Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2012, 16:04   #41
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Biedny samuraj.
Kombinacje trójkątów i linii były jawnym znakiem pochodzenia, choć zdawały się Kereiowi lekko nieczytelne. Cóż, najpewniej upływ lat nie obył się dobrze nawet z notami naskalnymi. Dziwiła go jednak ich obecność tutaj. Z tego co wiedział, Babilon nigdy nie sięgał do morza. Rekord był za czasów Aleksandra, gdy ten pruł na przeciw podbijając miasta-państwa chcąc odkryć koniec ziemi.
Z drugiej strony podboje królów i ekspedycje handlarzy mogły przenieść pismo dalej, chociażby do barbarzyńskich ludów. Nie jedna kultura wyginęła, przez wybicie i wchłonięcie bardziej zaawansowanych od siebie.
Podszedł do leżącego pod ścianą człowieka i bez pardonu chwycił go za koszulę podciągając do siebie
- Co tu się stało!? - zapytał go podniesionym tonem, aby na pewno go usłyszał.
Samuraj był ciężko ranny, jego skóra nosiła znaki poparzeń jak i ran ciętych. Przez pierś przebiegała podłużna rana, zaś prawy bok przebity był na wylot. Mężczyzna żył, ale ledwo, na pytanie chłopaka jęknął jedynie niezrozumiale.
Lekko uderzył go otwartą ręką w policzek i odstawił, mając nadzieję, że ten dojdzie do siebie niedługo.
Bieganie w te i w tamtą mogło w końcu skończyć się pustą pętlą lub bezowocnym marnowaniem czasu. Powinien w końcu pobrać jakieś informacje z otoczenia.
Zaczął przyglądać się ścianą, chcąc odczytać przynajmniej pojedyncze słowa, mając nadzieję, że do czegoś dojdzie.
Samuraj póki co nie przejawiał zbytnich chęci do przebudzenia się, toteż Kerei mógł skupić się na zapiskach. Odcyfrowanie ich dokładnie zajęłoby wiele czasu, bowiem świeża krew jak i ząb czasu skutecznie utrudniały czytanie. Jednakże kilka słów a nawet zdań udało się chłopakowi odcyfrować.
Kamień okuty w[...] wielka burza, gniew boży[...]Sercem którego nie wolno ruszać[...]Gniew przybędzie po raz kolejny
Kerei stał jak wryty przyglądając się zapiskom. Cokolwiek tu było, nie podlegało jednak tylko jego osobistemu interesowi, powinien od początku podejść do tej sprawy mniej egoistycznie.
Spojrzał na Samuraja, który nie wydawał się dawać żadnych dodatkowych znaków przebywania na skraju śmierci. Westchnął i zaczął przyglądać się śladom krwi, zastanawiając się czy nie zaprowadzą go w konkretnym kierunku. Nie było złudzeń, potrzebował kogoś żywego, kto będzie w stanie nakierować go na sposób powstrzymania kogokolwiek, od jakiegokolwiek wykorzystania wyspy i tego, co może się w niej znajdować.
- Ryo...gdzie jest? -jęknął w międzyczasie niewyraźnie samuraj bardziej osuwając się po ścianie. Ślady krwi natomiast prowadziły w stronę z której Kerei przyszedł, czyżby nowopoznały mag elektryczności był ścigany przez osobnika który niemal zabił samuraja? Za wojownikiem korytarz znowu rozwidlał się prowadząc zapewne jeszcze głębiej w wyspę.
"Ryo". To imię nic nie mówiło Kereiowi.
Zielonooki cały czas rozważał udzielenie pomocy samurajowi, jednak osłabiłoby to jego samego, co wydawało się wyjątkowo szkodliwe. Mifu i tak nie może być ostatnim człowiekiem wewnątrz wyspy.
Cofanie się w tym momencie nie miało sensu, nawet, jeśli wszystko jest tak naprawdę nad nim, nie w obecnych korytarzach, to jest tam ten cały Edgardo oraz armia krzyża.
Chłopak złapał mocniej kosę i ruszył w głąb wyspy.
Chłopak ruszył dalej, obierając te korytarze w których w warstwie kurzu odciśnięte były ślady, dziek i temu mógł dotrzeć do miejsca z które zapewne przybył samuraj i możliwe iż ten zagadkowo Ryo. Kosiarz mijał wiele drabinek i schodów, zapewne umieszczonych w jakiś sposób ważnych dla tutejszych najemników miejscach. W końcu jednak dotarł do klapy, przy której kończył się trop. Już po chwili Kerei stał na świeżym powietrzu przed wejściem do niemal całkowicie zniszczonego budynku. Jednak babilończyk bez problemu rozpoznał swa rodzinną architekturę, była to na pewno kiedyś jakaś świątynia. Zaś na jej środku leżał sporej wielkości głaz obwiązany łańcuchami i świecący lekko zielonkawym blaskiem, cały w runach. Przy kamieniu tyłem do Kereiego stał natomiast jakiś chłopak, ubrany w garnitur.
Zatrzymał się na moment. To miejsce było dla niego nieco nostalgiczne. Ogólny wygląd budowli w Babilonii był mało zróżnicowany. Ta świątynia również nie była.
Bez przyjmowania bojowej postawy podszedł na niewielką odległość do postaci oglądającej kamień, i spytał ją uczciwie.
- Co się tutaj szykuje? - Logiczne było stwierdzenie, że ruiny opisywały właśnie ten kamień kilka minut biegu stąd. Było to jak ostrzeżenie "nie wchodzić" postawione tuż przed drzwiami do klatki lwa. Zazwyczaj nieskuteczne, bo mało kto wraca się w tył, gdy przebędzie już taką drogę.
Ryo odwrócił się powoli mierząc nowo przybyłego wzrokiem - A niby czemu miałbym Ci to mówić? -spytał spokojnie. Gdyby Kerei wiedział że zaledwie parenaście minut temu chłopak walczył z Luciusem, zapewne zdziwiłby go całkowity brak ran, jak i ubranie bez żadnej dziur.
- A czemu nie? - Spytał spokojnie uśmiechając się.
Przypomniało mu to Reia, i pożałował jednak tej odpowiedzi.
- Obecnie oboje widzimy siebie nawzajem jako wrogów. Nie powinienem tu pewnie być. Dla mnie, cokolwiek robisz z tym kamieniem, jest raczej złe. - Uderzył końcem kosy o podłogę wydając głuchy dźwięk, który szybko rozniósł się po świątyni. - Ktoś zginie. Chyba, że się wyspowiadasz, i stwierdzę, że jednak mi nie przeszkadzasz. Chociaż walczyć też lubię, nie martw się.
Ryo uśmiechnął się i wskoczył na kamień siadając na nim i podpierając brodę prawą dłonią. - Właściwie czemu nie? Skoro nie lubisz tego kamienia to pewnie coś udało Ci się w ruinach odczytać.- stwierdził gładząc skałę pieszczotliwie. - Chce wykorzystać ten kamień by odzsykać coś mojego, to bardzo dobry katalizator, ma tylko jedną wadę, musi w jakiś sposób odzyskać energię która się z niego pobierzę. Dla tego udało mi się nakłonić tego idiotę Varsa by złapał tylu niewolników i zwabił tu krzyży. Powoli wszyscy wpadacie w moją siatkę, rybeczki.
Kerei podrapał się w tył głowy.
- Zaraz. To brzmi, jakbyś stracił apokalipsę. Objaśniaj dokładniej. - Chłopak skrzyżował ręce raczej ignorując wzmiankę o tym, że jest traktowany jako jednostka energii.
Miał nadzieję, że uda mu się dowiedzieć, z czym walczy.
- Ehhh ludzie są tacy głupi. -westchnął Ryo i drapiąc się po brodzie stwierdził.- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to najprościej mówiąc straciłem cześć duszy, a tak dobrze się składa że ta część jest teraz gdzieś na wyspie.
- To brzmi raczej skomplikowanie. - Stwierdził opierając kosę o bark, ostrzem za siebie. - Odebrano ci ją, czy utraciłeś ją? Zastanawia mnie, czy powinienem cię dobić, czy może pomóc odzyskać małą zgubę. - Przyjrzał mu się możliwie dokładnie - wyglądasz dosyć zwyczajnie, jak na kogoś, kto żyje tylko w połowie. Zgaduję, że w końcu się rozpadniesz.
- Nie... nie rozpadnę się. Widzisz to faktycznie skomplikowane. Aktualnie posiadam całą duszę, jestem taki jak byłem kiedyś... no może troszkę słabszy. Tylko wcale nie powiedziałem ,że miałem jedną duszę. Otóż posiadałem dwie w jednym ciele, a teraz moja ruga dusza ma własne ciało, jest w nim zapieczętowana a ja mam zamiar przełamać tą pieczęć i odzyskać ją. -wytłumaczył Ryo poprawiając krawat.
- A imię twojej drugiej duszy brzmi? - Zadał ostatnie pytanie.
- To niech pozostanie tajemnicą. -odparł Ryo z uśmieszkiem. - A ty, co tu robisz?
- Ah, fakt. Szukam takiego staruszka - wymachując rękoma pokazał małą figurę, jaką słyszał z opisów. - Odgen, taki badacz...Pedofil...Naukowiec? - Zamotał się. - A, wiem. Doktor. Porwał moją panią, a z natury jak się obiecuje komuś oddać własne życie, to raczej nie wypada słowa złamać. - Streścił do minimum pomijając wszelkie prywatne szczegóły. - Miał tu być, ale nie ma. Wiesz coś o nim?
- Nie. -odparł krótko Ryo. - Nie interesuje mnie nic, co nie jest związane z moim planem, a rzeczony jegomość jakoś nie był mi doń potrzebny.
- Cóż, normalnie chyba nawet dałbym ci spokój, ale i tak nie mam nawet żadnego nowego tropu. - Wzruszył ramionami - Ani też nie mam w sobie tej arystokratycznej, ignoranckiej krwi.
Podniósł kosę i wymierzył ją ostrzem w stronę Ryo. - Nie mogę zezwolić ci na zabicie setek ludzi w imię pojedynczego pragnienia, który nie przyniesie większego dobra niż strat.
Jako z a p r z y s i ę ż o n y nakazuje ci poddać się i postępować zgodnie z moimi rozkazami albo... Tch.
- Syknął mrugając. - Kogo chcę oszukać? I tak załatwimy to w starym, babilońskim stylu. Bogatym w walkę.
- Jak to się mówi nie mam zamiaru iść po dobroci. -stwierdził Ryo zeskakując z kamienia i podciągnął rękawy. - Pokaż co masz dla mnie Babilończyku -powiedział chłopak a jego oczy zapłonęły czerwienią.
Kosiarz pochylił się lekko, przybierając postawę do walki. Ostatnie żniwo powinno pozwolić mu zaatakować z pełną siłą mimo ran.
Zapłonął ogniem czystej energii magicznej, ruszając przed siebie z szarżą na przeciwnika. Miał zamiar zagrać podobnie, co ostatnio.
Otworzył portal w podłodze o krok przed przeciwnikiem, wskakując w niego i wypadając w powietrzu z gotową bronią. Liczył na zaskoczenie.
Ryo nawet nie drgnął, gdy kosiarz ruszył w jego stronę. Podwijał jedynie dalej rękawy. Nie zaniechał tej czynności również gdy, Kerei zniknął i uderzył od góry. Kosa brzęknęła głucho zderzając się z ciałem Ryo, które okazało się twarde niczym kamień, czy też stal, po pierwszym ciosie nie pozostała nawet ranka. Jednak drugi zamach przyniósł już efekt, ostrze rozerwało bark wroga, jednak radość szybko ustąpiła, oto bowiem na oczach kosiarza, rana w mgnieniu oka zarosła tak jak i ubranie. - Tylko tyle? -westchnął znudzony Ryo.
Na widok tego efektu momentalnie pot pojawił mu się na czole. Nie sądził jednak, aby faktycznie przeciwnik był nie do przebicia...Musiał mieć silną defensywę.
Westchnął się i zamachnął się, aby z całą siłą uderzyć, mając za cel nie skorupę, ale faktyczne centrum każdego człowieka. - Mana Strike.
Ryo uniósł rękę by to na nią przyjąć cios, buchnęła energia magiczna, znowu gruchnęło, leczy tym razem głęboka rana, która powstała przy pierwszym uderzeniu nie zarosła całkowicie, aczkolwiek efekt nie był pocieszający, bowiem zostało tylko zadrapanie. - Moge teraz ja spróbować? -zapytał wesoło Ryo zaciskając pieść i uderzając w brzuch kosiarza. Ten poczuł się jak gdyby ugodził go młot lub przynajmniej coś o takiej wadze. Chłopak poczuł jak krew nachodzi mu do ust, a kolana miękną lekko po tym ciosie.
Zielonooki kaszlnął. Uderzenie było silne.
Przez pół sekundy stracił orientację odczuwając te dwa, najprzyjemniejsze uczucia towarzyszące walkom, strach i podniecenie.
Zacisnął zęby wykonując obrót uderzając w przeciwnika z całej siły.
- FIRE STRIKE! - Krzyknął kontratakując.
Chciał zmusić przeciwnika do rozpoczęcia faktycznej walki. Do wzięcia go na poważnie.
Nieprzerwanie płoną od magii, zderzając się z przeciwnikiem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=81onTTgKUuE&feature=player_embedded[/MEDIA]

Ryo postanowił w końcu zacząć się ruszać, uskakując przed kosą, mimo to jego twarz wciąż zdobił pogardliwy uśmieszek. Kerei zaś nieustępował wykonywał kolejne machnięcia, jednak chłopak w garniturze bez problemu lawirował między nimi. Zbytnia pewność siebie bywa jednak zgubna, w końcu płonąca kosa uderzyła chłopaka w brzuch i to z druzgocząca siłą. Mimo nienaturalnej twardości jego ciała, broń rozdarła strój i ciało okrywając się szkarłatną krwią. Kosiarz zaś nie ustępował, zakręcił swą bronią uderzając Ryo w podbródek trzonkiem tak, że ten wzleciał do góry. Finałowym uderzeniem tej kombinacji, był kolejny cios kosą, z szerokiego zamachu, prosto w pierś chłopaka w garniturze. Ryo odleciał na ścianę starej świątyni uderzając w nią z głośnym trzaskiem. Budynek miał już swoje lata i takie spotkania nie były mu na rękę, bowiem antyczny mur nie wytrzymał siły uderzenia i obrócił się w kupkę gruzu. Mylnym jednak było przepuszczenie, że to już koniec walki. Powietrze nad pozostałością po ścianie, która przysypała Ryo zafalowała, niczym podgrzane, a po chwil kamienne szczątki zostały rozrzucone na boki przez słup ognia. Ryo dysząc, wściekle powstał z ziemi, cały okryty płomieniami, Kerei zaś zauważył że rany chłopaka nie regenerują się, możliwe że regeneracja działała tylko wtedy gdy Ryo nie podejmował żadnego wysiłku.
- Drugi raz dziś, ktoś naprawdę mnie zdenerwował. -warknął chłopak i posłał w stronę kosiarza ognistą falę.
Zadowolony efektem stworzył portal pod sobą, mając zamiar ominąć za jego pomocą ognistą falę.
Prawdziwa natura przeciwnika okazała się jednak zadziwiająca.
Fala ognia śmignęła nad portalem rozbijając się o ścianę po przeciwnej stronie. Ryo zaś bez chwili wahania ruszył pędem na wychodzącego z portalu Kereiego, uderzając płonąca pięścią w żołądek chłopaka. Znowu uderzenie miało niezwykłą siłę ponadto, kontakt z ogniem też nie był przyjemny. Kosiarz odleciał kawałek do tyłu, zaś jego przeciwnik, stanął na szeroko rozstawionych nogach i klasnął w ręce składając je jak do modlitwy. Po chwili zaczął je od siebie oddalać lekko uginając palce, zaś między nimi formowała się dziwna czarna materia.
Po uderzeniu najtrafniejszy byłby kontratak, jednak materia w rękach przeciwnika zrodziła wiele obaw w kosiarzu.
Pochylił się on uderzając pięścią w ziemię - Mana shield! - i otaczając niewielką strefę defensywną magią.
Ryo nie zwrócił na to uwagi tylko dalej miarowo rozsuwał ręce. W pewnym momencie z cichym “plop” materia rozdarła się na dwie czarne kulki, które uformowały się w dwa fioletowo-cieniste motyle. Takie same jak Lucius spotkał na plaży .


