Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2012, 22:52   #51
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ishir uśmiechnął się na widok znajomej twarzy sprzed porwania. Odwzajemnił uścisk szermierza.
- Cieszę się, że Cię widzę San.
Niebieskowłosy rozluźnił się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
-A co z resztą moich towarzyszy? Nie wiesz, co się z nimi stało? - zadał jedno z pytań, które nurtowało go od chwili znalezienia się na wyspie.
- Nie wiadomo, wszyscy po za Shimizu zaginęli po incydencie w kuźni. Nie udało się nam nikogo wytropić. -odparł smutnym głosem San.
- Mhm... Rozumiem. - powiedział również ze smutkiem niebieskowłosy. -Widać zeszłoroczni nowicjusze nie mieli tyle szczęścia co w poprzednich latach, skoro z naszej szóstki losy tylko jednego były znane przez gildię. Ishir z dziwnym wyrazem twarzy spojrzał w stronę, z której przyszedł. -Zostałem tutaj sprowadzony przez Twojego brata, Varsa. Chciał wykorzystać mnie by się na was zemścić. - niebieskowłosy nagle klęknął. Jego magnetyczne moce dobyły wszystkie ostrza zdobyte w czasie ostatniej walki i złożyły je na rękach maga. - Oto ostrza Twojego brata. Został przeze mnie zabity. Nie umarł jednak w czasie walki, lecz został przez mnie dobity po walce. Zrób z nimi, co uważasz za stosowne. - powiedział chłopak wyciągając broń w stronę szermierza.
San posmutniał jeszcze bardziej odbierając ostrza od Ishira. - Szkoda mi Varsa, był to jednak mój brat... miałem nadzieję, że da się go jeszcze zmienić. -wojownik westchnął przewieszając ostrza przez plecy. - Shimizu odszedł z gildii, zamieszkał w starym dom u swojej rodziny, teraz jest dość bogaty, jego muzyka szybko zdobyła serca ludzi. -powiedział elektryczny wojownik lekko się uśmiechając. - Ale skoro odnaleźliśmy Ciebie, to, kto wie może i inni się znajdą? Nie można tracić nadziei. -dodał optymistycznie.
-Rozumiem Twój smutek. Wybacz moją pochopną decyzję odebrania mu życia. - niebieskowłosy podniósł się z klęczek. - Moje życie zostało jednak przez niego praktycznie zniszczone. Bałem się, że znowu powróci wraz z koszmarem, który mnie przez niego spotkał. - kontynuował lekko drżąc. A nie wiesz co się stało z moim mieszkaniem? - postanowił zmienić temat na mniej związany z przeżyciami ostatniego roku. -Ktoś w ogóle go odwiedzał? Szczególnie interesuje mnie Viverna. Zaopiekował się ktoś nią?
- Tak Shimizu opłacał czynsz jak i opiekował się twoim zwierzakiem, w czasie tras koncertowych wynajmował do tego ludzi. -odparł miecznik rad ze zmiany tematu. - Mówiłeś coś o planach mojego brata, wiesz coś więcej?
- Wiem o kamieniu wchłaniającym magię, który znajdował się w jakiejś starej świątyni. Wiem też, że moją rolą było sprawienie by wasza trójka zjawiła się na wyspie. Nic innego nie udało mi się dowiedzieć. Może pomocnik Varsa coś będzie wiedział. Jeśli się nie ocknął to powinien być na pobojowisku po mojej walce. - Ishir wskazał odpowiedni kierunek. Tak samo jak zwłoki Twojego brata...
- Prowadź, więc. Jednak jest tu nas tylko dójka, Mi-Zu-Lin też zaginął w kuźni. -powiedział władca ostrza gromu z wyraźnym smutkiem w oczach.
- Nie martw się. Wszyscy z czasem się odnajdą. - w głosie Ishira dało się słyszeć wyraźny optymizm.
Niebieskowłosy ruszył w stronę, z której tutaj przyszedł.

xxxxx

Ishir z szokiem wymalowanym na twarzy oglądał to, co się wokół niego działo. Przez cały czas aktywności zielonej elektryczności stał w miejscu i nie mógł ruszyć się, chociaż o krok. Ciało nie zamierzało wykonać najmniejszego nawet polecenia maga. Samo złapanie Ostrza Gromu było bardziej odruchem niż zamierzonym celem. Dopiero zaciśnięcie dłoni na rękojeści miecza sprawiło, że niebieskowłosy w pełni zdał sobie sprawę z tego, co przed chwilą się wydarzyło. Szok został zastąpiony przerażeniem. Na jego oczach Wielki Mistrz Zakonu Złotych Krzyży został zmieniony w kamień. Jego przyjaciel i przeciwnik, z którym zwycięstwo uznał za punkt honoru mógł już się więcej nie poruszyć.
Żółta elektryczność samoistnie zaczęła pokrywać ciało chłopaka.
- Przebudź się Ostrze Gromu i użycz mi swojej mocy bym mógł pomścić San-Nu-Lina! – wykrzyknął niebieskowłosy unosząc miecz ku niebu.
Ostrze zagrzmiało a elektryczność przebiegła po mieczu, Ishir zaś usłyszał w głowie głos miecza. -” Dawno się nie widzieliśmy chłopcze
Ponadto mag zobaczył chmurę czarnych motyli, krążących dookoła mężczyzny w cylindrze, który rozmawiał o czymś z kosiarzem, który pomógł wcześniej elektrycznemu magowi.
-„Ty również witaj. ” – odpowiedział w myślach niebieskowłosy. „-Znów musimy razem współpracować. Znów w nieciekawych dla Zakonu okolicznościach.
Ishir obserwował przez chwilę motyle. Były daleko i żaden z nich nie leciał w jego stronę. Domyślał się, że były groźne i mogły wyrządzić krzywdę innym, lecz jego dotychczasowy obiekt obserwacji był równie groźny. Mag ponownie spojrzał na chmurę z zieloną elektrycznością.
-„Masz pojęcie jak się tego pozbyć?
“- Niestety ale nie, to nie jest elektryczność, to jakieś dziwaczne wyładowania magiczne. Chociaż możliwe, że pokonanie tego, kto je wywołał zakończy ich działania.”- odparło ostrze w myślach Ishira.
-„Rozumiem.” – niebieskowłosy odwrócił się w stronę mężczyzny w cylindrze. „-Będziesz musiał użyczyć mi swojej mocy. Mojej nie pozostało zbyt wiele.
Chłopak ruszył w stronę sprawcy tych wyładowań. Starał się poruszać poza polem widzenia mężczyzny by w odpowiednim momencie zaatakować od tyłu i postrącać jak największą ilość motyli
„-Mogę wiedzieć na co będzie Cię stać w czasie tej walki?” – zadał pytanie, na które odpowiedź była mu w tej chwili niezbędna.
-" Myślę ze to, co ostatnio i jeszcze trochę."- mruknęło dumne ostrze, po czym zamilkło, zaś Ishir poczuł jak wypełnia je moc magiczna. Póki, co facet w cylindrze był zbyt zajęty Kereiem i Edgardo by zauważyć nadchodzącego Ishira.
-„Tyle powinno wystarczyć.” – odpowiedział Ishir chowając się za czymś co wcześniej było chyba jednym z filarów świątyni. Miał stąd dość dobry widok na mężczyznę w cylindrze i dwóch młodzieńców chcących z nim walczyć. Mag zamierzał użyć czaru zasięgowego by zaatakować jak największą liczbę motyli.

xxxxx

Ishir spojrzał za siebie. Ryo siedzący mu na ogonie nie napawał go optymizmem.
- Ten pieprzony dziad. By go szlag trafił – wyrwało mu się z ust.
Zaczynał się zastanawiać, jaką magią posługiwał się jego przeciwnik. Najpierw motyle a teraz skrzydła. Może był to jakiś rodzaj Creation Magic? Niebieskowłosy nie był pewny. Odkrycie możliwości Ryo byłoby w takiej sytuacji dość przydatne. Elektryczny mag nie miał jednak ochoty w chwili obecnej testować zdolności kapelusznika. Był dla niego zbyt łatwym celem.
Pozostawało jedynie zatrzymać go za wszelką ceną. A przynajmniej jak najbardziej go spowolnić.
- Rzuć mną w tego palanta. - zwrócił się do Sukuba. –Tylko celnie. I bądź przygotowana by mnie złapać. Nie umiem latać.
Demonica zatrzymała się w powietrzu i odwróciła się w kierunku lecącego na nich Ryo.
- Jesteś pewien? To chyba niebezpieczne - przez moment zastanawiała się czy nie lepiej kontynuować ucieczkę, jednak koniec końców postanowiła zaufać chłopakowi. - No dobra, ale co złego to nie ja.
Mówiąc to zaczęła obracać się w powietrzu, wykorzystując siłę odśrodkową do nadania magowi rozpędu, a po trzecim obrocie jej bicz zwolnił uścisk i posłał Ishira prosto na spotkanie Ryo.
Chłopak dobył miecz w wolną rękę. W jego umyśle zaczął powoli tworzyć się obraz San-Nu-Lina z czasów walki z nim. Chciał sobie przypomnieć jakąś technikę szermierza. Przypomniał sobie dwie. Przemianę w elektryczny pocisk, oraz ścianę elektryczności. Skupił się na drugim ataku.
-I co? Dasz radę?” – zapytał Ostrze.
-” Możesz na mnie liczyć”- odparło ostrze pewnym głosem.
Więc zaczynamy. ” – powiedział niebieskowłosy w myślach, tworząc jednocześnie obraz broni o ostrzu wytworzonym z elektryczności. „-Najpierw to gdy skończę inkantację. Później tamto.
Ishir chwycił Ostrze dwoma rękami i podnosząc je nad głowę.
- Thunder Sword’s Awakening! – wykrzyczał zmyślone na poczekaniu zaklęcie.
Broń zalśniła elektrycznym blaskiem urzeczywistniając myśli chłopaka.
Niech myśli, że to atak bezpośredni. Tuż przed nim użyj tamtej techniki” – poinstruował Ostrze elektryczny mag.
Ryo ruszył na chłopaka unosząc rękę, która pokryła się zielonkawa energią, techniką stosowaną przez Komatsu. Teraz jednak nie było już odwrotu, Ishir musiał zmierzyć się z nadlatującym wrogiem. Elektryczność strzeliła z ostrza gromu by uformować barierę, w tym samym momencie, co zielonkawa w kształcie ostrza z dłoni kapelusznika. Dwa ataki zbliżały się do siebie, jednak nigdy niedane im było się spotkać. Obszar między Ishirem i Ryo przecięła, bowiem spadająca z nieba boska błyskawica, która pochłonęła oba ataki, po czym roztrzaskała się na ziemi tworząc pokaźny krater. Było to na tyle zaskakujące dla obu walczących ze przez chwilę, zapomnieli zupełnie, co dzieje się dookoła, pierwszy jednak otrząsnął się spadający Ishir, który właśnie zbliżył się na odległość ataku do Ryo. Elektryczny mag uniósł pokryte mocą elektryczną ostrze i zamachnął się nim od góry na głowę wroga. Kapelusznik jednak wykręcił niespodziewanie w powietrzu z mściwym uśmiechem, chcąc zobaczyć jak elektryczny mag rozbija się o ziemię. Jednak dzięki niesamowitemu szczęściu, Ishir przerzucił miecz do drugiej ręki i chwycił palcami za nogę kapelusznika. Ten zaskoczony stracił przez chwilę kontrole nad trajektoria lotu, a Ishir mógł wykorzystać to by podciągnąć się wyżej.
- Puszczaj dzieciaku! -wrzasnął mężczyzna wierzgając nogą, przez co trasa jego lotu wyglądała niczym, po spożyciu sporej ilości napojów alkoholowych.
Puszczenie się oczywiście nie wchodziło tutaj w grę (chociaż zapewne sukub miałby co do tego jakiś komentarz...) tak, więc Ryo rozpędzając się ruszył w stronę świątyni o wysokim dachu, by o nią rozbić Ishira.
Na nieszczęście dla kapelusznika, spora kula ognista spadająca z nieba, wpadła na taki sam pomysł, rozbijając się o dach budynku i rozsypując dookoła płonące odłamki, z których kilka ugodziło prosto w szaroskórego mężczyznę, który krzyknął z bólu i chyba z powodu zdekoncentrowania jego skrzydła… zniknęły. Teraz obaj walczący lecieli w dół na niezbyt miłe spotkanie z podłożem.
Ishir kurczowo trzymając się nogi Ryo w chwili obecnej nie przejmował się zabójczym lotem w dół. Jego większym zmartwieniem było jak najdotkliwsze uszkodzenie kapelusznika. Niewiele myśląc przyłożył czubek Ostrze do miejsca gdzie w pełni normalny mężczyzna powinien mieć narządy rozrodcze. W umyśle chłopaka ponownie pojawiła się elektryczna ściana wystrzeliwująca z broni.
Przysmażmy go trochę” – rzucił w myślach.
Elektryczność wystrzeliła z ostrza i przeszyła pewne bardzo ważne dla mężczyzn części ciała, by potem rozlać się na resztę sylwetki Ryo. Mężczyzna jęknął z bólu, gdy ładunki elektryczne przemierzały jego ciało. Mimo to potężny przeciwnik wygiął się w powietrzu zaciskając pięść i zdzielił nią Ishira prosto w głowę, jednak na dalsze ataki werwy mu nie starczyło, bowiem atak w krocze odebrał mu chęć do dalszej gimnastyki. Tym samym Ryo został osobą, która spadała w najśmieszniejszej pozie w historii Babilonu, skulona z rękami kurczowo trzymającymi pewien punkt na ciele. Widać nawet i bogowie tworzący apokalipsy potrzebowali trochę komedii.
To raz poranne uderzenie w twarz. – powiedział niebieskowłosy z wyraźną satysfakcją. –A to za uderzenie sprzed chwili.
Mag stworzył w swym umyśle wizję Ostrza wytwarzającego elektryczną linę, która zawiązuje się na szyi Ryo. Miał zamiar użyć jej nie tylko do podduszenia przeciwnika, lecz także zabezpieczenia, dzięki, któremu będzie mógł skopać przeciwnikowi tyłek. I to dosłownie.
Trafienie w powietrzu jednak do najprostszych nie należało, dwójka spadających osobników, zaczęła powietrzny taniec. Jeden starał się pochwycić drugiego na linę, zaś Ryo ze wszystkich sił unikał ataków Ishira, wciąż kuląc się po jego ostatnim ataku. Nieprzywykłemu jednak do powietrznych walk Ishirowi nie udało się pochwycić kapelusznika, a ponieważ ziemia była już całkiem blisko Ryo począł ponownie tworzyć w dłoni czarną kulę, zapewne by ponownie wytworzyć skrzydła.
Ishir bez zastanowienia wymierzył Ostrze w stronę kuli.
-Thunder Bullet – wypowiedział zaklęcie. Tym razem jego efekty miały być zgodne z nazwą. Gdy czar został rzucony chłopak puścił nogę Ryo starając się odepchnąć jak najdalej od przeciwnika. I znów mag musiał liczyć na kogoś innego. Pomimo tego w umyśle niebieskowłosego zaczął pojawiać się plan awaryjny.
Elektryczny pocisk spiralą poleciał w stronę oddalającego się od chłopaka Ryo, i ugodził prosto w czarną kulę. Ta zawirowała i rozpadła się na kawałeczki. - Ty pie... -czym jest Ishir już nie usłyszał, bowiem Ryo przebił sie przez dach jakiegoś budynku i zaczął lecieć coraz niżej. Jego zaś chwyciły delikatne ręce demonicy, która szepnęła mu do ucha. - Nie dość, że ładny to i odważny... nie chcesz polecieć w jakieś ustronne miejsce?
-Może później. - odpowiedział wymijająco mag. -Podleć ostrożnie do dziury. Chcę zobaczyć, co z naszym przeciwnikiem.
Przywołaniec podleciał powoli do budynku i ustawił Ishira na dachu. Ryo przebił się przez wszystkie piętra, robiąc na ziemi spory krater po upadku. Jednak coś było nie tak... krater, bowiem był pusty pokrywały go tylko strzępki fioletowo czarnej materii, oraz leżał w nim Cylinder mężczyzny, ciała zaś nigdzie nie było widać.
-Dobra spadajmy stąd. Nie mam zamiaru tutaj zginąć. - zwrócił się do Sukuba.
Nie zamierzał specjalnie ryzykować życiem. - Odszukajmy kosiarza.
Demonica chwyciła chłopaka i poderwała się w powietrze.
- To gdzie lecimy? – zapytała.
- Hm… - Ishir zastanowił się przez chwilę. Tam. – wskazał przypadkowy kierunek.
Sukub posłusznie skierowała się we wskazaną stronę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 11-03-2012, 17:42   #52
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aryuki bacznie się rozglądała po pomieszczeniu, nie kryjąc ciekawości. Z początku się nie odzywała dając czas Grumowi i reszcie się wypowiedzieć. Głodna nie była, ale nie mogła wszak decydować za innych. A i odrobina czasu na wytchnienie, była dla niej cenna. Poprawiła łańcuch, który zabrała po zwycięstwie. Uznała, że jeszcze nie ma sensu rozpraszać tej broni, a tym bardziej jej porzucać.
-Wiesz. Nie masz kołatki do drzwi, a i odźwierny wymagał nauczenia dobrych manier. Stąd te problemy z zamkiem. Zdecydowanie powinieneś wynająć służbę, która umie się uprzejmie zachować wobec gości. -stwierdziła Aryuki przechadzając się po sali.
- Czasem brak drzwi oznacza po prostu niechęć do gości. - Taker odparł Aryuki. - Powinnaś coś o tym wiedzieć złota mieczniczko. -powiedział upijając łyk wina z kielicha.
-Nie znam, nie słyszałam o takiej.- odparła nonszalanckim tonem dziewczyna ignorując przytyk. Po czym dodała.-Skoro w takim razie cenisz... samotność mój drogi, to racz nie porywać dziewcząt. Nic tak nie przyciąga rycerzy w lśniących zbrojach, niż dama w potrzebie. Każda bajka jest tego przykładem.
Rozglądała się dookoła.-Gdyby nie ten detal. Gdyby nie ta porwana osóbka, nikt by tu ci nie zaglądał. I nie przeszkadzał we pogoni za nierealnym snem.
Zerknęła na trumnę.-Przeszłość już nie wróci, wiesz? Choćby się ją ścigało z całych sił. Nie da się cofnąć.
- Chyba że twoja przyszłością jest twa przeszłość, albo przynajmniej jej część, wtedy warto nagiąć reguły. I dla tego warto pomęczyć się z kilkoma rycerzami. -westchnął Taker gładząc trumnę pieszczotliwie. - Nie jesteś głodna?
-To tylko złudzenie, a nie przyszłość. Naiwna wiara w niezmienność świata i ludzi. Wy macie zawsze z tym problemy. Świat nie czeka na was, długowiecznych. Ona też nie.- rzekła Aryuki w odpowiedzi wzruszając ramionami. Spojrzała na jedzenie.-Niespecjalnie. A skoro już przy rycerzach jesteśmy, to... szkoda twego wysiłku. Ostatecznie i tak nie odzyskasz to stracone. Nieważne ilu rycerzy polegnie po drodze. Najważniejsze i tak straciłeś, czas który mogłeś poświęcić na coś więcej niż ułudy.
- To nas różni, postrzeganie czasu. -stwierdził wstając od stołu, całkowicie skupiając wzrok na Aryuki. - Dla was tyle czasu to... to więcej niż żywot wasz, waszych dzieci jak i wnuków. Dla mnie to niczym bardzo długie popołudnie. -mówiąc to oparł się tyłem o stół zakładając na sobie ramiona. - Skoro jest szansa to czemu nie próbować? Zresztą nie mam innych zajęć którymi mógłbym zając się bez niej.- rozmowa ta mogła być dla innych tu obecnych co najmniej dziwna.
Aryuki zachichotała lekko zakrywając usta.- I właśnie dlatego się nie uda. Ona nie jest taka jak ty, prawda? Więc jak zniesie to długie popołudnie? Jak wytrzyma to wszystko?
Pokiwała głową w zaprzeczeniu.- Nie zniesie. Nie wytrzyma. To zbyt ciężkie brzemię, wierz mi.
Potarła oprawkę okularów.-Jeśli ją kochałeś. Jeśli kiedykolwiek ją kochałeś, to powinieneś to wiedzieć. Że najlepsze co mogłeś zrobić, to pozwolić jej odejść. Bo sprowadzając ją... możesz jej zadać więcej bólu.
Taker uniósł brew zdziwiony, jednak potem jak gdyby otrząsnął się i powiedział dziwnym głosem. - Tak.. tak bólu, muszę to przemyśleć. To poważna kwestia. - po czym wrócił na swoje miejsce co dziwne wyglądał na osobnika w o wiele lepszym humorze niż kiedy przybyli.
-Nie tylko to musisz przemyśleć. Spójrz na mnie. Myślisz, że stoi przed tobą złota mieczniczka, ale twój nos cię zwodzi. Ja nie jestem nią. Nieważne jak pachnę, nieważne co pamiętam, nie jestem nią. Tak jak i ona nie będzie nią, gdy się... jeśli się przebudzi.- odparła spokojnym, acz chłodnym głosem.-Może już cię nie kochać, może cię obwiniać o wszystko, może być wydmuszką... może być... tylko cieniem snującym się bez celu i życia. Nie dręcz więc siebie i jej. Odpuść sobie to wszystko i poszukaj szczęścia i nowego celu swej egzystencji.I pogódź się z tym, że ludzie umierają... po prostu.
- To fakt. -stwierdził Taker nakładając sobie sałatki na talerz. - Smutna sprawa, ale jakbyście też byli wieczni, to ciężko byłoby znaleźć miejsce dla siebie. -odparł chwytając w małe szczypczyki dziwnie wyglądającego kuzyna krewetki.

