Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2009, 17:10   #61
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Achrol był bardzo rozmowny. Lazł przed siebie ulicą, stargany i ranny, ot, taki wymarzony cel dla nudzącego się zbira. Asael szła za nim, czujnie się rozglądając, zastanawiając się co ona tu właściwie robi.
"Proste. Idę za nim. Po co? Sama nie wiem. Ktoś powinien. Czy mu współczuję? Pfeh, sama nie wiem... na pewno go boli, ale to twardy facet, nie potrzebna mu moja troska. Nie, chyba po prostu go lubię, gdzieś tam w głębi duszy. Chyba jestem szalona. No i dobrze mi z tym. Znowu gadam sama do siebie. Znaczy myślę sama do siebie. Okej, jest źle. Za co można lubić takiego jak on? Za to jakim jest. Można lubić kogoś za to, że jest upierdliwy? Jasne. Achrol jest słodko upierdliwy. Wylądowaliśmy tu razem, czy mu się to podoba czy nie. Jeszcze nie odpuszczę, nie tak łatwo, koleś.”

Myślała, że Achrol przewróci się w progu gabinetu i skona, ale dzielnie wszedł do środka. Przyjęto ich lepiej niż się spodziewała póki co, ale to nic nie oznaczało. Zjawił się lekarz, w bardzo higienicznym i sterylnym fartuchu, i przedstawił się jako Emanuel. Na widok plam krwi na fartuchu Asael poważnie zaczęła zastanawiać się nad rezygnacją z usług medyka. Ostatecznie jednak uznała, iż Achrol prawdopodobnie wyczerpał już limit metrów do przejścia na paliwie jakie miał, czyli na ilości krwi jaka została mu w organizmie. Z jednej strony Asael nie rozumiała, jak gościu może chlapać się w rzeczce jak dziecko, a po chwili rzucać się do szalonego ataku i obrażać się na resztę, zwłaszcza tę resztę z dobrymi intencjami, jaką reprezentowała. Z drugiej strony, Achrol dużo przeszedł niedawno i utratę skrzydeł mógł odreagowywać w taki, a nie inny sposób. Asael czuła, że i jej zapewne przyjdzie kiedyś odreagować tę stratę. Póki co miała ważniejsze zmartwienia, upartego olewusa bladego jak ściana z utarty krwi. Ale trzymał się, to trzeba było przyznać, za to go podziwiała. Na swój sposób.
- Panie Edgarze - zaczęła poważnie Asael, rozglądając się po pokoju. - Jest pan lekarzem. Zapewne zdążył pan zauważyć okiem fachowca, że z moim towarzyszem nie jest najlepiej - skinęła na Achrola. - A ja mówię trochę przez nos. Domyśla się pan zapewne, że przyszliśmy tu prosić tu o pańską lekarską pomoc. Jak pan zdążył też zapewne zauważyć, nie jesteśmy stąd - powiedziała to bardzo sugestywnie. - Stąd moje pytanie, panie dobrodzieju - spojrzała w oczy Edgara. - Jakiej zapłaty panie drogi się spodziewasz? Nie omieszkamy zapłacić za dobrze wykonaną pracę, oczywiście. Aczkolwiek nie mamy pieniędzy, ale możemy wspomóc w inny sposób, drobna pomoc w interesach, być może...? Pan rozumie. On potrzebuje pomocy - skinęła na Achrola. – A jest jeszcze druga opcja co do zawiązania naszej owocnej współpracy, choć nieco mniej subtelna. Chcesz się z nią zapoznać, Panie Edgarze? - zmrużyła ślepka.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 22-05-2009, 12:43   #62
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Podczas wędrówki do medyka nie zamienił z Asael ani jednego słowa. Było mu obojętne czy idzie z nim czy z resztą. Z końcu dotarli do domu który mu opisał Aronax. Wyglądał tak jak go dziwny nieznajomy opisał.
Asael "zapukała". Drzwi otworzyła służba...
"Nawet w takich miejscach wykorzystują ludzi do podłych i upokarzających rzeczy..."
Wprowadzono ich do środka. Nie minęła chwila a przed nimi już stał medyk. Medyk jak się patrzy. Biały fartuch mógł się Achrolowi kojarzyć tylko z wizytami w szpitalu, choć bywał tam rzadko. Achrol nie miał jednak do niego zaufania. Był młody, więc nie zbyt doświadczony...
Asael rozpoczęła rozmowę. Wszystko szło gładko. Do czasu...
– A jest jeszcze druga opcja co do zawiązania naszej owocnej współpracy, choć nieco mniej subtelna. Chcesz się z nią zapoznać, Panie Edgarze?
Wszystko było by ok, gdyby nie jeden szczegół. Asael zmrużyła swe oczy... W taki sposób, że przez moment przeszedł przez Achrola dreszcz.
-Chodzi o jakiś zagubiony skarb moich przodków, który chce odzyskać i w zamian Was wyleczę przy okazji dając magiczny miecz? Nie, nie mam czegoś takiego. 30 talarów i Was wyleczę. Radzę mi nie grozić... To nie jest dzicz.
- Nie mam przy sobie nic... Człowieku, nawet broni nie mam... Jestem ranny... Wyleczysz mnie TERAZ! Może to nie jest dzicz ale jak mnie nie posłuchasz to tu nie będzie nawet dziczy...
Achrol oparł się o ścianę gdyż stanie w miejscu bez oparcia okropnie go męczyło.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 22-05-2009, 13:18   #63
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
-Chodzi o jakiś zagubiony skarb moich przodków, który chce odzyskać i w zamian Was wyleczę przy okazji dając magiczny miecz?
Asael uniosła jedną brew.
- Nie, nie mam czegoś takiego. 30 talarów i Was wyleczę.
- Przegiąłeś, skarbie...
Wstała niespiesznie, leniwie wręcz, jakby zrezygnowana i zawiedziona. Obróciła się w kierunku drzwi, jakby zbierała się do wyjścia.
- Radzę mi nie grozić... To nie jest dzicz.
- Tak. Na pewno macie tu straż. Na pewno usłyszą w końcu agonalne krzyki i zjawią się, spełnią swój obowiązek.
Wokół ramienia Asael zawirowały nagle czarne mgły, spłynęły w dół wzdłuż jej opuszczonej ręki i w ułamku sekundy uformowały się w czarne, lśniące ostrze jednoręcznego miecza.
- Ale zanim tu przyjdą, duszą będziesz już tam, skąd my przybyliśmy - obiecała zimno Asael, spoglądając na medyka i szykując się do zadania ciosu. - Warto? - spytała. - Zastanów się nad odpowiedzią. To moje ostateczne pytanie.
"Widać tak miało być. Nie zostawię rannego. Nie potrafię."
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 22-05-2009, 19:57   #64
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Bartel stał przed drzwiami. Patrzył na fasadę domu. Biały, całkiem "stylowy". I zapewne podobnego nie widział chyba nigdy.

