Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2015, 15:40   #41
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa

Detektyw Marek Kamiński podniósł się powoli z łóżka, przeciągając się z rozkoszą. W końcu miał dla siebie całe dwanaście godzin by się wyspać, chociaż potrzebował pomocy tabuna tabletek, by ostatecznie mógł zasnąć i uspokoić umysł chociaż na chwilę.
Całkowicie wypadł z rutyny poranka. Nie pamiętał czy najpierw powinien zjeść śniadanie czy wypić kawę i spalić szlugsa. Ostatecznie pominął śniadanie zapychając się kofeiną i dymem, wziął upragniony prysznic i złożył przepoconą pościel chowając ją pod starą kanapę. Wyszorował zęby ze zdziwieniem obserwując jak wraz z pianą wypluwa drobinki krwi z dziąseł.
Miał jednak ważniejsze problemy.
W domu Joanny najwyraźniej nie odnaleziono plastrów Jarek wciąż nie miał czasu odebrać od Starzyńskiego plastrów a powierzenie tego osobie postronnej było w świetle innych wydarzeń ryzykowne więc dalej nie mieli porządnej próbki do zbadania. Akurat kiedy o tym myślał Sowicki, szef laboratorium kryminalnego, zadzwonił.
- Co jest? Wpadłeś w końcu po te plastry do chłopaka? - spytał Kamiński zamiast powitania.
- Taa... powiedział, że nic nie ma i, że ktoś musiał mnie wprowadzić w błąd - mruknął Jarosław niezręcznie.
Zapadła dłuższa chwila ciszy, Marek zatrzymał się na zapinaniu guzików koszuli w połowie.
- Co kurwa? Toż jak z nim gadałem...
- Wiem, wiem... najwyraźniej jeden z was musi być... no wiesz - zaproponował. - Stawiam na gówniarza niż na ciebie.
- Ja pierdole no to zajebiście. Trzeba mu dać ogon, niech znajdą coś za co można go zatrzymać to przepadamy zanim przedawkuje. Może dorwiemy próbkę. Masz już dostęp do rzeczy z mieszkania Drawskiej? - spytał kontynuując zapinanie ubrania.
- No mam - odpowiedział z miernym zapałem chemik. - Było trochę narkotyków, dopalacze głównie, ale i trochę amfy. Wszystko zgadzało się z toksykologią tego Tymona, głównie drogą dożylną.
- Po chuju... coś niezwykłego w toksykologii? - spytał przełączając telefon na głośnik i kładąc wymiętolone czarne jeansy z szafy na desce do prasowania.
- Nasrane miał w organizmie, ale... ale zmarł raczej od ilości dawki rzeczy, których nie brał w ogóle, albo brał mało. Niby brał, ale nie był ostrym ćpunem wcześniej.
- Mhm... może miał jakiś powód żeby przedawkować, albo serio go otruli - mruknął jeżdżąc żelazkiem po nogawkach. Już dawno nie wyglądał schludnie, przypomniał sobie o obowiązku golenia, mógł też szybko przystrzyc przydługie włosy, wciąż miał ponad godzinę.
- Ty... - mruknął Jarek zmieniając trochę temat. - Nawrocki z narkotyków o ciebie pytał. On prowadził przeszukanie chaty tego Tymka, nie?
- Damianek? - mruknął Marek. - Nienawidze skurwiele. Wyszedł z drogówki dzięki braciszkowi i tylko ostrzej się skorumpował.
- Myślałem, że statyści to dno dna - naukowiec podzielił się swoją myślą na temat wydziału drogowego. - Tak czy siak, chciał żebyś przekazał mu dotychczasowe raporty i sprawozdania, bo najwyraźniej sprawy są powiązane.
- Co do chuja... - warknął Kamiński odkładając żelazko i wbijając się w ciepłe spodnie. - Moja sprawa ma priorytet, muszę z szefem pogadać, niech mu dopierdoli - dodał wściekle mając na myśli głównodowodzącego sprawą, której przewodniczył jako główny śledczy.
- Komisarz wam dał pierwszeństwo więc nic mu nie udostępniałem nie... pomyślałem, że powinieneś wiedzieć.
- Jasne dzięki... - powiedział zabierając telefon do łazienki i wyjmując stępioną żyletkę. - Dobra sorry, ale idę dziś wieczorem na imprezę.
- Miłej zabawy - zachichotał geek.

Polska

- Nie chcę cię opuszczać ojcze... sądzę, że to zły moment - obmyty z krwi i odziany w bardziej przyzwoite rzeczy niż gumowy fartuch rzeźnika, blondyn wyglądał jak półbóg. Stał na rozległym polu otoczonym gęstym lasem, pośrodku którego znajdowało się skupisko starych blaszanych i drewnianych chat, to samo miejsce, w którym niedawno wraz ze stojącym obok staruszkiem niedawno dopuszczał się niezwykle nielegalnych czynów.


- To najlepszy z możliwych momentów synu - mruknął starzec, wciąż ubrany w okrwawione przez zarówno starą jak i stosunkowo świeżą krew, ubrania.
Apollo spojrzał na starca błagalnym wzrokiem.
- Dlaczego ja? Na to zadanie, ze wszystkich twych sług, synów i córek, wybrałeś akurat mnie? - spytał Apollo.
- Bo jesteś bogiem życia, śmierci, piękna, moim następcą, a twój brat to uzurpator, chwast jakich wiele w tamtym brudnym mieście. Niesiemy im oczyszczające światło - powiedział chwytając syna za twarz swoimi długimi palcami, owiniętymi w papirusową skórę. - Dziś wieczorem wypielisz chwasty, zabijesz nędzne sępy, kojoty i wrony krążące nad umierającym miastem, które tylko my możemy uzdrowić.
Apollo wyprostował się dumnie pod adresem pochwał ze strony ojca, ujął jedną z jego dłoni i ucałował ją w środku z szacunkiem i uwielbieniem.
- Dziękuję ci za zaufanie o boski.
Starzec uśmiechnął się powoli odrywając dłonie.
- Poza tym nie myśl, że wysyłam cię samego. Nie zniósłbym myśli, że jesteś w Piekle sam jeden. Będziesz miał ze sobą Ajakosa, sędzia zmarłych wskaże ci twoje cele - wskazał na stojącego dalej na drodze, chudego i wysokiego mężczyznę. - W mieście jest też już Hermes. Zaprowadzi was gdzie trzeba i da wskazówki. Pamiętaj jednak, że twoim głównym celem jest Ares.
Mężczyzna pokiwał głową i klęknął na jedno kolano przed starcem.
- Nie zawiodę cię. Przysięgam.



Środa wieczór
Posiadłość w Markach


Wojtek

Fifa przyjechał niewyróżniającym się niczym Oplem Astrą, zabrał Wojtka i nie mówił nic przez większość drogi.
- Z tego co wiem Monika jest twoją koleżanką, huh? - powiedział powodując u chłopaka szybsze bicie serca. Co niby ona, ze wszystkich ludzi, mogła mieć z tym coś wspólnego? - Lepiej jej tam unikaj, nie powinno być ciężko, z tego co wiem trzyma się raczej z tą drugą grupą ludzi, którzy będą. Grupą klientów, a ty masz się wkręcić w naszą grupę. Sprzedawców i tym podobnych. VIPów innymi słowy. Z początku trzymaj się blisko mnie, przedstawię cię paru ludziom, a potem znajdziesz gdzieś tego gościa, o którym mówił ci Dawid i próbuj z nim zagadać, zakolegować się. Wymyśl coś żeby się do niego zbliżyć, czaisz? Cokolwiek. Dowiedz się na czym mu zależy, udaj, że to masz - tłumaczył mu z entuzjazmem, a może raczej przejęciem.
- A z resztą ludzi staraj się nie gadać beze mnie. Większość ludzi tam kogoś zabiła - dodał na zachętę.

Joanna

Śliwa okazał się być sporych rozmiarów mięśniakiem o smutnym, inteligentnym spojrzeniu. Ubrany był dosyć zwyczajnie, wybierał się na "firmową" imprezę z ludźmi, których znał. Podjechał pod Joannę dobrym samochodem i nawet otworzył jej drzwi, wcześniej się witając i przedstawiając po imieniu.
- Maciek jestem - powiedział zdejmując czapkę z daszkiem od firmy z haczykiem.
Już w drodze przedstawił jej o co w ogóle chodzi.
- Ludzie, którzy tam będą, nie? - mruknął Śliwa. - Jeden z nich... jesteśmy całkiem pewni, że pracuje dla tych gości od plastrów. Wczoraj prawie mi się do tego przyznał, ale ze mną nie będzie chciał gadać na ten temat, bo wie kim jestem. Z drugiej strony sam chce wiedzieć o mnie sporo, bo wie, że pracuję z Davidem, a ten go z jakiegoś powodu interesuje, nie? - mówił, co chwilę spoglądając na Asię.
- Dlatego pomyśleliśmy, że możemy zrobić małą dywersję. Przedstawię cię jako moją siostrę i współpracownicę, pokręcisz się koło niego, dasz mu powody by myślał, że też wiesz coś o Davidzie, a sam będzie pewnie do ciebie lgnął bo będziesz łatwiejszym celem dla niego, by coś wyciągnąć. W sensie jakieś informacje. Taki trochę obusieczny miecz, bo też by zdobyć jego zaufanie będziesz musiała mu coś dać, więc... no nie wiem, trzeba to będzie jakoś rozegrać. Poznam was i dalej jakoś pójdzie, ślicznie wyglądasz to raczej nie będzie od ciebie uciekać - dodał na koniec.

Tomek

Wszystko układało się po jego myśli. Miał mnóstwo roboty, sporo hajsu i widok na jeszcze więcej. Dzisiejsza impreza była nie tylko okazją by świetnie się bawić, ale by sporo się dowiedzieć. Śliwa mógł być dzisiaj mniej rozmowny, po wczorajszym, ale nie powinien być jedynym kontaktem z Davidem.
Podjechał pod niego jeden z ludzi Krzycha, zresztą on sam też był w samochodzie, który pachniał jeszcze salonem BMW.
Nawiązali niezobowiązującą rozmowę na temat fury, alkoholu, którym go poczęstował i posiadłości, do której jadą. Rozstali się przy samej posiadłości, a Tomek był pozostawiony na pastwę całej masy ślicznotek, darmowego alkoholu, wielkiego basenu, ogromnej, błyszczącej willi, kuszącego żarcia i góry narkotyków. Brakowało tylko zraszaczy do ogródka, srających pieniędzmi.

Wszyscy


Willa robiła wrażenie. Nowoczesna, ale z klimatycznymi przybudówkami z kamienia, gdzie w środku znajdowały się sauny, łaźnie, pokoje "zabaw", siłownie, stoły do ping-ponga. Sam dom obfitował w niezliczona ilość pokoi, sypialń i łazienek. Ogromne salony, trzy bary z pełną obsługą, serwującą wszystko za darmo, od korzennego piwa, przez egzotyczne drinki, na heroinie wcale nie kończąc. Na piętrze można było uraczyć oko striptizerkami, wykonującymi swą pracę, jakby tworzyły sztukę, podczas gdy na zewnątrz można było korzystać z kilku jacuzzi, dwóch podświetlanych basenów, kortu tenisowego, boiska do kosza, czy ogromnego ogródka z ogromnym grillem obsługiwanym przez kilkunastu profesjonalnych kucharzy. Prywatny las, z masą klimatycznych miejsce do siedzenia, rozmowy, czy leżenia zachęcał magiczną atmosferą, podkreślaną przez kolorowe, delikatne oświetlenie.
Jeśli raj miał wyglądać w miarę racjonalnie, to mógłby brać przykład właśnie z tego miejsca.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 24-06-2015, 12:44   #42
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Ok - podsumowała wypowiedź Maćka Joanna: - Czyli przedstawisz mnie temu gostkowi, a ja jakoś go zachęcę, żeby zaczął mówić o tych plastrach, tak? - doprecyzowała.
- Tutaj raczej nikt inny nie wie, że takie są wobec niego podejrzenia… no może oprócz Fify, prosto z mostu nie uderzaj, ale… szpiegiem nie jestem, nie? Nie musisz wszystkiego teraz się dowiedzieć, nie? Umów się z nim na kiedy indziej, czy coś.
Joanna była perfekcjonistką. Jeśli już do czegoś się zabierała, lub zobowiązywała zależało jej, żeby zrealizować to możliwe jak najlepiej.
Dlatego po jej pracy ogródek był wyczyszczony ze wszystkich chwastów, które pieczołowicie złożyła w kompostowniku.
Równie wiele uwagi włożyła w przygotowanie się do wieczornego wyjścia. Jedwabna, kremowa sukienka, kupiona w czasie ich ostatniego weekendu w Mediolanie, idealnie podkreślała figurę. Jednocześnie jej długość i krój sprawiały, że w wyglądzie dziewczyny nie było nic wulgarnego. Makijaż był dyskretny, szpilki nie za wysokie.
Śliwa wyglądał bardziej jak jej ubogi krewny z prowincji , niż brat i gdyby szli do opery lub luksusowej restauracji to tak zostałby odebrany.

