Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2016, 13:02   #61
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Po załatwieniu swoich interesów, wszyscy zebrali się przy statku. Richard opłacił dokowanie, ponadto zapewniono go iż łódź pozostanie pod ochroną. Mógł po nią wrócić w dowolnym momencie. Po odwiedzeniu wielu obskurnych doków, dobrze było zobaczyć miejsce, gdzie profesjonalizm wciąż był w cenie
Choć okolica pozostawała wręcz sielankowa, nie wolno było zapomnieć o czyhającym gdzieś niebezpieczeństwie. Black Cross już parokrotnie udowodniło że jest gotowe zaatakować w nagłym momencie.
Dlatego też nie zwlekali już dłużej. Wyjęto z pokładu najważniejsze rzeczy. W porcie można było znaleźć wiele wolno stojących kontenerów, a także porzucone saki. Drużyna zebrała do kilku z nich swoje manatki, by zaraz skierować się na dworzec.


Na miejscu kłębił się niewysłowiony tłum. Ludzkie fale zmierzały po czterech peronach, idąc do portu lub z niego wracając. Mimo dużego zagęszczenia, panował tu spokój. Nikt się nie przekrzykiwał, a żółtoskórzy pokornie ustawiali w kolejkach.
Pod tabor do stolicy podczepiono lokomotywę "Esmeraldę”. Stary, czarny jak smoła parowóz był wręcz uosobieniem mocy. Otoczony przez smugi białego dymu, z idealnie naoliwionym kotłem - robił prawdziwe wrażenie. Maszynista, suchy dziad w wysokiej czapie, dopalał właśnie ostatniego papierosa.
Wagony utrzymano w oszczędnym, ale schludnym stylu. Zajmowali je głównie milczący kupcy oraz inżynierowie, nieodrywający wzroku od rozrysowanych projektów. Drużyna załadowała swoje bagaże do jednego z przedziałów, po czym zajęli miejsca na miękkich fotelach.
W drodze Denis doglądał wyłowionego mechanizmu. Był płaski, miał prostokątną budowę, otoczoną przez małe ząbki. Zarówno on jak i reszta grupy nie wiedzieli jak dokładnie działa. Z pewnością potrzebował urządzenia, które by go odczytało. W K’Tshi nie mogło zabraknąć osób z odpowiednim sprzętem i wiedzą.
Jacob od razu zwrócił uwagę, że Eloiza wybrała miejsce obok niego. Może był to przypadkowy gest (choć zapewne tak nie sądził), lecz parę razy dziewczyna otarła swoje ramię o jego. To zabawne, ale dopiero teraz zwrócił uwagę na jej perfumy. Miały fiołkową, delikatną woń z lekką sugestią hiacyntów. Zauważył również, jak unikała wzroku brata, najwidoczniej wstydząc się subtelnych insynuacji wobec Coopera.
Richard siedział tuż przy oknie. Spoglądał na mijane pejzaże i musiał przyznać, że posiadały swój unikalny klimat. Obserwując je, przynajmniej na chwilę wszystko zdawało się mało istotne. Zarówno niedawna katastrofa, co boląca ręka.


Podczas gdy Xanou obfitowało w industrialne miasta, peryferia okazały się nietknięte futurystyczną technologią. Na kwadratach pól nadal pracowano ręcznie, a wioski upstrzone były prostymi domkami o skośnych dachach. Poza tym nie dało się zliczyć kolorowych sadów oraz rzędów wiśni, mieniących różem i czerwienią.
Wszystko to ucięło się jednak, kiedy dojechali na miejsce. Do K’Tshi można było dostać się z ogromnej platformy, umieszczonej pod miastem. Tworzyły je połączone ze sobą stanowiska balonów. Część posiadała małe kosze, mogące policzyć ledwie paru pasażerów. Inne dostosowano do transportu większej ilości osób, a także cięższych towarów. Dalej stacjonowały zeppeliny dla tych, którzy mieli potrzebę przewieść pojazdy lub zwierzynę.
Zapłacili jednemu z przewoźników i wkrótce znaleźli się w przestworzach.
  • Wszyscy: łączna cena za podróż - 5 dukatów
K’Tshi tkwiło wysoko na niebie. Na tyle, że szło ujrzeć tylko niewyraźne zarysy miasta pośród pierzastych chmur. Dopiero w połowie podniebnej trasy mogli ujrzeć latającą metropolię w pełnej krasie. Widok istotnie zapierał dech w piersi.


Forteca była ogromna. Wzniesiona została na specjalnych płaszczyznach, unoszonych przez kopcące, monstrualne cylindry. Nie dało się zliczyć ilości fabryk, warsztatów, zakładów usługowych oraz laboratoriów. Wokół mrowiły się małe jednostki latające oraz… statki, które przypominały masztowce pływające po morzach. Te jednak uposażono w ciągi silników rakietowych. Miejscu daleko było od spokoju portowego miasta. Panował tu rozgardiasz, a miasto tętniło życiem niczym organizm giganta.
Wysiedli na obszernym balkonie, gdzie obok wylądował jeszcze jeden balon. Miejsce z jednej strony otaczała barierka, a na przeciw niej znajdowały mostki oraz stacje kolejki linowej. To właśnie nią tutejsi podróżowali między dalszymi dzielnicami. Nieopodal stał też słup z ogłoszeniami. Mieszkańcy Xanou byli bardzo pedantyczni i na każdym kroku dbali o to, aby przyjezdni się nie zgubili. Co rusz odnaleźć można było mapy lub drogowskazy z informacjami jak trafić do poszczególnych części miasta.
- Zerknijmy na to - mruknął Malfoy i zaczął podchodzić do punktu z informacją.
W tym samym momencie powietrze rozdarł krzyk. Wszyscy odwrócili głowy w kierunku Eloizy. Ta stała zszokowana, trzymając się za szyję. Nie miała naszyjnika, na którym znajdował się prezent od Denisa. Postać która odebrała artefakt, była zabójczo szybka. Człowieczek pojawił się znikąd i nadal pędził jak błyskawica. Ledwie widoczna smuga wyskoczyła nagle, tuż nad przepaścią ziejącą setki metrów w dół. W ostatnim momencie złodziej chwycił przewód kolejki linowej. Następnie rozpoczął na nim zjazd w kierunku pobliskiej kładki.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 12-10-2016 o 07:19.
Caleb jest offline  
Stary 25-10-2016, 16:34   #62
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Szlachic zaczął natychmiast biec za złodziejem, nie wiele patrząc odpychał na boki tłum.
Ktoś zaklął niezrozumiale, inny upadł na ziemię. Richard dobiegł do krawędzi i przystanął, spoglądając na przestwór pod nogami. Lepiej było nawet nie myśleć o konsekwencjach potencjalnego błędu.
Następnie skupił się na trakcji. Znajdowała się dwa metry od niego.


- Touzoku! - zawołał Jacob, gdy tylko dostrzegł biegnącego człowieka.
[Złodziej!]

Natychmiast popędził za rabusiem, szukając dłonią pistoletu abordażowego. Zastanawiał się nad długością wystrzeliwanej liny oraz użytecznym zasięgiem. Biorąc pod uwagę średnice balonów obu aerostatów oraz bezpieczną odległość między nimi - nie doprowadzającą do kolizji, pistolet powinien dosięgnąć najbliższego pomostu. Teoretycznie. W razie niepowodzenia musiałby spróbować podobnego manewru z gondolą rzezimieszka.

