Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2015, 12:49   #91
 
Notka's Avatar
 
Reputacja: 1 Notka nie jest za bardzo znany
I wtedy Ricca oraz Laurienn mogły się zorientować, że Em po drodze, znudzona nudnymi rozmowami dorosłych, gdzieś im po drodze przepadła. Kiedy cała banda przyszłych i obecnych Jedi (w jej mniemaniu banda) obległa jej siostrę, to sama odniosła wrażenie, że niewiele ma tu do roboty. Przez jakiś czas szła za siostrą, a w pewnym momencie z ciekawości skręciła w inną stronę. Potem kolejny korytarz. Zwiedzała sama, na własną rękę, wszędzie tam gdzie nie było zamkniętych drzwi. Podejrzewała, że włamywanie się do jakichkolwiek z nich mogło by obecnie obudzić jakiś alarm. A teraz, to chciała być sama, zupełnie sama.

Czy to mogła być zazdrość? Kto wie. Pomyślała, że sama nigdy nie będzie jedi, ani nigdy nie znajdzie się w tych kręgach towarzyskich. Ta Moc... to prawie jak magia. A ona taka zwykły człek... Skręciła kolejne korytarze, w końcu znalazła puste pomieszczenie, gdzie się zachomikowała w jakiś kącie. Odpaliła sobie (bez dźwięków) jakąś grę i tak siedziała pykając. A co. Nawet Zhar-kanem się zajmą. A siedzieć czy być z obcym Jedi czy padawanem... to równie dobrze może być sama. O czym będzie z kimś takim rozmawiać? Od kiedy to ich interesowałby pilotaż albo ... no te... roboty.

Gdyby tak było, to zostali by mechanikami. Albo hakerami. Kimkolwiek innym.

Wciskała dalej guziki. Trochę zirytowana tą całą sytuacją. Miała tylko siostrę (i Zhar-kana), a oni pewnie i tak ich ukradną. Niedosłownie, bo nie za kratki, ale... I tak.
 
Notka jest offline  
Stary 23-05-2015, 00:39   #92
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Issamar ocknął się leżąc twarzą na zimnej durastali. Chłód metalu był miłym kontrastem do ciepła idącego od nóg aż po kręgosłup. Mandalorianin oprzytomniał, to nie były miłe promienie słońca grzejące mu dupę, wtedy przypomniał sobie miotacz ognia i zaczął się turlać. Płomienie w końcu przygasły, a sam Issamar usiadł z wrażenia.
- Co jest? Na mnie czekacie?! Mówiłem, że musimy zdobyć ten pierdolony mostek!- Mandalorianin krzyknął z nutą pretensji do Kha'Shy, jakby miał jej za złe, że nie ruszyła bez niego. Po chwili jednak Kha wysyczała, że śluza, że zamknięta, że się nie da. Mandalorianin nie potrzebował dłuższego wyjaśnienia. Zerwał się na równe nogi, trochę bolały, ale stał. Podszedł do drzwo. Powiedział krótkie.
- Kryć się!- Po czym przykleił do śluzy ładunki wybuchowe. Odpowiednią ilość by je wyjebać, lecz nie tyle by uszkodzić statek, po czym wycofał się na pozycje Kha i odpalił zdalnie ładunek.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 24-05-2015, 14:16   #93
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Nowa Akademia Jedi
Tam naprawdę było cicho. Brak rozmów dookoła, echa reklam, warkotu obcych, wystrzałów i wybuchów, nawet szumu silników. Tak niezmącona cisza zadziałała rzeczywiście odprężająco. Miała w tym udział oczywista pustka w całej Akademii, ale także wyciszenie ścian. Jedi wiedzieli co robili, budując to wszystko. Rozsiadł się wygodnie na szerokim fotelu, ściągnął protezę, która po dłuższym czasie zaczynała mu doskwierać. Młoda Hayes spisała się świetnie, ale to nadal nie rozwiązywało sprawy. Jego nieostrożność podczas walki na arenie będzie go dużo kosztować już do końca życia. Zarówno dosłownie jak i w przenośni.
Zhar-kan wpadł w płytką drzemkę, której po prostu nie mógł się oprzeć. Była ona znacznie bardziej przyjemna, niż ta przymusowa zafundowana przez Laurienn. W każdym razie po raz pierwszy od dawna naprawdę uspokoił swój oddech. Nadal był jednak czujny. Dlatego przebudził się, kiedy usłyszał ciche kroki. Otwierając oczy spostrzegł podchodzącą do niego kobietę w białych szatach. W przeciwieństwie do pozostałych mistrzów Jedi, ta tutaj nie nosiła płaszcza, który mógłby krępować jej ruchy. Od razu widać było, że regularnie trenuje. Sprężysty krok sugerował to równie dobrze, jak zbita figura i żylaste mięśnie ramion odznaczające się przez ubrania. Białe włosy bardzo współgrały z całością.

Jednak jej mina sugerowała, że nie będzie miał z nią tak latwego przejścia jak z mistrzem Hayes.
- Jesteś tym najemnikiem, którego przywiozła Hayes. Czego chciałeś?


Nar Shaddaa, sektor Czerwony
Podróż do sławnej ze swoich przybytkow rozkoszy, w których rozrywkę znajdowali nawet najbardziej wybredne czy zboczone osobniki. Zajęła mu prawie pół dnia. Dotarcie pieszo do kolejnych wind czy automatycznych ścieżek nie było proste. Na każdej z ulic były dziesiątki naciągaczy i drugie tyle złodziei. Jednak ograniczony budżet zmusił go do wysiłku.
Czy to się opłaciło? Na platformie pod olbrzymim kasynem stał statek klasy D5.

