Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2016, 02:14   #91
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


White Plains
Mazz dobijajała się na comlinku..
- Luc! Jesteś tam?
- Żyję -
odpowiedział zdawkowo.
Włączył opcje painkillera wbudowaną w procesor neuralny. Przestał czuć ból postrzału. Przynajmniej już nie tak jak czuł przed chwilą po eksplozji jaka targnęła jego nogą. Złapał Fergusa za kurtkę i zaczął ciągnąć do samochodu Wes’a. Nie potykał się przy tym za mocno tylko dzięki tłumikowi bólu, choć nawet przez niego czuł uderzenia synaps w mózg jakie dawały mu znać, że dobrze nie jest.
Furgonetka wyglądała jak sitko, a sam Wes oberwał w ramię. Właśnie rozrywał opatrunek zębami próbując zatamować krwawienie.
- Dzięki - wycedził przez szczękające w szoku zęby. - Wiedziałem, że można na Ciebie liczyć.
- Halo - Luc wycharczał solos nawiązując z runnerem kontakt telefoniczny. - Jesteś tu w stanie wysłać drona by zneutralizował moją krew jaką roszę ten jebany podjazd?
- Mogę, ale Wes powinien mieć nany w vanie. Weź je rozpuść, ja je przejmę. Tylko włącz matkę -
polecił runner.
Luc z trudem otworzył boczne drzwi vana. Podziurawione i powyginane od ilości i siły ognia stawiały nieco większy opór niż normalnie. Miał niemiłe wrażenie, że fala ognia nie ominęła i jego “cennego” cargo. Nie mylił się. Nieprzytomny Dell nie miał jak się ukryć, kilka pocisków trafiło w ramię oraz bok chłopaka wciąż ogłuszonego potężną dawką leków. Żył jeszcze, lecz szybko się wykrwawiał. Wymagał natychmiastowej pomocy, jeżeli jego życie w tej chwili miało jakiekolwiek znaczenie.
- Te nany to medyczne, czy co? Skurwiel zaraz się wykrwawi.
- Nany to nany, włącz matkę, zaraz wgram soft. W vanie jest też apteczka. Bierz jak ci potrzeba.
Solos najpierw uruchomił nany tak jak chciał runner, a potem wygrzebał z torby chip-med wsuwając go w gniazdo na skroni. Nie znał się nic na medycynie, nawet zawartość apteczki normalnie była dla niego czarną magią w przypadku tak skomplikowanym jak postrzelany jeniec. Soft przekazał info, dzięki czemu Heen już świadomie zaczął aplikować nieprzytomnemu chłopakowi speedhealing, adrenalinę, hyperkoagulinę i na wszelki wypadek działający na silne traumy meestag. Nie mógł się nadziwić działaniom nanów. Wciąż i za każdym razem widząc je w “akcji” doświadczał lekkiego zachwytu. Tak było i tym razem, gdy połączenie działań mikroskopijnych robocików i leków zaczynało przeciwdziałać krwawieniu, a rany postrzałowe zaczęły się powlekać osoczem. Dell nadal był mocno blady z upływu krwi ale to wymagało już podania kroplówek, uzupełnienia płynów, mikroelementów i całej medycznej magii, o której Luc nie miał pojęcia. Na chwilę obecną tyle musiało wystarczyć.
- Grzej silnik, spierdalamy, tylko zaraz wrócę -
rzucił do Wesa wciągając trupa Fergusa głębiej do furgonetki, sam wypadł z niej i na łamiącej się lekko nodze pokuśtykał do wiaty, gdzie leżał holoprojektor wypuszczony przez CEO w momencie gdy oberwał. Ciążył mu w dłoni niczym skała. Po kilku chwilach wrócił do vana i zatrzasnął podziurawione boczne drzwi.
- Pospiesz się. - Wes nie był szczęśliwy. - Dokąd teraz?
- Cały jesteś? Co się tam stało? Dokąd jedziecie teraz? - dopytywała Ruda przez comlink póki byli jeszcze w zasięgu.
- Oberwałem. Typ rozpoczął strzelaninę.
- Nie wiem, zaszyć się gdzieś - odrzekł do Wesa. - Jedź w jakieś miejsce gdzie można przystanąć, nie za daleko.
- Ok -
odpowiedział kierowca lawirując w ulicznym ruchu i kierując się na obrzeża miasta. - Może do nCat?
- Powiedziałem coś niezrozumiałego, mówiąc “gdzieś niedaleko”? Stary nie ma czasu, do nCat z pół godziny.
- Jak bardzo? - Ruda była nieustępliwa.
- W nogę dostałem, chyba ominęło tętnicę, powinienem się wylizać.
- Stary, ale co tu kurwa zrobisz? Będziemy sobie patrzeć czule w oczy? - Wes w końcu wybuchnął. - Weź meestag. Powinieneś wytrzymać - dorzucił narzucając sobie siłą spokój i zatrzymując vana.
- Czysta rana czy kula utknęła? - Mazz siliła się na spokój.
Luc sprawdził, czy jest rana wylotowa, z ulgą stwierdził, że była. Przynajmniej tyle.
- Luc? - przywróciła go do rzeczywistości.
- Mam dwie nowe dziurki, choć dostałem raz - odpowiedział jej i podniósł wzrok na kierowcę.
- A Ty Wes nie mędrkuj, tylko rób kurwa co mówię. Od miesięcy zgarniasz kasę za to że nadstawiam karku, to weź się do jebanej ciężkiej kurwy za kierownicę, a nie za pierdolenie o patrzeniu w oczy!
Wes burknął coś pod nosem ale mędrkować przestał. Założył ręce na piersi unosząc lekko brew.
- No zaparkowałem. Co dalej?
- Dobra, gdzie jesteście? Dojechać? - Mazz próbowała wybębnić info od solosa.
- Nie wiem, dajcie mi chwilę, oddzwonię za kilka minut.
Rozłączył się i chwilowo nie odpowiadał Wesowi. Puścił nagranie z holoprojektora oglądając zapis, jednocześnie dźgnął mocno palcem w oczy trupa orientując się czy Fergus miał cybersprzęt w miejsce któregoś z prawdziwych ślepi. Miękka tkanka uginająca się nieco pod dotykiem upewniła go, że starszy z rzeźników nie miał cyberoka.
Holo pokazało obraz Eve zamkniętej w skrzyni w tej chwili już nie walczącej, ale lekko odpływającej. Jej usta poruszały się jakby coś mówiła. Czas w dolnym rogu wskazywał 1:10 minut.

Znów zadzwonił do Halo.
- Słuchaj, mam tu holoprojektor, ale zaprogramowany na transfer, nie na odtwarzanie. Obraz jest ciągły masz szanse namierzyć skąd idzie przesył?
- Spróbuję. Podepnij go do złącza.
Podpiął.
Wyciągnął betkęz tłumikiem i strzelił trzy razy w pierś Fergusa. Jakoś go to lekko uspokoiło.
Ciałem lekko zachybotało gdy przyjmowało kolejne pociski z bliskiej odległości. Przez długą chwilę Halo nie dawał znaku życia.
Po dobrych 10 minutach dopiero się odezwał:
- Sunny Hill… - wymarudził zrzędliwym tonem.
Luc przez chwilę bił się z myślami, najazd na fundację, w celu szukania Eve… to nie miało sensu. Wybrał numer do Hao pozostawiając runnera na drugiej linii.
- Luc! - wykrzyknął podekscytowanym jak na siebie tonem policjant. - Niesamowite. To po prostu kopalnia dowodów - mówił szybko.
- Hao, skup się, masz 57 minut na uratowanie niewinnego życia. Kogoś, kto pomagał w sprawie, a dorwał ją rzeźnik. Chcę tylko odpowiedzi, czy jesteś gotów bym mówił dalej, nie ma czasu. Tak, nie.
- No tak. -
Hao obruszył się słyszalnie. - O co chodzi dokładnie?
- Dziewczyna z SH miała zadbać by rzeźnik był poza domem, gdy moi znajomki szperali po jego mieszkanku bym mógł dać ci dowody. Coś wyczuł. Ona ma 56 minut tlenu dozowanego na granicy utrzymania przy życiu. Jest gdzieś w budynku fundacji "Sunny Hill".
- Jesteś pewien, że tam? -
Hao spytał napiętym głosem. - Muszę załatwić dokumenty, więc muszę mieć pewność.
- Poczekaj chwilę. -

Przełączył się na Halo
- Na 100% SH? To ważne stary.
- Na 110% -
odzew był natychmiastowy.
- Dzięki. - Wrócił na linię z detektywem. - Pieprz dokumenty, nie ma czasu. Na pewno jest gdzieś tam. Rzeźnikiem jest CEO fundacji, dziewczyna jest gdzieś zamknięta w budynku. Skrzynia? Nie wiem, nie mam wszystkich info.
- Ok, odezwę się.
- No i co dalej? - Padło natychmiast od strony Wesa.
- Nie wiem… - odpowiedział w końcu kierowcy rozbrajająco, jakimś zmęczonym tonem. - Report dopiero nocą. A na med pojechać będzie ciężko niepostrzeżenie przenieść trupa i tego zdechlaka jak sami postrzelani.
- Trzeba znaleźć inny środek transportu, załatwić ciężarówkę albo ekipę do naprawy vana, ale najpierw inny środek transportu i pojechać do jakiegoś medyka.

Solos pokiwał głową. Proste.
Aczkolwiek nie bardzo proste do zrobienia.
Wybrał numer do Mazz, domowy.
- Halo? - głos Kiry wyraźnie zabrzmiał w słuchawce.
- Jeszcze Cię nie wykończył?
- Hej, Kacperku. Nie, jeszcze nie -
zaśmiała się dziewczyna. - Co tam?
- To, że masz dostęp do med sprzętu nie znaczy może iż masz znajomości z jakimś dyskretnym chirurgiem?

W słuchawce zapanowała chwilowa cisza.
- Dla Ciebie?
- Też, postrzelali nas trochę jeszcze nie wiem co z Rudym, choć chyba wszystko w porządku.
- Oddzwonię za 5 minut, tak?
- Ok.
Rozłączył się wybierając numer Edka.
- Tak? - Bas punka rozbrzmiał w słuchawce. - Jesteś cały?
- Nie, oberwałem, ale przeżyję. A ty?
- Dziabnięty ale nic poważnego. Jadę do domu. Chyba, że mnie potrzebujesz?
- Nie, ale daj znać Kirze, może się martwić. Załatwia medyka.
- Zaraz zadzwonię do niej. Chciałem na spokojnie... Medyka?
.
- Mhm. Oberwaliśmy tu wszyscy, ja i Wes w miarę, ale i tak trzeba. A Twoja piękność udowodniła, że ma med-kontakty. Możesz spiknąć się z nami.
- Mhm… tak… -
punk brzmiał jakoś dziwnie zaskoczony. - Dobra, dzwonię do niej.
- Ok, wyślę ci gdzie będziemy. I dziękuje brachu. Naprawdę…
- Daj spokój, stary. -
Punk nie lubił wylewności na trzeźwo.
Równo 5 minut po ich rozmowie, zadzwonił numer domowy Mazz.
- Jak tam? - spytał solos po odebraniu połączenia.
- Przyjedź do mnie. Edek ma klucze, będzie tam czekał. Za kwadrans będzie tam lekarz.
- Ok.
- Mamy cel, będzie med. Weehee! - Dał kierowcy adres Kiry-barmanki.
Wes wykrzywił usta w udawanym radosnym uśmiechu i uniósł dwa kciuki w górę.




Mieszkanie Kiry w Bronx
- Co z tym tu? - Wskazał na zwłoki Fergusa gdy zaparkowali na miejscu. - Zostawiamy w środku tak po prostu? - rzucił z radosną miną. - Ten Edek może pomóc z gnojkiem? Trochę ciężki, średnio sam go dodźwigam…
- Poczekaj tu.

Luc odchylił drzwi i wyszedł na zewnątrz. Choć ból czuł jakby przez mgłę cyberwszczepu to noga załamała się lekko. Organizm nie dawał się oszukać tak do końca. Solos wziął zwłoki za fraki i wytargał je z furgonetki, po czym biorąc je na ręce zaczął iść w kierunku mieszkania Kiry-barmanki. Ból nogi przebijał nawet przez wbudowanego painkillera, a ona sama łamała się pod nim, tak że szedł jak pijany. Najgorsze były schody, nogawka była już całkiem mokra od krwi, ale solos jakoś dotarł pod mieszkanie dziewczyny.
Zapukał kiwając trupem, bo trzymał go w obu rękach.
Edek otworzył natychmiast… no prawie natychmiast.
- Pokurwiło Cię? - Zabrał trupa do środka, w zasadzie go wrzucił jak kukłę i złapał Luca. Dźwignął solosa jakby był piórkiem i zaniósł do salonu. Znajomego miejsca minus stada butelek, jakie pałętały się tam pamiętnego ranka.
Siedział tam niski, dość drobny Azjata, podniósł się i wskazał na sofę… wymoszczoną folią.
- Tu… - nie mówił zbyt wiele.
- Wes na dole, ranny w rękę. Nie wniesie. Jest tam klient, jego życie ważniejsze. Chory skurwiel nie może zdechnąć - mówił solos. - Nie może kurwa, jego w pierwszej kolejności, ja dam radę…
- Idę po nich -
punk mruknął, a Azjata zajmował się w między czasie rozcinaniem zakrwawionych spodni Luca.
- Co brałeś? - spytał rozrywając materiał i podłączając skaner, a Luc zaraportował użyty staff z apteczki.
- Ok. Leż spokojnie, albo Cię uśpię. Co wolisz. - Lekarz odczytał wynik skanowania i zaczął wyciągać potrzebny sprzęt. Zaczął od pistoletu na zastrzyki.
- Żadnych zamulaczy, żadnego śpiocha.
- Ok. -
Lekarz przyjął deklarację bez większego wzruszenia i rozpoczął oczyszczanie rany, wcześniej podłączając Luca pod kroplówkę.
- Straciłeś sporo krwi. Musimy uzupełnić płyny. Plus wzmocnienie - tłumaczył krótko.
Wbudowany wytłumiacz bólu działał jak zawsze, ale była różnica między bólem z otrzymanego postrzału aby człowiek mógł funkcjonować nie skupiając się na bólu… a między operacją, gdzie oczyszczanie ran sprawiło, że Luc miał ochotę oderwać sobie postrzeloną nogę i zabić nią lekarza. Na tym etapie żałował, że nie dał sobie wstrzyknąć Jasia. Zagryzł nadgarstek do krwi by nie wyć z bólu.
Nie zauważył nawet gdy wrócił Edek z Wesem i Dellem. Dopiero po długiejj chwili zaczęły docierać do niego rozpoznawalne głosy punka i kierowcy.
Coś błysnęło mu przed oczami krótko:
- … odru.. Praw… będz… ok.
Słowa wypowiadane przez lekarza były przerywane gdy w końcu mógł nabierać spokojnie oddechu. Noga pulsująca żywym ogniem, zaczęła powoli się uspokajać i wyciszać. Poczuł zimny pot i zatelepotało nim. Przed oczami pojawiła się gęba Edka okrywającego przyjaciela termokocem.
- Nie mnie KURWA! JEGO, RATUJCIE JEGO, ON MA ŻYĆ. - Luc nawet gdy nie do końca wiedział co się wokół niego dzieje, zaczął się wyrywać.
- Yun się nim zajmuje. - Nożycoręki przytrzymał solosa w miejscu, przygważdżając go swą rączką. - Uspokój się bo wyrwiesz kroplówkę do cholery! - ryknął poirytowany.
- Daj mi styma, muszę być na full przytomny.
- Jak kroplówka zejdzie - dobiegł go głos lekarza gdzieś z pokoju.
- Nie mogę odpłynąć, telefon, cholera. Dajcie mi chem!
- KURWA USPOKÓJ SIĘ! ALBO SAM CIĘ USPOKOJĘ!
- Ed kurwa, wstrzyknij mi chem, będę kurwa leżał spokojnie, ale nie mogę odpłynąć do kurwy nędzy!

