Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Science-Fiction Chcesz odkryć w eonach Kosmosu Zapomniane Światy? Walczyć z wszędobylskimi Korporacjami, bądź być małym cyber–trybikiem w ich złożonej Maszynerii? Ostrzem świetlnego miecza wyrąbywać sobie swoją ścieżkę Mocy? To czy odważysz się przejść przez Wrota Wymiarów zależy tylko od Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2023, 12:32   #11
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver
Później, sala treningowa Blamoral.
- Mam nadzieję się sporo od ciebie nauczyć. - przyznał Ainsley, stając po przeciwnym krańcu sali od Silvera. Wyprowadził lewą nogę w przód, a prawą rękę w tył. Przednie ramie sięgło do przodu. Dłoń miał w pół otwartą, z palcami skierowanymi w górę. Po ruchu jego piersi Silver widział, że oddycha miarowo. Miał pewien podświadomy rytm w swoich ruchach i obyciu. Brakowało mu zapewne doświadczenia w boju, na pewno miał go mniej niż każdy typowy żołnierz. Mimo tego widać było jego wyszkolenie. Przynajmniej podstawy znajdowały się na miejscu. Pytaniem było, czy skopał jego załogę swoimi zdolnościami, czy niesiony ku zwycięstwu przez magię rodziny?
-Ciekaw jestem, co za sztuczki masz w zanadrzu. - Odparł Demon, planował dać Ainsleyowi fory, żeby nie zdemolować zbytnio okrętu. Stanął swobodnie, mierząc młodszego brata spojrzeniem. Kiedy gong oznajmił początek sparingu, Silver wystrzelił do przodu jak pocisk. Gdy zbliżył się na odległość skoku, nagle zniknął, by pojawić się na skraju pola widzenia przeciwnika, nie pozostał tam jednak długo. Szybkimi zrywamy i krótkimi teleportami lawirował wokół przeciwnika, by sprowokować reakcję. W końcu pojawił się tuż nad Ainsleyem i wyprowadził potężne kopnięcie opadające.
Ainsley zachował skupienie, przyglądając się Silverowi. Na początku był widocznie zaskoczonym, jednak nie dał się wystraszyć. Wykorzystywał przedstawienie Silvera, aby przyzwyczaić się do jego prędkości i doszukać jakiejkolwiek rytmiki. Demon widział też, że choć Aisnley nie drgnął nawet jednym mięśniem, zawsze przesuwał się choć odrobinę z jego toru jego potencjalnego ataku, jak przepychany niewidzialnym palcem. Gdy Silver kompletnie zniknął z jego otoczenia, zorientował się, że jedyną odpowiedzią jest góra. Zrobił to jednak zbyt późno. Zaczął przyciągać się do jednej ze ścian i zasłonił twarz, nie zdążył jednak odskoczyć samodzielnie. W efekcie otrzymał soczystego kopniaka w ramię, który odepchnął go kawałek dalej. Jeszcze w locie odzyskał równowagę przestawiony do pionu przez niezależne siły. Po wylądowaniu od razu zaszarżował do przodu. W połowie drogi opadł w ślizg, wystrzeliwując jak pocisk wymierzony w kostki Silvera.
-Brawo, całkiem nieźle. - Skomentował defensywę młodszego brata. Nowe moce Ainsleya wydawały się być pochodną tego, co przekazał ojcu na temat magnetyzmu zawartego w podstawowej Iskrze, którą dysponowali członkowie klanu. Bardzo kreatywne podejście do tematu. Nie było jednak czasu na rozmyślania w trakcie walki. Silver nie pozostawał dłużny i pomknął na spotkanie przeciwnika, wykonując pospieszne obliczenia wektorowe. Gdy zbliżył się na wyliczony dystans, lekko odbił się od podłogi by przeskoczyć nad Ainsleyem. Nie spodziewał się bynajmniej, że to uniemożliwi mu atak, chciał go jedynie ukierunkować. Zmuszony zaatakować w pionie, byłby między młotem a kowadłem, co Silver planował wykorzystać, odbijając impet z powrotem w niego przy użyciu Full Counter.
Choć Aisnley leciał w Silvera wślizgiem, w drodze zaczął się podnosić przyciągany do sufitu. Jego feinta nie zdała się jednak na wiele. Przeskok przez brata na który zdecydował się Silver, pozwolił mu nie tylko przewyższyć linię ataku, ale również skontrować pęd chłopaka wbijając go z powrotem w ziemię. Padając, Ainsley uderzył o podłogę nogami, aby odbić się do pionu. Uderzenie odłamało drobne kawałki podłogi, które chwycił, uzbrajając się w kamienie. Uśmiechnął się do Silvera, gdy ten wylądował.
- To nie będzie łatwe. - przyznał.
-Pokażę Ci potem, jak powtórzyć tę sztuczkę, bywa bardzo przydatna. A póki co, jedziemy dalej. - Silver również się uśmiechnął.
- Chcesz, żebym atakował znów? - spytał, podrzucając w jednej dłoni kamienie. - Moja natura nie jest trudna do zrozumienia, ale spróbuję cię zaskoczyć. - obiecał.
-Kreatywny adept zajdzie dalej, niż potężny, który nie umie wydobyć pełni potencjału swoich zdolności. - Demon pokiwał z uznaniem głową. - Ale oddawanie inicjatywy, to nie mój styl. - Po tych słowach Silver ponownie natarł z ogromną szybkością. Jeśli jednak Ainsley spodziewał się, że czeka go kolejna zmyłka, srogo się pomylił. Starszy z braci atakował frontalnie nieprzerwaną serią, wyprowadzając błyskawiczne, precyzyjnie wymierzone uderzenia. Choć ciosy mogły okazać się bolesne, niosły ze sobą dodatkową lekcję, Silver korygował nimi postawę Ainsleya, pytaniem pozostawało, czy młodszy brat to zauważy.
Patrząc na nadciągającego Silvera Ainsley podrzucał kamień w dłoni. Demon doczytał jednak z jego ruchów, że nie zamierzał go nimi obrzucać, więc zignorował zaczepkę. Seria ataków zapadła na młodszego z braci. Z ledwością odsuwając się od świstów broni, chłopak starał się zarówno ruszać ciałem, jak i przyciągać je do otaczających ich podłoży. Drugi raz z rzędu ten trick nie dawał mu specjalnej przewagi. Pokój był prostokątny, więc oferował tylko cztery kierunki w które Ainsley mógł próbować poprawić swój ruch. Silver był więcej niż w stanie wziąć to pod uwagę, ustawiając chłopaka coraz bardziej pod tor swoich uderzeń, zbliżając się z każdym wymachem. Ruch ręki przyłożył w ramię chłopaka. Ten, krzywiąc się z bólu, podrzucił w górę kamienie, które trzymał w drugiej dłoni. Natychmiast uzyskał kilkanaście nowych potencjalnych wektorów, które wykorzystał, aby wreszcie wyślizgnąć się z natarcia Silvera. Przyciągnął się w kierunku przeciwnym jego cięciom i odbijając się od ramienia brata, przyciągnął swoje nogi do sufitu, szykując kontrofensywę.


Demon odskoczył w tył, nie potrzebował dodatkowego dystansu, ale zadzieranie głowy do pionu było niewygodne.
-Bardzo dobrze, adaptacja i improwizacja. Technicznie bez zarzutu. - Tym razem Silver nie planował robić uników, tylko przyjąć atak czołowo. Ustawił się tak, by mieć solidne oparcie dla nóg i maksymalnie rozluźnił pozostałe mięśnie, różnica w napięciu przed i po była tym, co decydowało o sile, a w tym momencie musiał wykrzesać jej jak najwięcej. Był przygotowany by zareagować na atak z dowolnej strony. Wystarczyło tylko wyciągnąć rękę, by zatrzymać napastnika. - Obserwuj uważnie moment zderzenia. - Zasugerował bratu, planował po raz kolejny skontrować jego uderzenie, w celach edukacyjnych.

Ainsel wystrzelił przed siebie jak superman, celując pięścią prosto w brata. W momencie gdy Silver był w stanie ocenić prędkość jego ataku, Ainsley uruchomił swoją moc przyciągania, zwiększając swoje piętro bardziej niż — jak mu się wydawało — Silver powinien się spodziewać. Różnica między nimi była jednak zbyt wysoka już na poziomie biologicznym. Silver miał dość czasu aby wprowadzić poprawkę. Wyciągnął rękę w kierunku Ainsleya, który poczuł kontrę Silvera, lądując przed nim obolały. - Szczerze, to nie jestem pewien, czy dojrzałem tą technikę. - wyznał, przechodząc do typowej postawy obronnej: przeciągnął jedną nogę w tył, pozostawiając wyprowadzając przeciwne ramię przed siebie.
-Gdybyś załapał w locie, poczułbym się jak idiota. Opanowanie tego zaklęcia zajęło mi kilka tygodni, a udoskonalenie dalszych kilka miesięcy. - Silver uśmiechnął się krzywo. Odbijanie energii było łatwe, bo nie miała masy, trudniej z atakami fizycznymi. - Niemniej, walka jest dobrym sposobem na przyswajanie nowych umiejętności, mam pomysł. - Przyciągnął kilka podłużnych kawałków metalu i zawinął je wokół swoich nadgarstków i kostek. - Spróbuj używać swojej mocy magnetycznej by osłabiać impet moich uderzeń. Uprzedzam, zacznę bić mocniej. - Po tych słowach znów zaatakował błyskawicznie, tym razem jednak obrał inną taktykę. Po szybkim ciosie odskakiwał, po czym znów szarżował wyprowadzając kolejny atak, za każdym razem inaczej. Brak stałego schematu ataków sprawiał, że przeciwnik miał problem z dostosowaniem się. Ainsley zapewne miał wiedzę teoretyczną na ten temat, teraz otrzymywał lekcję praktyczną.
- Raz kozie śmierć. - Ku zdziwieniu Silvera Ainsley wydawał się już wprawionym w walce przeciw temu typowi ataków. Uważnie pilnował ataków Silvera, nie dając sobie popaść w sztuczny rytm. Z drugiej strony, jeśli walczył już z ludźmi na stacji, nie powinno to stanowić zaskoczenia. To powiedziawszy, jego próba manipulacji Silverem za pomocą mangetyzmu była kompletnie nieudana. Ponadto, choć Ainsley nadążał za stylem ataków Silvera, nie był w stanie skutecznie zejść im z drogi ani ich zablokować, dostając jeden cios po drugim. Zbudował w końcu dystans, starając się odzyskać oddech. - Nessie myślała, że cię zmęczę, zanim dolecimy na ten jej handel. - wyjawił Ainsley. - Coś czułem, że się przeliczyła. - przyznał.
Silver poczuł, że założone przez niego metalowe obrączki zaczęły robić się ciaśniejszymi. Brat postanowił wykorzystać je do ataku, nie obrony.
-Mogę tak cały dzień. - Odparł młodszemu bratu z uśmiechem. Nie pozostawał bierny, skupił część swojej mocy by przełamać zaklęcie i naprędce sięgnął ku związkom przyczynowo-skutkowym, modyfikując je. Silver zaprogramował dwie najbardziej prawdopodobne możliwości, jeśli Ainsley jakimś cudem utrzyma czar, zwiększone natężenie pola magnetycznego zacznie ściągać w jego stronę rozrzucone po sali w wyniku ich starcia rupiecie. Jeśli zaś ruszy do ataku, jego własny magnetyzm zacznie utrudniać mu poruszanie, przyciągając go spontanicznie w losowych kierunkach. Sam Demon w tym czasie trwał w bezruchu, co miało dwojakie znaczenie, po pierwsze stanowiło prowokację. Po drugie, chodziło o bezpieczeństwo, reagując przedwcześnie mógł przypadkiem wejść w interferencję z zaplecioną przez siebie siecią, a był dość szybki by adaptować swoją postawę w czasie rzeczywistym.
Technika Silvera szybko przerwała zaklęcie Ainsleya. Brat Silvera nie był już jednak tak nadgorliwy, jak kilka lat temu. Odskoczył w tył, zagarniając zniszczone kawałki sali i posyłając je w stronę Silvera jako pociski. October uniknął ich bez większego problemu. Wyglądało na to, że nowym planem Aisnleya było utrzymanie dystansu i korzystanie z pocisków. - Żebym to ja wiedział, czy w dzień dolecimy. - westchnął.
-Chyba będziesz musiał popracować nad kondycją. - Demon niespecjalnie przejmował się czasem podróży, miał jeszcze bardzo dużo do nadrobienia w trakcie jej trwania. A póki co, skoro młody chciał się mierzyć przy użyciu telekinezy, niech będzie. Silver rozłożył ręce, unosząc odłamki, które Ainsley ominął i zaczął “dyrygować”, posyłając deszcz ostrzy w jego stronę. Ręce młodego Octobera poruszały się niezależnie od siebie, prawa prowadziła błyskawiczne natarcia, a lewa skoncentrowane, silne uderzenia. Żeby jednak nie było za łatwo, co kilka zderzeń obie strony zamieniały się rolami. Postronnemu obserwatorowi mogło się to wydać przesadą, ale Silver chciał pokazać bratu nowe zastosowania dla znanych metod.
Ainsley nie mógł znaleźć się w rytmie ataków Silvera. Widać było po jego twarzy, że nie spodziewał się odzewu atakiem zasięgowym. Ile mógł, starał się blokować nadlatujące pociski swoją magią. Adept nie może jednak dorównać miesiącowi. Gruz uderzał w niego niczym kule, obijając chłopaka mocno i nieustannie, choć Silver i tak ograniczał swoją siłę. - Nie jestem fanem takiego kardio. - przyznał, odskakując wreszcie z pola ataku przyciągnięciem się do sufitu. Jego spocona twarz zdradzała, że kończyły mu się pomysły. Zacisnął mocno dłonie i zaczął przygotowywać się do użycia magii poważniej niż do tej pory. Silver poczuł, jak jego nogi zaczynają odrywać się od ziemi, przyciągane do sufitu.
Demon uśmiechnął się ponownie.
-I tak nieźle Ci idzie, brak doświadczenia kompensujesz bystrością i analitycznym myśleniem. Problem tkwi gdzie indziej. - Wyraz twarzy starszego z braci zrobił się drapieżny. W swobodnej pozie wzniósł się mniej więcej na połowę wysokości hali treningowej i tam zawisł. Kierunek przyciągania nie miał dla niego znaczenia, dół mógł być wszędzie. Odłamki z prawej ręki rozproszył dookoła siebie tworząc swego rodzaju zasiek, na kilku warstwach ochronnych baniek telekinetycznych. Lewe wciąż trzymał na podorędziu, by mieć czym rozpraszać Ainsleya. Jeśli chłopak nie zdoła się przebić, czekało go kolejne bolesne odbicie.

Silver poczuł jak Ainsley cofa swoją magię, widząc, że zaklęcie przestaje działać. Nagle jednak zamarł, zostawiając efekt w połowie drogi między nimi. Uśmiechnął się lekko, a Silver runął w górę, uderzając o sufit. W tym samym czasie Ainsleya wgniotło w podłogę.
Zmieniając kierunek przyciągania wektorów na całej strefie między nimi, Ainsley mógł wymieniać pozycję Silvera ze swoją własną. W uporczywym ataku dwójka braci zaczęła obijać się boleśnie o sufit i podłogę jak dryblowane piłeczki. Ainsley odbijał ich szybciej i szybciej. Ślady po ich zderzeniach zaczynały coraz bardziej przypominać aniołki wybite w śniegu.
Ten typ magii był bardziej tradycyjny dla Januarego. Dzięki sprytnemu, elastycznemu zrozumieniu natury magnetyzmu Ainsley był w stanie wyciągnąć ze swojej mocy podobny efekt. Był on jednak słabszy od Silvera, przez co tak uporczywie obusieczna umiejętność wycieńczyła go prędzej, niż demona. Gdy zaklęcie przestało działać, chłopak leżał wymęczony i poobijany na podłodze.
Silver przeciągnął się, czując, jak trzaskają mu kości.
-Auć… - Jęknął tylko, podchodząc do leżącego brata. - Gdybyś nie był tak sponiewierany, to skopałbym Ci tyłek, za to, jak się właśnie naraziłeś. Taktycznie wątpliwa decyzja, zraniłeś mnie, ale teraz mógłbym Cię bez trudu dobić, gdybym był twoim wrogiem. Niemniej zamysł dobry, gdybyś mógł zmienić punkty zaczepienia kilku celów, zamiast siebie i celu, zrobiłbyś im niezłą sieczkę. - Wyciągnął rękę, żeby pomóc Ainsleyowi się podnieść. - Wstawaj, zaniosę Cię do sekcji szpitalnej.

Ainsley westchnął. - Wiedziałem, że to debilne, ale musiałem sprawdzić, czy faktycznie zadziała. - przyznał. Jego nadgorliwość z dzieciństwa jednak nie przepadła kompletnie. - Nie chce mi się wstawać. Doczołgam się. - jeknął po chwili. Jego ciało zaczęło samoczynnie ciągnąć się po ziemi wolnym tempem, prowadzone jego iskrą.
-Pomysł dobry, tylko wykonanie do poprawy, jak już mówiłem. - Odparł Silver, tłumiąc śmiech na widok pełznącego brata. Wycierał podłogę własną godnością. - Na litość boską, to potrwa wieki. - Westchnął. - Hej hop! - Zawołał podnosząc brata magicznie i wsadzając go sobie na barana. Ile to już lat minęło, kiedy ostatni raz nosił go na plecach? Stare dobre czasy, kiedy wszystko było prostsze. - Trzymaj się mocno. - Dodał pro forma, nie było opcji, żeby chłopak spadł, umocowany mocą starszego brata. Mógł się po prostu teleportować, ale uznał, że ta chwila nostalgii mu nie zaszkodzi, ruszył więc biegiem do skrzydła medycznego.
- Leć szybciej, mam tu reputację do utrzymania. - poprosił Ainsley.

***

Meredith uniosła brew na widok poobijanych braci. - To jego da się posiniaczyć? - spytała. - Byłbyś pod wrażeniem jaki problem miał z tym Jack. Gdy Ainsley wpierw tu przyszedł, łatałam go co tydzień.
- Miałem mało wolnego, więc sparringi były tylko w czwartki. - wykrztusił z siebie Ainsley, kładziony na łóżko szpitalne.
Meredith pokręciła głową z dezaprobatą. - Poskładam go w godzinę. - obiecała, patrząc na skaner.
Silver spojrzał z uznaniem na młodszego brata, rodzinnej tradycji zdecydowanie uczynił zadość.
-Zuch. - Poklepał go po ramieniu i odwrócił się do Meredith.
-Invictus Maneo, moja droga. - Przypomniał jej z uśmiechem motto klanu Armstrongów. - Bez pośpiechu, ma w końcu wolne, to niech choć raz się porządnie wyśpi. - Jak znał Ainsleya, młody sypiał pewnie trzy godziny na dobę, maksymalnie. Nie, żeby sam był lepszy w jego wieku, a obecnie praktycznie nie potrzebował snu, stanowił więc kiepski wzór do naśladowania.

- Oh, nauczyłeś się cierpliwości? - zdziwiła się Meredith. - Mam mentalności pośpiechu z uwagi na twój pracoholizm. Ciężko nad wami nadążać. - przyznała. - Dopiero co mnie Drake ostrzegł, że będzie trochę mniej spał, bo wyskoczyło coś ważnego. Dałam mu koktajle witaminowe, ale postaraj się nie uzależnić całej załogi od kawy. - poprosiła.
Silver zachichotał pod nosem.
-Dalej nie wiem co znaczy to słowo. - Po prostu był nadopiekuńczy, nie pozwalał by rodzeństwo zasuwało na takich samych obrotach jak on sam. - Póki co, muszę nadrobić zaległości z ostatnich trzech lat. Potem niczego nie mogę obiecać. - Wzruszył ramionami. Roboty było dużo, a czas nie miał w zwyczaju czekać. - Drake miał tego pecha, że jego praca nie może zaczekać aż skończę. Dla Ciebie też będę miał niedługo projekt, niech tylko Nessie skończy swoje analizy. Właśnie, te twoje bio-nanity bazują na DNA użytkownika?

- Adaptują się do niego. To główny powód dlaczego działają. - wyjaśniła. - Ciało nie odrzuca nowych organów, bo są do niego dopasowane.
Ciekawe, zamiast tworzyć szablon na bazie docelowego pacjenta, Meredith zaprojektowała taki, który dopasowywał się automatycznie.
-Mam nadzieję, że dadzą sobie radę z moim DNA. - Nie wiedział jaki był zakres zmian w jego kodzie genetycznym po pełnej fuzji.

- To świetne pytanie. - zaciekawiła się Meredith. - Weź proszę jedną z białych tubek z mojej szafy. Znajdź albo zrób sobie ranę i sprawdź jak się zachowają pod nanoskopem. - zaproponowała, nie chcąc odrywać się od Ainsleya gdy dopiero zaczęła go oglądać.
-Już się robi, Pani Doktor. - Odparł tylko i poszedł po fiolkę. Umieścił ją w statywie urządzenia i obejrzał nanity w formie “biernej”, po czym sięgnął po skalpel i rozciął jeden z siniaków, jakie powstały w trakcie tego magnetycznego pinballa, którego urządził jego brat. Pobrał krew i wpuścił ją do tuby, nie był pewien czy hemoliza już się zaczęła, ale powinno być tam dość materiału genetycznego by sprowokować reakcję nanitów. Przyłożył oko do okularu i przyjrzał się ponownie.
Nanity reagowały zauważalnie, jednak wydawały się przybierać formę ludzkich komórek. Ich obecność w fiolce krwi wprawiła nanity w panikę. Zaczęły one nie tylko zwiększać jej objętość ale również budować nową skórę, w której krew mogłaby się znaleźć. Było ich zbyt mało i nie miały dość informacji w otoczeniu aby stworzyć cokolwiek sensownego. Silver mógł jednak wyciągnąć dwa wnioski: naśladują jego ludzkie DNA oraz działają kilkadziesiąt razy wolniej od jego naturalnej regeneracji w obecnej formie. Niezdolność replikacji demonicznego ciała mogła być spowodowana ograniczeniami oprogramowania, brakiem odpowiedniego materiału w nanitach, lub niesamowitą naturą ciała Silvera.
-Wygląda na to, że będzie trzeba zrobić kilka modyfikacji, żeby się do mnie dopasowały. - Młody October oderwał się od nanoskopu i pobrał jeszcze kilka próbek, żeby dać Meredith punkt odniesienia. - Wprawdzie nie planuję ich używać do naprawiania obrażeń, ale lepiej uniknąć ryzyka reakcji autoimmunologicznej.
Jego własne obrażenia już się leczyły, więc nie planował dłużej zostawać w szpitalu.
-Odpoczywaj Ainsley, nie chcę żeby mi potem rodzice suszyli głowę. - Rzucił żartobliwym tonem, poklepał brata po ramieniu i ruszył do swoich kajut. Skoro miał za sobą gimnastykę, przyszła pora na wysiłek umysłowy, a raporty korporacyjne czekały.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-11-2023, 12:42   #12
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Roy Genshi, Mike Nor

Wszystko poszło z grubsza zgodnie z planem kontradmirała. Nawet krasnoludzki władca powinien być martwy. Roy jednak zawsze dmuchał na zimne, więc musiał się upewnić, że potyczka została zakończona. Jedyne, co poszło nie tak, to predykament w którym znalazł się Mike. Jednak inżynier nie miał sposobu na efektywne zlokalizowanie towarzysza, bądź jego ciała, gdy cała strefa zero po wybuchu była jeszcze rozgrzana do czerwoności. Zaczął więc przywoływać drony zwiadowcze, które miały upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Mali zwiadowcy o kształtach wielkich owadów szybko rozlecieli się po polu bitwy. Część kierowała się do zawalonej wieży, szukając ocalałych krasnoludów oraz tuneli i podziemnych bunkrów w których mogliby przetrwać. Kilka z nich obserwowało niebo naokoło Roya, wypatrując dalszych ataków z powietrza. Jednak większość rozleciała się po polu bitwy w poszukiwaniu Mike’a. Zaś zmiennokształtna kula zebrała się w kupę i podleciała z powrotem do swojego operatora, gotowa zareagować na ewentualne ataki zamieniając się w otaczającą go sferę.
- Znowu stałem się Śmiercią, niszczycielem światów... - wydał się z ust mężczyzny smętny głos, gdy ten rozglądał się po nuklearnym pobojowisku. - Który to już raz? - zastanawiał się na głos.
W tym momencie przed twarzą Roya natychmiast wyświetliła się hologramowa lista o tytule "Aplikacje do Pseudonimów Agentów Neocesarstwa". Roy Genshi widniał obecnie na pierwszym miejscu z liczbą sześdziesięciu ośmiu punktów, która po donośnym "Ding!" i ulatującym numerku "+1" zmieniła się na sześćdziesiąt dziewięć.
- Ranking zaktualizowany. Pseudonim odświeżony. Gratulujemy nowego najwyższego wyniku, Mr. Atom. - zadeklamował syntezowany głos.
- Heh, nice - Roy uśmiechnął się z zadowoleniem. - Teraz nie ma szans, że ten cały Septimus Lando przegoni mnie w tej dekadzie. Mam nadzieję, że podoba ci się pseudonim Nuclear Gandhi. Bo zostanie ci na długi czas, smarku. Przynajmniej do mojej emerytury.

Mike dalej eksperymentował. Podszedł do nierozgrzanej części pojazdu, dotknął blachy i rzekł “AND NON-HEATING”. Był ciekaw, czy to coś pomoże i jak maszyna zareaguje. Przy okazji rozglądał się za włazem ewakuacyjnym, jako ewentualną droga ucieczki. W myślach z kolei zapytał Great Sage’a - W sumie, jak zadziała na mnie promieniowanie, o Great Sage’u? Mam boskie ciało, ale czy zniesie ono coś takiego? - bohater faktycznie był ciekaw. Może się okazać, że zostanie w pojeździe będzie lepszym wyjściem. Grał w Fallouta i nie chciał skończyć jako jakiś mutant.
Great Sage odpowiedział natychmiastowo - Promieniowanie zbiera się w twoim organizmie jak każdej innej materii. Przy jego dużych ilościach, stałbyś się śmiertelnie radioaktywny dla innych ludzi, uniemożliwiając kontakt fizyczny. Stan byłby tymczasowy, zależnie od dawki promieniowania. Główne zagrożenia: nuda, samotność, depresja. - ocenił mędrzec.
Heros uśmiechnął się i rzekł - Ale przecież mam Ciebie i Hestię - a po chwili dodał - Poza tym, to będzie problem Roya! - dokończył ze śmiechem. Jak na kogoś, kto mógł zostać napromieniowany czuł się zadziwiająco dobrze z tą świadomością. Chociaż przez chwilę żałował, że nie zmieni się w Hulka. Kto jednak wie? Może uda się pójść w tę stronę przy odrobinie kreatywności! Będzie musiał zapytać o to Roya.

Magiczne działania Mike’a przyczyniły się do znacznego zmniejszenia temperatury wewnątrz pojazdu. Jak odkrył szybkim testem, blacha wciąż była gorąca. Ciepło jednak przestało z niej emanować, więc bez kontaktu fizycznego nie był w stanie się oparzyć. Patrząc przed siebie, znalazł też wyjście ewakuacyjne. Ponieważ wiertło zwykle kopałoby przez tunel, wyjście było za nim, na czerwonym końcu maszyny.

Roy, rozglądając się swoimi maszynami, zbierał interesujące informacje. Po pierwsze zauważył, że coś się do nich zbliża z bardzo daleka. Wyglądało na helikopter. Po drugie, krasnoludy w zasięgu eksplozji, jak i wewnątrz budowli były martwe. Niestety, wyglądało to na tymczasowe zwycięstwo.

Ciała kamiennych istot zaczęły wsiąkać w ziemię i poruszać się wraz z nią, tworząc wielki kopiec krasnoludzkich zwłok. Ta masa ugniatała samą siebie, co jakiś czas wypuszczając nowego krasnoluda. Wyglądało na to, że konsumowała kilka zwłok do stworzenia jednej istoty, więc wciąż robili postęp.

Po trzecie, coś spadało prosto na Roya.

Ostrzeżony przez swoje maszyny, Roy odsunął się w bok, tworząc tarczę ze swojej autonomicznej kuli. Wtedy, z rykiem i gromem, wysoko z nieba spadł tors krasnoludzkiego króla z na wpół stopioną twarzą, wciąż trzymający resztki swojego młota. Wyrzucony wcześniej w niebosa siłą atomowej eksplozji, celował teraz w naukowca którego ochrzcił ‘kapłanem Lokiego’. Roy uniknął go o włos. Uderzenie które ostatecznie trafiło w ziemię, niosło ze sobą ogromną siłę, po czym zawtórował mu niesamowicie szeroki piorun. Na szczęście w tym momencie Roy osiągnął już bezpieczny dystans. Gdyby naukowiec nie patrzył nad swoją głowę, walka mogłaby stać się wyrównaną.

Równie uparty co swój lud, dyszący władca krasnoludów zaczął ściągać do siebie okoliczne truchła poddanych, najwidoczniej szykując się do odbudowy.

- Jednak mamy tu ciekawego osobnika. Być może zasługujecie na swoją niepodległość - Roy pokiwał głową, tym razem ze szczerym uznaniem. Wyglądało na to, że sam krasnoludzki król mógł spełniać minimalne wymagania. - Pytanie, czy jesteś w stanie sam bronić swojej planety?
Słowa te były transmitowane na częstotliwości, którą powinna odebrać słuchawka Mike’a, jeśli był w zasięgu.
- Mike, słyszysz mnie? - zapytał spokojnie swojego towarzysza, jak gdyby ten stał obok niego. - To jeszcze nie koniec potyczki. Rycerze się odbudowują, a król jest obecnie na ziemi mocno ranny. Krasnoludy używają martwych ciał żeby się regenerować. Jest ich coraz mniej, ale musimy kontynuować ofensywę jeśli chcemy ich dalej testować. Król sam aktywował taktyczną bombę atomową i przeżył eksplozję z przyłożenia młotem. Jestem skłonny uznać jego niepodległość po takim wyczynie. Ale muszę poznać twoją opinię.


Heros usłyszał Roya - Jestem w środku Twojej maszyny - rzekł do naukowca, po czym podszedł do konsolety, próbując uruchomić sprzęt. Niestety, przegrzane wiertło nie chciało ruszyć.

- W takim razie obiorę króla za cel. Uważaj, bo może skierować się do ciebie - kontradmirał uprzedził bohatera. - Zbliża się do nas również helikopter, zapewne nienależący do krasnoludów. Spróbuję nawiązać z nim łączność, gdy tylko wejdzie w zasięg nadajnika.
To powiedziawszy Roy zaczął nadawać zapętlone nagranie głosowe, wzywające pilota do zidentyfikowania się. Zaraz po tym skierował uwagę na krasnoludzkiego władcę, którego obraz widniał w rogu ekranu w jego hełmie. Nie chcąc zezwolić mu na szybką regenerację, zaczął przywoływać konwencjonalne pociski naprowadzane przez jego drony na pozycję króla.


Mike wzruszył ramionami, uznając, że dalej może eksperymentować. Ponownie dotknął blachy i rzekł “IS CUTTABLE” ale umieścił to słowo przed pozostałymi, po czym spróbował wyciąć dziurę w podłodze w miejscu, gdzie nie czuł gorąca.
Pozbawiona swojej odporności na cięcia maszyna z łatwością uległa ostrzu Mikea. Chłopak w końcu mógł się z niej wydostać. Pod podwoziem było ciasno. Szczęśliwie, zbocze było nierównomierne, przez co nachylenie pojazdu zostawiało dość miejsca pod wiertłem, aby wydostać się z pojazdu, jeżeli bohater sobie tego zażyczy. Dźwięk siekier łupiących o pojazd zdradzał, że krasnoludy nie dały za wygraną. Również musiały zauważyć zmianę w wytrzymałości pojazdu.

Tymczasem Roy wysłał bombardowanie na regenerującego się władcę krasnoludów. Będąc w formie masy przypominającej glinę i oddalonym od reszty swojej armii, którą wcześniej odciągnął Mike, król nie miał jak się bronić. Eksplozje doszczętnie pozbawiły go kształtu. Wydawać by się mogło, że było po wszystkim. Pozostały jednak w ziemi ślad po eksplozji powoli zaczął przybierać kształt płaskorzeźby w kształcie krasnoludzkiej twarzy. - Ducz je jednym z naszã ziymiōm! Władcōm krasnoludów i jejich planety! - wrzasnęło odbicie twarzy.

Mike był przekonany, że krasnoludy umarły w wyniku eksplozji. Albo od początku nie były w pełni żywe, więc nie mogły od tego umrzeć? Heros nie zastanawiał się, tylko zeskoczył do dziury i chwycił miecz mocniej w obu dłoniach. Następnie rzekł do Great Sage’a - Ustaw mnie tak, abym był optymalnie na wysokości głów tych karłów. - skoro od podłogi pojazdu do podłoża góry była niewielka wysokość, to powinno starczyć na tyle, aby Mike mógł bez większego kucania ustawić się odpowiednio. Co nastąpiło dalej?

Heros uśmiechnął się, zaczął dreptać wokół swojej własnej osi z mieczem ustawiony na wysokości głów-szyi krasnoludów i nabierał pędu, kręcać się. Po chwili aktywował SUNSTRIKE - 10 kilometrowa katana miała rozciąć nie tylko pojazd, ale również znajdujące się przy nim kurduple. Mike’owi znudziło się już tkwienie w tej nieszklanej pułapce.


