Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2011, 16:45   #21
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Próbował przebić wzrokiem ciągle wzrastającą mgłę. Chciał znaleźć swoich towarzyszy.
- Złap mnie za rękę i patrz przed siebie - pouczył kobietę.
I ruszył po omacku starając się wyłapywać wzrokiem ruchy i cienie wielkości ludzkich. Próbował też wyjść z tej cholernej stacji. Więc szedł lewą ręką trzymając dłoń kobiety, a w prawej Glocka wcześniej zawieszając AKM na szyi.
 
Ziutek jest offline  
Stary 28-02-2011, 19:01   #22
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Długoletnie błądzenie w ciemnościach w poszukiwaniu prawdy odczuwanej, lecz nieuchwytnej, głębokie pragnienie oraz przeplatające się ze sobą okresy wiary i zwątpienia, które poprzedzają jasne i pełne zrozumienie, znane są wyłącznie tym, którzy sami ich doświadczyli.

Kamrat

Starałeś się pomóc pułkownikowi, który leżał prawie nie przytomny na ziemi. Klęczałeś przy nim starając się przywrócić go do przytomności. Wzrok pułkownika się nie zmienił. Spojrzał tobie prosto w oczy swoimi bladymi oczyma. W tych pustych oczach widziałeś śmierć, niechęć do życia. Źrenice jak dwa tunele wciągały cię w otchłań zapomnienia. Ciszę jak panowała przerwał sam pułkownik.
-„Zaraz umrę. Wybrali mnie. Uciekaj...Zostaw mnie i uciekaj, ratuj się… Oni chcą mnie… przepraszam was…”
Chwilę potem coś wbiło swoje pazury w jego tors. Przed twoimi oczyma pojawiła się ręka mutanta. Nim jednak zdołałeś w jakikolwiek sposób zadziałać mutant znikł, a wraz z nim pułkownik. Jedyne co po nim zostało to wielka kałuża krwi oraz wspomnienie.

Represser

Zdążyłeś wstać i zebrać się nim dogonił cię Gregori. Dogonił cię jednak nim zdążyłeś się połączyć z resztą, która była naprawdę daleko. Stalker nie zamienił z tobą ani słowa. Oboje biegliście. Pomijając momenty kiedy to potykałeś się o tory to twój bieg był względnie szybki dodając ekwipunek jaki na sobie masz. Cała ta sytuacja, była męcząca. Nic nie zdziałałeś a czujesz się jakbyś charował dzień i noc. Ne mogłeś jednak pozwolić sobie teraz na odpoczynek. Zdążyłeś jednak zauważyć, że nic was już nie goni co było bardziej dziwne niż przerażające, że tak szybko zapadłą cisza.


Cherep

Widok jak właśnie czyjeś życie dobiega końca nie poruszył cię. Próbowałeś zgrywać twardziela, ale czy naprawdę taki jesteś. Te małe czarne oczy dziewczynki pełne życia. Czy to byłą pora aby Śmierć zabrała ją judo siebie. Wątpliwości rozwiały się kiedy wpadłeś na żołnierza, który stał przed tobą. Zaraz kiedy się z nim zderzyłeś usłyszałeś pisk kobiety, która mu towarzyszyła. Pisk tej kobiety był tak silny, że po całym ciele przeszły ci ciarki a serce przyspieszyło. Zdołałeś złapać równowagę. Pisk kobiety zamienił się teraz w krzyk i słabł kiedy zdała ona sobie sprawę ,że to ty a nie któryś z tych mutantów. A żołnierzem, który jej pomagał był twój nowy kompan Brudas.

Brudas
Kobieta ociągała się z wstaniem. Była zbyt przestraszona by funkcjonować normalnie. Kiedy jednak zdołała wstać z twoją pomocą i ruszyliście przed siebie usłyszałeś kroki. Coś biegło do was bądź na was. Nie zatrzymywałeś się wręcz przeciwnie starałeś pospieszyć kobietę. Ona rozumiejąc o co chodzi biegłą ile sił w nogach. Krzyki przed wami stawały się coraz słabsze. Mgła powoli znikała. Już widzieliście większą grupkę, która zatrzymała się by poczekać na pozostałych. W ich sylwetkach rozpoznałeś rosłych mężczyzn z karabinami. Kiedy to nagle coś zderzyło się z tobą. Kobieta, która ci towarzyszyła zaczęła piszczeć jak oszalał. Miałeś ochotę ją uderzyć za to, ze cię tak przestraszyła ale jesteś facetem i nie uderzysz kobiety. Miałeś już zamiar wycelować i strzelić kiedy rozpoznałeś w tym człowieka. Kiedy pozwoliłeś mu na zbliżenie się rozpoznałeś w nim Cherepa- twojego kompana.

