Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2016, 03:48   #71
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19

Denver; centrum; hotel Sheraton; Dzień 2 - widno, ranek; umiarkowanie ciepło




Scott Sheppard i Butch Carter



Pogożelcy coś wyglądali i przed i po śniadaniu raczej markotnie i nie byli skłonni podzielać radosnego optymizmu jakim przywitał ich przy śniadaniu Scott. Raczej sprawiali wrażenie smutnych, przygnębionych i przytłoczonych całą tą sytuacją. Mieli też widocznie inne priorytety niż Scott i reszta Łowców. W pierwszej kolejności chcieli wiedzieć na czym stoją czyli zobaczyć w dzień w jakim stanie uchowało się miejsce które do ostatniej nocy zamieszkiwali. Gdy więc większość Łowców opuszczała budynek dawnego komisariatu pogożelcy opuszczali go z duszą na ramieniu by sprawdzić jak wygląda sytuacja w ich domach.

Socott po nocnych przygodach czuł się dość niewyraźnie. Ale podróż motocyklem przez miasto i wyrobiona odporność jednak dały radę przezwyciężyć poranny kryzys. Butch dla odmiany jednak jakoś nie odczuł skutków nocnych zmagań. Do przedwojennego Sheratona gdzie za siedzibę obrał sobie pan Sanaka oficjalnie tytułujący się biznesmenem dojechali bez większych przygód i zmagań. Dojechali i mieli okazję zobaczyć jak to wygląda z bliska i od wewnątrz.

Na parterze stał ni to odźwierny, ochroniarz czy ktoś taki choć był w garniaku bo w końcu jakby nie rzec był pierwszą osobą z firmy pana Sanaki z jaką stykali się goście i klienci. Wewnątrz hotel nosił ślady wojny. Ale były one zauważalnie mniej widoczne niż w większości budynków choć do przedwojennego splendoru tego miejsca sporo mu brakowało. Niemniej byli świadkami jak to jest ze sławnym małym cudeńkiem, przedmiotem dumy Sanaki i jego ludzi oraz zazdrości u innych. Czyli sadzawkofontanna z czystą wodą znajdująca się w holu. Dzień jeszcze nie zdążył się rozgrzać do zwyczajowego upału ale już teraz sadzawka działała jakoś kojąco o achęcająco do przystanku przy niej.

W recepcji powidała ich jakaś młoda dziewczyna. Czy ta sama co rozmawiała z nią wczoraj Bianca tego nie wiedzieli. Meksykanka z Teksasu jednak nie odwaliła fuszerki i okazało się, że spotkanie jest umówione jak miało być. Mieli się spotkać z panem Ozaką. Na spotkanie zaprowadził ich jakiś smarkacz. Często takie smarki zatrudniało wiele osób właśnie do takich pomocniczych zajęć. Ten tu jednak widać należał do smarkowej elity tej zrujnowanej metropolii bo pracował dla ludzi Sanaki był więc czysty, czysto ubrany i dość dobrze ułożony bo choć zerkał co chwila ciekawie na dwóch, rosłych facetów nie odzywał się w ogóle.

Gabinet pana Ozaki był na kolejnych piętrach a że windy nawet u pana Sanaki nie działały musieli sie wspiąć po schodach. Smarkacz zatrzymał się przy dwóch Azjatach w ciemnych okularach i automatami. - To pan Scott Sheppard i Butch Carter do pana Ozaki. - zapowiedział smarkacz i wskazał kolejno na obydwu Łowców.

- Dzień dobry panom. - oedzwał się jeden z ochroniarzy ale grzecznie i po azjatycku ukłonili sie obydwaj. - Proszę oddać całą broń. Musimy panów potem sprawdzić. - powiedział ten co się odezwał i wskazał na skrzynkę chyba przeznaczoną na broń gości pana ozaki. Za dwoma ochroniarzami widniał korytarz o hotelowym czy biurowym wystroju z rzędami drzwi po każdej stronie. Praktyka obmacywania i rozbrajania gości i petentów była dość często praktykowana u wszelakich ważniaków.



Denver; centrum; Ruiny; Dzień 2 - widno, ranek; umiarkowanie ciepło




Młynarz i Tristan Nolan



Po namyśle i obgadaniu sprawy Młynarz i Tristan wyruszyli we dwóch w teren. W bazie został więc Wichura z Biancą i Alejandrą choć dziewczynom coś oczywiście uwidziało się, że zostają w domu bo są dziewczynami. Obydwaj Łowcy pożegnali się jednak z całą trójką i wsiedli do samochodu. Może daleko jakoś nie było ale samochód dawał jakieś większe opcje przy poruszaniu się i transporcie niż własne nogi i plecy.

Postanowili pojechać do starego Wallmartu. Czy co tam było kiedyś. Ale chyba jakiś sklep i w szyldzie na obrazku była jakaś betoniara. Więc chyba budowlany. I coś im obydwu się kojarzyło, że coś "od zawsze" czyli wystarczająco dłużej niż pamiętali był przywalony gruzem. Gruz był z jakiejś kamienicy stojącej obok czy czegoś podobnego co runęło na chyba dość wczesnym etapie zagłady starego świata. I po trzech dekadach prawie na pewno ktoś też już to dokumał kiedyś ale dawało to większe szanse, że ten gruz jednak utrudni szaber więc mogło coś zostać cennego w tych Ruinach.

Pierwszą trudność napotkali już na etapie "to powinno być gdzieś tutaj" bo choć dość dobrze dobrze kojarzyli ten rejon to jednak znalezienie wśród rozsypanych sterczących kikutów ścian i słupów odnalezienie tej jednej z betoniarą nie było proste. Dopiero po dłuższej chwili doszli dlaczego. Resztki reklamowego szyldu znaleźli wywalone na gruz pod nogami i to oczywiście spodnią stroną na wierzch. Ale dotarli.

Drugą trudnością było dostanie się do wnętrza. Zewnętrze bowiem nie wyglądało zbyt ciekawie ani imponująco ot Ruiny jakich miliony. Nawet jak tu coś kiedykolwiek było i ocalało to pewnie było na tyle łatwo dostepne, że już dawno ktoś by to sobie potulił do łapek. Zostawało więc wnętrze. Ale tu nie było prosto bo tam gdzie było kiedyś chyba główne wejście było jedno, wielkie gruzowisko gruzu.

Pierwsze możliwe zejście dostrzegł Młynarz. To była jakaś dziura w podłodze. Sądząc ze scenerii jakiś upadający filar, słup czy coś podobnego co nadal z niej wystawało jak upadał to widocznie przebił się na wylot przez podłogę no i jakaś dziura była. Można było próbować przecisnąć się na dół po tym ustrojstwie choć trzeba byłoby się przeciskać w tą ciemność.