- Jeśli nie możesz nawet opuścić tej planety, to jesteś bezużytecznym władcą w epoce kosmicznej - zakpił Roy przez małe głośniki zamontowane na dronach oblatujących pozycję króla.
- Słaby! Bzzzy!
- Nieudolny! Bzzt!
- Relikt przeszłości! Bzztu! - zawtórowały mu trutnie syntezowanymi bzyczączymi głosami.
- Nie jesteś nawet w stanie obronić samego siebie przed naszą dwójką. - kontynuował naukowiec z narastającym naciskiem. - A w samym neocesarstwie takich jak my są legiony.
- Setki! Bzt!
- Tysiące! Bzzytu!
- Miiiliooonyy! Bzzzuu!
- Prędzej czy później przybędą tu inni ludzie i inne zaawansowane rasy, mające za cel waszą anihilację. Stawiając nam opór sprowadzisz na swój lud tylko zagładę.
- Śmierć! Bzz bzz!
- Dewastacja! Bzzy bzzy!
- Zniszczenie! Bzzzt!
Kontradmirał w trakcie tego monologu otworzył błękitny portal z którego wyleciała jego idealna kopia. Android w czarnym płaszczu, kombinezonie i opalizującym hełmie, z silnikiem rakietowym na plecach. Robotyczny klon zleciał szybko poniżej poziomu chmur, prezentując się krasnoludzkiemu władcy we wzniosłej pozie podobnej do tej którą wcześniej Roy pokazał Mike’owi.
- Ale my nie przybyliśmy tu z wami wojować. Nie to jest naszym celem. - wyjaśnił sobowtór podniosłym głosem, zbliżając się do króla z otwartymi ramionami. - My oferujemy wam siłę i rozwój. Pokój i dobrobyt. Protekcję i współpracę. By wspólnie stawić czoła galaktycznym zagrożeniom, które są ponad nasze indywidualne siły. Chcemy, byście dobrowolnie się z nami sprzymierzyli. Byś stał się jednym z nas i udowodnił potęgę swojej rasy, gdy zyskasz szansę na odblokowanie swojego potencjału.
- Jednym z nas! Jednym z nas! Jednym z nas! Bzzzzzzyyy! - wtórowały mu dalej pszczele drony, tym razem bardziej podnieconymi głosami.



Obracający się Mike przeciął pojazd z lekkością obróbki kartonu. Zaskoczone krasnale poupadały na ziemię lub skoczyły na sam pojazd, chcąc znaleźć się nad kręcącym ostrzem, przez co zepchnęły górną część pojazdu jak wieko. Mike znów miał wizję na znacznie przetrzebioną strefę bitwy oraz masywną twarz króla w ziemi i poniżającego ją Roya.

Król w Ziemi nie był pod wrażeniem zaczepek neocesarskiego admirała. Jego głos rozbrzmiał dźwiękiem gromu i narastał z każdym słowem.
- PRECZ! Jedna Ziymia, jedyn rōd, jedyn dōm, słudzy jedynego Odyna! KLĘCZ pragliwy kmieciu!
Głos wydzierającej się na Roya planety osiągnął zatrważające decybele. Drony i robot inżyniera zostały zniszczone jednym zdaniem, z fałszywą figurą Roya upadającą w pokłon, gdy drgania zniszczyły jej kolana. Roy odczuł, jak wszystkie jego organy trzęsą się pod wpływem fali dźwiękowej, a jego hełm lekko popękał.
Twarz króla zaczęła wyrastać z ziemi, na wzór jego upadłej wierzy, wznosząc się jak góra w kierunku Roya.

Mike rozejrzał się po polu bitwy i ocenił jak dużo przeciwników pozostało do wybicia. Rzucił do słuchawki - Przyjacielu, jeśli będziesz potrzebował pomocy, wołaj - kierował te słowa do Roya. Tamten zadeklarował, że zajmie się królem, więc samemu bohater chciał przetrzebić szeregi wroga. Naliczy, że jest przy nim około czterdziestu krasnoludów, a kolejne trzy tuziny zbierały się przy twarzy króla.
Nie czekając na odpowiedź towarzysza, ruszył w tango. Mieczem odciął kawał blachy pojazdy i pokroił ją w mniejsze odłamki - tak, aby dało się nimi swobodnie rzucać. Nie planował wykwintnych kształtów, tylko coś na kształt noży do rzucania czy ostrzy. A następnie miotał nimi w głowę najbliższych przeciwników. Mike uznał, że póki może utrzymać wroga na dystans, tak powinien zrobić. Chciał również sprawdzić, jak zadziała niezniszczalna blacha miotana z jego siłą.

W pewnej chwili przypomniał sobie Kapitana Amerykę i wyciął coś na kształt postrzępionej tarczy. Chwycił nią, obrócił się dookoła własnej osi i miotnął w przeciwników, obserwując wirującą śmierć. Heros zastanawiał się, czy może lepiej jest nie zabijać krasnoludów, a jedynie ich okaleczyć lub obezwładnić. Dlatego zaczął również celować w nogi przeciwników.

- Tak, chyba jednak będę potrzebował pomocy - przyznał Roy, odpowiadając Mike’owi mocno zmęczonym głosem. - Chcę, żebyś podawał mi koordynaty króla w stosunku do zawalonej wieży. Chcę przeprowadzić bombardowanie z bezpiecznej odległości. Możesz też mówić jakiego wsparcia potrzebujesz.
Inżynier doszedł do wniosku, że musi przejść do bardziej kreatywnych środków zaradczych. Nim król zdążył zaatakować go ponownie, przywołał ciężki drop pod, który z ogłuszającym świstem zaczął spadać w okolice Mike’a. Następnie ustawił swoją rakietę na pełną moc i zaczął lecieć w kierunku orbity. Zaś gdy rozgrzana do czerwoności przez tarcie powietrza kapsuła uderzyła w ziemię, heros natychmiast usłyszał donośny głos maszyny:
- DX-95 GOTOWY DO SŁUŻBY! MELDUJĘ SIĘ NA ROZKAZY, KAPITANIE NOR!
Z otwierającej się z piskiem kapsuły wyłoniła się wysoka na pięć metrów machina bojowa, uzbrojona w ciężkie karabiny maszynowe na dłoniach oraz działo plazmowe zastępujące jej głowę.

Mike wskazał krasnale przed sobą, zniżył głos i wydał rozkaz maszynie - This entire city must be purged. - po czym podał pierwsze koordynaty Royowi, korzystając z pomocy Great Sage’a. Po sekundzie zapytał towarzysza - Właśnie, załatw mi coś, abym przetrwał bombardowanie, skoro chcesz pomocy - zreflektował się heros. Nie chciał testować, jak dużo jest w stanie wytrzymać.
Mike rozrzucał elementy pojazdu na krasnoludów. Jego improwizowane rzutki wbijały się w niektóre głowy, a okazjonalnie nawet powalały krasnoludów. Nie przebijały jednak głów na wylot, a czasem wystawały z czaszki powyginane — znak, że odcięcie ich od pojazdu odcinało je od magicznego efektu. Mimo tego ostry metalowy dysk rzucony z siłą i zamachem Mike’a był wystarczający, aby powalić kilku brodaczy jednym rzutem. Z frajdy wybił bohatera kolejny ryk króla:
- PRECZ! - krzyknął on w ślad za wylatującym w niebiosa Royem. Wyciągał się wciąż w górę jako masa ziemi z przerośniętą krasnoludzką twarzą. Wydawał się zadowolony z siebie na widok odwrotu naukowca. Skoro przepędził jednego, był czas na drugiego. Krasnoludzki władca zwrócił swoją twarz w stronę Mike’a i zaczął lecieć w jego stronę z otwartą paszczą pełną skalistych zębów. Widok przywoził chłopakowi na myśl czerwie z Dune.
Mike spokojnym głosem podał koordynaty króla do Roya i zapytał - Chcesz go bliżej wieży? Goni mnie, więc mogę go tam sprowadzić - po czym rzekł do siebie - I’m in danger. No, I am the danger! - i wybiegł na spotkanie paszczy przeznaczenia. A dokładnie skorzystał z umiejętności Appraisal, aby dowiedzieć się, czym jest ta istota konkretnie. Heros planował skoczyć w bok poza zasięg paszczy stworzenia. Planował jednak zwlekać do ostatniej chwili, zdając się na kalkulacje Great Sage’a. Aby zwiększyć swoje prawdopodobieństwo, chciał zastosować manewr zmylający - najpierw skierować się w jedną stronę, sugerując skok w jej stronę, a następnie odbić się w przeciwnym kierunku, wykorzystując swoje momentum. Planował całym ciałem rzucić się w bok jak najbliżej istoty. Przy idealnej sposobności, Mike chciał zakotwiczyć się w niej mieczem i ją dosiąść.
- Obojętnie. Używam tylko wieży jako punktu odniesienia - odpowiedział Mike’owi Roy. Tymczasem po doleceniu na bezpieczną odległość zaczął tworzyć małego satelitę wojennego.
Maszyna wyposażona była w ogromne działo laserowe, radionadajnik, oraz system namierzania. Gdy działo rozgrzewało się do ataku, kontradmirał od razu wykorzystał nadajnik do wysłania wiadomości w kierunku helikoptera zbliżającego się do pola bitwy.
- Radio check. Tutaj Mr. Atom, na misji dyplomatycznej neocesarstwa. Wzywam pilota do zidentyfikowania się. Over.
DX-95 stąpając w okolicy Mike’a, próbował zwrócić na siebie jak największą uwagę krasnoludzkich wojowników, wydając z siebie ogłuszające dźwięki alarmu i rozrzucając ich po polu bitwy niczym kukiełki, żeby rozbić ich szyk.


Odskok Mike’a pozwolił mu zejść z drogi bestii i uniknąć połknięcia. Masa kreatury zatrzęsła jednak ziemią, posyłając gruz we wszystkie strony. Kamienne odłamki powbijały się w ciało Mikea, gdy odzyskiwał równowagę, aby ponownie wyskoczyć. Tym razem poleciał w stronę królewskiego czerwia. Miecz wbił się w glinę bez większego trudu i po chwili balansu, Mike był wygodnie osadzony na stworzeniu. Zobaczył wtedy, jak ziemia pod nim formuje się w kolejną królewską twarz. Jego miecz był wbity w jej czoło.
- To je nasz dōm. Bydziecie załować atakyrowaniŏ go! - ostrzegł bohatera. Błysk na niebie zdradzał powstanie nowoczesnego działa stworzonego przez Roya.
Mike po prostu wcisnął miecz głębiej, wykorzystując swój Vital Strike. Dane uzyskane z Appraisala były sugestią, aby dać nura do środka bestii. Dlatego zaczął przebijać się i machać mieczem niczym łopatą. Jeśli Vital Strike nie wejdzie od razu do celu, wtedy heros będzie go szukał ręcznie. Heros chciał znaleźć coś w rodzaju serca, mózgu, rdzenia - co mógłby uznać za główny punkt bestii. Wtedy powtórzy swój atak za pomocą Vital Strike.
W tym czasie pancerny robot naukowca, wykorzystując, że został ostatnim celem na polu bitwy, zbierał naokoło siebie coraz więcej pozostałych przy życiu krasnoludzkich wojowników. Zaś gdy tylko utworzyli dookoła niego ładne kółko, otworzył ogień ze swoich czterech ciężkich karabinów maszynowych. Kilka chwil później, gdy Roy obrał swój cel i ustalił trajektorię promienia, spadł na nich również ogień z niebios, mający wypalić naokoło bojowego mecha okrąg spalonej ziemi. Nie musiał się przy tym upewniać, że piloci helikoptera zauważą czerwony pilar zniszczenia rozciągający się z orbity do samej ziemi.
- Obawiam się, że będę zmuszony uznać brak odpowiedzi za akt wrogości. Over - uprzedził Roy spokojnym tonem przez radionadajnik.
- Lokalizuję cel poruszający się obecnie z prędkością dwustu dwudziestu trzech węzłów w stronę pola bitwy. Over - dodał beznamiętny komputerowy kobiecy głos.


Krasnoludy walczące z robotem w świetle żrącego lasera zachowywał się bezmyślnie. Biegły na niego prosto w ogień z siekierami uniesionymi w góry. Ostrzał bez problemu powalał je na ziemię. Odrodzeni wojownicy nie posiadali nawet organów. Nie było to przeszkodą w ich zabiciu, gdy tysiące pocisków na sekundę dziurawiło je na wylot, doprowadzając do zawalenia się królewskiej gwardii niczym glinianych figurek.

Mike pchnięciem otworzył dziurę w czerwiu, wpychając się do jego wnętrza. Roześmiana kreatura zamknęła za nim otwór. Bohater czuł, jak przestrzeń wokół niego się zacieśnia. Był świadom, że nawet gdyby nie dać się zgnieść w takiej pułapce, z czasem zabrakłoby w niej powietrza. Król go jednak nie docenił. Stanowczym wymachem broni, Mike przekształcił jednolite wnętrze bestii w pieczarę zdolną ugościć jego godność. W tej szerokiej i otwartej przestrzeni dopatrzył się resztek ciała króla. Pozostałości torsu i głowy wbitych i złączonych z glinianą masą. Z eleganckim przykucem i potężnym skokiem w stronę królewskiej mości, precyzyjnie przebił ukoronowany łeb. Siła jego sztychu rozeszła się echem w obie strony, wysadzając skamieniałe stworzenie.

Został już tylko Mike z wyciągniętym przed siebie mieczem, na którego krańcu wisiała krasnoludzka głowa w koronie; robot, którego rozgorzałe lufy topiły śnieg na polu pełnym martwych ciał wojowników, oraz nadzorujący sytuację z niebios Roy.

Cierpliwość naukowca była niesamowicie krótka. Nie dostał on odpowiedzi wprost na swoją groźbę. Zamiast tego, odebrało przekaz informacyjny. Nadlatujący pojazd wykazał identyfikację jako własność organizacji religijnej Magica Icaria z sygnaturą dyplomatyczną. Zimna odpowiedź tego pokroju nie była niespotykana, sygnatury ciężej było podrobić od pustych oznajmień w radiu. Roy wiedział też, że MI było zacofane pod względem technologicznym z przekonań, że diabeł jest w stanie zawładnąć maszynami. Wyjaśniało to zwłokę w przekazie. Jeżeli chcieli spotkać się z nieznajomymi, będą musieli poczekać kilka minut, aż helikopter do nich doleci.

Mike odezwał się do słuchawki - Rozwiązałem problem. Coś z niego jeszcze zostało. Chcesz to przebadać? - zwrócił miecz sztychem w stronę Roya. Bohater nie odczuwał satysfakcji. Zrobił to, co musiał, ale nie było w tym nic specjalnego. Poczucia dobrze wykonanego zadania, czy czegokolwiek.

- Nie jestem biologiem, ale zobaczę, co uda mi się zidentyfikować. Jestem ciekawy, czy zdolności króla to naturalna cecha ich rasy, przebudzenie, czy też artefakt którego używał - szybko potwierdził Roy. Tym razem jednak po raz pierwszy od spotkania z Mike’m w jego zmęczonym głosie dało się usłyszeć nutę zaniepokojenia. - Aczkolwiek mamy tu nowy, delikatny i potencjalnie bardziej męczący problem natury dyplomatycznej, Mike. - westchnął ciężko kontradmirał, który już miał nadzieję, że po załatwieniu krasnoludzkiego władcy nie napotkają już żadnych więcej problemów na tej planecie. - Zbliżający się w twoją stronę helikopter należy do Magica Icaria. Są tutaj na misji dyplomatycznej, podobnie jak my - zaczął wyjaśnienia, bez jakiejkolwiek zauważalnej ironii w ich podejściu do “dyplomacji”.
- Potwierdza to oświadczenie króla, że przybyli tutaj w celu zrekrutowania krasnoludów do wojny - kontynuował. - Wygląda na to, że próbują wykorzystać swój status misjonarski, by robić nielegalne konszachty z prymitywnymi rdzennymi ludami na naszych terenach. To niestety wychodzi już poza wolność religijną neocesarstwa. Więc mamy obowiązek przynajmniej wydać im ostrzeżenie i upewnić się, że opuszczą tą planetę. Zwłaszcza po tym, jak potwierdziliśmy jej przynależność do neocesarstwa. Nie możemy pozwolić, by inna frakcja położyła na niej ręce bez wypowiadania nam wojny. To byłaby niedopuszczalna oznaka słabości z naszej strony. Aaaaa…! - Mike mógł śmiało założyć, że Roy znowu złapał się za głowę w nagłym wybuchu irytacji.
- Czemu ci durni fanatycy muszą tutaj lecieć!? Już chciałem ich zignorować, obwieścić cesarski dekret w krasnoludzkiej stolicy i mieć z głowy tą zacofaną planetę. Mike, proszę, wykasuj ich, żebyśmy mogli wrócić do domu! - zawył z desperacją. Jednak szybko opanował swoje emocje i od razu zaprzeczył sam sobie. - Nie, nie rób tego. Jako agenci cesarstwa, musimy wykonywać nasze obowiązki. Aisha, wykasuj ostatnie pięć sekund nagrania głosowego.
- Nigdy ich nie nagrałam - odpowiedział mu komputerowy kobiecy głos. - Pozwoliłam sobie przygotować skrypt, który zatrzymuje nagrywanie gdy voice pattern recognition rozpozna negatywne emocje w twoim głosie.
- Clever girl - Roy odetchnął z ulgą i wyraźnym zadowoleniem.


- Wszystko w porządku, przyjacielu? - zapytał Mike z troską w głosie. Nie spodziewał się, że tak doświadczonym wojakiem wstrząśnie eksterminacja krasnoludów. Widać do pewnych rzeczy nie da się przyzwyczaić. Tym bardziej herosa dziwiła jego własna obojętność. Po chwili dodał - Bez obaw, nie zamierzam nikogo zabijać bez powodu. Najpierw porozmawiajmy z nimi - po czym Mike zaczął szykować teren dookoła siebie. Z rzeczy dookoła starał się zrobić stół oraz cztery krzesła. W słuchawce Roy usłyszał coś, co bohater raczej kierował do siebie - W końcu na zabicie problemów zawsze znajdzie się czas.

- W porządku. Nie przejmuj się tym - odpowiedział Roy, po czym szybko zmienił temat. - W takim razie musimy przygotować się na przyjęcie gości. Pamiętaj, że większość ludzi nie przeżyje promieniowania w epicentrum wybuchu w którym obecnie się znajdujesz. DX-95 zaprowadzi cię na bezpieczną odległość. Możesz go dosiąść jeśli chcesz.
Tymczasem naukowiec na orbicie zuploadował do satelity trojana, który miał zostać nadany przez fale radiowe do helikoptera. Wirus nic nie robił sam z siebie, ale miał otworzyć Royowi furtkę do przejęcia kontroli nad maszyną MI gdy zajdzie taka potrzeba. Inżynier nie miał zamiaru pozwolić dyplomatom się zabić jeśli nie posłuchają jego komend i zbliżą się zbyt bardzo w napromieniowany obszar.
Po tym szybkim uploadzie, Roy zaczął prędko zlatywać z powrotem na ziemię, tym razem asystowany przez grawitację. Po drodze wzmocnił swój kombinezon, dodając mu tarcze termiczne które miały pozwolić mu na jak najszybszy upadek.


Och - rzekł ze smutkiem Mike - a tak się napracowałem - wskazał na prowizoryczny stół i krzesła, po czym machnął na nie ręką i wskoczył na robota. Nie zabrał ze sobą swoich “dzieł” i zwyczajnie dał się poprowadzić.

Mike i Roy musieli zejść na dolną połowę wzgórza, aby mieć absolutną pewność, że pozostałości ich bitwy nie będą szkodliwe dla nieznajomych. Helikopter Magica Icaria zwalniał, im bliżej nich się znajdował. Wyraźnie skanowali otoczenie, szukając ich dwójki. Nie zajęło to długo. Helikopter obrócił się bokiem, zniżając pułap lotu. Drzwi otworzyły się wszerz, ukazując szczupłego mężczyznę.

Tim Timer
Bishop of Magica Icaria

Roy natychmiast rozpoznał jegomościa jako biskupa Magica Icaria, Tima Timera. Mężczyzna często reprezentował kościół tam, gdzie papież nie miał czasu się zjawić, będąc niemal jego prawą ręką. Jak na biskupa ubierał się niezwykle nieformalnie. Miał na sobie poszarpane jeansy, skórzaną kurtkę, T-shirt z napisem “LAW” oraz maskę, zasłaniająca całą jego twarz z wyjątkiem oczu.
- Chyba jestem winny państwu przeprosiny! - krzyknął w stronę Roya i Mikea. - Czuję się poniekąd odpowiedzialny za humor krasnoludów w ostatnim czasie. Mogę zaoferować chociaż przelot? - zapytał, wyciągając dłoń.
- Przynajmniej od razu zdajecie sobie sprawę w czym problem. To dobry początek - odpowiedział kontradmirał, który zamiast krzyczeć postanowił przywołać sobie megafon. - Ale przeprosiny to trochę za mało. Chcielibyśmy wyjaśnić sytuację na spokojnie. Możemy udać się z wami własnymi środkami transportu do bardziej dogodnego miejsca, jeśli tutaj wam nie odpowiada.
Biskup machnął ręką na swojego pilota, a helikopter po chwili wylądował. Mężczyzna wyszedł na śnieg rozkładając ręce na boki. - Z grzeczności wypadało mi zaoferować ale nie robi mi to różnicy. - przyznał. - Tim Timer, miło mi. Reprezentuję Magica Icaria. Zapoznałem krasnoludy z naszą wiarą i przekonaniem o nadchodzącej inwazji demonów. Wygląda na to, że ta informacja wprawiła ich rząd w panikę. - wyjaśnił.
Heros kiwnął mu głową - Mike Nor, reprezentant Neocesarstwa, a to mój towarzysz, Roy Genshi. Zdajesz sobie sprawę, że znajdujesz się na obcym terenie pod naszą jurysdykcją? - zapytał uprzejmie.
- Tak, w czym problem? - spytał, chowając ręce do kieszeni. - Operujemy w nowym cesarstwie legalnie, a planeta nie była zamknięta wedle mojej wiedzy.
- To zależy od interpretacji działalności oraz tego, w jaki sposób działaliście. Panuje u nas wolność wyznaniowa, dlatego problemem nie jest fakt, że to zrobiliście, ale jak tego dokonaliście. Wasze działania zagroziły integralności lokalnego społeczeństwa oraz doprowadziły do pewnego rodzaju buntu. Musieliśmy interweniować z Waszej winy. To wykracza poza głoszenie swojej wiary na terenie Neocesarstwa i podchodzi pod sabotaż - Mike mówił beznamiętnie. Po chwili dodał - Jak chcemy to załatwić? - i uśmiechnął się szczerze.
- Zakładam, że nie chcecie stracić swojego immunitetu dyplomatycznego, ani praw misjonarskich - dodał Roy podejrzanie miłym jak na niego tonem. - Tak więc musimy ustalić pewne granice dla naszego wspólnego dobra. Tak jak mówi mój kolega, Neocesarstwo nie może tolerować akcji, które mogłyby podpadać pod sabotaż. To co przekazał nam krasnoludzki król brzmiało, jakbyście próbowali zrekrutować ich do wojny.
- Och, wojny ale przecież w imię wiary! To walka ze wspólnym wrogiem dla dobra nas wszystkich! - dorzucił Mike tonem wzburzenia, a po chwili przemówił normalnie - Tylko proszę nie używaj takiego argumentu. Toć to nie godzi się - heros znów się uśmiechnął i już się nie odzywał.
Tim wzruszył barkami. - Nie oferowałem krasnoludom kontraktów wojskowych. Ostatecznie ich zachowanie jest ich własną odpowiedzialnością. Staram się tylko być miłym. - wyjaśnił swoją pozycję biskup. - Demony są poważnym zagrożeniem, więc informujemy na ich temat ludy różnych planet. Oferujemy również założenie kościołów, jeśli chcą przyjąć naszą wiarę, ale krasnoludy to nie interesowało. Są bardzo konserwatywni.
- Niemniej, jeśli wasza wiara doprowadza do konfliktów politycznych oraz zbrojnych na terenach cesarstwa, to może się okazać, że przestanie być klasyfikowana jako wiara, a zacznie jako ideologia terrorystyczna - zauważył kontradmirał, zaniepokojonym tonem. - Wiem, że krasnoludy ostatecznie odmówiły przyjęcia waszej wiary. Ale nie możemy zaprzeczyć faktom, że zostały przez was sprowokowane do działań wojennych ze względów religijnych. A działania te miały największy wpływ na ich relacje z Neocesarstwem. Chyba nie możecie nas winić za brak pewności, że nie to było waszym ostatecznym celem? - zapytał podejrzliwym, acz dobrobusznym głosem. - Oczywiście, brak pewności nie jest dowodem w którąkolwiek stronę. Ale czy nie wolelibyście uniknąć tego typu wątpliwości na przyszłość? Jeśli więcej planet na terenach cesarstwa będzie miało podobne reakcje na wasze szerzenie wiary, to może się okazać, że będziemy zmuszeni jej zakazać ze względu na realne i fizyczne zagrożenie jakie na nas sprowadza. Dlatego dla dobra waszej wiary, powinniście postarać się, by do takich sytuacji nigdy więcej nie dochodziło.
- Może pora przemyśleć metody działania, skoro doprowadzają do takich reakcji? - zapytał Mike - Zobacz do czego to doprowadziło - wskazał palcem głowę krasnoluda na mieczu - Mówisz, że starasz się być miły. I ja Ci wierzę. Mówisz, że byli konserwatywni. I my to wiemy! Ale Wy również powinniście, równocześnie dopasowując metody działania do osób, którym swe prawdy wykładacie. Przecież nie chodzi Wam o terroryzm, jaki stał się przed chwilą Waszym udziałem, czyż nie? - heros uśmiechnął się ze współczuciem. - To w jaki sposób unikniemy podobnych sytuacji w przyszłości?
- Tak, przykro mi, jeśli się poczuliście jak terroryści. - przeprosił Tim z szczerością w głosie, pokazując palcem na głowę króla. - To korona daje mu władzę nad piorunami, możecie ją chcieć zachować. Najlepiej zniszczyć. Przez nią krasnoludy mieszkają pod ziemią. Taka polityka. - wyjawił. - W każdym razie, jeśli nowe cesarstwo zakaże naszej wiary, na pewno nas o tym poinformuje. - nie wydawał się przejęty sugestiami Roya. - Powiedzcie mi za to, ta walka to była tylko wasza dwójka? Z daleka wyglądała dość… spektakularnie. - zainteresował się.
- Owszem - potwierdził inżynier, kiwając głową. - Niestety, sprowokowany król sprawił nam więcej problemów, niż się spodziewaliśmy. Więc zostaliśmy zmuszeni do użycia ekstremalnych środków - wyjaśnił się, z udawaną skruchą.
- To chyba na tyle z dyplomacji - odezwał się syntezowany głos Roya przez słuchawkę w uchu Mike’a. - Jeśli nie masz więcej pomysłów, to możemy zabrać to tylko do Bastiona, przedstawić mu pełen raport i czekać na jego decyzję w tej sprawie.

Mike kiwnął głową, po czym siadł w powietrzu z nogą założoną na nogę i rzekł - Aby nie było żadnych niedomówień i nie okazało się, że czegoś nie zrozumieliśmy, opowiedz mi o tym, co powiedziałeś królowi. Jakie demony. Jaka inwazja. Chciałbym zrozumieć co w Waszej religii mogło sprowokować do takiej reakcji. Wtedy ocenię, czy dopuściliście się terroryzmu. Kto wie, może nawet udzielę pomocy? - w słowach Mike’a nie było fałszu. Usłyszał demony, a od nich jeden krok do demon lorda, więc postanowił zbadać poszlakę.
- Cesarstwo nie ma wolności słowa, jeśli rozmowa może być aktem terroryzmu? - Tim zaznaczył, że tylko dyskutował z królem. - Tak czy siak bardzo chętnie podzielę się z wami fundamentami mojej wiary: w Magica Icaria odkryliśmy, że los uniwersum jest manipulowany przez byt określany mianem “Kodu Uniwersalnego”. Kod ten narzuca interpretację wszystkich ciągów przyczynowo-skutkowych, określając ich rezultat niczym przeznaczenie. Jedyne, co może łamać jego zasady i przed nim wyzwolić, jest magia. Ten zakazany owoc jest jednak fałszywą nadzieją, ponieważ Kod jest w stanie wykryć magię. Ponieważ ludzie zaczęli czarować, zwrócili na siebie uwagę Kodu Uniwersalnego, który niechybnie ześle na nas swoje demony. Kodu nie można zabić zwykłym mieczem czy plazmą, więc demony również mogą okazać się niezniszczalne. Dlatego ostrzegam, ostrzegam wszem i wobec, że będziemy musieli się bronić. Stanąć ramię w ramię i walczyć o przetrwanie, aż bóg nas wybawi przed gniewem kodu oferując nam cuda. - opowiedział tonem zaskakująco pozbawionym emocji, przypominając zmęczonego narratora. - Podejrzewamy, że w galaktyce pojawili się już ludzie obdarzeni cudami, zdolni do walki z demonami. Wobec tego bóg słyszy nasze modły. Nie chcemy jednak aby światy nawet kosmitów poumierały przez ludzką pychę, więc oferujemy wszystkim naszą wiedzę i wiarę.
-Hestio? Czy to w zasadzie nie brzmi podobnie do moich planów? - zapytał Mike w myślach swą boginię. Ta po chwili odrzekła - Teoretycznie tak mój bohaterze, ale wszystko zależy od interpretacji ich wiary. Wspomina coś o bogu, a to zdecydowanie nie mój wyznawca, więc nie o mnie chodzi. Upewnij się które bóstwo ma na myśli, proszę - Hestia była wyraźnie zaintrygowana.
Dlatego Mike rzekł do Tima - To brzmi, jakbyśmy mieli wspólny cel, dzięki czemu nie jesteśmy wrogami.- uśmiechnął się heros - ale kto jest Waszym bogiem? No i jak rozpoznajecie tych wybrańców? To jest niezwykle interesujące, a nie chcę Wam wejść w drogę, skoro coś nas łączy, więc wolę się upewnić. No i ten Wasz bóg nie może rzucić wyzwania Demon Lor, znaczy “Kodowi Uniwersalnemu”?

- Wierzymy, że widzimy ślady boga w rzeczywistości, w tym jak funkcjonuje uniwersum. Nikomu się on jednak nie objawił, więc nie mi jest go nazywać, czy opisywać. - Tim odmówił wyjaśnień. - Przed rozpadem fałszywego cesarstwa współpracowaliśmy z ludźmi, którzy nabyli umiejętności potrzebne do zniszczenia kodu uniwersalnego. Obserwujemy też innych, zaopatrzonych w artefakty i zdolności, które mogą wesprzeć ten cel. - wyjawił. - Czy ty chciałbyś walczyć z Kodem Uniwersalnym, chłopcze? Twoje obecne ostrze temu nie podoła. - ostrzegł.
- Bóg który się nie ujawnia i wyznawcy nie znają jego imienia? Brzmi jak jakiś uzurpator lub zła istota - rzekła Hestia herosowi i dodała - Miej to na oku mój bohaterze, może okazać się, żę to coś chce pomóc Demon Lordowi lub zająć jego miejsce, a wszystko pod przykrywką czynienia dobra - pouczyła Mike’a bogini.
Mike pokiwał głową, odpowiadając w ten sposób zarówno Hestii, jak i Timowi. Rzekł - Moim przeznaczeniem jest zabić Kod Uniwersalny i dokonam tego - spojrzał krytycznie na swoje ostrze - a broń ta dobrze mi służyła. Jest jednak jedynie narzędziem do celu, więc słucham pokornie Twoich sugestii - schylił głowę heros. Nie zamierzał dać się im omotać, ale musiał mieć Magica Icaria na oku. Mogą okazać się sprzymierzeńcem, ale również największym wrogiem. Dlatego nie można ich ignorować.

- Po pierwsze, Zilva z gildii piratów jest w posiadaniu ostrza, które może przeciąć wszystko. Jeżeli byłbyś w stanie odebrać je królowej piratów, zrobiłbyś wszystkim przysługę. - Tim wyjął dłoń z kieszeni aby odliczyć swoje porady. - Nasz nowy biskup, Juljusz, jest w stanie uczyć innych walki z kodem. Niestety, mało kto ma w sobie ten potencjał, więc musiałbyś go przekonać do siebie. - oferta brzmiała jak wyzwanie - Ponadto, mężczyzna o imieniu Silver z Armstrong Industries prawdopodobnie zasymilował się z częścią demona, co mogło dać mu podobne zdolności. To powiedziawszy, nie polecam iścia w jego ślady. To bardzo ryzykowne rozwiązanie. - beznamiętność tonacji Tima utrudniała ocenę, czemu tak chętnie dzieli się kluczową wiedzą swojej organizacji. - Cztery, samoczynny odłam naszego kościoła nazywany Arką Śmierci jest własnością kobiety o imieniu Eidith Lothunn. Jej władza nad magią zapewniła jej zdolność permanentnego usunięcia przeszkód z istnienia. Jeżeli wasze cele się pokrywają, mógłbyś po prostu walczyć z nią. - zaproponował Tim.
Zilva się pewnie dobrowolnie z ostrzem nie pogodzi - mruknął Mike do siebie. Interesowała go broń tego typu, ale co innego również przykuło jego uwagę - O wchłanianiu demonów nie ma mowy, to plugawi duszę i zawsze kończy się problemami. Odłam kościoła? Coś jak prawosławie dla chrześcijaństwa?
- Uważaj, Mike - ostrzegł chłopaka przez słuchawkę poważny głos Roya. - Pamiętaj, że nawet jeśli wydaje się, że ma na celu jedynie szerzenie swojej wiary, to nie musi nam mówić prawdy, ani całej prawdy. Uważaj zwłaszcza na te jego ostatnie “porady”. Wyraźnie próbuje nas nimi nakierować tam, gdzie mu to pasuje - głos naukowca stał się nagle bardziej zatroskany. - Lepiej nie pytaj już o nic więcej. Ciężko powiedzieć, czy to jego odliczanie to tylko dziwny manieryzm, czy też zdolność nieregularnego, bądź artefaktu. Możliwe, że za przekazanie nam użytecznych informacji będzie wymagał czegoś w zamian.
- Dziękujemy za szczere przeprosiny i pożyteczne rady - kontradmirał odezwał się w końcu swoim prawdziwym głosem. - Tyle nam wystarczy na zadośćuczynienie. Słowa, które pomogą nam na przyszłość, w zamian za słowa, które sprawiły nam problemy z krasnoludami. Uczciwa wymiana - pokiwał głową w wyrazie zadowolenia. - Nie naszym zadaniem jest was cenzurować. Radziłbym jednak uważać ze słowami, które brzmią jak wezwanie do walki. Jedynie to można by uznać za podburzanie ludności do przemocy. Ostrzeganie przed zgubą, czy końcem świata jest dopuszczalne. Ale nie sugerujcie ludziom i kosmitom na naszym terytorium, że muszą szykować się do wojny. Zwłaszcza do wojny po waszej stronie. Według mnie, to może wykraczać poza wolność słowa. Przekażę jednak nagranie z tej rozmowy bezpośrednio cesarzowi i to on podejmie decyzję, czy tego typu demagogia jest dopuszczalna na terenie Nowego Cesarstwa - oznajmił, kończąc rozmowę.

