćmi. Co to za sztuczka?
Druchii oderwał wzrok od sztyletu i patrząc na niego powoli wycedził
-To nie były tanie sztuczki zwane szamanizmem. To była prawdziwa magia.
-Magi nie ma - goblin zarechotał czkawowatym śmiechem. - co żeś mu zrobił, tą swoją prawdziwą magią?
-Uważaj byś się nie przekonał empirycznie o jej istnieniu. Zmodulowałem jego kościec zmuszając do rośnięcia w tą stronę w którą chcę i jak bardzo chcę.
-A skąd budulec na te kości? - zdziwił się zielony - W organizmie miał jaki 20 - 160 gram wapnia zjonizowanego. I to zależy jeszcze od trybu życia. Czy to może iluzja?
Civril spojrzał na niego niechętnie, nie lubił gdy ktoś go odrywał od zajęć.
-To nie była iluzja. Chodzi o oddziaływanie na wzorzec, mieszanie jego składników i łączenie ich z wiatrami magii... Strasznie skomplikowana sprawa wymagająca studiów. Czemu pytasz?
-Bom ciekawa sprawa ta twoja magia. Co to jest ten wzorzec?
-Wzorzec jest to sposób postrzegania świata przez magów mojej rasy. Jest to jeden ze sposób na czarowanie. Ciężko to wytłumaczyć, to coś co po prostu jest tak jak powietrze. Wszystko ma swój wzorzec, ciało, ziemia jak i powietrze. Mag, który specjalizuje się w ciele widzi odmienny wzorzec kości, nerwów, krwi i ciała. Mówię widzi bo najczęściej wizualizujemy sobie magie za pomocą najbardziej rozwiniętego zmysłu jakim jest wzrok jednak znam magów, którzy czują magię czy nawet słyszą.
-Słyszą magię - powtórzył goblin jakby zamyślony. - czyli to nie iluzja. No dobra a to co jest z tymi kościami to może się też stać z czymś innym? Znaczy możesz kolesia powiększyć?
-Teoretycznie tak. Mase mięśniową, pogrubić skórę i kości... Ale jeśli myślisz, że z jednego z Was mógłbym zrobić orka to nie. Ale takiego tępego jak ten z maczugą mógłbym zrobić silniejszym. Chcesz podać się takiej operacji?
Głos Civril ciągle był beznamiętny jednak wytrawny znawca elfiej psychiki mógł dosłyszeć coś na ślad zainteresowania.
-Nie, ja szukam czegoś lepszego. Ale to co potrafisz zrobić z mięśniami? Tylko je powiększyć? A co z nerwami?
Druchi wzruszył ramionami
-Z nerwami? Modulować nimi, w sumie używałem ich tylko do zadania bólu ale wiem chyba do czego zmierzasz... Mógłbym spróbować wprowadzić ich zanik to wraz z powiększeniem mięśni, pogrubieniem kości i skóry oraz wytworzeniem broni naturalnej może sprawić, że każdy stanie się maszyną do zabijania. Co prawda taka jednostka długo nie pożyje ale może to i lepiej.
-Stworzenie super broni nie jest moim ostatecznym celem, ale z chęcią bym poeksperymentował. Potrafisz jeszcze na coś wpływać?
-Wszystko co wchodzi w skład ciała. Wszystko co żyje lub żyło. Jaki jest Twój ostateczny cel?
-A hormony? Czy możesz zwiększyć ich wydzielanie? - szybko zaciekawił się zielony - adrenanalina, testosteron, progesteron, enzymy?
-Hormony? Nie wiem nigdy nie słyszałem o czymś takim. Myślę, że jakbym wcześnie zgłębił dostatecznie wiedzę medyczną mógłbym spróbować. Wiem, że byłoby to cholernie trudne.
Goblin pokręcił racze głową z lekiem rozczarowaniem, elf natomiast widząc ten gest ledwo się powstrzymał by nie rozsmarować zielonego po okolicy.
-No nic. Chciałeś wiedzieć, co jest moim celem? Doskonałość. Doskonała istota.
-Doskonała istota. Coś takiego nie istniej. Zawsze będzie coś lepszego. Do tego nie wpłyniesz na mózg. Możesz stworzyć idealne ciało ale nie umysł.

-Umysł to pojęcie względne, każdy mierzy je na swój sposób. A istota nie składa się tylko z mózgu. Po za tym, moje prace nad mózgiem jeszcze się nie skończyły na tyle bym mógł się wypowiadać.
Civril spojrzał na niego z autentycznym niedowierzaniem. Po raz kolejny w ciągu doby ktoś pozbawił go maski beznamiętności.
-Możesz poszerzyć czyiś potencjał intelektualny?
Taki pokręcił z zamyśleniu głową. Po czym równie zamyślony powiedział:
-Jeszcze nie.
Po chwili zielony kontynuował.
-Ale to tylko kwestia kilku składników. Na razie wiem jak tylko ogłupić. Ogłupienie jest prostsze niż się wydaje.
-Razem możemy stworzyć żołnierza idealnego. Silnego, wytrzymałego, posłusznego... Tym samym możemy dyktować warunki dla Morkothu. Będziesz mógł skorzystać z ich zasobów w dalszych badaniach.
Na tą myśl goblin jakby ożył. Ewidentnie wyobraził sobie ten cały niewykorzystany potencjał niewolników, tyle części zamiennych... Gdy się odezwał udało mu się opanować.
-Zobaczymy co dzień nam przyniesie.
-Zastanów się nad tym. Znam kogoś w Morkothcie kto nam to umożliwi i jeszcze nam dostarczy materiału.