-” Myślałem że będzie bardziej przybity po tej twojej ckliwej gadce.”- mruknął jej wewnętrzny głosik.
-Możliwe, że ta cała opowieść o tej jego wielkiej miłości do żony, to... wasza błędna ocena sytuacji. Pewnie była dla niego zabawką, tak ja ta wieża.”- mruknęła Aryuki usadawiając się na stole. Jakoś nie miała ochoty siadać na krześle. Za to wtrąciła.-Jestem pewna, że jakbyś się postarał to byś sobie znalazł. Choć zamykanie się w kryształowej wieży z kilkoma demonicznymi sługami, to rzeczywiście nudny sposób spędzania wieczności. Lepiej już wyruszyć w świat.
- Wieżę zbudowałem jakiś rok temu. -stwierdził białowłosy machając lekceważąco dłonią. - Chciałem być nasz szanowny gość miał sporo przestrzeni i nie robił głupot. -dodał ze wzruszeniem ramion.
Grum zaś który dotąd przyglądał się scence z głupią miną w końcu wybuchnął. - Czy ktoś może mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi?! Gadacie jak para dobrych znajomych!
- To złudzenie. Ani my znajomi, ani dobrzy.- odparła żartobliwie Aryuki, wzruszyła ramionami.-Potem ci wytłumaczę. Na razie wystarczy wiedzieć, że nasz gospodarz próbuje wskrzesić swoją zmarłą małżonkę. Tylko po co w to wszystko mieszać jakieś dziewczę?
- Jak by się dało wskrzeszać ludzi bez poświęcania innych, to bylibyście niemal nieśmiertelni. -stwierdził Taker.- Zaś Anette odpowiada moim kryteria i daje się bardzo dobrze kierować.
-To jakie to kryterium?- odparła obojętnym tonem dziewczyna wzdrygając się na samą myśl o poświęcaniu życia kogoś dla tak odrażające eksperymenty.-I co chcesz osiągnąć? Wskrzesisz ją i...?
- Kryterium.. prościej będzie z wizualizacją. -mówiąc to mężczyzna pstryknął palcami a jedna ze ścian pomieszczenia wydłużyła się tworząc tablicę, na której znajdowało się wiele prostokątów połączonych liniami, wszystkie po za dwoma były przekreślone. - To drzewo genealogiczne mojej żony, od samego początku rodu, aż po dni dzisiejsze, jak widać Anette jest ostatnią żyjącą krewną. -wyjaśnił Taker po czym wkładając krewetkocosia do ust dodał. - Chce mieć z nią dziecko, po to ją wskrzeszam.
-Nie łatwiej byłoby uwieźć Anette? - westchnęła Aryuki, po czym wzruszyła ramionami i dodała ironicznie.-Ale tak... po co się wysilać. Lepiej wskrzesić zmarłą ukochaną, by... posiąść ją dla dziecka. A co się stało z poprzednim? Nie szukałeś go?
- Szukałem ale nie znalazłem, a jak mówiłaś ludzie nie żyją wiecznie, dziecko na pewno jest już martwe. Co do uwodzenia... Anette ma pewną ochronę która mi to uniemożliwia. Dla tego prościej jest ja poświęcić. -stwierdził wzruszając ramionami.
-Dzieci dorastają, pobierają się, rodzą kolejne dzieci. Może ono nie żyje. Ale mogą żyć twoi potomkowie.-odparła Aryuki pocierając podbródek.-Nie lepiej też... poszukać nowej miłości?
- Nie.-odparł sucho. - Chce jej i tylko jej.
-” No i to jest poprawne demoniczne myślenie! Chcesz coś, bierz to!”- pochwalił głos w myślach.
-Raczej rozkapryszonego smarkacza. Aaa tak... wypisz wymaluj, wszystkie demony są takie.”- odparła w myślach Aryuki. Po czym spojrzała na Takera i dodała.-Trochę mi ciebie żal, wiesz? To smutne co chcesz tu osiągnąć i nie mam ochoty z tobą walczyć. Ale nie mogę ci dać skrzywdzić tej dziewczyny. Po prostu nie mogę.

Sprawy potoczyły się inaczej, niżby to sobie wyobrażał Bain. Jego Magia Kryształu wymagała solidnego warsztatu, bo jak na razie praktycznie w ogóle się nie przydała, co go trochę frustrowało. Gdy został zamknięty w kryształowej bańce, było mu obojętne, co lub kogo spotkają na swojej drodze. Jednak, gdy zobaczył nieznajomego, przeraził się trochę. Był osobliwy, miał w sobie coś przerażającego. Aryuki ponownie przejęła inicjatywę. Może to i dobrze. Pozwolił tej dwójce rozmawiać, przy okazji wyciągając wnioski. Albo się znali, albo udawali, że się znają. No i nie podobała mu się ta sprawa ze wskrzeszaniem. On myślał, że spotka tu kogoś, z kim mógłby pogłębić swoją moc, a tu proszę. Osobiste sprawy brały górę nad całą resztą. Szkoda mu było tylko wspomnianej Anette. Po co poświęcać kogoś, by przywrócić dawne chwile, momenty, przeszłość? Jak zaznaczyła towarzyszka, nie wiadomo było, czy będzie to udany powrót i czy małżonka będzie zadowolona z ponownego bycia wśród żywych.

- Nie zamierzamy z Tobą walczyć Takerze. Ta wieża, w sobie tylko wiadomy sposób pożera energię magiczną większości zebranych. Jednak mam pewne pytanie, Po co Ci to wszystko? Chcesz tak po prostu mieszkać tu ze swoją małżonką? To Twój cel? Jeśli tak, to po co mieszasz nas w tę maskaradę?
- A co Cię obchodzi jakaś przypadkowa dziewczyna? -zwrócił się Taker do Aryuki po czym przeniósł wzrok na Baina. - Po pierwsze Panie Takerze, nie masz takiej renomy jak twoja towarzyszka by mówię mi per ty. Po drugie sami tu przybyliście, sami zrobiliście mi dziurę w ścianie, sami zabiliście mego sługę. To wy się w to wmieszaliście.
-W sumie, nic. Chodzi o zasady.- wzruszyła ramionami Aryuki. Taker miał wszelako rację. Dziewczyna była dla niej obca, a Andher jakoś nie potrafił wzbudzić w miko jakiekolwiek sympatii by mu pomóc. Zachichotała jednak słysząc ostre słowa Takera skierowane do Baina.-No, no... Nie powinieneś być dla nich taki surowy. Po pierwsze, to wielbiciele twego talentu do kryształowych konstrukcji. Po drugie, ten chłopaczek... Może być twoim potomkiem. A właściwie potomkiem potomka... wiesz jak to jest. Ma talent do kryształu, to pewne.
Po ostrych słowach właściciela kryształowej wieży spojrzał na Gruma, a następnie na Juna. Wszyscy trzej wymienili porozumiewawcze uśmieszki. - Chyba kpisz. Nie mam zamiaru mówić do Ciebie per “Panie”. Zwyczajnie sobie nie zasłużyłeś. Wieża nas interesowała ze względu na swoją strukturę, a w późniejszym czasie i właściwości, to wszystko. Myśleliśmy, że może stać się obiektem naszych badań, a przy okazji uratujemy istnienie ludzkie.
Następnie spojrzał ostro na Aryuki.
- Nikt Cię nie prosił o wyjawianie moich zdolności. Jeszcze chwila i pomyślę, że działasz z nim w jakiejś zmowie, bo tak szczerze mówiąc Wasza znajomość, co by tu dużo mówić, brzydko pachnie - skwitował. Od tamtej pory na jego twarzy widniał surowy grymas.
- To co teraz Takerze? Co zamierzasz zrobić? Będziemy tak sobie stać i gawędzić? Jeśli tak, to ja podziękuję. Wolę działać.
-Tak. Tak. Zawsze zabijam sługusów tych, którym służę. I zdradzam ich sekrety. Odkryłeś moją straszną tajemnicę. Tak naprawdę on i ja, jesteśmy kochankami.- odparła ironicznym tonem Aryuki, kpiąc wyraźnie z zarzutów Baina. Po czym spojrzała to na młodzika, to na Takera. Nie miała nic przeciwko temu, by mag kryształu pokazał co potrafi. Ona już trochę uszczupliła swe siły i obecnie grała na czas. Im dłużej Taker był zajęty nimi, tym... więcej czasu miał kapelusznik dla własnych działań.
- On moim potomkiem? Dobre sobie. -zaśmiał się Taker. - Chłopak to zwykły mag z niezwykłym jak na was ludzi przedmiotem na dłoni,tylko tyle nic więcej. Zwykły impertynencki chłopak. -dodał ostatnie słowa z błyskiem gniewu w oczach wyciągając szczupłą dłoń w stronę Gruma Baina i Juna. - Teraz czeka was kara za takie zachowanie. -mówiąc to zacisnął dłoń w pięść, zaś Baina i pozostali alchemicy poczuli jak otacza ich moc. Chłopak poczuł jak jego serce kłuje delikatnie, jak zaczyna wkradać się w nie ból, jednak przymknął oczy, skoncentrował się i odrzucił złowroga klątwę. Grum tak jak i mag kryształu oparł się zaklęciu, jednak Jun, opadł na ziemię, trzymając się na serce i dysząc ciężko z bólu.

-Wiesz.... arogancja to akurat, częsta cecha demonów.-burknęła w odpowiedzi Aryuki zsuwając się ze stołu.-Może i ta dziewczyna co ją więzisz, nie ma dla mnie znaczenia, ale do tej trójeczki nieco się przywiązałam. Więc daj im spokój. Poza tym... Skąd wiesz, że rzeczywiście nie jest twoim potomkiem? Potrafisz to rozpoznać, tak od razu?
- Zapach duszy. Do cecha którą rozpoznają tylko demony wyższe... no i moi słudzy gdyż ich obdarzyłem tym darem. Każda dusza ma swój zapach, zaś rodziny zawszę wydzielają podobny aromat.-wyjaśnił spokojnie Taker nie przerywając dręczenia Juna.
“- Niektórzy ludzie naprawdę śmierdzą.” -mruknął głos wewnątrz głowy Aryuki.
-To i tak lepiej niż z wami. Bo demony śmierdzą wszystkie.”-odgryzła się dziewczyna wysuwając katanę z pochwy.-No cóż... Nie możesz mi zarzucić Takerze, że nie próbowałam po dobroci.
Jej oczy zmieniły się gdy sięgnęła po swą moc.-Soulsense: Sweetspot.
Dlaczego tak szybko dał się zaskoczyć? W mgnieniu oka, moc Takera dosięgła nie tylko jego, ale i dwóch pozostałych kompanów, co świadczyło tylko o bardzo dobrych zdolnościach właściciela wieży. Grum był twardy, mężny. Ale Jun? Fizycy, inżynierowie może mieli smykałkę do tworzenia niezwykłych wynalazków, lecz nie byli obdarzeni odpowiednią krzepą.
- Zostaw go w spokoju! - krzyknął z wyczuwalną frustracją w głosie. - Nic Ci nie zrobił. Łatwo się znęcać nad słabszym. Dlaczego jeszcze raz nie spróbujesz na mnie? A może się boisz? - młody mag ściągnął z pleców swój młot. - Grum! Gotowy do duetu? - popatrzył na przyjaciela uśmiechając się porozumiewawczo. Gdyby nieprzyjaciel znów spróbował swoich sztuczek, Egiladrie próbuje odepchnąć zaklęcie tym samym sposobem, co wcześniej, tyle, że wkładając w obronę nieco więcej wysiłku.
Gdy moc Aryuki zadziałała, dostrzegła ona, że magiczna aura Takera połączona jest z ołtarzem i trumną, tak jak gdyby przekazywał im stale część swojej mocy. Zapewne go to w jakiś sposób aktualnie osłabiało ,jednak rodziło się pytanie po co to robił?
Demon uśmiechnął się spod swych białych włosów i ponowni zacisnął pieść. Baina po raz kolejny poczuł zbliżająca się moc, jednak przygotowany na to odparł ją bez problemu. Grum tym razem jednak dostał się pod wpływ klątwy. Staruszek upadł na ziemię wypuszczając swój topór na ziemię, Taker zaciskał zaś dłoń coraz mocniej powodując tym samym coraz większy ból w piersi Juna i krasnoluda.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-03-2012 o 17:52.
abishai jest offline  
Stary 11-03-2012, 17:47   #53
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jakieś przydatne porady ? Na przykład na temat jego sztuczek ?”- syknęła w myślach dziewczyna i ruszyła biegiem w kierunku Baina i Gruma. Krótki szept.-Soulspeed
I jej ruchy nagle przyspieszyły, a znalazłszy się blisko Baina, szepnęła mu do ucha.-Rozwal ołtarz. Tylko ty temu podołasz.
Uznała bowiem, może i błędnie, że ołtarz służy Takerowi do kontrolowania wieży. Osłabienie go na tym polu, nawet jeśli samego demona wzmocni, to da im jakąś przewagę w tej bitwie. Przestanie on kontrolować pole potyczki.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_2amTMsoui8[/media]

Poruszając się znacznie szybciej od ludzi, szybciej od demonów (przynajmniej większości), pognała w kierunku Takera. Zamierzała ciąć kataną, choć w ramach zmyłki. Tego cięcia Taker miał uniknąć, tylko po to by mogła wyprowadzić szybkie i celne uderzenie pięścią w brzuch wzmocnione jej duchową energią. Miała zamiar wyprowadzić przeciwnika z równowagi, na wszelkie sposoby.
-” Póki nie dobędzie swojej broni znaczy, że nie bierze was na poważnie, mimo to Taker i tak zawsze był ekspertem od klątw, więc lepiej przygotuj swój mały móżdżek na odpieranie ataków mentalnych. Po za tym przez te lata w waszym świecie mógł wiele się nauczyć. ”- odparł jej wewnętrzny demon. Taker uśmiechnął się widząc pędzącą dziewczynę po czym zaczął kreślić palcami prawej dłoni jakieś symbole w powietrzu. Nie zaprzestał tego nawet gdy dziewczyna zamachnęła się na niego kataną której zgrabnie uniknął. Pięść jednak dotarła do celu, a mężczyzna otrzymał potężny cios w brzuch, który oderwał jego stopy od ziemi i posłał go do tyłu. Mimo tego jednak Taker uśmiechnął się i dokończył kreślić symbol który zalśnił w powietrzu fioletową energią.