Mike zdał sobie sprawę, że Roy faktycznie miał rację, dlatego nic już więcej nie mówił. Zapamiętał jednak wszystko, co zostało powiedziane i postara się załatwić sobie misje związane z obszarami działania wymienionych istot. Kto wie, może dzięki temu zbliży się ku swojemu celowi? Ostatnio zrobił zdecydowanie za małe postępy, chociaż Hestia go za to nie ganiła. Odczuwał wdzięczność wobec swojej bogini, ale również miał wrażenie marnowania czasu. A kwestię tego odłamu Magica Icaria najwyżej sobie wygoogluje. Ewentualnie kogoś zapyta.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-01-2024, 14:51   #13
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[indent][justuj]
Roy Genshi, Mike Nor
- Prawosławie to w miarę dobre porównanie. Eidith jest papieżowi jak córka. Gdy jej poglądy odbiegły od naszych, pozwoliliśmy jej zachować część naszej infrastruktury i pójść swoją drogą. - wyjaśnił, wzruszył ramionami i odwrócił się do helikoptera. - Wydaje mi się, że przez te trzy lata jej zakon zupełnie nic ze sobą nie zrobił. - dodał, wchodząc na pokład helikoptera. Walnął dwa razy w ścianę, a pilot uruchomił maszynę. - Pozdrówcie Bastiona. - poprosił, zamykając drzwi.

Po rozmowie z biskupem para wciąż musiała rozprawić się z krasnoludami. Pierwszym krokiem ku temu było sporządzenie planu modernizacji ich stolicy, stworzenie robotów pracowniczych oraz przekazanie planu administracji portu cesarskiego na planecie. To tam uprzednio prowadzono handel z krasnoludami, nim zaprzestały one zadawać się z ludźmi. Było to zadanie które Roy postanowił wziąć na swoje barki. Miał jednak sporo czasu. Na odpowiedź Bastiona w sprawie raportu będą musieli czekać przynajmniej kilka dni.

Zlecenie budowy nie zajęło mu długo. Projektory hologramów przedstawiły krasnoludzkim inżynierom projekty standardowych udogodnień Cesarstwa. Wydany przez Roya dekret ustanawiał na planecie cesarskie prawo, które między innymi wznawiało handel z ludźmi oraz otwierało nowe szlaki handlowe i komunikacyjne ze stolicą. Nowi krasnoludzcy liderzy mieli początkowo opory przed uznaniem ich autorytetu. Ostatecznie nie mogli jednak długo zaprzeczać rzeczywistości, którą była głowa ich poprzedniego władcy, jak również zawalona wieża i radioaktywne pogorzelisko, do którego wycieczkę fundowały promy rejsowe Roya sterowane przez AI.

Krasnoludom została nadana spora autonomia. Nie taka, do jakiej przywykli pod władzą poprzedniego króla. Mogli jednak wybrać sobie taki system władczy na jaki mieli ochotę, oraz utrzymać i ustalić prawa, które nie były sprzeczne z cesarskimi doktrynami. Promowanie kultu siły było mile widziane. Religia obojętna. Ale izolacjonizm i konserwatyzm technologiczny musiały zostać zliberalizowane na tyle, by nie wstrzymywać ich rozwoju jako jednej z nacji Cesarstwa. Przynajmniej ograniczona imigracja wykwalifikowanych inżynierów i naukowców, oraz wolny handel z firmami handlowymi Cesarstwa były obowiązkowe. Jak również dwa projekty budowlane, których Roy nieomieszkał zlecić już pierwszego dnia swojej pracy w stolicy - budowa portu gwiezdnego, oraz wieży telekomunikacyjnej do kontaktu z portem cesarskim. Port miał być usytuowiony blisko wejścia tunelu prowadzącego na szczyt góry, ochrzczonego przez Roya mianem “Nowej Ery”. Zaś do budowy wieży telekomunikacyjnej mogli wykorzystać szczątki zawalonej wieży na szczycie. Na szczęście promieniowanie nie sprawiało krasnoludom problemu ze względu na ich biologię.

Kontradmirał nie miał w naturze przemęczać się pracą. Więc po pierwszym dniu tworzenia robotów budowlanych oraz zaawansowanych komponentów, których krasnoludy nie byli w stanie sami zfabrykować, oddelegował większość swoich obowiązków do AI kierującego inżynierów do jak najrychlejszego ukończenia projektów. Następnego dnia miał więc więcej wolnego czasu, który postanowił spędzić w kabinie przypominającej plastikowy domek letniskowy, usytuowany na brzegu podziemnego jeziora, z którego krasnoludy prymitywnymi pompami pobierały niezbędne im H2O. Mike mógł zastać go tam czytającego książki, bądź oglądającego stare filmy na hologramowym wyświetlaczu.


Blade of Georgia
Aby wysłać wiadomość do Bastiona, Mike i Roy musieli udać się z powrotem na okręt wojskowy, którym przylecieli do tego układu słonecznego. Blade of Georgia liczył niemal 70 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni. Jak na okręt gwiezdny, było to niewiele. Odpowiedzialna za niego załoga wykonywała wiele misji w tym układzie na różnych planetach w systemie.

Mike i Roy mieli wolny dostęp do udogodnień okrętu, który niósł ze sobą wszystkie dobra współczesnej cywilizacji: od salonów gier po kino, sale treningowe i fabryki broni. Dzięki ich reputacji w armii nie musieli nawet martwić się kosztem swojego pobytu.

Mike zabrał Roya do sali treningowej na okręcie. Opowiedział mu o działaniu Odważnika, że na życzenie ostrze zwiększa lub zmniejsza swoją wagę. Heros przyznał jednak, że cały czas korzystał z tego żelastwa raczej w konwencjonalny sposób. Brakowało mu myślenia „out of the box” i spojrzenia na zagadnienie z nieco innej perspektywy. Dlatego poprosił towarzysza o sugestie, w jaki sposób można wykorzystać taką broń w praktyce. Nie tylko samej walce, bo może coś nietypowego przyda się również w innych sytuacjach.
Mike zwiększał już wagę miecza, aby służył mu za dodatkowe obciążenie – traktował go jak hantle lub sztangę, a nawet w formie dodatkowego obciążenia przy treningu kardio. Zastanawiał się nad możliwością latania lub wznoszenia się w powietrze przy użyciu Odważnika, czy po prostu poszerzenia zakresu ruchów o ataki powietrzne. Dlatego potrzebował do tego naukowca, który sprawdzi limity, wytłumaczy działania zjawisk związanych z fizyką lub po prostu coś zasugeruje.


- Proponowałbym zacząć od treningu z podniesioną grawitacją - zaoferował Roy, przywołując tablet na którym wyświetliły się opcje pokoju treningowego. - Zaprogramuję losowe zmiany natężenia sztucznej grawitacji, które dodadzą trudności w używaniu twojej broni. Na przykład z dziesięciokrotną grawitacją sto kilogramów stanie się jedną toną. Uhh…! - jęknął po naciśnięciu przycisku, gdy kolana pod nim nagle ugięły się i naukowiec padł plackiem na ziemię, pod naciskiem sztucznej grawitacji. - Chyba przeceniłem swoje siły… - wystękał, a jego kombinezon rozbłysł na moment, gdy zostały do niego dodane mechaniczne tłoki egzoszkieletu, które pozwoliły mu powoli wstać z powrotem na równe nogi. - Może mi również nie zaszkodzi tego typu trening. Na razie spróbuję zwykłego joggingu naokoło sali. Po drodze w losowych momentach będę przywoływał drony. Spróbuj w nie trafiać, gdy natężenie sztucznej grawitacji będzie wyprowadzać twoją broń z równowagi w niespodziewanych momentach. To powinno pomóc ci utrzymać kontrolę przy używaniu bardziej zaawansowanych technik.

Mike z kolei po prostu stał w miejscu. Nie odczuł różnicy w grawitacji, bo takie obciążenia ćwiczył z mieczem. Po sekundzie zaczął biec. Na początku nie rozumiał trudności treningu Roya, ale po kilku chwilach załapał, że to faktycznie nie jest łatwe. Losowo pojawiające się drony nie były trudnością, ale już grawitacja tak. Koncentrował się na równoważeniu odchyłów wagą miecza, aby służył za… przeciwwagę. W takich warunkach wymachiwanie żelastwem nagle okazało się proste. Oczywiście zajęło to herosowi chwilę, aby wyłapać w czym tkwi sztuczka. Zaskoczyło go również, ile radości sprawia mu to, a przy okazji faktycznie odczuł różnicę w kontroli broni – już nie tylko po prostu zwiększał lub zmniejszał jej wagę, teraz dosłownie nią balansował! W czasie treningu rzekł do siebie na głos – Normalnie prawie jak trening rycerza Jedi!

- Dobrze… ci idzie - Roy pochwalił chłopaka, gdy sam mimo egzoszkieletu zaczął szybko łapać zadyszki. Jego wewnętrzne organy również nie były przyzwyczajone do zwiększonej grawitacji i sama utrudniona praca serca i płuc sprawiały mu trudności. - Teraz spróbujmy z kamuflażem… jest to prosta i dość rozpowszechniona technologia. Powinieneś więc znaleźć sposób na lokalizowanie niewidzialnych przeciwników. Drony będą lecieć w prostych liniach i strzelać w ciebie słabymi laserami w dziesięciosekundowych odstępach. Spróbuj je wykryć lub przewidzieć ich trajektorie, by w nie trafiać.

To wyzwanie zaciekawiło Mike’a. Najpierw postanowił spróbować wyłapać trajektorię ich lotu. Odliczał w myślach do dziesięciu i obserwował skąd nadejdzie pocisk. Kilka z nich udało mu się odbić, część trafiła w niego. Drony nie strzelały jednak równocześnie, więc zadanie wcale nie było łatwe. Po krótkiej chwili udało mu się wyłapać mniej więcej ile ich lata oraz jaki kurs obierają. Nadal jednak jego skuteczność mogłaby być wyższa, więc zamknął oczy i zdał się na słuch. Nie próbował wyłapać dźwięku lotu maszyn (dzieła Roya były prawdziwymi dziełami sztuki – wręcz bezgłośnie unosiły się w powietrzu), co moment wystrzału pocisku. To, w połączeniu z wyczuciem schematu oraz rytmu ataków, pozwoliło herosowi już bez przeszkód poradzić sobie z niewidocznymi przeciwnikami. Na jego twarzy gościł prawdziwy uśmiech zadowolenie. Nie tyle ze swojego osiągnięcia, co z formy treningu, który angażował różne instynkty Mike’a, a nie tylko czystą siłę.

- Tyle chyba wystarczy na rozgrzewkę - oświadczył Roy po około dziesięciu minutach treningu. - Muszę wzmocnić salę, żeby przetrwała następną rundę. Więc zrób sobie pięć minut przerwy - naukowiec zatrzymał się i przywołał plastikową butelkę z zimną wodą gazowaną, którą podał Mike’owi. Następnie zaczął chodzić naokoło pokoju treningowego, a posadzka pod jego stopami rozświetlała się heksagonami, gdy jednocześnie wystukiwał nowy program komputerowy na tablecie. W pewnym momencie zatrzymał się i przywołał coś, co przypominało duży zraszacz ogrodowy podłączony wężem do cysterny ze znakami ostrzegawczymi.
- Mówiłeś, że myślisz o sposobie na unoszeniu się w powietrzu dzięki swojej broni - przypomniał kontradmirał, po czym przywołał zielony hełm podobny do jego własnego, który zaoferował Mike’owi. - Spróbuję cię więc do tego zmusić zabawą w “podłoga to lawa”. Cały pokój treningowy zostanie zalany słabym kwasem, który po dłuższym kontakcie rozpuszcza ubrania i powoduje lekkie oparzenia. Kask ochroni twoje oczy i drogi oddechowe przed oparami, jeśli tego potrzebujesz. Może za to ograniczyć twoje pole widzenia - wyjaśnił, gdy zraszacz ruszył do pracy i zaczął rozlewać kwas po pokoju. Jednocześnie na samym środku, tam gdzie stali, podniosła się mała platforma o średnicy dwóch metrów i wysokości około jednego metra. W całym pomieszczeniu wysunęło się w górę około dziesięć podobnych małych platform, oraz kilka filarów.
- Masz minutę zanim platformy zaczną się poruszać i następne trzy minuty, żeby przyzwyczaić się i przemyśleć swoją strategię - stwierdził Roy poważnym głosem. Zaraz po tym jego buty rozświetliły się na moment i zostały do nich dodane silniki odrzutowe, na których wzniósł się w powietrze.
- To będą twoi przeciwnicy - przedstawił latającego droida, który wynurzył się ze stworzonego przez niego portalu. - Nie są uzbrojeni. Ale będą uderzać w ciebie swoją masą, chwytać cię i robić wszystko, by zrzucić cię z platformy. Przegrasz, gdy wszystkie twoje ubronia poza hełmem zostaną rozpuszczone. A twoją karą będzie, że nie stworzę dla ciebie nowych ubrań po treningu. Więc masz powód, żeby się postarać - wyjaśnił, odlatując w róg sali i tworząc coraz więcej spychaczy-droidów. - Po dziesięciu minutach dam ci wskazówkę, jak mógłbyś wykorzystać swoje zdolności do latania. Wygrasz, jeśli po dwudziestu minutach zostaną na tobie jakiekolwiek ubrania. Jakieś pytania?


Tylko rozwiązania! Zaczynajmy od razu! - rzucił Mike z radością po założeniu hełmu i rozpoczął eksperymentowanie. Najpierw zaczął się obracać dookoła siebie. Zmniejszył wagę miecza, aby osiągnąć większą prędkość obrotową. Za pomocą Great Sage’a wyliczył moment, w którym powinien gwałtownie zwiększyć wagę broni, a wcześnie zatrzymać się i wycelować w odpowiednim kierunku.
Widok był ciekawy. Herosowi bowiem nie szło tak dobrze, jakby sobie tego życzył. Sztuczka z obracaniem działała, ale zdecydowanie brakowało jej precyzji. Po kilku straconych częściach ubioru, Mike przypomniał sobie, jak marvelowski Thor korzystał ze swojego młota. Postanowił sprawdzić tę samą sztuczkę – powtórzył całą sekwencję ruchów, ale już nie obracał lekką bronią dookoła siebie, tylko kręcił przywieszką przy mieczu. Wyglądało to zabawnie, niemniej faktycznie sprawiło, że łatwiej było bohaterowi kierować lotem. Niemniej przy tej technice osłabił możliwość latania. Nie był w stanie tak sprawnie kręcić Odważnikiem, jak Thor Mjolnirem. Jego broń zwyczajnie nie miała odpowiednich rozmiarów do tej sztuczki.
Na szczęście jego koślawe działania jakiś skutek odniosły. Nie rozwiązały jednak w pełni problemu i o ile jeszcze nie przegrał, tak ubrań było na nim coraz mniej. Po chwili przypomniał sobie film Pixar i dom, który latał dzięki balonom. Mike nie był jednak najlepszy z fizyki, dlatego zdał się na Great Sage’a. Ten wyjaśnił mu, że hel jest lżejszy od powietrza, ale nie wystarczy do jego udźwignięcia. Musiałby mieć około 13 000 balonów, aby heros się uniósł.
Bohater potrzebowałby więc czegoś innego, ale czas tykał, a wrogowie oraz kwas nie pomagali. Manewrując między przeciwnościami, poszedł za balonowym tropem dalej. Skojarzył balony na gorące powietrze, ale do tego musiałby kombinować z Babaisu, a tu chodziło o używanie Odważnika. Niemniej był to niezły trop – Mike nakazał wyliczyć gęstość tych 13 000 balonów z helem (Great Sage zaproponował wodór, bo lżejszy), aby mogła go ona podnieść. Heros zdał się całkowicie na swojego doradcę, bo nie był w stanie wykonać takich obliczeń w pamięci, jeszcze manewrując. W ogóle by tego nie wyliczył w żadnych warunkach.
A więc tak, 9-calowy balon wypełniony helem o pojemności 0,007 m3 jest w stanie udźwignąć 6-gramowy ciężar. Mike ważył około 75 kg. Gęstość helu wynosi 0,1785 kg/m³. Z kolei gęstość powietrza to 1,1225 kg/m³. Długość całkowita broni to niecałe 100 cm. Jego ostrze miało z kolei jakieś 69 cm (0,69 m), grubość to 0,8 cm (0,008 m), a szerokość to 3,2 cm (0,032 m). Pojemność całej broni to więc 0,000256‬m3, a samego ostrza to 0,00017664 m3 ...
Przed oczami bohatera śmigały liczby i wyliczenia, co przeszkadzało mu w dalszym działaniu – chwila nieuwagi i kolejny materiał wyparował. Great Sage jakby się zaciął i szukał logicznego rozwiązania problemu. Wtem Mike mu przerwał i rzekł – Ej, skoro 13 000 balonów mnie podniesie, to zrób tak, aby jeden mnie podniósł. Podziel gęstość helu przez 13 000, to dostanę wagę odpowiednio lekką, prawda?
To było głupie, ale Great Sage nie znalazł na to riposty, więc odrzekł 0.00000137307 kg/m³. Uwzględnił przy tym różnicę pojemności balonu oraz miecza, więc podzielił gęstość helu nie przez 13 000, a przez 351 000‬ ze względu na 27-krotną różnicę w pojemności. Ostatecznie więc wyszła waga 5.08547009e-7 kg/m³.
- Doskonale, a więc pora oderwać się od ziemi. Sky is the limit! – jak powiedział, tak też zrobił. Zmniejszając wagę Odważnika do niemożliwej wartości, Mike zaczął się unosić. Teraz musiał już tylko nauczyć się operować swoim niezwykle lekkim ostrzem, jak sterem. Reszta z kolei nie była już problemem. Niestety, całość zajęła mu dłużej niż 10 minut, chociaż nadal miał na sobie kawałki ubrania. Czekał więc na uwagi Roya, bo pewnie dowie się od niego czegoś nowego.


- Idzie ci lepiej, niż się spodziewałem. Widzisz? Potrafisz, gdy tylko masz odpowiednią motywację - Roy pochwalił Mike’a zadowolonym głosem. - Ale na twoim miejscu, skupiłbym się bardziej na pierwszej technice, której próbowałeś. Jest oczywiście trudniejsza do kontroli. Ale jesteś jeszcze o sto lat za młody, żeby być takim leniem jak ja - zaśmiał się ironicznie. - Wykorzystanie zmiany wagi z momentem obrotowym będzie działać również w próżni kosmicznej i da ci dużo większe przyspieszenie. Po to jest trening, żeby nie spoczywać na laurach, tylko opanować najtrudniejsze techniki.
- Chodź. Do. Tatusia! - zadeklamował droid, lecący od tyłu na wznoszącego się Mike’a.
- Daj. Się. Pomacać! - zawtórował mu następny, chwytający chłopaka za nogi, by dodać mu wagi.
- Pokaż. Jak. Dobrze. Pływasz. Koleżko!
- Trening dobrze idzie. Ale Bastion mówił, że trauma może pomóc przebudzić nieregularnych… - kontradmirał mówił sam do siebie. - Pewnie powiedziałby mi, że jestem dalej za miękki dla Mike’a. Ale jak popchnąć go na krawędź? Hmm…


Mike nie zwracał uwagi na dziwne teksty robotów. Nie docierał do niego sens ich słów, a może podświadomie po prostu wypierał je z umysłu? Jakiś cichy głosik w głowie sugerował, że z Royem nie wszystko jest w porządku. Początkowo heros myślał, że to Hestia sobie z nim tak igra, ale nie, to prawdopodobnie jego zdrowy rozsądek. Dlatego odrzucił go na bok i zaczął eksperymentować tak, jak mu zasugerował towarzysz.
Bohater uznał, że kręcenie dookoła siebie nie ma sensu, bo jest ciężkie do wyczucia. Sprawdzi się idealnie do przemieszczania na dalekie odległości, kiedy precyzja nie jest tak istotna. Używanie zawieszki zaś jest niewygodne. Dlatego znalazł złoty środek w postaci kręcenia młynków mieczem. Technika ta wykorzystywała długość ostrza, była poręczniejsza, pozwalała na większą kontrolę, a także mogła zostać użyta w walce. Dzięki niej miecz nabierał momentu obrotowego wystarczającego, aby Mike dostawał się na platformy Roya bez problemu.
Po tym odkryciu nie miał już żadnych problemów, ale w głowie pozostała mu chęć poćwiczenia przemieszczania na dalekie odległości, aby sprawdzić swoje limity. Dodatkowo dzięki kręcenia młynków mieczem, przypomniał sobie o wiedźmińskich technikach walki, które znał z gier i książek. Dlatego w międzyczasie zapytał Roya - A w sumie jak Twoja umiejętność walki bronią białą? Masz jakiegoś robota, który doszlifowałby moją szermierkę? - gdy heros to mówił, był akurat w trakcie wykonywania młynka.


- Obawiam się, że nic, co przetrwałoby twoje ataki - przyznał Roy, przepraszającym tonem. - Nawet robot o masie DX-95 nie wytrzymałby z tobą długo. Więc musiałbyś liczyć na ilość przeciwników, zamiast jakość. A wtedy to jedynie praktyka celowania, a nie faktyczna szermierka. Niestety, efektywna ofensywa dla droidów to zaawansowana broń o dużym zasięgu i szerokim polu rażenia. Mógłbyś dawać im fory w walce bronią białą. Ale to też byłaby dla ciebie zabawa z dziećmi, a nie właściwy trening.
Po chwili zastanowienia, naukowiec wzruszył ramionami i podleciał w stronę Mike’a, przywołując po drodze plazmowy miecz.
- W takim razie, może urządzimy mały sparing? - zaproponował. - To koniec twojego treningu latania. Nie jestem zbyt dobry w szermierce, więc może również ty czegoś mnie nauczysz. Na mothershipie łatwo nam przyszyją ucięte kończyny, więc nie musimy martwić się o rany. Postaraj się tylko nie uciąć mi głowy. Z tym miałbym już pewne problemy. - przyznał dotykając swojego kombinezonu, który rozbłysł heksagonami, wzmocniony do najmocniejszymi znanymi mu materiałami. Spod płaszcza wyleciała również wirująca kula rtęci, która natychmiast uformowała latającą naokoło niego tarczę. Wyglądało na to, że Roy miał zamiar dać z siebie wszystko w tej popisowej walce. Mimo to, walka wręcz nie była jego specjalnością. Więc zakładał, że Mike będzie miał dalej dużą przewagę.


Mike uśmiechnął się i przez głowę przeszło mu zaatakowanie znienacka. Uznał jednak, że nawet w formie żartu, byłoby to niehonorowe. Potem przypomniał sobie zrzucenie atomówki na głowę, więc taki dowcip Roy powinien zrozumieć, ale nagle uświadomił sobie o tym, że zostawił włączone żelazko w pokoju, że miał jeszcze zameldować się w zbrojowni. W głowie miał koncepcję broni zmieniającej swoją długość, więc chciał wypytać tam o tego typu rynsztunek. Oraz o miecz z wbudowanymi silnikami rakietowymi. Koniecznie chciał wiedzieć, gdzie takie coś może zdobyć.
Dlatego rzekł do Roya - Ja Cię najmocniej przepraszam, ale muszę coś jeszcze zrobić o czym zapomniałem - zrobił skruszoną minę - Przełóżmy to na potem dobrze? Ale - tutaj wskazał na broń towarzysza - będę zobowiązany, jeśli zrobisz mi takie cacko, tylko z zielonym ostrzem - uśmiechnął się i zaczął zbierać się do odejścia. Po chwili rzucił - Muszę udać się do zbrojowni, aby uzyskać informacje na temat broni, która mnie interesuje. Więc naprawdę przepraszam! - dodał ze skruchą.


- Rozumiem. Szczęśliwie, zostały ci jeszcze jakieś ubrania - zauważył Roy, kiwając głową. - Przed następną misją przygotuję ci broń oraz odrzutowe buty. Skoro twoje latanie wymaga miecza, to rozbrojenie cię w powietrzu może być dla ciebie katastrofalne w skutkach. Więc lepiej mieć coś na wszelki wypadek. Ale nie polegaj na nich za dużo, bo paliwa wystarczy ledwo na kilka minut.

Mike, Zbrojownia
Mistrzem zbrojeń w Sword of Georgia był Jarek. Jarek był rosłym czarnym mężczyzną którego sztuczką imprezową było składanie patelni w pół. Miał też twarz przypominającą dobermana, więc tak się też do niego zwracano. Jeżeli Mike potrzebował broni innej od standardowych wyposażenia armii Neocesarstwa, to właśnie z nim musiał się skontaktować. Gdy wszedł do zbrojowni, Doberman z cygarem w ustach rozkładał i czyścił karabin, z całym stosem broni potrzebujących konserwacji obok niego.
-Cześć - machnął ręką Mike w charakterystyczny sposób, aby Janek nie wstawał, nie salutował, tylko dalej zajmował się swoimi sprawami - słuchaj, potrzebuję fikuśnych broni. Może będziesz w stanie mi pomóc, co? - uśmiechnął się heros.

Doberman zaciągnął się swoim cygarem. Wyjął je z ust, puścił pierścień z dymu, po czym spojrzał na Mike’a. Obejrzał chłopaka od stóp do głów, a następnie miarowo odwrócił się za siebie i machnął ręką na innego robotnika. Od odległego stelaża wstał młody, krótko ścięty, umięśniony chłopak w niedopiętej koszuli. - Szefie? - spytał, podchodząc do Jarka.
- Gdzie wy teraz kupujecie te swoje… zabawki? - spytał go zbrojmistrz.
Ciekawski chłopak wyjrzał przez ramię Dobermana na Mike’a i zagryzł dolną wargę. - Jak… oficer… ma jakieś fikuśne potrzeby, to służę pomocą. - zaoferował się - Nawet kiedyś… turystów oprowadzałem po naszym okręcie.
- Coś kojarzyłem, że mówicie tym samym słownikiem. - podsumował Doberman, wrzucając cygaro z powrotem do ust i wracając wzrokiem do pracy.
Mike nie zrozumiał, że go obrażono. Nie dlatego, że był zbyt głupi, tylko zbyt naiwny. W jego sercu była jedynie dobroć, więc nie zrozumiał zachowania Jarka negatywnie, a wręcz odwrotnie! Dlatego heros uśmiechnął się i od razu rozpoczął potok słów

– Świetnie! Czyli dostanę kogoś kompetentnego. Powiedziałem fikuśne, ale chodzi mi o niestandardowy oręż. Widzisz, posiadam swój Odważnik, który może zmieniać wagę – wskazał na miecz – ale chciałbym uzupełnić asortyment o coś innego, bardziej zróżnicowanego. Pole walki bywa nieprzewidywalne, a ja muszę w biegu dostosowywać się do jego wymogów. Pomyślałem więc, że będziecie mieli chociaż wskazówki, gdzie czegoś takiego szukać. W głowie miałem koncepcję miecza z silnikami rakietowymi – tutaj pokazał obrazek – tylko to zabawka, a nie prawdziwa broń, a ja potrzebuję konkretów. - Mike przemilczał, że faktycznie chciał taką broń, ale Great Sage wybił mu ją z głowy, więc porzucił ten pomysł. Przynajmniej tymczasowo.

– Dlatego szukałbym czegoś idealnego do rozrywania pancerza. O tutaj mam miecz z piłą łańcuchową, nie wiem, czy określenie Eviscerator jest Ci znane – ten obrazek heros dał już do ręki rozmówcy – Nie musi być to dokładnie to, ale chciałbym miecz dający mi możliwość przebicia się przez pancerz. Jeśli uznasz, że plazma sprawdza się lepiej, to nie mam z tym problemu, liczy się efekt. Nie pogardziłbym również czymś stosownym do tarcz energetycznych, ale musi poradzić sobie z moją siłą. Dlatego nie szukaj dla mnie zwykłego asortymentu, bo te Wasze bronie nie wytrzymują ze mną – dodał z autentycznym smutkiem – Są świetne, nie zrozum mnie źle, ale potrzebuję czegoś na miarę… bohatera! - zaśmiał się tutaj – No! Ale to nie jedyna rzecz. Do tej pory zasugerowałem rzeczy wykonalne, ale mam również zamówienie na coś bliżej artefaktu. Potrzebuję broni, niekoniecznie miecza, która zwiększa swoją długość. Coś jak kij Wukonga z legend. Pewnie nie macie tego w swoim arsenale – zachichotał Mike – ale może posiadacie informacje o czymś takim.

No i jestem również otwarty na inne propozycje nietypowego oręża. Widzisz – tu zwrócił się już konkretnie do rozmówcy – nie chcę kompensować swoich braków bronią, aby było jasne. Bardziej chodzi o zwiększenie możliwości i różnorodności. Ewentualnie wskażecie mi kogoś bardziej kompetentnego w tej kwestii. - bohater nie chciał tutaj nikogo urazić, co było słychać w głosie. Zafrasowany podrapał się po głowie – Widzisz, robię to wszystko pośrednio dla Cesarza i ze względu na wyznaczoną misję, więc zależy mi, aby udało się znaleźć coś prawdziwie… fikuśnego – mówiąc to, uśmiechnął się od ucha do ucha.


Doberman w milczeniu rozkładał kolejny karabin, polerując jego części. Chłopak którego wcześniej zawołał, bardziej zainteresował się potokiem słów Mike’a. - Ohh, to coś takiego. - zaśmiał się. - Lubię miecze… plazma to nie jest zły pomysł. Nie musisz się przebijać przez pancerz bez ostrzy. Zwiększając przepływ z miecza, mógłbyś dostosować jego długość. Więc to chyba spełni twoje wymagania?
- Franek, plazma nie znajdzie użytku dla jego siły. - skomentował Doberman tonem, który brzmiał wręcz na obrażony czy urażony. Młody chłopak wydawał się niemal natychmiast spocić od tego komentarza.
- Racja. - przyznał. - ale bronie teleskopowe już testowaliśmy i się nie sprawdzają. Za łatwo się zacinają… chyba że nanity? Nie mamy tu specjalistów, ale gdyby kogoś znaleźć, to w ten sposób można zrobić broń zmiennokształtną.
- Franek, ogarnij się. - burknął Doberman, skręcając elementy karabinu. Z każdą sekundą uśmiechał się coraz szerzej, pokazując wielkie i ostre kły - Piła łańcuchowa w kształcie miecza z silnikiem rakietowym. - powtórzył w zamyśle. - Tylko skąd paliwo…? Rdzeń jądrowy w rękojeści? - zastanawiał się.


Mike nie był techniczny, ale wiedział kto jest - Sekundka! Zaraz ogarnę kogoś, kto nam pomoże! - rzekł do pracowników Zbrojowni, nie przeszkadzając im w dyskusji, samemu słuchając jej jednym uchem. Drugie bowiem miał zajęte, gdyż dotknął umieszczonej w nim słuchawki. W tym samym momencie odezwał się do Great Sage’a, aby ten połączył go z Royem. Dało się słychać charakterystyczne dźwięk połączenia, gdy heros czekał na kontakt.
- Coś się dzieje, Mike? - zapytał naukowiec znudzonym głosem. - Właśnie kończę oczyszczanie pokoju treningowego. Trzeba się upewnić, że Roomby nie zostawią żadnych kałuż po kwasie, w które mógłby wpaść następny żołnierz na treningu. Jeśli to nic pilnego to daj mi jeszcze dziesięć minut, żebym nie musiał się tu wracać - wyjaśnił pokrótce, kończąc głośnym ziewnięciem.
- Ok, to od razu wpadaj do Zbrojowni, mam dla Ciebie ciekawostkę! Wyobraź sobie piłę łańcuchową w kształcie miecza z silnikiem rakietowym, którą napędza rdzeń jądrowy! -zachichotał Mike i dodał wesoło - Tylko nie każ nam czekać! - i rozłączył się. Od razu zwrócił się do reszty - Roy będzie tu za jakieś dziesięć minut i z pewnością pomoże nam z technikaliami. W ogóle takie cacko jest możliwe do stworzenia i aby było funkcjonalne? No i co z tą bronią wydłużającą się, nie słyszeliście o niczym takim? Nie żadna teleskopowa zabawka, ale coś z prawdziwego zdarzenia! - dodał rozemocjonowany heros.

- Jak już mówiłem, z nanitów powinno się dać. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. - powtórzył Francis. Jarek wzruszył tylko ramionami.
- Nie robimy tu uzbrojenia dla skrytobójców, nie ten okręt. - wyjaśnił swoją pozycję Doberman. - Jak zrobię piłę, to będzie cięła. Jak dam jej silniki, to będą działać. - dodał na temat funkcjonalności, w zasadzie nie obiecując, że piła przyda się do czegokolwiek.
- Oj tam od razu skrytobójca! Ja staję z wrogiem twarzą w twarz, a taka broń byłaby zwyczajnie całkiem uniwersalna. Ale nie to nie, poszukam gdzie indziej. Co się zaś tyczy piłomiecza, to co za sens ma zrobienie broni, która się do niczego nie przyda? Potrzebuję czegoś co poradzi sobie z większością pancerzy, na czym można polegać. Broń nie może zawieść na polu walki. - Mike wzruszył ramionami - Skoro nie macie tego, czego potrzebuję to już Wam głowy nie zawracam. Trzeba było tak od razu. - odwrócił się i zaczął odchodzić.

Francis przyglądał się odchodzącemu Mikeo’wi ze zmieszaniem na twarzy. - To oficerom można odmawiać? - spytał.
Doberman wyjął cygaro z ust i wypuścił kłębek dymu. - Zajeb mi silniki z hangaru.

Raport z Bastionem
Bastion umówił się na rozmowę z Mikiem i Royem na pięć dni po incydencie. Zajęty operacjami wojennymi w całej galaktyce, lider Cesarstwa miał ograniczony czas również dla swoich specjalnych agentów.
- Dziękuję wam za waszą pracę w sprawie krasnoludów. Miałem już okazję przeanalizować raport i nagrania. - Mimo olbrzymich rozmiarów ekranu w sali narad, Bastion ledwo mieścił się w kadrze. - Zachowanie krasnoludów i to co postanowiliście z nimi zrobić, szczerze mnie nie obchodziło. Udział Icarii w całym wydarzeniu jest jednak rzeczywiście ciekawostką. Zaraz wam coś pokażę. - olbrzymi mężczyzna sięgnął po chińskie pałeczki i za ich pomocą zaczął operować myszką komputerową przeznaczoną dla osób standardowych rozmiarów. - Wiele zawdzięczam Icarii. Na co dzień nie mam do nich zarzutów. Kłamstwa to jednak tchórzostwo, które testuje moją cierpliwość. - stwierdził, ładując na ekranie klipy z nagrań Roya.

