|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-12-2016, 17:44 | #131 |
Reputacja: 1 | Tong, z towarzyszącym mu strażnikiem, oddalili się nieśpiesznie od reszty ekipy. Wokół przemykali mieszkańcy pałacu i służba. Ci drudzy łatwi do identyfikacji dzięki prostym ubraniom w użytkowych kolorach. Sam pałac też robił wrażenie. Luksusy. No, luksusy i już! Taj zwolnił na chwilę zapatrzony na gobelin przedstawiający sielskie leśne widoki. Strażnik popchnął go lekko. Bestia zaprezentował swój najlepszy uprzejmy uśmiech. Jednocześnie w środku aż się zagotował. "Jak mówi stare tajskie przysłowie: Kto się wpierdol domaga, ten wpierdol dostanie"! Skręcili jeszcze raz i wtedy Taj dostrzegł swoją szansę. W pobliżu nie było nikogo z miejscowych. Sądząc po odgłosach obutych stóp nikt nie przechodził w pobliżu. Lepszej okazji nie będzie. Tong zatrzymał się na chwilę odwracając w kierunku strażnika. Ten stanął również. Chwilę później padał już znokautowany paskudnym ciosem w szyję. Drgnął raz jeszcze i znieruchomiał. Obudzi się najwcześniej za kilka godzin z potężnym bólem głowy. Taj co prędzej wziął w ramiona stojącą w pobliskiej niszy marmurową rzeźbę wojownika w zbroi, trzymającego oburącz potężny młot. Odstawiwszy ja na bok upchnął w cieniu niszy ciało związanego i zakneblowanego wartownika. Po czym postawił posąg na poprzednim miejscu, z zadowoleniem otrzepał ręce i pogwizdując radośnie szybkim marszem ruszył z powrotem. Dogonił Johna i dwóch strażników całkiem szybko. Nie potrzebował trzeciego oka na czole by dostrzec, że obu mężczyzn zdziwił jego samotny powrót. Tak jak i tego, że John jest gotowy do działania. - John, na trzy... |
06-12-2016, 21:46 | #132 |
Reputacja: 1 | John czekał spokojnie na kolegę podgwizdując sobie i przechadzając się powoli. Starał się ustawić tak, by wartownicy stali pomiędzy nim, a wracającym Tongiem. Doe trzymał się spokojnie dwa kroki od wartowników wiedząc, że w razie czego będzie w stanie doskoczyć zanim się zorientują. Tak więc przechadzał się i nasłuchiwał kroków, sprawdzał kręcących się ludzi (żeby wiedzieć, kiedy będą sami), ornamenty na ścianach. Interesowały go również dekoracje. Był ciekaw, czy dowie się czegoś o nowym, fascynującym projekcie Kano. Aż wreszcie dźwięk kroków zwrócił jego uwagę. Pojedynczy, pewny i cichy. Nie pasował do służby, która nie chodziła z taką swobodą i nie pasował do strażnika, który raczej biegłby z alarmem. Zajął spokojnie miejsce na tyłach strażników czekając aż Tong znajdzie się w odpowiednim zasięgu.... |
07-12-2016, 06:37 | #133 |
Reputacja: 1 | Po dzisiejszym dniu zapłon Drachii zrobił się bardzo krótki. Wystarczyła mała iskierka, żeby wkurwiła się na poważnie i taką też iskierkę dostarczył niedoszły zabójca Cage'a. Ostatnio edytowane przez kinkubus : 07-12-2016 o 06:40. |
07-12-2016, 12:48 | #134 |
Reputacja: 1 | Drachia Dębowe drzwi poleciały do środka koziołkując, otulała je chmura płomieni rozlewając się na boki. Łóżko zajęło się ogniem momentalnie, stoliczek i krzesło chwilę potem. Drzwi z trzaskiem rąbneły o kamienną ścianę. Przez pożogę dostrzegła jakiś kształt na tle okna. Intruz uciekał. Albo zaczaił się tuż za futryną na zewnątrz by zakończyć pościg już na samym początku... Dopiero teraz zwróciła uwagę na dwóch strażników patrzących na nią z korytarza. Obaj mieli dobytą broń. John i Tong Strażnicy nie bawili się w manewrowanie, tylko staneli pod ścianami po obu stronach korytarza. Gdy zobaczyli powracającego Tonga samotnie wyraźnie się zaniepokoili. Ale gdy powiedział: - John, na trzy… Ich kciuki wysunęły miecze z pochew z charakterystycznym szczękiem. Praktycznie równocześnie sięgnęli po broń. |