Już z niego samego, Slevin mógł wywnioskować, że jeśli będą coś przemycać, to towar będzie małych gabarytów. Natomiast jego cena będzie wprost proporcjonalna do ilości istot, które ten towar będą chciały przejąć siłą. Choć statek był pokryty w wielu miejscach rdzą, to działka były świeżo wyczyszczone i naoliwione. Aż odbijały różowe światło neonów.
Wchodząc powoli po okrągłych schodach, Kelevra mógł się przyjrzeć ekipie krzątającej się przy patrolowcu. Spośród nich wyróżniał się mierzący znacznie ponad dwa metry besalisk. Krzyczał głośno po dwóch rodianinach, którzy o coś między sobą się pokłócili.
Slevin zorientował się ten krzyczący musi być szefem, lub też wiedzieć gdzie on przebywa. Zbliżył się do niego i poczekał aż przestanie krzyczeć, dopiero wtedy zapytał.
- Gdzie znajdę Dona?
Olbrzym spojrzał na niego z góry.
- A czego od niego chcesz, hę? - Założył jedną parę rąk na piersi, a drugą podparł biodra.
- Przysyła mnie dwugłowy barman z knajpy Kwasożłopy. Potrzebujecie kogoś do ochrony, więc jestem. Jaka jest stawka, kiedy odlot? Możecie zapłacić na Zonju V.
- A może ja niezbyt chętnie przyjmę kolejne wścibskie mięcho na pokład mojej malutkiej, hę? – wywarczał.
- Nie jestem wścibski, to raczej podstawowe pytania. Nie interesuje mnie co wieziecie, jestem tylko strzelbą do wynajęcia. - odpowiedział spokojnie – Jak zgaduję Don to ty?
- A ty to kto, hę?
- Slevin Kelevra - przedstawił się.
- Jak wycieranie tyłka – mruknął. - Wiesz co, nie przekonałeś mnie - wzruszył swoimi potężnymi barami.
- Trudno. Przez Ciebie będę musiał iść do nautolanina po drugiej stronie dystryktu. - obrócił się i zaczął powoli się oddalać – Pierdoleni nautolanie... – mruknął nieco głośniej.
Zdążył zrobić kilka kroków, kiedy usłyszał potężne westchnięcie.
- No, tylko uważaj na tego chuja, bo on nie płaci, nawet starym znajomym...
Slevin doszedł do schodów, kiedy Don krzyknął:
- A zresztą, po cholerę masz robić dla tego debila. Niech sam szuka sobie strzelb. Podejdź no, może sie dogadamy, hę?
Mężczyzna miał więcej szczęścia niż rozumu, jak sam się szybko zorientował. Dobrze że niebieski hełm nie zdradzał emocji. Zawrócił.
- Słucham.
Besalisk charknął, przeżuł dokładnie gluta i splunął zielonkawą plwociną.
- Dokładasz się 200 kredytów do paliwa, a po locie odpalam ci tysiaka. Jeśli bedziem mieli problemy, to się na jaki dodatek ugadamy. Pasi to, hę?
- Nautolanin nie kazał się dokładać... Chociaż o nim mówili że to zdzierca i cham. I że nie płaci. Ale mam setkę przy sobie, tyle mogę dać od ręki. - zaproponował, i tak już nieźle się wykosztował u barmana.
- Dobra, to dostaniesz dziewięć stów po robocie, hę? - wyciągnął do niego dłoń.
- Pasi. A spodziewasz się kłopotów?
Ten spojrzał na niego z politowaniem.
- Gdybym się kłopotów nie spodziewał, to by mnie nie nazywali szmuglerem, hę? I pokaż swoją wredną mordę, bo chcę wiedzieć z kim gadam.
Weszli na statek. Don oprowadził go szybko po nim i wskazał wspólną kajutę.
- Tutaj możesz się zdrzemnąć, ale nie teraz. Bierz broń i spieprzaj na platformę. Obawiam się najazdu prawowitego właściciela naszego towaru. Startujemy jak tylko skończę formatować płytę główną mojego skarbu – wielką łapą poklepał po durastalowej ścianie swojego statku.