Goblin przyśpieszył kroku, ale obrócił się na te słowa. Uśmiechnął się.
-Żyjemy w czasach gdzie o materiał do moich badań nie jest ciężko Cevrilu.
Elf skrzywił się na dźwięk nieudolnie wymawiane imienia.
-Nie chodzi tylko o materiał. o warunki, rynek zbytu i korzyści.
-Rynek zbytu, rynek zbytu. - powtórzył z uśmiechem, lekko drwiąco. - Wszystko kręci się wobec profitów. Gorzej niż w ludzkim królestwie.
Rechot goblina brzmiał bardzo nieprzyjemnie, tak nieelfio... Godził w jakieś głęboko zakodowane genetycznie poczucie estetyki maga.
-Gorzej bo jesteśmy w multirasowym królestwie.
-Dlatego jeszcze nie wszyscy zwariowali.
-Cały świat zwariował.

Goblin wzruszył ramionami i ruszył dalej, Civril nawet nie odprowadził go wzrokiem, mały zielony o wielkich marzeniach zniknął wśród reszty radosnej kompani...

***

Ktoś ich ostrzelał, wszystko byłoby niefajnie gdyby nie wcześniejsze zdjęcie grotów z bełtów. Tak zaraz miało się stać niefajnie dla kuszników. Chcieli zażartować, utrzeć kotom nosa, ośmieszyć ich... Civril postanowił im udowodnić, że nie tylko oni mają poczucie humoru. Virelles się co prawda nie odzywał ale kto inny by ich tak "zaatakował". Do tego ten ork... Ciekawe co go zmusiło to zamienienia szabel na topór i miecz oraz zdjęcia większości pancerza? Ale na niego przyjdzie jeszcze czas.
W oczach druchiego coś niebezpiecznie zamigotało. Zamknął i otworzył oczy by zobaczyć wzorce. Brąz materii, ciała jego towarzyszy i zadziwiająco elokwentnego orka... Jest. Niewielka sylwetka wycofująca się po za granicę wzroku. Ostatni kusznik. Jak to mówią ostatni zginął pierwsi... czy jakoś tak...
Cała operacja była delikatna. Upadły już widział powoli pękającą skórę na twarzy, nieduże ale głębokie nacięcia tworzące litery a potem całe wyrazy. Wyrazy łączą się w zdania a zdania w sensowną całość. Drobne litery na czole tworzące zdanie: "Nigdy nie rzucaj się na lepszych od siebie". Oczywiście zdanie stworzone tak by ogon "y" zahaczył o oko i oślepił kusznika, w końcu co to za strzelec bez oka? Jednak na tym to się nie kończyło. Civril w wyobraźni widział dalsze zdania. Na lewym policzku: "zieloni do rezerwatu", na prawym: "krasnoludy do podziemi". Jednak jeśli by druchiemu się powiodło wszystkie trzy napisy byłby niczym, ba nawet utrata władzy w oku byłaby niczym. Jednak i dla wrogów trzeba mieć litość dlatego ostatnie zdanie miało zostać wyryte na klatce piersiowej, miało ono straszliwie przekląć strzelca. Najgorsza z elfich klątw brzmiała: "I hate melisa". Zapis w starożytnym języku groził szybką i nagłą śmiercią, o dziwo często delikwent kończył na dnie jeziora po zatonięciu niezatapialnej łódki lub zabity przez Kandiru.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 10-12-2009, 21:34   #134
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor zatrzymał się, nieco zbity z tropu przez szarżującego orka. Tamten postąpił jeszcze kilka kroków i coś warknął w stronę zielonej hałastry, do której zaliczało się też kilku nie-orków i nie-goblinów.
Prawdopodobnie jednak z powodu dzielącej ich odległości, a może hałasu robionego przez zielonoskóry drobiazg chowający się przed lecącymi z lasu patyczkami, wojownik Złamanych Kłów nie dosłyszał o co tamtemu brzydalowi chodzi.

- Achgosh douk! - wykrzyknął radośnie w stronę obcego. A co, niech sobie nie myśli, że tu tylko biegające i chowające się w trawie mruki są. No i jak miło pogwarzyć z ziomalem po ludzku, znaczy orkowemu.
- Gdzie być twój bolboug, kuun laochg? - zapytał równie uprzejmie.