- Touzoku! - krzyknął ponownie licząc na to, iż się nie myli. Nigdy nie sprawdzał owej wiedzy w praktyce, ale słyszał, że ludzie w takim wypadku starają się rozstąpić, tworząc przejście. Było to logiczne, ponieważ nie lubili dotyku i naruszania przestrzeni osobistej, zaś odgłosy zwiastujące pogoń dają szansę na uniknięcie kontaktu. Natomiast brak kontaktu fizycznego jest zachowaniem właściwym, pożądanym. Słyszał, że w takich sytuacjach niektórzy nawet mogą pomóc. Obecnie na sprzyjanie było za późno, ale nadal liczył na choćby wąski korytarz, którym mógłby się przemknąć możliwie nie naruszając przestrzeni osobistej innych. Przyszedł między wrony, więc starał się krakać jak i ony.

Na szczęście zbita grupa istotnie rozrzedziła się, a także zrobiła wąski szpaler. Nawet w obliczu nagłego rwetesu, “żółtki” pilnowały się aby ich nie dotknięto.
Jacob widział poprzez tłum jedynie zarys kolejki, ale wiedział w którą stronę musi biec. Panowało właśnie niemałe zamieszanie tam, gdzie przed chwilą skoczył złodziej. Kilkunastu mieszkańców komentowało zajście podniesionymi głosami, wskazywało przed siebie.

Cooper osobiście podejrzewał, że nie tylko pragnienie braku kontaktu mogłoby być powodem. Socjologicznie rzecz ujmując, xanouańczycy woleli nie rozwiązywać problemów przestępstw na drodze prawnej, ponieważ rzucało to hańbę nie tylko na przestępcę, ale również rodzinę. Stąd mogła brać się chęć pomocy w ujęciu sprawcy i polubownym załatwieniu problemu. Niemniej kultura Xanou była na tyle osobliwa, iż nie był tych tez na tyle pewien, by zawierzyć im całkowicie.

Zastanawiał się również nad prędkością własnego ruchu. Silniki kolejki niewątpliwie miały większą moc, lecz służyły one do poruszenia większej masy. Natomiast duża masa nie powinna poruszać się zbyt szybko na krótkich odcinkach. Narzędzie abordażowe miało mniejszą moc, lecz musiało również poruszyć znacznie mniejszą masę i, z definicji, miało dostarczyć ją na miejsce na tyle szybko, by przeciwnik nie zdążył jej uszkodzić. Pamiętał również, że sam nie zdążył tego zrobić.

Dobiegł do krańca odcinka. Richard był tuż przy nim. Przestępca kończył właśnie swój zjazd na czymś w rodzaju tyrolki. Przebiegły drań, był uprzednio przygotowany. Znaczy więc, robił to nie pierwszy raz.

Jacob wyciągnął już w biegu pistolet abordażowy. Nie powinien mieć problemów z samym zaczepieniem się o trakcję, ale rzeczywiście trudno był ocenić jak ten zachowa się z ciężarem w postaci Starra. Ryzykowna opcja, choć z pewnością w ten sposób szybko nadgoniłby ściganego. Mógł też zaczekać na jadącą gondolę, tyle że najbliższa była w jego zasięgu dopiero za dwie minuty. Przez ten czas obecny właściciel artefaktu z dilithium zdążyłby się znacznie oddalić.

Strzelił bez najmniejszego zawahania najwcześniej jak tylko był w stanie, trzymając narzędzie mocno, oburącz. Przypomniał sobie wielkość zabójcy Black Cross i sądził, że oprych był cięższy, zaś Starr nie potrafił wyregulować przedmiotu. Jeśli to było możliwe. Mógł pojechać nieco zbyt szybko, choć specjalnie się tym nie przejmował. Tu liczył się nie tylko naszyjnik z dlithium, ale również sam złodziej. [Test Zręczności]

Kotwiczka zaczepiła się o linę i w tym samym momencie Jacob wyskoczył do przodu. Na moment spojrzał w dół: pomiędzy chmurami rysowały się małe wioski oraz kwadraty pól. Pozostawała mu nadzieja, że nie wyczerpał dotychczasowego zapasu szczęścia.

Czuł jak nabiera prędkości, a pęd wyciska mu z oczu łzy. Wygiął ciało w łuk i skoczył za złodziejem na chodnik. Noas wciąż mu sprzyjał. Lądowanie odbyło się bez problemów, a cel nie zdążył zbiec. Zmierzał właśnie w kierunku fontanny miejskiej zbudowanej na planie kwadratu. Na cokole po jej środku pyszniła się kamienna podobizna samej cesarzowej. Aby znów nie przeciskać się przez tłum, rabuś dał susa na betonowy otok instalacji. Z niezwykłą zręcznością puścił się wzdłuż niej sprintem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-10-2016, 11:10   #63
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szlachcic w tym momencie żałował bardzo swojego zawahania. Czas do kolejnej gondoli był ogromny jak na tłumnie zasiedlone podniebne miasto. W tym czasie uciekinier mógł im zniknąć setki razy. W pierwszej chwili chciał skoczyć na linkę kolejki i zsunąć się za złoczyńcą. Teraz, gdy był na krawędzi i zerkał w dół. Niemal odruchowo nastąpiła akomodacja oka. Wszczep pozwolił mu znacznie zawęzić pole widzenia. Obserwował uciekiniera próbując zauważyć jakiekolwiek niuanse w jego wyglądzie i ubiorze. Implant zrobił swoją robotę. Nawet w takim pędzie i zamieszaniu La Croix dostrzegł młodego chłopaka, ledwie podlotka. Wyglądał wcale niegroźnie i zapewne to właśnie czyniło go dobrym złodziejem.
Gdy Cooper majstrował z nietypową bronią, szlachcic wyjął pasek ze swoich spodni. Złożył go na pół. Pięćdziesiąt metrów do przebycia do następnej platformy wyglądało jeszcze groźniej, gdy wzrok pozwalał na “zbliżenie”. Richard wziął rozbieg i skoczył, w nadziei, że uda mu się zjechać na najbliższą platformę. [Trudny Test Zręczności]
Zjazd nie był tak efektowny i szybki, co u Jacoba, lecz również zakończony sukcesem. Przez te kilkanaście sekund czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Oszołomiony mózg wyostrzył jego zmysły, przez co zmusił do najwyższego wysiłku.
Obydwaj ruszyli do przodu, ramię w ramię. Wskoczyli na zabudowanie fontanny, po jednej stronie mając morze ludzi, po drugiej lazurowy odcień wody. Zbliżali się do rzezimieszka.
Ten minął wóz z metalowymi sztalugami i ruszył przez rynek. Wyglądało na to, że odbywało się tutaj coś na rodzaj pokazów technologii. Na przygotowanych uprzednio, drewnianych platformach naukowcy oraz ich adiunkci przedstawiali swoje wynalazki. Jedni mieli do zaoferowania proste gadżety, drudzy chwalili się bardziej złożonymi konstrukcjami opartymi na maszynach parowych. Ci najbardziej oblegani posiadali nawet własnoręcznie wykonane silniki.
- Proszę się zbliżyć, zapraszam - intonował oficjalnym tonem jowialny jegomość z wąsem - W tak żywym mieście jak nasze, trzeba czasem przenieść ciężki załadunek z jednej kondygnacji na drugą. Naturalna sprawa! Ależ jak niewygodna, racja?
Ludzie wokół pokiwali głowami w aprobacie. W międzyczasie złodziej biegł już wprost na wystawiającego. Tamten go dostrzegł. Richard zauważył jak puszczał mu oczko.
Dobry był. Pomyślał o wszystkim.
- Dziś chce wam zaprezentować Con-742. Ten nowoczesny, niepozorny robot potrafi unieść ciężar nawet stu funtów.
Wskazał spoczywające na pulpicie urządzenie, które przypominało mały śmigłowiec o wydłużonym kształcie. Przy dolnej części zamontowano ostro zakończone wysięgniki.
- Kto gotów zaryzykować i zaprezentować możliwości wspaniałego Cona? - głos mężczyzny wezbrał.
Złodziej był już pierwszym rzędzie. Ścigający wciąż zmniejszali dzielący ich dystans.
- Mamy i chętnego! - wynalazca udał, że widzi go pierwszy raz i pomógł wspiąć się na podest - Patrzcie, panie i panowie! O to cud nauki!
Tłum rozklaskał się, zagłuszając protesty dwójki. Con zakręcił śmigłami i nagle poderwał z miejsca. Ręka chłopaka chwyciła jedną z metalowych odnóg. Kiedy Richard i Jacobi mieli do niego cztery metry, zaczął podnosić się do góry.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-10-2016, 14:12   #64
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Sto funtów. Zatem dwójki ludzi nie uniesie, nawet jeśli miałby być to złodziej i Starr. Mogliby zatem skorzystać z pistoletu abordażowego, ale rabuś mógłby zeskoczyć. Gra zaczęłaby się ponownie, choć nie na długo. Tyle, że gra miała większą ilość graczy niż się zdawało, zaś pistolet miał dość duży zasięg.
Natomiast robot musi mieć gdzieś coś, co nim steruje. Przemykając zgodnie z zasadami kultury Xanou w stronę podestu rozejrzał się za panelem gotów wystrzelić, gdyby go nie dostrzegł.

