Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2012, 21:39   #31
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- Nie możecie mi dać w spokoju uciec?
Pytanie Ishira wyraźnie było skierowane do czarnowłosego szermierza. Elektryczny mag szybko podniósł się z młodzieńca.
- Tym razem już mnie nie uśpisz. – rzucił do przeciwnika – Chciałbym z nim walczyć sam, lecz w obecnym stanie zmuszony jestem prosić Cię o pomoc. – te słowa były skierowane już do kosiarza. - Uważaj na niego. W jakiś sposób jest w stanie usypiać swoich przeciwników. Sądzę, że to dzięki mieczowi.
Ishir dobył swoją broń. Elektryczność, która do tej pory pokrywała jego ciało spłynęła po rękach pokrywając ostrze i zmieniając kolor na żółty.
- Rok temu obiecałem, że Cię zabiję. Nie zamierzam łamać tej obietnicy.


Nic się nie stało, myślę, że po prostu jesteś samotny. Hej, nie chciałbyś kroczyć dalej?
...Urodzony jako niewolnik...
Zostań moim sługą!
To jedno i to samo
nie dla mnie

Znajdę cię, obiecuję. - szepnął do siebie, tracąc chwilę później równowagę.
Był to wyniszczony, niebieskowłosy chłopak. Kolejny dowód na to, że jest coraz bliżej.
Nie był pewien ani kim była trzecia wyłaniająca się osoba, ani czemu napotkany taran postanowił zaproponować sojusz do walki. Właściwie, to wszystko jedno.
- W twoim stanie? Nawet się nie ruszaj. - stwierdził - masz to przeżyć.
powiedział to z ziemi spoglądając na strażnika. Nie dodając nic więcej poderwał się wskakując prosto w portal, aby pojawić się tuż za plecami potencjalnego przeciwnika, w przeciągu tej krótkiej chwili, dał wszystko co mógł w swój atak.
Broń błyszczała się od efektu Mana strike, a Mana blaze skutecznie sprawił że czystą energię magiczną dało się wyczuć z powietrza, gdy tylko chłopak pojawił się za drugą stroną portalu.
Bez zbędnych słów, bez zbędnych spowolnień.
Widać mężczyzna był wciąż zaspany, bowiem nie zdążył się nawet obrócić, ostrze kosy opadło na jego plecy z góry, tworząc na nich długą prosta ranę. Wojownik krzyknął z bólu jednak Kerei nie poprzestawał. Zgrabny młynek kosą w rękach a wojownik, został ugodzony drzewcem kosy pod kolano. Opadając na ziemię spotkał się z tępą stroną ostrza, broni kosiarza, która zdzieliła go prosto w twarz i to z taką siłą, że mężczyzna odleciał na najbliższe drzewo uderzając w nie z głośnym trzaskiem. Senny wojownik, chwycił się za złamany nos, zaś druga rękę wyciągnął przed siebie, by zasłonić się przed kontynuującym atak Shiro. Kerei jednak zgrabnie podbił miecz kosą do góry, a jego but nawiązał bliski kontakt z brzuchem przeciwnika. Ten jęknął, zaś Shiro mógł zakończyć pokaz silnym ciosem drzewca kosy w głowę przeciwnika. Strażnik przejścia opadł na ziemię, która popękała od siły uderzenia. Machnął jednak mieczem odganiając od siebie przeciwnika, i z trudem począł dźwigać się na nogi.
- Kim tu u diabła jesteś dzieciaku... -jęknął ocierając zakrwawioną twarz i już całkowicie wybudzony stawając w pozycji bojowej.
W czasie, gdy kosiarz atakował strażnika przejścia Ishir stał trzymając w ręce miecz pokryty elektrycznością. Pozycja ta nawet przez moment nie została zmieniona. Nieświadomie wykonał polecenie jednego z rodziny Shiro. Dopiero, gdy ten zakończył atak na czarnowłosego elektryczny mag ruszył się… Schował miecz do pochwy i udał się w stronę drzewa, które według niego nie powinno stać się uszkodzone przez walczących. Skoro kosiarz sobie poradzi to po co on miał marnować magię? Dotrzymanie obietnicy nie wymagało walki. Wystarczyło zadać ostateczny cios. Raczej to nie miało wiele wspólnego z założeniami Fairy Tail, lecz obecnie niebieskowłosy był członkiem gildii jedynie dzięki tatuażowi.
- Tylko nie myśl sobie, że mam zamiar wstawać gdy będziesz obrywał – powiedział do Shiro, siadając pod drzewem.
Nie dbał o niebieskowłosego póki ten nie narażał swojego życia, ani nie uciekał. Gdyby trzeba było, może zabić nawet ich obu.
Zakręcił kosę w rękach pochylając się do defensywnej pozycji.
- A na kogo ci wyglądam? - odparł biernie przeciwnikowi. Nie miał zamiaru spowiadać się czy odprawiać wielkich przedstawień, mimo swojej przykrywki był tutaj bardziej w celach osobistych. - Wskaż mi gdzie obecnie przebywa Dr. Odgen, a mogę cię oszczędzić. - stwierdził.
Błękitny ogień oraz aura silnej magii zgasły, wojownik oczekiwał skupiony na atak, chcąc zobaczyć na co stać jego wroga.
- Jaki Ogden człowieku? -prychnął wojownik, po czym ruszył do ataku. Tym razem to on przejął inicjatywę, wykazując się kunsztem szermierczym, każdy atak, który zadał zostawiał drobną ranę na ciele blokującego Kerei. Zaś jak każdy wie wiele drobnych ran potrafi być bardziej dotkliwych od jednej dużej.
"szybki" pomyślał kontynuując serię blokad "i gwałtowny".
Odsunął lekko lewą nogę w tył przenosząc balans. Miał zamiar otworzyć za sobą portal, używając przejścia odwrotnie niż poprzednio, aby ponownie pojawić się za przeciwnikiem. Upadnięcie na znikającą bramę powinno pozbawić go równowagi.
Mężczyzna zareagował jednak instynktownie, wyciągnął przed siebie miecz, wymawiając głośno i wyraźnie inkantacje. - Dream snake. Wraz za chłopakiem do portalu wpadł fioletowy wąż, który rozwarł szczęki by gryźć i kąsać. Na szczęście szybki uskok, sprawił, że wąż uderzył w plecy swojego pana rozpływając się w nicość. Z ataku z zaskoczenia jednak pozostał tylko plan, bowiem mężczyzna szybko obrócił się i przystąpił do dalszego natarcia, jednak tym razem jego miecz zderzył się z kosą nie czyniąc Kereiemu szkody.
"opanowany" dodał kolejną cechę do listy zdolności przeciwnika. Wyszczerzył zęby bardziej z bólu niż uśmiechu - Blood bolt - szepnął, a krew w jego ranach szybko przybrała kształt drobnych kul, które zerwały się w nagłym pędzie w stronę przeciwnika, niczym strzały magicznej energii. Kerei miał nadzieję otworzyć przeciwnika aby zadać kolejną serię uderzeń.
Mężczyzna zmrużył oczy i zamachnął się ostrzem odbijając dwie z strzał ,reszta jednak uderzyła w niego nie czyniąc może wielkiej szkody, jednak siła uderzenia zachwiała wojownikiem, stwarzając dobrą okazję do ataku.
"Got'tcha" Kerei ponownie zapłonął czystą energią magiczną. Skoczył na przeciwnika celując kosą w jego nogi - Ice strike
Póki co stosunkowo prowadził, i miał nadzieję że straż wokół wyspy jest faktycznie słaba.
Atak okazał się skuteczny, kosa uderzyła w prawa nogę oponenta, buchając chłodną energią magiczną. W tym stanie broń nie cięła a jedynie zamrażała, co często okazywało się skuteczniejsze od typowe rany. Nogę Miecznika, pokryła warstwa lodu a ten syknął z bólu, jednak nie stracił zimnej (co w kontekście tych wydarzeń jest dość zabawny sformułowaniem) krwi. Wyprowadził kontratak, rozcinając bok Kerei’ego i odepchnął chłopaka do tyłu. Po czym stanął w pozycji obronnej bowiem jego noga przymarzła do podłoża.
- Ej! - Zawołał do niebieskowłosego. - On jest trochę nieruchomy. Możesz go dobić na odległość? - Spojrzał z swojego miejsca na miecznika, obserwując czy ten próbuje się jakoś wydostać z zasadzki.
- Póki jeszcze żyjesz może wyspowiadasz się z swojej wiedzy o tej wyspie i jej przeznaczeniu?
-Ano mogę. – odpowiedział Ishir i leniwie podniósł się z miejsca. – Ale wiesz, ja do ciebie też mam pytanie. – zwrócił się do szermierza. –Po co wam byłem? Ale tak konkretnie. To, że miałem posłużyć do zemsty na braciach Nu-Lin już wiem.
W czasie mówienia wokół dłoni chłopaka powietrze zaczęło drżeć. Drżenie to powoli zaczynało się zbliżać do czarnowłosego, zupełnie jak jakieś niewidoczne ręce.
- Czekajcie ja naprawdę mało wiem, to wszystko był pomysł Varsa! -krzyknął zdesperowany miecznik zasłaniając się rękoma.
-Myślisz, że Ci uwierzę?! - bardziej krzyknął niż powiedział niebieskowłosy. -Radzę Ci odświeżyć sobie pamięć jeśli nie chcesz bym wyciągnął z ciebie informacje siłą.
Ishir ustawił ręce niemal tak samo jak szermierz. Miał je jednak trochę przesunięte, lewą w prawą stronę, a prawą w lewą. Drżenie powietrza dotarło właśnie do rąk czarnowłosego co spowodowało lekki uśmiech na twarzy elektrycznego maga.
- Body Control - wyszeptał.
Chłopak korzystając ze swej magii chciał powoli wyłamywać ręce szermierzowi. Do chwili gdy nie uzyska odpowiednich informacji, lub odpowiedniej ilości satysfakcji.
- Nie mam czasu na pierdoły - skomentował chłopak.
- Nic, nie wiem naprawdę! Tylko Vars wie po co! Chodzi o ten kamień, twoja osoba miała tam zwabić jak najwięcej osób. -jęknął miecznik i gdyby nie zamrożone nogi zapewne upadła by na kolana.
Obserwując poczynania Ishira i reakcje miecznika, zaczął zastanawiać się nad jego ewentualną prawdomównością.
- To tylko pachołek - stwierdził ostatecznie podchodząc do niego - Vars jest członkiem mrocznej gildii, nawet jeśli nie Dark Scar, to innej. O jego planach będzie wiedział tylko on, i ewentualnie ludzie nad nim. Nikt nie chce zostać zrzucony ze stołka przez zdradę czy sabotaż. - zamachnął się i uderzył obuchem kosy w tył głowy miecznika, z zamiarem ogłuszenia. - Hmm... Jak działa ta twoja magia? - dopytał się. - Na plaży będą ludzie z zakonu krzyża, zagadaj z nimi i powiedz co wiesz o wyspie, ja i tak muszę złapać Varsa. - chłopak jeszcze nie stracił tak naprawdę nadziei, postanowił przywłaszczyć sobie chwilowo ostrze miecznika, potem może da je komuś bardziej wprawionemu w broni jednoręcznej. Niebieski szedł w przeciwnym kierunku, więc w stanie do walki pewnie też nie jest? Wszystko jedno. Dalsza droga powinna być za klapą.
- Zepsułeś mi zabawę. - powiedział z wyraźnym wyrzutem Ishir. -Chciałem się nad nim trochę poznęcać.
Chłopak stanął rozluźniony rozprostowując ręce.
- Moja magia opiera się na elektryczności. Dzięki niej potrafię kontrolować ciało ludzkie, przedmioty metalowe jak i tworzyć pioruny kuliste i elektryczne pazury. Nic specjalnego. - Niebieskowłosy spojrzał w stronę tunelu. Poważnie rozmyślał nad powrotem do podziemi. Wizja powrotu do niewoli nie napawała go zachętą by ruszać wraz z kosiarzem. Ale nie zamierzał pozwolić by Shiro pozbawił go możliwości zabójstwa Varsa.
- Jak już go dorwiesz to bądź tak miły i go nie zabijaj.
Kerei spojrzał na nieprzytomnego, i ni stąd ni zowąd wbił kosę w jego ramię. Żółte ostrze zajaśniało a błękitny dym zaczął powoli wznosić się po ostrzu do dłoni kosiarza.
Miał on zamiar odebrać miecznikowi energię, aby zasilić własną. Nie będzie potrzebna nieprzytomnemu, a przecież on będzie jej potwornie potrzebował wewnątrz bazy wroga.
- Ozdobię kokardką aby się nie ruszał, i dostarczę z bukietem - zażartował, znikając w tunelu
- I pizzę możesz do tego dorzucić. - Ishir rzucił w stronę tunelu. Następnie spojrzał na ogłuszonego szermierza.
- I co ja z tobą mam teraz zrobić? - zapytał - Nie mogę pozwolić Ci tu tak zostać. Jeszcze by ktoś cie zabił zamiast mnie .Mam nadzieję, że za dużo nie ważysz. - powiedział niebieskowłosy zarzucając jedną rękę nieprzytomnego mężczyzny na ramię i ruszając w stronę plaży.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 16-02-2012, 13:28   #32
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Dziewczyna spojarzała najpierw na siebie, potem na Kennego. Zza jej rękawa wyleciał różaniec, który złapała w rękę i objęła.
- Panie, Zlituj się nad duszą tego grzesznia...
Zrobiła krok w jego stronę. Jej dłonie objęła zielona poświata.
- Co ty wyrabiasz? Nie sprawiaj problemów dziewczyno. -warknął Kenny cofając się o parę kroków.
- Duchu świety, nie pozwól odejść mu nierozgrzeszonemu, daj mu siłę do pokonania ciemności i mroku... - dziewczyna podchodziła coraz bliżej.
Kenny cofnął się dotykając plecami drzwi, po czym zaciskając zęby warknął jeszcze raz. - Uspokój się wariatko, za dużo sobie pozwalasz...
W jednej ręce trzymała różaniec drugą wyciągnęła w kierunku jego twarzy. Wyglądało to jakby jej ręka była naelektryzowana ładunkiem.
- Nie pozwól owieczce zboczyć z kursu, racz dać jej siłę...
Kenny warknął poraz kolejny... tym razem mniej ludzko zaś jego skóra zadygotała, jak gdyby coś chciało rozerwać ją od środka. - Sama się prosisz...-wycharczał gardłowym głosem a jego oczy zaczęły przybierać czerwonej barwy.
Szybkim ruchem wyciągnęła jeszcze ręke by złapać go za twarz.
Lecz gdy tylko ręką dziewczyny dotknęła twarzy Kennego, ta pękła niczym bańka mydlana, a dokładniej pękła skóra. Z wnętrza ciała mężczyzny bowiem, niczym z jakiegos kombinezonu zaczęła wyłaniać się potworna istota.



