23-04-2016, 11:01 | #1 |
Reputacja: 1 | [Arkadia Gp/autorski/sandbox] Bramę otwieramy o świcie Półtorej godziny mozolnego drapania się w górę i w dół, a następnie znów pod górę, stromymi, porośniętymi splątaną roślinnością, w której nieustanne buczenie owadów mieszało się z zapachem butwiejących liści i potu, zboczami zaprowadziło was w końcu na skraj grani otaczających osadę wzgórz. Z tego miejsca, z pomiędzy rzadziej tutaj, z powodu stromizny, rosnących drzew, mieliście wspaniały widok na rozciągającą się na wiele mili poniżej wzgórza, płaską trawiastą równinę. Z zachodu, od strony w którą wedle słów doktora mieliście podążać, ograniczało ją kolejne pasmo wzgórz. Na północy majaczyły postrzępione turnie pobliskich gór a południową jej granicę tworzył ciemno zielony pas nieprzeniknionej dżungli z której, mimo znacznej przecież odległości, dało się gdzieniegdzie zauważyć sterczące ku niebu, metalicznie połyskujące w słońcu konstrukcje. Ów sielski, zdałoby się, krajobraz zakłócał jedynie, wyraźnie jeszcze wznoszący się znad okalających równinę od zachodu, wzgórz snop dymu. Za pewne to tam upadł meteoryt, o którym wspominał „doktorek“. Kierunek się zgadzał, ale... A: 3, 5, 3, 5, 6, 6. B1: 3, 2, 2, 3, 1, 1. B2: 5, 5, 6, 4, 4, 5. |
25-04-2016, 09:52 | #2 |
Reputacja: 1 | Trochę zadyszana Natasza otarła pot z czoła i przyspieszyła kroku, by zobaczyć na co patrzą Komando i Kowalsky. - Ale pędzicie - wysapała poklepując z jowialnością mężczyzn po plecach. - Można by pomyśleć, że mamy jakąś misję do wykonania, czy coś - żarty nie zawsze jej wychodziły, ale nie pozwalała, by ten fakt, ją powstrzymywał. Od czasu katastrofy miała uczucie dziwnej wolności i nic nie było w stanie zepsuć jej dobrego humoru. Czasem tylko martwiła się o pozostawione na stacji kosmicznej dzieci, ale w głębi duszy wiedziała, że sobie poradzą, córka miała już 17 lat, a syn 14, były już samiodzielne, czego nie mogła powiedzieć o swoim mężu nieudaczniku, który teraz pewnie zapija się na stacji kosmicznej na śmierć w przerwach zwiedzania lokalnych burdeli. Wskazała na słup dymu: - Myślicie, że to tam spadło jajo? Ostatnio edytowane przez Magnesus : 25-04-2016 o 10:00. |
25-04-2016, 21:40 | #3 |
Reputacja: 1 | -Wszystko na to wskazuje. -Powiedział Aleksander- Idziemy? Po czym, nie czekając na odpowiedź ruszył dziarskim krokiem na czele pochodu na zachód, w kierunku, z którego unosił się dym. Liczył, że nadrobią trochę czasu, schodząc ze zbocza a potem idąc po równinie. Rozpierał go entuzjazm i trochę denerwował się na myśl, że "staruszkowie" spowolnią marsz. Ale jego obawy okazały się nieuzasadnione. Albo byli bardziej energiczni niż wydawali się na pierwszy rzut oka, albo dobrze kryli zmęczenie. W każdym razie wszystko zapowiadało się dobrze, Aleksander miał nadzieję, że dojdą do celu jutro rano, najwyżej przed południem. Na całą misję mieli tylko trzy dni, więc musieli trzymać dość szybkie tępo. Trzeba będzie rozejrzeć się za jakimś miejscem na nocleg, znaleźć wodę, rozpalić ognisko, upolować coś. Ale do wieczora jeszcze daleko. Skupmy się na marszu- pomyślał Aleksander i przyśpieszył nieznacznie. |
26-04-2016, 02:46 | #4 |