Drugie nieco bardziej "zamaskowane" przejście dostrzegło wprawne oko Tristana. Kiedyś to chyba musiało być okno piwnicy, sutenery czy może nawet jakieś zejście schodami do piwnicy. W każdym razie było choć było przywalone gruzem który trzeba by odgarnąć co mogło zejść z kwadrans, dwa czy i trzy w zależności jakby się przyłożyć i jakby teren był uprzejmy współpracować. Ale jakby się udało była szansa na to, że powstałe wejście byłoby dość pore i jak nie licząc stąpania przez gruzowe obsypisko jak na standardy Ruin dość wygodne. No oczywiście jak to w Ruinach bywało, była też szansa, że coś źle poruszą czy zruszą i coś tam jak nie wszystko zleci im na łeb teraz zamiast wtedy, zaraz po upadku bomb.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-11-2016, 15:55   #72
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Tris poświecił latarką przez resztki okienka.

Promień latarki wyłowił na pierwszym planie obłe i kanciaste kształty osuwiska. Za nim było jakieś zawalone i zdemolowane przez nie pomieszczenie. Spod ścian wystawały połamane, przewrócone a nawet jakiś wciąż stojący regał. Była też framuga uchylonych drzwi a za nią zawalony pomniejszym gruzem i złomem fragment korytarza. Pierwsze pomieszczenie mogło być jakimś starym, pomniejszym sklepem, holem czy magazynkiem i w tej chwili nie zapowiadało się zbytnio obiecująco. Korytarz również nie oferował w tym wątłym wycinku jaki dało się obserwować jakichś ciekawych gambli jednak był zagracony i zawalony o wiele mniej co dawało nadzieję, że da się nim poruszać i dojść do innych mniej zawalonych pomieszczeń. Z drugiej strony inne też mogły być zawalone tak samo jak te pierwsze. W tej chwili jednak było to gdybanie i zgadywanie bez wejścia w głąb budynku niewiele więcej dało się rozpoznać.

- Dobra. Stojąc tutaj jak wołowe dupy nic nie zdziałamy - rzekł Młynarz zdejmując plecak - Zrobię zwiad.

Na sampierw wyjął miernik promieniowania i przyczepił go sobie do kamizelki. Uruchomił. Nakręcił też swoją latarkę korbową, aby mieć źródło światła. Sprawdził czy saperka dobrze się trzyma w futerale. Przygotował multitool i bagnet (nigdy nie wiadomo, czy w środku jakieś druty czy ku… mutasy nie blokują przejścia!

Miernik popykał. Oczywiście, że musiał poskrzeczeć tym swoim charakterystycznym charkotem. Jednak nie panikował choć w środku dawnego miasta przy takim pikaniu wszyscy by się pewnie zlecieli i byłby wielki szum o skażeniu materiałami rozszczepialnymi. A dziś? Dziś można było przyjąć za normę, że jakoś ten miernik zawsze pika. Dopiero jak zaczynał bardziej i głośniej abo cichnął to można było zwracać uwagę a tak jak teraz to nic specjalnego pod względem skażenia twardymi promieniami się nie działo. Zostawało teraz ustalić czy jeśli mają tam zejść to dłubią przy okiennym zawalisku czy wchodzą przez tą dziurę w podłodze.

Mutant uniósł pięść z wyprostowanym kciukiem.
- Przypilnuj moich gratów.. - rzucił i zaczął przeciskać się przez okienko.
Nie miał niestety sznura, więc nie mógł zrobić dla siebie asekuracji. Nie mógł też wziąć ze sobą swojego zaufanego karabinu, a i toporek na tą chwilę nie był przydatny. Tu w ciasnocie każdy większy gabarytowo cymes ostro ograniczał jego ruchliwość - najgorsza rzecz jaka może być przy przeciskaniu się w wąskich przejściach!
-potrzebujesz pomocy? bo aż taki chudy to ty chyba nie jesteś…
- Nie no, jaja sobie robię.
- uśmiechnął się Młynarz, choć chusta i gogle całkowicie zasłaniały mu twarz - Wejdę do dziury i się rozejrzę. Jeżeli nic nie będzie albo nie da rady tam zorganizować wyjścia to będziemy odgruzowywać.
-Ok, jakby co jestem w zasięgu głosu- Tris znalazl sobie miejsce gdzieś w cieniu i zaczął lustrować okolicę przez odłączoną od karabinu lunetę
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 07-11-2016, 08:35   #73
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Sławny łowca głów ukłonił się także by odwzajemnić szacunek z jakim zaczęli spotkanie ochroniarze. Wielokrotnie już robił “interesy” dla Sanaki ale nigdy nie spotkał się z nim twarzą w twarz. Widać tym razem to się nie zmieni. Bianca załatwiła spotkanie, owszem, ale oczywiście Sanaka sam nie pofatyguje się na spotkanie z dwoma lufami do wynajęcia. Pewnie myślał że jest ponad to. Nie mniej jednak Scott grzecznie oddał swóją śrutówkę i katanę. Rozłożył ręce by pokazać że nic już nie ma i pytającym wzrokiem spojrzał na jednego z ochroniarzy żeby wiedzieć co dalej.

Łowcy przekonali się, że ochroniarze pana Sanaki którzy są rozstawieni tam i tu w jego budynku biorą kasę nie za samo złe wyglądanie. Gdy złożyli broń na przygotowane miejsce faktycznie zostali jeszcze przeszukani na wszelki wypadek. W efekcie w dalszą część korytarza mogli pójść bez broni.

Jeden ze strażników został na swoim posterunku podczas gdy drugi ruszył w głąb korytarza razem gośćmi. Zapukał do jednych z drzwi i szczeknął coś po azjatycku. Odpowiedziało mu podobne szczeknięcie.

- Proszę wejść, pan Ozaka panów przyjmie. - powiedział strażnik znów krótko się skłaniając i poczekał aż obaj goście wejdą do środka.

Wewnątrz ukazał się wystrój biurowego pokoju o mniej więcej popularnym niegdyś standardzie. Upływ czasu byłwidoczny nawet i tutaj ale jak to wszędzie chyba u pana Sanaki bywało poza niektórymi niedogonościami naturanymi dla tych czasów i tak znacznie przebijał ponad średnią uliczną tutejszy standard.

