Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2012, 18:52   #61
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Andher pod wpływem uroku obrócił się natomiast przeciwko swym sojusznikom.Łącząc dłonie w typowym dla smoczych zabójców geście, posłał w stronę zdziwionego Gruma i Lao gęsta chmurę ciemności która otoczyła ich całkowicie. Wtedy też umysł kapelusznika zaczął walczyć o wyzwolenie się spod siły pieczęci... na próżno jednak, magiczna moc zaklęcia była zbyt silna by przełamać ja od tak. Andher dalej był po przeciwnej stronie barykady, dla tego chwycił za swój rapier i wbiegł w stworzona przez siebie ciemność.

Bain w tym czasie nie przejmując się Sebastianem użył jednej ze swych sztuczek. Przyłożył dłonie do ziemi, zaś z posadzki koło ołtarza wystrzeliły kryształowe filary, uderzając w konstrukcję. Na próżno jednak, rozbijały się o nią niczym o kamienną ścianę. Wzmociony mocą Takera ołtarz był o wiele wytrzymalszy niż mogło by się to zdawać, dla tego zapewne jedyna opcją na jego unicestwienie był bezpośredni kontakt z rękawicą która mogła zaburzyć jego strukturę.

Przeciwnik Baina zas chwytając pewniej katanę, skoczył na niego wykonując poziome cięcie na wysokości brzucha maga. Chłopak był kompletnie zaskoczony szybkością i zwinnością jaką zaprezentował jego oponent, nie zdążył nawet unieść młota, a Sebastian był już za nim chowając miecz do pochwy.

- Protector Slash.- wyszeptał kelner gdy rękojeść miecza cichutko stuknęła o pochwę, zaś rana na brzuchu Baina wybuchnęła krwią. Cięcia było głębokie i dokładne, przez całą długość podbrzusza. Mag kryształu opadł na ziemię trzymając się za ranę i zagryzając zęby z bólu. Wiedział, że dalsza walka sprawi, że będzie tylko mocniej krwawił... ale czy mógł teraz odpuścić?
Aryuki obolała od ciosu oddychała ciężko i była w ponurym nastroju.Sytuacja była bowiem kiepska.

-Wiesz... zawsze możesz zmienić strony dobrowolnie. W końcu Takerowi przyda się kompetentna wojowniczka.”-szeptał głos. A Aryuki mentalnie odparła.-”Lepiej rozszyfruj te jego glify.

Szarpnęła dłonią, wokół której owinięty był łańcuch i deska z glifami wylądowała w jej dłoni.

-”I jak ich użyć.

Spojrzała w kierunku Baina, chłopak najwyraźniej sobie nie radził. Co ją zresztą nie dziwiło. Od razu było widać, że jest raczej osobą przydantą na drugiej linii ataku. Taką, co najczęściej atakuje “bronią miotaną” w bardzo ogólnym znaczeniu tego słowa.
Spojrzenie Aryuki przesunęło się na jego przeciwinika. Z ust wyrwał się szept.

- Soulsense: Sweetspot.[/i]

A jej oczy na moment zmieniły się.Odkrywszy zaś słabe punkty przeciwnika atakującego Baina, ruszyła magowi kryształu z pomocą.

“- Zrób to, zrób tamto jak ty sobie radziłaś zanim ja trafiłem do twojego ciała. -prychnął demon po czym skoncentrował się na glifach. “- Kilka wzmacniających, ta deseczka ma teraz wytrzymałość dobrej tarczy, jeden absorbcji, jeszcze nieaktywowany. No i kilka powiązanych ze sobą, które reagują na konkretny typ zagrożenia niwelując go jak i całą broń. Nieźle to sklecił, czasu na to trochę trzeba było.” -dodał jeszcze demon po czym przeszedł do drugiej części pytania.”- Używanie to już nie taka prosta sprawa, glify tego pokroju są dostrojone do właściciela, lub tez do konkretnego typu mocy. Pewnie dla tego tak się wkurzył gdy ten w kapeluszu skradł mu trochę energii...dzięki niej mógłby aktywować glify.”- zakończył demon tłumaczenie.
-A ty... potrafiłbyś?- “ spytała Aryuki.
“- Może, ale gwarancji nie daję.”- odparł wymijająco.

Ciemność była żywiołem kapelusznika, pozwalała mu na wykorzystanie znacznie większej części jego umiejętności niż wcześniejsze otoczenie. Wbiegł z dobytą bronią w utworzony za pomocą czaru obłok jednocześnie oblekając cieniem ostrze rapiera by pozbawić swoich przeciwników mocy odnawiając swoje siły ich kosztem. Zamierzał skoncentorwać swój atak na Grumie, zgodnie ze swoją zasadą nie planując go zabić tylko wyeliminować z walki by bez przeszkód móc walczyć z Lao który przyzwyczajony do cienistego zionięcia potrafił sobie w nim radzić znacznie lepiej

Mag Kryształu złapał się za brzuch, omal nie wybuchając krzykiem. Wydawał ciche jęki, jednak nie chciał pokazać przeciwnikowi, że stoi na straconej pozycji, niemniej oponent już to chyba wiedział. Próbował zatamować krew czymkolwiek. Jedyne, co mu wpadło do głowy, do oderwanie na tyle dużego kawałka materiału, by starczyło na pokrycie rany. Nie mógł pogodzić się z myślą, że dopiero teraz doznał olśnienia co do właściwości rękawicy. To w jakiś sposób dodało mu sił. Podnosząc się najpierw z pozycji leżącej na kolana, a potem z kolan do pozycji na wpół wyprostowanej, na wpół zgiętej, popatrzył wprost w oczy sługi Takera. Bain nie mógł sobie wybaczyć, że dał się tak podejść... Widząc nadchodzącą Aryuki wskazał jej palcem na swojego dotychczasowego przeciwnika, a potem wysunął przed siebie młot i uruchomił zaklęcie “Crystal Spikes”. W drugim ręku była przygotowana rękawica, gotowa do usunięcia ewentualnych, kryształowych przeszkód. Celem młodego Egiladrie było dotarcie do ołtarza i zmiana jego struktury. Chłopak zaczynał wierzyć, że jego rękawica jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, skoro opiera się magii samego Takera.

Aryuki użyła swej mocy by wykryć słabe punkty na ciele sługi Takera... jednak tym razem czar nie przyniósł efektów. Moc spojrzenie nie zdołała przebić się przez magiczną energię otaczającą Sebastiana, oraz przez wirujące w powietrzu energie magiczne innych uczestników bitwy. Co gorsze w czasie biegu w stronę osobnika, przed Aryuki wyskoczył z wesołym uśmiechem Taker krzyżując w dłoniach dwa glify niczym ostrza i zderzając je z mieczem dziewczyny wstrzymał jej bieg.

- Już chciałaś mnie opuścić? Przecież dobrze się razem bawimy. -powiedział cicho chichocząc i podbił ostrze dziewczyny do góry uderzając z zawrotnym refleksem lewą deską w twarz dziewczyny. Cios mocny nie był, ale skutecznie przytrzymał dziewczynę w miejscu.

Andher pod wpływem uroku zaś zanurzył się w ciemności gdzie znajdowali się Grum i Lao. Kapelusznik miał rację, że włócznik poradzi sobie z zaklęciem lepiej, przyjaciel czarnego maga stał spokojnie w miejscu, spokojnie obracając włócznia dookoła swego ciała jak gdyby chciał całkowicie zbadać nią otoczenie. Grum zaś oślepiony kręcił się tylko starając się opuścić obłok ciemności, co stworzyło kapelusznikowi idealną okazję do ataku, zaślepiony zaklęciem wykonał dwa szybkie cięcia, które zostawiły dwie płytkie rany na plecach krasnoluda, jednocześnie dostarczając Andherowi mocy. Nie wiadomo czy to za sprawą nagłego zastrzyku energii czy też słabnącej mocy klątwy, ale chłopak zdołał wyprzeć ją ze swego umysłu, zaś glif zniknął z jego ciała. Kapelusznik znowu był sobą.

Bain wystrzelił kryształowymi kolcami w stronę przeciwnika, ten jednak był nie lada szermierzem. Ruszył bowiem biegiem w stronę maga kryształu w ruchu odbijając wszystkie kryształowe odłamki ostrzem swej katany. Miecz wręcz rozmywał się od prędkości, zaś uderzające kryształy wybijały metalowy rytm. W takiej sytuacji Bain nie mógł sobie pozwolić na bieg do ołtarza, bowiem to skończył oby się niechybnie kolejnymi ranami. Sebastian doskoczył do maga kryształu od razu tnąc poziomo na wysokości głowy chłopaka. Ten jednak zdążył uskoczyć do tyłu, a ostrze przycięło mu jedynie kilka włosów. Ponadto pewny siebie uśmieszek osobnika w kimono pobudził w magu jakaś dziwną ochotę starcia wroga na proch. Zacisnął dłonie mocno na swym młocie i nie namyślając się długo wziął szeroki zamach, który ugodził w bok sługi Takera i odrzucił go w bolesny sposób od Baina. Co ciekawsze nie był to koniec przykrych dla Sebastiana niespodzianek, bowiem w locie trafiły w niego dziwne świetliste pociski, które wybuchły kakofonią dźwięków. To Jun, trzymający w dłoniach potężnie wyglądający szybkostrzelny karabin snajperski, włączył się do walki, prowadząc ostrzał do jedynego odsłoniętego celu - Sebastiana. Sługus Takera, jednak za wygraną nie miał zamiaru dać i mimo nadlatujących pocisków, odbił się od ziemi w stronę Baina ponownie ruszając do ataku.

-Miło że tak cenisz moje towarzystwo.- uśmiechnęła się złowieszczo dziewczyna. Po czym dodała niemalże słodkim tonem głosu.-A już myślałam, że ci się znudziłam.

Poruszając się nadnaturalnie szybko i zwinnie natarła na Takera wyprowadzając szeroki zamach pokrytą glifami deszczułką … swą zdobyczą owiniętą łańcuchem łączącym ją z własną ręką. Atak ten miał wybić z rytmu Takera, związać jego oręż w obronie, po to by mogła błyskawicznie wyprowadzić kolejny atak, tym razem kataną.

- Piekło tysiąca ostrzy.

Serię szybkich pchnięć celujących w różne losowo wybrane punkty ciała Takera. I wykorzystującą fakt, że poruszająca się nadnaturalnie Aryuki mogła zadać ich więcej ciosów niż poruszający się normalną prędkością śmiertelnik.

Zaczął oddychać coraz szybciej... Tracił siły. Nagły, świetlisty przebłyk był jak promyk nadziei. To Jun i jego niesamowite zdolności. Przywrócił Bainowi wiarę w człowieka. Uśmiechnął się do alchemika, po czym próbował bronić się przed atakiem przeciwnika. W tym celu ponowił czar “Crystal Arm”, by pokryć rękę kryształową strukturą. Gdy Sebastian znajdzie się w bliskim zasięgu, Bain wyskoczy do kontrataku. Postara się zablokować ręką ostrze dzierżone przez sługę Takera. Wbijając metal w kryształ, powinien nie lada się natrudzić, przy jego wyjmowaniu. Wtedy Egiladrie wykorzysta moment, by z ręki powstało kilka kryształowych ostrz. Ich celem jest serce przeciwnika. Mają je przebić, by pozbawić go żywota. Gdyby jednak wykonał unik, Bain chwyta młot w obie ręce, po czym wyczekuje na idealny moment, by skontrować ewentualne natarcie przeciwnika. Gdyby zadawał coraz więcej cięć, Mag Kryształu decyduje się na użycie zaklęcia “Azure Avatar”. Sięgał po największego asa w rękawie, ale na polu walki nie można licytować swojego zdrowia, a przede wszystkim życia. Będąc w kryształowej postaci, stara się zmienić w kryształ miecz Sebastiana, lub “zamrozić”kawałek jego ciała kryształem, tak, by nie mógł się poruszyć.

Pierwszą rzeczą jaką zrobił Andher po odzyskaniu świadomości było rozproszenie wcześniejszego zaklęcia by Lao mógł swobodnie podjąć próbę ataku. Nie mógł mieć pewności czy faktycznie jest już wolny od glifu Takera czy to tylko sztuczka i wkrótce znowu ruszy przeciwko swoim sojusznikom posłuszny demonicznemu nakazowi. Zastanawiał się czy nie warto pozbawić samego siebie rezerw mocy aż do utraty przytomności jednak nie mógł tego zrobić dopóki nie miał pewności że Crona jest bezpieczna - pozostawało zatem dalej atakować Takera w nadziei że nie jest w pełni odporny na jego magię. Najkorzystniejszą opcją było wsparcie Aryuki, dlatego cienisty ponownie przywołał swoją moc i szeptem wygłosił kolejną inkantację

- Shadow chains

Gdy tylko jego dłoń przybrała czarną barwę ruszył w stronę Takera zamierzając unieruchomić go mocą zaklęcia

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vhSxqZy0IGE&feature=related[/MEDIA]

Aryuki zamachnęła się deską w stronę Takera, który pochwycił przynętę zasłaniając się jednym ze swych glifów wybijając się tym samym z rytmu. Dziewczyna zaś bezwzględnie to wykorzystała, atakując kataną z zawrotną prędkością, jej sylwetka wręcz rozmazywała się od prędkości, zdawać się mogło że kilka kobiet o tym samym wyglądzie atakuje Takera jednocześnie. Mimo że demonowi udało się odbić kilka ciosów a niektóre zablokowac magią glifów, wiele cięć doszło celu tworząc na ciele lorda coraz więcej małych ranek, a jak ktoś kiedyś powiedział- tysiąc małych ran doskwiera bardziej niżeli jedna duża. Taker w końcu odepchnął od siebie Aryuki, która wykonała zgrabne salto (świecąc tym samym bielizną po oczach nadbiegającego kapelusznika) i wylądowała na ziemi podpierając się ręką. Pot coraz gęściej rosił jej czoło, a zmęczenie dawało się we znaki. Wtedy też Andher wyminął wojowniczkę i przyłożył otoczoną ciemnością dłoń do piersi białowłosego. Coś zaszeleściło niczym przewracane strony książki a z ręki kapelusznika wystrzeliły czarne serpentyny, które owinęły ciało demona zamykając je w ciasnym kaftanie. Stwarzając tym samym idealna okazję do ataku, Aryuki, krasnoludowi jak i włócznikowi... no i samemu Andherowi.

Bain w tym czasie mierzył się ze sługą Takera, którego katana znowu ruszyła w stronę chłopaka. Tym razem ostrze napotkało na swej drodze przeszkodę z kryształowego pancerza, który pokrył rękę Baina. Miecz zagłębił sie w krysztale, nie docierając jednak do skóry, zaś tak jak mag kryształu przewidział kelnerzyna nie mógł go wyszarpnąć z tej pułapki. Wtedy też z ręki Baina wystrzeliły ostre kolce, których jednak jego przeciwnik uniknął, zostawiając kataną w potrzasku.