Przekraczając próg odeszło mu zmęczenie. Był ciekawy, co kryje się w domu byłego skrzydlatego. Jak można się tu, na ziemi, urządzić? Wyobrażenia miał różne. Stylowe freski i obrazy. Mroczne łaźnie. Nowoczesne laboratorium naukowe. A może po prostu zwykłe mieszkanie - sypialnie, pokój dzienny i piwniczka z trunkami. Może winem? Ciekawe czy mają na ziemi wino? W czasie swojego pobytu nigdy go nie widział. Ale kto wie...

Weszli, wszystko zdawało się być normalne. W każdym znaczeniu tego słowa. Normalny bałagan, normalny zapach. Nic nadzwyczajnego. Nie licząc oczywiście rupieci. Których wydawał się kolekcjonerem. Co kraj to obyczaj, pisali w książkach. I to była ewidentna prawda. Jak widać.

Ugościł ich w dużym jasnym pokoju. Całkiem przyjemnym, aczkolwiek także zarupiecionym. Uwagę Kinga przykuł przedmiot na pasku Aronaxa. Coś co mogło być równie bronią jak i lunetą. Coś miał także w kieszeni - nie ulegało to wątpliwości.

Aronax zaoferował napitek i pomoc dla Kurta.
- Z czego robisz ów napar znieczulający, drogi przyjacielu? - To było iście zastanawiające, zważywszy na to że fizjologie skrzydlatych i ludzi są odmienne. Co jest pomocne jednemu, może zabić drugiego.
- Ja także poproszę herbatę. - Zawtórował w słowa Diriaela - I dziękuje.

Siedział przy stole lekko rozglądając się. Gdy Aronax wyszedł, wstał podszedł do okna. Spojrzał co się za nim dzieje.(?) Rzucił ukradkiem spojrzenie za gospodarzem. A raczej na drzwi, za którymi zniknął. Podszedł do płaszcza nieznajomego włożył rękę w kieszeń. W wewnętrznej kieszeni miał kilka zapałek i draskę, w drugiej wewnętrznej nieduży nawoskowany mieszek z czarnym proszkiem. Chyba jakiś materiał wybuchowy. Przynajmniej wszystko na to wskazuje. Przez chwilę myślał o zajęciu nie swojej własności lecz zaniechał. Nie miał chęci narazić się na samym początku. Być może ta znajomość jeszcze się przyda. W podłużnej kieszonce znalazł kilka kulek. "Cóż to może być "- zainteresował się Bartel. Wziął dwie w rękę i włożył do swojej kieszeni. Zajrzał pod płaszcz. Tam leżały najprawdziwsze lustrzanki. Jak dobrze pamiętał, ostatni krzyk mody, przynajmniej w jego kręgu znajomych.