- Ah! Sheppard San! - przywitał ich dość niski i korpuletny jegomość w okularach o typowo azjatyckiej urodzie. Uśmiechnął się w krótko wstając i wskazując gościom na miejsca po drugie stronie biurka. - Napijecie się może herbaty? - zapytał Azjata i wskazał dłonią na zestaw czajnikowy do sporządzania wspomnianego naparu. W rogu pomieszczenia stał o wiele młodszy i mniej przyjemny Azjata zapewne pełniący funkcję ochroniarza. Gdy zajęli miejsca wskazane przez gospodarza ten młodszy w rogu pokoju był za ich plecami.

Scott ukłonił się na widok Pana Ozaki i zajął zaproponowane przez gospodarza miejsce mówiąc:
- Oczywiście, chętnie się napiję… pozwoli Pan jednak że przejdę od razu do powodu tego spotkania. Wraz z moimi kompanami polujemy na Nocnego Potwora, wiem że nie jako jedyni… zjechało się tu wielu “łowców”... duża konkurencja ale to nie problem. Pozwoliłem sobie prosić o spotkanie z racji tego że wielokrotnie pracowałem z Panem Sanaką i nigdy nie zdarzyło się żebym kogoś lub czegoś nie potrafił dorwać… pomyślałem jednak że możemy się tu dowiedzieć czegoś więcej, czegoś czego nie dowiemy się od zwykłych zjadaczy chleba na ulicy - westchnął spokojnie i dodał - mam nadzieję że przez wzgląd na przeszłość raczy nam Pan przekazać wszystkie informacje które Pan posiada odnośnie tego czegoś na co polujemy, a obiecuje że dorwiemy stwora… - zatrzymał się na chwilę - I zostaje jeszcze kwestia ewentualnych środków do pomocy jeśli zaszłaby taka potrzeba…słowo klucz to oczywiście “jeśli”... póki nie wiemy z czym mamy do czynienia niewiele można powiedzieć ale mam nadzieję że jak wpadniemy na trop to będę mógł przekazać konkretniejsze informacje.

Butch prócz grzecznościowych zwrotów, powitań nie zabierał głosu. Znał Sanakę tylko ze słyszenia i opowiadań Scotta, dlatego nie czuł się upoważniony by prowadzić z nim rozmowę. Zamiast tego zaczął lustrować wnętrze pomieszczenia i obecne w nim osoby, tak by móc wyrobić sobie własne zdanie na temat gospodarza i jego sług.

- Oh, Sheppard - San! Widzę, że prócz reputacji i swoich umiejętności masz jeszcze duże poczucie humoru. - uśmiechnął się Azjata i podszedł do dzbanka przygotowując wspomniany napar. Zalał wrzątkiem małe filiżanki i odwrócił się z powrotem do swoich gości niosąc oba pojemniczki i stawiając je po ich stronie biurka. Wyglądał ubrany w raczej stylu dawnych biur i korporacji na dobrotliwego wujka niż jednego z ważniaków Sanaki. Jego chyba ochroniarz w rogu za to wyglądał dużo mniej korpuletnie i dobrotliwie. Miał jednak typową dla ochroniarzy umiejętność udawania prawie nieruchomego elementu wystroju. Przynajmniej póki nie było potrzebne coś innego - My nie wiemy nic więcej ponad to co krąży na ulicach Sheppard - San. Nie wiemy bo to nic od nas ani nic do nas. Ale krąży po okolicy, psuje interesy, negatywnie nastraja klientów i wykazuje sie niezwykłymi umiejętnościami które bardzi interesują pana Sanakę. Tak bardzo, że jest gotów wyznaczyć nagrodę co zresztą zrobił, dla każdego kto schwyta to coś, żywe i mu przyniesie. - uśmiechnął się Azjata wracając na swoje miejsce po drugiej stronie biurka. - Jeden z tych ataków sprzed paru dni zdarzył się niedaleko lokalu współpracującego z nami. Chodzi o pralnie pani Wong. Co prawda nikt z pracowników ani klientów nie ucierpiał ale zdarzyło się to dość blisko. Na tyle blisko, że budzi to zastanowienie co do dalszych możliwych takich zdarzeń. Pani Wong była u nas i wydawala się tym wszystkim bardzo wstrząśnięta. To nie wpływa dobrze na interesy Sheppard - San. Poza tym jednym atakiem inne nie dotyczyły nas bezpośrednio więc więcej o nich nie wiemy. Nie ulega jednak zmianie nagroda za dostarczenie żywego okazu. Pan Sanaka byłby bardzo niepocieszony gdyby ktoś go zlikwidował czy przegnał. Na pewno będzie bardzo rad, że sam Sheppard - San zajął się tą sprawą. - powiedział uprzejmie Azjata z wysokim czołem unosząc na znak grzeczności i dobrego wychowania swoją czarkę z herbatą nim upił z niej drobny łyk. Sheppard miał chwilę się zastanowić. Wiedział gdzie jest pralnia pani Wong. Była w pobliżu pogranicza strefy największych wpływów pana Sanaki i pracowało tam sporo Azjatów. Lokal był nastawiony głównie na obsługę innych lokali pracujących dla azjatyckiego biznesmena choć jakby ktoś zaniósł swoje pranie to pewnie by mu je zrobiono.

Scott chwycił za swoją filiżankę i również uniósł ją grzecznie:
- Poczucie humoru - dodał z uśmiechem - znak firmowy, przyszło w pakiecie z nazwiskiem. Dziękuję za miłe słowa Panie Ozaka… - również upił łyczek nidość udolnie próbując chwycić za uszko malutkiej jak na palce wojownika filiżanki - Czyli nie można powiedzieć że potwór wziął sobie za cel Pana Sanakę oraz jego interesy, no tak… powiem szczerze, złapać coś co nie pozostawia żadnych świadków nie będzie proste… ale oczywiście jest to priorytet, bo mieć zadowolenie Pana Sanaki po swojej stronie to zawsze niezbity atut. Mam jednak nadzieję że zabicie potwora jeśli nie będzie innej opcji również wchodzi w grę Panie Ozaka? Nie oszukujmy się, nieraz to jedyna opcja… ale nei rozpędzajmy się… Najpierw trzeba ustalić czym jest to na co polujemy, chwycić świeży trop, spróbować połączyć ofiary - to zawsze pomocne, chyba że mamy do czynienia z czymś co nie potrzebuje powodu żeby zabić… ale nawet bestie mają upodobania, schematy działania… wiek, płeć, rasa, miejsca ataku, czas między atakami żeby móc chociaż w przybliżeniu określić kiedy uderzy po raz kolejny… - spojrzał na rozmówcę i dodał na koniec chwytając filiżankę - Każda informacja, nawet wydająca się najmniej stosowna i krytyczna może sie przydać… czy jest coś z wymienionych przeze mnie co można rzec z całą pewnością albo chociaż sporą jej dozą? - upił łyk herbatki. *

- Schematy, preferencje, upodobania… - Azjata pokręcił głową i uniósł ręce w obronnym geście patrząc nieco z przymrużeniem swoich skośnych oczu na Łowcę po drugiej stronie biurka. - To już chyba robota tych co się tym zajmują Sheppard - San. My tylko wiemy, że to gdzieś biega tu po mieście w nocy i robi to co robi. I, że pan Sanaka chciałby mieć to żywe dla siebie. Żywe Sheppard - San nie martwe czy jakąś część. Za to płacimy. Tylko za to. Martwe nas nie interesuje. - powiedział azjatycki biznesmen upijając kolejny łyczek z drobnej filiżanki. Sheppardowi zaś coś się wydawało, że chyba jednak ci Azjaci nie byliby jakoś uszczęśliwieni gdyby ktoś jakoś zaciukał tą nocną poczwarę zamiast zdobyć ją dla ich szefa w stanie żywym.