Wszyscy

Mgłą straciła na swojej sile, wręcz zniknęła. Połączyliście się przy pierwszym stanowisku warty. Kiedy Stalker i wasz towarzysz przyszli jako ostatni odczekaliście się chwilę. Niestety nikt już nie wyszedł z tunelu. Wyruszyliście do pozostałych.
Obóz rozbiliście tuż pod ścianami po obu stronach metra. Obóz zamykały i otwierały punkty strażnice do których zostali zmuszeni wszyscy mężczyźni zdolni trzymać broń. Zmiany były organizowane co 4 godziny. Między namioty widzieliście sylwetki patrolujących strażników. Gdzieniegdzie jakieś dziecko płakało. Atmosfera byłą przygnębiająca. Nikt nie mówił o tych, których już z wami nie było. Każdy zauważył brak pułkownika. Ale nikt o tym nie rozmawiał. Każdy się bał wspomnieć jego imię obawiając się klątwy. Każdy z was odpowiednio był na warcie, odbębnił swoje i poszedł odpoczywać. Ale nie każdemu był dany spokojny odpoczynek…

Cherep

Obudziłeś się. Jak przystało ziewnąłeś przeciągając się równocześnie. Rozluźniłeś wszystkie mięśnie. Wstałeś i ubrałeś się. Coś ci jednak nie pasowało. Ale nie przejąłeś się tym. Siedziałeś w namiocie przepakowując swój plecak. Kiedy już miałeś go gotowego upewniłeś się o stan swojego karabinu, glocka oraz stan kul. Wszystko było w porządku. Zarzuciłeś plecak na plecy i wyszedłeś z namiotu aby go poskładać. Stacja była pusta. Przed namiotem rozpalone było ognisko. Rozejrzałeś się przestraszony. Odłożyłeś plecak koło namiotu. Odbezpieczyłeś karabin i ruszyłeś przed siebie w ramach zwiadu. Oddaliłeś się trochę od namiotu, a raczej tak ci się wydało jednak kiedy odwróciłeś się ujrzałeś jak namiot jest bardzo daleko za tobą. Kiedy ruszyłeś w jego stronę poczułeś jak coś poruszyło się za tobą. Odwróciłeś się instynktownie ale niczego nie zobaczyłeś. Jednak uczucie jak coś cię obserwuje zostało. Postanowiłeś jak najszybciej wrócić do namiotu. Dochodząc do ogniska zauważyłeś dziewczynkę siedzącą plecami do ciebie. Kiedy zbliżałeś się do niej słyszałeś płacz. Mała dziewczynka o czarnych włosach siedziała na kocyku. Jej zielony sweterek był w kilku miejscach postrzępiony. Jej płacz był bardzo chwytający za serce. Wyciągnąłeś w jej stronę rękę. Położyłeś dłoń na jej głowie i kiedy chciałeś już coś powiedzieć aby jej ulżyć i wesprzeć ją dziewczynka zaczęła się śmiać. Jej śmiech nie był normalny. Był twardy i ochrypły. Wystraszony zabrałeś rękę powrotem kładąc ją na spuście karabinu. Dziecko wstało. Wyprostowało się i odwróciło w twoją stronę. Odskoczyłeś do tyłu. Twarz dziecka byłą sina. A w miejscach oczu pozostały jedynie puste oczodoły. Natomiast z ust wydobywał się okrutny śmiech. Dziewczynka uśmiechnęła się ujawniając szereg ostrych i długich zębów. Jej dłonie przypominały dłonie trupa, tyle że zakończone były one czarnymi szponami. Żyły na jej dłoniach zaczęły pulsować. Wymierzyłeś w nią. Ale kiedy lufa wycelowała w miejsce gdzie ona powinna stać panowała pustka. Rozejrzałeś się wokół siebie. Przy ognisku był tylko twój plecak i namiot. Nie było żadnego śladu po obecności tej dziewczynki. Dla pewności rozejrzałeś się raz jeszcze. Cisza i pustak tylko to cię otaczało. Postanowiłeś trochę siąść przy ognisku i poczekać. Za sobą usłyszałeś tupot małych stópek. Wystraszony odwróciłeś się celując w tamto miejsce. Nic nie słyszałeś. Jakieś dziwne przeczucie zmusiło cię do spojrzenia w prawą stronę. Kiedy to uczyniłeś przed twoją twarzą widziałeś lecącą na ciebie dziewczynkę z szeroko otwartymi ustami. Jej gadzi język wirował w powietrzu a ty stałeś jak wryty. Strach cię sparaliżował, nie miałeś siły nawet krzyczeć. Kiedy między wami była odległość kilku centymetrów moc w gardle wróciła i wydarłeś się na całego…
Wstałeś spocony. Twoi towarzysze, z którymi dzieliłeś pokój patrzeli na ciebie ze zdziwieniem. Oddychałeś bardzo głęboko i szybko. W uszach miałeś jeszcze echo swojego krzyku. Rozejrzałeś się po kompanach. Ich twarze były zszokowane.

