Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2015, 18:14   #61
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Zmiana celu ostrzału napastników stanowiła doskonałą okazję na pomoc kierowcy. Jeremy co prawda nie miał doświadczenia w pierwszej pomocy, ale przechodził obowiązkowe kursy, czy to przy okazji robienia prawa jazdy, czy wcześniej, w czasach szkolnych. Dlatego teraz był odpowiedni moment, żeby odgrzebać w pamięci co należy zrobić w takim przypadku. Dyplomata wziął głęboki oddech, sięgnął po apteczkę i używając wszystkich możliwych środków postarał się zatamować krwawienie. Szanse były znikome, ale jeśli chodzi o ludzkie życie, trzeba dać z siebie wszystko.

Jeremy zrobił co mógł, aby pomóc kierowcy. Teraz trzeba było się zająć sobą samym.
-Lance, musimy się stąd wydostać! – Newport próbował przekrzyczeć huk strzelaniny – Bierzemy Ahmeda i zwijamy manatki

Należało wykorzystać chwilowe zamieszanie i schować się w bezpiecznym miejscu. Furgonetka z pewnością takim nie była. Wierzgający Ahmed też nie ułatwiał sprawy, dlatego po wyciągnięciu go z pojazdu Newport profilaktycznie zdzielił go po gębie.
-Masz jakiś pomysł, co powinniśmy zrobić? – rzucił do kontraktora, wciąż stojąc tuż przy furgonetce.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 05-07-2015, 12:53   #62
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Marek przywołał na twarz grymas przypominający uśmiech
-we're still in buisnes Po czym ruszył Hummerem starając się przycisnąć kombiaka do jakiejś ściany. Jak to się uda wyskakuje i korzystając z osłony drzwi strzela z AK
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 12-07-2015, 01:05   #63
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Służby bezpieczeństwa… chyba w żadnym kraju nie istniała organizacja bardziej znienawidzona i działające niby w majestacie prawa, lecz tak naprawdę żyjąca swoim własnym, upierdliwym dla otoczenia życiem. Constance nienawidziła ich z całego serca - zarówno tych rodzimych amerykańskich, jak i w reszcie państw jakie dane jej było dowiedzieć podczas swojego prawie trzydziestoletniego, niespokojnego życia. Pakistańska bezpieka nie była jeszcze taka zła. Przynajmniej nie zrobili im w domu kipiszu, ani nie popełnili dziennikarzom samobójstwa. Historia znała podobne przypadki.

- Kurwa - Morneau dała upust złości dopiero gdy za parą pingwinów zamknęły się drzwi od samochodu. Stała w oknie i skryta za żaluzjami, obserwowała jak odjeżdżają z większością ich sprzętu elektronicznego - Co za chuje złamane.

- Co teraz? - Ramiz zadał pytanie dopiero dobre dwie minuty później. Całe zajście mocno na niego wpłynęło: wciąż pozostawał blady, a rozbiegany wzrok błądził mu po wnętrzu pokoju, raz po raz raz trzymając się na równie zdenerwowanej siostrze.

Dziennikarka prychnęła i chwiejnym krokiem zatoczyła tyłek na kanapę. Chwilę grzebała w kieszeniach za zapalniczką, zgarnęła ze stolika wymięta paczkę fajek, na jej miejsce kładąc niepotrzebne już okulary.
- Jak to co? - mruknęła niewyraźnie, odpalając papierosa i uśmiechnęła się nawet wesoło. Para ciapatych skurwysynów jeszcze cienko zaśpiewa, ale wszystko w swoim czasie. zabawe ze służbami wewnętrznymi wymagała masy cierpliwości i ostrożności, ale ich Conie nie brakowało. Na wszystko przyjdzie czas i miejsce - Zostawili nam przynajmniej komórki...ale nie ma co się łudzić, że nie będą ich śledzić. Potrzebujemy nowych telefonów, najlepiej na kartę. Farah, wielkim nietaktem byłoby, gdybym poprosiła cię o skoczenie do sklepu? Nam jeszcze to łażenie krzywo wychodzi. - wyszczerzyła się rozbrajająco, rozkładając ręce dla podkreślenia swoich słów.


***


Piętnaście minut później a\Amerykanka pokiwała energicznie głową i schowawszy do kieszeni swój nowy, paskudnie żółty telefon, wreszcie odetchnęła z ulgą. Mimo że przez ten czas nie ruszyła się z kanapy ani na krok, czuła ostry ból w skroniach i nieprzyjemny ucisk za oczodołami. Robiła jednak dobrą minę do złej gry. jeszcze żyła - wciąż mogła dużo namącić. Bez pośpiechu sięgnęła po filiżankę herbaty, śmiejąc się w duchu ze skrzywionej miny czatującego tuż obok drugiego dziennikarza.

-No i? - w końcu nie wytrzymał i przerwał przedłużającą się ciszę. - Będzie?

- Wpadnie wieczorem, na razie lata po mieście. Wiesz...Rob to zajęty człowiek, ale chyba spręży dupę, bo coś po tonie głosu nie wydawał się zadowolony z tego “ataku na wolność słowa zachodnich, niezależnych mediów". Zobaczymy...na razie ściągnę jeszcze raz ten pieprzony filmik, mam go na swojej skrzynce mailowej NYT - wzruszyła ramionami - Teraz twoja działka. Dzwoń do Farida i niech wynajdzie jakieś powiązania i połączenia tych dwóch chujków którzy zabrali nasz sprzęt: czy mają rodziny, gdzie mieszkają. Jest cholernym psem, niech powęszy i się na coś przyda.

Chłopak wzdrygnął się wyraźnie, a w jego spojrzeniu Morneu dostrzegła...obawę?
- Conie...co ty chcesz zrobić - spytał ostrożnie, nie spuszczając z niej badawczego spojrzenia, na co kobieta ponownie wzruszyła ramionami.