Jednak przybysz nie wydawał się w nastroju do konwersacji. Znacąco wskazał ostrzem w stronę grupki nieco rozbieganej w poszukiwaniu kryjówki i znowu wrzasnął. Uthgor obejrzał się, czy aby ork nie wskazuje na kogoś za nim. Gobliny leżały plackiem, wzbogacając zielony kolor podłoża, troll gdzieś się zawieruszył... jedynie mogło chodzić o lembasy lub ślepego.
- Eee... - potrząsnął głową w niedowierzaniu. - Na asar chimery, co za umbal! Chce sabal z tymi sul'hai-coul?
- Darnachg! - w końcu go olśniło. - Ten lus-irk chcieć Uthgor oinsochg! - zaryczał. - Uthgor wyrwać mu sgudar'hai, potem koum'dok i naszczać do sgorn!
- Aaarrrggghhh! - ryknął jeszcze głośniej, przyjmując wyzwanie.

Odpiął przewieszony przez bark pas, którym przymocował na plecach pawęż skradzioną w tamtym dziwnym mieście. Wsunął ramię w pierwszy uchwyt i mocno uchwycił imacz. Dobył zaopatrzonego w wiele ostrych, stalowych zębów topora. Ruszył w stronę obcego zuchwalca. Nawet nie zauważył, kiedy od wzmacnianej metalowymi okuciami tarczy odbiło się kilka mniej lub bardziej przypadkowych bełtów pozbawionych grotów.

Tamten również skrócił dystans. Z każdym krokiem dwóch zielonych wielkoludów nabierało szybkości, by za chwilę z impetem zderzyć się w miażdżącej szarży. Jeden z nich miał tego nie przeżyć, ale...

... do tego nie doszło.
W pewnej chwili Uthgor zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał się zupełnie. Jego przeciwnik zdeprymowany dziwnym zachowaniem oponenta zatrzymał się również i spoglądał podejrzliwie na Uthgora. Ten najwyraźniej usiłował podrapać się w zieloną łepetynę, ale że obie łapy miał zajęte, więc zdecydował się poczochrać kantem pawęży, co zaowocowało szybko rosnącym guzem. Ale przemyślenia były.

- Aaa... - zaczął z pełnym zrozumieniem co do intencji obcego orka. - Ty chcieć się zabawić z tymi sul'hai-coul-boun, korr? Uthgor nie przeszkadzać, ale to bog-uchg'hai i byle buchg może być kro-buchg... - dodał wyjaśniająco, po czym zarechotał przyjaźnie. Ten obcy wydawał się mieć podejście godne prawdziwego orka, w odróżnieniu od reszty tego warzywnego towarzystwa. Tak dla wyjaśnienia - lembasy naprawdę nie były dobrym materiałem do zabawy dla orków. Miały zwyczaj umierać w najlepszym momencie...

- Na każdym dobrym kionoum powinno być iomash birr 's irk, prawda aochg? - zapytał roztropnie. - Uthgor kuroush! - mlasnął na myśl o kolejnej okazji do wypitki i zagrychy.

=====================================
Tłumaczenie z orkowego (wg M.Peinkofer - Odwet Orków):

achgosh douk! - cześć! (dosł. "Nie podoba mi się twoja gęba!")
bolboug - wioska
kuun - obcy
laochg - wojownik
asar - dupa
umbal - idiota
sabal - walka
sul'hai-coul - elfy (dosł. "wąskie oczy")
Darnachg! - cholera!
lus-irk - wegetarianin (dosł. pożeracz warzyw, czyli wielka obraza dla mięsożernego orka :])
oinsochg - atak
sgudar'hai - wnętrzności
koum'dok - dosł. pozbawić kogoś głowy
sgorn - gardło
sul'hai-coul-boun - elfia panienka (raczej nie jest to komplement... :])
korr - zgoda, potwierdzenie
bog-uchg'hai - mięczaki
buchg - kuksaniec
kro-buchg - śmiertelny cios
kionoum - spotkanie
iomash - dużo
birr 's irk - piwo i żarcie
aochg - gość, towarzysz podróży
kuroush - zaproszenie
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 14-12-2009, 12:41   #135
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Szok jaki przeżył ułamek sekundy po trafieniu był większy niż ten po obudzeniu się w klatce kilka dni wcześniej. Słyszał szelest lecącej strzały. To prawda. Ale zareagował za późno. O ile lekkie pochylenie się można nazwać reakcją. Padł trafiony strzałą. Zamknął oczy i zawył bezgłośnie z bólu. Ręce powędrowały w poszukiwaniu promienia. Nie znalazły. Teraz dopiero posypał się potok przekleństw wywołany niezrozumieniem. Gdzie jest ten piep...

Jest. Leży obok. W dodatku bez grota. I nie strzała tylko bełt. Tym bardziej było by usłyszeć strzał. Taki zrozumiał, że rozmowa z elfem zaprzątnęła mu głowę zbyt mocno. I nie zwrócił na uwagi na taką oczywistość.

Bebechy bolały ale Taki był zły. A co za tym idzie dostał + 2 do agresji. Wzrokiem szukał winnego tego całego zajścia. Ów winowajca się znalazł szybko. Taki wstając wziął do ręki sztylet dobrze jednak wiedząc, że jak przyjdzie co do czego to sztylet najmniej mu się przyda.