Tych nie miał zamiaru brać, za bardzo rzucałyby się w oczy. A tego tym bardziej nie potrzebowali. Już i tak są zgrają wielkoludów.

Rozejrzał się po pokoju, powoli odchodząc od płaszcza, czekając na powrót Aronaxa. Z parującymi napojami.

- Majsterkujesz?Diriael podniósł leżący obok przedmiot wyglądający na będący w jakimś tam stopniu ukończenia. – To ciekawe... Do czego to służy? I… to? – dodał, pokazując jeszcze dziwniejszy mechanizm.

Bartel poczekał na odpowiedz. Wziął swoją herbatę do ręki. Dmuchnął, zaciągnął się aromatem. Pięknie pachniała. Na górze nie ma tak aromatycznych herbat, ziół, czy choćby kawy. "Ziemskie są o niebo lepsze, pomyślał King, można by je importować."

- Cóż to za miejscowość? I czy daleko jest tutaj do miejsca nad naszym Starym Pierwszym Zapyziałym I Cudownym Miastem? - King postanowił przejść do konkretów. Zakładał, że wiele można by się zastanowić i wiele przedyskutować ale czasu w cale straszliwie nie mają.

- Ile czasu tu jesteś i za co, jeśli można wiedzieć.? - Ciągnął.
- Wyróżniamy się lekko z tłumu. Nie masz może czegoś do ubrania normalnego? Niechaj Pierwszy Ci to wynagrodzi. - Wyraźnie akcentując ostatnie zdanie.

Rozmowa nie przebiegała za szybko. Może to dlatego, że w między czasie trzeba było naprawić Kurta. A może dlatego, że ciężko się dyskutuje z nieznajomymi.

- To co z tym poczęstunkiem? - Zapytał się na koniec - Zastanawiam się tylko czy nasi kompani co poszli do medyka nie potrzebują też czegoś. Może zajrzymy do nich?

I taki miał zamiar. Wiedział, że tamci dadzą se radę, no może chciał to wiedzieć. Ale zajrzeć nie szkodzi. Poza tym i dla nich przyda się solidny posiłek.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 22-05-2009, 21:08   #65
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
dom lekarza
Nastała taka niezręczna cisza... Ta cisza nie potrwała długo. Może sekundę? Bo po dwóch w pokoju było już dwójka drabów. Obaj od Was niżsi, obaj od Was szersi. Obaj trzymali solidne, dębowe pały. Asael przełknęła ślinę, niby była przygotowywana do takich sytuacji... Tylko, że była przygotowana do sytuacji gdy ona też miała solidną, teleskopową pałkę a obok niej stał co najmniej jeden kumpel z oddziału. Skrzydlata spojrzała na Achrola, mężczyzna stał blady pod ścianą. Bladość raczej nie wynikała z upływu krwi, wargi i nos długo nie krwawiły, za to złamana dłoń wygląda naprawdę paskudnie. Do walki to on się nie nadawał. Doktor siedział sztywno wyprostowany na krześle, był równie blady co Achrol. Gdy się odezwał głos mu drżał.
-Możecie jeszcze wyjść... Nic nikomu się nie stanie.
Jego ochroniarze zaczeli powoli Ciebie zachodzić, jeden z jednej, drugi z drugiej strony. W ciszy jaka zapadła, każdy z członków tego incydentu słyszał krople bębniace o drewniane okiennice.