Yun coś mruknął, Edek warknął do Luca:
- Spróbuj się kurwa ruszyć milimetr to zrobię z Ciebie mielone, jasne?!
- Z.. z cebulką? Edek, proszę…
- LEŻ KURWA POWIEDZIAŁEM. ZARAZ WRACAM -
zaczerwieniony ryj punka pochylił się bliżej i odsunął. Wrócił po chwili, odgiął głowę Luca na bok mało delikatnym gestem i przyłożył do szyi pistolet. Wstrzelił zawartość naboju.

Myśli nabierały powoli jasności i ostrości. Dobiegające głosy w końcu brzmiały jak rozmowy.
Yun w dalszym ciągu pracował nad Dellem, Wes popijał jakiś napój z puszki i ćmił papierosa.
Noga Luca była opatrzona i zawinięta świeżą warstwą sztucznej skóry.
Rana pod spodem była zszyta mini-klamrami chirurgicznymi.
- No i gdzie Ci tak spieszno? - spytał punk, zapalając fajka.
- Nigdzie. Nie bądź chuj, daj jednego… - Luc wykrzywił się lekko ale leżał spokojnie.
- Eh… - westchnął Ryży i podał papierosa solosowi.


* * *

Lekarz skończył działania na Dellu po dobrej pół godzinie. Chłopak skończył z usztywniaczami dłoni, przedramienia, 3 kroplówkami podłączonymi jednocześnie oraz kuracją nano.
- Nie wybudzać go. Kroplówki muszą zejść i nany muszą skończyć pracę. Wrócę za godzinę - stwierdził zbierając zakrwawione opatrunki, sprzęt. Nie zostawił ani kawałka rzeczy po sobie. Wszystkie odpady upchnął w do niewielkiej torby i ruszył do drzwi. Edek podniósł się by go odprowadzić.
- Trochę się pojebało co? - Luc rzucił do punka gdy ten wrócił.
- Trochę? - Edek zaciął lekko usta. - Wiesz, że Mazz oberwała? Niezbyt poważnie ale ...
- Cooo?!!! -
Heen próbował się zerwać. Edek przygwoździł go ponownie do sofy.
- Kurwa, co mówiłem? Dziecko jesteś? Niezbyt poważnie, ale zarwała z drona.
- Co z nią? Gadaj do cholery! -
Luc wił się pod ręką Ryżego, z jego głosu przedzierała rozpacz.
- No przecież mówię, że nic poważnego. Przeszło przez ramię, czysta rana przelotowa.
Luc nie słuchał już właściwie, dzwonił do niej.
- Tak? - Radosny głos Mazz zabrzmiał w słuchawce. - Ropuszku, co z Tobą? Gdzie jesteście?
- Kotek, dostałaś? Na pewno wszystko okey? Duże Ryże mówi, że okey, ale… -
głos mu uwiązł.
- Dojebię mu kiedyś… Cholerny gaduła… - Głos Rudej nieco oklapł. - Tak, jest ok. Nie martw się zupełnie nic - zapewniała. - Jestem już w domu z Kirą i Alim. Tylko zmęczona. Pójdę się zdrzemnąć, ale jak coś to dzwoń. Dojadę. - Ściszyła głos. - Leki zaczną działać za chwilę, więc nie próbuj zgrywać samotnego jeźdźca. Wiem co… nie ważne. Masz zadzwonić. Tak? - naciskała jak to ona.
- Nigdzie nie dojedziesz - powiedział miękko uspokojony nieco. - Odpoczywaj. Jest już załatwione. Jeden off, drugiego mamy. Report dziś w nocy i koniec, nie oglądaj bo ci się przyśni.
- Luc chcę być. Nie po to by oglądać. By być z Tobą. Żebyś nie był sam… z tym syfem.
- Skarbie, właśnie dlatego nie chciałbym abyś była, abyś nie wchodziła w ten syf.
- Ale to nie jest Twoja decyzja, tak? -
spytała miękko.
- Nie… nie jest. Po prostu…. Nie chciałbym abyś widziała do czego jestem zdolny, nie użyję ławy tym razem. Ale… nie moja decyzja. Prześpij się do wieczora jeszcze trochę. Obiecuję, że dam znać gdzie, sama zdecydujesz.
- Ropuszku… kocham Cię i nic tego nie zmieni -
stwierdziła cichutko. - Nie znamy się od wczoraj. Oboje mamy za kołnierzem. Zanim mnie wyślesz samą do łóżka, to powiedz co z Tobą. - Zmieniła temat i ton głosu.
- Leżę u Edka, umrę Mazz. - Zreflektował się, to nie były właściwe żarty. - Kiedyś… Pod tobą pewnie, na zawał serca, po sześćdziesiątce. Na razie jest znośnie.
Zaśmiała się.
- To byłaby wymarzona śmierć Żaby. Nie kradnij jego pomysłów. - Luc mógł zobaczyć oczami wyobraźni jej radosny wyszczerz. - Chociaż wiesz co… umówmy się na to “Zabzykali się na śmierć” zostanie wygrawerowane na naszych urnach. - Zachichotała. Chyba leki zaczynały działać bo peplała lekko od rzeczy.
- To będzie na pierwszych stronach gazet, bo chyba nie wybierzemy do tego domu, nie? - Też się roześmiał. - Śpij skarbie, dam znać co z wieczorem. Odpocznij.
- No nie - zgodziła się ochoczo. - Dobrze. Ty nie szalej. I nie zgrywaj większego twardziela niż jesteś. Pa, ropuszku.


* * *

Po kwadransie nadeszła wiadomość od Hao:
Cytat:
@LVDHeeN
OD: LeeUu8989
Temat: Maire
  • Luc…
    Znaleźliśmy ją ale jest w szpitalu. Zapas tlenu nie był na godzinę. Przez kilka minut była odcięta od tlenu. Powinna wyjść ok, potrzebuje nieco czasu, 2-3 dni.
Cytat:
@LeeUu8989LVDHeeN
OD: LVDHeeN
Temat: RE: Maire[list]Dzięki. Masz u mnie dług tak czy tak, bałem się, że… Dzięki Hao.
- Edek… nie chcesz bym wstawał nie? - zwrócił się po chwili do punka.
- Mhm … co chcesz? - Punk podszedł do Heena.
- Przyniósłbyś tego jebanego trupa tutaj?
- Po co ci on? -
spytał podejrzliwie Nożycoręki mierząc solosa specjalnym spojrzeniem.
- Chcę na niego spojrzeć…
Edek spojrzał za to na Luca jak na pojeba.
- Ty to jesteś zdrowo rąbnięty. - Poczłapał w głąb mieszkania i po chwili zwalił Fergusa obok sofy. - Tak dobrze? - spytał lekko ironicznie.
- Tak. - Luc wyjął betkę i strzelił trzy razy do ciała. - O wiele lepiej… - przekręcił giwerę w dłoni by Edek mógł ją przejąć.
- Luc, kurwa… - Zabrał ją. - … Kira tutaj mieszka… - syknął.
- Posprzątam. Z mopem w dłoni. Ciesz się, że leżę, bo bym leciał po siekierę… Mógłbyś obudzić tego zjeba? - wskazał na Della.
- Subtelnie czy nie? - punk spytał uprzejmie.
- Subtelnie, on musi mieć dużo sił, by długo umierać Ed. Bardzo długo.
Wielkolud podszedł do leżącego Della i zaczął wybudzanie. Potrząsał chłopakiem do wtóru ze słowami: "Wstajemy… pobudka" głosem trąby jeryhońskiej i tonem wypowiedzi jak dla upośledzonych umysłowo.
Parker powoli zaczął się wybudzać. Otworzył oczy i raptownie wciągnął powietrze, zamrugał próbując załapać kontakt z otoczeniem.
- Jak się spało, królewno?
Chłopak gwałtownie odwrócił głowę w stronę głosu Heena. Edek zszedł z drogi. Oczy chłopaka najpierw się rozszerzyły, a potem twarz wykrzywił niekontrolowany grymas złości.
- Tę.. - wychrypiał i zamilkł. Przełykał chwilę ślinę by spróbować ponownie: - Tęskniłeś? - spróbował się podnieść i jęknął.
- Oj jak bardzo tęskniłem. Będziesz sławny, wiesz?
- Już jestem, wiesz? -
Odbił piłeczkę.
- Nieeee, jeszcze nie. Będzie z tego co wiem transfer z twojej kaźni, to co robiliście dziewuchom to zobaczą tysiące. Może miliony ludzi na tobie.
- A kto to niby nada? -
spytał nagle bardzo zainteresowany.
- Nie wiem. - Luc wzruszył ramionami. - Podobno ma być z tego cash. Ode mnie zależy tylko, czy mają Cię tylko rozerżnąć jak świnię w długiej symfonii bólu, czy komentować to na wizji z nawiązaniem do Twojego pedalstwa. Wtedy umrzesz nie z technokneblem na ryju, a z oderżniętym członkiem taty... - wskazał lekkim ruchem głowy trupa - …w gębie na antenie. A wytłumaczeniem będzie, że mordowaliście kobiety bo… sam rozumiesz. Silne uczucie ojca i syna…
Dell na ostatnie słowa zaśmiał się szczerze po czym rozkaszlał.
- Naciągane ale możesz próbować.
- Ja nie żartuję Dell. -
Luc uśmiechnął się i odwrócił wzrok na sufit.
- Powiedz mi jedno, co? Takie tam życzenie skazańca.
- Mhm?
- Co czułeś jak... -
odwrócił się nieco z chorobliwą ciekawością - ...oglądałeś moje wiadomości?
- Obrzydzenie. I… hm… chęć by cię znaleźć i zabić.
- Tylko tyle? -
drążył Parker.
Luc zastanowił się głęboko.
- Nie. Też trochę żal za tymi biednymi dziewczynami. Również małe nutki znudzenia.
- Znudzenia? -
To zaskoczyło chłopaka
- No tak. Znudzenia.
- Co konkretnie Cię znudziło w zabijaniu?
- Jaki udział miał w tym wszystkim ten śmieć? -
Luc wciąż patrząc w sufit i nie odwracając się lekkim ruchem ręki wskazał trupa. - Pytanie za pytanie Dell.
- On? - nie wyglądał na zbyt przejętego ojcem positkowanym przez Heena - Tylko narzędzie do osiągnięcia celu. - Wzruszył ramionami. Powoli i ostrożnie.
- I dał sie namówić na ten twój pomysł z mordowaniem od tak? Bo przyszedłeś do taty i powiedziałeś: “słuchaj, zaczniemy od dziś mordować dziwki!” - Luc roześmiał się.
- E tam… a ty byś się zgodził? - Dell nie tracił jakoś humoru. - Przecież jesteś normalny, nie? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie.
- No to widzisz. Każdy ma punkt nacisku. Ty masz nawet kilka… Trzeba tylko je umieć znaleźć i nie wahać się ich wykorzystać.
- Gówno prawda. Nie każdy synku. -
Luc dbał aby jego ton był jak najbardziej protekcjonalny i pogardliwy. - Miałeś wielki plan, gówno z tego wyszło. Punkty nacisku poszły w pizdu. - Rozrechotał się.
- Skąd wiesz, że nie wyszło?
- A jak może wyjść?
- Ja osiągnąłem co chciałem, a Ty mi w tym pomogłeś. -
teraz to Dell zarechotał radośnie. - Cała reszta… cała reszta to ledwie otoczka.
- Co osiągnąłeś? -
Luc odwrócił się do Della wpatrując się w niego ciekawie.
- Kilka rzeczy ale najważniejsze to pozbycie się jego. - Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Jak ostatni frajer. Jak ostatnia ciota. - Luc zaśmiał się szyderczo. - Sam za małe jaja by się go pozbyć? Nasz mały Dell potrzebował pomocy?
- Ty jakiś zafiksowany jesteś na seksie. Strasznie lubisz ruchać?
- Lubię. To przyjemne. -
Heen wzruszył ramionami.
- A lubisz bardziej z żoną czy z Rudą? Na Twoim miejscu nie mógłbym się chyba zdecydować, która lepsza. Chociaż żonę poznałem dogłębnie. - Zarechotał radośnie.
- Poznałeś na tyle na ile mogłeś. Zanim spieprzyłeś. Ona żyje, ty będziesz umierał gorzej niż te biedne dziewczyny. Nawet ostatni podryw miałeś dlatego, że byłeś nagrany, a i tak nie umoczyłeś. Jesteś żałosnym misiem, co z jakichś względów nasrał sobie we łbie, że trzeba zabijać profile mamusi. A wiesz jak zostaniesz zapamiętany Dell?
- Wiem. -
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Wiem, jak zapamięta mnie Twoja żona, Luc. I będę z nią bliżej niż ktokolwiek inny. Żywy czy nie. - Spojrzał na solosa. - A Ruda… cóż… jeszcze zobaczę…
- Nie skarbie. Moja żona zobaczy co z tobą zrobią, strach przepełznie w satysfakcję. Ludzkie emocje, znam się na tym. Przestanie się bać widząc Twoją kaźń. -
Luc patrzył mu w oczy.
Dell zaczął się śmiać… Popatrzył na solosa i śmiał się i śmiał aż z oczu poleciały mu łzy rozbawienia.
- Nadal nic nie rozumiesz. To nie o strach chodzi. Widzisz… napiętnowałem ją. Zabrałem jej coś więcej niż godność. Straciła dzieci. Nowych mieć nie będzie. No chyba, że z probówki ale to już nie to samo: surgatka, jakiś facet… może nawet Ty. A to sprawi, że będzie drżeć ze strachu o swojego syna. Jedynego syna. Nie o siebie. O niego. A w tle tego wszystkiego będę ja.
- Widzisz królewno… Każdy rodzic będzie drżał o każde dziecko, niezależnie od tego czy może mieć kolejne -
tłumaczył prawie rozbawiony choć lekko zszokowany tak szalonym podejściem.- Rozstaliśmy się półtora roku temu. - Zaciągnął się papierosem. - Gdyby nie to, że rozpoznałem ją po obrączce gdy w TV wzięła ją trauma team… może byśmy się nie zobaczyli? Zeszliśmy się, tej nocy w spokoju i ufności spała wtulona we mnie. To jest Twój efekt. Jedno dziecko nam starczy, a może i coś adoptujemy, masz zjebany mózg cioto. Przywróciłeś mi żonę i dziecko zjebie, tyle Twojego. Ot mam tylko problem, którą wybrać. I to był Twój plan? By jakiś człowiek, który cie bił jak dziwkę miał problem z rozkminą która kobietę bardziej kocha? Jesteś żałosny Dell. Nawet nie potrafisz kogoś faktycznie skrzywdzić.
Parker przez chwilę leżał wpatrując się w sufit.
- Czyli Ruda do wzięcia? - chyba się zafiksował na jakieś idei czy wyobrażeniu.
- Martw się tym, że zaopiekuję się ofiarą, a Ty cokolwiek chciałbyś “zamanifestować”... To skończysz jako pedał-kazirodca z chujem ojca w zębach na wizji może milionów ludzi. Edek, przypilnujesz go muszę pojechać w jedno miejsce…
- Jasne, ale gdzie z tą girą leziesz? -
punk do tej pory się przysłuchiwał w ciszy paląc fajka za fajką.
- Żonę ze szpitala odebrać i zainstalować, zobaczyć co z Mazz.
- Aha… okej. A jak się jej wytłumaczysz z postrzału? -
Punk pomógł Lucowi wstać.
- Powiem, że dziabnęła mnie tchórzofretka. Co ja się mam tłumaczyć, kule chodzą po ludziach. Kurw… - Z czegoś zdał sobie sprawę. - Przydałyby się nie postrzelane i nie pokrwawione ciuchy. Tchórzofretką tego nie wytłumaczę.
- Nie masz w kieszeni tego fatałaszka Rudej? -
wtrącił się Dell.
- Ooooo, dobre, w tym będziesz zdychał. Masz dobre pomysły czasem.
- Czy on się kiedyś zamyka? -
rzucił punk. - Po ciuchy musiałbym pojechać. Tutaj nic nie mam.
- Dobra, nie ma sensu.


