|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-06-2007, 10:12 | #221 |
Reputacja: 1 | Andrzej uśmiechnął się z nieznaczna przekorą ... Sadze ze wszyscy zmierzamy w jedno miejsce ... Jeszcze wujek Sasza i Ciotka Władimora i Graf Wasilij ...i będzie cała rodzinka ... Myślę ze , jeżeli Kniaziówna pozwoli , to możemy razem iść do jadalni .... Powiedziawszy to Andrzej podał ramie kniaziównie i powoli skierowali się w stronę znacznej wielkości pomieszczenia . Ogień z dwóch potężnych kominków w dwóch sali roztaczał przyjemne ciepło . Dębowy stół , bez żadnego obrusa i porcelanowa zastawa zdawały się podkreślał charakter dworku ... Na ścianach pomiędzy portretami dawnych władców Ithien wisiały potężna czaszki dzikich zwierząt , które świadczyły o męstwie myśliwych ... Nad stołem unosiły się zapachy pieczonej i gotowanej dziczyzny : przepiórek , potraw z jeleni , dzików ... Gdy Verita weszła do sali , w towarzystwie Andrieja oraz skwaszonej , patrzącej zimno Soni pozostała osoby siedzące za stołami wstały ... Dwóch młodych , wyglądających identycznie młodych mężczyzny w mundurach ( na wzór „zachodni „) , starsza kobieta o ciepłych brązowych oczach i siwiuteńkiej głowie . Jedna tylko osoba nie wstała ... Starsza kobieta spojrzała na siwego starca który rozparty o krzesło mówił nadzwyczaj głośno ...: „U ... jakeśmy go , panie kochanku , ucapili to ON , mój panie kochanku ani ....” „ANTON „ ! – powiedział donośnym głosem tak by skierować uwagę starca na swoja osobę „KNIAZIÓWNA „ ... „- ze co ? „ starzec wyciągnął spod stołu kościaną tubę ... „kniaziówna „ - powtórzyła kobieta ... Starzec spojrzał w stronę wejścia ... i uśmiechnął się szeroko , mocno szczerbatym uśmiechem ... „Trzeba było tak od razu ... „ wstał opierając się o stół ... Andriej uśmiechnął się wesoło z wyraźna sympatia widząc lekkie zakłopotanie starca ... Zwrócił się do Verity ... „Wasza wysokość pozwoli ...Kniaz Anton „ wskazał starca , który mimo jak można było przypuszczać sędziwego wieku , ukłonił się nisko / dzisiejsza młodzież to się nawet kłania nie umie ... nie to co dawniej ./ Kniaziówna Dagmara „ Starsza kobieta ukłoniła się również nisko .../ stara dobra szkoła ... / „A tych dwóch , to jeden nich to Misza a drugi Sasza ... ale i tak nawet rodzona matka ich nie rozpoznawała ... Sonie wasza wysokość już zna i mnie również ... „ Podszedł do szczytu stołu i odsunął krzesło by księżniczka mogła usiąść ... Jednocześnie służba zaczęła wnosić do sali przystawki ... |
29-06-2007, 21:54 | #222 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Verita czuła skrępowanie większe od tego, jakie zwykle towarzyszyło balom. W przeciwieństwie bowiem do szlachty, która zawsze była nastawiona na wyłapywanie uchybień w zachowaniu księżniczki, tutaj ludzie sprawiali wrażenie mniej przejętych etykietą... sympatyczniejszych. Gdy Andrzej przedstawiał jej członków familii dziewczyna ukłoniła się każdemu z osobna. Pozwoliła sobie nawet na delikatny uśmiech, gdyż zachowanie starego kniazia było wprost rozbrajające. Usiadła na wskazanym miejscu prosta niczym tyczka, dbając o każdy szczegół swej fizjonomii. Było to zachowanie o tyle dziwne, że w ojczyźnie nigdy nie zwracała uwagi na wygląd. Ba! Często celowo łamała wymogi etykiety, nie zgadzając się ze sztucznością ich formy. - Kniaziówna pewnie nie chce mówić o swej chorobie i dobrze, bo to paskudztwo