Czarny stwór, o czterech szponiastych łapach i dwóch umięśnionych nogach. Jego oczy płonęły czerwienią, zaś szaleńczy uśmiech odsłaniał rządek ostrych jak brzytwy zębów. Włosy jak isam wyraz twarzy przypominał dziewczynie trochę Kennego z dawnych lat. Czarne proste niczym druty włosy opadały swobodnie na twarz monstra, które teraz przęciągało się machając ogonem na lewo i prawo. - Teraz się zabawimy dziewczynko. -mruknął lubieżnie potwór silnym ruchem łapy odpychając od siebie Anette.
Dziewczyna spojrzała na potwora i przegryzła wargę.
- Bożę, dla Niego nadal jest ratunek. - powiedziała krótko. Odskoczyła, klasnęła w ręce. Z klasku jak najszybciej się dało wyleciały dwa małe ptaki, które poleciały w strone jego nóg.
Potwór spojrzał na nadlatujące ptaki i podskoczył do góry, przyczepiając się niczym pająk do sufitu. Jeden ptak rozbił się o podłogę, drugi jednak na czas wykręcił wlatując w górę. Potworny Kenny zmrużył swe czerwone ślepia, a z jego grzbietu wystrzeliły dwie czarne macki, które zderzyły się z ptakiem detonując go nim ten dotarł do ciała potwora. Macki wraz z wytworem Anette rozpadły się, zas potwór zaczął pędzić po suficie w jej stronę.
Dziewczyna wyprostowała rękę. Z jej dłoni wystrzeliła cienka linka w stronę potwora. Jednak gdy zbliżyła się blisko, nie chciała dać mu szansy na ucieczke. Lina wybuchła tworząc dym. W drugiej ręce przez ten czas stworzyła kulę, która po wyrzuceniu rozbiła się na dwa orły, które poszybowały w stronę dymu.
Dym okazał się nie tyle co zasłona dla stwora, a wabikiem który zmusił go do zeskoczenia z sufitu. W momencie gdy spadał na ziemię, skrzydło jednego z orłów musnęło jego policzek rozcinając go głęboko i wybuchając zielonym płomieniem. Potwór upadł na ziemię na wszystkich sześc łap zaś połowa jego twarzy dymiła jeszcze od wybuchu który miał przed chwila miejsce. Potwór ryknął głośno i jak się okazało nie był to zwykły ryk. Wywołał on potężną falę dźwiękową, która ugodziła w Anette odrzucając ją z duża siłą do tyłu, wprost na kryształową ścianę pomieszczenia.
Dziewczyna próbowała odbić się ręką od ziemii w między czasie rzucając drugą w potwora orłem.
Potwór okazał sie jednak szybszy, uniknął zielonego orła, zaś macki wystrzelone z pleców oplątały ręce i nogi dziewczyny, po czym cisnęły jej ciałem na przeciwległą ścianę. Zaś potwór z rykiem skoczył za dziewczyną by przygnieść ją do ziemie.
Dziewczna klasnęła w ręce i zrobiła kulę. Wystrzeliło z nich duzo cienkich lin, które miały za zamiar przebić jak najwięcej części jego ciała.
Stwór w powietrzu zmrużył oczy a jego ciało otoczyła czarna kula stworzona z macek. Jednak Kenny nie docenił siły ataku dziewczyny, wiele cienkich linek bowiem przebiło macki dostając się do środka kuli. Oczywiście nie mogły się one wbić głęboko w jego ciało ale nie to było zagrożeniem... nim był wybuch w ograniczonej przestrzeni. Eksplozja odrzuciła stwora na ścianę, po której dymiąc zaczął zssuwać się w dół, jednak głośny warkot oznaczał że wciąż ma siłę walczyć..
Korzystając z sytuacji dziewczyna stworzyła w ręku lance, która cisnęła w opartego potwora. Teraz miała okazję. Zrobiła trzy kule, które poleciały w 3 różne strony i połączyły się ze sobą tworząc siatkę wokół potwora.
- Hurricane Make : Dalaman Punishment.
Powiedziała krótko i trójkąt z siatką skurczył się w celu poszatkowania potwora.
Lanca ugodziła stwora w prawe ramię, skutecznie uniemożliwiając mu na chwile ucieczkę. Zaś jeden z potężniejszych ataków Anette sprawił że bestia nie miała po chwili strony w która mogła by uciekać. Czerwone ślepie stwora rozszerzyły się w przerażeniu, zaś warczący głos oznajmił. - Deamon’s Lair.- ciał stwora w momencie gdy siatka zaczęła się zmniejszać otoczył ogień jak i ciemność. Nici siatki zagłębiły się w osłonę, zaś salę rozdarł ryk bólu. Gdy magiczna substancja wybuchła Anette aż musiała zasłonić oczu przed kłębem dymu który powstał w tamtym miejscu. Kiey kurz opadł dziewczyna ujrzała mocno potrubowanego i pociętego demona, jego osłona sprawiła że wciąż dychał ale jego stan był marny. Mimo to potwór dalej starał się dźwignąć na nogi.
Anette powoli podeszła do Kennego.
- I spraw, by jego pamięć została przyjęta w Twoje ramiona.
Położyła obie ręce na jego skroniach i stworzyła kule wewnątrz jego głowy.
Stwór ryknął wściekle jednak w niczym to nie pomogło, po chwili z cichym pyknięciem, jego głowa wybuchnęła ciemnością, a reszta cielska zaczęła spalać się na popiół. Czy był to dobry wybór? Nie wiadomo, wszak Anette straciła mozliwosc dowiedzenia się kim był potwór i dowiedzenia się czegoś o wieży, z drugiej strony zagrożenie ze strony tego demona zostało zlikwidowane na zawsze.
- Amen. .

Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na ciało Kennego. Mimo, że był to jej odwieczny wróg, musiał zapłacić za mutacje jego ciała. Teraz musiała go znaleźć.
 

Ostatnio edytowane przez BoYos : 17-02-2012 o 14:27.
BoYos jest offline  
Stary 18-02-2012, 13:17   #33
 
Rhaimer's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwu
To się robiło... irytujące. Jak nie stado chłopów, to jakaś dziewuszka się na nią rzucała. Aryuki była przez to bardzo, bardzo poirytowana. I nawet wylewne przeprosiny owej dziewczyny, niewiele w tej sytuacji zmieniły. Aryuki machnęła tylko dłonią z rezygnacją, by zakończyć te przeprosiny. Dzisiaj bowiem Marai najwyraźniej miała wyjątkowo pechowy dzień.
Wydostanie się z trumny i powrót do ciała okazały się być nieco gwałtowniejsze niż cienisty mag przypuszczał. Na całe szczęście, poza drobnymi siniakami i otarciami których nabawił się w zderzeniu nic poważnego mu nie dolegało - co zważywszy na stan w jakim znajdowała się projekcja jego umysłu było naprawdę miłą niespodzianką. Gdy całej grupce udało się już względnie stanąć na nogi odezwał się do nich ktoś z pozoru przypominający krasnoluda zadając dość konkretne pytanie, które momentalnie wzbudziło w Andherze podejrzliwość. Nie będąc pewnym czy pozostała dwójka czuje się na siłach do rozmowy zwłaszcza że dopiero co wydostali się z trwającego rok uwięzienia sam postanowił odpowiedzieć
- Owszem, należymy do Fairy Tail jednak wolelibyśmy wiedzieć z kim mamy do czynienia zanim przejdziemy do konkretów
Andher wyraźnie był spięty, oczekując że mogą w każdej chwili zostać zaatakowani - w końcu dopiero co wydostali się z jednej pułapki i kapelusznik nie miał zbyt wielkiej ochoty wpaść w następną.
-Fairy... co?- spytała dyskretnie Aryuki, najbliższą osobę. Czyli krasnoluda..
- Fairy Tail to jedna z największych gildii magicznych -wyjaśnił dziewczynie brodacz. - Ich przywódca jest nawet jednym z Wielkich magów. -dodał po czym zwrócił się do Andhera. - Jestem Grum, jeden z rady Konfederacji Alechemików, nasza siedziba znajduje się blisko Magnoli, to jest Jun nasz inżynier, a to Bain, jeden z alchemików i mag zarazem. -przedstawił swych towarzyszy brodacz.
-Na imię mam Aryuki.- rzekła dziewczyna i odruchowo dygnęła. I tyle było przedstawiania z jej strony. Marai miała nadzieję nie musieć wyjaśniać skąd jest i po co tu idzie. Liczyła w tym względie na gadatliwość krasnoluda. Choć niewątpliwie interesowało ją, czemu dotąd tak opustoszały las, zaroił się od magów.
- Jestem Andher, a to Lao oraz Crona. Mówiąc o zaginionych magach z Fairy Tail faktycznie chodzi o nas, konkretniej o mnie i Cronę, Lao nie należy do gildii. Z tego co wiem w okolicy przebywa jeszcze jedna czarodziejka, mój prześladowca mówił coś o pobliskiej wieży
-Aaaa tak. Rzeczywiście jest tu wieża. Niedaleko.-odparła Aryuki palcem wskazując kierunek.- Gdzieś tam. Na jeziorze ponoć.
Gildie magiczne nigdy dziewczyny nie interesowały, tak jak i sami magowie. Na szczęście i gildie i magowie trzymali się z dala od Lasthope i jego okolic. Do dziś przynajmniej. Nic więc dziwnego, że tytuł Wielkiego Maga nie wzbudziła ni kropli zainteresowania u dziewczyny.
- Kolejny poszukiwacz tajemnic wieży. -powiedział krasnal zacierając ręce.- I tak tam idziemy to możecie ruszyć z nami, namiotów mamy dosyć a jedzenia też nie zabraknie. Co ty na to kapelutku? -zagadnął Grum objawiając swój zwyczaj do nadawania ludzią różnorakich pseudonimów.
Andher, jak to zwykle bywa zamierzał odmówić nie mając ochoty na dodatkowe towarzystwo jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Skoro i tak zmierzali do wieży to zapewne prędzej czy później znowu by na siebie wpadli. Dodatkowo cienisty nie był pewien jak po rocznym uwięzieniu jego organizm może reagować na użycie magii więc powiększenie grupy o te kilka osób zwiększy jego własne bezpieczeństwo
- W porządku, jeśli Lao ani Crona nie mają nic przeciwko to skorzystamy z twojej propozycji
- Jak dla mnie im nas więcej tym lepiej. -rzucił wesoło Lao i zakręcił włócznią, zapewne by sprawdzić czy palce dalej są zręczne. Crona zaś mruknęła pod nosem coś niezrozumiale, na temat tego, że ona i tak idzie tam gdzie Andher, potem jednak spłonęła rumieńcem i nic więcej nie mówiła.
Wędrówka przez las potoczyła się bez problemów, co cieszyło młodego Maga Kryształu. Zaczął ufać tej Aryuki. Może ocenił ją zbyt pochopnie? Przyjdzie jeszcze czas, by to zweryfikować. Bał się jedynie, że może odsunąć się od Gruma, co było mu bardzo nie na rękę. Gdy zobaczył namiot, w jego głowie zakotłowało się od następujących myśli. „Cała ta historia z teleportacją, to jeden wielki cyrk. Brakowało tylko tego namiotu i tej…”. Nie zdążył dokończyć swojego wywodu myślowego, ponieważ coś zaczęło pędzić w ich stronę. I najwyraźniej czekało ich kolejne zderzenie. Na szczęście Bain wykonał gwałtowny unik, co pozwoliło mu uniknąć kolejnej stłuczki. Dzień był obfity w emocje i nowe znajomości. Co rusz spotykali kogoś nieznajomego. Domniemani członkowie sławnej gildii Fairy Tail nie wprawiali w duże zdumienie. Być może broń, którą dzierżył Lao mogła siać postrach, lecz był to jedyny element, który wskazywałby na fakt, iż tej trójce lepiej okazywać respekt ze względu na członkostwo w tak znanej, magicznej frakcji.
Bain podszedł do każdego z nowo poznanych z osobna, po czym wyciągając rękę w geście przywitania się, przedstawił się.
- Witajcie. Jestem Bain Egiladrie, członek Konfederacji Alchemików, jak już zdążył wspomnieć mój przyjaciel Grum. Zgadzam się z nim. Im nas więcej, tym lepiej. Mamy realne szanse na infiltrowanie tej tajemniczej wieży. A skoro mówicie, że w środku jest Wasza przyjaciółka, to tym bardziej należy odwiedzić to miejsce – zakończył. Nie miał nic więcej do powiedzenia. Chciał odpocząć, porządnie zjeść, a następnie się wyspać, by nabrać energii na nowy dzień.
 
