Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2011, 18:15   #61
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Widząc że bestia padła Zuriel zaprzestał ucieczki, zdyszany usiadł na kawałku w miarę suchej ziemi i łapiąc oddech nasłuchiwał odgłosów. W domu jeśli ich potyczka zwróciłaby uwagę innych istot z daleka słychać by było głuche dudnienie łap bądź butów po stalowych korytarzach, tu jednak jedyne co słyszał to cichy szum wiatru, plaskanie o błoto odnóż Mućka i pokrzykiwania Golema.

-Tą pieprzoną planetę powinno się zbombardować głowicami biologicznymi Exterminatusa, a potem dochodzić co się stało w stacji na pustej skale zamiast w tym piekle

Przeładował broń i sprawdził czy nie została zbyt zabrudzona – wszakże boltery to broń zdradziecka jak dziwka z hive’a. Skrzywił się słysząc że to Golem, zamiast porucznika zachował tyle trzeźwości umysłu aby wydawać rozkazy ale podniósł się z ziemi i zaczął wypatrywać ewentualnych zagrożeń.
Powoli wycofywał się w stronę kapłana maszyny ale widząc jak ten zabiera się do zabawy w małego rzeźnika odwrócił wzrok –Zanim pokroimy Rycerza, Imperatorze święć nad jego duszą, może lepiej byłoby sprawdzić otoczenie na auspexie?- Nie miał pojęcia jak to urządzenie sprawi się w tak niekorzystnym otoczeniu ale gdyby coś szło w ich stronę lepiej mieć chociażby te 20 metrów przewagi nad przeciwnikiem.

Niestety bez efektu starając się zignorować odgłosy pracy Golema podszedł do Porucznika –Masz może ze sobą granaty zapalające? Nie godzi się zostawiać tutaj Urallio bez pochówku, a na kopanie grobu nie ma czasu. Lepiej było by spalić ciało zanim inna poczwara się do niego dobierze.- Z jednej z ładownic wyciągnął data-slate i przywołał na ekran obraz zdjęć satelitarnych planety –Nie jest to może multikompas ale jeżeli się nie mylę powinniśmy być gdzieś tutaj- Wskazał palcem na ekran przybliżając jednocześnie obraz-Należałoby jak najszybciej znaleźć w okolicy obszar względnie suchego terenu i przygotować go do ewentualnej obrony przed zmrokiem.
 
Potwór jest offline  
Stary 09-03-2011, 10:29   #62
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
***

Przełączyła gogle. Teren był zupełnie czarno-zielony. Nie byli tu długo, może dlatego wciąż nie zdążyła nacieszyć się widokiem nocy, która nie licząc bagien, była tu naprawdę piękna. Zwłaszcza teraz, kiedy niebo roiło się od gwiazd, za zasłoną których trwała przerażająca kosmiczna burza. Porzucono ją dyskretnie pare kilometrów od miejsca uderzenia transportera. Miała sprawdzić czy ktokolwiek przeżył i wyeliminować w razie potrzeby. Wątpiła by jacyś cywile byli zdolni przeżyć w dżungli dłużej niż trzy dni. Być może problem rozwiązał się już sam i natrafi tylko na zwłoki.
Szła szybko utrzymując tempo, rozglądała się czujnie. Skafander utrzymywał stałą temperaturę, choć oddech powodował mgłę ciepłej pary. Nie męczyła się, nie była senna. Scyborgizowane ciało sprawdzało się doskonale. Kolejny dar od jej wybawcy. Posłuchałaby każdego rozkazu bez wahania. Minęło tyle lat, a pomimo tego, że słuchała poleceń i wykonywała je skrupulatnie czuła, że wciąż ma dług do spłacenia. Dług, za który chyba nigdy się nie odwdzięczy. Marsz skłaniał do przemyśleń, choć nie dekoncentrował jej uwagi.
Wiedziała co może ją spotkać. Omijała rozmazane plamy bagien z daleka.
Sierociniec… Smutne oczy dzieciaków, w których nie było już nawet krzty nadziei na normalne życie. Pozbawione marzeń i pragnień. Jedna z wielu sierot wojennych za mała by pamiętać co tak naprawdę się stało. I on. Pewnego dnia, taki dostojny. Wielki, wysoki, błyszczący w słońcu białą szatą. Tak musiał wyglądać Anioł Imperatora. Zabrał ją i dał nowe życie. Małej, brudnej, kalekiej dziewczynce. Nauczył mówić, czytać, oddał jej nogi. Długie i silne. Takie o jakich mogą marzyć dziewczynki oglądające pierwsze gazety z reklamówkami.
Uśmiechnęła się. Nauczył ją też zabijać. Jeden strzał, jeden trup. Takie były zasady…

Droga nie nużyła się. Mogłaby tak godzinami. Nocarion Svertẽ…
Nigdy jej nie dotknął w ten sposób. Nigdy też nie udawał jej ojca. Był czas, że zastanawiała się czy może jest niedostatecznie ładna? Szybko z tego wyrosła. Jego żołnierze często zwracali na nią uwagę. Wydawało się to całkiem zabawne, dopóki nie chcieli dotykać. Plama na przeciwległej ścianie. Czerwona i wystarczająco ekspresywna, by nikt więcej nie ważył się tego robić. Tak zostało do dziś i tak zostanie bo Miria, nigdy nie kochała. Nikogo, poza samym Bogiem – Imperatorem. Tego ją nauczono. Służby.
Surowa szkoła, dyscyplina, opanowanie. Za każdą myśl, że mogłaby by spędzić z mężczyzną noc, za żywe spojrzenie, jakie często wymykało się zza czarnych kamieni oczu, odbywała pokutę. Cichą w swojej niewielkiej kajucie. Zaciśnięte, wąskie wargi i cichy trzask bicza raniącego skórę pleców.

Potrafiła czuć. Często nawet za bardzo. Pamiętała pewien wieczór w mesie i ciche słowa jednego z oficerów.
- To ta suka naszego Inkwizytora…
Usłyszała. Krew wezbrała i miała wrażenie, że wybuchnie jak podczas erupcji wulkanu zalewając wszystko lepką czerwienią. Ale… właściwie dlaczego?
Być może taka była właśnie prawda. Była wiernym, lojalnym psem, którego spuszczano ze smyczy?
Jeden strzał, jeden trup… Oficer zginął podczas misji.