Nie zauważył nawet jak podszedł do niego Ghardul. Usłyszał tylko "swój". A potem spostrzegł jak Ślepiec rusza w stronę uzbrojonego orka. Taki zrozumiał, że stoi tak bez ruchu już przez jakiś czas z zaciśniętymi rękoma. Szybkie cztery oddechy uspokoiły go.
- Głupie żarty! - rzucił za Ghardulem, wiedząc, że drugi ork też usłyszy. Gdyby nie Ślepiec, to by nie zwracał uwagi na to kto w niego strzelał. Przynajmniej tak mu się wydawało....

Taki zamierza tym razem nie dać się ustrzelić, obiecując oczywiście sobie, że dowie się z czyjej kuszy ten bełt wyleciał. Nie walczą inni, on nie miał się ochoty wtrącać, bo jeszcze komuś stała by się krzywda. Więc omijając bełty ruszył w stronę jaru. Tym razem jednak uważając na innym przybyszów. Tych, o których mówiła elfka. Zakładając, że nie byli nimi koledzy orkowego szaleńca.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 15-12-2009, 18:28   #136
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Zdaje mi się, że to zadanie miało być dla nich próbą? Czy przypadkiem nie miało to wyglądać tak, że jeśli sobie poradzą to będą mogli pracować dla nas dalej? I że wtedy im się zapłaci?
- Tak, Heinrich.
- To jesteś w stanie wyjaśnić mi to co robi w tej chwili Barbak?
- Cóż, jak mi się zdaje ułańska fantazja i jego dziedzictwo krwi wzięło górę. Czy mam interweniować?
- Chyba żartujesz. Ork jest cholernie poważny w kwestii podjętych przez siebie decyzji. Mogło by się okazać, że nie tylko nie zyskamy nowych sojuszników, a jeszcze stracimy starych… Wiesz przecież, że on i Vire poszli by za sobą w ogień. Zapewne dołączył by do tego jeszcze Waldorff… i było by pozamiatane. Jedna z lepszych grup operacyjnych by się po prostu rozpadła.
- Rozpadła?
- Znaczy byśmy ich musieli zgładzić. Mam Ci to jeszcze dosłowniej powiedzieć? Wiesz jakich by to nakładów wymagało? To koszmarnie dużo ludzi, koszmarnie dużo krwi…
- Chyba że załatwili byśmy to sami.
- Masz coś do orka, albo kapłana?
- Nie.
- Pewien jesteś?
- Nie..
- Acha…. Nie. Nie będziemy interweniować. Niech się starają. Ten adamant jest nam potrzebny. Barbak, mimo że w sposób pokrętny, będzie dążył do wykonania zadania. To jest dla nas najważniejsze. Uważaj na nowych. Pilnuj ich i postaraj się wyłowić z nich jakieś talenty… zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Barbak, będzie bronił syna…
- Wiem.
- To może niekorzystnie wpłynąć tak na zachowanie tego ślepca, jak i samego paladyna.
- Wiem.
- Mogą zacząć źle oceniać sytuację. Może to doprowadzić to zbędnych ofiar…
- Zamknij się dobrze? Powiesz mi coś ciekawego w końcu?
- Tak. Ten druhii….
- Co z nim?
- Nie podoba mi się.
- Coś konkretnego?
- Jeszcze nie. Przeczucie.
- Że?
- Sprawi nam kłopoty. Tego jestem pewien.
- To się go pozbędziemy. Założę się, że ten ork… z zamiłowaniem do sportów ekstremalnych, będzie miał nie lada frajdę, jeśli będzie mógł zaciukać korożercę.
- Nie przepadam, za taką nomenklaturą….

Szary ork spojrzał na swego rozmówcę… i roześmiał się szczerym, szyderczym śmiechem.

***

Niespodziewany atak, w niespodziewanej formie skończył się tak samo jak i zaczął… niespodziewanie. Prócz orka, który w sposób jawny wystąpił przeciw Wam… i nieszczęśnika z wymalowaną herezją na torsie, czole i innych częściach ciała… pozostała jedynie pustka. Żywa natura, która ciesząc oko zdaje się być obrazem, zwykłego szarego… niczym nie wyróżniającego się spośród pozostałych, dnia. Jedynie wspomniane wyżej elementy, oraz nieprzytomny troll zdają się nie przystawać do rzeczywistości.

Sashivei
Ruszyłaś w krzaczory za napastnikami. Dobyłaś nowego nabytku w postaci sztyletu i ruszyłaś naprzeciw nieznanemu. Nie zauważyłaś oddziału który w Was szył (bo niewątpliwie był to więcej niż jeden osobnik). Zobaczyłaś natomiast, na granicy widzialności, czyjeś plecy. Osobnik zdawał się poruszać po lesie sprawnie i w zorganizowanym pośpiechy oddalał się od miejsca przymusowego postoju drużyny. Przez plecy miał przewieszoną kuszę…
Pędzona naturalnym instynktem postanowiłaś ruszyć za nim.
Po kilku minutach przekradania się spostrzegłaś, że towarzystwo dotarło do punktu zbornego. Jest ich tu co najmniej kilkunastu. Pewna nie jesteś, bowiem wszystkich nie widać. Gadają sobie w najlepsze, będąc w pełni wyluzowanymi. Taka nonszalancja raczej nie przystoi, sytuacji w jakiej się znaleźli… chyba że są przekonani o swym bezpieczeństwie??? Pomiędzy żołnierzami, którzy się zebrali dostrzegłaś pół elfa. Bękart był ubrany w niebieskie szaty i dzierżył kostur o tym samym kolorze. Gdy zbrojni mu się zameldowali i zdali krótką relacje z tego co się stało, zaczął kląć siarczyście i urągać jakiemuś orkowi (i jego mamusi też).
Póki co pozostałaś w ukryciu, przeciwników jest zdecydowanie za dużo aby móc cokolwiek zdziałać… chyba że udało by się ich eliminować pojedynczo…