-To co zwykle - parsknęła, wyłuskując z paczki ostatniego papierosa - Nie dygaj, będzie dobrze. zawsze jest.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 12-07-2015 o 01:08.
Zombianna jest offline  
Stary 23-07-2015, 20:28   #64
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Lance grzmotnął łokciem w skroń wierzgającego Achmeda, aby ostudzić nieco wzbierające w więźniu emocje. Wszędzie słychać było terkot AK-47. Trzeba było działać, i to szybko. Szczęście w nieszczęściu, nadarzyła się sytuacja odwracająca uwagę przeciwnika – jedna z furgonetek z konwoju zdołała się przebić i pruła teraz przed siebie, ściągając ogień napastników. Lance wyciągnął z samochodu Ahmeda, który zdążył się otrząsnąć z zaaplikowanego łokcia i szarpał się skowycząc głucho, do momentu, kiedy Newport zdzielił go w łeb. Pomogło.
- Głowa nisko, jak furgon się zatrzyma to wskakujemy, ale na to nie liczę. Pamiętasz drogę do najbliższego safehouse’u? Omawialiśmy ją na odprawie. Kierujemy się w tamtą stronę. Trzymaj Ahmeda, będę was osłaniał - Styx odbezpieczył broń i trzymał ją w pogotowiu, lewą ręką machał do kierowcy furgonetki, w nadziei że go dostrzeże i będzie chciał pomóc.

Jeżeli nie, zamierzał osłaniać pryncypała do momentu wyjścia ze strefy ognia, ustawiając się za plecami dyplomaty, aby pociski wbijały się najpierw w cienki, ale zawsze jakiś pancerz kontraktora, a nie raniły bezpośrednio Nnewporta.
Dotarcie do safehouse’u nie było sprawą prostą – najbliższym był właśnie komisariat, a żeby do niego wejść trzeba było przebiec ścianę zmasowanego ognia, co było mniej bezpieczne niż golenie jaj samurajskim mieczem.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 25-07-2015, 22:33   #65
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Chitral; komisariat; wt; 2017.06.04 godz 20:35; 24*C





Jeremy Newport i Lance "Styx" Vernon




Powietrze było wciąż ciepłe choć nie tak skrajnie upalne jak w stolicy tego kraju. Jednak dało się odczuć w nim górską ostrość który obiecywał nadejście nocnego chłodu. Tego wieczora jednak w chitralskim komisariacie było jednak całkiem gorąco i nie tylko dlatego, że klimatyzację trafił szlag.

Atmosfera była wciąż bardzo nerwowa i chaotyczna. Powietrze przeszywały krzyki oficerów i podoficerów, dźwięki przesuwanych przedmiotów, kłótnie, płacz i trwożliwe okrzyki aresztantów czy jęki rannych którzy czekali na opatrzenie. Na razie dotarła bowiem dopiero jedna karetka a żołnierze mieli tylko kilku sanitariuszy i żadnego medyka więc kolejka do nich była spora i długa.

Zebrani w jednym z większych biur Amerykanie byli zmęczeni. Wylot z Islamabadu, lot na te afgańskie pogranicze, niejasna i nerwowa sytuacja w restauracji oraz niespodziewana zasadzka i prawie regularne walki dały im się wyraźnie we znaki. Jedni oblegali automat z wodą stojąc przy nim z papierowymi kubeczkami, inni byli zajęci przeklinaniem, żuciem gumy czy paleniem papierosów. Rozmowy jako takie się nie kleiły. Powody były trzy.

Pierwszy spoczywał cicho i nieruchomo na jednym ze stołów przykryty brezentem. Szeregowy Martinez. Jemu jednemu było już wszystko jedno i nie skarżył się na nic. Jego przykryte płachta ciało w jakiś hipnotyczny prawie sposób przykuwało co chwila spojrzenia prawie wszystkich.Ono albo zasychajace lub zaschniete już strużki i plamy krwi ściekajace po nogach stołu lub zbierajace się na wykładzinie pod nim.

Pozostałe dwa powody nie były już tak ciche i nieruchome za to zdecydowane głośniejsze. St. szeregowy Young jęczał i mamrotał coś w gorączce która błyskawicznie objęła jego postrzelane ciało. Ale z ranami postrzałowymi brzucha nie było się co dziwić. Ból i gorączka zgodnie trawiły jego ciało bezlitośnie trawiac ciało chłopaka. Kapral Williams za to okazywał ból nieco inaczej stajac się kłotliwy i co chwila przeklinajacy wszystko i wszystkich. Mógł sobie na to pozwolić ponieważ oberwał zdecydowanie mniej poważnie w ramię. Obecnie odcięto mu jeden rękaw by je opatrzyć więc od razu rzucał się w oczy jego niesymetryczny mundur i biel odsłoniętego ramienia. Wsyzscy też mielo okazję powspominac ostatnie pare godzin i może pomyśleć o paru następnych.

Styx miał rację w swoich przypuszczeniach i faktycznie mimo, że rozpaczliwie i gwałtownie zamachał do przejeżdżajacej w pełnym pędzie strzelającej i ostrzelanej policyjnej furgonetki to faktycznie ta go minęła. W sporej mierze jednak wpływ na to miała fizyka rozpędzonego pojazdu który nie był ani zrywną wyścigówką ano nie jechał w tempie walca drogowego. Mimo więc że straszliwie długą sekundę czy dwie zdawało się, że pojazd po prostu minął go bezpowrotnie to jednak zaraz doszedł go pisk opon, dym palonych opon i charakterystyczne rzucenie całym pojazdem do prozdu gdy hamulce próbowały pokonać prędkość pojazdu. Nim jednak pojazd zatrzymał się całkowiecie musiało upynąć dobre kilkadzieisąt metrów które były raczej otwartą przestrzenią czyli dla skrytych na dachcach i w budynkach strzelców strony atakującą całkiem dobrą strzelnicą. Pokonanie tej odległośi przez w miarę sprawnych kontraktora i dyplomatę mogło być całkiem trudne a ze spanikowanym i skutym szantazystą czy krytycznie rannym policjantem śmiertelnie niebezpieczne.