- Battle suit Butler mode.-wymruczał a jego kimono błysnęło przemieniając się w typowy czarny strój lokaja. Katana zaś rozpłynęła się w blasku światła formując się w rękach właściciela w nowy oręż... sztućce!




Bain, który na taki obrót sytuacji nie był przegotowany, musiał szybko pomyśleć nad nowym planem bowiem Sebastian biorąc szeroki zamach prawą ręka przymierzał się do rzutu ostrymi nożami stołowymi.

Coraz mniej sił i coraz mniej energii. Aryuki zdawała sobie sprawę, że nie zdoła zabić Takera. Może w innym miejscu, w innym czasie... Gdyby on nie miał glifów, a ona dysponowała na początku walki pełną pulą energii duchowej.
Pozostało więc osłabić go jak najbardziej, a resztę zostawić Głosowi. -Soulsense: Shade.


Aryuki przyspieszyła błyskawicznie rozpędzając ciało, tym razem jednak nie po to by kogoś omamić lub uniknąć ciosu. Cel był prosty. Wykorzystać nadnaturalną prędkość, by nadać pchnięciu katany w ciało Takera jak największy impet. Ostateczny i jeden z najsilniejszych ataków jaki opanowała pod naukami swego nauczyciela fechtunku. Rozmazana sylwetka dziewczyny niczym pocisk zbliżała się do unieruchomionego Takera omijając bez problemu chaotycznie uderzające na oślep kryształowe macki.

-[i]Soulfury.

Ostrze katany rozbłysło napełnione mocą. Siła Aryuki nie leżała bowiem w samych technikach, a w ich zabójczych kombinacjach.
Pchnięcie kataną, szybkie, mocne, przebijające. Swą siłą mające rozbijać parady mieczy, roztrzaskiwać tarcze, przebijać pancerze, kruszyć wszelkie magiczne bariery.

-Pchnięcie jednorożca.-Ostrze katany Aryuki pchane impetem nadanym przez prędkość, niemalże rozgrzane mocą z świstem przeszywało powietrze mknąć ku celowi, klatce piersiowej i sercu piekielnego lorda w niej bijącym. Szybko, szybciej... zanim Taker zdąży z siebie strząsnąć sztuczkę Andhera, bo to akurat było zapewne kwestią kilkunastu sekund.

Zaklęcie cienistego odniosło porządany skutek i choć domyślał się że efekt spętania nie potrwa zbyt długo to jednak da to szanse pozostałym na przeprowadzenie skutecznego ataku. Mógł co prawda kontynuować walkę z Takerem w nadziei na zaczerpnięcie nieco większej ilości jego mocy do późniejszego wykorzystania jednak pilniejszym problemem wydawał się jeden ze służących pana kryształowej wieży - prowadził bowiem dość wyrównaną walkę z poznanym wcześniej przez kapelusznika magiem. Wsparcie kapelusznika mogło się Bainowi przydać bardziej niż Aryuki dlatego następny czar postanowił skierować na przygotowującego się do ataku lokaja

- Blackout!
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 04-04-2012, 13:29   #62
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bain uśmiechnął się, gdy jego plan, choć w części, ale wypalił. Pokazywało to, że nie był jeszcze tak słaby i bezużyteczny. Patrzył na Sebastiana, który był jak kameleon. Być może była to tylko magia Iluzji? Nie był pewien. Poza tym, nie zauważył żadnego punktu, który mógłby rozproszyć zaklęcie tego typu. Bain stanął naprzeciw swojego przeciwnika.
“Sztućce? On chyba żartuje?” - wyśmiał go w duchu. Gdyby nowa broń sługi Takera znalazła się w zasięgu ciała młodego Egiladrie, ten używa kolejnego czaru jakim jest “Sapphire Defence”. Tworzy strukturę na tyle dużą, by była zdolna do powstrzymania tego ataku z dystansu. Gdy ostrzał się zakończy, Mag Kryształu odpłaca się tym samym w postaci "Crystal Spikes". Gdy tylko kryształowe kolce wystrzelą, młodzieniec podbiega do Takera, po czym stara się wdać z nim w walkę wręcz. Do walki tej używa swojej kryształowej ręki, dodatkowo tworząc co jakiś czas z niej różnego rodzaju kolce i inne ostre struktury, które ewentualnie mogą posłużyć do zranienia Sebastiana. Najpierw atakuje jego twarz, następuje unik, po czym brzuch, następnie nogi. Celem jest zadanie mu jak największego bólu, by stał się niezdolny do walki.

Aryuki dopadła do swego celu w mgnieniu oka. Przed jej ostrzem pojawiło się kilka znaków glificznych, te jednak nie wytrzymały siły ataku, choć znacznie go osłabiły. Przede wszystkim jednak glify zmieniły trajektorię ciosu, ostrze ześlizgnęło się po nich zagłębiając się nie w serce a w ciało między barkiem, a tym ważnym organem. Taker ryknął z bólu gdyż rana trysnęła najprawdziwszą krwią. Gdyby tego było mało, do demona dopadł też Grum i Lao, którzy uderzyli w niego z całą mocą, topór rozorał skórę, a włócznia przebiła bok demona na wylot. Białowłosy lord ryknął niczym prawdziwa bestia z otchłani a jego oczy błysnęły czerwienią. Taker wyprostował się gwałtownie uwalniając z ciała falę mocy, która odepchnęła od niego trójkę walczących. Po czym złapał się najpierw za ranę zadana kataną, unosząc zakrwawioną dłoń do twarzy, jak gdyby nie dowierzał że zostanie zraniony w takim stopniu. Wyciągnął przed siebie dłonie jak gdyby trzymał w nich niewidzialne drzewce broni, zaś między palcami poczęła zbierać się energia, lord miał zamiar chyba przywołać swój oręż. Jednak nim broń się zmaterializowała Taker rozszerzył oczy i biegiem ruszył w stronę gdzie walczył Bain. Oczy Aryuki Lao i Gruma automatycznie powędrowały za Takerem by zobaczyć co zmusiło go do biegu.
Otóż to niedaleko ołtarza rozgrywała się możliwe że decydująca dla tej walki scena. Sebastian rzucił bowiem w maga kilkoma nożami i widelcami, które boleśnie wbiły się w ramię chłopaka. Wtedy do walki jednak wkroczył Andher który jednym gestem stworzył dookoła głowy Sebastiana kule ciemności. Ten zdezorientowany nie miał jak uniknąć fali kryształów jaka posłał w niego Bain i został odepchnięty na pobliska ścianę wzniecając uderzeniem w nią tumany kurzu.
- Bain ołtarz!! -ryknął Jun widząc jak chłopak szykował się do dalszego ataku, bowiem taka okazja do zniszczenia ceremonialnego miejsca mogła się nie powtórzyć.

Poparzenia na brzuchu Aryuki piekły, sił już zostało niewiele. Może na jeden atak, może na mniej.
Ta odrobina sił duchowych nie przeważy szali tej walki, ale może się przydać później.
Pozostało więc ostatnie ryzykowne zagranie. As z rękawa.
Aryuki sięgnęła po zegarek kopertowy, który trzymała w kieszonce. Małe cudo zegarmistrzowskiej technologii. Pięć różnych melodyjek, o określonej długości trwania. O ściśle odmierzonym czasie trwania, zgodnie z jej zamówieniem.
Cztery minuty...tyle powinno wystarczyć.
Zegarek grając wybraną melodyjkę upadł na podłogę, a dziewczyna

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4MzsoASVGLw[/media]

zdjęła okulary. I wtedy zielone płomienie wystrzeliły spod jej stóp ogarniając jej ciało i pochłaniając z sykiem. Ten zielonkawy słup ognia nie trwał jednał długo. Bowiem z niego wychylił się...



Potwór.
Dwumetrowy mężczyzna o dość demonicznym obliczu i podstępnym uśmiechu.
Skrzydła przybrały kształt płaszcza, a samo stworzenie strzepując z siebie resztki zielonych płomieni krzyknęło.- Gdzie się tak spieszysz Argharkh ? Nie przywitasz starego druha?


Widać że potwór nie specjalnie liczył na więzy przyjaźni bowiem, syknął tylko pod nosem.- Niech cię obejmą Vinculis passionis, ty sentymentalny mazgaju.
I spod płaszcza potwora wystrzeliły w kierunku Takera dwa łańcuchy. Niemalże niczym żywe węże gnały w kierunku celu, by go opleść żelaznymi splotami i wydusić życie.
Zaś po Aryuki pozostała leżąca na ziemi deszczułka Takera i okulary. Oraz grająca melodię pozytywka.
Czar Andhera przyniósł zamierzony skutek i pozwolił kryształowemu magowi przechylić szale bitwy na swoją korzyść. Dzięki temu droga do ołtarza stanęła otworem dając walczącym szansę by przerwać rytuał wskrzeszenia, co wyraźnie nie spodobało się Takerowi. Pan kryształowej wieży krwawił obficie jednak nie powstrzymało go to od próby ochronienia ołtarza, kapelusznik musiał więc kupić Bainowi trochę więcej czasu. Walka tak czy inaczej zmierzała ku końcowi więc cienisty mógł sobie pozwolić na sięgnięcie po głębsze niż zwykle rezerwy mocy i choć zdawał sobie sprawę że narazi się w ten sposób na sporą dawkę bólu i krytyczne wyczerpanie to cena taka za uratowanie Crony i tak wydawała mu się śmiesznie mała. Cień oplótł jego rękę w podobny sposób do tego w który wcześniej przygotowywał się do oplątania tym razem jednak tym razem z jego zaciśniętej pięści dało się słyszeć miarowy stukot bijącego serca. Skierował dłoń na Takera i wypowiedział inkantację kolejnego zaklęcia
- Darkness magic, wrath of the shadows
Bain złapał się za ramię, po czym wyciągnął sztućce, wydając przy tym bolesne posykiwanie. Był nieco poobijany. Kryształowa tarcza nie zadziałała, być może nie był zbyt szybki. Ale nie był to czas na rozmyślania. Bez chwili zastanowienia począł skupiać całą swoją magiczną energię. Jego ramiona, ręce, tors, nogi jak i kontury oczu poczęły błyszczeć delikatną, purpurową aurą. Przymknął oczy, by nic go nie rozproszyło. Przyłożył obie ręce do podłoża, po czym w swoich myślach zmaterializował drogę strumieni kryształów. Egiladrie chciał wysłać kilkadziesiąt magicznych impulsów wzdłuż struktury na której stali (będzie mu łatwiej, bo jest kryształowa, a Taker osłabiony). Impulsy, wzmocnione energią Maga Kryształu miały dosłownie wystrzelić w postaci grubych, skrystalizowanych gejzerów, strumieni w miejscu gdzie stał ołtarz. Trzeba było go uszkodzić, zlikwidować. Cokolwiek, byleby tylko naruszyć rytuał.
Czując, że jest gotowy, posłał większość swojej energii, by stworzyć owe strumienie.
- Azure Up-Stream! - krzyknął, po czym wysłał owe impulsy...
Taker uśmiechnął się w biegu i niespodziewanie skręcił w stronę dwumetrowego mężczyzny który pojawił się na polu bitwy zamiast Aryuki. - Czekałem na Ciebie, myślałem już że nigdy nie wyjdziesz z ukrycia. -powiedział z dziwną satysfakcją, a w jego dłoniach zmaterializowała się demoniczna broń. Podstawowy atut każdego demonicznego lorda, w przypadku Takera była to zaś kosa...


...której ostrze wyrastało z ludzkiej czaszki, zaś cała budowa przypominała pokraczny szkielet.
-Tak fajnie było patrzeć, jak zwykli śmiertelnicy łoją ci skórę. Uznałem ten widok za zbyt zabawny by go psuć bezpośrednią ingerencję.-rzekł donośnym potwór kierując w myślach ruchami łańcuchów.
- Gdybym nie pozwolił im trochę się osłabić uciekłbyś wraz ze swoją nosicielką. -odparował Taker i odbił łańcuchy sprawnym ruchem broni. - A na to pozwolić nie mogłem... widzisz wiem o wiele więcej niż Ci się zdaje, Razaqielu. -mówiąc to wziął szeroki zamach który miał dosięgnąć przeciwnika.
-Ten głupi Lucek już się z tego wygadał.-odparł kpiącym głosem demon.-Myślisz, że nie przewidziałem i tej możliwości?
- Widzisz, wiem że to ty dowodziłeś całą tą akcją.- powiedział Taker i przeciął powietrze bowiem jego przeciwnik zgrabnie odbił kose swym płaszczem, jednak białowłosy dalej kontynuował natarcie.- Wiem też, że zrobiłeś wszystko co mogłeś bym nie dowiedział się gdzie jest moja córka jak i zwłoki mej żony... zwłoki znalazłem, o córce zaś zaraz się dowiem, wyduszę to z Ciebie czy tego chcesz czy nie.
-Oczywiście... wszystko...jasne... Nie miałem nic lepszego do roboty, tylko uprzykrzać ci życie. Doprawdy, twoja złudzenia są zabawne.- kpił ze złośliwym uśmieszkiem Razaqiel, podczas gdy poła jego płaszcza owinęła się wokół jego prawego przedramienia, po czy końcówka płaszcza uległa usztywnieniu formując długie na półtorametra wąskie ostrze.