Rhaimer jest offline  
Stary 18-02-2012, 14:59   #34
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzielni zabójcy potworów i ratownicy uwięzionych osób z magicznych wież. Kilku alchemików (jeden krasnal, jednak złota rączka i jeden czaruś), magowie z magicznej gildii (jeden wojak na schwał z dzidą, jedno coś otulone płaszczem niczym hipochondryk na jesieni, oraz nieśmiałe zakompleksione dziewczę) oraz ona. Wchodząca w dorosłość młoda miko z dużym mieczem.
Eeeeeech... Aryuki od wieków nie widziała tak niedobranej drużyny. Po prawdzie nigdy nie widziała takiej mieszaniny temperamentów okraszonej brakiem wzajemnego zaufania.
I miała z tego powodu coraz większe wątpliwości co do sukcesu tej wyprawy.
Byli może liczni, ale byli zbieraniną bez przywódcy, zbieraniną o różnych możliwościach... Niekoniecznie do siebie pasujących.
Tym bardziej to się okazało przy ognisku. Kompletna klapa.


Krasnolud próbował bowiem przy tej okazji, bliżej poznać oraz bardziej ze sobą powiązać emocjonalnie grupę. Skoro mieli kogoś ratować, wszak powinni być bardziej ze sobą zgrani.
- No to powiedzcie wy mi co się z wami działo, że was za zaginionych uznali? -zagadnął krasnolud do Andhera i jego towarzyszy po czym zerknął jeszcze na Aryuki i równie wesoło zapytał. - A tak właściwie to czemu Ciebie wysłali by sprawdzić sprawę tej wieży?
- To długa historia. Powiedzmy że zaistniały pewne okoliczności które uniemożliwiły nam powrót do gildii. Nie wiem jednak do końca jak wyglądała sprawa z pozostałymi spośród zaginionych
Aryuki to rozumiała i dlatego włączyła się do gry tej gry, starając się wspomóc Gruma, którego ciężko było nie lubić. Oczywiście, ciężko jej było mówić o sobie, ale przynajmniej próbowała.
-Boooo...- miko nagle drgnęła zaciskając mocniej dłonie na swej katanie.- Boooo... widzisz... umiem sobie radzić z zagrożeniami.
Spojrzała na Gruma.-Myślisz, że ta katana to straszak? Albo tylko na pokaz?
- No wiesz, jak jeszcze byłem młody i więcej podróżowałem to na szlaku jednak częściej widziało sie zakutych w zbroję osiłków, niż młode dziewczyny z mieczem przy pasie. -stwierdził Grum wgryzając się w bułkę, która była tak świeża jak gdyby dopiero piekarz wydobył ją z pieca - pewnie jakieś alchemiczne sztuczki.
-Ja też.- walnęła ni z gruchy ni z pietruchy Aryuki i zmieniła temat.-Tooo co potrafią wielcy magowie z tych tailów? Albo alchemicy? Znacie jakieś ciekawe sztuczki?
- O gildii to niech się wypowiedzą jej członkowie. -rzekł krasnal po czym pogrzebał w plecaku w poszukiwaniu małej fiolki. - Ale alchemią to pochwalić się mogę. -mówiąc to wziął talerz dziewczyny i staranie skropił go malutką dawka specyfiku. Coś zasyczało zaparowało, a na talerzu znikąd pojawił się rumianie upieczony kurczak. - Mikstura zmniejszająca. -powiedział dumnym głosem Grum chowając fiolkę. - Mam ze sobą pełno pomniejszonych specjałów, jak i kilka rzeczy na mniej przyjemne niż ta okazje.
-Przydatna rzecz...- mruknęła dziewczyna ostrożnie kosztując kurczaka i oceniając potrawę.-Za mało pieprzu. Ja bym dodała więcej.
- Też bym dodał ale to akurat robiła moja żonka, a ona twierdzi, że w moim wieku trzeba unikać przypraw jak ognia. -stwierdził Grum i zmaterializował sobie kurczaka.- A ty dobrze gotujesz? -zagadnął z pełnymi ustami.
-Uczę się.- odparła dziewczyna.-Jadam głównie u... różnych osób w miasteczku. I uczę się gotować.
- W ogóle co to za mieścina nigdy o niej nie słyszałem... -zamyślił się Grum po czym zapytał już poważniejszym tonem.- Ma ktoś jakiś plan na dostanie się do wieży jeżeli magia Baina zawiedzie? Bo skoro tam jest wasza przyjaciółka... - tu wskazał ruchem głowy Andhera. -... to dostać się trzeba za wszelką cenę.
W trakcie wcześniejszej rozmowy na temat umiejętności Andher przezornie się nie odzywał - od dawna przyjął taktykę że im mniej inni wiedzą o nim tym jest bezpieczniejszy. Chwilowo ich cele były zbieżne jednak kapelusznik nie wiedział z jakiego powodu udają się do kryształowej wieży - jeśli Anette jest przetrzymywana tam siłą to może są związani z jej porywaczami? Nie wyprowadzał też Gruma z błędu gdy ten nazwał członkinię Fairy Tail ich przyjaciółką - prawdę mówiąc takie postawienie sprawy chwilowo było mu bardziej na rękę
- Najpierw trzeba się będzie rozejrzeć na miejscu i wypróbować magię Baina. Dopiero jeśli zawiedzie zobaczymy co da się z tym zrobić
- Andher ma rację. Zobaczmy, co da się zrobić z pomocą środków, które mamy. Dopiero potem zaczniemy martwić się o resztę i poszukiwać środków, które zdobyć i użyć jest ciężko - z trudnością wstał, po czym udał się na spoczynek, uprzednio żegnając się z wszystkimi.
Aryuki spojrzała ponuro na cały gang Fairy Tail. To tyle? Ich magowie potrafią jedynie niszczyć i zabijać? Żadnej użytecznej i ni zabawnej sztuczki nie znają?
Westchnęła ciężko i zerknęła za odchodzącym magiem. Rozumiała skrytość, ale... liczyła, że Bain pokaże choć jedną ciekawą sztuczkę. Troszkę się więc zawiodła.
Zaś ona sama, ostrożnie wysunęła ostrze i patrzyła na refleksy ognia tańczące na jego powierzchni. Chciała zacząć nowe życie, nowe ekscytujące życie. Bez przemocy, bez rozlewu krwi, bez ratowania innych z łap bestii. Przecież to nowe czasy, nowi bohaterowie, a ona jest nie jest już tak potężna jak kiedyś. Liczyła na emeryturę.
Ale widać odpoczynek nie był jej pisany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-02-2012 o 12:58.
abishai jest offline  
Stary 18-02-2012, 15:01   #35
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Głos... Aryuki nie pamiętała już jak wygląda. Zresztą w dawnych czasach, dobierał postać do swych potrzeb. W jej umyśle przypominał ptasią bestię, acz nie był to jego prawdziwy wygląd. Sama mu go nadała. W końcu to była jej głowa i jej ciało.


Nie wiedziała czemu zebrało mu się na rozmowę. Zwykle ograniczał się do paru kpiących uwag.
Przywykła do tego, choć obojgu nie było to na rękę.
“-Doprawdy?”-odparła w myślach Aryuki, patrząc się w nocne niebo. Potarła kark i dodała.-”No to mów. Co takiego siedzi w wieży?
“- Od razu byś chciała bym Ci wszystkie konkrety powiedział i jeszcze uważasz ze wszystko sama zrozumiesz. “-prychnął głos. - “Po pierwsze nie jestem pewny, co tam siedzi ale mam swoje przepuszczenia, po drugie by to zrozumieć muszę Ci trochę odpowiedzieć o naszej historii, bo z nią na pewno jesteś na bakier, nieprawdaż? “- a był to fakt, bo ksiąg na temat dawnych legend czy ważnych wydarzeń w świecie demonów było mało.
-Ja was wycinałam w pień. Nie interesowały mnie nigdy wasze wewnętrzne gierki.”-odparła Aryuki i uśmiechnęła się dodając w myślach.-”Powiedz gdzie walnąć, żeby go zabolało. I nie będzie problemu.
“- Zacznijmy od tego, że nie jego, a raczej ich, a jeżeli moje przepuszczenia są słuszne, to raczej będzie to przeciwnik, tego typu z którym jeszcze do czynienia nie miałaś. “-mruknął jej wewnętrzny gość. -” Po za tym trochę szacunku, nie jestem byle impem by się tak do mnie zwracać. To, że aktualnie jestem w tej niedogodnej sytuacji, iż dziele z tobą to ciało nic nie zmienia. “-oburzył się jeszcze po czym wrócił do urwanego wątku. -” Po za tym w środku wieży, walka o ile do takiej dojdzie może być utrudniona, te kryształy na pewno pochodzą z piekieł i nie jest to zwykła materia. Ale do tego potrzeba właśnie wiedzy o nas. “-mruknął niechętnie demon.
-Ja nie lubię ciebie. Ty nie lubisz mnie. Nie udawajmy, że jest inaczej.”-westchnęła Aryuki pocierając czoło.-” Co do wieży, masz rację. Oni będą u siebie, my nie.Dlatego nie jestem pewna, czy jest sens walczyć na terenie wroga, przy tylu pomocnikach... można by pomyśleć o jakimś wabiku, albo czymś... takim. Zresztą, nie wiem czy przebijemy kryształy, więc...”- wstała by rozprostować kości i przeszła się pomiędzy namiotami.-”Co wiesz o kryształach?
“- A więc tak... kryształy te to według większej rzeszy demonów legendarny materiał, to oczywiście zwykły pic na wodę, by tłuszcza słabych i głupich nie wpadła na głupi pomysł, by je wykraść demoną wyższym. Materiału tego jest pod piekielnymi pałacami cała masa, ale nie często się go wykorzystuje, dla tego taka ilość w jednym miejscu je w pewien sposób niepokojąca, ale zawęża też krąg podejrzanych.”- demon zamilkł na chwilę zapewne by ułożyć dalsza część wypowiedzi tak by nie zdradzić zbyt wielu problemów piekielnych po czym kontynuował.-” Kryształy mają dwa zastosowania... a w sumie nawet trzy. Pierwsza i druga właściwość są ze sobą ściśle powiązane, bliskie przebywanie w ich obecności niezwykle spowalnia regenerację, w każdym tego słowa znaczeniu. Rany każdej istoty goją się wolniej, energia magiczna wolniej się regeneruje, wszystko zależy od stężenia ilości kryształów w okolicy. Oj wspaniałym było trzymanie śmiertelników, przy tych kamieniach i patrzeć jak rany zadane miesiące temu wciąż są świeże.” -westchnął demon nostalgicznie.-” Druga właściwość, polega na tym, że im więcej energii w pobliżu tym kryształ jest twardszy i odporniejszy na uszkodzenia. Jednym słowem im jesteś potężniejszy tym ciężej go zniszczyć. Twój mały móżdżek zdołał ogarnąć taki napływ informacji?” -zapytał drwiąco głosik na zakończenie wypowiedzi.
-Tak. Tak. Bardzo cudowny materiał. A jego słabe strony?”- odparła ironicznym tonem Aryuki.
-” A Bo ja wiem? Myślisz, że szukałem słabych stron materiału z którego czerpałem garściami, jako prawie jedyny w piekle? I tak większośc idiotów uważała że on nie istnieje.”- mruknął demon -” Jedyną słabą stroną jaka mógłbym na siłę znaleźć, to czas przydatności. Kamienie po odciągnęciu od źródła dość szybko się wyczerpują i trzeba je wymieniać na nowe. Taki tam mankament. Ale to nie obecność tych kamieni mnie tu martwi a to że ktoś zbudował z nich wieżę. Widać że tobie wszystko trzeba tłumaczyć. Skoro ktoś miał dostęp do kamieni, to znaczy, że pochodził z piekielnych pałaców a co za tym idzie był całkiem potężny. Tak więc kamienie były w jego obecności, niezwykle wytrzymałe. Zatem zbudowanie z nich czegokolwiek stawało się wręcz niemożliwe. A tu pach wieża... dla tego to nasuwa mi na myśli Argharkha, albo jak kazał się zwać Takera...” -mruknął mieszkaniec umysłu dziewczyny z wyraźnie odczuwalną niechęcią do wymienionego osobnika.
-Stary towarzysz broni, a może.. konkurencja? Co mu zrobiłeś?”-spytała ironicznym tonem Aryuki.
“- Raczej jedna z największych zakał rodu demonów. Dobra czas na mała lekcję historii, lepiej słuchaj uważnie bo nie mam zamiaru się powtarzać, i doceń tą wiedzę, mało kto wie o prawdziwej historii Takera, gdyby nie to, że od tego zależy moje życie nic bym nie powiedział...” -zaczął marudzić demon odchodząc od głównego wątku rozmowy, by siarczyście przeklinać swój los.
-A ty niby przypadkiem się dowiedziałeś. Dużo tam plotkujecie w piekle?”-mruknęła w odpowiedzi Aryuki.
“- Pff.. sam pomagałem zgotować mu jego los.” -mruknął dumnie demon, jak gdyby uprzykrzanie życia innym było jego ulubionym zajęciem.-” A więc tak... nie wszystkie demony są takie jak powinny. Spora część uważa, że ludzie nie są wcale tacy źli, sprzeciwiają się tradycji, chcą wiążąc kontakty z ludźmi by korzyści uzyskały obie strony, tak jak te pokraki z planów negatywnych duchów.” -Aryuki poczuła tak silna chęć splunięcia przez demona, że ledwo sama się powstrzymała.-” Taker był taki sam, chciał układać się z wami nie było by w tym nic godnego opowieści i intryg, gdyby nie to, że on jak i ja Był jednym z piekielnych władców, jednym z najsilniejszych demonów. Wyobrażasz to sobie?! Piekielny władca który chce przyjaźnić się z ludźmi! Głoszone przez niego słowa odebrały nam naprawdę wiele dobrych demonów, które zdecydowały się przenieść do wymiaru negatywnych duchów. “-wybuchnął demon oburzony, Ayruki czuła jak się w nim gotuje gniew.
-Tak, tak. Znam to. Synek buntuje się przeciw rodzicom i tradycji.”-poruszona przez głos kwestia demonicznych zależności jakoś nie zbulwersowała specjalnie Aryuki. I za jej dawnych lat zdarzały się rodzić krzyżówki, powstałe poprzez zbyt bliską “przyjaźń” między ludźmi a demonami.