Spojrzała w niebo. Noc tutaj wciąż była taka piękna…
 
Witch Elf jest offline  
Stary 10-03-2011, 03:02   #63
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Nooo, starczy na dziś, dziewczynki... - nawet Kaus miał dosyć. Serducho nie sługa czy jakoś tak, pobolewało jak cholera - chyba przy upadku z orbity, pardon, awaryjnym lądowaniu, oberwał mocniej niż mu się wydawało. Potrzebny był odpoczynek. A to oznaczało ... ale po kolei. Nie ma to jak pieczyste.



Potencjalni obserwatorzy zaginionego w akcji kill-teamu Inkwizycji, spodziewający się rozpaczy po stracie łączności, strachu i aktów kanibalizmu czy liczenia kalorii byle tylko starczyło do zbawiennej bazy, srodze mogliby się zawieść. Strażnik duchowej czystości oddziału zakrzątnął się wokół przygotowań do noclegu. Zagonił Inkwizytorów do zbierania drewna na ognisko, porucznika obarczył jakże odpowiedzialnym i na pewno stosownym dla oficera zadaniem pilnowania narowistego Mućka i mniej obficie wyposażonego w łapy sprzętu, sam zaś zabrał się za przygotowanie posiłku. Kolejny raz miecz energetyczny i wibroostrze poszły w ruch, udowadniając twierdzenie że broń równie często służy do wypruwania cudzych flaczków co i do napełniania własnych. Łapa bagiennego stwora pozbawiona została kości i tego co tam służyło za zewnętrzną, kostropatą powłokę, a nadziana na długą żerdź, natarta solą i miejscowymi ziołami zawisła nad płomieniem, jako swoista zemsta za śmierć Urallio i niezgorszy posiłek. Kaus nie byłby sobą gdyby do wykonania pracy rąk ludzkich nie zatrudnił jakiejś maszynerii, w tym jednak wypadku własnoręcznie obracał rożen bowiem zadanie było zbyt odpowiedzialne by pozostawiać je naprędce skleconej aparaturze. Rozdał towarzyszom maty termiczne.



Ogień wydobywał z mroku surowe męskie twarze, w skupieniu wpatrujące się w ociekające tłuszczem mięso, z namaszczeniem obracane na drągu. Serce Kausa ogarnęło błogie poczucie koleżeństwa i puścił w obieg kolejną flaszkę święconki. Nawet jego niechęć do psionika nieco zelżała - jeśli uda się zapewnić dostawy świeżego mięsiwa istnieje duża szansa że ten nie trafi do gara. Zuriel, który swoją wcześniejszą przezornością zdawał się szokować Golema, stał przed niepowtarzalną okazją wypatrywania niebezpieczeństwa z auspexem w garści.

Co jakiś czas Debonair próbował czy pieczyste już doszło. Fakt, rarytas to nie był a i mułem gdzieniegdzie zalatywał, ale mięsko było wcale niezłe, a przede wszystkim wolne od toksyn. Ciekaw był kto się skusi. Oczywiście, nikogo nie zamierzał przymuszać, nawet specjalnie zachęcać - w końcu im mniej będzie chętnych tym więcej zostanie dla niego. Nie żeby sztukamięs był mikry...



W tę oto idylliczną scenkę z butami i małym chłopcem na ramieniu wkroczyli drużynowi, raptownie kurczący się liczebnie Kosmiczni Marines.
- Wagnera? - Kaus zapytał ciekawie Ragnara - Napalm? Widać że co świat to obyczaj, u mnie mawiało się "puścić bąka" i "puścić pawia". Skąd wytarmosiliście chłopaka i gdzie jest Revan? - rzucił, Simonowi pozostawiając tłumaczenie co zaszło.

No, przynajmniej Kruk lubił sobie pociągnąć z flachy. Golem był bardzo ciekaw czy metabolizm Marine nie siądzie po jego destylacie. Kto ich tam wie, Kosmicznych Zwierzaków, czy im się białko nie zetnie...
- Urallio nie żyje. Honorujemy go spożywając cząstkę jego ciała - Debonair rzucił machinalnie, wskazując kciukiem przyrumienione pieczyste nad ogniskiem i wygłodniałe spojrzenia reszty zespołu, badając jednocześnie uszkodzenie w pancerzu zakonnika Kruczej Gwardii. - Hmmm, na pierwszy rzut oka najlepiej byłoby odciąć ramię tutaj - wskazał bark - i wstawić bionikę - powiedział rozglądając się za Reduktorem i odpowiednią protezą. "Może gdyby wstawić jedno z ramion Mućka..." Po chwili machnął jednak ręką. - No dobrze, prowizorycznie naprawię pancerz zapewniając jego szczelność i odporność na uszkodzenia, ale nie naprawię włókien motorycznych. Widzę jednak że uszkodzenie jest względnie niewielkie. Na razie zajmę się porucznikiem, potem dzieciakiem i tobą.
Pozostało jedynie żałować że Marcus nie podzielił się z nim swoimi doświadczeniami z kobietami z głębokim dekoltem...

Pokiwał głową ze zrozumieniem gdy psionik oznajmił swój zamiar oddalenia się. Nie on jeden zapewne miał ochotę zmienić bieliznę po dzisiejszym dniu.
- Tylko ostrożnie! - krzyknął za nim z troską bowiem nie widział by Lindeo zabrał papier toaletowy - Niektóre liście są trujące, uważaj zwłaszcza na te z krótkimi, łamliwymi włoskami! Parzą, szczególnie gdy potrzeć nimi o błony śluzowe! W razie czego użyj radia! - przypomniał.



Po posiłku i obejrzeniu dzieciaka przez Inkwizytorów zmienił jednak nieco kolejność. Mały trząsł się ze strachu, zimna i diabli wiedzą czego jeszcze i Golem jego wziął na pierwszy ogień. Temperatura, ciśnienie, badanie krwi, odruchy, zastrzyk z brakujących witamin i mikroelementów. Nie był delikatny, oj nie. Żadna z kochających (zwykle i tak krótko) Kausa kobiet nie zostałaby z nim ani chwili dłużej widząc jak bezceremonialnie wymuszał posłuszeństwo. Dzięki temu jednak chłopak w rekordowo krótkim czasie został zbadany i znalazł się przy ognisku, owinięty w matę termiczną, z batonem w jednej garści i płatem mięsa w drugiej, ogłupiały i przerażony. Ale ciągle żywy. Simon jako następny znalazł się "na kozetce" i tym razem Debonair poświęcił mu więcej czasu, usiłując dowiedzieć się czy uraz nie jest groźniejszy niż mu się wydawało. Z Marcusem też mu trochę zeszło, bowiem najpierw musiał oczyścić ranę w której kręciły się jakieś miejscowe robaczki (tak więc perspektywa wykorzystania Mućka jako źródła części zamiennych nie była wcale tak nieprawdopodobna), potem zaś naprawił pancerz korzystając ze specjalnej pasty termoutwardzalnej. Fakt, nie była tak odporna jak ceramit, ale na potrzeby chwili powinna wystarczyć. Kompletnego warsztatu przecież nie miał jak dźwigać. To znaczy Muciek nie miał jak dźwigać. To znaczy dźwigał, ale rozpakowywać go w środku dżungli...