Taki
Po dość nieoczekiwanym spotkaniu z glebą, ruszasz zdecydowanym krokiem w kierunku samego jaru. Pociski, które jeszcze przed kilkoma chwilami tak nieoczekiwanie na Was poleciały teraz jakoś spadać przestały. Masz otwartą i wolną drogę do samego jaru.
Docierasz do niego po kilku chwilach. Jesteś chwilowo sam, nie ma przy tobie nikogo z Twych kompanów, nie ma też wrogów… Sam jeden na łonie natury… obrzydlistwo.
Jar nie różni się raczej niczym od 10,000 innych tego typu miejsc. W najwęższym miejscu ma szerokość pozwalającą na przejechanie wozem. Może być to trudne ze względu na potok, jednak masz świadomość, że wprawny woźnica będzie w stanie przeprowadzić tędy zaprzęg.
Twym oczom ukazuje się również pewne zagłębienie… coś jakby nisza, załom… możliwa kryjówka, dla kogoś kto mógłby chcieć całe zamieszanie oglądać nie z góry… ale z pierwszego rzędu.

Uthgor
Realną i pierwszą szansę na honorowy pojedynek Twarzą w Twarz (czy jak kto woli kolanem w krocze), zepsuła jakaś cholera gryząca Cię w czoło. Próby podrapania się prowizoryczną pawężą zakończyły się sukcesem. Pchły nie było… guz natomiast był. Jednak czymże był guz w dla prawdziwego wojownika?
Tego zielonego wariata pozdrowiłeś na iście orkowską modłę. Było to na tyle skuteczne, że przybysz się zatrzymał. Nie masz bladego pojęcia co miało na to większy wpływ: Twoje powitanie, czy wygibasy z pawężą… prawda jest jednak taka, że do wymiany ciosów nie doszło.
- Achgosh douk!
Ork pochylił głowę, uderzając się opancerzoną prawicą w pierś. Skłonił przy tym głowę. Nie wydobył z siebie jednak żadnego dźwięku. Gdy zacząłeś wywód na temat możliwości wykorzystania Lembasów… zauważyłeś, iż zielony szczerze się uśmiechnął. Zupełnie jak ktoś, kto spotkał po bardzo długim czasie bratnią duszę. Jak ktoś, kto od bardzo dawna nie słyszał ojczystej mowy i jednocześnie zatracił swe korzenie.
-….. Uthgor kuroush!
- Możesz być pewien, że skorzystam. Widzieliśmy się już na arenie… prawda? Wojowniku z Klanu Złamanego Kła? Skorzystamy z całej masy gorzałki, chabaniny i dziewek… ale najpierw trzeba będzie załatwić tą małą sprawę z adamantem.
Ork obrócił się do kolejnego zielonego, który jakby nigdy nic podszedł do rozmówców.

Ghardul
Na twe pytania dotyczące całego zamieszania, usłyszałeś jedną odpowiedź:
- Też się cieszę, że Cię znowu widzę. Synu.

Uthgor
Co?

Ghardul
[i]- Synu. Wyciągnij z tego lekcję. Dziś byłem to ja. Jutro na moim miejscu może być ktoś, kto nie będzie miał na celu tylko dobrze się zabawić. Jeśli ktoś został ranny, lub z jakiegoś powodu się uskarża, dopilnuję aby została mu udzielona pomoc. Jeśli natomiast ucierpiała czyjaś duma… złoto, lub waluta wyrażana w innych dobrach powinny te cierpienia udobruchać. Bieżcie się za robotę. Jar jest do Waszej dyspozycji. My i podległy Nam oddział, jesteśmy tu w roli obserwatorów. Mamy zadbać o to żeby adamant dotarł bezpiecznie do naszego mocodawcy, jednak jeśli będzie to możliwe mamy się nie wtrącać. Bardzo dobrze by było, gdyby udało się Wam załatwić kwestię karawany. Jeśli mogę Ci coś podpowiedzieć. Uważajcie na Drugi wóz. W arkanijskich konwojach, właśnie w drugim wozie znajduje się najtrudniejszy przeciwnik… o ile oczywiście taki będzie. Poza tym musimy się spieszyć z jeszcze jednego powodu. W okolicy kręci się chorągiew konnicy arkanijskiej. Nie może się ona połączyć z tym konwojem… i nie może nas przy ich wozach znaleźć. Jeśli by się tak stało, może być bardzo ciężko wydostać się bezpiecznie z ładunkiem.