Zadzwonił do Dave’a.
- No hej, Luc. I jak?
- Słuchaj, jest problem… nie dam rady odebrać żony. Mógłbyś?
- No pewnie. Przecież mówiłem, że mogę. Odbiorę i odstawię do Ciebie.
- Jest w Highway Hospital, dam Ci upoważnienia by wejść, tylko prośba, załatwiłbyś jej jakiś ciuch?
- A jaki rozmiar nosi?
- Noooo, zgrabny… -
Luc nie był dobry w ocenie rozmiarów. - Ale to nie ważne, tylko by nago nie wracała, nie musi być dopasowane.
- Ehh dobra… coś zakombinuję… a ty się naucz rozmiarów żony na przyszłość. Dam znać jak już będziemy na miejscu. Coś mam jej powiedzieć?
- Że mały będzie niedługo, ja… powiedz jej, że… Cholera, że mam problemy ze spalonym domem i latam po mieście między strażą, ubezpieczeniem i policją. Zrozumie.
- Eeee…. -
Dave przez chwilę próbował nadążyć ale się poddał - Dobra. To na razie.
Cytat:
@Dr Kingstone
Od: LVDHeeN
Temat: RE:RE:RE: Ugoda
  • Przepraszam, ale dziś nie uda mi się dojechać. Będę jutro, postaram się jak najwcześniej. Mam nadzieje, że sprawa wypisu już jest w toku, po Kirę przyjedzie mój przyjaciel wysyłam jego dane do sprawdzenia przy odbiorze żony. W razie pytań służę. Pozdrawiam
- Edek, Kirunia wciąż u Mazz?
- Tak, ale za niedługo się do roboty zbierać będzie.
- Na którą ma do roboty?
- Zaczyna o 19:00.
- Mhm… Dobra w sumie… damy radę.


Wybrał numer do Halo.
- Tak?
- Mamy wszystko, zaczynamy powoli. Po pierwsze, zmontuj jakiś dżingiel z manifestów skurwysyna i ujęć z ich chatki, czy co tam chcesz. Zapowiedz na nVlogu, by ludzie siedzieli i czekali, by o czasie była już oglądalność, niech wiedzą mniej więcej co dziś zobaczą. Po drugie… furgonetka Wesa postrzelana mocno, do mojego auta trup, sprzęt i ten hardy fistaszek się nie zmieszczą. AV transport w miejsce reportu?
- No czołówkę już mam i kilka teaserów. Mogę zacząć to puszczać. Mogę być AVką tylko…
- Halo odkaszlał śmiesznie. - … śladów nie chce w środku. Z trupa odcisków nie zdejmą? Amo jakieś ma w sobie? Strzelałeś do niego…
- Jesssu, Halo, to weź po drodze jakąś folie malarską. O pociski w skurwielu się nie martw, w reporcie będzie operacja na żywo, finalnie jedyny ołów jaki będzie miał w sobie to w płucach if you know what…
- Dobra, dobra -
włączyła mu się gderliwa kwoka - o której?
- Bądź pod mieszkaniem ślicznej dziewczyny Edka przed 20:00 -
Luc spojrzał na punka i mrugnął na co punk wysunął środkowy palec “łapki”. - Weź jakiś sprzęt do nagrywania głosu jak masz.
- Jeszcze jakieś życzenia… Ropuszku? -
Halo parsknął cichym chichotem.
- Żelki byłyby w porządku. - Luc roześmiał się. - Aha… bo potem mogę zapomnieć. Załatwię pod koniec… przerwę. Możesz z chętnymi jacy wykupią transfer ponegocjować. Wiesz, krótki blok reklam w trakcie. % od wykupu? Hehe.
- Spoko, załatwi się coś smakowitego. -
Luc widział już te ogniki w oczach runnera na samą myśl o zarobku oczekującym na nich. - To do zobaczenia.
- Jadę Ed, wrócę zanim przyjedzie Halo. Zaknebluj go, bo nie zdzierżysz tego bełkotu…
- Jedziesz bez gaci? -
zdziwił się solos.
- Tylko do Mazz, ręcznik od Kiry pożyczę by się owinąć. U niej mam ciuchy.
- Aha, no ok. -
Edek polazł do łazienki i wrócił z dwoma ręcznikami:
- Wolisz różowy czy eeeee…. Biały?
- Różowy. -
Luc roześmiał się. - Tym bardziej wezmą mnie za coś normalnego.
- Z pewnością, jak im zabraknie skali na nienormalność -
zarżał krótko Edek.
- Dobranoc królewno… - Luc zbliżył się z stymem od paraliżu. - Wieczorem musisz być w formie.
- Oglądnij raz jeszcze wiadomości, żebyś wiedział jak się przygotować -
Dell mrugnął dostał w twarz z otwartej, a po chwili zaczął wiotczeć po podaniu mu przez Luca środka paraliżującego.
Solos odłożył stymulator w jakim było jeszcze ¾ dawki.
- Ja Cię chyba po prostu lubię bić… - powiedział do chłopaka.




Mieszkanie Mazz w Bronx
Opierał się o ścianę. I tak trochę kosztowało go przejście do i od windy. Wcisnął powiadomienie uśmiechając się lekko. Ruda by się wkurwiła… Kirunia potraktowałaby to jako coś naturalnego.
- Cześć, Kacperku - przywitała go otwierając drzwi i robiąc mu miejsce. - Dobrze, że jesteś. Ja muszę się zbierać a Mazz jeszcze śpi.
Wszedł kuśtykając owinięty jej ręcznikiem.
- Jasne, leć… Nie wykończył Cię? Gdzie jest najfajniejszy Alisteir na tej planecie? - ostatnie powiedział już głośniej prawie wołając.
- Nowy styl czy lansujesz nową modę? - Zaśmiała się lekko na widok różowego ręcznika. - Ali drzemie z Mazz. Rozrabiał jak pijany zając cały czas. - Uśmiechnęła się ślicznie.
- Testy na ojcostwo zatem bez sensu. Lec Kira, dzięki, naprawdę… pracujesz na tą gwiazdkę.
- Jak noga? -
spytała zabierając swoją kurtkę i torbę, wciskając się w buty.
- Jeszcze jest. Jak odpadnie to zrobię sobie taka jak Ty z Edkiem ręce. Kira… masz w mieszkaniu trupa i rzeźnika, zabiore przed 20, przepraszam.
- Kurwać… -
zaklęła soczyście. - Nie spóźnij się. Moja współlokatorka wraca o 21.
- Okey, będzie dobrze.
- No ja myślę … Jakby co potrzeba, to daj znać. A teraz już znikam. Pa. -
Płynnym ruchem zawiesiła torbę przez głowę i ruszyła do wyjścia.

Luc najpierw zrzucił ręcznik i przebrał się w nowe ciuchy jakie przywiózł z Jersey bodaj 2 dni temu.
Dopiero wtedy podszedł do wejścia do sypialni zaglądając do środka. Mazz leżała okutana kołdrą na boku. Na przeciwko niej leżał Ali, też na boku. Oboje pofukiwali cicho przez sen.
Luc stał tak przez dłuższą chwilę patrząc, po czym przysiadł przy Mazz by ją obudzić. Pocałunkiem w szyję.
Przebudziła się wciągając mocno powietrze.
- Luc - uśmiechnęła się zaspana i rozczochrana. Usiadła na łóżku by się wtulić w Heena.
- Zabieram małego, raport dziś. Dziękuje i… martwiłem się. Wszystko w miarę okey?
- Tak. -
Osunęła koszulkę i ukazała podsiniałe lekko ramię opatrzone i z warstwą sztucznej skóry. - Trochę pobolewa ale żyję, a noga jak? - pogładziła reportera po twarzy.
- Na wylot, straciłem mnóstwo krwi, umarłem, przyszedłem się pożegnać zanim jasny tunel... - zażartował pieszcząc dłonią jej kark. - Bywało gorzej. Obudzisz go? Ja się boję, wiesz, reakcji.
Pokiwała ryżym łbem.
- Zanim go zbudzę, to co z wieczorem? - Zawiesiła wzrok na twarzy Luca
- O 20:00 Halo przybywa swoją limuzyną pod mieszkanie dziewuchy Rudego. Transport w miejsce kaźni i transfer. Wszystko przygotowane. Sprzęt i klient na miejscu. Serio… chcesz być?
- Serio chcesz to robić sam? -
Zapapugowała jego minę i ton głosu. - I sam potem z tym sobie radzić? To tak nie działa i dobrze wiesz.
- Biorę to na siebie, jedynie… przez ten postrzał… nie zaniosę obu i sprzętu. Więc będę potrzebował wsparcia. Ale potem. Sam.
- Wiesz, że nie musisz. Nie przez wzgląd na mnie.
- Kochanie… -
Pogłaskał ja po policzku.
- Ok. - Poddała się. - Nie będę naciskać. Zrobimy potem jakiś wypad?
- Czemu nie, na przykład do Brazylii.
- Brazylii? Na Karnawał? -
Uśmiechnęła się szczerząc ząbki.
- Na przykład, z pewnością będzie wystrzałowo… - Wyobraził sobie Dana. - Dobra, obudź go i zabieram smyka.
- Ok -
zgodziła się na wystrzałowy wypad. - Już, już.
Delikatnie pogładziła Aliego po pleckach i załaskotała za uchem. Chłopczyk obudził się niemal natychmiast i usiadł prosto na łóżku. Nie budził się jak inne dzieci.
- Mama już powinna być w moim mieszkaniu BigAl. Jedziemy do niej?
Malec pokiwał główką. Wtulił się w Mazz i zsunął z łóżka. Zwarty i gotowy.
- Pozbieraj swoje zabawki i zmykamy.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Po chwili stał z niewielką torbą zapiętą. Spojrzał na ojca wyczekująco.
- Po drodze go nakarm bo ostatnio jedliśmy lunch.
- Okey, do zobaczenia niedługo. -
Pocałował Rudą w policzek i wyszedł z Alisteirem.