Andher zaś skupił się na jednym ze swych najpotężniejszych zaklęć, poczuł smak krwi w ustach, gdy jego własna energia życiowa przeradzała się w moc magiczną. W dłoniach mężczyzny zaś uformowała się czarna kula która ruszyła w stronę walczącego z drugim demonem Takera. Andher opadł na jedno kolano dysząc ciężko... to był ostatni jego atak w tej bitwie, wiedział że kolejny przyczyni się tylko do śmierci cienistego maga. Jednak nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli bowiem z powodu wyczerpania mocy magicznych kapelusznika, ciemność otaczająca wcześniej głowę Sebastiana zniknęła. Sługa Takera zaś czując bijąca od zaklęcia moc, wskoczył przed swego pana z szeroko rozłożonymi ramionami, a potężne zaklęcie ugodziło w niego. Ciemność wybuchła na ciele sługusa, rozrywając jego strój jak i ciało, krew demona rozlała się po posadzce, zaś jego ciało siłą wybuchu zostało odrzucone do tyłu, uderzając z głośnym hukiem o pobliską ścianę. Sebastian zsunął się po niej z jękiem, a jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż tułowia. Martwy nie był, ponieważ jego ciało nie zaczęła przeradzać się w proch, lecz tak jak i Andher nie był już zdolny do walki.
Taker zerknął na swego sługusa i uśmiechnął się pod nosem. - Dobrze mieć kilka oddanych sług.- po czym kontynuował natarcie na Razaqiela coraz bardziej drapieżnie i zaciekle. - I jak żyje Ci się w jednym ciele z naszą wieczną przeciwniczką? Bo zaczynam się zastanawiać kto jest sługą w waszym wypadku.
-Zazdrościsz mi powodzenia u kobiet? Ja ich miałem wiele, a ty jedną i tak jedyne co ci się udało to ją stracić.- rzekł ze śmiechem Razaqiel.-A i teraz jestem blisko apetycznej dziewuszki, nie wspominając o tym, że moi słudzy, zmasakrowali twoje minionki.
Łańcuchy wiły się jak węże, gotowe ponownie zaatakować, podobnie jak ostrze na prawym przedramieniu demona.
Bain posłał w stronę ołtarza potężną falę magii, która jednak rozbiła się o pole magiczne otaczające ten przedmiot... ale nie rozbiła się całkowicie, atak był na tyle silny że ołtarz zadygotał lekko, jednak po za tym nic wielkiego mu się nie stało.
- Po prostu dotknij tego piekielnego kawałka kryształu! To draństwo absorbuje siłę ciosu i wchłania magię! Musisz zmienić jego strukturę, by go zniszczyć!-trudno powiedzieć czy to ryczał sam potwór, czy może Aryuki zza grobu...czy też z innego świata. Niewątpliwie stwór w dość ostrych słowach wyrażał swoją dezaprobatę do działań Baina.-Czy ta całą wycieczka nie nauczyła cię, że nie każdy problem da się rozwiązać brutalną siłą?!
Taker wykorzystał natomiast te chwilę, którą jego przeciwnik poświecił na zerknięcie w stronę Baina i wymijając łańcuchy kolejnym machnięciem w końcu dopadł ciała Razaqiela. Rana nie była głęboka, bowiem drugie wcielenie Aryuki szybko odskoczyło... jednak nie to był martwiące. W momencie gdy krew demona znalazła się na ostrzu kosy ta rozbłysła wieloma glifami połączonymi ze sobą cieniutka siatką linii, przeciwnik Takera pierwszy raz widział coś takiego. - Nareszcie...- uśmiechnął się białowłosy po czym uśmiechając się paskudnie zwrócił się Razaqiela. - Od kiedy inni demoniczni lordowie powiedzieli mi co wiedzieli trzymałem ten glif specjalnie dla Ciebie. Pokaż więc mi swoje tajemnice, lordzie niech twe wspomnienia staną się teraz zwykłym filmem. -po tych słowach białowłosy mruknął coś tajemniczego pod nosem zaś z krwi na ostrzu kosy wystrzeliły...



... setki taśm filmowych, które zaczęły owijać się dookoła broni jak i ręki Takera. Wspomnienia Razaqiela, wszystkie jego sekrety, były teraz w rękach jego wroga, który szybko odskoczył do tyłu. - Miło się prowadzi z tobą interesy, nigdy nie byłeś dość uważny by odkryć co tak naprawdę inni planują, dla tego nigdy nie zasiądziesz na tronie piekielnym. -mówiąc to Taker wyprostował się. - Gdzieś tutaj na pewno znajdę miejsce, gdzie ukryłeś moją córkę... a wtedy wystarczy tylko ją uwolnić i posiąść jej ciało. -dodał z rozmarzonym uśmiechem. - Warto było czekać tyle setek lat, chociaż szkoda że przypadkiem wysłałem Ciebie i złotą mieczniczkę w przyszłość, cóż błędy przy pracy się zdarzają. -zachichotał Taker.
-Nie bądź taki pewien!-ryknął wściekle Razaqiel i wykonał zamach ręką. Tuż na głową pojawiły się zielonkawe ogniki. Które po chwili zmieniły się w niewielkie kule zielonkawego ognia.
-Zobaczymy czy twój czar poradzi sobie Globus ignis.-ryknął wysyłając kule w przywołane przez Takera taśmy.
- Nie doceniasz mnie! -odgryzł się Taker- Nie spędziłem tych setek lat po to by takie tanie sztuczki zniszczyły mój plan. Mówiąc to uniósł dłoń nieoplecioną taśmami. - Zobaczmy czy dasz rade przedrzeć się przez to, Thunder Circle, wyrecytował Taker a z jego dłoni strzeliły pioruny formujące barierę, przed ognistymi pociskami. Dwa zaklęcia zderzyły się ze sobą, zaś magia strzeliła na wszystkie strony, na ziemię opadło kilka płomyków, a parę małych wyładowań elektrycznych przebiegło po ścianach. Taker doskoczył zaś do Sebastiana i chwycił go za ramię unosząc do góry. - To my będziemy chyba już znikać. Po co czekać na nowe dziecko skoro można znaleźć poprzednie?- zapytał słodkim głosem Taker zaś kryształy pod jego stopami poczęły powoli falować, tak jak wtedy gdy drużynę otoczyła kula z kryształów, tak teraz Taker chciał użyć jej do ucieczki. - Silni jesteście jak na ludzi. -zwrócił się białowłosy do reszty dyszących ze zmęczenia i bólu śmiałków - Jednak wciąż za mało wam wprawy... miejcie nadzieje że więcej się nie spotkamy, wtedy już nie będę musiał się powstrzymywać. Ucałujcie Anette gdy się obudzi. -dodał z uśmiechem powoli znikając za barierą z kryształów.
-Nie... nie możesz mu pozwolić uciec. Mogę... Nie! Nie zmuszaj mnie! Nie rozumiesz?! Ty przeklęta... głupia śmiertelniczko!- krzyczał demon, wyraźnie się z kimś kłócąc. Nie miało to jednak znaczenia. Jeden z łańcuchów, owinął się wokół leżących na ziemi okularów. Uniósł je i skierował na twarz.-Nie możemy pozwolić mu uci...
Cokolwiek chciał dodać demon, nie zdążył. Gdy tylko okulary znalazły się na jego obliczu, spalił się w nagłym wybuchu zielonkawego ognia.
A gdy ognie wygasły, na jego miejscu znów, znajdowała się Aryuki. Rozejrzała się dookoła i usiadła na ziemi.-Chyba czas nam do domu.
Kilka chwil jej zajęło na uspokojenie oddechu, po czym nie przejmując się Głosem ryczącym w jej głowie, podeszła do grającego melodię zegarka kopertowego i uciszyła jego melodię zamykając go. Podniosła też sztachetę pokrytą glifami i przyjrzała się im.
Niewielka zdobycz, ale jednak zdobycz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-04-2012 o 13:31.
abishai jest offline  
Stary 05-04-2012, 11:57   #63
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa w wieży

Taker wraz ze swym ostatnim sługa uciekł, ciężka walka która miała miejsce na szczycie kryształowej wieży przyniosła straty jak i zyski. Grupie udało odbić się zakładników Anettei Cronę, obie dziewczyny były teraz nieprzytomne ale na pewno żyły. Ponadto zdobyta została jedna z desek pokrytych glifami, kto wie do czego może się ona przydać w przyszłości. Bohaterom udało się też poznać trochę charakter Takera, wiadomym już było, że wcale nie kochał swej żony tak jak myślały o tym inne demony. A więc po co zadał sobie tyle trudu by ją wskrzesić? Nie dawało to spokoju Aryuki jak i ostatnie słowa demonicznego lorda „Posiąść ciało córki”, może w tym całym szaleństwie właśnie to dziecko było celem Takera… tylko po co?
Demon w głowie dziewczyny wył zaś ze wściekłości, skradziono mu bowiem coś niezwykle cennego, kopie jego wspomnień, jego najskrytsze sekrety i tajemnicę znajdowały się teraz w rękach Takera, jego odwiecznego wroga.
Gdy tylko białowłosy demoniczny lord zniknął cała wieża poczęła trząść się i trzeszczeć w posadach. Było trzeba się spieszyć budowla zdawało się mogła runąć w każdej chwili. Zabrawszy nieprzytomne dziewczyny mały oddział bojowników ruszył pędem w dół wieży, zostawiając za sobą rozpadającą się powoli salę ofiarną.

~*~

Badacze wieży wybiegli z niej niemal w ostatnim momencie, budowla bowiem waliła się zaś odpadające od niej wielkie kawały kryształów zmieniały się tylko w świetliste kulki, które opadały na powierzchnię wody rozpływając się w niej. Widać wieżę utrzymywała przy istnieniu jedynie moc Takera, teraz kiedy Lord demonów zniknął z tego rejonu, jego siedziba mogła w spokoju ulec destrukcji. Na szczęście dla grupy magów, było to całkowicie niegroźne, każdy kawałek zanim dotarł do ziemi był już jedynie chmarą niegroźnych światełek. Widok był naprawdę piękny i warty obejrzenia, niczym ciche i spokojne zielone fajerwerki.


Misja została wykonana, drużyna ze spokojnym sumieniem mogła wskoczyć do łódki stworzonej wcześniej przez Juna i wrócić na brzeg jeziorka. Wszystkim należał się odpoczynek, każdy dał z siebie wszystko, o czym świadczyły rany i ulga gdy w końcu można było sobie usiąść.
Bain został szybko obandażowany rana po samurajskim mieczu na pewno zostawi bliznę, tak jak każda przygoda zostawia znak na prywatnych historiach każdego z nas. Andher siedział cicho obok oddychającej miarowo Crony. Kapelusznik nie pokazywał tego po sobie, ale czuł sie jak gdyby ktoś wyjął mu wnętrzności i wywrócił je na lewą stronę robiąc przy tym kilka bolesnych supłów. W tej walce użył naprawdę dużo swej mocy i poświęcił wiele zdrowia by uratować Cronę. Lao zerkał jedynie na tą dwójkę lekko uśmiechając się pod nosem i wiosłując miarowo. Włócznik wziął to zadanie na siebie bowiem miał najwięcej sił ze wszystkich.
Aryuki mimo że wielu ran nie otrzymała, to ledwo stała na nogach, czuła się jak gdyby zamiast ciała miała watę. Dawno nie używała aż tyle mocy duchowej w jednej potyczce, ciało musiało przywyknąć do takiego przeciążenia. Grum który bandażował Baina powiedział zaś głośno.
- No to przynajmniej to mamy z głowy. Grunt, że wszystko dobrze się skończyło. Oj brakowało mi takich przygód. – zakończył i zaśmiał się głośno




Grupa na wyspie

Po spożyciu posiłku w podziemiach wszyscy odetchnęli błogo, dobra strawa po ciężkiej walce to najlepsze rzecz jaka może się zdążyć. Ponadto Edgardo nie kłamał co do magicznych właściwości widna jego rodziny. Gdy magowie wypili swe kielichy rany na ich ciałach poczęły się zasklepiać miarowo, co mogło dawać nadzieję, że znikną już niebawem pozostawiając po sobie jedynie czerwone swędzące ślady.
Kiedy głód został nasycony Joghurt powstał z ziemi i zaciągając się fajkowym dymem stwierdził. – Nie ma co czekać… na tej wyspie już nic nie zdziałamy idziemy zapolować na Ogdena.
Po korytarzu przemknął pomruk aprobaty i wszyscy powoli dźwignęli się z podłoża i ruszyli podziemiami starożytnej cywilizacji za Ishirem który prowadził ich według wskazówek zawartych na mapie.


Droga była dość długa i przebiegała raczej w milczeniu, co jakiś czas słychać było tylko gromy dalej uderzające w powierzchnię wyspy nad nimi, jednak wraz z upływem czasu dźwięki oddalały się co mogło znaczyć że grupka kieruje się w dobrym kierunku.
Kilka razy Ishir zawracał nagle by wybrać tunel który dopiero co minęli, nie raz było trzeba też zatrzymać się by oczyścić przejście z gruzu, który zalegał w korytarzach coraz gęściej im głębiej w nie wchodzili . W końcu grupka dotarła do rozwidlenia przed którym Ishir stanął na dłuższy moment po czym oświadczył.
- Dobra to bez wątpienia tu. Według mapy oba korytarze prowadzą na wyspę, który wybieramy?
- Oba.- stwierdził krótko Joghurt i kiwnął głowę na Krio i Alicję. – Mieliśmy plan że ja pójdę samemu w lewo Alicja i Krio w prawo… ale skoro jest nas teraz więcej to zrobimy to tak… –stwierdził ksiądz łapiąc za rękę fioletowowłosą dziewczynę i klepiąc w ramię Ishira.- My pójdziemy tędy reszta prawym korytarzem. Z Alicja i Krio mamy swoja specjalne metoda kontaktu… kto pierwszy znajdzie Ogdena niech poinformuje drugą grupę. –oznajmił staruszek i wraz z elektrycznym magiem i nieznajomą dziewczyną ruszył w ciemność.

Reszta grupki natomiast drugim korytarzem kroczyła coraz wyżej i wyżej, powoli do nozdrzy docierał zapach świeżego powietrza, a światło przebijające się przez ciemność w końcowej części tunelu, znaczyło, że wyjście już blisko.

Rozdział 6

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zN0w8l1eGx8&feature=related[/MEDIA]

Blizny przeszłości.


Wyspa Bestii.

Grupa złożona z ostatniego żyjącego członka rodu Mortis, jednego z wyżej postawionych przedstawicieli runicznych rycerzy, starej wróżki, wojownika o zadziornym charakterze, oraz dwóch dobrych kompanów Jogurta w końcu dotarła do wyjścia z tunelu. Najpierw światło oślepiło wszystkich, zmuszając do przymknięcia oczu i osłaniania się od promieni słonecznych. Do nozdrzy dochodził zapach świeżego powietrza, zaś uszy napawały się świergotem ptaków… oraz drżały od głośnych ryków dochodzących z różnych stron. Kiedy natomiast oczy w końcu przypomniały sobie do czego służy światło słoneczne, drużyna zobaczyła widok piękny, zadziwiający jak i przerażający zarazem.


Wyszli z jaskini na wielką polanę osadzoną w wąwozie o łagodnych zboczach, którą zewsząd otaczał las. Rwący rzeka płynęła swymi krętymi meandrami, w celu znanym tylko matce naturze. Zaś nad całym tym krajobrazem górował potężny, potwór który właśnie kończył chłeptanie wody z jeziora do którego wpadała rzeka. Stwór wyglądał niczym żółw, miał jednak co najmniej 45metrów wysokości. Jego ciało pokryte było twardą skórą, zaś ze skorupy wyrastał najprawdziwszy las. Ponadto pancerz ten posiadał dwa ogromne rogi na myśl przywodzące prawdziwe góry, najwidoczniej naturalny kamuflaż. Edgardo mimo długich łowczych tradycji rodzinny, nigdy wcześniej nie widział bestii tak ogromnej.
- To sobie Ogden gniazdko znalazł. –stwierdził Krio i zagwizdał cicho z podziwem.- Jeżeli mieszka na skorupie tego stwora to się chyba potnę. –dodał zadzierając głowę do góry. – Słuchajcie nie polujemy na nic co nie jest agresywne… nie ma co tracić sił, zresztą sami zobaczcie takie bydle zjadł oby nas w całości. –mruknęła Alicja przerzucając kuszę przez ramię.
- To co wdrapujemy się na naszego Pana skorupę czy szukamy Ogdena na ladzie? Jakieś pomysły? –zagadnął wesoło Krio.