Reputacja: 1 | "Cholera! Co jest ze mną nie tak?!" - ciężko sapiąc, pomyślał Anthony. - "Jakaś gruba baba ma kondycję lepszą niż ja?! Po moim trupie! Może to dlatego, że dawno nie paliłem?" Anthony wyciągnął z plecaka jedno ze swych cygar. - Idźcie przodem. Ja muszę złapać oddech. Chyba rozumiecie co mam na myśli? - zapytał, wymownie unosząc cygaro w górę. - Będę szedł na końcu. Koszulka kleiła mu się od potu, zaschło mu w ustach. Do tego bolała go głowa. Smak palonego tytoniu trochę go ożywił. Niestety sprawił również, że przełyk wysechł Anthony'emu na pieprz. "Po jakiego grzyba się na to zgłosiłem?!" - to pytanie zadawał sobie nieustannie od momentu opuszczenia osady. - "Ta Natasza i ten jej optymizm. Albo jest szalona, albo faktycznie nie zdaje sobie sprawy z otaczających nas zagrożeń. A młodzik? Chyba uważa się za wielkiego łowcę. Ciekawe czy wie chociaż jak wyglądają jadalne rośliny na tej planecie, czy też przyjdzie nam tu zdechnąć z głodu? I ta jego niewinna buźka. Tylko czekać aż go coś zeżre lub wpadnie w jakieś gówno. Szkoda, że nie ma tu komandosów. W kilka godzin zrobilibyśmy z tej dżungli pustynię. W co ja się wpakowałem?" Anthony wyrzucił niedopałek i przyspieszył kroku. Jego towarzysze zostawili go kilkanaście metrów z tyłu. W głębi serca czuł niepokój. Coś nie dawało mu spokoju. Ich eskapada przebiegała zbyt pomyślnie. Gdzieś już się z tym spotkał. Deja vu. Jakby już kiedyś tu był. Co to mogło być za wspomnienie? Na to pytanie Anthony nie potrafił sobie odpowiedzieć. W końcu miał już swoje lata i pamięć nie była jego mocną stroną. Wiedział jednak, że za chwilę coś się wydarzy. |
26-04-2016, 11:53 | #5 |
Reputacja: 1 | Stok był dość stromy i pomimo tego że, jak zauważyliście, roślinności z każdym metrem ubywało, to zejście po nim zajęło i tak więcej czasu niźli planowaliście. Szczególnie ostatnie kilkaset metrów było szczególnie uciążliwe na skutek luźnych osuwisk złomu skalnego kończących się raptownie kilkumetrowym pionowym uskokiem skalnym ciągnącym się jak okiem sięgnąć wzdłuż granicy polany. Pokonawszy tą ostatnią przeszkodę wkroczyliście na widzianą z góry trawiastą równinę. Słońce powoli zbliżając się do zenitu zaczynało już dość mocno przypiekać i choć sawanna z góry zdawała się zielona to z bliska okazała się nader suchą poprzecinaną łachami wymytego piasku równią. Rosnąca tu łamliwa trawa miejscami sięgająca ramion nie dawała nijakiego cienia, ale grunt był tu dość twardy dzięki czemu w krótkim czasie udało wam się przejść jej większą część. Wkrótce zmęczeni słońcem i dręczącym was od dłuższego czasu pragnieniem (nikt jakoś nie wpadł na pomysł zabrania ze sobą zapasu wody), pod nad falującymi czubkami traw zauważyliście ciemną, powoli przybliżającą się linię drzew. [Test spostrzegawczości idącego przodem Aleksandra - wynik: 3 = sukces.] Nagle idący przodem grupy myśliwy zmęczonym już nieco wzrokiem przepatrując kołyszące się źdźbła trawy zauważył jakiś gwałtowny nieokreślony bliżej ruch między zbliżającymi się powoli drzewami. Po chwili z ponad ich czubków zbiło się w powietrze stado jazgoczących ptaków i był to jedyny do jakiegoś czasu dźwięk, odkąd przestały klekotać skryte w trawie owady. Wtem wśród konarów nagle eksplodowała mała plama słońca zaraz zamieniając się kałużę żółtobiałego dymu powoli rozwijającego się w zielonym morzu liści. Towarzyszył temu dziwny syk zakończony urwanym hukiem. Gdzieś z boku, na lewo zafalowały gałęzie odsłaniając odcinającą się granatem cylindryczną sylwetkę. Potem rozległo się głośne cykliczne pukanie, któremu towarzyszył głośny metaliczny rój gwizdów i pisków przecinanego ponad waszymi głowami powietrza. Odruchowo rzuciliście się na ziemię, czując jak ta jęczy pod ciężarem czegoś nienaturalnie dużego. Któryś konar z chrzęstem zwalił sie na ziemię. Ktoś ciężko stawiając nogi niedaleko was przebiegł i po chwili ponownie usłyszeliście ten stawiający włosy na karku, niesamowity syk. A: 5, 3, 5, 6, 6. B1: 3, 2, 2, 3, 1, 1. B2: 5, 5, 6, 4, 4, 5. |