Glif poszybował w stronę Aryuki jednak dziewczyna zgrabnie go uniknęła, zaś korzystając ze swej szybkości niemal natychmiast zbliżyła się do naprawdę zaskoczonego takim obrotem sprawy Takera.
-A moja najbardziej użyteczna sztuczka jest blokowana przez ciebie.”-szepnęła do głosa Aryuki z wyraźną niechęcią. Zaś demon odpowiedział ironicznie.-”Zawsze... możesz zwolnić pieczęć.
Dziewczyna wiedziała, że albo się jej siły skończą, albo któraś z klątw dosięgnie, więc póki co zamierzała uderzać szybko i z pełną mocą. Doskoczywszy do Takera wyprowadziła szybkie poziome cięcie wzmacniając atak swą energią duchową.-Soulfury
Ostrze zalśniło blaskiem dążąc do celu. Zaś po ataku dziewczyna jakby zamarła szepcząc.-Soulspeed:Shade
Ostrze przejechało po ciele Takera, tworząc nań podłużną, lecz nie krwawiąca ranę, zapewne on jak i rudzielec aktualnie przebywał jedynie w swego typu skorupie. Mężczyzna przeturlał się po ziemi, po czym z błyskawicznym refleksem poderwał do góry, i używając obu dłoni stworzył z nich trójkąt. Nacelował nim na nieruchomą dziewczynę, zaś ze znaków które się w nim formowały momentalnie strzeliły błyskawice, trafiając prosto w Aryuki... ta jednak rozpłynęła się niczym miraż po tym ciosie.
“- Tej jego sztuczki nie znałem.-” usłyszała dziewczyna głoś w myślach.
-Miejmy nadzieję, że ty też znasz jakieś sztuczki, których on nie widział.”- odparła dziewczyna poruszając się z olbrzymią prędkością tak wielką, że oczy obserwatorów nie mogły za nią nadążyć.Tyle, że wysiłek taki był dla niej wielkim obciążeniem. I nie mogła zbyt długo przemieszczać się z taką prędkością.

Uskok w bok, błyskawiczne doskoczenie, by znaleźć się za plecami Takera. Szybko, szybciej... zdążyć, zanim minie zaskoczenie demona wywołane sztuczką jaką mu zaprezentowała.
Dziewczyna z rozpędu zaatakowała pchnięciem. Rękojeść broni ujęta lewą dłonią popychana do przodu prawą dłonią, by wbić się po łopatkę, przebić skorupę, ciało... dojść do serca. Przeszyć ten zgniły organ, demona.
-Swoją drogą, jakiej to broni używał Taker ? ”- spytała przy okazji wojowniczka.
- Żeby ja to jeszcze pamiętał... ale chyba kosy. A no i lubi się chronić glifami ochronnymi, pamiętam, że zawsze miał przy sobie pęk kołków pokrytych runami, skoro ich jeszcze nie wyjął to znaczy że wciąż uznaje to tylko za grę. Musi być bardzo pewny siebie skoro postępuje tak wiedząc kim jesteś. ”- skomentował demon.
Taker zaskoczony tym ze dziewczyna zdołała omamić jego wzrok odwrócił się w jej stronę. Był jednak zbyt wolny katana zdołała wbić się w jego ciało, z rany zaś trysnęła krew, widać dziewczynie udało się ominąć skorupę ochronną. Oczy Takera rozszerzyły się z niedowierzaniem, gdy w powietrze uniosły się krople jego posoki.


Rana błysnęła światłem, jak gdyby zaraz miała eksplodować. Trzeba było szybko podejmować nowe decyzje.
Bain zaś ruszył w stronę ołtarza, wykonanego z kryształu, by przy użyciu swej mocy zniszczyć konstrukcję.
Aryuki wyciągnęła ostrze z ciała Takera i błyskawicznie odskoczyła od niego. Być w ruchu, poruszać szybko i zwinnie, zmieniać miejsca ataku i cele ataku. I nie dać przeciwnikowi przejąć inicjatywy.Taka była jej taktyka.
Światło z rany rozlało się po ciele Takera które nagle wybuchnęło, kryształowymi odłamkami, jak gdyby całą jego osobę pokrywała niewidoczna druga skóra. Wśród opadających kryształowych fragmentów, stanął zaś uśmiechnięty demon, w którego wyglądzie niemal nic się nie zmieniło, jedyną różnicą był długa deska pokryta runami.


Taker spojrzał wesoło na Aryuki i zacmokał ustami. - Prawie przestraszyłem się nie na żarty. Czas chyba dać i tobie trochę rozrywki. -dodał chwytając deskę w dłoń niczym miecz.
“- No i oto i glify.”- mruknął sceptycznie głosik.
-Phi... też mi rozrywka. Powinieneś jakąś muzykę załatwić, tancerzy... ooo... magików ze sztuczkami karcianymi.- odparła Aryuki i dodała ironicznie.-I to by była rozrywka.
Po czym rozpędziła się pędząc wprost na Takera, by tuż przed nim uskoczyć w bok i zaatakować go błyskawicznym cięciem w głowę.
-Zobaczymy ile są warte te jego glify.- “mruknęła do siebie szykując kolejną sztuczkę, na wypadek gdyby ich oręża się zetknęły.
- Gdybym wiedział że lubisz muzykę zawołałbym jednego z moich służących, on ma dobry gust. Sebastian zaś na pewno dobrze tańczy. -zaśmiał się wesoło śledząc wzrokiem poczynania Baina, oraz starając się utrzymać spojrzenie na Aryuki, to jednak było trudniejszym zadaniem. Dziewczyna bowiem szybko niczym błyskawica doskoczyła do oponenta, a jej ostrze tnąc powietrze skierowało się ku jego głowie. Taker za wolno machnął deską by się nią zasłonić, wtedy jednak swoja moc pokazały glify. Na końcu dziwacznej broni demona, pojawiło się sporej wielkości koło stworzone z magicznych znaków i falujące fioletowej energii, które przyjęło na siebie uderzenie katany, całkowicie wchłaniając siłę ciosu.
“- Większy glif absorpcji, przydatna rzecz jednak ma pewne limity, rozpisanie go zajmuje sporo czasu a może pochłonąć tylko określoną liczbę uderzeń.” - pouczył Aryuki jej wewnętrzny głos, który tocząca się walkę traktował w pewien sposób osobiście.
Aryuki zobaczyła też że Grum i Jun powoli wstają z ziemi, klątwa która ich raniła musiała stracić na silę.
-Mogłeś mi to powiedzieć ZANIM zaatakowałam?”- wymamrotała telepatycznie Aryuki przelewając moc w słowa.-Soulblade: Parasite.- gdy bronie się stykały.
Odskoczyła od Takera tylko po to by nagle uderzyć z silnego zamachu, wpierw tnąc w górę, by Taker to zablokował, a potem przybliżyć się i wykorzystując to, że blokowała jego broń własną wyprowadzić cios pięścią w jego twarz wzmacniając uderzenie mocą.-Soulfist.
“- Myślisz że wiem jakimi glifami on dysponuje?”-prychnął oburzony demon. -” I tak ciesz się że Ci pomagam!”-dodał jeszcze.

Plan Aryuki na początku sprawdzał się, Taker zablokował jej cios z wesołym uśmieszkiem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że był to fortel. Jednak zorientował się na tyle szybko, że mimo szybkości dziewczyny uchylił głowę na bok ,tak że pięść musnęła jedynie koniuszki jego włosów. Demon zdecydował się kontratakować, póki miał ku temu sposobność i chcąc wykorzystać sztuczkę dziewczyny, wycelował wolną dłonią w jej twarz, w wypadku Takera jedna zamiast duchowej energii, cios wzmocniony był błyszczącym glifem. Dziewczyna nie była jednak byle kim, refleks i elastyczność wpisane miała w swój zawód, Uchyliła się przed ciosem przeciwnika, jednocześnie wykorzystując okazję, by trafić w jego głowę, ręką która ciągle błyszczała od duchowej mocy. Taker jak na demona wyższej rangi przystało, również nie chciał dać za wygraną, dla tego pochylił się nisko, a potem silnym ruchem ręki odbił dziewczynę od siebie. - Ładnie, mimo tylu lat wciąż jesteś w formie. -odparł prostując się po tej nieudanej wymianie ciosów.
-Nie jestem taka stara jak ty... I nie jestem nią. Twój nos cię zwodzi.- odparła dziewczyna poruszając się szybko i zwinnie... i poza jego zasięgiem.
Uśmiechnęła się ironicznie.- A co do sług, to... obawiam się, że twoja służba jest gburowata. Mając tyle czasu nie mogłeś im zafundować choć jednego podręcznika dobrych manier?
Czuła zmęczenie i to ją lekko przerażało. Traciła energię, nie uzyskując nic w zamian.
- No cóż, niestety Lucjan zawsze był nerwowy, ale Sebastian na pewno by Ci się spodobał. -odparł luźno Taker po czym zaczął kreślić deska w powietrzu sporych rozmiarów skomplikowany symbol.
“- Tego glifu nie kojarzę...”- powiedział niepewnie jej prywatny demon.
-Nie zamierzam czekać, aż skończy.-”odparła w odpowiedzi Aryuki i pognała do stołu, błyskawicznie chwyciła karafkę z winem i cisnęła nim prosto w Takera. Po czym znów poruszyła się, ciągle zmieniając pozycję i jedną ręką grzebiąc na ślepo w plecaku w poszukiwaniu racy sygnałowej.
Taker uśmiechnął się i przerwał rysowanie znaku nim jeszcze karafka ugodziła w niego. - Podpucha. -powiedział puszczając dziewczynie oko i przyjmując na siebie uderzenie naczynia z winem, uniósł drugą dłoń, którą w czasie gdy wzrok Aryuki skupiony był na rysowanym w powietrzu glifie, okrył zielonkawy blask.
Demon z impetem opuścił dłoń, uderzając nią w kryształową posadzkę, zaś palce złotej mieczniczki w tym momencie zacisnęły się na racy sygnałowej. Jednak nie było to wielkim pocieszeniem, bowiem dziewczyna zobaczyła jak ziemia zaczyna lekko falować i wybrzuszać się. Taker chyba postanowił w końcu użyć wieży jako swego oręża.
Bain bowiem nie radził sobie z ołtarzem, mimo że skupiał na nim cała moc, przedmiot walczył z nim nie dając się kształtować, możliwe że właśnie po to Taker przekazywał mu swoją moc, by stworzyć dookoła barierę ochronną.
Dziewczyna wskoczyła na stół, uznając że ciężki mebel, będzie bardziej stabilnym podłożem. Uderzyła jedną końcówką racy o rękojeść miecza, drugą celując w Takera. Raca wypaliła, a Aryuki liczyła, że wino na demonie ulegnie podpaleniu. I że nie jest on ognioodporny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-04-2012 o 16:01.
abishai jest offline  
Stary 11-03-2012, 19:26   #54
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
- Aleś ty brzydki... I taka paskuda uważa się za kogoś lepszego od ludzi - wyrwało się Andherowi. Miał nadzieję że monstrum uważające się za lepszy gatunek taki komentarz doprowadzi do szału i zaatakuje kapelusznika, nie jego towarzyszy. Znaleźli się tutaj za jego sprawą i jeśli ktoś miał w tej walce ucierpieć to tylko on sam. W tej chwili przede wszystkim był zdesperowany. Lao po tym ciosie zapewne był ciężko ranny więc cienisty musiał dać mu wystarczająco czasu by zdołał się pozbierać i wycofać z pola bitwy a Crona choć nie była ranna również w bezpośrednim starciu z potworem byłaby bez szans. Dlatego zaatakował demona licząc że przez wściekłość ten się odsłoni, jednocześnie oblekając ostrze rapiera w paraliżującą moc cienia

Obraza stwora chyba dała efekty, bowiem ten ruszył wprost na Andhera. Szybki i wściekły demon zamachnął się pięścią na kapelusznika, ten jednak zgrabnym piruetem zdołał uniknąć ataku. Kontratak okazał się jednak fiaskiem, bowiem stwór sparował cios swym ogonem, który okazał się twardy niczym stal. Zatem plan Andhera częściowo się powiódł, udało mu się sprowokować monstrum do ataku odciągając je od pozostałej dwójki. Miał nadzieję że Lao i Crona nie dadzą na siebie długo czekać, do tego czasu planował unikać ataków przeciwnika próbując znaleźć lukę w jego obronie. Dzięki swej zwiności był w stanie unikać potężnych pięści stwora bez większych problemów, jednak ogon był większym problemem. Wiotki, szybki i twardy niczym miecz sprawiał że kapelusznik nie mógł się skupić na szukaniu luk w obronie wroga. Raz nawet został zdzielony w bok, tym giętkim biczem, a wąż niemal nie wgryzł się w jego ciało. Taktyka którą teraz obrał zwycięstwa nie mogła mu zagwarantować. Crona zas stanęła w rogu sali koncentrując się i zbierając dookoła siebie ciemność, szykowała chyba coś potężniejszego niż zawsze....

Lao po ostatnim ciosie najwyraźniej został na dobre wyłączony z walki. Andher martwił się co z jego przyjacielem który dotychczas nawet po wielokrotnie silniejszych z pozoru uderzeniach zrywał się gotów do dalszej walki. Musiał zakończyć to starcie jak najszybciej by przekonać się czy włócznik nie potrzebuje jego pomocy ale jak do tej pory to jego przeciwnik był górą. Ufał Cronie jednak nie był pewien czy pojedynczy czar wystarczy by pokonać monstrum. Musiał sam wreszcie przejść do kontrofensywy. Pytanie brzmiało: jak? Gdy się nad tym zastanawiał cudem unikając kolejnych ciosów dotarło do niego jak był głupi że przeoczył dość oczywistą możliwość - w końcu w pomieszczeniu gdy do niego weszli rozlegała się muzyka! Po jednym z uników kapelusznik wyglądającym na całkowicie przypadkowy ciosem uderzył w gramofon po czym wykorzystał moc którą już wcześniej stworzył na bazie fragmentu ukradzionemu Shimizu

- Crimson Suite: Inferno!

Zaklęcie poskutkowało zadziwiająco dobrze. Monstrum olbrzymimi łapskami złapało się za głowę i zatoczyło w miejscu rycząc głośno niemal nie wpadając na kryształowe meble. Wtedy też zabłysnęła iskierka nadziei, bowiem przez rozchylone drzwi do sali wleciała wydłużająca się włócznia, która przebiła pierś potwora na wylot. Lao zaś dysząc stanął w wejściu trzymając długą w tym momencie broń. Stwór jednak za wygraną na pewno nie miał zamiaru dać, bowiem chwycił włócznię i począł się z nią szarpać, był niesamowicie rozsierdzony.
Crona zaś powoli uniosła ręce kontynuując wypowiadaną formułę czaru. -...niechaj ciemność pochłonie tych których uważam za wrogów, niechaj noc zada im swe ostatnie uderzenie... - ciemność zaś wirowała dookoła dłoni jak i ciała dziewczyny, widać zaklęcie które formowała wymagało niezwykłego skupienia i zebranie mocy magicznej.

Andher był zadowolony - znalazł możliwość dzięki której przestał być bezużyteczny w tej walce i mógł kupić Cronie trochę więcej czasu na dokończenie inkantacji. Ucieszył go również widok Lao, obawiał się że poprzedni cios wyrządził mu zbyt dużą krzywdę. Teraz najważniejsze było zajęcie uwagi potwora, więc kapelusznik postanowił przedłożyć możliwość ataku magią nad oszczędność many i ponownie wykorzystał atak dźwiękowy, tym razem jednak jednocześnie rzucając się do przodu by związać przeciwnika w walce wręcz. Kolejna fala dźwięku przeszyła powietrze, tym razem jedna potężny ryk potwora, rozbił zaklęcie. Ponadto zmęczenia dawało się kapelusznikowi we znaki, atakując bowiem nie zachował już swej zwyczajowej gracji i tylko łut szczęścia uchronił go przed strugą kwasu, którą wypluł z pyska wężowy ogon potwora. Mimo to los nie był łaskawy dla kapelusznika w każdym aspekcie. Potężna łapa stwora chwyciła kapelusznika w pasie ściskając go mocno i unosząc w górę. W tym też momencie spod jeleniej czaszki która przysłaniała twarz demona począł sączyć się dym, jak gdyby coś pod nią płonęło. Lao zaś nie mógł kontratakować, gdyż potwór mógł zasłonić się kapelusznikiem.