Wyprał ciuchy chłopaka i rozwiesił je w pobliżu ogniska. Ponieważ ten ciągle spoglądał na niego jak na herszta dzieciojadów na dworze Lorda Chaosu sięgnął do jednego z zasobników i wyciągnął zapalniczkę zrobioną z łuski po bolterze. Pokazał jak w "magiczny sposób" można przywołać ogienek. I wbrew zaleceniom pedagogów zostawił maluchowi zabawkę. Jeśli ten nie wychłepcze prometium ze zbiorniczka to nic złego nie powinno się stać...

Przycupnął przy Mućku i po raz kolejny zabrał się za majsterkowanie. Tak w ogóle to Kausowi robota paliła się w rękach i jego dłonie i mechadendryty nie odpoczywały niemal na chwilę. Tak to już jest z gangerami - żyją krótko i intensywnie. Sprawnie rozebrał dronę zwiadowczą - wspomagając się flaszeczką - i wyciągnął uszkodzony akumulator i silnik. Naprawił korpus, a pozostałe wewnątrz elementy wyważył i porządnie połączył, by odciążona drona była w ogóle w stanie wzbić się w powietrze. Wypróbowywał ją przez chwilę - przynajmniej odrywała się od ziemi. Ocenił że maksymalny bezpieczny pułap to czubki drzew; jednak dopiero z rana będzie okazja to sprawdzić.

Od dłuższego czasu coś go męczyło i nie była to zgaga po pieczystym. Gdy skończył rozejrzał się jeszcze raz po obozowisku, przeskanował każdego nadal żywego i podszedł do Marcusa.
- Pokaż no swój miecz - powiedział zaintrygowany.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 12-03-2011, 18:21   #64
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Odruch zadziałał. Haxtes wyrwał mu się, a psionik nie widział powodów ryzykowania własnego życia by przekonać tamtego, że nie ma racji. Biegł, niezdarnie wybierając kroki w grząskim bagnisku w rytm poszczególnych wystrzałów boltera. Nie liczył ich nawet, ale rejestrował, jak w hipnotycznym transie, czekając na oznakę, że jego towarzysz nie żyje.

To byłoby całkiem korzystne, ale biorąc pod uwagę śmierć brata Urallio, Lindeo nie było do śmiechu stracić kolejnego towarzysza, zwłaszcza, że bliżej im wszystkim było śmierci niż celu.

Po jednym z wystrzałów coś potężnego rozbrzyzgało bagno tuż obok niego i przez chwilę Lindeo sądził, że stworzenie ma długie i potężne macki, które skrywało pod wodą i jedna właśnie zmiażdżyła Haxtesa, nieomal także jego. Dopiero gdy usłyszał kolejny strzał bolterowy zerknął by zobaczyć, że centymetry dzieliły go od przywalenia i najpewniej utopienia przez drzewo. W tym momencie jego towarzysz chyba zmądrzał, skończyło się bowiem prowadzenie ognia. Zatrzymał się i odwrócił na chwilę, by zobaczyć hivera zręcznie przeskakującego pień i umykającego teraz nie tak już szybkiemu potworowi. Był ogromny, ale nie wydawał się już tak zabójczy, wciąż jednak psionik nie mógł się wyzbyć wspomnienia rozrywanego w ułamki sekund pancerza wspomaganego.

Bestia zmieniła cel. Przez chwilę Lindeo chciał sięgnąć po pistolet laserowy, ale stał tylko i obserwował jak zafascynowany prowadzącego ogień techkapłana i działanie porucznika, który zakończył walkę w co najmniej spektakularny sposób.

Stał tak dalej, nieporuszony, gdy okolicę powitał drugi rozbrzyzg - wnętrzności.

***

Nastała cisza. Porucznik-dowódca chyba ledwie stał, biorąc pod uwagę jego ranę, Inkwizytorzy zaś byli jedynymi pozostałymi... żołnierzami...
- Pilnować otoczenia! - odezwał się w komunikatorze głos techkapłana.
Lindeo westchnął. Chciał już zapewnić kretyna, że w okolicy nie ma żadnego zagrożenia... przypomniał sobie jednak, iż jego umysł dostrzega jedynie dusze; przejaw egzystancjalny istot czujących i samoświadomych. Reszta mogło powodować jedynie pływy Osnowy, której on sam i tak niezbyt chętnie się dogłębnie przyglądał. Nie bez przygotowania i sprzętu...
Ich zwiadowca zaś, osoba, która mogłaby się nadać do ostrzeżenia o tego typu zagrożeniach tańczył radośnie swój śmiercionośny taniec w której jeden krok stawiało się na godzinę, tańczył go zaś razem ze swoimi ewentualnymi zastępcami. Mordolph po prostu westchnął ponownie, sekundy może po pierwszym westchnięciu, wyjął laspistola z kabury i skierowawszy go lufą w stronę nieba zerknął na Haxtesa po czym odwrócił się, by obserwować okolicę w danym sektorze.
Inna sprawa, że jedyna osoba z którą mógł skonsultować swoje wątpliwości zginęła. Ponadto zanosi się na to, że najlepsze dopiero ich czeka...

***

Przez następne godziny zdystansowała się do świata w sposób, w jaki tylko psionik w szlafrokowatym habicie oraz masce potrafi. Bez słowa przyjął rozkaz techkapłana dotyczący zbierania chrustu, co zakrawało na kapliczną komedię sfrustrowanych niedolą akolitów Inkwizycji. O tyle rzecz śmieszniejsza, że znalezienie suszu na bagnie graniczyło z cudem i rzecz sprowadzała się do zdrowego rozsądku przy doborze opału.
Skinął w podzięce głową, przyjmując matę termoizolacyjną od techkapłana niczym zapłatę za dobrą robotę i usiadł przy ognisku milcząc, jakby zdołowany jego przyganą.
W istocie jego myśli zaprzątały niespokojne myśli.