Wszyscy

Usłyszeliście jak ogłoszono mobilizację. To oznaczało koniec odpoczynku. Mieliście pół godziny aby się doprowadzić do używalności a następnie wyruszacie.
Po ustalonym czasie wyruszyliście. Szliście na oko przez 2 godziny. Dotarliście do wielkiego włazu. Zatrzymaliście się przed nim. Stalker wyszedł pierwszy podszedł do włazu i zapukał. Odsunął się. Chwilę potem właz powoli się otwierał. Ukazał się waszym oczom posterunek. Stały przy nim trzy ckmy i sześcioro strażników. Jeden z nich wyszedł przed szereg i wydarł się:
-„Kim jesteście?!”
-„Staropolska. Przeprowadzka”- Odpowiedział Stalker.
-„A jakieś papiery?”
Stalker podszedł. Przywitał się i wyciągnął papiery z kurtki. Strażnik odczytał i uśmiechnął się.
-„Zapraszamy. Czujcie się jak w domu. Wybaczcie ale takie są środki bezpieczeństwa.”
-„Rozumiem.”- odpowiedział Stalker –„Wchodzić!”- Wydał rozkaz Stalker, a wszyscy wykonali go posłusznie. Wielki właz zamknął się z powrotem. Byliście na miejscu. Stalker powiedział, że zaraz wróci. Rzeczywiście wracał dowódcą stacji.
-„Nazywam się pułkownik Prokofiev Sergei i od teraz ja się ami zajmę. Wysłałem już depesze związaną z waszym nowym przydziałem, a teraz rozgośćcie się tutaj”
Po oficjalnym przyjęciu Stalker podszedł do was i powiedział wam, ze macie dwie godziny aby załatwić swoje sprawy i spotykacie się tutaj.
Zegar na stacji wskazywał godzinę 4.43.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 28-02-2011, 21:37   #23
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Ja śpię pierwszy. Dobrze. Nigdy nie miałem problemów z zasypianiem, a nie mam ochoty dać sobie czasu by myśleć. Wciąż widziałem te oczy dziewczynki. Teraz... gdy szok przeszedł a adrenalina się rozpłynęła przyszły wyrzuty sumienia. Zginęła. Dziecko. Czemu? Bo nie byłem dość szybki. Całe życie poświęciłem by ratować słabszych. Od głodu, od śmierci, od wstydu, od poniżenia. Od czego tylko się dało. A teraz? Dziecko. To dzieci najbardziej zasługują na ochronę. To one są najcenniejsze. Najważniejsze. One zbudują przyszłość, one zapewnią przetrwanie ludzkości gdy mnie już nie będzie. W życiu trzeba zostawić coś po sobie. Jeśli nie zostanie nic po Tobie to tak jakbyś nie istniał. Jeśli nie zostanie po mnie żaden ślad to tak jakbym sam nigdy nie istniał. Wtedy dopiero popadnę w niebyt. Co robiłem? Ratowałem kogo się dało. By ci którzy dzięki mnie żyją byli śladem po mnie. Anissa... cholera. Oczy mi zawilgotniały, przetarłem je palcami jakbym masował ich kąciki. Tak głupio zginęła... Nie ważne... Nie. To nie jest poczucie winy. To co innego. Na początku źle zrozumiałem własne uczucia. Nie obwiniam siebie o śmierć tej małej, to po prostu obrzydzenie do tego co się stało, początkowo brałem je za obrzydzenie do siebie, które jest bardzo podobne do poczucia winy. Gdybym ją uratował to byłby kolejny ślad po mnie. Nie mam dzieci, choć bardzo chciałem, więc muszę walczyć za inne. Każde dziecko to potencjalna wielka gałąź mojej spuścizny która by się nie wykształciła beze mnie. To jest celem mojego życia? Matka musiała mnie chyba upuścić na głowę gdy byłem mały...