“- Oczywiście normalnie wraz z innymi lordami zgładzilibyśmy go... jednak wtedy sytuacja polityczna w piekle na to nie pozwalała. Oczywiście teraz jak i w twoich czasach, krzyżowanie się ludzi i demonów stało się bardziej popularne, wtedy jednak było to całkowicie zakazane. Zresztą dla demonów tak wysokiej rangi jak ja czy Taker dalej jest. No ale jak to mówią ludzie Zakazy są po to by je łamać. No i Taker złamał zasadę. Zakochał się w ludzkiej kobiecie, ba poszedł nawet o krok dalej, tak daleko jak żaden demon wtedy. Sam stał się człowiekiem... a przynajmniej w pewnym sensie. Zamknął swoją moc w ludzkiej formie, w dość zadziwiający i zagadkowy sposób. Stracił na tym sporo mocy, chociaż dalej był potężny, ale jego ciało naprawdę było ludzkie, nie była to jakaś iluzja czy przemiana jaką wyczyniają te pokraczne inkuby.” -demon zrobił pauzę by dziewczyna mogła w razie czego na bieżąco zadać nurtujące ją pytania.
Ale dziewczyny nic nie nurtowało. Ta opowieść raczej ją zachwyciła.
-Bardzo romantyczne. Słyszałam kiedyś podobną historię. A bard który ją śpiewał, był prawdziwym artystą.”-odparła Aryuki sprowadzając tą rozmowę na całkiem inne tory.-”Ach, prawdziwa miłość. Taka silna jest tylko prawdziwa miłość. Trochę mu jej zazdroszczę. Tej wybrance Takera. Mało który mężczyzna potrafi się tak poświęcić, wiesz?
“- Ludzie... tylko uczucia i głupota w waszych głowach. To nie było poświęcenie to była czysta głupota.”- prychnął demon. “- A co gorsze okazało się, że we krwi jego wybranki.. Anna się chyba zwała ta ludzka dziewka, płynęła krew aniołów. Teraz z tej opowieści jest niezła bajka dla małych demonów, by wpoić im odpowiednie wartości o niszczeniu i nienawiści do ludzi, ale mniejsza o to. Tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Inne demony w tym i wstyd się przyznać ja, zadziałaliśmy za późno. Zapomnieliśmy, że dla was śmiertelnych czas płynie tak szybko. Nim się obejrzeliśmy Taker miał już kilkuletnią córeczkę. Tego było za wiele należało działać. Nie będę się wgłębiał w szczegóły, ale w skrócie udało się nam potajemnie porwać Anne i zgładzić ją, a jej zwłoki zostały zapieczętowane i ukryte w odległych zakątkach waszego świata. Oczywiście podejrzenia rzuciliśmy na niebiosa, pomniejsze demony jak i na ludzi. Taker zaś pozbawiony sporej części swej mocy nie miał jak sprawdzić, kto tak naprawdę stał za śmiercią jego ukochanej.”- powiedział lubieżnym głosem demon i znowu zrobił pauzę na ewentualne pytania.
-Jednym słowem, trzęsiesz kuperkiem bojąc się iż odkryje, że ty za tym stałeś?”-spytała retorycznie Aryuki i poprawiwszy okulary.-”A córeczka ?

Demon przemilczał sprawę trzęsienia kuprem i zajął się drugim pytaniem. “- Tą córeczkę też chcieliśmy zgładzić, jednak tutaj pojawił się problem. Widzisz nie wspomniałem Ci, ale Taker był osobą, która odnalazła złoża tych kryształów pod pałacami, ba dziś nawet myślę że sam w jakiś sposób je stworzył. A więc kiedy wraz z innymi lordami zajęliśmy się matka, przyszedł czas na dzieciaka. Tylko wtedy wszystko zaczęło się komplikować, mała zaczęła płakać i się drzeć, a z ziemi naglę zaczęły wyrastać te kryształy. Ba żeby tylko wyrastać, jeden przebił Unghara, który w chwile przemienił się w kryształowy pomnik. Kryształy uformowały dookoła dzieciaka, coś na kształt kopuły, a potem zaczęły się rozrastać i tworzyć dom, bliźniaczo podobny do tego w którym mieszkał Taker i jego ludzka rodzina. Nie udało się nam do niego potem dostać, czy nawet przeniknąć do środka myślami, ale udało nam się stwierdzić jedną rzecz i ,to właśnie ta trzecia tajemnicza własność tego materiału, której żaden demon nie umiał nigdy z niego wydobyć, ten kryształowy dom znajdował się i pewnie dalej znajduje po za czasem i przestrzenią. Taka ilość kryształu chyba spowolniła nawet regenerację czasu, jego upływ, a może miała na to wpływ przemiana jednego z lordów w kryształowy posąg? Sam nie wiem, jednak córeczki nie dorwaliśmy. “-zakończył ten wątek demon i mlasnął głośno “- Powoli zaczynasz rozumieć do czego zmierzam mam nadzieję?
-Ty mi powiesz, gdzie jest ten domek córeczki. A ja tą informację wymienię na tę ich osóbkę co więzi. I wszyscy będą szczęśliwi.”-rzekła w odpowiedzi Aryuki.-”Zakładając, że Taker nie zna losów swej pociechy, a ty wiesz w której części Piekła jest jej domek.
-” Po pierwsze nie w Piekle a gdzieś tu na Ziemi, zabójstwa jego rodziny musieliśmy dokonać tu, w piekle jest za dużo szpiegów na każdym kroku. Po drugie masz mnie za idiotę? Jeżeli Taker dowie się gdzie jest jego córka, to znajdzie sposób by ją uwolnić, a wtedy ja będę jego głównym celem, bo jestem ostatnim z żyjących lordów z tamtego okresu. A jeżeli ja stanę się jego celem to ty też nie zapominaj.” - pouczył dziewczynę demon
“-”Osłabił się zmieniając w człowieka, osłabiliśmy go... jeszcze bardziej, zapewne“A mimo to nadal się go boisz. To wreszcie jest od ciebie silniejszy, czy nie?”- spytała Aryuki przedrzeźniając głos. Trochę ją zaczęło męczyć to lawirowanie Głosu.
“- Nie zapominaj, że też jestem osłabiony przez przebywanie w twym ciele. “-warknął demon. -” Taker nawet osłabiony jest groźnym przeciwnikiem, zwłaszcza o ile umie tak jak córka kontrolować kryształy. A tego się spodziewam, musiała jakoś odziedziczyć ten talent. Chciałaś żeby Ci powiedział gdzie go uderzyć by zabolało prawda? “-zapytał demon chytrze i dopowiedział -” Z silniejszym wrogiem najlepiej walczyć psychologicznie. Jeżeli Taker tu jest, to pragnie w jakiś sposób wskrzesić Annę albo odnaleźć córkę, wystarczy, że uderzysz w jego plany a nie w niego. On jest teraz w pewnej części człowiekiem, i zyskał przez to uczucia. A to najgorszy wróg w takich sytuacjach.” -zaśmiał się mentalnie demon.
-Ale ja nie potrzebuję z nim walczyć. Wieża, jeśli należy do Takera, nie zagraża Lasthope. Pozostaje tylko kwestia wymiany porwanej osóbki na coś... Masz jakąś informację, którą Taker mógłby się zainteresować?-”westchnęła Aryuki.
“- Nie zagraża, dobre sobie...Masz mnie za idiotę? Wiedziałem, że Taker może kiedyś znaleźć sposób, na to by odzyskać straconą żonę czy też córkę. To byli tylko ludzie, namieszanie w ich umysłach nie było trudne, nawet jeżeli jego żona zostanie wskrzeszona lub dziecko odzyskane, to przez pierwszych parę dni, póki Taker nie wykryje czaru, będą święcie przekonani, że za całą tą sprawą stali ludzie. Wiesz, skoro ktoś chce przyjaźnić się z twoim wrogiem zmuś go by go znienawidził.” -zaśmiał się złowieszczo głosik w głowie kobiety. -” Taker to wciąż po części demon, a więc jeżeli będzie chciał się zemścić, a chcieć będzie, tego jestem pewny, to uderzy tak by zadać waszej nędznej rasie jak najwięcej bólu i tu się właśnie rodzi konflikt interesów.
-Zawsze mogę mu opowiedzieć bajeczkę o podstępnych demonach zrzucających winę za swe niecne sprawki na innych, prawda?”-odparła ironicznie Aryuki, zatrzymała się i oparłszy dłońmi o katanę dodała.-”A ludzkość, ma gildie magiczne. Im zaufała, to niech je teraz bronią. Nie uśmiecha mi się odwalanie za ciebie brudnej roboty, wiesz?
“- Myślisz że mówiłbym Ci to wszystko gdybym nie miał swoich sposobów, by powstrzymać Cie od mówienia? To zostanie między nami czy tego chcesz czy nie. -odparł demon po czym dodał. -” No tak, oto nasza dzielna złota mieczniczka. Jak to było? “Ja się o was nie uczę, ja wyżynam was w pień?” Czy jakoś tak? Straciłaś jakoś ten pazur który miałaś w czasie walki ze mną." -zadrwił demon. Straciła pazur, ciało, moce i ochotę. Miał rację.
Ale cóż poradzić, że w tych czasach Aryuki czuła się nieco zagubiona?
No... z tą utratą pazura, to może nie do końca.
-Wiesz... ty to jesteś taka mała szujka. A on to zagubione dziecko. Szujki się rozgniata, ale dzieci pociesza.”-odgryzła się dziewczyna pocierając pieszczotliwie oprawkę okularów.-"Już dwa razy mnie nie doceniłeś i jak to się skończyło, o potężny władco piekieł?
“- Miałaś po prostu dużo szczęścia dziewczynko, a gdy w końcu wyrwę się z tego ciała zobaczysz jak okrutny potrafię być.”- warknął demon po czym ze złowieszczym śmiechem dodał. -” Znałem Takera przez setki lat i uwierz mi on nie będzie chciał słuchać jeżeli ma już jakiś sposób. To w końcu demon, byle jaki bo byle jaki ale demon, by odzyskać to na czym mu zależy będzie gotowy zniszczyć wszystko co tylko stanie mu na drodze. A jeżeli faktycznie kogoś porwał, to znaczy, że ten ktoś jest mu potrzebny. Jutro poleje się krew jestem tego pewny. “-dodał jak gdyby z oddali, cichnąc powoli.
- I tyle z tego pożytku. A jak będziesz miał szczęście, to wyrwiesz... akurat by zamienić parę słów ze swym kumplem Takerem.”-mruknęła dziewczyna. -”Trzęsiportek... jak one wszystkie. Ubić słabego śmiertelnika to każdy z nich potrafi, a jak wróg ma siłę to od razu dają dyla.
“- To się nazywa strategia, silnych nie atakuje się otwarcie, im wbija się szpilki tak by bolało. Powiedziałem co miałem powiedzieć a ty sobie to przemyśl i tak za dużo Ci poświęciłem czasu.”- mruknął demon po czym głosik w głowie dziewczyny zamilkł całkowicie.
-Phi co ty wiesz o strategii, jeśli poza wbijaniem szpilek nie potrafiłeś zrobić więcej.”- mruknęła Aryuki i rozejrzała się po obozowisku. Jakaś strategia rzeczywiście by się im przydała.
Podeszła bliżej jeziora i spoglądała na wieże.


Nie potrzebowała sięgać do swej duszy, by poczuć otaczającą ich mroczną aurę. Nie wierzyła też głosowi. Na pewno nie powiedział jej prawdy.Cóż, w każdym razie, całej prawdy. Na pewno kłamał, próbując nią manipulować. W końcu w tym był najlepszy.
Irytowało ją to bardzo, że ma robić za pionka w rozgrywce między demonami. Nie miała ochoty zabijać Takera, którego w zasadzie. Sama straciła całą rodzinę i pewnie zrobiłaby wiele by ją odzyskać.
Spojrzała na otoczaki leżące na brzegu i kopnęła jeden z nich z całej siły. Odbił się kilka razy od tafli wody zanim wpadł do niej.
Duszę Aryuki szarpały dylematy i do końca nie wiedziała jak jutro postąpi. Pozostało jednak odszukać jej zmiennika na warcie i udać się do swego namiotu. Postawionego z dala od reszty grupy. Wszak nie znała ich i kto wie, czy któremuś dzielnemu herosowi nie wpadnie coś głupiego do głowy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-02-2012 o 13:01.
abishai jest offline  
Stary 18-02-2012, 16:51   #36
 