Coruscant, Nowa Akademia Jedi, kompleks sal treningowych
Mistrzyni Brianna już na nią czekała. Stanęły w niewielkiej komnacie, tuż obok sal treningowych.
- Dobrze, że wróciłaś padawan - zaczęła od razu. Zawsze była najbardziej bezpośrednia z wszystkich mistrzów. Bardziej nawet od mistrza Randa, który czasem kręcił, gdy trzeba było coś niewygodnego załatwić.
- Nie podzielałam opinii Micala, ale dobrze, że się myliłam. Teraz jednak nie o tobie, tylko o nim. Bądź dla niego wyrozumiała, ok?
Patrzyła na mistrzynie ze zdziwieniem.
- Przepraszam ale nie rozumiem... - wypaliła zdezorientowana.
Białowłosa kobieta zmrużyła oczy tak samo, jak wtedy kiedy Laurie brała się za walkę mieczem świetlnym. Nie była zadowolona.
- Nie każ mi zmieniać o sobie zdania. Mical troszczy się o ciebie bardziej niż mistrz o padawana. I choć nie rozumiem Mocy tak jak Visas i nie potrafię odczytać uczuć tak jak ona, to twój wzrok wodzący za nim powiedział mi wystarczająco dużo. Dlatego mówię, ostatni raz, bądź dla niego wyrozumiała - powiedziała twardo.
- Och... – była tak bardzo skupiona na ostatnich wydarzeniach, że e akurat takiej rozmowy się nie spodziewała. – Dziękuję za radę Mistrzyni... - spusciła wzrok. Czuła się dziwnie rozmawiając na ten temat.
- To nie rada. To... prośba. Daj mu trochę czasu - po tych słowach, jakby wbrew sobie, Brianna uśmiechnęła się.
Sama również uśmiechnęła się lekko. Pozostawało cieszyć się, że minęły czasy, w których rozmowa na ten temat wyglądałaby zgoła inaczej. Już miała odejść ale chciała się jedną rzeczą podzielić
- Moja bariera wytrzymała szrapnele granatu – pochwaliła się, ale zaraz spojrzała w dół na wciąż zabandażowaną łydkę – W każdym razie większość.
- To bardzo dobrze, kontynuuj rozwój w tej dziedzinie - przytaknęła uprzejmie. - Jak już się rozgościcie wpadnij do mnie, zobaczymy co tam jeszcze pamiętasz z moich lekcji.
- Żeby nie być całkiem bezużyteczną na treningu najpierw zaleczę do końca swoją nogę - odparła wymijająco.
- Dostaniesz zastrzyk adrenaliny i będziesz skakać jak młody mynock. Widzę cię tu wieczorem - odwróciła sie i poszła z powrotem na salę.
- Tak Mistrzyni... - opusciła głowę z bezsilności. Opuściła pomieszczenie. Za drzwiami stanęła i zaraz pojawił się na jej twarzy uśmiech. Była w domu.
Kiedy wróciła do dormitorium, nie było tam Zhar-kana ani Emily. Nie zdążyła jednak nawet się tym zainteresować, kiedy wrócił jej mistrz.
- Te dziewczyny były w naprawdę kiepskim stanie. Dobrze, że szybko się z tym uwinęłaś padawan. Jednak fakt, że nawet ktoś taki jak Ulgo z Alderaan w ten sposób chcą kupować sobie sojuszników… Musimy jak najszybciej zacząć działać. Zbyt wielu niewinnych cierpi z racji tego, że niej jesteśmy jeszcze w stanie strzec porządku w Galaktyce – westchnął ciężko. – Będziemy potrzebować sojuszników, a wśród tych wszystkich szumowin w Senacie i armii Republiki, jest paru, którym los tych najbiedniejszych również leży na sercu.
Spojrzał na Laurienn.
- Wiem, że dopiero co wróciłaś, ale będę miał do ciebie prośbę. Musimy zaaranżować ciche spotkanie Admirała Onasi’ego z senatorem z Tythonu, Marcusem Hidalgo. Mogę na ciebie liczyć Laurie?

Nar Shaddaa, sektor Duros, statek przemytników
Huk granatu sprawił, że Jon odruchowo się schylił. Zrobił kilka kroków dalej i zobaczył wysokiego mężczyznę z miotaczem płomieni. Nie widział w kogo strzelał, ale mógł się tylko domyślać. Kilka blasterowych boltów zmusiło tego, jak się okazało cereana, do cofnięcia się. Przestał miotać ogniem ze swej broni i używając awaryjnego przycisku zamknął przejście durastalowymi wrotami. Odwrócił się i wtedy zauważył Baelisha z włączonym mieczem. Jedno płaskie cięcie powaliło go na ziemię.
Bez zwłoki padawan wbił czerwone ostrze w drzwi, by wyciąć przejście. Nie zdążył jednak zrobić nawet krótkiego nacięcia, kiedy ktoś chwycił go za kark i rzucił nim o ścianę. Ledwo dał radę ustać, kiedy otrzymał kolejny cios. Ten nie był wymierzony dokładnie i zamiast w twarz, trafił go w bark
Siła uderzenia była tak duża, że Jon miał wrażenie jakby ktoś mu wyrwał rękę. Ból go prawie oślepił. Upadł na podłogę trzymając się za bark. Miał go na pewno wybity, pytanie czy również pęknięty. Wypuszczony z rąk miecz wyłączył się i potoczył gdzieś obok. Przez załzawione oczy chłopak widział postawnego, łysego mężczyznę z mechanicznym ramieniem, którego zidentyfikował jako przywódcę przemytników.
- Co ty kurwa sobie wyobrażasz?! W pierdolonego Jhedajca się bawisz?! – rzucił z silnym coreliańskim akcentem. Blizny na twarzy mężczyzny aż posiniały, tak bardzo w tym momencie był pobudzony. Wymierzył kopniaka w twarz Jona. Ten zasłonił twarz zdrową ręką i ocalił w ten sposób szczękę, ale ciężko podbity bucior złamał mu dwa palce.
Potoczył się w tył i próbował wstać. Przemytnik ruszył na niego wyprowadzając kolejny szeroki sierpowy swoją mechaniczną ręką. Padawan po prostu upadł w tył, a pięść przeciwnika wbiła się z hukiem w ścianę korytarza zostawiając wgniecenie.
- Nie ze mną kurwa te numery. – Palce w mechanicznej ręce naprzemiennie się otwierały i zamykały, kiedy stał nad pobitym Baelishem.
Nagle za jego plecami rozległ się wybuch i dowódca przemytników upadł na Jona.

Kilka chwil wcześniej, ten sam statek
Uderzaniem dłońmi o palące się tworzywo pancerza Issamary nie było najlepszym pomysłem. Fragmenty zbroi odchodziły, przyklejając się do jej skóry. Tymczasem Daxim nie namyślając się dużo odpięła pasek i jednym płynnym ruchem wręcz zrzuciła z siebie spodnie. Miała poparzenia na całej prawej nodze i na łydce lewej. Lewe udo… było w sporej części cybernetyczne. Stała teraz z gołym tyłkiem. Sięgnęła do schowka przy leżącym obok pasie, wyciągnęła środek przeciwbólowy i zaaplikowała go sobie w tyłek. Jej oczy stały się nieco zamglone, ale niewątpliwie dało jej to ulgę.
Cadera i Kha’Shy poszli za jej przykładem i na szybko zaczęli ściągać zbroję mandalorianina. Trwało to chwilę, lecz w końcu udało się. Niestety mężczyzna zdążył mocno się poparzyć. Skóra na jego nogach odchodziła prawie równo z pancerzem. Tylko niesamowite samozaparcie Issy sprawiło, że nie wył przy tym z bólu. Ostatnie dwie dawki środków przeciwbólowych w ich posiadaniu pomogły mu wstać na nogi, ale musiał korzystać pomocy barabel, żeby nie upaść. W momencie, w którym Daxim podskoczyła do śluzy, by spróbować ją zhakować i otworzyć, przez stalowe wrota przeszła czerwone ostrze miecza świetlnego.
Zaskoczyło to na chwilę wszystkich, ale laserowa wiązka zniknęła tak szybko jak się pojawiła, zostawiając stygnącą prędko dziurę.
Kiedy mógł w końcu się poruszać, Issa zrobił kilka kroków i włożył w dziurę ładunek kumulacyjny. Miał teraz ułatwione zadanie. Cała trójka wskoczyła za róg, by po chwili usłyszeć przygłuszoną eksplozję. Ładunek spełnił swoje zadanie i powiększył wyrwę poczynioną przez Jona do ponad połowy przejścia.