Dopiero przybycie Astartes poruszyło na powrót wszystkich zmarzniętych mężczyzn przy ognisku, tym bardziej, że przyprowadzili ze sobą małe dziecko... chłopca. Lindeo może chwilę poświęcił przyglądanie się infantowi, ale zignorował go po chwili. Jego uwagę przykuła jedynie bluźniercza uwaga Debonaira a propos spożywania Astartesa i z przerażeniem spojrzał na mięso, które odmówił, analizując, czy nie przeoczył jak ciało Szarego Rycerza było krojone, sam z resztą nie wiedział po co, słyszał ogólne informacje o genoziarnie, ale nigdy się nie dowiedział o rzeczach z tym powiązanych, jak jego znaczeniu dla zakonów Astartes. Po sekundzie jednak zorientował się, że Golem żartuje i odetchnął z ulgą.

Odczekał jeszcze może godzinę, aż Astartes spoczną, na tyle, na ile potrafią. Kaus zajął się chłopcem.

- Za pozwoleniem reszty, skoro szacowni Astartes wrócili, oddalę się. Podróż przez Osnowę wytrąciła mnie z równowagi bardziej, niż się tego spodziewałem. Muszę odpocząć i skorzystać z błogości medytacji, sam.
- Tylko ostrożnie! - techkapłan krzyknął za nim z troską bowiem nie widział by Lindeo zabrał papier toaletowy - Niektóre liście są trujące, uważaj zwłaszcza na te z krótkimi, łamliwymi włoskami! Parzą, szczególnie gdy potrzeć nimi o błony śluzowe! W razie czego użyj radia! - przypomniał.
Nie umiem. przekazał tylko do jego umysłu psionik, unosząc kciuk prawej dłoni. Wstał i odchodząc zatrzymał się koło porucznika. Odkroił kawałek mięsiwa i zgarnął w nieco ubłoconą rękawiczkę.
- Tuszę, że z nastaniem odpowiedniej pory ruszamy w stronę bazy. Nie będę się oddalał zanadto, ale idę w tamtym kierunku. Chcę odpocząć na ile zdołam, więc po prostu gdy wyruszycie, zgarnijcie mnie po drodze. - wyjaśnił w Wysokim Gotyckim i nie czekając na potwierdzenie ruszył przed siebie w dzicz.
Choć wówczas o tym nie wiedział, ominęły go skan i zapewne kolejna chęć poczęstowania trunkiem techkapłana... obie zapewne równie niebezpieczne.

***

Gdy znalazł się już w miejscu, z którego nie widział wyraźnie łuny obozowego ogniska, oparł się o niskie drzewo. Podążał możliwie suchą ścieżką, ze szczególną uwagą unikając większych zbiorników wodnych, jakkolwiek było to bagno, łatwo było być zaskoczonym płycizną wyglądającą jak kałuża, przykrytą zaś roślinnością do tego stopnia, że maskowała ona wręcz jezioro. Nie mógł zachować pełnej ostrożności, ale zachował względną.
Z pewną ulgą zdjął maskę i trzymając w ręce, posilił się mięsem, ostatek wyrzucając do bagna. Sama maniera wydała mu się odrażającą, pewną pociechę odnalazł w tym, że nikt go nie widzi. Spojrzał na smugę krwi, pozostałość z rozciętej wargi przy lądowaniu. Zwalczył chęć dotknięcia warg i twarzy ubłoconymi rękawiczkami. Przez chwilę rozmyślał, na ile bezpiecznie jest w takim miejscu zdjąć maskę. Rozważał różne za i przeciw, przede wszystkim fakt, że ciężko ważący dobre kilogramy ołowiany odlew założyć na twarz, gdyby został nagle zaatakowany przez dzikie stworzenie. Były jeszcze inne, równie groźne konsekwencje...

Z niemałym wstrętem i nie bez niechęci, ponownie oddzielił się od świata uświęconą barierą z ołowiu.

***

Rozsiadł się w pozycji lotusu, ze skrzyżowanymi nogami i uniesionymi dłoniami wspartymi na kolanach. Zajrzał w Osnowę przelotnie, pozostał uważny, wsłuchiwał się w emocje wokół siebie. Pustka. Przede wszystkim upewnił się, że wykrywa umysły i dusze swoich towarzyszy, bez tego musiałby natychmiast się wrócić, ale dlatego też dzielił ich racjonalny dystans. Upewniwszy się, że jest w stanie przesłać im swoje myśli bez użycia komunikatora postanowił upewnić się, że nie jest śledzony. Zadowolony z wyników zaczął rozważać swoje opcje. Nieświadomie niemal wodził palcami prawej dłoni, szkicując w powietrzu określone znaki. Nikt go nie obserwował, mógł użyć swego poszerzonego asortymentu.

Mógł się dowiedzieć więcej.

Uznał jednak, że za wcześnie na to. Chciał poczuć kojący wpływ wspomagających go elementów na umysł, swobodę, jakiej brakowało mu i będzie brakować zapewne w najbliższych dniach, poczucie mocy i bezpieczeństwa. To jednak było rozwiązanie nader... radykalne. On sam nie potrzebował tego, mógł też się znaleźć w niefortunnej sytuacji, gdyby pogrążył się w medytacji i ktoś by go zastał. Nie wątpił, że wytłumaczył by, co i dlaczego robi w sposób nie budzący zastrzeżeń... Może też jego towarzysze nie mieli tak napiętego podejścia do niektórych kwestii.
Marzenia. Złudne nadzieje. Oznaka słabnięcia woli... skarcił sam siebie.
Techkapłan pouczył go co do przepowiedni, nie rozumiał jednak ich natury. Cóż, lepiej być niewinnym oskarżeń o niekompetencję niż niewinnym oskarżeń o niewłaściwe intencje. Będzie jeszcze miał czas się przydać gdy znajdą się na miejscu, w ustalaniu prawdy. Z jednej strony cieszył się, że Lady Inkwizytor ograniczyła jego rolę do przepowiedni, z drugiej musiała czerpać jakąś niewymownie perwersyjną radość z niezaznaczenia, że jego specjalizacją nie było jasnowidzenie...