Stworzonka trzepocząc skrzydełkami wzleciały w powietrze i zaczęły krążyć z zawrotną szybkością nad głowami walczących.
Nie ufaj rzeczom niepozornym. Wśród wszelkich bogactw mały kamień może mieć większą wartość od figury ze złota. Obserwował je uważnie, świadom, że nie będzie w stanie zniszczyć tak szybko poruszających się celów.
Podniósł rękę łapiąc za ostrze kosy i ruszył pędem w kierunku wroga.
- Blood bolt! - Zakrzyknął kierując naciętą dłoń w przeciwnika, i wysyłając trzy pociski z krwi, mające go rozproszyć. Planował uderzyć otwierając również portal pod kątem za sobą, wychodzący za przeciwnikiem, aby zabezpieczyć się przed motylami, w których widział spore zagrożenie.
Ryo tym razem uskoczył przed kosą zasłaniając się ponadto ognistą tarczą. Motyle zaś zapikowały na kosiarza. Na szczęscie portal okazał się pomocny, bowiem dzięki niemu Kerei uniknął kontaktu ze stworzonkami, te jednak szybko znowu ruszyły w jego stronę. Ryo zaś odskoczył jeszcze parę kroków i uniósł ręce nad głowę, zbierając w nich sporo płomieni.
Kosiarz szybko zareagował odskakując w tył i odwracając się do Ryo.
Miał zamiar otworzyć portal, gdy ten wystrzeli ogień, tak, aby jego zaklęcie wyszło drugą stroną, godząc swojego twórcę w plecy.
Walka dłużyła się i była w miarę zacięta, wiedział, że może ją w łatwy sposób wygrać nie martwiąc się. Bał się jednak, że wróg o tym wie. Odczuwał wrażenie, że ktoś tutaj gra na czas, walka dłużyła się z jakiegoś większego powodu. Jeśli rycerze z zakonu pojawią się w świątyni, najpewniej kamień będzie gotowy do aktywacji.
I co wtedy?
Motyle krążyły dookoła Kereiego starając sie atakować, jednak chłopak tańczył między nimi, jak gdyby latały dookoła niego miecze, nie zaś stworzenia które na ogół kojarzy się ze spokojem. Ryo zaś stworzył ognista kulę po czym cisnął ja wysoko do góry. Ta błysnęła w powietrzu po czym rozpadła się na setki kawałów, a ognisty deszcz zaczął spadać na pole walki.
Gdy zobaczył zbliżający się ogień spanikował.
Pochwycił swoją kosę zataczając nią młynek, po czym przeciął powietrze szepcząc coś w niezrozumiałym języku.
Całą salę w błyskawicznym tempie zaczęły wypełniać symbole, znaki z trójkątów i linni. Było to pismo Babilonii oparte na glifach.
Nienawidził tego robić, ale nie miał czasu na inną reakcję.
Gdy światło zaczęło zalewać pomieszczenie, a piasek krążyć w powietrzu, Kerei upadł na kolana.
- Babylon...Gate....of...
 
Fiath jest offline  
Stary 29-02-2012, 14:21   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Nigdzie nie idziemy. To oczywista pułapka. Oni już czekają, a wy jeszcze nic wiecie.- rzekła stanowczym tonem Aryuki sięgając ręką do plecaka i grzebiąc przez chwile. Po czym wyjęła granat hukowy - drewnianą tubę z zapalnikiem. Sięgnęła ustami do papierowego zabezpieczenia i zerwała je zębami. Kciukiem potarła zapalnik i gdy ogień zapłonął ,cisnęła przedmiot w głąb owego tunelu ze słowami.-Lepiej żeby oni przyszli do nas. Tam będzie gorzej nam walczyć.
- Przepraszam, przepraszam jacy oni? -zapytał Grum zatykając uszy przy wybuchu granatu hukowego. - O czym ty mówisz?
-Chyba nie sądzisz, że taką wielką budowlę zamieszkuje tylko... jedna istota?- odparła Aryuki z miną “to oczywista oczywistość” na obliczu. -Toż to wygląda jak miejsce zamieszkania jakiegoś roju.
Po chwili rozległ się głośny huk niesiony echem w korytarzach. A dziewczyna z wyraźnym zadowoleniem mruknęła.-No to zwróciliśmy czyjąś uwagę.
- No wiesz jeżeli to siedziba jakiegoś zadufanego maga to może tu żyć samotnie.-Stwierdził Jun, po czym dodał. - Teraz tylko rodzi się pytanie, czy słysząc ten hałas mieszkańcy zabunkrują się w środku czy może zlecą tu jak pszczoły do kwiatów. Nie wiem czy tak szybka decyzja była odpowiednim ruchem. -dodał sceptycznie naukowiec.
-Lepsza niż pchanie się na ślepo w nadziei, że nikt nie zauważy bandy złodziejaszków wchodzących główną bramą. Wierzcie mi. Jeśli się nie ma za plecami armii, nigdy nie należy wchodzić główną bramą.- odparła dziewczyna nie przejmując się zarzutami alchemika.-A jeśli to samotny mag, to ma pewnie demony, szkielety, golemy lub inne tałatajstwo za służbę.
Aryuki wysunęła ostrze katany z pochwy i stuknęła czubkiem podłoże.-A wy przypadkiem nie mieliście badać kryształów? Ustaliliście już coś ? Czy też dalej zamierzacie się pchać prosto w pułapkę, jak banda amatorów?
- Badania wymagają czasu, alchemia uczy cierpliwości... -odparł dyplomatycznie krasnolud składając ręce jak do modlitwy.- Póki co wiemy, że kryształy nie reagują z kwasem, są bardzo odporne na uszkodzenia mechaniczne... -dodał jeszcze by usprawiedliwić swój alchemiczny kunszt.
- I że nie reagują na pobożne życzenia. Może więc wy zajmiecie się badaniem, póki gospodarz nie wysłał jeszcze komitetu powitalnego? Póki jeszcze mamy czas. -odparła dziewczyna delikatnie wtykając ostrze pomiędzy kryształami i... ostrożnie próbując podważyć jeden z nich. Minimum siły, maksimum precyzji.
- To co robimy teraz? Czekamy tu z nadzieją, że jakiś wściekły mag nie zacznie ciskać w nas zaklęciami z okien? -zapytał Lao.
-Taki jest plan... gdy się mag odsłoni, żeby móc ciskać zaklęciami. My będziemy mogli uderzyć w niego.- odparła Aryuki pozornie skupiona na swym zadaniu.
Andher z politowaniem spojrzał na dziewczynę czekającą aż wrogowie sami się zjawią. Całe szczęście że dzięki strojowi nie mogła tego zauważyć, nie miał ochoty znosić rozmowy z tą dość humorzastą osóbką. Zamiast tego zwrócił się do Lao i wciąż obrażonej na niego Crony
- Chyba czas by działać tak jak zwykle. Widzimy się później
Po czym znikł.
Aryuki zauważywszy zniknięcie Andhera rozejrzała się dookoła mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Jej spojrzenie nagle się zmieniło.


Po czym ruszyła nagle do przodu w krótkim sprincie. Obnażone ostrze zatoczyło nagle łuk w powietrzu, zatrzymując się na czymś. Inni nie wiedzieli, ale dziewczyna wiedziała.
Katana uderzyła płazem w tors kapelusznika.-Tak, tak... Fajna sztuczka, ale nie tak idealna jak ci się zdaje.
Spojrzenie dziewczyny skupiło się na Andherze.-Wyjaśnię ci coś. Nie wiem, jak ci alchemicy, ale na mnie Fairy Tail nie robi wrażenia. Nikt mi nie płaci za pomoc, ani też nie mam żadnego powodu by wam pomagać w ratowaniu porwanej osóbki. I to co robię, czynię to w geście dobrej woli.
Po czym opuściła miecz dodając.-Nie chcesz naszej pomocy, to po prostu to powiedz. Wcale nie cieszę się, że tu jestem. Ale nie masz żadnego prawa traktować innych protekcjonalnie. Bo nie jesteś lepszy od nikogo.
Wskazała palcem wejście do tunelu.-Ja cię bez problemu przejrzałam, a tam cię bez problemu złapią. I ta twoja sztuczka ze znikaniem, przed niczym cię nie uchroni. Ale może tamta trójka znawców kryształu wykoncypuje coś wreszcie na naszą korzyść. O ile będą mieli czas.- i krzyknęła głośniej do Baina, Gruma i Juna.-I skupią się na odkryciu natury kryształu i sposobie zniwelowania jego zagrożeń.
Niechętnie postanowiła nieco zdradzić.- Takich jak to, że ten kryształ ssie magię, jak woda gąbkę i twoja niewidzialność znikłaby szybko. Tak jak paliwo do twej mocy.
Wzruszyła ramionami.-Tak przynajmniej słyszałam. Ale to bajania, być może prawdziwe, być może nie!Niech więc fachowcy, to sprawdzą!
Z powietrza ponownie zmaterializował się Andher w miejscu gdzie kończyło się ostrze dziewczyny. Tym razem kapelusz miał nieco uniesiony więc dało się dostrzec jego twarz - a ta wyrażała skrajne wręcz obrzydzenie. Dla tych którzy znali kapelusznika w porównaniu z jego zwykłym, bez-emocjonalnym podejściem do życia mogło to być nie lada szokiem. Trwało to tylko krótką chwilę, dosłownie ułamek sekundy po którym na twarz cienistego ponownie powrócił wyraz obojętności. Nie odpowiadając na zaczepkę odepchnął miecz dziewczyny, choć zdziwiła go nieco jej siła, po czym nie siląc się na razie na niewidzialność ruszył do wnętrza.

Grum szturchnął dyskretnie Juna po czym nie mieszając się w konflikt ruszyli w stronę wody zapewne w celu zbadania czy kryształy faktycznie pożerają magię jak szalone. Lao westchnął tylko mrucząc coś co zabrzmiało jak “ No i zaczyna się.... Crona... Crona natomiast nadęła wściekle policzki zacisnęła pięści i krzyknęła w stronę pleców kapelusznika. - Przestań się w końcu zachowywać jak skończony dupek!- po czym gromiła plecy Andhera wzrokiem.
-Ja go nie będę ratować. Co innego porwana osoba, co innego zadufany w sobie mag pchający się na oślep, prosto w paszczę lwa.- powiedziała głośno dziewczyna nie próbując już zatrzymać maga Fairy Tail. I zdjęła plecak, po czym wyjęła z niego kolejny ładunek wybuchowy. Tym razem świecę dymną. A nuż się wkrótce przyda. Spojrzała na plecy cienistego. Cóż... przecież nie jest w stanie uratować każdego człowieka na tym świecie.
- A ja skopie mu tyłek.- stwierdziła Crona i ruszyła za chłopakiem wściekła. Zaś Lao spojrzał na Aryuki przepraszająco i mruknął. - Lece z nimi nie można ich zostawić samych sobie, bo wcześniej się nawzajem pozabijają.
-Rozumiem lojalność. Współczuję ciężkiej decyzji.- rzekła w odpowiedzi Aryuki wyjątkowo grzecznym tonem i nawet skłoniła się Lao na pożegnanie.
- Miałaś rację. -stwierdził Grum podchodząc do dziewczyny.-Kryształy pożerają magiczną energię jak szalone, ba nawet twardnieją coraz bardziej w zależności od tego jak dużo jej pochłoną. Co ciekawe... magia Baina zdaje się z nimi współgrać -stwierdził krasnal zerkając na młodego maga kryształu.
-Szczęśliwy zbieg losu. Pasują do starej bajki o demonach i kryształowej wieży.- mruknęła Aryuki i spojrzała również na Baina.-A co to daje w praktyce?
- Już tłumaczę. -powiedział Jun poprawiając słuchawki na uszach.- Dzięki temu że magia Baina współgra z natura kryształu, one nie czerpią z jego mocy, jednym słowem nie czerpią z niego energii, a dobrowolne wpuszczenie magii w ich strukturę powinno mieć efekt odwrotny do aktualnego, czyli powinno je zmiękczać, co zresztą widzieliśmy gdy Bain stworzył tą dziurę.
-A więc to jednak jego sprawka?- zdziwiła się Aryuki drapiąc po karku. Dotąd sądziła bowiem, że przejście zostało otworzone przez Takera, i było przynętą dla grupy.Spojrzała na wieże.-Niemniej to i tak niewiele ułatwia. Bo i tak tylko on jest odporny. A reszta?
- Nie sądzę by reszta miała tyle szczęścia, natura magii Baina zmieniła się znacznie od kiedy wkroczył na wyspę, jak gdyby przystosowała się do środowiska w tempie ekspresowym -stwierdził Jun, zaś głos w głowie dziewczyny mruknął coś zdziwiony.
Gdy tylko zaczął się ten dzień, Bain był jakiś niespokojny, rozdrażniony. Nawet okoliczna fauna zachowywała się co najmniej dziwnie. A to wszystko przez aurę, jaką wytwarzała kryształowa wieża. Przyciągała młodego Egiladrie ze względu na unikatowy rodzaj magii. Gdy tylko postawił pierwsze kroki na powierzchni wysepki, jego ciało chłonęło tą potężną energię. Sprawiała przyjemność. Młodzieniec czuł, jakby odnalazł swoje miejsce na świecie.
Nie patrzył na Gruma, Juna, Aryuki, czy Andhera. Przyciągał go jeden cel - dostać się do wieży. I za sprawą drobnego gestu - dotknięcia ściany ręką, wejście stało otworem. Dziwiło go tylko, że dziewczyna zaczęła tak ostro. Za wszelką cenę chciał spotkać osobę, która włada tak niesamowitą magią.

- Zgodzę się z Grumem. Powinniśmy się rozdzielić i zbadać tą wieżę. Ale najpierw spróbuję rozmiękczyć to kryształowe podłoże. Sam jestem ciekaw wyników badań - bez zastanowienia aktywował rękawicę, po czym przykucnął i przyłożył rękę do powierzchni. Aura otaczająca jego rękę przybrała kolor kryształu pokrywającego wieżę. Kto wie, może podobną rękawicę posiadał właściciel tego miejsca? Musiał dowiedzieć się więcej o swojej dziedzinie magii, jak i o fenomenie rękawicy. Tymczasem czekał, aż koledzy z Konfederacji Alchemików pobiorą stosowne próbki.
- Teraz możemy iść. Nie sądzę, by gospodarz miał uraczyć nas czymś niebezpiecznym. Póki ja tu jestem, postaram się zniwelować jego ewentualną agresję.
W Aryuki się zagotowało wręcz. Czy oni wszyscy powariowali? Odetchnęła głęboko. Wdech wydech, wdech wydech. I stwierdziła, że ma dość. I aroganckich magów z Fairy Tail i alchemików pchających się prosto w pułapkę. I dość bycia ignorowaną i przez jednych i przez drugich. Zresztą, swoją misję już wypełniła. Wieże były groźne tylko dla głupców, którzy się do niej pchali. Nic tu po niej.
-To powodzenia. Niemniej nie myśl sobie, że tylko kryształki tam napotkasz.- odparła dziewczyna i chowając katanę w pochwie, ruszyła w kierunku łodzi. Zatrzymała się na moment i rzekła przez ramię Bainowi.-Pozdrów dziadziusia, jak go spotkasz.
-Co to miało... znaczyć”- spytał głos w jej głowie. Aryuki mu odparła.-”500 lat. To dużo czasu, wystarczająco by pewna dziewczynka wyszła z więzienia i dorosła. Spłodziła potomków i umarła. 500 lat. O tyle twoje informacje są nieaktualne.
Marai nie miała zamiaru pakować się prosto w głąb wieży i polegać tylko na mocy nieznanego jej chłopaka. W ogóle z każdą chwilą ta misja coraz mniej się podobała. Już raz niemal zginęła. Nie potrzebowała narażać swego życia dla całkowicie obcych osób i w dodatku za darmo.
Baina mocno zaskoczyła reakcja dziewczyny. Była taka... samolubna. Choć i on wolał działać w pojedynkę, ta misja wymagała pracy zespołowej, niestety. “Z nią, czy bez niej... Poradzimy sobie. Mamy tyle potencjału i przede wszystkim siły magicznej” - pomyślał z uśmiechem na ustach. Chociaż zaraz posmutniał, bo przypomniał sobie, że tylko on może korzystać z magii na tym terenie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-03-2012 o 22:58.
abishai jest offline  
Stary 29-02-2012, 14:33   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kiedy Bain stanął w wejściu do wieży a Aryuki była już spory kawałek od grupki coś gruchnęło niespodziewanie o kryształowa wysepkę między dziewczyną a alchemikami. Z ziemi powoli podnosił się czerwonowłosy młody mężczyzna, ubrany w długi szkarłatny płaszcz, jak i czarny garnitur, przypominający strój lokaja. Na nosie miał założone okulary, zaś w dłoni dość nie pasującą do wizerunku piłę spalinową.