Scott kiwnął głową i dokończłył herbatę:
- Dobrze, w takim razie wszystko jasne Panie Ozaka… - uśmiechnął się - w takim razie ruszamy w miasto ustalić z czym mamy do czynienia i jak to złapać. - zastanowił się chwilę - Rozumiem że jeśli zajdzie taka potrzeba Pan Sanaka użyczy potrzebnych zasobów potrzebnych do schwytania potwora jak już się dowiemy większej ilości konkretów i przede wszystkim jak to złapać? Jeśli nie jest Pan co do tego pewny proszę się wstrzymać z odpowiedzią i zapytać Pana Sanaki. My w tym czasie ustalimy z czym mamy do czynienia i złapiemy jakiś porządny trop… wrócimy do Pana jak będzie z czym wracać i o czym rozmawiać, jeśli oczywiście się Pan zgadza Panie Ozaka… - wstał i ukłonił się grzecznie tak jak na początku spotkania i był gotowy do wyjścia.
 
AdiVeB jest offline  
Stary 13-11-2016, 00:48   #74
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20

Denver; centrum; Ruiny; Dzień 2 - widno, późny ranek; umiarkowanie ciepło





Młynarz i Tristan Nolan



Dzień się rozpalał na nowo. Już każdy chropawy i zapiaszczony kawałek ściany, cegły czy metalu wystawiony na działanie Słońca już jakiś czas temu stracił resztki chłodu czy wilgoci. Słońce osuszało i nagrzewało sprawiedliwie i istoty żywe i martwą przyrodę. Dotyk gołej skóry do takich powierzchni na razie był nieprzyjemny. Gdzieś z pograniczy ciepłego i bardzo ciepłego. Ale dzienny swkar się dopiero zaczynał i do chłodniejszej i krótszej pory doby było jeszcze dobre kilkanaście godzi.

Dlatego obydwaj łowcy odczuli zauważalną różnicę gdy schronili się przed tym palącym Słońcem. Tristan został na zewnątrz ale cień był przyjemniej chłodniejszy od pozostawania w otwartym terenie. No a Młynarz czuł się jakby wkroczył do innego świata. Kontrast między spaloną i rozgrzaną powierzchnią a mrokami i chłodem piwnicy właśnie różnił się aż tak bardzo. Oczy musiały mu chwilę przywyknąć do tych warunków. Ale nic się nie stało. Po chwili gdy wzrok mu przywykł widział to co i z zewnątrz. Pomieszczenie częsciowo zrujnowane i zawalone, grzechoczące drobnym gruzem przy każdym ruchu. A przed sobą framugę wywalonych drzwi. Teraz już z wewnątrz jawiła się jako półmroczna a nie prostokątny otwór mroku jakim wydawała się gdy patrzył z zewnątrz.

Odczuwał też słabą wigloć w powietrzu. Coś czego nie odbierał z zewnątrz ale tu wewnątrz, prawie pozbawione otworów pomieszczenia zachowały choć część wilgoci w tym chłodniejszym mroku piwnicy. Poza tym panował bezruch i cisza. Ten typowy w Ruinach zestaw. Jak już się skończył ten bardziej nerwowy, i żywiołowy etap. Albo zanim się zaczął. Niewiadome było tylko jak długo trwała będzie przerwa między tymi dwoma skrajnie różnymi sytuacjami.

Nakręcana latarka przydała mu się bo wewnątrz było właściwie ciemno i czarno jak to z pozbawionymi kontaktu z powierzchnią pomieszczeniami bywało. To więc dziwne jakoś nie było. Z wnętrza wyraźnie dostrzegał szczliny i plamki światła które w mroku wydawało się skrajnie jasne w porównaniu do kontrastującej z nim wszechobecnej ciemności. Widać tu czy tam w zawalonym budynku musiały być jakieś szczeliny i pęknięcia choć raczej dla węży, skorpionów i szczurów a nie ludzi albo nawet psa. I faktycznie były tu. Czasem jako zwinięte truchełka, czasem drobne kosteczki a czasem umykające spod buta czy od promienia światła. Tu czy tam. Ludzie tu chyba nie zaglądali za często. Co zauważalnie zwiększało szanse na niespenetrowany teren. To jak ta ruina wyglądała z zewnątrz z tymi zawalonami na sobie tonami pięter też temu sprzyjało. No ale jednak ludzie byli ludźmi i wszędzie potrafili się wcisnąć.

Już pierwsze pomieszczenie jakie zbadał było ciekawe. Natrafił na taczkę, która wyglądała na zachowaną w dobrym stanie bo plastik i metal na jakim bazowała ta konstrukcja nieźle zniósł próbę czasu. Tylko jak ją miał wyciągnąć? Na pewno nie przeciśnie się przez otwór jakim on tu przelazł. Właściwie obok była wózkowa dwukółka o podobnej funkcji i ta była jeszcze pojemniejsza. A więc i trudniejsza do wytransportowania stąd. No ale na powierzchni jakby już tam były to mogły znacznie ułatwić pracę czy transport czegokolwiek co by chciało się przenieść ręcznie.

Znalazł też stanowisko z piłami. I elektryczne i spalinowe i różne dodatkowe oporządzenie. Wszystkie brudne i zakurzone, z zaciekami. Każdą z nich mógłby wynieść bez problemu na zewnątrz. Tylko, że w tej chwili jak tak sobie tu leżały nie miał pojęcia czy coś z nich będzie. Teraz na pewno żadna nie działała i była ciężkim balastem do dźwigania. Ale jakby którąś odało sie przywrócić do życia to i też byłałby znaczna pomoc.