dom Aronaxa
-Z czego robisz ów napar znieczulający, drogi przyjacielu?
Aronax popatrzył na byłego strażnika.
-Używam bolączki biedaka zmieszanej z kwiatem koda i mokradłowcem.
Bartel delikatnie skinął głową, znał tę mieszankę, faktycznie uśmierzała ból otępiając lekko pacjenta.
Gdy gospodarz wyszedł zaparzyć herbatę i zioła Bartel z Diraelem zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. Ten pierwszy chwilę stał przy oknie (maja tu nawet szkło!) i przyglądał się przechodniom uciekającym przed deszczem. Niski wzrost i dziwne ubranie wyraźnie kuło w oczy skrzydlatego. Po krótkiej chwili podszedł do płaszcza nieznajomego i zaczął go przetrząsać.
W tym samym czasie Dirael podniósł metalową rurę. Jej długość była porównywalna do przedramienia mężczyzny (skrzydlatego) a średnica wynosiła z cztery centymetry. Rura z obu stron była zaczopowana, z jednej metalem z drugiej naciągniętym kawałkiem skóry. Z dziesięć centymetrów pod końcem zakrytym metalem wystawała metalowa płytka z kawałkiem sznurka, ewidentnie było można ją wyciągnąć. Rura była zdecydowanie nierównomiernie obciążona, między płytką a końcem rury był wyraźnie jakiś materiał który przeciążał przedmiot czyniąc go całkowicie nieprzydatnym w walce wręcz.
Dirael właśnie się zastanawiał czy pociągnąć za sznurek a Bartel chował kulki gdy do pokoju wszedł gospodarz. W rękach trzymał tace z kubkami, postawił ją na stole i przed każdego postawił jego napój.
-Majsterkujesz?
-Czasami...

Mężczyzna machnął niedbale ręką.
–To ciekawe... Do czego to służy? I… to?
-To co trzymasz to pewien projekt, który ciągnę już tylko z sentymentu... Nic ważnego. A to drugie... Cóż z czegoś żyć trzeba a pewien miejscowy magnat zlecił mi stworzenie dość nietypowej broni.

Aronax podniósł przedmiot, który wskazywał Dirael. Przypominał Wam trochę blaster ale w tej broni nie zmieściłby się caly skomplikowany mechanizm. Broń była praktycznie rurą z drewnianą rękojeścią i spustem. Z boku rury na prawie całej długości było wycięcie z dźwigięką, którą można odciągnąć. Cała konstrukcja miała jakieś trzydzieści centymetrów długości.
-Odciąga się tą dźwigienkę z boku, co wymaga zresztą sporo siły, ładuje się o tamtym pręcikiem i ściąga spust. Nie można tylko celować w dół bo pręt wypadnie.
"Pręcik", była dwudziestocentymetrowym kawałkiem pręta.
-Wszystko polega na odpowiednio skręconej sprężynie.
Aronax odłożył broń i spojrzał na Kurta.
-Pij póki ciepłe, tylko nie poparz się. Mam jeszcze trochę czasu zanim zioła zaczną działać.
Bartel nie dał nikomu czasu na zadanie pytania zadając je samemu,
-Cóż to za miejscowość? I czy daleko jest tutaj do miejsca nad naszym Starym Pierwszym Zapyziałym I Cudownym Miastem?
-Tails, wybacz ale dalszej części pytanie nie rozumiem.
-Ile czasu tu jesteś i za co, jeśli można wiedzieć?
-Ale ja nie jestem z góry. Po prostu jestem trochę wyrośnięty.
Mężczyzna uśmiechnął się i na potwierdzenie odsłonił swoje ucho, ludzkie. Faktycznie Bartel mógł się pomylić. Aronax był co prawda niższy od Was ale wyższy od ludzi spotykanych na ulicy. Równie dobrze mógł być wysokim człowiekiem jak i niskim skrzydlatym. Brak spiczastych uszu i kłów potwierdzał to pierwsze.
-Wyróżniamy się lekko z tłumu. Nie masz może czegoś do ubrania normalnego? Niechaj Pierwszy Ci to wynagrodzi.
-Mogę Was poratować swoim ubraniem, ale nawet ono będzie na Was trochę za krótkie. Zresztą nie mam go dla wszystkich. Chociaż po koszuli dla każdego się znajdzie, a jak podwiniecie rękawy to nie będzie tak bardzo widać tego, że są za krótkie. Radzę Wam zamówić ciuchy u jakiegoś krawca lub poszukać Waszego jakiegoś pobratymca. Może on Was poratuje.
-To co z tym poczęstunkiem? Zastanawiam się tylko czy nasi kompani co poszli do medyka nie potrzebują też czegoś. Może zajrzymy do nich?
-Skończę się zajmować Waszym kolegą to pójdziemy coś zjeść. Jak jesteś mocno głodny to poszukaj czegoś w kuchni. Pierwsze drzwi po tej stronie co ten pokój. A co do Waszych przyjaciół to ten medyk faktycznie jest dobry. Drogi ale dobry. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak stąd tam najłatwiej trafić.
 