jakoweś się przyplątało. – starsza kobieta przerwała ciszę. – Tu jednak ludziska się modlili gorąco o ozdrowienie, a i my, choć cię panienko jeszcześmy nie znali, to bardzo się zmartwiliśmy. - Martuchna to nawet popłakała się, jak widziała zmarniałego kniazia... – dopowiedział jeden z bliźniaków, na co drugi – widać nie chcąc być gorszym. – dodał: - A tam Martuchna, piekarzowa to sama poszła na Kocie Łby do kaplicy! Chciała niby to bogów przepraszać, bo ona uważała, że to kara za coś być musi. - Ale kniaziówna do zdrowia wróciła, więc tam się nie gniewają, ino litościwie na nas spoglądają... - Juści! – zakrzyknął starzec zbyt głośno nawet, jak to osoby głuche mają w zwyczaju. – Bogowie lubią na wojaczkę się wybierać, więc im się tera podoba, co szykujemy. Pamiętam jak to po Marsowych Polach my wracali i wtedy... Verita poprawiła się na swoim miejscu, kręcąc dyskretnie. Nie potrafiła jednak skupić się na opowieści. Cały czas czuła na karku oddech Andrzeja, który zamiast zająć miejsce przy stole, stał oparty o jej krzesło. Promieniujące od niego ciepło przeszywało dziewczynę wnikając drobnymi, drażniącymi igiełkami w jej skórę. „Co się dzieje? Nigdy czegoś takiego nie czułam... Ten człowiek jest bardzo dziwny. Niby nie nieprzyjemny, ale...budzi mój niepokój... I jeszcze te oczy... choć stoi za mną, wciąż je widzę!” - ...a kniaziówna umie jeździć po męsku na koniu? - Proszę? – Verita oprzytomniała gwałtownie. – A, po męsku... umiem, choć nigdy się to Pani Matce nie podobało, więc raczej jeździłam, jak nie widziała... - Zaprawdę? Przedziwne, u nas to się dzierlatki do tego przymusza, a nie zabrania. – zdziwiła się szczerze Dagmara. Widać kobieta chciała o coś jeszcze zagadnąć, ale o stół oparła się Sonia, wywołując przy tym głuche dudnięcie. Verita ledwo się opanowała, by nie podskoczyć z przestrachu. - Wybaczcie wielmożni, ale chyba nie o sposobach jazdy na koniu mieliśmy rozmawiać... – rzekła chłodno, a jej oczy utkwiły się w twarzy księżniczki, jakby rzucając wyzwanie. Dziewczyna przyglądała się ze zdziwieniem wojowniczce, lecz nie spuściła wzroku, czując odruchowo, że oto toczy się jakaś walka...
__________________ Konto zawieszone. |
30-06-2007, 21:08 | #223 |
Reputacja: 1 | Powietrze w sali jadalnej na chwile zgęstniało niczym sos podany do pieczeni z dzika ... Nienaturalna cisza sprawiła ze chyba wszyscy zapragnęli opuścić to pomieszczenie ... W głosie Soni czuć było tyle złości , jadu ... przez głowę Verity przemkneła myśl ze tyle nienawiści żywiła do niej tylko Macocha ... „ Soniu „ wszyscy odetchnęli gdy Andriej zabrał głos „ Sprawy miedzy Tobą a Kniaziem Albrechtem nie są ani specjalnie ciekawe , a na pewno nie dotyczą kniaziówny ... „ jego mocny , silny i nie znoszący sprzeciwu głos był jakże odmienny od tego jakim posługiwał się zazwyczaj ... Na pewno nie tym zasłużył by sobie na swoją opinie „ Tak wiec chciałbym byś przyteperowała swój temperament ... nie zapominaj ze to TY jesteś tu gościem ... i ZACHOWuJ się jak gość ... „ Trudno opisać grymas twarzy saracenki ... gniew to raczej eufemizm , nienawiść - to raczej lekki wietrzyk przy burzy panującej w głowie tej kobiety ... Drobna pieść Soni uderzyła w stół ... widać było ze oburzenie odebrało jej głos ksiezniczce ...Po krótkiej chwili Sonia wyprostowała się ... „dobrze „ w jej głosie słychać było bezgraniczna determinacje ... „dobrze ....” Odwróciła się gwałtownie i wyszła z sali ... Gdy saracenka opuściła pomieszczenie cisza panowała dalej ... niezręczna , wręcz kłująca w uszy ... „Kniaziówno Verito ... może dolać pani więcej sosu ? „ Dagmara postanowiła rozproszyć cisze ... starym jak świat sposobem ... |