Coruscant, Nowa Akademia Jedi
Mocno skupiona na swoich przemyśleniach, automatycznie przechodząc kolejne poziomy gry, nie usłyszała, ani nie zauważyła, że ktoś przechodził obok. Dopiero kiedy ta osoba rzuciła swój cień na Emily, dziewczyna z przestrachem poderwała się i spojrzała kto to. A była to bardzo ciekawa persona.
Przeciętnego wzrostu kobieta w obszernych podłużnych szatach. Na głowę miała zarzucony kaptur, który zasłaniał większość jej twarzy oprócz ust. Miała bardzo jasną, wręcz bladą karnację.
Stały przez chwilę, kiedy wreszcie owa nieznajoma się odezwała.
- Te pokoje nie są używane. Przed kim się ukrywasz? – mówiła bardzo cicho, prawie szepcząc.
Kiedy już trochę uspokoiła bicie serca, co nie było takie łatwe, bo wciąż nieźle jej biło, spróbowała przyjrzeć się trochę obcej. Cofnęła się trochę bardziej pod ścianę.
- P-przed n-nikim - wyjąkała. W zasadzie to przed każdym, toteż wychodziło na jedno. – Zwyczajnie chce być sama - zacisnęła usta w wąską bladą linie.
- Jeśli tak, to rzeczywiście ta komórka jest prawie idealna – uśmiechnęła się. – Choć narażasz się wtedy na niewygodne pytania takich osób jak moja.
- ... Obawiam się, że nie znam lepszych miejsc by być sama - ... no i zasięgu do ekstranetu. – Dziękuję za troskę, ale jestem okey - próbowała się pozbyć obcej... chyba Jedi.
- Troszczyć o ciebie jest w tym momencie zadaniem Laurienn. Choć w najbliższym czasie, to ty będziesz musiała zadbać o nią. Chodź za mną – odwróciła się i wyszła z komórki.
„Nope" nie ma to jak dziecięce fochy. Em stwierdziła, że nigdzie nie idzie. A mimo to jej stopy poniosły ją do przodu.
Zaskoczona podążała za tą niewątpliwie Jedi. Jednak ich droga nie prowadziła do kompleksu mieszkalnego. Młoda Hayes zawsze świetnie się orientowała w terenie i poruszały się w innym kierunku niż ten, z którego tu doszła.
- Każdy ma swój dar. Twoja siostra wpływa na innych jak mało kto. Jej obowiązki wkrótce nie pozwolą czuwać na swoją rodziną.
Schodziły po kilku schodkach. W pewnym momencie wokół zaczęło się pojawiać wiele sprzętu, choć niektórzy nazwali by to złomem. Emily łatwo poznała, że są w opuszczonym warsztacie.
- Też masz dar. Inny niż Laurienn, ale większy niż niektórzy mogą sądzić. Fakt, że możesz stać się samodzielna, wkrótce cię do tego zmusi. Mam nadzieję, że po paru przeróbkach, to może ci w przetrwaniu pomóc.
Zatrzymały się przed czymś. Pochylona głowa, opuszczone ramiona, wystające wszędzie kable. Srebrny pancerz był w kilku miejscach osmalony, a w paru innych nadtopiony. Była to zabójczo nowoczesna konstrukcja. Dziewczynie wystarczyła chwila, by zorientować się, że budowniczy musiał być geniuszem. Co najmniej takim jak ona sama. A teraz ta nieznana jej Jedi ofiarowywała to cudo w prezencie.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 24-05-2015, 14:48   #94
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Na życzenie Dona zdjął na moment hełm, by mogli spojrzeć na siebie oko w oko. Miał dziwne wrażenie że jego twarz o wiele bardziej straszyła niż sam pancerz, ale nie miał zamiaru odsłaniać głowy na odstrzał w czasie walki. Po wymianie spojrzeń, hełm wrócił na czubek głowy.

Sam statek sprawiał wrażenie krypy, lecz całkiem porządnej. Kłopoty mogły się wydarzyć w każdym momencie lotu, a Don jeszcze go pocieszył że lada chwila mogą tu wpaść właściciele towaru. Nie dość że szmugler, to jeszcze złodziei. Pięknie.
Ale nie było czasu na większe wypytywania się co ukradł, z resztą on był tu tylko do strzelania. A broń nie zadaje pytań, broń jest od zabijania. To Slevin miał zamiar wykonać pierwszorzędnie, choć obity bok i złamane żebra dokuczały. Przydał by się kolejny znieczulacz.
- Masz jakieś granaty, ładunki wybuchowe? I coś na znieczulenie ran? – zapytał efektywnie przeładowując ciężką strzelbę na oczach Dona, choć sama w sobie już robiła wrażenie kiedy wisiała na plecach Kelevry.
Don nieco zaskoczony, zapewne liczył że Slevin przytarga ze sobą jakieś nie wiadomo co, po chwili dopiero odpowiedział.
- Mogę Ci sprzedać medpakiet, a miny mam dwie, w pomieszczeniu obok… Możesz je wziąć, ale masz mi oddać po ataku!
- Rozumiem. Idź formatuj swojego skarba.