Jeden rzut oka na rezydencję upewnił ją, że równie dobrze mogła by założyć sukienkę z h@m. W takich miejscach - a zwiedzili ich z Tymkiem wiele - wszystko było odbierane jako pasujące. Trampki jej towarzysza również.
- Wchodzimy - powiedziała, nie namyślając się dłużej.
W taki tłum rzeczywiście było bardzo łatwo się wtopić. Ludzie pourywali się z akademików, klatek gladiatorów, bankietów i cholera wie skąd jeszcze. Generalnie atmosfera była wesoła, ale widać było, że wiele osób rozmawia też o interesach.
- Pójdę się przywitam i od razu cię przedstawię. Wymyśl sobie jakieś inne imię i nazwisko w sumie - powiedział zatrzymując się przy barku, zamówił im po drinku i wcisnął jej jednego. - Na odwagę. Szluga? Trawa? Ścieżka? - spytał jeszcze z grzeczności.
- No weź… - wywróciła oczami, ale szybko zorientowała się, że próbował tylko być uprzejmy. - Nie , dzięki.
- Tam jest… - mruknął znad kieliszka kiwając głową w stronę jakiejś większej grupki ludzi. Obok wyglądającego na niezwykle elokwentnego, odzianego w jasny, szyty na miarę przez mistrza w swej sztuce mężczyzna, szedł i uśmiechał się przystojny, młody chłopak, który najwyraźniej stopniowo zapoznawał się ze wszystkimi z otoczenia.
Joanna skinęła głową i zaczęła, powoli, uśmiechając się do różnych osób, które uśmiechały się do niej, przesuwać w stronę wskazanego przez Maćka chłopaka. Ubrany był zupełnie inaczej, niż wtedy, kiedy kręcił się pod furtka domu Tymona. Rozpoznała go jednak od razu, nie musiała nawet wyciągać komórki z fotką.
Właściwie.. powinna się go tu spodziewać, prawda? Ciekawe, czy chłopak miał pojęcie, jak ona wygląda… Miała nadzieję, że nie. Podeszła jeszcze bliżej.
- Hej - powiedziała, uśmiechając się. - Odjechana impreza, nie?

Chłopak spoglądał na kogoś w oddali, bo zupełnie nie zauważył podchodzącej dziewczyny. Wyglądał na zaskoczonego, gdy się odezwała. W pierwszej chwili uniósł brew ze zdziwienia, ale szybko odzyskał rezon.
- No w miarę - głos miał miły dla ucha. - Osobiście wolę bardziej kameralne towarzystwo.
Wypowiedź zakończył szczerym uśmiechem.
- Serio? - zdziwiła się, chyba szczerze. - To po co tu wbijałeś?
- Powiedzmy, że jestem tu, bo tak wypada. Mam na imię Tomek, a ty?
- Tymek? - powtórzyła, czując, że robi się jej gorąco. Kretyński zbieg okoliczności... - Sandra. - rzuciła pierwsze imię, jakie przyszło jej do głowy, chyba z jakiegoś serialu.
- Cześć Sandro. Miło cię poznać. może drinka? - ocenił przerzedzającą się kolejkę do jednego z barów. Jak widać ludzie już w większości zaopatrzyli się w alkohol, więc nie musiałby zbytnio czekać.
- Pewnie, dzięki.
Tomek nie wiedział, co wypada zaproponować dziewczynie, więc przyniósł jej Cuba Libre.



Miał nadzieję, że trafił w gust.
Podziękowała za szklaneczkę, a potem upiła niewielki łyk.
- Powiedziałeś, że "wypada". Jesteś synem gospodarzy, lub kimś takim?
- Cóż, jest tu większość kolegów z mojej nowej pracy, więc wypada się pokazać, żeby w przyszłości nie zostać pariasem - upił łyk swojego drinka, po czym dodał. - Trafiłem w gust z drinkiem?
- Dobry, choć jak dla mnie za mocny - uśmiechnęła się. -Będę musiała poprzestać na jednym. Nowa praca? Czym się zajmujesz? Poczekaj, nie mów! - zastopowała go, dotykając dłoni, którą trzymał drinka. Cofnęła się o krok, wodząc spojrzeniem po jego sylwetce i twarzy. - Już wiem! Jesteś aktorem. Widziałam Cię w takim serialu o służbach specjalnych. Zgadłam?

Tomek zaśmiał się głośno.
- Nie ma tak dobrze. Nie nadawałbym się na aktora. Nie umiem kłamać. Jestem raczej menadżerem niższego szczebla w dziale handlowym dużego przedsiębiorstwa. Mam kilku podwładnych i całe tabuny przełożonych. A ty? Impreza jest zamknięta, tylko dla zaproszonych i nikogo nie wpuszczają tutaj za ładną buzię. Nawet gdy jest tak śliczna jak twoja.
Wspięła się na palce o zbliżyła twarz do jego ucha. Poczuł delikatny zapach jej perfum.
- Zdradzę ci tajemnicę. Dziewczynie łatwiej dostać się na taką - wykonała manualny cudzysłów - "branżową" imprezę. Faceci rzadko przychodzą sami. Jestem siostrą pracownika niższego szczebla i znajomą jednego z tabuna przełożonych. Ale to i tak nie ma znaczenia, taki chłopak jak ty z pewnością równie łatwo poznaje dziewczyny jak i je zapomina.
- Dobra, dość tego gadania, bo jeszcze wyjdę na intelektualistkę, a podobno faceci tego nie lubią. Idziemy tańczyć - zaordynowała.
- Ja akurat lubię intelektualistki. Za to nie idzie mi w tańcu. - Szybkim ruchem opróżnił drinka, odstawił szklankę.
- A podobno kobiety nie lubią jak komuś nie idzie w tańcu, więc proszę bądź wyrozumiała.
Tomek wziął Sandrę za rękę i delikatnie pociągnął w stronę parkietu.
- W sumie fajnie jeśli puszczą coś szybkiego, ale właściwie muzyka mi nie przeszkadza w tańcu.
Joannie muzyka zdecydowanie pomagała. Poruszała się lekko, coraz bardziej zatracając się w tańcu. Sukienka wirowała wokół jej ud, a wyzwolone ruchem endorfiny zalewały mózg. Chwilami Tomek mógł odnieść wrażenie, Że dziewczyna zapomina o jego obecności, skupiona na sobie i chwili. Po jakimś czasie muzyka zmieniła rytm, zwolniła. Dziewczyna również zwolniła, zarzuciła ręce na szyję chłopka i pozwoliła się prowadzić w tańcu. Podniosła głowę i spojrzała Tomkowi w twarz. Oczy jej błyszczały.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/-m3DiMwHA7EI/VHI_G6oegzI/AAAAAAAAA-k/oyBc7yWyH4A/s1600/Darren_criss_sexy_dance_dancing_clubbing_couple_gi rl_boy_most_kiss_sexy_likely_hot_dance_with_me_tan go.gif[/MEDIA]

Tomek poczuł się pewnie. Trzymał ręce na jej biodrach. Na chwilę zapomniał co w zasadzie robi na tej imprezie. Trwali tak przyciśnięci do siebie i spoglądający sobie w oczy, a ich ciała kołysały się w rytm muzyki. Nie miało znaczenia dla kogo pracuje, ani kogo ma rozpracować. Z Sandrą naprawdę dobrze się bawił.
Joanna też dobrze się bawiła, do momentu, kiedy uświadomiła sobie, że chyba zachowuje się nie fair wobec Tymka. Nie byłby zadowolony, choć przecież nie robiła nic złego! . Straciła rytm, zatrzymała na chwilę w tańczącym tłumie, a potem pociągnęła Tomka do zejścia z parkietu.
- Za duszno, nie ma czym oddychać.
- Proponuję wrócić na taras - chłopak mówił dość głośno, żeby przekrzyczeć muzykę. Nadal trzymał prawą dłoń na biodrze dziewczyny, delikatnie ją obejmując skierował się spowrotem na taras. Po drodze w barze poprosił o kolejne drinki. Dla siebie to samo co wcześniej, a dla Sandry Mohito. Gdy byli z powrotem na tarasie przy basenie powiedział:
- Ten drink powinien nieco bardziej cię orzeźwić niż poprzedni. I chyba nie jest taki mocny.
- Dzięki - powiedziała odstawiając drinka na stolik - Nie mogę tyle pić, bo do końca stracę głowę. I tak mi już niewiele brakuje. - uśmiechnęła się do chłopaka . - To mówiłeś, że czym się zajmujesz? Tak konkretnie?.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Tak konkretnie? Wypełniam polecenia przełożonych i egzekwuję wykonywanie poleceń przez podwładnych. Zwykły menadżer niższego szczebla. Pilnuję realizacji targetów sprzedażowych i przekazuję tym wyżej jakie są oczekiwania rynku. Generalnie raporty, analizy i wszystkie inne korpopierdy. Nic co zaciekawiłoby młodą ładną i inteligentną dziewczynę. A Ty? Modelka?
- No co ty. - roześmiała się, wyraźnie rozbawiona jego pomysłem. - Jestem o dobre 10 cm za niska. Nie mówiąc już o tym, że co najwyżej bieliznę bym mogła reklamować, bo modele strojów na pokazy są szyte w rozmiarze 32. Czyli na przerośnięte, płaskie gimnazjalistki. Chyba nie interesujesz się małolatami? Wiesz, to u nas nielegalne... - znów się zaśmiała, aby po sekundzie spoważnieć. -Jak już robić coś nielegalnego, to chyba warto mieć z tego jakiś zysk, prawda?
Chłopak zmierzył ją wzrokiem.
- To wszystko dlatego, że znani projektanci są pedałami. Ich ciuchy dobrze wyglądają na wieszakach, więc wybierają modelki wyglądające jak wieszaki. Później biedne dziewczyny się takich naoglądają i pojawia się plaga anorektyczek. Przykre.
Tomek zdawał się zignorować ostatnie pytanie dziewczyny.
- Jesteś pierwszym facetem jakiego znam, który nie chce gadać o pracy na branżowej imprezie. nawet mi to imponuje.. choć też trochę dziwi, faceci uwielbiają przechwalać się, co tam się im ostatnio udało.. Więc albo ci nie idzie - ale patrząc na twoje ciuchy to mało prawdopodobne, nawet nie były prane - albo to jakaś tajemnica. Więc jak z tobą jest, hm? - zajrzała mu w oczy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-06-2015, 23:39   #43
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Rzeczywiście - serce zabiło ciut szybciej na wspomnienie Moniki, ale to tylko dlatego, że praktycznie zapomniał o fakcie jej uczestnictwa w takiej imprezie. Znał ją dobrze, ale nie na tyle, aby móc wykluczyć jej rzekome zamiłowanie do takich wydarzeń. Reszty słów Fify słuchał w milczeniu. Był skupiony na powierzonym mu zdaniu - tylko te zadanie i żadne inne.
Pocieszał się tym, że niemal kazał wyjść dziś wieczorem Natalii. Wręczył jej stówę i rzucił z uśmiechem na twarzy, aby wróciła dopiero jutro popołudniu. Pieniądze z koperty ukrył głęboko.