01-07-2007, 13:06 | #224 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | - Tak, poproszę. – rzekła odruchowo Verita wpatrując się w drzwi, za którymi znikła kobieta. „Nowe miejsce i nowe tajemnice, spiski, intrygi. Czy naprawdę wierzyłam, że od tego ucieknę?” Dziewczyna odetchnęła ciężko, a westchnienie to mimowolnie powtórzyła, gdy Andrzej w końcu odsunął się od niej i zasiadł przy stole. Widać każdy miał tu z góry ustalone miejsce, bowiem mężczyzna przeszedł do drugiego końca ławy i tam spoczął po prawicy miejsca naprzeciw Verity – miejsca, które pewnie zajmował Albrecht. Dalsza część posiłku minęła spokojnie w przyjaznej atmosferze pełnej uprzejmości. Nikt już nie poruszał kłopotliwych tematów, a opowiadania starego kniazia i kłótnie bliźniaków uniemożliwiały zapadniecie ciszy. W pewnym tylko momencie jakiś wojak stawił się w drzwiach komnaty i oznajmił Andrzejowi, że wszyscy na niego czekają na placu. Bojar wstał i złożywszy głęboki ukłon księżniczce oraz mrugnąwszy do niej przelotnie, wyszedł z sali. Po jakimś czasie obowiązkami wymówiła się również lady Dagmara, a korzystając z tej okazji, Verita również wstała i podążyła do wskazanego przez służbę skrzydła – jej własnych pokoi. Szła dość swobodnym krokiem przez puste korytarze, rozglądając się wokół. Musiała przyznać, że zamek był raczej zimny i surowy, bowiem ilość ozdób ograniczono do kilku portretów przodków, a drzwi i okna były do siebie bliźniaczo podobne. Dziewczyna przystanęła przy framudze okiennej i wyjrzała na zewnątrz. Na placu przed zamkiem trwała właśnie musztra. Verita pochyliła się nad szybą, by lepiej dojrzeć wojaków. - I tak wszyscy umrą... – odezwał się głos obok niej. Księżniczka podniosła wzrok i znieruchomiała. Wytrzeszczonymi oczami wpatrywała się w półprzeźroczystą postać obok. Ta jednak nie patrzyła na Veritę, ale przez okno. Z pewnością była to kobieta i to - o ile kniaziówna mogła się zorientować – dość młoda. - Wszyscy zemrą, a my będziemy tu czekać na nich przez wieki... – szeptały kredowoblade usta.
__________________ Konto zawieszone. |
02-07-2007, 11:27 | #225 |
Reputacja: 1 | Najwyraźniej Ithien było przedziwnym księstwem , pełnym magii , tajemnic , starych legend ...i magicznych stworzeń . Nieujarzmione ludzka ręka dzikie bezdroża skrywały zapewne wiele tajemnic , a miejsca na których budowano współczesne budowle stały na gruzach dawnej świetności dawno zamierzchłej przeszłości ... Verita podniosła oczy i spojrzała na zjawę ... ta znikneła tak niespodziewanie , jak się pojawiła . Czy jej słowa były przepowiednia ...? Andriej w tej samej chwili pojawił się na dziedzińcu ... Czyżby przepowiednia dotyczyła właśnie jego ? Żołnierze przywitali brata Kniazia jak przyjaciela ... cały odział potężnych niczym niedźwiedzie wojów okrążył kniazia ... zza szyby słychać było wesołe przywitania mimo ze pełne dystansu i szacunku ale jednocześnie sympatii ... Przez krotka chwile serce księżniczki przepełniło dziwne uczucie ... jakby zazdrości . Cała rodzina Albrechta wydawała się lekko hmmm nietypowa ... jakby zbyt normalna jak na dworskie konwenanse Przygłuchy