Wyglądało na to, że sam wynalazca kierował Conem. Na dolnej półce drewnianej ambony dostrzec można było kilka przełączników. Mężczyzna cały czas zachwalał swój produkt, jednocześnie kierował go wraz złodziejem na dach sąsiedniej kamienicy.

- To dopiero początek! - zwołał Jacob wciskając Richardowi pistolet abordażowy w dłoń, by ten powstrzymał lot robota nim ten dostanie się w okolice bezpiecznego zeskoku złodzieja, gdyby jemu się nie udało. Drugą ręką wydobył sztylet chowając go w rękawie.

- Ten cud nauki z akrobatycznym śmiałkiem wróci nad nas i... - sam wskoczył na podest, by stanąć obok operatora, jakby był elementem całego przedstawienia, mającego dopiero się rozwinąć. Całą ekspresję skierował w konferansjerską zapowiedź oszałamiającego widowiska z rabusiem w roli głównej. Tłum musiał być jego sprzymierzeńcem. Wypatrywać ciągu dalszego, by jego brak spotkał się z głębokim zawodem, który miał się wryć w umysły perfekcyjnych mieszkańców Xanou. Miał zostać zapamiętany i przekazany dalej, by projekt Con-742 został oznaczony wystarczająco niekorzystną łatą. Niewidzialna ręka rynku miała spowodować, by potencjalne straty z odrzucenia festiwalu zapowiadanego przez Coopera przeważyły zyski z kradzieży.

Mężczyzna nie kończył perorować. Jednocześnie spoglądał na Jacoba i wyraźnie dawał mu znać, że był tu persona non grata. Najwyraźniej nie zainwestował w ochronę. W tutejszej kulturze introwertyków podobny incydent z wtargnięciem na scenę prawie nie miał szansy mieć miejsca.
- ... całkowicie bezpieczny i niezawodny model…

Tymczasem Jacobowi szło wcale nieźle. Wiedział jak mówić do tłumu. Musiał być pewny siebie i robić jak najmniej pauz. Ważna była również żywa gestykulacja, podkreślająca zaangażowanie we własne słowa. Pamiętał również aby nie skupiać wzroku zbyt długo w jednym punkcie. Ludzie musieli czuć że mówi do wszystkich.

Publiczność kiwała głowami. Coraz więcej osób przenosiła uwagę na niego. Konferansjer zrobił natomiast krok do Coopera. Nachylił się do niego i możliwie szybko wysyczał:
- Co ty wyprawiasz gajin?

Istniało ryzyko, że Con-742 nie był urządzeniem na sprzedaż, tylko sprzętem złodziejskim. Zabezpieczeniem w tym kierunku miał być sztylet. Gdyby operator z wąsem nie zechciał współpracować w spektaklu, Cooper miał zamiar zbliżyć się jak wieloletni przyjaciel i przytknąć ukryty sztych do boku mężczyzny, po czym uprzedzić go jednym, cichym słowem - zatruty.
Con nie mógł wejść w strefę umożliwiającą rzezimieszkowi skok.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-10-2016, 14:49   #65
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard pochwycił przekazaną broń lewą dłonią. W prawa nadal drżała ściskając pasek. Czuł jak rana pod opatrunkiem odzywa się przeszywającym bólem od nadgarstka po łokieć. Miał to szczęście, że był nieco wyższy od większości rodowitych mieszkańców. Wzniósł dłoń gotową do strzału z pistoletu. Odciągnął zabezpieczenie. Spojrzał okiem przez szczerbinkę składając ją z muszką. Swoim wzrokiem analizował maszynę. Z jednej strony implant dawał mu ogromną przewagę. Mógł obserwować dziwną maszynę tak, jakby się właśnie nad nią pochylał i wsuwał głowę między metalowy szkielet, a obudowę. Obserwował mechanizmy. Choć pojecie szlachcica na temat technologii ograniczało się do niezbędnego minimum, to coś mu mówiło, że jeżeli trafi w element wyglądający na najbardziej skomplikowany, to w końcu zatrzymają uciekiniera. Plan był banalny. Gdyby nie fakt, że Richard strzelał dotychczas z lewej ręki tylko na ostro zakrapianych szlacheckich spotkaniach. Zazwyczaj w ramach zakładów. No i sam pistolet abordażowy trzymał pierwszy raz w życiu.