Tymczasem Jeremy próbował dzięki pokładowej apteczce zatamować krwotok wiozącego ich i wcześniej całkiem gadatliwego policjanta. Obecnie wyglądało to całkiem inaczej niż na ćwiczeniach w których brał udział zdawałoby się wieki temu. Tu zamiast manekina czy uśmiechniętego kolegi z kursu miał żywego jeszcze człowieka. Zamiast czystej i świeżej skóry czy kawałka gumiastego plastiku miał śliską od potu i krwi pulsującą wyciekajacym życiem szyję. Zamiast nieruchomego manekina rozpaczliwie wierzgającego i szarpiacego się ze śmiercia człowieka. No i ta kanonada nad głową i świadomość, że w każdej chwili może zaliczyć kulkę jak jego szef parę dni temu też niezbyt pomagała w koncentracji. W efekcie wszystko szło opornie od otwarcia apteczki, poprzez wyszarpanie pojemnika z bandażem i przy okazji połowy jego zawartości na zakurzony asfalt aż po rozerwanie papieru opakowania opatrunku. Najtrudniejsze jednak było nałożenie tego białego materiału na skaleczoną odłamkiem szyję umierającego człowieka który w atawistycznym odruchu przyciskał swoją dłoń do szyi rozpaczliwie póbując powstrzymać krwawienie a spojrzenie pełne strachu widzące już bardziej stojącą nad nim kostuchę niż klęczącego dyplomatę.

“Semper Fi” - zawsze wierni, biorący udział w strzelaninie marines dali piękny przykład wypełnienia przykazań Korpusu swojej jednostki. Kierowca - policjant nie tylko zahamował policyjna sukę ale wrzucił na wsteczny dzięki czemu odległosc od rozbitego radiowozu przewożącego Amerykanów zaczęła błyskawicznie topnieć. Gdy już byli całkiem blisko wyleciało z niej dwa czy trzy obłe, kubkowate pojemniczli które upadły na rozgrzany asfalt, huknęły niezbyt głośno i zaraz zaczął się z nich wydobywać czerwony dym który stopniowo odgradzał i ograniczał widoczność.

Dym unosił się powoli a przynajmniej takie sprawiał wrażenie z perspektywy tych którzy tak rozpaczliwie potrzebowali jego osłony. W otwartych jednym szarpnieciem bocznych drzwi furgonetki pojawili się marines. Dowodzący nimi sierżant Dobson na moment przerwal ostrzał wroga by wykrzyczeć do nich ponaglające - Dwaj, dawaj, dawaj! -które w obecnej sytuacji było całkiem klarowne i czytelne dla każdego. Kapral Williams wyskoczył wówczas na asfalt i posłał długą, osłonową serię ze swojego M 249 po okolicznych budynkach. Długa seria z ołowiu w połączeniu z gęstniejącym dymem dała szansę rozbitkom z radiwozu na dotarcie do zdawałoby się całe kilometry dalej furgonetki. Biegł Jeremy który mógł tylko przeklinać cokolwiek bo opatrywany policjant zmarł praktycznie na jego rękach. Biegł jęczacy ze strachu skuty Ahmed który okazał się nadwyraz elastycznym człowiekiem. Gdy dotarło do niego, że amerykańskie pięści są póki co bliższe od kul jego muzułmańskich braci nagle zaczął zapewniać, ze kocha Amerykę, Jakie Chana, Hollywod a najbardziej kocha amerykańskiego prezydenta. Kto wie, do kochania czego jeszcze w tej Ameryce by się przyznał gdyby przyszło im biec trochę dalej. Jako ostatni biegł za nimi kontraktor który musiał mieć tak na oku skutego Pakistańczyka jak i nie obeznanego z bitwami klienta.

Właśnie wówczas oberwał Martinez. To było jak pierwsza scena którą ujrzeli gdy ledwo wskoczyli do wnętrza policyjnej suki. Jak jeden ze strzelający dotąd tak jak inni żołnierzy nagle szarpie w tył jakas niewidzialna siła po czymr zuca go aż na przeciwległą burtę na stojacych do niego tyłem zaskoczonych kolegów. Upadli razem na podłogę ale ci dwaj zaraz się podnieśli i wznowili walkę a ten pozostał ze strzaskaną ociskami głową zalewajac od razu całą podłogę błyskawicznie rozszeżajaca się kałuża krwi.

Drugi z marines oberwał odważny kapral o specjalności heavy weapon. Gdy zatrzymali się z piskiem opon tuż przed komisariatem i zaczęli się do niego przemieszczać kapral Williams znów osłaniał ich długą serią ze swojej broni. Tym razem jednak nie mial tyle szczęscia i nagle wrzasnął upadajac na chodnik przed wejściem. Puścił broń i złapał się wrzeszcząc z bólu za rozwalone ramię. Pozostałym marines jednak udało się wciągnąć go do środka wraz z wciaż przypiętą do niego bronią.

Ostatnim z Amerykanów który oberwał był szer. Young. Napastnicy o dziwo nie ograniczyli się do samego ataku na konwój ale wyglądało, jakby szykowali się do oblężenia czy może nawet szturmu na posterunek. Wiekszość konwojentów juz dawno była wyłączona z walki, udało im się dotrzeć do komisariatu bądź ujść bocznymi uliczkami więc ciężar walki przeniósł się na obrońców komisariatu. Napastnicy nie odpuszczali i w użyciu były pełnoprawne środki do prowadzenia regularnej wojny w stylu zmasowanego użycia karabinków po obu stronach a także granatów a napastnicy dodatkowo używali broni maszynowej i RPGów. Właśnie jeden z takich pocisków RPG załatwił szeregowego Young’a. Rakieta uderzyła w ścianę przez okno której prowadził ogień marine i wybuch był na tyle silny, że po przebiciu ściany nadal miał siłę spenetrować kamizelkę żołnierza powalając go na ziemie wraz z rozwalonym gruzem ze ściany.

Jednak nawet najtęższe walki się w końcu kończą. Strzelanina w końcu przycichła, zaczeła się rwać aż w końcu ucichła zupełnie. Jak zawsze w takich momentach w pierwszej chwili kontrastująca z nią cisza była zaskakująca i psychicznie prawie tak samo ogłuszajaca. Ani amerykańscy marines ani pakistańscy policjanci nie mieli pewnosci czy to koniec czy tylko przerwa więc wciąż trwali na swoich pozycjach rozglądajac się nerwowo po przedpolu walki. Nagle nie wiadomo skąd poszła plota a potem okrzyk ulgi “Wojsko idzie!”. Faktycznie szło. A właściwie jechało. Najpierw zobaczyli jakiś poradziecki kołowy BTR a zaraz za nim amerykański, gąsiennicowy M 113 w barwach pakistańskiej armii i otoczeni przez penetrujacych teren wokół nich piechurów w hełmach i pancerzach z charakterystycznymi, kanciastymi kształtami miejscowych kopii niemieckich karabinów G 3 tak różnych od zazwyczaj spotykanych emek i kałachów. Najwyraźniej napastnicy nie mieli w planie zmierzenia się w miejscowym garnizonem i widząc jego odsiecz przerwali walkę.