Były to momenty pokazujące geomancję krasnoludów, gdy zlewały się one z glebą, oraz budowlę króla, jaką zastali na szczycie wzgórza.
- Jedna rzecz którą wiemy o unikalności, to, że wpływa ona na osobę i jej zdolności. Są nadludzie, którzy zdobywają ograniczoną kontrolę nad konkretnymi przedmiotami. Czasem jakąś jedną pseudomagiczną zdolność. Zjednoczenie się jednak z planetą czy kontrolowanie innych, żywych istot, wybiega ponadto, co wiem o tej praktyce. Mnich się ze mną zgodził pod tym względem. - wyjaśnił. - Oznacza to, że Icaria dała im jakąś moc, najpewniej magiczną, która mogła zmienić ich spojrzenie na sytuację w galaktyce. Nie jestem zadowolony, że nie przyznali się do tego w żaden sposób. - oznajmił cesarz. - Krasnoludzka wieża może być tego dowodem. Spośród trzech twarzy osobnik w kapeluszu nie znajduje się w naszych danych o ich społeczeństwie. Możliwe, że to krasnoludzka interpretacja boga Icarii.

Twarz o której mówił Bastion, reprezentowała młodego człowieka o długich włosach w bardzo dużej czapce. Roy i Mike byli zbyt zajęci walką z królem, aby przyjrzeć się architekturze, jednak inżynier wysłał wcześniej wrony do zbadania budowli. Wtedy nagrały one strukturę z wielu stron.
Dla Roya istota ta nie miała żadnego znaczenia. Mike ją jednak rozpoznał. Przynajmniej w jego świecie, tak wyglądał Davy Johnes. Postać fikcyjna uznawana była za najpopularniejszą w ludzkiej popkulturze. Davy był dla ludzkości tym czym John Bull dla Wielkiej Brytanii. Od komiksów po filmy, gry, oraz crossover w każdej nieszanującej się Franczyzie — spotkania Davyego ciężko było uniknąć. Sam Mike miał dość wyrafinowane gusta. Ostatecznie nie sprawdził żadnych wydań, w których występowała ta ikona mainstreamu, rozpoznawał ją jednak z widzenia.

- Cóż, w takim razie nie możemy ich bezpośrednio oskarżyć o ingerowanie w sprawy wewnętrzne Cesarstwa - stwierdził Roy po chwili namysłu. - Ale rozumiem, że powinniśmy mieć się na baczności w przyszłych spotkaniach z Icarią. Czy mamy więc zezwolenie na użycie środków przymusu bezpośredniego, jeśli zyskamy dowód na ich bezpośrednią ingerencję na naszym terytorium? - zapytał z ciekawością. - Nie byłem pewny, czy mamy prawo jednogłośnie wypowiedzieć wojnę ich frakcji, jeśli przyznaliby się do nielegalnych akcji na tej planecie. Jeśli cesarz ma rację, to czy możemy uznać tego typu sytuację w której bez naszej zgody obdarzają mocą rdzenne ludy na naszych planetach, bądź manipulują nimi w celu szerzenia buntu przeciw Cesarstwu, za niczym niesprowokowany akt agresji ze strony Icarii? Oraz, czy od razu nie powinniśmy ograniczyć ich praw misjonarskich ze względu na podejrzenia o potencjalnym zagrożeniu politycznym i militarnym? Wyglądałoby to na akt słabości z naszej strony, jeśli zezwolimy im na szerzenie wiary, która ostatecznie doprowadzi do powstań i zamieszek na naszych planetach.


Bastion pomachał dłonią, symbolizując, aby Roy zatrzymał swoją myśl. - Nie bądź tchórzem, Roy. Nie mam nic przeciw buntom i powstaniom na naszym terytorium. Każdy ma prawo postawić swoje życie na szali za to w co wierzy. Byle niech będzie gotów na śmierć. - Choć pogląd ten był radykalny, Roy i Mike spędzili dość czasu w armii, aby wiedzieć, że tego typu scenariusze mogą promować przebudzenia nadczłowieczeństwa. Było to dla Bastiona ważniejsze od stabilności wewnątrz Neocesarstwa. - Niech szerzą swoje dyrdymały i prowokują rasy, pomogą nam tylko znaleźć słabe łącza. To powiedziawszy, miejcie ich na uwadze. Jeśli stwierdzicie, że dana osoba sprzeciwia się naszemu prawu, macie moje przyzwolenie, aby ją unieszkodliwić. Jeśli wywoła to zemstę, to trudno. Oficjalne deklaracje wojny zostawiacie mi. - rozporządził.

- Wybacz, cesarzu. W moim wieku ciężko zapomina się stare nawyki i sposoby myślenia - westchnął przepraszająco Roy, kiwając głową. - Wszystko przyjąłem. W takim razie Mike również miał do cesarza pytania. Ze swojej strony chciałbym tylko oznajmić, że wedle mojej oceny spisał się ponadprzeciętnie na naszej misji i nie mam mu nic do zarzucenia. Po raz pierwszy spotkałem tak młodego człowieka z takim wrodzonym, czy też ‘przebudzonym’ talentem.


Mike skinął głową na te komplementy po czym rzekł - Cesarzu, ten cały przedstawiciel Magica Icaria mówił o demonach. Wspominał o Silverze, Eidith, a także o mieczu Zilvy. Zasugerował, że moje ostrze nie jest wystarczająco dobre do walki z tym, co nas czeka. Nie do końca mu wierzę, ale chciałbym stać się silniejszy. Lepszy. Doskonalszy. - heros akcentował każde słowo - Roy chwali mnie za to, co zrobiłem przy krasnoludach, ale ja wiem, że stać mnie na więcej. Dlatego potrzebuję sugestii do kogo udać się na trening. Ale nie tylko po to, aby samemu stać się lepszym sługą Neocesarstwa, ale również, aby przysłużyć się mu! Potrzebuję dostać misję związaną z osobami które wymienił ten cały Tim. Myślę, że to dobry sposób, aby zweryfikować jego słowa, a także mieć ich działania na oku. - Mike patrzył przywódcy prosto w oczy. W jego głosie nie było słowa fałszu, a jedynie chęć stania się lepszą wersją siebie dla dobra ludzkości. Tak, jak przystało na bohatera.

- Jestem obecnie związany konfliktem z Agro Unią. Nie przeszkadza mi, jeśli zajmiecie się czymś innym, dopóki nie będziecie mi potrzebni. - zezwolił Bastion. - Jeśli jesteście w stanie pozbyć się dla mnie Zilvy będę gotów was wynagrodzić. Szykujcie się wtedy jednak na wojnę. Piraci mogą być powiązani z Silverem, ale to tylko domysły. - poinformował. - Pogoń za Eidith może nam pomóc dojść do tego, co robi Icaria. Nie jest to dla mnie wysoki priorytet, ale jak szukasz wyzwania, może być warty świeczki. Ja swojego przebudzenia doznałem w starciu z jednym z ich biskupów. - wyjawił. - Każdy konflikt to szansa na rozwój. Cokolwiek zdecydujecie, chcę być informowany o waszych postępach. Jeśli stwierdzę, że starania są bezowocne, poślę was z powrotem na front.

Mike kiwnął głową - Z tego co mówisz cesarzu, wybór jest prosty, Eidith. Zilva to gwarancja konfliktu i wojny. Jeśli są połączeni z SIlverem to dwóch wrogów dla Neocesarstwa. To głupie walczyć na kilku frontach jednocześnie. Jedna apokalipsa na sekundę. Ta cała Eidith z kolei to niepewność oraz związana jest z Magica Icaria. W takiej sytuacji lepiej wybrać niepewność, niż gwarancję problemu. - rzekł heros - I żeby było jasne… - dodał od razu Mike z ogniem w oku - …nie przemawia przeze mnie strach, tylko… - Hestia podsunęła mu słowo - pragmatyzm. Chcę walczyć z głową, a nie tylko żelastwem w dłoni - po czym zasalutował dowódcy, pokazując powagę swych słów.


- Uczciwa decyzja. Wobec tego chcę, abyście dowiedzieli się, jak działa moc Magica Icaria. - zażądał Bastion. - Czym jest ta magia i w jaki sposób dali krasnoludom zdolność łączenia się ze swoją planetą. Kiedyś pewnie wejdziemy z nimi w konflikt, wtedy wiedza ta będzie kluczowa. Możecie wykorzystać Georgię, aby dostać się do sektora zakonu Deathsenders. Później jednak wejdziecie na statki i okręt wróci pod moją komendę. Pamiętajcie o tej twarzy z budowli. To nasza jedyna poszlaka na tę chwilę.

- Bardzo dobrze. Mnie także to interesowało - przytaknął Roy bez cienia sprzeciwu. - Magia to coś, czego nie udało mi się jeszcze dobrze zrozumieć. Być może pomoże to również w moim dalszym rozwoju - wyjaśnił, unikając spojrzenia Bastiona, jak gdyby w geście zawstydzenia. - Nie mam gotowego planu na taką sytuację. Więc będziemy tutaj w tej samej łódce, Mike. W obliczu nieznanego będziemy musieli polegać na sobie nawzajem dużo bardziej niż na ostatniej misji. Ale ufam, że poradzisz sobie z tą odpowiedzialnością. Partnerze - zakończył, przyjaznym tonem.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-01-2024, 15:08   #14
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Później, hangary Georgii
Mike był w drodze do Roya. Geniusz obiecał stworzyć im idealny statek do podróży na arkę Deathsenders. Wydawało się, że z samej zasady nie był zainteresowany po prostu używaniem tego, co było w już dostępnym zaopatrzeniu. Albo to, albo może tak się dobrze bawił?
Gdy Mike szedł jednym z długich korytarzy do hangaru, usłyszał dźwięk silników. Wtedy z bocznej odnogi wyjechał czarny mężczyzna w pancerzu wspomaganym. W ręce trzymał podłużną, prostokątną piłę mechaniczną, u której podstawy znajdowała się tsuba oraz rękojeść zakończona silnikiem rakietowym. W zębach przegryzał cygaro.
- Polecam tego uniknąć. - zasugerował celując mieczem w Mike’a, po czym wbił w rękojeść świecącą fiolkę i pociągnął spust.
Mike zadziałał instynktownie i po prostu rzucił się w bok. A raczej chciał się rzucić w bok, ale równocześnie chciał złapać to, co w niego leciało. Dlatego widząc dokładnie cel przed sobą, postanowił zejść z jego toru lotu i złapać rękojeść, jeśli będzie to możliwe. Polegał tutaj na Great Sage’u, który miał określić, czy złapanie obiektu jest zbyt niebezpieczne - wtedy heros po prostu uniknie niespodzianki.

Silnik miecza wystrzelił wraz z uruchomieniem się piły, błyskawicznie posyłając Dobermana w przód.
- Łapanie ostrych przedmiotów poruszających się w tempie mach 0.9 jest niebezpieczne. - ocenił Great Sage, choć czekanie na jego opinie, gdy cel już startował i tak nie zostawiało sporo czasu na decyzję. Mężczyzna w pancerzu wspomaganym śmignął obok Mike’a i bezproblemowo przebił się przez kolumnę na korytarzu, przepoławiając ją.
Ryk broni ustał, gdy miecznik ją wyłączył i skierował się do Mike’a. - Niestety z moich eksperymentów, gdzie bym nie podpiął silnika, spaliłbyś sobie głowę. - mówił to poniekąd przepraszającym tonem. - Z wyjątkiem zakończenia rękojeści. Jak to odpalisz, równie dobrze możesz z tym ostrzem latać. Wystarczy wskazać kierunek. - uśmiechnął się, podchodząc do chłopaka, po czym oparł miecz o ścianę obok niego. Gabarytowo ostrze i rękojeść były zbudowane z myślą o pancerzach wspomaganych. Był jednak fragment rączki, którego rozmiary pozwalały na pochwycenie ostrza gołą ręką. Wyglądało to, jak wyzwanie ciekawskiego kowala, który mimo wszystko nie wierzył, że Mike jest tak silny, jak ma to opisane w swojej kartotece.
Mike wydał z siebie przeciągłe - Woooooooah……… - i po chwili zaczął pytać - Silnik i piła są zasilane oddzielnie czy razem? Czy napęd odrzutowy musi działać razem z częścią tnącą? Czym to jest zasilane? Na jak długo starczy? Czy można tym rzucać? Czy to w sumie nie bardziej lanca w takiej formie? - wyrzucał z siebie heros, oglądając broń i sprawdzając w dłoni. Cholerstwo faktycznie było ciężkie, jak na taki oręż. Ale nie wystarczająco na niego, a przynajmniej nie w porównaniu do Odważnika.
- To bardziej rakieta… z piłą atomową… i rączką. - Jarek sam nie mógł zakwalifikować swojego wynalazku. - W środku jest bateria jądrowa, starczy na setki lat. Ostrze uruchamiasz spustem. Rakietę ,wrzucając do środka magazynek chłodniczy. - Doberman wyciągnął do Mike’a nerkę pełną fiolek. - Jestem pewien, że Mr. Atom może ich narobić, ile będzie potrzebne.
Mike podskoczył z radości i chciał wyściskać Dobermana, ale ten był w armorze wspomaganym. Było widać, że chłopak się zawachał, więc jedynie podszedł i klepnął go w ramię tak, że cała zbroja się zatrzęsła. Było widać w oczach bohatera, że jest zadowolony. - I co, na czym testowałeś piłę? Jest coś, czego nie przetnie? Przechodzi przez tarcze plazmowe? - poleciały kolejne pytania.
- Tarcze przebije. Pamiętaj jednak, że energia łatwiej zwalcza energię, a broń konwencjonalna pancerze. Nie ma tu dużo rzeczy do testów, to tylko okręt. Będziesz musiał sprawdzać w biegu.
- Hmmmm…. Co chcesz w zamian? - zapytał rzeczowo heros. Wyznawał zasadę, że przysługa za przysługę o czym wiedzieli wszyscy. Dlatego chciał odwdzięczyć się Dobermanowi - Jakiś materiał specjalny, gdybym się o niego potknął? - rzucił, bawiąc się bronią. Wcisnął spust i obserwował pracę miecza z widoczną fascynacją - Jest genialny - wymsknęło mu się.
- W zamian? - zdziwił się Doberman. - Ja robię swoją robotę, ty rób swoją. - polecił, z podziwem patrząc, jak Mike operuje bronią bez większej trudności. W końcu stanął na baczność. - Powodzenia w misji.
Mike zasalutował z uśmiechem na twarzy. Postanowił, że dostarczy Dobermanowi jakiś rzadki minerał lub część potwora. Może jakiegoś smoka czy innej wiwerny? Czas pokaże!


Eidith
Planeta Croak-7
Kostucha odleciała spory kawałek, by stanąć na trawie. Trzymała kawałki tobora po czym rzuciła je nieopodal Yato. Widząc, że nadal ją trawią nanity zamarła w miejscu. Jej skóra stała się matowa i popękana, po krótkiej chwili wyglądała jak zwęglony pomnik. Niedługo po tym na jej plecach pojawiło się spore pęknięcie i dziura ociekająca czarną mazią.
Z dziury tej zaczęła wyciskać się sylwetka, odrywając się od trzymających ją od środka macek. Kompletnie czarna postać wygramoliła się z “posągu” i zaczęła przybierać barw i kształtów Eidith. Przytknęła palcem jedną dziurkę od nosa i wydmuchała z drugiej ostatni kawałek…czegokolwiek po sobie zostawiła.
- Myślisz, że damy radę coś z tego złomu wyciągnąć? Z drugiej strony nie wiem, czy chcę to mieć na stacji.- Z małego portalu obok siebie wyciągnęła lusterko i zaczęła poprawiać swoją fryzurę.

- Zaufałbym technikom Milli. Mają nowocześniejszą technologię od nas. Dużo prędzej coś z niej wyciągną.

Okręt Gerald R. Ford
Główny okręt floty Milli, Gearld R. Ford, był w zasadzie domem kobiety. Liczył około 9 milionów kilometrów kwadratowych powierzchni podzielonych na dziesiątki pięter. Były tu farmy, hodowle zwierząt, przetwórnie i fabryki. Okręt był zamieszkały przez około 400 milionów osób, z których większość nigdy nie czuła potrzeby opuszczenia go. Miało to duży związek z poziomem luksusu na pokładzie. Jako symbol najbogatszej osoby w galaktyce, Gerald R. Ford był dekorowany złotem, pełen fontann i posągów, z placami wypoczynkowymi i punktami rozrywki w każdym zakątku. Teraz gdy biznes Milli upadł wraz z izolacją sektorów galaktyki wobec upadku Cesarstwa, wiele z tych przybytków zostało zamknięte.

Eidith została poproszona o udanie się na okręt celem złożenia raportu Millii i ustalenia z nią ich dalszych planów. Dawna admirał poprosiła o zaprowadzenie jej do “specjalnego pomieszczenia”. Nigdy w życiu kostucha nie przeszła tylu barier bezpieczeństwa. Yato musiał zostać za pierwszym z kilkunastu checkpointów. Każda brama i blokada obsługiwana była przez malejącą ilość osób. Wielu z nich musiało całe życie pracować, aby zasłużyć na zaufanie pozwalające im czynić straż nieco głębiej w sieci korytarzy, tylko po to, aby odkryć, że za jedną bramą kryje się kolejna.

W rzeczywistości finałowe bramy strzeżone były tylko przez systemy komputerowe maszyn kompletnie odciętych od reszty sieci elektronicznej na okręcie. Przejście tych wszystkich blokad ujawniło przed Eidith duże, półokrągłe pomieszczenie z kulą lewitującą w maszynie wbudowanej w ścianę, z monitorami po obu stronach. Naprzeciw niej, analizując dane znajdowała się Millia.

- Cześć. Wybacz, jak uciążliwy jest ten spacer, ale nie mogę tu wpuścić osób niepowołanych. - przeprosiła, odwracając się do kostuchy. - Poznaj Alfa Core. To druga połowa spuścizny mojej rodziny.
- Hi Bestie. Niezłe gniazdko. - Z palcami splecionymi za sobą Eidith postawiła powolne kroki w stronę najjaśniejszego obiektu w pomieszczeniu, potem minęła Millię i zbliżyła się do świecącej sfery.
- No moje gusta za dużo maszynerii przy samym końcu. - Zaczesała włosy za ucho, po czym kontynuowała. - Żaby będą grzecznie robić to, co robiły. Resztkę Tobora dostarczyliśmy do twoich jajogłowych. -

- Słyszałam. Dziękuję. - przytaknęła Millia podchodząc do Eidith. - Dlatego jestem gotów pokazać ci resztę moich planów. Maszyna przed tobą to potężne AI. - wyjawiła. - Alpha Core jest w stanie przeanalizować sytuację w całej galaktyce, a następnie stworzyć strategię działania, która skutecznie osiągnie wybrany cel. Nie wiedziałam, czym było to urządzenie, nim iluzja cesarzowej prysnęła. Jednak to jemu zawdzięczam swoje niemal nieskończone bogactwo - zdradziła. - Zbudowanie pamięci i procesorów będących w stanie przeanalizować ilości informacji niezbędne do przewidzenia kursu całej galaktyki powinno być niemożliwe, jednak ta maszyna radzi sobie z tym bez problemu. Jej drugą częścią jest zaginiona Omega Core. W odróżnieniu od Alfy Omega nie jest w stanie obrać żadnego celu ani analizować informacji. Potrafi tylko wykonywać rozkazy, realizując zaprezentowane komendy. Tego z kolei nie może robić analityczna Alfa. Łącznie, Alfa i Omega mogłyby zarządzać galaktyką samoczynnie. Dlatego chcę ją odzyskać.
Eidith nie podzielała entuzjazmu złotowłosej, jakoś średnio podobał jej się koncept w którym maszyna zarządza galaktyką.. Odwróciła się do Millii i odezwała się.
- Naprawde imponująca maszyna. Dobrze, że April nie położyła na niej swoich łapsk. - Postawiła parę kroków do niej by stać z tryliarderką twarzą w twarz.
- Powiedziałaś odzyskać… więc kto był na tyle odważny, by ci zabrać Omegę? - po tym pytaniu zaczęła patrzeć na nią jak na wschód słońca z plaży.

Millia nie mogła utrzymać swojego wzroku na twarzy Eidith. - Wykraść to mocne słowo. AI zaginęło, gdy nie byłam świadoma istnienia tej technologii. Nie wiemy, jak dawno, ani gdzie się może znajdować. Mimo tego łatwiej je będzie znaleźć w galaktyce, niż zrobić nowe. - skala tej wypowiedzi sugerowała naprawdę niepowtarzalną technologię - Jeżeli Alfa zdobędzie dość informacji, powinna być w stanie wykryć anomalie, które mogłaby wywołać wyłącznie działalność Omegi. Zaczęliśmy ją tropić zaledwie trzy lata temu, jest to jednak kwestia czasu. - wyjaśniła.
Millia sięgnęła pod płaszcz i wyjęła zdobne drewniane pudełko. - Mam dla ciebie prezent, jako demonstrację możliwości Alfy. Pistolety stworzone na podstawie naszej analizy twoich zdolności. Acz nie testuj ich tutaj.
Kostucha uniosła brwi widocznie zaskoczona tym prezentem. Odebrała od tryliarderki pudełko i otworzyła je. W środku były dość duże jak na broń podręczną pistolety. Jeden był czarny drugi srebrny.
W oku Eidith błysnęło podekscytowanie, gdy masa rąk wyrosła z jej pleców i zaczęła dokładnie analizować budowę i wygląd broni. Nawet gdy odciągała zamek pistoletu po powrocie na swoje miejsce brzmiał jakby ktoś młotkiem uderzył o kowadło.
- Remarkable craftsmanship… - Rzuciłą pod nosem. Te pistolety będą idealnym uzupełnieniem dla Kostuchy, zrobią poważne kuku każdemu w kogo wycelują. Nie mogła się doczekać by je wytestować. Masa rąk zniknęła tak szybko jak się pojawiła, gdy Eidith zakręciła młynki pistoletami jak rewolwerowiec. Po czym schowała srebrny do kabury powstałej pod prawą pachą, a czarny do tej która pojawiła się na jej prawym udzie w miejscu wycięcia sukienki.
- Teraz mnie zainteresowałaś szczerze mówiąc. Maszyna sama stworzyła coś co nie uczyniłby żaden rusznikarz w drodze mlecznej? -

- Nie. Doszła do wniosku, że można zwiększyć twoje możliwości, tworząc broń, która pozwoli ci wykorzystać własną materię w roli amunicji. - Millia podeszła do komputera. - Następnie za moją zgodą ją zaprojektowała. Realizacją zajęli się moi technicy. To jest nasza limitacja. Jeżeli Alpha Core zaprojektuje lub zaplanuje coś, czego nie jesteśmy w stanie wyprodukować, jej praca w niczym na mnie pomoże. Omega Core wyprodukowałaby bronie w sposób zautomatyzowany. - rozjaśniła sytuację. - Zaprosiłam cię tutaj, aby poprosić o twoją pomoc. Chciałabym, abyś zamieściła w Alfa Core wszelkie informacje, jakimi jesteś gotowa się podzielić. Obiecuję, że nie będę w stanie wyciągnąć z maszyny twojego inputu. Wyłącznie zobaczę rezultat tych informacji na plany i przewidywania alfy.
Eidith zaczesała włosy za ucho, nie do końca rozumiała co ma przekazać tej maszynie.
Zbliżyła się do klawiatury, po czym jej palce rozdzieliły się na palce a te palce rozdzieliły sie na kolejne. Zaczęła z zawrotną prędkością klepać w przyciski. Całkiem dumna z tego co zrobiła spojrzała na tekst. Tekst ten głosił. “QrasdjfwoieEWQIprotihASDOIUThdfJKSDAHNFOANOFGAH ISDF;GIdnkjfg;adl…”
Oczy kostuchy rozszerzyły się na moment, gdy z niemą pokorą przytrzymała przez długi okres czasu “backspace”. Wróciła swoje dłonie do oryginalnego stanu po czym zaczęła powoli swoim tempem pisać. Odczuła nutkę nostalgii ale też przypomniała sobie o rzeczach których wolała nie pamiętać. Westchnęła cicho na koniec po czym wcisnęła przycisk “enter”.
- Ciekawe co z tego wyciągnie. - Rzuciła przez ramię do Millii.

- Zajmie to nieco czasu. - przyznała Milia. - Rdzeń musi przeanalizować dane, stworzyć nową symulację i dać nam swoje sugestie… gdy będę miała jakieś konkrety, zgłoszę się do ciebie. Zwykle daje on propozycję celów do osiągnięcia. Możemy wtedy zdecydować, które są wykonalne. - wyjaśniła.
- Dobrze zatem… to może dasz się zaprosić na kawę w takim razie? Chyba że jesteś zajęta oczywiście. - Rzuciła luźno Eidith wyciągając zapraszająco rękę.


Eidith, Mike and Roy
Po opuszczeniu sekretnej komnaty Millii Eidith zastała czekających na nią Yato oraz Fernando. - Mam nowiny z arki. - odezwał się kapelusznik. - Jakaś para dyplomatów z Neocesarstwa chce się z tobą zobaczyć. - wyjawił. - Czekają na statku. Twoja decyzja, czy mamy dać im wylądować. Mogę nas teleportować w każdej chwili.
Millia uśmiechnęła się do dwójki. - Będziemy potrzebować chwili przerwy przed następną naradą, więc możecie śmiało zająć się swoim interesem. Dajcie mi znać, jeśli będę potrzebna. - poprosiła.
- O proszę. Mięśniak prime wysłał do mnie wizytację? Na pewno nie będziesz chciała przy tym być? To nie lada zaszczyt. - Zadrwiła, lecz nie było po niej tego widać.
- W sumie, zanim zacznę z nimi rozmowę powiedz mi swoje własne niefiltrowane odczucia na temat Bastiona.

- Ograniczam handel z nim. Rdzeń sugerował, aby nie przyśpieszać jego podboju galaktyki. - Millia wzruszyła ramionami. - Nie wygląda na to, aby zarządzał swoim Cesarstwem zbyt dogłębnie. Wygląda jak orangutan który próbuje wszędzie wbić swoją flagę dla samej zasady. Jak go kiedyś zabraknie, jego tereny skończą w wojnie cywilnej. Ego i nic więcej, ale myślę, że jest dla nas niegroźny. Zaczął atakować Adama, a ten koleguje się z Silverem. Jego podbój daleko nie zajdzie, a na pewno zwolni.
- Więc będę tak miła jak oni. - Postanowiła Eidith, po czym zwróciła się do Ferdynanda.
- Lets go then. - Po tych słowach wyciągnęła małe lusterko i zaczęła się w nim przeglądać i poprawiać fryzurę.


Eidith, Mike and Roy

Eidith wraz z Yato i Mors siedzieli w pokoju gościnnym jej prywatnej kwatery. Yato czytał książkę, a Mors grzecznie siedziała obok Kostuchy, która właśnie jej malowała paznokcie.
W powietrzu unosił się delikatny dym z papierosa który leżał teraz w popielniczce. Lada moment Zuzanne powinna wprowadzić delegacje z neo cesarstwa. Do zebranych doszły odgłosy kroków. Yato zamknął książkę i usiadł obok Eidith i Mors, by dzielił wizytatorów stół i by mieli całą kanapę dla siebie. Nie minęło długo a wstąpiła przez drzwi pokojówka Eidith.
- Panowie z delegacji Neocesarstwa. - Zakomunikowała Zuzanne wskazując ręką na gości.

Roy prezentował się jak zwykle w czarnym kombinezonie z opalizującym hełmem, na który narzucony był długi płaszcz. W nieprzezroczystystej szybce jego hełmu odbijały się po kolei twarze zebranych, gdy rozglądał się po pomieszczeniu.
- Proszę, wybaczcie nam tą niezapowiedzianą wizytę. Jestem Mr. Atom. Kontradmirał Neocesarstwa. A to jest mój partner, Mike Nor - przedstawił siebie i swojego towarzysza, z niskim ukłonem. - Przybyliśmy tutaj nie na polecenie cesarza Bastiona, ale za jego pozwoleniem. Otóż, na ostatniej misji mieliśmy przypadkowe spotkanie z niejakim biskupem Magica Icaria, Timem Timerem, który zainteresował nas informacjami o Arce Śmierci i pani Eidith.

Mike był ubrany odświętnie. W zasadzie na galowo. Miał na sobie czarny garnitur z zielonymi akcentami. W końcu był w delegacji, więc ubrał się specjalnie na tę okazję. Przed przybyciem wypytał wszystkich, kim była ta cała Eidith i jak ją powinien traktować. Jaki był jej status. Great Sage nie potrafił się zdecydować i zadeklarował, że uznając Magica Icaria za królestwo to Eidith wypadałoby traktować jako księżniczkę. Więc tak też zamierzał do niej podejść. A skoro najważniejsze jest pierwsze wrażenie, więc heros zamaszyście się ukłonił, kiedy Roy dokonał prezentacji i kulturalnie się uśmiechnął.

Eidith skinęła głową do Mors dając jej znać że dokończą to później. Z pozycji siedzącej dosłownie podleciała do dwójki delegatów i stanęła przed nimi. Eidith jest wysoką kobietą o jasnej cerze i gładkiej jak u lalki. Jej długie białe włosy opadają jej na ramiona, a niebieskie oczy dokładnie obserwowały Roya Mikea. Jej sylwetka była niezwykle smukła, gdzie to w biodrach jedynie była odrobinę szersza. Ubiór jej to była długa czerwona suknia z wycięciem na prawej nodze. Na ramionach i szyi miała złote ozdoby które utwierdzały jej status. Wprawne oko mogło dojrzeć, że nie rusza się dzięki ruchom mięśni i ścięgien, a jej ciało po prostu układało się w sposób jaki Eidith się przemieszcza. Dłuższe obserwowanie kostuchy wywoływało efekt “Uncanny Valley”.
Twarz jej była permanentnie zamknięta w pięknym polskim uśmiechu.
- Muszę powiedzieć że spodziewałam się dwóch barbarzyńców. Jestem mile zaskoczona. - Skinęła delikatnie głową i przedstawiła się.
- Eidith Lothun, ludzki aspekt śmierci. December. Witam Panów na mojej stacji. - Mike i Roy mogli dojrzeć że jej oczy a raczej tęczówki obracają się jakby łapały ostrość, a źrenice się zmienjszały i powiększały dokładnie skanując dwójkę od stóp po czubek głowy. Zaraz po tym wystawiła zewnętrzną stronę swojej dłoni do Mike’a i Roya.

Mike widział wystarczająco dużo filmów, aby wiedzieć co w takiej sytuacji trzeba zrobić. Przyklęknął na jedno kolano, ujął wyciągniętą dłoń delikatnie w swoją i złożył na niej pocałunek. Było to jedynie muśnięcie ustami, które nie mogło zostać odebrane, jako akt spoufalania się, a oddania szacunki. W oczach bohatera Eidith jawiła się faktycznie, jako dama, ale już nie księżniczka, tylko królowa. Odstąpił i zostawił miejsce dla Roya, będąc ciekaw, jak jego towarzysz zareaguje.

Naukowiec westchnął lekko zmęczonym głosem. Jednak dobrze wyuczonym ruchem upadł na kolano i chwycił dłoń kobiety, nieco bardziej pewnym i szarmanckim gestem, niż jego młody partner. Szybka jego hełmu okazała się również wyświetlaczem, na którym pojawiła się animowana twarz przystojnego mężczyzny. Mike mógł zauważyć, że nie była to prawdziwa twarz Roya, którą widział osobiście. Mimo to, animowane usta ucałowały dłoń Eidith muśnięciem zimnego plastiku, nim mężczyzna wstał na równe nogi i powrócił do neutralnej pozy.

Młoda kobieta siedząca obok Eidith wstała z miejsca. Odbijające się z jej twarzy światło sprawiało, że wyglądała jak lalka z porcelany. Jej ciało zasłaniało jednak długie czarne ponczo i czarne włosy. Bez słowa opuściła pomieszczenie, poruszając się wyjątkowo sztywno. Mike wyczuł, że choć wyszła z pomieszczenia, zatrzymała się niedaleko stąd, oferując tylko fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
- Ja nazywam się Yato. - przywitał się umięśniony mężczyzna w szatach mnicha o długim nosie. - Można powiedzieć, że sprawuję coś w stylu roli dyplomatycznej dla arki. - wyjaśnił swoją obecność.
Maskarada Roya była niepotrzebna, gdyż Eidith wyraźnie widziała jego twarz. Westchnienie zignorowała, gdyż bardzo lubiła, gdy ktoś się musiał zmuszać do przestrzegania manier.
-Bardzo miło mi widzieć że nadal są osoby które znają się na manierach. Zwłaszcza Ty Michael, to naprawdę rzadkość wśród młodych ludzi. - Eidith po tych słowach wskazała ręką na kanapę zapraszając dwójkę by zajęli miejsce.
-Może macie ochotę na jakiś napitek? Zuzanne zaraz coś przyniesie. - Eidith podeszła na swoje miejsce i zgasiła dopalającego się papierosa w popielniczce.
-Wątpie czy Timer chciał mnie jedynie pozdrowić, więc słucham. - Założyła nogę na nogę, obserwując Roya dokładnie. Nie rozpoznawała większości organów w jego ciele.

- Serdercznie dziękuje za ciepłe przyjęcie. Jest to bardzo miła odmiana po naszej ostatniej misji na barbarzyńskiej planecie - wyznał z zadowoleniem kontradmirał. - Wybaczy pani, ale w moim wieku ma się specyficzne upodobania.
To powiedziawszy wyciągnął przed siebie dłoń, przed którą wykwitł błękitny portal. Po chwili zaś wyłoniło się z niego krzesło o bardzo specyficznym kształcie, które postawił naprzeciw kanapy.
- Poprosiłbym o wytrawne wino - złożył zamówienie, rozsiadając się wygodnie na swoim ulubionym krześle. - Wątpię, że cesarz przejmuje się wiekiem osób, które wysyła na wojnę. Więc może ty również czegoś spróbujesz, Mike? Ja lubuję się w trunkach, których sam nie jestem w stanie stworzyć. Czysta wódka znudziła mi się już około dziewięćdziesiąt lat temu.
Zaśmiał się krótko, po czym przywołał butelkę z przejrzystym płynem oraz czterema szklankami na srebrnej tacy, którą postawił na stoliku przed sobą.
- Idealnie czysty alkohol jest bezsmakowy. Ale możecie spróbować, jeśli ktoś jest zainteresowany - zaoferował swój trunek.
- Zaś co do biskupa - kontynuował, odpowiadając pani domu - to zaoferował nam informacje o potencjalnych sposobach na walkę z Kodem. Jednym z nich byłaś ty, pani Eidith. Według biskupa Timera, pani magia jest w stanie usunąć jakiekolwiek przeszkody. My zaś, mimo, że jesteśmy nadludźmi, nie mamy wielkiego doświadczenia z magią. Z tego powodu bylibyśmy zainteresowani potencjalną współpracą, bądź nauczaniem. Zwłaszcza młody Mike posiada wielki talent do szybkiej nauki i żywą pasję do walki z Kodem. Moje talenty i pasja są już nieco zakurzone. Jednak dzielimy ten sam cel i nie spoczniemy, dopóki go nie osiągniemy.