Gdy zajechali na miejsce, przepych willi zrobił na nim ogromne wrażenie. Z wrażenia poprawił kołnierzyk koszuli. Ubrał się elegancko - ciemnoszara koszula z długimi rękawami, pod nią biały podkoszulek, w połączeniu z ciemnymi butami od Nike’a i dopasowanymi spodniami w kolorze czarnym.Westchnął głęboko i ruszył za Fifą.
Wręczył mu do ręki piwo czy tego chciał czy nie, targał za sobą i przedstawiał osobom, którym imiona czy twarze nic mu nie mówiły. Nazywał go tak jak Wojtek chciał, ale podanie prawdziwych danych nie wchodziło w grę. Mówił, że na okres próbny będzie zastępował jego stanowisko, bo on sam zajmuje pozycję niejakiego Rafała. Wojtek nie bardzo rozumiał o czym rozmawiają, padało zawsze dużo przekleństw, ale w humorystycznym, albo bardzo zwyczajnym tonie, brakowało agresji, mimo, że z wyglądu goście wyglądali na takich, którzy od niej nie stronili. Przynajmniej spora część z nich, bo oprócz pseudomodelek, mięśniaków, pełno było też ludzi ubranych naprawdę porządnie, zadbanych, a część wyglądała po prostu zwyczajnie. Mieszanka ludzi, którzy urwali się z studenckiej imprezy, czy sobotniego grilla dla starszych par, albo gali.
Gdzieś tam w tłumie dostrzegł chłopaka, z którym miał się skontaktować. Łaził razem z jakimś ubranym w idealnie skrojony, jasny garnitur, bez krawatu i gadał po kolei z prawie wszystkimi. Wyglądało to jakby też go wszystkim przedstawiano.
W końcu też udało mu się odłączyć od Fify, przedstawiono go już tylu osobom, że nikt nie zwracał na niego uwagi, bo i Wojtek wyglądem się jakoś nie wyróżniał w i tak mocnej mieszance społecznej.
Piwo przedstawiało sobą dobrą jakość. Mógł tylko zgadywać z jakiego kraju pochodzi - mocno chmielone, gorycz miło uderzała do głowy. Wyraźne nuty kolendry, słodu jęczmiennego.
Wojtek posiadał tą jedną przewagę - wiedział jak umiejętnie pić alkohol. Przygotowanie miało dwa etapy - psychiczny i praktyczny. Wojtek od kilku dni nie kłócił się z alkoholem. Dyskretnie wypijał jeden kieliszek przed snem. Po pracy wrzucił solidną podstawę pod picie: kawałek tłustego steka. Miał to szczęście, że w pobliżu pracy była dobra restauracja w której mógł sobie pozowilić na taki solidny obiad. Spora część ludzi nie wie jak pić. Zalewają pałę na pusto, czasami coś zjedzą. Najgorzej, że jedzeniem tym są produkty oparte na mące - głównie kanapki. Nie bez powodu nasi przodkowie przy piciu wódki wąchali chleb, aby nie porzucić cudownego zapachu. Chleb zachowywał się jak gąbka, wchłaniał alkohol i trzymał go o wiele dłużej. Kebab? Zapomnij, chyba, że lubisz haftować cienkim ciastem i kapustą. Inną sprawą jest własne tempo i zagryzanie równie tłustymi potrawami. Dopił piwo i odstawił pustą szklankę na jakiś stół, ruszając dalej. Piwo - piwo i wódka względnie się tolerują, zwłaszcza jeśli pije się piwo jednego gatunku. Zasada przy mieszaniu alkoholu jest jedna: nigdy nie pij słabszego alkoholu po mocnym. To śmierć.
Ruszył do któregoś z wielu barów i zamówił szklaneczkę whisky. Okazja sprawiła, że mógł spróbować szkockiej single malt. Poprosił tylko o dwie kostki lodu jak nakazuje kodeks picia alkoholu. Dyskretnie obserwował swój cel i czekał aż ten uzyska samodzielność. A z taki cwaniaczek jak on, na pewno szybko będzie do tego dążył.
Spędził krótką chwilę w kolejce, ale jedna z barmanek bardzo szybko, sprawnie i beznamiętnie podała mu co chciał nie siląc się na uśmiechy, bo raczej nie była jedną z tych, która musiała wyżyć z napiwków.
Tomasz najwyraźniej w końcu oddalił się od grupy ludzi i wyszedł na zewnątrz, gdzie muzyka była nieco głośniejsza, ale wciąż względnie spokojna, przyjemna i nie narzucająca się, spokojnie rozchodziła się po podwórzu razem z dziesiątkami innych ludzi.



Wychodząc dostrzegł jakoś Tomka stojącego obok nieco starszej od samego Wojtka dziewczyny. Do przewidzenia było, że i w takim celu chłopak przyszedł na imprezę co trochę utrudniało zadanie dla Wojtka. Mimo wszystko mógł się wbić na chama, ostatecznie wykazanie się pewnością siebie mogło być przydatne.
- Hej… ty jesteś nowym Rafałem? - spytał nagle elegancki człowiek, który do niedawno trzymał się blisko Tomka. Być może zauważył jak Wojtek przygląda się jego towarzyszowi, albo po prostu przypadkiem zwrócił jego uwagę. Tak czy inaczej, przyglądając mu się z bliska, Wojtek dostrzegł, że z wyglądu ten człowiek tutaj w ogóle nie pasuje. Niby miał idealny garnitur, ale jego twarz, wygląd ogólny, postura, wszystko inne przemawiało za tym, że to najbardziej zwyczajny i nieciekawy człowiek jakiego miał okazję widzieć.
- W sensie zająłeś jego miejsce?
Spojrzał prosto w oczy elegancika. Przeciętna twarz, którą ktoś wbił w idealnie spasowany garnitur. Niecodzienny widok.. no dobra, w miarę codzienny jeśli mija się biurowce Warszawy.
- Nadarzyła się okazja i skorzystałem z niej. To ja jestem tym nowym Rafałem. - dodał z lekkim uśmiechem i pociągnął łyk drinka.
Pokiwał głową.
- Słyszałeś pewnie jak skończył, czy woleli ci nie zdradzać szczegółów. Ja go czasem zaopatrywałem, gdy nie chciałem wysługiwać się pośrednikami, lubiłem go. Niby mięśniak, ale potrafił pogłówkować… zakładam, że ty radzisz sobie tylko z tym drugim - powiedział przyglądając mu się zmrużonymi oczami.
- Nie, nie wspominali jak skończył. Jakiś cwany człowiek powiedział, że prawdziwego mężczyznę poznać nie po tym jak zaczął, a jak skończył. Cóż, najwyraźniej mojemu poprzednikowi brakowało czegoś, nie ważne. - machnął lekko ręką w geście odrzucenia myśli. Tak, whisky było świetne - był pewien, że gospodarz nie szczędził pieniędzy na zaopatrzenie. Poprosił tylko o szkocką single malt z lodem - a jaką markę dostał pozostanie w jego kubkach smakowych. Wojtek umiejętnie przybrał swoją maskę, noszoną od wielu lat, a ostatnimi czasy wzmocnioną śmiercią Adama i mamy. W dodatku tak pojebany obrót spraw..
- Umiem pracować głową, całkiem dobrze. I jeszcze.. siedzę w elektronice. Wiem, że to głupio brzmi, ale potrafię zmajstrować kilka urządzeń. Rozmontować i usprawnić - tu zrobił nawias palcami - również. Jest jakaś sprawa, że tak zagaiłeś rozmowę?
Mężczyzna pokiwał głową.
- Powiedzmy, że po prostu lubię wszystkich znać - mruknął tajemniczo. - W najbliższych dniach będziesz miał sporo okazji żeby się wykazać, heh? Skąd cię Filip wytrzasnął co? - spytał najwyraźniej chcąc zagłębić się w rozmowie, co raczej nie działało na korzyść Wojtka i jego tożsamości.
- Tak jakoś się stało. Działałem lokalnie, pomału, na swój skromny koszt. Któregoś razu, ktoś polecił mnie Filipowi lub jak wolisz Fifię i tak wyszło. Taki ja - skromny, szczupły, o prostych rysach twarzy się nie wyróżnia. Na ten przykład.. - dopił drinka i postawił go na kontuarze baru. Po chwili złapał swoje włosy w mały kucyk. - teraz wyglądam jak student ASP. Kto podejrzewałby takiego typka o różne ciekawe umiejętności? Nikt. - uśmiechem skwitował swój wywód.
- Mniejsza o mnie. Widzę, że zabrałeś z sobą protegowanego. To zagadanie propos mojej nowej fuchy tyczy się jakoś jego? Załatwić coś dla niego?
- Co Tomek? Poznałeś go już, huh? - mruknął spoglądając w stronę chłopaka, wciąż rozmawiającego z urodziwą dziewczyną. Zmierzali w stronę podwórkowego, przykrytego wielkim baldachimem parkietu, gdzie muzyka grała najgłośniej i raczej nie dało się rozmawiać. - To zależy jak bardzo chciałbyś być zanagażowany w robienie pieniędzy… Filip był dość zamknięty na pewne propozycję, a ty jesteś nowy i z tego co zdążyłem popytać większość ludzi tutaj dopiero cię poznała… a może raczej wszyscy oprócz Filipa - dodał chłodno. - Tomek tutaj jest na ten przykład bardzo zainteresowany różnymi dodatkowymi opcjami zarobkowymi. Ty? - spytał zniżając tembr głosu.
Uśmiechnął się.
- Tak, to teraz wiem jak mogę zagaić z nim rozmowę. Plus to, że znam jego imię. - zamówił kolejnego drinka. Odczekał chwilę i upił mały łyczek whisky.
- I nie, nie poznałem go wcześniej. Przyciągasz uwagę, ludzie z którymi się witałeś jednocześnie przedstawiając Tomka, zachowywali duży respekt wobec Ciebie.
Oparł się lekko o bar i westchnął głębiej.
- Dodatkowe opcje mówisz.. owszem, jestem zainteresowany. Pytanie tylko co rozumiesz pod tym pojęciem. Widzisz - wrzucono mnie na głęboką wodę i kazano wiosłować dosyć mocno. Do tej pory działałem na mniejszą skalę. Jednak! - zaakcentował to lekko wyciągniętą dłonią w geście stopu - nie oznacza to, że nie dam rady. Muszę tylko wiedzieć czego konkretnie mogę się spodziewać i co będzie ode mnie oczekiwane. Wtedy działam efektywniej.
Krzychu prychnął przestępując z nogi na nogę. Opróżnił resztę mocnego drinka i odstawił szklankę na jeden z pobliskich stolików.
- Akurat to nie jest miejsce i czas na konkrety? Masz jakiś adres zamieszkania?
- Bezdomnym nie jestem, ale reguła ją przyjąłem jest spotykanie się z ludźmi na mieście. Mam kilka sprawdzonych miejsc, gdzie dokonuje pewnych.. ustaleń i wymian.
Krzychu przypatrywał się Wojtkowi przez niepokojącą chwilę ciszy.
- I tak mogę się dowiedzieć gdzie mieszkasz. Gdybyś mi powiedział łatwiej byłoby nam wypracować jakieś podstawy zaufania, nie sądzisz? - mruknął nieco zniżając głos. - To dość ważne w tym co robimy.
Nie spuścił wzroku, nie przeszedł go dreszcz gdy elegant mierzył go wzrokiem. Był zbyt zdeterminowany.
- Oczywiście, że możesz się tego dowiedzieć, ale czy to coś zmieni? Postaw się w analogicznej sytuacji, tylko na chwilę. - przerwał i upił kolejny mały łyk. - To ja proponuje spotkanie, aby omówić konkrety ciekawszych przedsięwzięć. Ty wskoczyłeś za gościa, który marnie skończył z sobie tylko znanych powodów. Nie czułbyś lekkiego niepokoju, nawet w obliczu bardzo ciekawej współpracy na którą się zgodziłeś?
- Dlatego warto byłoby wypracować jakieś podstawy zaufania. By nie trzeba było dłużej się cipkać, hm? - zaproponował z uśmiechem.
Kiwnął głową.
- Co oznacza, że nie za bardzo czujesz się bezpiecznie w tym miejscu. Z resztą - jaką mam gwarancje, że nie będziecie mnie nachodzić jeśli nie podejmę się jakiegoś zlecenia, albo zrezygnuje z zamiaru uczestniczenia w dodatkowych opcjach?
- Jezu, kurwa, Chryste bo z takich rzeczy się nie rezygnuję. Jeśli wybrałeś nasz zawód to już w nim, kurwa jesteś i będziesz do śmierci - powiedział wyraźnie rozbawiony. - Skąd kurwa tyle pytań, ja pierdole? Każdy tutaj wziąłby pierwszy lepszy interes jaki mu proponuję w ciemno - skinął głową w stronę rezydencji. - Skąd niby Fifa cię wytrzasnął?
- Czasami sam się zastanawiam. Jego pytaj, on się kierował jakimiś kryteriami. - uśmiechnął się lekko. - Nie wątpię, że przyjęliby każdą propozycję. Znają Ciebie i wiedzą kim jesteś. Hmm.. a możemy zrobić tak: praca dla was jest świetną szansą, wiem, że raczej nie zrezygnuje z niej ale chciałbym przemyśleć te dodatkowe opcje, dobrze? Taki nieco ostrożny gość ze mnie, co może lepiej wpłynąć na mój los w stosunku do Rafała.
Krzychu pokiwał głową.
- Może i tak, może i tak… będziemy w kontakcie co? - powiedział, nie oczekując odpowiedzi i wzrokiem zmierzając ku najbliższemu barowi. Jego nogi miały tam zaraz podążyć.
- Jak najbardziej, jesteśmy w kontakcie - odpowiedział i kiwnął głową na dodatkowe potwierdzenie. Gdy Krzysiek odszedł od niego, Wojtek postanowił poszukać wzrokiem swojego celu. Ewentualnie chwycił szklankę z trunkiem i zaczął powoli się przechadzać.
Ciężko było mu powiedzieć ile czasu zajął mu Krzysztof, ale chyba drugie tyle zajęło mu w miarę dyskretne znalezienie Tomasza.
Chłopak wciąż był w towarzystwie dziewczyny, z którą widział go wcześniej, ale teraz poruszali się ze sobą znacznie swobodniej. Jeśli chciał do nich podbić, musiał wymyślić coś naprawdę dobrego, bo nie wyglądali na takich, którzy chcą by im przeszkodzono.
- Tomek? - usłyszał nagle za sobą, dźwięczny głos, który rozpoznał z łatwością. - Chryste, co ty tu robisz? - Monika wyskoczyła przed nim, olśniewając urodą i urokiem młodej, nieskalanej bogini.
- Znasz tu tych ludzi? Ja może z jedną dziesiątą! Ale chata, nie? - spytała z entuzjazmem lekko podpitej nastolatki.