Islamabad; lotnisko; wt; 2017.06.04 godz 20:35; 29*C




Marek Kwiatkowski



Nie udało się. Tak się starał a jednak nie udało się. Jego samochód był większy i cięższy przez co mniej zrywny i skoczny od pojazdu przeciwników ale za to lepiej odpornym na efekty ruchu ulicznego. Oba samochody miały podobny start i choć tamten może i był bardziej wyrywny to jednak niezbyt miał okazję tego wykorzystać w gęstym i zatłoczonym mieście. Humvee szybko więc dochodził uciekinierów. Tamci próbowali odstraszyć go seriami ze swoich karabinków jakie posyłali w jego kierunku ale choć część ołowiu przeorała mechaniczne trzewia amerykańskiej terenówki to jednak kierowcę nic nie sięgło. Ten zaś wiedział, że trafić z jadącego pojazdu wcale nie tak łatwo a w drugi jadący pojazd tym bardziej. Niestety choćby najagresywniejszy model jazdy był w stanie jedynie utrudnić trafienie a nie je uniemożliwić więc przy ciągłym prowadzeniu ognia coś w końcu mogło go trafić.

Udało mu się jednak znacznie już skrócić dystans do zbiegów. Widział już poszczególne sylwetki ruszające się wewnątrz niebieskiego kombiaka gdy zauważył wyrzucany z niego niewielki, obły przedmiot. Granat! Wierzgnął kierownicą by uniknąć trafienia i udało mu uniknąć bezpośredniego trafienia i udało mu się to. Jednak czas eksplozji był świetnie dobrany do odległości i sam pojazd znalazł się bezpośredniej strefie rażenia ręcznie miotanego pocisku. Mareka ogarnęła fala wybuchu, dymu, odłamki zagrzechotały i karoserię a nim samym majtnęło w bok. Pewnie poleciałby na siedzenie pasażera albo i dalej gdyby pasy nie przytrzymały go na miejscu. Terenówką majtnęło tak samo jak i jej kierowcą w efekcie czego wykonała niekontrolowany spazm po asfalcie a uszkodzony i posiekany ołowiem pojazd miał dość. Silnik zgasł a samochód toczył się co raz wolniej jedynie siłą rozpędu.

Polak, który wciąż miał mroczki przed oczami i słyszął gwizd w uszach od niedawnej eksplozji granatu zatrzymał gwałtownie hammera i wyskoczył z bryki która nie miała już szans dogonić oddalający się co raz bardziej pojaz. Wycelował i posłał w ślad za zbiegami serię z automatu. Nie był pewny efektu ale chyba trafił. Jeśli już to chyba jednak nie kierowcę bo ostrzelany pojazd szarpnął się po ulicy ale po chwili wyrównał i zniknął mu z piskiem opon za jakimś rogiem zwiewając ostatecznie.

Tymczasem Polak miał inne zmartwienia. Postrzelany hummer nie tylko syczał i toczył parę spod zniekształconej maski ale i zaczął wydobywać dym jawnie sugerując, że coś tam się pali. Gdy podniósł maskę faktycznie dostrzegł jakieś dwa ogniska płomieni choć na razie jeszcze dość małych. Na tyle, że dało się je stłumić pokładową gaśnicą. Obecnie jednak pojazd wyglądał dość marnie i chyba nadawał się jedynie do generalnego remontu.

Długo sam przy rozwalonym samochodzie nie stał bo wkrótce dołączyli do niego jego ludzie. Byli całkiem nieźle zmachani co sugerowało, że przetruchtali tutaj pieszo z domu porwanego informatyka. Choć ostatecznie tak całkiem daleko to nie było tylko podczas szaleńczej jazdy samochodem łatwo było stracić poczucie odległości.

Zaraz po obu asystentach zatrzymał się niedaleko radiowóz. Para gliniarzy którzy z niego wysiadła widząc trzech uzbrojonych i mniej więcej umundurowanych w obce mundury meżczyzn zachowywałą się początkowo dość nerwowo i podejrzliwie najwyraźniej nie mając pewności z kim mają doczynienia. Ręce mieli na kaburach a krzyczeli do nich zza radiowozu którego najwyraźniej mieli zamiar w razie czego użyć jako osłony. Dopiero po paru pierwszych nerwowych chwilach i wyjaśnieniach sytuacja się nieco uspokoiła a policjanci podeszli bliżej.

Ostatecznie spisali zeznania, przyjęli zgłoszenie i włamanie do domu informatyka oraz zaoferowali ściągnięcie lawety która mogła zawieść ich uszkodzony pojazd do ich bazy albo warsztatu. Jednak właściciel lawet był prywatnym przedsiębiorcom więc już należałoby się z nim rozliczyć gotówkowo za taki kurs. Jeśli im to pasowało to mogli go ściągnąć.

Nim się sprawa wyjaśniła przez radio w samochodzie dowiedzieli się, że grupa któa miała za zadanie eskortowanie pracowników IBM skończyła załadunek i zmierzała w stronę lotniska. Szef operacji więc polecił trzem pracownikom albo spróbować dostać się więc na lotnisko albo wrócić do bazy. Przejechanie przez objęte gorączką demonstracji i barykad miasto wcale nie było takie łatwe i trasę którą normalnie pokonac sie dało w godzinę teraz można było zużyć swie lub trzy o ile w ogóle się dało pokonać dany odcinek. Faktycznie więc planowanie trasy i pokonanie jej robiło się całkiem trudne a nie mówiąc o odnalezieniu jakiegoś pojazdu przemierzajacego ogarnięte chaosem trasy który wcale nie musiał podąrzać spodziewaną trasą.

Ostatecznie gliniarze okazali się całkiem mili i zaoferowali nawet podwózkę na miejsce trzem kontraktorom. Po drodze mijali różne obrazki. I demonstrantów rzadajacych ustapienia rządu, i tłum rabujący jakiś sklep oraz strzelajacych do nich pociskami z gazem oddział policyjnej prewencji, i jakiś oddział amerykańskich Kontyngenciarzy na hummerach którzy stali przed jakąś szkołą i robiących temu wszystkiemu zdjęcia tak reporterom jak i komórkami czy aparatami zwykłym ludziom.