Mieszkanie Licifera w Concourse
Otworzył drzwi do swego apartamentu kodem dostępowym i wpuścił malca pierwszego sam taszcząc torbę z jego zabawkami i Ubranie Kiry… które faktycznie na nic się nie przydało. Kira i Dave siedzieli w saloniku, dziewczyna wyglądała na nieco zagubioną ale towarzystwo niewielkiego mechanika pomagało jej rozładować stres.
Gdy zobaczyła obu Heenów rzuciła się w ich kierunku.
- Ali! Luc! - złapała małego na ręce, chłopczyk przytulił się do niej mocno. Wyciągnęła ramię i do reportera.
- W końcu na wolności - zażartował ujmując jej dłoń i lekko ściskając. - Nie ma tu za dużo sprzętów i… ja tu rzadko bywam. Ale chyba da radę? Czy wolisz z Alim u Nao?
- Dam radę. - Uśmiechnęła się lekko nie spuszczając spojrzenia z męża.
Dave odchrząknął znacząco i mruknął:
- To ja spadam do swoich, bawcie się dobrze. Miło było poznać, Kira.
- Ciebie też. Dzięki, Dave -
odpowiedziała uśmiechem.
Mały zsunął się na ziemię i ruszył na ekspedycję sprawdzania mieszkania. Ciekawość zaczynała z nim przeważać nad strachem.
- Mały eksplorer. Zamówię pizzę, nie mam dużo czasu o 20:00 muszę być w pracy zejdzie mi pewnie do rana.
- A potem przyjedziesz? -
Nie puściła dłoni Luca, trzymając ją delikatnie.
- Tak, jutro przyjadę.
- Dobrze. -
Uśmiechnęła się odsuwając pasmo włosów z twarzy. - Będziemy czekać, Luc. - przysunęła się nieco bliżej i powoli, ostrożnie przytuliła.
Objął ją i wybierając numer zamówił dwie duże pizze, takie jak jedli u Nao, jakie posmakowały chłopcu. Pociągnął Kirę za sobą zaglądając do sypialni jaką własnie skrupulatnie oglądał mały. Usiadł zaraz potem na kanapie w salonie by nie forsować nogi.
Usiadła obok. Blisko.
- Co się stało? - Wskazała na nogę, na którą utykał.
- Fergus nie żyje - odpowiedział jej cicho.
Na moment wysztywniona zamarła. Pobladła i przestraszona spojrzała na niego.
- To on Ci to zrobił? Jak poważnie? - Zdenerwowana sprawdzała wzrokiem i dłońmi, przesuwając nimi po ramionach i torsie solosa w poszukiwaniu ran, opatrunków i uszkodzeń.
- Niezbyt, ot postrzał, zagoi się. W każdym razie od jutra sprawa rzeźnika przechodzi do historii, nie musisz się już niczego bać. - Poprawił kosmyk jej włosów opadający na policzek.
- Mam nie pytać o szczegóły? - położyła dłoń na policzku męża zmuszając go lekko do odwrócenia twarzy w jej kierunku.
- A to dla Ciebie ważne?
- Ty jesteś ważny…
- Mhhm -
skomentował inteligentnie. - Dr Kingston zaleca terapie psychologiczną, jak się czujesz? Wiesz. Nie zewnętrznie.
Wtuliła się pod jego ramię.
- Bezpiecznie - szepnęła.
Milczał nie bardzo wiedząc co powiedzieć, gładził ją tylko po ramieniu, Kira też nie odzywała się, chłonąc moment spokoju całą sobą. W panującej ciszy rozległy się kroki małego. Przystanął chwilę w wejściu zapatrzony w rodziców na kanapie. Przez chwilę przyglądał się to ojcu to matce, by w końcu ruszyć i władować się Kirze na kolana. Ułożył się w jej ramionach, dziewczyna nieco pomościła się tuż obok solosa, w końcu znowu zapaść w jego objęcie… wraz z synkiem. Ali rzucił Lucowi spojrzenie znad ramienia matki i zamknął oczka na chwile z błogim wyrazem na buzi.
Heen wciąż siedział cicho bał się nawet poruszyć by nie wystraszyć małego, chyba żadne z ich trójki nie chciało przerywać tej chwili, a co najmniej dwojgu była potrzebna jak rybie woda, po tym co przeszli w Wellington i tu w nNY. Przerwało to dopiero powiadomienie o dostawie pizzy.
Wstając ostrożnie i powoli odsuwając rękę z pobliża Alisteira solos skierował się do drzwi, gdzie odebrał zamówienie.

Zjedli żartując od czasu do czasu i rozmawiając o banalnych pierdołkach. Z Alisteirem Luc powtórzył zawody w szybkim jedzeniu pizzy, a Kira zaśmiewała się z ich wysiłków i odrywała cienkie nitki sera z policzków synka i jego ojca. Tego ostatniego racząc od czasu do czasu delikatnymi muśnięciami i niewinnymi pocałunkami. Widać bardzo zależało jej by te chwile miały wydźwięk czystości.

Po jedzeniu posprzątała coraz to przystając, w końcu stwierdziła, że się na chwilkę położy.
Zagoniła małego do umycia się, a gdy przyczłapał z powrotem opatuliła go kołdrą.
- 2 minuty? Wezmę prysznic, dobrze? - spytała.
- Okey, mam jeszcze chwilę.
Była grzeczna i wróciła zgodnie z zapowiedzią. W koszulce i wilgotnymi końcówkami włosów.
- Już. - Uśmiechnęła się. - O której będziesz jutro?
- Nie mam pojęcia, muszę jeszcze załatwić coś w szpitalu. Poza tym kończę pewien projekt, przy końcówkach najwięcej roboty…
- Ok, nie ma problemu. -
Pokiwała głową, a gdy Luc wstawał wtuliła się w niego ponownie, splatając ramiona w pasie. Wspięła się na palce unosząc twarz ku twarzy Heena. Pocałował ją przymykając oczy i ściskając lekko.
- Zmykaj odpoczywać - rzucił z uśmiechem gdy oderwał się od jej ust.
- Sir, yes, sir - zamruczała i powoli się odsunęła. - Tylko zamknę drzwi. - Poczekała aż Luc wyjdzie by zablokować wejście do mieszkania.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 18-05-2016 o 02:17.
Leoncoeur jest offline  
Stary 25-05-2016, 22:44   #92
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mieszkanie Kiry-barmanki na Manhattanie, wieczór
Przyjechawszy z powrotem Luc stanął przed drzwiami i zapukał.
Edek otworzył mu zamaszyście:
- Gotowy? Halo już czeka.
- Taaa, wszystko załatwione. - Wszedł do środka rozglądając się za runnerem.
Ten stał nad Dellem przyglądając się mu uważnie z jakąś dziwną mieszanka wypisaną na ryjku. Ni to fascynacji, ni to obrzydzenia, ni to złości. Gdy usłyszał Heena oderwał się od obserwacji:
- Hej, Luc. Jedziemy z koksem?
- Tak, tylko musimy coś nagrać, masz sprzęt, czy w furgonetce?
- W AV na dole. -
Halo nie wyglądał na specjalnie objuczonego. - Zabieramy ich od razu?
- Nie najpierw nagramy coś, to zajmie tylko chwilę. Ale sprzęt można przenieść. -
Wziął torbę z tym co załatwił runner i wskazał mu pojemnik ze stuffem skręconym przez dziewczynę Edka.
- No jedziemy z koksem, szkoda życia na pierdoły - Halo złapał raźno za pojemnik.
Zeszli na dół i wgramolili się do AV, Luc zaczął nagrywać.
“Są w starej, zamkniętej i zapomnianej stacji metra City Hall, właśnie mordują tam rzeźnika. Ale to potrwa, powinieneś zdążyć.”
“Tak”
“Nie”
“Nie wiem”
“Hao…”
“Daj mi to oglądać, niech mam z tego chociaż tyle…”
“Cześć.”
“Jutro.”
“ Wysyłam maila z danymi dotyczącymi śledztwa”

(...)
Solos nagrywał krótkie teksty zmęczonym głosem starając się grac satysfakcję i zrezygnowanie.

- Zadzwonię do gliniarza w czasie raportu, połączenie tel. Transferowane przez net i bedę dawał Ci na radio info jakie kwestie mu odpuszczać. Pasuje?
- Dobrze. Mam monitorować gdzie jest?
- Jak dasz radę to byłoby świetnie, grunt by oni nie mogli monitorować gdzie my. -
Heen mrugnął.
- Spoko a tą miejscówkę to obczaiłeś już? Bezpiecznie?
- Byłem tam, mało kto w ogóle o wie o jej istnieniu, a z nich mało kto i rzadko tam w ogóle bywa. Musielibyśmy mieć strasznego pecha gdyby ktoś się napatoczył.
- Jasne… no dobra. To chyba tyle? Zabieramy się za cyrk?
- Yup, jedziem z koksem.

Wyszli.




Dawna stacja metra “City Hall”, późny wieczór
Przylecieli pod wejście do zapomnianej stacji metra po 22:00. Po drodze Luc wstąpił do Mazz po swój sprzęt i po krótkiej rozmowie uznali, że Ruda zostanie w domu. Ona nie miała ochoty oglądać kaźni na żywo, a w kwestii pomocy w przygotowywaniu wystarczył Edek, dziewczyna została w domu. W czasie drogi i czekania na punka, który sprzątał jakiekolwiek ślady ich obecności u Kiry, Luc i Halo przygotowali doraźny scenariusz reportu. Runner wgrał do konsoli wszelkie materiały jakie ściągnął z sieci i sam zmontował przygotowując się do akcji. Solos w tym czasie przygotował brief informacyjny na temat Fergusona, z informacji przesłanych przez Kicię, oraz oficjalnych info dostępnych z poziomu sieci. Napisał też długiego maila do Hao, lecz bez wysyłania go na razie. Wszystko miało swój czas. Na pamięć personalnego wyświetlacza vidów ściągnął kilka filmików video i muzykę.

Luc wciąż w masce silikonowej, oraz rękawiczkach ze sztucznymi odciskami palców Marylin Monroe sprawdził wpierw teren, czy akurat jakiś łazik o hobby zbliżonym do Eve nie wybrał sobie City Hall Loop na dzisiejsze miejsce do zwiedzania. Gdy wrócił kulejąc Wes został w AV, a Edek i Halo pomogli reporterowi w przetransportowaniu sprzętu, trupa Fergusa, oraz Parkera, przytomnego lecz sparaliżowanego, bełkoczącego coś do założonej mu maseczki technoknebla. Heen na razie nie podłączał się do urządzenia, nie interesowało go co psychopata pieprzy czy to do siebie czy pod adresem solosa.
Uznał, że zrobił błąd u Kiry-barmanki starając się rozmową sprowokować gnoja do mówienia. Do wytłumaczenia jaka była rola Fergusa w zbrodniach, skąd wziął się ten szalony pomysł, co im przyświecało i motywowało… Ciekawość była niesamowicie silna, jednak Parker swymi manifestami chciał najwidoczniej nauczać, edukować. Wskazywać swój punkt widzenia i potrzebę działania wedle jakiegoś chorego scenariusza. Dell chciał być podziwiany za to co robi i Luc poczuł leciutki błysk satysfakcji mimo niezaspokojonej ciekawości - gnojek umrze ze świadomością, że nikt, nawet jego kat nie będzie mógł głębiej rozważać jego dzieła… bo nie będzie go świadomy. A może Parker nie myślał w ten sposób i fakt iż zabierze ze sobą wszystko do grobu nie wzruszał nim? Luc miał to w dupie. Wierzył że jest inaczej.

Od wyciągnięcia go z AV rzeźnik-junior miał na sobie wszelki wypadek blokery transferu radiowego i cybersprzętu. Jego dotychczasowe działania nie wskazywały na to by miał wszczepione złącze neuralne, ale strzeżonego… (jak to mówiła Amanda). Dostał kolejną dawkę medów i stymulatory na czasowe wzmocnienie organizmu (w tym pracy serca), środki zwiększające krzepliwość krwi oraz kolejny strzał paraliżu. Dell mógł sobie najwyżej pomajtać powiekami i/lub poszeptać coś zmartwiałymi ustami. Reporter sprawdził tez kroplówkę jaką zabrali ze sobą, na razie życie Parkera było bezcenne. Podłączył się pod wyświetlacz personalny i pod technoknebel kablami aby móc rejestrować dźwięki wydawane przez rzeźnika-juniora oraz wpływać na to co odbierał słuchem i wzrokiem. Założył ten sprzęt ofierze wyłączając na razie opcję odbioru dźwięku z technoknebla. Puścił Dellowi zapętlony kawałek na fonii i wizji, by rzeźnik junior mógł się ‘rozerwać’ zanim przyjdzie jego kolej. Pętla miała dziesięć godzin, ale chyba nikt by tyle nie przetrwał.
A Parker nie musiał, nie miał dziesięciu godzin.



W końcu Heen spojrzał na przygotowany obok zestaw operacyjny. Warunki do przeprowadzania zabiegu były tragiczne, jednak solos nie przejmował się zbytnio opcją powikłań będących wynikiem brudu. Spojrzał krytycznie na ostatni nie używany do tej pory stym i wstrzyknął go sobie. Wytłumiacz emocji nie był wszak dla Della, on miał wszystko czuć od A do Zet, to reporter wiedząc co chce zrobić chciał choć trochę odsunąć to od siebie. Nie chciał też, aby ewentualne analizy wskazywały jak bardzo reporter naładowany jest emocjonalnie do ofiary i tej sprawy.

- Zaczynamy? - spytał patrząc na Edka.
- Nie mogę się doczekać - mruknął punk.
- Gotów do startu? - rzucił przez radio do Halo.
- Jedziemy, wrzucam czołówkę.
- Bądź z tyłu by choćby przypadkiem nie daćc się omieść kamerze - to ostatnie solos rzucił do Rudego, który tylko pokiwał głową.

Luc założył swoją maskę z mikrofonem i uklęknął przy Fergusie w takiej pozycji by dać jak najbardziej odpocząć ranionej nodze.