- Również z przyjemnością skorzystam z oferty, jeśli to nie problem to poprosiłbym mojito. Co się zaś tyczy słów mego towarzysza to - tutaj Mike obrócił się wprost do Eidith i złamał się w pół w ukłonie - będę zaszczycony, gdyby mogła mnie Pani uczyć. - wyprostował się i spojrzał jej w oczy - Proszę wybaczyć mi bezpośredniość oraz nagłość, ale to dla mnie sprawa najwyższej wagi. - mówiąc to, usiadł we wskazanym miejscu na kanapie i czekał na odpowiedź.

Kostucha skinęła głową na swoją służkę, ta zaś się ukłoniła i opuściła pomieszczenie.
Eidith zaczęła się zastanawiać nad prośbą delegatów. Osobiście tutaj się pofatygowali, a Mike tak grzecznie o to prosi, że ciężko mu odmówić. Wizja bycia mistrzynią tego młodego człowieka nawet ją trochę ekscytowała. Spojrzała na szklankę utworzonego trunku, swoją drogą było to imponujące że potrafi od tak manifestować rzeczy. Z jej ramienia wyrosła czarna ręką i złapała butelkę napełniając cztery szklanki.
- Nie jest dla mnie możliwe być odurzoną, więc takie rzeczy bardziej pijam dla smaku. - Zamieszała płynem w szklance i wychyliła go na raz. Odstawiła szklankę, a czarna ręka cofnęła się do jej ramienia.
- To prawda że jestem w stanie usuwać wszystkie przeszkody. Jednak nawet ja czasami potrzebuje pomocy. Więc myśle, że nasza współpraca będzie owocna. - Oznajmiła rozsiadając się wygodniej na kanapie. Do walki z kodem będzie potrzebna każda para zdolnych rąk.
- Dobrze więc. Michael, będę Ciebie uczyła. Ale ostrzegam moje metody różnią się od tych co do tej pory widziałeś. - Po tych słowach zaczęła się bawić włosami z dziwnym błyskiem w oku.

Czyżby miała na myśli… seks? Heros w myślach wzdrygnął się z przerażenia, zawstydzenia i ekscytacji. Czytał mangi isekai ecchi, gdzie bohater uczył się nowych rzeczy przez interakcje cielesne, ale że JEGO miało to spotkać? Myśl ta pogalopowała przez jego głowę wraz z konsternacją, która pojawiła się równocześnie, widząc czarną rękę Eidith. Była to dziwna manifestacja mocy, ale Mike nie osądzał nikogo. A na pewno nie swoją przyszłą mistrzynię! Może to właśnie swoje zdolności miała na myśli, a on niczym gołowąs i prawiczek wyciągał pochopne wnioski?! Wstał i znów się ukłonił, ukrywając rumieniec zażenowania swoimi myślami - To będzie dla mnie sama przyjemność… moja sensei - dodał chłopak rozpromieniony i zerknął na Roya.
- Wasza prośba o współpracę jest działaniem prywatnym, czy oznacza również nasze partnerstwo z Neocesarstwem? - spytał siedzący na kanapie mnich. - Nie uważam, aby nasi sąsiedzi czy sojusznicy zareagowali na takie partnerstwo, chciałbym jednak, aby sprawa była klarowna. - poprosił Yato. Nie wykazywał zainteresowania alkoholem.
Roy przekrzywił głowę w wyrazie lekkiego zdziwienia.
- To wszystko? Nie chcecie niczego w zamian? - zapytał rozbawiony tak szybkim przystaniem na ich propozycję. - Zgadzam się z panem Yato. Musimy wszystko wyklarować, żeby nie doszło do nieporozumień. Tak więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, odpowiadając również na pytanie pana Yato. Jesteśmy tutaj za przyzwoleniem cesarza. Aczkolwiek nie na oficjalnej delegacji. Zamierzam zdać raport z tego spotkania i naszych postępów Neocesarstwu. Jednak mamy tutaj wolną rękę, gdyż cesarzowi zależy na naszym rozwoju. Zezwolił nam również na konflikt z Icarią, jeśli do niego dojdzie. Cesarz Bastion patrzy pozytywnie na wszystkie opcje zdobycia większej siły. A zdaje się preferować zwłaszcza konflikty zbrojne. - wyjaśnił pokrótce. - A więc, czego z waszej strony oczekuje pani Eidith? Możemy z wami współpracować prywatnie, dopóki nie zostaniemy wezwani na następną misję przez cesarza. Jednak skoro nie jest to oficjalny sojusz między naszymi frakcjami, to chcielibyśmy zarezerwować sobie prawo do zakończenia współpracy, gdy stwierdzimy, że nie działa dłużej na naszą korzyść. O stałym sojuszu będziecie musieli porozmawiać z cesarzem. Aczkolwiek wierzę, że pozytywny raport od nas może podnieść jego opinię o waszej frakcji.

Kąt ust Eidith drgnął delikatnie widząc jak ciśnienie Mike’a odrobinę się podniosło, a do tego że nazwał ją “Sensei” w duchu była po prostu rozbawiona. To że Eidith nie chce nic w zamian było błędne, ponieważ dostała to co chciała. Nieoszlifowany diament który może formować, był wystarczającą dla niej zapłatą.
- Sensei? Słyszałam ten zwrot w kreskówkach. I like the sound of that. - Oparła podbródek na splecionych palcach obserwując Mike’a. Nie odrywając od niego swoich błękitnych oczu odpowiedziała kontradmirałowi.
- Jeżeli mam szkolić Michaela, chciałabym żeby na ten czas przebywał na mojej stacji. Prócz treningów oferuje swoją pomoc w waszych działaniach. O ile nie wejdą w konflikt z moją drogą koleżanką oczywiście. - Oderwała wzrok od młodziana by go więcej nie zawstydzać.
- Żyjemy w trudnych czasach, ludzie muszą sobie pomagać. -

- Powiedziałbym, że Arka jest obecnie organizacją, aniżeli państwem. Nie jestem pewien o co moglibyśmy was prosić w zamian. Na pewno jednak dowiemy się sporo o Neocesarstwie, zwyczajnie was goszcząc. - ocenił Yato. Choć starał się uspokoić Roya, sposób w jaki obserwował Eidith zdradzał, że interesuje go głównie zadowolenie jego pani. Skoro Eidith czerpała jakąś przyjemność z ich obecności, to wystarczało. Ubranie tego w odpowiednie słowa było wyłącznie gimnastyką dyplomatyczną.
Roy, mimo swojego niedbalstwa, zauważył w końcu spojrzenia jakie rzucali sobie nawzajem Mike i Eidith i aż puknął się w hełm na tą realizację.
- No cóż, Mike. Z czymkolwiek będziesz miał do czynienia, daj z siebie wszystko. Mimo preferencji cesarza do konfliktów, ja sądzę, że istnieje wiele sposobów na rozwój. Więc na pewno warto próbować nowych rzeczy - uspokoił swojego towarzysza zachęcającym tonem. Następnie zaś zwrócił się do Yato. - W takim razie mam nadzieję, że pozwolicie mi również dowiedzieć się więcej o Arce i magii której używacie. Interesują mnie zwłaszcza sposoby na walkę z demonami i Kodem. Więc nie musicie się obawiać, że w przyszłości Neocesarstwo użyje tej wiedzy przeciwko wam. Jeśli chodzi o konwencjonalną brutalną siłę i przemoc, to mamy jej aż nadto. Przydałyby się nam tylko to bardziej specjalistyczne zastosowanie - wyjaśnił przyjaznym głosem.

W tym momencie Zuzanne wróciła z tacką trunków. Eidith i Roy dostali po lampce czerwonego wina, a Mike swoje mojito. Kostucha uniosła lampkę wina i przemówiła.
- Yato będzie w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania. W granicach rozsądku naturalnie. - Pociągnęła łyk wina i spojrzała na Mike’a.
- Cóż Michael, jak tylko będziesz gotowy możemy zacząć. -

- Jestem do Pani dyspozycji nawet natychmiast! - odparł Mike po czym zwrócił się do Roya - o ile nie masz nic przeciwko temu, oczywiście -
- Ja w takim razie zostanę tutaj porozmawiać z panem Yato. W twoim wieku, zanudziłbyś się pewnie słuchając naszych historyjek - zaśmiał się naukowiec, po czym nachylił się w stronę stolika i bez wahania wsadził palec wskazujący do szklanki z winem, które natychmiast zostało w całości wessane. Zapewne był to jakiś rodzaj automatycznej słomki, gdyż po chwili dało się usłyszeć przełykanie i przyjemne westchnienie. - Ah… dobry rocznik. Tego mi było potrzeba po długiej podróży. - oznajmił, rozsiadając się wygodnie i w bardziej zrelaksowanej pozie, ze splecionymi dłońmi. - Pozwól mi tylko zdalnie obserwować twój trening. Na wszelki wypadek. Gdyby coś się stało, lub gdybyś czegoś potrzebował. - zadeklarował, a nad jego głową otworzył się portal z którego wyleciało pół tuzina małych dron. - Gdybyś chciał, żebym przerwał nagrywanie, powiedz tylko hasło “Paris Hilton” i na ile minut chcesz, żebym wyłączył kamery.

- Jeśli tylko nie uraża to naszej cudownej gospodyni - schylił głowę Mike. Nie miał nic przeciwko nagrywaniu. Będzie mógł potem odtwarzać te nagrania przed snem w celach treningowych.
- Pan się nie przejmuje, Michael będzie pod moją opieką. Nie ma potrzeby nagrywać. - Oznajmiła Eidith podfruwając w stronę drzwi, po czym nie odwracając się dodała.
- Zuzanne zaprowadzi cię najpierw do szatni gdzie przebierzesz się w coś mniej ograniczającego, potem pokaże ci gdzie jest poligon. Tam zaczniemy pierwszą lekcję. - Po tych słowach skinęła w stronę Yato i opuściła pomieszczenie.

Mike wstał, ukłonił się wszystkim i wyszedł.
Gdy dwóch zostało samych, mnich przyjrzał się uważnie Royowi. - Chciałbym najpierw zapytać, czemu interesuje państwo niszczenie kodu? Co chcielibyście z niego usunąć?
- “Niszczenie” jest proste i zwykle nieproduktywne - odpowiedział kontradmirał, po czym wyciągnął w górę otwartą dłoń. Przed chwilą stworzone drony natychmiast zaczęły wlatywać do otwartego portalu, jedna po drugiej popełniając zbiorowe samobójstwo, niczym lemmingi. - Mike jest na tyle szczery i jednomyślny, że prawdopodobnie chce zniszczyć Kod, lub jego część, z jakiegoś osobistego powodu. Jednak mnie bardziej interesuje zrozumienie jego celu i wyjrzenie poza kurtynę tej rzeczywistości. Bo skoro ustalił nam konkretne limity, jak wspólny język i zakaz opracowywania sztucznej inteligencji, to wygląda na to, że ma w tym jakiś cel. A skoro nadludzie mogą przełamać część kodu, to oznacza, że istnieje coś poza tą rzeczywistością. Jak również, że jest fizycznie możliwe wyjrzenie za nią, lub być może opuszczenie jej, żeby doświadczyć prawdziwego świata.
Mówiąc to, Roy odchylił głowę do tyłu, spoglądając w sufit w zamyślonej pozie.
- Nie jesteśmy więc po prostu NPCami w grze komputerowej. Ta rzeczywistość nie jest wszystkim, czego jesteśmy w stanie doświadczyć. Mamy również sposoby na sprzeciwienie się jej twórcy i wyrwanie się spod jego kontroli. No chyba, że to, co rozumiemy jako “przełamywanie kodu” również jest częścią naszej symulacji i druga strona jest po prostu drugą warstwą programu, do której normalnie nie mamy dostępu. W takim wypadku, być może jesteśmy bezwolnymi NPCami - zaśmiał się ponuro, po czym opuścił głowę, kierując wzrok z powrotem na Yato. - Tak, czy inaczej, chcę znaleźć tą granicę rzeczywistości i dowiedzieć się wszystkiego, czego jestem w stanie. Chcę wyjść poza tą rzeczywistość. Zobaczyć chociaż cząstkę prawdziwego świata na ekranie komputerowym. Lub przynajmniej zrozumieć w pełni cel symulacji w której żyjemy. Nawet jeśli jesteśmy zwykłym eksperymentem, bądź grą komputerową, chcę umrzeć będąc świadomym po co istniałem. A kto wie? Być może wyprodukawanie ludzi takich jak ja jest celem tej symulacji i zostanę pierwszym, który wygra w tej grze życia, gdy osiągnę swój cel.

Yato przytaknął skiniem głowy. - Widzę, czemu Tim zaoferował wam porady. Cała religii Icarii kręci się wokół idei poznania tej prawdy. Przynajmniej od czasów Zoana. - wyjawił. - obawiam się, że moce panny Eidith nie sięgają poza naturę istota jako ‘NPC’. Powiedzmy, że panna postanowi zabić czyjść wzrok. Osoba ta straci swój ‘skrypt’ z kodu, który umożliwia jej widzenie. Niezależnie czego dokonasz w jakikolwiek fizyczny sposób, osoba ta nigdy nie będzie w stanie widzieć. Uniwersalnie nie będzie w stanie tego zrobić. - objaśnił, cofając plecy głębiej w kanapę. - Mogę cię bardziej zadowolić informacjami o nadczłowieczeństwie. Wiem, że Neocesarstwo uważa to za ewolucję. Nie jest to błędne przekonanie, ale nie obrazuje interakcji nadczłowieczeństwa z kodem.
- Chętnie posłucham waszej interpretacji nadczłowieczeństwa - zgodził się Roy, kiwając głową w wyrazie zaciekawienia. - Kontynuując wasz przykład, zakładam, że nadczłowiek mógłby przełamać ów skrypt, który uniemożliwia mu widzenie. Więc jest tutaj jakaś interakcja z kodem, poza jego instynktownym przełamywaniem? Miałem teorię… czy też bardziej nadzieję, że jest to coś w rodzaju naszej prawdziwej “duszy”, która próbuje wyrwać się z matrixa. Ale sądzicie, że jest to bardziej usankcjonowana interakcja z kodem? Czyli jednak druga warstwa programu?

- Dokładnie. Programy mają często te… klasy? Funkcje? - Mimo wszystko Yato nie był programistą. - Kod określa cechy wspólne grup czy gatunków. Człowiek, wewnątrz kodu, może mieć określoną siłę, zdolność widzenia, czy kontrolę nad przedmiotem. Jeżeli w jakiś sposób jego możliwości przekroczą te ograniczenia, przestaje być człowiekiem. Staje się czymś innym. Ja nie jestem już człowiekiem o imieniu Yato, jestem po prostu Yato. - wyjaśnił. - Nie ma już dla mnie limitów, ponieważ sam je definiuję. Człowieczeństwo nie ma na mnie wpływu. Tak działa ten system wedle naszej wiedzy. Nie jestem pewien czy dałoby się w ten sposób odzyskać usuniętą część kodu. Może i tak, acz byłoby to pewnie trudne. Nawet nie wiem, na czym miałby taki proces polegać. - wyjaśnił. - Osobiście nie przejmuję się istnieniem dusz. Ważniejsze dla mnie jest, że istniejemy w świecie rzeczywistym oraz w kodzie jednocześnie. Świadomość jak kod działa pomaga w samorozwoju. Nie jest to jednak organ który odważyłbym się amputować.
Naukowiec zamyślił się, grając splecionymi palcami przez dłuższą chwilę, nim w końcu nasilił się na odpowiedź.
- Być może nasze interpretacje rzeczywistości nieco się różnią - doszedł do wniosku. - Macie jakiś dowód na to, że faktycznie żyjemy w “świecie rzeczywistym”, tylko kontrolowanym przez kod? Zwłaszcza jeśli nie interesujecie się istnieniem dusz, jaką macie pewność, że zniszczenie kodu nie zniszczyłoby całej naszej rzeczywistości, łącznie ze wszystkimi żywymi i myślącymi istotami? Jak crash gry komputerowej i niebieski ekran śmierci. Pani Eidith również nie wydawało się przejęta taką ewentualnością.

- Kod się broni, naprawia nieścisłości. - odparł Yato. - Dlatego nadmagia jest możliwa. Jeśli nie spełniasz warunków swojej klasy, zostajesz z niej wyłączony. Tak powstają też artefakty. Są argumentem uzasadniającym niedozwolone operacje. - wyjaśnił. - Magica Icaria się tego obawiała, dlatego wypowiadała wojnę magom. Teraz zmienili strategie. Nie wiem, jak i dlaczego, ale zachowanie organizacji zdradza zmianę filozofii. Panna Eidith nie podjęła jeszcze decyzji w tej sprawie.
- Rozumiem. To miałoby sens - zgodził się Roy. - W takim razie zdecydowaliście się zostać odrębnym zakonem przed tą zmianą. Czy mógłbym zapytać dlaczego? Mieliście już wcześniej różnice w filozofii, bądź ideologii? Jesteście do nich obecnie wrogo nastawieni? I czy poza treningiem są jakieś sprawy w których moglibyśmy sobie nawzajem dopomóc? Jak wcześniej wspomniałem, cesarz Bastion patrzy pozytywnie na konflikty i nie miałby nic przeciwko gdybyśmy się w nie włączyli. A ta zmiana strategii u Icarii interesuje mnie zapewne prawie tak bardzo jak was.

- Nie jestem pewien ile mogę zdradzić o naszym rozstaniu z Icarią… acz to oni zrezygnowali z nas. - wyjawił Yato. - Obecnie współpracujemy z Millennium Kingdom. Jeżeli wam to nie przeszkadza, Eidith prawdopodobnie znajdzie wam jakieś zajęcie.
- W takim razie mógłbym pana poprosić o oprowadzenie po bazie, bądź o cyfrową mapę dla gości? Nie chcę przerywać treningu pani domu i Mike’a. A wizualna prezentacja zapewne pozwoli mi lepiej zrozumieć wasz odłam wiary, oraz styl życia - wyjaśnił naukowiec, którego ciekawość nie została jeszcze zaspokojona. - Jeśli to za dużo chodzenia, to mogę stworzyć skutery - uprzedził, wyciągając przed siebie otwartą dłoń nad którą wyświetlił się hologram jednokołowego motocykla na którym miesiąc temu mieli przejażdżkę z Mike’em po krasnoludzkich kopalniach.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-01-2024, 15:10   #15
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith i Michael
Zuzanne wskazała Mike’owi wolną szafkę i nowy mundur który dzięki trafnemu oku służki pasował na niego idealnie. Opuściła pomieszczenie by chłopak miał szansę się przebrać.
Służąca gdy zobaczyła chłopaka przebranego postąpiła parę kroków w jego stronę i poprawiła jego kołnierz. - Trening treningiem ale proszę się przed Panią Eidith jakoś prezentować. - Nie czekając na odpowiedź chłopaka zaczęła prowadzić go korytarzami arki. Podczas przechadzki Mike mógł dojrzeć dobrze rozbudowaną dzielnicę rozrywki, gdzie były kawiarnie, ogrody i kluby nocne. Arka działała jak duże miasto w takich miejscach, gdzie personel jak i jego rodziny mogły spędzać swój wolny czas. Przechadzka skończyła się przy windzie.
- Pani Eidith czeka na dole. Prosze wscisnąć przycisk 68. - Wskazała palcem.

Przez myśl Mike’a przemknęło w tym momencie “Jak dobrze, że nie 69, bo to byłoby bardziej niż podejrzane”.

Przycisk bezdźwiękowo zaświecił się, a ostatnie co przed zamknięciem się drzwi Mike widział machającą Zuzanne. Winda jechała dobre kilka minut z najbardziej domyślną muzyką jaką Nor mógłby sobie wyobrazić. W końcu winda dojechała na miejsce ,piętro 68 gdzie Mike’a przywitał dość niespotykany na stacjach kosmicznych obraz.
Były to ruiny miasta, na terenie pustynnym. Kompletnie opuszczone jednak niektóre miejsca dawały znać że nadal jest elektryczność. Eidith siedziała na złomie jakiegoś samochodu, kompletnie inaczej ubrana. Włosy miałą splecione w pojedynczy warkocz, obcisły czarny golf, Spodnie bojówki koloru deser camo i wysokie buty wojskowe. Dodatkowo na jej biodrach spoczywały kabury z dużymi pistoletami w nich spoczywających. Na widok Mike’a zeskoczyła ze wraku samochodu, po czym go tyłem kopnęła posyłając go wysoko za dachy ruin drapaczy chmur.
- Pierwsza lekcja Michael… jest ważna jak każda inna ale chce byś ją od razu zapamiętał na zawsze. - Kostucha zaczęła powoli iść w stronę młodziana, a gdy była już przy nim wyciągnęła rękę do przodu by pogładzić go po włosach. Następnie jej usta zaczęły się zbliżać ust chłopaka coraz bliżej i bliżej. W końcu Nor napotkał ścianę na którą się musiał oprzeć, a przed sobą miał kostuchę która dawna zaczęła wchodzić w jego przestrzeń prywatną.

W głowie Mike’a uruchomił się alarm. Sam chłopak był oczarowany sytuacją i kusiło go posmakowanie śmierci, ale Hestia wybiła mu to z głowy. Bogini wprost powiedziała, że to pułapka i aby chłopak wydostał się z objęć kostuchy. Planował szybkim ruchem przykucnąć, a następnie odbić się rękami od ściany za sobą, aby ostatecznie prześlizgnąć się pod Eidith. Nie zamierzał jej jeszcze atakować. Wiedział bardzo dobrze, że to trening i pewnie wszystkie chwyty dozwolone, ale byłoby to nie dżentelmeńskie. Równocześnie nie chciał obrazić mistrzyni, traktując ją w taki sposób, dlatego zdecydował się na unik.
Kostucha pozwoliła chłopakowi przemknąć tuż pod nią, po czym odwróciła się na pięcie i przemówiła.
- Very good young man. Zbyt wiele osób straciło w ten sposób życie na polu bitwy bo myśleli że to ich szczęśliwy dzień. - Pokiwała głową zadowolona z reakcji Mike’a.
- Zaczniemy od podstaw. - Z tymi słowami odpaliła sobie papierosa, podleciała odrobinę w górę by spocząć w powietrzu z założoną nogą na nodze.
- Są trzy cechy które definiują przebieg walki. Wiesz jakie to są? -

Spryt, elastyczność i wiedza? - zapytał heros. Trochę zgadywał, trochę odpowiedział instynktownie. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, przede wszystkim działał.
- Mimo że trafione jedno na trzy uznam ci tę odpowiedź. - Pokiwała głową po czym puknęła w papierosa by strzepnąć z niego popiół.
- Spryt stawia się Mocy, Moc stawia się Zręczności, Zręczność stawia się Sprytowi. Powiedziałeś wiedza, tak to bardzo ważne wiedzieć z czym ma się do czynienia, lecz nad tym wszystkim góruje adaptacja. Analiza wroga i to jak się zachowuje jest nieodłączną częścią walki. Przykładowo, jeżeli wróg jest dla ciebie zbyt szybki co powinieneś obrać za priorytet? -

Spowolnienie jego ruchów, skoro nie mogę go złapać. Mam tutaj na myśli nawet coś tak głupiego jak podstawienie nogi. Na ziemi nie będzie już taki szybki! - odparował heros.
Eidith zaciągneła się dymem. - Zgadza się, pamiętaj też że otoczenie musi być twoją bronią do dyspozycji. Walki bardzo rzadko odbywają się na doskonale płaskim terenie. To może być naprawdę wszystko, ogranicza cię twój spryt. - Kostucha postawiła buty na piachu i przykucnęła by wziąć go w garść.
- Delikwent rusza się szybciej od ciebie? Rzuć mu w drogę garść piachu. Jego prędkość sprawi że ten piach się w niego wbije. Naturalnie go to nie zabije, ale może dać tobie to małe okno by wycelować w ważny organ. Albo odrąbać nogę. - Rozdmuchała garść piachu, po czym znów zaciągnęła się dymem papierosa. - Gdy walczyłam z Marchem rozprułam instalację gazową i potraktowałam go ogniem. Stałe obrażenia zwalczają regenerację… bo są i takie osoby. - Tu wskazała palcem na siebie. - Chcesz potrenować jakąś konkretną rzecz? Albo powiedz mi z czym sobie nie radzisz. Osobiście prędkość nie jest moim forte, więc zawsze muszę kombinować przeciwko takim. - Przypomniała sobie sparingi z Silverem. Gość jest niesamowicie szybki.

- Spryt jest moją największą słabością. Jestem mało adaptacyjny. - wzruszył ramionami Mike, w sumie przyznając się do słabości - Wszelakiego rodzaju sztuczki mi umykają. Dla mnie walka to stanie twarzą w twarz i zmierzenie się siłą oraz kunsztem z rywalem, a nie gierki. Ale wiem, że muszę to zmienić, rozwinąć się.
- Apeluje do ciebie byś honorowe zagrywki schował w kieszeń. Albo kłaniał się przed wrogiem uznając jego szacunek. Kłam, udawaj, oszukuj. Te “gierki” mogą tobie uratować życie, albo osobom postronnym. Jak jeden gość chciał odwalać gentlemena i się ukłonił przede mną, wbiłam mu kilof w potylice. Nawet śmiesznie mu oko zostało na czubku. W walce nie ma zasad, a bardziej przebiegły odchodzi zwycięsko. - Z neutralnego tonu Eidith nie było poznać czy to była reprymenda czy porada.
- Niby się zgadzam, ale w sercu jakoś tak… - po czym rzucił w nią kamieniem, który zebrał prześlizgując się pod nogami. To miał być trening, a najlepiej uczy się rzeczy w praktyce.
Eidith uniosła brwi widząc lecący w siebie kamień. Nawet nie zauważyła kiedy go pochwycił. Chłopak już robił postępy co niezmiernie cieszyło Kostuchę, mimo że jej twarz nie wyrażała nic. Kamień został pochwycony w nowo powstałą z ramienia czarną rękę, po czym szybko zmiażdżyła kamulec w proch.
- Widzisz? Potrafisz. Więcej takich zagrań. Więc poćwiczymy twoją adaptację. Rozejrzę się znaleźć dobre miejsce. - Z tymi słowami jak odrzutowiec poleciała w górę. Zawsze wolała wystarczającą wysoko polecieć więc nie szczędziła prędkości. Jej perfekcyjny wzrok wykrył że niebo ma przed twarzą. Co by miało sens bo są na poligonie ze sztucznym niebem. Wyhamowała na tyle by nie przebić się na wylot, ale do połowy to zrobiła. Jej nogi teraz śmiesznie dyndały wokół zniszczonego ekranu.
- Hm. - Mruknęła do siebie oglądając środek całej maszynerii. Miała teraz mały dylemat jak mogła to wytłumaczyć Mike’owi. Tak jest podekscytowana treningiem że po prostu zapomniała o limicie wysokości.

Mike rozumiał, że to początek treningu. Dlatego wykorzystał to, czego uczył się z Royem i zaczął kręcić Odważnikiem, aby polecieć. Celował w okolice dyndających nóg Eidith. Wystrzelił się w powietrze, uchwycił się stóp i przez milisekundę zastanawiał się, czy to co planuje, jest godne. Nie wiedział jak podejść do swojej nauczycielki, ale sprawiała wrażenie, jakby tego od niego wymagała. Dlatego założył chwyt na jej połowę ciała, a następnie ponownie zwiększył ciężar broni. Czy chciał w ten sposób pomóc Eidith? Tak, wyciągnie ją z nieba, ale również sprawi, że ten słodki anioł gruchnie o ziemię. Gdy tylko pod wpływem ciężaru, gospodyni wysunęła się z otworu, heros przełożył chwyt i jeszcze bardziej zwiększył wagę. Mike lecąc z nią w dół, chciał wykonać seismic toss na Eidith.
Doskonale że młodzian postanowił działać, teraz swój mały wypadek podpiszę pod lekcję wykorzystywania do maksimum błędów wroga. Gdy tak wirowała, powstrzymywała odruch “wybuchnięcia” kolcami we wszystkie strony. To w końcu trening nie chciałą go zabić, zobaczyła że spada w stronę jednego z wieżowców. Widziała to kiedyś w kreskówce, a czym się różniła od znacznej większości populacji, Eidith mogła takie rzeczy wyprawiać naprawdę. Wykorygowała więc odpowiednio lot.
Mike gdy już wylądował zobaczył jak kostucha wbiła się w jedno z pięter wieżowca. Zobaczył też, że pojawiły się w budynku wycięcia, jakby ktoś oddzielił piętro. Nie musiał długo czekać aż w jego stronę zaczeło szybować w powietrzu rozsypująca się część biurowca. Ponownie pojawiły się cięcia na wieżowcu, kolejne piętro zostało rzucone. Eidith skutecznie ukrócała budynek piętro po piętrze rzucając wszystkim w Mike’a.

-Ale to nielegalne… - rzekł z zaskoczeniem, a także sporą fascynacją w głosie. Normalnie heros ciąłby nadlatujące obiekty, uznając to za turniej siły, ale miał się tu uczyć. Dlatego obniżył wagę miecza do “minusowej” i zaczął skakać po budynkach. Wykorzystywał je, jako platformy, cały czas chowając się przed linią wzroku Eidith. Starał się zbliżyć do niej szybciej, niż skończą się miotane w jego stronę piętra, a następnie zaatakować z zaskoczenia. O ile kostuchę można zaskoczyć. Dlatego wyskakując w powietrze, aby wskoczyć na jeden z budynków, zamiast na nim wylądować, machnął w niego miecze. Ale nie ostrzem, tylko płazem broni. Mike włożył w to całą swoją siłę, aby odbić kawał budowli w stronę Eidith niczym piłeczkę tenisową forhandem!
W momencie gdy Mike odbił kawałek budowli zobaczył kątem oka przez jego okno twarz Eidith i wyciągającą się w jego stronę rękę. Piętro poleciało z impetem odbite, ale za nim był też Mike trzymany w bolesnym uścisku za twarz przez wydłużoną rękę Kostuchy. Na prędko wciągnęła go do środka wirującego kawałka wieżowca i rozbiła nim jedno z jego ścian. Gdy wszystko dla Mike’a nadal wirowało Eidith zawisła w powietrzu i wyciągnęła pistolety. Kostucha na zmianę posyłała kulę w stronę młodziana z jednomiarną prędkością strzałów.
Mike był oszołomiony, ale na szczęście nie był sam. Na Great Sage’a nie działały fizyczne dolegliwości, więc działał w pełni. Heros myślami wysłał komendę, aby ten ustawił go tak, aby zasłaniał go miecz przed strzałami. Bohater potrzebował chwilki by dojść do siebie. Eidith go zaskoczyła, ale postanowił jej odpowiedzieć, dlatego dalej korzystał z Great Sage’a, aby ten wyliczył jak odbić pociski, aby te rykoszetowały w stronę jego przeciwniczki. Następnie zaczął tak ustawiać ostrze, by broń Eidith działała na jej niekorzyść. Mike wiedział jednak, że to za mało, dlatego gdy tylko nadarzy się okazja, wbije ostrze w podłoże i ucieknie z tej szklanej pułapki.
Heros bez problemu to uczynił przecinając się przez podłogę, po krótkiej chwili jego buty wylądowały na piachu. A Eidith niczym anioł powoli zleciała z niebios, ale tylko na tyle by lewitować nad ziemią. Mike też zauważył że poprzednie pociski które chciał odbijać rozbiły się na jego ostrzu w czarne kryształki, dodatkowo też ociekały półprzezroczystą cieczą.
Eidith rozłożyła ręce na boki, a z pistoletów wypadły magazynki które wpadły od razu do małych portali. Następnie z bioder Eidith wyrosły czarne ręce, od razu sięgające do podobnych portali i wyciągając z nich magazynki. Po przeładowaniu pistoletów ręce wyparowały, a Kostucha opuściła swoje. W jej oczach był dziwny ogień, jakby świetnie się bawiła.
- Zmęczony? - zapytała sucho.

- O cholera, toć to Reaper - szepnął do siebie Mike z ekscytacją wymieszaną z przerażeniem. Przeliczył się co do Eidith. Nie znał skali problemu. Ale skoro ona nie jest Demonlordem, to jego nemezis musiało być silniejsze. A więc stojąca przed nim istota była kamieniem milowym na jego drodze, dzięki któremu stanie się silniejszy. Ukłonił się nisko, mówiąc - Panią? Nigdy w życiu - kończąc to słowa wyciągnął z własnego INVENTORY inny miecz, od razu go uruchamiając. Uchwycił się ICBM i równocześnie aktywował piłę, jak i napęd rakietowy, wystrzeliwując w przeciwniczkę. Spodziewał się, że Eidith złapie broń lub ją zablokuje. Nie miał złudzeń, aby miało to zrobić jej większą krzywdę, ale chodziło o odwrócenie uwagi. Mike za plecami schował Odważnik, którym planował wbić się w ciało rywalki, gdy ta zajęta będzie ICBM. Gdy tylko zatrzyma jego nowy miecz, heros wykorzysta chwilę, aby skorzystać z głównego oręża.
Widząc że chłopak ruszył do bezpośredniej szarży schowała pistolety do kabur i ustawiłą się pewniej gotowa do pochwycenia oręża. Gdy tylko wypełnione ryczącymi zębami ostrze opadło na nią ta je chwyciła oburącz wpychając palce pomiędzy zęby piły aby ją zatrzymać. A raczej zapchać, by uniemożliwić ich ruch. Trwali tak moment, gdy z dłoni Eidith zaczęła kapać jej czarna krew.
- Fajna zabawka. - Odrobinę zlekceważyła chłopaka gdy nie zauważyła jak Odważnik przebijaj jej mostek i wychodzi między łopatkami. Grymas bólu wykrzywił jej piękną twarz, gdy odskoczyła w tył. Trzymając się za nowopowstałą dziurę przemówiła do Mike’a.
- Doskonale. A teraz powiedz mi co wyciągnąłeś z naszej krótkiej wymiany? Znasz właściwości swojego wroga? - W jej lewej dłoni pojawiła się tyczka, która za moment przeobraziła się w dużą halabardę.