To była moja ostatnia myśl. Potem nastał sen. Obudziłem się z krzykiem. Dyszałem ciężko, a te oddechy wprawiały w rytmiczny ruch całe ciało, choć wcale nie miałem zadyszki. Więcej, zaraz się hiperwentyluję, już mi ciemniało na granicy widzenia. Spróbowałem zwolnić oddech, ale byłem zbyt roztrzęsiony. Zacisnąłem mięśnie i po prostu wstrzymałem oddech. Czarna ni to mgła, ni to plaga kropek, ni cholera wie co od razu ruszyła do ataku, w pewnym momencie prawie nic nie widziałem. Zacząłem znów oddychać, teraz już spokojnie. Wracał mi wzrok.

//Jeszcze dokończę po ustaleniach z Buzonem
 
Arvelus jest offline  
Stary 01-03-2011, 23:28   #24
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Dwie godziny. Dwie godziny tylko dla siebie. Dwie godziny kompletnego lenistwa... To za dużo czasu dla Siergieja, nie potrafiłby go dobrze wykorzystać. Na szczęście zauważył przechodzącego nieopodal Kamrata, więc szybko podszedł do niego i krótko klepnął w ramię.
- Przejdziemy się?
- Czemu nie, chodźmy - westchnął ciężko. - Niezbyt dobrze się czuję po tej akcji na Nagatińsiej.
Mimo to ruszyli szybkim krokiem przez klaustrofobiczną stację Metra, zatrzymując się na chwilę przy najbliższym straganie. Leki.
- Zasrane badziewia - mruknął pod nosem Represser. - Połowa z nich nie działa, chociaż gnoje upierają się, że wszystko dobre. Próbowałem już mnóstwa lekarstw i jak dotąd tylko jedno jako tako zdaje egzamin.
- Wódka?
- Nie piję alkoholu. Dekoncentruje mnie...
- To czym się odtruwasz? -zapytał zaciekawiony Kamrat, po czym dobył szybko paczkę fajek, z której wyskoczył papieros, sprytnie obracany w zwinnych palcach nałogowego palacza. Po paru sekundach zaczął się unosić gęsty dym.
Represser spojrzał swoim, jak zawsze beznamiętnym spojrzeniem na zaciekawioną twarz towarzysza, po czym wyjął z kieszeni lekarstwo i szybko schował z powrotem.
- Nie chcesz wiedzieć... - westchnął smutno.
- Całkiem możliwe... Ja tam się nie leczę, wychodzi mi na to samo, co jakbym brał ten szajs, który tutaj sprzedają. A tak sobie zapalę, wypiję czasem, a przede wszystkim zachowuję trzeźwość umysłu, gdy jest potrzebna. Spójrzmy prawdzie w oczy, jestem skrytobójcą; assasynem. Nie musze mieć niesamowitej celności, a poruszanie się niczym kot mam we krwi. - Chmura siwego dymu ulatniła się z jego ust, pozostawiając za nimi smugę, podczas gdy towarzysze podróży ramię w ramię wędrowali przez stragany.
Siergiej ponownie westchnął cicho, usłyszawszy wypowiedź Kamrata.
- Gdybym był na coś chory pod względem fizycznym to sprawa wyglądałaby całkiem inaczej. Nie brałbym, bo po co? Tymczasem ja muszę to robić... Po prostu muszę... Inaczej... Muszę.
-Psychotropy? A z resztą nie moja sprawa... Abyś się sprawdził na polu bitwy, możesz brać co Ci się żywnie podoba, albo co tam potrzebujesz. To nie moja sprawa, więc nie wnikam, ale dobrze byłoby wiedzieć, gdybyś mógł nagle dostać jakiegoś szału. Wiesz, warto wiedzieć takie rzeczy o kimś, kto ci chroni dupę. Hmm, chodź, zjemy coś... - Wyrzucony papieros poleciał w okolice jednego z kanałów.
Kierowali się właśnie w kierunku najbliższego straganu z jedzeniem, kiedy w głowie Siergieja przeskoczył jakiś trybik. Momentalnie zatrzymał sie w miejscu, łapiąc towarzysza za ramię i obracając go w swoją stronę.
- O tym, co ci powiem, nie mów nikomu, kto nie musi wiedzieć - wprost warknął na Striena Represser, po czym bezceremonialnie wyszarpnął papierosa z paczki kolegi. - Znasz historię Timirjazewskiej? - zapytał, zapalając fajkę. Spoglądając w dół zauważył nóż skierowany w stronę jego brzucha i nonszalancko oparty o jego pasek. "Wreszcie ktoś z jajami" - pomyślał.