Na “Night at Work “ Poleciał filmik zmontowany przez Halo jako wstępniak do transmisji. Przerywany obrazem z kamery cyberoka Lucifera i nagrania z mieszkanka Fergusa.
W tle poleciała muzyka:



Dogorywająca kobieta z rozbebeszonym brzuchem, z którego właśnie wydzierano flaki.
Jelita, narządy wewnętrzne brutalnie wyszarpane rozlewały się na boki.
Ofiara najwidoczniej jeszcze żyła gdy proces się rozpoczął.
Obraz przełączył się na powolny przesuw wzroku Lucifera po stopach O'Connella.
Cytat:
Nora, lat dwadzieścia cztery, zabita przy Woodraw Road
Pogrążone w półmroku pomieszczenie do którego ktoś z kamera wchodził właśnie przez zamaskowane przejście w szafie.
Łydki, kolana, Uda trupa.
Cytat:
Ronda, lat dwadzieścia sześć zabita przy Amboy Road
Ciało szarpane śmiertelnymi drgawkami i przytłumione ni to jęki, ni to bulgotania w tle.
I ciche “szzzzzzzzzzzz” jakby ktoś próbował uspokoić i koić ochłap mięsa, który kiedyś był kobietą.
Wypielęgnowana nieruchoma dłoń o smukłych palcach.
Cytat:
Elisa, lat dwadzieścia dziewięć zabita przy Roosvelt Avenue
Powolny najazd kamery na “wyspę”, (czyli stół chirurgiczny), oraz regały w tajnym mieszkanku Fergusa i Della.
Tył głowy CEO Sunny Hilll leżącego na razie z łbem na boku
Cytat:
Mimi, lat dwadzieścia dwa zabita przy Blaird Road
...embrion wyrywany z rozprutego łona ochłapu, które niedawno jeszcze było kobietą. Kobietą. Klatka piersiowa zmasakrowanej ofiary nadal poruszała się w nieregularnych próbach łapania ostatnich oddechów. Płód równie okrwawiony jak jego matka, maluteńki chłopczyk, nie miał jakichkolwiek szans na złapanie pierwszego czy ostatniego oddechu. Laserowe ostrze ugodziło jego serce w momencie wyrywania go spomiędzy powłok brzucha...
Zbliżenie na gładko wygolony policzek, linię szczęki, blade obmyte z krwi usta.
Cytat:
Connie, lat dwadzieścia siedem zabita przy Avenel Road
Pojemniki z płodami pokazywane z różnych ujęć...
Cytat:
Ostatnio w nNY bycie piękną młodą ciemnowłosa kobietą było przekleństwem. Przekleństwem budzącym przerażenie wśród nich oraz obawę i niepokój u ich rodzin, chłopaków, mężów…
“Rzeźnik” zamordował pięć dziewczyn.
Ale to nie zamyka listy jego zbrodni.
Bo okazał się też perfidnym złodziejem

Zapieprzył mi 8 kulek.
Najazd na tułów. Zakrwawioną koszulę rozchełstaną i pokazującą krwawe dziury po pociskach.
- Jest zgłosze… dwa, trzy. Kurwa, ale się rzucili - mruknął Halo. - Na razie chcą pewności. Ostrożne misie. Za grosz zaufania…
- Dziwisz się? - prychnął reporter po zblokowaniu transferu dźwięku na linię fonii programu.
- Są niepocieszeni, że typ nie żyje, stawki lecą marniejsze.
- Powiedz im, że drugi żyje, to to tylko przystawka.
- Zdradzamy scenario już teraz?
- Oni mogą widzieć, ważne by widz miał niespodziankę.
- Okey.
Podczas tej szybkiej wymiany zdań Luc rozpoczął “operację na otwartym Fergusie grzebiąc w trupie i wyłuskując kule jakimi zabił CEO na White Plains, jak i te które władował w niego w vanie Wesa oraz mieszkaniu Kiry. Gdyby nie stym pewnie nie mógłby powstrzymać obrzydzenia. Gdyby nie chipy pewnie nie potrafiłby, albo robił to brutalnym rozrywaniem ciała. Nieśpiesznie działał skalpelem i szczypcami czyniąc profesjonalne cięcia, aby jatka nie przeradzała się w groteskę.
Aczkolwiek i tak sam fakt, że ludzie chcieli oglądać takie rzeczy…
Wprawdzie zarówno na kanałach nTV, jak i na nVideoblogu odbiorca miał możliwość cenzurowania obrazu zmianą ostrości w najbardziej kluczowych momentach.
Kiedyś analizowali to z runnerem ile osób wybiera tę opcję. Nie było to nawet 40% przy najbardziej krwawych kawałkach. Ludzie to jednak są zwierzęta.
- Sprzedane! - sapnął Halo z konkretnym podnieceniem i entuzjazmem. Luc na razie nie chciał wiedzieć za ile.
Biorąc pod uwagę, że on to robił for free, to chyba wcale nie chciał.
- Przekierowuję sygnał, za chwilę wygaszam NAW. Tylko, że bez zapasu. Chcą żywca. Dżingiel, zmontowany wstęp i kilka ujęć puszczają na witrynie i kanale otwartym, na płatnym wrzucają auto transem. Stąd prośba byś na razie spasował. Krój go długo. Daj czas widzom na obejrzenie startera zanim przejdziesz dalej z akcją.
- Kto wziął?
- CBS i NBC, lecą równolegle…
Heen niespiesznie ‘operował’.
Kolejna kulka z berety wylądowała w pojemniku.
Cytat:
No przyznajcie się…
Chcecie wiedzieć kto to jest?
- Dobra, koniec przekazu na otwartym za 3, 2, 1… możesz lecieć.
Szerokie machnięcie skalpelem otwierające jeden z rejonów klatki piersiowej.
Cytat:
Nasz martwy kumpel niestety nie dał złapać się żywcem.
Poznajmy się.
Gnojek m… miał lat 46, urodzony w Castlebar w Irlandii co mam nadzieję, jest chorym wyjątkiem potwierdzającym regułę, że Zielona Wyspa daje nam rzeczy piękne i przyjemne. Rozwiedziony, wedle wszelkich informacji bezdzietny (ale wrócimy jeszcze do tego). Rodzice cieszyli się i cieszą dużymi koneksjami i jeszcze większymi pieniędzmi. Ojciec prawnik obsługujący megakorporacje Matka była szefem biura prasowego prezydenta poprzedniej kadencji. Są rozwiedzeni.
Jak nas państwo oglądają, to może dobrze byłoby spotkać się na kawie? Powspominać? Podyskutować o tym jakiego stworzyliście dewianta?

W każdym razie nasz martwy kolega lubiący krwawe atrakcje kończył medycynę (neurologia, neurologia dziecięca) z pierwszym wynikiem w Columbia University. Zaczynał w Cambridge, ale liczne przenosiny rodziców wymuszały zmiany uczelni. Następnie uzyskał specjalizację w psychiatrii. Wcześniej pracował w prywatnych klinikach i szpitalach. Tuż po rozwodzie założył fundację zajmująca się leczeniem dzieci z problemami.

Nie wiem gdzie się coś spieprzyło.
Gdzie i czemu gwiazda psychologii z pomocy innym tak się skrzywiła.

Poznajmy…
Pana Fergusa O’Connella.
Luc przekręcił głowę trupa i spojrzał na nią transferując obraz. Nie wiedział na ile CEO był faktycznie winny mordów, zapewne rzeczywiście był tylko narzędziem w rękach Della jaki sam odwalał “robotę”. Ale ktoś dał Parkerowi mieszkanie, ktoś interesował się tym, ktoś go wspierał. Ktoś… kręcił.
O’Connell zasługiwał na to by go zniszczyć po śmierci.
By zmiażdżyć jego nazwisko.
Pamięć.

Skrwawiony trup był wypatroszony, dalsze ‘zabawianie się’ z ciałem nie miało sensu. Na przydługą sekcję chciałby patrzyć tylko naprawde chore zjeby, trzeba było wiedzieć kiedy przestać. Szczególnie, że Luc wyłuskał już wszystkie kule.
Cytat:
No, ta była ostatnia.

Wielu z was żałuje pewnie.
Żałujecie, że sukinsyn poniósł szybką śmierć, że nie cierpiał za to co zrobił.
Nie przeżywał udręki za nieprzebyte odmęty strachu kobiet bojących się wyjść po zmroku na ulice.
Nie czuł tego co jego ofiary.
Tak?
Mam dla Was zatem niespodziankę.
Bo to był tylko pół rzeźnika…
Muzyka w report idąca w off zmieniła się.



Wyłączył teledysk jakim katowany był Dell i puścił mu na wyświetlaczu transferowany report na żywo. Chłopak mógł zobaczyć ciało Fergusa i...
Pokój pełen zdjęć pięknych ciemnowłosych kobiet w różnych ujęciach wiszących na ścianach.
Młody mężczyzna wchodzący do niego szybkim krokiem i kierujący się do biurka.
Zwolnione tępo z perspektywy kogoś kto doskakuje do niego, strzał i slow motion gdy kula roztrzaskuje kolano.
Bucior miażdżący delikatne kości dłoni.
Kopnięcie łamiące rękę.
Ból i zaskoczenie na twarzy spauzowanej przez Halo.
Cytat:
Poznajcie Della Parkera
Obraz nagrany w mieszkanku Fergusa zniknął zastąpiony widokiem z kamery Heena, który zdjął wyświetlacz z oczu chłopaka, choć zostawił mu technoknebel. Nie włączał na razie nawet dla siebie podsłuchu na to co ten ewentualnie szepce.
Cytat:
Wedle rewelacji tego biednego kawałka gówna co właśnie macie ‘niewątpliwą przyjemność’ poznać, to syn Fergusa.
Jeżeli to prawda to oto co za bękarta spłodził podczas przygody z jedną prostytutką.
Fergus dawał tej zaplecze, pomagał… nagrywał, a ciął i mordował ten tutaj.

Dla Fergusa O’Connella motorem napędowym był paniczny strach przed kobietami jaki maskował przebojowością. Dla Della? Może zazdrość miłości matki do dziecka? Rodziny? Czy to ważne? Naprawdę chcemy wchodzić w łby tych śmieci?
Luc włączył odbiór linii na której mógł usłyszeć chłopaka, który szeptał coś o tym, że i tak osiągnął cel.
Solos skrzywił się lekko.
Znowu ciekawość co roi się w tym chorym łbie i znowu efekt świadomego wyparcia.
Chęć poznania i odgrodzenia się od prawdy.
Bo prawda nie była tu ważna i jak wszystko pójdzie dobre jedyną prawdą będzie to co usłyszą widzowie.

Luc skoncentrował się na celu.
Kaźń “Rzeźnika” nie miała być jedynie zarobkiem, zemstą za Kirę, satysfakcją, ostrzeżeniem dla innych chcących pójść w jego ślady i napędzaniem pozycji nightreportera..
Miała pokazać seryjnego mordercę zniszczonego i zrobić rysę na jego legendzie w postaci takiej bruzdy, że ktokolwiek wspomniałby kiedyś nowojorskiego rzeźnika reagowałby zamiast strachu odrazą, zamiast podziwu drwiną.
Kuba rozpruwacz, nigdy nie złapany, legenda budząca przerażenie.
Dell Parker i Fergus O’Connell…
Cytat:
... dwa żałosne indywidua przekuwające zazdrość, strach, samotność, poczucie odrzucenia w mordy. Zapinający się w kupry po kręceniu swoich manifestów, w sypialni obok ich pokoju ‘zabaw’. Nawet nie potrafiący na stałe zdecydować który będzie pasywny w tym kazirodczym związku.
Luc wychwycił słaby śmiech dobiegający z kanału Della, przełączył się by nie słuchać.
Na szczęście technoknebel nie pozwalał zbytnio pokazywać jego grymasu rozbawienia na wizji. Solos czuł, że pudłuje. Reakcja Parkera świadczyła o tym, że strzelał kulą w płot, a między starszym i młodszym z rzeźników było coś, czego nie ogarniał.
Był jednak konsekwentny.
Skalpel zaczął nacinać koszulę chłopaka by wkrótce odsłonić tors i brzuch zostawiając po sobie również płytkie rany. Przeciął też spodnie odsłaniając przyrodzenie.
Luc mówił spokojnie naszpikowany uspokajaczami, nie czuł emocji… na satsfakcje był czas jutro, jak zejdzie z niego chem.
Cytat:
Czy robiąc to co robią ludzie źli do szpiku kości stajemy się takimi jak oni?
Sami zdecydujcie, ja uważam, że nie.
“Oko za oko, ząb za ząb” - tym kierowaliśmy się kiedyś.
Przestaliśmy, ot cywilizacja.
Dziś taki O’Connell stanąłby przed sądem, a jego prawnicy wybroniliby go z kary śmierci.
Gdzieś zapomnieliśmy, że takie gnidy powinno się sprawnie eliminować, zamiast próbować nierealnej w ich przypadku resocjalizacji, lub traktować nie zawsze rozwiązującym problem braindancem.
Sanitarny odstrzał zjeba by chronić społeczeństwo.
I kara zadośćuczyniająca ofiarom zbrodnię.

Ci dwaj torturowali zchorych pobudek.
To co ja zaraz zrobię…
Nora, Ronda, Elisa, Mimi, Connie…
To dla was.

Myślicie, ze patrzą z tego miejsca gdzie są?
Chipy pompowały w mózg wiedzę jak to zrobić, a przygotowane medy w tym biospray na rany dawał zaplecze.
Kilkoma wprawnymi ruchami odciął Dellowi członka i jądra, po czym rzucił je na ciało Fergusa.
Widział, że chłopak raczej stracił na humorze, jednak nie przełączał się na jego kanał by posłuchac wrzasków.
Nawet bez emo-wygłuszenia nie chciałby się karmić bólem i przerażeniem.
Różnił się od nich.
Przynajmniej wierzył w to.
Chciał wierzyć.



Mijały minuty, a skalpel kontynuował szaloną wędrówkę po ciele chłopaka. Luc czasem wtrącał coś wskazując szczegóły anatomiczne i nawiązania do czynów dwójki psychopatów. Cały czas w klimacie ośmieszenia i upodlenia torturowanego i jego martwego wspólnika.
Był też ostrożny monitorował stan ofiary jeszcze przed akcja będącego w stanie fatalnym.
Cięcia były płytkie obliczone na efekt wizualny i ból, by nie wykonczyć go za szybko.
Medy i chemia podążały drogą skalpela, działały na krwotok, uspokajały tętno katowanego by nie “wyszedł tylnymi drzwiami” w efekcie szoku z bólu.
Odcięte palce po kolei lądowały na Fergusie, a wkrótce dołączyły do nich oczy Parkera.
Dopiero gdy solos rozciął brzuch system monitorujący stan “pacjenta” skupiając się mocniej na ‘masakrowanym terytorium’ zgłosił anomalie.
Zaprogramowany był na skanowanie młodego mężczyzny i zgłosił uszkodzenie cięciem pozostałości po…

… żeńskich organach rozrodczych.