To jednak i tak nie miało sensu. Nie kłamał, podróż przez Osnowę była dla każdego psionika dość traumatycznym doświadczeniem, a on odczuwał to jeszcze gorzej, zawsze też temu towarzyszył nieuzasadniony lęk i nieufność wobec sprawności osłon i mechanizmów podróży. Nie znał szczegółów, ale wiedział, że okręt podróżuje przez samą Osnowę. Sama ta idea napawała go strachem.
Zrezygnował, gdy palce już spoczęły na futerale. Ten jeden raz przynajmniej zwyczajnie odpocznie i sprawdzi, na ile reszta postanowi wbrew jemu zadbać o jego bezpieczeństwo. Z tymi myślami wykorzystał wszystkie znane mu techniki by się rozluźnić i pogrążyć w transie, w którym swoją uwagę skupił na jaskrawościach Osnowy w otaczającej go przestrzeni Materium, nie zaś czasie...
 
-2- jest offline  
Stary 12-03-2011, 20:23   #65
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Simon powoli podniósł się z ziemi i z satysfakcją spojrzał na truchło bestii, a raczej to co z niego zostało. Na jego twarzy zagościł uśmiech pełen satysfakcji, jednak bardzko szybko jego miejsce zajął grymas bólu – boląca noga nie pozwalała o sobie zapomnieć. Musiał szybko coś z nią zrobić, przed chwilą przez nią o mało nie zginął, tylko Jego woli zawdzięczał to, że żyje. No i temu, że walczył z bezrozumną istotą pchaną prymitywnymi rządzami, nie zaś z odpowiednio przeszkolonym żołnierzem. Jak widać planeta nie lubiła wizyt niezapowiedzianych gości, a oni jak na złość, będą musieli spędzić tutaj kilka najbliższych dni. Los żołnierza…

Przez chwile obserwował otoczenie szukając kolejnych potencjalnych zagrożeń. Nie udało mu się dostrzec niczego, jednak wcale go to nie uspokoiło – kilka chwil temu mogli się przekonać, że jednak tak jak mówi przysłowie, powinni się spodziewać niespodziewanego. Nie zachowali dostatecznej czujności i to kosztowało ich życie towarzysza. Ten błąd nie może się im przytrafić podobnie.

Pochylił się i rozmasował ostrożnie obolałą nogę, po czym odwrócił się w kierunku swoich towarzyszy. Był zadowolony z racji tego, że żaden z nich nie odniósł poważniejszych obrażeń. Misja i tak była już na tym etapie mocno pokomplikowana.

Słowa pochwały (bo chyba tak powinien interpretować opinię jaką wyraził o nim Debonair) przyjął lekkim skinieniem głowy – bo cóż miał zrobić? To nie było nic wielkiego. Zarówno on jak i bestia walczyli o swoje życie, obaj postawili wszystko i nie mieli nic do stracenia. Nagrodą była świeża porcja (w przypadku bestii) i zachowanie życia. Porucznik wygrał i zgarnął całą pulę. Nie było czasu na sentymenty, gdyż w trakcie bitwy obowiązujące prawa są nieco inne.

- Jeśli się nie obrazisz wolałbym pozostać przy ‘Kaus’, takie zboczenie zawodowe – Uścisnął mu rękę i uśmiechnął się.

Z wielką ulgą przyjął od kapłana leki i popił je ‘lekarstwem na nadciśnienie’ (sam Imperator wiedział chyba czym to było naprawdę, ale Simon przez całe życie nauczył się jednego – czasami lepiej nie wiedzieć…). Wypił tylko tyle, żeby przełknąć otrzymane tabletki, nie chciał mącić sobie umysłu, jego zmysły winne zostać czujne jeszcze przez kilka godzin.

Gdy wedle polecenia Kausa zabezpieczał teren, pilnując, aby żaden z nieprzewidzianych gości nie przerwał mu pracy, podszedł do niego jeden z inkwizytorów.
- Masz może ze sobą granaty zapalające? Nie godzi się zostawiać tutaj Urallio bez pochówku, a na kopanie grobu nie ma czasu. Lepiej było by spalić ciało zanim inna poczwara się do niego dobierze. Nie jest to może multikompas ale jeżeli się nie mylę powinniśmy być gdzieś tutaj. Należałoby jak najszybciej znaleźć w okolicy obszar względnie suchego terenu i przygotować go do ewentualnej obrony przed zmrokiem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Kilka granatów się znajdzie… Masz rację, jak tylko kapłan skończy swoją pracę powinniśmy, jak najszybciej spalić zwłoki rycerza. A raczej to co z nich zostanie… Inaczej to sprowadzi na nas hordy padlinożerców, a zdołaliśmy się już przekonać, że na tej planecie raczej nie żyją słodkie i potulne zwierzaczki, a raczej ich zupełne przeciwieństwo. A potem oddaliśmy się jak najszybciej. Powinniśmy zdążyć przygotować prowizoryczny obóz przed zmrokiem. Mam już dosyć tych bagien…

***

W milczeniu wpatrywał się w ognisko analizując całą sytuację.
Zostali odcięci, stracili łączność, towarzysza, zyskali wroga w postaci snajpera, nie są do końca przekonani, gdzie dokładnie się znajdują, a jedyne czego mogą być pewni, to fakt, że miejscowa fauna i flora z chęcią zaprosiła by ich na wspólny posiłek. Tylko pytanie kto byłby głównym daniem. On raczej nadawał się na zakąskę.

- A niech to wszystko chuj strzeli… - Zaklął pod nosem.

Podniósł wzrok, gdy do ich obozu weszli marines. Dopiero po chwili zorientował się, że nie są sami.

Chłopiec? Co on tu robi? Pomyślał, a po chwili cicho się roześmiał – chłopiec wydawał się nieco przestraszony całą sytuacją, a obecność jego przerośniętych niań chyba niezbyt dodawał mu otuchy. Sami Astartes zdawali się być nie do końca zdecydowani co mają teraz zrobić.

Po chwili streścił Astartes wszystko co się wydarzyło podczas nieobecności i opowiedział o wielkim drapieżniku i śmierci Szarego Rycerza.

- Skąd go wytrzasnęliście? Znaleźliście może jakieś inne ślady w okolicy? Coś co mogło by wskazywać na obecność w okolicy innych myślących istot? – Uważał, że obecność chłopaka wcale nie wróży nic dobrego – wręcz przeciwnie, komplikowało to sprawę jeszcze bardziej – Zajmijcie się nim – Wskazał na inkwizytorów – Jednak na razie go zbytnio nie naciskajcie. Wypytamy go dokładniej jak tylko Kaus się nim zajmie i dzieciak wypocznie. W tym stanie i tak nam nic nie powie.