Rhaimer's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwu
Bain obudził się o blasku poranka. Nic nie zakłóciło jego snu, toteż był zadowolony. Mógł narzekać jedynie na ciche poszeptywania w sąsiednich namiotach, jednak nie zamierzał tego robić. Wyszedł ze swojego namiotu, po czym przemył twarz. Poprawił swoje ubranie, po czym ruszył w stronę Juna, który w pocie czoła, pracował całą noc, by mieli jak dotrzeć do wieży. Podchodząc bliżej, uśmiechnął się. Patrzył na wieżę, której majestat wprawiał Baina w zakłopotanie.
Aryuki wstała wcześnie i siedziała na brzegu jeziora przygladając się wieży z pewnym... zakłopotaniem? Bynajmniej nie wynikającym zapewne z zachwytu. Dziewczyna była jakaś rozkojarzona i przygaszona. Zauważywszy Baina i skinęła głową i ograniczyła się do krótkie.-Dzień dobry.
Jun natomiast wodował łódke, w której spokojnie mogli zmieścić się wszyscy z całym ekwipunkiem, zaś liczne antenki i parujące urządzenia na łajbie wprawiały w lekka nieufność co do tego pojazdu. Jun jednak zadowolony zapytał zgromadzonych nad wodą. - I jak podoba się?
-Łódka jak łódka... Ja mam ponton w razie czego, więc nie martwię.- odparła dziewczyna.
Bain jak zwykle był zachwycony umiejętnościami inżyniera. Patrzył na łódkę jak ciele na malowane wrota. Zaglądał wszędzie, gdzie się dało, byleby odkryć jak Jun dokonał tak świetnej roboty.
[i]- Nie zgodzę się z koleżanką. Jak dla mnie, potrafisz zamienić najzwyklejszy przedmiot w prawdziwe cacko[i/] - skomentował.
Kapelusznik widząc łódkę skrzywił się, jednak na szczęście szalik którym miał owiniętą twarz i stójka płaszcza skutecznie uniemożliwiły dostrzeżenie jego wyrazu twarzy. Głos jednak wyraźnie zdradzał co myśli o takim środku podróży
- Mam nadzieję, że w połowie drogi nie okaże się, że idziemy na dno
-Tu nie jest zbyt głęboko. Akurat okazja jest by nauczyć się pływać.- mruknęła Aryuki i zwróciła się do Baina.- Ty i Grum. Macie już pomysł, na te kryształy?
Spojrzał na dziewczynę. - Mam nadzieję, że gałąź magii, którą się posługuje skutecznie umożliwi nam dostęp do tej wieży. Jestem Magiem Kryształu. Mamy szanse, ale są one marne, jeśli naszym przeciwnikiem jest Mag Kryształu bardziej zaawansowany ode mnie.- Z lekką obawą patrzył w przyszłość. Sam ledwo co panował nad swoimi zaklęciami, a co dopiero myśleć o pojedynku z innym Magiem Kryształu...
-Achaaaa...- odparła Aryuki w zamyśleniu. Przez chwilę milczała coś wyraźnie rozważając. I zerkała to na Baina, to na wieżę.-Dam ci więc dobrą radę. Nie wszystko jest tym, czym się wydaje.
Wysunęła ostrze swej katany z pochwy.-Widzisz? Wygląda jak metal, brzęczy jak metal, tnie jak metal... Ale nie ma w nim ani odrobiny stali.
- Hymm.. -zainteresował się bronią Jun. - A co to dokładnie za materiał? -zapytał zamyślony z fascynacją przyglądając się katanie.
-No wiesz... Nie wypada mówić. Kobiece mleko.- odparła Aryuki starając się zachować powagę... z trudem to jednak jej to wychodziło.
Jun wzdrygnął się cofając w pośpiechu, aż niemal wpadł do łódki. Grum który to obserwował ryknął śmiechem i uderzając dziewczynę przyjacielsko po plecach rzekł. - Jemu wszystko da się wcisnać, niby taki geniusz a łatwowierny jak siedmiolatek. Dawno nie miał takiej miny. -dodał jeszcze brodacz ocierając łzę z oka.
-Tak. Tak. Naiwny.- mruknęła Aryuki łapiąc dech po uderzeniu. Katana została wsunięta do pochwy.-Tak czy siak... Stal to to nie jest. A tamto, niekoniecznie krzyształy... jakie znacie.
- Czyżbyś wiedziała coś o czym my nie mamy pojęcia? -zagadnął Lao, opierając się na swej włóczni.
-A co ja tam mogę wiedzieć. Ja dziewucha z prowincji jestem. Gdzie mi tam do światowych bochaterów.- odparła Aryuki starając się zbyć Lao.-Jeszcze dwa dni temu nie wiedziałam o wieży, więc co mam wiedzieć o kryształach? Po prostu, swój rozum mam.
Lao zmierzył dziewczyne wzrokiem po czym wzruszył ramionami i zaczął wchodzić do łódki, razem z dziwnie naburmuszoną od rana Croną. Jun zaś zerknął na Ayruki i zagadnął. - Ponton czy łódka?
-Łódka... ale ponton będziemy ciągnąć za sobą. Tak na wszelki wypadek.-zdecydowała Aryuki.
- To wsiadaj młoda ja nas zepchnę. -stwierdził Grum i popędził Aryuki gestem dłoni.
-Dobra, dobra... nie spieszy się. Porwana osóbka... jak kocha to poczeka.- bąknęła dziewczyna szykując ponton. Potem zaś go przywiązała do cuda Juna. A dopiero wtedy zajęła miejsce w łodzi.
Bain zamyślił się. To, co powiedziała Aryuki miało jakiś sens. W końcu, nie wszystko jest takie, jakim ‘to coś” widzimy. Obserwował taflę wody i szykował taktykę na ewentualne starcie z nieprzyjacielem. Czuł, że nie będą miło witani w wieży. Liczył na to, że jego umiejętności się przydadzą. Nie lubił zawodzić. Denerwował się. Minęło trochę czasu, odkąd ostatnio używał magii.
- Ruszajmy już... - mruknął, po czym zajął dogodne miejsce na łodzi.
-Mogłaś im powiedzieć więcej.”-szepnął głos w głowie dziewczyny, a ta odruchowo skinęła głową spoglądajac z łodzi na wieże. Mogła. To prawda. Ale nie powiedziała. Poza tym, kto wie... może alchemicy odkryją te słabe strony kryształu o których nie wiedziała. Może odkryją mocne i nie będzie musiała mówić. Przecież dopóki nie będą mogli wejść do wieży, reszta nie ma znaczenia. Wtedy im powie, jak wielkim zagrożeniem są kryształy i wnętrza z nich zbudowane.
Przestrzeże ich przed pułapką, zanim zdecydują się do niej wejść.
 
Rhaimer jest offline  
Stary 19-02-2012, 21:40   #37
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wyspa


Ishir Razebur

Niebieskowłosy usłuchał rady nowo poznałego kosiarza I wraz z pokonanym wojownikiem ruszył w stronę plaży. Skoro miały być tam odziały to na pewno przyda im się informacja o sprawcy tego całego zamieszania. Chłopak pędził przez las na tyle szybko na ile pozwalały mu na to zmęczone roczna niewola nogi jak i ciężar nieprzytomnego „jeńca”. Seny rycerz przebudził się co prawda po pewny czasie, jednak był rozbrojony i związany tak więc pozostało mu tylko zapytać? – Czemu ja wciąż żyje? – Ishir na pewno miał na to odpowiedź.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_5fq0yGB-Ds&feature=related
[/MEDIA]

Zapewne na plaże chłopak dotarł by w mgnieniu oka gdyby nie fakt, że nagle coś świsnęło mu nad głową, a drzewa dookoła zostały ścięte niczym papierowe ozdóbki. Nagle kawałek lasu zmienił się w sfere walących się na siebie drzew, Ishir zaś z trudem lawirował między potężnymi opadającymi pniami. W powietrze wzbiły się tumany kurzu zaś hałas jaki wywołała lawina drzew był niesamowity. Niebieskowłosy kaszląc wspiął się na gruby obalony pniak by rozejrzeć się po okolicy. Sprawcy wydarzenia długo szukać nie było trzeba. Po okolicy krążyła niczym olbrzymi shuriken czwórka mieczy, ostrzy które chłopak znał dość dobrze – oręż Varsa. Sam mistrz broni zaś szedł powoli po obalonym drzewie w stronę Ishira, a jego broń zaczęła wracać do niego .



- No, no widać zdążyłem na czas. –uśmiechnął się czarnowłosy stając w miejscu i mierząc Ishira wzrokiem. – Zdziwiony że tak łatwo Cie znalazłem? –zagadnął z szyderczym uśmiechem.

Dar losu a może przekleństwo? Czym był fakt spotkania jednego ze swych największych wrogów w takiej sytuacji?

Kerei Shiro


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bVUSxQHFzFk[/MEDIA]

Kosiarz zagłębił się w tunele znajdujące się pod wyspą. Była to siec wilgotnych starych korytarzy oświetlanych przez pochodnię, pustych i cichych, a tym samych w pewien sposób przerażających. Ponadto im dalej szedł w kierunku który uważał za ten prowadzący w głąb wyspy tym bardziej do jego nozdrzy dochodził zapach krwi. Z kosą w pogotowiu wychylał się przy każdym zakręcie sprawdzając czy przejście jest bezpieczne. Właśnie przy jednym takim zwiadzie zobaczył postać białowłosego chłopaka leżącego pod ścianą. Dookoła niego leżały porozrzucane katany, zaś on cały brudny był od krwi. Tutaj zapach posoki był wręcz nie do wytrzymania. Co ciekawsze Kerei znał tego mężczyznę, był to Mifu najemnik który także brał udział w wydarzeniach w kuźni. Z tej odległości ciężko było określić czy żyje, czy jest martwy. Ponadto kosiarz dostrzegł coś jeszcze, na ścianach tego korytarza pełno było dziwnych symboli i liter… a dokładniej zapewne dziwnych dla zwykłych ludzi, kosiarz bowiem od razu rozpoznał Babilońskie pismo. Jednak by dokładnie zdać sobie sprawę co to zapiski musiałby na to poświęcić trochę czasu, zaś ten nie grał na jego korzyść…


Edgardo Mortis


Berserker nie okazał sie wielkim wyzwaniem, ot zwykła płotka w morzu pełnym innych ryb. Edgardo szybko skontaktował się z Komatsu by zdać raport ten zaś poinformował go o wydarzeniach na plaży. – Dzięki temu, że zdobyliście wraz z Kerei informacje o czekającym tam ataku, bez problemu ja przejęliśmy. Udało się nam również zidentyfikować znak na ich mundurach. Musisz uważać bowiem, to herb zakonu założonego przez wygnanego brata Trzech Wielkich Mistrzów Mieczy. Gdzieś na wyspie znajduje się Vars-Nu-Lin mężczyzna walczący czteroma mieczami, jeżeli go spotkasz uciekaj. Rozkazałem ludziom okopać się na plaży sam zaś z grupką najbardziej zaufanych ruszam w głąb wyspy, będziemy w kontakcie informuj mnie o wszystkim, spróbuj tez nawiązać kontakt z jeńcami których widziałeś. .
Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Berserker bowiem nie okazał się nadzorcą jeńców a jedynie strażnikiem tego miejsca. Po ruinach krążyło wielu uzbrojonych ludzi, którzy pilnowali zakutych niewolników. Wrogów było zbyt wielu na otwarte starcie, to było jasne. Ponadto nastało pewne poruszenie, wrodzy gwardziści zaczęli zbierać niewolników w jedno miejsce, a następnie prowadzić ich wężykiem gdzieś w głąb wyspy. Mortis musiał zdecydować co należy teraz zrobić, możliwości było bowiem multum.

Kryształowa Wieża



Andher, Aryuki Marai, Bin Egiladrie


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=r5Wp8WXze_I&feature=related[/MEDIA]

Łódka skonstruowana przez Juna sunęła poprzez jezioro pełne demonicznych ryb. Stworzenia były jednak spokojne, jedynie leniwie pływały, wprawiając jeziorko w lekkie kołysanie. Inżynier Jun sterował swym pojazdem przy pomocy kilku wajch i guzików, reszta osób zaś ściśnięta koło siebie czekała na dotarcie do brzegu. Z każda chwila potężna wieża, stawała się coraz bardziej majestatyczna, a mimo tego grupa czuła, że powietrze robi się coraz cięższe jak gdyby zbliżali się do czegoś niezwykle potężnego. Lao odruchowo chwycił swa włócznie mocniej, Grum i Jun uśmiechali się zaintrygowani, Crona patrzyła się w taflę wody, zaś jedynie Aryuki wiedziała do czego tak naprawdę się zbliżali – siedziby demona, potężnego demona.

W końcu łódka uderzyła o brzeg, a po chwil wszyscy stali już na kryształowej ziemi. Materiał był twardy i zimny, zaś każdy krok sprawiał iż stopy mrowiały w dziwaczny sposób. „ Czuje go… Taker i jego słudzy... są w środku.”= mruknął niechętnie głos w głowie dziewczyny. Jun i Grum szybko przystąpili do prób zebrania surowca eksperymentalnego, na marne jednak, kryształu w żaden sposób nie dało się odłupać. – Niech to szlag… –mruknął Grum zniechęcony. – Pierwszy wraz w życiu widzę coś takiego.- westchnął po czym zaczął zbliżać się w stronę kryształowej budowli.

Andher dostrzegł iż Crona jest dość mocno obrażona, ba unikała chłopaka cały czas stając tak by być jak najdalej od niego. Jednak nie to było jego największym zmartwieniem, kapelusznik czuł jak gdyby cos przygniatało jego moc, tak jak gdyby z każdym krokiem zwiększało się naciskające na niego ciśnienie. Nie wiedziało czai się w wieży, ale był oto cos co bez problemu deformowało jego aurę magiczną.

Bain zas jako jedyny czuł sie swobodnie, jedynie jego nie dotykał przytłumiający efekt takiej ilości demonicznych kryształów. Co więcej jego rękawica, lekko drżała, co było całkiem miłe, czuł sie jak gdyby ktoś łaskotał go delikatnie p całym ciele. Kiedy wszyscy wędrowali dookoła wieży szukając wejścia, on instynktownie podszedł do ściany budowli i położył nań swą okrytą rękawicą dłoń. Wtedy stało się coś co jeszcze nigdy nie miało miejsca w życiu chłopaka. Rękawica jak i kryształy na młocie błysnęły jasnym zielonym blaskiem, a po chwili elementy jego magicznego stroju przyjęły barwę kryształów z których składała się wieża. Zaś pod jego dłonią powstało wejście, otwór prowadzący do środka wieży.

- Gratuluje chłopie –powiedział wesoło Grum stając za swym podopiecznym i zerkając do środka budowli. – Korytarz prowadzi w dwie strony. –oznajmił- Trzeba się chyba rozdzielić.