Mężczyzna rozejrzał się po zebranych i uśmiechnął się odsłaniając rząd ostrych niczym brzytwy zębów. - Liczyłem że będzie was co najmniej dwa razy więcej. -stwierdził przeciągając się po czym pociągnął nosem. - Ale czuje że jest tu ktoś, kogo powinienem znać... chociaż nikogo nie poznaję. -dodał zdziwiony, zaś głosik w głowie Aryuki szepnął. -” To jakiś sługa Takera, pewnie to mnie czuje, albo i w jakiś sposób twoją prezencje.
-Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.”-odparła w myślach dziewczyna. Bo i co ją obchodziło, czy sługi Takera i on sam, wyczują głos... czy nie.
Zaaferowany otwieraniem wejścia do wieży i pobieraniem próbek, został zaskoczony przez czerwonowłosego. Gdy “zmiękczał” kryształ dla kompanów - to jest - Gruma i Juna, wystraszył się widząc ten “ludzki meteoryt”. Burza jego czerwonych włosów, wyglądała niczym ognisty ogon komety. Młodego maga zaniepokoiła piła, jaką dzierżył nieznajomy. W pogotowiu miał gotową, aktywowaną rękawicę. Egiladrie zareagował pierwszy.
- A Ty kim w ogóle jesteś? Nie zapraszaliśmy tu żadnych gości. Z tego, co mówisz działasz z czyjegoś polecenia... Pytanie, tylko z czyjego - skomentował surowym tonem.
-Oj... Obudź się. Chyba nie sądziłeś, że właściciel wieży będzie spokojnie patrzył jak dziurawisz mu dom.- rzekła do Baina Aryuki, po czym zwróciła się do rudowłosego.-A ty zmiataj stąd rudzielcu. Nie interesują mnie minionki.


Wyciągnęła katanę i chwyciwszy ją mocno dłońmi przyglądała się potworowi.-Chociaż. Zawsze to jakaś rozrywka. A poszatkowanie ciebie, raczej nie wzbudzi u mnie wyrzutów sumienia, prawda?
Czerwonowłosy całkowicie zignorował pytania Baina skupiając swoją uwagę na Aryuki.
- Wojownicza... i to od Ciebie czuć te mieszaninę zapachów. -westchnął czerwonowłosy i pokazowo pociągnął za sznurek przy swojej broni wprawiając silnik w cichy pomruk. - Nikt Cię nie uczył że miecze nie są dla dużych dziewczynek?
-Nikt cię nie uczył, że duże piły ukrywają małe...- nagle Aryuki strzeliła na twarzy buraka i zrobiła lekki zamach mieczem. Kiedyś potrafiła się odgryźć każdemu mężczyźnie. Teraz... nagle miała opory. I po chwili dodała.-Za mało masz latek rudzielec, by mnie uczyć fechtunku.
Czuł się bardzo niekomfortowo widząc, że został zignorowany. Jak na razie postanowił nie interweniować, a jedynie obserwować walkę. Gdy wojownicza Aryuki będzie potrzebowała wsparcia, Bain udzieli jej go w tym stosownym momencie. Chciał poznać możliwości obu stron konfliktu.
- Ludzie zawsze byli tacy zabawni. -parsknął czerwonowłosy i ruszył powoli w stronę Aryuki odpalając silnik swojej broni, która zaczęła cicho warczeć. Widać było, że nowo przybyły nie ma zamiaru docenić wartości swej przeciwniczki.
- Co robimy? szepnął Grum do Baina, chwytając niepewnie swój topór.
-A twój rodzaj... taki głupiutki.- mruknęła Aryuki pod nosem i uśmiechnęła się złośliwie.-Soulsense: Sweetspot.
Sposób w jakim dziewczyna postrzegała świat zmienił się momentalnie. Nagle wszystko na ciele jej przeciwnika błysnęło lekko, a następnie światełka uformowały jeden punkt, osadzony na okularach mężczyzny. Aryuki nie musiała nawet długo zastanawiać się co to za wskazówka, bowiem symbol który pojawił się na świetlistym punkcie był jej dobrze znany. Okulary miały na sobie nałożoną pieczęć, która więziły coś w ciele czerwonowłosego. Z tą różnica że bez wątpienia ten znak nałożył na szkła jakiś demon, nie zaś człowiek.
-No to zabawmy się.- rzuciła wyzwanie Aryuki sięgnęła do plecaka, wcześniej wyjęty granat dymny leżał tuż na wierzchu, pozostało zerwać z niego zawleczkę i cisnąć.
I tak też uczyniła, granat zaiskrzył, a ciśnięty wybuchnął tuż przy rudzielcu. Dziewczyna wymruczała pod nosem.-Soulsense.
I ruszyła w kłąb dymu, na wroga.
Zaczynało się robić gorąco. W końcu napotkali poważnego przeciwnika. Dziewczyna doskonale radziła sobie sama, jednak Egiladrie nie mógł tak bezczynnie stać. Popatrzył na krasnoluda.
- Zaatakuj go od tyłu, ja postaram się wykorzystać ten dym i przypuścić atak dystansowy - podniósł rękę z rękawicą do góry, po czym ta zabłysnęła dziwnym światłem, wzory umieszczone na niej również zaczęły pulsować. Ściągnął młot z pleców, po czym wycelował jego koniec w stronę czerwonowłosego. Kolce na broni zaczęły świecić tym samym światłem, co rękawica. Chłopak wymruczał:
- Crystal Spikes! - po czym nakierował kryształowe już szpikulce w kierunku przeciwnika. Miał nadzieję, że przez dym, jaki wywołała towarzyszka broni, nieznajomy nie zauważy lecących pocisków.
Walka rozgorzała na dobre. Dym otoczył sylwetkę czerwonowłosego a po chwili zniknęła w nim też i Aryuki. Dziewczynie jednak opar nie przeszkadzał w odnalezieniu wroga, jej katana ze świstem przecięła powietrze, jednak miast z ciałem przeciwnika, spotkała się z jego orężem. Widać dym mimo utrudniania widoczności był za słabą przeszkodą by całkowicie zdezorientować wroga. Mężczyzna odbił katanę dziewczyny i już miał ruszać do kontrataku, kiedy w charakterystyczny sposób zastrzygł uszami, niczym jakiś dziki zwierz. Gwałtownie pochylił się, zaś Aryuki zobaczyła ze zza jego pleców nadlatuję chmura ostrych kryształowych pocisków. Na szczęście refleks dziewczyna miała dobry na czas odskakując od ataku Baina. Wtedy też z boku czerwonowłosego pojawił się Grum, z dziwacznymi goglami na oczach, szerokim zamachem starając się uderzyć we wroga. Rudzielec prychnął jednak tylko i prawą dłonią jak gdyby nigdy nic chwycił za ostrze topora, unosząc broń i jej właściciela bez większego trudu i wyrzucając go po za chmurę oparu.


Dziewczyna skupiła spojrzenie na okolicy głowy przeciwnika. Wiedziała już jak jest silny. Czas na podejście do sprawy serio.-Soulspeed.
Jej ruchy przyspieszyły nagle, sylwetka lekko się rozmyła, gdy natarła na wroga atakując zamachem z góry, by przejść do cięcia od dołu i wyczekać okazji, gdy będzie mogła uderzyć w cel... okulary.
Widząc, jak jego przyjaciel ląduje na ziemi, Bain domyślił się, że jego atak został z łatwością odrzucony. Postanowił, że teraz jest jego pora, by zaatakować bezpośrednio. Wbiegł w chmurę dymu, by być bliżej wroga. Gdy był na tyle blisko, by mógł się zamachnąć i uderzyć młotem z całej siły w jego głowę, wykonuje ten manewr. Przy atakowaniu starał się czerpać z magii kryształu obecnej na tym obszarze. Miał nadzieję, że to doda mu nieco sił. Skoro krasnolud miał problemy, to Mag Kryształu potrzebował nadludzkich możliwości, by chociażby realnie myśleć o uderzeniu nieznajomego, czerwonowłosego przeciwnika.
Demon jednak chyba tylko czekał na ruch dziewczyny, bowiem jego rude włosy zafalowały i wystrzeliły w stronę gdzie przed chwilą stała Aryuki. Mimo swej prędkości ciężko było uniknąć tak wielu cienkich włosków, które ponadto gorące były niczym rozgrzany metal. Wojowniczka zmuszona była zaniechać ataku bowiem kurtyna włosów całkowicie zasłoniła jej dojście do przeciwnika, ponadto parząc lekko dłonie.
Ta sama zapora ochroniła rudzielca przed atakiem młota. Włosy zwinęły się i pochwyciły obuch całkowicie amortyzując siłę ciosu. Postać w karmazynowym płaszczu uśmiechnęła się dziko i biorąc szeroki zamach ugodziła wirującym ostrzem piły w pierś Baina. Trysnęła krew gdy zęby piły mechanicznej rozerwały ubranie jak i wgłębił się w ciało młodzieńca. Chłopak mimo że szybko odskoczył w tył, upadł na jedno kolano z bólu. Rana bolała straszliwie, jednak nie były to obrażenia które mogłyby wyłączyć maga kryształu z walki.

Aryuki odskoczyła do tyłu i trzymając katanę w prawej dłoni, dotknęła lewa okolic serca mówiąc.-Soulblade: Battle spiked chain.
I wyciągnęła ze swego ciała żelazny łańcuch o ogniwach “udekorowanych” żelaznymi kolcami.
Nie była to jej ulubiona broń. Bowiem o wiele lepiej czuła się z mieczem w dłoni. Co innego jej towarzysz na gapę.-”Uwolnij mnie, a pokażę ci jak go używać.
Nie martw się, będziesz miał możliwość pogaduszek z Takerem.”- mruknęła pod nosem dziewczyna. Trzymając ostrze katany defensywnie, ostrze ku dołowi. Aryuki ruszyła błyskawicznie na rudą pokrakę, wirując łańcuchem nad głową. Po czym zaatakowała nim. Nie martwiło ją to czy przeciwnik zablokuje jej łańcuch piłą, czy pozwoli się nim oplątać. I jedno i drugą reakcję brała pod uwagę. I w jednym i w drugim przypadku, wygrywała.
Gdy dziewczyna ruszyła biegiem na przeciwnika ten uśmiechnął się złowieszczo, a jego czerwone włosy otoczyły dziewczynę, zamykając ja i demona w kopule. Czerwone kłaki, niczym nici pajęczej sieci poczęły opadać na Aryuki, starając się oplątać ją całkowicie. Wtedy jednak powietrze rozdarł potężny akord gitary elektrycznej, zaś słup dźwięku uderzył w plecy potwora, sprawiając, że włosy w magiczny sposób wróciły na swe miejsce- czyli na głowę demona. Dźwiękowy atak rozwiał na chwilę dym, ukazując Juna, który z goglami na oczach celował w plecy potwora, ze swego złotego pistoletu, podłączonego do słuchawek. Widać broń nie była tylko zabawką.

Aryuki zaś wykorzystała szansę, i rzucając łańcuchem oplątała nim szyje wroga. Kolce powbijały się w skórę, nie wywołując jednak krwawienia, jak gdyby istota była pozbawiona posoki. Mimo to atak przydusił demona, zaś głosik w głowie dziewczyny krzyknął “ Teraz, zdejmij mu te okulary!
Nadal trzymając łańcuch upuściła katanę i wolną ręką ruszyła w kierunku twarzy. Krzycząc głośno.-Soulfist
Uderzyła dłonią w jego oblicze. Palce dziewczyny i całą dłoń otoczyła jarząca się na czerwono otoczka przypominająca szponiastą łapę orła. Która wraz z dłonią uderzyła o twarz demona. Aryuki chciała capnąć okulary i zmiażdżyć je... albo przynajmniej zdruzgotać pod impetem swego ciosu.
Plan udał się perfekcyjnie, dłoń dziewczyny zacisnęła się na szkłach, które pękły obracając się w drobny pył. Czerwonowłosy ryknął przeraźliwie, zaś na jego ciele zaczęły pojawiać się pęknięcia, jak gdyby miał zaraz wybuchnąć. -” Zbiłaś skorupę, czas zobaczyć jego prawdziwą twarz”- zaśmiał się w głowie dziewczyny jej wewnętrzny głos.
-Jak pójdzie źle... to go sam zbesztasz.”- odparła dziewczyna kucając, by chwycić upuszczoną katanę, po czym wybijając się do tyłu niczym akrobatka. Oparła się jedną dłonią o ziemię, majtając w powietrzu nogami i widokiem majtek...Niestety, krótkie spódniczki miały swoje wady. Odskoczywszy stanęła w z mieczem w dłoniach, mierząc w rudzielca końcówką miecza.
Skóra ognistowłosego poczęła zaś odpadać od ciała na wszystkie strony, sypał się niczym porcelanowa lalka. Jego szkieletowe palce zacisnęły się na rękojeści piły, włosy zaś straciły na długości, falowały jednak niczym prawdziwy płomień. Połowę twarzy osobnika, stanowiła biała kość, druga zaś była doszczętnie zwęglona. Makabrycznego obrazu dopełniał nienaturalnie szeroki uśmiech szaleńca, szczerzący się ostrymi niczym sztylety zębami.


Demon poruszył kilka razy palcami po czym spojrzał na dziewczynę łakomie. - Twoje ciało będzie zapłatą za zniszczenie mej pięknej powłoki. -wyszeptał i oblizał się długim, przywodzącym na myśl jaszczurkę, językiem i szalenie chichocząc ruszył pędem w stronę Aryuki.
Ta uśmiechnęła się ironicznie. Ten widok niespecjalnie ją przestraszył. Ważniejszy wszak od wyglądu był efekt, jakim było osłabienie bestii.
- Żebym dostawała monetę za każdy taki komentarz.- odparła obojętnym tonem dziewczyna i ruszyła w jego kierunku zaciskając dłonie na katanie. Poruszała się szybko i zwinnie szykowała do jednego ostatecznego ciosu. Dekapitacji głowy potwora.
Potwór zacisnął dłonie na swej broni i w tym samym momencie co dziewczyna zamachnął się orężem.
Sycząc pod nosem.-Soulfury.
Dziewczyna wykonała szeroki zamach. Ostrze katany rozbłysło silnie czerwonym blaskiem, pulsującym w rytm jej serca.
Ostrze katany jak i piły zderzyły się ze sobą, jednak ku zdumieniu które nagle wypłynęło na twarz demona, miecz przeciął jego broń niczym masło. W oczach stwora odbił się jeszcze na chwile obraz dziewczyny, po czym jeden płynny ruch, pozbawił demona głowy, która opadła na ziemię z cichym plaśnięciem. Po chwili całe ciało przeciwnika dziewczyny zaczęło rozsypywać się w czarny proch.”- Tak to jest jak się tysiące lat siedzi w ciele człowieczka.”- skomentował głos wewnątrz głowy dziewczyny.
-I bez tego bywacie słabi.”- odparła dziewczyna oddychając ciężko i opierając się dłońmi o wbitą w podłoże katanę. Ranki zadane przez włosy ognistego bolały, a ciało odczuwało zmęczenie. Niemniej zebrała w sobie dość woli, by uśmiechnąć się do grupki alchemików i rzec.- Dzięki za pomoc. Bez was nie dałabym sobie rady.
Odetchnęła głęboko i spojrzała następnie na Baina.- Widzisz? Sam nikogo nie ochronisz. A w tunelach, ja szybko stałabym się słaba i bezbronna. Jeśli chcesz pomóc, to... niszcz wieże. A nuż wywabimy w ten sposób kolejnego potwora i damy kapelusznikowi więcej szans na powodzenie jego “bohaterskiej misji”.
Ostatnie słowa zabrzmiały cierpko w jej ustach. Bo i Andher zdołał jej zaleźć za skórę, swoim podejściem do własnych towarzyszy jak i jej samej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-03-2012 o 14:59.
abishai jest offline  
Stary 29-02-2012, 20:13   #44
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
(Wcześniejsza noc)

Andher spodziewał się, że pozostała dwójka może mieć wiele pytań. W końcu to przez niego zostali wplątani w tą paskudną sytuację i stracili cały rok swojego życia. Widząc jednak samą Cronę która już na wstępie oznajmiła że nie może zasnąć cienisty mag zrozumiał że prawdziwe wyzwanie być może dopiero przed nim

- Ależ oczywiście, wejdź proszę - odpowiedział wstając gwałtownie, a
Crona wsunęła się do namiotu głębiej, poruszając się jak to miała w zwyczaju, niby ciągle gdzies przemykając, jak by chciała by nikt jej nie zobaczył. Przycupnęła w nogach śpiworu Andhera, podkulając kolana tak by ułożyć na nich poduszkę i oprzeć na niej policzek.