Gdy już dojeżdżali na miejsce i mieli wysiadać gliniarze sprzedali im plotę, że jeden z patroli natknął się na jakiegoś niebieskiego kombiaka podobnego do tego opisanego w zeznaniu przez Marka. Był porzucony bez żadnych ciał ani żywych ani martwych. Za to ostro postrzelany, poturbowany i uwalany krwią.




Islamabad; dom Ramiz'a; wt; 2017.06.04 godz 20:35; 29*C




Constance Morneau



I co teraz? Te pytanie zdawało się krązyć po chwilowo pogrążonym w milczeniu living roomie lub jak bardziej swojsko brzmiało dla jedynej Amerykanki po saloon’ie. Jakby jednak te pomieszczenie nie nazwać było chwilowo ciche pomio czwórki zgromadzonych wewnatrz ludzi. Dwójki mężczyzn i kobiet, dwójki tubylców i dwójki gości z Zachodu. Milczenie krązyło po pomieszczeniu tak samo jak papierosowy dym który wydzielały z siebie spalone i palone papierosy. A było do czego palić i nad czym milczeć.

Z nich wszystkich najbardziej ruchliwa okazała się Farah. Znikała co jakiś czas z pomieszczenia najczęsciej pokonując trasę do kuchni skąd przynosiła coś do picia albo odnosiła brudne, puste naczynia czy pełne popielniczki. I płakała. Nie zawsze, nie często, nie przy nich ale płakała na pewno. Trójka dziennikarzy, wyspecjalizowanych w czytaniu ludzkich emocji i reakcji odcyfrowała to bez większego trudu widząc jej zapuchnięte powieki i czasem wilgotne oczy. Dziewczyna zapewne częsciowo gospodarskimi obowiązkami porządnej pani domu usiłowała zakryć strach tak samo jak łzy. Może nawet przed samą sobą.

Obawy miał też jej brat i nie tylko. Zdawało się, że obawami i strachem zarażała ta pakistańska bezpieka każdego kogo sięgnęła choćby swoim wspomnieniem. Conie widziała to dokładnie podczas rozmowy Ramiza z Faridem. Szło chyba całkiem przyzwoicie bo dziennikarz chyba nawet podziękował za wyrazy współczucia czy coś podbobnego zapewne i jak na tak świeżą rozmowę po takim dramatycznym wydarzeniu obydwu rozmówcom szło dość płynnie póki nie przekazał prośby Amerykanki. No i się zaczął młyn...

Dziennikarka NYT bez trudu odgadła, że Farid jest na zdecydowane “nie” jeśli chodzi o grzebanie przy specsłużbach. Ponieważ dziennikarz nie chciał ustąpić i był uparty rozmowa szybko przeszła właściwie w ostrą kłótnie gdzie obaj chyba powowływali się na wzajemne długi, zobowiązania i koligacje rodzinne z których Amerykanka za wiele nierozumiała a i rozmowa toczyła się bardzo szybki urdu będącym częśto na pograniczu jej rozumienia. Jednak siostra czekała na wynik rozmowy z niepokojem i milczeniem nie mogąc sobie znaleźć miejsca ani do stania ani do siedzenia. W końcu jednak najwyraźniej Ramiz skończył bo zmęczonym ruchem odłożył nowy telefon i przez chwilę milczał przykrywajac oczy dłonią.

- Bezpieka to dla niego za wysokie progi. To nie są jacyś złodzieje samochodów czy nawet handlarze bronią. To bezpieka. Są gorsi niż terroryści bo działają na legalu. Sama widziałaś. - powiedział smętnym, zmęczonym głosem wciąż pocierajac dłonią powieki. - Ale sprawdzi ich. Ale tylko to co da się zdobyć oficjalnie. Nie zamierza sie przy tym wiecej grzebać i nam też doradza zostawić tę sprawę. - rzekł i odkrył twarz więc siedząc na kanapie wpatrywał się chwilę w sufit ale Conie po bładzących po nim oczach wiedziała, że o czymś intensywnie myśli.

- Powiedział, że gdzie zaczyna sie bezpieka kończą sie żarty. - rzekł poważnym głosem patrząc w końcu prosto na nią. - I, że jakby chodziło o jakiś gówniany skradziony samochód, wybuch bomby czy handlarza bronią to oni by się tym nie zajmowali. Skoro to robią to to na serio jest grubsza sprawa. Taka rządowa albo szpiegowska albo z korupcją na naprawdę wysokich stołkach. Nie na gliniarskie progi. - rzekł po czym chwilę jeszcze popatrzył przed siebie po czym przeprosił i podreptał powolutku do ubikacji.

Niedługo potem zjawił się ostatni ze wspomnianej czwóki czyli dziennikarz BBC. Wrócił z wieścią, że dowiedział się ale oczywiście po hienowemu nie powiedział skąd, o pościgu na mieście. Był o tyle nietypowy, że ganiały się dwa cywilne pojazdy. Znaczy się nie wojskowe ani nie policyjne. A nie tak łatwo było się ganiać w zakorkowanym demonstracjami i blokadami mieście. Na sam pościg nie zdążył ale załapał się na porzucony pojazd z pościgu. Pokazał jej nawet zdjecia jakie zrobił. Faktycznie niezłe. Elegancko postrzelany błekitny kombiak, wrak właściwie. Świeże postrzelane wraki zawszedobrze wyglądały w gazetach więc Rob’owi się pofarciło z takim materiałem. Zwałaszcza ta skapująca na zakurzony chodnik świeża krew wyglądała bardzo ujmująco. Jeszcze tylko jakiś krzykliwy tytuł, wciągająca fabuła i już był materiał na całą samodzielną stronę w gazecie.

Za to humor mu przygasł gdy pozostali koledzy po fachu podzielili się z nim swoimi przeżyciami w domowych pieleszach. Spoważniał choć nie aż tak jak para tubylców. Widać było, że traktuje sprawę poważnie ale najwyraźniej doświadczenie w wielu zagranicznych misjach oraz świadomość zachodniego paszportu pozwalała mu się czuć pewniej i swobodniej w konfrontacji z psychologicznym działaniem bezpieki. Było też mu o tyle łatwiej, że nie przeżył spotkania z nimi osobiście tylko słyszał ich relacje.