Civril
A powiadają, że świat nie jest sprawiedliwy. Dopadłeś jednego z Waszych napastników i dałeś upust swym artystycznym inklinacją. Piękne wzory zdobią teraz lico napastnika. W czynność włożyłeś trochę pracy, jednak dumny jesteś z powstałego dzieła… obiekt, na którym pracowałeś dumny jest odrobinę mniej. Widzisz w jego oczach, nie tyle przestrach z powody tego co się stało… widzisz pogardę. Masz świadomość, że ten mężczyzna ma cię za wariata….
Nie masz jednak specjalnie czasu na to aby rozwijać wątek. Zielono skóry, który jeszcze przed kilkoma chwilami o mało nie przepuścił ataku, na drużynowego półgłówka, podszedł do ciebie. Na widok Twego dzieła uśmiechną się szeroko… do chwili gdy dojechał do tekstu o melisie… Wtenczas jego twarz na chwilę stężała.
- Jestem za dobrą zabawą… ale uważaj jak dobierasz argumenta. Wielcy tego świata patrzą… patrzą zawsze i nigdy nie wiadomo, kiedy wykorzystają Twe uczynki przeciw tobie. Pani zagadek, Mistress do której się właśnie odniosłeś… jest wielce… hm… nieprzewidywalna. Dobrze jest zaskarbić jej przychylność. Nie igraj zatem z czymś, czego zrozumienie dla nas śmiertelnych jest nie możliwe.

Wszyscy pozostali w jarze
- Mili Państwo. Macie mało czasu. Z tego co wiem wozy, które interesują tak Was jak i mnie, niebawem pojawią się w tym jarze. Mam nadzieję, że do tego czasu będziecie gotowi. Jestem tu po to, aby w sytuacji zagrożenia, ratować adamant… jeśli się uda również Was. Mam szczerą nadzieję że się uda… mam również szczerą nadzieję że nie będzie potrzeby ratować kogokolwiek. Macie jakiś plan? Dobrze zatem. Bierzcie się do roboty.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 15-12-2009, 19:20   #137
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Civril patrzył na leżącego mężczyznę i się uśmiechał. Uśmiech poszerzał się coraz bardziej. Usta zaciśnięte w dziwnym łuku odcinały się wyraźnie na bladej twarzy. I tak zastał go ork, który jeszcze przed sekundą go atakował. Również przyjrzał się kusznikowi i się uśmiechnął, do czasu. I zaczęło się kazanie. O granicach smaku i innych pierdołach. O tym, że śmiertelni nic nie wiedza o boskich planach. Civril popatrzył na niego z wyraźną pogardą. Chociaż nie, oprócz pogardy w wzroku elfa było widać głęboko skrywaną nienawiść. Nienawiść do całego świata, wpajana od małego przez całe pokolenia. Nawet elfy popularnie nazywane Wysokim nie mają tak głęboko wpojonej arogancji.
I oto stał przednim ork i prawił morały. Ork! Nawet nie przedstawiciel wrogiej rasy jak wszystkie elfy. Nawet nie przedstawiciel rasy niewolników jak ludzie czy krasnoludy. Niewolnik niewolników! Tego było za dużo.

Bladolicy popatrzył w oczy Barbaka. Tego zarozumialca, który uzurpował sobie prawa właściwe druchii! Tego, który zawsze myślał, że jest na wygranej pozycji! Że może mówić jemu elfowi co ten ma robić! Że może go poprawiać!

Mimo całej nienawiści i agresji, która wprost buchała z elfa, głos miał spokojny i chłodny.
-To, że Wy nie jesteście w stanie czegoś zrozumieć nie znaczy, że inni nie są. Ten człowiek ma szczęście, zwykle nie uznaję półśrodków, gdy ktoś mnie atakuje zawsze oddaje. Nawet gdy to atak pozorowany.

I wtedy go olśniło. Mimo faktu, że Barbak tak naprawdę przedstawiał poziom intelektualny tego zielony przygłupa z kością udową olbrzyma w roli maczugi posiadał najprawdopodobniej niebywałą wytrzymałość i odporność na ból. Fizyczny. Ork próbował być bardziej elfi, pokazać, że ma uczucia, że zależy mu na bliskich... Niepotrzebnie nazywał ślepca synem.

Bladolicy zamknął i otworzył oczy po czym dał dwa kroki w tył. Widział już wzorce, widział świat taki jaki jest naprawdę. Mógł tworzyć sztukę, bo właśnie tym była jego magia, najwyższą formą sztuki gdzie rolę surowca pełniła materia organiczna. Barbak wydawał się teraz śmiesznie bezbronny, cienki brąz materii nieożywionej (popularnie zwanej materią niższą) jaką tworzył pancerz orka nie był przeszkodą. Elf widział wyraźnie srebrne nerwy, purpurę naczyń krwionośnych przechodząca w czerwień serca, czerń kości odcinającą się na tle szarego ciała. Jednak to nie on był celem, raczej on ale nie celem ataku fizycznego.