Aryuki zas miała ostatnią szansę by ostrzec zbierających się przy otworze nowych towarzyszy. Co jak co, ale jeżeli Taker kontrolował kryształy, to wiedział że ktoś właśnie zrobił wyłom w jego twierdzy…

Anette Cassai

Po konaniu Kennego dziewczyna miała w końcu wolną drogę. Musiała jednak pamiętać o swych doświadczeniach z tego miejsca. Jej energia magiczna regenerowała się zdecydowanie wolniej, rany zresztą też. Mim oto Anette miała jasno obrany cel, chciała dopaść Takera i wydobyć z niego całą prawdę jak zemścić się za porwanie. Wypadła z komnat pokonanego księcia, pędem ruszając w stronę Sali bankietowej, z której to można było dostać się do pokoju władcy tego miejsca.
Dziewczyna wpadła do jadali niczym burza, omiatając wzorkiem cały pokój, zaś ku jej zdziwieni unie była tu sama. Na jednym z krzeseł siedział Sebastian, którzy mierzył ją spojrzeniem swych czerwonych oczu.



„Kelner” westchnął na jej widok po czym powstał powoli sięgając p oswój zegarek. – Anno wiele razy Ci mówiłem byś nie biegała po więzy. Pan Taker jest teraz bardzo zajęty… mamy nieproszonych gości. –oznajmi spokojnie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 20-02-2012, 18:08   #38
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Mimo urazy jaką czuł w stosunku do młodej kobiety mag szkła nie miał zamiaru pozwolić na jej śmierć. Odparł więc w kierunku wróżki.
- Jak sobie życzysz - Po tej odpowiedzi Lucius wystawił przed siebie obie dłonie i skoncentrował się. Bez słowa posłał w kierunku przeciwników dwanaście szklanych włóczni. Cztery zostały wycelowane w motyla, pozostałe osiem zaś w przeciwnika. Była to zaledwie rozgrzewka, by sprawdzić siłę przeciwnika.
Motyl zgrabnie wyminął dwie pędzące włócznie, trzecia jednak otarła się o stworzonko wybijając je z obranego toru, wprost na ostrze czwartego pocisku, który przebił motyla na wylot po czym opadając przybił jego zwłoki do piaszczystej plaży. Ryo zaś stał z rękami w kieszeniach z politowaniem patrząc na nadlatujące pociski. Wykonał lekki ruch głowa uchylając się przed pierwszym, potem pochylił pozwalając dwóm przelecieć nad sobą. Patrząc na pięć nadlatujących włóczni westchnął i mruknął - Unikanie jest nudne...- po czym wyprostował się. Dwa pierwsze pociski uderzyły w jego pierś rozbijając się niczym po spotkaniu ze ścianą. Reszta jednak powbijała się w ciało niczym w masło... chociaż Ryo zbytnio się tym nie przejął. Zaczął wyjmować z siebie pociski a rany zarastały na oczach Luciusa. Po chwili na ciele chłopaka pozostały tylko małe ranki.
- To wszystko?
Lucius nie zaszczycił komentarza odpowiedzią. Zamiast tego utworzył w dłoniach metrowej średnicy krąg ze szkła, ostry na krańcach i cisnął go z niewiarygodną precyzją. Jeżeli udałoby mu się trafić, pocisk powinien przeciąć go równo w pół.
- Uuu to wygląda groźnie...- zaśmiał się Ryo i wystawił przed siebie rękę. Dysk zderzył się z dłonią krzesząc iskry. Jednak ku zdziwieniu Luciusa, przedmiot nie zagłębił się w dłoń chłopaka nawet na milimetr a po chwili pękł od zbytniego natężenia sił. Ryo tylko uśmiechnął się i potrząsnął dłonią która parowała atak, a teraz lekko dymiła. Zaś wszystkie rany na ciele Ryo zarosły tak że znowu był w pełni sił.
Luciusa cała ta sytuacja zaczynała powoli irytować. Skupił połowę pozostałej mu mocy i przyłożył obie dłonie do ziemi. Skoncentrował się i posłał w przeciwnika z ziemi dookoła niego kilkanaście długich i najtwardszych jakie udało mu się uzyskać szpikulców ze szkła. Jeśli to nie zadziała, będzie musiał zmienić taktykę.
Ryo zaś uznał ten atak za godny jego uwagi, bowiem wychylił się do przodu i ruszył biegiem w stronę chłopaka. Jednak jak to się mówi pewność siebie bywa zgubna, zaś piasek to niepewne podłoże. Chłopak w garniturze potknął się i uderzył twarzą w piaszczyste podłoże zaś szklane szpikulce opadły na niego od góry. Wzbił się tuman pyłu zaś głuche trzaśnięcie kości oznaczało, że atak na pewno jakiś skutek przyniósł. Po chwili Ryo wypadł z piaskowej burzy odganiając pył jedną ręką. Druga bowiem wisiała bezwładnie przy ciele zapewne pogruchotana, głębokie powoli zarastające rany na ciele, zaś świadczyły o tym że mimo dobrej defensywy chłopak nie był niezniszczalny, aczkolwiek było trzeba walczyć szybko by jego rany nie zasklepiły sie jak poprzednio. Co gorsza Ryo zmrużył oczy i ruszył biegiem w stronę Luciusa warcząc - Już nie żyjesz dzieciaku...
Lucius uśmiechnął się delikatnie. Nie miał zamiaru marnować oddechu na próżne groźby, ni czasu na mniej skuteczne ataki. On również ruszył biegiem w kierunku Ryo, w biegu posyłając lewą dłonią łańcuchy, które miały oplątać nogi jego przeciwnika. Jednocześnie, gdy łańcuchy uderzyły, wyskoczył w górę, i przywołał 4 metrowej długości gigantyczny szklany miecz z zamiarem zadania miażdżącego ciosu gdy jego przeciwnik zostanie powalony.
Łańcuch wirującym ruchem popędził w stronę Ryo by pochwycić jego nogi zaś Lucius wybił się mocno w powietrze, a szklane odłamki połyskiwały w słońcu tworząc w jego dłoniach przeogromny miecz. Ryo jednak nie zamierzał pozostać na ziemi również wybił się mocarnie w górę, a jego zdrową rękę otoczył zielonkawy płomień. Przeciwnik maga szkła uśmiechnął się paskudnie i posłał pięść na spotkanie olbrzymiego miecza. Szkło i płomień zderzyło się ze sobą, tworząc falę magii która rozwiała włosy walczących. Jednak w tym starciu to Ryo okazał się być potężniejszy. Szklany miecz rozpadł się na drobne kawałeczki a słup ognia uderzył Luciusa z potężną siła w brzuch. Białowłosy poszybował w powietrzu lotem koszącym w stronę podłoża, zaś smuga dymu z palącego się ubrania wyznaczyła jego trasę. Mimo to chłopak coś zaobserwował. Gdy jego broń zderzyła się z pięścią Ryo rany tamtego nie regenerowały się, czyżby umiejętność leczenia działała tylko gdy chłopak stał bez ruchu lub nie podejmował większego wysiłku?
Widząc zachowanie przeciwnika, w głowie Luciusa pojawił się jasny i nieskomplikowany plan. Po wylądowaniu na ziemi poderwał się niczym błyskawica i rzucił się w kierunku przeciwnika, w biegu przywołując dwa miecze. Jeśli kluczem do regeneracji przeciwnika był spokój, to mag szkła musiał się upewnić że tamten go nie zazna. Zaatakował wręcz od strony zgruchotanej ręki tamtego, tak by przemienić jego uraz w swoją przewagę.
Faktycznie pierwszy miecz uderzył w pogruchotaną rękę, jednak Lucius zapomniał o jednym - o tym że Ryo był w jakiś sposób twardszy od zwykłego człowieka. Miecz bowiem ugodził w rękę i rozbił się na drobne kawałki. Ryo zaś korzystając z zaskoczenia przeciwnika wziął obrót a jego but spotkał się z żołądkiem Luciusa odrzucając chłopaka do tyłu, tak że ten plecami wyżłobił pokaźny tunel w piasku. Brzuch bolał niemiłosiernie, jak gdyby przyjął uderzenie młota a nie kopniak wątłego chłopaka. Ryo jednak spojrzał z uśmiechem na Luciusa i powiedział niespodziewanie.
- Jesteś zaskakująco silny. Warto jednak będzie Cie zostawić przy życiu. Z tego co słyszałem z waszej pogawędki przyjechałeś tu po kogoś, jeżeli tak znajdziesz wszystkich więźniów w głębi wyspy. Ostrzegam jednak... możesz znaleźć tam i mnie. -to mówiąc chłopak zaśmiał się i odwróciwszy plecami do oponenta ruszył w stronę lasu.
Lucius rozważył swoje opcje. Wiedział że nie ma dość mocy by ścigać przeciwnika. Podniósł się więc i ruszył by skonsultować się ze swoimi towarzyszkami w kwestii ich następnego ruchu.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 22-02-2012, 20:56   #39
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Zrozumiałem - odpowiedział dowódcy, kryjąc się jednocześnie w zrujnowanym budynku przed wzrokiem przechodzących gwardzistów. Wyglądało na to, że desant rzeczywiście się udał i teraz wróg zapewne zabierał więźniów do jakiejś kryjówki w głębi wyspy. Wystarczyło więc za nimi podążyć, by dotrzeć do ich przywódcy. Jednakże Edgardo miał lepszy pomysł. Otworzył ponownie Bramę Żądzy, przywołując jeszcze raz Sukuba, po czym wytłumaczył jej swój plan.
- Co chcesz żebym zrobiła!? - udała, że wygląda na zawstydzoną. - Edgardo, ty niegrzeczny chłopczyku...
- Wiem, że to zabronione w tym kraju, ale technicznie nie jesteś obywatelką Fiore, a ponadto wątpię czy król wystąpi o twoją ekstradycję ze Świata Podziemnego - wyjaśnił, drapiąc się niepewnie po policzku. - Mogłabyś też schować te skrzydła? Zwracają trochę za dużo uwagi, a musimy działać dyskretnie.
- Jak sobie życzysz, Edziu - powiedziała z uśmiechem, po czym na moment całe jej ciało spowił czarny niczym smoła dym.
- I nigdy więcej tak się do mnie nie zwracaj...
Po chwili z dymu wyłoniła się zwykła rudowłosa dziewczyna, bez żadnych demonicznych znamion.


- No i? Jak ci się podoba? - zapytała, a Mortis zauważył, że również jej głos uległ zmianie i stał się bardziej szczebiotliwy.
- Świetnie - odpowiedział chłopak, jednocześnie odwracając wzrok. - Takie przebranie idealnie pasuje do twojej misji. Chociaż myślałem o czymś bardziej... taktownym.
- Och, czyżbyś czuł się zgorszony w towarzystwie swojego ducha? - zapytała nieśmiało.
- Nasz mistrz chciał przez to powiedzieć, że ubierasz się jak zdzira. Ssssss... - stwierdził obojętnie głos wydobywający się spod płaszcza Edgarda, a po chwili wąż opuścił swoją kryjówkę i usadowił się na jego ramieniu.
- Coś ty powiedziała, niedorobiona gadzia księżniczko!? - demonica przeszyła wzrokiem gorgonę, a w jej głosie po raz pierwszy dało się wyczuć mordercze intencje.
- Zważaj na swój język, plugawy demonie. Ssssss... jestem córką Forkosa i Keto, bogów mórz! - odparował wąż, niemalże plując jadem ze złości.
- A czy oni nie są rodzeństwem? To by wyjaśniało dlaczego wydali na świat coś tak brzydkiego. Nawet ja nie zrobiłabym tego z moim bratem. Fuj!
- Jak śmiesz! Za taką zniewagę powinnam rozerwać ci wnętrzności i rzucić na pożarcie harpiom!
- Dość tego! - przerwał im w końcu Edgardo. - To nie pora na kłótnie! Tam są ludzie, którzy czekają na ratunek, a w tym momencie potrzebuję was obydwu, więc skończcie już z tymi przepychankami i róbcie co do was należy, albo wracajcie do podziemi.
Sukub tylko prychnęła, a wąż zasyczał jeszcze raz groźnie i zniknął z powrotem pod płaszczem swojego mistrza.
- Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie - rzekła demonica, po czym wyszła na zewnątrz i dalej kryjąc się w ruinach zaczęła obserwować pochód więźniów.
Zamierzała zauroczyć jednego, bądź dwóch gwardzistów osłaniających tył marszu i wyciągnąć z nich tyle użytecznych informacji ile tylko się da.
- Pssst! Chłopcy! - szepnęła, wyłaniając się ze swojej kryjówki i przywołując ich do siebie zachęcająco. - Co powiecie na odrobinę towarzystwa?
Strażnicy nie należeli do specjalnych myślicieli tak więc czar bez problemu na nich zadziałał. Niczym marionetki ruszyli za sukubem z lekko uchylonymi ustami i jednoznacznymi zamiarami.
- Jesteście tacy słodcy, że nie zostawiliście damy w potrzebie. Jak prawdziwi rycerze! - poklepała po hełmie jednego ze strażników, a następnie zbliżyła usta do jego twarzy.
- Najpierw trochę się na was pożywię, żeby oszczędzić energię magiczną mojego mistrza.
Przez uchylone usta gwardzisty powoli zaczęła sączyć się zielonkawa energia życiowa, którą łapczywie pochłaniał Sukub. Trwało to około minutę, po czym kobieta oblizała się i skończyła swój posiłek.
- No więc - zadała pierwsze pytanie - czy bylibyście tacy mili i wyjaśnili mi dla kogo pracujecie i po co mu u licha tylu więźniów?
- Vars-Nu-Lin kazał ich sprowadzić ma jakieś plany wobec swych braci. -odparł mechanicznie strażnik.
- I domyślam się, że nie wyjawił wam co dokładnie planuje? - westchnęła zrezygnowana. - Dobra, a wiecie może coś o niejakim doktorze Ogdenie?
- Nic o nich nie wiemy- odparli strażnicy chórem.
- No to teraz zabierzcie mnie do miejsca gdzie wcześniej prowadziliście jeńców. A jeśli ktoś nas po drodze zaatakuje to oczywiście nie pozwolicie by stała mi się krzywda, prawda?
- Będziemy Cie chronić -powiedzieli niczym marionetki, po czym ruszyli z dziewczyną w stronę podziemnego tunelu.