- To wszystko jest takie dziwne... -mruknęła po chwili milczenia. - Straciliśmy cały rok, a wydaję się jak by minęło dopiero kilka godzin od tych wydarzeń...-dodała zamyślona. - Jak się z tym czujesz?

Chłopak westchnął ciężko. Ta sprawa dręczyła i jego a obrzydliwe wręcz uczucie bezbronności w obliczu magi Sugetsu wcale nie poprawiała mu humoru

- Fatalnie. Gdy pomyślę że ktoś mógł po prostu odebrać mi rok życia a ja nic z tym nie mogłem zrobić czuję że budzi się we mnie złość. Nie mówiąc już o tym, że to samo zrobił również wam, mimo że tak naprawdę chodziło mu tylko o mnie, co sprawia że dodatkowo czuję się winny. Może kiedyś będzie okazja się odegrać
- Ja się cieszę, że wylądowaliśmy tam wszyscy a nie tylko ty... -szepnęła cicho Crona- Przynajmniej nie zamartwiałam się przez ten cały czas co się z tobą stało. Wiesz to było bardzo ciepłe z twojej strony że wybrałeś nas a nie informacje. -stwierdziła różowowłosa lustrując Andhera spojrzeniem swych dużych oczu.

Kapelusznik przeklinał tą sytuację nie wiedząc zbytnio jak ma się zachować. Trudno było mu nawiązywać kontakty z innymi nie mówiąc już o prowadzeniu takich rozmów. Nie było się czemu dziwić, w końcu w dniu roztrzaskania stracił wszystkie wspomnienia, również o tym jak powinno się zachowywać w obecności innych, a później skrzętnie unikał konieczności zbyt długiego przebywania z ludźmi. Pozostawało mu więc obranie najprostszej taktyki - dyskretna zmiana tematu

- Wciąż zastanawia mnie skąd ten Sugetsu mnie znał i dlaczego postanowił poświęcić rok swojego życia w tym wymiarze oraz Bóg wie ile wcześniejszych przygotowań tylko po to, by nas uwięzić. Powiedz mi jednak, czy wszystko z Tobą w porządku? W końcu nie wiadomo jakie skutki może mieć tak długa ekspozycja na tak potężną magię
- Czuje się dobrze... tylko trochę wymęczona ale to chyba jak my wszyscy. -stwierdził Crona po czym powiedziała lekko zmienionym, poważniejszym głosem.- Ja widziałam tego Sugetsu już parę razy wcześniej...

Andher słysząc słowa dziewczyny zamarł. Widziała go wcześniej? Tak jak się spodziewał odpowiedzi same przyjdą do niego z czasem... Nie spodziewał się jednak że nastąpi to tak szybko i będą tak blisko

- Widziałaś go już? Mogłabyś mi powiedzieć co o nim wiesz? To może być bardzo ważne
- Kiedy byłam w siedzibie kultu kilka razy odwiedzał Steina, chyba są w tej samej gildii. No i jeszcze raz, pamiętam ze go gdzieś dawno temu widziałam ale nie mogę skojarzyć kiedy i gdzie... -mruknęła Crona lekko zażenowana swoją małą pomocnością.

Najwyraźniej pierwsza myśl Andhera, jeszcze gdy jego świadomość była wyrwana z ciała i zamknięta w labiryncie była słuszna - prawdopodobnie chodziło o stare porachunki, pochodzące jednak z czasów po roztrzaskaniu

- I tak twoje informacje są bardzo cenne. Wiesz coś może o magii jaką się posługiwał lub też o tej gildii do której należeli ze Steinem?
- Gildia nazywała się chyba Black Scar... -powiedziała zamyślona dziewczyna co chwile zerkając na Andhera. - A o jego mocy nie wiem dużo, jednak wiem że Stein w pewien sposób go szanował, a to dość rzadkie zjawisko. - po tych słowach dziewczyna westchnęła i zmieniła temat. - Właściwie co z Lao? Będzie teraz podróżował z nami? Przecież był chyba twoim rywalem?

Stein... Przerażający przeciwnik którego z trudem Andher zdołał przy ostatnim spotkaniu przechytrzyć. Magia doktorka była idealną kontrą na jego własne zdolności a o tym, co by się stało gdyby któreś z potężniejszych zaklęć kapelusznika wpadło w jego ręce wolał nawet nie myśleć.

- Lao? Hm, trudno powiedzieć co zamierza teraz zrobić. Był i dalej jest moim rywalem, jednym z silniejszych warto dodać bo poza niesamowitymi zdolnościami walki cechuje się intelektem zdolnym oprzeć się części moich sztuczek ale jednocześnie jest moim przyjacielem. Chyba... W każdym razie na pewno nie jest moim wrogiem. Szanuję go, zarówno jako osobę jak i jako przeciwnika i prawdę mówiąc dobrze by było gdyby zdecydował się z nami podróżować

- A kim ja dla Ciebie jestem? -zapytała niespodziewanie Crona lustrując Andhera spojrzeniem.

Kapelusznik nie był zaskoczony tym pytaniem. Miał złe przeczucia już w momencie gdy dziewczyna weszła do namiotu a wcześniejsze pytanie o Lao, będące preludium aktualnego upewniło go że nie uda się tego uniknąć. Kim była dla niego Crona? Chcąc uniknąć męczącej walki wykorzystał swoją moc i wrodzoną przebiegłość by przekonać ją do zdradzenia kultystów i niejako przy okazji pomógł jej wyzwolić się z koszmarów. Później, gdy dołączyła do Fairy Tail pomagał jej widząc w jej zachowaniu samego siebie sprzed paru miesięcy - tak samo nie potrafiła zaufać innym. Wykonywali zadania razem, ich magia dobrze ze sobą współgrała pozwalając wykonać zadania z pozoru zbyt trudne dla dwójki magów. Była więc dla niego przydatna, a jako że Andher sam dalej nie był zbyt towarzyski dziewczyna była jedyną osobą z którą miał większy kontakt. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na to pytanie, więc postąpił jak zwykle gdy znajdował się pozornie w sytuacji bez wyjścia. Znikł. Crona zamrugała kilka razy zdziwiona po czym rozejrzała się dookoła.

- Andher gdzie jesteś?- zapytała tonem, typowej oburzonej kobiety, trzymając poduszkę w pozycji do ataku.

Andher nie był głupi by w takiej sytuacji się ujawniać. Jedyny znakiem zdradzającym jego położenie była odchylająca się płachta do namiotu gdy cienisty w pośpiechu ewakuował się z niebezpiecznego obszaru. Za nim w ciemności poszybowała poduszka zaś dziewczyna opuszczać jego namiotu chyba nie miała zamiaru. Nie mając większego wyboru, ignorując rozbawiony wzrok Lao kapelusznik skierował do pobliskiego zagajnika i tam znajdując sobie w miarę suche miejsce na legowisko poszedł spać. Obudził się wraz z pierwszymi promieniami poranka niemożliwie wręcz zziębnięty zdając sobie sprawę że parę godzin snu więcej i prawdopodobnie nigdy by już się nie obudził. A to wszystko przez ten cholerny brak wspomnień!
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 29-02-2012, 20:14   #45
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
(Aktualnie)

Andher ruszył do środka przez nowo powstałe wejście. Nie miał ochoty tłumaczyć się innym ze swojego postępowania, musiał po prostu nieco rozprostować kości po przymusowym rocznym urlopie i przetestować na nowo swoją moc w warunkach w których nie mógł polegać na innych. Nie miał ochoty na towarzystwo, wolał w spokoju przemyśleć ostatnie wydarzenia. Lao i Crona byli bezpieczniejsi w towarzystwie innych jednocześnie nie będąc narażonym na atak ze strony Dark Scar tylko z tego powodu, że towarzyszą kapelusznikowi. Co prawda wątpił by atak nastąpił tak prędko ale fakt że to Sugetsu powiedział mu o wieży mógł świadczyć że to dalszy ciąg ich planu - zatem jedyną możliwością by nie narażać większej ilości osób było ruszenie w głąb budynku samemu, nawet jeśli stanowiło to poważne zagrożenie w związku z ograniczonością mocy. Do uszu chłopaka jednak szybko dotarł dźwiek butów odbijających się echem po posadzce. Tuż za nim wściekła szła Crona zaś Lao powoli doganiał ją truchtem. Kapelusznik pierwszy raz widział różowowłosą tak wzburzoną. Miał nadzieję, że pozostała dwójka za nim nie ruszy, że zostaną w miarę bezpieczni wraz z nowo poznaną drużyną. Wtedy mógłby działać skrycie, tak ja przywykł, nie wplątując nikogo innego w niebezpieczne sytuacje jeśli coś nie pójdzie po jego myśli. Jednak wbrew wszelkiej logice i samemu sobie ucieszył się gdy zobaczył swoich przyjaciół. Zatrzymał się i odwrócił w ich stronę czekając aż do niego dołączą - i choć spodziewał się ze strony Crony ciosu nie zamierzał się uchylać.

Kto by pomyślał że w tak drobnych rączkach jest tyle siły? Policzek zapiekł siarczyście, gdy Crona uderzyła w niego z rozmachem. Spojrzała na Andhera z wyrzutem po czym chwyciła go mocniej niż zwykle pod ramie, wbijając paznokcie ostrzegawczo w jego rękę- ostrzegając przed tym by nie myślał nawet o znikaniu.

- Oj Andher, Andher z tobą to same problemy -zaśmiał się Lao. - Czas poszukac tej porwanej. -dodał ruszając wraz z nimi w głąb wieży.

Cienisty nie zamierzał znikać tylko poprawił zsunięty nieco od siły ciosu kapelusz i ruszył dalej. Dopiero po przejściu paru kroków powiedział dość przygaszonym tonem

- Mam złe przeczucia co do tego miejsca, zwłaszcza że o jego istnieniu powiedział mi Sugetsu. Nie mam po prostu ochoty narażać nikogo więcej niż to naprawdę konieczne
- Nawet jeżeli to kolejna sztuczka Sugetsu to my tez mamy z nim swoje porachunki.- stwierdził Lao, gdy wspinali się po spiralnych kryształowych schodach. -- Wy też czujecie się tak... ciężko? Jak gdyby coś was przygniatało? -zapytała Crona, bo faktycznie uczucie przytłoczenia wzrastało z każdym krokiem.
- Poczułem coś już jak się zbliżaliśmy do tej wyspy, to prawdopodobnie ta wysysająca magię moc kryształów. Dlatego musimy się śpieszyć, odnaleźć zaginioną z naszej gildii i opuścić to przeklęte miejsce zanim pozbawi nas kompletnie mocy. Najlepiej jeśli ograniczymy korzystanie z magii do koniecznego minimum - zakończył Andher po czym dobył broni. Nie można było przewidzieć kiedy wpakują się na jakieś niebezpieczeństwo.

Na początku jednak droga była spokojna, weszli po schodach do kolejnego korytarza, potem znowu schodki i tak kilka razy. W końcu jednak stopnie zaprowadziły grupkę zamiast do korytarza, to do kryształowych uchylonych drzwi. Szpara była na tyle spora by spokojnie można było wejść do pomieszczenia, zaś muzyka klasyczna która z niego dobiegała, sugerowała iż nie jest to opuszczona sala. Andher przez chwilę zastanawiał się jak to rozegrać. Mógł otoczyć się cieniami by niezauważonym sprawdzić co znajduje się w pomieszczeniu. Jednak skoro tamta dziewczyna była w stanie przejrzeć jego moc i jak wyraźnie zasugerowała tutejsi rezydenci również to potrafią to takie działanie oznaczałoby tylko zmarnowanie części jego cennej mocy. Dlatego kapelusznik w nieco uwłaczający jego godności sposób wszedł do środka przez szparę w niedomkniętych drzwiach Drzwi o dziwo nie miały zamiaru ani zatrzasnąć się za plecami kapelusznika, anie też przemienić się w paszczę wściekłego potwora. Ot zwykłe kryształowe drzwi prowadzące do małego saloniku. W tym okrągłym pomieszczeniu stał, gramofon, na którym obracająca się płyta wygrywała dźwięki klasycznych instrumentów.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=qBP5Qyxowug[/Media]

Przy stoliku stał fotel, zaś cały pokój wyposażony był niczym gabinet jakiegoś pedantycznego, lubiącego antyki prawnika. Jedyną różnica było to że wszystko wykonane było z tego dziwacznego kryształu(jedynie płyta w gramofonie była normalna). Z sali prowadziły dwa wyjścia, jedno którym wkroczył Andher, drugie zaś po przeciwnej stronie pokoiku, otwarte na ościerz, na kolejny korytarz. Na fotelu siedział natomiast szczupły osobnik, ubrany w elegancko skrojony garnitur. Machał palcem w rytm muzyki, w drugiej ręce trzymając piórko, którym skrobał coś w książce umieszczonej na stoliku. Co chwile poprawiał też lekko zsuwające się okulary.



Zdawał się nie widzieć przybyłego do pokoju Kapelusznika. Mężczyzna nie był poszukiwaną przez cienistego osobą, bo choć faktycznie miał zerową pamięć do twarzy to jednak Sugetsu wyraźnie wspominał że w wieży jest należąca do gildii kobieta. Nie miał większych nadziei na sukces jednak nadarzająca się szansa uniknięcia konfrontacji była zbyt kusząca by z niej zrezygnować. Dlatego wykorzystując swoją moc wytłumił dźwięki całej trójki i ruszył dalej w stronę drugiego wyjścia starając się obejść mężczyznę jak największym łukiem.Szło nieźle, byli już przy drzwiach, a mężczyzna zupełnie nie reagował. Dopiero dosłonie krok od wyjścia okularnik powiedział spokojnym tonem.

- Nie ładnie przekradać się przez czyjś pokój, wchodzić do domu bez zapowiedzi ponadto robiąc dziurę w ścianie.

Andher anulował swój czar gdy zgodnie z przewidywaniami jego moc nie odniosła zamierzonego skutku. Odpowiedział równie spokojnie

- To nie my zrobiliśmy dziurę w ścianie ani nie my narobiliśmy hałasu. Poza tym lepiej przekraść się przez pokój niż przeszkadzać, prawda?
- A jeszcze lepiej grzecznie zapukać i zapytać o zgodę. -stwierdził mężczyzna odkładając pióro i wstając z miejsca. - Czego chcecie?