- Pokaż mi ten filmik z gór. - poprosił Conie gdy wysłuchał tego co mieli do powiedzenia. - To wszystko? To cały film? Przecież tu nic nie ma! Czego te złamasy tak panikują? - Anglik był najwyraźniej zdziwiony widząc filmik który dziennikarka dostała od niemieckiego turysty. Mornau dostrzegła w jego pytającym i czujnym spojrzeniu, że ją saduję. Najwyraźniej pojdjrzewał, że ma większy fragment filmu albo jakiś drugi. W końcu chyba albo jednak jej uwierzył albo dał za wygraną i postanowił obgadać to co widać.

- To bez sensu. Tu nic nie ma. Samolot lecący w górach i tyle. Nie ma czego się bać. Czyli… - zaczął tym samym zirytowanym wręcz pretensjonalnym głosem ale nagle zamilkł i główkował chwilę. - ...Czyli ten samolot albo lot jest jakis trefny. Nie powinno go tam być. - uśmiechnął się lekko pstrykajac palcami. Zaczął oglądać a wręcz studiować film jeszcze raz. Zatrzymywał, coś powiększał, cofał, zwalniał tempo i generalnie wyczyniał te wszytkie cuda jakie można było się spodziewać gdy się chce wyłuskać z filmu coś co umyka za pierwszym czy nawet drugim ogladaniem.

- Jest dość scisła pora, tuż przed świtem… - wskazał na niebo które faktycznie przechodziło z nocnej czerni w te wszytkie róże poranka ale Słońca jeszcze nie było widać. - Zobacz, tu widać ogon a to chyba jest kabina… - wskazał palcem na wspomniane fragmenty konstrukcji. To aż tak nie było odkrywcze bo Amerykanka też je zauważyła wcześniej nawet jeśli nie za pierwsyzm ogądaniem. Więc posłała mu wyczekujące spojrzenie. - Więc jest na dole. Na dole w stosunku do tego kamrzysty. Lecący samolot jest poniżej kamerzysty na ziemi. Czyli leci nietypowo nisko. Więc albo ma awarię, albo czegoś szuka, albo chce uniknąć radaów. Leci całkiem sprawnie i szybko, nie ma dymy ani ognia więc nie sądzę by miał awarię a przynajmniej nie poważną. Raczej też niczego nie szuka bo powinien lecieć wyżej i wolniej bo wóczas można kamerami czy radarem oblecieć większy obszat. Więc chce uniknąć radarów. Dlatego leci wzdłuż doliny. Radar musiałby być w tej samej dolinie by go wykryć nawet jak leci jakimś rupieciem. - wymieniał po kolei kolejne elementy zauważone na filmie oraz wnioski jakie wyciągał. Teraz wskazał na ledwo widoczne na ekranie zarys górskich szczytów które układały się faktycznie w ciąg wzgórz. Pomiędzy nimi pędziło światełko odżutowego dopalacza.

- Po kabinie sądzę, że to jednoosobówka czyli pewnie typowo bojowy. - rzekł odpalając własnego lapa w którym zaczął coś grzebać. - Myślę, że to był nasz kolega… - rzekł odsuwajac w końcu laptop tak by pozostali domownicy też mogli go zobaczyć. Oczom ich ukazała sie stronka z wikipedii z odpalonym samolotem MiG - 21. - Ale to niezbyt dobrze. Wielu podejrzanych. Ten albo jego chiński klon są jednym z najczęsciej sptykanych samolotów w tym rejonie świata. Irak, Iran, Afganistan, Chiny, Indie a nawet Pakistan jesli nie wykluczać nikogo. - przygryzł wargę i pokiwał głową. Faktycznie i to co mówił i to co wiedziała Conie i co potwierdzała odpalona wiki potwierdzało to. I nie wyglądał to na jakiś supertajny czy nowoczesny samolot. Własciwie to było to staroć wycofywany albo mający byc wkrótce wycofany i zastąpiony nowszymi modelami maszyn. Nie było sensu go ukrywać bo wszyscy zainteresowani znali ten model i własciwie na nikim już nie robił on wrażenia. Czasy gdy robił minęły bezpowrotnie jeszcze przed końcem Zimnej Wojny.

- To wszystko jeszcze właściwie nic zdrożnego ale myślę, że próbuja ukryć to… - rzekł wskazując na zatrzymany kadr z ciemną sylwetką samolotu. Wskazywał na jedno ze skrzydeł samolotu. Potem na drugie. Faktycznie dało się zauważyć, że coś spod nich wystaje. Jednak był widoczny tylko kawałek wystającego konturu i nie sposób było zgadnąć co to może być. - Ma trzy. To dziwne. Powinny być albo dwie albo cztery. - uniósł palec do góry by przykuć ich uwagę. - Te dwie większe to pewnie zbiorniki z paliwem. - przesunął palcem po dwóch, faktycznie grubszych, opływowych konturach pod skrzydłami. - Ale tą małą to ma tylko jedną. - rzekł przesuwajac palcem po mniejszej kresce wystającej spod skrzydła. Faktycznie wystawała tylko jedna i tylko spod jednego. - Drugiej nie ma. Na misje zabiera się raczej symetryczne uzbrojenie. Więc jak startował prawdopodobnie miał obie rakiety. A na tym filmiku ma tylko jedną. Więc zgubił. Albo strzelał. I to chcą moim zdaniem ukryć. - rzekł kończąc swój mały pokaz i wywód.