Druchii spojrzał na syna zarozumiałego orka i ostro szarpnął za srebrne żyłki nerwów leżących w zębach. Chciał go powalić samym bólem, póki co nie zabijać, sprawić tylko by cierpiał.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 16-12-2009, 14:25   #138
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
No tak i znów to samo. Vireless był zdecydowanie zły z uwagi na to co zrobili "wojacy" pod wodzą Hollyego. Jego plan został rozwalony w kawałki... Ale po prawdzie to Kapłan nie miał żadnej władzy nad żołnierzami. Był ich zastępczym dowódcą ale bez żadnej szarży. Miał inne uprawnienia, które stawiały go ponad większością śmiertelników w Morkoth. Ale tu ich nie mógł czy też raczej nie chciał używać. Tym bardziej że to wszystko była wina Zielonego.

- To wy się tu bawcie. Ja zasuwam na powitanie naszych nie przyjaciół.

Krótka inkatacja wyzwoliła zaklęcie. Magia nie pochodząca z modlitwy lecz od Sztuki zaiskrzyła lekkimi wyładowaniami na metalowych sprzączkach Orka. Pół elf uśmiechnął się na pożegnanie.
 
Vireless jest offline  
Stary 17-12-2009, 20:01   #139
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Gdy szaman podszedł do ojca Barbak najwyraźniej właśnie miał zamiar zabawiać się w typowy dla plemienia sposób z jednym z ,,drużyny". Cóż, nie przeszkadzało mu to w żadnym razie, jednak cała ta sytuacja nieco go zdziwiła. Co do cholery sobie ten staruch wyobrażał od tak wychodząc otwarcie zanim zdołali na dobre rozpocząć misję? Wiedząc, że ma się wsparcie za plecami nigdy nie można było z siebie dać takiej pełni możliwości, jak w przypadku gdy można liczyć tylko na siebie. Co prawda Barbak mógł sądzić inaczej, jednak jego zachowanie było kardynalnym błędem. Zamiast grzecznie obserwować z ukrycia postanowili sobie urządzić salwę powitalną i wyjść się przywitać. Co prawda Ghardul i tak by wiedział o jego obecności, jednak pozostali mieliby jakiś większy dreszczyk emocji. Jakby tego było mało to na dodatek jemu zaczął prawić kazanie. Ghardul z szacunku odczekał aż ojciec skończy mówić i dopiero wtedy odpowiedział

- O czym ty mówisz? Gdybyś to nie był ty to żaden kusznik nawet by mnie nie zobaczył, a co dopiero mieć możliwość strzału. Sam powinieneś wiedzieć jak wyglądałby los tych biednych żołnierzy gdy w trójkę z Wargiem i Takim demonstrowalibyśmy że nie przepadamy za atakami z zaskoczenia. Teraz jednak patrz uważnie, bo mój gobliński przyjaciel zamierza zademonstrować że technika potrafi być równie zadziwiająca jak magia

Ork spojrzał na parów, gdzie Taki okiem fachowca już oceniał rozłożenie swojej pułapki. Wyjście trzeba będzie zatarasować najlepiej pozorowaną lawiną, a wesołą kompanię ustawić przy drugim końcu, tym którym karawany wjadą do środka. W ten sposób przeciwnicy umrą zanim zdążą zauważyć że są atakowani, a jeżeli nawet ktoś zdoła przetrwać wystarczająco długo by podjąć próbę ucieczki, to zawalisko i drużyna blokujące wyjścia skutecznie to uniemożliwią. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce...

W praktyce Ghardul zobaczył elfa od którego promieniowała magia przenoszącego wzrok z jego ojca na niego, po czym przytłaczający bój powalił go na glebę. W ten sposób walka była praktycznie skończona, a elf mógł spokojnie go dobić. Na nieszczęście dla przeciwnika była to wizja czasu oddalonego od niego ledwie o kilka sekund, a nie rzeczywistość.

W rzeczywistości dobył swojego miecza i faktycznie zobaczył że elf korzysta z magii. Wiedząc już, co planuje ten dziwak szepnął do swojego Warga ,,bierz go" po czym widząc, że tak samo jak w wizji elf przenosi swój wzrok na niego nie czekał na efekt, tylko uderzył
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 20-12-2009, 16:44   #140
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Do dodatkowych atrakcji podróży zaliczyć można niemrawą pogawędkę Zanka z o wiele od siebie większym Uthgorem. Niemrawa gdyż mówił tylko łork. Niewielki kucharz bał się zbytnio odpowiadać na pytania wielkoluda, bał się go urazić. Niewielka protekcja ze strony wojownika była całkiem korzystnym zjawiskiem, trzeba było tylko pielęgnować tą przyjaźń. Ekhem, ekhem, ekhem... Aby łork myślał co by to była przyjaźń w której to łon dominuje. No ale na razie to trzeba wybadać co można mówić, a czego lepiej nie. Wkurzyć te kilkaset kilo żywego mięsa nie miał zamiaru. Nie był głupi...