A oto i ona - obiekt jego platonicznej miłości, dziewczyna do której wzdychał ukradkiem i na temat której fantazjował nie raz w swoich myślach. Zawsze obok, zawsze jako dobra znajoma, koleżanka - tylko przyjaciółka. Nie wiedział czy to jego sprawka, iż zabił możliwość rozwinięcia relacji, czy to brak zainteresowania nim w sposób.. stricte seksualny z perspektywą na przyszłość. Wielokrotnie wyobrażał sobie jaki smak miałoby życie, gdyby był z nią - nie ważne czy dotyczyło to prostych rzeczy, niemal codziennych, tych wchodzących w relacje czy po prostu - jaka była w łóżku. Zawsze sprawiała wrażenie delikatnej i ułożonej, ale ostatnie dni wypłukiwały w sposób do bólu systematyczny pozostałe umocnienia idealizmu. Stracił przyjaciela, który wrócił z powodu straty, by znowu go stracić. Nie chciał przyznać się do tego, ale każdą noc przed zaśnięciem poświęcał snuciu możliwych scenariuszy - że w jakiś sposób ratuje Adama, on otrząsa się z tego narkotykowego gówna i razem jak bracia pokonują to chujstwo. Gdzie ratuje go tuż tuż, na sekundy z łap śmierci. Gdzie on i Adam siedzą przy barze i popijają piwo z litrowych kufli. Adam Huk i Wojciech Starzyński - bracia z różnej krwi, ale bracia. Potem stracił mamę, ukochaną mamę - pocieszycielkę, zdolną kucharkę, najwspanialszą matkę, kobietę która ratowała życie innym. Zawsze miała ogrom ciepła i miłości dla rodziny, a Wojtek musiał żegnać ją jako ostatni. Oszczędził tego widoku tacie i Natalii. O mało nie stracił tatę.. w sumie nie wiedział jak to się potoczy, nie zniósłby straty ojca - kolejnego przyjaciela, autorytetu, mentora. Potem.. potem wszystko się sypało. Dziewczyna co do której żywił uczucie ochłodziła relacje, znikała, nie miała nawet godziny czasu dla Wojtka. A teraz dowiaduje się, że będzie na tej imprezie. W chwili usłyszenia tej wiadomości jego serce zamarło na ułamek sekundy, by ruszyć w ponowny bieg - całkowicie inny. Chyba już zimny. Impreza podejrzanych typów, męt, kryminalistów, dlierów i chuj wie kogo, w tym ona, pijana i pytajaca się co tutaj robi? Kurwa mać, ależ ma poczucie humoru sytuacyjnego?!

Otrząsnął się z lekkiego zamyślenia. Beznamiętnie wysłuchał szczebiotania podpitej Moniki, które bodaj w połowie jej rewelacji skwitował upiciem kolejnego łyku z szklanki.
- Wybacz, musiałaś mnie z kimś pomylić. - to powiedziawszy dopił drinka i wręczył pustą szklankę dziewczynie, samemu obracając się i spokojnym krokiem wychodząc na zewnątrz. Miał zamiar zwiedzić dostępną część domu.
 
Gveir jest offline  
Stary 25-06-2015, 08:21   #44
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tomek czuł się jak ryba w wodzie. Właśnie tak spełniały się marzenia. W aucie nie pił dużo. Nie lubił alkoholu w stężonej postaci, a Krzychu cenił sobie przede wszystkim dobrą polską wódkę. Na szczęście gdy dotarli na miejsce młody diler zaopatrzył się w szklankę whisky z colą. Idealny jego zdaniem drink. Mocny alkohol tak czy inaczej doprowadzi do odwodnienia organizmu, ale duża ilość amerykańskiego napoju zminimalizuje spustoszenie w organizmie wywołane aldehydem octowym. W dodatku potężna zawartość cukru powinna, przynajmniej w teorii, zwiększyć produkcję dinukleotydu nikotynamidoadeninowego. A to pozwoli ustrzec się kaca. Tyle w teorii, bo w praktyce cola miała jeszcze w sobie kwas ortofosforowy VI. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Amfetamina też niszczy szkliwo.
Chłopak nie mógł się upić tej nocy. Nie mógł sobie również pozwolić na nadużywanie narkotyków. W końcu miał przed sobą poważne zadanie. Postanowił na początek pospacerować z Krzychem i dać się przedstawić co ważniejszym gościom.

Krzychu najwyraźniej był człowiekiem, którego sporo osób się bało. Niby uśmiechali się, podawali mu rękę, gadali, ale gdy tylko podchodził, druga osoba robiła się nerwowa, nawet najwięksi mięśniacy tracili jakąś część pewności siebie. Trzymanie się go z pewnością mogła skutkować wieloma znajomościami, ale… ale początek takich znajomości byłby niezręczny.
Czuł jednak na sobie czyjeś spojrzenia, może to i tylko przez to, że za Krzychem wielu spoglądało, a on po prostu stał obok, albo zwyczajne złudzenie spowodowane przez tłum ludu, ale jednak coś czuł.
Chyba to uczucie spowodowało, że w końcu oddalił się od Krzycha. Za basenem oparł się o balustradę i powoli sączył drinka lustrując zebranych. Wiedział wiele o ludzkich zachowaniach i charakterach. Jego poprzednia praca tego wymagała. Z tym, że wtedy nie widywał swoich rozmówców. Mowa ciała była czymś z czego Tomek dopiero uczył się czytać. Starał się, żeby jego przyglądanie się gościom wyglądało naturalnie. W końcu sam nie wiedział kogo szuka.

Ostatecznie ktoś znalazł go pierwszy. Niewinnie wyglądająca dziewczyna w jego wieku, ubrana w stosowną, ale dobrze podkreślającą zgrabną figurę podeszła do niego zagadując niezobowiązująco.
- Hej - powiedziała, usmiechając się. - Odjechana impreza, nie?

Kilka chwil później...

-Więc jak z tobą jest, hm? - zajrzała mu w oczy.
- Jesteś pierwszą dziewczyną jaką znam, która chce z facetem gadać o jego pracy - rzekł i upił nieco swojego drinka.
- Nie mam jeszcze zbytnich osiągnięć. Pracuję od niedawna na moim stanowisku.
Wzruszył ramionami, jakby chcąc podkreślić, że nie wie co jeszcze może powiedzieć.
- Masz ze sobą telefon? Wpiszę ci mój numer, to będziesz mogła za miesiąc mnie zapytać o osiągnięcia.
- Widać tamte dziewczyny nie znały się na facetach. Ja znam - wysunęła podbródek do przodu. - Maciek nic o tobie nie mówił - wskazała swojego "brata" sączącego piwo gdzieś nieopodal. Jego smętna mina wskazywała, że napój był z gatunku tych bezalkoholowych. - A czasem mocno narzeka na personel wyższego stopnia.
Znów zajrzała Tomkowi w twarz.
- Ok, zapiszę twój numer. - powiedziała wyciągając komórkę. - Może się przyda.
Tomek wyciągnął rękę po telefon Sandry.
- Wiesz, nie pamiętam swojego numeru. To znaczy pamiętam ale to jest ta, no ... - chłopak zaczął pstrykać palcami wyciągniętej dłoni - pamięć motoryczna. Kojarzę jak ruszać palcami po klawiaturze.
Gwałtowne cofnęła dłoń z aparatem.
- Bzdura - stwierdziła sucho. - Pamięć motoryczna ma związek z czynnościami, które się wykonuje regularnie. Jak wpisywanie kodu. Nikt nie dzwoni sam do siebie. Ściemniasz mi. Chciałeś mi skosić telefon? - myślała głośno. - Bez sensu.. O co chodzi? Powiesz, czy poprosić moich znajomych, żeby Ci nastukali? - zapytała, a Tomek nie wiedział, czy mówi serio, czy żartuje.
- Skoro tak mówisz. Mam ten numer od trzech dni i częściej sam go wpisywałem niż dzwoniłem do kogoś - znowu ruszył ramionami jakby miał wszystko gdzieś.
- Tam na srebrnej tacy jest usypana kupka kokainy warta kilkadziesiąt tysięcy. Dlatego właśnie postanowiłem zakraść się w twoje łaski, żeby zwinąć ci telefon, który bez gwarancji i dowodu zakupu upchnę w lombardzie za jakieś 200 złotych. Później będę cię szantażował, bo będę miał całą listę twoich kontaktów. Będę wypisywał zbereźne esemesy do rodziców i chłopaka.
- Sorry, ostatnio jestem trochę przewrażliwiona - mruknęła, zawstydzona. - Telefon to dla mnie prywatna własność, jak szczotka , czy pióro. Ale to o zbereźnych smsach było dobre. Masz poczucie humoru. Sprawdź na swoim i mi przedyktuj. Numer.
Tomek wyjął swojego Samsunga i wyklepał swój numer. Podyktował dziewczynie przestawiając ostatnie dwie cyfry. Gdy zorientował się, że popełnił błąd podyktował jeszcze raz. W sumie dopiero za trzecim razem udało mu się od początku do końca podać numer, którego był prawie pewien.
- Zadzwoń do mnie dla pewności, bo naprawdę nie jestem pewien czy to dobry numer.
Młody diler czekał z telefonem w ręce.