Szarlej jest offline  
Stary 23-05-2009, 01:48   #66
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Aronax wytłumaczył Achrolowi jak dostać się do medyka, a Asael zaproponował własnoręczne nastawianie nosa. Dziewczyna widać nie do końca ufała jego umiejętnościom, bo zdecydowała się pójść wraz z rannym skrzydlatym.
Ebriel natomiast odpowiedział:

-Polecam "Złote Jabłko" jeśli macie dość pieniędzy, jeśli zaś wolicie coś tańszego to polecam "Pod Martwym Księciem".

Czarnowłosa skinęła głową. Wodziła wzrokiem po okolicznych budynkach, przyglądała się ludziom. Byli zdecydowanie niżsi niż oni i tak dziwnie ubrani… „A może to my jesteśmy dziwnie ubrani? Dla nich na pewno.” Coraz mocniej padało. Ludzie chowali się do domów. Oni też tu nie mieli po co stać. Bartel delikatnie zasugerował odpoczynek na koszt gospodarza, Kurt wtrącił coś o nastawieniu nosa – na decyzję Aronaxa nie trzeba było długo czekać. Bez wahania zaprosił ich do siebie.
„Otwarty gość. Widzi nas pierwszy raz w życiu i od razu wstawia się za nami, proponuje pomoc, zaprasza do siebie. Może nie znam się na zwyczajach tu - na Ziemi, ale coś mi mówi, że nie wszyscy są tu tak uprzejmi… Albo mamy niesamowitego farta albo ma w tym jakiś cel. Okaże się z czasem. Mam nadzieję, ze to pierwsze. Robi dość sympatyczne wrażenie.”

Aronax poprowadził ich wąskimi uliczkami, zagadując do nich, jednak nic konkretnego nie mówiąc. Ebriel powoli zaczynała się przyzwyczajać do panującego tu zapachu. A może to deszcze zmniejszył jego intensywność. Strumienie z nieba zmywały brud z dachów, ścian, murów i spływały ulicami w dół miasta. Zatrzymali się przed niskim, murowanym domem. Nie najgorszym - w porównaniu z innymi. W środku wszędzie pełno było gratów, dziwnych sprzętów, żelastwa i Jedyny wie czego – widać, że brakuje tu kobiecej ręki. Usiedli przy stole, gospodarz zdjął płaszcz:

-Wybaczcie na chwilę, muszę przygotować napój znieczulający dla Kurta. Operacja będzie trochę bolesna. Zrobić i Wam coś do picia? Melisy, piwa, herbaty? Mam też chyba jakieś resztki wina

- Dla mnie herbaty, jeśli można! – odpowiedział Diriael

-- Ja także poproszę herbatę. I dziękuje. – dorzucił Bartel

- Ja poproszę odrobinę wina – rzekła Ebriel

Gdy Aronax wyszedł z pokoju Dirialel i Bartel zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu. Diriael podnosił jakieś sprzęty przyglądając się im z zainteresowaniem, Bartel tymczasem przeszukał płaszcz człowieka. Ebriel podeszła do leżącej nieopodal książki i zerknęła na tytuł i kilka losowych stron. Po chwili usiadła. Gdy gospodarz wrócił z tacą napojów, Diriael zadał pytanie:

- Majsterkujesz?

-Czasami...
Mężczyzna machnął niedbale ręką.

–To ciekawe... Do czego to służy? I… to?

-To co trzymasz to pewien projekt, który ciągnę już tylko z sentymentu... Nic ważnego. A to drugie... Cóż z czegoś żyć trzeba a pewien miejscowy magnat zlecił mi stworzenie dość nietypowej broni. Odciąga się tą dźwigienkę z boku, co wymaga zresztą sporo siły, ładuje się o tamtym pręcikiem i ściąga spust. Nie można tylko celować w dół bo pręt wypadnie. Wszystko polega na odpowiednio skręconej sprężynie.

„Ciekawe… Kto by pomyślał, że to broń. Ten człowiek musi być niezwykle kreatywny i zdolny, żeby stworzyć coś takiego.”

Bartel zadał kolejne pytania Aronaxowi- o miasto, a także - najwyraźniej wziął go za skrzydlatego – o powód zesłania. Mężczyzna szybko udowodnił, że jest człowiekiem z krwi i kości odsłaniając swoje ludzkie ucho. Bartel w ogóle nie zmieszał się i przeszedł do kolejnego problemu – ze strojem. Niestety gospodarz nie miał nic w ich rozmiarze.

-To co z tym poczęstunkiem? Zastanawiam się tylko czy nasi kompani co poszli do medyka nie potrzebują też czegoś. Może zajrzymy do nich? – ciągnął jeszcze skrzydlaty.