- To się nie może udać - powiedział do siebie pod nosem i uniósł broń wyżej. Nie trafi w maszynę. Pocisk z liną jest ciężki. Ale lina powinna wkręcić się w wirnik. Dalej nie poleci. Efekt zostanie osiągnięty. Nie jest chyba aż tak wysoko, żeby zginąć. Na moment tylko zerknął w stronę Jacoba

Atmosfera w jego otoczeniu zaczęła się robić cokolwiek nerwowa. Cooper miał talent oratorski, to było pewne. Tłum spijał jego słowa i uznawał obecność owego za część show. Jednakże sam prowadzący dawał już wyraźnym gestem znać, aby zszedł z platformy. W tym momencie w dłoni Jacoba pojawił się nóż. Dobrze że potrafił odciągnąć uwagę od niego samego, ale to już nie był najlepszy pomysł. Nie przy tylu ludziach.
Pozostawiał go bez wyboru. Podniósł rękę, wymierzył i na chwilę wstrzymał oddech. Złodziej wzlatywał coraz wyżej, zapewne pewny swojego zwycięstwa. Implant na chwilę sprawił że Richard przez parę sekund widział tylko jego i nic więcej. Zupełnie jakby został wycięty z tła miasta, a jego sylwetka stała się wyraźnym celem. [Trudny Test Zręczności]

Nie miał pojęcia jak to się stało. Podobny sprzęt był dla niego czarną magią. W dodatku ręka wciąż bolała go jak jasna cholera. Ale udało się. I to perfekcyjnie. Kotwiczka uderzyła w system sterowania. Nastąpił dzwoniący rumor, poszły iskry. Złodziej spadł na ziemię z około siedmiu metrów. Od razu złapał się za nogę i głośno zawył. La Croix mógł mu się wreszcie dobrze przyjrzeć. Chłopak nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat. Był krótko ostrzyżony, posiadał szczurze rysy twarzy i nosił workowaty strój.
Właściciel urządzenia złapał się za wybrakowaną fryzurę. Natychmiast dał nura między ludzi. Popychając ich na boki, podbiegł do swojego wynalazku. Upadł na ziemię i przytulił jak własne dziecko.
- Co ty sobie wyobrażasz? Odpowiesz za to! - oskarżycielsko wycelował w Richarda palec.

Szlachcic natomiast podszedł do rannego złodzieja. Wynalazcy rzucił jedynie groźne spojrzenie. W czasie tej dziwnej podróży gdzieś zaginęła jego szlachetność. Nie miał swojego płaszcza, ani żadnych insygnii władzy. Zamiast tego jego głowę pokrywała krótka szczecina, a tors zdobiła przepocona koszula. Spod podwiniętego rękawa widać było ciasno owinięty opatrunek, który też zostawiał wiele do życzenia w zakresie świeżości. W czasie, gdy podnosił złodziejaszka za kołnierz rzucił w stronę wynalazcy:
- Następnym razem zastanowisz się na ile warto pomagać złodziejom.
- O czym tym mówisz? Wypraszam sobie podobne sugestie! - tamten zaczął machać rękoma w teatralnym wzburzeniu.
Złodziej szamotał się w rękach Richarda, lecz był dla niego za silny. Ludzie zaczęli okrążać teraz jego. Byli wyraźnie zaciekawieni incydentem. Część myślała że to nadal element prezentacji, ot niecodzienny zabieg reklamowy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-10-2016, 15:24   #66
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob skorzystał z odwrócenia uwagi i dyskretnie schował sztylet, po czym podążył za ów człowiekiem. Również nachylił się nad wynalazkiem.

- To twoja decyzja do tego doprowadziła - stwierdził lodowato Jacob, tylko chwilę poświęcając Conowi. Potem zwrócił się w kierunku złodzieja pod pozorem chęci zbadania jego obrażeń. W rzeczywistości poszukiwał skradzionego przedmiotu. Wreszcie namacał znajomy kształt. Kiedy wyjął artefakt, młody zrobił takie oczy, jakby widział go po raz pierwszy.
  • Naszyjnik z dilithium

Choć zajmował się młodzikiem, zwrócił się do starszego.
- A teraz mogę cię pogrążyć całkowicie jako człowieka i wynalazcę w oczach społeczeństwa. Będziesz nikim. Ludzie na zawsze zapamiętają twoją porażkę, a ona zhańbi całą twoją rodzinę. Mogę też wyciągnąć cię z tego i twoja przyszłość nadal będzie stała otworem. Słusznie wyczuwasz, że nie za darmo. Zastanów się lepiej niż poprzednio - wysyczał Cooper.

Do faceta zaczęło docierać, że jest na straconej pozycji. Widać to było po jego minie. Mogła to być nie pierwsza taka akcja i ludzie zapewne kojarzyli go z chłopakiem. A skoro ten ostatni okazał się złodziejem, sytuacja stygmatyzowała również wynalazcę.

- Śmiesz mi jeszcze stawiać warunki? - wściekał się, ale głos mu już drżał - Powinniście się cieszyć, że nie wniosę przeciw wam zarzutów!

Rozstąpił ludzi siłą i rozpoczął żmudną wędrówkę poprzez plac. Tymczasem ludność powoli zaczęła tracić zainteresowania przy coraz mniejszych szansach na kolejną awanturę.

Młodziak wciąż próbował się wyswobodzić. Wreszcie dał za wygraną i zrobił błagalną minę.
- Proszę nie wydawać mnie straż. Ja pomóc obcy.

Starr nawet nie spojrzał na wynalazcę.
- Wybrałeś - stwierdził krótko, a następnie zwrócił się do chłopca:
- Nie wydamy. Przydasz się. Zaraz wracam.

Wrócił pospiesznie na podest, gdzie szybko cofnął się o kilka kroków, podciągnął lekko nogawki, przyklęknął na oba kolana i skłonił się z twarzą znajdującą się tuż przy podłożu, wsparty na dłoniach. Odczekał właściwie długą chwilę, po czym wstał.
Celowo wybrał tą formę, stosowaną wyłącznie wtedy, gdy zrobiło się coś bardzo złego.

- Przepraszam, dałem się oszukać temu człowiekowi. Uwierzyłem, że wynalazek jest doskonałym pomysłem do wykorzystania na budowie. Jakże się myliłem, co pokazał zaistniały incydent. Gdyby w trakcie transportu stufuntowego bagażu coś spadło z góry na robota, skutki… - głos załamał się Jacobowi. Pierwsze uderzenie - wskazanie niebezpiecznej dla życia i zdrowia wadliwości produktu. Drugie uderzenie - zwrócenie uwagi na niedoskonałość, wadliwość produktu. Parowanie - zepchnięcie winy na twórcę.

- Nie potrafiłbym sobie wybaczyć, gdyby podczas tego pokazu coś państwu się stało - łzy pociekły z oczu Coopera. Garda - wyraźny żal zmywający tę winę, która na nim ciążyła.

- Tego człowieka interesują wyłącznie pieniądze. Nie zainteresował się ranami podopiecznego, przepchnął się zapominając o kulturze, byście tylko nie zapamiętali państwo jego twarzy. Uciekł bez należytego zachowania wobec osób, które naraził - uderzenie trzecie - zarzut nie dbania o nikogo, w tym bliskich. Czwarte - oczywista interesowność ponad wszystkim. Piąte - karygodne zachowanie podczas ucieczki, jak i sam jej fakt, bez przeprosin. Niedopuszczalne. Strzał celowany - zwrócenie uwagi na tożsamość wynalazcy. Było oczywiste, że mówiąc: “nie myśl o robocie” człowiek pomyśli właśnie o robocie. O to chodziło. Ludzie musieli mimochodem przypomnieć sobie tożsamość mężczyzny.

Z pokornie pochyloną głową zszedł z podwyższenia kończąc zachowanie tak bardzo zgodne z kulturą mieszkańców Xanou, jak tylko potrafił. W końcu tutaj gesty miały ogromne znaczenie i odróżniały zwykłego buraka od człowieka kulturalnego.