- Jasne - powiedziała dziewczyna, ale zanim wybrała połączenie, wstukała imię w opisie kontaktu. - A dalej?- spojrzała pytająco.
- Co dalej? Nie wiem. Fajny? Przystojny? Wygadany? Inteligentny może? Nie wiem jak u ciebie, ale mnie nic tak nie irytuje jak spis kontaktów w którym zastanawiam się kim jest Jan Kowalski, albo Tomasz Nowak.
Przewróciła oczami.
- Jak tam sobie chcesz, wygadany tajemniczy Tomku w fajnych ciuchach.
Wybrała numer i stuknęła połączenie.
Na telefonie chłopaka pokazała się ikonka nieodebranego połączenia z prywatnego numeru.
- ok, to twój - uśmiechnęła się ponownie. - Chłopak mi kiedyś ustawił zatajenie numeru i teraz nie umiem tego odkręcić.
- Jak telemarketerka. Jakbyś chciała mi coś opchnąć przez telefon to dzwoń śmiało. Nie odbiorę.
Na koniec zdania Tomek mrugnął okiem.
- Spoko, wyślę smsa. Tam sie numer ujawnia. Chyba, ze masz 15 Sandr w komórce i nie będziesz wiedzial od której...
- Sandr... - zdawał się smakować to słowo - nie znam żadnych więcej. Do dziś nawet nie wiedziałem jak brzmi odmiana tego imienia w liczbie mnogiej. To co dalej? Idziemy się rozejrzeć? Zobaczymy jakie "atrakcje" przygotowali gospodarze?
- Pewnie. - złapała jego dłoń i pociągnęła chłopaka za sobą.
Wydawało się, że ktoś włożył sporo wysiłku w to, by najgorsze, najbrudniejsze aspekty poukrywać, w pobliskim lesie,czy zamkniętym skrzydle domu. Tam działy się rzeczy, o których postronni nie powinni i raczej nie chcieli wiedzieć. Poza tym miejsce miały głównie stosunkowo przyzwoite rzeczy, choć z mocnymi substancjami, czy wybiegiem dla niespełnionych modelek nikt się tu nie krył. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-06-2015, 20:58   #45
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Podczas gdy Tomek i Asia dobrze odnaleźli się w swoich rolach i otoczeniu, to Wojtek wyraźnie tu nie pasował i mógł spokojnie zacząć żałować przyjścia tutaj. Nie wiedział od czego zacząć sprawdzenie Tomasza i co ze sobą począć. Miał poczucie, że otarł się o coś zbyt niebezpiecznego, źle prowadząc rozmowę z Krzychem, a teraz jeszcze natknął się na Monikę. Co prawda dalej mu się poszczęściło, bo zaraz została odciągnięta przez zdezorientowane koleżanki, które odnalazły ją po tym jak na chwilę się odłączyła.
Szczęście jednak skończyło się bardzo szybko dla wszystkich w willi i na jej terenie.

Pożar zaczął się od lasu, płomienie rozpoczęły żywot w paru miejscach, jakby jednocześnie, zupełnie jak po dokładnym rozplanowaniu i rozmieszczeniu ładunków. Zresztą o nieszczęśliwym wypadku nie było w ogóle mowy, każdy kto wiedział kto jest na tej imprezie, wiedział, że to co się miało teraz stać będzie krwawe i to nie bez powodu. Narastające płomienie i dziwny zapach, przebijający się przez dym i spaleniznę, nie napawał optymizmem.
Szlak ognia wskazywał, że jedynym dostępnym wyjściem jest to główne, gdzie zaraz zaczęli się kierować, bardzo szybkim krokiem wszyscy goście, podczas gdy obsługa wybiegła szukając ratunku przez tylną furtkę, przez którą zostali tu wpuszczeni.
Sytuacja od początku nie była pod kontrolą, ale dopiero gdy z rozjaśnionego lasu wybiegli ludzie, rozpoczął się prawdziwy chaos
.
Dziesiątki podpalonych, z czego większość nie była już w stanie krzyczeć i błagać o pomoc. Jedni całkowicie pokryci płomieniami, biegli skwiercząc, inni potykali się o swoje zaognione nogi i bezskutecznie próbowali je ugasić, tylko po to by zostać zdeptanymi przez innych. Część szukała ratunku w basenie, ale płomienie najwyraźniej kierowane dywersją chemiczną, były nieubłagalne, śmiertelne i rozłaziły się z zadziwiającą prędkością. A może to tylko presja czasu, sprawiała, że jest to zawrotne tempo?

Drzwi do posiadłości nie był zablokowane, fala szczęśliwców, którzy byli najbliżej wyjścia, przedarła się przez nie i wylała się z hałasem i strachem na rozległy plac zakończony obecnie zamkniętą bramą, za którą znajdował się parking, zamieniony w cmentarzysko kierowców i ochroniarzy.
Pośrodku placu stała trójka mężczyzn, każdy z nich, w różnym stopniu pokryty krwią, odziani byli w ciemne bojówki i kamizelki kuloodporne i nie licząc masywnych butów, w nic więcej.
Stojący pośrodku blondyn o ciele i urodzie greckiego boga, trzymał w jednej ręce dubeltówkę, a w drugiej okrwawioną maczetę.
Po jego prawicy stanął uzbrojony w kałasznikowa groteskowo wysoki i chudy mężczyzna o bladej twarzy i białych, krótkich włosach obecnie zakrapianych krwią.
Po lewicy blondyna stał kolejny koszmar, z metalowym kijem nabijanym kolcami w jednej ręce i pistoletem maszynowym w drugiej. Był on najniższy ze wszystkich, ale najpotężniej zbudowany, przypominał opętanego rządzą krwi krasnoluda.
Wszyscy opatrzeni byli w rozliczną amunicję poprzyczepianą do pasów i kamizelek, gest stojącego pośrodku mężczyzny, rozkładającego szeroko ręce, jasno wskazywał jaki mają zamiar zrobić z tego użytek.


Tomek i Joanna znaleźli się mniej więcej pośrodku tłumu, który w większości nawet nie zauważył trójki i ruszył bezmyślnie ku bramie i choć żadne z nich nie rozpoznało nikogo, to dla Joanny mężczyzna stojący pośrodku wydał się dziwnie podobny do Davida, wzrost, postura, upiorny, pusty wzrok mordercy, błyszczący się w ciemności.
Mogli próbować się przedostać do bramy i dalej wspiąć, ale było to ryzykowne i byłby to spacer po trupach. Wyjść mogło być więcej, ale czy był czas na ich szukanie?
W bardziej bezpiecznej pozycji znajdował się Wojtek, który wybiegł na plac, gdy już rozległ się strzały i krzyki uległy zdwojeniu. Teraz ludzie nie biegli w jednym kierunku. Uciekali gdzie tylko mogli, od kuli do ognia i na odwrót,. Zaraz na plac zaczęli wbiegać podpaleni potęgując symfonię śmierci.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-11-2015 o 22:00.
Fearqin jest offline  
Stary 09-07-2015, 12:22   #46
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
To co wydarzyło się potem wywróciło myślenie typu “wszystko już było” do góry nogami. Alkohol wyparował z niego momentalnie, Monika zniknęła za jego plecami. Z resztą.. pewnie był ktoś, kto ją ochroni. Na pewno lepszy, ciekawszy, z przystojniejszym pyskiem od niego. Pierdolić ją!
Następne chwile były szybkimi przebłyskami. Ogień, który żył własnym życiem; uciekający ludzie; ludzie w płomieniach; trzech mężczyzn z bronią - niczym boski sąd.
Miał to szczęście, że był na placu przed wszystkimi. Wiedział co za chwilę się stanie, słyszał krzyki płonących.
Jedyne wyjście było przez bramę. Liczył, że gdy trójka zajmie się mordowaniem, on zwieje przez ogrodzenie. A dalej? Dalej gdzie go nogi poniosą. W tej chwili ukrył się za jakąś osłoną i lustrował bramę główną wraz z ogrodzeniem. Chciał wiedzieć czy może się przez to przecisnąć czy też, przeskoczyć. Cieszył się, że prawko zrobił dawno temu. Możliwe, że uda mu się podprowadzić samochód.
Teoretycznie wspięcie się na ogrodzenie nie było niemożliwe, ale gdy chował się z boku, trójka psychopatów porządnie się rozkręcała i coraz bardziej przerzedzała tłum, niwelując miejsce dla Wojtka. Raczej nie miał za wielu czasu na ukrywanie się i planowanie. Świst kul i stukot broni palnej, przebijał się przez dziesiątki krzyków i wrzasków, nie pomagając mu w uzbrojeniu się w potrzebną odwagę.
Zdecydował się, że gdy tylko ponownie nacisną spust, co było kwestią sekundy, podbiegnie do ogrodzenia i w stary sposób pokona przeszkodę czyli z rozpędu wyskoczy w górę, złapie się dłońmi i opierając na brzuchu przeturla się błyskawicznie. Zupełnie tak, jakby ktoś przerzucał dywan przez trzepak.
Z rozpędu rzeczywiście mógł dać radę. Może i działał pod presją i to chyba taką jak nigdy w życiu, które zaraz mogło się skończyć, ale i adrenalina włączyła się do akcji.
Jednak w trakcie biegu, podczas którego mógł poczuć się jak przy inwazji na Normandię, zobaczył, że dość sporo ludzi dostało się do ogrodzenia i część z nich była właśnie wystrzeliwana jak kaczki. Jednak niektórym udawało się przedostać na drugą stronę wysokiego ogrodzenia, ale w pewnych miejscach, ciała zwisały w połowie drogi, przewieszone przez górę muru.
No, ale co miał zrobić? Zatrzymać się w połowie drogi?
Wszystko stało się bardzo szybko, przebiegł obok kogoś, kto z cichym stęknięciem nagle się przewrócił i skoczył łapiąc się dłońmi krawędzi ogrodzenia, tuż obok kogoś kto odbywał tam wieczny odpoczynek. Podciągnął się, wspomógł nogami idąc nimi po murku i spadł na drugą stronę pchnięty siłą, która jak mogła się wydawać, prawie urwała mu nogę. Upadł na betonowy chodnik po drugiej stronie, waląc w niego dość mocno i serwując sobie kolejną porcję bolesnych impulsów, ale katorgi z przestrzelonej poniżej łydki nogi skutecznie mu to przysłoniły.
Ale był po drugiej stronie. Na cmentarzysku kierowców i limuzyn, w których byli pozamykani. Reszta samochodów, tych, którymi przyjechali zwyczajni, mniej zamożni goście, mogła być otwarta, ale i mogła okazać się stratą czasu, którego i tak mógł mieć niewiele.
Zdarł z siebie koszulę i szybko przewiązał nią nogę w miejscu postrzału. Wiedział, że jest ranny - jak poważnie, tego nie mógł oszacować. Ból wymieszany z adrenaliną pchały go do przodu, każąc mu uciekać wprost. Gdy mijał samochody starał się zaglądać do wnętrz, w nadziei, że wypatrzy jakiś możliwy do jazdy samochód. Biegł lekko przykulony.. biegł na tyle na ile pozwalał mu ból. Musiał uciekać. Jeśli znajdzie sprawny samochód odpali go i spierdoli, jeśli nie będzie wiał dalej. Byle znaleźć kogoś żywego, nastawionego przyjaźnie lub co najmniej neutralnie.