-Skończę się zajmować Waszym kolegą to pójdziemy coś zjeść. Jak jesteś mocno głodny to poszukaj czegoś w kuchni. Pierwsze drzwi po tej stronie co ten pokój. A co do Waszych przyjaciół to ten medyk faktycznie jest dobry. Drogi ale dobry. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak stąd tam najłatwiej trafić.

- Jeśli można to i ja przekąsiłabym coś już teraz. – dodała Ebriel i udała się w stronę kuchni.
 
xDorota jest offline  
Stary 25-05-2009, 18:08   #67
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Długo miała wątpliwości i zastanawiała się nad ich położeniem, jej i Achrola. Trafili na obcy teren, gdzie teoretycznie te pierwotniaki powinny uciekać w panice przed skrzydlatymi, nawet już nie-skrzydlatymi. Te pigmeje powinny kojarzyć nas z Bogiem, z Jedynym, z magią, siłą, potęgą i cywilizacją, z czymś obcym, strasznym i niebezpiecznym, z latającymi pojazdami o jakich im się nie śniło, z bronią laserową, która wycina w pień ich armie jednym strzałem, z panami niebios, którym należy bić pokłony i całować stopy. Okazuje się zaś, iż ci zawszeńcy nie tylko nie biją pokłonów, ale i biją dębowymi pałami tych, których powinni czcić jak rozum i wszelka świętość nakazuje. Nie bali się zemsty? Nie bali się magii? To czego mogli się bać? Chyba posłańcy którzy odbierali tu daniny byli mega cieniasami... Asael nie wiedziała, czy tubylcy są tak odważni, czy tak durni. Pewnie mają uszkodzony gen odpowiedzialny za instynkt samoozaachowawczy. Pechowo, bo ona także.

Z jej punktu widzenia, skoro nie wystraszyli się ich aparycji, nie bali się skrzydlatych, jedyną szansą na przeżycie tutaj było stanowcze przekonanie tych wszy, że powinni się bać. Nie lubiła zdobywać respektu siłą, ale to jeden z tych najskuteczniejszych sposobów. Co innego mogła zrobić? Prośby nie pomogły. Moralizowanie też nie. Chciała po dobroci, zniżyła się nawet do podjęcia próby współpracy z tym pospólstwem, pracowania dla nich za pieniądze, uczciwie zarobione pieniądze! Nie chcieli ich pomocy. Olali i znieważyli rannego.
"I będą robić to stale, dopóki któryś im nie nakopie w te dupska doktryny, że skrzydlatych i bez skrzydeł należy traktować poważnie - pomyślała z goryczą. - Albo będą się nas bali albo będą nami pomiatali. Co innego mogę zrobić? Stoimy tu i teraz, Achrol i ja. Nawet gdybym teraz zmusiła się do usłuchania tego knypa i ustąpienia, Achrol, pozostawiony sam sobie, raczej nie odejdzie. Dokąd miałby pójść? Do tego Aro-aro-cośtam, do faceta z ulicy, nazbyt podejrzanego i miłego, żeby mu złamaną rękę poskładał? Jakby to wyglądało, ranni skrzydlaci błąkają się po ulicach, bo jakiś zakichany szczeniak zza biurka wyrzucił ich ze swojego gabinetu?! Nie mogę uwierzyć!!! Nigdy. Achrola nie zostawię samego. Trudno. Albo zginę tu i teraz albo umrę za chwilę na ulicy; jeszcze kilka nieleczonych ran, jakaś fajna choroba i zdechniemy pod płotem prosząc o pomoc albo 'uratuje nas' jeden z tych wilków, czy miłych panów. Albo nauczymy te pierwotniaki, że mają nas szanować albo koniec z nami i tak. Bądźmy szczerzy. Są podejrzani i zrobią z nami co zechcą jeśli nie damy im kopa w dupę teraz. A kop to zasłużony. Gah. Po co ja sobie to tłumaczę? To oczywiste, że za tak perfidne odmówienie pomocy rannemu należy się ścięte to i owo.”

Nie było już odwrotu. Jeśli miała umrzeć na tym wygnaniu, to wolała umrzeć w walce, niż zdychać pod płotem. Nie wyobrażała sobie, żeby miała do końca pobytu tutaj, czyli zapewne do końca życia, ustępować tym ludziom i pozwolić, by ją i jej towarzyszów odsyłano z kwitkiem, a raczej z ranami, głodnych, chorych, konających i tak dalej. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby znieść w spokoju żebranie o pomoc i spokojne odchodzenie z kwitkiem. Że mogłaby być na łasce takich Aro-na-xów. Nie potrafiłaby. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby spokojnie przejść obok kogoś, kto perfidnie odmówił pomocy rannemu. Nie potrafiłaby.
Przecież od tego się wszystko zaczęło. Tak się tu znalazła.
"Być może tak ma się skończyć. Wola sił wyższych"
Nadszedł chyba czas odreagowania utraty skrzydeł.