Uplecenie pajęczyny kłamstw było standardową taktyką Andhera. Sprawdzała się praktycznie w każdej sytuacji do tego stopnia że czasem sam kapelusznik nie potrafił odróżnić swoich własnych kłamst od prawdy. Tym razem jednak postanowił zmienić nieco swoje podejście

- W sumie czego chcą pozostali to nie wiem, ale sądząc po metodzie jaką wybrali by dostać się do środka raczej nie mają dobrych zamiarów. My zaś korzystając z okazji i zamieszania jakie tamci wywołali szukamy przebywającej w tej wieży dziewczyny, należącej do gildii Fairy Tail
- Macie na myśli Anette? -powiedział zerkając do książki. - Tak, jest tu, ale nie sądze by mogła wyjść z wami. -dodał spokonie.
- Tak, dokładnie ją mam na myśli. Dobrze wiedzieć, że informacje od Sugetsu były prawdziwe. Nie może wyjść z jakiegoś konkretnego powodu?
- Pan Taker chcę użyć jej ciała do wskrzeszenia swojej żony. -wyjaśnił bez ogródek łapiąc szybko pióro i nanosząc w księdze jakąś poprawkę.
- Powiedzmy, że chciałbym przedyskutować tą sprawę z Takerem. Mógłbyś mi powiedzieć gdzie go znajdę? Nie będziemy Cię wtedy więcej niepokoić
- Niestety ale Pan Taker kazał by nikogo do niego nie dopuszczać,a ponadto prosił by zająć się nieproszonymi gośćmi. -odparł mężczyzna.
- Ale nie określał co dokładnie rozumie pod pojęciem ,,zająć się”, prawda? - kontynuował rozmowę kapelusznik siadając w najbliższym kryształowym fotelu, na pozór tracąc całkowicie zainteresowanie udaniem się na dalsze poszukiwanie dziewczyny
- Nie, po prostu nie chce by mu przeszkadzano. -stwierdził rozmówca Andhera, zaś towarzysze kapelusznika poszli w jego ślady znadując sobie w sali jakieś miejsce do siedzenia, tutaj bowiem ciężka atmosfera wieży była jeszcze bardziej odczuwalna. - Chociaż głupio by było wypuścić zwierze które samo wchodzi do klatki, prawda?
- To chyba tym lepiej, że chwilowo nigdzie się nie wybieramy, prawda? - głos kapelusznika był wesoły - Może powiesz nam coś więcej o Panu Takerze? Wydajesz się darzyć go szacunkiem
- Oczywiście, to mój Pan a więc muszę go szanować. -stwierdził mężczyzna rozsiadając się wygodniej w fotelu. - To jego wieża, on ją stworzył umieszczając zdala od ludzi, by tacy jak wy nie przeszkadzali mu w jego planach. Widzisz, mój Pan bardzo kochał swoją żonę, a jej strata była bardzo dotkliwym ciosem, na szczęście pojawiła się twoja znajoma. Jest niesamowicie podobna do zmarłej małżonki Pana Takera, cóż nie skłamie jeżeli powiem, że są z tej samej rodziny, choć dzieli je wiele pokoleń. - wyjąsnił pokrótce.
- A w samym procesie wskrzeszenia chodzi tylko o podobieństwo fizyczne, o tą samą krew czy może jeszcze o coś więcej? Bo zastanawia mnie czy sztuczne ciało stworzone z danej osoby, stanowiące jej dokładną kopię pod względem zarówno ciała jak i krwi byłoby wystarczające do tego celu
- Chodzi o zgodność duszy, nie da się wsadzić duszy zmarłej osoby do pudełka i wymagać tego by pudełko stało się tą osobą. Jednak przy takim podobieństwie, jest to już bardziej prawdopodobne, to dość skomplikowany proces i wymaga jeszcze kilku czynników o których nie warto mówić, jednak w zamyśle obecność osobnika o tej samej krwi, podobnym wyglądzie oraz szczątków zmarłego jest wystarczająca by liczyć na przywrócenie do życia.
- Zastanawiałem się po prostu czy stworzone dzięki mocy ciało osoby identycznej z Anette rozwiązałoby ten problem, niestety z twoich słów wnioskuję że tak tego problemu nie obejdę. Nie można stworzyć życia z niczego. - Andher zamilkł na chwilę analizując coś w myślach - Powiedziałeś, że musisz szanować Takera z tego powodu, że jest twoim panem. To jakaś więź na zasadzie mistrza i ucznia, coś w rodzaju zależności feudalnej czy może na jeszcze innej zasadzie, na przykład oparta na magii?
- To zależność której wy ludzie nie zrozumiecie, nie jest to ani relacja między mistrzem a uczniem, anie władcą i jego poddanym, to coś pośredniego, bardzo złożonego. -stwierdził okularnik marszcząc brwi poirytowany, widać nie lubił gdy jego zwyczaje porównywało się do ludzkich działań.
- My ludzie?
- Tak WY. -prychnął okularnik. - Przebywanie w tak niestetycznej formie jak teraz, od długiego czasu jest naprawdę irytujące, jednak nasz mistrz tego wymaga. Mimo to nie waż się nazywać mnie człowiekiem. -warknął mężczyzna, odsłaniając na pewno nie ludzkie, ostre kły.
- Zapewne, by nie stresować zbytnio Anette? Przygotowania do wskrzeszenia muszą rzeczywiście być skomplikowane skoro zajmują taki szmat czasu, wnioskuję jednak że w tej chwili zmierzają już ku końcowi. Jednak czy możesz pozwolić sobie na rozmowę tutaj z nami podczas gdy nie wiadmo co robią pozostali intruzi w wieży?
- Cóż wymagany jest odpowiedni układ planet, natomiast resztą osób zajmą się inni strażnicy. -odparł krótko mężczyzna, którego najwyraźniej rozdrażniła poprzednia część rozmowy.
Andher odchylił nieco swój kapelusz ukazując dotychczas skrytą w cieniu twarz. Uśmiechał się wyraźnie zadowolony z siebie, nie spodziewał się bowiem że uda mu się osiągnąć aż tyle. Co prawda liczył na możliwość uniknięcia walki jednak już w trakcie rozmowy zdał sobie sprawę że to raczej niemożliwe. Wstał z krzesła dobywając rapiera

- Dziękuję za rozmowę, jednak z tego co widzę choć próbowałem nie uda nam się uniknąć małego starcia. Na całe szczęście, nie jesteś człowiekiem, nie przepadam bowiem za walką z ludźmi. Zatem... Weapon augmentation, Lightsaber

Mężczyzna uniósł zdziwiony brwi.- Co to za czar, nic się nie stało... -dopiero gdy zerknął na broń Andhera znad okularów westchnął ze zrozumieniem a uśmiech Andhera stał się jeszcze szerszy

- I tu się, mój przyjacielu mylisz... Weapon augmentation, Sunburst!

Szpada kapelusznika rozbłysła światłem, mającym na celu sparaliżować wszelkiej maści demony i stwory cienia. Osobnik stał sekundę niczym porażony piorunem, po czym uśmiechnął się i niespodziewanie strzelił kapelusznika wierzchem dłoni w twarz, z niezwykłą mocą. Andher odleciał w stronę ściany niczym piłka. Mężczyzna uśmiechnął sie odksakując od Lao, który szybko nań skoczył i związał sie walką z dziwnym osobnikiem. Crona w tym czasie dobiegła do kapelusznika.

- Nic Ci nie jest? Co sie właściwie stało? -tego Andher nie wiedział do końca, ale jedno było pewne. Jego magia z jakiegoś powodu nie przyniosła porządanego efektu. Nawet bezpośrednie oddziaływanie tej części jego mocy którą zwykle ukrywał przed innymi nie przyniosło skutków. Widocznie jego rozmówca mówił prawdę i rzeczywiście nie był tym kim się wydawał - zatem czym? Czymś w rodzaju gwiezdnego ducha? Konstruktem? Istotne było to, że w ciągu tak krótkiego czasu kapelusznik spotkał kolejną osobę odporną na swoją moc, a co gorsza wbrew temu co mu się wydawało nie tylko cień ale i światło nie przyniosło efektu. Czyżby faktycznie zlekceważył moc kryształu? Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było zbyt niskie by uznać to za zbieg okoliczności, zatem obydwie te osoby były w jakiś sposób powiązane.

- Nic mi nie jest, po prostu ten mężczyzna jest najwyraźniej odporny na moją moc - odpowiedział zmartwionej Cronie szybkim ruchem podnosząc się z posadzki na którą rzuciła nim siła ciosu. Normalny mag w takiej sytuacji stałby się bezsilny, jednak nie po to cienisty trenował walkę bronią białą bardziej nawet niż korzystanie z mocy, by teraz się poddać. Nie mógł pozwolić Lao dłużej czekać, więc ruszył do ataku

Lao zas faktycznie pomocy potrzebował, bowiem mimo, że mężczyzna walczył przy użyciu gołych dłoni bez problemu stawiał opór uzbrojonemu wojownikowi. W momencie gdy kapelusznik zbliżył sie do walczących, “Prawnik” pochwycił włócznię tuż za ostrzem i niczym piórko uniósł w pełni opancerzonego mężczyznę odrzucając go na kryształowy fotel. Odslonił się jednak przy tym tak, że ostrze Andhera miało możliwość bolesnego wbicia się w bok mężczyzny. Ten syknął łapiąc się za ranę, która o dziwo nie krwawiła, po czym odskoczył do tyłu. Zrobił to jednak w taki sposób iż cieniste macki stworzone przez Cronę skutecznie unieruchomiły jego nogi. Teoretycznie okazja była idealna by zadać wzmocniony magią cios, mogłoby to znacznie zwiększyć szansę na zwycięstwo jednak jak już się boleśnie przekonał tracąc większą część rezerw mocy w przypadku tego przeciwnika magia była bezsilna. Nie krwawił, ból być może i odczuwał jednak jego wzmocnienie dzięki magii cienia prawdopodobnie by nie zadziałało. Pozostawała jednak jeszcze jedna opcja - wyssanie mocy. Niezależnie od tego czym był ten przeciwnik Andher liczył że ma w sobie jednak choć trochę magii - a w tym przypadku im więcej, tym lepiej

Rapier uderzył dwukrotnie w ciało wroga, raniąc go jak i ku radości Andhera sprawiając że moc spływała po ostrzu do jego ciała. Prawnik jednak ryknął, niczym jakaś nieziemska bestia, wyrywając się z uścisku czarnych macek i szerokim zamachem uderzając w pierść kapelusznika. Ten ponownie poczuł, że jego ciało odrywa się od ziemi, i gdyby nie to, że przeciwnik złapał go za ubranie zapewne spotkałby się ze ścianą. Wróg jednak nie zamierzał tak łatwo odpuścić chwycił chłopaka wymierzając mu cios za ciosem. Dopiero Lao swym atakim zmusił okularnika do wypuszczenia z swych dłoni mocno pobitego Andhera, który czuł że jedno z żeber chyba nie wytrzymało tej druzgoczącej siły.

Wracająca do niego dzięki nałożonemu na rapier zaklęciu część mocy upewniła go że przeciwnik faktycznie był realny - jednak spadające na niego w chwilę później ciosy nie dały mu się z tego długo cieszyć. Zdawał sobie sprawę że ryzykuje własnym zdrowiem jednak nie mógł sobie pozwolić na bycie osłabionym, pozwolił więc swojej mocy na wytłumienie bólu i przygotował się do ponownego ataku, planując uderzyć z przeciwnej strony niż Lao

Włocznik zakręcił swą bronią, by zadać silny cios znad głowy, skierowany w okulary przeciwnika. Ten jednak chwycił włócznię gołą dłonią, nic sobie nie robiąc z siły włożonej w uderzenie, jednak Lao miał kilka sztuczek w zapasie. Ostrze broni wytrzeliło przed siebie na łańcuchu i oplątało kryształowy fotel, zaś włoćznik wraz z orężem zaczął sie doń przyciągać, uderzając tym samym dwoma nogami w tors prawnika. Ten zachwiał się i odsłonił na cios Andhera, który rozciął jego bok bez skrupułów, lecz krew znowu się nie pojawiła.

Przeciwnik był nieludzko wręcz twardy, kolejne ciosy wrzynające się w jego ciało zdawały się nie czynić mu większej krzywdy. Jednocześnie kapelusznik miał bardzo ograniczone pole manewru, musiał polegać tylko i wyłącznie na swoich umiejętnościach walki bronią białą oraz w niewielkim stopniu na magii wzmacniającej jego ostrze. W tej walce bardziej musiał polegać na Lao i Cronie niż na samym sobie, nawet jeśli wiązało się to dla niego z ryzykiem zranienia. Dlatego zaatakował frontalnie, w ostatniej chwili przed uderzeniem odskakując w bok licząc że zręczność pozwoli mu uniknąć ciosu a przeciwnik próbując go zaatakować odsłoni się na kolejny cios. Jednocześnie w jego głowie już formował się kolejny plan, tym razem mogący mu dać zwycięstwo jeśli ta sztuczka zawiedzie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 02-03-2012, 17:44   #46
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa w wieży

Andher

Walka z okularnikiem była nie lada wyzwaniem, gdy magia zawodziła, a przeciwnik dysponował tak druzgocząca siłą fizyczną. Jednak członkostwo w Fairy Tail, dało cos od siebie Andherowi. Dawniej pewnie zniknąłbym starając się uciec od przeciwnika, który jest od niego silniejszy, teraz jednak nie odrzucał raz podniesionej rękawicy. Lao i Crona, natarli wraz z kapelusznikiem na przeciwni,, każdy dając z siebie wszystko.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DWWgEKwwBB8&feature=related[/MEDIA]

Włocznik wziął głęboki oddech zapierając się nogami o ziemię, używając tej samej techniki, która w każdej walce z Andherem, była skuteczna- Kyokuten Chokushi- atak który sprawiał, że włócznia Lao była niczym śmiercionośny świder. Crona również dała z siebie wszystko, z ciemności uformowała zębata paszczę tygrysa, która runęła z góry na przeciwnika, Andher natomiast wkładając w to całą swoją siłę, skoczył na wroga ze swym mieczem.
Otoczony przeciwnik nie miał szans na obronę, wszystkie ataki trafiły w jego ciało. Włócznia przeszyła go na wylot, tygrys wgryzł się w bark szarpiąc i gryząc jak prawdziwe zwierzę, ostrze Kapelusznika natomiast przecięło krtań oponenta. „Prawnik” bezwładnie opuścił głowę, wszyscy odetchnęli z ulgą, to był już koniec walki. Lao wyszarpnął swoją broń z ciała pokonanego, Crona odesłała czarną bestię, zaś Andher mógł odetchnąć.
Wtedy też stało się coś kompletnie niespodziewanego. Okularnik poruszył lekko ręką, potem drugą, a z jego ust, ust człowieka który dawno powinien być martwy wyszły ciche słowa. – Teraz naprawdę jestem zły… Sealed Glasses Deactivation.

Okulary mężczyzny zaświeciły jasnym czerwony blaskiem, a potem rozsypały się w proszek. Andher poczuł wtedy własną moc, tak jak gdyby to ten przedmiot anulował jego umiejętności, pochłaniając moc magiczną skierowaną w stronę właściciela okularów. Gdy okulary rozpadły się w pył, na ciele prawnika zaczęły pojawiać się pęknięcia, jak gdyby pod jego skórą, tkwił wulkan gotowy by wybuchnąć. Mężczyzna ryknął niczym bestia, unosząc ręce, a jego skóra tak jak i okulary zaczęła rozpadać się w czarny proszek, ujawniając prawdziwa postać przeciwnika.


Wysoki na ponad dwa metry potwór, o jelenich rogach, oraz twarzy skrytej za czaszka tego zwierzęcia. Długa czarna grzywa opadała na jego gołą umięśnioną pierś i plecy, zaś potężne łapska wyglądały niczym kończyny goryla. Od pasa w dół stwór pokryty był sierścią, zaś umięśnione nogi kończyły się kopytami . Z tyłu wił się ogon, który wyglądał niczym wąż, a nawet zakończony był pyskiem tego stworzenia.

Potwór łypnął na zebranych, czerwonymi ślepiami, błyszczącymi w otworach czaski, po czym bez żadnej zapowiedzi , niczym grom doskoczył do Lao i biorąc szeroki zamach uderzył zbrojnego w pierś, posyłając go niczym piórko w stronę kryształowych drzwi przez które grupa przybyła do tej sali. Przyjaciel Andhera, uderzył we wrota z taką siła, że te otworzyły się ,a on zaczął turlać się na dół po schodach.

Czyżby Aryuki miała rację? Czyżby samolubność zaparcie Andhera wciągnęło go w serce siedziby tak niezwykłych potworów, a teraz to miało przyczynić się do zguby kapelusznika i jego przyjaciół?