Unieruchomiony kapelusznik jęknął z bólu gdy żelazny uchwyt ściskający uszkodzone już wcześniej żebra częściowo przełamał czar znieczulający. Z jednej strony faktycznie potwór zajął się nim dając czas Cronie, jednak w tej sytuacji równie dobrze mógł nie dożyć do końca jej inkantacji. Na wyprowadzenie ciosu rapierem cienisty był zbyt blisko, nie oznaczało to jednak że nie mógł zaatakować - wypuścił bezużyteczną w tej sytuacji broń po czym płynnym ruchem wydobył dwa ukryte w rękawach sztylety i z całej siły spróbował wbić je w oczy rogatej maski
Jedno z ostrzy trafiło w oko stwora który ryknął z bólu i wypuścił Andhera łapiąc się z twarz. Wtedy też kapelusznik poczuł fale mocy magicznej. Odwrócił się i dostrzegł Cronę, której oczy strzelały małymi czarnymi błyskawiczkami, zaś w dłoniach trzymała kulę, uformowaną z tysięcy mniejszych sfer, stworzonych z ciemności.

-Darkness magic, wrath of the shadows. - wyszeptała dziewczyna i wypuściła kulkę z rąk.

Ta poszybowała w powietrzu w stronę stwora, a gdy tylko dotknęła jego ciała rozbiła się na tysiące małych kawałeczków, które oblepiły demona niemal w całości. Crona wystawiła przed siebie rękę, i zaciesnęła ją, a wtedy czarna materia uwolniła drzemiące w sobie pokłady magii. Moc eksplodowała na ciele demona, niczym potężna bomba, rozrywając jego ciało, jak i odrzucając wszystkich do tyłu. Różowowłosa uśmiechnęła się tylko i zemdlała z wyczerpania po tym karkołomnym wyczynie. Stwór zas leżał na ziemi jęcząc i rycząc z bólu, nic w tym jednak dziwnego, ponad połowa jego ciała była zniszczona, śmierć była tylko kwestią czasu.
Andher dopadł do dziewczyny by złapać ją nim upadnie po czym delikatnie ułożył ją na kryształowej sofie. Następnie podszedł do demona krzywiąc się z obrzydzenia. Nigdy dotychczas nikogo nie zabił i miał nadzieję że nie będzie do tego zmuszony ale tym razem przyszło im walczyć z wynaturzeniem które samo siebie nie określało jako człowieka. Obawiając się zdolności regeneracyjnych potwora musiał dokończyc teraz dzieła, dla bezpieczeństwa własnego, Lao jak i przede wszystkim Crony która będzie potrzebowała zarówno czasu jak i otoczenia innego niż ta wieża by dojść do siebie. Dzięki magii kontrolującej własny organizm wytłumił ból i mdłości po czym podszedł do konającej bestii. Magią wyrzutów sumienia uciszyć nie mógł ale w stanie w jakim znajdował się ich przeciwnik coup de grâce był jedynym rozsądnym wyjściem. Kapelusznik podniósł swój rapier i z przyłożenia wyprowadził sztych w środek jeleniej czaszki. Stwór jęknął cicho po czym blask w jego oczach przygasł, a sam potwór począł rozpadać się w czarny proch, po chwili z ciała monstrum nie pozostało zupełnie nic.

Andher podniósł i schował na miejsce również obydwa sztylety, po czym zwrócił się do Lao

- Wszystko w porządku? Widziałem że solidnie oberwałeś, jesteś w stanie chodzić?
- Tak nie ma problemu... byłem tylko lekko zaskoczony jego siłą i chwilę zajęło nim się pozbierałem. -odparł wojownik opadając na fotel. - Nie było łatwo, myślisz, że to najsilniejszy osobnik w tej wieży? No i co z Croną?
- Sądzę, że skoro był tylko sługą to jego pan będzie silniejszy... albo znacznie słabszy. Crona zemdlała chyba z powodu zbyt dużego wydatku mocy, dlatego powinniśmy jak najszybciej opuścić tą wieżę by mogła dojść do siebie. Ja sam jeśli mam być szczery niezbyt nadaję się na kolejną tego typu walkę, więc dalsze poszukiwania byłyby zbyt wielkim ryzykiem. Sądzę, że powinniśmy się wycofać
- Będzie to trochę źle wyglądać wobec tej Aryuki. -zaśmiał się włócznik wstając z miejsca.- Ale nie ma problemu spadamy stąd.- dodał z uśmiechem - Weźmiesz Cronę?
- Oczywiście. Możemy wrócić tutaj, ale najpierw musimy wynieść Cronę z tej wieży, obawiam się że dłuższa ekspozycja na te wysysające moc kryształy mogłaby w jej stanie być groźna. Jeśli tylko odzyska przytomność to wrócimy do poszukiwań Anette
- Dobra to idziemy. -stwierdził Lao i gdy Andher pochwycił Cronę ruszył wraz z nim w stronę wyjścia z wieży.

Lao miał sporo racji, wycofując się w tym momencie zachowywali się delikatnie mówiąc nie w porządku zarówno wobec tych z którymi przybyli na wyspę jak i Anette która potrzebowała ratunku. Jednak jeśli miał decydować czy ważniejsze jest dla niego bezpieczeństwo Crony czy tamtej czwórki wybór był prosty
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 14-03-2012, 17:16   #55
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Udało się, zaklęcie przezwyciężyło moc Ryo, a teraz wszyscy zostali rozrzuceni po magicznie zamkniętej przeszłości. Czy była to dobra decyzja? Odpowiedź na to przyniesie czas. Chłopak rozejrzał się po miejscu w którym się znalazł, trafił do zniszczonej już przez ogień i błyskawice dzielnicy, był tu tylko gruz, piach i zgliszcza. Kerei jednak szybko zobaczył osobnika, niepasującego do tego miejsca, bowiem on patrzył się na niego... chyba, bowiem oczy skryte miał pod metalową maską.

Ubrany w ciemny luźny strój z peleryną, siedział na stercie gruzu z której dokładnie było widać apokalipsę. Do hełmu przyczepiony miał symbol księżyca, który odbijał blask płomieni i błyskawic. Co gorsza Kerei nie widział go wcześniej tutaj, czy też na wyspie.
Mimo miejsca, w jakim się znajdował, Kerei odczuł...ulgę.
Dawno nie widział Babilonu w ten, czy inny sposób. Tym samym również zdawał sobie sprawę że im szybciej odnajdzie jakiś punkt orientacyjny tym szybciej zda sobie sprawę na której ulicy się znajduje. To by pomogło...Zraz.
- Kim jesteś? - zapytał beż żadnych dłuższych rozmyślań, spoglądając na postać w hełmie.
Musiał to być któryś z osobników z wyspy....Jednak, jeżeli stał na obszarze bramy, dlaczego go wcześniej nie zobaczył?
- Piątym. -odparł zamaskowany osobnik, dziwnie zniekształconym przez hełm głosem.- Jest tu niemal tak jak w opowieściach. -dodał nostalgicznie.
Kerei przyglądał mu się jak głupi przez pewną chwilę.
- Saa...to chcesz coś konkretnego, czy tylko wpadłeś pozwiedzać? - spytał. Po chwili jednak dodał - faktycznie 'prawie'. Ludzie zniekształcili w dużym stopniu architekturę w swoich archeologicznych opisach.
Rozejrzał się, spojrzał raz w lewo i raz w prawo. Ostatecznie uśmiechnął się do nieznajomego.
- Wiesz może gdzie znajdę Ryo?
- Ryo? -zapytał nieznajomy. - Nie znam, chyba że chodzi Ci o Reiego. W sumie podobnie. -dodał zamaskowany i westchnął siadając wygodniej na gruzach. - Sam mnie tutaj zaprosiłeś swoim zaklęciem, tak więc podziwiam upadek świata, nie często ma się ku temu sposobność.
"A więc musiał być na wyspie...W odległości kilkuset metrów, nie widząc, co się dzieje?" Niezrozumienie dla napotkanej osoby, sprawiało, że Kerei poczuł się wręcz przeciętnie inteligentnym człowiekiem.
- Nie istotne! Chodź, pomożesz mi! - zawołał i ruszył biegiem w losowym kierunku szukając Ryo oraz Ishira i Edgardo.
- Po Co mam Ci pomagać?- zagadnął osobnik nie ruszając się z miejsca.
- A czemu nie!? - Krzyknął za siebie.
- Nie znamy się, równie dobrze mogę być kimś kto chce Cię zabić, nie pomyślałeś o tym?- odkrzyknął osobnik w hełmie.
Kerei zatrzymał się.
- Już dawno byś to zrobił! Zresztą, wewnątrz labiryntu pełnego latających kul ognia i błyskawic, pajac w hełmie to moje ostatnie zmartwienie! - zauważył krzycząc w jego stronę. - Idziesz czy nie!?
- A w czym mam Ci pomóc? -zapytał osobnik zeskakując z gruzów i ruszając za Kereim.
- Muszę znaleźć trzech facetów. Jeden z nich będzie miał kapelusz, i chce mnie zabić. Temu muszę dowalić. - wyjaśnił z uśmiechem zaczynając swój marsz w zupełnie losowym kierunku, z nadzieją odnalezienia trójki.
- Ni brzmi to jakoś chytrze muszę przyznać. -stwierdził hełmoczłek i zapytał. - Długo będziesz mnie tu trzymał? Mam sprawy do załatwienia.
- Chytre szczegóły wymyślimy potem. Jak go już znajdziemy. - zaproponował. - Umm...Muszę cię zmartwić, że niestety wyjdziesz stąd dopiero, gdy zaklęcie straci efekt. - wskazał palcem na wschód. - [i] jak się przyjrzysz zobaczysz ostre ruchy wiatru. Jesteśmy w środku cyklonu. W porównaniu z huraganem jest on olbrzymi, więc będąc tutaj nic nie odczuwamy. Pamięć bramy kończy się gdy magiczny cyklon uderzy w wierzę. Tą dużą w centrum miasta.
- Albo gdy o prostu Ciebie zabiję. Przecież ty podtrzymujesz to miejsce. -powiedział zamaskowany jednak dalej spokojnie szedł obok Kereiego.
- Otworzyłem bramę - odparł. - Nic więcej. Jesteśmy w innym wymiarze, zamkniętym pętlą czasu. Wyrzuca on 'gości' gdy ponownie dojdzie do pętli. - stwierdził uśmiechając się i idąc przed siebie. Kłamał. Ot, tak po prostu.
- Zawsze będę mógł sprawdzić swoją teorię. -westchnął zamaskowany osobnik wzruszając ramionami. - Chociaż nie wiem czy pierwszy byłby z tego powodu zadowolony, jednak zbyt dużych wyrzutów tez pewnie by mi nie robił. Aczkolwiek drugi nie lubi zabijania, ten na pewno byłby wściekły. -zamyślił się głośno wkładając ręce do kieszeni.
- Nie jesteś niewolnikiem, możesz próbować wszystkiego, co ci się podoba. Pozostaje tylko odpowiedzialność...I szansa niepowodzenia - stwierdził. - Właściwie, kim ty u diabła jesteś? - zapytał.
- Jestem piątym już mówiłem. Wiesz nigdy nie miałem pamięci do imion... co gorsza jak sobie nie zapisze zapominam też swojego dla tego używam numerów. -wyjaśnił zamaskowany drapiąc się po metalowej osłonie głowy. - Szukałem na wyspie Ogdena ale chyba to miała być ta druga wyspa. -westchnął zasmucony osobnik w masce.
...
Kerei jak wryty wpatrywał się w metalowego człowieka.
- Dlaczego ja na to nie wpadłem!? - zakrzyknął do niego - Rozumiem twój problem! Ludzie tak zbędnie się irytują gdy nazywasz ich "ten-tameten"... - znowu się wyłączył i dłuższą chwilę przyglądał piątemu. - Ty też chcesz zabić Ogdena? - spytał.
- Nieee, pierwszy chce Ogdena mam go złapać i mu go dostarczyć. -stwierdził wzruszając ramionami piąty.
- Czy pierwszy to nie przypadkiem Rei? - Spytał. Nie za bardzo wiedział, co jego pan mógł knuć. Wiedział, że on wiedział że on będzie szukał Ogdena aby ją uwolnić. Nic poza tym. Zresztą...i tak nie było to w gruncie rzeczy istotne.
Z znudzoną twarzą przyglądał się duchom biegającym w panice wszędzie dookoła.
- Wszystko jedno. Słuchaj, Ogden trzyma taką dziewczynę, Kai. Pomogę ci zniewolić Odgena jeśli ty pomożesz mi ją uratować i zabrać. Umowa stoi? - spytał.
- Rei... Rei... a możliwe, nie pamiętam szczerze mówiąc. -stwierdził piąty. - Dziewczynę mogę pomóc uratować o ile spotkamy się u Ogdena, wiesz moim głównym celem jest schwytanie go. A nie mam wiele czasu zbliża się turniej, a pierwszy obiecał że weźmiemy w nim udział jeżeli do tego czasu złapiemy Ogdena.- powiedział podekscytowany.
- No to jesteśmy umówieni! - stwierdził - Powiedz mi gdzie szukać Ogdena, skopiemy Ryo i spotkamy się u doktorka! - stwierdził uradowany.
- Na drugiej wyspie! Głupi jesteś? Przecież już to mówiłem. -stwierdził nieznajomy kiwając głową z zażenowaniem.
- Ale nie wiem gdzie jest druga wyspa! - odparł - Wiem tylko tyle że nie tam gdzie pierwsza.
- Obok. -stwierdził dobitnie piąty. - Tak naprawdę są tu dwie wyspy, jednak druga jest całkowicie ukryta przez mgłę i zaklęcia ochronę więc jej nie widać. Tak przynajmniej mówił trzeci.
- ...Możesz mnie tam zaprowadzić? - spytał.
- Nie. Pierwszy zakazał zdradzać ścieżki. -odparł krótko piąty.
- Ale wtedy nie będę mógł pomóc~! Nie powiem przecież nic pierwszemu, a jak porwiesz Ogdena to i tak nie będziesz miał co zrobić z Kai. W końcu po co ci młoda dziewczyna z niewoli? - spytał. - No i zawsze jesteś zabezpieczony~! Jeśli zamknąłbym Ogdena tutaj, nie miałby dokąd uciec!
- Mam swoje sposoby by go pojmać. Ogden to tylko jeden starzec. -stwierdził piąty.
- Eto... - zastanowił się przez chwilę - świadkowie zeznawali że ma golema...taką maszynę z magią babilońską. I kameleona jako pojazd. Diabeł wie jakie jeszcze maszyny wymyślił do obrony.
- Będziesz mnie tylko spowalniać.-stwierdził piąty krytycznym głosem. - A jakiś zwierzak i metalowa puszka to żadne wyzwanie.
Kerei uśmiechnął się.
- Nie wierzę! - krzyknął - Jeśli jesteś taki dobry to znajdź Ryo i go skop, o!
- Po co mam walczyć z kimś kto mi nie przeszkadza?- westchnął piąty.- Mam coraz większa ochotę Cię zabić by rozproszyć zaklęcie.
- A czemu masz odmówić pomocy komuś, kto by ci pomógł? Sam trafie jak podasz mi koordynaty. - odparł pytaniem. - Jeśli golem to dla ciebie nie wyzwanie, to dla czego Ryo miałby nim być? Jak go zatłuczesz mogę poszukać szybszego sposobu na wyciągnięcie nas z tąd~ i przy okazji to będzie coś dobrego - Kerei coraz mniej rozumiał na jakiej zasadzie rozwijała się ta absurdalna dyskusja, po prostu jakoś przez nią płyną, mimo bycia na granicy nerwów rozmówcy. - Swoją drogą, jeśli mówisz na siebie samego "piąty" to znaczy że "pierwszy", "drugi", "trzeci" i "czwarty" są ważniejsi od ciebie? - nie wiedział skąd uderzyła go ta myśl, ale zaczęła nagle go nieco ciekawić. System wartości, w którym ktoś ustawia siebie pod innymi? Tak, jakby rozmawiał z niewolnikiem.
- Numeracja ba bardziej charakter kolejności werbunku, byłem ostatnim przyjętym. I nie mam ochoty ganiać jakiegoś Ryo, wypuść mnie stąd bo się naprawdę zdenerwuje. -stwierdził facet w hełmie stając w miejscu.
Zatrzymał się i odwrócił głowę do piątego.
- Jeśli przerwę zaklęcie stracę całą przewagę i najpewniej to Ryo mnie zabije, więc twoje groźby nic tu do cholery nie zmieniają. Zamknij japę i albo pomóż mi go zabić albo przestań mi grozić…To ty tu jesteś w gości, więc zachowaj choć trochę kultury. Poza tym, tutejszą magię będzie znał Ogden, jak ją postudiujesz ułatwi ci to życie, blaszaku. Jestem wysokiej rangi członkiem runicznych rycerzy, więc mimo wszystko wyjdziesz stąd gdy zaklęcie się wyczerpie, albo gdy zostaniesz przestępcą klasy S na całe swoje życie. - nie da się po dobroci? Trudno. Ruszył dalej nucąc jakąś melodię aby nie stracić tego absurdalnego klimatu jaki niedawno rozwinął, a w prawdzie podobał mu się.
Musiał znaleźć Ryo jak najszybciej. Walczenie z nim będzie bezsensowne, gdy limit czasowy zacznie zbliżać się do zera.
-Rangi S?- zapytał piąty stając w miejscu jak wryty. - To brzmi naprawdę zabawnie! -krzyknął głośno z dziecięcą radością w głosie. - Nigdy nie zabrakło by mi zabawek! -dodał rozstawiając ręce na boki, które powoli zaczynały błyszczeć, tak jak i księżyc na jego hełmie.
W momencie w którym spostrzegł błysk w jego dłoniach, szybko odskoczył i lądując uderzył ręką w ziemię. - Mana Shield!
Krzyknął mając nadzieję, że cokolwiek ten wariat szykował, zostanie zablokowane.
W sumie nie było w tym nic złego. Nagłe uderzenie mogło być jawną informacja gdzie się...Nie, nie da rady. Wybuchy słychać i widać w oddali co chwilę, nic się nie zmieni.
Światło szybko przybrało kształt półksiężycy zaś piąty uniósł je niczym bumerangi i cisnął w stronę tarczy Kereiego. - Moon magic, shurikens.
Do jasnej cholery, jakby jedna zbędna walka to nie było za mało, to jeszcze teraz jakiś wariat....
Faktycznie.
Gdyby nie kierował się brakiem osiągnięć czy celu z samego początku, nie musiałby tu teraz ryzykować. Nie niósłby żadnego obowiązku.
To on rzucił wyzwanie Ryo i tak samo teraz zagroził piątemu, dając mu powód do walki.
Po diabła podstawia sobie kłody pod nogi!?
- Mogę dać ci rangę SS jeśli zamiast mnie, zmierzysz się z Ryo. - zaproponował - O ile go znajdziesz, oczywiście
-Brzmi ciekawie. -odparł piąty, a krążące dookoła tarczy pociski znikły.- Gdzie jest?
I już? Od tak?
Nie zdejmując tarczy odparł mu - Na tym polega problem szukania. Musi być gdzieś w tym mieście. Jest w miarę wysoki, ma kapelusz, chodzi w fraku...ciężko pomylić.
- Okej, poszukam. -stwierdził uradowany piąty i ruszył sprintem w stronę miasta. Tak teraz Kerei był całkowicie pewny że ten osobnik był dziwakiem.
 