Natrafił też na belę zwiniętej siatki ogrodzeniowej. Już wyraźnie zardzewiała ale na macanego drut poza marnym wyglądem niezbyt ucierpiał. Pierwsza bela była prawie na wierzchu. Ją mógł przeciągnąć bez problemu. Przy niej leżały jeszcze chyba dwie w podobnym stanie. Ale te już wymagały pracy z odgrzebywaniem gruzu. No i znowu był problem z wydostaniem ich stąd. Raczej bez odgruzowania tamtego okna czy wyrobienia podobnego otworu to chyba by musialy tu zostać.

Rozejrzał się i właściwie zawartość była zgodna z tym co bylo na szyldzie. To co ocalało wpasowywało się w ogrodniczo - budowlany standard. A to czego nie było w porównaniu do tego co było, mówiło mu, że te lżejsze, poręczniejsze, bardziej przydatne rzeczy ktoś już pewnie kiedyś zabrał. Zostało to co można było znaleźć i gdzie indziej albo właśnie jak stan był niepewny lub wymagało zbyt dużo wysiłku w wygrzebanie tego z Ruin.

Dalsze spostrzeżenie było raczej kwestią powonienia niż wzroku. Wyczuwał zwierzęcy zapach moczu, piżma, sierści czyli po prostu zwierzęcy smród. Coś tu było. Lub bywało. Albo mogło wrócić lub uciekło gdy on tu przyszedł. W każdym razie niczego poza jakimś pająkiem, skorpionem czy szczurem pałętającym się tu czy tam nie znalazł ale one nie były raczej zdolne do zostawienia takiego zapachu.

Myśliwy zaś czekał na górze. Kumpel znikł w dziurze i tyle go było widać i słychać. Ta zaś nie różniła się jakoś od milionów innych dziur w okolicy. Gdyby nie wiedział, że ktoś tam wszedł wyglądałby ten zawalony sklep jak wiele innych ruin dookoła. Na szczęście dla nich wokół panował skwar i bezludzie. Ale ten stan się skończył gdy Młynarz jeszcze nie wyszedł na zewnątrz. Czułe ucho Tristana wyłowiło jakieś dźwięki. Chyba ludzkie. Chyba krzyki. Raczej strachliwe czy agresywne niż radosne i rozbawione. Odgłosy były jednak przytłumione pewnie przez odległosć i Ruiny. Wzrok nie zauważał niczego co by mogło wywoływać taki zestaw dźwięków. Jeśli to by byli ludzie musieliby być gdzieś o parę pudynków dalej. Mógł ustalić mniej wiecej kierunek z jakiego dochodziły ale i tak oznaczałoby oddalenie się dość znaczne od dziury w jakiej zniknął kolega.




Denver; centrum; hotel Sheraton; Dzień 2 - widno, późny ranek; umiarkowanie ciepło




Scott Sheppard i Butch Carter




- Pan Sanaka czeka na tego kto mu dostarczy tą żywą poczwarę. - Azjata również odstawił swoją małą filiżankę. Mówił nadal uprzejmym tonem i miał taki uśmiech ale Scott wyczuwał, że jest to kwestia wychowania czy trzymania się staromodnych zasad niż realnie ciepłych uczuć. W biznesowym języku łowców taką odpowiedź czytano jako "radźcie sobie sami". Pewnie dlatego nagroda była nie wąska i na tyle kusząca by ludzie Sanaki nie musieli jeszcze dokładać do interesu. Pan Sanaka był biznesmenem i te zlecenie również traktował jak kolejną sprawę biznesową. Zamawiał towar, płacił za jego dostarczenie i nie chciał się przejmować niczym więcej. Po to płacił by usłyszeć od swoich ludzi, że towar jest przewiązany czerwoną kokardką i czeka tam gdzie sobie życzy. Jego człowiek, pan Ozaka, reprezentował więc wolę szefa i jego pogląd a więc też nie chciał obietnic, informowania, że sprawa jest w toku czy coś, ktoś ma ale nie żywego potwora w klatce do odbioru. Nie wyglądał więc na zainteresowanego kolejnymi spotkaniami poza tym finalnym. No i swoje robiła też rputacja jak Sheppard - San. Skoro jeden z najsławniejszych łowców w okolicy się tym zajął to Azjaci chyba oczekiwali, że po nim można oczekiwać sukcesu w tych poszukiwaniach.

- Przekażę moim ludziom, że pan też jest zainteresowany tym zleceniem. - dorzucił krótko jakby z szacunku dla nazwiska Shepparda albo na pocieszenie. Znaczyło to tyle, że jeśli to zrobi to praktycznie rozpuści wici, że łowcy bazujący w dawnym komisariacie też zajęli się zleceniem dla pana Sanaki. To co prawda nie dawało im żadnych korzyści ale kto wie, może i mogło nakłonić jakiegoś Azjatę od Sanaki do przychylniejszego nastawienia dla ekipy Shepparda. Plota powinna się rozejść w ciągu paru dni po organizacji azjatyckiego biznesmena jak i przez nich po reszcie miasta.

Zostawało się pożegnać i wyjść. Przy wyjściu z gabinetu a potem tym razem patrząc od środka to na końcu korytarza, nadal stali ci sami strażnicy z automatami. Skłonili sie gościom pana Ozaki i podali im pojemik z ich bronią. Było tam wszystko tak jak tam wrzucili. Czekał też ten chłopak który ich tu przyprowadził. Siedział dotąd na jakimś krześle, zerwał się z niego gdy zauważył, że czeka go jego drobna fucha w tym starym choć wciąż nieźle się prezentrującym hotelu. Idąc po schodach i kończąc dopinanie ekwipunku mogli rozważyć sobie co i jak z tym zleceniem. Azjaci oczekiwali, że skoro sam Sheppard - San zajął się sprawą to pewnie wypełni zlecenie. Niemniej nawet pewnie prowadzący ich do wyjścia dzieciak pewnie wiedział, że żywego stwora to zawsze jest trudniej złapać niż go wziąć i ubić.