Bain Aryuki

Pokonanie czerwonowłosego, dzięki zespołowej pracy okazało się nie takie trudne. Rana doskwierała Bainowi, ale nie po to ruszało się na wyprawy by byle zranienie odbierało chęć dalszej przygody. Chłopak za rada swej towarzyszki, przyłożył ręce do kryształowej wieży, w celu dalszej jej unicestwiania. Jednak gdy tylko zaczął poszerzać otwór, ziemia pod nogami wszystkich zebranych zafalowała. Nagle cala grupka została zamknięta w kryształowej kuli, nie pomagały starania Baina, by ją zniszczyć, ta zalepiała się nowymi kryształami na bieżąco.
„- Koniec z płotkami, czas na danie głowie.”- mruknął głos w głowie Aryuki, zaś kryształowa kula zaczęła unosić się do góry niczym jakaś dziwaczna winda.

Podróż była szybka i nim grupka się obejrzała w kuli uformował się otwór, prowadzący do jakiejś sali. Nikom udo wyjścia się nie paliło, jednak ich środek transportu po chwili zaczął wypełniać się kryształami, dając wybór – wyjść albo zostać zalanym w kryształowej powłoce, pierwsza opcja była zdecydowanie lepsza.
Drużyna trafiła do dużego okrągłego pomieszczenia, z którego prowadziły teraz tylko jedne dni (bowiem dziura która się tu dostali od razu zniknęła). Na środku Sali stał duży, kwadratowy ołtarz zbudowany z kryształu i pokryty dziwnymi runami. Dach pomieszczenia nie był kompletny, nad ołtarzem wycięty był okrągły otwór, przez który widać było niebo. Przy prawej ścianie stał długi zastawiony jadłem stół, zaś przy nim siedział…


…mężczyzna na pierwszy rzut oka przypominający grabarza, lub też lalusiowatego nekromantę. Ubrany całkowicie na czarno, ze złotym łańcuszkiem w czaszki na szyi. Długie białe włosy w nieładzie opadały na ramiona i stół, zakrywają oczy osobnika. Czarne paznokcie kreśliły szlaczki po kryształowym stole, zaś obok mężczyzny stała sporych rozmiarów drewniana trumna opleciona kwiatami.
-„ To On, To Taker!”- syknął demon w głowie Aryuki jednak nie była to informacja zaskakująca, bowiem w tym samym momencie przemówił i grabarz.
- Witajcie jestem Taker, mógłbym wiedzieć, czemu niszczycie moją więżę? Budowa naprawdę zajęła trochę czasu. –powiedział z wyrzutem, a wtedy Aryuki poczuła coś w powietrzu, jedynie dziewczyna wyczuwała tą negatywna energie panująca w komnacie. Jeden jedyny raz czuła taką moc, było to tego feralnego dnia, gdy stanęła oko w oko z aktualnym lokatorem jej ciała. Jeżeli to była moc osłabionego Takera, to dawniej musiał być on o wiele silniejszy niż demon w jej umyśle.
- Jesteśmy alchemikami, chcieliśmy tylko przeprowadzić badania. –rzekł Grum do Takera, który mierzył grupkę wzrokiem. Właściciel wieży zamyślił się po czym zapytał miłym głosem. – Jesteście głodni?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 02-03-2012, 17:46   #47
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa na wyspie


Ishir Razebur


Niebieskowłosy po pokonaniu Varsa ruszył w dalszą drogę. Czuł się jakoś dziwnie, zakończył wszak właśnie jakiś rozdział w swoim życiu, pokonał osobę, która zabrała mu tyle szczęścia i czasu. Uświadamiał sobie też powoli ile w życiu go ominęło. Czy ktoś opłacił mieszkanie, co z jego wywerną, czy inni magowie z Fairy Tail już o nim zapomnieli, czy jego mistrz wie, że zaginął?

Pogrążonych w tych myślach niemal nie wpadł na kogoś. Odruchowo odskoczył do tyłu, gotowy na kolejny pojedynek, jednak tym razem walka nie była konieczna. Oto przed nim stanął San-Nu-Lin, posiadacz ostrza gromu, jeden z mistrzów miecza. Wraz z nim był tu mały oddział zaś na widok Ishira, szermierz wytrzeszczył oczy.
- Ishir-Kun? Ty tutaj? Co tu robisz? Szukaliśmy Cie przez wiele czasu, ale nigdy bym nie pomyślał, że wpadniemy na siebie w tym miejscu. – zaś po tych słowach nie dbając o swa rangę wojownik uściskał mocno elektrycznego maga po przyjacielsku.

~*~

Gdy elektryczny mag rozmówił się już z San-Nu-Linem, ten przekazał kilku swym żołnierzom, pojmanego przez Ishira, pomocnika Varsa, zaś samego elektrycznego maga poprosił o towarzyszenie mu w głąb wyspy. Ishir znał to miejsce, więc pomoc towarzyszowi była niemal oczywista oczywistością. Tak też oddział uszczuplony o kilku wojowników ale wzmocniony o elektrycznego maga ruszył w głąb wyspy. Ishir miał zaprowadzić odział zakonu do miejsca gdzie Vars chciał go przetrzymywać. Wszak było to związane jakoś z planami martwego wojownika, które trzeba było powstrzymać.

Lucius Hylaus

Mag szkła, pędził przez wyspę, gnany chęcią odnalezienia swej ukochanej. Wróżka Margaret, wskazywała mu co chwile kierunek w którym mają iść, wspomagając się przy tym swoją kryształową kulą. Fioletowowłosa dziewczyna, towarzyszyła im, bowiem według staruszki, rodzina dziewczyny i ukochana Luciusa byli w tym samym miejscu.
Grupka pędziła przez coraz to rzadszy las, między odgłosami bitwy, która objęła już niemal całą wyspę. Po chwili las zmienił się w ruiny, jednak to nie miało znaczenia, dla zaślepionego rządza odzyskania ukochanej Luciusa.
Zdyszany mag dotarł w końcu do niewysokiego urwiska, w dole zaś stała jakaś stara świątynia, bez dachu, w której powoli gromadzili się ludzie, zaganiani tam przez zbrojnych. To jednak nie było ważne, bowiem Lucius dostrzegł pośród tłumu to czego szukał- swoją ukochaną. Od razu ruszył w dół zbocza. Nie miał zamiaru dać się powstrzymać nikomu i niczemu…

Edgardo Mortis

Proces ubierania się w zbroję do najprzyjemniejszy nie należał, a pancerz był dość ciężki. Łowca czuł się niczym chodząca konserwa, nie pojmował jak ludzie mogą w tym walczyć, on przecież ledwo stawiał kroki. Gorgona zaś chichotała cicho, co denerwowało go jeszcze bardziej.

Mimo to mężczyzna chyba za sprawą boskiej interwencji nie został złapany. Szedł tunelem za grupa prowadzonych niewolników, zaś reszta strażników brała go za swojego. Widać, było tu tak dużo zbrojnych, że nie wszyscy znali się nawzajem. Korytarze którymi kroczył Mortis były wilgotne i pachnące stęchlizną… wymieszana z krwią. Strażnicy co chwile poganiali więźniów, którzy byli dość mocno zestresowani, chyba pierwszy raz prowadzono ich tą ścieżką.

Po dość długiej wędrówce, w końcu strażnicy zatrzymali się przy jakiejś klapie, przez która poczęli wypuszczać jeńców. Gdy w końcu i Edgardo opuścił podziemia, jego oczą ukazały się mury starej świątyni do której wprowadzano więźniów, i ustawiano ich dookoła sporego głazu okrytego łańcuchami. Coś wisiało w powietrzu, nie wiadomo jednak jeszcze było co to.

Kerei Shiro

Magia zafalowała w powietrzu. Kosiarz spanikował, wyciągając swa najpotężniejszą broń. Ryo zaskoczony, przyjął defensywną postawę, uwalniając ponadto nienaturalne ilości mocy magicznej, która miała zepchnąć moc kosiarza. Ognisty deszcz został zniwelowany, przez taka ilość magii w powietrzu, nawet czarne motyle rozpadły się w pyl gdy przypadkowo wpadły w strumień mocy Kereiego.
Kosiarz niestety nie wiedział o jednym – o mocy głazu. Gdy tylko magia dotarła do kamienia okrytego łańcuchami, ten rozbłysnął na zielono i zaczął pochłaniać energie magiczną. Niczym odkurzacz zasilany mocą magiczną, całkowicie pochłonął wyzwalaną przez Kereiego jak i Ryo magię. Zaklęcie nie doszło do skutku, zaś zmęczony takim użyciem magii Kerei upadł na kolana dysząc . Jego przeciwnik, mimo kropelek potu które pojawiły się na jego czole uśmiechnął się, i silnym kopnięciem posłał Kereiego na ścianę, która zawaliła się przysypując kosiarza gruzem. Ryo zas stracił zainteresowanie kosiarzem bo oto ktoś zaczął wyłaniać się z podziemnego przejścia.

Wszyscy na wyspie

Wszystko to zaś działo się niemal w tym samym momencie. Gdy Edgardo opuścił korytarz, a reszta strażników, poczęła wprowadzać więźniów do świątyni, na wzgórzu pojawił się Lucius, który gdy tylko zobaczył swą ukochaną, zaczął ku niej pędzić. Gdyby tego było mało, z krzaków po przeciwnej stronie świątyni, wyszedł Ishir, prowadząc oddziałek. (Aczkolwiek doprowadził ich tu przypadkiem bo zgubił sie po drodze parokrotnie.) San-Zu-Lin od razu rozkazał uwolnić więźniów i wszyscy p oza Ishirem, który miał ubezpieczać tyły ruszyli na świątynie. Kerei zaś wściekły na Ryo, zebrał się w sobie i odrzucił gruz na wszystkie strony, nokautując tym samym kilku strażników.
Chłopak w garniturze, który podpał niemal wszystkim tu obecnym, stał natomiast na resztce muru i wpatrywał się w tłum szepcząc pod nosem. – Gdzie jesteś… gdzie jesteś… i jak na życzenie za jednej ze ścian zrujnowanego miasta, wyłoniła się mała grupka pod dowództwem… Komatsu!

Gdy tylko Ryo go zobaczył uśmiechnął się i unosząc ręce do góry, zakrzyknął tak głośno, że wszyscy mogli go usłyszeć. – Czas zacząć przedstawienie! –po czym wystawił dłonie przed siebie celując prosto w Komatsu. – O Babilońska potęgo, pozwól mi odzyskać to co utraciłem, przyjmując me ofiary w zamian, nasyć nimi głód jak i mnie nakarm. –wyrecytował a łańcuchy na kamieniach pękły z głośnym hukiem. W tym też momencie z rąk Ryo wystrzeliła zielone linie, prowadzące w prost do Komatsu…


…zaś z kamienia w niebo strzelił słup zielonej mocy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=A_GSv-XncQM&feature=related[/MEDIA]


Powietrze zafalowało, rozdarł je krzyk bólu Komatsu jak i śmiech radości Ryo, gdy oba ich ciała pokryła zielona energia. W tym czasie energia, która wystrzeliła z kamienia, uderzyła w chmurę, po której momentalnie przebiegły zielone błyskawicę. Dźwięk grzmotu przeszył powietrze chmura rozrosła się tak że nagle znalazła się nad całą wyspą. Zielone błyskawice zaczęły zaś spadać na powierzchnię całej wyspy.


Lucius który właśnie wskakiwał do świątyni przez jeden z niskich murków, zobaczył w końcu z bliska swoją ukochaną, która wraz z reszta jeńców, zaczęła uciekać od kamienia gdy tylko wyzwolił on swoją moc. Mag szkła ruszył w jej stronę, był już kilkanaście kroków od niej, gdy nagle powietrze przed nim zafalowało, a zielona moc uderzyła w jego dziewczynę oblewając jeszcze kilka przypadkowych osób. Lucius zamarł, oto na jego oczach Yuki, przemieniła się w kamień. Posąg, który zamarł w biegu, wraz z innymi osobami.

Wszystko co żywe, w co ugodziły błyskawice przemieniało się w kamień. Panika wybuchła momentalnie, nikt już ze sobą nie walczył wszyscy starali się ratować życia. San-Nu-Lin nie miał jednak tyle szczęście. Otoczony przez spanikowany tłum, spojrzał jedynie do góry na spadająca zieloną błyskawice, a potem na Ishira, który wciąż na swoje szczęście pozostawał na uboczu. Mistrz miecza, wziął zamach i uśmiechając się cisnął swym ostrzem Gromu w stronę elektrycznego maga, po chwili zaś zielona energia zmieniła go w kamień. Zamarł uśmiechnięty i spokojny, z ręka zwróconą w stronę Ishira.

Edgardo i Kerei zaś zostali zepchnięci przez panikujący tłum wprost na siebie, wylądowali zaś tuz pod ścianą na której stał Ryo. Zielona energia powoli znikała z jego ciała, tam gdzie stał zaś Komatsu nie było już niczego, jak gdyby Ryo wchłonął go całego. Co zresztą było widać, bowiem Ryo całkowicie zmienił swój wygląd, upodobniając się w pewnym stopniu do generała tej wyprawy, ale nabierając tez całkiem nowych cech.


Jego skóra zszarzała, urósł on o kilkanaście centymetrów, zaś garnitur przekształcił się w długi płaszcz, z cylindrem. Ryo uśmiechał się szeroko a jego oczy błyszczały jeszcze chwilę od zielonych wyładowań. Co gorsza dookoła niego krążyła chmara czarnych motyli, a ich Pan dostrzegł Edgardo i Kereiego.

- Odzyskałem co moje Babilończyku. Czas dokończyć chyba nasz spór. –powiedział podwójnym głosem, tak jak gdyby Komatsu i Ryo przemawiali naraz.

Kerei miał rację, na wyspie zaczęła się kolejna apokalipsa…
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 19-03-2012 o 21:59.
Ajas jest offline  
Stary 10-03-2012, 22:33   #48
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Gdy wpadli na siebie z Kereiem, Edgardo wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się, zrzucając z głowy ciężki hełm, a Sukub mrugnęła do niego uwodzicielsko. Wtedy to przemówił człowiek w garniturze, który teraz był jednocześnie wrogim przywódcą, jak i ich pracodawcą.
- Babilończyku? - zapytał Mortis zdziwiony, spoglądając na towarzysza. - Odnoszę wrażenie że się znacie. Mam tylko nadzieję iż nie jest to zbyt bliska więź, gdyż w tym momencie moim obowiązkiem jest odzyskać naszego dowódcę.
Umilkł na chwilę, po czym jego głos spoważniał.
- A w razie niepowodzenia, pomścić go.
Sukub zasłoniła ciałem swojego mistrza, a przed nią stanęła jej marionetka.
- Co robimy, Edgardo? - zapytała, również poważniejąc.
- Po pierwsze musimy go unieruchomić, a następnie osłabić. Domyślam się, że w tym stanie stanowi dla nas wielkie niebezpieczeństwo, więc odradzam walkę bezpośrednią dopóki nie będzie bezbronny - tu spojrzał na Kereia. - Liczę na twoją kooperację.
Demonica jedynie kiwnęła głową, po czym wróciła do swojej pierwotnej formy, a w jej ręku zmaterializował się kolczasty bicz. Zaraz potem użyła ponownie Demon Charm, by skłonić pobliskich gwardzistów do ucieczki w stronę plaży. Obniżyła jednak moc zaklęcia, gdyż nie musiała do tego celu całkowicie łamać ich woli, a jedynie przekazać odpowiednią sugestię.
Gorgona w tym czasie spełzła na ziemię i również powróciła do swej pełnej postaci.
- W końcu jakaś rozrywka - stwierdziła i przeciągnęła się, całkowicie ignorując panujące dookoła pandemonium. - Hmm. Ten człowiek wygląda groźnie. Jeśli chcesz go osłabić, powinieneś użyć mojej krwi.
Mówiąc to przyłożyła lewy nadgarstek do ust, a jej zęby na moment zamieniły się w wężowe kły, którymi zrobiła w swoim ciele dwa głębokie otwory, a Edgardo nie tracąc czasu przygotował trzy zatrute bełty, maczając je w spływającej posoce. Następnie odsunął się kilka metrów, załadował kuszę i poczekał aż jego duchy przejdą do drugiej części planu, polegającej na unieruchomieniu przeciwnika. Zamierzał wystrzelić dopiero gdy będzie miał pewność, że dziwak w garniturze nie ma szansy na unik, ani ucieczkę.
Sukub wzbiła się w powietrze na dwa metry i unosząc się tuż ponad głowami walczących machnęła ręką, by owinąć swój bicz wokół szyi Ryo i zrzucić go z murku. Tymczasem ramiona gorgony przemieniły się w dwa ogromne węże wielkości boa dusicieli i wydłużyły się, próbując owinąć się wokół ciała mężczyzny w garniturze.
Ani podnoszenie się z gruzów ani oglądanie przemiany Ryo nie były przyjemne.
Kerei był zszokowany, słowa Edgarda ledwo do niego dochodziły.
Odruchowo ścisnął kosę w ręce z całej siły. Cofnął się o krok. Jeden, dwa.
- Nie - odpowiedział drżącym głosem - Nie znam ani jednego, ani drugiego
W końcu zatrzymał się przyglądając uważnie Ryo.
Wcześniej, był on po prostu groźnym przeciwnikiem. Powiedzmy, na równym poziomie co Kerei. Jednak teraz...Jego siła przytłaczała.
Opadł na kolana uderzając pięścią w ziemię. Półprzeźroczystą tarczą okrył możliwie szeroki obszar. Zablokował możliwość wejścia czy wyjścia z obszaru.
Obecnie chciał głównie uspokoić sam siebie...
Może ponownie otworzyć bramę...? Nie. Jeśli to zrobi, zmęczy się. Nie będzie w stanie uciec.
Atak? Bezsens! Ile on stworzył motyli w ułamku sekundy!?
Magia? Kontrola Krwi? Nic przez to nie osiągnie.
Trzęsącymi się rękoma sięgnął pod kurtkę, wyjmując odznakę.