Fiath jest offline  
Stary 16-03-2012, 14:15   #56
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Za bramą


Przebywanie za brama otwarta przez Kereiego nie należał odo najbezpieczniejszych. Z nieba sypały się błyskawice a ogień spadał zen niczym deszcz, ponadto dochodziły do tego walące się budynki jak i poczucie zagrożenia ze strony Ryo ,który mógł pojawić się wszędzie. Ishir i Egardo, szybko spotkali się w mieście i ruszyli w tym samym kierunku. Nie chcieli rozdzielać się jeszcze bardziej, w grupie zawsze mieli większe szanse. Ostrze dzierżone przez elektrycznego maga zaś przekazało mu telepatyczną wiadomość. „– To Babilon… dawne czasy. Byłem przy tym jak to miasto ginęło, tu powstałem. ” – jednak na pogaduszki o historii czas przyjdzie potem. Teraz bowiem trzeba było skupić się na unikaniu niebezpieczeństw.

Kerei zaś mógł jedynie odprowadzić piątego wzrokiem bowiem ten dziwaczny jegomość popędził w stronę miasta wręcz na złamanie karku, omal nie wpadając w jedną z błyskawic. Każdy ma jednak jakieś hobby, jedni zbierają znaczki inni chcą zostać przestępcami najwyższej rangi. Co kto lubi jak to mawiają.
Kosiarz nie spotkał Ryo czy jakichkolwiek znaków jego bytności, z jednej stroną było to zaletą, z drugiej wadą, bowiem otwarcie bramy pożerało moc magiczna w zawrotny tempie. Zaś to mogło sprawić, że Kerei osłabi siebie bardziej niżeli Ryo, a wtedy potyczka z tym potężnym przeciwnikiem będzie na jeszcze bardziej przegranej potyczce. Kosiarza zastanawiało trochę kim tak naprawdę jest szaro skóry. Nigdy nie widział listów gończych za jego osobą, a nawet wzmianek o nim w dokumentacji , po powrocie jednak dokładniejsze przejrzenie papierów nie zaszkodzi na pewno.

Ishir i Edgardo mimo trudów podróży w końcu spotkali Kereiego, zaś szybka rozmowa rozjaśniła sytuacje kosiarza. Wychodziło na to, że Ryo wyszedł gorzej an pobycie za bramą, a teraz gdzieś się tu ukrywa. Zaś moc kosiarza niebezpiecznie zbliżała się ku dolnemu limitowi… tak więc chcąc, nie chcąc Kerei wymruczał kilka słów, a brama została zamknięta. Cały obraz dookoła trójki magów zaczął być pochłaniany przez piaskowy wir, a po chwili znowu wrócili na wyspę.

Na wyspie


Już po chwili wszyscy stali w tych samych miejscach, jak przed wessaniem przez bramę. Jedyna oznaką tego, że byli gdzie indziej był piasek na ich szatach jak i cisza przerywana jedynie uderzeniami zielonych gromów. Wszyscy których nie pochłonęła brama, albo uciekli albo stali na skraju lasu w postaci kamiennych posągów.
Ryo… on też pojawił się wraz z resztą. Mężczyzna wyglądał na obolałego i dość mocno poturbowanego, jednak jego ręka wygięta była w dziwacznym kierunku. Obrzucił morderczym spojrzeniem magów gotowych do dalszej walki po czym jego ciało zawirowało, a on zaczął znikać w małej czarnej kulce która powstała za jego plecami. Po chwili z cichym pyknięciem zniknął z wyspy.

Potyczkę można było uznać za wygraną… jednak ich wróg zbiegł, przez co zielone błyskawice dalej waliły z nieba. Robiły to coraz intensywniej, zaś statki były daleko. Ponadto poprowadzenie łajby w trzy osoby poprzez wody pełne potwornych rekinów zdawało się niemożliwe.

Wtedy jednak pojawił się promyk zwany nadzieją. Oto bowiem zupełnie normalnie wyglądający kamień , znajdujący się w pobliżu rozmawiających, uniósł się ukazując siwą głowę starego mężczyzny w stroju księdza.


Ten zlustrował otoczenie, a gdy tylko zobaczył trójkę młodych mężczyzn zakrzyknął do nich. – Tutaj jeżeli wam życie miłe!- cóż innego wyjścia aktualnie nie było, a ponadto Ishir mógł zapewnić towarzyszy o dobrych intencjach starca, poznał w nim bowiem księdza Joghurta. Starego księdza który ze wszystkich sił pomagał im rok temu w pracowni rodziny Shiro.

Dziura ukryta pod kamieniem doprowadziła trójkę magów do jednego z podziemnych korytarzy, który oświetlony był przez kilka pochodni. Nie byli jednak tu jedynymi gośćmi. Po za księdzem był tu jeszcze młody uśmiechnięty chłopak z olbrzymi mieczem na plecach…


Dłonie trzymał w kieszeniach swego czerwonego płaszcza kiedy wesołym głosem mówił. –… już niedaleko, według mapy jeszcze kilkanaście skrętów i będziemy na miejscu.
- To samo mówiłeś jakąś godzinę temu…-odprychnął mu kobiecy głos, jego rozmówczyni. Jednak nad stwierdzeniem czy rozmówca Krio był kobietą, warto był chwilę się zastanowić, bowiem pancerz szczelnie zakrywał każdy skrawek ciała postaci…


… z wielka kuszą na plecach. Kerei wiedział oczywiście że to Alicja, kuszniczka, która współpracowała z księdzem Joghurtem, sławna łowczyni nagród i najemniczka. Po za tą dwójką osób rozmawiających coraz to bardziej żywiołowo (Alicja zaczęła powoli sięgać po kuszę), oraz księdzem w korytarzu były jeszcze trzy nieznajome maga osoby . Pierwszą była staruszka która siedziała na kamieniu ściereczką przecierając kryształową kulę.


Była to kobieta o wyglądzie typowej nauczycielki. Wysoka, sucha oraz o wzroku który na myśl przywodził wszystkie niezaliczone sprawdziany. Edgardo poczuł aż kropelki zimnego potu na karku ,gdy przypomniał sobie swoją nauczycielkę. Wspomnienie każącej rózgi sprawiedliwości nigdy nie było miłe.
Kolejną osobniczą, była młoda szczupła dziewczyna ubrana w kimono…


… wspierająca się na bambusowym kiju. Jej fioletowe włosy były zmierzwione i siedziała cicho skulona obok staruszki, opierając głowę na jej kolanach, tuż obok magicznej kuli.
Ostatnią postacią był natomiast mężczyzna wyglądający na wczesną trzydziestkę, który palił spokojnie fajkę.


Ubrany jak typowy podróżnik, siedział pod ściana i wydawało się że wszystko ma gdzieś.

Joghurt spojrzał na nowo przybyłych i pierwszym co zrobił było uściśnięcie Ishira. – Cieszę się, że w końcu się znalazłeś. Co wy tu do cholery wszyscy robicie?I może ktoś mi wyjaśni co to za gniew boży szaleje na powierzchni? –zapytał ksiądz siadając na kamiennej posadzce i grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu piersiówki.

Tak, Joghurt się nie zmienił, dalej był najbardziej kontrowersyjnym duchownym wszechczasów.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 16-03-2012, 14:16   #57
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa w wieży

Andher

Gdy kapelusznik wraz z Lao, niósł Cronę ku wolności, poczuł niesamowita ilość energii magicznej, która rozchodziła się po wieży. Kryształowe ściany i posadzka zaczęły lekko falować i wyginać się, niczym woda targana lekkim podmuchami wiatru. Nie wiedząc co to może zwiastować, Andher przyspieszył kroku, nie chciał dopuścić by coś ich zaatakowało, gdy różowo włosa była w takim stanie. Włócznik również zrozumiał te idee bowiem ruszył biegiem za ubranym w prochowiec magiem. Na nic jednak zdał się pośpiech, bowiem po chwili kryształ był niczym błoto, w które zapadły się nogi uciekających. Substancja uformowała dookoła kapelusznika, Lao i Crony skorupę, po czym wystrzeliła do góry, niosąc ich w nieznane…

Anette

Dziewczyna unosiła się unieruchomiona w czasowej bańce mogąc jedynie myśleć. To co zdarzyło się parę chwil temu było naprawdę niezwykłe. Oto Sebastian, lokaj który usługiwał jej przez ostatni rok, pokazał w końcu swe umiejętności. Nim dziewczyna zdołała przywołać swoją moc, on już był za nią, przyspieszony w dziwny sposób, by pochwycić ją w magiczną moc swego zegarka. Teraz zaś Anette uwięziona w bańce czasu była niesiona ku nieznanemu… jednak po drodze którą wiódł ją Sebastian domyślała się gdzie jest transportowana. Do Takera.

Wszyscy w wieży.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pqaARDsiJv4[/MEDIA]

W momencie gdy Aryuki wystrzeliła flarę, z podłogi pomieszczenia zaczęły strzelać grube kryształowe macki, które chciały zasłonić Takera przed ognistym pociskiem, jak i oplątać dziewczynę. Jednak żadna z tych czynności się im nie udała.
Ognista flara niczym wiedziona magiczną mocą, mijała o włos wijące się macki, pędząc nieubłaganie w stronę demona o białych włosach. Jednak gdy pocisk był już dosłownie kilka centymetrów od przeciwnika, rozbił się o magiczną barierę.
„- Co do chol…?”- zaczął głoś w głowie dziewczyny, jednak nie musiał kończyć bo Taker odrzucił na boki poły płaszcza, ukazując powód rozbicia pocisku.


Szereg glifów ochronnych przyczepionych do jego ubrania. Widać demon uaktywnił je dopiero teraz, co znaczyło że zaczyna brać walkę na poważnie… albo to że zbliżała się jakaś ważna chwila. Jedno było jednak pocieszające, gdy pocisk rozbił się o niewidzialną barierę, jeden z glifów pękł i rozsypał się w czarny proszek. Tak więc obrona oponenta miała jakieś słabe punkty.

Aryuki jednak nie miała czasu na filozoficzne rozmyślanie na ten temat, powodów ujawnienia glifów oraz ich działaniu. Skupiona była bowiem na unikaniu macek, który niczym sieci starały się złapać dziewczynę. Póki co jednak jej niesamowita prędkość , pozwalała jej tańczyć po tych kryształowych sznurach bez żadnej szkody. Moc jednak uciekała szybko, a zmęczenie dawało się we znaki.

Bain, Grum i Jun nie mieli jednak tyle szczęścia. Krasnolud i inżynier zostali pochwyceni przez kryształowe sznury, które oplątały ich całkowicie, unosząc do góry, tak ze dwójka towarzyszy Baina wyglądała jak kryształowe kokony doczepione do łodyg bezlistnych kwiatów. Bain co prawda oplątany nie został, jednak zmuszony był do niszczenia nadlatujących więzów przy pomocy swej magii… a ta szybko się wyczerpywała.

Na środku Sali ponadto wyrosła kryształowa banką, która po chwili pękła ukazując sylwetki Nieprzytomnej Crony, Andhera i Lao. Kryształowe więzy które wyrastały z każdej możliwej powierzchni strzeliły też od razu w ich kierunku. Andher wypełniony adrenalina z powodu konieczności bronienia Crony, dał rade uskoczyć, przyciskając dziewczynę do siebie, jednak Lao od razu został pojmany w silny uścisk kryształu.

Gdyby tego było mało, to drzwi do komnaty otworzyły się a stanął w nich Sebastian…



…za którym w powietrzu unosiła się Anette, której nieruchome ciało przyczepione było do wielkiej lekko przezroczystej zegarowej tarczy. Taker uśmiechnął się i pstryknął w palce, tworząc w sklepieniu Sali otwór, usadzony tuż nad ołtarzem. Słońce akurat górowało nad tym miejscem zalewając ołtarz światłem… jednak nie miało to trwać długo zbliżało się bowiem… zaćmienie.

Białowłosy demon spojrzał pierw na Aryuki, po czym przeniósł wzrok na Andhera i uśmiechnął się. – Och zapomniałbym… zabiliście moje sługi a więc będę potrzebował tego… –mówiąc to wykonał kilka gestów dłonią, wywołując podmuch energii który wywrócił kapelusznika i wytrącił z jego rąk Cronę, która zawisła w powietrzu, utrzymywana w nim mocą Takera. – Ktoś musi przejąć ból towarzyszący powrotowi do życia… szkoda taka ładna dziewczyna, no ale cóż takie życie. – zaśmiał się Taker i ruchem głowy rozkazał Sebastianowi ruszyć w stronę ołtarza.

Sytuacja była zła, bardzo zła. Po za Takrem, magowie musieli walczyć z kryształowymi mackami i kto wie czy nie z Sebastianem. A teraz nie tylko Anette była w niebezpieczeństwie ale też i Crona.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 23-03-2012, 22:06   #58
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Mortis przedstawił się wszystkim nowo napotkanym osobom w typowy dla siebie sposób, kłaniając się zwłaszcza nisko staruszce, uważając jednocześnie przy tym by mieć idealnie proste plecy, po czym usunął się na bok, zostawiając opowiadanie Kereiowi i elektrycznemu magowi. Sam zaś wyciągnął srebrny klucz i machnął nim niby od niechcenia, z wyraźnym westchnięciem.
- Hirake, Chiioni no Tobira: Imp - szepnął niechętnie, jednak z wyraźną ulgą, że zagrożenie już minęło i mogli powrócić na kontynent.
- Co tak długo, zgredzie? - zaskrzeczał chowaniec. - Byłeś zbyt zajęty mordowaniem swojego pracodawcy i zawalaniem misji, żeby mnie przyzwać?
Tym razem dało się dostrzec, że Imp miał na sobie komicznie wyglądające grube okulary, a w ręku trzymał notes, w którym wielkim piórem coś skrzętnie zapisywał.
- Ale ocaliliśmy więźniów, co było naszym celem, prawda? - zauważył Edgardo, siadając pod ścianą i wyciągając spod płaszcza bandaż. Zdjął z lewej dłoni szmatę którą owinął ranę zrobioną wcześniej przez motyla, po czym wykonał profesjonalny opatrunek.
- Kogo obchodzi ilu śmierdzących rybaków ocaliłeś, jeśli nie ma kto ci zapłacić za wykonaną robotę!? To była jedna wielka porażka!
Chowaniec skreślił coś długim pociągnięciem pióra, po czym zarówno okulary, jak i notes znikły w płomieniach.
- Och, już nie przesadzaj. Zakon na pewno odda nam nasze wynagrodzenie jak tylko wrócimy z tej przeklętej wyspy. W końcu zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy.
- Obyś miał rację, bo nie mam ochoty następnego tygodnia spędzić z tobą w lesie polując na jelenie. Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na wielką ucztę!
- Jasne - powiedział bez entuzjazmu Edgardo - a teraz bądź łaskaw przez chwilę być cicho i daj mi odpocząć. Krew gorgony powinna szybko wyleczyć drobne rany, ale straciłem też sporo energii magicznej.
- Ależ oczywiście! - zawołał z zatroskaniem chochlik. - Będę cicho jak myszka! Ani mru mru! Mój pan musi odpocząć!
Chłopak ułożył się wygodnie pod ścianą i naciągnął na twarz kapelusz, a Imp w międzyczasie zaczął przechadzać się między zgromadzonymi, obwąchując co poniektórych, a innych, jak staruszkę z kryształową kulą, omijając szerokim łukiem.