Chwilkę po khy, khy, khy rozmowie z kapłanem Zank przypomniał sobie o niewielkiej sakiewce którą podpieprzył martwemu skrytobójcy. Po zaaplikowaniu pamięci korożercy winien wiedzieć co też tam się znajduje ale za całe złoto tego świata nie mógł sobie przypomnieć. Zostają zawsze bardziej konwencjonalne środki. otworzył ją.
W środku znajdowało się kilka drobniaków. Starczy na małe co nieco... dla małych istot. Ale znajdowało się tam coś jeszcze. Podłużny pomarańczowy przedmiot z zieloną kiścią zielska wystającą z jednego z końców. Marchewka. Soczyste warzywo było by tylko kolejną jarzyną, która wylądowała by w najbliższej zupie zrobionej przez Zanka gdyby nie mały głosik.
- Taaaak! To ona! Zjedz ją! Tak, zjedz. No co Ci szkodzi? Ona jest taka bezbronna. Spójrz jak się wije w twych mocarnych dłoniach. Jest taka bezbronna. Zjedz ją teraz. - kusił cichy, acz przybierający na sile głos w głowie kucharza. Goblin całkowicie nie wiedząc co o tym myśleć, ba, postanowił nawet skontaktować sie z jakąś psycholożką w najbliższym czasie, przyłożył marchewkę do nosa. Powąchał troszeczkę. Zapach świeżego warzywa dotarł do tej części jego mózgu która była opanowana przez nowo nabytego lokatora. Zank aż poczuł jak to coś zwija się z ekstazy w jego szarych komórkach. Poczuł jego łaknienie. Nie. To było jego łaknienie
- A co Zank to szkodzi? - powiedział na głos do siebie i spróbował kawałeczka...

W tym samym czasie, lecz kilka metrów dalej, znudzony całą tą sytuacją zielonoskóry jął bawić się kijkiem i kamykami. Ziemne pociski niczym siekańce z garłacza latały dookoła. Kilka mignęło koło nosa kucharza, jeden trafił w jego hełm...

... Z pobliskiego lasu wyleciał grad pocisków. Drewniane bełty niczym rakiety poszybowały w kierunku zielonej kompaniji. Niektórzy przyjęli je na klatę, inni starali się je uniknąć. Niektóre trafiały z dziwnym skutkiem...

Zank usiadł z wrażenia. Nigdy nie czuł czegoś podobnego w ustach. Znaczy marchewkę czuł, ale nigdy tak intensywnie. Teraz wszystkie jego kubeczki smakowe, te nie starte wiecznym próbowaniem przeróżnie smakujących potraw, pełzły w kierunku drobinek warzywa. Każda krzyczała: Więcej!
kucharz trzymał jarzynę w dłoni. Świat wokół niego zwolnił. Wokół latały pociski kamienne i drewniane zostawiając za sobą smugi dartego powietrza. On jednak nie zważał na nie wcale. Gapił się na pomarańczowy przedmiot leżący mu na dłoniach. Gdzieś za nim upadł troll.
- My precioussss! - wymknęło mu się z ust. - Mine. Mine! Mine!!! - zakrzyknął uradowany po czym przytulił serdecznie marchewkę do piersi. te czułości nie trwały długo bo po chwili Zank zjadł swój skarb z wyrazem błogiego uśmiechu na ustach.

Z transu obudziło go uderzenie jednego z ostatnich bełtów.

- Auć! - pomasował szybko rosnący guz pod durszlakiem i spostrzegł nieobecny wzrok bladolicego elfa. Chyba coś czarował. Nawet ktoś nie parający się tą czarną sztuką wyczuwał moc od niego bijącą. Zank mimowolnie skrzywił się niczym z bólu. Przypomniał sobie cierpienia jakich doświadczył przez tego elfa... Jakich skrytobójca doświadczył. Współczuł jego celowi, ktokolwiek nim był.

Po udanym przedstawieniu strzeleckich predyspozycji ukrytej bandy i elokwentnej mowie Uthgora przyszła pora na pouczenia i bójkę. Po kilku wymienionych słów przez zielonoskórych, ślepiec rzucił się na bladolicego. Nie żeby z pięściami. ten po prostu użył swej tnącej broni. Zank nie znał się zbyt dobrze na walce, ale wydawało się jakby lembas zaczął zdobywać przewagę. Zank nie mógł na to pozwolić. Nie to żeby któregoś z nich lubił bardziej, czy w ogóle lubił. Jednak nie mógł dopuścić do pozbycia się szamana czy maga. Pierwszą myślą jaka wpadła mu do głowy było poprosić ich by się pogodzili. Jednak wiedział z autopsji że pogodzenie zwaśnionych stron za pomocą jego uroku nie jest proste.
~Trza wykombinować cuś inszego. Wiem! Trza wypróbować naszego przyjaciela!

Zank spojrzał na Uthgora. Uśmiechnął się wrednie w duchu, a przymilnie na twarzy. Pomrugał chwilkę ślepkami po czym rzekł, tak by tylko wielki łork z pawężą w dłoni usłyszał:
- Uthgor, Uthgor obezwładnij lembasa. Szaman chyba chcieć się zabawić, a ten móc mu zmykać. Ślepiec też winien móc pochędożyć elfa. Zank ładnie prosi. Bo Zank dobry i Zank dbać o silne orki, a szaman się móc przydać co by magia znaleźć dużo mięso, dużo picie i dużo tyłki dla Uthgor.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172