- Jako wysłannik i specjalny agent armii najwyższej rady magicznej runicznych rycerzy, przejmuję dowodzenie nad ekspedycją w imię nadanych mi praw! - Krzyknął na całe gardło. - Rozporządzam ewakuację z wyspy! Do wszystkich, opuścić wyspę i zameldować się w najbliższym porcie! - Podniósł się z tymi słowami spoglądając na Ryo.
- Tylko my się tutaj bawiliśmy. Daj im święty spokój. - przy tych słowach spojrzał też na Edgarda. - Uciekaj. Albo zostaniesz ogłoszony przestępcą klasy A. - Tarcza zaczęła znikać gdy Kerei wstał z ziemi.
Myślał, że ukończy wędrówkę happy endem. Nic na to nie zapowiadało.
Jeśli inni uciekną z obszaru, będzie mógł otworzyć bramę i odciąć Ryo od kogokolwiek innego niż on sam. Nawet, jeśli miał zginąć za bramą...Może utrzymać ją nawet do godziny czy dwóch...To powinno być dość czasu...
- Uciekaj i powiadom radę o nowym zagrożeniu.
Tarcza stworzona przez Kereiego powstrzymała również zamiary Egardo, bowiem zarówno ręce gorgony jak i bicz sukuba odbiły się od pola siłowego. Jednak i chmara motyli która wbiła się w powietrze ze złowieszczym świergotem, uderzyła niczym czarna fala o ścianę mocy, rozlewając się po niej bez skutku. Stworzonka, dłuższa chwilę walczyły z mocą tarczy, w końcu jednak dały sobie z tym spokój i pofrunęły w różne kierunki, a Kerei wreszcie mógł zobaczyć co potrafią. Motyle pikowały na przypadkowych więźniów, strażników i członków zakonu, wgryzając i wwiercając się w ich ciała. Po chwili na ziemi leżało mnóstwo ciał na których pożywiały się czarne owady.
Rozkazy Kereiego nie wywarły dużego efektu, panowała zbyt wielka panika, wszyscy biegali bez celu, gnani strachem, jedynie kilka osób usłuchało kosiarza ruszając w stronę plaży, jednak spadające z nieba błyskawice wcale tego nie ułatwiały. Ryo spojrzał na babilończyka i zeskoczył z murku, kiedy tarcza skończyła znikać. - Jeżeli dostarczysz mi dość rozrywki to może dam i innym spokój. - zaśmiał się powoli ruszając w stronę Kereiego.
Łowca uśmiechnął się gorzko słysząc słowa towarzysza.
- Odmawiam - odpowiedział z pełną stanowczością. - Nigdy w życiu nie puściłem wolno żadnego niebezpiecznego potwora, a ten tutaj jest najgroźniejszy ze wszystkich jakie do tej pory spotkałem. Wybacz, ale ja również mam swoją misję do spełnienia i prędzej zginę, niż splamię honor rodziny Mortis. Cokolwiek planujesz, będziesz musiał wliczyć również i mnie.
Mówiąc to zacisnął rękę na ramieniu kosiarza, po czym rzekł ze spokojem:
- Przybyliśmy na tą wyspę, by powstrzymać tego kto stał za porwaniami, i oto stoi przed naszymi oczyma. Przekonajmy się więc czy zdołamy ostatecznie wykonać powierzone nam zadanie. A jeśli przyjdzie nam tu zginąć, postarajmy się przynajmniej zatrzymać go na tyle długo, by jak najwięcej osób zdołało ujść z życiem i by poświęcenie Komatsu nie poszło na marne.
Twarz szlachcica wyrażała skrajną determinację i wiadomo było iż żadne słowa Kereia nie zmienią jego nastawienia.
- A teraz wstawaj, runiczny rycerzu, i pokaż na co cię stać!! - krzyknął z nową werwą w głosie. - Wykrzesaj z siebie wszystko co masz i jeszcze więcej, bądź zgiń u boku przestępcy klasy A!!
- Do diabła. - skomentował zawiedziony odpowiedzią Edgardo - Na samym początku ostatnim czym się przejmowałem był mój zawód. Jednak jestem zobowiązany. Jeśli żyją istoty tego typu, nikt nie jest bezpieczny. Nawet ona. - Zatoczył młynek i wbił kosę w ziemię. Z pełną determinacją otworzył usta - UCIEKAĆ W STRONĘ PLAŻY! - krzyknął. Magia znowu zaczęła wypełniać atmosferę, tak samo jak poprzednim razem. Jej ilość była olbrzymia i niemal równa sile Ryo. - Osłaniaj mnie, i przegoń ludzi. Ktokolwiek zostanie na tym polu walki, zginie. Jeśli nie przez śmierć ciała, to duszy. Tego typu demoniczna brama nie opuszcza umysłu nikogo. - Runy zaczęły pokrywać wszystko dookoła.
Kerei wiedział, że jeżeli tym razem się nie uda, przegra. Jedynym sposobem na pokonanie jego przeciwnika była zmiana pola walki. Na takie, które daje znaczną przewagę.
Był potwornie zmęczony, ale musiał pozwolić sobie na tą chwilę koncentracji. Nic innego nie było specjalnie istotne poza powaleniem nowego przeciwnika.
- Nie wiem co planujesz, ale zostaw to moim duchom. Euryale, Sukubie, wiecie co robić!

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=TzqzOXdxsHY&feature=related[/Media]

- Nie wiem co planujesz Babilończyku, ale nie mam zamiaru na to pozwolić. - powiedział cicho Ryo a jego włosy zafalowały od unoszącej się w powietrzu mocy Reia jak i jego własnej. Mężczyzna uniósł prawą rękę jak gdyby była ona ostrzem miecza. Ramie otoczyła falująca zielone energia, taka sama jaką Edgardo widział na statku gdy Komatsu odpychał fale rekinów. Oczy mężczyzny w cylindrze błysnęły złowieszczo gdy wziął szeroki zamach błyszczącym ramieniem. - Soulslash - wypowiedział a ogrom zielonej energii uformował się w kształt ostrza katany i poziomo ruszył na Kereiego i Edgardo. Co gorsza motyle poderwały się z ciał swoich ofiar ruszając na dwóch młodzieńców którzy stawiali opór potężnemu przeciwnikowi w cylindrze. Zielone cięcie zderzyło się z batem jak i wężowymi rękami gorgony, i odbiło je bez trudu. Energia przeniknęła przez ciała przywołańców, które upadły na ziemię, kaszląc krwią. Mortis spojrzał na koncentrującego się kosiarza, na którego zmierzała potężna fala mocy, po czym z niesamowitym refleksem chwycił go za fraki i rzucił na ziemię, upadając wraz z nim. Kerei poczuł jak moc wymyka mu się z palców, ale przymknął oczy i przytrzymał ją przy sobie. Dzięki temu zaklęcie nie rozproszyło się, ale chłopak musiał poświęcić więcej czasu na jego formowanie. Jednak nie wiadomym było czy czas ten będzie mu dany, bowiem wygłodniałe motyle pędziły chmarą w stronę leżących teraz na ziemi bohaterów. Jednak nie wiedzieli, że mają po swojej stronie też Ishira, uzbrojonego w świeżo odzyskana magię i potężny artefakt. Elektryczność, otoczyła rękę jak i miecz niebieskowłosego, piorun zaczął formować się na czubku tępego ostrza. “-[i] Pokażmy im co to znaczy potęga elektryczności.[i]”- zakrzyknęło z werwą ostrze w myślach chłopaka.
Głośny huk gromu przeszył powietrze, gdy z miecza strzeliła fala dźwięku i elektrycznej mocy. Odgłos nadchodzącej burzy ugodził w chmarę motyli od boku, rozbijając ich szeregi, zaś niesiony z dźwiękiem prąd, rozlał się po stworzeniach. Wyładowania skakały po skrzydełkach stworzeń, które jedno za drugim opadały na ziemię. Jeden cios, tyle potrzebował Ishir, by powalić wszystkie potworki, które zmierzały w stronę Kereiego i Edgardo. Ryo obrócił się spoglądając na nowego członka bitwy. - A ty co za jeden? -warknął a w jego dłoni zaczęła formować się sporej wielkości czarna kula.
Ishir uśmiechnął się pod nosem wychylając głowę zza filaru. Jedno z zagrożeń już zostało unieszkodliwione. Pozostało zająć się drugim.
-„Mam nadzieję, że to Twoje trochę oznacza możliwość użycia twojego zapasu many do moich czarów.” – powiedział w myślach chłopak wtykając miecz za linę przewieszoną przez jego ciało. –„Nie obraź się, lecz nie może wiedzieć, że magia pochodzi od Ciebie.
- Co Ruju, własnego więźnia nie poznajesz? – zapytał już na głos wychodząc z kryjówki. –Widzę, że nie tylko twoja facjata zmieniła się na gorsze, ale też twój wzrok.
Niebieskowłosy zatrzymał się w miejscu leżącym mniej więcej w połowie drogi między sprzymierzeńcami a Ryo tak, że walczący ustawieni byli w trójkąt równoramienny.
-Nikt się chyba nie obrazi jeśli również trochę powalczę. Mam z tym dupkiem sprawy do wyrównania. - zwrócił się do kosiarza i jego towarzysza. -Bardzo dużo spraw...
Elektryczny mag bacznie obserwował mężczyznę w cylindrze. Był gotów zrobić w każdej chwili unik. Nie zamierzał przyjmować na siebie żadnego zaklęcia. Za dużo siniaków zyskał w poprzedniej potyczce by teraz dobrowolnie dać komuś zwiększyć tą liczbę.
- Ahhh to Ishir. -powiedział mężczyzna w cylindrze głosem Ryo. -[i] Jednak skoncentrować trzeba się na babilończyku.
- Nic wam nie jest!? - zawołał do swoich duchów Edgardo.
- Przeżyję. Chociaż prawdziwy z niego dupek, żeby tak traktować damy - stwierdziła sukubica, wypluwając krew.
- Zaiste, trafiliśmy na potężnego oponenta - potwierdziła gorgona. - Musimy obmyślić inną taktykę, jeśli chcemy mieć jakiekolwiek szanse na zwycięstwo.
- Macie rację. W takim razie przejdziemy do ofensywy - oświadczył łowca, po czym zwrócił się do kompana. - Wybacz, Shiro, ale nie dam rady obronić nas przed atakami takiego kalibru. Jeśli spróbuje użyć tej techniki jeszcze raz, będziemy musieli wykonać unik. Jedyna szansa, by dać ci wystarczająco dużo czasu, to spróbować odwrócić jego uwagę.
Mortis odesłał gorgonę i Sukuba, a na ich miejsce przyzwał Cerbera i Inkuba, którym pokrótce objaśnił z kim mają do czynienia.
- Cudownie! Więc udało ci się znaleźć kogoś silniejszego niż tamten zidiociały gigant? Dobra robota, mistrzuniu!
Demonowi ciężko było ukryć podniecenie.
- Zaraz potnę go na kawałeczki! - stwierdził, oblizując ostrze swojej kosy, po czym bez namysłu ruszył wprost na przeciwnika, przyspieszając swoje przy pomocy piekielnego żaru, a jego broń ponownie rozgrzała się do czerwoności. Zamierzał tuż przed murkiem wykonać skok i jednym zamaszystym cięciem swojej kosy przeciąć Ryo na pół.
- Oby był smaczniejszy, niż na to wygląda - powiedziała z przekąsem środkowa głowa Cerbera. - Bo jeśli nie, to masz nam na następny raz załatwić sto kilo wieprzowiny, albo to ciebie pożremy, zrozumiano?
- Macie moją obietnicę. A teraz ruszajcie czym prędzej!
Plan Cerbera był nieco bardziej przebiegły niż Inkuba. Wpierw postanowił przybrać formę trzech ogarów, które następnie miały okrążyć z dwóch stron pole walki i połączyć się tuż za plecami Ryo, którego uwaga w tym czasie powinna być skupiona na rozszalałym demonie i elektrycznym magu. Wtedy to demoniczny pies zamierzał przejść do Guardian Form i zaatakować go swoim morgenszternem.
 