- Ishir Razebur, mag Fairy Tail. - mag przedstawił się nieznanej mu części zebranych.
Widząc zachowanie księdza uśmiechnął się lekko.
- Nie po bożemu to pić samemu, gdy innych w gardle suszy. – powiedział z nutą wesołości w głosie.
Nie miał jednak zamiaru przedrzeźniać się z Joghurtem. Walka go wyczerpała. To, że stał na nogach było bardziej spowodowane adrenaliną krążącą w jego żyłach niż zachowaniem sił. Idąc za przykładem Edgardo usiadł pod ścianą opierając się o ścianę plecami. Jego postawa zmieniła się. Chwilę milczał z rękami splecionymi na kolanach patrząc w przestrzeń przed sobą.
- Gdy rozdzieliliśmy się w kuźni Shiro zmierzyłem się z samurajem Mifu. – rozpoczął mówić. Jego postawa jak i wzrok wskazywały, że nie jest do końca obecny.
-Po walce rozwaliłem generator mocy. Później wraz z towarzyszami ruszyliśmy na poszukiwanie reszty. Dalej pamiętam jedynie jak przeszył mnie miecz, który w teraz dzierży kosiarz. Straciłem przytomność. Gdy się obudziłem byłem w karocy wraz z pewnym czarnowłosym wojownikiem i Vars-Nu-Lin’em. Jakiś czas później trafiłem tutaj, jako niewolnik. Vars przydzielił mi prywatnego ochroniarza niejakiego Ryo. Miałem pomóc w sprowadzeniu braci Nu-Lin na wyspę. Rano przy pomocy Mifu udało mi się uciec. Niestety spotkałem Ryo. Samuraj został, by z nim walczyć, a mnie kazał uciekać. Tak też zrobiłem. Wtedy wpadłem na Shiro oraz czarnowłosego wojownika, który porwał mnie z kuźni. Kosiarz go pokonał. Rozdzieliliśmy się, ja ruszyłem w stronę plaży a on w stronę, z której przybyłem. – głos urwał się elektrycznemu magowi. Milczenie trwało dłuższą chwilę. Gdy można było już przypuszczać, że chłopak już się nie odezwie ten zaczął mówić. - Wpadłem na Varsa. Pokonałem go i dobiłem po walce. Później spotkałem San-Nu-Lina, z którym przybyłem tutaj. Jedno z zielonych wyładowań, wywołanych przez przerobionego Ryo zamienił go w kamień.
Tym razem Ishir zamilkł bez kontynuowania rozmowy. Schował głowę w ramiona i siedział tak bez najmniejszego ruchu.
- Nijaki Ryo wykorzystał starożytny kamień runiczny do połączenia swojej duszy z duszą kapitana komatsu, członka zakonu. Udało mu się uciec mimo wielkich starań, skała zaś dalej jest aktywna. - Stał cicho pod ścianą przez chwilę, dopiero teraz raczył się odezwać aby dokończyć historię Ishira.
Przez pewną chwilę zastanawiał się nad czymś, w zamyśleniu przegryzł dolną wargę patrząc się w ziemię…Potem westchnął.
Wyjął ponownie odznakę z wewnętrznej kieszeni kurtki, i spojrzał na nowo zebranych.

- Jesteście podejrzani o branie czynnego udziału w wydarzeniach, które miały tu miejsce, zaś pan Ishir oraz Edgardo zignorowali oficjalny nakaz ewakuacji. Wszyscy jesteście teraz zagrożeni uzyskania miana przestępcy średniej bądź wysokiej klasy zagrożenia. Po powrocie do wyspy zostanie oddani w ręce straży rady magicznej na przesłuchania. - Przyjrzał się im uważnie - Możecie również dowieść niewinności poprzez udzielenie pomocy w rozwiązywaniu obecnych priorytetów mojej misji. Chodzi tu o wyłączenie kamienia oraz odnalezienie drugiej, ukrytej wyspy w okolicy tej na której się znajdujemy. Wybór należy do was.
Nie mógł po prostu poprosić o pomoc? Widać, nie mógł. Ani on ani nikt w jego otoczeniu nigdy tego nie robił.
Agarth spokojnie siedział pod ścianą, pykając swoją fajkę. Po ucieczce przed szalejącą na zewnątrz magiczną apokalipsą potrzebował momentu na złapanie oddechu. Spojrzeniem odpędził impa, i przysłuchiwał się opowieści nowo przybyłych. Jego reakcję wywołały jednak dopiero ostatnie słowa jednego z nich.
- Czekaj. Czy ty właśnie próbowałeś mnie zaszantażować, i wrobić w udzielenie ci pomocy? - parsknął śmiechem - Dobre. Naprawdę dobre. Jeśli otrzymam godziwą zapłatę może nawet się zgodzę. Niemniej najpierw muszę załatwić swoje sprawy. - Uśmiechnął się promiennie, a jednocześnie złowieszczo - Moje źródła informacji donoszą że na tej wyspie znajdują się wysocy rangą członkowie mrocznej gildii Dark Scar. Muszę znaleźć jednego z nich i... przekonać... go do udzielenia mi informacji o aktualnym położeniu mojego ojca. Możesz oczywiście spróbować mnie zatrzymać. Wtedy cię zabiję. Mam nadzieję że się rozumiemy? - Zaciągnął się potężnie, a żar przez moment oświetlił mu twarz złowieszczym blaskiem. - Moje imię to Agarth Ensis. Może kiedyś o mnie słyszałeś?
- Nie. A co, powinienem cię z miejsca aresztować? - zapytał chowając odznakę i mocniej chwytając kosę. Fakt, był dosyć zmęczony, ale jak inaczej powinien reagować na groźby? - Dark Scar tutaj nie ma...Właściwie gildia jest oficjalnie uznana za rozwiązaną, chyba, że wiesz coś, o czym ja nie wiem. - uśmiechnął się - Jeden z jej byłych członków jest podejrzewany na ukrywanie się niedaleko tej wyspy...Za magiczną barierą. - mają jeden cel, więc może i tak go wykorzysta? Kto wie. - Nie wiem kim jesteś, młodziaku, ale wszyscy powinniście się spowiadać. Łącznie z Joghurtem. - spojrzał kątem oka na księdza - Czy ma to coś wspólnego z pańską pogonią na własną rękę?
- Nie, nie musisz mnie aresztować. Pracowałem parę razy z twoimi kolegami po fachu, zastanawiałem się czy któryś mnie wspominał. Wystawiali mi wspaniałe referencje. - Agarth wypuścił ustami strumień dymu. - W kwestii Dark Scar. Informacje pochodzą z czterech niezależnych źródeł, ich poszczególne fragmenty potwierdziło siedemnaście innych. Kiedy załatwiam sprawy prywatne, polegam tylko na sprawdzonych informacjach. Mam więc propozycję - uniósł się delikatnie ze swojego miejsca - Przestań mi grozić, a może będziemy współpracować. Więc odłóż broń - wskazał na kosę - i porozmawiajmy na poważnie, co?

-Tch. Mało co tutaj nie zginął i nie zmieniłem się w kamień, a mam ufać grupie ludzi pojawiającej się z nikąd? - zastanowił się przez chwilę… - Dawno nie byłem w kwaterze głównej, więc może i coś mnie pominęło, ale ciężko mi ufać na słowo. - spojrzał na Joghurta - Wyjaśnienia zostawię jedynej osobie jaką znam...Ah, i to nie są groźby. Zgodnie z protokołem mam obowiązek poinformować was w jakiej sytuacji się znajdujecie - wytłumaczył niezręcznie.
- Uspokójcie się wszyscy, bo nie ręczę za siebie. -prychnęła staruszka groźnie potrząsając palcem.- Pisane nam było się tu spotkać, więc nie róbcie scen. -powiedziała zerkając w kryształową kulę zaś Joghurt rzucił piersiówkę milczącemu Ishirowi i powstał ze słowami. - Nie wiem skąd mnie znasz, runiczny strażniku... chociaż mogę się tego domyślać. Co do kamienia, nie mam pojęcia jak go dezaktywować, ale o drugiej wyspie wiemy sporo. Sami tam zmierzamy w poszukiwaniu Ogdena. -stwierdził duchowny a Krio wtrącił się do rozmowy. - Skubany nieźle się ukrył, znalezienie mapy nie było łatwe, ale teraz wiemy że jedyny sposób to te tunele. Jeden z nich pozwala ominąć magiczną barierę i odnaleźć drugą wyspę.
- Kamień dezaktywuje tylko śmierć tego kto go obudził. -odezwała się staruszka.- Tak przynajmniej mówi kula.
Umysł Ishira powrócił do jego ciała akurat by chłopak mógł chwycić piersiówkę. Upił z niej spory łyk i podniósł się z ziemi.
- Czy Kula mówi gdzie sprawca się znajduje? – zapytał staruszki, po czym zwrócił się do Shiro. – Twoje informacje o mojej sytuacji nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Ale nie martw się. Jeśli chodzi o tego Ryo to ci pomogę. Nie, dlatego by uniknąć stania się przestępcą. Mogę nim zostać nawet pomimo współpracy. Zrobię to by pomścić Mifu i San-Nu-Lina. Jeśli zaś chodzi o Ogdena… Jakoś nie kojarzę bym spotkał go w przeszłości, lecz jeśli dasz mi sensowny powód by na niego zapolować to zrobię to.
Chłopak odwrócił się w stronę Agartha. Chwilę patrzył na niego, tak jakby go oceniając.
Znasz może imiona członków Dark Scar, których poszukujesz? – zapytał mężczyzny z fajką. –Może miałem nieprzyjemność spotkać się kiedyś z nimi.
- Podejrzani o branie czynnego udziału w wydarzeniach? - zapytał Edgardo spod kapelusza obojętnym głosem, nie zmieniając nawet pozycji. - Przypominam, że pan Ishir był tu przetrzymywany wbrew swojej woli, a ja, podobnie jak zresztą ty, wykonywaliśmy tutaj misję dla zakonu. Ponadto właśnie sobie przypomniałem, że wszelkie nakazy ewakuacji mogą obejmować jedynie cywili. Ja jako najemnik podlegałem wyłącznie rozkazom Komatsu i miałem obowiązek go chronić. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Umilkł na moment, i gdy wydawało się iż nie ma już nic więcej do powiedzenia, odezwał się ponownie:
- Pomogę ci, ale tylko dlatego że muszę wypełnić swój obowiązek. Dopóki nie będę miał pewności, że mój pracodawca jest martwy, dopóty nie mogę porzucić tej misji.

- Na początek - zwrócił się do Shiro - gdybym planował cię zabić, nie rozmawialibyśmy w tej chwili. A w kwestii tego których członków Dark Scar poszukuję, to każdy będący w miarę wysoko w hierarchii się nada. Jak znam mojego ojca, pewnie jest już znany większości. A skoro jesteśmy w temacie, to może orientujesz się czy są jacyś w pobliżu? Członkowie Dark Scar, znaczy się. - spytał Agarth, nie zaprzestając pykania fajki.
- Nawet jeśli są to nie zdradzają swojej obecności. - odparł Ishir po chwili zastanowienia. -Wiem na pewno, że nie ma tutaj Wodnego Dragon Slayera, jego ucznia ani tego ich szalonego doktorka Steina. Z pewnością jeśli nie ja ich to oni mnie by rozpoznali.
- No tak. Życie nigdy nie jest proste, prawda? - Agarth zawahał się przez moment, po czym ciężko westchnął - Zatem, z braku innych opcji, spróbuję szczęścia z wami, panowie. I tak ciężko będzie zrobić cokolwiek innego dopóki dookoła walą te błyskawice. Więc jaki mamy plan? - spojrzał uważnie po zgromadzonych - Bo zakładam że mamy jakiś plan, tak?
- My plan mamy, nie wiem jak wy. -powiedział Jogurt odpalając swoją fajkę. - Po co chcesz odnaleźć druga wyspę? -zapytał Kereiego. - A i straszyć sobie rangami przestępczymi możesz do woli, w moim wieku jakoś mnie to nie przeraża.
Spojrzał z uśmiechem na księdza.
- Tak jak cię opisywano. Cóż, jesteś samowolnym nie spokrewnionym z żadną organizacją najemniczą mścicielem. Nikomu zbytnio nie podpadłeś, ale z tego co wiem próbujesz zrobić to samo co ja: wyciągnąć od Ogdena siostrę Reia. Choć gówno wiesz o obydwu. Miło z twojej strony. Wedle tych ruin kamień może powodować dużo większe zniszczenia niźli się wydaje. Obecnie Ryo nic mnie nie obchodzi, ale jeśli druga wyspa jest połączona z tą, to tylko nam na rękę. Jeśli ktokolwiek z Dark Scar jeszcze się tutaj znajduje, to najpewniej ewakuował się na nią. W tym miejscu nie ma najmniejszego sensu pozostawać...Jeśli chce się żyć. Zarówno ten cały Stein jak i inni podejrzani o członkostwo mogą się tam znajdować. - Zastanowił się przez chwilę. - Jeśli macie plan to się nim podzielcie. Każdy z tutaj obecnych ma inne pojęcie o tym, co tu się dzieje, i w niczym to nie pomaga. Ja zajmuję się jedną, konkretną sprawą i z chęcią wam potowarzyszę. Wezmę też wasze intencje na słowo, ale prosiłbym abyście zaraportowali cokolwiek widzieliście i przeżyliście na wyspie jak nie do runicznych rycerzy, to do zakonników. Wyspę powinna przebadać duża, wyspecjalizowana grupa o konkretnych predyspozycjach...I takie tam. - uśmiechnął się przygłupio - dziękuję za ofertę pomocy~
- Plan jest prosty. -powiedział Krio.- Dostać się na wyspę, zlać Ogdena i zabrać siostrę Reiego, aczkolwiek z tego co wiemy miejsce do którego zmierzamy może być pełne zmutowanych potworów. -dodał uśmiechnięty najemnik po czym rzucił jeszcze luźno w stronę kosiarza.- A ty się tak nie spinaj młody, wrzuć na luz i ciesz się życiem jak to mówią.
- Ponadto dowiedzieliśmy się, że... Ogden nigdy nie należał do Dark Scar. -powiedziała Alicja zdejmując hełm i zarzucając burzą rudych włosów. Jej twarz była delikatna i mimo kilku blizn wciąż była kobietą atrakcyjną. - Aczkolwiek współpracował z nimi przez pewien okres.
- Po co ich szukacie? Kim jest Rei? -zapytała nagle fioletowowłosa posiadaczka bambusowego kijaszka.
- Ty jesteś Mortis tak? -zapytała nagle staruszka siedzącego pod ścianą Edgardo.
Chłopak podciągnął nieco kapelusz, ukazując jedno otwarte oko.
- Zgadza się, obaasan. W czym mogę pani pomóc? - odpowiedział uprzejmie.
- Znalazłam to na wyspie, coś mi mówi że zrobisz z tego dobry użytek. -stwierdziła kobieta po czym pogrzebała w kieszeni i rzuciła chłopakowi mały srebrny kluczyk.
- Hę? - Mortis przyjrzał się kluczowi, badając go uważnie. - Wygląda na klucz otwierający Bramę Duszy. Swojego czasu moja rodzina była w posiadaniu kilku z nich, ale ostatni przepadł kilkadziesiąt lat temu...
Dopiero po dłuższej chwili zdołał oderwać uwagę od klucza i spojrzeć jeszcze raz na kobietę.
- Jestem niezwykle wdzięczny. Na pewno się pani odwdzięczę.
Chłopak wstał, otrzepał się z kurzu i uniósł w górę klucz.
- Cóż, w takim razie lepiej jak najszybciej podpiszę kontrakt, nim ruszymy w dalszą drogę.
Wziął wdech, po czym ręką trzymającą klucz jednym ruchem rozciął przestrzeń między światem żywych, a zaświatami.
- Hirake, Tamashii no Tobira: Hitodama!
Z bramy otworzonej przez maga wyleciało powoli kilkanaście wirujących kulek o szybko zmieniających się odcieniach od jasnobieskiego do ciemnej purpury.



Kulki przez parę chwil tańczyły wokół zebranych, wirując coraz szybciej, aż w końcu wszystkie zbliżyły się do siebie i połączyły, przybierając postać jednego wielkiego ognika, o średnicy piłki koszykarskiej, pulsującego niebieskim światłem.