- Nie znam zakresu Twoich możliwości, pani - rzekł z widoczną skruchą heros - Jesteś czymś co wykracza poza moje rozumowanie. Dodatkowe kończyny jestem w stanie zrozumieć, ale to - wskazał na Odważnik na którym było widać plamy po pociskach - strzelałaś dosłownie sobą. Jestem przekonany, że mogłaś zakończyć walkę kiedy chciałaś - dodał ze złością w głosie. Był rozczarowany sobą, ale nie użalał się. W jego oczach widać było płomień ambicji - Nie jesteś w żaden sposób konwencjonalna. - Mike ewidentnie procesował w głowie własne odczucia, nie zastanawiał się co mówił - Jesteś jak dzieło sztuki wymykające się framudze, takie które nie chce dać się zamknąć w ramach - rzekł z pewną fascynacją. Wyobrażał sobie ogrom możliwości, jakie zapewnić mogły mu treningi z Eidith.
Mimo że nie dawała po sobie tego poznać uwielbiała pochlebstwa, a młodzian nawet wplątał w to odrobinę poezji.
- Mam za sobą prawie wiek walk, konwencjonalność jest przewidywalna, a co za tym idzie można się na nią przygotować. - Westchnęła opierając halabardę na barku.
- Jesteś silny Mike tego nie można Tobie tego odmówić. Nawet ten moment gdy piętro wirowało a i tak rozumiałeś trajektorię moich pocisków. Jak to zrobiłeś? W zamian się pochwalę, jakby płyn z tych kryształów dostał się do twojego ciała mogłabym zainfekować twój układ nerwowy -

Oczy Mike’a zrobiły się ewidentnie rozszerzone, jak u kota. Przełknął głośno ślinę i rzekł - Jednym z błogosławieństw mojej bogini jest tzw. Great Sage, czyli omnipotentna wiedza o wszystkim. Oczywiście nie o wszystkim wszystkim, ale z pewnością wie więcej niż ja - zaśmiał się heros.
- Huh… interesujące a co mówi o mnie? - Eidith się widocznie zainteresowała tematem, zaczęła bawić się warkoczem. Coś zdolność chłopaka jej przypominała ale nie wiedziała co. Pewnie musiała to widzieć w jakiejś kreskówce.
Mike spojrzał na Eidith i zapytał nie tylko Great Sage’a o zdanie o niej, ale także użył swojego APPRAISAL.
“Cel jest zmiennokształtnym kosmitą” - ocenił Great Sage, gdy załadowały się wyniki oceny:
HP: 200
Power: 40
Agility: 40
Wit: 40
Humanoid, changeling.
Armed with anti-material gunnery. Biological bullet type.
Mike podrapał się po głowie i rzekł - Że jesteś istotą, której nie jest w stanie ocenić i czy zmierzyć żadną dostępną mu miarą - heros uznał, że ta odpowiedź nie jest kłamstwem, a raczej daleko nie odbiega od prawdy.

- Hm… a prócz pochlebstwa nic przydatnego? Może ta zdolność ma miejsce na rozwój? - Kostucha zakręciła loczek na końcówce warkocza w głębokiej zadumie. - To pomogę, jestem zmiennokształtna. To znaczy że im bliżej mnie tym jest niebezpieczniej, każda część mojego ciała to broń. Na pewno nie jestem jedyna w drodze mlecznej, więc taka wiedza też ci będzie potrzebna. - Zaraz po tym Eidith sunąc nad piachem zaszarżowała na młodziana biorąc szeroki wymach halabardą która dziwnie rosła z każdą sekundą.
Mike zrobił coś nietypowego, a przynajmniej dla siebie. Spojrzał z rozbrajającym uśmiechem na Eidith i rzekł - O pani, starczy mi. Chyba najwyższa pora abym wrócił do mojego towarzysza. Nie wypada, abym zostawiał go tak długo samego - schylił głowę i dodał, kiedy Eidith dalej na niego pędziła - A potykać się z Tobą to była czysta przyjemność. Liczę, że nie jednorazowa - zakończył i czekał. Być może na ścięcie głowy.
- Got me excited for nothing young man… - halabarda wyparowała w ułamek sekundy. Równie szybko co halabarda zniknęła w jej dłoni był odpalony papieros, podfrunęła tak by stanąć przed Mike’em.
- Na dzisiaj to w zupełności wystarczy. Dzięki tej małej potyczce mam już większe zrozumienie co może ci zrobić krzywdę. - Z tymi słowami oparła palec wskazujący na nosie młodziana.

Ten zarumienił się, ale zrobił krok w tył i rzekł - A więc prowadź Pani! - i skierował się za nią ku wyjściu.
Gdy Eidith zaczęła kierować się do wyjścia, podeszła do niej jedna ze służek i szepnęła coś do ucha kostuchy.
Brwi Eidith uniosły się, była równie zdziwiona co zaintrygowana. - Michael, za piętnaście minut wstaw się na mostek, wygląda na to że zajęcie nas znalazło. - oznajmiła, po czym pospiesznym krokiem skierowała się do wyjścia. Cóż i tak muszą jechać ta sama winda więc zaczekała na młodziana.
Ten nie zwlekając pobiegł za swoją mistrzynią.

Sala Narad
Pokojówka odebrała Roya z pokoju, prowadząc go wraz z Eidith do dużej sali obradowej. Jak im wytłumaczyła, Eidith zwołała ich tu z uwagi na nieprzewidziane wydarzenia. W środku czekała już razem z Mikeiem, obydwoje wpatrzeni w monitor pokazujący zdjęcia zielonego księżyca. Z głośników w sali rozbiegał się głos kobiety. Eidith znała ją jako Bonnie. Nowoprzybyli słyszeli ją po raz pierwszy.
- Wiadomość SOS została nadana z zielonego księżyca kilka godzin lotu od arki. Wiemy, że nadawcą jest “N” z uwagi na zawartą w nim sygnaturę. Ktoś musiałby się naprawdę postarać, aby podrobić identyfikator nie tylko Icarii, ale również konkretnie jej. - wyjaśniał głos. - Niestety wiadomość nie zawierała żadnych szczegółów. Możemy spokojnie odnaleźć punkt z którego została wysłana, ale nie wiemy, co tam zastaniemy. Biorąc pod uwagę trasę, można założyć, że “N” była w drodze do naszej Martwej Arki. - zdjęcia na ekranie pokazały przeróżne drzewa i formacje skalne złudnie podobne do tych na Ziemi. - Księżyc ma bardzo dobre warunki. Znajduje się na nim wyłącznie flora. Natywne życie jest ograniczone do jednokomórkowych organizmów.
- Ciekawe… Dawno nie byłem na misji ratunkowej. Stara znajoma pani? - zapytał kontradmirał Neocesarstwa, zwracając się do Eidith
- Znajoma to dobre określenie. - odpowiedziała Kostucha, gryząc paznokieć u kciuka. Zastanawiały ją dwie rzeczy. Po co tutaj leciała? I dlaczego teraz wyje o pomoc? I to November ze wszystkich miesięcy. W zamyśle zaczęła dreptać wokół pokoju, aż dosłownie weszła na ścianę, a potem sufit. Grawitacja nie miała wpływu na nią gdy tak dumała.
- Jeżeli ja jestem ludzkim aspektem końca-śmierci, November jest od osądu-plag. - Sfrunęła z powrotem na podłogę i zerkała to na Kontradmirała to na Mike’a.
- Chyba nie muszę mówić jak jest niebezpieczna. Ale po co ona tutaj leciała? Czyżby Zoan chciał mi kukułkę podrzucić? -

- Jeśli to ktoś problematyczny to nie lepiej go… usunąć? - zapytał pragmatycznie Mike, który był prostym chłopakiem. Z jego perspektywy problemy się rozwiązywało - Zwłaszcza że mówisz Pani o pladze oraz osądzaniu. Nie brzmi na kogoś pokojowo nastawionego czy kierującego się dobrymi intencjami lub walczącego przeciw naszemu wrogowi! - rzekł bohater. Daleki był od mordowania niewinnych, ale ta cała November brzmiała jak generator kłopotów.
Eidith spojrzała na Mike'a. - Nie mam odruchu zabijania osób wołających o pomoc, ale jeśli to okaże się pułapka by mnie tam zwabić, zaciągnę się jej każdym konającym wydechem. - oznajmiła po czym zwróciła się do Bonnie - Kochana proszę cię o skan czy w powietrzu nie ma jakiś patogenów czy innego świństwa. Mi nie zaszkodzą ale Michaelowi mogą. -
- W ramach skanu konieczne będzie udanie się w pobliże atmosfery. Możecie to przeprowadzić ze statku gwiezdnego. Pani lub wydzielony oddział. - zaproponowała Bonnie. - wysyłanie w tym momencie proby badawczej odwlecze egzekucje misji ratunkowej, gdzie czas jest istotny. - wyjaśniła swoją perspektywę. - Chyba że wyślę kapelusznika przodem? - zaproponowała.
-Ale przecież sama mówiłaś, że moja Pani, że trzeba spodziewać się wszystkiego i akty dobroci często okazują się właśnie pułapką! - Mike był nieco skołowany. Na treningu wydawało mu się, że wszystko rozumie, ale teraz? - Gdyby to była zupełnie obca osoba lub dobrze Ci znana, której ufasz, to rozumiem. Ale nie brzmisz, jakbyś darzyła ją ciepłym uczuciem - referował heros, wyraźnie zmartwiony o swoją mistrzynię. Widział niekonsekwencje w jej działaniu, a może pewną emocjonalność? Nie wyglądało to na chłodną kalkulację. Zdecydowanie nie potrafił jej rozpracować. Jeszcze.
- Jakbym miała zabijać potencjalne zagrożenia ta galaktyka byłaby jałowa. W dodatku jestem pewna że mówiłam ci o uważaniu na takie rzeczy podczas walki, gdy już zidentyfikowano zagrożenie. Czy może mi się to śniło Michael? -
- Ale czyż życie nie jest wieczną walką? - zapytał niezwykle poważnie Mike, wodząc wzrokiem od Eidith do Roya, czekając na odpowiedź od swoich seniorów.
- Posłuchaj młody człowieku… - Zaczęła powoli iść w stronę młodziana.
- Zapominasz o dwóch rzeczach, Mike - wtrącił się naukowiec, po czym odchrząknął i pokazał wyprostowany palec wskazujący. - Po pierwsze, pani Eidith wie o tej November i samej magii dużo więcej, niż my. Relacje i niesnaski międzyludzkie mają wiele niuansów. Nie mówimy tutaj o dzikich bestiach i ich eksterminacji. - tłumaczył, gdy w górę uniósł się również środkowy palec. - Po drugie, fizyczna walka to ostateczność i jedynie środek do osiągnięcia celu. A bezpieczeństwo nie zawsze jest najważniejszym celem. W każdej potyczce trzeba mieć na uwadze jakie dalekosiężne skutki przyniesie nasza wygrana, bądź porażka. Czy rozpoczęcie agresji nie wywoła wojny z Icarią? Czy odsiecz przyniesie nam zyski dyplomatyczne i przychylność ich frakcji? Czy natychmiastowe i gwarantowane ryzyko rozpoczęcia walki nie jest większe, niż potencjalne ryzyko pułapki? Istnieje wiele czynników wymagających rozwagi przed podjęciem ekstremalnych działań. A rozwaga wymaga informacji. Dlatego w tej sytuacji powinniśmy zaufać osądowi pani Eidith.
- Głos rozsądku, A Virtue. - Rzuciła Eidith zatrzymując się. - Dokończymy tą rozmowę innym razem. - Rzuciła do Mike’a, darując go spojrzeniem tysięcy włóczni. Po tym zwróciła się do reszty.
- Lecę tam, nie ma potrzeby dłużej zwlekać. - Zaczęła stanowczym krokiem stąpać w stronę drzwi. - Albo nie. Bonnie zarządź przyrządzenie mi statku. Oddział Slayerów gotowi w drop podach. Polece razem z Michaelem i Panem Atomem. Szczegóły na orbicie księżyca. - Mimo swej pokerowej twarzy, jasnym było że była niespokojna. Z tego co ostatnio widziała w zakonie to, że Zoan i November się za rączki lubili trzymać. To nie mogło być nic dobrego.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-04-2024, 19:53   #16
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith, Mike and Roy
Statek z trójką bohaterów oraz pomocnicą Eidith dotarł nad zielony księżyc w zaledwie kilka godzin. Mors która towarzyszyła Eidith była nietypową postacią: nosiła porcelanową maskę w kształcie ludzkiej twarzy. Reszta jej formy była zwykle skryta pod czarnym płaszczem i długimi czarnymi włosami. Dla przeciętnego człowieka wyglądała niepokojąco, jednak Eidith czuła, że jej towarzysz jest zadowolona z możliwości towarzyszenia jej na misji po tak długim czasie.
Przed zejściem na planetę Eidith zarządziła jej skan. Roy również nie próżnował, wysyłając swoje własne drony na powierzchnię księżyca. Na koordynacie nadawczym SOS znaleźli rozbity statek kosmiczny Magica Icaria. Obok niego znajdował się drugi, który skutecznie wylądował. Z odległości wydawało się, że oba pojazdy są puste. Ten niezniszczony został jednak pozostawiony w trybie obronnym. Gdy drony zbliżyły się do niego, zostały zestrzelone. W międzyczasie analiza Eidith wykazała, że powierzchnia księżyca jest bezpieczna. Atmosfera na nim nie była trująca i nie zamieszkiwały jej żadne nader groźne patogeny.
- Mogę wysłać zakamuflowane drony, bądź wyposażone w lustra, które odbiją lasery do ich źródła - zaproponował od razu kontradmirał, którego chyba lekko zirytowało zniszczenie jego zwiadowców. Tym bardziej, że była to przestarzała technologia Icarii. Czekał jednak na decyzję Eidith, która de facto dowodziła operacją.
- Jak to wygląda z grawitacją? Dla Waszej dwójki zejście na powierzchnię to pewnie żaden problem, ale ja na zapas wolę wiedzieć, czy mam się odważnie dociążyć - rzucił z błyskiem w oku Mike, machając bronią. Próbował być zabawny. Próbował.
Eidith całą drogę na księżyc przesiedziała na kolanach Mors wtulona w nią z zamkniętymi oczami. Możliwe że drzemała, jednak gdy tylko kontradmirał się odezwał spojrzała na niego.
- Mam ochotę wpaść tam po prostu i wywrócić ten statek do góry nogami. Jednak mam wrażenie że ten drugi pojazd należy do biskupa. - Pogładziła Mors po masce i podniosła się stawiając stanowcze kroki w stronę głównego wyjścia statku.
- Panie Atom sugestia z lustrami wydaje się najlepsza na tą chwilę. Mierzi mnie fakt że mają czelność do nas strzelać. Jeżeli Pan potwierdzi zniszczenie dział lub dronów lecę tam w prostej lini i się nimi zajmę osobiście.- Powiedziała odpalając papierosa, po czym spojrzała na Mike’a. - Jakby grawitacja była groźna skany by nam o tym powiedziały. A teraz skup się, jeżeli November naprawde potrzebuje pomocy będziemy mieć przeciwko sobie biskupa. Od mojej ostatniej potyczki z jednym minęły dziesiątki lat więc prawie na pewno mają nowe sztuczki… a może nawet są silniejsi od naszej trójki. - Strzepnęła popiół z papierosa.

Mike już nic się nie odzywał, założył ręce na piersiach i obserwował. Potraktowała go jak idiotę, kiedy sama, wielka dama, zachowywała się w trakcie podróży tak nieodpowiednio. A więc dobrze, od teraz też będzie wszystkowiedzący. Omnipotentny Mike, tak! Chcą bohatera, to go dostaną.
Mike siedząc w towarzystwie Roya i Eidith na chwilę zamilknął. W jego głowie odezwał się bowiem Great Sage, któremu towarzyszył charakterystyczny dźwięk awansu na wyższy poziom. Heros był zaskoczony, bo normalnie następuje takie podsumowanie potyczki niedługo po walce, a tutaj było spore opóźnienie. - Awansowałeś o 300 poziomów. Twój poziom HP wzrósł. Statystyki wzrosły o 0.09. Nie otrzymałeś żadnych SP. - usłyszał Mike. Nie był zaskoczony, bo od pewnego momentu poziomy dziwnie się skalowały i w zasadzie grindował je, ale nie przekładały się tak bardzo na jego faktyczną siłę.
Gdy zaczynał to każdy awans był na wagę złota, a teraz? Teraz poziomy oznaczają bardziej większą pulę doświadczenia, którą zdobył. Gdy nazbiera ich odpowiednio dużo, wtedy faktycznie awansuje i dostanie w związku z tym bonusy. Hestia tłumaczyła mu, że to specjalny system paragonów. Gdy przebił poziom 99, wtedy zaczął wbijać paragony. Ileśtam paragonów przeliczało się na faktyczny awans, ale Mike nie pamiętał jak dużo to było. Po prostu grindował i nie przejmował się tym, bo przestało to być priorytetem. Niemniej dźwięk level up zawsze był dla niego czymś przyjemnym.

- Dziękuję za cierpliwość. Przyjemność będzie po mojej stronie - zapewnił Roy, z szerokim i niskim ukłonem, niczym lokaj. Z jakiegoś powodu nie przeszkadzało mu zaspokajanie wyniosłego charakteru Pani Eidith. Widocznie utrzymywanie dobrych manier było dla niego mniej męczące, niż praca. Może nawet taka odmiana sprawiała mu przyjemność? W każdym razie, ruszając za Panią domu, przywołał w swoich dłoniach tablet na którym migały urywki z nagrań jego poprzednio zestrzelonych dron. Musiał przeanalizować kąty, pod którymi następne lustrzane drony miały odbijać lasery z dział obronnych statku, tak, by go niepotrzebnie nie uszkodzić. - Nie zajmie mi to długo. Za pięć minut będę gotowy wysłać nowe drony.
- Więc zaczynamy. - Zgniotła papierosa w lodowy proch, po czym pociągnęła za dźwignię włazu. - Zostań w moim cieniu Mors. - Zakomunikowała po czym wyskoczyła na zewnątrz.
Naukowiec nie podnosząc wzroku znad tabletu, wyszedł na zewnątrz za Eidith. “Wyszedł” było dokładnym określeniem, gdyż przy pierwszym kroku który postawił na zewnątrz statku, aktywowały się odrzutowe buty na jego nogach i utrzymały go jak gdyby chodził w powietrzu. Na jego plecach zaś wykwitł błękitny portal z którego zaczęły wylatywać drony wyposażone w grube lustra.
- Ah, prawie bym zapomniał - odezwał się nagle i jedną ręką wyciągnął spod płaszcza coś, co wyglądało na mocno zmodyfikowane ostrze plazmowe najnowszej generacji.
- To dla ciebie, Mike - wyjaśnił, rzucając broń do stojącego w wejściu chłopaka. - Możesz go używać jako zwykłego ostrza plazmowego. Ale wbudowałem do jelca koronę krasnoludzkiego króla. Owalna tytanowa obudowa powinna bardziej odbijać ataki szermiercze, niż brać ja na siebie. Więc uważaj na palce. Wskaźnik na płazie pozwoli ci dokładniej kontrolować moc artefaktu, a kierunek ataku możesz wskazać czubkiem miecza. Nie miałem zbyt dużo czasu na testowanie samego artefaktu, więc będziesz musiał sam się do niego przyzwyczaić. Oryginalnie nie wymagał fizycznego celowania, więc po jakimś czasie powinieneś być w stanie kontrolować go samą wolą. Ale kształt miecza może na początku pomóc ci do tego przywyknąć. Robocza nazwa to Thunder Tribulation, lub TiTi Sword. Możesz ją zmienić, jeżeli ci się nie podoba. - kontynuował wyjaśnienia w typowy dla siebie zwięzły sposób. - Aha, i lepiej nie używaj go w zamkniętych pomieszczeniach z elektroniką. Elektryczność statyczna i elektromagnetyzm mogą zakłócić działanie komputerów pokładowych i innej technologii.

Mike zrobił ogromne oczy i widać było na jego twarzy czystą radość. Krzyknął - Dzięki Roy, jesteś najlepszy! Naj, naj, najlepszy! - wołał chłopak, gdy złapał broń, którą natychmiast zaczął oglądać. Po chwili na jego twarzy wykwitł specyficzny, iście łobuzerski uśmiech, ale chłopak jedyne co zrobił, to schował TiTi Sworda do swojego Infinite Baga. Wyglądało to tak, jakby przestrzeń rozwarła się i przyjęła oręż do siebie. W tym samym momencie wyciągnął z niej swój ICBM, którego używał w charakterze środka transportu. Roy zasadniczo nie widział jeszcze broni w akcji, ale dostarczał do niej paliwo, więc miał niejakie pojęcie, jak mogła ona działać. Mike nie wiedział, ale nikt tego od niego nie oczekiwał.
Gdy Eidith kazała Mors schować się za nią, asystentka odebrała tę komendę dosłownie i przewróciła się prosto w cień kostuchy, wpadając do środka. Mimo że Eidith wyskoczyła pierwsza i przodowała podróży na planetę, w pewnym momencie wyprzedził ją Mike, który śmignął obok, trzymając się rakiety balistycznej. Bliższa analiza wskazała, że w rzeczywistości była to przerośnięta piła spalinowa z silnikiem rakietowym. Swoim rozmiarem broń była dostosowana do pancerzy wspomaganych, jednak mniejsza rękojeść schowana wewnątrz większej pozwalała Mike’owi na korzystanie z uzbrojenia.
Z czasem Mike opanował jak kontrolować swój nowy miecz, dzięki czemu szybował w tempie równym z resztą ekipy. Roy wysłał swoje drony, gdy tylko statki pojawiły się w zasięgu wzroku. Lustrzane maszyny dzielnie odbijały promienie laserowe z powrotem na działa, podgrzewając ich lufy do czerwoności. Gdy te zgrzały się wystarczająco, działa zaczęły celować w siebie nawzajem, dokańczając procesu teoretycznie nie z winy Roya.
Im bardziej zbliżali się jednak punktu SOS, tym kłopotliwiej wyglądała sytuacja. Nie było tego widać z transmisji wideo, jednak otoczenie pełne było przedziwnych plam. Nie wyróżniały się one żadną szczególną materią czy barwą, choć miały zauważalny kształt. Były to kawałki trawy czy ślady dłoni na statku, których obserwowanie wprowadzało mętlik w głowie. Roy, Mike i Eidith widzieli trawę i znajdujące się na niej kwiatki, byli jednak w pełni przekonani, że te rzeczy w tym punkcie nie istnieją. Jak gdyby wpatrywali się w złudy, gorączkowe zwidy, jednak pozbawione bólu i zmęczenia typowego chorobie. Przeczucie było porównywalne do oglądania zgliszczy spalonego budynku, który już nie istnieje, choć widzimy go przed sobą nieskalanego. Te przedziwne punkty rozrzucone były teoretycznie losowo, nie zdradzając żadnego zamiaru czy planu, gdy oglądało się je z daleka.
- Czy to jest magia tej November? Pierwszy raz widzę coś takiego - stwierdził Roy z lekkim zdziwieniem, acz jeszcze nie zakłopotany. Zwracał się do Eidith, jako ekspertki w tej dziedzinie. Na szczęście miał proste rozwiązanie na tego typu złudy. Skoro nie były widoczne na transmisji wideo, wystarczyło, że przyciemni szybkę hełmu i wyświetli na jej wewnętrznej stronie nagranie z kamer zamontowanych na swoim hełmie. Nie robiło mu to dużej różnicy. - Jeśli chcecie to zignorować, to mogę stworzyć dla was gogle, które pozwolą wam widzieć przez te iluzje - uprzedził Eidith oraz Mike’a.
Według Eidith sztuczki bycia i niebycia na raz pasowały bardziej do Alice niż do November. Przyspieszyła tworząc soniczny wybuch wokół siebie po czym z niemałym impetem wylądowała na trawie. Wyciągnęła jeden z pistoletów, ale jeszcze nie kładła palca na spuście.
- Nie wydaje mi się by to była sztuczka November. - Broń trzymała wycelowaną ku górze, blisko twarzy, gdy przykucnęła na moment przed jedna z tych zwid. Naprawdę na ten moment nic nie mogła z tego wyciągnąć. - Wszystkie moje tysiące oczu widzą to samo. -

Niezależnie od tego, jak Eidith przyglądała się skażonym miejscom, wyraźnie nie było w nich niczego na co mogłaby wywrzeć wpływ. Trawa wokół pustki była żywa bądź martwa, mogła wyczuć stopą glebę pod butami i delektować się zapachem rosy. Nic z tego nie dotyczyło mylących miejsc w otoczeniu.
Mruknęła bardziej do siebie niż na głos po czym wstała na proste nogi i zaczęła się rozglądać za śladami pozostawionymi przez materialne rzeczy.
- Cóż, z tysiącami oczu, moja technologia tylko by Panią ograniczała - przyznał Roy. Wylądował blisko wejścia do statku, którego działa zostały zniszczone. Ustawił wyświetlacz w swoim hełmie tak, by połowa jego wizji pokazywała iluzje, a druga połowa rzeczywiste nagranie z kamer. - W takim razie uprzedzę was, jeśli zobaczę jakieś złudy, które mają większe znaczenie. A póki co, sugerowałbym najpierw sprawdzić nieuszkodzony statek. Większa szansa, że spotkamy tam jego załogę, jak również osoby ewakuowane z rozbitego gwiazdolota.
Nie tracąc czasu, kontradmirał spróbował swoim tabletem nawiązać połączenie radiowe z mostkiem. Przedstawił się jako “Przedstawiciele Deathsenders i Neo Empire, przybywający na wezwanie SOS” i uprzedził, że w ramach misji ratunkowej dostaną się do wnętrza statku siłą, jeśli nie otrzymają szybkiej odpowiedzi.

-Roy, czy możesz popatrzyć na to jakąś podczerwienią, ultrawizją czy czymś takim? No i pewnie masz jakiś wskaźnik swojego HP czy coś - dodał Mike. Po chwili dokończył wchodząc w złudzenie - Mam wrażenie, że przebywanie w tym będzie nam szkodziło pasywnie, tak jak wolno działająca trucizna, na którą nie zwraca się uwagi, póki nie jest za późno. - rzekł heros.
W momencie w którym stopa Mike’a weszła w nieistniejącą przestrzeń, pojawiła się na ziemi tuż przed nią. Choć chłopak zobaczył, jak ją poprawiło, nie poczuł, że się ruszał inaczej, niż zamierzał.
Eidith znalazła liczne odciski stóp w trawie, podążające szlakiem dziwnych śladów, które ciągnęły się głęboko w las. Naliczyła przynajmniej trzy pary nóg.
Roy otrzymał automatyczną odpowiedź ze statku. Maszyna zidentyfikowała się jako pusta, w stanie oczekiwania, prosząc, aby poczekał na powrót właściciela.
- Jestem w kombinezonie, więc na bieżąco analizuję powietrze przepływające przez filtry i nie wykryłem w nim żadnych toksyn, czy patogenów - wyjaśnił spokojnie inżynier. Jednak po chwili jego głos stał się dziwnie zatroskany. - Ale masz rację, Mike. Jest w powietrzu coś, co może być potencjalnie niebezpieczne dla twojego zdrowia.
To powiedziawszy, przywołał do ręki pistolet ze strzykawką i otworzył płaszcz, pod którym Mike mógł zobaczyć pajęczynę cienkich rurek zbiegających się do szeregu małych fiolek w okolicy pasa. Fiolki wyglądały na wypełnione tym samym żółtym płynem, jednak miały przeróżne hologramowe oznaczenia. Roy zaczął powoli brać je do rąk i ładować jedna po drugiej do pistoletu. W tym czasie na szybce jego hełmu wyświetliło się nagranie z młodą kobietą.
- Przed wycieczką na obcą planetę, powinniście pomyśleć o swoim zdrowiu - zaapelowała do widzów pani doktor. - Brak ziemskich zarazków i zanieczyszczeń, nie oznacza, że jesteście bezpieczni. Ponad czterdzieści procent gości na zielonych egzoplanetach doświadcza ciężkich reakcji alergicznych z powodu nieprzystosowania do ksenoroślinności. Mimo, iż unika się zaszczepiania trującej flory, zarówno naturalne, jak i celowe mutacje genetyczne są codziennością na wielu planetach Cesarstwa. Dlatego pamiętajcie, żeby przy pierwszej wizycie na zielonej egzoplanecie, bądź księżycu udać się na badanie alergiczne do najbliższej placówki AtoMed. Zadbajcie o swoje zdrowie i nie pozwólcie, żeby wasz długoplanowany urlop zakończył się w szpitalu.
- Eh… - westchnął ciężko Roy, kończąc ładowanie strzykawki. - Mojej pierwszej żonie zdecydowanie brakowało charyzmy. Ale miała rację, żeby skupić swoją karierę na badaniu ksenoalergii. Osobiście widziałem setki żołnierzy, którzy otarli się o śmierć przez szok anafilaktyczny na egzoplanetach. Więc mam z tym trochę doświadczenia - wyjaśnił, wyciągając wolną dłoń w stronę chłapaka. - Podaj rękę, Mike. Wstrzyknę ci alergeny, które udało mi się zebrać w tej okolicy i po piętnastu minutach zobaczymy, czy jesteś na coś uczulony.

Mike wzruszył ramionami i podał dłoń Royowi mówiąc - Mi raczej nic nie grozi, mam w końcu boskie ciało. Chociaż poczekaj - wyrwał heros dłoń - Daleko mi do foliarza, ale szczepionki nie powodują autyzmu? - zapytał Mike uświadamiając sobie, że właśnie przed chwilą dałby wpakować sobie w ciało nieznane mu substancje. Zapytał w głowie Great Sage’a o opinię w tym temacie, czy powinien dać się zaszczepić Royowi.
Autyzm stanowi spektrum odchyleń w zdolnościach poznawczych. Setki lat medycyny nie wskazały jednoznacznego związku między ciężkim autyzmem a szczepieniami. Jednakże z uwagi na różnorodność leków takie przypadki nie są niemożliwe. Statystycznie, osoby należące do grup ciężko sprzeciwiających się wynikom medycyny, w tym szczepień, składają się z osób autystycznych, co może zaburzać postrzeganie tego problemu. Analiza fiolki w rękach Roya ocenia jej wartość na 0.015 exp. Będzie to niewystarczające na nabycie nowych zdolności defensywnych. - zanalizował Great Sage.
- To jest test, a nie szczepionka - wyjaśnił kontradmirał. - Jeśli jesteś na coś uczulony, to miejsce zastrzyku zaczerwienieje i zacznie cię swędzieć. Wtedy dam ci leki przeciwhistaminowe i epipen. To będą tabletki i zastrzyk, który bierzesz gdy dostajesz szoku anafilaktycznego i masz trudności z oddychaniem. Na alergię nie ma szczepionki. Przynajmniej nie jednorazowej.
Eidith chciała już ich pytać czy słońce ich czasem w oczka nie razi, lub czy zapakowali ze sobą zmianę majtek. Ślady były jednak ważniejsze, więc postawiła kilka kroków śledząc je, po czym odwróciła się na dwójkę oczekując ich w milczeniu z dość neutralnym wyrazem twarzy, jednak jej oczy bezlitośnie ich osądzały..
Exp to exp, pomyślał Mike i podał rękę.
Inżynier wprawnym ruchem wykonał tuzin płytkich nakłuć na przedramieniu Mike’a. Gdyby odwrócił wzrok, pewnie nawet by ich nie zauważył. Roy nie był pielęgniarzem i to doświadczenie wynikało bardziej z aplikowania trucizn na misjach skrytobójczych. Ale Mike nie musiał o tym wiedzieć.
- Wybaczy Pani. Chcę się tylko upewnić, że Mike nie będzie miał żadnych problemów zdrowotnych na nowej planecie - odparł przepraszająco w stronę Eidith. - Komputery nieuszkodzonego gwiazdolotu zaraportowały, że jest pusty. Nie zakładałbym, że kłamią. Skoro jednocześnie wysyłają sygnał SOS, to nie ukrywaliby się przed potencjalną misją ratunkową. Możliwe, że znaleźlibyśmy na którymś z okrętów dodatkowe poszlaki, gdybyśmy je przeszukali. Ale nawet z moimi dronami zajmie to trochę czasu. Może trzydzieści minut.

- Dobrze więc zostajemy w kontakcie. Michael… - Wymówiła imię chłopaka perfekcyjnie kryjąc swoją niecierpliwość. Zaczęła powoli iść a raczej sunąć tuż nad śladami by nie wydawać niepotrzebnych odgłosów chodzenia.
- Tak? - rzekł chłopak nie rozumiejąc o co chodzi Eidith, ale poszedł w jej stronę. Dziwnie się czuł.
- Zależnie od tego jak bardzo się oddalicie, mogę stracić z wami łączność. Słuchawka Mike’a nie ma zasięgu planetarnego - zauważył Roy, gładząc się po brodzie. Jednocześnie z drugiej dłoni którą wyciągnął przed siebie wyleciał mały i niepozorny dron.
- Ta maszyna będzie działać jako długodystansowy nadajnik. Przy okazji może wyświetlać hologramy, w razie, gdybym znalazł coś ciekawego, co chciałbym wam od razu pokazać.
- Mam. Również. Tryby. Kinowy. Oraz. Koncertowy - zadeklarował wesoło robocik, podlatując do młodego bohatera. - Jaką. Lubisz. Muzykę. Mike?

- Ślady. - Wskazała pistoletem by Mike mógł je zobaczyć, po czym zwróciła się do drona.
- Wycisz wszystko prócz transmisji od Pana Atoma. - Sprzęt wyglądał na nowoczesny więc komenda głosowa powinna działać. W sumie nie brała innej możliwości za opcję.