Luc zdębiał.
Opatrując kolejne rany jeszcze raz sprawdził odczyty.
Dell był po operacji zmiany płci.

Do głowy przyszła mu szalona myśl.
- To ty byłeś tą dziwką, jaką Fergie napompował? Dell? - Wyłączył transfer dźwięku na report i rzucił na kanale Parkera starając się ignorować jęki i wrzaski. - Szantażowałeś go, a on nie dość, że doprowadził do aborcji to jeszcze ci płeć zmienił? Za to go nienawidziłeś? To była Twoja zemsta na kobietach podobnych do... ciebie?
Chłopak był już w stanie psychicznym nie pozwalającym na wykreowanie jakiejkolwiek odpowiedzi, jednak wyprężył się lekko, a medskan zawiadomił o nagłym podwyższeniu tętna. To nie musiało oznaczać, że Luc trafił. Być może znów chybił wyciągając błędne wnioski.
Wyłączył kanał Parkera.

Nawet na emoblokerze miał dosyć.
- Nie mogę Halo, mam dosyć… - rzucił na kanale łączności z runnerem. - Ugaduj się ze stacją na blok reklam, będę potrzebował kilku minut zanim wróci obraz. Ewakuacja, zgarnięcie sprzętu.
- Jadę z koksem. -
Brat Mazz chyba rozumiał. - Dajemy okno na blok komercyjny za trzydzieści sekund.
- Dzwonię po detektywa. Jadę na połączeniu przez ciebie. Puszczaj nagrane odpowiedzi dla niego wedle sekwencji jaką będę wskazywał.
- Okey.
Cytat:
Musicie mi wybaczyć…
Jestem tylko człowiekiem, nie chcę więcej.
- Luc? - odezwał się policjant gdy odebrał połączenie. Głos miał lekko napięty.
- 1. - Heen na krótką chwile wyłączył linię na report i rzucił na kanale z runnerem po wyłączeniu dźwięku ze swojej strony na rozmowie telefonicznej.
- “Są w starej, zamkniętej i zapomnianej stacji metra City Hall, właśnie mordują tam rzeźnika. Ale to potrwa, powinieneś zdążyć.” - Halo puścił nagrany głos Luca na połączenie telefoniczne. Solos w tej samej chwili kontynuował na reporcie:
Cytat:
"Jeżeli długo patrzysz się w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć się na Ciebie"
- Jadę, ile mam czasu? - Hao chyba zerwał się z miejsca. Niewyraźnie słychac było jakby rzucił coś do kogoś po drodze.
- 4.
- “Nie wiem”.
Cytat:
To ciekawa sentencja, szczególnie w związku z tym co robię.
- Ilu ich tam jest? Możesz to powstrzymać?
- 3.
- “Nie”.
Cytat:
To wasza przyjemność, wasza satysfakcja...
- Luc?
- 5.
- “Hao...”
- Ilu ich tam jest?
Cytat:
A mój ciężar.
Ale wiecie co?
- 6.
- “Daj mi to oglądać, niech mam z tego chociaż tyle…”
Cytat:
Dobrze przynajmniej wiedzieć, że ten sukinsyn...
Dzięki Luc... - Hao brzmiał na zakłopotanego.
- 9.
- “Wysyłam maila z danymi dotyczącymi śledztwa”.
Cytat:
... otrzymał dokładnie to na co zasługiwał. To jak? Zabijemy go?
- Przeczytam po drodze - rzucił policjant.
- Reklamy za 3...2… - odezwał się runner.
- 7.
- “Cześć” -
zmęczony głos reportera poleciał linia telefoniczną.
Luc rozłączył się.
Cytat:
Wrócimy za parę minut.
- Cięcie. - sucho oznajmił Halo
- Spierdalamy - Heen odezwał się do Edka przez cały czas obserwującego kaźń. - Zbieraj sprzęt, to, to to i… - reporter wskazywał poszczególne rzeczy sam montując kamerę na stelażu i uaktywniając nadajnik. Wyprofilował ją tak by robiła rzut z jego ostatniej pozycji.
Wysłał maila przygotowanego dla Hao:

Cytat:
@LeeUu8989
Od: LVDHeeN
Teemat: scenario
  • Nora, l. 24, leczyła się w klinice od roku. Podstawowy pakiet. zabita Woodraw road
  • Ronda, l. 26, była pacjentką od 9 miesięcy. Podstawowy pakiet. zabita przy Amboy Rd
  • Elisa, l. 29, pacjentka od 13 miesiecy, podstawowy pakiet. zabita przy Roosevelt Ave
  • Mimi, l. 22, pacjentka od 6 miesiecy, podstawowy pakiet. zabita przy Blaird Rd
  • Connie, l. 27, pacjentka od 6 miesiecy, podstawowy pakiet. zabita przy Avenel Rd
  • Kira, l. 25, pacjentka od 10 dni, podstawowy pakiet. napadnięta przy Convey Bulevard

Zbieżności profilowe:
  • Każda miała ten sam typ urody i wiek 20-30 lat - typ urody dziewczyny/żony/matki mordercy?
  • Każda miała trudne relacje w rodzinie - patologia rodzinna w relacjach ofiar - tskojarzenie z rodziną mordercy?
  • Każda posiadała dziecko - patologia rodzinna odbijająca się na dziecku - skojarzenie z dzieciństwem mordercy?
  • Każda pracowała w wiadomej niszy - pogłębienie patologi i brak perspektyw - dziewczyna/żona/matka była prost.?
  • Każda była w ciąży - produkcja nowego dziecka narażonego na patodzieciństwo - rmorderca miał dziecko narażone na pato?
  • Każda leczyła się w tej samej klinice - łącznik między kliniką gine, a SH/mordercą

Profil mordercy:
  • Highclass: Spore możliwości finansowe vide używany sprzęt.
  • Wiedza medyczna: Dogłębna znajomośc anatomii człowieka i psychologii ludzkiej (zachowanie ofiar).
  • Patologia rodzinna: chęć karania lub zapobiegania dalszemu wychowywaniu dzieci przez ofiary, na bazie własnego doświadczenia.
  • Poczucie krzywdy: wybiera tylko te kobiety jakie przypominają mu kogoś od kogo sam zaznał patorelacji jako dziecko/mąż/ojciec?
  • Brak normalnej pracy: Ma czas na łażenie za potencjalnymi ofiarami i rżnięcie ich w nocy, nie pracuje na zwykłym korpo.
  • Kontakty w branży med: Zaplecze pozwalające mu na wybór ofiar przez Klinikę Ginekologiczną w Woodbridge.


Śledztwo[list]Kira dała namiar na związek rzeźnika z recepcjonistą pracującym jednocześnie w Sunny i klinice gine. w Woodbridge. Podejrzanym był ktoś w Sunny Hill. Przejęcie skurwiela i plik-lokalizator dał ludziom zajmującym się sprawą namiar na mieszkanie które Ci wystawiłem. Krótkie grzebanie dało info, że mieszkanko jest na Fergusa O’Connella.
Maire Whiters jaką wyciagnąłeś ze skrzyni jest VP Sunny kooperowała.
W bajce jaką opowiesz dając sprawozdanie ze śledztwa muszą być następujące sprawy.
  • Sunny Hill w postaci Maire Whiters (VP) pomagało w śledztwie ryzykując nawet życiem. Fundacja musi wyjść z tego z najmniejszym szwankiem. Oni robią naprawdę dobre rzeczy Hao, nie ich wina, że CEO był psychopatą.
  • Plik pozwalający zlokalizować rzeźnika i odkryć mieszkanie… Weź na siebie. Możesz postarać się też o zwrot funduszy na wynajęcie runnera do przygotowania zasadzki. Wypij Guinnessa za tą kasę.
  • Wysłanie pliku przez Della Parkera weź na siebie. Zmusiłeś go do kooperacji, jednak urwał się z transportu do komendy.
  • Zlokalizowanie miejsca kaźni… Oglądałeś transmisję z jatki na “Night at Work”, videoblogu. Lubisz stare i opuszczone miejsca z historią, byłes kiedyś w City Hall Station, skojarzyłeś... nie wiem kurwa - barwę cegieł na ścianie.
  • Kira we wszystko ma być zamieszana niejawnie. Żadnego nazwiska.



...klatka piersiowa zmasakrowanego ciała ledwo się unosiła. Obraz kaźni był wstrząsający, szczególnie, że zahaczał o Fergusa z niewielkimi częściami ciała Della leżącymi mu na piersi jak niepotrzebne śmieci.
Cytat:
Kat nigdy nie czerpie przyjemności z egzekucji, a gdyby czerpał, powinno się przemyśleć, czy powinno się go trzymać jako kata.
Ale egzekucja jest obowiązkiem.
Wyrwać chwast ze zdrowego społeczeństwa.
Przerwać pasmo strachu i zagrożenia.
Być samemu sędzią, ławą przysięgłych, adwokatem i prokuratorem tylko po to by mieć pewność, że koszmar nie wróci.
Ufacie policji?
Sądom?
Gdyby zostawić tego tu glinom, to jaki procent szans byłby, że to gówno nie wróci na ulicę?
95%?
To co z tymi 5%
Podjęcie ryzyka by wszystko było zgodnie z prawem?
W ramach cywilizacji jaką stworzyliśmy i jaką się szczycimy?
Czy po prostu na dobranoc strzelić mu w łeb?
Luc mówił bez emocji.
Obraz lekko przesunął się pokazując zbliżenie twarzy Della straszącej krwawymi dziurami oczodołów.
Na czloe miał krwawe rany, gdy reporter skalpelem “napisał” mu na nim. “Hey I’m sexy and I Know that”
- nNYPD Nie ruszać się! - zabrzmiał nagle gdzieś z offu głos Hao .
- Mamy rannego, trauma, ruszcie dupy sprzed wejś… - głos chyba jego partnera.
Strzał.
Obraz zastąpiła czerń.



THE END

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-05-2016 o 23:13.
Leoncoeur jest offline  
Stary 09-06-2016, 16:19   #93
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Billy Idol



6 sekund…
Wyszli…
Różowooka odetchnęła i syknęła jedynie:
- Szybko do taksówki – pojazd właśnie podjeżdżał pod wejście do budynku.
2 sekundy….
Załadowali się do samochodu.
- Górny Manhattan, Klub pod kolibrami, szybko! – głos Rose był napięty, gdy w końcu ruszyli. Dziewczyna oglądnęła się raz gdy z budynku właśnie wybiegał ochroniarz.
Szybko zostawał w dali gdy włączyli się do ruchu.
- Ostatni przystanek dzisiaj i jesteś wolny. – uśmiechnęła się fixerka.

To było ciekawie stwierdzenie, bo wcale wolnym się nie czuł, gdy otrzymał powiadomienie o połączeniu przychodzącym od Sonii. Idealna twarz blondynki w jej avatarze wpatrywała się w Idola wyczekująco.
Tuż po nim zaś otrzymał wiadomość:
Cytat:
Bądź dzisiaj, 23:00 tam gdzie poprzednio. I.
Niecała godzina.
Wyglądało na to, że sprawy z Matrixem zaczynały nabierać tempa.
 