Początkowo publiczność wyglądała na skonfundowaną. Nie wiedzieli co mają myśleć o zaistniałej sytuacji. Z jednej strony pojawia się obcy i zaczyna kajać. Przy tak dużym braku zaufania do osób z zewnątrz, było to początkowo odbierane jako nieszczere wystąpienie. Jacob jednak zadbał o wszystko. Wiedział że tutejsza kultura podkreśla nawet najmniejsze gesty i postanowił to wykorzystać.

To, co w innym zakątku świata zostałoby uznane za poniżenie się, tutaj było wręcz wskazane. Cooper pozwolił sobie nawet na publiczny ronienie łez. A niech mają. Dostaną show z pełnym asortymentem - zdawała się mówić jego mowa ciała.

Narażenie społeczności na szwank czy unikanie przyznania się do winy były tu bodaj największymi przewinami. To czyniło jego wisienkę na torcie. Jeśli to nie miało pomóc, to tylko sam Noas wiedział co.
Mieszkańcy K’Tshi kiwali jednak głowami i z pewnym uznaniem poczęli przyglądać się historykowi. Po dziesięciu minutach rozeszli się na dobre lub dołączyli do innych pokazów. Na wielu obliczach malowało się realna wzburzenie. Wyglądało na to, że Starr osiągnął swój cel.

- Weźmiesz Cona? - zapytał Richarda, wskazując na podest, z którego przed chwilą przyszedł.

- Chodź, mały. Czas pogadać. Usiądź sobie - rzekł Cooper przysiadając obok, a jednocześnie pilnując, by nie zostać okradzionym.

- Opowiedz o waszej działalności. Ze szczegółami - poprosił historyk.

Chłopak skrzywił się. Wiedział jednak że został pozbawiony wyboru.
- Ja praca na ulicy. On dostarcza maszyny do ucieczka. Biorę czterdzieści procent. Później kupuję jedzenie. To wszystko.

Jacob dobrze przyjrzał się młodemu. Istotnie nie wyglądał na pochodzącego z bogatej rodziny. Miał lekko zapadniętą twarz, w wielu miejscach był zwyczajnie umorusany.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-10-2016, 20:48   #67
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szlachcic puścił złodziejaszka. Rozejrzał się groźnie po zebranych, po czym bez zbędnych słów zaczął zwijać linę z pistoletu abordażowego i w końcu podszedł do urządzenia.

  • Zniszczony Con-742


Obejrzał je dokładnie. Wyglądało na poważnie uszkodzone. Z drugiej jednak strony Richard nigdy nie był zbyt technologiczny i wiele razy sprowadzał do Malfloya różne wraki, które nagle okazywały się ledwie wgniecionymi skomplikowanymi mechanizmami. Czasem też będąc przekonany o wartości znaleziska z dumą przedstawiał je pokładowemu inżynierowi, a ten sprowadzał go na ziemie wyjaśniając, że koszty naprawy wielokrotnie przerosną wartość urządzenia. I tym razem postanowił zdać się w tej materii na ocenę Malfloya. Dla niego bowiem maszyna była zagadką. Dziwiło go tylko, że tak niepozorna rzecz była w stanie unieść niemały przecież ciężar. Uniósł urządzenie i przerzucił przez ramię wracając do Jacoba i złodziejaszka.
- Powinniśmy raczej przesłuchać tamtego. Wydawał się mózgiem operacji - szlachcic zastanawiał się ile osób w koło mówiło w ich języku. Jakoś tak przyjął sobie za pewnik, że w nowym środowisku lepiej uchodzić za nieuka i osiłka. Wszak sir Richard La Croix zginął w swoim sterowcu kilka tygodni temu.
- Nie robi tego - wszedł mu w słowo młodziak - Ma znajomości. On się mścić, jeśli wy go ścigać.
Blefował albo naprawdę poczuł że jest w trudnej sytuacji i starał się być pomocny. Problem z tutejszymi był taki, że ich mimika wydawała się być bardziej ograniczona niż u białych ludzi. A to utrudniało rozpoznanie nawet pomniejszego kłamstwa
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-10-2016, 15:51   #68
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Historyk zamyślił się na chwilę z bezwyrazowym uśmiechem na twarzy.
- To bardzo, bardzo ciekawe. Opowiedz o jego znajomościach - poprosił Cooper zaczynając rozważać czy przypadkiem jeszcze bardziej nie nadepnąć temu człowiekowi na odcisk. To mógłby być niezwykle interesujący rozwój wypadków.

- Nie mówi mi wiele. Jacyś ludzie z dzielnica laboratoriów.

- Ktoś wskazał nas do obrabowania czy po prostu byliśmy pod ręką? - dopytał Jacob.

Dostrzegł w nim cień wstydu. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Przyjezdni mają ciekawe rzeczy. Dukaty, biżuteria, broń. Swoich nie rusza - wskazał na siebie.

Cooper jakby od niechcenia wyciągnął dukata z kieszeni i zaczął się nim bawić.
- Chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wiesz jak działa rynek? Jeśli klient jest zadowolony, to istnieje większa szansa, że wróci. Spraw, żebym był zadowolony, a może będę miał prace dla ciebie. Zacznijmy od czegoś prostego. Jestem całkowicie pewien, że pomimo tego, iż wspólnik nie mówił wiele, to jednak coś o nich wiesz o ludziach z dzielnicy laboratoriów - powiedział nie patrząc na złodzieja, zaś w jego dłoni pojawiła się druga moneta wędrująca wzdłuż kostek palców w ślad za pierwszą.

Chłopak był złodziejem. Nie było bardziej oczywistego i lepszego argumentu. Jego oczy wnet zaświeciły blaskiem nie mocniejszym niż ten, którym emanowała moneta.
- To jedni z ważniejszych w miasto. Decydują o kierunek badań. Projektują najnowsza technologia i doradzają cesarz.

- Co powiesz o twoim wspólniku? - zapytał Jacob.

- On jeden z nich. Duża protekcja. Nazywa Yue Tsun-chug.

Historyk spojrzał na Richarda, jakby chciał powiedzieć "a to ciekawostka".
- Jak się nazywa ta grupa? Jak liczni są? Choćby w przybliżeniu. Gdzie mają siedzibę?

Cooper zaczął narzucać pytania młodemu, ale ten tylko otwierał niemo usta. Wzruszył ramionami.
- Jak już wspomnieć. Mało opowiada.

Jacob przyjrzał się badawczo złodziejowi. Nie sądził aby ten blefował. W końcu jaki poważny przestępca ryzykowałby metodę białych rękawiczek, ujawnianiem tajemnic takiemu smarkowi? Postanowił spróbować z innym tematem.
- Słyszałeś może jak któryś z nich mówi o Black Cross lub widziałeś znak czarnego krzyża?

Tamten zrobił duże oczy i Jacob już wiedział, że coś jest na rzeczy.
- Pana. Nie wolno o tym mówić. Niebezpieczni ludzie.

- Widziałeś lub słyszałeś o tym gdziekolwiek indziej?

Chłopak rozglądał się nerwowo. Naprawdę czuł strach. To przez niego przezierało.
- Tylko wie, gdzie oni przerzut towar. Ale tam nie wolno. Dobrze strzeżone. Nie wzywają milicja. Zabijają.

Obie monety zatrzymały się we wnętrzu dłoni historyka.
- Pamiętasz co mówiłem o zadowolonym kliencie?