- Po pierwsze, nigdy nie rób tak gwałtownych ruchów, jeśli nie wymaga tego sytuacja. Po drugie... Lepiej nie pal moich papierosów. Po trzecie, już zapomniałem o tej rzeczy, cokolwiek to jest. - Uśmiechnął się wesoło Kamrat i zapalił kolejnego papierosa. - A historię znam, ale bardzo słabo, wspominali o tym raz czy dwa handlarze, nie znam szczegółów.
- Wcale nie tak dawno temu, stacja ta żyła sobie zwykłym podziemnym życiem. Wystawiano warty, zakładano bazary, handlowano... Normalka. Niestety, sielanka nie trwała zbyt długo. Z niewiadomo jakiej przyczyny, z bocznych korytarzy zaczęły wysypywać się szczury. Nie kilka, nie kilkanaście. Tysiące krwiożerczych i wygłodniałych szczurów pożerających bezbronne rodziny. Gdyby nie powstrzymano tłumu szkodników, to najprawdopodobniej w tej chwili Metro by nie istniało. Jednak nawet pomimo stosunkowo szybkiej interwencji miotacza ognia nie udało ocalić się zbyt wielu osób i tylko garstka mieszkańców przeżyła. Wiesz kto?
- Mam dziwne wrażenie, że rozmawiam z tą osobą...
Siergiej wyrzucił niedopałek na ziemię i spojrzał na towarzysza.
- Zgadnij, ile miałem wtedy lat.
Strien, krocząc noga w nogę równo z Represserem, zlustrował go szybkim wzrokiem, jednak niewiele mu to pomogło, więc zasępił się, zerkając co i rusz na otoczenie i próbując się skupić... W końcu po dłuższej chwili milczenia wydusił z siebie:
- Sądzę, iż nie więcej niż trzynaście... I nie mniej niż siedem.
- Szybko oszacowałeś, przyznaję - mruknął z uśmiechem Siergiej. Mentalnym, bo jego twarz nigdy się nie uśmiechała. - Uznałeś, że mam teraz lat...?
-Nie więcej jak trzydzieści i nie mniej jak dwadzieścia pięć. Fakt, mogę się sporo mylić, jednak nie przywykłem do tego. Tak samo do dokładnych rachunków. Jestem handlarzem i to piekielnie dobrym. Takie sposoby myślenia... Jaka jest prawda?
- Dwadzieścia osiem. Chyba. Przeżyłem atak szczurów, mając zaledwie... nie wiadomo ile lat. Dałoby się szybko policzyć, ale w tej chwili nie mam ochoty... Faktem jest jednak, że od tamtego czasu zgłupiałem psychicznie. Stałem się potworem. Jestem potworem. W chwilach, kiedy wokół mnie dzieje się za dużo, a sprawy idą nie po mojej myśli, po prostu tracę głowę i zmieniam się w zwierzę.
- Jeśli tylko wtedy nie zabijasz swoich - "Któż może to wiedzieć" - pomyślał Represser. - Jesteś godnym zaufania wsparciem. Takich ludzi nam potrzeba w owych czasach mimo, że to zatruwa cię od środka... Ja sam jestem zbyt opanowany i pewny siebie, nie tracę nigdy głowy, ale czasami za bardzo szarżuję i potrafię grubo przesadzić. Ale po to się uzupełniamy i trzymamy razem...
Szli tak ramię w ramię, stopa w stopę. Przysiedli w końcu gdzieś w knajpie, rozglądając się jakby od niechcenia na boki. Kamrat miarowo masował ramię z ukrytym tam ostrzem i od czasu do czasu naciągał plecy, gdzie tkwił drugi sztylet - ten na potwory. Zamówił dla siebie piwo i strawę, a dla Represerra również jedzenie i jakiś napój.
- Ech... Dobra, ja mam na dzisiaj dość, też jestem trochę zmęczony... Tamten kawałek ziemi wygląda dobrze, idę skorzystać z uroków lenistwa - mruknął Siergiej, kierując się w stronę wskazanego miejsca.
-Dobra, trzymaj się, przed nami długa, pierdolona droga... - Strien poprawił nóż w ramieniu i udał się w swoim kierunku, aby starym zwyczajem wyrwać jakąś panienkę i nie musieć spać w niewygodnym hotelu...
 
Shooty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172