ojciec Albrechta ... matkująca wszystkim Dagmara i lekko zwariowani bliźniacy no i Andriej ... powoli docierało do niej ze ci ludzie to jej obecna rodzina ... może jedyna jaka ma ... bo Macocha , czy omotany ojciec raczej nie stanowili dla niej żadnego oparcia . Andriej szybko opanował radość oddziału ... gestem ręki przyzwał stajennego chłopca ... a po chwili przed dworkiem pojawiło się kilkanaście koni ... Topornicy po kolei wsiadali na konie ... bezskutecznie starając się prosto trzymać na wierzchowcach ... Widok był nieco zabawny , widać było ze topornicy nie maja wiele wspólnego z końmi ... Verita patrzyła na niezdarne próby okiełznania bestii przez brodaczy ... jednak po chwili lekko znudzona ruszyła dalej . Długi korytarz wyścielony jasnobrązowym , współgrającym z naturalna barwa drewna , z którego zbudowany był dworek prowadził ja ( o ile pamięć jej nie myliła ) do części gdzie mieściły się prywatne komnaty Oprócz kilku krzątających się lokajów korytarz był cichy i pusty ... raz po raz mijała kolejne drzwi ... Przechodząc oboje ostatnich drzwi przez zakrętem usłyszała zza drzwi szloch ... a potem krzyk ( kobiecy głos .. najwyraźniej zdenerwowany ) a następnie drzwi do apartamentu otworzyły się gwałtownie i na zaskoczona Verite wpadła służka ... Trudno powiedzieć czy większe było zaskoczenie księżniczki czy przerażenie służki , gdy dotarło do niej na kogo wpadła ...dziewczyna zaczęła kłaniając się niemal w pas zaczęła przepraszać .. Księżniczka katem oka zobaczyła wnętrze komnaty ... Zobaczyła leżące na podłodze potłuczone kawałki zastawy ... potłuczony dzbanek , leżące obok kwiaty i rozlaną wodę ... na małej otomanie na wpół leżała Sonia ... płakała ... gdy podniosła oczy ... spojrzenia księżniczek spotkały się ... w czasie krótszym niż najkrótsza chwila Verita zobaczyła w oczach Soni rozpacz ... jednak saracenka najwyraźniej była chowana w podobnym rygorze co Verita , gdyż niemal natychmiast Sonia opuściła oczy skrywając spojrzenie nie zgodne z etykieta ... |
02-07-2007, 18:56 | #226 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Verita stała w korytarzu niepewna, co ma czynić. Nagle Sonia - ta zimna, wyniosła kobieta – objawiła jej się jako niewiele starsza od niej dziewczyna, której ktoś zadał ból. „Cóż robić? Chyba nikt jeszcze nie odważył się płakać w mej obecności. Raz tylko widziałam jak służąca skrawkiem rękawa ocierała łzy, gdy odkryła, że jest w ciąży z koniarzem... To jest jednak księżniczka... ma swoją dumę.” Przełknęła ślinę i stanęła w drzwiach komnaty. - Czy mogę wejść? – spytała cicho. Sonia nawet nie obróciła się w jej stronę. - A po jaką cholerę pytasz? To przecież twój zamek teraz! I na nowo kobieta zaniosła się szlochem, który rozbrzmiewał pośród zimnych ścian. Verita mimo współczucia nie mogła opanować niesmaku. Cóż, bowiem stało się z wojowniczką? Czy to ta histeryczka, która teraz leżała na łóżku? - Mogę ci jakoś pomóc? – spytała Verita spokojnie. - Za późno! Gdybyś się nie pojawiła... ale musiałaś! Musiałaś ożyć i mimo że wyglądasz jak trup, to ty jesteś jego żoną! – Sonia niemal wypluła z siebie ostatnie słowa, raz tylko rzucając pełne wściekłości spojrzenie księżniczce. Ta zmarszczyła brwi. Oddaliła się w stronę korytarza. - Udam, że tego nie słyszałam. Powiedziawszy to tonem spokojnym, acz zimnym kniaziówna odeszła, pozostawiając lekko zdziwiona kobietę samą.