Było to, oczywiście, pytanie retoryczne. Podał chłopakowi dwie monety, zaś w drugiej pojawiła się trzecia rozpoczynając wędrówkę po kościach podobnie jak dwie poprzednie.
- Coś mi się zdaje, że będę miał dla ciebie pracę. Ale nie uprzedzajmy faktów. W jakich stosunkach są przyjaciele Tsun-chuga z Black Cross? Współpracują czy wręcz przeciwnie?

Patrzył w jego oczy i już wiedział, że go kupił. Czasem wystarczyło jedno spojrzenie, aby ujrzeć na dnie wzroku pragnienie którego nie dało powstrzymać.
- Pan Yue mówi że miasto tylko przymyka oko. Cross niebezpieczny. Silniejsze niż nasze miasto. Niż Xanou. Władza im nie pomagać. Ale też nie wadzić.

- Interesuje mnie też miejsce przerzutu towaru - dodał Jacob.

Teraz już naprawdę się denerwował. Na czole niedoszłego rabusia wystąpiły krople potu.
- Jest osiedle. Podniebne Doki. Część balonów ma purpurowa szarfa. To sprzęt Cross. Proszę… czy może iść? - realnie bał się swoich słów, a raczej ich konsekwencji.

Cooper podał dzieciakowi trzecią monetę.
- Być może będę znał kogoś, tutejszego, kto zaoferuje ci lepszą pracę niż ta. Jak się nazywasz i gdzie cię znajdę? - zadał ostatnie pytania Starr.
Pytany był w szoku. Nie przywykł że w praworządnym państwie ktoś go puszcza wolno po próbie kradzieży. Mimo tego na jego twarzy znać było cień zawahania.

- Pytać o Szczura. Jest ja tu i tam.

Historyk podszedł do panelu sterowania, by przyjrzeć się czy panel sterowania jest urządzeniem przenośnym. [Test Rzemiosła]

Nawet jeśli element dało się wyciągnąć z całości, nie miał pewności jak to zrobić. Dla Jacoba pulpit był mieszaniną kabli oraz przewodów, w dodatku ułożonych bez większego sensu. Szybko dał sobie spokój.

- Mógłbyś spojrzeć czy ten element sterujący da się wydobyć? - zapytał Richarda, lecz potrafił zaradzić sprawie niewiele lepiej niż sam historyk.

- Con byłby niezwykle przydatny - przygryzł wargę Jacob, po czym ruszył w drogę powrotną.

Przez większość drogi nie odezwał się ani słowem. Spoglądał na miasto z lotu ptaka, rozważając możliwe posunięcia. W końcu uśmiechnął się do siebie.

- Mam plan, jak sądzę, optymalizujący nasz pobyt w Xanou. Musimy się spieszyć, ponieważ wiele rzeczy pozostało do zrobienia. Jeszcze tej nocy wylatujemy z K'Tshi.

- Trzymany przez ciebie sprzęt spadł nam z nieba. Byłby idealny do eliminacji. Dlatego proponuję, by Malfloy wziął niezbędnych mu ludzi i przyszedł rozmontować panel sterowania i udał się do Mushakariego. Manuel mogłaby zrobić rozeznanie w Podniebnych Dokach. Powinna być odpowiednia, zna się na latających środkach transportu. Ważne tylko, by nie zwracała na siebie uwagi i wszystko zapamiętała. Mogłaby wrócić do Mushakariego. W tym czasie ja muszę dorwać jakiś plan miasta, odwiedzić po drodze sklep, a potem do Mushakariego z Feratem i, najlepiej, Denisem. Oni znają się trochę na tych urządzeniach. Dzięki nim będę mógł udawać, że zgadzam się z Mushakarim i rozumiem co mówi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 28-10-2016, 23:49   #69
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- No i się zesrało - Ferat splótł na sobie ręce.
Grupie pozostało obserwować zajście wraz z karkołomnymi wyczynami towarzyszy włącznie. Nie minęła dłuższa chwila, a zniknęli oni w innej części miasta.
- Spokojnie - mruknęła Manuel - Richard wszystko ogarnie. Wierzę w to.
Lucjusz parsknął donośnie.
- Może i tak. Ale nie wiesz do czego jest zdolny ten przebiegły lis, którego inni zwą Jacobem.
Drużyna sprawdziła czy nic więcej nie stało się szlachciance. Tymczasem Malfoy wziął Denisa na stronę i poklepał go po plecach.
- To był prezent od ciebie, mam rację? Widziałem jak go dawałem panience. Nic się nie bój. Jestem pewien że go odzyskają. Bardziej interesuje mnie to urządzenie jakie wyłowiłeś. Masz pomysły co to może dokładnie być?
Lurker był zaaferowany wydarzeniami, które rozegrały się tuż przed jego nosem. Więc jednak! Naszyjnik musiał być ważny i wartościowy i to nie jako ozdoba. Jakże nieroztropnie postąpił darując go Eloizie. Wystawił dziewczynę na atak, wręcz zachęcił ich wrogów do zuchwałej kradzieży... Dopiero Malfoy przywrócił mu nieco spokoju, lecz i tak minęła dłuższa chwila nim młodzian zdołał odpowiedzieć mechanikowi. - To jakiś rodzaj zapisu komunikatu nagranego prawdopodobnie przez załogę... Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, co prawda słyszałem zapis ludzkiego głosu na metalowym cylindrze, podczas wystawy na którą w dzieciństwie zabrał mnie wuj Louis... ale to... - wskazał na prostokątny przedmiot. - jest zupełnie coś innego...
Niestety nie był w stanie powiedzieć wiele więcej. Wiedza Denisa w tej materii była nikła. O wiele bardziej interesowała go budowa i działanie akwalungów niż czipów. Wiedział że te ostatnie mogą przechowywać wiedzę, podobnie jak książki. Ale jak to się odbywało, nie miał pojęcia.
- Będziemy musieli zatem poszukać czegoś, co odcyfruje ten zapis. Myślę że możemy z tej kości dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy - Malfoy w zamyśleniu spojrzał na bezkres nieba malujący się wokół nich.
Minął kwadrans, a na ulicy pojawił się lokalny oddział milicji. Grupa złożona była z trzech mężczyzn oraz jednej kobiety. Wszyscy wbici w proste, niebieskie uniformy. Na głowach nosili stalowe hełmy z symbolem skrzyżowanej pałki oraz miecza. Ich buty były wypastowane tak pedantycznie, że można się było w nich obejrzeć.
Jeden z oficerów od razu podszedł do przyjezdnych. Miał dziwny akcent i aby nie popełniać językowych błędów, mówił w krótkich zdaniach. Zwrócił się do Denisa.
- Posterunkowy Kogane Yoshi. Zgłoszenie było. Że kradzież.
Mógł się tego spodziewać. Przy społeczeństwie o tak obywatelskich postawach ktoś musiał zgłosić że widział Jacoba, kiedy biegł i krzyczał: “złodziej”.
- Opisać zajście i sprawcę. Co zginęło?
Lurker przełknął ślinę, prawdomówność w tym momencie była niewskazana, więc musiał zełgać w relacji z przebiegu zajścia. Z drugiej strony świadkowie mogli widzieć kradzież, toteż otwarte zaprzeczanie jej mijało się z celem, a mogło sprowadzić dodatkowe kłopoty.
- Jednemu z naszych przyjaciół wyrwano portfel. Rzucił się natychmiast w pościg za złodziejaszkiem... To działo się tak szybko... - popatrzył na mundurowego. - Kieszonkowiec uciekł po linach kolejki… - Denis wskazał na trakcję i gondole...
Mężczyzna skinął głową. Wyjął notes, a następnie zapisał w nim parę słów. W zamyśleniu stukał końcówką ołówka o ząb.
- Pana imię i nazwisko - nie czekając na odpowiedź, dodał od razu - Ile ukradziono?
- Denis Ar..gonaut... - w ostatniej chwili złapał się na tym, że wyjawianie prawdziwego nazwiska w obliczu ostatnich wydarzeń byłoby nierozsądne. - Myślę, że 100 dukatów.. taak.. mniej więcej taka suma.- jakby na potwierdzenie potakująco kiwnął głową, patrząc w stronę towarzyszy.
Tamci szybko załapali grę i ochoczo pokiwali głowami. Milicjant spisał coś i mruknął do swoich towarzyszy.
- Dobrze. Panie… Argonaut. Proszę uważać. Tam nasz posterunek - wskazał na zachodni dystrykt - Przyjść jeśli coś zauważy.
Straż odeszła, a grupa mogła odetchnąć z ulgą. Przynajmniej to poszło gładko. Jak na razie.
Manuel wezwała wszystkich do siebie. Znacząco wskazała na oddalający się patrol.
- W tej liczbie zwracamy na siebie uwagę. W dodatku stoimy tu bezczynnie. Denis, mam prośbę. Weź ze sobą tego trefnisia, Ferata. Rozejrzyjcie się po okolicy, dowiedzcie czegoś.
- Mam to odebrać jako komplement czy przytyk? - wszedł jej w słowo wspomniany.
- Jak sobie tylko chcesz. Ja i Malfoy tu zostaniemy. Ktoś musi zaczekać na Richarda i Jacoba. Poza tym trzeba przypilnować naszej damulki.
- Od kiedy wydajesz rozkazy, Manuel? - odparł inżynier.
- Od momentu jak nikt nie wychodzi z sensownym planem. Czas ucieka, a wrogowi to tylko na rękę.
- Nie o to chodzi. Rządzisz się i nie tylko ja to zauważam.
- Mało mnie obchodzi twoje zdanie. Ja uczynię jak powiedziałam. A co wy zrobicie, to już nie moja sprawa.
Zapadła cisza i Denis poczuł, że teraz on powinien coś powiedzieć.
- Każdy z nas musi dać z siebie wszystko... - powiedział poważnie. - Od tego zależy przyszłość znanego nam świata. - W takiej chwili darujcie sobie kłótnie i przytyki, wiem, że w głębi serca każdemu z nas zależy na pewnych wartościach i .. - spojrzał wymownie w oczy Manuel. - na kimś... Nie pozwólmy zatem pochopnie zniszczyć tego, co z trudem budowaliśmy... Skutki mogą być bowiem opłakane..
Jesteśmy teraz jednym organizmem - kontynuował - maszyną, która powinna działać na najwyższych obrotach, w której każdy tryb ma ściśle określone zadanie.. I to jest jedyna droga do sukcesu naszej misji...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 28-10-2016 o 23:52.
Deszatie jest offline  
Stary 04-11-2016, 13:19   #70
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
post we współpracy z Alaronem, Deszatie i Mi Raazem