Droga do Lasthope

Po zaznaniu należytego odpoczynku na brzegu jeziorka, grupa dzielnych pogromców demonów ruszyła w stronę wioski Aryuki. Crona obudziła się już, zaś Grum okazał się być nieźle zaopatrzony bowiem rozdał każdemu po silnej miksturze leczącej, która zasklepiła te najcięższe rany, tymi mniejszymi zaś miał zając się w wiosce tamtejszy mag-medyk. Różowowłosa po wybudzeniu była naprawdę w dobrym humorze. Nuciła nawet coś pod nosem kiedy szła trzymając Andhera pod ramieniem. (Kapelusznik nie miał wyboru, Crona postawiła sprawę jasno a trzeba przyznać, że patelnia pożyczona od Gruma była w jej ręku dość groźnym argumentem)
Lao zas niósł dalej nieprzytomną Anette. Mimo że odpoczywali kilka godzin, dziewczyna nie ocknęła się, najwidoczniej rok przebywanie w obecności kryształów, mocno osłabił jej organizm, który teraz chciał zaznać zasłużonego odpoczynku.
„- Całkiem ładna z niej dziewczyna… może wypuść mnie a ja już ją obudzę.”- chichotał demon w głowie Aryuki.
Dziewczyna zapewne miała już mu cos odpowiedzieć kiedy to zobaczyła ponad drzewami smugę dymu.


Szary opar unosił się do góry tuz nad miejscem gdzie była wioska. Aryuki przeszedł dreszcz… czuła że coś jest nie tak i należy się spieszyć. Co jeżeli ktoś zagrażał jej spokojnemu miasteczku?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 07-04-2012, 19:08   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aryuki nie podzielała entuzjazmu krasnoluda. Może dlatego, że jej takich przygód nie brakowało. A już tak sporego narażanie życia najmniej. Rany bolały, umysł i ciało były zmęczone. Choć dziś zapewne mogliby dotrzeć do Lasthope, dziewczyna postanowiła się nie spieszyć. Rozproszyła przyzwany łańcuch, wsunęła katanę do pochwy i usiadła w łódce kuląc się i bez satysfakcji przyglądając rozpadowi wieży.
W końcu wyjęła z plecaka kanapki i zaczęła jeść powoli. Kiszki bowiem zdążyły jej zacząć grać marsza. Na wściekłe pohukiwania Głosu nie zwracała uwagi, ani nie siliła się na ich komentowanie. I tak miała świadomość, że Takera by raczej nie dopadli.

Gdy już dopłynęli, ospale nieco ruszyła w kierunku swojego namiotu. By tam w spokoju i poza spojrzeniami reszty grupki, obandażować ciało i ubrać nowy strój. Właściwie miała ochotę na odprężającą kąpiel, najlepiej gorącą. Ale też nie było ku temu warunków i... za dużo osób się kręciło przy jeziorku. Zamiast tego wzięła wędkę naprawioną przez Juna i wyszła przed namiot. Rzekła tylko.- Jutro zaprowadzę was do Lasthope. Stamtąd... hmm... będziecie mogli wyruszyć do domów. Na razie idę na ryby.
Po czym ruszyła wzdłuż brzegów jeziorka, by się oddalić od reszty. Łowienie ryb było dla niej pretekstem do drzemki z dala od pozostałych członków tej hałaśliwej gromadki.
Rana na brzuchu bolała, ta na policzku piekła jedynie lekko... i była drobiazgiem. Ogólnie tą walkę dziewczyna mogła zaliczyć do udanych. Nie straciła życia i nie odniosła poważnych ran.
Ani nie zaliczyła porażki tak jak Głos. Obecnie milczał obrażony, ale wiedziała, że prędzej czy później się odezwie. Wiedziała też z czym. Jedynym sensownym obecnie działaniem, jest znalezienie córki Takera przed jej tatusiem. A Głos wiedział, gdzie ona się znajduje.
Usiadła i zamoczyła kij w wodzie, jak to mówią prawdziwi wędkarze. Chyba. Wojowniczka rzadko kiedy wędkowała. Za to często słuchała przechwałek mieszkańców miasta w tej materii.

Spokojne zajęcie relaksacyjne zostało dość szybko przerwane przez pojawienie się brodatego towarzysza Baina. Grum wyłonił się zza drzewa z uśmiechem i jakimś flakonikiem w dłoni. - Można? Mam tu eliksir który na pewno przyspieszy regeneracje tych ran. -zagadnął wesoło.
Aryuki zajęła się łowieniem, acz widać było że robi to bez większej wprawy. Było widać że z niej to kolejny weekendowy wędkarz. Uśmiechnęła się ciepło i wzięła flakonik pytając przy okazji.-Skoro tak ci brakowało przygód, to czemu zająłeś się alchemią?
- Starość nie radość no i dzieciaki trzeba było odchować. -stwierdził Grum siadając obok dziewczyny. - Czasem trzeba zrezygnować z tego co się lubi dla szczęścia innych.
-Niewiele straciłeś zajmując się dzieciakami. Mogłeś nie wyjść żywy z tej wieży.- wtrąciła dziewczyna skupiając się na wędce.- Naprawdę niewiele brakowało.
Spojrzała w niebo.-To teraz wracacie do domu, skoro nie macie już czego badać?
Grum pogrzebał w plecaku i wyjął sobie kanapkę wgryzając się w nią ze smakiem dopiero po chwili odpowiedział patrząc na tafle wody. -I tak jestem już stary. Śmierć to tylko kwestia czasu, a szczerze nie chciałbym umrzeć w łóżku otoczony przez rodzinę. To było by takie dołujące, skoro i tak przeżyłem już większą część swojego życia wolałbym zginąć w jakimś szczytnym celu. Chociaż najchętniej to w ogóle bym z kostuchą się póki co nie zobaczył. -dodał strząsając okruszki z wąsów. - Tak chyba wracamy, z twojego miasteczka ruszymy na najbliższa stację i już nas nie będzie. Trzeba zdać raporty radzie Konfederacji. - wytłumaczył staruszek po czym zerknął na dziewczynę i zapytał. - Skąd znałaś tego całego Takera? Nazywał Cię jakaś złotą mieczniczką czy coś w tym rodzaju.-
-No nie wiem, śmierć na polu walki zawsze jest nieprzyjemna. Wolałabym nie umierać wijąc się z bólu.- odparła Aryuki nie mając jakoś ochoty umierać za jakikolwiek cel. Choćby najbardziej szlachetny. Zamyśliła się przez chwilę, nim rzekła.-Hmm... Nie znałam. Ani on mnie. Nigdy się nie spotkaliśmy, bo cóż... Gdybyśmy się wcześniej spotkali, jedno z nas byłoby martwe. A co tego tytułu.
Sięgnęła po wędkę szarpnęła za nią wyciągnąwszy haczyk z przynętą z wody, zarzuciła jeszcze raz w inne miejsce.-Kiedyś miałam taki tytuł. Miałam ich zresztą kilka. Ot... nazwa jak każda inna. Obecnie nie mam żadnego tytułu i jestem z tego powodu zadowolona.
Wzruszyła ramionami dodając.- On o mnie słyszał. Znaczy... tamtej, byłej mnie. Ja słyszałam o nim. Wiesz.. uprzejmości zawodowców.
- Musiałaś być kimś bardzo sławnym skoro ktoś taki jak on o Tobie słyszał. Kim on właściwe był, jakimś demonem czy innym diabelstwem? -spytał krasnolud opierając się wygodnie o drzewo.
-Możliwe, że byłam. Kiedyś, gdzieś.- zgodziła się krasnoludem Aryuki i dodała.-Ale teraz nie bardzo chcę być sławna. Dlatego też byłam baaardzo wdzięczna, gdybyście w raportach nie wspominali o mnie. Możecie sobie całą sławę przypisać, albo gildii Fairy Tail. Wszystko jedno komu.
Po czym uśmiechając się najbardziej niewinnie jak mogła.-Bardzo proszę byś nie wspominał o mnie, ani ty, ani Jun, ani Bain. Zwłaszcza jego przypilnuj, bo wydaje się mówić zanim pomyśli.-


Po czym spojrzała w niebo.- Wysoko postawiony Lord Piekieł. Demoniczny władca, wygnany za romans ze śmiertelniczką o niebiańskich korzeniach. Wiesz co, Grum? Opowiedziano mi kiedyś o nim romantyczną legendę, ale cóż... chyba niezbyt prawdziwą.
- W raporcie ujmiemy tylko... pomoc nieznajomej. - stwierdził brodacz puszczając dziewczynie oko. - Demoniczny lord powiadasz? No proszę... nie często się ich spotyka, ba nawet nigdy nie myślałem że spotkam demona wyższej rangi, a tu proszę demoniczny lord. Jak myślisz po co było mu to wszystko? No bo skoro chciał wykonać jaki rytuał, to po co sprowadził wszystkich do tej sali? Tak jak by chciał, by to zostało przerwane.- zamyślił się głośno brodacz.
-Nie wiem. Jedyne czego się nauczyłam o demonach to to że są aroganckie i zadufane w sobie, oraz...- wzruszyła ramionami Aryuki.- Że to krętacze. Nigdy nie mówią niczego co nie jest mieszanką kłamstw i półprawd. Żadnemu z nich nigdy nie można do końca zaufać.
Zerknęła na Gruma i spytała.-I co zamierzacie z tym zrobić ? Demoniczny lord, nawet wygnany to spory problem. Ale ganianie za nim to raczej coś nie dla Konfederacji Alchemików.
- Zgłosimy to najwyższej radzie magów, zapewne wyślą za nim runicznych strażników. -odparł Grum spokojnie po czym zerknął na spławik.- Bierze wiesz?- zagadnął wskazując wędkę, po czym dopytał. - Kim był osobnik który w pewnym momencie pojawił się zamiast Ciebie? Gdy zdjęłaś okulary.
Aryuki szarpnęła mocno wędką zauważywszy rybę, trochę nawet za mocno. Niemniej żyłka nie pękła i wrzeszcząc.-Mam ją! Mam ją!
Ciągnęła mocno szarpiącą się sporą sztukę, która walczyła z haczykiem wbitym w pysk.
Złapana “rybka” była duża, ale nie prezentowała się zbyt apetycznie.


Duża, nieco płaska, o sporych czerwonych łuskach i długich wąsach przy pysku. Całości dopełniały dziwne płetwy. Dziewczyna nie potrafiła zdecydować, czy ryba jest bardziej paskudna czy żałosna.
Zapewne pozostało w niej odrobinę wpływu mocy Takera. Aryuki oceniając swoją zdobycz krytycznym spojrzeniem rzekła.-Fuj... ja tego nie zjem.
- E tam, jak się dobrze doprawi to się wszystko zje. Moja żonka to potrafi z patelnią cuda wyczyniać. -zaśmiał się Grum jednak nie dał się zbyć tak łatwo.- Więc co to był za jegomość w płaszczu... nie widziałem jeszcze takiej magii a sporo w życiu już spotkałem.
-I módl się żebyś nigdy więcej nie spotkał.- stwierdziła Aryuki z powagą w głosie. Poprawiła okulary.- Ryzykowałam tam zbyt wiele, w tej wieży.
Po czym rzekła przyglądając się rybie.-Też możesz ją wziąć. Na pamiątkę.
Zdjęła rybę z haczyka i przyglądając się dodała.-Jeszcze dycha biedactwo.
- Wypuść ją... po co to męczyć zwierzaka, na pamiątkę wolałbym coś mniej żywego. -zarechotał krasnolud. - Opowiedz mi o tej mieścinie, Lasthope, tak? Jakie to miejsce? -zmienił temat brodacz.
-Spokojne, małe... Kiedyś tętniło życiem, ale teraz. Kopalni już nie ma. Pociągi nie dojeżdżają do stacji. Będziecie musieli pójść wzdłuż torów, lub wynająć kogoś by was podwiózł do najbliższego miasta.-tłumaczyła wypuszczając rybę do wody.-Burmistrz Cho wam powie jak dotrzeć najszybciej do najbliższego miasta z regularnie kursującymi pociągami. W mieście jest piekarnia restauracyjka. Hotelu nie ma. Ale jest świątynia z dużym dojo.Kilka sklepów, w tym z jeden fajerwerkami.
- Brzmi jak spokojna mieścina która żyje swoim życiem. -uśmiechnął się Grum. - A ty.. nie chciałabyś pojechać z nami? Odwiedzić Magnolię? Piękne miasto, pełno tam sklepów i wszystkiego co tylko dusza zapragnie. -zapytał alchemik zerkając na dziewczynę.
-Za dzień, dwa, może trzy...czemu nie.- odparła i wzruszyła ramionami.-Ale teraz ? Ja dopiero co wróciłam z jednej wyprawy i liczyłam na kilka dni spokoju.
- Czyli jesteś swego rodzaju poszukiwaczką przygód?- zdziwił się krasnolud.- Z tego co mówiłaś myślałem że już z tym skończyłaś... chociaż jesteś młoda, ja w twoim wieku dopiero zaczynałem w tym fachu. -głośno zamyślił się brodacz.
-Łowczynią nagród, okazjonalnie. Niestety świątynia wymaga remontów, a z datków mieszkańców ich nie opłacę.- westchnęła Aryuki pocierając karkiem dłoń.-Skończyłam z demonami, potworami i szukaniem przygód. Teraz łapię tylko bandytów i uciekinierów. Zazwyczaj jest to bezpieczniejsze.
- Musisz wieść bardzo intensywne życie, skoro już tyle w nim zrobiłaś. -stwierdził wesoło Grum. - Musisz kiedyś mnie odwiedzić opowiedzieć coś ciekawego moim wnukom, uwielbiają opowieści.- westchnął brodacz sentymentalnie.
-Ja tam nie umiem opowiadać bajek i innych historii.- speszyła się dziewczyna, zamyśliła się przez chwilę.-Natomiast w Lasthope jest kilka osób, które potrafią to robić znacznie lepiej i ciekawiej. A okolica ta kiedyś była bardzo rozrywkowym miejscem. To i opowieści sporo zostało.
- To musi być bardzo ciekawe miejsce, chętnie je zobaczę. -uśmiechnął się krasnolud wstając powoli. - To już nie przeszkadzam w łowieniu, tylko przyjdź jak się ściemni... zrobimy ognisko mam jeszcze kilka smacznych pomniejszonych rzeczy, na pewno Ci kuchnia mojej żony zasmakuje.
-Na pewno. Te kanapki co jadłam to trochę mało na mnie. Moja technika raczej nie pozwala mi utyć. Nieważne ile zjem.- rzekła dziewczyna wracając do łowienia.