Na dole w holu chłopak skinął się na pożegnanie ze swoimi gośćmi i zostawił ich w przyjemnie chłodnym holu. Z zewnątrz znów, jak zwykle, drgał już rozgrzany beton. A przecież miało być jeszcze goręcej. Za to obydwaj mężczyźni byli jeszcze w luksusowym chłodzie i mogli obserwować grupkę do jakiej poprzez recepcjonistkę został skierwany chłopak. Obydwaj wyglądali na jakichś tropicieli lub myśliwych. Ludzi obeznanych ze szewndaniem się i po Ruinach i po Pustkowiach. Korzystali z rzadkiego uroku cywilizacji i wręcz miejscowego cudu jakim była woda w fontannie holu dawnego Sheraton'a. Zdumiewająco czysta i chłodna zupełnie jak kiedyś zimna woda w kranach. Obaj zebrali się gdy chłopak podszedł do nich, powtórzył procedurę witania jaką już znali obaj łowcy i zaczął prowadzić ich schodami na górę. Tymi samymi którymi dopiero co i oni zeszli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-11-2016, 19:11   #75
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Triss chwilę nasłuchiwał po czym wstał i dalej trzymając się skraju cienia zaczął obserwować przez lunetę kierunek z którego dochodziły odgłosy, po chwili odwrócił się i zawołał (niezbyt głośno wszak w takiej ruinie akustyka powinna być korzystna) do otworu
- Koniec zwiedzania, coś się dzieje.
Szperaczowi trochę zajęło wydostanie się z ruiny. Przecisnął się z powrotem na powierzchnię starając się zachować ciszę. Kiedy w końcu mógł stanąć obok towarzysza założył na siebie powoli pozostawiony sprzęt. Do ręki wziął karabinek. Sam zaczął nasłuchiwać.

Przez chwilę stali w ciszy w końcu przerwał ją Triss
-Od słuchania mądrzejsi nie będziemy… idzemy sprawdzić?
Młynarz kiwnął tylko głową na słowa Nolana. Chwycił pewniej karabin w dłoniach i wziął głęboki oddech. Ruszył ostrożnie naprzód. Obejrzał się tylko czy przypadkiem nie zostawił zapalonej latarki czy coś. Zapominalstwo zdarzało się nawet najlepszym.


-W końcu nie możemy dopuścić żeby jakaś impreza obyła się bez nas… - Triss założył lunetę z powrotem na karabin po czym ustawił ją na najniższe 2x powiększenie, doświadczenie uczyło że atak z zaskoczenia jest groźniejszy na krótszych dystansach…


Ruszyli przez zrujnowaną ulicę. Cały kwartał tu chyba kiedyś uległ jakiemuś burzeniu, bombardowaniu a częściowo i spaleniu. Asfaltem jeszcze szło poruszać się po asfalcie choć i tak trzeba było robić niezłe slalomy by uniknąć gruzowiska z częściowo zawalonych budynków i ścian. Wszystkie nadal stały choć przebywanie w nich było w normalnych okolicznościach pewnie niezbyt wskazane. Im bliżej budynków tym gruzów było więcej i każdy ruch w nich pewnie owocowałyby mniejszym lub większym grzechotem odłamków i cegieł.


Przebyli z jakieś dwa trzy domy przy zagruzowanej ulicy i odgłosy jakby się nasilały. Choć dość wolno. W końcu przy przerwie między budynkami doszedł ich odgłos jakby dźwięk się przebił przez budynki. Widocznie tamci kłócący się ludzie musieli być gdzieś po przeciwnej stronie budynków. Na słuch to chyba kłóciło się ze dwóch czy trzech facetów. Nie dało się rozróżnić słów ale już wyraźniej było słychać wzajemne groźby i agresje u chyba wszystkich uczestników. Zapewne zależało im na odosobnieniu jeśli przybyli w tę małouczęszczaną część Ruin.

Triss gestem pokazał Młynarzowi żeby zajął pozycję po czym zaczął podkradać się bliżej żeby słyszeć lepiej a może i przyjrzeć się rozmawiającym.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 23-11-2016, 03:11   #76
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21

Denver; centrum; Ruiny; Dzień 2 - widno, późny ranek; umiarkowanie ciepło





Młynarz i Tristan Nolan


Myśliwy przeszedł przez zagruzowany budynek. Akurat korytarz prowadzący przez dom na wylot ocalał i nadal można było z niego korzystać. Młynarz obserwował go jak ten przemierza ten potencjalnie zdradliwy teren. Tristan jednak przeszedł cały i cało i nic się specjalnego nie stało. Machnął na mutanta i ten powtórzył jego trasę. Obaj znaleźli się przy chyba głównym wejściu budynku sądząc z tego jak gruzowisko wyglądało z obu stron. Przed sobą mieli ulicę zawalona gruzem jak i ta z której przyszli. Głosy były tu już znacznie wyraźniejsze. Dolatywały pojedyncze słowa kłótni. Coś na słuch brzmiało jak jakiś latynoski slang.

Nadal jednak nie było właściwie nic widać z kłócących się. Przeszli obydwaj ulicę na skos w prawo od rozwalonej futryny w której wyszli. Znaleźli się przy ramie chyba jakiegoś starego sklepu. Chociaż nie sądząc po resztkach charakterystycznych foteli chyba fryzjer czy podobny golibroda. Jednak wystój wnętrz był mniej ciekawym tematem do oglądania od tego co się dało obejrzeć za sklepem. Jeszcze dodatkowe z kilkadziesiąt kroków od przedniej i dawno temu stłuczonej wystawy sklepu. Samochód. Znaczy samochodów było wokół sporo z czego większość choć częściowo była przysypana gruzem z budynków a niektóre jeszcze do tego spalone. Ten samochód który widzieli jednak był w stanie jezdnym skoro był w nim kierowca. Jakaś furgonetka. Miała otwarte tylne drzwi ale stała frontem do Łowców więc nie było widać co jest w środku.

Widać też było kłócących się. Kilka osób. Kilka samochodów choć widocznych przez sterty gruzów i głównie dachy więc cieżko było stwierdzić czy to też wraki czy jednak którymś przyjechało tu te towarzystwo. Kłócilło się ze sobą dwóch czy trzech mężczyzn. Ale okazało się, że to właśnie dwóch czy trzech mężczyzn się kłóci. Ostro, agresywne, po latynosku. Widać było, że się pewnie ostro jak nie wyzywają to coś się nie zgadza i mają wzajemne pretensje do siebie. Ale oprócz nich było jeszcze gdzieś chyba z pół tuzina też zdenerowanych i wrzeszczących coś czasem ale wyraźnie ci stali na uboczu podzieleni na dwie wyraźnie oddzielne grupki. Łącznie było ich widocznyc wszystkich gdzieś pół tuzina, może ze dwóch czy trzech więcej. Pasowało na pełną obsadę furgonetki albo dwie klasyczne osobówki.

Obie grupki wydawały się najbardziej skupione na sobie. Poza kierowcą furgonetki który też co prawda czasem omiatał spojrzeniem okolicę nawet może i przesuwając nim po lokalu dawnego fryzjera to i tak chyba głównie czekał na wynik kłótni tam poświecając najwięcej uwagi. Wyglądało na to, że są tam chyba sami Latynosi ale ich społeczność w mieście była spora. Mieli swoją dzielnicę nazywaną przez nich szumnie Małą Havaną. Mieli też broń. Ci co się żarli w centrum chyba jeszcze nie w łapach. Ale z tych co się przysłuchiwali już się pojawił jakiż scyzor czy brzęczący łańcuch. Przynajmniej kilku miało klamki wsunięte za paski uliczną modą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-12-2016, 17:38   #77
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- O co by nie chodziło, nie wygląda na to żeby miało to jakikolwiek związek z tym czego szukamy. Pozwólmy załatwić im własne sprawy wg ich własnych obyczajów. - mysliwy zaczął rozmowę.