08-12-2016, 08:31 | #135 |
Reputacja: 1 | — Na co się gapicie? Zwiększyć patrole w kwaterach Królestwa Ziemi. Wykonać natychmiast! |
11-12-2016, 12:54 | #136 |
Reputacja: 1 | Dalej poszło szybko. Obaj komandosi doskoczyli momentalnie do swoich celów. Tong kopnął przeciwnika w udo, a gdy ten się zachwiał Taj skrócił dystans uderzając strażnika kolanem w pachwinę. Zgiętego w pół potraktował łokciem w kręgosłup. I to by było na tyle. Tong dla pewności kopnął jeszcze mężczyznę w skroń zostawiając go za sobą cichego i spokojnie leżącego na drogim dywanie. Nie tracąc czasu ruszył w kierunku Johna by pomóc mu z drugim strażnikiem. Doe nie radził sobie nadzwyczajnie. A może po prostu jego przeciwnik był z gatunku tych twardszych. Sat miał zamiar się o tym przekonać. Razem powinni szybko poradzić sobie z tym drugim. Na szczęście strażnicy zamiast wrzeszczeć na alarm sięgnęli po miecze. W tym pierwszym przypadku byłoby trudniej i nie było wątpliwości, że wokół szybko zaroiłoby się od straży. Trzeba wykorzystać ten uśmiech losu. |
12-12-2016, 10:18 | #137 |
Reputacja: 1 | Tong i John John doskoczył i chwyciwszy za pas strażnika próbował go przerzucić, ten jednak próbował ciąć chwytającą ją rękę mieczem zmuszając tym samym komandosa do wycofania. Po przedramieniu pociekło kilka kropli krwi, ten drobny sukces strażnik okupił jednak chwilą nieuwagi. Tong kopniakiem pod kolano zmusił go do klęknięcia i przeładował łokciem w bok głowy. Strażnik padł jak ścięty. Drachia - Tak jest! - wykrzyknęli obaj strażnicy i ruszyli biegiem. Drachia nie niepokojona przez nikogo szybko znalazła się w lochu. Mijając miejsce starcia z Sheeva odruchowo zerknęła na ścianę. Oprócz paru plam krwi chyba dostrzegła tam rysę na kamiennym bloku. Weszła do celi i znalazła Jaxa leżącego na boku na wiązce słomy. Oprócz wcześniejszych ran miał także wiele niewielkich przypaleń. Jego pierś ciężko się poruszała, zdawał się spać. Sprawdziła, drzwi celi były zamknięte na klucz, który powinien być w komnacie strażników, na końcu korytarza. |
14-12-2016, 06:54 | #138 |
Reputacja: 1 | Nie zastanawiając się długo, Drachia poszła po klucze. Może nie sprawowała władzy akurat w tym miejscu, tak stała nad większością motłochu Shang Tsunga. |
14-12-2016, 08:52 | #139 |
Reputacja: 1 | I już. Koniec. Finisz. Dwaj strażnicy szybko podzielili los pierwszego. Związani i zakneblowani wylądowali w niszach za gobelinami lub posągami. Obudzą się najwcześniej za kilka godzin, a przy odrobinie szczęścia nikt ich, spokojnych i cichutkich, nie znajdzie. Tong otrzepał ręce. Po czym zwrócił się do Johna. - Dobra robota. Ale zwijajmy się już stąd. Chciałeś przecież nadać sygnał radiowy, nie? Do tego musimy znaleźć się na jednej z wież. No, po prostu wysoko. Chodź, pójdziemy głównym korytarzem, a po drodze zapytamy kogoś gdzie tu są schody na wieżę. Wszak jesteśmy gośćmi czarownika i jeśli chcemy złapać na wieży świeżego powietrza to kto nam zabroni? Idziemy. |
16-12-2016, 11:08 | #140 |
Reputacja: 1 | Drachia - … Shang Tsung chciałby zająć się więźniem osobiście - zakończyła Drachia. - Oczywiście, pani - strażnik lekko się skłonił i czekał na coś. - Klucze - warknęła. Strażnik znowu się skłonił i powiedział przepraszającym tonem: - Mistrz Shang Tsung zabrał klucz ze sobą, mówił, że mamy udawać głuchych, gdyby ktoś przyszedł go uwalniać. I że on sam się wszystkim zajmie. Nagle do podziemi dotarło stłumione dudnienie. - Rozpoczynają turniej - powiedział strażnik z żalem w głosie. Najwyraźniej liczył na lepszy przydział niż dostał. Drachia wiedziała, że to dopiero oprawa artystyczna, faktyczne walki miały zacząć się za chwilę. Ale i tak nie miała dużo