A gdy krasnolud się oddalił, spojrzała przez na fiolkę i wypiła duszkiem. Przyjemne ciepło rozlało jej się po ciele, sprawiając, że rany coraz mniej piekły.
Potarła palcem po policzku, pomijając zaschniętą krew, po drobnych rankach nie było już ani śladu.
Ułożyła się wygodniej i wbijając wędkę w ziemię (Cudowna wędka Juna miała podpórki na taką okazję)... zasnęła.
Obudziła się dopiero pod wieczór. I nie złowiła nic. Może to i dobrze, bo nie kusiło ją jakoś do spróbowania tutejszych rybek.
Spojrzała w kierunku jeziora w zamyśleniu


… i ruszyła w kierunku obozowiska reszty ekipy. Straciła na “wędkowanie” całe popołudnie, ale czuła się o wiele lepiej. I była w znacznie lepszym humorze.
Wróciwszy obrzuciła spojrzeniem dochodzące do siebie kobietki, choć nie poświęciła im wiele uwagi. Przy takim zagęszczeniu dzielnych wyzwolicieli, jej zainteresowanie nie była potrzebne.
Poza tym, nie umiała leczyć.
Usiadła przy ognisku i zwróciwszy się do Juna rzekła z ciepłym uśmiechem.- Wędka niesamowita, ale wędkarka już mniej. Niczego nie złowiłam. Cóż... niczego co dałoby się zjeść bez odruchu wymiotnego w każdym razie.
Po czym zerknęła na krasnoluda mówiąc potulnym głosikiem.-To co dziś mamy na kolację?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-04-2012 o 12:44.
abishai jest offline  
Stary 10-04-2012, 12:31   #65
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
To naprawdę było zaskakujące.

Jeśli zwykły żółw tak wyglądał, pewnie na wyspie jest wiele takich stworzeń. Szansa że przypadkowo trafili akurat na takiego, na którym Ogden mógłby zamieszkać, była minimalna. Ciężko było jednak jej nie wykorzystać.

Kerei przetarł oczy w zamyśleniu po czym w końcu przemówił do Edgardo.

- Z tego co kojarzę jakiś z twoich demonów potrafił latać...mógłbyś go wykorzystać aby sprawdził czy na skorupie znajdują się jakieś budynki? Jeżeli tak będziemy musieli tam wejść pojedynczo. - Nie chciał wystraszyć zwierzęcia. Jeśli naukowiec byłby na tyle szalony aby zamieszkać na żywym stworzeniu, ani trochę mu się to nie podobało. Dla przykładu mogliby zabić żółwia, ale wtedy ten mógłby upaść na skorupę, miażdżąc wszystko co na niej jest...przyjmując że widząc zmagania stworzenia jego mieszkańcy nie pouciekają w strachu.
- Zgadza się - przytaknął łowca. Mimo wszystko nie mógł jednak ukryć zaskoczenia połączonego z podnieceniem na widokiem potwora o tak monumentalnych rozmiarach. - Na całym świecie, poza rzecz jasna smokami o których nie słyszano od ponad 7 lat, znanych jest zaledwie od kilku do kilkunastu żyjących bestii o porównywalnych rozmiarach. Naprawdę powinniśmy być wdzięczni losowi, że udało nam się ujrzeć jedną z nich.
Gdy Edgardo w końcu napatrzył się na stwora, wyciągnął jeden ze swoich kluczy i przyzwał Sukuba, wyjaśniając jej co ma robić.
- Mam zaglądnąć we wszystkie zakamarki jakiemuś wielkiemu żółwiowi? Wiesz, że nie jestem zoologiem, prawda? Jeśli mam sprawdzić jego płeć...
- Nie, nie o to mi chodziło - przerwał jej Mortis. - Masz się tylko dowiedzieć, czy ktoś kogo szukamy nie ukrywa się na jego grzbiecie. Wbrew pozorom może on stanowić bardzo dobrą, bo turdno dostępną, a do tego ruchomą kryjówkę.
- Aaaaah, no tak - demonica palnęła się w czoło. - Jasne, zaraz się tym zajmę.
Uniosła skrzydła i machnęła nimi wzbijając się w powietrze.
- Pisze się ktoś na przejażdżkę? - zapytała drużynę. - Jak mawiają, co dwie pary oczu, to nie jedna.
- Ja zostanę tutaj i pomogę w przeszukiwaniu doliny. W końcu tropienie to moja specjalność - dodał z dumą Edgardo. - Mogę jeszcze przyzwać na pomoc Cerbera albo Gorgonę. Macie może jakieś wskazówki odnośnie tego, gdzie może znajdować się ten cały doktor Ogden?
- Wiemy tylko że na tej wyspie ma swoje laboratorium.-stwierdziła Alicja z kwaśną miną. - Jednak wskazówek co do położenia brak.
Agarth odchrząknął by zwrócić na siebie uwagę.
- Zakładam że ten doktor Ogden to jakiś rodzaj szalonego naukowca, tak? Tacy zazwyczaj podążają według schematów. Siedzibę ma raczej w zboczu góry, lub podziemią, niż na grzbiecie tego czegoś. Wiecie jakie wstrząsy muszą przebiegać po jego grzbiecie gdy się porusza? Napewno niezbyt przyjemne przy delikatnych eksperymentach. Chyba że stworzonko jest magiczne i stworzone jako ruchoma forteca. Poza tym, znając ten typ, pewnie wypłoszył wszystkich mieszkańców w promieniu wielu mil, co znaczy że każdy trop ludzki jaki znajdziemy to on, lub jakiś jego współpracownik. Także każdy ślad ludzkiej działalność w obszarze to jego działanie, dymy, wykopaliska, ślady rąbania drzew. Do diabła, może nawet robić pranie na świeżym powietrzu. Hmm... - odwrócił się w stronę Edgardo - Wspomniałeś o Cerberze. Zakładam że chodzi o trójgłowego psa o ponad przeciętnej inteligencji? Jeśli mógłbyś mu wytłumaczyć czego szukamy... zapach chemikaliów. Wszystko co pachnie sztucznie i wyróżnia się na tle otoczenia. Jeśli ten wasz doktor używa czegokolwiek tego rodzaju, to w tym środowisku dla stworzenia z dobrym węchem będzie to widoczne niczym flara.
Mortis pokręcił tylko głową.
- Niestety, Cerber nie pochodzi z tego świata, więc nie zna tutejszych zapachów. Nauczyłem go jak pachną niektóre gatunki bestii i demonów, ale jeśli nie damy mu czegoś co ma na sobie konkretny zapach którego ma szukać, to niczego nie znajdzie. W takim wypadku dużo lepiej zrobię jeśli przywołam Gorgonę.
- Rety, jesteście tacy nudni! - jęknął oburzony brakiem zainteresowania Sukub. - Czemu nie ma z wami tego niebieskowłosego? Może i był lekkomyślny, ale za to jak dzielnie walczył z tamtym demonem...
Sukubica rozmarzyła się na moment, po czym niespodziewanie przywołała swój bicz i utkwiła wzrok w ubranym na czerwono chłopaku z wielkim mieczem na plecach.
- Ty! Wyglądasz na silnego i odważnego - stwierdziła bez ogródek. - Dotrzymasz mi towarzystwa.
Nim Krio zdążył zaprotestować demon spętał go swoim biczem i porwał w przestworza, lecąc w kierunku stworzenia o legendarnych rozmiarach. Edgardo zaś w tym czasie przywołał Euryale i rozkazał jej przeszukać dolinę pod kątem wszelkich śladów ludzkiej działalności.
- Jak każesz, panie - Gorgona skłoniła się nisko przed swoim mistrzem. - Na pewno znajdę doktora Ogdena szybciej niż ta plugawa nierządnica.
To powiedziawszy zamieniła się w kłębowisko węży i rozpełzła na wszystkie strony. Część gadów stanowiły pełznące przy ziemi zaskrońce, drugą część węże ziemne które miały za zadanie szukać jakichkolwiek śladów podziemnych konstrukcji, a na ostatnią trzecią część przypadały posiadające najlepszy wzrok węże drzewne, które wpełzając po pniach najwyższych sosen usadawiały się w ich koronach i z tych punktów obserwacyjnych skanowały okolicę.
- O nie... -jęknęła Alicja gdy zobaczyła jak suukub porywa w przestworza Krio. - Teraz ten idiota nie da już jej spokoju.- dodała patrząc na Edgardo. Szybko wyjaśniło o co chodzi bowiem z przestworzy rozległ się radosny krzyk. - Zawsze chciałem polatać! Świeeeetneeee uczucieee! Alicja widzisz! - wydarł się Krio niczym małe dziecko i pomachał wszystkim ręką, zaś dziewczyna spojrzała na grupkę tłumacząc. - Krio w niektórych sytuacjach zachowuje się jak dziecko... co począć? - tłumacząc to rozłożyła bezradnie ręce.
Demonica szybko obleciała wielkiego żółwia, jednak na jego skorupie nie zauważyła niczego po za jakimiś małymi zwierzątkami, które żyły tam swoim życiem. Gorgona zaś mimo wielkiej ilości węży na jaką mogła się podzielić, nie była nadzwyczajnie szybka... zaś wyspa była naprawdę ogromna, przeszukanie samej okolicy na pewno zajmie jej dużo czasu.
- A może idźmy za rzeką? -rzuciła pomysł Alicja. - Z tego co wiemy Ogden specjalizuje się we wszelkiego typu mutacjach i tworzeniu chimer, więc musi je karmić i poić. Więc pewnie w jakiś sposób doprowadza wodę w dużych ilościach do swej siedziby. Co o tym sądzicie?
- Jest to plan. Lepsze to niż siedzenie w miejscu, nieprawdaż? Jeśli zajmuje się żywymi stworzonkami, pewnie faktycznie trzyma się przy rzece. Jest to warte sprawdzenia. Hmm. Hej! - krzyknął w kierunku Mortisa - Możesz powiedzieć tym swoim wężykom by część stanowiła naszą przednią straż? Ich raczej nikt nie będzie podejrzewał, a wczesne ostrzenie może się przydać jeśli doktorek zechce na nas wypuścić mantykorę czy inne cholerstwo.
- Już to zrobiłem. Prawdę mówiąc trochę zbyt oczywiste byłoby gdyby zbudował swoją siedzibę w pobliżu rzeki, chyba że nie spodziewał się iż komukolwiek uda się dotrzeć na tą wyspę. Ale mimo wszystko lepszy taki punkt zaczepienia niż żaden. Ruszajmy. Gorgona da mi znać jeśli napotka coś niebezpiecznego.
Sukub tymczasem zakończyła swój rekonesans i wylądowała nieopodal grupy.
- Rany, jaki on irytujący - westchnęła, wypuszczając miecznika z wyraźną ulgą. - Nie zauważyłam niczego dziwnego na grzbiecie żółwia. Chyba nie tam ukrywa się wasz doktorek.
- Rozumiem. W takim razie możesz wracać - odpowiedział Edgardo. - Przywołam cię gdybyś znów była potrzebna.
- No to do zoba! - demonica pomachała do wszystkich, po czym zniknęła pozostawiając po sobie kupkę popiołu.
Kerei zastanowił się przez chwilę. Spostrzeżenie Alicji było faktycznie logiczne i sensowne. Bez wody jego stworzenia zwyczajnie by pozdychały. Z drugiej strony powinni się też pilnować, rekiny które widzieli przy pierwszej wyspie na pewno pochodził z tej, w samej rzece może żyć mnóstwo kreatur, nie mówiąc o miejscowej faunie która sama z siebie będzie gonić do wodopoju. Podążanie za rzeką może być ostatecznie ryzykowne.
- Pytanie techniczne...Idziemy w dół do końca czy na górę do źródła? - spytał kosiarz.
- Jeśli pójdziemy w złą stronę będziemy musieli zawracać za poleceniem Gorgony, a prędzej czy później doktor dowie się o wydarzeniach na drugiej wyspie. W końcu sam musiał jakoś być z nimi powiązany.
- Proponowałbym w stronę źródła. Góry stanowią dużo lepsze miejsce na kryjówkę, niż okolice ujścia rzeki. Co prawda myślę że zainstalowanie kanalizacji w siedzibie pełnej laboratoriów i tak byłoby koniecznością dla doktorka, ale chyba możemy założyć że nie wszystkie swoje chimery trzyma w klatkach, więc jeśli jakąś napotkamy, to istnieje spora szansa że nas do niego doprowadzi. Powinniśmy się też rozejrzeć za padłymi zwierzętami i zwiędłymi roślinami. Jeśli Ogden wypuszcza swoje odpady i chemikalia do rzeki, bądź gleby, to powinny być one znakiem że zmierzamy w dobrym kierunku.
To powiedziawszy łowca poprowadził drużynę wzdłuż rzeki, wypatrując przy okazji śladów ludzkich, bądź też takich których nie potrafił rozpoznać, najprawdopodobniej należących do chimer.
 
Tropby jest offline  
Stary 13-04-2012, 08:24   #66
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Walka z Takerem i jego sługami kosztowała Andhera stanowczo zbyt wiele sił. Przez to że Crona była w niebezpieczeństwie pozwolił sobie na utratę rozsądku i szafował swoją mocą w tym nieprzyjaznym środowisku ignorując fakt że w ten sposób wyniszcza swój organizm. W momencie gdy towarzysząca walce i późniejszej ucieczce z rozpadającej się wieży adrenalina opadła nadeszły ból i wycieńczenie, rozlewając się po ciele kapelusznika i niemalże go paraliżując. Tylko magia pozwalająca na kontrolę własnego organizmu umożliwiła mu tymczasowe ich wytłumienie i dalsze funkcjonowanie przynajmniej w stopniu wystarczającym by nie sprawiać pozostałym problemów. Do tej pory tylko w jednym starciu doprowadził się do gorszego niż obecnie stanu, jednak w tamtej walce jego przeciwnikiem był Lao więc było to jak najbardziej zrozumiałe. W sumie obydwie walki z włócznikiem były dla Andhera sprawdzianem umiejętności nie tylko stricte magicznych i bojowych ale również sztuki planowania i prób przechytrzenia przeciwnika. Pierwsza walka, ta która odbyła się w jednym z korytarzy areny gdy cienisty był jeszcze początkującym magiem a Lao niedoświadczonym wojownikiem sprawiła że obydwaj czuli niedosyt i mieli nadzieję że uda im się zmierzyć powtórnie. On jeden zdołał sobie poradzić z magią kapelusznika i w momencie gdy pozostali biegnący w stronę areny wojownicy padali jeden po drugim zagubieni w ciemności jako jedyny stawił mu czoła. To wtedy Andher po raz pierwszy w życiu został poważnie ranny, wcześniej zawszej kończyło się co najwyżej na płytkich ranach. Przeciwnik polegający przede wszystkim na doskonałym opanowaniu sztuki walki włócznią i ponadprzeciętnym intelekcie zaimponował mu do tego stopnia że mimo swojej słabej pamięci do twarzy i imion zapamiętał go by jeśli kiedyś ponownie się spotkają być przygotowanym do walki.