Atak mógł wcale nie nadejść, ale Slevin wolał dmuchać na zimne. Miny przypiął do paska aby w razie czego nimi rzucać. Był dobrym strzelcem, strzelał celnie w mniejsze cele z większej odległości. Trafienie w minę ze ciężkiej strzelby nie powinno zbyt przewyższać jego umiejętności.
Skrzyń było na lądowisku już niewiele, ale trzymając broń w pogotowiu Slevin rozsiadł się za jedną z nich tak że miał na oku dwa wejścia, a pozostałe za plecami. W okolice tamtych widocznych planował rzucać miny, pozostałe ostrzeliwać dopóki krypa nie zacznie startować. Miał tylko nadzieję że Don go nie zostawi i że będzie uczciwszy od tych nautolan, których tak szczerze nienawidził i miał ich za krętaczy.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-05-2015, 21:29   #95
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik westchnął lekko podnosząc się na jednej nodze. Skłonił głowę - Zhar-kan Sol, 5-ta drużyna łączona, jednostki rozpoznania. Na emeryturze, Mistrzyni? - spojrzał na nią pytająco. Jedi mogła zobaczyć jego krwawo czerwone tęczówki mimo panującego w sali głębokiego mroku. Zhar-kan zawczasu zdjął maskę i wygasił niemal wszystkie światła.
- Słucham. - odparła Jedi zakładając ręce na piersi.
- Proszę o zwrócenie 1300 kredytów, które Padawan Hayes pożyczyła w celu zakupienia paliwa na podróż do Coruscant. - rzekł siadając. - Proszę również o skierowanie mnie do kliniki gdzie skonstruowana zostanie dla mnie stosowna proteza nogi. Na mój koszt oczywiście. Potrzebuje poprostu aby Zakon szepnął jedno, czy dwa dobre słówka na mój temat, nie mam czasu na stanie w kolejkach. - kontynuował nakładając swoją maskę.
- I po trzecie... Chciałbym ćwiczyć w Akademii. W walce wręcz i z bronią białą, póki nie opanuję protezy.
Brianna podniosła tylko brew.
- Więc twierdzisz, że dałeś dziewczynie swoją kartę i teraz szukasz kogoś, kto ci to zwróci? Skoro jej pożyczyłeś, to się dogadaj z nią odnośnie zwrotu - zakończyła to krótko, nie pozostawiając pola do dyskusji. - Co do klinki, to udostępnimy ci w pewnym zakresie naszą bazę danych, będziesz mógł tam sobie czegoś poszukać.
- Odnośnie szkolenia. - tutaj twarz jej stężała - Szkolimy tylko wrażliwych na moc. I tylko tych, których uznaliśmy tego godnymi. W bibliotece znajdziesz adresy do szkół walki, jeśli jakieś na tej planecie są - wzruszyła ramionami.
- Coś jeszcze?
- Z całym szacunkiem, Mistrzyni czuje do mnie osobistą niechęć z jakiegoś powodu? Miałem kontakty z Zakonem przez wiele lat i jeszcze nie zdażyło się aby nie ponosił odpowiedzialności za pożyczki, czy też czyny popełnione przez jej członków. A co do mojej godności, ćwiczyłem już z Jedi. W czasie Wojen. - odrzekł gładko.
- Nic osobistego. - zapewniła. - Wyjaśniając, tamtego Zakonu już nie ma. Upadł z wielu powodów, jednak po części ze swojej winy. Nie będziemy powtarzać ich błędów. Ugadaleś się z padawan Hayes, to się z nią rozlicz. Ciekawe co ona będzie sądzić o tej... pożyczce. - widać mistrzyni Brianna znała dobrze Laurienn.
Przez krótki moment zdawało się że oczy Zhar-kana zagorzały ogniem, przebijając się przez plasti-stal jego maski. To wrażenie jednak szybko znikło. - W takim razie proszę o kwaterę i prawo do korzystania z komnat medytacyjnych. Dopóki nie zdobędę pełnej protezy, nogę straciłem kilka standardowych dni temu i wciąż nie jestem gotów na podjęcie jakichkolwiek sensownych prac. Nie będe się rzucał w oczy, ani wpychał bez zaproszenia na zajęcia. - powiedział. Rzeczywiście, stary Zakon zniknął, a wraz z nim ich poczucie prawa.
- Dobrze. Odnośnie zajeć z szermierki, możesz obserwować, ale wątpię, by dało ci to dużo. Miecz świetlny jest zupełnie inną bronią niż jakiekolwiek wibro ostrze. Coś jeszcze?
- Dziękuję. - rzekł schylając głowę, mistrzyni tylko lekko kiwnęłą głową i ruszyła ku wyjściu. - Mistrzyni, Twoje imię? - spytał gdy kobieta stała w drzwiach.
- Jestem Brianna. - odparła, nie odwracając głowy.