corax jest offline  
Stary 20-06-2016, 18:01   #94
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Klub pod kolibrami pojawił się dość szybko w ich polu widzenia.
Więc Billy skontaktował się z dziewczętami.
“-Na dziś to koniec kiciu. Pamiętaj żeby wypocząć. Wielkie dzięki za pomoc. Skontaktuję się rano”
- Ok. To do zobaczenia. Fajnie dzisiaj było. Paaaaa! -
uzyskał zwrotkę.
Rose tymczasem wysiadła z taksówki. Nachyliła się do jej wnętrza:
- Jedziesz dalej?
-Ostatecznie tak. Polecasz jakieś drinki w tym klubie. Mam chwilę czasu do zabicia.-
zapytał po namyśle Idol.
- To raczej nudne miejsce - stwierdziła fixerka - przerobiony dawny bar roboli. Piwo mają, whiskey…- wzruszyła ramionami odsuwając się od drzwi taksówki i robiąc miejsce Idolowi. - Pewnie coś znajdziesz dla siebie. Chociaż oboje będziemy wyglądać konkursowo. - zaśmiała się.
- Twój… tajemniczy zleceniodawca się tu zjawi?- zapytał Idol nastawiając powiadomienie w ręce na 23:00.
- Pewnie nie osobiście. Tylko wyśle kogoś zaufanego. - Rose ruszyła do niewielkiego wejścia klubu, które swoje lata wspaniałości miało za sobą. Odkruszone gdzieniegdzie kawałki muru, walające się resztki opakowań po… Idol wolał nie wiedzieć po czym… nie zachęcały specjalnie do wejścia, szczególnie osób ubranych jak Billy i Rose.
A mimo to fixerka pchnęła zamaszyście drzwi i poprowadziła Idola do środka.
Wnętrze odpowiadało wyglądowi fasady. Stare, zapomniane w stylu siedziska, bar obłupany miejscami, miejscami jego ciemnoczerwony kolor wypolerowany na błysk. Kilku zabłąkanych gości. Przez chwile wszystkie oczy zwróciły się na wchodzących, by ponownie poddać się zobojętniałemu ignorowaniu nowych.
Rose wskazała niewielki okrągły stolik.
- Chodź, tu poczekamy.
- Rzeczywiście… nie miejsce dla pani i jej bodyguarda.-
ocenił Idol rozglądając się dookoła. -Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci fakt, że nie rozwaliłem nikomu facjaty? W końcu zatrudniłaś twardziela do roboty, a weszliśmy podstępem… choć na bezczela.
- Nie zależało mi na rozwalaniu niczego. Potrzebowałam Cię na wszelki wypadek. A tak chociaż wyglądało to i miało ręce i nogi. Co chcesz do picia? Piwo?
- Może być piwo . I polecam sie na przyszłość. Także do krwawych kwestii, choć unikam przemocy jeśli… jest taka możliwość. Rozbijanie łbów znużyło mnie na tyle, by nie sięgać po broń o ile nie ma ku temu konieczności.-
stwierdził Billy.
- A co Cię teraz bawi? - rzuciła Rose przez ramię unosząc paluszek do góry. Ruszyła do baru by zamówić napitek, z którym po chwili wróciła. W tle leciały jakieś nudnawe wiadomości, goście zapatrzeni byli w monitor wiszący nad barem niczym zahipnotyzowani.
- Noooo? To co? - powtórzyła dziewczyna wracając z cienkim piwem. Postawiła jedno na przeciwko Billy’ego.
- Hmm… jak by ci to wytłumaczyć.- uśmiechnął się biorąc puszkę. - Miałem kiedyś na swe skinienie naprawdę ładne laski. Takie modelki prosto z katalogów mody i… wiesz co? W większości były to bezpruderyjne puste wieszaki. Dobre w łóżku, ale nic poza tym… Teraz odkryłem że są nie tak idealne kobiety na świecie. Ale za to jakie ciekawe i intrygujące, nieprzewidywalne. Przez długi czas żyłem pod kloszem i… kurka… teraz żyje mi się ciekawiej. I to mnie bawi i ekscytuje.
W oczach Rose widać było niejaką ciekawość.
- Mam wrażenie, że to jest pierwszy raz, gdy mówisz jak człowiek. Nie traktujesz mnie jak kolejnej laski do zaliczenia - uśmiechnęła się. - Czemu?
- Może to moja strategia? Poza tym… bez przesady. Nie traktuję nikogo jak laski do zaliczenia… to znaczy, świadomie nie zbieram majtek.-
wyjaśnił Idol popijając piwo.- Mogę mieć nawyki po prostu… z dawnych lat, lub te wszczepione z hormonami. Ale to nie jest coś czego jestem świadom, po prostu… mam tak. Zresztą poznałaś Karoline. Myślisz że uważam ją za taką właśnie laskę? To moja przyjaciółka… łączą nas intymne więzi, ale nie tylko. Jest mi droga, jak… wiele osób z którymi się zetknąłem.
- Hmm -
Rose przez chwilę się zadumała sącząc piwo lecz zanim zdążyła odpowiedzieć cokolwiek do klubu weszła wysoka, wiotka osoba.
Uroda jej była niezwykle dziwna. Niby przyciągająca uwagę, niby odrzucająca, z pewnością trudna do zapomnienia.
Podeszła do stolika, przy którym siedzieli najemnik i fixerka. Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do Idola dłoń o niezwykle smukłych, długich palcach z nienagannym manicurem.
- Witam, mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo. - rzuciła ni to do Rose ni to do Idola.
Idol zastanawiał się czy kobieta jest jakąś buddystką, neohinduistką, neoscjentyską czy inną neosekciarką, czy też… po prostu awangardową artystką. Trudno było ich odróżnić od siebie.
- Zaskakująco krótko.- uśmiechnął się przyjacielsko Billy wstając i ujmując dłoń kobiety by złożyć pocałunek na niej w przestarzale szarmancki sposób.
Delikatna dłoń pachniała przyjemnie jakimś egzotycznym zapachem, gdy się pochylił:
- To doskonale. Niestety nie mam zbyt wiele czasu więc chciałabym za pozwoleniem załatwić kwestię bez większej zwłoki.
- To zrozumiałe, zważywszy na naturę transakcji.
- stwierdził Idol siadając i zerkając na Rose. To było jej przedstawienie i jej zarobek. On… tylko pilnował przebiegu transakcji. Co prawda zwolniła go z roboty, ale… postawiła piwo, więc mógł się wykazać gratis.
- Jasne. - Rose kiwnęła głową przekazując kobiecie opakowanie bez żadnych oznakowań. - Zgodnie z umową.
Kobieta uchyliła lekko wierzch opakowania pochylając się nieco. Przez chwilę wpatrywała się w zawartość i widać było dyskretny proces skanowania gdy kolor jej lewego oka zmienił się na krwisto czerwony.
- Doskonale, dokonuję transferu. - uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję zatem i do zobaczenia. - wstała zabierając zapakowaną zawartość.
- Jesteśmy w kontakcie. - mruknęła Rose, która w końcu wyglądała na rozluźnioną. Zapaliła papierosa, gdy Idolowi odezwało się powiadomienie o przychodzącym połączeniu.
Idol wstał mówiąc.- Przykro mi tak szybko i tak niespodziewanie opuszczać tak czarujące towarzystwo, ale… obowiązki wzywają. Może jeszcze się nadarzy okazja.-
Nachylił się ku klientce Rose i znów cmoknął jej dłoń, następnie wyprostował… znów nachylił, ale w kierunku twarzy Rose i niby cmokając jej ucho szepnął.- Może po prostu jestem jak markowe wino? Zyskuję coraz bardziej przy bliższym poznaniu?-
Odsunął się uśmiechając łobuzersko i ruszył w kierunku wyjścia, zamawiając po drodze taksówkę.
Taksówka została potwierdzona za 5 minut.
Sonia zaś oczekiwała wciąż na linii na odebranie połączenia od niej.
- Chyba się nie stęskniłaś, co?- zapytał wesołym tonem Billy na powitanie kierując się do taksówki.
- Bardzo. - stwierdziła Sonia ironicznie - Gdzie jesteś i jak postęp?
- W drodze na spotkanie z tobą. Postęp jest taki, że… zostałaś moją wtyczką i kochanką w rodzinnej firmie. W ramach legendy którą im zaserwowałem, więc ubierz się seksi na nasze spotkanie.-
stwierdził bezczelnie Billy podkreślając swe słowa równie bezczelnym uśmiechem.
- Dokąd jedziemy i kiedy? - Sonia wpatrywała się w Idola - To okazja smokingowa?
- Nie znam lokalów do których mógłbym zaprosić tak szykowną kobietę jak ty. Wypadłem z obiegu.-
przypomniał Idol i odpowiedział na jej pytanie.- Miałem robotę do wykonania. Z czegoś muszę żyć. Nie jestem już na garnuszku korporacyjnym.-
Sonia ledwo zauważalnie westchnęła.
- Skup się. Kiedy będziesz mieć dla mnie informacje? Kiedy będziesz w stanie się wkręcić? Przypominam, że czas ucieka.- twarz kobiety była profesjonalna i pozbawiona emocji.
- Zdaję sobie sprawę z czasu. - odparł spokojnym głosem Billy i mówił dalej. - Ale ty powinnaś sobie zdawać sprawę z samej natury misji. Tu trzeba czasu i wyczucia. I delikatności. Pogadamy twarzą w twarz przy stoliku ze świecami, co? Może u ciebie? Załatw jakiś przytulny i uroczy apartamencik na wypadek, gdyby ktoś chciał zweryfikować moją legendę. I może załóż jakąś ładną sukienkę z odsłoniętymi plecami.
- Za ile będziesz?
- Będę tak za 15-20 minut tam gdzie zechcesz.-
stwierdził Idol z uśmiechem.
- Jestem w hotelu Melhior na górnym Manhattanie. Apartament 2790. Będę czekać. Zrób odpowiednie wejście i oprawę. Mój człowiek Cię odbierze z recepcji. - padło suche polecenie tak różne od ich ostatnich wspólnych przejść.
- Uśmiechnij się… kwaśna mina ci nie pasuje.- mruknął Idol i podał taksówkarzowi wytyczne.


Taksówka zawiozła Idola pod wskazany adres. Okazał się nim być modernistyczny hotel apartamentowy.