I faktycznie taka okazja zdarzyła się raz jeszcze, gdy kuźnia należąca do Shiro została zaatakowana. Kapelusznik zdawał sobie sprawę że pozostali członkowie gildii są w niebezpieczeństwie i przydałaby się im jego pomoc. Wtedy jednak spotkał Lao, który dołączył do napastników wiedząc że przyjdzie im walczyć z Fairy Tail i licząc na to że spotka tam kapelusznika. Obydwaj chcieli tego starcia i otrzymali je, w rozpadającej się kuźni wśród odłamków kamienia i metalu stoczyli swoją drugą walkę. Nie liczyli się dla nich pozostali obecni w budynku ani cele misji jakie mieli wyznaczone, do tego stopnia skoncentrowali się na pojedynku. Tym razem walka była jeszcze bardziej wyrównana, zarówno cienisty mag jak i włócznik nauczyli się paru nowych sztuczek i wyposażyli w nową broń a warunki w jakich przyszło im toczyć starcie zmuszały obu do przemyślenia każdego kroku. Żaden z nich nie zważał na konsekwencje tej walki przez co o mało nie przypłacili jej życiem gdy część budynku w której się znajdowali ostatecznie runęła prawie grzebiąc ich żywcem pod gruzami. Ocaliła ich Crona która razem z Justinem w ostatniej chwili przybyła tutaj tropem kapelusznika. Andher jednak na zawsze zapamięta te chwilę w której przybity włócznią do filaru wykorzystywał resztkę swojej mocy zarówno magicznej jak i życiowej by wyprowadzić ostatni, desperacki atak. W sumie ten pojedynek można uznać za nierozstrzygnięty, żaden z nich nie był po walce w na tyle dobrym stanie by ogłosić się zwycięzcą.

Gdy wreszcie Andher doszedł do siebie w wystarczającym stopniu by nieco zebrać myśli zostawił na chwilę Cronę by odbyć z Lao rozmowę w cztery oczy. Dużo się ostatnio działo, stanowczo więcej niżby sobie tego kapelusznik życzył dlatego ta krótka rozmowa stała się w tej chwili koniecznością

- Wybacz, że pytam tak późno, jednak sam wiesz jak wyglądała sytuacja wcześniej i dopiero rozmowa z Croną przed wejściem do wieży uświadomiła mi parę spraw. Powiedz mi, co zmierzasz teraz robić? Straciłeś niejako z mojej winy cały rok swojego życia, ja nie miałem nikogo bliskiego kto martwiłby się moim zniknięciem ale co z Tobą?

Lao spojrzał na kapelusznika zdziwiony po czym podrapał się w głowę i odpowiedział po myślę.

- Nie myślałem o tym w ten sposób. Jedyną osoba którą mam to mój brat, ale często się nie widujemy. -po tych słowach włócznik poprawił bandaż i powiedział. - Tak czy siak, postanowiłem Ci towarzyszyć, jesteś pierwsza osobą, która sprawiła mi tyle problemów w walce, czuję, że sporo nauczę się na tej wyprawie. Nie mówię że nigdy więcej nie zmierzymy się ze sobą, ba wręcz liczę na przynajmniej jeszcze jeden pojedynek w którym wszystko się wyjaśni, jednak póki co nieważne co by się działo jestem po twojej stronie. Tak jak i Crona, i lepiej bys o tym pamiętał, nie jesteś już sam w swej podróży Andherze.-dodał Lao wspierając się na włóczni

Nie wiedząc co odpowiedzieć cienisty skinął głową w podziękowaniu. Prawdę mówiąc liczył na to że właśnie taka będzie odpowiedź bo on sam zaczął traktować włócznika jak swojego przyjaciela i dobrze podróżowało mu się w jego towarzystwie. Zdawał sobie sprawę że jeśli faktycznie miałby przegrać z kimś walkę to najprawdopodobniej będzie to walka z Lao zwłaszcza gdy w trakcie podróży lepiej pozna zdolności kapelusznika, jednak nie było to dla niego ważne. Sam Andher również skorzysta na towarzystwie tak doświadczonego wojownika i zdoła podszkolić swoje umiejętności bojowe by móc polegać na nich w równym stopniu co na magii. Zastanawiało go co zostanie po rocznej nieobecności w domu, zapewne został uznany za zmarłego a jego dawne lokum już dawno zostało zajęte przez nowego lokatora. Nie przywiązał się co prawda zbytnio zarówno do miejsca zamieszkania jak i do swoich rzeczy jednak w mieszkaniu znajdował się jeden cenny dla niego przedmiot - resztki parasolki z ukrytą szpadą które zwykły człowiek uzna za śmieć i wyrzuci. Byłoby szkoda gdyby jego pierwszą broń spotkał tak smutny koniec więc próba jej znalezienia będzie pierwszym co uczyni po pokazaniu w gildii że żyje

Jednak dym na horyzoncie był wyraźną zapowiedzią że jeszcze nieprędko uda się im powrócić do Magnolii...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 14-04-2012, 22:18   #67
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Aryuki i Andher

- Co to za dym? -zapytał Jun zakładając gogle na oczy.- Jakiś festyn czy coś tam organizujecie?
Wesoły humor Aryuki prysł na widok dymu. Dotąd bowiem trzymała się blisko Lao to żartując, że sobie tym noszeniem wdzięczność Anette zaskarbi, to równie żartobliwie “współczując” tego ciężaru. Dziewczęca i dość figlarna osobowość wojowniczki jednak uległa nieco przytłumieniu na widok dymów, zupełnie jakby... obudziły się w niej jakieś dawno zapomniane nawyki.
Było tak samo jak w wieży Takera... w przypadku zagrożenia Aryuki stawała się nieco inna, bardziej poważna, skupiona.
-Nie ma żadnych festynów, aż do... jesieni.- mruknęła ni to do Juna, ni to do siebie. Po czym rzuciwszy na ziemię swój oręż i ekwipunek pobiegła w kierunku najbliższego wysokiego drzewa.
Sprawnie niczym akrobatka wskoczyła na pierwszą najniższą gałąź, potem na następną i kolejną.
Wspinała się coraz wyżej próbując dostrzec powód i źródło dymu, pełna niepokoju w sercu.
Widok z korony drzew zmroził zaś dziewczynie krew w żyłach, spokojne dotychczas miasteczko, teraz stało w ogniu.


Zaś płomienie szybko się rozprzestrzeniały, zbliżając się do sklepu z fajerwerkami... co mogło być zgubne w skutkach. Ludzie byli tylko niewyraźnymi kształtami z tej odległości, biegającymi plamkami które starały się ugasić pożar.
Przerażenie pojawiło się w sercu Aryuki, błyskawicznie zeskoczyła z drzewa i wylądowawszy na ziemi krzyknęła głośno.-Pożar! Miasteczko się pali.
Chwyciła jedną ręką plecak z ekwipunkiem i przytroczonym do niego orężem i...-Soulspeed
Przyspieszywszy swą prędkość Aryuki pognała do miasta zostawiając resztę grupy w tyle. Lao zaś kiwnął głowa na resztę i wszyscy ile sił w nogach ruszyli za towarzyszką, Grum zas w biegu wygrzebał z plecaka kilka mikstur przyspieszających i po chwili cała ekspedycja deptała Aryuki po pietach (aczkolwiek dziewczyna wciąż była szybsza)
Dziewczyna pognała przed siebie nie przejmując się tym, że organizm wciąż jeszcze potrzebował trochę odpoczynku po ostatnich ekscesach w wieży Takera. Miasteczko w którym mieszkała dziewczyna, było teraz najważniejsze i tylko ono się liczyło.
Gdy była już blisko granicy z wioską, huk rozdarł powietrze, następnie pojawiły się świsty a niebo rozlśniło wieloma barwami, widać płomień zdążył ogarnąć sklepik z fajerwerkami i wysadzić cały zapasik produktów. Dziewczyna wolała nie myśleć co by było gdyby ktoś w trakcie eksplozji był w środku domku.

Aryuki wpadła do wioski gdzie mieszkańcy dzielnie walczyli z płomieniami, powoli wygrywając to starcie. Kiedy dziewczyna łapała oddech zaczęli się do niej zbiegać mieszkańcy wioski których głosy mieszały się ze sobą, gdy krzyczeli jeden przez drugiego.
- Czarnoksięstwo jakieś, wioskę podpalił ten wstrętny…- wykrzykiwała jedna z gosposi.
- Aryuki dobrze że jesteś potrzebujemy pomocy!- te słowa padły od strony kowala.
- Mój wnuk mój wnuk! Gdzie on jest! – ten urwany okrzyk przeraził dziewczynę najbardziej krzyczał to powiem Pan Wang. Dziadek Xina, czyżby chłopakowi coś się stało?

Gdy dziewczynę zaczął otaczać krąg miejscowych którzy nie mogli walczyć z ogniem ze względu na swój wiek, Andher wraz z resztą wyprawy dogonili dziewczynę. Lao Grum i Jun od razu rzucili się do pomocy przy gaszeniu ognia, zostawiając Cronę i Anette pod opieką kapelusznika. Pomoc dwóch alchemików okazał się nieoceniona, Jun przy pomocy jakiegoś dziwnego zaklęcia, szybko stworzył pompę wodną dzięki której walka z żywiołem stała się bajecznie prosta. Andhera zaczęło nawet zastanawiać jaką to dokładnie magia włada młody inżynier…

Gdy ogień powoli stawał się przeszłością, Aryuki usłyszała szorstki pewny siebie głos. – Dajcie dziewczynie spokój, cisza, cisza! Trzeba jej wszystko opowiedzieć dokładnie i po kolei a nie krzyczeć bez celu. –wszyscy ucichli niemal natychmiast… nie dziwota, słowa bowiem padły z ust tutejszego lekarza.



Doktor Shu hei był szanowany w całej wiosce, jako jedyny w okolicy mag parający się w zaklęciami leczniczymi . – Burmistrz jest aktualnie osłabiony i ranny. –oznajmił szybko dziewczynie lekarz ale zanim ta zdołała cokolwiek dodać dopowiedział. – Nie martw się, zająłem się już nim, nic mu nie grozi. Większym zmartwieniem są magowie którzy za tym stoją. Możemy liczyć na to że i tym razem nam pomożesz? - zapytał zaś wojowniczka zobaczyła w jego oczach zmęczenie i jakąś dozę bezsilności. Widać lekarz musiał czuć się tragicznie w sytuacji gdy jako jedyny mag nie był w stanie uchronić wioski. Rodziło się teraz jedno pytanie. Kto za tym wszystkim stał?

Mortis, Kerei, Agarth


Grupa znajdująca się na wyspie potworów postanowiła ruszyć w górę rzeki szukając śladów bytności doktora Ogdena. Miejsce to było naprawdę niezwykłe, większość roślin była podróżującym nieznana, natknęli się nawet na polankę pełną krwiożerczych wygłodniałych kwiatów, które jednym chwytem pożerały motyle rozmiarów ludzkiej dłoni. Grupa często musiała się przemykać, mijali bowiem wiele stworzeń z którymi walka mogła by bardzo osłabić ich zapas energii. Wszystkich przeszył dreszcz, gdy przemykając się przez krzaki obok wodopoju niemal nie wpadli na…


…ogromną chimerę, która na ich oczach pożerała jakieś bezbronne stworzonko. Pazury stwora bez problemu rwały opancerzone chitynową zbroją ciało wielkiego robala, który stał się posiłkiem potwora. Na szczęście drużyna wycofała się bez większych konsekwencji obierając inną ścieżkę. Edgardo poczynił zaś ciekawą obserwację. Dostrzegł, że każdy zauważony stwór po za gigantycznym żółwiem, miał na szyi lub kostce obroże ze świecącą lachrymą. Kerei gdy usłyszał o tym z ust łowczego przyjrzał się następnej chimerze która widzieli przy wodopoju, zauważając że obroże są w pewien sposób podobne do kajdan, które runiczni rycerze wykorzystywali do kontrolowania kłopotliwych więźniów. Kajdan takie wysyłały do ciała posiadacza impulsy elektryczne zadające spory ból, oraz pozwalały obserwować pozycję takiego osobnika, na specjalnie dostrojonej do tego lach rymie. Wnioski nasuwały się same… jeżeli faktycznie Ogden tu był i to on stworzył te obroże, to mógł kontrolować stworzenia na wyspie i obserwować ich położenie. Co za tym idzie cała wyspa pełna była żywych, dzikich ruchomych kamer naukowca. Było trzeba naprawdę uważać…

W czasie gdy dzielna drużyna parła naprzód, węże w które przemieniła się gorgona, przeczesywały teren w o wiele skuteczniejszy sposób.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OsKjE5I8Vgs&feature=player_embedded[/MEDIA]

Gady wiły się między trawami posykując cicho i niezwracając niczyjej uwagi. Ich giętkie cielska owijały się dookoła drzew, na które bezszelestnie wspinały się by obserwować teren z wysoka. Gładka skóra szorowała o skały, gdy węże ziemne przesuwały się między kamieniami, w poszukiwaniu podziemnych tuneli i ukrytych siedzib. Gdyby dobrze się przysłuchać można by dosłyszeć syczenie które niczym wiatr pędziło w stronę źródła rzeki.
Niemal niewidzialny zwiadowcy dotarli zbliżali się coraz szybciej do miejsca gdzie spływająca woda miała swój początek, gdy nozdrza jednego z stworzeń rozszerzyły się. Wyczuł to, zagarnął językiem zapach, tak bez wątpienia znalazł coś podejrzanego. Więcej wężowych ciał zbliżyło się do miejsca, przy którym zatrzymał się jeden z nich, po chwili zaczęły posykiwać cichutko wdrapując się na dziwny kształt. Tak to on wydzielał ten charakterystycznych zapach, gorgona żałowała teraz, że ma tyle par oczu, nie było łatwo skupić się na jednym punkcie, musiała bazować na swym zmyśle zapachu i dotyku. Tu jednak bez wątpienia pachniało magią, a to leżące na ziem cielsko… biedne stworzenie, nie miało szans. Kilka węży zostało przy truchle i ześlizgnęło się po w dół… wiedziały dokąd iść magia zostawia wyraźny ślad. Węże skierowały się do ukrytego za pobliskim wodospadem tunelu a gorgona uśmiechnęła się w duchu. Znalazła…