Pamiętał to, jakby miało to miejsce wczoraj. Wakacje u dziadków. Tak bardzo chciał zobaczyć pozostałości czołgu niemieckiego zatopionego w pobliskim jeziorze. Wyruszył tam sam, na starym rowerze dziadka. O wiele za dużym dla dzieciaka, który ledwo go kontrolował. W trakcie podróży miał wypadek - zjazd z małej górki był punktem kulminacyjnym w jego niezbyt udanej kontroli nad środkiem transportu. Zahaczając o gałąź przy sporej prędkości zaliczył efektowny upadek, przelatując nad kierownicą. Świat wirował, kotłował się i mieszał w ferii barw oraz dzięków by ustać. Mały Wojtek wstał, otrzepał spodnie oraz koszulkę. Spojrzał na liczne rany na dłoniach, kolanach i nogach. W tym czasie nie mógł wiedzieć, że również rozbił skroń. Niesamowita determinacja popchała go do zobaczenia niezwykłego cudu techniki. Zobaczył go, podziwiał na w pół wystający wrak niemieckiej Pantery, a potem wziął zdezelowany rower i jak nigdy nic ruszył z powrotem do domu. Szedł tak przez cztery kilometry - w krwi, piachu, ale zadowolony. Raban jaki podniosła mama, gdy tylko go zobaczyła pamiętał do tej chwili. Dopiero potem dotarł do niego ból. W gruncie rzeczy był bardzo dzielny.


Tym razem jednak mamcia nie zrobi mu burdy. Ci którzy przedarli się przez ogrodzenie nienaruszeni, czyli ledwie parę osób, ruszyło pędem przed parking, albo dotarła do swoich samochodów, które nerwowo próbowali otworzyć.
Wojtek zauważył, że nie był jedynym, który przelazł z ranami. Kilka innych osób wzdłuż muru, kuliła się na ziemi, jakby myśląc, że są już bezpieczni i mogą zacząć się użalać nad swoim losem.
Noga pozwalała mu na bardzo nieprzyjemne i coraz bardziej bolesne kuśtykanie wzdłuż parkingu. Z jazdy tutaj pamiętał, że do posiadłości prowadziła stosunkowo długa, prywatna uliczka otoczona laskiem i przedarcie się przez nią, szczególnie teraz, gdy jedynym źródłem światła był gorejący z tyłu pożar mogło być teraz najtrudniejsze bez mdlenia z bólu czy uciekającej krwi.
Jakaś dziewczyna, parę metrów, obok próbowała wcelować kluczykami z zamek od starego, niebieskiego seicento. Chociaż była ładna, to oszpecał ją teraz rozmazany makijaż, nieco podarta sukienka i nadpalone włosy. Kluczyki wypadły jej na ziemię, schyliła się żeby spróbować je podnieść.
Podskoczył do niej, pozostając w odległości nie budzącej zagrożenia i rzucił krótki rozkaz
- Wskakuj na pasażera, ja prowadzę. Spierdalamy z tego piekła jak najszybciej.
Liczył, że dziewczyna ulegnie jego nagłej sugestii i posłucha. Nie miał w intencji oszukać ją czy wykorzystać. Mogli skorzystać na tym oboje. Miał zamiar razem z nią wyjechać stąd jak najszybciej tylko umiał drogą którą przyjechał tutaj z Fifą. Dopiero teraz dotarło do niego, że Fifa.. ten Krzysiek.. Tomek i panna, która kręciła się obok niego.. Monika - prawdopodobnie wszyscy oni nie żyją.
Dziewczyna rozwarła szeroko oczy, zaskoczona jego obecnością. Podskoczyła i oparła się plecami o samochód.
- Co?! - krzyknęła, jakby niedosłysząc. Dopiero z bliska Wojtek zobaczył, że krew leciała jej z obu uszu. - Zostaw mnie! - krzyknęła ostro wymachując mu przed nosem ręką z kluczykami, licząc, że to jakoś pomoże.
Tylko tego brakowało, aby zaczęła drzeć pysk. Strużki krwi wydobywające się z uszu upewniły go w tym, że dziewczyna ma kłopot ze słuchem. Może go straciła.
Przyłożył palec do swoich ust w geście uspokojenia jej. Potem pokazał na swoje usta.
- Uspokój się i wydzieraj mordy, bo nas usłyszą. Nie chcę Cię skrzywdzić, tylko wydostać się stąd. Jesteś poważnie ranna, mnie postrzelili tylko w nogę. Mogę poprowadzić i uratować nas.
Przy wspominaniu o nodze pokazał gestem na zranioną łydkę, która teraz była przewiązana koszulą przesiąkniętą krwią. Gdy skończył lekko się uśmiechnął i delikatnie wyciągnął dłoń do dziewczyny, wewnętrzną stroną.
Pokiwała powoli głową.
- Wsiądę… najpierw - powiedziała ostrożnie obchodząc samochód i wsiadając od strony pasażera. Stamtąd otworzyła mu drzwi, kładąc kluczyki na siedzeniu. Skuliła się na swoim fotelu i patrzyła tępym wzrokiem w stronę rezydencji objętej ogniem i krwią.
Wojtek z trudem ruszył, przełamując ból prawej nogi. Wycofał i jak najszybciej ruszył ciemną drogą, szybko rozświetlając ją długimi światłami, bo las wydawał się nagle tak okrutnie zły. Wyjechali z rozległego terenu posiadłości, chociaż z racji na stan nogi Wojtka, nie mógł on specjalnie dobrze dociskać gazu. Dziewczyna w końcu doszła jednak do siebie, w miarę gdy oddalili się od miejsca rzezi, było jej lepiej. W końcu kazała mu się zatrzymać i przesiadali się. Powiedziała, że jedzie do szpitala, bo oboje tego potrzebują. Tym lepiej dla niego bo w końcu upływ krwi zaczął dawać się we znaki i powoli odpłynął wpatrując się w rozświetlone, niczego nieświadome miasto.
 
Gveir jest offline  
Stary 09-07-2015, 13:29   #47
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna zamarła, wpatrując się rozszerzonymi z przerażenia oczami ma rozgrywające się wypadki. Bała się, ale przeważało uczucie... nierzeczywistości. To wszystko nie miało sensu, nie miało prawa się dziać. Patrzyła, jak na horror w kinie.
Tomek ścisnął mocniej dłoń dziewczyny. Polubił swoje nowe życie. Szkoda byłoby je tak kończyć. Bieg na oślep był bez sensu. Pociągnął Sandrę w stronę ogrodzenia. Byle tylko nie biec wprost na tych trzech zabijaków.
Szarpnięcie przywróciło ją do rzeczywistości. Pobiegła za chłopakiem.
Absolutnie nikt nie myślał o biegnięciu na trójkę psychopatów, więc Tomek i Joanna opierali się głównie na szczęściu, na tym, że to akurat nie na nich padnie wyrok bezmyślnych, ślepych sędziów i katów w jednym.
Na szczęście podjęli szybką decyzję, a nie próbowali się ukrywać czy myśleć jak reszta. Mordercy nieco się rozeszli, ale wciąż pozostawali w polu własnego widzenia, pomiędzy nich, nikt nie wbiegał, więc mogli chodzić i mordować, stosunkowo spokojnie, chociaż nikt w dwójki raczej nie chciał się specjalnie przyglądać temu co robili.

Dopiero gdy zaczęli się zbliżać do ogrodzenia, zdali sobie sprawę, że ludzie po nim się wspinający zaczynają tworzyć wielką strzelnicę, w stronę której wzrok skierował wysoki, chudy mężczyzna, właśnie przeładowujący AK.
Nie było dobrze. Joannie pomagało głębokie przekonanie, że to co się dzieje to film, nie rzeczywistość. Gdyby dopuściła do głowy inną myśl, musiałaby zostać tam, gdzie stała, po prostu.
Pociągnęła chłopaka w dół.
- Nisko, wzdłuż ogrodzenia. Musi być inne wyjście.
Tomek za radą Sandry schylił się i ruszył wzdłuż ogrodzenia kierując się powoli w stronę płomieni. Wydawały się mniej groźne od uzbrojonych szaleńców.


- To nie USA, broń nie leży na ulicach - chłopak najwyraźniej mruczał coś zirytowany pod nosem. - Niech ja go kurwa jeszcze spotkam.

To było jak jedno z tych tragicznych wydarzeń, ataków terrorystycznych, które później wiadomości serwowały codziennie przez dobry tydzień, dopóki się im naprawdę nie znudziło. Jutro w Fakcie będzie o tym na pierwszej stronie, pojutrze pewnie też, dopiero za trzy dni zepchną na trzecią stronę.
W wiadomościach pokażą jak starsi ludzie i rodziny zabitych przychodzą zapalić świeczkę, będzie msza w jakimś kościele. Powie się “szkoda”, albo “co za psychole, co się dzieje w tym kraju”. Ponarzeka się, że policja nic nie robi i przejdzie się dalej.
Jak bardzo by miło było, gdyby Tomek i Joanna nie musieli być sensacją w wiadomości. Dążyli w stronę ognia, by spróbować móc jutro zobaczyć reportaż z tego wszystkiego.
Tsunami zrodzone z żywego ognia łypało na nich, krzycząc i pożerając wszystko na swojej drodze. Nikt już nie wybiegał z fali ognia, pochłaniającej już samą rezydencję i szalejącą najlepsze na tylnym podwórku.
Ogrodzenie było dość wysokie, potrzeba było chwili by się na nie dobrze wspiąć, brakowało punktu zaczepienia a nerwy robiły swoje, utrudniając normalne ruchy.

Jednak zagródka z koszami na śmieci to co innego. Furtka otwierana tylko od wewnątrz, za nią trochę przestrzeni na której czekały kubły na śmieci i kolejna bramka, którą można było otworzyć od zewnątrz. Aż wydawało się zbyt piękne by mogło być prawdziwe.


Joanna nacisnęła klamkę. Sama nigdy nie zamykała furtki do altanki śmieciowej na klucz , choć Tymon zawsze się o to wściekał. Ale zamykanie oznaczało latanie z kluczami trzy razy w tygodniu i pamiętanie, kiedy co zabierają. W życiu były ważniejsze sprawy. Miała nadzieję, że tutejsi właściciele mieli równie rozsądne podejście, jak ona.
Obsługa widocznie zadbała wcześniej o otworzenie bramki, by nie trzeba było tego robić za każdym razem przy wynoszeniu śmieci, co tej nocy miało dziać się regularnie.
Przecisnęli się obok kubłów i sięgnęli do klamki z drugiej strony, zostawiając za sobą piekielną willę.
Wylądowali nieco z tyłu, do głównego parkingu, prowadziła dróżka, którą miała wjeżdżać śmieciarka.

Ktoś jednak tutaj był i tego kogoś Tomek rozpoznał. Jego znajomy z poprzedniej nocy, który kazał nazywać się Hermesem. Przystojny mężczyzna, ponownie ubrany w garnitur, podniósł do góry trzymany pistolet. Wyglądał jakby robił to nie pierwszy raz.
Jego beznamiętny wyraz twarzy mordercy zelżał na chwilę, gdy rozszerzył oczy.
- O… to ty? Siema! - powiedział z uśmiechem, jeszcze nie opuszczając broni. Serce Tomka biło tak mocno i szybko, że momentami miał wrażenie, że za chwilę rozerwie jego klatkę piersiową i zacznie samodzielnie uciekać od tego całego zamieszania.
- Sie...ma - adrenalina i strach i przeskakiwanie między koszami na śmieci utrudniała kontakt chłopakowi. Po kilku oddechach odzyskał rezon, choć jego ciało nadal drżało.
- Zrobiło się gorąco, więc spadam.
Młody diler odruchowo stawał między Sandrą, a Hermesem. Ciężko powiedzieć, czy bardziej chciał, żeby Hermes nie zwrócił uwagi na dziewczynę, czy raczej wolał, żeby to ona nie przyjrzała się twarzy mężczyzny który stanął na ich drodze.