Edgardo tymczasem przekradał się wśród ruin, śledząc czoło pochodu, by dowiedzieć się dokąd prowadzeni są jeńcy.
Pochód dość szybko zatrzymał się przy jednej ze zrujnowanych ścian, tam tez jeden z gwardzistów uniósł drewniana klapę a jeńcy jeden po drugim zaczęli wchodzić do podziemnych korytarzy. Dwóch gwardzistów zostało przed wejściem do tuneli. Jednak po niedługim czasie do straży zaczęła zblizać się sakubica wraz z dwoma omamionymi czarem mężczyznami.
Gdy dotarła na miejsce i rozejrzała się dookoła, natychmiast wyczuła obecność swojego pana i spojrzała w jego kierunku. Mogła udawać zbiegłego więźnia i spróbować dostać się do środka bez walki, jednakże to oznaczałoby pozostawienie jej mistrza samego. Postawiła więc na bardziej efektowne wejście.
- Dalej chłopcy, oni stoją nam na drodze! Pokażcie na co was stać! - krzyknęła, wskazując na gwardzistów strzegących klapy. - Pozbądźcie się ich, a będziecie mogli być ze mną już na zawsze!
Po tej wypowiedzi swojego ducha Edgardo zażenowany uderzył się z całej siły dłonią w czoło, jednak chwilę później dobył rapiera i postanowił również wziąć udział w potyczce, by wraz ze sprzymierzonymi gwardzistami zyskać przewagę liczebną. Wkroczył w momencie, gdy czterej gwardziści zderzyli się ze sobą, wymieniając pierwsze ciosy. Co prawda zbroje kolcze które nosili zapewniały im niezgorszą ochronę pzred broniami ciętymi, aczkolwiek strzały i bronie kłute bez problemu przechodziły między oczkami, więc nieopancerzony łowca miał w tej walce przewagę szybkości. Mimo iż gwardzista strzegący klapy w porę spostrzegł nacierającego szermierza, to związany walką ze swoim niedawnym towarzyszem broni, nie miał szans na uniknięcie jego stoccata pie fermo i został przebity na wysokości płuc. Gdy Edgardo wyciągał szpadę z dogorywającego strażnika, przyjrzał się pojedynkowi dwóch pozostałych gwardzistów. Wyglądało na to, że ich sojusznik zamroczony magią zaklęcia, mimo niezaprzeczalnych chęci, nie mógł trafić mieczem swojego trzeźwego oponenta. Nie można mu było jednak odmówić wytrzymałości i hartu ducha, gdyż z głęboką raną na udzie i rozciętym policzkiem wciąż był w stanie utrzymać się na nogach i, już nieomal na oślep, wymachiwać bronią w miłosnym szale, wykrzykując przy tym niezrozumiałe słowa. Wykorzystał to drugi ze sprzymierzonych gwardzistów, który wyciągnął zza pasa sztylet i obszedł walczących z boku, by w odpowiednim momencie skoczyć na wrogiego strażnika i poderżnąć mu gardło. I to w samą porę, gdyż chwilę później jego towarzysz dysząc ciężko padł na ziemię, a jego oczy zaczęły zachodzić mgłą.
- Brawo! - Sukub klaskała, niczym na zakończeniu dobrego przedstawienia. - Świetnie się spisaliście, moi chłopcy.
Mówiąc to podeszła do rannego gwardzisty i klęknęła przy nim, by obejrzeć jego rany.
- Och, jaka szkoda - pokręciła głową i podniosła się, otrzepując z kurzu - masz przebitą tętnicę udową, a wysiłek z jakim dzielnie za mnie walczyłeś przyspieszył jeszcze upływ krwi. Pewnie nawet już mnie nie słyszysz. Mogłabym spróbować przekazać ci część energii życiowej twojego kolegi, ale została ci mniej niż minuta życia, więc nie ma sposobu żebym zdążyła. Cóż, dziękuję ci za twoje poświęcenie i do zobaczenia w przyszłym życiu. Może spotkamy się prędzej niż myślisz.
Posłała mu buziaka na pożegnanie, po czym zwróciła się do Edgarda:
- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły? Chyba nie lubisz zabijać ludzi, ale nie widziałam żebyś miał jakieś opory przed przebiciem tamtego gwardzisty.
- Nie - odpowiedział łowca, wycierając jednocześnie szpadę czerwoną hustą. - Żołnierz dobrze wie, że idąc na wojnę ryzykuje swoim życiem. A tamten olbrzym z którym walczył twój brat był jedynie maszyną stworzoną bądź manipulowaną tak, by zabijać każdego kto stanie jej na drodze. Więc na swój sposób był niewinny.
- Aha - przytaknęła dziewczyna - ja tam nie widzę większej różnicy, ale jak sobie chcesz. Też wolę nie zabijać swoich ofiar, dopóki mogę dłużej się nimi żywić, ale jak mus to mus. A teraz się rozbieraj.
- Że co, przepraszam?
- Hej, ty tam! - krzyknęła do gwardzisty, który od jakiegoś czasu stał tylko w miejscu i gapił się na nią tępym wzrokiem. - Pomóż mojemu mistrzowi w przebieraniu. Dawno nie miałeś na sobie zbroi, co nie Edgardo?
- Bo poruszanie się w niej jest zbyt głośne, a do tego spowalnia moje reakcje i ogranicza widoczność. Widziałaś kiedyś opancerzonego łowcę?
- Ten raz będziesz musiał przeboleć. Będziecie udawać, że łapaliście zbiegłego jeńca i to zajęło wam tyle czasu. Nasz kolega zajmie się rozmową, a ty postaraj się żeby nikt nie rozpoznał twojej twarzy spod tego hełmu. Jeśli dobrze pójdzie to dotrzemy do lochów i nim się spostrzegą uwolnimy wszystkich więźniów, a wtedy twój dowódca będzie mógł bez strachu o nich zająć się tym całym Varsem i resztą jego popleczników.
- Hmm - Edgardo zastanowił się poważnie - jestem zaskoczony, że potrafiłaś wymyślić coś tak skomplikowanego. Co prawda twój plan ma sporo luk i niewiadomych, ale póki co chyba nie mamy lepszej opcji.
Demonica założyła ręce na piersi i zrobiła oburzoną minę.
- Nie pochlebiaj sobie. Służę rodzinie Mortis od jedenastu pokoleń, więc nauczyłam się przez ten czas jak ważna jest strategia działania.
- Tak tak, niech ci będzie, obaasan - odpowiedział z uśmiechem.
- Jak mnie nazwałeś, dzieciaku!?
- Nieważne. Przejdźmy już do tego planu. Więc jak to się zapinało? - zapytał gwardzistę, wskazując palcem na nagolennik.
 
Tropby jest offline  
Stary 22-02-2012, 22:25   #40
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- Żyjesz tylko, dlatego, że kosiarz Cię nie zabił, a we mnie pozostało zbyt dużo honoru by poderżnąć Ci gardło jak byłeś nieprzytomny.
Ishir poprawił sposób trzymania jeńca, który nie dość, że ciężki to jeszcze zaczął gadać.
-A teraz dobranoc. – powiedział odsyłając mężczyznę w ponowną podróż po krainie snów.