__________________ Konto zawieszone. |
12-07-2007, 13:21 | #227 |
Reputacja: 1 | Verita szła pustym korytarzem , ścigana zapewne przez nienawistne uczucia seracenskiej księżniczki ... Powoli ogarniało ja nieprzyjemne uczucie samotności , odosobnienia ... Sama pośród obcych ludzi , których myśli ukryte były przed nią za parawanem uprzejmości i nakazów hierarchii . Była osoba wysoko postawiona , której nikt nie śmiał w najmniejszy sposób obrazić czy uwłaczaj jej godności ... była do tego przyzwyczajona , jednak czy dawał jej to jakiekolwiek uczucie zadowolenia . Sama nie wiedziała czemu ... ale szczera , choć nieprzyjazna reakcje Soni na jej osobę była czymś co w głębi duszy musiała uznać za cos cennego ... Powolnym ruchem otworzyła drzwi do swoich komnat . Przytulne wnętrze nie odegnało jednak natrętnego uczucia samotności ... Za oknami toczyło się normalne życie , normalni ludzie kochali , nienawidzili ... dla niej ten świat był odległy .. była władczynią . Stając w oknie spoglądała na potężne niegdyś zamczysko , dziś zbezczeszczone , odarte ze swej dumy i potęgi . Smętny dym unoszący się nad murami był niczym żałobny całun świetności tego miejsca ... Szelest pościeli na wielki łożu wyrwał ja z zamyślenia ... Niebiesko furty stworek ziewnął słodko i uśmiechnął się do Verity ... postawię swoje nagie ciało na parapecie niech patrzy jak jego czas mija i wcale nie będę miała zamiaru skoczyć sutki stwardnieją podrażnione powiewem wiatru niech patrzą że moja skóra nie nauczyła się doskonałości tylko szaleni mają szansę na zbawienie Melancholijny głos stworka współgrał z sennością poranka . |
15-07-2007, 12:18 | #228 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Słuchając kolejnego wierszyka Mudiego, dziewczyna czuła jak coś w niej pęka. Bariery wstrzymujące emocje tłukły się niczym szyby. Podeszła do łoża i bez ostrzeżenie szarpnęła kołdrą tak, że mały stworek musiał przytrzymać się z całej siły prześcieradła, by nie spaść. - Znów te świństwa! – wysyczała z wściekłością Verita, a jej oczy w gniewie zalśniły złotem. – Nie chcę już słyszeć tych zbereźnych opowiastek pastuchów! Nie życzę sobie tego, rozumiesz? Dość mam tego, dość mam dotykania mnie i mówienia mi o takich rzeczach! Czuję się brudna przez... Przerwała, gdyż drzwi komnaty skrzypnęły. Po chwili zza framugi nieśmiało wyjrzała głowa Emmy. Uprzedzając kolejny wybuch złości, służąca poczęła się tłumaczyć: - Pani, wybacz, że wchodzę bez pozwolenia. Słyszałam księżniczki krzyk i bałam się, że znów coś się dzieje... Verita zmierzyła służkę chmurnym spojrzeniem, ale nic nie rzekła. Zastanawiała się ile Emma usłyszała oraz co zrozumiała z jej mowy. Niewinna mina dziewczyny tylko wzmagała jej podejrzenia. - Pani, ja... – kontynuowała dalej zarumieniona na twarzy służąca. – Ja właśnie miałam zaproponować kąpiel. W alkierzu jest już misa ze specjalną mieszanką ziołową, którą zalecił nadworny medyk. Specjalnie przyjechał z zamku rodowego księżniczki, żeby nie czuła się obco. Zresztą wszystkie rzeczy już tu dawno są, a ja kazałam je poukładać tak jak dawniej. Oczywiście, to można zmienić, ale pomyślałam... Wyminąwszy zrzuconą kołdrę, Verita usiadła na brzegu łoża, załamując ręce. Łzy same cisnęły jej się do oczu, więc pochyliła głowę. Była taka zagubiona... Zatęskniła za ciepłem, które od dziecka grzało ją, kiedy marzła. - Gdzie jest Sau? – zapytała cichutko. - Proszę? - Gdzie jest mój kot? Nie chcę tych szpargałów z zamku, chcę mojego kota!