Dziewczyna zatrzymała się, koncentrując spojrzenie na broni mężczyzny. Wiedziała, czemu tam stał - miał strzelać do tych, którzy uciekli, którym udało się wymknąć, do niedobitków. Do nich.
- Nie strzelaj, proszę - wykrztusiła, ciągle patrząc na broń. - Proszę. - powtórzyła. Pisali, że powinno się błagać. Ale nie potrafiła.
Miała nadzieję, że potrafi strzelać celnie. Śmierć jako taka już jej nie przerażała, tyle ostatnio było jej wokół. Można powiedzieć, że przywykła.
Ale bała się bólu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 09-07-2015, 13:41   #48
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Popatrzył na nich jeszcze przez chwilę. Ostatecznie zabrał im lufę sprzed twarzy.
Podrapał się po podbródku kciukiem tej samej dłoni, w której trzymał broń.
- Dobrze, że to ty. Nienawidzę strzelać, zabijać, wiesz? - powiedział a jego głos przebijał się przez odgłosy śmierci i pożogi. - W ogóle ten… - zachichotał zwieszając głowę na krótką chwilę, by zaraz podnieść ją z niemal opętańczym śmiechem. - Kurwa sorry, że nie wiedziałeś nic o tym nie, ale to było dosyć spontaniczne i dla mnie. Oni to niby dawno planowali, podkładanie ładunków i w ogóle - mówił jakby miał chętną do stania i słuchania go widownię.- Sorry, naprawdę - dodał skinając głową w stronę Tomka, już na spokojnie.
- Panią też przepraszam. Chcieli uniknąć niewinnych ofiar, ale ciężko jest odseparować ziarno od owsa. Tak się mówi? Wiecie o co mi chodzi, nie? - spytał przerzucając rozbiegany wzrok pomiędzy dwójkę.
- Ziarno od plew. Mówi się ziarno od plew, a nie od owsa. Mniejsza o to. My stąd spadamy, bo zaraz zleci się policja - Tomek delikatnie pociągnął "Sandrę" w stronę Hermesa.
- Wie.. wiemmy - zapewniła go Joanna.
Facet był ewidentnie naćpany, a do tego wydawał się być znajomym Tomka. To się jej nie zgadzało - po co przysłali tu chłopaka, skoro wiedzieli, że rozpęta się jatka? A może sam przyszedł, mimo ostrzeżeń? A może wszystko było ukartowane?
- Musimy iść… - wykonała nieokreślony ruch ręką. Czuła, jak trzęsą się jej kolana.
- Sorry no, strasznie późno się dowiedziałem, zapomniałem ci jakoś powiedzieć, nie? - powiedział pozwalając im swobodnie się poruszać. - Dobra wiesz co, kurwa? Idźcie sobie, mili z was ludzie, czego was będę trzymał? - powiedział uśmiechnięty, z machnięciem ręki. - Chyba rzeczywiście zaraz jakaś straż pożarna będzie, nie? Eh…

Wyglądało na to, że mogli go obejść, chociaż jeśli rzeczywiście był pod wpływem narkotyków, co wydawało się bardzo możliwe, mogło się różnie to potoczyć. Za nim był głęboki las, otaczający całą rezydencję i drogę do niej prowadzącą. Jednak dróżką mogli spokojnie dotrzeć do częściowo oświetlonego parkingu, a z niego pójść główną drogą, też jednak otoczoną przez orkutnie ciemny i w tej chwili wyjąkowo niepokojący las.
- Dobra, to będziemy spadać. - Tomek obszedł Hermesa zachowując odległość, która w mniemaniu dilera miała zapewnić uzbrojonemu mężczyźnie spokój psychiczny. Zbyt często spotykał w swoim życiu zaćpanych ludzi, którzy zaczynali wariować, bo ktoś był zbyt blisko nich. Do tego Hermes miał broń, a jego koledzy nie wahali się strzelać do bezbronnych. Tomek chyba nigdy nie był taki spięty.
Delikatnie ciągnął za sobą dziewczynę. Miał nadzieję, że nie czuła jak mu drżą dłonie. Chciał iść główną drogą. Gdyby zobaczyli nadjeżdżające radiowozy zawsze mogli próbować wbiec w las. Nie chciał ryzykować spotkania z policją i niewygodnego przesłuchania.

Dziewczyna lekko zaoporowała ciałem. Potrząsnęła głową.
- Musimy odejść od posesji - wskazała dłonią las. - Wokół ogrodzenia będą… - poszukała słowa. - Koledzy twojego znajomego z bronia. Nie wszyscy muszą cię znać.
Bez słowa kiwnął głową i skierowali się w las. Musiał przyznać sam przed sobą, że gdy ostatnio spacerował w nocy z lekko pijaną dziewczyną za rękę to czuł zupełnie inne rzeczy niż tym razem. Tym razem na przykład nie chciał tracić z oczu drogi, którą mieli początkowo podążać. Wolał nie ryzykować nocy w lesie.
- Kurwa - zaklął szpetnie pod nosem gdy jakaś wystająca gałąź rozdarła mu spodnie.
Joanna ślizgała się w swoich letnich sandałach na obcasie, zdecydowanie nie były przeznaczone do tego typu wycieczek. Teraz jednak nie mogła wybrzydzać. Jak to w ogóle możlwe, że udało się im stamtąd wydostać? Nie było teraz czasu na tego typu rozważania. Musieli dotrzeć do jakiejś drogi, znaleźć transport.
Gdzieś za nimi majaczył płomień pochłaniający willę.


Dotarli na parking.
Widocznie niektórzy przedarli się przez ogrodzenie i teraz wili się na parkingu, próbując przeboleć rany i dotrzeć do samochodów. Widocznie nikt z pełzających nie miał zamiaru przerwać im drogi do ucieczki przez las, czy główną drogą.

Może oboje byli wyzuć z uczuć, a może strach o własne życie spowodował, że nie pomogli nikomu. Wyraźnie było widać, że zostały już tylko auta, które i tak nie wyjadą z tego parkingu. Bez słowa ruszyli dalej. Lasem wzdłuż wąskiej drogi.



Gdy zrobiło się chłodno Tomek dał "Sandrze" marynarkę. Kierowali się do przystanku autobusowego na jakimś zadupiu, ale oboje żyli i nawet nie byli ranni.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-07-2015, 12:30   #49
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

Bądź co bądź, można było powiedzieć, że cała trójka miała spore szczęście. Nawet Wojtek, który uszedł z tego wszystkiego z przestrzeloną prawą łydką i wylądował w szpitalu. Jak się jednak szybko okazało nie był jedyną osobą z imprezy, która tam skończyła, gdyż placówka, do której zawiozła go dziewczyna była najbliższa miejscu nieszczęsnego zdarzenia.
Ktoś zadawał mu jakieś pytania gdy się przebudził, nie czuł się zbyt dobrze, zdążył stracić sporo krwi, ale i tak nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Skupiał się na ucieczce, żadnego z morderców nie znał, na imprezie był bo zaprosił go kumpel którego imię wymyślił na poczekaniu, a w jego ciele nie wykryli żadnych podejrzanych substancji.
Wyjęli mu kulę z nogi, dali opatrunek, kulę i wypuścili by zluzować miejsce. Dostał termin na wizytę kontrolną i parę rad, ale nikt nie miał zamiaru poświęcać mu więcej uwagi, bo z pewnością było co robić u innych pacjentów.

Tomek i Sandra, którzy wyszli praktycznie bez szwanku innego niż szok, dotarli bezpiecznie do Marek, gdzie złapali pierwszy poranny autobus, odprowadzając wzrokiem kordon wozów straży pożarnej, policji, jednostek antyterrorystycznych i pogotowia. Jeszcze drodze do Warszawy widzieli kolejne pojazdy zmierzające tam skąd chcieli uciec jak najdalej.

Warszawa

Marek Kamiński westchnął ciężko, czując jak niedawne zmęczenie i niechęć do sprawy wracają do niego, mimo, że w końcu poczuł, że stanął na nogi.
Sprawa morderstwa Jacka Huka rozciągnęła się do niewiarygodnych rozmiarów, miał pod komendą tak wielu ludzi, że nawet nie wiedział kto czym się zajmuje. Głównodowodzący sprawą był cały czas zapijaczony, więc jako główny śledczy miał na sobie pięć razy więcej odpowiedzialności niż zazwyczaj.
Teraz, stojąc nad ciałem Damiana Nawrockiego, do wczoraj śledczego w Wydziale Walki z Przestępczością Narkotykową, czuł jak wszystko znów go przytłacza.
Brutalnie wepchnięte, połamane i powykręcane zwłoki wepchnięto w starą wannę na jakimś zadupiu na obrzeżach Warszawy. Znalazł je pies mieszkającej w pobliżu emerytowanej pisarki i zabrał ze sobą kawałek palca jako pamiątkę. Dwójka mundurowych do pomocy z właścicielką ganiali za zwierzakiem, próbując mu odebrać to co nie jego, zanim to zakopie.
Główny szczur z laboratorium Jarek, którego twarz Marek ostatnio widywał strasznie często robił swoje zdjęcia i pobierał od groma próbek bo miał z czego. Ściany starego, opuszczonego i zapajęczonego domu były pokryte taką ilością krwi, że całkowicie wykluczało to to, że Damian był jedyną osobą tak brutalnie zamordowaną w tym miejscu.
- Pamiętasz tego dresa, co go wepchnęli pod ławkę i rozciągnęli jelita po placu? - mruknął Marek, przyglądając się ciągnącym po niemal całym pomieszczeniu jelitom detektywa. Poprawił swoją maskę, która ledwo powstrzymywała go przed odruchem wymiotnym. Otworzono okna, ale zapach i tak dalej był trudny do zniesienia. Ciało spędziło tu chwilę.
- To nie było tak dawno temu, wiesz? - odpowiedział Jarek znad aparatu. Ten nie potrzebował maski, był bardziej zaprawiony, mimo, że pół życia spędzał w podziemnym laboratorium.
- Mmm... ci sami, nie? Też powykręcany, kości z kawałkach, jelita tu i tam, skóra z twarzy zdarta... brutalne skurwiele.
- Nie zastanawia cię kiedy zabiorą ci jurysdykcję? - wypalił nagle Nowicki.
Kamiński zamarł na chwilę, patrząc na wciąż cykającego fotki naukowca.
- Co masz na myśli?
- Noo... powiązanie tego z Hukiem jest już naprawdę luźne, nie sądzisz?
- Może i tak, ale prawie każdy detektyw pracuje już pode mną nad tym całym syfem. Nie wiem nawet co większość z nich robi, ale... ale kurwa pewnie zaraz ktoś to przejmie. Szczególnie po tym gównie w nocy - pokręcił głową kładąc dłonie na biodrach.
- No przejebane. Brakuje nam rąk do pracy. Wiesz, że tej nocy jeszcze dziesięć morderstw było? Ledwo nam starcza koronerów na bazie do tego syfu całego. Zanim tu przyjechałem byłem jeszcze na dwóch miejscach... - powiedział cicho Jarek.
- Aspirancie! - Kamiński odwrócił się w stronę przestarzałych drzwi na dźwięk swojego tytułu. Monika, jego prawa ręka w śledztwie chowała właśnie telefon do komórki. - Żona Huka... znalazła się. Stawiła się na komendzie głównej.
- Co kurwa... - mruknął Kamiński czując jak jego ręce bezwolnie opadają.
- Ogolona na łyso, mamrocze coś pod nosem, wydaje się być na ostrym głodzie. Lekarze ją oglądają, jeszcze raczej nie jest zdolna by ją wypytać, ale chyba warto ją zobaczyć... - mruknęła kobieta wzruszając ramionami.
- Żebyś kurwa wiedziała, że warto - powiedział szybkim krokiem wymijając koleżankę. - Zostań tu i spróbuj... coś ogarnąć - zawołał już zza progu biegnąc do samochodu.