Zhar-kan wziął bardzo głęboki wdech gdy drzwi się za mistrzynią zasunęły i wypuścił go dopiero gdy przed oczami zaczęły mu latać mroczki. Potem powtórzył operację, świadomie ograniczając dostęp tlenu do swojego mózgu. Mógł działać na bardzo małej jego ilości, zysk inżynierii genetycznej i wymogów środowiska w którym dorastał.
~ Co byś powiedział gdybyś to zobaczył, Rycerzu? ~ spytał eter, coraz bardziej zwalniając swój oddech i puls. Był zły, praktycznie bez środków do życia, jego karta pokazywała marne 50 kredytów, a łaska Jedi na pstrym Bordoku jeździ. ~ Mogłem spokojnie ruszyć do nowego imperium Sith, proponowano mi to, ale nie, zawsze wierny Republice. Tu się urodziłem. Tutaj pracowałem, traktowany gorzej niż dzikie zwierze, przez długie, długie lata nie widząc gwiazd. I znowu jestem przykuty, ale teraz przez własną głupotę. Co boli w dwójnasób. ~ wziął kolejny oddech, teraz brał jeden na 30 sekund. W końcu, po jakichś 20 minutach medytacji podniósł się i zabrał za zakładanie protezy. Miał czysty umysł. Musiał znaleźć siostry Hayes i odzyskać swoje pieniądze. Potem wpadnie do sali treningowej i zobaczy jak walczą padawani, a potem... Potrzebował gotówki i to wiele. Niezależnie od sposobu w jaki będzie musiał ją zdobyć. Ewentualnie mógł się ponownie zaciągnąć, z pewnością zostałby otoczony stosowną opieką, ale nie był na to gotów. Wstał i ruszył do drzwi. Gdy te się przed nim rozsunęły położył dłoń na framudze. W tym samym miejscu w którym wcześniej zrobiła to Brianna. Nagle Zhar-kan zamarł jak zwierze wpatrzone w reflektory nadciągającego śmigacza. Zdał sobie z czegoś sprawę. Z czegoś wielkiego. Z czegoś co przeczyło wszystkim jego instynktom.

Mistrzyni mu się podobała.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 24-05-2015 o 21:35.
Zaalaos jest offline  
Stary 25-05-2015, 16:01   #96
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Gdy tylko Kha dotknęła palącego się ubrania Issy, odskoczyła z głośnym sykiem, próbując wytrzeć i odkleić od dłoni rozgrzane fragmenty zbroi. To nie było za mądre, ale jak się jest postawionym pod ścianą, to istoty wezmą się za najgłupsze sposoby, by zaradzić problemowi.
Wystarczyło, by przybliżyła palce do ognia i już czuła nieprzyjemny ból oparzenia.

Na szczęście najemnik miał zimną krew i razem uporali się z ogniem. Ulżyło jej, jeszcze nie umarli, jeszcze była szansa wyjść z tego cało.
Coś im mignęło przez przejście... Czyżby...? W drzwiach przez chwilę widziała wiązkę miecza. Czy na pewno jej się nie przewidziało? Tak szybko znikło.
To na pewno Jon!
Nie była dobrej myśli. Na pewno któryś z przemytników go dorwał. Byle tylko wytrzymał jeszcze chwilę.
Weś te dszwi usuń nam s drogiWiedziała, że Issa sam dobrze wie co ma robić, ale mimo bólu widziała, że nawet bez jej słów wziął się za robotę. Gdy tylko usłyszeli wybuch, Barabelka wybiegła zza rogu i dała susa w wyrwaną dziurę.
Miała mało czasu, ale jak zwykle w takich chwilach czas wydawał się rozciągać.
Widziała Jona w okropnym stanie, nad którym wisiał osiłek. Widziała mechaniczne ramię, które się zamachiwało. Wiedziała, że jeśli tylko ten się odwróci, prawdopodobnie osłoni się Jonem, jako zakładnikiem i chuj wielki i szelki będzie z całej akcji.

Wyciągnęła wibroostrze. Serce jej zakołatało od ekscytacji pomieszanej ze strachem i bólem.
Najbardziej lubiła zwarcie w walce jeden na jeden, mimo że zawsze można było sromotnie przegrać i dostać ostry wpierdol, to było to, do czego Barabelowie byli stworzeni.
Poczuła się, że to będzie dobre polowanie.
Dobiegając do rzezimieszka w ostaniej chwili wydała z siebie przerażający ryk.
 