- Paniczu Mortissss.- zasyczał wąż na ramieniu maga. – Znaleźliśmy cośśśś. Odnalazłyśśśśmy martwą chimerę, zginęła niedawno uśśśmiercona została potężnym zaklęciem. Zaśśśś niedaleko chimery, jest przejśśśście, ukryte wejśśśćie do naturalnej jassskini. Zaśśś tam sąąą ruiny, ktośśśś pilnuje wejśśścia. –syczał waż zdając relacje. – Dwóch mężczyzn… stoją przy martwych ciałach chimer, ale to nie oni je pokonali nie pachną tak jak magia która uśśśmierciła ssssstworzenia. –waż zamilkł na chwilę zapewne inne części gorgony przekazywały informacje, to zaś wymagało skupienia. – Jesssst kilka wejśśśść, trzy z tej sssstrony, jedno z drugiej… nie warto iśśść na druga sssstronę, za daleka droga. Trzy wejśśścia, są chronione… . Pierwsssssze znajduje się za wodpossspadem jest tu dwóch ssstrażników. Drugie jest pod ziemią tutaj ssstoi chimera, przy trzecim trzeba będzie się trzeba aa trochę powsssspinać ale jessst tam tylko jeden ludzki strażnik. zaraportowała gorgona i zamilkła. Wywiad był lepszy niż można by przepuszczać. Teraz jednak było trzeba zdecydować czy warto się rozdzielić czy może uderzyć jednym wejściem?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 17-04-2012, 22:30   #68
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Słyszeliście - oświadczył łowca z założonymi rękami i wężem posykującym cicho na ramieniu. - Mamy trzy drogi do wyboru, jednakże póki co nie mamy jak ocenić która z nich jest najbezpieczniejsza. Możemy więc albo się rozdzielić, albo pójść zwartą grupą. W razie czego węże gorgony zapewnią nam stały kontakt, tak więc podział na mniejsze drużyny daje nam szansę na szybsze odnalezienie doktora Ogdena, ale oznacza też że nasza obecność zostanie szybciej odkryta, co da mu szansę na ucieczkę czwartym wyjściem po przeciwnej stronie siedziby. Aby temu zapobiec rozkazałem gorgonie rozstawić po jednym wężu przy każdym z wejść, by monitorować każdego wchodzącego i wychodzącego z kryjówki.
Agarth wytrzepał z fajki resztkę popiołu i schował ją do kieszeni, po czym powiedział spokojnie.
- Jeśli wejdziemy jednym wejściem, i tak będzie wiedział o naszym przybyciu. Może odrobinę później, ale jednak. Jednocześnie pójście jedną grupą pozostawia dwa wejścia nie obstawione, bez możliwości powstrzymania ruchu przeciwników w pobliżu nich. Jeśli czegoś spróbują nie będziemy w stanie ich powstrzymać. Głosowałbym bym za rozdzieleniem się i chciałbym wziąć trzecie wejście, to z jednym strażnikiem. Sam. - Spojrzał uważnie po grupie - Zgodziłem się z wami pracować, ale nie mieliśmy okazji walczyć lub trenować razem. Nie wiecie jak ja walczę, ja nie wiem jak wy walczycie. Niektóre z moich technik mogłyby okazać się równie śmiercionośne dla was, jak i dla wrogów
- Jak sobie życzysz - przytaknął Mortis na znak zgody. - Jeśli już się rozdzielamy, dobrze byłoby sprawdzić wszystkie przejścia. Alicja i Krio, wy nie jesteście magami, prawda? W takim razie jedno z was powinno pójść ze mną, a drugie z Kereiem. Chyba powinienem wybrać przejście biegnące pod ziemią. Jest spora szansa, że prowadzi ono do miejsca w którym tworzone są chimery, a z bestiami radzę sobie najlepiej.
- To jest jakaś myśl. -zauważył wesoło Krio po czym dodał. - Możemy skontaktować się z Joghurtem by wraz z Ishirem i tą dziewczyną zajęli się czwartym przejściem. A co podziału na grupy, preferuje jednak wejście główne, pod ziemią mogę narobić za dużo zamieszania. -mówiąc to najemnik przeczesał włosy dłonią zaś Alicja się wtrąciła. - Nie sądzicie że coś dziwnego ma tu miejsce? Znaczy ktoś pozabijał chimery przed siedziba Ogdena tak? Nie sądzę by doktorek kazał uśmiercać swoje stwory, by na straży ustawić ludzi.
- Hej, hej, hej - powstrzymał przebieg dyskusji Kerei wyrywając się z zamyślenia. - Jedną grupą szybciej dostalibyśmy się do środka, jednak jeśli wejdziemy każdym możliwym przejściem jest szansa że uciekający na wieść o nas Ogden po prostu wpakuje się na inną grupę. - zgodził się z resztą - Jednak nie to mnie martwi. Zapomniałem poinformować was o tym wcześniej, jednak walczymy na trzy fronty. Na tej wyspie jest ktoś jeszcze, jakiś mag. Silny. - stwierdził - Nie wiem czy jest sam, ale był też na drugiej wyspie, wpakował się w moją bramę babilońską.
Chłopak obejrzał się w stronę wejścia z zastanowieniem - To on mógł zabić himerę. Wątpię, aby Ogden w ogóle potrafił używać magii. Problem w tym, że trzeci front nic do nas nie ma, oni też chcą skrócić naukowca o łeb. Uważajcie na kogo natkniecie się w środku to może akcja pójdzie prościej. - zaproponował. - Zarazem...Gdzieś w tej górze oprócz Ogdena znajduje się młoda dziewczyna...Jeśli ktoś z was Ją znajdzie, doprowadźcie Ją do mnie, jasne? Nie ręczę za siebie, jeśli coś Jej się stanie.
Agarth parsknął z irytacją.
- Sugerowałbym, by zamiast przedzierać się przez dziesiątki sługusów doktorka by dostarczyć ją do ciebie, lepiej byłoby wyprowadzić ją i wszystkich innych więźniów na zewnątrz. Tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. Oprócz tego, jeśli spotkamy Ogdena, proponuję zabić go na miejscu. Próby oszczędzania takich ludzi nigdy nie kończą się dobrze.
- Spokojnie Shiro - Edgardo położył rękę na ramieniu towarzysza. - Myślisz, że w naszej grupie jest ktoś kto zostawiłby młodą dziewczynę na pastwę szalonego doktora? Tak jak powiedział pan Agarth, uratujemy każdego kogo tylko zdołamy.
Zastanowił się przez moment, spoglądając w kierunku kryjówki Ogdena.
- A co do ludzi strzegących wejść, to można spróbować z nimi pogadać i dowiedzieć się dla kogo pracują, ale wtedy stracimy element zaskoczenia i potencjalnie damy im szansę na poinformowanie doktorka o naszym przybyciu.
- Z drugiej strony jeżeli oni sa wrogami doktorka to ten już na pewno wie że ktoś jest na wyspie, więc efektu zaskoczenia i tak nie mamy.- zauważył Krio.
- Bez znaczenia. Każdy z nas musi postępować według własnego uznania, gdyż nie mamy czasu by konsultować się ze sobą wzajemnie. Proponowałbym by każdy robił jak uważa. Osobiście proponowałbym nie ryzykować, ale to tylko moje zdanie. Niczego więcej nie ustalimy, a dyskusja zaczyna robić się jałowa. Nie wiemy co się dzieje w środku, każdy moment może oznaczać śmierć niewinnych ludzi. Ruszajmy. - powiedziawszy te słowa Agarth ruszył w kierunku wspomnianego wcześniej trzeciego wejścia, tego z jednym strażnikiem.
- Dobrze powiedziane - przytaknął Edgardo. - Nie marnujmy więcej czasu. Alicjo, pomóż mi rozprawić się z tą chimerą strzegącą przejścia.
Łowca poprowadził kuszniczkę w kierunku przejścia prowadzącego pod ziemię, po drodze przedstawiając jej swój plan.
Kerei przyjrzał się odchodzącemu Edgardo i szepnął sam do siebie
- To chyba drużyny i lokacje rozmieszczone.

Edgardo
- Nie ma sensu atakować jej otwarcie. Lepiej zrobimy jeśli zajmiemy pozycje na drzewach i ostrzelamy ją z dystansu. Nawet jeśli potrafi się wspinać, to zanim domyśli się skąd nadlatują strzały powinna być już martwa. Jednakże w miarę możliwości powinniśmy skrócić jej cierpienia.
To powiedziawszy podniósł delikatnie węża pełznącego koło jego nogi i namoczył jeden z bełtów w jego krwi, pokazując Alicji by zrobiła to samo ze swoim.
- Wystarczy jedno trafienie, a trucizna powinna zabić bestię w kilka minut. W najgorszym razie mocno ją osłabić. A kiedy przestanie się szamotać, wystarczy jeden celny strzał w głowę by ją uśmiercić. Tylko się pospiesz, bo gdy zacznie się proces krzepnięcia, krew straci swoją moc.
Alicja przytaknęła chwytając jeden ze swych bełtów i maczając go w krwi stworzenia po czym zapytała. - A co jeżeli ten plan nie wypali? - po czym cmoknęła ustami i dodała.- Tak właściwie czemu ty polujesz na Ogdena? Zalazł Ci jakoś za skórę czy po prostu lubisz narażać tyłek dla innych?
- Tak właściwie to bardziej interesują mnie potwory zamieszkujące tą wyspę. No i muszę odnaleźć demona, który zabił mojego pracodawcę zanim będę mógł zakończyć misję dla zakonu złotych krzyży. Być może doktorek coś o nim wie.
Po chwili rozważył też wątpliwości dziewczyny.
- A planem się nie przejmuj. Stosowałem tą taktykę dziesiątki razy i działała za każdym razem równie skutecznie. No z wyjątkiem tego jednego razu kiedy wilkołak gołymi rękami powalił drzewo na którym się zasadziłem... Od tamej pory zawsze mam przy sobie plan awaryjny w postaci Sukuba i pistoletu z linką. Masz.
Chłopak wyciągnął zza pazuchy pistolet i podał dziewczynie.
- Gdyby coś poszło nie tak, zawsze możesz przeskoczyć na inne drzewo.
- A jeżeli trafimy na latająca chimerę, chociażby jakąś mutacje wywerny? Wtedy raczej wysokość nie będzie problemem dla stwora. -zauważyła rudowłosa chowając pistolet zza pazuchę.
- Raczej wątpię by wybrali taką chimerę do pilnowania podziemnego przejścia, ale zawsze możemy sprawdzić - odpowiedział Alicji, po czym zwrócił się do węża na ramieniu. - Gorgono, jak wygląda ta chimera?
- Ile razy mam Ci powtarzać że w tej posssstaci nie mogę tak po prossssstu rozróżniać ksssssształtów. -prychnęła gorgona na ramieniu maga.- Jak byś miał ponad ssssetk.ę oczu w różnych miejsssscach też miał byśśśś z tym problem. Wiem jedynie że pachnie jak chimera i wyczuwam też zapach magii.
- Hmm, w takim razie musimy podjąć to ryzyko. Chyba, że masz jakiś lepszy plan, Alicjo?
- Plan jest dobry, można spróbować. -stwierdziła Alicja poprawiając kusze na ramieniu.- Ale lepiej mieć oczy szeroko otwarte.
 
Tropby jest offline  
Stary 19-04-2012, 14:55   #69
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Aryuki usiadła na ziemi, wyraźnie zmęczona. Fraza “I tym razem nam pomożesz?”ciągle pobrzmiewała w jej uszach. Pomoże? Oczywiście, że pomoże. Co innego jej zostało. To nie była jakaś tam wieża i świeżo poznani ludzie. To było jej miasto, jej dom. Nic poza nim nie miała.
Skinęła więc głową i spytała doktora.-Kto napadł? Dlaczego? I co tu się właściwie stało?
Lekarz westchnął i przymknął oczy, jednocześnie pocierając palcami skronie, widać chciał to wszystko jakoś ułożyć sobie w głowie. - Byli tu nie całą godzinę temu. Do miasteczka wkroczyła grupa czterech osobników, na karocy którą tu przybyli siedziało jeszcze dwóch, ale po ich wyglądzie od razu można było stwierdzić, że to Ci którzy weszli do wioski byli ich szefostwem. Na czele grupy szedł wysoki osobnik z maska na twarzy i szerokim ostrzem przy pasie, cały ubrany w białe drogie szaty. -zaczął opisywać wygląd potencjalnych przestępców doktor.- Była jeszcze niska kobieta, w zielonym stroju. Chodziła bez butów, a jej oczy... było w nich coś przerażającego, całe były srebrne. Jeden niczym nie wyróżniający się mężczyzna o szerokich ramionach i ciężkiej zbroi, oraz ten który odpowiada za to... -tu doktor przygryzł zęby wściekle i wskazał zgliszcza budynków.- Wysoki, ubrany w skórzane spodnie ciągle uśmiechał się zaczepnie, zerkając na wszystkich spod czarnych okularów, jak gdyby tylko szukał okazji do walki. Na dłoni zaś miał tatuaż symbolizujący przynależność do jakiejś magicznej gildii, nie znam jednak tego znaku, zapewne to jakaś czarna gildia. A może niepotrzebnie to mówię i widzieliście ich po drodze? -przerwał na chwilę wywód doktor.
-Nie przypominam sobie żadnego.- wzruszyła ramionami Aryuki i zamyśliła się pocierając dłonią podbródek.-I tak po prostu...zaatakowali bez powodu?
- Nie, najpierw wszystko było w porządku. Ten w białym stroju, podszedł do mnie gdyż akurat siedziałem na ganku i zapytał o burmistrza. Był bardzo miłym i ogólnie mimo dziwacznego wyglądu sprawiał pozytywne wrażenie, jedyne co było trochę niepokojące to jego głos, barwa zmieniała się co jakiś czas. Czułem się trochę jak gdybym rozmawiał z kilkoma osobami naraz. Wskazałem im jednak posiadłość burmistrza, a cała grupa bezzwłocznie się tam udała. Burmistrz akurat wylegiwał się na dworze degustując... znaczy zajmował się swoimi ważnymi sprawami na świeżym powietrzu. -dodał doktor mimo całej sytuacji uśmiechając się lekko. - Ten w białym zaczął rozmawiać o czymś z burmistrzem, jestem pewny że kilka razy padło słowo kopalnia, bowiem nasz szanowny radny dość szybko zdenerwował się w czasie tej rozmówki. Nie wiem o co dokładnie poszło ale z tego co potem powiedział mi burmistrz, nim zasnął po dostaniu odpowiednich leków, grupa chciała zezwolenia na przeszukanie naszej starej kopalni węgla. Biedny Cho nie zgodził się na to, bowiem ten w białym nie chciał wyjawić czego będą szukać. No i wtedy się zaczęło. -lekarz westchnął i siadając na pobliskim płotku objaśnił. - Zamaskowany jegomość bez wahania ciął burmistrza mieczem, zaś facet w zbroi ruszył by przeszukać mieszkanie, zapewne szukał map kopalni które Cho trzymał u siebie. W tym czasie czarnoksiężnik w ciemnych okularach wykonał sztuczkę jakiej nigdy nie widziałem. Wydobył z kieszeni zapalniczkę, odpalił ją a po chwili cała jego dłoń przemieniła się w ogień, którym ze śmiechem zaczął obrzucać pobliskie budynki. Wybuchnęła panika niektórzy jak młody Xin chcieli pomóc burmistrzowi. Biedny chłopak, rzucił się na magów z jakimś kawałkiem drewna, jak gdyby to mogło zatrzymać czarnoksiężników. Zamaskowany bez problemu obezwładnił młodego Wanga i wziął go ze sobą w formie zakładnika... a potem zupełnie nie przejmując się tym co zrobili wraz z jeńcem wsiedli do karocy i ruszyli w stronę kopalni. -zakończył lekarz skrótową historię wydarzeń z Lasthope.
-Ni chwili spokoju.- mruknęła Aryuki pocierając podstawę nosa.- No cóż. Ruszę odbić Xina. Jeślibym długo nie wracała, poślijcie kogoś po runicznych rycerzy.