- Dusze zmarłych porozumiewają się z istotami żywymi telepatycznie, przekazując rozmówcy bezpośrednio emocje, dźwięki i obrazy - wyjaśnił wszystkim Edgardo. - Można używać ich do przekazywania informacji, przeprowadzenia rekonesansu, oświetlenia drogi, a także paru innych rzeczy, zależnie od rodzaju zakontraktowanych dusz.
Po tej wypowiedzi zwrócił się już bezpośrednio do ognika.
- No więc, macie jakieś konkretne wymagania jeśli chodzi o kontrakt z wami?
Chłopak milczał przez kilka minut, cały czas wpatrując się w ognik z ręką na podbródku, co jakiś czas jedynie przytakując.
- Rozumiem... więc część z was chce odpokutować za zbrodnie popełnione za życia, a reszta dobrych dusz, która przybyła z zaświatów chce wam w tym dopomóc? Nie ma problemu, nie zamierzam wykorzystywać was do żadnych niecnych celów. Dopilnuję by nasza współpraca była korzystna dla obu stron.
Słysząc te słowa ognik zatańczył wesoło, zatoczył jeszcze parę kółek nad zebranymi, po czym zaczął się gwałtownie zmniejszać, aż w końcu pozostał z niego płomyk nie większy niż zapałki, który w mgnieniu oka po prostu zgasł niczym zdmuchnięty lekkim podmuchem wiatru, a Mortis ponownie usiadł pod ścianą, czekając na wynik rozmowy Kereia z nowo poznanymi, w sprawie ich dalszych poczynań.
- Ryo nic cię nie obchodzi? – słowa wypowiedziane przez Ishira (którego umysł po raz kolejny w czasie tej rozmowy odpłynął gdzieś w nieznane i powrócił do ciała) dotyczyły, co prawda wypowiedzi Kereia, lecz nie były do niego skierowane. – - Ojcze Joghurcie, czy po wszystkim będziesz mógł mnie wyspowiadać? - niebieskowłosy zawahał się na chwilę. - Albo nie. Wyspowiadaj mnie teraz. Po wszystkim może być już za późno.
Ksiądz spojrzał zdziwiony na chłopaka po czym przytaknął lekko głową. - Tak... nie widzę problemu... -Po czym powstał- Chcesz odejść na bok?
-Tak. - przytaknął elektryczny mag. - Byłoby mi łatwiej.
Młodzieniec skierował swe kroki w najdalszy kąt kryjówki i tam się zatrzymał czekając na księdza.
Joghurt wstał i ruszył spokojnym krokiem w stronę Ishira pozostawiając na razie resztę osób samym sobie.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 23-03-2012, 23:31   #59
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- Pobłogosław mnie ojcze bo zgrzeszyłem - - zaczął Ishir formułkę, którą jeśli dobrze pamiętał powinien wypowiadać w czasie spowiedzi. - Wiele grzechów popełniłem w czasie swego żywota. Za pewne żałuję, za inne nie. Lecz ten, który popełnię wkrótce będzie grzechem najpoważniejszym.
- Dawno tego nie robiłem/ -westchnął staruszek stając obok Ishira.- Powiedz mi synu, jakie grzechy popełniłeś? Co trapi twoją duszę? -zapytał cicho Joghurt.
-Zwątpiłem w istnienie Boga. Uznałem, że go nie ma, a o naszym losie decydujemy my sami. Że śmierć jest końcem, a po niej nie ma nic... - odpowiedział mag po cichu, wolno, kończąc swoją wypowiedź w pół zdania.
Ksiądz zamyślił się chwile przeczesując swoje siwe włosy. Dopiero po chwili odpowiedział warząc każde słowo. - Widzisz chłopcze... każdy ma chwile zwątpienia, sam je miałem. Niektóre są krótsze inne dłuższe. Najczęściej miewamy je, gdy dzieje się coś złego w naszym życiu...- Joghurt przerwał na chwilę, cmokając cicho ustami po czym mówił dalej. -... nie będę Ci tu mówił o diable i jego planach, bo w to nie wierzę sam. Bo widzisz taka jest prawda, że ludzie są tym najgorszym i możliwe, że jedynym diabłem. To najczęściej przez nich cierpimy. Ale zastanów się... czy wszystko, co działo się w twoim życiu mogło być dziełem przypadku. Poznałeś dobrych i złych ludzi, przeżyłeś chwilę szczęścia jak i rozpaczy, rozpacz przynieśli Ci, którzy sami tylko ją mają. Ale co ze szczęściem? Czy nie sądzisz, że właśnie w nim należy doszukiwać się Boga? Jego natura wszak jest niezrozumiała, tak jak i radość. I to właśnie ona decyduje o tym jak prowadzimy nasze życie, wszak chyba każdy chce być szczęśliwy... czyli chce żyć z Bogiem. -mówiąc to staruszek poklepał maga po plecach.- A co do śmierci... to jakiś cykl, w pewnym sensie jest to koniec, ale jest to też w jakiś sposób świadectwo naszego życia. Ile osób będzie nas dobrze wspominać? Ile uśmiechów wywołają wspomnienia o nas. Człowiek nie umiera póki się o nim pamięta, dopiero wtedy nadchodzi prawdziwy koniec.
-Sześć lat temu umarła moja matka. -przemówił Ishir po długiej chwili milczenia. - Nie z winy ludzi, lecz z winy choroby. Wraz z nią umarła moja wiara w Boga. Odebrał mi jedyną osobę, która mnie kochała i którą ja kochałem. - kilka łez spłynęło magowi po policzkach. - Od tego czasu spotkało mnie wiele dobra, poznałem wielu przyjaciół... Gdyby nie jej śmierć z pewnością nie byłbym tym, kim jestem teraz.... Ale, w głębi serca... gdzieś tam na samym dnie duszy... Oddałbym wszystko to, co mnie spotkało do tej pory byleby ona żyła.
- Właśnie o tym mówiłem.-stwierdził ksiądz.- Nie mówię, że śmierć twojej matki była dobrem, każdy ma prawo by żyć jak najdłużej. Ale dzięki temu, że ruszyłeś w świat, nie tylko spotkało Cię dobro, ale dałeś też dużo dobra. Spójrz w przeszłość, pomyśl o swoich przyjaciołach o Reim, Shimizu i reszcie... czy twoim zdaniem byli by tym, kim teraz są gdyby nie poznali Ciebie? A zakon? Cały zakon szukał Ciebie, San-Nu-Lin włożył w to wiele pracy, dlatego że właśnie ty w jego życie wniosłeś wiele dobra. -zakończył ksiądz zerkając na maga.
- I skończyło się to dla niego zamienieniem w kamień. - powiedział z goryczą w głosie Ishir. - Tak samo Mifu. Ryo go zabił, ponieważ jego los skrzyżował się z moim...
- Mówisz o tym białowłosym samuraju? Może Cie to pocieszy, ale żyje. Spotkaliśmy go w tunelach, był nieprzytomny i stracił dużo krwi, ale zajął sie nim Justin... nie wiem czy go pamiętasz. Dla tego teraz nie ma go z nami, użył pewnej starej sztuczki i wraz z samurajem teleportował się z wyspy, myślę, że długa rehabilitacja postawi go na nogi.- powiedział Joghurt po czym dodał. - Tak San-Nu-Lin przemienił się w kamień, ale właśnie przez to dał Ci w życiu jakiś nowy cel prawda? Zastanów się teraz nad jednym. Czego tak naprawdę chcesz, zemścić się na tym całym Ryo... czy po prostu przywrócić San-Nu-Lina do życia? -zapytał ksiądz mierząc Ishira wzrokiem.
Pytanie Joghurta przez długi czas pozostawało bez odpowiedzi. Ishir stał z opuszczoną głową bijąc się z myślami. Czego chciał? Zemsty czy ratunku dla przyjaciela? Jeszcze przed chwilą był pewny, że pójdzie by walczyć z Ryo i zabije go nawet za cenę własnego życia. Teraz...
- Chcę... - - głos chłopaka zdradzał jego lekkie zdenerwowanie. - Chcę uratować San-Nu-Lina. A gdy to zrobię chcę znaleźć i zniszczyć każdego, kto kiedykolwiek zranił mnie lub moich przyjaciół - mag podniósł głowę i spojrzał wyzywająco w oczy księdza. -Bez względu na to co mnie spotka na tej drodze nie cofnę się. Nigdy więcej.
Joghurt uśmiechnął się, po czym powiedział. - Najpierw skupmy się na uratowaniu San-Nu-Lina, co do niszczenia... z tym sie należy wstrzymać. Zemsta to zły doradca, który przynosi smutek nie tylko ofiara, ale i mścicielowi. A najlepszym sposobem by się na kimś zemścić to tak naprawdę, pokazać mu swoje szczęście. -stwierdził Joghrt i pociągnął mocno ze swej piersiówki.
-Są jednak tacy, którzy czynią zło z wyboru. Oni raczej nie będą się przejmować tym, że ktoś, kogo skrzywdzili jest szczęśliwy, lecz postarają się go skrzywdzić ponownie. - odparł mag czując się lekko przytłoczony słowami księdza.
- Tak są i tacy... ale ich najlepiej zostawić starszym. Nienawiść rodzi nienawiść. Nie warto się nią zatruwać od młodości, to tak jak alkohol, jeżeli zaczniesz za szybko, zniszczysz sobie życie. Jeżeli zrobisz to na starość to ta pyszna trucizna nie zdąży Ci nic zrobić, bo załatwi to za nią czas. -stwierdził duchowny drapiąc się w podbródku.
-Może i masz rację. - Ishir całkowicie dał się przekonać Joghurtowi. -Nie mniej jednak czuję coś, że los za mnie zdecyduje. A nawet, jeśli nie niszczyć to walczyć będę musiał. Mam już paru wrogów. A ich lista raczej się zwiększa niż maleje.
- To już inna sprawa, wiesz życie bez wrogów było by nudne. Ponoć im więcej masz wrogów, tym lepiej żyjesz, bowiem wrogość najczęściej powstaje z zazdrości. -zaśmiał sie ksiądz, po czym zapytał. - Lepiej Ci synu?
-Tak, lepiej. Dziękuję ojcze.

- Jaaaakie to smuuuuutne! - ryczał chochlik, ocierając załzawione oczy. - Wiedzieliście, że Alberto został ścięty za dezercję? A... a Manuel sprzedał swojemu sąsiadowi nieświeże mięso i cała jego rodzina zmarła na salmonellę. A Francesca złamała serce swojemu ukochanemu, który popełnił samobójstwo... Czeeeemu na świecie musi być tyle zła i cierpienia!? Niech mnie ktoś przytuli!
Szlachcic tylko westchnął głęboko.
- Uspokój się, po to podpisaliśmy ten kontrakt żeby im pomóc. Jeśli dobrze pójdzie to za mniej niż sto lat wszyscy będą mogli spoczywać w spokoju.
- Znałem kiedyś jednego Alberta, to był spoko gość. Sprzedawał najlepsze ryby w mieście. -stwierdził Krio, a Alicja tylko pokręciła głową czując, że chochlik i najemnik szybko się dogadają.

Ishir powrócił do reszty wyraźnie w lepszym nastroju.
- Pokaż mi mapę. – zwrócił się do Krio. - Spędziłem w tych korytarzach ostatni rok. Przynajmniej nie stracimy czasu nie przeszukiwanie tych, które znam.
- Oto i mapa. -powiedział głośno Krio rzucając świstek Ishirowi, po czym zwrócił się do chochlika. - A jak nazywał się ukochany tej Francesci?
Elektryczny mag dokładnie przyjrzał się mapie. Chwilę zajęło mu odnalezienie się w zawiłościach korytarzy i przełożenie roku chodzenia po podziemiach na płaski widok z góry. W końcu jednak udało mu się tego dokonać. Wyczyn ten sprawił, że chłopak uśmiechnął się szeroko.
-Jeśli chcecie to mogę was poprowadzić. Nie wiem, gdzie jest przejście na drugą wyspę, ale wiem na pewno gdzie tego przejścia nie ma. – oznajmił zebranym. –Nie mniej jednak proponuję wstrzymać się z wymarszem byśmy mogli w pełni zregenerować nasze siły. Z pewnością zmutowane stworzenia, o których ktoś już wspomniał będą najmniejszym problemem na naszej drodze.
- Zgadzam się - przytaknął mu Edgardo. - Ale czy któreś z was ma może przy sobie jakąś strawę? Nie wiem jak ty, Ishirze, ale ja i Kerei nie zjedliśmy dzisiaj nawet śniadania, a ciężko regenerować siły o pustym żołądku.
Chowaniec opowiadał tymczasem Krio historie wszystkich poszczególnych duchów, żywo przy tym gestykulując.
Krio zaś po chwili wybuchnął płaczem przytulając do siebie małego stworka i rozpoczął szlochanie nad niesprawiedliwością świata, jako takiego.
-Też bym coś zjadł. - powiedział niebieskowłosy co potwierdziło burczenie w jego brzuchu. - Co prawda śniadanie już jadłem, ale chleb i woda zbyt pożywne nie są. Poza tym i tak muszę nadrobić wagę, bo w ciągu roku tutaj dość zmizerniałem. Więc ma ktoś, coś do jedzenia? - powtórzył pytanie, po czym spojrzał znacząco w stronę chochlika. - Hm... Chochlik w sosie własnym, lekko przypieczony... Jesteś może jadalny? - zapytał chowańca.
- Nie jest tego dużo... -stwierdził Alicja grzebiąc w plecaku. -... ale się wam należy. Jedzcie, na wyspie powinniśmy znaleźć coś do jedzenia o ile nas tam zaprowadzisz. -mówiąc to podała niebieskowłosemu worek z prowiantem do rozdzielenia między resztę. Wielkich rarytasów tam nie było, ale dla Ishira, który ostatni rok spędził na chlebie i wodzie, takie coś jak suszone mięso czy też ryż było prawdziwą ucztą.
- O, żarełko! - chochlik w jednym momencie zapomniał duchach i przysiadł się do Ishira, czekając na swoją porcję. - Gdybyśmy tak mieli jeszcze coś do picia, to przy tych pochodniach czułbym prawie jak na uczcie w twoim zamku, Ed.
- Świetny pomysł - stwierdził Mortis, również przesiadając się bliżej niebieskowłosego. - Może tak skoczyłbyś na chwilę do Otchłani i przyniósł z mojej skrytki coś o dobrym roczniku?
Stworek zastanowił się przez moment.
- Dużo już tego nie zostało. Jesteś pewien, że nie lepiej zostawić to na jakąś lepszą okazję?
- Chyba słyszałeś pannę Alicję. Może i nie zakończyliśmy jeszcze naszej misji, ale jak na jeden dzień udało nam się osiągnąć niemało. Uratowaliśmy dzisiaj wiele istnień, więc chyba coś nam się za to należy.
- Nie musisz dwa razy powtarzać.
Chowaniec zatarł ręce, po czym zniknął i pojawił się ponownie minutę później, niosąc w jednym ręku dużą tacę z dziesięcioma złotymi pucharami i ścierkami (co już samo w sobie było dla niego sporym osiągnięciem), a w drugim kubełek z lodem, korkociągiem oraz butelką z ciemnego szkła.
- Specjalne czerwone wino rodziny Mortis - rzekł z dumą Edgardo, biorąc do ręki puchar. - Zaufajcie mi, na całym świecie nie znajdziecie drugiego takiego trunku. A co najlepsze, następnego dnia będziecie się czuli lepiej niż przez całe swoje życie.
Poczekał aż chochlik rozda wszystkim ich kielichy i odkorkuje butelkę, a następnie naleje mu pierwszy łyk do skosztowania czy wino jest dobre.
- A to wszystko dzięki sekretnemu składnikowi przekazywanemu w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie od przeszło trzystu lat - mówiąc to wychylił swój puchar, po czym otarł usta ściereczką - Niestety na mnie nie ma ono wpływu, ale powinno za to przywrócić wam siły i sprawić, że wasze rany zaczną się goić w błyskawicznym tempie.
Ostatnie zdanie skierował do Ishira i Kereia.
Ishir bez słowa przyjął worek, z którego wyciągnął swoją porcję jedzenia. Wystawił puchar by chochlik nalał mu wina. Skinieniem głowy podziękował Alicji i Edgardo oraz jego Chowańcowi, po czym zabrał się do jedzenia. Jadł powoli, delektując się smakiem dawno niewidzianych potraw. Trunek równie wolno znikał z pucharu. Niebieskowłosy całą swoją uwagę skupił na posiłku odcinając się od reszty osób.
- Polej, mały. - Stwierdził Agarth do chochlika - Odrobina wina przed walką nie zaszkodzi. Dodaje jasności umysłu i zwiększa płynność ruchów. - Gdy chowaniec nalał mu jego porcję, Ensis wychylił kielich jednym płynnym ruchem. - Niezłe. - odłożył pusty już puchar na bok - Darmowy alkohol i robota którą kocham. Żyć, nie umierać. - wyciągnął się na tyle wygodnie na ile pozwalała na to powierzchnia jaskini i przymknął oczy. - Wy się cieszcie posiłkiem, a ja tu sobie podrzemię przez moment, skoro i tak nie mam nic lepszego do roboty.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 01-04-2012, 21:25   #60
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Cudnie. Gdzie są ci słynni runiczni rycerze, kiedy są potrzebni ? - westchnęła Aryuki obserwując to wszystko.