Nie mogli namysleć sie zbyt długo bo zadzwonił telefon Pakistańczyka. Zabrał się zaraz coś notować po czym przytakiwał chwilę, o coś pytał a Conie prawie od razu zgadła, że dzwonił Farid. Tym razem rozmowa była zdecydowanie krótsza i spokojniejsza choć nie spokojna. Gdy skończyli Raamiz podsumował wiadomości od gliniarza. Tak byli tacy agenci, dostał adres i nawet numer biura w którym urzędowali. Miał też numer kontaktowy do nich, jeden do biura, jeden na infolinię i po jednym na komórce. Te ostatnie zgadzały się z tymi które przetrzepani dziennikarze dostali na wizytówce od pary pingwinów. Adresy domowe ze względu na bezpieczeństwo agentów były tajne ale gliniarz zgadywał, że pewnie mieszkają gdzieś w mieście. Aha, i gadał z jednym z laborantów i ten uważał, że jak posiedzał nadgodziny dziś w nocy to może do rana skończą ekspertyzy naboju który zabił White’a.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-07-2015, 23:26   #66
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Wszędzie słychać było kanonadę, mordercze staccato wystrzałów, wśród których dudniący huk AK-47 przeplatał się z charakterystycznym świstem pocisków o wysokiej prędkości wylotowej z M-16. Furgon z piskiem opon zahamował obok kontraktora i jego pryncypała. Otworzyły się drzwi. Newport z Ahmedem wskoczyli do środka, Lance ubezpieczał ich jeszcze chwilę z ulicy, zdejmując kilku przeciwników. W nozdrza wbijał się chemiczny zapach czerwonego dymu z granatów oraz zapach prochu.
Przy tylu latających wokół kulach wyjątkowym szczęściem było to, że Jeremy nie oberwał. Na tym jednak limit cudów się skończył. Jeden z Marines padł na podłogę furgonu a chwilę później Lance usłyszał „Man down!”, czyli na ratunek było już za późno. Po dojeździe do komisariatu i schronieniu się wewnątrz rozpoczęła się zażarta strzelanina z wrogiem. Czego chcieli? Po co atakowali połączone siły Amerykanów oraz swoją własną policję? Czy to miała być kara za bratanie się z „szatanami zza wielkiej wody”? Póki co Styx nie miał czasu tego roztrząsać. Przeładował broń, skulił się pod roztrzaskanym pociskami oknem i co jakiś czas wyglądał na ulicę, oddawał dwa strzały i natychmiast się chował aby przemieścić się w inne miejsce i powtórzyć manewry od nowa. Mimo zranionej niedawno nogi działał skutecznie i błyskawicznie, zdejmując przeciwników, zanim ci zdążyli zareagować się na jego pojawienie w oknie.
- Szybki jesteś – zagaił jeden z Marines. Kontraktor popatrzył na leżące na podłodze ciała rannych żołnierzy i odparł: - Nie dość szybki.
- Panowie, nadchodzą Pakistańczycy, zapewne z lokalnego garnizonu. Łączcie z naszym dowództwem, chcę zdać raport i wezwać wsparcie – twardy głos sierżanta Marines odbił się głuchym echem w zrujnowanym i poszatkowanym kulami pomieszczeniu. Kontraktor śmielej wyjrzał za okno. Gdyby nie wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut, widok byłby malowniczy niczym kadr z filmu Spielberga. W oddali masyw Tiricz Mir, którego wierzchołki rozświetlane są przez promienie zachodzącego słońca. Zasłana wirującyą kordytową mgiełką przestrzeń między kamiennymi domami, gdzie po zastawionej dymiącymi z licznych przestrzelin wrakami samochodów ulicy przesuwa się kordon wojska.

Było po wszystkim. Lance zdjął pociętą odłamkami szkła marynarkę i rzucił ją na jedyne ocalałe w pomieszczeniu krzesło. Ponownie przeładował broń i zabezpieczył ją. –Raport nie byłby głupim pomysłem –mruknął do siebie wyciągając telefon i wybierając numer Hastingsa.
- Podczas jazdy do komisariatu w Chitral konwój został ostrzelany. Klasyczna taktyka z Afganistanu – uszkodzili RPGami pierwszy i ostatni pojazd w kolumnie. Gdyby ulica była ciaśniejsza, to już byśmy nie gadali. A tak pryncypał, więzień i moja skromna osoba jesteśmy cali i zdrowi. Ktoś musiał się wywiedzieć gdzie będziemy i to przygotować.
- Czyli nie stoją za tym jakieś chłopki-roztropki, tylko ktoś szkolony, z funduszem łapówkowym, dostępem do broni i kontaktami.
- Z pewnością to nie te studenciaki, które niby załatwiły autobus pełen policjantów, choć i ci nie lubią władzy – zaatakowali posterunek. Czy możesz zlecić naszym chłopakom, żeby przejrzeli Al-Jazeerę, YouTube’a i lokalne Twittery czy nie ma już jakichś nagrań zarówno z Akacji jak i ze strzelaniny na posterunku –
taki materiał dawał pojęcie o zainteresowaniu operacjami terrorystycznymi, ważne też były wszelkie komentarze pojawiające się w sieci. Warto by było, aby ktoś je przetłumaczył. - Jeszcze jedno, czy nasze tłumki mogą też do tego zerknąć? Może któryś z rebeliantów napisze co nieco za dużo i zdobędziemy cenną informację?
- Da się zrobić.
- Poza tym, nie wiem czy pamiętasz, ale zaczynają mi się nadgodziny
– Lance wyszczerzył się w uśmiechu, mimo że przełożony nie mógł tego widzieć.
- A może niech Newport zostanie z Marines a ty wróć na stopa do Islamabadu, co? To jedyne 450 kilometrów. Rano będziesz w bazie. Reflektujesz?
- Odmawiam. Newport jest ważny jako nasz klient, cenny wizerunkowo i mający wpływy. Nie zostawię go tu samego. Marines walczą jak lwy ale na robocie ochroniarskiej się nie znają.
- Dobra, pilnuj go. Tylko niech zostanie w jednym kawałku. Do usłyszenia/


Lance odszukał w uspokajającym się rozgardiaszu pryncypała i Ahmeda. Ich Pakistański przyjaciel był żywy i uśmiechał się od ucha do ucha. Jeszcze nie rozumiał, że już niedługo trafi do miejscowego odpowiednika Abu Ghraib. I nie będą to wczasy.
- Wracamy? - zapytał pryncypała – mamy to, po co przyjechaliśmy.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 01-08-2015, 01:55   #67
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
- Świetnie się spisaliście, sierżancie. - pełen uznania Newport skomentował akcję z furgonetką, gdy na polu walki opadł już kurz. Dzięki jego marines dyplomacie udało się ujść bez szwanku, a być może zawdzięczał im życie. Po powrocie do ambasady zamierzał wysłać oficjalny list z kondolencjami do rodziny zmarłego żołnierza, z podziękowaniem za zasługi dla kraju.