Sięgnęła po miecz i sprawdziła czy gładko wysuwa się z pochwy. Co jeszcze warto było wziąć?
Zapewne deszczułkę Takera i parę granatów dymnych, bo tych o nie będących zagrożeniem nawet w trafieniu bezpośrednim, nie użyła przeciw Takerowi.
Lina, lampa. Spakowała wszystko co mogło być przydatne w kopalni.

Po czym nie czekając na innych ruszyła szybko kierując swe kroki do kopalni. Przez chwilę kusiło ją, żeby znów przyspieszyć, ale jeśli co najmniej czterech magów, wszystkie siły były jej potrzebne na walkę.
Grum spojrzał za oddalającą się dziewczyną po czym zwrócił się do Andhera. - Skoro jest tam co najmniej czwórka magów chyba samej jej nie puścisz?- Jun natomiast krzyknął za dziewczyną głośno. - Czekaj mam coś co może Ci się przydać! - po czym ruszył za dziewczyną biegiem... aczkolwiek do sprinterów inżynier nie należał.
-Co?-spytała Aryuki zatrzymując się na moment i zerkając w stronę nadbiegającego Juna.
Jun wyciągnął w stronę dziewczyny małe prostokątne urządzonko z kilkoma antenkami. - Zrobiłem to gdy ten jegomość opowiadał co się stało. Wykrywa energię magiczną, która na ekranie wyświetla w postaci kropek... dzięki temu będziesz mogła łatwo znaleźć magów w kopalni. -dodał łapiąc oddech. - Za dużo siedzę za biurkiem.-dodał ocierając pot z czoła. - Powinnaś iść razem z Croną i Andherem, samotny bój przeciwko czterem czarnoksiężnikom mija się z celem.
-Dzięki.- rzekła Aryuki biorąc w dłonie owo urządzonko i nachyliwszy się cmoknęła Juna w policzek. Po czym ruszyła dalej.-Nie będę ich prosić o pomoc. Kto się czuje w obowiązku pomóc, to pospieszy ze wsparciem. Lub ma dług wdzięczności.Reszta może czekać... ja nie mam czasu.
Następnie skierowała swe kroki dalej. Prawdą było, że Andher... ba, każdy mógł się przydać w tym boju. Ale nie było czasu ich namawiać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-04-2012 o 14:57. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 19-04-2012, 18:06   #70
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Andher niestety przekonał się że podróżowanie samemu czasem jednak ma znaczące korzyści. Weźmy chociażby pod uwagę obecną sytuację - gdyby był tu sam bez wahania stwierdziłby że kłopoty w miasteczku to nie jego problem. W końcu nikogo tu nie znał, a nie zależało mu na obcych ludziach na tyle by po wyrwaniu się cudem z jednych kłopotów pakować się w kolejne zwłaszcza że w tym tempie w jakim kolejne problemy wyłaniały się na drodze do domu nie wróci przez kolejny rok. Jak to miał w swoim zwyczaju poprawiłby kapelusz i ruszył w siną dal pozwalając ostatnim wypadkom odpłynąć w mroki niepamięci. Wyjście szybkie, łatwe i wygodne czyli takie jakie preferował do tej pory zwłaszcza że mieczniczki - obrończyni tej wioski stanowczo nie polubił. Jednak zapewne Crona która od momentu wyzwolenia się spod władzy szeptów stała się znacznie bardziej otwarta na ludzi niż Andher zdecydowałaby się pomóc, podobnie uczyniłby Lao. Zostawienie tutaj tej dwójki ciążyłoby cienistemu na sumieniu więc chcąc nie chcąc musiał wplątać się w kolejną, nieswoją awanturę

- Chyba trzeba będzie jej pomóc, może jeśli i ja się tam wybiorę to uda się załatwić ten problem bez uciekania się do walki. Lao, Crona, idziecie ze mną?
- Ja idę. -stwierdziła szybko Crona - Jesteśmy winni jej pomoc. -zauważyła zaś Lao stwierdził. - Ja tym razem zostanę...-widząc zdziwione spojrzenie Crony dodał szybko. - Po prostu chyba lepiej by ktoś pomógł w wiosce i pełnił rolę straży gdyby Ci magowie postanowili tu wrócić czyż nie?

Kapelusznik zostawił bez komentarza słowa Crony, która stwierdziła jakoby winni byli mieczniczce pomoc. W końcu ze słów Takera wyraźnie wynikało że to właśnie o nią mu chodziło, z jej przyczyny zostali wplątani w zamieszanie w kryształowej wieży. Miał jednak rację, że Crona będzie chciała pomóc więc nie pozostawało mu nic innego jak tylko ruszyć w stronę kopalni

- W porządku, w takim razie wyruszamy z Croną a ty zabezpiecz wioskę. Widzimy się później
- Tylko uważajcie na siebie... kto wie czy to nie jacyś ludzie tego Sugetsu.- zauważył jeszcze Lao. - W końcu przetrzymywał nas w tej okolicy.
-Sugetsu?- spytała Aryuki spoglądającna Cronę i Andhera. To imię bowiem, nic jej nie mówiło.
- Powiedzmy, że to osoba zainteresowana nami w co najmniej niepokojącym stopniu, członek jednej z mrocznych gildii, Dark Scar
-Acha. A czym ten Sugestu dysponuje ? -spytała Marai spokojnym tonem głosu. Nazwa gildii bowiem nic jej nie mówiła.
Andher westchnął wyraźnie przybity po czym odezwał się ponownie, tym razem odwracając się w stronę mieczniczki i poświęcając nieco więcej uwagi niż wcześniej. Z tonu głosu dało się jednak wnioskować, że temat ten jest dla niego nieprzyjemny
- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia czym dysponuje ani jaką magią włada. Wiem tylko że jest wystarczająco potężny by uwięzić trójkę magów w wytworzonym przez siebie wymiarze i przetrzymać w nim rok bez większych szans na wyzwolenie się. Dysponuje również potężnymi sojusznikami z których co prawda znam tylko jedną osobę ale wystarczy mi to by ocenić ich jako naprawdę silnych magów, bez porównania silniejszych od nas
-Ogień i ziemia. Tak mi się wydaje. Jeśli uznać że tamta czwórka, co przybyła do miasta ma zacięcie pojedyncze, dochodzi jeszcze woda i powietrze.- wtrąciła Aryuki. Poczym po chwili milczenia dodała.-Dawno temu wierzono, że mag władający żywiołem musi mieć z nim kontakt, cały czas. To stąd te gołe stopy u kobiety. Mag ziemi musi czuć ziemię. Tak przypuszczam.
- To raczej przesąd - odpowiedział kapelusznik tym razem nieco pogodniej - Teoretyk magii ze mnie żaden jednak spotkani do tej pory przeze mnie magowie żywiołów nie musieli mieć z nimi kontaktu. Może jednak w jego przypadku faktycznie ułatwia mu to władanie mocą, a jeśli tak to sposobem na osłabienie go może być oddzielenie go od ziemi. Prawdę mówiąc wolałbym to jednak rozwiązać bez walki, choć opracować potencjalną taktykę również nie zaszkodzi.-
-Mnie również walka nie kusi. Więc wykradnijmy zakładnika i uciekajmy. Zawsze też można zawalić wejście do kopalni.- rzekła w odpowiedzi dziewczyna. I dodała wzruszając ramionami.-A co do magów to nie wiem, jak jest teraz. W dawnych czasach, tak wierzono.
Milcząca dotąd Crona odrząknęła i powiedziała cicho. - Jeżeli opis tego lekarza był rzetelny to może nie być łatwo, ten zamaskowany osobnik w białym stroju, widziałam kogoś podobnego gdy jeszcze współpracowałam ze Steinem.
- Wiesz o nim cokolwiek więcej? Członkowie Dark Scar nie należą do przeciwników których można lekceważyć

Crona potarła palcami skronie po czym powoli powiedziała.

- Z tego co pamiętam Dark Scar ma swego rodzaju hierarchię, tak jak w Fairy Tail magowie zwykli i Rangi S, jednak tutaj było to bardziej rozbudowane. Na pewno byli zwykli członkowie, z którymi w siedzibie kultu nie miałam kontaktu. Pamiętam, że raz Steina odwiedził mężczyzna cały pokryty bliznami i doktor zwracał się do niego per oficerze. Steina nazywali zaś czarną blizną...- dziewczyna przerwała na chwile otwierając szerzej oczy. - Tak! Pamiętam! Wspominał mi kiedyś o tym właśnie ten mężczyzna w bliznach, gdy czekał na Sugetsu. W Dark Scar Magowie klasy S są nazywani po prostu bliznami, jest ich kilkunastu i tworzą główną radę organizacji. Jednak po za nimi są jeszcze trzy czarne blizny, czyli osobnicy wykraczający siłą ponad nawet magów klasy S. Najważniejszym osobnikiem był oczywiście Stein, on pierwszy uzyskał ten tytuł i został przywódcą organizacji. Potem nadał go jeszcze dwóm osobom, Sugetsu otrzymał ten przydomek i właśnie ten dziwny osobnik w bieli, pamiętam że w jego obecności nawet moje wewnętrzne przekleństwo cichło w jakiś sposób. Nie wiem co może pokazać, ale jeżeli faktycznie tu jest, to może silą być porównywalny do Steina... a to dobrze nie wróży. -zakończyła Crona lekko rozdygotana tym nagłym odkryciem.
- Jeśli faktycznie jego siła jest porównywalna do Sugetsu czy Steina to obawiam się że w walce nie mamy większych szans. - stwierdził kapelusznik, po czym zwrócił się do bezpośrednio mieczniczki - Zarówno ja jak i Crona jesteśmy zwykłymi magami, nie należymy nawet do klasy S. Spotkanie ze Steinem udało mi się przeżyć tylko dlatego, że go przechytrzyłem i zdołałem bezpiecznie się wycofać.
- Najgorsze jest to że zupełnie nie wiem co moze potrafić ten zamaskowany. Stein raczej nie był szczodry w rozdawaniu tytułów, a to może znaczyć, że Sugetsu i zamaskowany w jakiś sposób byli dla niego zagrożeniem, dlatego wyciągnął ich aż tak wysoko na piedestał. A ciężko zagrozić komuś kto dysponuje takim rodzajem magii jak Stein. -zauważyła jeszcze Crona.
- Jakby tego było mało musimy założyć że skoro Sugetsu wiedział mniej-więcej jaką magią dysponujemy to również zamaskowany mógł usłyszeć to od Steina. Czyli mamy przeciwnika o którym nie wiemy prawie nic, a który może dysponować informacjami na nasz temat - dokończył ponuro Andher.

Trochę dziwnym dla Aryuki wydawał się fakt honorowanie przez przywódcę organizacji osoby będące dla niego zagrożeniem. Zupełnie jakby hodował własnego mordercę. Słowa dwójki magów przyjęła jednak bez okazania strachu.Generalnie przez większość życia, które pamietała, ścierała się z czymś co było od niej silniejsze i potężniejsze.

-Ze mną te blizenki nie miały by żadnych szans.-”wtrącił cicho acz chełpliwym tonem Głos. I zamilkł znowu przypominając sobie, że jest wszak na swą “wspólniczkę” obrażony.
Odruchowo poprawiła okulary i rzekła.- Nie zamierzam się z nimi ścierać, a już na pewno nie w kopalni, której ciasne korytarze ułatwią wrogowi uzyskanie przewagi nad nami. Proponuję się podkraść i na miejscu dokonać kilku dywersji i sabotażów, bez angażowania się w boju twarzą twarz. Ludzie to nie demony, za bardzo polegają na wzroku. Na szczęście.


Przeliczyła na palcach.-Przeciwników niby jest sześciu, ale tylko czterech rozrabiało w mieście, co znaczy że dwóch jest pomagierami od czarnej roboty. Czyli sprzątają, oprządzają konie, przygotowują posiłki. Zapewne więc zostaną przy powozie i koniach zamiast wejść do kopalni. Powinno się ich dać łatwo pokonać, zwłaszcza, że nie spodziewają się odwetowych ze strony mieszkańców Lasthope.

Uśmiechnęła się i dodała radośniej.

-Mój nauczyciel mówił, że nie należy się skupiać na tym jak silny jest przeciwnik, bo to droga donikąd. Nieważne jak potężny jest wróg, bo to jego słabości, mają znaczenie..
- Trzeba jednak pamiętać, że możliwe że i oni znają nasze słabości. A jeżeli ktoś silniejszy zna twe słabe punkty, to naprawdę należy się martwić. -stwierdziła smutno różowowłosa.- Ale przecież jesteśmy z Fairy Tail, zawsze staje przeciwko wyzwaniom nie ważne jak trudnym!- dodała radośnie i zerknęła ukradkiem na Andhera.
-A dokładniej mówiąc, możliwe że znają wasze słabości. Ja w tej rozgrywce jestem dziką kartą.- przypomniała wojowniczka.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172