Tropby jest offline  
Stary 10-03-2012, 22:34   #49
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Przywołuje więcej motyli! - krzyknął Kerei - Będzie chciał nas zaatakować z każdej strony.
Bardzo żałował, że nie mógł przy użyciu tarczy wykorzystywać jakiegokolwiek innego zaklęcia.
Co innego było z niebieskowłosym. W jakikolwiek sposób by to nie nastąpiło, chłopak wydawał się być niezwykle potężny. Cokolwiek tu się dzieje, on ma chyba największe szanse na zwycięstwo. Nawet ogromna moc jaką uwolnił Kerei zdawała się być przytłumiona w momencie gdy błyskawica przecięła pole walki. Wręcz zdumiewające.
Zacisnął dłoń i rozejrzał się po polu. Glifów nie było, choć energia została. Nie może jej przywrócić, więc zbyt późno już, aby się cofnąć.
Zaczął ponownie formować bramę…
- W takim razie módl się, by moja dywersja zadziałała i wszystkie motyle skupiły się na moich duchach. W przeciwnym razie będziemy mieli poważne kłopoty. Miejmy nadzieje, że tamten mag z dziwnym mieczem również włączy się do walki. Nie widziałem go wśród załogi statków, ale wygląda na to, że jest po naszej stronie. Może był jednym z więźniów, którego uwolnił po drodze oddział Komatsu? - zastanowił się przez moment, po czym szybko pokręcił głową i zreflektował się. - Zresztą, nie ma to teraz znaczenia. Po prostu pośpiesz się z tym czarowaniem.
Ryo zaś wypuścił z czarnej kuli kolejne stadko motyli, które trzepocząc skrzydełkami ,ruszyły w stronę babilończyka, co gorsza Ryo ruszył biegiem za nimi stawiając silne i pewne kroki.
-” Przecież już mu pokazałem że te jego zwierzaki nic tu nie zdziałają|!”- mruknęło zdenerwowane ostrze gromu i samoistnie zaiskrzyło mocą elektryczną. Elektryczne pędy wystrzeliły z broni, uderzając w pędzące motyle, każdemu uderzeniu towarzyszył elektryczny wybuch, jak gdyby elektryczne bicze zakończone były jakimiś dziwacznymi ładunkami. Motyle opadały na ziemię bez życia, ponownie ostrze pokazało swą potęgę, niszcząc wszystkie potworki za jednym zamachem.
Facet w cylindrze, jednak zgrabnie ominął wszystkich elektrycznych pędów które chciały go oplątać i zderzyły się z pędzącym na niego inkubem. Nie było to miłe spotkanie dla przywołańca, Ryo bowiem chwycił go za rozgrzaną szyję, nic sobie z tego nie robiąc, i niemalże przebijając głowa inkuba pobliski mur, przeciągnął jego twarzą po szorstkich kamieniach. Wtedy też za jego plecami zmaterializował się cerber w swej potężnej strażniczej formie, unosząc morgensztern nad głowę. Nim Jednak zdołał zadać cios Ryo o kręcił się i ugodził go w psi pysk... Inkubem. Dwa duchy upadły na ziemię, splątane ze sobą, a Ryo nie tracąc czasu ruszył dalej, bowiem magia Kereiego już iskrzyła w powietrzu. Edgardo nie miał jak oddać strzału, bowiem mężczyzna o szarej cerze pędził teraz wprost na niego. Nie było innego wyjścia jak dobyć miecza, Mortis wyszarpnął ostrze z pochwy i wykonał szybko zgrabny sztych w nadbiegającego osobnika. Ryo zadziwiony takim fortelem nie zdołał się całkowicie uchylić, a jego policzek został rozcięty do krwi. Ponadto ranna nie regenerowała się jak to miało miejsce w walce z Kereim.
Kosiarz natomiast wypowiadał ostatnie słowa zaklęcia, glify i symbole formowały się powoli dookoła niego, Ryo zacisnął zęby wściekle i jednym ruchem odrzucił Edgardo na bok, po czym wyciągnął lewą dłoń przed siebie. Powietrze zaczęło falować, kapelusznik posłał czystą esencję swej magi by ta starła się z mocą uwalniana przez Kereiego. Dwie siły magiczne zderzyły się ze sobą, spychając się nawzajem, póki co to moc Kereiego wygrywała, pewnie dla tego że Ryo do tej potyczki używał tylko jednej ręki. Mimo to wysiłki kapelusznika nie pozwoliły czarowi kosiarza przyjąć póki co swojej prawdziwej formy.
- Hej, niebieskowłosy! - krzyknął Edgardo do Ishira. - Jeśli rzeczywiście jesteś po naszej stronie, to zajmij się tymi motylami, a ja postaram się pomóc mojemu towarzyszowi!
Determinacja powoli go opuszczała. Zarówno siła fizyczna, jak i ilość energii magicznej ich adwersarza była przeogromna. Jedynie powodzenie magii kosiarza mogło dać im choć nikłe szanse na zwycięstwo. To była ich jedyna szansa. Musiał zaatakować frontalnie i nie pozwolić by mężczyzna w cylindrze użył całej swojej mocy przeciwko Kereiowi.
- To... - Inkub wstał powoli, drżąc na całym ciele. - TO NIE BYŁO MIŁE!!! Rozerwę skurwiela na strzępy i będę patrzył jak skwierczą, dopóki nie zostanie po nim nawet popiół!!
Demon z dziką furią rzucił się po raz kolejny na Ryo z zamiarem przebicia go żarzącą się kosą. Cerber popędził za nim, jednak w postaci trzygłowego wilkołaka o ogromnych rozmiarach był znacznie wolniejszy od Inkuba. Tymczasem łowca zamierzał podjąć ryzyko i zaatakować tak, by przeciwnik nie miał szans na jego zatrzymanie. Lewą ręką chwycił pistolet z linką i wycelował prosto w przeciwnika. Po chwili oddał strzał z zamiarem przyciągnięcia się do Ryo i przebicia go wyciągniętym na wprost rapierem.
- Nie ma sprawy! – krzyknął elektryczny mag uśmiechając się pod nosem. - No chodźcie skarbeńka. Pokażcie, na co was stać.
Chłopak stanął rozstawiwszy szeroko ramiona. Spuścił głowę i przymknął oczy.
- O Wszechpotężna Światłości. Porzuć swe lokum w niebiosach i ześlij na swego sługę swą łaskę. Odgoń ode mnie strach i napełnij me serce Twoim blaskiem.
Obdarz mnie swoją mocą bym w chwale mógł zwyciężać swoich wrogów. [/i]
Elektryczność wokół dłoni chłopaka zaczęła wirować tworząc kule, które schowały jego dłonie. Mag zbliżył do siebie dłonie zatrzymując je około dziesięciu centymetrów od siebie.
Obdarz mnie swoją mocą bym w chwale mógł zwyciężać swoich wrogów.
„-Powtórz atak celując tylko w motyle. Niech pomyślą, że jestem słaby. ” – zwrócił się w myślach do miecza.
Następnie uderzył dłońmi o siebie. Sprawny widz skupiony na poczynaniach niebieskowłosego mógł zaobserwować, że elektryczność na dłoniach, tuż przed uderzeniem powróciła do normy. W tej chwili nikt jednak nie powinien zwrócić na to uwagi...
-BIG BLIND OF DESTRUCTION! – krzyknął Ishir po czym dodał cicho –Blind.
Oślepiające światło zalało przestrzeń wokół maga. Reszta leżała w kwestii Ostrza Gromu.
Zdziwiony jak uporczywy potrafi być Ryo, zamierzał walczyć jak tylko potrafi.
Uważał, że brama babilońska to jedyny sposób...Na wyrównanie szans i nic więcej.
Nie chciał jednak mówić o tym na głos, w obecnej sytuacji ich możliwości i tak są minimalne.
- Bądź pan łaskaw i przestań pieprz... - przerwał wypowiedź skierowaną do Ishira gdy zobaczył jak jego magia zaczyna wytwarzać światło.
Zamknął oczy i połączył dłonie opierając obie o swoją kosę. Skupił się jak tylko mógł, aby Ryo został pochwycony w zaklęcie. Teraz, gdy glify były ustawione, wszystko zależało tylko od aktywacji klucza babilońskiego. Broni Kereia.
Zacisnął zęby.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W_OXeb2kup4[/MEDIA]

Piasek zaczął unosić się w zawrotnym tempie po obszarze otoczonym glifami.
Już po krótkiej chwili nie można było widzieć dalej, niż na długość ręki. Brama została otwarta.
Wszystko co żywe zostało pochłonięte na drugą stronę - do odciętej od świata przeszłości.
Trwało to krótką chwilę. Krzyki były pierwszymi oznakami zmiany otoczenia, piach opadał sprzed wzroku gości. Ukazał się pustynny krajobraz, zniszczone, walące budynki, oraz liczne błyskawice i ogniste kule padające z nieba wszędzie gdzie dało się spojrzeć.
Apokalipsa.


To była właśnie scena, jaką zapieczętowano za bramą. Miasto, które według ludzi ulegało zniszczeniu z rąk samego boga, zamknięte było wewnątrz ogromnego cyklonu.
Magia była ciężka, zatruwała całe powietrze dookoła, można było ją wyczuć z łatwością, a chęć użycia jakiegokolwiek zaklęcia wymagała najpierw wyrzucenie z otoczenia martwej energii kolidującą z własną. Obrazy widm zdawały się ignorować niepasujące do scenerii ikony...
 
Tropby jest offline  
Stary 10-03-2012, 22:50   #50
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Edgardo Mortsi & Ishir Razebur

Magia jaka wyzwolił chłopak uzbrojony w kosę była niewiarygodna. Niebieskowłosy nie czuł takich pokładów energii nawet wtedy gdy walczył ze Steinem, była to naprawdę niezwykła moc. Elektryczny mag nie do końca zrozumiał co się stało, tak samo zresztą jak Edgardo. W mgnieniu oka stali oni obok siebie w środku miasta pogrążonego w apokalipsie. Z nieba spadał ogień i błyskawicę, a walące się budynki grzebał;y w swych gruzach niczemu niewinnych ludzi.
Mieszkańcy niszczonego miasta zdawali siś nie zauważać, dwóch magów, Ci jednak mieli inne zmartwienia niż to czy byli tu duchami czy materialnym bytem, bowiem na dachu pobliskiego budynku, stał Ryo. Dyszał ciężko z wysiłku jaki włożył w nieudane powstrzymanie zaklęcia jak i wściekłości. Jego czerwone oczy błyszczały pragnieniem krwi.
- Najpierw zajmę się wami... potem znajdę tego babilończyka i zakończę to dziwaczne zaklęcie w najprostszy z możliwych sposobów. -warknął zeskakując ciężko na ziemię.
- Cóż za niegościnne miejsce - stwierdził chłopak w przebraniu gwardzisty, rozglądając się naokoło z zafascynowaniem. - Nie przypomina to jednak żadnego z planów zewnętrznych, ani też półplanu. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym że znajdujemy się w iluzji, albo w innym czasie.
Rozglądał się jeszcze przez moment, oceniając sytuację w jakiej się znajdowali.
- Jednakże nie widzę nigdzie mojego towarzysza, a bez niego walka w tym miejscu byłaby dla nas dużo bardziej ryzykowna, niż dla niego - wskazał wzrokiem mężczyznę w cylindrze. - Proponuje się rozdzielić i jak najszybciej odszukać Kereia, a potem się przegrupować.
Wyciągnął z kieszeni płaszcza dwa klucze. Jeden srebrny, a drugi z czerwonego złota.
- Moje demony pomogą nam się zlokalizować, gdy któryś z nas go odnajdzie. Co ty na to?
Ishir na początku nie do końca przystawał na plan maga przywołań. Potrzebował chwili czasu by przeanalizować dokładnie nową sytuację. Utrzymanie Electric Skin pokrywającej jego ciało przychodziło mu tutaj z dużo większym trudem. Nie wiedział, co konkretnie powodowało tą zmianę, lecz wiedział, że dłuższe utrzymanie czaru spowoduje wyczerpanie. Rozproszył zaklęcie.
Spojrzał, na Ryo. Jego ciało wyglądało nienaruszone, a zmęczenie wywołane bardziej wysiłkiem niż utratą many.
Pomysł sojusznika nabrał sensu.
- Niech będzie. – powiedział niepewnie. – Przywołaj duchy. Ja załatwię nam czas na ucieczkę. Jak dam ci znać zamknij oczy – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
Niebieskowłosy zrobił kilka kroków w przód. Rozłożył szeroko ręce.
-„Przyda mi się twoja pomoc. Moja moc jest już na wyczerpaniu. ” – zwrócił się do Miecza.
Czekał aż Edgardo przywoła swoje chowańce, by samemu oślepić Ryo.
- A więc do dzieła.
Edgardo uniósł srebrny klucz, rozcinając nim powietrze przed sobą.
- Hirake, Jigoku Uma no Tobira: Nightmare!


Ze szczeliny między wymiarami wyskoczył demoniczny rumak, którego ciało spowijał czarny niczym noc dym. Łowca z wprawą jak gdyby robił to setki razy chwycił jego grzywę i w biegu dosiadł szarżującego wierzchowca, po czym otworzył Bramę Żądzy z której wyleciał Sukub i dokładnie w chwili gdy elektryczny mag rzucił swoje zaklęcie, kobieta-demon owinęła swój bicz dookoła jego ręki i porwała ze sobą w niebo, jak najdalej od ich adwersarza, na pożegnanie pokazując mu język.
- Obyś zdechł w męczarniach, sukinsynu! - zawołała jeszcze przez ramię, klucząc jednocześnie wśród ognia i błyskawic raz po raz przeszywających niebo.
Po tych słowach światło stworzone przez Ishira zalało okolicę, a niebieskowłosy uniósł się w górę przy pomocy sukuba. Jednak jeszcze nie można było świętować zwycięstwa, bowiem powietrze przeszył krzyk wściekłości, zaś Ryo spojrzał w górę na elektrycznego maga -widac oślepienie nie działało na niego długo. Mężczyzna w cylindrze podrzucił do góry czarną kulę sformowaną w dłoni, a to opadła na jego plecy i przyczepiła się do nich formując wielkie motyle skrzydła. Ryo wbił się w powietrze rozpoczynając gonitwę za uciekającym magiem elektryczności... a co gorsza był on szybszy niż obciążony przywołaniec.


Edgardo Mortis

Edgardo zresztą też nie miał lekkiego życia bowiem po za wielkimi skrzydłami z kuli wyleciała chmara mniejszych motyli które ruszyły za nim. Te zaś pokazały swoją nową umiejętność, tworzyły kółka złożone z trzech lub czterech owadów, by po pewnym czasie strzelać z tak powstałych okręgów promieniami fioletowej energii. Póki co łowca lawirował między atakami na swym wierzchowcu, zaś promienie uderzały jedynie w budynki, wybijając dziury w ścianach. Łowca dostrzegał jednak iż z każda chwilą promienie wystrzeliwują z kół z coraz większą częstotliwością.
- Szlag by to - zaklął pod nosem Edgardo, popędzając koszmara do szybszego galopu. - Te motyle muszą mieć pewną ograniczoną ilość energii magicznej, którą prędzej czy później wyczerpią. Jednakże biorąc pod uwagę siłę tamtego typka mogą mieć jej całkiem sporo.
Rumak wciąż kluczył między alejkami bez najmniejszego śladu zmęczenia. Jeśli jednak trafi na ślepą uliczkę, to będzie koniec dla ostatniego żyjącego członka rodziny Mortis.
- Muszę je jakoś zgubić. Albo przynajmniej opóźnić.
Łowca wyciągnął spod płaszcza i wyrzucił w kierunku motylich kręgów trzy noże do rzucania, licząc iż uda mu się przynajmniej je rozproszyć.
Rzucanie nożami w czasie slalomu jednak do najłatwiejszych nie należało, bowiem tylko jeden z pocisków zdołał wystraszyć motyle, przez co rozpadł się tylko jeden z magicznych kręgów. Pozostałe wystrzeliły magiczne wiązki w tym samym momencie. Dwie z nich rozbiły się o budynki, między którymi lawirował Edgardo, trzeci zaś otarł się o ramię łowcy spalając jego ubranie i lekko parząc skórę. Ostatni z promieni mógł jednak doszczętnie zmienić przebieg wydarzeń, trafił bowiem w wysoką wieżę, a uderzył w nią w tym samym momencie co boska błyskawica. Budynek porażony oboma destruktywnymi siłami począł upadać... wprost na drogę po której pędził Mortsi i motyle. Ogromny cień przysłonił budynki i samego Edgardo kiedy wieża zaczęła swój powolny lot ku przeznaczeniu... teraz motyle były najmniejszym zmartwieniem młodego łowcy.
- Lepszej szansy nie dostanę - powiedział sam do siebie z desperacją w głosie.
Chłopak w jednym momencie wstrzymał konia i zawrócił, wznosząc w górę swój rapier. Koszmar zarżał, stając na tylnych nogach, po czym zaszarżował wprost na motyle, zaś łowca wymachiwał szpadą na wszystkie strony, starając się je rozpędzić. Miał zamiar wydostać się spod walącego budynku, nim owady zdążą ruszyć za nim w pościg i przy odrobinie szczęścia zostaną raz na zawsze pogrzebane pod gruzem.
Łowca ruszył na motyle wymachując swym orężem i lawirując między promieniami, których motyle nie przestały posyłać w jego stronę. Wiązki energii rozbijały się o budynki i miejsca gdzie przed chwilą stał koszmar. Wszystko szło świetnie, Mortis począł rozpędzać owady i udało mu się to zrobić tracąc jedynie tylko kawałek mięsa przy dłoni, bowiem jeden wygłodniały motyl nie chciał dać za wygraną.
- Heh... poszło lepiej niż się spodziewałem.
Szlachcic otarł pot z czoła i schował rapier z powrotem do pochwy przy pasie, po czym zsiadł z rumaka i zaczął zrzucać z siebie pancerz gwardzisty.
- Obym tylko nie stworzył żadnego paradoksu czasowego, zostawiając to w tym miejscu.
Mimo wszystko nie wyglądał na zmartwionego. Najważniejsze że udało mu się przeżyć i mógł ruszyć ponownie na poszukiwania Kereia. Jednakże chwilę później Sukub przekazała mu, że ucieczka elektrycznego maga nie poszła już tak gładko.
 
Tropby jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172