- Racja. Zwyzywają się od matkojebców, postraszą giwerami i się rozejdą… albo wzajemnie wystrzelają. Banda ciapatych pedałów. - odparł Młynarz cicho - Popatrzymy na małpiszonów?

- Szansa na to że się wyrżną co do jednego i zostawią leżące gamble raczej mała…Ale co nam szkodzi popatrzeć. Z budowlanego i tak tych gratów bez odgruzowania nie wyniesiemy. - powiedział Tristan.

Obydwaj mężczyźni byli jeszcze wewnątrz zrujnowanego lokalu gdy przy sąsiedniej ulicy zacżął się dodatkowy rwetes. Z zaparkowanego furgonu wypadła postać. Przez boczne drzwi. Długie czarne włosy. Jasny podkoszulek. Ciemne dzinsy. I chyba związane z przodu ręce sadząc po charakterystycznej anomalii w ruchach. Postać wyskoczyła z pojazdu i zaczęła biec. Zaraz za nią wyskoczył z wrzaskiem jakiś facet. Ten dla odmiany najwyraźniej próbował dogonić tą pierwszą, chyba kobiecą postać. Ruch i hałas tej dwójki pobudziły najpierw kierowcę vana co zaraz przelało się na skokowy wzrost temperatury grupki czy obydwu grupek. Zupełnie jakby teraz zaczęła się sprawa toczyć po równi pochyłej. Teraz już bez ceregieli wszyscy chyba siegnęli po broń i wycelowali to w siebie to w tamtą dwójkę wrzeszcząc jeszcze bardziej gorączkowo.

Prawa ręka błyskawicznie podrzucila ekspres do pozycji strzeleckiej i Triss złożył się celując w plecy goniącego więźnia w tym czasie lewa ręka sięgając po przekątnej odpieła pasek zabezpieczający rewolwer w kaburze, po czym złapała ekspres.
- Hmm, zaczyna się robić ciekawie. Ojciec zawsze mówił że obowiązkiem gentelmena jest pomagać damom w opałach więc chyba się od tego nie wymigamy. Myślę że pozwolimy im kawałek odbiec zanim rozwalimy goniącego po czym wycofamy się żeby zwiększyć ich konsternację, przy odrobinie szczęścia wyrżną się wzajemnie a nam pozostanie załatwienie kilku ostatnich i znalezienie dziewczyny.

- Nikt nie patrzy w naszą stronę. Oddamy strzał i po snajpersku czołgamy się do innego okna, tylko cicho. - mruknął Młynarz.
Uniósł swój karabinek traperski i oparł go o framugę. Wycelował dokładnie w goniącego zakładniczkę latynosa. Na znak Nolana łowca wypalił posyłając w cel pocisk kalibru 7.62.

Obydwaj łowcy panowali nad sobą w obliczu pakowania się w zbliżającą się błyskawicznie awanturę. Zajęli swoje pozycję w zrujnownamym zakładzie fryzjerskim. Akcja oddalonao kilkadziesiąt kroków od nich wśród zrujnowanych ulic zaczynała się toczyć po równi pochyłej zmierzającej do eskalacji konfliktu. Obydwaj zajęli pozycję i otworzyli ogień. Ciężko było stwierdzić kto strzelił pierwszy. Czy Tristan, Młynarz czy komuś zt amtych w końcu puściły nerwy. Łowcy za długo czekać nie mogli bo ścigający uciekiniera Latynos był już bardzo niej blisko a za kilka kroków mogli zniknąć za fragmentem murów uniemożliwiając bezpośrednią interwencję ołowiu na rzecz zbiega.

Obydwa karabiny wystrzeliły więc prawie w tym samym momencie. Latynos już sięgał po dziewczyna i choć ta wrzasnęła i udało jej się jeszcze zbić jego rękę to ze skrępowanymi nadgarstkami miała pewnie niezbyt dużo szans na dłuższy opór wobec pościgowca. Przy samochodach też zaczęło się dziać. Ołów zaczął śmigać, z obu stron. Strzelali się tam chyba wszyscy ze wszystkimi. Obie grupy stawiały chyba bardziej na zwiększenie zagęszczenia ołowiu w powietrzu bo strzelali raz za razem. Powstała cała kanonada gdy pociski uderzały w rozgrzany gruz, asfalt, fragmenty ścian, blachy samochodów i ciała. Nikt jeszcze chyba nie zginął bo nikt nie upadł ale wrzaski już nie tylko złości, zaskoczenia i wściekłości przemieszały się z okrzykami bólu więc pewnie ktoś tam oberwał.

Dziewczyna ze ścigającym ją Latynosem upadli za kupę gruzu znikając łowcom z oczu. Mieli każdy z nich miał wrażenie, że chyba trafił faceta bo coś nim szarpnęło jak od trafienia właśnie. Każdy z wystrzelonych pocisków był mocnym, pełnowymiarowym nabojem więc efekt powinien być też solidny no ale jednak pewności nie było czy mają już go z głowy, złapał w końcu tą dziewczynę, ona upadając pociągnęła go za sobą czy stało się jeszcze coś innego.

Trochę starego mutanta dziwiło, że cholerni latynosi nie potrafią strzelać. Wszyscy trzymali klamki olewusowo w wyprostowanych rękach bokiem. Marnowanie amunicji. Banda pedałów.
Za to ich giwery nosiły kule daleko i celnie. I tak miało być, a widząc, że nie przyciągnęli niczyjej uwagi swoją rycerską akcją, Młynarz wziął na cel kierowcę furgonu i jemu posłał kulkę, a co się będzie pierdzielił?

Triss przyjął inną taktykę, im później strzelający zorientują się że ktoś strzela do nich z boku tym lepiej. Triss wziął w krzyż celowniczy jednego ze strzelców który strzelał zza zasłony gdzieś na obrzeżach strzelaniny i pociągnął za spust. Następnie złamał ekspres z którego dwie łuski wyskoczyły energicznie i wsadził na ich miejsce dwa naboje. Następnie poszukał nowego celu na obrzeżach strzelaniny.