Ravage jest offline  
Stary 25-05-2015, 20:41   #97
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Była skołowana dzisiejszym dniem. Zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać, a jeszcze czekała ją lekcja szermierki... Musiała dowiedzieć się co tu się działo kiedy jej nie było. Wróciła do dormitorium, ale nikogo tam nie zastała. Już miała zacząć rozmyślać gdzie się może podziewać Em, ale całą jej uwagę zwróciła osoba, która do niej przyszła. Uśmiechnęła się radośnie widząc mistrza, ale zaraz zganiła się w myślach. Nie miała pojęcia jak powinna się zachowywać po tym co dowiedziała się od mistrzyni. Powinna być bezpośrednia czy subtelnie podejść do tematu. "Ech i po co ja czytałam te romansidła Em..." przez te rozmyślania mogła wydawać się trochę nieobecna.
Zaskoczyło ją jak poważne zadanie miało być jej przydzielone.
- Mistrzu... Czy ja nadal jestem padawanem? - zapytała nieśmiało - Znaczy... Przecież odeszłam bez słowa. Okradłam do tego Mistrza Attona i nadużyłam swoich mocy w sierocińcu - spuściła wzrok.
Mical westchnął.
- Przejdźmy do jednej z sal medytacyjnych, ok?
Skinęła twierdząco głową.
Kiedy usiedli na wielkich medytacyjnych pufach, Mical powiedział:
- Stało się to, co miało się stać. Podjęłaś decyzję i poniosłaś wszystkie jego konsekwencje. Wiedziałem, co zamierzasz zrobić, ale cię nie powstrzymałem. Wiesz dlaczego? Bo ci ufam Laurienn. Uratowałaś swoją siostrę, w gniewie skrzywdziłaś tamtego padalca. Podejrzewam, że mistrz Rand by go zabił na miejscu - mrugnął do niej - więc nie przejmuj się. Wiesz, że zrobiłaś źle i drugi raz takiego błędu nie popełnisz. A tak przy okazji, co gwizdnęłaś Attonowi? Bo do niczego się nie przyznał.
Z ulgą przyjęła jego słowa. Tym bardziej było to po niej widać, bo nie musiała przed nim udawać, że wszystko jest ok.
- Jeden z jego blasterów - odparła. Nawet uśmiechnęła się i spojrzała na niego. - Tęskniłam za rozmowami z tobą Mistrzu - dodała.
- Ja też padawan - rozsiadł się wygodniej. - Zrobiłaś dużo dobrego, ale nadal jesteś moją padawan. Dużo potrafisz, ale jeszcze wiele musisz się nauczyć, nim wyznaczymy ci próbę. I nie mówię tu wyłącznie o umiejętnościach walki czy władania Mocą.
Informacja, że jej pozycja nie uległa zmianie jeszcze bardziej ją ucieszyła. - A Emily? Może zostać ze mną, prawda? - spojrzała mu w oczy z nadzieją. W końcu to dla siostry opuściła Akademię.
- Może najpierw ją o to zapytamy, co? - odpowiedział. - Nie możemy zrobić z Akademii przytułku dla wszystkich istot, wiesz o tym sama, ale jeśli będzie chciała, to oczywiście zapewnimy jej dobrą opiekę, tak żebyś mogła w każdej chwili się z nią zobaczyć.
Zmartwiła się. Miał niestety rację.
- Nie chcę, żeby poczuła się odrzucona przeze mnie. Ja mam Akademię, w której mam przyjaciół i wyrozumiałego mistrza. Em ma tylko mnie... Chciałbym, żeby tak jak ja miała szansę robić to co lubi. - westchnęła.
Położył rękę na jej ramieniu.
- I taką szansę dostanie. Nigdzie nie będzie miała na to takiej szansy, jak tutaj na Coruscant.
- Skoro nie muszę już kombinować, to wygląda na to, że jestem cała twoja Mistrzu - uśmiechnęła się niewinnie - Wspomniałeś o jakimś zadaniu dla mnie... Jak miałabym w tym pomóc? - już z powagą wróciła do tematu.
- Porozmawiamy o tym wieczorem, czekam jeszcze na jedną informację.
Zaciekawiło to ją, ale nie drążyła dalej tego tematu. Usiadła wygodniej na pufie prostując zabandażowaną nogę. Przez jakiś czas siedzieli w odprężającej ciszy sali medytacyjnej.
- Czy to prawda, że Ori i Vlad zginęli? - zapytała przypominając sobie o czym powiedział jej Rohen. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdała sobie sprawę jak niefortunnie je dobrała. To, że nie można namierzyć statku nie znaczy, że oni nie żyją.
Mical westchnął ciężko.
- Statek, którym lecieli zaginął. Żadne z nich się do tej pory nie odezwało. Mogli się gdzieś rozbić, ale to nam wcale nie pomaga - był tym ewidentnie zmartwiony.
- Czyli nic nie wiemy - odparła smutno, bo dotarło do niej, że mogło się im stać coś strasznego. - To teraz rozumiem, dlaczego Mistrzyni Brianna jest bardziej oschła niż zazwyczaj - odparła. Tylko Ori na treningach potrafiła spełnić wymagania tej mistrzyni.
Mical nic nie odpowiedział, bo nie wymagało to komentarza. Przymknął oczy i pogrążył się w medytacji.
Laurie nie poszła za jego przykładem. Zamyśliła się nad ostatnimi wydarzeniami. W bibliotece Akademii czytała, że dwóch silnie emocjonalnie związanych ze sobą Jedi tworzy Więź, dawniej najczęściej między mistrzem a padawanem. Zerwanie więzi przez śmierć jednego z nich było wyczuwalne dla drugiego. Może powinna o to zapytać Visas, mistrzynię Vlada? Ale przecież przyjaźniła się z nimi, może też powinna coś takiego poczuć. Niestety przez te dni kiedy była poza Akademią silnie starała się ukrywać swoją obecność by jakiś inny wrażliwy na moc jej nie wykrył. Może przez przypadek sama zniszczyła Więź albo nie mogła nic zauważyć, bo tłumiła odczuwanie Mocy. Tyle teorii pojawiło się jej w głowie. Pewnie nie będzie miała czasu porozmawiać o tym z Visas. A może na razie nie powinna poruszać akurat tego tematu...
Wkrótce jej myśli przestały galopować, bo udzielił jej się spokój jej mistrza. Spojrzała na niego. Tak dawno nie miała okazji bez pośpiechu pomedytować. Ostatnimi czasy musiała zawsze robić wszystko w biegu. Nawet sen wymieniała na krótkie medytacje dla regeneracji sił fizycznych niżeli na wsłuchiwanie się w Moc - jak to nazywała mistrzyni Visas.
Skusiła ją więc możliwość spokojnej medytacji. Jej oddech wyrównał się. Tylko serce nie chciało wolniej bić.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-05-2015, 18:40   #98
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik złapał jednego z przechodzących padawanów i poprosił o znalezienie Laurienn. Młodzieniec o zielonej skórze szybko wrócił mówiąc, że starsza Hayes jest w komnatach medytacyjnych, co ucieszyło Zhar-kana. Nie musiał daleko iść. Oparł się o ścianę i czekał aż skończy medytację.
Laurienn otworzyła oczy i chwilę nad czymś rozmyślała. Cicho westchnęła i powoli wstała z pufy. Skłoniła głowę przed swoim mistrzem i wyszła z komnaty.
Gdy tylko młoda Jedi pokazała się na korytarzu Zhar-kan natychmiast ruszył w jej kierunku postukując swoją protezą.
- Mamy problem. Zakon nie chce zwrócić mi kredytów, które pożyczyłaś na paliwo. Powiedzieli, że odpowiedzialność ciąży na Tobie. Masz tyle gotówki?
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała pytająco na arkanianina. Zmrużyła lekko oczy zastanawiając się na co się z nim umówiła. Przewróciła w końcu oczami.
- No tak - westchnęła - Planowałam oddać ci z tej sumy za zlecenie - wyjaśniła. - Niestety statek i wszystko co jest powiązane z transportem jest teraz dowodem w śledztwie… - wzruszyła ramionami - Sama nie wiem co teraz. Chyba będzie trzeba czekać na zwrot z funduszy Republiki.
- Zwrot funduszy?! Czy masz pojęcie ile Republice zajmują śledztwa? I niby co nam zwrócą? Statek który trzeba będzie najpierw opchnąć? Jesteś wogóle jego właścicielką? Bo jak nie to nawet tego nie oddadzą. - widać było że najemnik zaczął się denerwować. - Powiem wprost Laurienn, lubię Cię. Ale potrzebuję pieniędzy. Bez nich nie zorganizuję sobie pożądnej protezy, a jakakolwiek mechaniczna będzie kosztować 5 kół i w górę. Bez protezy nie jestem wstanie podjąć żadnej sensownej pracy. A bez pracy nie będę miał gotówki na protezę. Widzisz mój problem?
- Ale chyba lepsze takie problemy niż bycie martwym - przypomniała mu delikatnie. Stała i zastanawiała się co mu konkretnego powiedzieć. - Gdybym miała to bym zwróciła ci z własnych. Niestety jedyne co posiadam to spory dług do spłacenia najemniczce, która dawała mi zlecenia. - zamyśliła się - Chociaż nie, sama nie wiem na czym stoję poza tym, że jednak nie cofnięto mi statusu padawana.
Zhar-kan uniósł dłoń i oparł o nią twarz. Po chwili wyraźnie się wyprostował. Język jego ciała mówił że jest pewien siebie, krótki kryzys minął. - Jak duży jest Twój dług i u kogo? Może będę mógł pomóc.
Uśmiechnęła się przyjacielsko. Po raz pierwszy miał okazję widzieć, że dziewczyna nie jest spięta ani podejrzliwa jak wtedy na statku.
- Dziękuję za troskę, ale w pełni świadomie wzięłam od niej kredyty i to moja odpowiedzialność - odparła z powagą - Poza tym jak na głupotę jaką popełniłam to i tak jest to niski rachunek - dodała. - Chodźmy do sali wspólnej to podleczę ci ranę. - nie czekając na jego odpowiedź ruszyła przodem.
- Dobrze. - odrzekł i ruszył za padawan, w myślach natomiast lekko westchnął. Wygląda na to że musi zacząć się przyzwyczajać do protezy od Emily.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 26-05-2015, 18:47   #99
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Jak to napierdala. Jon leżał na ziemi nie próbując się nawet ruszyć. Bark promieniował bólem na całe plecy, a złamane palce dopełniały dzieła. Padawan próbował wyrazić swoje myśli głośno, ale nie mógł - zaciskał zęby, przez które lekko syczał.