Richard spojrzał wymownie na Jacoba.
- Myślę, że czas wracać do reszty. A co do Manuel, to umie pilotować latający sprzęt. Średnio zna się na budowie. Była złodziejką zanim Malfloy ją zatrudnił - głos szlachcica zdradzał, że nie specjalnie jest zadowolony z oddalenia się od swojej siostry.
Droga w drugą stronę z naturalnych przyczyn trwała znacznie dłużej. Dwójka zmuszona była przeprawić się przez dwa mosty oraz odbyć krótki kurs jedną z gondol. Na miejscu trwała przynajmniej żywa dyskusja. Pozostali członkowie drużyny rozmawiali w gwałtowny sposób, nieraz donośnie przerzucając się argumentami. Atmosfera była podsycana przez Manuel, która chciała chwilowo przejąć dowództwo. Richard i Jacob dowiedzieli się również, że niedawno zjawił się miejscowy oddział milicji. Szczęściem Denis zachował zimną krew i załatwił całą sprawę dość szybko.
- Opowiedz im o pomysłach - powiedział szlachcic w kierunku Jacoba. - A ty kolego, rzuć okiem na ten złom. Bo, że tak powiem spadł nam z nieba - u stóp krępego inżyniera położył pozostałości latającego robota
Malfoy uniósł Cona na wysokość oczu i zagwizdał cicho.
- Mam nadzieję że z jego powodu straż nie odwiedzi nas drugi raz. Toż to kosztuje małą fortunę. Będę jednak potrzebować warsztatu, żeby powiedzieć coś więcej.
Tymczasem Cooper wyszedł przed pozostałych.
- Sytuacja przedstawia się nad wyraz korzystnie. Możemy mieć przeciw sobie siłę doradzającą cesarzowi. Czyż to nie wspaniale? - zapytał Jacob lekko podekscytowany, po czym spojrzał po twarzach wszystkich. Zdawały się nie podzielać entuzjazmu. Ferat natomiast podniósł badawczo brew.
- Nie wiem w co żeś się znowu wpakował, ale pamiętaj że to ludzie u których zaufanie buduje się latami. A obawiam się że posiadamy znacznie mniej czasu.
- Mniejsza. To plany na później. Powiedzmy teraz, że wszystko układa się jeszcze bardziej jak należy, a raczej może tak być, o ile wszystko pójdzie gładko. Naszym celem jest odlot jeszcze tej nocy. Żeby to się udało, musimy zdywersyfikować siły działania. Po pierwsze, do tego cacka potrzebny jest panel sterujący - Starr wskazał wzrokiem na Cona.
- Tak się składa, że do wymontowania go potrzebnych jest kilka sztuczek inżynierskich, których, tak się nieszczęśliwie składa, nie posiadam. Natomiast ów sprzęt bardzo nam się przyda. Dlatego potrzebujemy twoich umiejętności - zwrócił się personalnie do Malfloya.
Inżynier pokiwał głową.
- Mogę przyjrzeć się temu panelowi. Podejrzewam jednak że do tego czasu został już zabezpieczony. Jednakże… - spojrzał po wszystkich - Widzicie, jeśli będę posiadać odpowiedni sprzęt, być może uda się zbudować przenośne urządzenie, które sterowałoby tym diabelstwem. Problem jest taki, że moja pracownia leży obecnie na morskim dnie. Jak cały sterowiec.
Malfoy spojrzał na K’Tshi jako takie. Zdawał się szukać w jego panoramie jakichś odpowiedzi.
- Dajcie mi dwie godziny. Rozejrzę się po mieście i zobaczę co ugram.
- Doskonale! - zachwycił się historyk z promiennym uśmiechem.
- Kolejna kwestia wymagać będzie zerknięcia do miejsca zwanego Podniebnymi Dokami. To tam znajdują się dostawy Black Cross. Wiecie, te balony z szarfami. Potrzebujemy dokładnego obrazu sytuacji pod kątem techniczno-praktycznym. Czyli dokowanie i tego typu kwestie łącznie z maszynami, jakie się tam znajdują. I tym razem dobrze by było, gdyby posłać tam specjalistów - tym razem spojrzał na Manuel - Naturalnie dobrze by było, gdyby ktoś, kto choć trochę zna się na stronie technicznej, towarzyszył w tej wyprawie. Chaos informacyjny nie istnieje. Istnieje tylko złe uporządkowanie danych, więc dla mnie, im ich więcej, tym mam większe pole manewru - dodał Starr do kobiety.
Tym razem nie zamierzała przejmować inicjatywy. Widocznie pamiętała jak potraktował ją Richard, kiedy na plaży okazała się być zbyt apodyktyczna. Zerknęła wymownie w jego kierunku, sugerując że powinien podjąć decyzję.
On sam podszedł bliżej zebranych i zniżył głos:
- A czy słyszeliście coś może o Black Cross? Jakieś lokalne plotki? Pewnie nie…. Ale skoro tutaj się zaopatrują w sprzęt latający i stacjonują swoimi jednostkami. Gdzie mogą być? Może w pobliżu ich statków jest jakaś pracownia? Mielibyśmy dwie pieczenie na jednym ogniu.
Odwrócił się do swojej pilot.
- Manuel - tym razem szlachcic rzucił bezpośrednio do rudowłosej - wiesz coś więcej o lokalnym półświatku?
- To by mi pasowało do większego planu - wtrącił krótko Jacob z uroczym mrugnięciem w stronę żeńskiej strony ich drużyny.
La Croix dostrzegł błysk w oku pilotki. Cieszyła się że znów normalnie rozmawiają.