Wędrówką w spokoju niedane było cieszyć się niebieskowłosemu długo. Kolejny osobnik z listy osób do zabicia pojawiła się na jego drodze. Tylko, dlaczego musiał przy okazji ścinać tyle drzew? Unikanie ich z nieprzytomnym facetem na ręku nie należało do najłatwiejszych. Jednak koniec końców obaj mężczyźni wyszli cało. Znaczy się elektryczny mag wyszedł cało, a szermierz sprawiał wrażenie, że jemu też się to udało.
- No, no widać zdążyłem na czas. –uśmiechnął się czarnowłosy stając w miejscu i mierząc Ishira wzrokiem. – Zdziwiony, że tak łatwo Cie znalazłem? –zagadnął z szyderczym uśmiechem.
- Pewno ten tam… – mag wskazał czarnowłosego, którego pozostawił pod pniakiem, na którym stał – ma na sobie jakieś zaklęcie namierzające. Ale pewnie będziesz tak miły i mnie oświecisz w tej sprawie… – ostatnie zdanie wypowiedział ze złośliwym uśmiechem. - Nie.. powiedzmy, że twoja odpowiedź była na tyle trafna, że nie muszę nic mówić. -stwierdził Vars a miecze zawirowały nad jego głową.- Jak się domyślam masz zamiar stawiać opór przed ponownym pojmaniem prawda?
-Opór przed pojmaniem? – Na twarzy Ishira wykwitł szalony uśmiech. –Nie… Nie opór… Nie wrócę do niewoli… To będzie walka o Twoje życie. – wypowiedź przerwał szalony śmiech. – Nie będę dla ciebie tak miły jak dla twojego podwładnego.
Elektryczny mag dobył miecz z pochwy przy boku. Jego twarz przybrała wyraz szaleństwa. Z ust, co chwila wydobywał się chichot.
- Chodź, Varsuś. Pokaż, na co stać wyklętego brata.
Ishir przybrał bojową pozę. Lekko uchylone kolana, luźne ciało, miecz trzymany nisko z ostrzem ku górze. Pomimo pozornego szaleństwa dokładnie obserwował swojego przeciwnika. Gotowy był do zrobienia uniku lub zablokowania ataku.
Vars tylko uśmiechnął się i machnął ręką w stronę chłopaka. Jego miecze ustawiły się niczym włócznie w powietrzu, po czym jeden po drugim poszybowały z niezwykła prędkością w stronę Ishira. Pierwszy miecz niebieskowłosy zdołał odbić własnym orężem, siła, z jaką pocisk uderzył o ostrze aż zachwiała elektrycznym magiem. Dwa kolejne pociski bezwzględnie wykorzystały ten moment zawahanie, przejeżdżając ostrzami po prawym boku chłopaka. Rany na szczęście głębokie nie były dzięki wrodzonemu refleksowi i bitewnemu doświadczeniu. Czwarty pocisk bez problemu został uniknięty odskokiem w bok na drugi przewalony pniak, ostrza Varsa zaś nie kontynuowały natarcia, wracając do swego właściciela.
Ishir nie przejął się zadrapaniem. Szalony uśmiech tylko się poszerzył.
- Ładnie. Bardzo ładnie.
Niebieskowłosy wbił w pień trzymany w ręce miecz i sięgnął po ostrza przewiązane przez plecy.
- Trudno się tego nauczyć? - zapytał trzymając dwa miecze swobodnie przed sobą.
Był gotowy do odparcia kolejnego ataku. Tym razem jednak chciał użyć swojej magii by utrudnić broni Varsa trafienie w cel i powrót do właściciela.
Broń przeciwnika ponownie uformowała się w wielki Shuriken i kręcąc się ruszyła w stronę Ishira. Ten jednak miał plan, teraz wszystko leżało w jego pomysłowości.
Elektryczny mag czekał cierpliwie aż shuriken zbliży się do niego. Gdy to nastąpiło posłał w jego stronę energię magiczną. Powietrze wokół czterech mieczy zaczęło drżeć. Niebieskowłosy zamierzał nie ingerować zbytnio w lot broni, lecz tuż przed sobą lekko zmienić jej trajektorię by nie ryzykować zranienia. Później chciał zablokować jej powrót do Varsa by samemu móc natrzeć na szermierza i zadać mu jak największe obrażenia. Prosty w obmyśleniu trudny w wykonaniu. Tak jak zawsze.
- Metal Control – wyszeptał Ishir.
Należało działać.
Fale elektromagnetyczne wdarły się w przestrzeń dookoła mieczy, powietrze zadrżało... a potem stało się coś niespodziewanego. Ishir poczuł, że traci kontrole nad swym zaklęciem, które zamiast spowolnić broń, przyspieszyło ją. Chłopak opadł na ziemię w ostatniej sekundzie, bowiem shuriken przeleciał nad nim kosząc kilka pozostałych w tle drzew. Vars uśmiechnął się, gdy broń wróciła do niego i szyderczo powiedział. - Moje miecze działają w własnym polu magnetycznym, które swobodnie kontroluje. Wystarczyło zmienić amplitudę i twoje zaklęcie nałożyło się na to pole tylko je wzmacniając. –zaśmiał się, gdy miecze tańczyły nad jego głową. - Wybacz chłopczyku, ale jeszcze nikt nie pozbawił mnie oręża.
Ishir najpierw opuścił głowę a później podniósł ją ku niebu. Na jego twarzy malowało się lekkie zdenerwowanie.
- No chyba sobie jaja ze mnie robisz. – słowa te zdecydowanie nie były skierowane do Varsa.
„Taa… Mówię do Boga… Chyba za dużo czasu spędzałem z Anette, lub nadmiar wysiłku poprzestawiał mi w głowie.”
Myśli niebieskowłosego powróciły na właściwe tory. Chłopka spojrzał na swojego przeciwnika. W umyśle przywołał z lekka zamazane już obrazy z walki z pewnym doktorkiem. Obie sytuacje były bardzo do siebie podobne. Jedyną różnicę stanowił podelement magii, przeciwko której walczył. Tam była to elektryczność, tutaj magnetyzm. Trzeba było dostosować czar do wymogów walki. Amplituda przeciwna do tej, którą stosuje Vars. Proste i jakże cholernie trudne do wykonania w obecnych warunkach.
- Też mi coś. – prychnął mag.
Niebieskowłosy wbił w pniak trzymane w ręku miecze i poprawił ten już wbity w taki sposób by w razie problemu mógł je wyrwać używając swojej magii.
Wewnętrzny głos, cichy acz nieustępliwy przypominał Ishirowi wynik walki z szalonym doktorkiem. Wynik, który obecnie byłby dla niebieskowłosego zgubny. Nie było jednak innego wyjścia.
- No dawaj. – chłopak dał szermierzowi znak do ataku.
- To się robi nudne. -westchnął Vars i jednym ruchem posłał ostrza w stronę Ishira. Tym razem broń jednak zachowywała sie inaczej, rozdzieliła się i zaatakowała z czterech różnych stron, od przodu, tyłu z góry jak i z prawej. Widać każdy miecz miał swoje własne pole magnetyczne.
Ishir zamknął oczy. Musiał skupić się i dokładnie przeanalizować pole magnetyczne otaczające każdy z mieczy. To akurat była łatwiejsza część i dość szybko udało się chłopakowi zdobyć potrzebne informacje. Teraz należało „jedynie” wysłać w stronę każdej z broni odpowiednie pole magnetyczne.
Niebieskowłosy zacisnął pięści. Miecze wbite w pień zaczęły lekko drżeć. Tak samo jak powietrze wokół chłopaka. Drżenie z każdą sekundą nabierało na sile. Ishir zbierał odpowiednią ilość mocy. Gdy zebrał wystarczająco wystrzelił ją w stronę mieczy Varsa. Tym razem powietrze nie ruszało się przy samych ostrzach, lecz również przy chłopaku jak i pomiędzy nim a celem zaklęcia.
- Metal Control – elektryczny mag otworzył oczy.
Po jego skórze zaczęły przebiegać żółto-niebiesko-czerwone wyładowania. Ishir nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Skupił się na czarze. W każdej chwili był gotów zmodyfikować jeden z czterech strumieni pola magnetycznego by zablokować atak wroga.
I to okazało się być trafnym pomysłem, chociaż raczej nie w taki sposób, jaki Ishir planował. Pierwsze fale elektromagnetyzmu nie wywarły, bowiem na miecze Varsa wpływu, ich właściciel, bowiem na bieżąco zmieniał pola dookoła broni tak by dopasować je do napływających z rąk Ishira strumieni. Jednak pojawienie się kolorowej elektryczności wszystko zmieniło. Okazało się, że tworzy ona fale inne, niepodobne do normalnego magnetyzmu, ich drgania były całkowicie odbiegające od przyjętych schematów. Vars zauważył to za późno, bowiem po chwili miecze jeden po drugim opadały na ziemię z brzdękiem. Ishir zaś przypomniał sobie słowa doktora, z którym niegdyś walczył. “- Wystarczy stworzyć ładunek przeciwny do tego, którym ty walczysz, to anuluje twą elektryczność.” - widać kolorowy magnetyzm był przeciwieństwem tego zwykłego.
Vars nabrał głośno powietrze całkowicie zszokowany i pozbawiony broni.
Ishir nie zamierzał dawać Varsowi czasu na reakcję. Ruszył w jego stronę nie przestając wytwarzać wokół siebie pola magnetycznego jak i trójkolorowej elektryczność. Ba… Elektryczność przestała być przypadkowymi wyładowaniami a przemieniła się w Electric Skin. Nie była to jednak podstawowa wersja tego czaru, lecz ta upodabniająca niebieskowłosego do tygrysołaka. Dominującym kolorem był czerwony, pozostałe dwa odpowiadały pasom na skórze prawdziwego tygrysa. Taki dobór kolorów elektryczności dało się zobaczyć w zachowaniu chłopaka. Ishir ryknął wściekle wypuszczając ze wszystkich swych palców elektryczne pazury. Trzy miecze maga wirowały wokół niego ostrzami zwróconymi w stronę przeciwnika. Umysł chłopaka zachował jednak względną przytomność i zdolność do myślenia. Za cel zostały wybrane wrażliwe punkty na ciele szermierza, natomiast tuż przed samym atakiem Ishir miał dla swojego przeciwnika przygotowaną niespodziankę. Elektryczna wściekłość z każdą chwilą zbliżała się do Varsa.
Bezbronny Vars nie miał, co zrobić by zapobiec nadciągającemu atakowi, zapewne starałby się unikać ciosów gdyby nieoślepiający błysk stworzony przez Ishira. Niebieskowłosy natarł na swego przeciwnika z druzgocąca mocą, pazury rozdzierały skórę, miecze raniły ciało, zaś elektryczność skakała po ciele. Vars bez broni był niczym bezbronne dziecko, a przynajmniej taki się zdawał. Ostatni atak Ishira ugodził w brzuch szermierza, odrzucając go do tyłu, ten jednak mimo bólu pochwycił w locie jeden z lewitujących mieczy niebieskowłosego. Vars-Nu-Lin uderzył plecami w pniak przewalonego drzewa i osunął się na ziemię z jękiem, pokiereszowany niczym po walce z prawdziwym tygrysem. Mim oto dzielnie począł wstawać na nogi mocno zaciskając palce na dzierżonym mieczu.
Ishir nie zamierzał poprzestać na dotychczasowym ataku. Pazury, co prawda zniknęły, lecz ich miejsce zajęły pioruny kuliste formujące się w dłoniach chłopaka.
- Blue electricity, Thunder Cannonade: Balls
Cztery elektryczne kule zostały wystrzelone z dłoni maga, lecz żadna z nich pozornie nie była wystrzelona w stronę Varsa. Tylko pozornie…
W tym samym czasie niebieskowłosy skrzyżował ręce na piersiach. Zamierzał wykonać to, co nie udało się przy starciu z poprzednim przeciwnikiem. A mianowicie wyłamać szermierzowi ręce.
- Body Control -wyszeptał cicho.
Wciąż obolały Vars powoli ruszył w stronę Ishira, jednak pierwszy elektryczny pocisk, który niespodziewanie skręcił w jego stronę, skutecznie zatrzymał go w miejscu. Mimo bólu jednak wojownik zacisnął zęby i zaczął unikać pozostałych pocisków. Ba ruszył nawet biegiem, przeskakując w powietrzu trzeci piorun kulisty, który rozbił się o ścianę za nim. Wtedy jednak elektryczny mag zdołał chwycić go w objęcia swego zaklęcia, co unieruchomiło Varsa w powietrzu. Niczym kłoda runął na ziemię, a czwarty pocisk elektryczności, tylko mocniej go w nią wbił. Mistrz miecza jęknął, zapewne dawno nikt nie sprawił mu tylu kłopotów w alce, jednak wolę miał silna, bowiem wyrwał się spod kontroli ciała i z trudem znowu ruszył w stronę Ishira.
Powietrze wokół dzierżonych przez Ishira mieczy zaczęło drżeć, a sama broń ustawiła się ostrzem w stronę nacierającego, Varsa. Po chwili ostrza pomknęły na spotkanie z czarnowłosym. Ishir tymczasem złożył przed sobą dłonie niczym do modlitwy. Między nimi zaczęła się zbierać energia elektryczna kształtując kulę rozrastającą się z każdą chwilą.
-Twórcza Magio użycz mi swej mocy i pozwól bym skorzystał z twego nieograniczonego potencjału. Pozwól mi wyłamać się z typu mojej magii. Daj mi zdolności i siłę bym z elektryczności mógł tworzyć.

Nagle elektryczność z kuli pokryła dokładnie całe ciało chłopaka, by w ułamku sekundy znów powrócić do kuli.
- Borrowed Electric Make: Electric Body!
Vars widząc że cos się szykuje przyspieszył kroku, jednak nadlatujące miecze skutecznie go zatrzymały. Mimo że odbił oba bez większego trudu, to musiał się zatrzymać, zaś tyle czasu starczyło Ishirowi na dokończenie zaklęcia.
Dźwięk gromu towarzyszył uderzeniu kuli o pień tuż przed niebieskowłosym. Z kuli uformował się klon Ishira składający się z trójkolorowej elektryczności.
- No w końcu. Już mi się zaczynało nudzić. – klon ziewnął pokazowo na potwierdzenie swych słów. – No co my tu mamy. – zapytał spoglądając na Varsa. – To przez ciebie ćwoku tak długo nie mogłem się pojawić. Zapłacisz mi teraz za to.
W czasie gdy klon przemawiał Ishir wypuścił z palców dłoni elektryczne pazury i ruszył na spotkanie szermierza. Sięgnął też magią po swoje dwa miecze, które ponownie wystrzeliły w czarnowłosego, tym razem z boku. Tuż przed bezpośrednim starciem niebieskowłosy zamierzał jeszcze wytworzyć pazury z palców stóp by zranić nogi Varsa.
Klon natomiast skierował się w przeciwną stronę oddalając się od walczących.
Dwa nadlatujące ostrza nie stanowiły dla Varsa problemu, okręcił się w miejscu odbijając oręż, nie bez powodu nosił swój tytuł. Gdy Ishir stanął z nim twarzą w twarz, Vars pochylił się nisko unikając ciosu pazurów, po to by zaraz odskoczyć w tył machając przed sobą mieczem, by ciąć od dołu. Ishir jednak przyspieszony swym czarem, bez problemu uskoczył na bok i dobiegł do przeciwnika pazurami rozcinając jego pierś. Vars skrzywił się, jednak dusza wojownika nie pozwalała mu odpuścić, a nawet zmusiła go do irracjonalnych rozwiązań, wszak zdawał sobie sprawy że walczy o życie. Mimo elektrycznej skóry Ishira, szermierz, chwycił go wolną ręka za gardło. Elektryczność zaczęła biegać po jego ciele, lecz on wrzasnął głośno z wściekłości i uderzył plecami chłopaka o pobliski zwalony pniak. Ishir powoli tracił oddech, a Vars zaciskał dłoń coraz mocniej mimo że jego palce skwierczały już palone do żywego, unosił tez nad głowę miecz by zadać ostateczny cios.
Ishir zacisnął zęby starając się uwolnić z uścisku. Nie był w stanie uwolnić się z uścisku. Umysł powoli odpływał. Na szczęście klon wymyślił plan za niego. Niebieskowłosemu pozostało jedynie zgodzić się na propozycję ataku. Chłopak zwiększył ilość elektryczności wydobywającej się z jego ciała. Starał się też dosięgnąć dłońmi głowy Varsa by porazić go elektrycznością.
Klon tymczasem podniósł prawą rękę do góry. Elektryczność stworzona z mocy przekazanej mu przez Ishira zaczęła formować dość sporych rozmiarów piorun kulisty. Sztuczny Ishir zaczął tymczasem inkantować zaklęcie:
- Grom ryczący w niebiosach niechaj zstąpi na ziemię i zbierze swoje żniwo.
Piorun kulisty zaczął wciągać w siebie energię elektryczną, z której stworzony był klon. Ten jednak nie wydawał się tym faktem specjalnie przejmować. Wręcz przeciwnie. Był z tego powodu zadowolony.
-RAGING BOLT! – dokończył zaklęcie padając ledwo „żywy” na pniak.
Czar ruszył w stronę Varsa i Ishira. Życie niebieskowłosego zależało teraz jedynie od szczęścia i własnej determinacji.
Niestety uścisk Varsa był zbyt silny by złapać jego głowę. Kończyny słabły z sekundy na sekundę, zaś wojownik z uśmiechem szaleńca opuścił miecz. W momencie gdy broń opadała w stronę głowy chłopaka, w dwóch walczących ugodził potężny piorun kulisty, stworzony przez klona Ishira. Napięcie było tak duże że zniwelowała elektryczną skórę Ishira, ale zmusiło też Varsa do puszczenia chłopaka. Fala energii porwała rywali i rzuciła nimi po polu walki. Bolało ale to Ishir wyszedł na tym zwycięsko, bowiem mocno osłabione wcześniejszą ciało Varsa, nie sprostało już tej sile. Miecznik opadł bezwładnie na jeden z pniaków z poparzoną, parująca jeszcze skórą.

Ishir podniósł się z ziemi. Nie był do końca pewny co przed chwilą się stało, lecz widok Varsa leżącego na zwalonym pniu sprawił, że na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.
Niebieskowłosy podszedł do swojego przeciwnika i kucnął przy nim sprawdzając czy jeszcze żyje. Wyczucie pulsu lekko osłabiło uśmiech. Elektryczny mag sięgnął po leżący w pobliżu miecz. Ten sam, który jeszcze chwilę temu miał go zabić.
- Nie mogę pozwolić Ci żyć. Za dużo zła wprowadziłeś w moje życie. – powiedział po czym opuścił broń kończąc żywot czwartego z Wielkich Braci Zakonu.
- Zasłużył sobie nie ma co. – dobiegł Ishira jego własny głos lecz wypowiedziany przez klona. – Koleś zmarnował Ci życie.
- Nie, nie zasłużył. Nie w ten sposób. – odpowiedział niebieskowłosy wyrzucając miecz jak najdalej od siebie.
- Za miękki jesteś chłopaczku. Zmień się. - Po tych słowach klon rozpłynął się w powietrzu.
Mag nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w stronę nieprzytomnego wojownika, który pomimo całej tej zawieruchy nie ocknął się jeszcze. A może się ocknął i ponownie stracił przytomność? Któż go mógł wiedzieć. Chłopak schylił się nad mężczyzną i uwolnił go z więzów.
- Masz szczęście. Dziś przeżyłeś. Następnym razem zginiesz. - mag zupełnie nie przejmował się faktem, że jego rozmówca jest w dalszym ciągu nieprzytomny.
Ishir zawiązał sobie linę w poprzek tułowia. Później podszedł do mieczy Varsa. Pozbierał je wszystkie. Trzy powkładał do pochew po swoich mieczach. Czwarte ostrze oparł płazem o bark.
- Już się zmieniłem. – powiedział sam do siebie ruszając w stronę plaży.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 14-03-2012 o 19:42.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172