Po zakończeniu posiłku, w końcu kapłan zajął się jego nogą. Na szczęście odniesione obrażenia nie okazały się poważne. Czuł się już nieco lepiej, ale doskonale wiedział, że ból niedługo powróci. I to w najmniej odpowiednim momencie.

Potem rozdzielił warty i pozostałe zadania towarzyszom. Miał czuwać jako jeden z pierwszych, więc powoli zajął swoje miejsce na skraju obozu i skoncentrował się na obserwacji otoczenia.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 12-03-2011, 23:26   #66
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
- Więc niech spoczywa z czystym sumieniem. Oddał życie w walce. - Rzekł spokojnie, dowiedziawszy się o ciągu zdarzeń, które doprowadziły do chwili obecnej. Na jego twarzy pojawił się też cierpki uśmiech, wywołany zapachem pieczonego mięsiwa. Golem potrafił uruchomić wyobraźnię, nie tylko za sprawą "święconki".
- Żadnego śladu istot myślących, ani obecności którychkolwiek z pradawnych ras. Szczeniak leżał w krzakach i lał pod siebie ze strachu. Aż dziw bierze, że zdołał przeżyć tak długo bez niczyjej pomocy. No właśnie... - Odpowiedział porucznikowi, popadając w chwilowe zamyślenie. To wszystko nie trzymało się kupy. Skoro znaleźli dziecko, gdzieś musieli być rodzice. To nie zieloni, że wyrastają niemal spod ziemi. Problem w tym, że w promieniu kilkunastu kilometrów nie było żadnych śladów rozumnego życia, a psionik zaprzeczał, że wyczuł kogokolwiek. Jeśli mały przeżył, musiał mu ktoś pomagać. Teraz należało się zastanowić, czy owy "papcio" wciąż porusza się wśród żywych i czy nie zapała nagle pragnieniem odzyskania dziecka. Tak, brakuje im jeszcze świra do snajpera - dezertera. Westchnął tylko pod nosem odprowadzając wzrokiem Lindeo. Jak zwykle przemykał się w cieniu oddalając od grupy, niczym jakaś szara enigmatyczna persona. Stanowił zagadkę, podobnie chyba jak on sam dla niego. Wciąż pamiętał jego słowa wypowiedziane na pokładzie Vittori. Nie był jednak pewien, czy dałby sobie radę w samotnym starciu ze snajperem. Może nie powinien opuszczać grupy?
Nie dane było mu jednak cieszyć się chwilowym spokojem i samotnością, gdyż oto zbliżała się właśnie jego kolejka w zakładzie obłąkanego doktora Kausa Debonair`a.

- Wybacz, chwilo nie mam zamiaru dołączyć do klubu "mechanicznych". - Odparł kapłanowi, wskazując z uśmiechem na Mućka. Cóż, dobrze wiedzieć, że przynajmniej w owym stowarzyszeniu miałby doborowe towarzystwo.
- A jak tam prędkość procesów korozyjnych? - Wtrącił z udawanym zaciekawienie i poruszeniem zarazem.
Po skończonej robocie skinął mu tylko głową na podziękowanie. Więcej nie było trzeba, wszak tworzyli coś na kształt... oddziału? Ciężko było mu tak to nazwać, gdyż prawdziwym oddziałem można było tylko nazwać grupę braci z Kruczej Gwardii. To nie była Krucza Gwardia... jednak z niejakim powodzeniem udawało się jej aspirować do tego szczytnego miana.

Gdy nadeszła chwila wolnego czasu, Marcus przysiadł przy ognisku starając się ogarnąć wszystko dookoła. Zdarzyło się dużo, trafili w jakieś przedziwne miejsce i na dodatek nie udało im się znaleźć Revena. Mieli za to jednak chłopaka, który stanowił tutaj element zupełnie innej bajki. Ech...
- Miecz? Ech, tak... już. - Rzucił szybko, zsuwając piłomiecz z pleców i wręczając go kapłanowi maszyn. Ukuło go przy tym pewne poczucie... dumy? Coś zupełnie, jak gdyby właśnie miałby się przed nim pochwalić swoją dziewczyną, czy coś. Dość zabawne w przypadku dwumetrowego Astartes, który jedyną więź emocjonalną jako potrafił stworzyć, to tą ze swoim mieczem. Był to jeden z niewielu ludzkich odruchów jakimi się odznaczał, podobnie jak przecieranie szyjki butelki, czy skinięcie głową na powitanie. Wszak coś ich chyba jeszcze z ludźmi łączyło.
Miecz nie był jakimiś wielkim cudem inżynierii ludzkiego Imperium, czy bronią niszczącą demony. Z pozoru wyglądał... dość zwyczajnie, a na pewno jak wiele innych piłomieczy odbywających swoją służbę w szeregach Kruczej Gwardii. Ten był jednak prezentem od zakonu. Podobno pamiętał czasy Wielkiej Herezji i pobłogosławił go sam Imperator. Podobno potrafił przemówić... Marcusowi trudno było jednak udowodnić którąkolwiek z tych rzeczy, no może poza tą, że świetnie spisywał się w walce i odciął już łeb niejednemu heretykowi.

Ciężko było mu znaleźć jakieś dalsze zajęcie. Mógłby zwyczajnie spróbować zasnąć, ale niby po co? Nie odczuwał zmęczenia i nie odczuwałby go jeszcze przez wiele dni, miesięcy, a nawet lat. To tylko odruch... opcja, pozwalająca spędzić czas i nie oszaleć. Teraz wolał jednak pozostać na swojej warcie i z butelką święconki w dłoni wpatrywać się w jęzory płomieni, czekając na świt i to co wydarzy się dalej.
 
Araks3 jest offline  
Stary 13-03-2011, 10:07   #67
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ragnar stał tak koło ogniska i nagle... usiadł. Nie bardzo odzywał się, jedząc to co Golem przygotował, ponoć bestia... Była dość, przyznać trzeba, żylasta, jechała mułem ale była ciepła, a to było najważniejsze.

Ragnar wyszczerzył się do zasmarkańca, podszedł do niego i powiedział:
- Młody, czy ty rozumiesz co my do Ciebie mówimy? Czy nie bardzo?- To było dobre bo jeżeli rozumiał to można pogadać, a jak nie to i tak na jedno wychodzi. "Stał i patrzył się na niego, a reszta oddziału zaległa obozem pod gwiazdami nieznanego nieba" - jakie to kurwa poetyckie.