- Nic nie wiem o tutejszej działalności Black Cross. Ale znasz mnie. Potrafię być przekonująca w zdobywaniu informacji. Szczególnie od facetów - tu teatralnie poprawiła swój biust - Podniebne czy nie, w dokach zawsze przepływa równie dużo towaru, co informacji. Mogę się tam przejść, jak sugerował nasz pokładowy piękniś.
Jacob uśmiechnął się promiennie do pilotki.
- W szczególności interesujące są te warsztaty i pracownie. Bardzo, bardzo interesujące. Ale równie interesujące są wszystkie szczegóły portu i statków - zaznaczył Cooper.
- Punktem zbornym jest dom Mushakariego. Na rozmowę z nim potrzebuję osób znających się na technologii, to znaczy Ferat, Denis i, najlepiej, Malfloy. Muszę przekonać Mushakariego, że jestem geniuszem technologii trochę mniejszym niż on będąc kompletnym laikiem w rzeczywistości. On będzie mówił, ja będę tłumaczył, wy będziecie reagować najlepiej jak potraficie, a ja dogram resztę. Taki jest plan najbliższej gry - rzekł zadowolony z siebie Jacob.
Richard uniósł brew zdziwiony. Cóż… W zasadzie nie mieli lepszego planu.
- W takim razie ja rozejrzę się po porcie. Skoro już i tak dorobiłem się wyglądu korsarza, to może uda mi się coś znaleźć. O ile Manuel pozwoli sobie towarzyszyć.
Kąciki jej ust zauważalnie drgnęły. Nie musiała nic mówić. Czasem sprawiała wrażenie, że nazbyt ciepło o nim myśli.
- Wspaniale! - rzucił Cooper.
- Ważne jest to, by nie zwracać na siebie uwagi więcej niż to konieczne. Oczywiście nie uda nam się całkowicie wtopić w tłum, ale musicie opanować podstawy zachowania w Xanou. Dla tych ludzi ważny jest już sam fakt tego, że próbujecie zachowywać się tak, jak według nich jest w porządku. Nawet, jeśli jesteście w tym dość nieporadni. Coś w stylu takiego uroczego kretynka. Ale uroczego. To ważne. Musimy udać się po mapy, żeby nie błądzić. W razie czego można zaczepić kogoś i zapytać jak dojść tam - rzekł, wykonując gest, jakby palcem wskazywał coś na wyimaginowanej mapie.
- Mushakari znajduje się we Wschodniej Dzielnicy Przemysłowej. Ja będę musiał wstąpić do kilku sklepów… - uśmiechnął się bardzo wieloznacznie.
- Dobrze by było, gdyby towarzyszył mi Ferat i Eloiza - dodał po kilku chwilach zastanowienia.
- Myślę, że dla nas bezpiecznie będzie zacząć od wypytywać w dzielnicach obfitujących w podróżnych - po tych słowach szlachcic zagryzł zęby. Nadal nie było mu w smak obserwowanie relacji jego siostry z Jacobem.
- Dobrze, niech i tak będzie. Jesteś za nią odpowiedzialny - wycelował groźnie palec wskazujący w geniusza-historyka.
- W sprawie, którą chcę załatwić przyda mi się kobieca dłoń - mrugnął szelmowsko do Richarda.
Lucjusz wywołany uprzednio “do tablicy”, zatarł ręce.
- Nie traćmy zatem czasu - jednocześnie znacząco szturchnął lurkera, aby ten również się zadeklarował.
Denis dotychczas udzielał się podczas tego spotkania w sposób oszczędny. Nie uśmiechało mu się samotne spacerowanie po mieście, w którym byli czarnokrzyżowcy. Obecność Malfoya, przywoływała postać jego opiekuna, który nieco temperował narwaną naturę młodzieńca i stale czuwał nad jego bezpieczeństwem. Wspomnienie wuja Louisa chwilowo zasmuciło lurkera, ale wnet pozbierał się, pamiętając że w swoisty sposób może odpłacić organizacji, roszczącej sobie prawo do władzy nad światem. Jednocześnie zauważył, że inżynier podchodzi własnie do Jacoba. Wyglądało na to, że mieli porozmawiać o czymś istotnym.
- Malfloy, pozwól jeszcze na momencik. Manuel idzie z Richardem, a on się trochę orientuje w zachowaniach odpowiednich w Xanou. Z tobą nie idzie nikt taki, więc nauczę cię kilku przydatnych gestów i zwrotów. Przede wszystkim przepraszanie w kilku łagodnych formach, pytanie o drogę, stwierdzenie, że nie mówisz w takim języku. Takie podstawy. Jeśli chcesz, mogę ci je spisać. Dużo tego nie będzie, ale powinno wystarczyć na obecną chwilę - historyk splótł dłonie za plecami.
Mechanik podrapał się po głowie.
- Ze mnie jest prosty facet, ale czemu nie. Mogę spróbować. Denis chyba wybierze się razem ze mną. Może jemu również przekażesz swoją wiedzę.
- Tak, lekcja u takiego nauczyciela sprawi, że będę miał papiery na ambasadora - mrugnął do inżyniera.
- Haha! Z całą pewnością - tamten zaśmiał się rubasznie i oddał głos historykowi.
Przez następne kilka minut Jacob tłumaczył Malfoyowi oraz Arconowi podstawowe zachowania oraz zwroty, jakich mogliby potencjalnie użyć. Wbrew temu co ten pierwszy mówił o sobie samym, łapał nauki całkiem szybko. Nie inaczej było z poławiaczem. Jego młody, chłonny umysł bez problemów radził sobie ze świeżą wiedzą. To uspokoiło Jacoba i zapewniło że nikt raczej nie popełni gafy jak tej w porcie.
Niniejszym cała grupa poczęła rozchodzić się w swoje strony. Gęstniejący tłum zdał się pochwycić ich w mgnieniu oka.
 
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172