Dron w odpowiedzi natychmiast wyświetlił przed sobą mały hologram uniesionego kciuka i umilkł na komendę kobiety. Najwyraźniej Roy zaprogramował mu Eidith jako głównego hosta.
Mike już miał się odezwać na temat swoich preferencji muzycznych, ale szybkie zerknięcie na Eidith oraz jej wyraźny rozkaz, wybiło mu to z głowy. Spojrzał na ślady i zobaczył to, co wcześniej jego mistrzyni. Kiwnął głową i udał się wprost za nią niczego nie komentując. Przypomniał sobie, że miał być omnipotentny. Więc był.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-04-2024, 20:01   #17
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Roy
Naukowiec wczołgał się pod funkcjonalny statek i wyżarł w jego podłodze dziurę swoją zdolnością, po czym wślizgnął się do środka. Był to niewielki pojazd. Składał się z panelu sterowania, wąskiego toi-toia rozmiaru szafy, oraz przestrzeni socjalnej. W tej znajdował się okrągły stół otoczony półokrągłą ławą wyłożoną miękkim materiałem. Patrząc po wgnieceniach, przesiadywały na niej wcześniej trzy osoby. Przy suficie znajdowały się dodatkowe szuflady. Wewnątrz nich spoczywały ubrania i racje żywnościowe. Sama natura zespołu statku nie stanowiła wątpliwości: na jednej ze ścian znajdował się duży obraz papieża.
Gdy Roy kończył swoją wstępną analizę pojazdu, wcześniej utworzone przez niego lustrzane drony zarejestrowały nadchodzącą z oddali postać. Nie z lasu, lecz od strony polany na południe od niego. Była to wysoka, naga kobieta o bardzo umięśnionym ciele z rogiem na czole. Szła powolnym, pewnym siebie krokiem. Jeżeli nie zmieni tempa, Roy miał przynajmniej 20 minut za nim nieznajoma dojdzie do statków.
- Wygląda na typowy gwiazdolot Icarii. Ale nie zaszkodzi zebrać tyle informacji, ile się da - mruknął do siebie inżynier, podchodząc do panelu sterowania. Stworzył złączkę, którą mógł podłączyć do niego swój tablet i rozpoczął… nie hackowanie, a kopiowanie całej zawartości dysku bez próby logowania się do systemu. Nie spodziewał się, że programiści Icarii łatwo wykryliby ślady jego hackowania. Ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Miał zamiar otworzyć kopię systemu statku w wirtualnej maszynie i zhackować ją dopiero na własnym na komputerze. W sytuacji, gdy nie interesowało go przejęcie kontroli nad statkiem, a jedynie dostęp do jego bazy danych, była to najbezpieczniejsza opcja.
Naga kobieta była większą ciekawostką. Jednak w obecnej chwili brakowało mu informacji, by wybrać adekwatny plan działania. Mogła być dzika, chora, bądź pod wpływem jakichś magicznych iluzji których nie rozumiał.
Na szczęście, mimo iż nie był to dedykowany kamuflaż, lustrzane drony były trudne do zauważenia na niebie z dużej odległości. Miał więc opcję przetestowania kobiety w bezpieczny sposób. Do tego celu wysłał jedną z dron, która szybko podleciała w jej stronę. Gdy była pięć metrów w prostej linii nad głową kobiety, wydała głos z wbudowanego głośnika. W tym czasie Roy bacznie obserwował jej reakcję.
- Cześć! Chcesz się pobawić?

Nieznajoma kobieta wyglądała na rozdrażnioną, jeszcze za nim dron się odezwał. Gdy Roy zaczął do niej mówić, sięgnęła dłonią w stronę maszyny, podskoczyła i złapała ją do ręki. Idąc dalej spacerem z niewidzialnym dronem w ręce, spytała: - A to co za niespodzianka? - mówiąc o dziwo opanowanym tonem. Obserwując ją z bliska, Roy był w stanie przyjrzeć się długim włosom zasłaniającym całe plecy oraz podłużnym łańcuchom doczepionym do nadgarstków. Ciężko było ocenić materiał z którego składał się jej róg, ponieważ był on cały czarny i matowy.
- Wybacz mi te wygłupy. Sprawdzałem, czy jesteś zdrowa i cywilizowana. Ale jednak wyglądasz na silną i inteligentną samicę. Choć nie jestem pewien jakiej rasy - przyznał Roy bezceremonialnie. - Jestem Mr. Atom, kontradmirał Neocesarstwa. Powiesz mi skąd uciekłaś? Początkowo brałem cię za prymitywną kobietę z jakiegoś dzikiego plemienia. Ale nie spotkałem jeszcze rdzennych ludów, które nie noszą żadnych plemiennych symboli. Więc jeśli jesteś uciekinierką, to Neocesarstwo może zapewnić ci wolność i bezpieczeństwo. Doceniamy zwłaszcza silnych ludzi… a tym bardziej nadludzi.
- “Samicę”? - zdziwiła się kobieta. - Jesteś kosmitą? Neocesarstwo nie miało być dla samych ludzi? - pytała.
- Ja nie jestem kosmitą. Ale nie powiedziałbym też, że jestem zwykłym człowiekiem - odparł inżynier nieco rozbawiony. - Dwa tygodnie temu stłamsiłem rebelię na planecie zamieszkanej przez rasę krzemowych karłów. Więc zdarzają się nieludzkie planety w obrębie naszej frakcji. Cesarz daje wszystkim te same prawa. W końcu nadludzie też nie są już zwykłymi ludźmi. Tego typu definicje robią się coraz bardziej mętne.
- I huj ty tu robisz? Do Cesarstwa stąd daleko. - zauważyła.
- Pomagam znajomej z odłamu Icarii w misji ratunkowej. Nie jestem tu służbowo. Więc można powiedzieć, że jestem na urlopie poglądowym - wyjaśnił Roy spokojnym tonem. - O szczegóły możesz wypytać moją znajomą. A póki co może sama byś się przedstawiła?
- Najpierw powiedz mi, kim jest twoja znajoma. Pierwsze słyszę, żeby kościół miał odłamy.
- Ja też niedawno się o niej dowiedziałem - przyznał Roy. - Osobiście nie wiem prawie nic o magii i religii, więc zainteresował mnie ten odłam i jego liderka. Wydaje się dużo bardziej pragmatyczna, niż typowi Icarianie. Pani Eidith z… Deathsenders. Chyba tak się nazywają.
- Huh? - kobieta zatrzymała się w miejscu. - To ona dalej jest na służbie? - brzmiała na zdziwioną. - Daj jej znać, że Czarne Owce mają sprawę pod kontrolą. Będzie obciach, jak nas wyręczy. - poprosiła.
- Dobrze. Od razu jej przekażę - zgodził się inżynier. Następnie spojrzał na transmisję z drona, którego wysłał z Eidith, żeby jej w czymś nie przeszkodzić nagłym telefonem.
Kostucha znajdowała się obecnie w lesie, stojąc twarzą w twarz z olbrzymią kobietą-wężem.
- Może poczekam na lepszą porę - westchnął, wracając do swojej pracy. Ciekawiło go ile zajmie mu zhackowanie systemu operacyjnego statku Icarii.
Jak się okazało, dane w ogóle nie były zaszyfrowane. Komputer nie posiadał sterowników do internetu, więc Icaria musiała stwierdzić, że nikt niepowołany się do nich nie dostanie. Jednocześnie nikt nie sprzątał pamięci, w której znajdowały się tysiące logów.
- Jesteś tam? - spytała kobieta, ruszając ponownie w drogę.
- Tak. Eidith jest teraz zajęta, więc potem się z nią skontaktuję - poinformował Roy. - Mogę w czymś jeszcze pomóc?
Mówiąc to był już tylko połowicznie skupiony na rozmowie, gdyż niedbałość Icarii wyraźnie go zirytowała. Przewrócił oczami i zaczął od sprawdzenia logów z ostatniej, obecnej misji. Interesowały go zwłaszcza informacje o załodze oraz manewry i nagrania ze statku po wejściu do atmosfery księżyca.

Statek zarejestrował odlot pod komendą kapitana “11”. Nagranie wskazywało start z lądowiska na jakiejś cywilizowanej planecie, z rozbudowanego portu. Gdy lądowali na księżycu, drugi ze statków już był rozbity. Brakowało nagrań z lotu w przestrzeni kosmicznej. Nie było również pełnej listy załogi, a wyłącznie ID osoby, która aktywowała pojazd. Icaria wyglądała na niepomiernie mniej zorganizowaną od wojska NeoCesarskiego.
- Eh…Ale to ty dzwoniłeś? - zgłupiała kobieta.
- W takim razie się przesłyszałem. Do widzenia - pożegnał się inżynier, odtwarzając na koniec transmisji plik audio odkładanej słuchawki starego telefonu. Wszystkie diody na dronie również zgasły, sugerując, że została wyłączona. Kamera i mikrofon były jednak wciąż aktywne. Nie miałby nic przeciwko, gdyby Czarna Owieczka zabrałaby ją ze sobą i pozwoliła mu się szpiegować. Z ciekawości odtworzył również ostatnie dziesięć sekund nagrania z rozmowy, żeby sprawdzić, czy nie ma omamów słuchowych i kobieta faktycznie zapytała go “Jesteś tam?”.
Dziewczyna faktycznie go dopytywała, zdziwiona, że dron który do niej podleciał, przestał się odzywać. Teraz gdy Roy zakończył rozmowę, odpowiedziała:
- Hm? To cześć! - po czym złapała drona w obie ręce i zaczęła mu się uważnie przyglądać, mrucząc do siebie. - Ale jak tyś to stworzył całe w jedną sekundę? I czemu nazwałeś się ‘atomem’? - oglądając maszynę, przykładała ją sobie przed twarz, obracając w każdą stronę i momentami wpatrując się w kompletnie przypadkowe fragmenty obudowy. - Wybacz, ale drona zabiorę do raportu. - przeprosiła, choć nie patrzyła się akurat w kamerę, po czym ruszyła dalej.
- Co za strata czasu… po co w ogóle zapisują logi, w których nic nie ma? - inżynier narzekał sam do siebie, chodząc w kółko po wąskim statku. Każda interakcja z technologią Icarii wydawała się coraz bardziej go irytować. Zdecydował więc skończyć szybko tą eksplorację i otworzył portal, z którego wyleciał mały rój zwiadowczych pszczół. Nie chciało mu się szukać dostatecznie dużej dziury, ani otwierać nowego wejścia na rozbity statek. Ale z pewnością były w nim otwory, przez które mechaniczne owady mogły dostać się do środka, by przeprowadzić szybki zwiad. Kilka z nich było również wyposażonych w tą samą złączkę, którą przed chwilą podłączył się do panelu sterowania na statku kapitana “11”. Tym razem miał zamiar przejrzeć już zdalnie tylko log z ostatniej misji rozbitego statku.
Pszczoły-nadajniki przelatywały między płytami statku, dając Royowi zobaczyć też jego wnętrze. Była to naprawdę stara i prostacka technologia. Jeszcze dekady temu Atom widział bardziej zaawansowane pojazdy w bandach piratów. Logi w komputerze drugiego statku przybrały ten sam format, co w pierwszym. Wystartował go kapitan o nominale “St. Klaus”, wyruszając z tej samej planety. Maszyna nie nagrała lądowania, co tylko potwierdzało rozbicie.
Data wylotu pierwszego ze statków datowała na tydzień temu. Biorąc pod uwagę prędkość takiej maszyny, pilot najprawdopodobniej od samego początku zmierzał prosto na Arkę Śmierci.
Royowi zostało więc tylko przygotować środki zaradcze na wypadek konfliktu z załogą statku. Postanowił zostawić w wewnętrznych kamerach statku swoje pluskwy, które miały przesyłać mu transmisję dopóki będzie w jego zasięgu radiowym. Pokrył je również cienką warstwą nanitów, które miały za zadanie zdezintegrować pluskwy po siedmiu dniach, bądź jeśli ktoś otworzy kamery. Zostanie wtedy z nich tylko odrobina plastikowego i metalowego proszku, którą każdy normalny inżynier uznałby za kurz i rdzę.
Następnie upewnił się, że nie zostawił po sobie żadnych śladów i na wszelki wypadek rozpylił na pokładzie pochłaniający zapachy aerozol. Potem wyszedł na zewnątrz dziurą w posadzce, którą wcześniej dostał się do środka. Ciężko była zaspawać ją z zewnątrz, tak, żeby od środka nie zostały na niej żadne widoczne spawy. Stworzył więc metalowe koło o odpowiedniej średnicy i kolorze i zamiast typowego spawu, wypełnił szczelinę okręgu nanitami, które miały przybrać tą samą teksturę. Była to przy okazji pułapka, którą mógł zdalnie aktywować. Po otrzymaniu sygnału z wcześniej stworzonych przez niego pluskw, nanity puściłyby metal, co otworzyłoby dziurę w statku. Na ziemi, zmusiłoby to załogę do napraw. W powietrzu, spowodowałoby wypadek i rozbicie statku. A w próżni kosmicznej byłoby śmiertelne dla załogi.
Po skończonej pracy, Roy miał już tylko zamiar aktywować kamuflaż w swoim kombinezonie, wyczołgać się spod statku po przeciwnej stronie do tej z której nadchodziła kobieta i odejść nie zostawiając po sobie żadnych śladów. W tym celu stworzył jeszcze małego zakamuflowanego drona, który lecąc tuż przy ziemi zacierał ślady po jego butach. Wolał nie aktywować od razu odrzutowych butów, wiedząc jak czułe zmysły ma zbliżająca się kobieta.



Eidith, Mike
Wojownicza para była w stanie sprintem biec wzdłuż śladów. W kilka minut przebyli dobry kilometr. Przez ten czas ślady osób oraz glitche w terenie pokrywały się ze sobą. W końcu jednak dotarli do rozwidlenia. Znajdowała się przed nimi pieczara, która mogła prowadzić do podziemi. Weszły do niej dwie pary stóp. W tę stronę nie podążały jednak nienaturalne ślady. Te ciągnęły się w prawo, w znacznie większej ilości niż do tej pory. W tym kierunku poszła wcześniej jedna osoba.
Eidith nie chciała jeszcze zapuszczać się w głąb księżyca. Znacznie bardziej interesowały ją te dziwne ślady, by ocenić z kim lub czym mają do czynienia. Skinęła głową na młodziana by podążali poszlakami glitchy.
Eidith i Mike zgodnie ruszyli dalej w las. Z uwagi na rosnące ilości dziur w przestrzeni, musieli teraz biec obok śladów. Po kilku minutach zza drzew zaczęła wyłaniać się niewielka, otoczona drzewami łąka kwietna. Na jej środku stała groteskowa kobieta.
Miała ciało węża aż do pasa. Jej tors, choć wyglądał na ludzki, miał wynaturzone proporcje. Wychodziły z niego ramiona z więzadeł widocznych gołym okiem mięśni, chronionych blachami pancerza. Jej ramiona były nieproporcjonalnie długie względem ciała. Twarz była jej najbardziej ludzką cechą, urodziwą, lecz niecodzienną z uwagi na zaostrzone uszy oraz czarno-żółte oczy.
Gdy Eidith i Mike zaczęli się do niej zbliżać, była do nich plecami, rozmawiając na komunikatorze.
- Jeśli chowa się w jaskiniach, to wie, kto na nią poluje. Niewątpliwie Hellsing się wygadał. Poczekajcie na mnie.
Gdy kobieta stała w miejscu, czarna maź wydzielała się z jej skóry, spływając na ziemię i przeinaczając ją w błędne plamy, którymi Eidith i Mike podążali. Widok ten przypominał Eidith o stanie w jakim zastała Vlada przed atakiem na Cholula.
To musiał być efekt eksperymentowania na korupcji przez Icarię. Gdy usłyszała nazwisko wyjawione przez istotę, zaczęła stanowczymi krokami się do niej zbliżać.
- Dzień dobry. Czy to wasz statek miał czelność do mnie strzelać? - Palec Kostuchy spoczął na spuście, jednak jeszcze nie unosiła broni. Była pewna, że istota przed nią była minimum problematyczna. Ale może z niej wyciśnie informacje na temat swojego mistrza.
- Dodatkowo ktoś tutaj mnie wołał o pomoc. -

Mike jakby bezwiednie położył ręce na rękojeści miecza i zaczął rozglądać się po polanie oraz szukał miejsc bez plam. Upewnił się również, że samemu w niej nie stoi. Skoro to ta istota je wytwarzała, to nie chciał ryzykować ich aktywacji. O ile nie było już za późno, bo ciągle czuł się nietypowo, ale Great Sage go o niczym jeszcze nie informował.
Kobieta odwróciła się stanowczym ruchem, po czym zamarła w miejscu. - Eidith Lothunn? - zdziwiła się, lecz szybko odzyskała komposturę. Ułożyła jedną rękę na sercu a drugą za plecami, po czym zgięła się w pasie z ukłonem. - Nie spodziewałam się kiedykolwiek pannę spotkać. Mój statek spoczywa na automacie. Nie odróżnia osób. - Wyjaśniła się. - Proszę wybaczyć jeśli zakłóciliśmy panny spokój. Wiem, że Arka Śmierci znajduje się w tym sektorze.
Kobieta była w pełni zajęta Eidith. Wydawała się nieświadomą obecności Mikea.
Mike zastanawiał się, czy się nie ujawnić czy jednak pozostać w ukryciu, póki go Eidith nie wywoła. Obawiał się potraktowania, jako wroga przez tę istotę, która zdawała się nie być przeciwnikiem. Uznał jednak, że zgodnie z naukami mistrzyni, powinien być przebiegły. Dlatego stał się tłem.
- Oh jaka z ciebie wyrachowana młoda dama. - Eidith schowała pistolet do kabury w geście udobruchania, jednak nic nie było bardziej mylnego. Była gotowa zdekapitować ja w każdym momencie, ale jej dobre wychowanie zdołało ją odrobinę udobruchać.
- Ostatecznie takie laserki nie są dla mnie zagrożeniem. Powiedz mi skarbie dlaczego November ucieka przed wami? I przy okazji się przedstaw. - Jak sięgała pamięcią to zamieniła z aspektem plagi może dwa zdania. Były daleko od znajomych więc nie wiedziała co November sobie myślała wysyłając do niej SOS. Cóż niezależnie w jak żałosnym stanie jest może jej jednak pomoże? Określi jak usłyszy jej wersję.

- November podjęła się próby zamordowania Zoana. Na jego komendę rozpoczęliśmy pościg. Nazywam się Jedenaście. Jestem obecnym kapitanem Czarnych Owiec. - przedstawiła się. - Mam nadzieję sprowadzić ją do sprawiedliwości, jak niegdyś ty zarżnęłaś tę szmatę, Sina. - oświadczyła.
Mike nie miał wiedzy na temat frakcji Eidith, jej odłamu czy Czarnych Owiec. Zapytał więc Great Sage’a o informacje kim oni byli oraz ta cała Sina. Niemniej z tonu wypowiedzieli obcej wnioskował, że jego mistrzyni nie będzie zadowolona. W końcu polowano na kogoś, komu chciała pomóc.
“Czarne Owce są ugrupowaniem wewnątrz Magica Icaria. Sin był osobą, która poległa z ręki Eidith.”
Mike zrobił pikachu face. Great Sage nie był taki Great. To się mało kiedy zdarzało i chłopak zapomniał o pewnych ograniczeniach swojej umiejętności. Co z kolei sugerowało, że wiedza ta nie jest powszechna. To zaś oznaczało tajemnicę. A tajemnice to jest coś, czego bohaterzy nie lubią najbardziej, bo muszą wszystko wiedzieć! Dlatego słuchał z większą uwagą, cały czas jednak rozglądając się za potencjalnymi pułapkami. Skupił się przy tym na plamach wężycy. Miał bowiem co do niej złe przeczucia.
Dron transmisyjny podleciał do Mike’a i stuknął go w ramię. Następnie wyświetlił mu przed twarzą emotikonkę chibi-Roya, słuchawkę telefonu, oraz znak zapytania.
Mike położył palec wskazujący na ustach, a następnie przekręcił drona, by wskazać kamerą w kierunku Eidith oraz jej rozmówczyni.
- Jestem pod wrażeniem że jeszcze ktoś pamięta moje poczynania kiedy byłam na twoim miejscu jedena… Jedenaście… To nie jest imię dla osoby. Eleven… Eleven… Jesteś teraz Ellie. - Postanowiła Kostucha nawet nie biorąc pod uwagę odmowy. Przez jej myśl też przeszło rozczarowanie że November jest tak do dupy w tym co próbowała zrobić. Żenada. Jednak ten krótki moment gdy usłyszała “Hellsing musiał się wygadać”, dał jej znać że jej mistrz brał w tym udział. Dlaczego? Ma zamiar się dowiedzieć od November gdy będzie ją miała na osobności.
- Skoro polujecie na aspekt plagi też chce kawałek z tego tortu. Jednak dziwi mnie że nie towarzyszy wam przy tym żaden biskup. Czarne owce są w stanie zgładzić miesiąc? Powiedz mi Ellie. - Eidith sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła papierośnicę. Odpalając papierosa czekała na odpowiedź dziewczyny.

- Biskupi nie byli w pobliżu, gdy musieliśmy zacząć pościg. - wyjaśniła, zawieszając wzrok na oczach Eidith. - Magia November najsilniej oddziałuje na ludziach, więc… - poprawiła swój dwumetrowy ogon.
- Dobrze więc zmierzamy do podziemi. - Wzniosła się odrobinę i zaczęła frunąć w tamtą stronę, kiwając przy okazji na Mike’a.
Mike jak gdyby nigdy nic, skorzystał z Odważnika, aby podróżować za Eidith. Tym razem nie używał ICBM, bo miecz był głośny oraz zbyt szybki. Polegał więc na tym, czego nauczył się z Royem. Przypominając sobie o nim, dał znak dronowi, że może nadawać.
- Tutaj Mr. Atom - rozpoczął transmisję głosową dron. Roy widział na kamerze wężową kobietę, która postanowiła dołączyć do Eidith oraz Mike’a. Doszedł więc do wniosku, że póki co lepiej nie wspominać o infiltracji statku i pułapkach, które na nim zostawił. - Jeden z moich dronów nawiązał kontakt z przedstawicielką Czarnych Owiec. Odtworzę wam nagranie z naszej rozmowy. Nie jest zbyt długa, ale poleciła mi przekazać wiadomość dla pani Eidith.
Przesyłając nagranie, dron wyświetlił również obraz z kamery. Eidith i Mike mieli więc okazję zobaczyć nagą kobietę w jej pełnej okazałości.

Mike ruszył za Eidith i wężatką oglądając nagranie Roya. Gdy para pod nim dotarła do jaskini, zrozumiał, że 11 jest dwumetrowym wężem zostawiającym błędny szlam za sobą. Postanowił więc wylądować i ujawnić się, aby nieznajoma nie zatorowała drogi za nim.
- Moja mistrzyni, Roy przekazuje wiadomość - po czym spojrzał na obcą i skłonił się - Nie wiem czy jest do… uszu? - zawahał się - nieznajomej, bo to prywatne sprawy. Przy okazji jestem Mike. - rzekł heros, który praktycznie spadł przed paniami z niebios, wykonując superhero landing.
Kobieta skinęła głową, uważnie analizując spojrzeniem Mikea.
- Roy? - Eidith uniosła brew, patrząc na młodziana. - Więc nie przedstawił mi się imieniem. Nieładnie. Jeżeli to nie dotyczy November to może zaczekać. - Kiwnęła ręką jakby odganiała muchę sprzed twarzy, kierując się w głąb jaskini.
-Zasadniczo chyba jest, albo przynajmniej może być, dron Ci wszystko przekaże, pani - rzekł Mike i wskazał robota.
Kostucha westchnęła i zatrzymała się, kiwając palcem na drona by przed nią się pojawił i pokazał nagranie.
Dron podskoczył w powietrzu kilka razy, jak gdyby uradowany i natychmiast wyświetlił ponownie nagranie z rozmowy Roya z kobietą. Zaraz po zakończonym nagraniu, na ekranie na moment pojawiła się twarz samego naukowca, z dopiskiem “LIVE” w prawym górnym rogu.
- Kobieta obecnie zbliża się do nieuszkodzonego statku. Zakładam więc, że te “Czarne Owce” to również część Icarii? - zapytał bezceremonialnie. Wydawał się czymś zirytowany i nieco rozproszony w tym momencie. - Czy pani Eidith wie coś o nich i o tej konkretnej kobiecie? Nie jestem pewien jak powinienem ją traktować. Wydaje się zdrowa i cywilizowana. Ale nie zaoferowała mi żadnych wyjaśnień. Mogę wyciągnąć z niej informacje siłą, jeśli jest taka potrzeba. Pod wpływem odpowiednich substancji psychoaktywnych, nie powinna pamiętać, że została przesłuchana. Ale wyciąganie informacji zajmie więcej czasu i mogą być mniej spójne i wiarygodne.

- Czarne Owce to grupa wyrzutków która posiada unikatowe zdolności. Sama kiedyś nimi dowodziłam. Na tą chwilę proszę się powstrzymać Panie Roy, November to priorytet. - Z tymi słowami już nie pozwoliła się nikomu zatrzymać i wstąpiła do jaskini.
Mike wzruszył ramionami do drona w geście dezaprobaty i wkroczył za Eidith do jaskini.
- Wolałabym, aby nie maltretowała pani moich żołnierzy. - poprosiła wężowa kobieta, ruszając za Eidith i Mikiem. Było to konieczne, ponieważ jej dwumetrowy ogon barykadował za nią przejście. - Muszę też ostrzec pani towarzysza, jeżeli rusza on z nami. - dodała - Magia November jest niezwykle skuteczna na ludziach. Papież celowo wysłał nas, hybrydy, a w dodatku polecił zwierzęcą postawę. Naukowiec nie był błędny w swoim komentarzu. Mniej cywilizowane zachowanie ma zmniejszać efektywność jej czarów. - wyjaśniła.
Mike skinął głową na znak, że słyszał i zrozumiał - Moja pani, czego mogę się spodziewać po tej całej November oraz jej magii? Mogę się jakoś przygotować? - zapytał bohater Eidith. Spodziewał się, że jeśli straci nad sobą panowanie, ta pozbawi go życia. Był na to gotów, ale miał jeszcze wiele do zrobienia, więc wolał zostawić taką ewentualność na sam koniec swojej przygody.
- Spokojnie Ellie. - Przemówiła kiwając uspokajająco ręką po czym w ułamek sekundy zamieniła się w ogromną skolopendrę, z dość przesadzoną ilością szczękoczułek.
Pełza w zygzakowym śladzie robiąc też pętle po ścianach i suficie.
- Michael, jeżeli nie potrafisz zmieniać formy, polecam ci pełzać na czworaka z mieczem w zębach. - Zaproponowała młodzianowi przy okazji pocierając o siebie szczękoczułki które po bliższym przyjrzeniu się przypominały kosy.

Mike poprosił Great Sage’a, aby ten powtórzył mu słowa Eidith. To, co usłyszał utwierdziło go w przekonaniu, że się nie przesłyszał. Kim jednak był, aby kwestionować słowa swej mistrzyni? Może to część bycia przebiegłym? Widział już wilka z mieczem w zębach w jednej grze, więc z braku lepszego pomysłu, postanowił go udawać. Padł na czworaka, chwycił Odważnik w zęby i dumnie kroczył przed siebie. Na szczęście Hestia postanowiła nie skomentować jego zachowania. Wyczuł jednak rozbawienie pomieszane ze zgorszeniem. A może to jego własne uczucia?
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-04-2024, 20:10   #18
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
12 minut po wejściu Eidith do jaskini, Roy.
Roy idąc przez las, jednym okiem obserwował zachowanie nieznajomej. Kobieta w końcu dotarła do swojego statku. W nowym kontekście wydawała się po prostu lenić przy pracy, celowo ociągając się w podróży. Zaraz po otworzeniu drzwi antycznego wehikułu rzuciła wciąż niewidzialnego drona na ławy. Następnie zatrzymała się wpatrzona w dziurę, którą Roy załatał statek. Po niespełna minucie podeszła do niej i silnym tupnięciem wybiła dysk z podłogi.
Mniej-więcej w tym momencie Roy doszedł do wejścia jaskini. Jego dron widział, że to tu weszła Eidith. Problem był w tym, że po podłodze, a w niektórych miejscach również i na ścianie, rozwlekała się dziwna ‘problematyczna’ przestrzeń. Jak Roy wiedział po odważnych testach Mike’a, jej dotknięcie po prostu przeteleportuje go do wejścia.
- To może być problematyczne - westchnął Roy, kręcąc głową z rezygnacją. Po drodze wysłuchał również o czym mówiła wężowa kobieta i zdecydowanie nie podobała mu się opcja udawania dzikiego. Nawet jeśli by się mu to udało, nie zdziałałby wiele bez polegania na swojej technologii. Sama kreacja wymagała od niego pełnego zrozumienia zaawansowanej maszynerii. Postanowił więc póki co wspierać swoich kompanów z dystansu. Jako, że ciężkim robotom bojowym trudno byłoby latać w jaskini, wysłał najpierw roombę która zacierała jego ślady, by sprawdzić czy jego maszyny również zostaną teleportowane przez magię November.
Roomba miała trudności w znalezieniu stabilnej przestrzeni poza plamami, która pozwoliłaby jej na podróż. Po kontakcie z plamą pojawiała się na jej początku. Na szczęście efekt zdawał się znajdować tylko na podłodze, istniała więc możliwość podróży nad nim.
Gdy Roy miał już zamiar rozsiąść się wygodnie przed jaskinią, usłyszał nagle w głośnikach swojego hełmu srogi głos Bastiona mówiący “Nie bądź tchórzem, Roy”.
- Ah tak, miałaś mi przypominać o poleceniach cesarza - stęknął inżynier skrępowanym głosem. - Ale nie jestem tchórzem. Jestem realistą. Niepotrzebne narażanie się w sytuacji, gdy moje zdolności są tak mocno ograniczone to głupota, a nie odwaga. Poza tym, to jest mój urlop, a nie oficjalna misja - tłumaczył się. Jednak po tych słowach przed jego twarzą wyświetliło się tym razem stare nagranie wzburzonego Bastiona.
- Dobrze dobrze, zrozumiałem. Niech ci będzie… Zbliżę się na tyle, na ile jestem w stanie bez utraty zmysłów - zgodził się w końcu Roy, odpalając odrzutowe buty. Miał zamiar przelecieć długość jaskini śladami Mike’a i Eidith, dopóki nie zbliży się do nich na około kilometr. Tak, by nie być w bezpośrednim zasięgu wzroku i słuchu reszty, gdyby zaczął tracić zmysły. Z takiej odległości mógł przynajmniej wysłać im wsparcie, które dotarłoby prawie natychmiastowo.


Eidith, Mike
Drużyna podróżowała dalej przez jaskinię. Spacer dał Mikeo’wi czas przyzwyczaić się do czteronogiego trybu podróży. Być może byłby w stanie tak zmierzyć się z czarownicą, choć Great Sage nie przyznał mu jeszcze nowego skilla za styl walki.
Przed znalezieniem November, trójka napotkała kolejną przedziwną kobietę, wyraźnie należąca do grupy Jedenastki, czy też Ellie. Tę czarną owcę wyróżniał kompleksowy chitynowy pancerz owijający większość elementów jej ciała. Ponadto miała róg na czole oraz skrzydła na plecach. Podobnie jak z jej wężową dowódczynią, w ciasnej jaskini znajdowała się poza swoim elementem. Kobieta siedziała po turecku, a między jej nogami spoczywała zdekapitowana głowa innej dziewczyny.
Nieznajoma wyraźnie gotowała się do boju na widok nowej formy Eidith, jednak równie prędko uspokoiła się, gdy zobaczyła swoją kapitan. Widok Mike’a ją rozbawił. - A temu co? Hahahaha! - rozweseliła się.
- Powiedz mi lepiej, co się stało z dwadzieścia-sześć. - spytała ją Ellie.
- Znaleźliśmy November, jest w zaułku za zakrętem. Zakradliśmy się do niej bez trudu, w ogóle nas nie wyczuwa… ale jak jej dotkniesz, to czarodziejstwo i tak się odpala. - uniosła zdekapitowaną głowę za włosy. - rozczłonkowało ją jak ludzika lebo. Pyk i nie mam psiapsióły. Potem kazałaś mi czekać na siebie.
- Ciebie.
- Prrrrrf - wystawiła język. - Coś za czworonożną odsiecz znalazła?
Mike postanowił wcielić się w swoją rolę. Nie dlatego, że go to bawiło, ale ze względu na magię tej całej November. Jeśli musi udawać psa, aby wygrać ze złem, stanie się prawdziwym ogarem sprawiedliwości! Dlatego w odpowiedzi na zaczepkę… szczeknął.
Z paszczy skolopendry wychyliła się Eidith. Przybrała tą formę, by nie dać się zaskoczyć November, ale skoro była tuż za rogiem to chyba nie było takiej potrzeby. Spojrzała na Mike’a i kąt jej ust drgnął minimalnie. Skoro to miało mu pomóc, to nie zamierzała wytykać szczekania. Wróciła do swojej formy, czarny golf i spodnie moro. Spojrzała na zdekapitowaną głowę i się skrzywiła delikatnie.
- Zostańcie tutaj wszyscy, zajmę się tym. To nie podlega dyskusji. - Chwyciła za jeden ze swoich pistoletów, ostrożnym krokiem skręciła za róg.

Gdy nieznajoma kobieta zobaczyła Eidith w jej prawdziwej formie wpadła w natychmiastową panikę. Wyskoczyła wręcz do pionu, stając na baczność. Nie zareagowała na komentarz kostuchy, choć wyglądało, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby wyskrzeczeć z siebie słowa. Nawet psie zachowanie bohatera już jej nie bawiło.
Ellie nie była jednak na tyle strachliwa. Aby wskazać powagę swojej odpowiedzi, niemrawo położyła dłoń na barku Eidith.
- Działamy z polecenia Zoana. Niestety nie mogę przekazać misji bez jego zgody… - Eidith dobrze wiedziała, że nikt w hierarchii Icarii nie był ponad Zoanem. Rzeczywiście, jeśli dziewczyny nie umrą zanim pozwolą Eidith dotknąć November, będą efektywnie popełniać zdradę. - Błagam, aby mistrzyni obserwowała nas przy pracy. - “jednak nie robiła jej za nas”, musiała dodać w myślach.
Eidith odwróciła głowę jakby niedowierzając, że dziewczyna tak nonszalancko położyła na niej dłoń. Zerkała to na nią to na jej rękę.
Mike zawarczał.
Kobieta zabrała dłoń i bez słowa ruszyła przed siebie, wymijając Eidith. Jej towarzyszka wzięła to za swój sygnał i zaczęła gonić za swoją kapitan.
Mike spojrzał na swoją panią mistrzynię, czekając na rozkaz. Jeszcze chwila i zacznie merdać… ogonem? Tak przynajmniej wyglądał. Za dobrze się wczuwał.
- Michael obserwujemy rozwój wydarzeń, jak zabiją November to na tym kończymy, jeżeli w druga stronę to dowiemy sie dlaczego mój mistrz maczał palce w jej ucieczce.
Mike mógłby przysiąc że jego zachowanie bawi Eidith, gdyż kąciki jej ust drgały delikatnie gdy na niego patrzyła. Skinęła jeszcze głową by za nią podążał.