Strzelanina rozgorzała na dobre! Wciąż zasnuwający pole walki ołów w takim stężeniu na małej przestrzeni musiał kogoś nie ominąć. Tristan widział, że trafił. Jednego z tych trzech znad przeciwka. Strzeał właśnie z jakiejś klamki gdy oberwał od tego drugiego postrzał w brzuch. Znowu bo pierś już czerwieniła mu koszulę od poprzedniego trafienia. Teraz jeszcze karabinowy pocisk Łowcy przeszył mu nogę. Trafiony Latynos zachwiał się i zaczął upadać w tył. Nie upadł bo plecami oparł się o jakiś wrak.

Młynarz też zaliczył trafienie. I to jakie! Kierowca samochodu chyba nadal był nieświadomy nowego zagrożenia bo strzelał w stronę tamtych trzech gdy pocisk ze Scout’a wyrwał mu kawałek ciała. Z szyi. Trafionym rzuciło, wrzasnął opętańczo i złapał się za trafione miejsce. Walka jednak z tak potężnym krwotokiem z tętnicy była beznadziejna. Mimo, że wierzgał i darł się zalewając tryskającą krwią całą kabinę nie było dla niego raczej ratunku. Wypadł w agoni z szoferki i przez chwilę widać było jego co raz słabiej rozedrganą rękę aż w końcu i ta znikła.


Jednak nagłe zaskoczenie walką już chyba minęło. Obie strony rzuciły się za osłony. Ci z nad przeciwka zaczynali biec, schylać się i przeskakiwać tak by mieć osłonę przed tymi z vana. Pośrednio też więc byliby chronieni przed okiem i ołowiem Łowców. Ci z vana chyba od tamtych oberwali trochę mniej ale też zaczęli kitrać się podobnie. Los kierowcy też nie uszedł ich uwagi o rozległy się latynoskie przekleństwa z litanią świętych w roli głównej. Jeden z nich chyba wykończył bęben rewolweru bo właśnie wykonał ruch otwierania broni jakby chciał załadować kolejne naboje. Nie było pewne czy połączyli już fakty, że ktoś jeszcze tu jest czy jeszcze nie.


-Ok wyławiajmy ostrożnie kolejnych, im później się zorientują tym lepiej dla nas
- Jasna sprawa. Ja to bym tych pederastów to po bożemu bym saperką zajębał. - odparł mutant i przeczołgał się do innego okna, aby zmienić kąt ostrzału. Kryjąc się chciał ściągać odseparowanych przeciwników. Od tak… aby się skapnęli że zostali złapani ze spuszczonymi spodniami, kiedy będą już mieli ostrze siekiery głęboko w dupie.
W ogóle postapokalipstyczne US i A to był jakiś dziki kraj. Jeszcze dzikszy niż jego ojczyzna. Ba! To wszystko przypominało mu dawne filmy akcji, które oglądał. Niestety chodziło tutaj o holiłudzkie szmiry, a prawdziwe filmy akcji pokroju Wściekłe Pięści Węża, Sarnie Żniwo, Dżudo Honor czy Sum tak zwany Olimpijczyk. Tutaj wszyscy mieli gnaty i pojedynki karate praktycznie się nie odbywały. Niestety. Z drugiej strony… walczyć gołymi rękami z Molochem?
Młynarz już się przyzwyczaił, że kiedy miał relatywny spokój w walce zaczynał filozować o głupotach. Dlatego wolał atakować przeciwników siekierą. Siekiera sprawiała, że myślał tylko o mordowaniu, a nie o głupotach.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 15-12-2016, 22:58   #78
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22

Denver; centrum; Ruiny; Dzień 2 - widno, późny ranek; umiarkowanie ciepło



Młynarz i Tristan Nolan



Obaj Łowcy zaczęli przemieszczać się wewnątrz budynku przez co obydwaj stracili scenę z oczu. Ale nadal była w zasięgu ich słuchu. Nadal się tam strzelali. Nic nie poleciało też chyba w stronę ich budynku. Jeśli już to musiało chybić nawet nie trafiając w jego ściany. Strzelanina na zewnątrz po chwili zaczęła się rwać i słabnąć choć trwała nadal.

Gdy obydwaj Łowcy znów wyjrzeli na świat ulicy sytuacja jaką zastali była inna tak samo jak i perspektywa z innego okna. Trzej czy czterej latynosi byli nadal mniej więcej twarzami w ich stronę. Choć chyba dalej byli bardziej nastawianie na ostrzał tych z furgonetki którzy byli o wiele bliżej niż dwaj Łowcy skryci w budynku. Strzelali też zauważalnie rzadziej i byli dość nieźle ukrytym celem zarówno dla obsady vana jak i Łowców.

Tych z vana właściwie widać było tylko jednego. Zajął miejsce kierowcy i kuląc się uruchomił właśnie pojazd bo ten zazgrzytał, charknął i zawarczał już regularnymi obrotami pobudzonego do mechanicznego życia. Ten też był dość trudnym celem bo było widać niewiele więcej niż głowę i troche ramion. Zajęty odpalaniem maszyny i manewrem ruszania na razie nie strzelał. Innych uczestników i uczestniczek sceny z tego miejsca w tej chwili Łowcy na razie nie widzieli. Choć któryś jeszcze z obsady furgonetki musiał strzelać bo zauważyli odbryzgi trafień wokół jednego z kitrajacych się latynosów. Samego strzelca jednak nie widzieli. Niemniej nie śledzili sceny przez dobre kilka sekund i nie było do końca pewne jak się ona przez ten czas zmieniła.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-12-2016, 18:45   #79
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Triss spokojnie wymierzył w kierowcę, celował w głowę choć jeśli nie trafi za pierwszym razem będzie celował niżej, o ile facet nie jest jakimś absurdalnym mutantem to łatwo przewidzieć gdzie jest tułów u kierowcy a głęboko wątpił w to by drzwi furgonetki zatrzymały "Thirty-Ought-Six". Następnie planował ponownie się przemieścić przeładowując po drodze broń
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 23-12-2016, 16:17   #80
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Furgon był ważnym elementem otoczenia. Pozwalał gangerom spierdzielić szybko, dlatego należało się nim priorytetowo zająć (plus mogło coś w środku być cennego)
Żyłka Łowcy, czy też jak mówiło pospólstwo - zwykła chciwość, otworzyły przed Młynarzem całkiem nowe perspektywy!
Wycelował w kierowcę, ale nie w łepetynę, a od razu w korpus. Pociski karabinowe to nie było w kij dmuchał i powinno przebić nędzną blachę furgonetki. Potem zajmie się pozostałymi.

Pewna ostrożność w działaniu "zwierzyny" podpowiedziała Młynarzowi że oto chyba wróg się skapnął, że pójście na klaty niewiele da. Trzeba zacząć się rozglądać czy ktoś nie próbuje ich flankować.
 
Stalowy jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172