A jeszcze chwilę temu wszystko szło dobrze - wycinał mieczem przejście dla przyjaciół, a obok na ziemi stygnął wróg z miotaczem ognia. Nagle jednak wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i Jon nie wiedział nawet, jakim cudem udało mu się wytrzymać tak długo. Musiały mieć w tym udział toporność atakującego, wielka chęć przeżycia padawana oraz masa szczęścia. Ostatkiem sił uniknął ciosu, który pewnie rozbiłby mu głowę. Upadając na plecy i czując falę obezwładniającego bólu wiedział jednak, że to koniec. Gdyby nie adrenalina już dawno by zemdlał, a tak widział przynajmniej, jak dowódca załogi Silverboltu przygotowuje się do kończącego ciosu.

Nie chciał umierać. Ale nie mógł nic zrobić - próba choćby najmniejszego poruszenia się wywoływała kolejne fale bólu, który zakłócał też jego połączenie z Mocą. Zamknął oczy, w pewien sposób akceptując to, co miało się za chwilę wydarzyć. Wtem jednak rozległ się wybuch, a potężna sylwetka przed nim zachwiała się i potknęła. Przez świeżo powstałe przejście zobaczył wybiegających towarzyszy, z Kha'Shy na czele. Poczuł nagły przypływ nadziei i wdzięczności, oraz ulgi. Nie zdążyło mu przejść przez myśl nic więcej, obserwował tylko Kha dobiegającą do wroga. W tej jednej chwili nie wiedział, czego bał się bardziej - własnej śmierci czy ewentualnej klęski Barabel, jeśli przyszłoby mu taką zobaczyć. Serce biło mu jak oszalałe. Daj radę. Proszę.
 
Kolejny jest offline  
Stary 26-05-2015, 23:30   #100
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Issamar przeszedł przez dziurę jaką chwilę temu były drzwi. Mandalorianin zobaczył jak Barabelka zaczyna zapasy z człowiekiem ze stalową ręką a Jon leżał spanikowany na podłodze. Issa złapał Baelisha za koszule i odciągnął go od walczącej dwójki, następnie Mandalorianin zwrócił się do Daxim ze słowami.- Pilnuj go i osłaniaj te wejście. Może kogoś przegapiliśmy po drodze.- Wskazując na wyrwę.- Jon.- Czarnoskóry najemnik spojrzał Baelishowi w oczy.- Weź się w garść czarnuchu. Musimy zdobyć mostek. Statek leci. Plan wziął w dupę. Potrzebuję twoich rozkazów.- Issamar przez moment rozważał czy pomóc Kha'Shy czy może jednak dumna Barabelka wolała by się tym zająć sama. W końcu jednak Mandalorianin zdecydował nic nie robić, dać jaszczurzycy trochę czasu na zabawę, nie miał jednak zamiaru ryzykować. Issa podniósł z podłogi jeden z pistoletów Kha'Shy, sprawdził amunicję, przeładował, potem spojrzał znowu na Jona i Daxim.- Lepiej mu?- Zapytał jakby najemniczkę, ale liczył, że młody Jedi będzie w stanie mu sam odpowiedzieć. W międzyczasie Issa czekał aż Barabel zacznie przegrywać. Wtedy będzie zmuszony uderzyć w gong.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 26-05-2015 o 23:33.
Baird jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172