czasu. Zwłaszcza, że zabójca Lin Kuei miał teraz ostatnią szansę. Służący zapewne pukali już do drzwi by zaprowadzić zawodników z ziemi na arenę. Tong i John Szukali schodów, pytać kogoś nie wypadało, jako że nie wiedzieli gdzie “goście” mieli dostęp. Z oddali doszedł ich odgłos bębnów, chyba z areny. Cyrk się rozpoczynał. Korytarze jakby opustoszały. W końcu trafili na schody, niestety udało się im wejść tylko na trzecie piętro, tam zauważyli strażników pilnujących piętra. Usłyszeli pukanie do drzwi i głos: - Turniej się rozpoczyna, mistrz Shag Tsung prosi panów na arenę. Po krótkiej chwili drzwi się otworzyły i wyszło trzech. - Prowadź - rzucił głos nawykły do rozkazywania. - Tak, panie. Komandosi szybko cofnęli się i schowali piętro niżej za załomem korytarza. Kilka chwil potem minęła ich procesja złożona ze służącego i trzech osobników. Pierwszy ubrany był w czerwone barwy, drugi w żółte, ostatni zaś niebieskie. Ten był zamaskowany, a wydychane powietrze niemalże krystalizowało się przy zasłoniętych maską ustach. Pochód zamykała grupa strażników. Gdy ucichły kroki John i Tong szybko wbiegli po schodach. Wyżej już prowadziły tylko wąskie schodki po spirali. Naliczywszy pięćset stopni w duchu dziękowali sierżantom, którzy w swym geniuszu przygotowali ich kondycyjnie na tę właśnie chwilę. W końcu dotarli na szczyt, ostrożnie wyjrzeli i… ich oczom ukazała się panorama wyspy. Od wieży z której wyszli prowadził mostek na sąsiednią wieżę. Z prawej i lewej widzieli podobne wieże, także połączone mostkami. Mostki mostkami, każdy szeroki na dwa metry i ani grama barierki. Porywisty wiatr szarpał ubraniami i włosami co poniektórych. W dole ujrzeli arenę. Właśnie przemawiał osobnik nazywany przez dziewczyny Shang Tsungiem, koło niego stały dwie niezłe leski, stroje miały podobne do ich znajomych, tyle że jedna była niebieska, a druga zielona. Obie w maskach zakrywających usta i nocy. Stał tam też ich znajomy z parku, pan brzytworęki, tyle że ostrza miał schowane. W tłumie w pierwszym rzędzie dostrzegli Johnego Caga… rozmawiał z porucznik Blade. Nagle jakby było to najnormalniejsze na świecie na plac wszedł Kano. Sonia drgnęła widząc go. Kano stanął w pobliżu podwyższenia z którego przemawiał Shang Tsung patrząc z uśmiechem na Sonię. Cage jakby tego nie widząc dalej nawijał do pani porucznik. Nagle koło nich pojawił się Shang Tsung. Coś do nich powiedział, a potem wrócił na miejsce na podwyższeniu… lewitując. Jak nic Cage kręcił tu film, tylko co robiła tam Sonia? Cage wyszedł na środek, z ruchów dało się wyczytać, że szykuje się do walki. Na dachu jednego z budynków nagle pojawił się zielony kształt. Pojawił się znikąd. Podobnie jak robił to Kamakiri, zanim rzecz jasna zabrało go morze. Osobnik zeskoczył i zajął pozycję. Shang Tsung zasiadł na tronie i dał znak. Jeśli John oczekiwał kiepskiej choreografii i kilku dubli to się zawiódł. Co więcej nigdzie nie było kamer. - Efekty specjalne dodaje się już w postprodukcji, co nie? - powiedział Tong. - No - odparł John. Bo co miał powiedzieć widząc zielonego kolesia plującego zieloną flegmą na kilkanaście metrów, skaczącego po 4 metry w górę i znikającego co chwilę. I co miał powiedzieć, widząc że ten marny aktorzyna wcale nie zostaje w tyle. Był tak szybki, że zostawiał powidoki. Jak na tych jego gównianych filmach. I tak jak na gównianych filmach zrobił szpagat unikając sierpowego i samemu wyprowadzając cios w krocze. Zielony zgiął się wpół, a Tong i John skrzywili powodowani męską solidarnością. Cage szybko wstał i potężnym hakiem posłał w powietrze zielonego. Ten padł ciężko na kamienne płyty. Ostatnio edytowane przez Mike : 16-12-2016 o 14:46. |