Faceci z pałami wparowali do pokoju. Asael zmierzyła ich wzrokiem.
- Panowie wykonują swoją pracę, rozumiem. Ja spełniam swoją wolną wolę. To sprawa między nami. Dobrze zatem - spojrzała na Edgara. - Wychodzę.
Skierowała się do drzwi.
- A wy idziecie ze mną - warknęła do dryblasów z pałami.

Niech Mgły pochłoną mój gniew
I ciosy wrogów moich
Niech chronią moją krew
A rozstąpią się przed ostrzem moim!

Wokół Asael pojawiła się połyskująca, półprzezroczysta widmowa tarcza. Kiedy stałą się widoczna, Asael szarżowała już do ataku na dwóch ochroniarzy. Celem dla ostrza jej miecza była broń wrogów. Zamierzała dwoma cięciami skrócić te ich patyki tak, by nie nadały się już jako broń.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 25-05-2009, 22:24   #68
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ebriel
Kuchnia była niewielka, lekki bałagan występował chyba w każdym pomieszczeniu. O dziwo nie było, żadnych niedojedzonych posiłków. Chwyciłaś kawałek lekko czerstwego chleba i kiełbasę. O dziwo dobre, chleb chociaż nie pierwszej świeżości smakował naprawdę nieźle. Spojrzałaś na książkę leżącą na blacie stołu. Podobnie jak ta w pokoju była naprawdę łądnie oprawiona. Otworzyłaś na losowej stronie, druk. Obie książki były dość starymi, ale znanymi na górze powieściami kryminalnymi. Obie były wydane na górze, znałaś nawet te wydawnictwo. Ktoś tu ma bezpośredni kontakt z srokami jak to Ruda określiła Gabriela i spółkę.

Asael
Ruszyłaś na swoich przeciwników pewnie dzierżąc miecz z mgieł. Zaatakowałaś broń pierwszego, ten jednak dając krok w tył zszedł z linii ciosu. Pomieszczenie uniemożliwiało im wykorzystanie przewagi liczebnej. Twój pierwszy przeciwnik wziął zamach prosto na Twoją rękę dzierżącą miecz. Jego ręka odsprężynowała od tarczy. Jego twarz wyrażała zdumienie. To była Twoja okazja! Jego towarzysz nie stracił zimnej krwi i nie mnożył problemów. Wciął się między Was i ciosem pałki w płaz miecza zbił Twój cios. Sam uderzył zamaszyście chcąc zdruzgotać Twoją głowę. Huk jakby uderzył o blachę, jego ręka również odskoczyła. Stał teraz pięknie odsłonięty.
 
Szarlej jest offline  
Stary 27-05-2009, 01:27   #69
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Bartela zadziwiły dzisiaj dwie rzeczy. Pierwszą, był znany na Górze specyfik. Zwał się codixar. A każdej aptece dostępny bez recepty. Tylko formę miał inną. "Używam bolączki biedaka zmieszanej z kwiatem koda i mokradłowcem." - przypomniał sobie słowa Aronaxa. - "Toż to jedno i to samo." Dziwniejszym jest też to, że albo znał nazwy z Pierwszego Miasta, albo u nich się zwało tak samo - co jest wielce mało prawdopodobne. U nich, na dole, bo drugą rzeczą jaka go zadziwiła, jest to, że najwyraźniej pomylił go ze skrzydlatym. Co było prawie niemożliwe. Fakt, niestety, że uszy i zęby miał typowo ziemskie. Tępe, innymi słowy.

Bartel spróbował wyglądać na niewzruszonego orzeczeniem Aronaxa. Orzeczeniem o nieskrzydlatość. Mimo to zmieszał się lekko w duchu, nawet bardzo. Ten wzrost. Nie za wysoki, ale jednak. Ten ubiór. Znajomość nazw.

"Ale ja nie jestem z góry. Po prostu jestem trochę wyrośnięty."

Wiedział o nich wystarczająco dużo, żeby im pomóc lub zaszkodzić. Teraz ważne, czy to dobrze, czy źle? Czas miał pokazać. Lecz nikt nie jest bezinteresowny. No może z dwójkę by Bartel znalazł. Lecz nie tu. Nie na ziemi. Ważne, że pomoże teraz. Potem wszystko zależeć będzie od tego jakiej zapłaty zażąda. I to też miał czas pokazać.