__________________ Konto zawieszone. |
22-07-2007, 14:26 | #229 |
Reputacja: 1 | Dla niebieskofutrego wściekłość księżniczki była czymś zupełnie nowym ... A jego reakcja wskazywała ze jakakolwiek wściekłość względem jego niewielkiej osoby jest czymś zupełnie nowym ... przerażającym . Jago świat , świat w którym żył ignorował takie istoty jak on , był dziwolągiem nawet wśród magicznych istot. Teraz pierwszy raz w życiu doświadczył agresji wymierzonej w jego stronę ... Słowa Verity spowodowały , ze w pierwszej chwili oczy rozszerzyły mu się ... pojawiła się w nich panika ... która po króciutkich chwili została wyparta przez niemal zwierzęcy strach ... Nieruchomy wpatrywał się w kobietę ... która wydawała się emanować gniewem ... Gwałtowny szarpniecie kołdra i słowa wypowiedziane w chwile później przewróciły jego świat do góry nogami ... Nie , nie przewróciły ... jego świat runął . Jeszcze przez krotka chwile oniemiały parzył na Księżniczkę . Uwielbienie i miłość były zalewane przez fale strachu . Pojawienie się służącej spowodowało ze uwaga księżniczki skierowała się na Emme ... A stworek otrząsnął się niczym pies po niespodziewanej kąpieli ... Zerkał na Verite ... cichuteńko szlochając ... Zeskoczył z łuzka ... Tymczasem Emma wpatrywała się w podłogę ... jakby starając się znalesc jakąś sensowna odpowiedź na pytanie związane z kotem ... przygryzła wargi ... Nie przypominała sobie nigdy takiej Verity . ” Wybacz mi Pani .... ale .... „ dziewczyna szukała odpowiednich słów , czuła ze to co powie na pewno nie spodoba się Kniaziównie ... „ ale kota wśród bagażu nie było ... zamilkła , wpatrując się we własne stopy ... |
25-07-2007, 16:45 | #230 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Verita bez słowa odprawiła służkę gestem dłoni. Zmieszana dziewczyna chciała przepraszać, lecz rozkaz został wydany. Emma obejrzała się raz jeszcze w drzwiach, a zamiast swojej księżniczki zobaczyła opanowaną kniaziównę – panią dzikiego ludu z północy. Teraz nawet blada po chorobie cera Verity podkreślała chłód, jaki od niej bił. „Tak jakby nie całkiem wróciła z krainy umarłych.” – pomyślała służka wycofując się z komnaty. *** Czas spędzała kniaziówna głównie poznając zamek i tereny wokół niego. Przechadzała się sama, gdyż Mudi wciąż się na nią boczył, a ona w swej melancholii nie czuła potrzeby przepraszania stworka. Szła zatem samotna, nie niepokojona przez nikogo. Zwyczaj brania do towarzystwa dam dworu był widać obcy w tej krainie. Co najwyżej Verita mogła zażądać, by któraś wojowniczka udała się z nią na spacer, co raczej nie stanowiło miłej perspektywy. Po raz pierwszy dziewczyna miała możliwość nacieszenia się pełną swobodą i nie potrafiła z niej skorzystać... do czasu. Pewnego dnia w trakcie swej zwykłej wędrówki zapragnęła przyjrzeć się bliżej stajniom kniazia, które swym ogromem budziły respekt. Verita doszła do wniosku, że nigdy nie widziała aż tak wielkiego kompleksu przeznaczonego tylko dla koni. Jak się jednak okazało, podłużne budynki świeciły pustkami. No tak... szlachetnie urodzeni raczej nie podróżują pieszo. Kniaziówna weszła do stajni, skąd dobiegało rżenie kilku koni. Były tu cztery piękne zwierzęta o błyszczącej sierści i karych grzbietach. Kilka z nich podniosło łby na widok wchodzącej dziewczyny, a siedzący na stogu siana chłopak poderwał się gwałtownie. - Witaj Pani. – opanowawszy zdziwienie, ukłonił się dwornie. Jego powaga w połączeniu z pyzatą, piegowatą buzią nastolatka była raczej komiczna, ale też budziła sympatię. Verita rozejrzała się po pomieszczeniu, a serce poczęło jej bić szybciej wraz z rodzącym się planem. Nagle melancholia minęła, ustępując miejsca dawnym marzeniom. Spojrzała spod długich rzęs na chłopca i uśmiechnęła się do niego milutko. - Chciałabym wybrać się na przejażdżkę konną. Osiodłaj dla mnie proszę jednego z koni. – rzekła spokojnie, kryjąc prawdziwe emocje. Na zamku ojca nikt by jej nie puścił samej na koniu, ale tutaj gdzie ona sama jest panią? Tu ona sama miała ustalać normy.
__________________ Konto zawieszone. |