Wejście było osłonięte ciemnioczerwoną wiatą i margerytą, do drzwi prowadził pasujący kolorystycznie dywan. Samo wnętrze hotelu zasłonięte było weneckimi oknami. Do taksówki podszedł elegancko odziany oddźwierny i sięgnął do drzwi.
- Witamy w hotelu Melhior - rzucił przyjaźnie otwierając drzwi.
Idol skinął głową z uśmiechem i wszedł do środka, kierując się do recepcji.
Niski, łysawy mężczyzna z niewielkim wąsem właśnie oddawał kartę starszej dystyngowanej parze gości. Z uśmiechem pożegnał dwójkę, przekazując ich w ręce boya hotelowego, który pokierował ich do windy.
Recepcjonista spojrzał na Idola:
- Dobry wieczór, czym mogę pomóc?
- Jestem oczekiwany w apartamencie 2790.-
wyjaśnił Billy stukając palcami w blat recepcji niecierpliwie oczekując, aż recepcjonista wykona swój mały rytuał.
Ten nie rozczarował Idola:
- A czy mógłbym prosić o pana godność? - spytał szarmancko z profesjonalnym uśmiechem.
- Idol. Billy Idol.- usłużnie odpowiedział Billy.
- Już momencik. Może zechce pan spocząć? - wskazał fotele i stoliki w lobby. Sam zaczął nawiązywać połączenie z pokojem wskazanym przez Billy’ego. Idol nie usiadł, wolał nie tracić czasu na siadanie i wstawanie. Nie miał go w nadmiarze.
Po krótkiej wymianie standardowych zdań informujących mieszkańca pokoju o oczekującym gościu, recepcjonista rozłączył się i skierował kolejny uśmiech do najemnika.
- Zapraszam. Piętro czwarte, winda tuż obok recepcji. Życzę miłego wieczoru.-
Billy skinął głową z uśmiechem i ruszył w kierunku windy, by wyruszyć do celu. Sonia czekała, a Billy… miał właśnie wywrócić jej plany do góry nogami. I odczuwał satysfakcję z tego powodu.
Dotarł do pokoju bez większych problemów. Drzwi pokoju otworzył mu ochroniarz i z nieustępliwą miną stwierdził jedynie:
- Broń - nadstawiając plastikowy pojemnik. Nie wyglądał na zachęcającego do dyskusji. Może to przez te zrośnięte brwi? A może to przez marsowy wyraz twarzy.
- Oczywiście…- odparł Idol oddając broń z ironicznym uśmieszkiem mężczyźnie. Bo w zasadzie jej nie potrzebował by zrobić krzywdę Sonii. Nie miał też żadnego powodu by ją krzywdzić.
Ochroniarz odstawił pojemnik i poprowadził Idola w głąb pomieszczenia.
Wygodny apartament z widokiem na wewnętrzny dziedziniec hotelu wypełniony zielenią nadawał salonikowi przytulności. Szeroka, kilkuosobowa sofa, szezlong ustawione na przeciw okna pozwalały nacieszyć się widokiem. W drugiej części czekał już nakryty stół oraz Sonia w czarnej sukience ze srebrnym zamkiem ciągnącym się na całej długości. Sączyła wino z kieliszka. Na dźwięk zbliżających się kroków odprawiła ochroniarza.
- Opowiadaj - zażyczyła sobie przechodząc od razu do rzeczy.
Billy nachylił się i uchwycił dłonią podbródek Sonii, nakierowując jej twarz na swoją i bezczelnie muskając ustami jej wargi.- Gratuluję, właśnie awansowałaś na moją kochankę i wtyczkę w naszej firmie matce.-
Po tym powitaniu usiadł na stole tuż przed nią zerkając na twarz kobiety i raportując.- Spotkałem się z nimi i wiesz co? Nie potrzebują odrzutów z oddziałów specjalnych. Za to interesują ich byłe korporacyjne pionki, które mają szerokie powiązania w rodzimych firmach i mogą im podrzucać smakowite plotki.-
Sonia pozwoliła mu na bezpośrednią pieszczotę oddając pocałunek bez większego entuzjazmu. Słuchając Idola stanęła tuż obok i sięgając na stół sięgnęła dłonią za mężczyznę siedzącego na stole pośród zastawy i kieliszków:
- Kochanką tak? Zatem musimy zapewne uwiarygodnić tę wersję - stwierdziła i zawiązała Idolowi opaskę na oczach. - I jakie to plotki masz niby im podrzucać?
- Firmowe sekrety… i byłoby miło, gdyby twoi szefowie usunęli z komputerów ślady jakiegokolwiek werbunku mej osoby. Akurat Matrix ma mocne macki w sieci. Wolę nadal być ich zagubionym pionkiem bez wartości.-
Idol pozwalał zakryć sobie oczy. Uśmiechnął się lekko dodając.- O ile dobrze pamiętam bawiliśmy się razem całkiem dobrze… ostatnim razem.-
- Cwane, Adamie. Usuniemy Twą kartotekę i damy ci czystą kartę. -
zacmokała przytulając się całym ciałem od obecnie niewidzącego Idola. Zaczęła bawić się jego dłonią, unosząc ją do ust i całując jej wnętrze.
Podniosła też drugą dłoń Idola ssając jeden z jej palców. W tym samym momencie Billy usłyszał cichy klik. Na nadgarstkach zaś zacisnęły się dość cienkie obręcze.
- A w zamian Ty zechcesz zniknąć. Co jeszcze udało Ci się ustalić? - spytała Sonia sięgając bezczelnie ku zapięciu spodni najemnika. Szybkim gestem je rozpięła wsuwając dłoń i pobudzając Idola.
- Na razie niewiele. Poza tym że mają całkiem nieźle wyszkolonych żołnierzy. Za dobrych jak na organizację, która działa charytatywnie. -westchnął Idol poddając się pieszczocie jej palców, choć starał się maskować efekty jej działań... przynajmniej na twarzy, ukrywając ekscytację za ironicznym uśmieszkiem.
Sonia wprawnie ujęła jego budzącą się męskość w dłoń powoli pobudzając i drażniąc Idola.
- Dobrych? Jak dobrych? - cichy szelest towarzyszył jej słowom, gdy osuwała się w dół przesuwając dłońmi po udach Billy’ego.
- Dość bym nie zdołał zabić więcej niż jednego od razu i wystarczająco zdyscyplinowanych, by sami…- odetchnął głęboko Idol starając się panować nad sobą i swym ciałem. Nie było to łatwe, gdy palce Sonii budziły jego działko do gotowości bojowej.- … mnie nie zabili za "uszkodzenie" swego kamrata. Ubrani tak samo, jak jakiś elitarny szwadron. Szkoleni przez kogoś kto zna się na rzeczy. Jak… jak właściwie masz na nazwisko, co? I jak lubisz być nazywana… czule? Opowiedz coś o…- miał wrażenie, że akurat teraz nie jest czas na rozmowy.
Sonia zignorowała jego pytania o czułe imiona czy swoje nazwisko. Za to poczuł jej usta tam, gdzie jeszcze przed chwilą była dłoń.
- A ten - liźnięcie - co się z nim widziałeś. Co o nim powiesz? - usta otoczyły Idola i zamknęły w cieple.
- Że ma na imię Ibis… co jest oczywistym kłamstwem i jest byłym wojskowym.- zadrżał pod jej pieszczotą i dodał ze śmiechem.- Oj słodziutka? Czego ty się spodziewasz tak szybko? Oni nie są zbyt ufni… nie powiedzą nic komuś, kogo przyjęcie dopiero rozważają.
- Jakie masz szanse na wkręcenie się i zbudowanie pozycji?
- Idol poczuł nagły chłód na swej męskości. Sonia się odsunęła zostawiając go siedzącego na stole. Billy zaś poczuł, że chłód rozchodzi się po jego “działku”, które zostało jakby pochwycone w pułapkę.
Dodatkowo uczuciu towarzyszył cichy śmiech kobiety.
- Następnym razem to ja ciebie skuję…- zagroził Idol i zadrżał próbując zapanować nad swoim oddechem.- Na razie ciężko mówić o szansach, acz gdybyś podrzuciła jakąś firmową tajemnicę… miałbym przynętę i uwiarygodnienie swej przydatności. Poza łóżkiem jesteś strasznie niecierpliwa, wiesz? A przecież nie jestem pierwszą wtyką, którą próbowaliście wetknąć, co?
Wytłumiony stukot obcasów Sonii wskazywał, że obchodziła go z boku. Dźwięk nalewanego do kieliszka wina przerwany został słowami:
- Następnym razem będziesz raportował postępy, a nie myślał o seksie. Co do tajemnicy… zgoda. Mogę Ci podać jakiś drobiażdżek byś miał na wkupne. Masz się z nimi spotkać? Czy to oni będą się kontaktować?
- Nie planowałem seksu. Nie dziś. To ty wyszłaś z tą inicjatywą. Ot… pocałunek na powitanie i na pożegnanie by wystarczył. Dziś mam się z nimi spotkać.- stwierdził obojętnym tonem Idol.- Będę też potrzebował więcej takich drobiażdżków później, a także twego nazwiska i pozycji w firmie, co by uwiarygodnić bajeczkę o zakochanej we mnie i sfrustrowanej brakiem awansu pracownicy.
- Jones. Możesz użyć tego nazwiska. Stanowisko - chwilę się zawahała - koordynator ds. kadr. Pominięta w ostatnich dwóch turach awansów na rzecz mężczyzn. Przenoszona z placówki na Tajwanie do nNY. - myślała na głos - To powinno starczyć na początek. Pieszczotliwe przezwisko wymyśl. A jak się poznaliśmy? - zaśmiała się ponownie.
- Żądna przygód i rozrywek udałaś się do Clockwork Rosebud. I to wystarczy… lubisz mocne doznania… gdzie ich nie szukać jak właśnie tam? W dzikiej i zakazanej dzielnicy? Gdzie wszystko jest ostre… zwłaszcza seks.- wymruczał cicho Billy. Uśmiechnął się zawadiacko.- A właśnie taki cię kręci najbardziej, piranio?
- Brzmi nieźle. -
kajdanki na nadgarstkach Idola zwolnily się i najemnik znowu miał wolne dłonie. - Wybrałam Ciebie, by trzymać jak ...ptaszka w klatce - zaśmiała się - to będzie całkiem interesujący twist.
Billy zsunął opaskę z twarzy, by przyjrzeć się Sonii i uśmiechnąć delikatnie.- Nie zdziwiłbym się. Lubisz mieć albo wszystko pod kontrolą, albo sam zostać… podbita. Lubisz rywalizację w łóżku.
- Ok. Czekać będę na informację zatem. Jutro daj mi znać jak poszło spotkanie. - ton kobiety wrócił do czystej, zimnej profesjonalistki. Sonia popijała spokojnie wino z wysokiego kielicha. Sam Idol zaś zauważył, że został zamknięty w pasie cnoty.
-Serio?- zaśmiał się Idol spoglądając w dół i zerkając na kobietę dodał.- Jeszcze pomyślę, że jesteś o mnie zazdrosna.
Wzruszyła ramionami:
- Lubię kontrolę. - musnęła dłonią miejsce, w którym wstrzeliła wcześniej bombę. - A to zdaje się być najlepszą smyczą dla Ciebie. - uśmiechnęła się radośnie.
- Smyczą?-
Idol zsunął się ze stołu i stanął przy kobiecie. Chwycił ją za twarz i przycisnął drapieżnie usta do jej warg całując zaborczo.- Uważasz że potrzebujesz smyczy?
Odpowiedziała tym razem namiętnym, rozpalającym pocałunkiem. Efektem tego był lekki ból w kroczu, gdy namiętność sięgnęła “ptaszka w klatce”.
- Złośnica… naprawdę chcesz mnie tylko dla siebie.- mruknął Idol dając jej solidnego klapsa w pośladek.
- Cóż… wpasuje się to w Twoją opowiastkę...prawda? - mrugnęła okiem zawadiacko. W spojrzeniu czaił się błysk. Ciekawości, złośliwości, a może czegoś jeszcze - Ubieraj się. I czekam na raport jutro. - odsunęła się od Idola.
Billy rzeczywiście zabrał się za ubieranie wzdychając w duchu. Sonia chcąc czy nie chcąc będzie się przed nim coraz bardziej odsłaniała podczas tej maskarady, a on z kolei… miał problem w postaci małżeńskiej obrączki jaką mu założyła. Trzeba będzie się jej pozbyć… a właściwie nauczyć ściągać, bo mogłaby się wściec, gdyby rzeczywiście ją usunął.
“-Powinienem porwać Karoline, wyjechać z miasta i ożenić się z nią, by osiąść gdzieś poza korporacyjnym chaosem. Może na Hawajach? Na jednej z tych opuszczonych w czasach kryzysu wysepek?”- pomyślał żartobliwie Billy, zdając sobie sprawę że to była jego jedyna znajomość, która nie miała przydomku “kłopotliwa” doczepionego między innymi. Oczywiście taka wizja ładnie brzmiała w jego głowie i nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Nawet jeśli Rose miała rację i recepcjonistka czuła do niego miętę, to nie aż taką… a i on nie nadawał się na emeryta.
Pożegnał się pocałunkiem w policzek z Sonią i wyszedł od niej. - Dam znać piranio moja.
Na odchodnym odzyskał swoją broń od ochroniarza.


Drogę do nCat zajęło mu rozmyślanie na temat nowego dodatku do jego wyposażenia. Nie był może bardzo niekomfortowy, lecz Idol miał wrażenie podobne do tego, które towarzyszyło mu po amputacji ramienia. Coś obcego, dziwna obecność która uwierała irytująco i nie dawała o sobie zapomnieć. I jak on to wytłumaczy Karoline?
Nie zamierzał jej tłumaczyć. Z każdym mijanym metrem był coraz bardziej wściekły na tą sytuacją.
Strata ręki… detal. Rana wojenna.
Strata życia. Cóż… był wojownikiem któremu wpojono pogardę wobec śmierci i glorię oddania życia za swój oddział. Co prawda trochę się z tego wyleczył po zerwaniu ze smyczy Menthealthu, ale nadal gdzieś to w nim tkwiło.
Wzięcie na zakładnika jego męskości… Oooo… tym razem Sonia przekroczyła granicę. Nie zamierza pozwolić te babie zrobić z siebie z osobistego eunucha! Niech sobie nie myśli!
Oczywistym było dla Billy’ego że musi się pozbyć tego połączenia elektrycznego pastucha z pieluchomajtkami. Nawet gdyby miało go to kosztować życie. Prędzej śmierć niż takie poniżenie.
Będzie musiał o tym pogadać jak najszybciej z Henceworthem, choć pewnie będzie to jedna z najbardziej upokarzających rozmów w jego życiu. Trzeba było przyznać, że Sonia umiała mu zaleźć za skórę. Nie mógł sobie pozwolić przy niej na gniew, na emocje… Nie mógł pozwolić, by sądziła że udało się jej rozwścieczyć. Zyskałaby przewagę w ich relacji. Ale z dala od niej w taksówce wjeżdżającej do nCatu, mógł sobie wreszcie solidnie pokląć.


Stawił się na wyznaczone miejsce po wędrówce przez labirynt nCatu, przez który prowadziła go kilka razy Rose.
Sytuacja powtórzyła się, gdy po Idola wyszło czterech opiekunów. Jeden z nich wyciągnął ku Billy’emu maskę.
- Załóż to.
- Ok…-
Idol posłusznie założył ów przedmiot na twarz. Od razu i bez ociągania. Trochę go irytował fakt, że ostatnim razem wywołali scenę swym przybyciem i zachowaniem. A można było to dyplomatycznie i bez walki rozegrać.
Powtarzalność rytuału nie byłaby może sama w sobie irytująca gdyby nie świadomość, że i tak znajdują się ciągle w nCat. Miejscu, w którym Idol zgubiłby się w ciągu kilku minut. Najemnik nie wdział zbyt wielkiego sensu w próbach ucieczki. Niemniej jednak tym razem, spacer odbył się w mniejszym napięciu niż poprzednio. Był sam. Nie musiał martwić się o dodatkowy balast.
W końcu stanęli, dźwięki otwieranych przejść i … Idol poczuł popchnięcie:
- Siadaj. - usłyszał znajomy głos.
Idolowi pozostało więc posłuchać. Usiadł na “krześle”... chyba. I czekał na dalszy rozwój sytuacji.
Po chwili w pomieszczeniu pojawił się znajomy mięśniak jakiego Billy miał okazję poznać jako Ibisa.
- Witam ponownie.
Z nim pojawił się jeszcze jeden mężczyzna oraz jeden z “klonów” jakie odprowadzały Idola już dwukrotnie do tego miejsca.
- Miło znów pana widzieć.- stwierdził przyjaźnie Idol lekko spięty sytuacją, choć starał tego po sobie nie pokazać.
- Omówiłem kwestię potencjalnego zatrudnienia. I jeśli jesteś nam w stanie dać jakiś drobny przykład zakresu Twych znajomości, możemy pokusić się być może o okres próbny.
- Znaczy… mam podać swoje źródło?-
uśmiechnął się krzywo Idol i splótł ramiona razem.- Ona jest koordynatorką ds. kadr w Unimatrix Menthealth Corporation. Sfrustrowaną pomijaniem przy awansach przez to jej lojalność nie jest już taka mocna jak kiedyś. Lubi ryzyko… bardzo. Pozwolicie że dla jej bezpieczeństwa, zachowam jej tożsamość dla siebie.
- Jak dobrze ją znasz?
- Na tyle by wiedzieć, że chętnie przekaże mi drobne informacje w ramach… cóż.. dreszczyku ryzyka i złośliwej naturki. Nie jest idealistką. Nie jest też idiotką. Nie narazi się bardziej bez widocznej gratyfikacji. No i… nie powiedziałbym jej dla kogo pracuję. Zresztą ona oto nie pyta. Jestem jej… zwierzaczkiem ze slumsów, którym może się pobawić i ponarzekać na swoich kolegów bez obawy o konsekwencje.-
uśmiechnął się ironicznie Idol.
- Jak często możesz się z nią widzieć? - padło kolejne pytanie.
- Raz na tydzień, choć najczęściej widuję raz na dwa tygodnie. Oczywiście pomijając okresy, gdy ma ochotę na więcej… - ocenił Idol.- Bądź co bądź to dość nieprzewidywalna dziewczyna w swych kaprysach romansowych.
- Możesz zacieśnić tę relację? Na coś bardziej regularnego?
- To możliwe. Wiem co lubi.-
stwierdził w zamyśleniu Idol.- Ale co dokładnie masz na myśli. O jaką regularność chodzi?-
- Chodzi nam o wydobycie pewnych informacji z Menthealth. To będzie Twój test.
- Ibis zrobił gest i kopia komandosa mocno ujęła Idola za zdrowie ramię. - Zaraz wytłumaczę szczegóły. - Drugi mężczyzna wyciągnął medguna i wstrzelił Billy’emu w zagłębienie łokcia niewielki pocisk. Nie bolało. Komandos odpuścił, zaś Ibis kontynuował.
- Potrzebujemy wydobyć informacje na temat niejakiego James Cultera. Pracownik Menthealth, poziom dostępu 7. Ostatnio był zatrudniony w Zurichu, 4 tygodnie temu został oddelegowany do nNY. Chcemy wiedzieć czemu, na jak długo, jeśli do jakiegoś projektu, to szczegóły tego projektu. Zdobędziesz to, zostaniesz przyjęty. Jeśli uznamy, ze coś kombinujesz, znajdziemy Cię dość łatwo.
- To może zająć chwilkę. Nigdy nie prosiłem jej o informacje, będziesz coś podejrzewała jeśli od razu podpytam o takie szczegóły. Przydałoby się… wiecie coś prywatnego o nim?-
zastanowił się Billy udając, że rozmyślając że kombinuje jak ją podejść.- Pewnie zanim spytam się o Jamesa, wyciągnę od niej jakieś inne ploteczki. W razie czego mogę liczyć na to, że za nie zapłacicie? Bym ją skusił jakimś drogim bibelotem do większej wylewności.
- Dostaniesz na konto przelew. Początkowy budżet. A co do czasu zaś… jeśli jesteś tak dobry jak mówisz i jak ona sądzi… tydzień. Czas to pieniądz, szczególne obecnie.
- No cóż… postaram się.
- uśmiechnął się ironicznie Billy splatając dłonie razem.- Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
- Będziemy monitorować twe postępy. -
Ibis się podniósł. - Witamy w przedsionku Matrixa.

THE END
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172