Podszedł do golema... i usiadł obok niego licząc na trochę gorzały.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 13-03-2011, 23:51   #68
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Niedobry, oj niedobry to był znak, widok załamanego Simona. To już nawet Golem zauważył, poza jednak odrobiną wytchnienia w postaci cygara i święconki nie miał dla niego pocieszenia. Tym bardziej że mu się podkomendni rozłazili niczym stado szczurów w Underhivie. Że jednak był kapłanem - fakt, swego rodzaju - i dbanie o morale należało do zakresu jego obowiązków, podszedł do niego i poklepał go po ramieniu:
- Trudny los dowódcy, nie martw się, będzie dobrze - albo źle, ale niewiele możesz na to poradzić poza wiarą w Boga Maszynę ... czy Imperatora, w twoim przypadku. I robieniem tego co do ciebie należy. Wiem co mówię, też byłem porucznikiem. Siedemnasty Pluton, Pierwszy Gariański - powiedział z uśmiechem i wykonał nieokreślony ruch ręką, pewnie mający imitować salutowanie.

Za to spotkała go niespodzianka gdy łatał Marcusa...
- A jak tam prędkość procesów korozyjnych? - ten wtręt był na tyle niespodziewany że przyjrzał mu się najpierw uważnie, a dostrzegając że tamten żartuje ryknął śmiechem. Zakonnik Kruczej Gwardii nie był jednak takim sztywniakiem jak się wydawało, a Golem poza odwagą w walce - czasami nadmierną - nade wszystko cenił spryt i umiejętność kombinowania - w tym również obracanie językiem. Nie odciął się jednak, skoncentrowany na powrót na robocie. Swoją drogą to faktycznie trzeba będzie przejrzeć Mućka i pancerz. Ale wyglądało na to że przynajmniej jeśli o Marines chodzi to trafiła się niezgorsza ekipa.

Gdy dostał w swoje ręce miecz łańcuchowy Marcusa aż zamrowiły go łapy. Od razu zorientował się w czym rzecz, ale przykucnął z bronią w dłoni i obejrzał ją starannie. Zdjął pancerną rękawicę z lewej dłoni i bionicznymi palcami dotknął starego metalu. Wrażenie nie było tak wyraźne jak się tego spodziewał ... ale mimo wszystko nie powstrzymał się od zduszonego westchnienia. Odwrócił się do Marcusa i pierwszy raz od dawna pozwolił by zdumienie nadało jakieś emocje jego głosowi:
- Skąd masz ten miecz?! Tu jest ... - uspokoił się i powiedział cichym głosem, tylko do uszu Kruczego Gwardzisty, a podniecenie zrozumiałe tylko dla Adepta Mechanicus łamało zdania na drobno - W mieczu wykształcił się Duch Maszyny. Tak. Najprawdziwszy. To starożytna broń! Duch jest uśpiony. Mogę go obudzić ... jeśli chcesz...

Kaus, pierwszy by to przyznał, był mało empatyczny. Ragnarowi, miast upragnionej butelki, wręczył plaster mięcha - mógł wszak konkretnie poprosić. Sam zaś pokręcił wielkim łbem, podszedł do Mućka, rozejrzał się czy nikt nie podgląda, pogrzebał w tobołach po czym triumfalnie wyciągnął wielką puchę słodzonego, skondensowanego mleka. Poszukał dalej ... ha, jest ... no tak, to pewnie była jakaś pokrywka, ale po umyciu całkiem nieźle mogła służyć za...
- Masz - Debonair podszedł do dzieciaka a ziemia drżała przy każdym jego kroku. Beret niezgorzej maskował część wszczepów i krył w mroku bioniczne oko, które Kaus specjalnie przygasił. Podał chłopcu pokrywkę i pokazał żeby ten wypił. Poczekał cierpliwie, choć szlag go trafiał że to na niego spadł ten zaszczytny obowiązek wyciągnięcia od szczeniaka informacji. Trudno, od tej pory szlaban dla reszty na gorzałę. Wiedział że zadanie będzie trudne, ale coś niecoś pamiętał jeszcze ze służby w Gwardii, zwłaszcza te fragmenty życiorysu gdy poza polami bitew ku chwale - wtedy jeszcze - Imperatora, z Pierwszym Gariański przemieszczał się, obozował i odpoczywał ze swoimi markietankami i całym tym orszakiem, z którym Kaus robił takie dobre, acz nielegalne interesy. Zawsze kręciły się tam te, no, dzieciaki, i na tych szczątkowych wspomnieniach Tech Kapłan opierał swe nadzieje na uzyskanie jakichś informacji. Poczekał z puchą mleka w dłoni aż chłopiec wypije i jakoś zareaguje.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 16-03-2011, 19:53   #69
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
-Zbierzcie drewno powiedział- Zuirel prychnął –Pieprzony cyborg, gdzie on tu widzi suche drewno?- Inkwizytor od kilku minut przedzierał się przez dżunglę i udało mu się zebrać ledwie kilka suchych gałązek. Co chwila przystawał i nasłuchiwał otaczających go odgłosów wmawiając sobie że jeśli w okolicy pojawi się jakieś zagrożenie to siedzące daleko w górze ptaszyska umilkną. Nie zdecydował jeszcze czy będzie to dobry czy zły omen, skrzekliwe głosy zaczynały mu porządnie działać na nerwy i przez moment przemknęła mu przez głowę myśl żeby samemu jednego nie ustrzelić. Uśmiechnął się na tą myśl ale ostatnie czego potrzebowali w środku wrogiego terenu to marnowanie amunicji i zwracanie na siebie uwagi odgłosami strzałów.

Wrócił w końcu z powrotem do obozowiska i rzucił zebrany przez siebie opał na ziemią po czym usiadł obok niego, z ulgą rozsznurował buty i zdjął je szybko. Rozkoszował się ciepłem susząc nogi i wilgotne buty przy ogniu, jeszcze tego tylko brakowało żeby przed długim marszem dostał grzybicy albo ropnia. Wiedział jak to by wyglądało, spowalniał by oddział więc zostałby zostawiony w tyle, w zasadzie sam pewnie też by tak zrobił, najważniejsze jest przecież wyznaczone przez Imperatora zadanie, Ci poświęceni po drodze nie mają żadnego znaczenia.