Roy zaczął zbliżać się do swojej grupy. Jego dron uważnie obserwował sytuację znad ramienia Mike’a. Bohater na czterech kończynach i Eidith ze skrzyżowanymi ramionami przyglądali się, jak dwójka zezwierzęconych kobiet zbliża się do nowej postaci. Niskiej Dziewczyny o bladej cerze, ubranej w suknię pogrzebową. Jej oczy były puste, czarne, ociekające nieznaną materią. Ściekając po jej twarzy na ziemię, maź tworzyła kolejne ślady zglitchowanej przestrzeni.
Ellie spojrzała niepewnie na czarownicę, po czym odezwała się do swojej towarzyszki. - Jeśli skrytobójstwo jest nieskuteczne, spróbujmy ją pokonać jednym uderzeniem. - zadecydowała. Eidith zaobserwowała zmianę w aurach kobiet. Zbierały w sobie energię poniekąd podobną do jej własnej magii, po czym ruszyły do ataku. Skoczyły na Novemeber z hukiem wywołanym przez samą siłę ich wyskoku. Gdy tylko miały zderzyć się z czarownicą swoimi pięściami, November obróciła głowę w ich stronę. Obydwie zawisły w powietrzu.
Eidith czuła, że właśnie odgrywa się jakieś zaklęcie. Mogli zareagować… albo poczekać i zobaczyć efekty.
Eidith tylko wyglądała na wyluzowaną, właściwie dawno tak nie miała się na baczności jak teraz. Odpaliła papierosa i przemówiła.
- Dobrze wyglądasz November, nowa fryzura? -

- Jestem kilometr za wami - Mike usłyszał głos Roya w swojej słuchawce. - Udzielę wam wsparcia na tyle, na ile jestem w stanie. Ale jako, że nie mam żadnej obrony przed tego typu magią, będę to robił z bezpiecznego dystansu. - po chwili ciszy dodał jeszcze. - Uważaj na siebie, Mike. Pamiętaj, że nie przybyliśmy tutaj, by umrzeć w walce która nas nie dotyczy.
Głowa November zaczęła się trząść. Trzema niewielkimi, nagłymi ruchami jak tykanie wskazówki zegara, obróciła się w stronę Eidith. Uśmiechnęła się i zaczęła wyciągać list spod spódnicy. W tym czasie wężowata jedenaście eksplodowała. Fragmenty jej ciała zostały oddzielone od reszty dziesiątkami cięć, zostawiając na ziemi dyski mięsa. Jej rogata towarzysz z kolei… znów zaczęła się ruszać. Jej pięść dotarła z hukiem do twarzy November, odrywając jej głowę od szyi. Łeb poleciał w głąb jaskini, odbijając się od ścian jak piłeczka.
- Zrobiłam to? - zdziwiła się. - ZROBIŁAM TO! HAHA! - uradowała się dziewczyna. - Klaus będzie pod wrażeniem! Może nawet Zoan! - świętowała, podskakując w miejscu. Jej skrzydełka podrygiwały rytmicznie.
Mike skorzystał z APPRAISAl patrząc na ciało i głowę, bo nie dowierzał, że coś tak niebezpiecznego, przegrało tak szybko. Nie po tym, jak rozprawiło się z poprzednią dziewczyną.
Starając się użyć swojej zdolności, Mike stracił przytomność na kilka sekund. Gdy zorientował się, że jest znów przytomny, czuł się w porządku.
Roy spodziewając się niespodziewanego stworzył rój mechanicznych pszczół, które zabzyczały groźnie i zaczęły lecieć w kierunku November. Pokonanie dystansu zajmie im chwilę. Ich zbiorniki jadowe były wypełnione nitrogliceryną. Naukowiec nie spodziewał się, że przedawkowanie zaszkodzi czarownicy. Ale stworzenie pod jej skórą pęcherzy z wybuchową substancją mogło pomóc innym kombatantom w zdezintegorwaniu jej ciała. Sądząc po jej ostatniej technice, wiele celów powinno zadziałać lepiej, niż jeden duży, którego mogła zniszczyć jednym zaklęciem.
Eidith uchyliła się w bok by nie dostać odłamkami Ellie, po czym spojrzała za odbijająca się głową. Minęła cieszącą się ze swojej wątpliwej wygranej dziewczynę, po czym z jej ciała wystrzeliła ręka która chwyciła za list i podsunęła go pod nos Kostuchy.
Eidith zagarnęła list z ciała November za nim drony Roya na niej wylądowały. Mechaniczne robaki zaczęły wstrzykiwać w skórę nitroglicerynę, tworząc purchle. Część z maszyn weszła w kontakt z czarną mazią, która wcześniej wydzielała się z oczu November. Gdy to następowało, dron znikał. Biorąc to pod uwagę razem z zachowaniem wężowego szlamu i przedziwnymi właściwościami przestrzeni jaką do tej pory obserwowali, Royowi nasuwała się teoria. Fizyka od zawsze zakładała istnienie dwóch specyficznych materii. Antymaterię potwierdzono już dawno, jednak jej interakcje wywoływały duże ilości energii. Ten szlam tego nie robił. Jeżeli jego teoria o możliwości zniszczenia kodu była prawdziwa, a założenia Yato na jego temat zbieżne z prawdą… Ciało czarownicy oraz martwej już wężowej kobiety, mogły wydzielać Czarną Materię.

Gdy Roy polemizował nad nowymi obserwacjami, Eidith przyglądała się wiadomości. List miał na sobie pieczęć Klausa, więc otwarcie go nie podlegało żadnej kwestii. Wiadomość składała się z dwóch listów, pierwszy starszy od drugiego, zapewne przygotowany z wyprzedzeniem.

Droga Eidith. Mam nadzieję, że ta wiadomość znajdzie cię kiedyś w dobrym zdrowiu. Zoan nie był zadowolony z mojego treningu nad twoją osobą, z twojej samodzielności. Ja jednak jestem dumny, że potrafisz wybrać to, co jest dla ciebie najważniejsze. Niemoc i brak woli to największe klątwy. Wierzę, że February założył nasz kościół, chcąc chronić ludzi właśnie przed niewolnictwem, jakie nakładał zarówno kod, jak i tym, jakim groziły nam demony. Za swoje czyny zostałem ukarany aresztem domowym na planecie Icarus-8. To tutaj będę od teraz szkolił nową generację Czarnych Owiec. Jest to tortura przygotowana dla mnie przez Gerarda. Eksperymentując z korupcją i mutacjami tworzy on nowych żołnierzy. Utalentowanych i z dostępem do magii śmierci, którą twoja korupcja wpisała w ludzki kod. Niestety widzę jednak, że ich naturalny żywot będzie krótki. Wiem też, że mają mocno narzucone poglądy, oraz przeszły nie mniej, niż ty swojego czasu. Robię co w mojej mocy, aby ich służba w Icarii była godna. Obawiam się jednak, że możesz kiedyś stanąć im naprzeciw. Jeżeli możesz, staraj się uwolnić je od jarzma Zoana. Jeżeli nie będziesz miała takiej szansy, nie martw się, śmierć jest dla nich litością…

List kontynuował opisy z życia Klausa przez okres około roku, jego nadziei i dumy z Eidith, oraz obaw o zakon Deathsenders. Jego prognozy były jednak mimo wszystko optymistyczne. Drugi list był krótszy.

List ten adresowany jest do Eidith lub dowolnej innej osoby w zakonie Deathsenders.
November od dawna spędzała czas w pobliżu Zoana i biskupów Magica Icaria. Była nieufna korupcji i chciała mieć ten proces na oku. Jej moc aktywuje się samoczynnie w pobliżu osób, które są zagrożeniem dla rasy ludzkiej. Wiedziała więc, że jeśli ktoś za bardzo oddali się od wizji Februarego, jej moc ją przed tym ostrzeże. Ostatniej nocy, jej magia mimowolnie zaatakowała Zoana, gdy ten podszedł zbyt blisko.

Korupcja rozwinęła się, od kiedy byłaś w zakonie. Stanowi ona teraz truciznę dla kodu, dla istnienia. Niestety, kod wydaje się rozpoznawać ten proces za naturalny. Nie reaguje wobec niego tak, jak broni się przeciwko magii. Sprawia to, że Zoan jest zagrożeniem dla naszego uniwersum jako takiego. Jego plany nie są oczywiste, jednak ich skutki stawiają ludzi w zagrożeniu. Icaria musi zostać powstrzymana, choć nie wiem, jak do tego doprowadzić. Ponieważ November może być pomocna, wysłałem ją w twoim kierunku. Niestety, jej zdrowie od lat było w okropnym stanie. Nie zdziwię się, jeśli znajdziesz tę kopertę na jej zwłokach.

Modlę się o twoją wolność i wasze powodzenie.
Klaus.


Eidith po przeczytaniu listu przytknęła go do twarzy i przykucnęła. Słowa jej mistrza sprawiły, że zrobiło jej się ciepło na sercu, ale też dołożyło to zmartwień. Po krótkiej chwili podniosła się i na jej twarzy widniał ciepły uśmiech.
- Magia November zabija każdego kto jest zagrożeniem dla ludzkości. Skoro zadziałało na Zoana dostałam wystarczający pretekst… - Postąpiła w stronę pierzastej dziewczyny krokiem baletnicy i zatrzymała się przed nią, pokazując pieczęć na liście.
- To od naszego Mistrza! Przekazał mi parę niepokojących informacji na temat waszej rekrutacji. Zanim zdecyduje co dalej opowiedz mi proszę o planecie Icarus-8. - Odwróciła się do Mike’a i dodała. - Michael możesz przestać udawać psa, magia November nie powinna ci zagrażać. - zaraz po tym wróciła do dziewczyny.
- No skarbie śmiało nie wstydź się. Najbardziej mnie interesuje jak się dostać do mojego mistrza. - Po tych słowach zbliżyła się do niej, naruszając jej przestrzeń prywatną. Pomimo przyjaznego ciepłego uśmiechu, ci co znali Eidith wiedzieli, że to jej nienaturalny stan skupienia.

- To znaczy, że one są - wskazał palcem na resztki innych dziewczyn oraz tą do której zwracała się Eidith - zagrożeniem dla ludzkości? Służą więc demon lordowi! - rzucił oskarżycielsko.
Dziewczyna podrapała się w tył głowy. - Na Icariusie są laboratoria Gerarda. Nie byłam tam dużo. Fabryki, bestie, mutanci. Nieprzyjemne miejsce. - podsumowała. - Na ósemce przesiaduje sam Gerard, ale przynajmniej trzy z planet są zabudowane, jeśli dobrze pamiętam. Jest dziewięć ikarusów. Kręcą się przy skarłowaciałej gwieździe.
Dron-nadajnik Roya ustawił się pod odpowiednim kątem, by z bezpiecznej odległości przesłać swojemu twórcy obraz listów czytanych przez Eidith. AI Image Enhancing być może przetransformował kilka słów na inne o podobnym kształcie liter. Jednak udało mu się zrozumieć z grubsza treść wiadomości.
- Cóż, skoro cesarzowi nie przeszkadzają konflikty, to nie powinien mieć nic przeciwko jeśli włączymy się do tego konfliktu z Icarią - zauważył kontradmirał, przesyłając wiadomość do tylko słuchawki Mike’a. - Ale jeśli Zoan stanowi zagrożenie dla całego wszechświata, to dobrze byłoby poinformować o tym cesarza Bastiona. Być może osobiście wypowie wojnę Icarii i wyśle nam oddziały do pomocy w tej sprawie.

- Mhm…Mhm… A teraz chcesz żyć czy chcesz wypełnić swoją rolę jako narzędzie Zoana? W jednym akapicie nasz mistrz tu cytuje… “Uwolnij je od jarzma Zoana, lub daj godną śmierć.” Więc masz trzy opcję. Wracasz ze mną na stację i spędzisz w spokoju resztę swojego życia, albo mi się postawisz myśląc że pójdzie ci ze mną tak samo jak ze schorowaną November. I ostatnia poddasz się i dam tobie śmierć godną człowieka. Twój wybór odniesie się też to twojej pozostałej koleżanki. - Eidith uśmiech zniknął gdy patrzyła w oczy dziewczyny. Najgorszą jej opcją byłoby wybranie walki z Kostuchą gdyż bardzo dawno nie miała okazji wykonać swojej ulubionej najbardziej ze wszystkich czynności.
- Umm - kobieta zrobiła odruchowe pół kroku w tył. - Możemy zapytać osiemnastkę? - poprosiła. - Ona jest lepsza w te rzeczy, zrobiłabym, co poleci. - obiecała.
- A ja myśle że liczysz na zdolność swojej koleżanki by cię stąd wydostać. - Pokiwała palcem Kostucha. Powiedz szczerze co TY chcesz skarbie. - Eidith użyła swojego uroku na dziewczynie by przyznała się co do swoich zamiarów..
- Wiedziałaby, czy kłamiesz. - wyjaśniła dziewczyna. - Jeśli Klaus każe iść z tobą, to nie widzę problemu, ale jeśli masz mi wbić nóż w plecy, to byłaby słaba śmierć. - stwierdziła, odsuwając się o kolejny krok.
To było nawet imponujące że udało się jej obrazić Eidith dwa razy w takim krótkim zdaniu, ale że ma taki dobry dzień puści jej to płazem.
- Dobrze. Ale zanim gdziekolwiek pójdziemy muszę coś jeszcze sprawdzić. - Kostucha odwróciła się w stronę ciała November i wystawiła rękę.
- November przynieś tutaj swoją głowę. - Zarządziła zwłokom.

Po chwili, ciało November niechętnie się podniosło. Moc Eidith na nie oddziaływała. Kostucha czuła jednak pewien sprzeciw. Jakaś magia wciąż była aktywna na ciele, nawet jeśli jej twórczyni już odeszła.
- Ciało się stawia ale fakt że mogę ją w jakimś stopniu kontrolować potwierdza jej zgon. Oh well. - Westchnęła opuszczając rękę, a drugą schowała pistolet do kabury. Teraz już tylko myślała jak dostać się na Icarusa, więc pośpiesznym gestem zaprosiła resztę do opuszczenia jaskini.
- Nic tu po nas moi drodzy zapraszam do wyjścia. - Odpaliła papierosa kończąc to zdanie.

- Czy powinienem przygotować… szczelną tytanową trumnę na zwłoki November? - zaproponował Roy, którego twarz wyświetlona została przez drona komunikacyjnego. - Mogę również odprawić przed jaskinią szybki pochówek dla reszty Pani znajomych. Bądź zabrać na statek to, co z nich zostało w celach badawczych.
- Nie ma potrzeby przechowam jej ciało w bezpiecznym miejscu, za to poprosze Pana o poszukanie jej glowy przy uzyciu drona. - po tych słowach Eidith zamierzała umieścić ciało November w swoim kieszonkowym wymiarze.
- Oczywiście. Widziałem trajektorię jej lotu - oznajmił inżynier, wysyłając drona w kierunku w którym poleciała wcześniej głowa czarownicy, by przynieść ją do stóp Pani Eidith. - Jeśli nie chce Pani tracić czasu, mogę udać się z Mike’m, by przekazać żądanie kapitulacji Pani Osiemnastce. (Chodzi o tą nagą rogatą kobietę, zgadza się?) Nie wątpię, że mógłbym ją samodzielnie wyeliminować. Ale jako że wydaje się fizycznie dość silna, sądzę, że Mike’owi lepiej uda się ją obezwładnić bez niepotrzebnego rozlewu krwi. - rozważał Roy, gładząc się po dolnej części hełmu. - Oczywiście z moim wsparciem. Trzeba by ją tylko chwilę przytrzymać gdy wstrzyknę jej środki usypiające.
Mike zamyślił się. Niewiele z tego wszystkiego rozumiał, zwłaszcza zachowania Eidith. Wydawała mu się krucha, wrażliwa. To wspaniała cecha u kobiety, ale nie u wojownika - taką słabość może wykorzystać Demonlord. Ale gdy heros usłyszał, że jest sprawa, przy której nie musi się za dużo zastanawiać nad takimi sprawami, tylko może popracować mięśniami, od razu przytaknął Royowi.
Lewa ręka Eidith zamieniła się w czerwia który błyskawicznym i głośnym mlaskiem pochłonął ciało November, Royowi zaś odpowiedziała.
- Nie ma takiej potrzeby jak tylko o mnie usły… - Przerwała. - Usłszyszy…- Eidith złapała się za głowę miała migrenę i zawroty głowy co było conajmniej dziwne w jej przypadku Spojrzała w miejsce gdzie była November i rzuciła pod nosem.
- I didn't think this through did i? - Zaczęła iść jednak zachwiało nią, musiała się oprzeć o ścianę.
Mimo swoich bezkształtnych wnętrzności poczuła jak wymioty podchodzą jej do gardła. Odpowiedziała w końcu Royowi.
- Tak świetny pomysł. Tak zróbcie. - Machnęła ręką posyłając ich naprzód, to że najpierw działa potem myśli przyniosło jej kiedykolwiek więcej szkód niż korzyści. W dodatku czuje na sobie czyiś wzrok. Wzrok którego kogoś nawet nie ma w pobliżu, to było dla niej dziwne uczucie i ciężko się będzie się jej niego przyzwyczaić.

Wyświetlony hologram kontradmirał przechylił głowę na bok w wyrazie zdziwienia. Jednak stwierdził, że lepiej nie irytować Eidith nadmierną ciekawością.
- Będę czekał na ciebie przy wyjściu z jaskini, Mike. Przygotuję dla ciebie niespodziankę, która myślę, że przypadnie ci do gustu - oznajmił, po czym wyłączył przekaz drona który dostał polecenie podążania za bohaterem.
Przed wejściem do jaskini oczom Mike’a ukazały się dwie wielkie maszyny bojowe. Jedną z nich był smukły kroczący mech, a drugą nowoczesny czołg wyposażony w dwa działa gaussa oraz wyrzutnię rakiet. Roy stał pomiędzy nimi, przeglądając na tablecie nagranie ze statku Icarii na którym zostawił swoją pluskwę.

Mike rozdziawił usta w niedowierzaniu. Czołg go nie interesował, ale gundam! No gundama to się nie spodziewał. Nie kryjąc zachwytu w głosie, zwrócił się do Roya - Czy jest coś, czego nie potrafisz? - zapytał młodzieniec.
- Nie potrafię uczyć się tak szybko jak ty, Mike. Myślę, że z twoimi zdolnościami szybko mnie przegonisz - odparł inżynier i nie odwracając wzroku od tableta rzucił w stronę bohatera kluczyki w postaci zdobionego złotymi ornamentami pendrive’a. - Żeby cię nie spowalniać, stworzyłem dla ciebie najzwinniejszego mecha bojowego nowej generacji. Ten model nazywa się “Spinzaku”. Jest wyposażony w dwa miecze plazmowe, odrzutowe skrzydła, gąsienice, oraz harpuny manewrowe do starć na dowolnym terenie. Aktywowanie trybu “Kamikaze” wystrzeli cię w tył i zdetonuje ładunek termojądrowy o mocy pół kilotony i zasięgu rażenia około 25 metrów w powietrzu. Posiada również tryb “Blender” który odradza się początkującym operatorom z obawy o problemy żołądkowe. - wyjaśnił na szybko specyfikacje maszyny. - Jako, że Pani Osiemnastka ma czułe zmysły, stwierdziłem, że możemy spróbować ją zastraszyć jeszcze zanim zbliżymy się do ich gwiazdolota. Jeśli nie skapituluje od razu na widok mecha oraz czołgu, również zyskamy dzięki temu informacje o jej sile i potencjalnym zagrożeniu z samej jej reakcji. Więc zabaw się dobrze i powal po drodze tyle drzew ile masz ochotę. Zrobi to również ścieżkę dla mojego czołgu. Jeśli zajdzie taka potrzeba, wesprę cię artylerią z większego dystansu.
Mike’owi wydarł się chłopięcy krzyk ekscytacji, po czym natychmiast się opanował. Przyjął od Roya kluczyki, podziękował mu wylewnie i zbliżył się do maszyny. Nie wiedział jak do niej wsiąść, a nie chciał czegoś zepsuć, więc zwrócił się do towarzysza - Ummm Roy, do tego cuda wsiada się jak w anime? Czy jak? - zapytał niepewnie.
- Wejście jest na placach. Otworzysz je kluczykiem, jak w samochodzie. Chyba nie potrzebujesz rampy? - zaśmiał się krótko kontradmirał, odrywając w końcu wzrok od tableta, by spojrzeć w górę na potężną machinę bojową. - Mnie również za młodych lat inspirowały te cuda współczesnej inżynierii. Do tego stopnia, że musiałem zrozumieć i zapamiętać całą ich budowę oraz oprogramowanie do ostatniej śrubki i linii kodu. W pilotowaniu zawsze byłem przeciętny, acz teraz nadrabiam doświadczeniem. Myślę, że ty będziesz miał do tego większy talent - oznajmił kiwając głową, jednak po chwili westchnął żałobnie. - Szkoda, że tego typu maszyny bardziej ograniczają twoją siłę, niż cię wspomagają. Ale przynajmniej wytrzymają kilka uderzeń zanim będziesz zmuszony przyjąć atak na własne ciało. Więc nie są kompletnie bezużyteczne. Łatwiej mi również natychmiastowo naprawić, zmodyfikować, bądź wzmocnić maszynę którą prowadzisz, niż twoje ciało.
Eidith przewróciła oczami, ale naprawde rozumiała fascynację takimi zabawkami. Dokładnie tak, dla kostuchy to nic innego jak zabawki. Widząc jednak ekscytację Mike’a nie zamierzała ogłaszać swojej dezaprobaty. - Boy will be boys I guess. - Rzuciła pod nosem, podfruwając bliżej mecha. Obejrzała go z każdej strony od razu poznając na czym się wzorował twórca. Widziała takie w kreskówkach. Nie chciała za bardzo ingerować w działania dwójki z neocesarstwa, więc postanowiła orbitować między nimi gdy się będą przemieszczać. Wypatrywała też ostatniej liczby na tej planecie której nie miała okazji poznać.
Dwadzieścia-sześć powoli szła za Eidith. Gdy wszyscy wyszli na zewnątrz, zatrzymała się przy wejściu do jaskini zauważalnie bezradna.
Gdy kostucha rozglądała się po krzakach, dość szybko zobaczyła między drzewami rosłą, umięśnioną kobietę w stroju pilota Magica Icaria. Ciężko było stwierdzić, jak długo się tam skrywała. W pewnym momencie po prostu wyszła spomiędzy drzew.

Roy od razu poznał ją jako osiemnastkę, choć tym razem wyglądała cywilizowanie. Agentka uśmiechnęła się do niego. - A więc przywołujesz materię za pomocą artefaktu aby złożyć ją w maszyny twojego projektu. Zaskakująca zdolność, Alfonsie. - pogratulowała Royowi. Ręką wysłała sygnały do dwadzieścia-sześć, które Eidith poznała jako kody wojskowe Icarii. Pytała ją, czy jest zakładnikiem.
Pokryta chityną dziewczyna odpowiedziała jej na głos - Nie wiem co się dzieje, ale nie zabili mnie ani nie związali, jak widać. Dorwaliśmy też November. - podniosła ręce do góry. Na tę wieść rosła osiemnastka wzruszyła ramionami, po czym spokojnym krokiem zaczęła zbliżać się do Roya i Mike’a.
Mike w tym czasie pakował siebie oraz swój entuzjazm do robota mówiąc do siebie - I am gundam! - Gdy znalazł się w środku, rozejrzał się po kokpicie i poprosił Great Sage’a o instruktarz pilotażu. Chłopak w ogóle nie zwracał uwagi, że pojawił się ktoś nowy, cały był pochłonięty zabawką Roya.
Inżynier przez moment wpatrywał się w Osiemnastkę z wyraźnym napięciem. Po chwili jednak rozluźnił się i odpowiedział jej przyjaznym głosem. - Dziękuję za komplement. Jesteś bardzo spostrzegawcza. Oczywiście, tak by to zinterpretowała osoba nie rozumiejąca nadczłowieczeństwa. Ale w praktyce dokładnie tak działa moja zdolność. - kiwał głową w wyrazie uznania. Po chwili machnął ręką na drona sygnałowego, który przestał podążać za Mike’m i podleciał do swojego twórcy. - Jeśli Pani Eidith nie ma nic przeciwko, to mój dron może wyświetlić co zobaczył w jaskini, oraz przeczytać na głos treść listów które Pani otrzymała. - zaoferował, kiwając głową w stronę ich liderki. - Myślę, że drogie panie będą się mniej buntować, gdy zrozumieją w jakiej dokładnie sytuacji się znajdują. Chyba, że ma Pani jakiś powód, by nie wyjawiać im wszystkiego. Mi oczywiście nie robi to różnicy. Preferowałbym jedynie mniej buntów i spokojniejszą podróż.
- Dla dobra naszej współpracy przymknę oko na to, że zobaczył Pan treść listu i ją sobie na pewno zapisał.- Spojrzała ostro na Atoma, po czym dodała. - Zresztą dlaczego mają się buntować? Ja je właśnie ratuje od Zoana, na polecenie mojego mistrza. - Tu spojrzała na dwójkę dziewczyn. - Chyba że jeszcze czujecie lojalność do tego blond despoty. - To ostatnie zdanie mogło nie brzmieć ale było szczerą groźbą.
- Umówiliśmy się na współpracę w ramach wymiany poglądowej. Więc zakładałem że mam prawo obserwować wszystko. Ale proszę o wybaczenie jeśli Panią uraziłem. Od teraz postaram się uważać, żeby nie wtykać nosa w Pani prywatne sprawy - odparł Roy przepraszającym tonem.
- Eh? Zoan jest zły? - zdziwiła się rogata kobieta, niepewna dlaczego ktoś miałby ją przed nim ratować.
- Jest. - odparła jej muskularna przyjaciółka.
- Oh. Ok. - kobieta w chitynie uwierzyła od razu.
- Jeśli November go zaatakowała, to jest zagrożeniem dla ludzkości. Tak jej magia działa. - wyjaśniła pokrótce, zatrzymując się w miejscu. - Tak czy siak rozumiem, że chcesz nas zrekrutować? - spytała osiemnastka, patrząc prosto na twarz Eidith. - Alfonsy już zniszczył nasz statek, więc na dobrą sprawę nie mamy wyboru. Chętniej popracuję z wami niż rzucę się do tak niepewnej walki.
W ich obecnym rozstawieniu rogata dziewczyna oraz jej umięśniona koleżanka stały obydwie w linii z Royem. Były gotowe przynajmniej spróbować samoobrony. Mimo tego, osiemnastka brzmiała na szczerą.
Mike w tym czasie uruchomił maszynę, wygodnie się rozsiadł oraz postarał się ruszyć sprzętem. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z rozgrywającej się sceny u jego stóp. Chciał obrócić gundama w stronę Roya i Eidith, aby pomachać do nich.
Udało mu się to bez większego trudu. Roy skonstruował maszynę w całkiem logiczny sposób, przynajmniej z perspektywy pilota. Mike zakaszlał nieprzyjemnie, oglądając Roya i Eidith z wnętrza maszyny.
- Ah tak, wybaczcie mi za to - odparł naukowiec, jednocześnie machając ręką do Mike’a. - Mogę go szybko naprawić jeśli będzie potrzeba. Jako wymówkę mam fakt, że przybyliśmy na ten księżyc w misji ratunkowej i musieliśmy się upewnić czy na statku nie ma rannej, bądź nieprzytomnej załogi. Byle kto mógłby zhackować te wasze przestarzałe tostery żeby zaraportowały, że nikogo nie ma w środku.
- Aha. Zrobić dziurę w podłodze statku kosmicznego dla dobra załogi i zakryć ją, żeby zdechła gdy tylko opuści atmosferę. - podsumowała osiemnaście.
- Przypominam, że się nie zidentyfikowałaś, więc byłem w pośpiechu gdy do statku zbliżała się podejrzana nudystka nie przypominająca kogoś z Icarii - wyjaśnił spokojnie Roy. - Spaw wytrzymałby dwie lub trzy podróże. Gdybym się nie spieszył, to zrobiłbym porządny, którego nawet byś nie zauważyła. - wzruszył ramionami. - Więc mam nadzieję, że będzie to dla ciebie nauczka manier. Tylko wrogowie i piraci odmawiają identyfikacji radiowej. A skoro ja pierwszy zidentyfikwałem się jako wysłannik Neocesarstwa, to wiedziałaś, że nie jestem waszym wrogiem. Więc masz dziwne podejście jak na pilota.
Mike był zaskoczony, bo nie zdarzało się mu kaszleć od kiedy ma boskie ciało. Nigdy nie zwracał na to uwagi - po prostu nie chorował. Dlatego odzwyczaił się od czegoś takiego, dlatego tak nieprzyjemne kaszlnięcie było dla niego sporą niespodzianką. Na tyle, że wpędziło go nawet w panikę, bo czyżby STRACIŁ BŁOGOSŁAWIEŃSTWO HESTII?! Już nie jest bohaterem? A może to po prostu kurz w robocie? Tak, ma uczulenie na kurz to z pewnością to! A mimo to dla pewności poprosił Great Sage’a o zbadanie ciała. Jeszcze nie odzywał się do bogini, bo nie chciał brzmieć na panikarza.
Great sage przeprowadził analizę organizmu Mike’a i zakomunikował: “nie wykrywam wpływu żadnych schorzeń ani klątw”. - choć sage nie miał emocji, brzmiało to jak obietnica.
-To dlaczego zakaszlałem? - zapytał na głos bohater, ale postanowił tematem się nie przejmować. Skoro Great Sage twierdził, że wszystko w porządku to wszystko w porządku! Mike uruchomił mikrofon wewnętrzny i zapytał towarzystwo - To co robimy? - nie przestawał przy tym poruszać maszyną, chciał znać zakres jej mobilności.

Pilot podrapała się po głowie uśmiechając się głupio do Roya. - Zapomniałam, że pytałeś. Zresztą, też nie dałeś mi imienia. - spojrzała po tym na Eidith. - Ale czy on działa wbrew twoim rozkazom? Nikt normalny by tej dziury nie zauważył, to była pułapka jak nic. Plus zbliżałam się do swojego statku, więc czemu podejrzana? Twój inżynier ma bardzo słabe wymówki. Czuje jednak potrzebe się tłumaczyć, więc o co tu chodzi?
- Roy i Michael są z neocesarstwa więc współpracujemy. O ile młodego człowieka jakoś rozgryzłam Pana Roya nie potrafię jeszcze. Ta pułapka to była pewnie jedno ze stu zabezpieczeń na “wszelki wypadek”. Zapewniam Cię że od teraz nie masz się czego obawiać z jego strony. - Eidith odpaliła papierosa po czym odpowiedziała Mike’owi.
- Wracamy nic tu po nas, będziemy szli raczej powoli byś miał chwilę wypróbować tą maszynę. - Zakomunikowała młodzianowi po czym zwróciła się do osiemnastki.
- Z tą pracą dla mnie. To nie musi być “Bojowa” posada, piloci mogą się przysłużyć na wiele sposobów na mojej stacji, do niczego nie będę was zmuszać. Jednak Yato was dokładnie oceni i zaproponuje odpowiednie stanowiska do waszych zdolności. - Zaciągnęła się dymem spacerując w stronę skąd mieli odlecieć.

- Lepiej bym tego nie ujął, droga Pani - przytaknął z zadowoleniem i lekkim ukłonem kontradmirał. - W Neocesarstwie szanujemy ludzkie prawa, ale nie jesteśmy naiwni. Masz szczęście, że ja preferuję środki zaradcze, zamiast bezpośredniej fizycznej presji. Ktoś inny by cię od razu obezwładnił i wziął na przesłuchanie. Za to ja tworzę jedynie sytuację, która daje mi przewagę i pewność, że jestem pod kontrolą gdyby zaszła konieczność użycia przemocy. Na dłuższą metę generuje to mniej konfliktów i szybciej je rozwiązuje. - wyjaśniał ochoczo Osiemnastce. - Na przykład, gdybyś w tej chwili próbowała uciekać waszym statkiem, to Pani Eidith mogłaby być zmuszona cię zestrzelić. A z moją pułapką, wystarczyłoby żebym nawiązał połączenie radiowe, ostrzegł cię o jej istnieniu i zmusił do lądowania. Konflikt zostałby rozwiązany szybciej i bardziej pokojowo.
A w razie czego, jestem ja! - krzyknął Mike przelatując nad towarzystwem, wykonując serpentyny gundamem. - Juhuuuu! - dało się słyszeć zapał młodzieńca, gdy testował ograniczenia maszyny. A po chwili było - Będę rzygoł…. Hahahahaha żarcik - I znów przeleciał nad głowami zebranych.
- Hmm…. Ze mną byś przegrał. Z robotem lub bez. - Dodała wskazując na Mike’a w mechu. - Szczerze gdyby nie Eidith pewnie byśmy was po prostu zabiły. Widać po was, że nie macie doświadczenia z nadprzyrodzonymi wojskami.
- Uspokój się. - pogoniła ją przyjaciółka. - Ledwo co darowali nam walkę! Za dużo ci życia zostało?
Nie minęło długo, nim dwie dziewczyny przepychały się ze sobą, zamiast prowokować Roya.
Mike z ciekawości spojrzał na nią korzystając ze swojego Appraisal, bo ciekaw był czy są to jedynie czcze przechwałki.
Roy również obserwował mutantki z zaciekawieniem. Osiemnastka być może miała rację. Kontradmirał doszedł jednak do wniosku, że najprawdopodobniej obydwoje się nawzajem nie doceniali. Dobrze będzie je przebadać i sprawdzić jakie faktycznie posiadają zdolności bojowe.
- Mike, chętnie będę obserwował twoje sparingi z drogimi paniami. - odezwał się do bohatera, nawiązując połączenie radiowe z mechem którego pilotował. - Chyba łatwiej będzie nam zrozumieć ich zdolności, niż tą całą magię. Byłbym wdzięczny gdybyś przekazał mi również swoje wnioski o nich. Będą to na pewno użyteczne informacje dla Neocesarstwa.

- Rozumiemy się bez słów, przyjacielu! Chodziło mi po głowie, aby sprawdzić ją w boju. Kto wie, może nauczę się tego lub owego. Ewentualnie czeka mnie “death by snu snu”! - zaśmiał się w odpowiedzi chłopak, nie zdając sobie sprawy, że Roy mógł nie zrozumieć mema. W ogóle Mike nie brał pod uwagi, że w tym świecie memy z jego rzeczywistości mogą się nie aplikować. Po prostu używał ich naturalnie, nie zwracając uwagi na spojrzenia dezaprobaty czy niezrozumienia. Heros wydawał się takich rzeczy nie dostrzegać.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172