- Skończę się zajmować Waszym kolegą to pójdziemy coś zjeść. Jak jesteś mocno głodny to poszukaj czegoś w kuchni. Pierwsze drzwi po tej stronie co ten pokój. A co do Waszych przyjaciół to ten medyk faktycznie jest dobry. Drogi ale dobry. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak stąd tam najłatwiej trafić.

- A I owszem, przyda się wyjaśnienie i przyda się pożywienie. -
nieznaczny uśmiech wykwitł na ustach Kinga. Zrymowało mu się. A kumple mówili, że brak mu duszy romantyka. - Zatem, mów jak tam trafić. A jak skończysz to pójdę se coś zjeść. Jeśli pozwolisz. Myślę Ebriel coś powinna przygotować do tej pory.

Próbował kupić trochę czasu koleżance na przyjrzenie się innym częściom domy. Kuchnia też jest dobra do tego. A człowiek czy nie człowiek, miał coś do ukrycia. No, może nie koniecznie w kuchni...

- a czy po drodze znajdę jakiegoś krawca, i czy mnie przyjmie dzisiaj. I ile to może mnie kosztować? - King zadawał dużo pytań. Czym więcej zada tym więcej wychwyci obłudy i łgarstwa. Nie był może pesymistą, lecz coś mu tu śmierdziało. I nie był to Kurt.


Podszedł do okna, rozejrzał się ponownie, wysłuchał tego co ma do powiedzenia gospodarz. Po czym poszedł do kuchni. Złapał za cokolwiek nadającego się do jedzenia. I zwrócił się szeptem Ebriel.

- Zauważyłaś coś ciekawego? - głos był ledwo słyszalny w kuchni. Nie mógł więc dotrzeć do pokoju. - Coś mi tu nie gra. Jak wyjdę to umówmy się, że albo poczekacie tu na nas, albo idźcie do lekarza. - zastanowił się chwilę - Chcecie coś do ubrania?

Wrócił do pokoju z kawałkiem jedzenia w ręku, po czym położył na stole kusze nie wiedząc czemu ją w ogóle zabrał ze sobą. Przecież nie lubi broni dystansowych.

- Przypilnujcie - rzekł do pozostałych; w tym uwijającego się przy Kurcie Aronaxa. - Obrócę jak najszybciej. A ty dobry przyjacielu myśl gdzie pójdziemy po powrocie.

Wyszedł. Na dworze dalej pogoda była nie ciekawa. Przenikliwy wiatr wiał ze wschodu. Bartel stanął, spojrzał w niebo. Chwycił za kołnierz żeby go postawić, lecz nie było kołnierza. Zgarbił się lekko, włożył dłonie w kieszenie i poszedł w stronę wskazaną przez Aranoxa. O ile będzie miał po drodze zajdzie do krawca, lecz gdy tylko coś zwróci jego uwagę, albo ogarnie go niepokój pogna truchtem do siedziby lekarza.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 31-05-2009, 00:43   #70
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Diriael odłożył mechanizm, który nadal pozostał tajemniczy. Drugi natomiast okazał się być dość sprytny, prosty…

„I pewnie całkowicie nieskuteczny” – dodał w myślach. – „Ale sympatyczny, to trzeba przyznać.”

Wziął od Aronaxa herbatę. Była gorąca. Aromatyczna. Idealnie. Kiedy Diriael pił, Bartel rozmawiał z gospodarzem, który równocześnie zajmował się Kurtem. Espello uśmiechnął się, kiedy okazało się, że towarzysz wziął Aronaxa za skrzydlatego. Owszem, był wysoki, i w ogóle… Ale… No, ale. Jednak żaden z rozmówców nie przejął się tą pomyłką i kontynuowali rozmowę jak gdyby nigdy nic.
Człowiek też nie zwrócił na to uwagi, wyjaśnił co i jak… Pokazał uszy, pokazał zęby…

„Nie wiedzą czym jesteśmy” – przypomniał sobie słowa Kevina. Czyżby nie wszyscy? Ten zdaje się mieć o tym dość duże pojęcie. No, ale dopóki jesteśmy z nim w dobrych stosunkach, to i lepiej. Bylebyśmy nadal byli…

Ebriel była nadal w kuchni, Bartel z kolei zdecydował się wyjść naprzeciw Asael i Achrolowi. Kurt, po wypiciu środka znieczulającego był jakby częściowo nieobecny.

- To jak? Espello zwrócił się do gospodarza. Jakie masz rady dla kogoś, kto dopiero przybył do miasta?
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172