Wojtek

Drzwi były zamknięte i Wojtek przez chwilę się przeraził, że klucze, portfel, telefon, wszystko zostało mu zabrane w szpitalu, ale choć nogawkę od spodni miał rozcięta i zakrwawioną, to kieszenie były nietknięte. Zamki były przekręcone od wewnątrz co go ucieszyło, bo najwyraźniej Monika pomyślała co nieco. Chwilkę mu zajęło otworzenie, bo dalej czuł lekkie kręcenie w głowie i takie zmęczenie, z jakim jeszcze nigdy w swoim młodym żywocie się nie spotkał. Może i miał teraz całą masę rzeczy do przemyślenia, przetrawienia i rozpatrzenia, ale nie było mowy by nie poszedł prosto do łóżka. Omdlenie z braku krwi, wcale nie stanowiło odpoczynku. Wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Zakręcił jeden zamek, drugi... założył łańcuch.
Krzyknął krótko, szybko tracąc oddech gdy po uderzeniu w ścianę, pięść wielkości jego głowy zagłębiła się w jego brzuchu.
- Myślałeś, kurwa, że nie wrócę cwelu?! - głęboki, rozwścieczony głos uderzył o jego bębenki, niemal rozwalając mu głowę.
Ledwo utrzymał otwarte oczy, ale i tak nie dał rady podnieść głowy tak wysoko by spojrzeć w twarz napastnikowi. Tatuaż na prawej ręce mówił sam za siebie. Zapomniał teraz jak na niego mówili, gdy wypytywał o niego. Potwór? Golem? Wszystko co złe, pasowało do tego monstrum, które chwyciło go za łeb i koszulkę unosząc do góry, tak by Wojtek mógł przyjrzeć się jego twarzy. Małe, wściekłe oczy, krzyczące o ofiarę z krwi i przemocy, osadzone w dużej, głowie, gdzie mięśnie zastępował skórę i kości. Ta kreatura ledwo mogła uchodzić za człowieka.
- Vlad bardzo chciałby wiedzieć, gdzie jest twój stary! - krzyknął ściskając mocniej głowę Wojtka. - Twoją siostrzyczkę już znalazłem, więc nie marnuj mojego kurewskiego czasu szmato! - dodał z uśmiechem rzucając kukiełką o ziemię.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 17-07-2015, 14:42   #50
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Przysiedli na lekko zdezelowanej ławce na końcowym przystanku linii 190. Niebo powoli jaśniało na wschodzie, przez co łuna dogasającego pożaru robiła się coraz mniej wyraźna. Pierwszy autobus - zgodnie z rozkładem - miał się pojawiać za kilkanaście minut.

- Dzięki - powiedziała Joanna, owijając się szczelniej marynarką Tamka. Nad ranem ochłodziło się, zwłaszcza teraz, kiedy siedzili, czuć to było całkiem wyraźnie. Kiedy przedzierali sie przez las dziewczyna sprawdziła dyskretnie kiesznie - nie znalazła nic ineresującego, znaczy żadnych dokumentów. Nie potrzebowała ani kluczy, ani zwitka banknotów z wewnętrznej kieszeni, wiec zostawiła je tam.
Spojrzała na chłopaka.
- Ten facet z pistoletem.. znał cię, prawda?
Tomek nie odzywał się całą drogę. Nawet teraz siedział chwilę i wpatrywał się w dziewczynę jakby mówiła do niego w obcym języku. To była długa noc. Noc, która pozostawiła w ich obojgu niezatarte piętno. Już nic nie będzie takie jak kiedyś. On już nie będzie tym samym wyszczekanym cwaniakiem.
- Tak - odpowiedział po dłuższej chwili. - Chyba tylko dlatego nadal żyjemy.
- Tak - powiedziała. - Chyba tak. - teraz ona milczała.
- Dlaczego cię.. nie uprzedzili? - zapytała w końcu.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Sandra, widzisz chyba wjebałem się w gówno i nie bardzo wiem co dalej. Nie chcę żebyś się w to mieszała. Wracaj do domu i żyj własnym życiem.
- Za późno - opuściła głowę. - Siedzę już w tym. Różnica jest taka, że ja zostałam… - przez chwile szukała innego słowa, ale nie zalazła lepiej pasującego - wjebana bez mojej woli. Teraz staram się wyjśc. - spojrzała Tomkowi w twarz - Skoro nie zginęliśmy, to należy ci się szczerość. Mam na imię Joanna - wyciągnęła do niego dłoń. - Joanna Drawska. Miło mi cię poznać.
Tomek zawiesił wzrok na wyciągniętej dłoni. W głowie mu wirowało, choć marsz przez las go otrzeźwił, to rewelacje jakie przedstawiła mu "Sandra" go ponownie skołowały. Dziewczyna, która przed nim siedziała dostała towar od jego mocodawców. Do tego próbował u niej najczystszej amfetaminy w swoim życiu. Wszystko zaczynało się składać. Niestety w bardzo nieciekawym kierunku. Dobrze, że chłopak siedział na ławce, bo ten przełom mógł go zbić z nóg. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna, z którą tak dobrze się bawił siedziała w tym wszystkim jeszcze głębiej niż on.
- Tomasz Nowacki - chłopak uścisnął dłoń dziewczyny. - Jesteś z policji? Czemu ściemniałaś z imieniem?
Pokręciła głową.
- Kręciłeś się pod domem mojego narzeczonego...
- Na parkiecie nie wspomniałaś, że masz narzeczonego. Też w tym wszystkim siedzi?|
Najpierw drgnęła gwałtownie, potem zesztywniała, marynarka zsunęła się jej z pleców.
- Nie - powiedziała, a potem ramiona zaczęły się jej trząść. - Nie. - zasłoniła twarz dłońmi i płakała bezgłośnie.
- Jej. Przepraszam - Tomek nie miał dużego doświadczenia w kontaktach z kobietami, ale wiedział, że właśnie popełnił jakiś błąd. Chłopak się wahał, ale po chwili przysunął się do Joanny. Delikatnie złapał marynarkę i spróbował ją naciągnąć spowrotem na plecy dziewczyny.
- Nie zdejmuj. Zmarzniesz.
Joanna nie odpowiadała. Dopiero teraz, na tym wyplutym przystanku, po tym, jak prawie nie zginęła dotarło do niej to, co jej mózg pracowicie wypierał przez ostatnie godziny - Tymek nie żył. Nic już nie mogło tego zmienić.
Autobus podejchał, całkowicie pusty o tej porze.
Dziewczyna wstała. To dziwne, ale teraz, kiedy wiedziała, ze on nie żyje zniknęła gdzieś mgła otaczajaca jej mózg. Został tylko smutek. I wściekłość na skurwysynów, którzy mu to zrobili.Weszli do środka, kierowca wyszedł zaplić papierosa przed kursem.
- Tymek nie żyje - powiedziała. - Brał coś, ale nie dużo. Przećpali go tak, żeby to wyglądało na wypadek przy pracy. Nie wiem, dlaczego. Myślę, że to ci sami, co ciebie zatrudniają. Czego chciałeś? Widziałam cię przy furtce.
- Miałem dla ciebie towar. Małe żółte plasterki. Czemu nie otworzyłaś skoro mnie widziałaś? - Chłopak z ławki spoglądał na dziewczynę. Nie był pewien czego się spodziewać. Cały czas miał wrażenie, że sytuacja go zaczyna przerastać.
- Bałam się. Zaszlachtowali moją przyjaciółkę.. Bałam się.- zalała ją fala zmęczenia, adrenalina w końcu opadała, oparła głowę o szybę. - Skąd miałeś mój adres? Dlaczego chciałeś mi to oddać? To szajs, wyżera mózg.. Ja nic nie zamawiałam, nawet trawy nie palę. Tymek też miał ślad po tych plastrach.. u mojej przyjaciółki je widziałam. Zrobiła podobno milion testów, wszystkie pozytywne, a żadnego dziecka nie było. Wyżera mózg. - zamknęła oczy. W autobusie było przyjemnie ciepło. Coś sobie jeszcze przypomniała - Posłałam policji twoją fotkę.
Tomek wzruszył ramionami. Nawet jeżeli przejął się informacją o policji, to nie dał tego po sobie poznać.
- Wiesz, nie pytałem. Robiłem za kuriera. Dostałem adres i gotówkę za dostarczenie przesyłki. W tym biznesie dają wystarczająco dużo, żeby nie zadawać zbyt wielu pytań.
Pokiwała głową, suwając uchem po szybie..
- Muszę ich poznać. Twoich..mocodawców. Jutro, albo dziś wieczorem. Powiesz, że chcę się tym zajmowac, albo coś takiego.
- Sandra… eh, Asia, to tak nie działa. Parę godzin temu wymordowali masę ludzi z zimną krwią. Ciebie też zabiją jak się zgłosisz do nich tak z ulicy. Ba, pewnie mnie też zabiją jak będę chciał cię przyprowadzić. Jestem dla nich szarym pionkiem gdzieś na końcu łańcucha dowodzenia. Trochę tak jakbyś sobie wyobraziła gołębie siedzące na słupie na kolejnych szczeblach. Ja jestem na tym najniższym. Tym, na którego wszystkie wyższe szczeble srają. Jak sama zauważyłaś nic nie wiedziałem o tej ich akcji. Tamci którzy strzelali na parkingu nawet nie wiedzieli jak wyglądam. Moje życie nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Nie mam argumentów do negocjacji.
Chociaż Tomek był bardzo spokojnym chłopakiem to było widać, że zmęczenie i cała ta sytuacja wyprowadzają go powoli z równowagi.
Wyczuła zminę w jego głosie i spojrzała na chłopaka. Autobusem trzęsło , zbliżał się już do granic miasta.

- Mają cię w dupie. Jesteś dla nich nikim. Serio masz ochote odpuścic, podwinąć ogon pod siebie i zwiać? Ok, niech będzie i tak. Daj mi po prostu adres.
- Nie mam żadnego adresu. Zresztą po tym co widziałem wydaje mi się, że nie dają go tym najbardziej osranym gołębiom.
- Acha, a ja się urodziłam wczoraj. Skąd więc brałeś te plastry? Musisz kogoś znać.. jakieś miejsce. Uprzedzam, jak mi powiesz, że znajdowałeś w skrytce w Piotrze i Pawle to nie uwierzę.
- Przez pośrednika. Wiesz dostałem informację, że mam iść w jakieś miejsce i tam dostawałem wytyczne w kopercie od kogoś kto wiedział pewnie jeszcze mniej niż ja. Oni mają masę pośredników. Tylko raz spotkałem się z jednym z nich. Z tym, który nas przepuścił. No i teraz się zgłoszą dopiero jak zrobię to co mi zlecili. Ale nie chce mieć już z tym pieprzonym kultem nic wspólnego.
- I świetnie. Daj mi adres pośrednika. I namiary na osobę, od której dostałeś ten adres. - dziewczyna była zdeterminowana.
Tomek schował twarz w dłonie. Już sobie przypomniał dlaczego nie miał dziewczyny. Seks był fajny, ale te ciągłe dyskusje… ta konieczność postawienia na swoim taka typowa dla kobiet w każdym wieku…
- Siedzę sobie w parku na ławce i podchodzi do mnie ktoś z pytaniem: “Tomek?”. Kiwam głową, żeby potwierdzić i dostaję kopertę z instrukcjami. Albo piję piwo w barze i ktoś kogo widzę pierwszy raz w życiu mówi mi, że mam iść koło północy pod jakiś most. Tak to wygląda. Nie ma żadnego adresu. Jak im wystawię Bluecampa to sami się odezwą.
- Jakiego Bluecampa? - zrobiła zdziwoną minę.
- No mam zlokalizować takiego faceta, który im bruździ. W zasadzie to chciałem się z nim dogadać, bo ten “kult” wydawał mi się średnio godny zaufania. Ale co tam. Miałem poszukać kogoś od niego na tej imprezie. Jak widać przełożeni zapomnieli wspomnieć o planowanym armagedonie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172