26-04-2016, 12:10 | #6 |
Reputacja: 1 | Natasza stara się przeczołgać w jakieś osłonięte miejsce, a potem obserwuje co dokładnie się wokół dzieje. Jednocześnie zastanawia się dlaczego nie zabrali ze sobą wody - myślała, że oczywiste rzeczy zabierają ze sobą domyślnie. Najwyraźniej jednak nie, będą musieli poszukać jakiegoś strumyka jak ten harmider się skończy. |
27-04-2016, 21:50 | #7 |
Reputacja: 1 | "A już było tak pięknie"- pomyślał Aleksander, po czym zaczął czołgać się za Nataszą w nadziei, że ta wie co robi. Jednocześnie myślał nad tym, co udało mu się ujrzeć w trakcie tych kilku sekund. |
28-04-2016, 00:35 | #8 |
Reputacja: 1 | Złe przeczucia okazały się słuszne. - Na ziemię! Zejdźcie z pola rażenia! Cholera! Szybciej! - zdenerwowany Anthony poganiał towarzyszy. Sam odwrócił się na plecy w celu zorientowania się w sytuacji. |
28-04-2016, 13:56 | #9 |
Reputacja: 1 | [Test trafienia w Alexa - wyniki: 5, 5, 5 - porażka!] Ogłuszający huk, i metalowa kula rozdzierając przeraźliwym gwizdem powietrze z trzaskiem zagłębiła się w ziemię kilkanaście cali przed ramieniem kulącego się w trawie Aleksandra, który osłaniając się przed suchym deszczem wzniesionej w powietrze gleby szybko przeturlał się w stronę ukrytej w płytkim jarze towarzyszki! Antony krzycząc na towarzyszy odruchowo przetoczył się na plecy, akurat by zobaczyć wyłaniającą się z wysokiej trawy zwalistą sylwetkę purpurowego człowieka, który monstrualnym pistoletem nieustanie mierząc w linię lasu przebiegł zaledwie kilka metrów od niego w stronę spalonej słońcem równiny. Ponowne odezwał się metaliczny dzięcioł wypuszczając w ślad za uciekającym jazgoczące szerszenie, które kreśląc na nieboskłonie cienkie nitki smug kondensacyjnych pomknęły za uciekinierem... Z dna jaru niewiele było widać. Coś wielkiego wyłoniło się z lasu, napełniając glebę rozchodzącym się pod ziemią dudniącym drżeniem. Przez chwilę mignęło Aleksandrowi metaliczne ramie - lufa - powoli przesuwające się nad czubkami traw. Refleksy światła odbijające się od hełmofonów. Syki serwomotorów. Wtem dudnienie ustało. Maszyna kilkakrotnie zasyczała następnie dało się słychać zbliżające się do kryjówki trzeszczenie giętej ostrożnie trawy... A: 5, 6, 6. B1: 3, 2, 2, 3, 1, 1. B2: 4, 4, 5. |
01-05-2016, 03:15 | #10 |
Reputacja: 1 | Anthony ujrzał wystarczająco dużo, by uznać za konieczne ukrycie się w jakimś niewidocznym miejscu. Dołączył więc do pozostałych towarzyszy. - No to utknęliśmy. - powiedział - Widziałem pretorianina, tak mi się zdaje. Wyglądał jakby na coś polował. Miałem wrażenie jakby wypatrywał czegoś od strony lasu. Moim zdaniem powinniśmy tu przeczekać, aż sytuacja nieco się uspokoi. Tak będzie najbezpieczniej. Anthony zdjął plecak, wyjął z niego cygaro, włożył do ust i odpalił. Zaciągnął się raz, drugi i trzeci. Trochę się uspokoił, gdy nagle usłyszał, że coś się zbliża. |