Mijała już trzecia godzina nużącego siedzenia na komisariacie. Zasmucony Ahmed z kajdankami na rękach z tyłu zmierzał właśnie do celi. Z tego co udało się dyplomacie zobaczyć, pakistańska cela daleko odbiegała od standardów europejskich, a i straż zdawała się być ostrzejsza.
Jeremy nie marzył teraz o niczym innym poza powrotem do domu i wtuleniem się w ciepłe ramiona narzeczonej. Dobiegał końca kolejny dzień pełen nerwów i emocji. Trzeba się stąd wyrwać na jakiś czas - pomyślał. Postanowił wziąć urlop w najbliższym wolnym terminie.

Kontrakt Lance'a dobiegał końca i dyplomata nie chciał go już przedłużać. Co prawda do ubogich nie należał, ale nie mógł sobie pozwolić na nieustanną opiekę kontraktora.
- Dzięki za dzisiaj, naprawdę jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Na pewno skorzystam jeszcze z waszych usług w najbliższym czasie, ale na teraz czas już się pożegnać. - uścisnął przyjacielsko potężną dłoń.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 01-08-2015, 12:02   #68
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Jednak nie był w tym momencie potrzebny Newportowi, jak widać dyplomata polegał na wojskowej obstawie.
- Pokręcę się trochę po okolicy i wrócę do Islamabadu śmigłowcem z Marines, jeśli można – Lance starał się zorganizować transport, aby uniknąć łapania stopa z bronią z ręku i mozolnego przebijania się przez północno-zachodnie terytoria.
W Chitral zamierzał się pokręcić tu i tam, wtykając nos w materiał dowodowy pozostały po ataku. Interesowały go trupy, znaki szczególne, użyta broń (poza tą, o której wiedział), kierunek ucieczki. Terroryści zapewne mieli kryjówki gdzieś w tunelach czy jaskiniach znajdujących się w okolicznych górach. A przynajmniej tak by się zabezpieczyli w Afganistanie.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 02-08-2015, 22:41   #69
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Znajoma, zarośnięta twarz Roba poprawiła Amerykance humor na tyle, że przestała nerwowo odpalać papierosa od papierosa. Incydent z bezpieką wyprowadził ją z równowagi, ale daleko było jej do paniki jaką emanowało pakistańskie rodzeństwo. Zamiast strachu czuła gorące wkurwienie i żądzę mordu. Constance Morneau należała do bardzo zaborczych dzieci - nienawidziła, gdy ktoś podbierał jej zabawki.

Farid jak na prawdziwego psa przystało, nie chciał skakać na główkę do szamba, ograniczając się raptem do grzebania w nim kijkiem na odległość...tyle dobrego. Co prawda Conie nie liczyła na jakiekolwiek rewelacje pod adresem dwóch bezpieckich kutafonów, bardziej chodziło jej o to, żeby w razie dymu uwaga służb specjalnych wpierw skupiła się na biednym glinie, a dopiero potem na parze prześladowanych i uciskanych dziennikarzy. Jeżeli ścieżki komunikacji, nawet legalnej, pomiędzy służbami i wyszukiwanie informacji i poszczególnych funkcjonariuszach wyglądało pi razy oko jak w Ameryce, każde takie niuchanie zostawiało ślad, po którym dało się dojść do niuchającego. Jako że Farid i Ramiz byli poniekąd rodziną, szybko dostaną najświeższe wieści w postaci info o aresztowaniu policjanta, lub jego nagłym, bardzo brutalnym samobójstwie. Nie żeby dziennikarka czuła wyrzuty sumienia. Potrzebowała czujki i żywego alarmu, reszta nie była istotna.

Siedząc na kanapie obok Brytyjczyka czuła coraz większe zmęczenie, lecz nie nadeszła jeszcze pora na sen. Mirza został oddelegowany na fotel, dzięki czemu para obcokrajowców urządziła sobie centrum zarządzania kryzysowego na najdogodniejszym meblu w całym domu.

- Rob, pomyśl…- szepnęła cicho, korzystając z tego, że gospodarz zajął się rozmową z kuzynem - Jak często trafia się na podobne sprawy? Jeżeli uda się odkopać coś ważnego, nasze nazwiska przez parę najbliższych lat nie znikną z ust konkurencji. Będziemy ustawieni i przyjmą nas z pocałowaniem ręki do każdej roboty...ile chcesz jeszcze tułać się po świecie i wystawiać dupę na odstrzał? W końcu noga się powinie...wiem po sobie. Jeżeli te ciapate skurwysyny chcą to ukryć, znaczy sprawa jest ważna. Kto wie, może planują rozpętać wojnę? Chuj ich tam wie, jihad i reszta gówna...oni nie są normalni. Ramiz się nie nadaje, ma za słabe nerwy...zresztą nie wystawi rodziny na niebezpieczeństwo. Jedna hiena szybko zostanie pożarta...ale dwie sobie poradzą. Dobrze mieć kogoś, komu się ufa i kto patrzy na plecy. Trzeba tam pojechać, zobaczyć co i jak...a gdy już napiszemy artykuł twoje nazwisko może stać na pierwszym miejscu - wróciła do normalnej pozycji, spoglądając z ukosa na swój stary telefon.

Czekała na wiadomość od Francuskiej narzeczonej Newporta. Wieczór wpychał się do domu przez szpary w żaluzjach. Co a europejka mogła od niej chcieć? Morneau miała parę pomysłów, ba! Nawet jeden filmik...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 08-08-2015, 13:13   #70
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Marek nie był zachwycony, przeciwnicy wymknęli mu się a on miał do spisania raport z zajścia i dodatkowy raport strat związany z uszkodzeniem Hummera. Od razu po powrocie do bazy udał się do przełożonego. I bez wstępu zaczął:
-Hummer do spisania na straty, a przynajmniej do generalki. Zamiast Vipa napotkaliśmy na grupę która przywitała nas ogniem, nie lokalni, kaukascy. Uciekli niebieskim Peugeotem 504 kombi, z tego co wiemy od policji kombiak się znalazł, ale bez zawodników. Przydało by się skorzystać z naszych dojść w policji i zobaczyć co im się uda dowiedzieć. Przynajmniej jeden z przeciwników jest też ranny więc warto sprawdzić szpitale, co prawda ran postrzałowych jest teraz od cholery ale rannych białych trochę mniej
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172