-Kapeluszniku, ja uwolnię Lao i zajmę uwagę białowłosego, ty rozbij ten przeklęty ołtarz... jeśli zdołasz. Lub uwolnij dziewczyny. A zresztą...- rzekła Aryuki nie tracąc czasu i poruszając się błyskawicznie. Cięła po kolei każdą napotkaną mackę nie poświęcając im zbyt wielkiej uwagi. Były przeszkodami. Ważne było uwolnienie włócznika i zmianę proporcji sił bardziej na ich korzyść. Trochę szkoda jej było Gruma i Juna, ale cóż... ich przydatność w walce była relatywne niska. A ona nie mogła marnować i sił i mocy. Nie teraz, gdy miała ich coraz mniej.
Andher był delikatnie mówiąc wycieńczony poprzednią walką i nieszczególnie uśmiechał mu się pomysł brania udziału w kolejnym starciu. Nie miał jednak wyboru, białowłosy wplątał w całą tą sytuację zarówno Lao jak i Cronę których bezpieczeństwo było dla kapelusznika równie ważne jak jego własne. Aryuki zaoferowała swoją pomoc w uwolnieniu włócznika za co kapelusznik był jej wdzięczny, mógł bowiem bez wyrzutów sumienia skoncentrować się na Cronie. Uznał zatem, że warto podzielić się z dziewczyną zdobytymi informacjami

- Do wskrzeszenia konieczny jest odpowiedni układ planet jak i zapewne samo zaćmienie, więc w teorii wystarczy odwlec rytuał wystarczająco długo

-Jeśli mu się nie uda, to i ją i nas zabije.- odparła Aryuki będąc coraz bliżej uwięzionego Lao. Może i Anette oszczędzi, ale reszta nieproszonych gości była idealnym celem do wyładowania gniewu zawiedzionego piekielnego lorda.

Zdawał sobie sprawę że samo zaćmienie jest w stanie potrwać wystarczająco długo by przeciwnicy spokojnie mogli dokończyć swój rytuał, jednak nawet z pozoru nieistotna informacja mogła być decydująca a on sam w każdej chwili mógł stracić przytomność jeśli zdecyduje się uciec do silniejszej magii. Mimo całej nerwowości tej sytuacji nie mógł pozwolić sobie na utratę panowania jak w wizji stworzonej przez Sugetsu, musiał zastanowić się nad następnym krokiem. Co było kluczowym elementem dla planu? Mężczyzna idący w stronę ołtarza? Światło które w tej chwili wpadało do środka? Musiał działać w miarę możliwości bez wykorzystania magii, zbyt dużo zużył jej wcześniej a na dodatek mogli być na nią odporni jak poprzednie monstrum. Dlatego dobył broni i ruszył w stronę Takera przygotowując jedyny czar o którym wiedział że zadziałał na poprzedniego demona
- Crimson Suite: Inferno!

Wcześniej zadane obrażenia i powolne zużycie magii nastręczało pytania pt. “Czy na pewno będzie tak łatwo, jak przewidywał to Bain?”. Przewidywał, że połączone siły, zdołają unieszkodliwić demonicznego Takera.
Gdy macki porwały dwóch, jemu najbliższych ludzi, zdecydował się na interwencję. Na razie zignorował sprawę ołtarza i nieznanej mu dziewczyny, która miała stać się ofiarą. Młody Mag Kryształu przyklęknął na jedno kolano, skupił się, przymykając oczy i aktywował rękawicę. Szafirowy kryształ umieszczony pośrodku przedmiotu zabłysł nikłym światełkiem, a jego ręka zaczęła pokrywać się liniami. Wzniósł ją do góry, po czym wyszeptał:
- Crystal Arm! - górna kończyna przedstawiciela rodziny Egiladrie, zaczęła pokrywać się kryształową materią. Plan był prosty. Przyłożyć zmienioną magicznie rękę do macek, po czym wpłynąć na strukturę kryształu macek sidlących Gruma i Juna. Gdyby spadali z dużej wysokości, Bain odrywa rękę od diabolicznych macek i próbuje złapać obu przyjaciół z Konfederacji Alchemików.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=V1QJMI7znVA&feature=related[/media]

Wszyscy obecni w sali zaczęli wykonywać swoje ruchy, każdy miał własne priorytety i cele, jednak wszyscy mieli wspólnego wroga, demonicznego władcę Takera.

Andher ruszył w stronę przeciwnika, posyłając nań kakofonię dźwięków, Taker jednak nie miał już zamiaru bawić się z atakami których mocy nie znał, gdy rytuał był tak blisko białowłosy wolał nie ryzykować. Demon chwycił jeden z glifów i machnął nim wsysając druzgoczącą moc zaklęcia, zaś kapelusznik dostrzegł, że kilka run, które świeciły lekkim blaskiem, zgasło. Glify więc działały zapewne jak pojemnik na magię, ale o ograniczonej pojemności. Rapier kapelusznika ze świstem przeciął powietrze, jednak deska pokryta glifami skutecznie go zablokowała. W ruchach Takera widać było, że przez setki lat nie zaniedbywał szermierki, bowiem, trzymając niczym ostrza dwa glify natarł na czarnego maga. Póki co kapelusznikowi udało się unikać i blokować ciosów, jednak Taker z każda chwilą stawał się coraz bardziej drapieżny w swych poczynaniach.

Aryuki w tym samym czasie, uskakując przed kilkoma mackami, a jeszcze parę innych ścinając niczym zwykłe gałązki dotarła do Lao. Jednym płynnym silnym cięciem od góry uwolniła obwiązanego włócznika, których głośno złapał powietrze i uśmiechając się w podzięce wycelował swą włócznią w białowłosego. Drzewce broni wydłużyło się z wielką szybkością, niczym pocisk lecąc w stronę demona walczącego z Andherem. Taker jednak bez problemu odbił broń jednym z glifów i płynnie powrócił do atakowania Andhera, którego stanowczo odpychał od lecącej w stronę ołtarza Crony.

Bain zaś chwycił za demoniczne kryształy, które więziły jego towarzyszy i ścisnął jej z całej siły. Zielona materia zaczęła nagle zmieniać się i porastać zupełnie innymi kryształami. By po chwili wybuchnąć z trzaskiem tłuczonego szkła uwalniając Gruma i Juna. Alchemicy opadli w ramiona swego towarzysza, zaskoczeni takim obrotem sytuacji.
- No to laluś przesadził. -burknął Grum zeskakując twardo na ziemię i wyciągając z plecaka dziwną miksturę, którą wypił jednym haustem. Jego ciało przeszedł dreszcz, po czym krasnolud szybciej niż zwykle ruszył w stronę walczących by pomóc Andherowi. Jun zaś przykucnął na ziemi mrucząc coś pod nosem nad swoim pistoletem, który zaczął powoli świecić złotym blaskiem.

-Nie marnujcie na niego swej mocy... jeszcze.- dziewczyna była poirytowana, owszem uwolnienie włócznika było pewnym sukcesem. Ale co poza tym ? Każdy uważał się za przyszłego pogromcę piekielnego lorda i rzucili się na niego jak sfora wściekłych psów.
Aryuki krzyknęła z wściekłością do Baina.- Ponoć jesteś magiem kryształu... to pozbądź się wreszcie tego ołtarza, chyba że to tylko przechwałki.
-Ostatnio, o ile dobrze pamiętam, szło twej małej armii lepiej.”-szydził demon.
-Ostatnim razem, pracowałam z doświadczonymi łowcami.”- odparła Aryuki i nie przestając pędzić zaczęła okrążać Takera, ścinając kataną wyrastające przed nią z ziemi bicze. Sięgała co chwilę dłonią do plecaka by sięgnąć po kolejny granat, oderwać zębami papierową zawleczkę i cisnąć nim w białowłosego. Hukowe, błyskowe... nie miało to znaczenia. Oba mogą poranić, choć w niewielkim stopniu, jeśli wybuchną przy ciele. Oba rodzaje sprawią zapewne, że glify ochronne Takera zneutralizują atak. I ulegną zmarnowaniu.
-Zajmijcie się więźniarkami i ich uwolnieniem. Białowłosy może poczekać.- krzyknęła do reszty dzielnych pogromców.

Bain spojrzał jedynie na Aryuki dość surowym wzrokiem. Pozostawił Juna i Gruma samym sobie, po czym ruszył dalej. Trzeba było zniszczyć ten ołtarz, jednak można liczyć się z ewentualną obroną w postaci macek lub potyczki z mężczyzną, który przybył wraz z jedną z dziewczyn, która miała zostać złożona w ofierze. Bez zastanowienia ruszył przed siebie, jak najszybciej tylko mógł. Starał się wymijać przeszkody, a jeśli mu się to nie uda, to niweluje moc macek za pomocą własnej magii, tak jak uczynił to w przypadku uwolnienia dwójki przyjaciół.
Gdy jest wystarczająco blisko ołtarza, wyskakuje do góry, by nie przeszkadzała mu ruchoma podłoga, po czym wskakuje na ołtarz, by z pomocą kryształowej ręki wpłynąć na jego strukturę, co w efekcie dałoby zniszczenie miejsca, gdzie miały zostać złożone ofiary. Wtedy spokojnie mogliby zająć się odbiciem dwóch zakładniczek i ostateczną potyczką z Takerem i jego sługą.

Kapelusznik choć chwilowo zepchnięty do obrony nie dawał za wygraną. Musiał powstrzymać białowłosego zanim ten wyrządzi jakąkolwiek krzywdę Cronie. Na słowa Aryuki nie zareagował, w końcu jakby nie spojrzeć próbował zakłócić koncentrację przeciwnika i przerwać działające na różowowłosą zaklęcie. Skierował lewą dłoń w stronę Takera i szepnął inkantację
- Shadow lance

Z jego dłoni wysunęło się podłużne ostrze utkane z cienia które pomknęło w stronę przeciwnika, jednocześnie kapelusznik zdradziecko pchnął nasączonym magią rapierem licząc że Taker kontrując jego pierwszy atak odsłoni się choć na chwilę.

Aryuki rozpoczęła obrzucanie przeciwnika granatami najróżniejszej maści, jednak nie dało to wielu efektów. Większość została zatrzymana przez macki które uformowały prawdziwy mur dookoła Takera, sprawiając że jedynie Andher mógł się z nim w tej chwili mierzyć. Co prawda jeden wybuchowy pocisk, uderzył w Takera, ale glif skutecznie zniwelował uderzenie. Co gorsze dla dziewczyny, jedna z macek pochwyciła granat w locie i z niebywałą precyzją odrzuciła w stronę twarzy Aryuki przedmiot który był już naprawdę blisko eksplozji. Dziewczyna musiała szybko coś zrobić by nie paść ofiara własnego fortelu.

Granat eksplodował, rozmywając iluzję która znajdowała się w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się dziewczyna. Zmuszona do błyskawicznej reakcji, Aryuki sięgnęła swą moc, przyspieszając swe ruchy do zawrotnej prędkości.


Cel był prosty, uderzyć w Takera, bo sytuacja stawała się coraz gorsza.

Bain zaś ruszył pędem w stronę ołtarza, ślizgiem omijając nadlatujące macki, by potem ile sił w nogach ruszyć przed siebie. Sebastian jednak zobaczył co planuje chłopak i pozostawiając za sobą zawieszoną w powietrzu Anette i skacząc na chłopaka z szerokim zamachem. Bain przykucnął jednak instynktownie i poczuł jak coś świsnęło mu nad głową, wtedy też dostał świetną okazje do kontrataku. Gwałtownie uniósł się wyprowadzając mocarny cios od dołu pokrytą kryształami dłonią w podbródek przeciwnika. Mężczyzna został odrzucony do tyłu, a z jego delikatny podbródek okrył się czerwienią krwi która zaczęła wypływać z rozciętej skóry.
Bain zauważył że strój jego obecnego przeciwnika zmienił się całkowicie, teraz zamiast typowego kelnerskiego garnituru miał na sobie starodawne kimono czarnej barwy...


...a w dłoni trzymał dobrze wykonaną katanę. - Battle suit Samurai mode.- powiedział Sebastian kończąc formułę zaklęcia z uśmiechem i stanął przed Bainem w bojowej pozycji.


Andher w tym czasie mierzył się sam na sam z najpotężniejszym przeciwnikiem w pomieszczeniu. Granaty rzucane przez Aryuki bardziej przeszkadzały kapelusznikowi, niżeli Takerowi, bowiem musiał lawirować między tymi mniej celnymi. Jednak mimo tego udało mu się zrealizować jego plan. Cienista lanca skutecznie odwróciła uwagę białowłosego od ataku szpadą, który delikatnie rozciął bok Takera. Rana nie była zbytnio dotkliwa, ale dostarczyła Andherowi zastrzyk mocy magicznej... jednocześnie rozsierdzając demona który ten ubytek poczuł.
- Nie pozwalaj sobie na używanie mocy lordów. -warknął Taker i odskakując do tyłu wykonał dwoma złączonymi palcami prawej dłoni kilka szybkich gestów. Zaś w powietrzu pojawił się lśniący ciemnogranatowym płomieniem symbol.


Symbol pofrunął w stronę Andhera i ugodził prosto w jego pierś, wypalając dziurę w ubraniu i przyklejając się do skóry. Andher stanął zaś jak wryty... i zrozumiał nagle, że to przecież Taker jest jego panem i jego powinien bronić. Śmiesznym się wydawało, że przed chwilą podniósł na niego rękę, kiedy to nadbiegał w tą stronę uzbrojony krasnolud. Musiał bronić swojego Pana przed niebezpieczeństwem.
Oczy kapelusznika zaszły ciemnogranatowym blaskiem, zaś on odwrócił się plecami do Takera stając twarzą w twarz z nadbiegającym Grumem jak i Lao.
Aryuki pędziła z olbrzymią prędkością i zbliżała się do Takera od strony przeciwnej do nadbiegającego Lao i Gruma. Po drodze wojowniczka rysowała czubkiem katany podłogę sięgając po kolejną swych sztuczek.- Soulblade: Parasite.
By przynajmniej na jakiś czas uczynić macki i kryształową podłogą niegroźną dla siebie.
W jednej ręce mając katanę, na drugą owinęła kolczasty łańcuch, tak że ogniwa z metalowymi kolcami zwisały swobodnie.
Zamierzała uderzać ostrzem katany, tak długo w ciało Takera, aż ten zablokuje swą bronią jej oręż. A wtedy zamierzała wykorzystać łańcuch, wyrzucić kolczaste ogniwa do przodu, by łańcuch oplótł jego oręż. I ostrzem katany przesunąć po desce. I wtedy albo by ją puścił, albo stracił palce. Tyle teorii, a w praktyce...
-Praktykę znasz, w końcu to mój plan kiedyś zastosowany na tobie.”- wspomniał Głos chichocząc złośliwie.
Najskuteczniejszą metodą obrony przed wielokrotnymi atakami było uniemożliwienie ich wyprowadzenia. Ciskająca granatami dziewczyna nie była wystarczająco celna by stanowić zagrożenie, w przeciwieństwie do Gruma i Lao. Jedną z ludzkich słabości było to, że często możliwość zranienia sojusznika powstrzymywała ich przed atakiem i to właśnie ją zamierzał kapelusznik w tej chwili wykorzystać. Nabrał głęboko tchu, przyłożył obie dłonie do ust i przywołał swoją moc
- Ryk czarnego smoka!


Wszystko działo się tak szybko. Bain nie był przyzwyczajony do tego typu walk. Uśmiechnął się pod nosem, gdy skutecznie uderzył swojego oponenta. Zdziwił go natomiast fakt tej transformacji. “Czyżby jego magia polegała na zmiennokształtności?” - zastanowił się. “Jakiego rodzaju by nie była, najważniejsze, że jest podatny na moje ataki... Ale też za wszelką cenę muszę zniszczyć ten ołtarz...” - lekko przygryzł wargi ze zdenerwowania. Przygotował rękę do ataku, ale zanim go wystosował, przyłożył obie ręce do ziemi, po czym mruknął:
- Azure Up-Stream! - jego celem był ołtarz. Planował wystrzelić w górę kilka, a nawet kilkanaście kryształowych słupów. Nie ważna była ilość, liczył się tylko efekt, czyli zniszczenie tak ważnego dla złożenia ofiary miejsca - ołtarza. Gdyby przeciwnik planował zaatakować Maga Kryształu podczas wykonywania zaklęcia “Azure Up-Stream”, Bain natychmiast broni się, zasłaniając się swoim młotem i kryształową ręką.

Aryuki dopadła do Takera uderzając kataną od góry by zwrócić na siebie jego uwagę. Przyniosło to efekty, bowiem białowłosy uskoczył w bok po czym przystąpił do szermierczego tańca z wojowniczką. Nie spodziewał sie jednak, że ona tylko liczyła na takie zagranie. Gdy jedna z pokrytych runami desek zablokowała ostrze, łańcuch trzymany przez dziewczynę, owinął się dookoła oręża zaś katana krzesząc iskry zaczęła sunąc po magicznie wzmocnionym drewnie. Taker cenił sobie swoje palce, dla tego wypuścił drewniany oręż który oplątany łańcuchem opadł na ziemię. Białowłosy jednak nie miał zamiaru stać bezczynnie, obrócił się szybko i uderzył deską trzymaną w drugiej ręce w żebra dziewczyny. Ból rozszedł się po miejscu uderzenia, jak gdyby ugodził weń metalowy pręt a nie tania podróbka sztachety. Demoniczny lord z uśmiechem kontynuował atak i nim dziewczyna zdołała zareagować, uderzył kantem wolnej dłoni prosto w jej obojczyk odrzucając Aryuki do tyłu. Na zakończenie swego ataku, złożył pospiesznie dłonie ze sobą, tworząc z nich jak poprzednio trójkąt z którego wystrzeliły wyładowania elektryczne, tym razem jednak trafiając w brzuch dziewczyny i posyłając ją wraz ze smugą dymu na kryształowy stół.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-04-2012 o 21:30.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172