Zdziwił się nieco gdy kapłan maszyn wręczył mu auspexa, już miał zaprotestować że nie zna się na obsłudze tego urządzenia ale z drugiej strony jak ciężka może ona być? Dopóki nikt nie zażąda sprawdzenia podania jakiś co bardziej skomplikowanych pomiarów powinien sobie dać radę w wystarczającym stopniu. Wszelkie wątpliwości zniknęły w momencie gdy gotowa była pieczyste, nie minęła chwila gdy w ślad za butami na ziemi wylądował maska respiratora, a Zuriel z Lho-stickiem w dłoni rozkoszował się potrawą.

-Mechanika mechaniką, ale nie wiedziałem że na Marsie uczą was również gotować- uśmiechnął się szeroko i otarł usta wierzchem dłoni aby pozbyć się resztek tłuszczu. Trzaskający ogień, tytoń i pełen żołądek wprawiły go w stan błogiego zadowolenia, ułożył się na macie termicznej i przymknął oczy odlatując w krainę snów.

Jakiś czas później otworzył oczy niezbyt orientując się początkowo gdzie się zgaduje, poderwał się szybko z ziemi i przeklął własną głupotę. Szybki rzut oka na ekran auspexa pokazywał zbliżające się w stronę obozowiska źródła ciepła, nadal zaspany niezdarnie wyszarpnął z kabury bolt pistol i zaczął składać się do strzału gdy spomiędzy drzew wyłoniła się sylwetka w pancerzu wspomaganym. Auspex pokazywał trzy obiekty, powinien wcześniej domyśleć się że to ich patrol. Opuścił broń i odetchnął głęboko, dopiero po chwili zauważył że trzecia osoba nie jest zagubionym Revanem lecz dzieckiem.

Uważnie posłuchał wyjaśnień astarters po czym podszedł do Kausa i kucnął na ziemi obok niego i dziecka. Na razie nie wtrącał się do tego co mówi Golem ale wątpił żeby młody otworzył się przez opancerzonym pół metalowym człowiekiem, zamiast tego przyjrzał się uważnie przybyszowi szukając jakiś oznaczeń plemiennych – tatuaży, wisiorków, kolczyków bądź czegoś w tym rodzaju. Przy okazji starał się ocenić w jakiej kondycji jest chłopak, czy jest dobrze odżywiony. Zwrócił również uwagę na ręce chłopaka, czy były to grube łapy pracującego ciężko dzikusa bądź drobne, nieprzyzwyczajone do ciężkiej pracy dłonie co mogłoby znaczyć że wychował się on na stacji do której zmierzali i jakimś cudem uniknął tego co się na niej stało uciekając do dżungli.
 
Potwór jest offline  
Stary 16-03-2011, 20:07   #70
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wiedza to potęga. Służy ochronie naszego rodzaju przed zagrożeniami przyszłości skrywanymi w mrokach naszej galaktyki. Jesteś, jak ja i inni nam podobni znawcą natury naszego wroga. Wiedza jest podstawową bronią, jakiej potrzebujemy.

Otworzył oczy, nagle. Myśli nieobecne przyszły do niego w transie. Głos przeszłości... nie mógł tylko sobie przypomnieć, czy jego własny, czy jego mentora.
Świątobliwy brat Aleksander Urallio nie żyje.

Lord Araman zawsze powtarzał, że nawet Szarzy Rycerze, broń ludzkości ostatecznością działania ustępująca jedynie Exterminatusowi, także bazują na wiedzy, choć rzadko to przyznają. Każdy jeden z nich posiadał sześćset sześćdziesiąt sześć słów, które stanowiły ich codzienność, ale także mogły ocalić ich misję. Był to rękopis, który zdecydowanie w żadnym wypadku nie mógł się dostać w niepowołane ręce.

Zaś Revan pozostawał w pobliżu...

Nie drgnąwszy nawet, Lindeo zaczął kalkulować w sposób, jakiego nauczyła go służba u Lady Octavii - analizując zyski i straty, tak pewne, jak i potencjalne.
Praktycznie do stracenia nie miał nic. Teoretycznie bardzo wiele, gdyby nie odzyskać cienkiego woluminu.
Sęk w tym, że istotnie, taka wiedza nie mogła się dostać w niepowołane ręce. Komu można zaufać, komu?

Po chwili zastanowienia był już pewien, co należy zrobić. Nawiązał łączność raz jeszcze bezpośrednio z umysłem kapłana z bractwa marsjańskiego, bez pośpiechu, myślami niemal kojącymi, choć sformułowanymi nader konkretnie.

Kleryku Debonair. Kieruję do Ciebie szczególną prośbę, umysłem, dla zachowania środków ostrożności. Rzecz wykracza poza kompetencje i sferę zainteresowań oddziału, za wyjątkiem osoby inkwizytora Zuriela, jako, że sprawa jest Inkwizycyjna. Proszę o poinformowanie także jego o koniecznej dyskrecji.
Na froncie pancerza poległego Szarego Rycerza znajduje się niewielki, wbudowany w pancerz relikwiarz. Z pewnością spostrzegłeś tę różnicę między jego zbroją, a pancerzami pozostałych Astartes. Relikwiarz jest w jakiś sposób zabezpieczony, ale łatwo dostępny za życia dla samego rycerza. Jedynie Ty posiadasz narzędzia do jego delikatnego otwarcia. W środku znajduje się oprawiona wąska księga, bogato zdobiona symbolami natury podobnej do tych z mojej maski. Muszę Cię prosić, abyś nie uzyskując wglądu w zawartość niezwłocznie przekazał ją inkwizytorowi Haxtesowi. Wyjaśnię więcej później, obecnie istotne jest jedynie, że nasz zbiegły towarzysz nie może być daleko i na pewno nie przeoczy obozowiska. Imperator z Tobą.


Wybudził się. Dopiero teraz naprawdę wyszedł z transu. Rozprostował palce i odchylił głowę, gdyż maska zaczynała po tych wszystkich latach ciążyć mu w sposób odczuwalny w kościach. Bardzo niepokojące, biorąc pod uwagę możliwe konsekwencje. I tak przekazał mniej, niż chciał.
Przez chwilę czuł delikatne, nieprzyjemne ćmienie w głowie, jednak zaczynało go opuszczać. Działał subtelniej od niemal każdego innego psionika, działać mógł jednak dłużej, aczkolwiek nie powinien nadwyrężać się po podróży przez Osnowę. To działało niszczycielsko.

Relaksując się i skupiając na oddechu, uciekł od zmysłów ciała i na powrót zjednał z obrazem dostrzeganym przez duszę.
 
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172