|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-02-2013, 20:03 | #381 |
Reputacja: 1 | Krzyki konfratrów pozostawionych przy bramie niosły się aż na masywne mury klasztoru. - Ursunie... - wyjęczał Mierzwa gładząc chropowatą dłonią o swój poszczerbiony czerep. - Czy oni muszą się zawsze zachowywać jak stado warchlaków idących na ubój? Za nic profesjonalizmu, eechh... Kozak lustrował uważnie okolicę, ale nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo. A to mogło oznaczać tylko jedno. - Psie krwie, niech sczeznę jeśli to nie oznacza kłopotów. Do stu fur diabłów! Krzyki u bramy gwałtownie przybrały na sile. W harmider głosów towarzyszy wcisnęło się szczekanie psa. Albo czegoś podobnego. - Kundel w klasztorze? Co jest? Nie może być? Dało się następnie słyszeć krzyki Węglarza. - Niedobrze, niedobrze. Czarna szabla znowu posmakuje krwi. Jasna cholera, tam jest Haneczka! To mówiąc, Dmuch paroma susami pokonał stopnie na murach i już bieżył ku towarzyszom. |
19-02-2013, 15:45 | #382 |
Reputacja: 1 | Odwrócił się z powrotem do drzwi i przygotował tarczę. -To doświadczeni ludzie dadzą sobie radę. Powinni mieć dość rozumu by wiedzieć czy wiać. -Żywcem. Ktoś kto powie co się tu stało warty jest wagi w złocie i może wiedzieć gdzie jest pracownia magistra. Powie, zawsze w końcu mówią. Położył rękę na klamce. -Dajmy szanse się poddać a jak nie to znam zaklęcie usypiające, tylko muszę go dotknąć. Gotowy? Poczekał na odpowiedź po czym ostrożnie, zasłaniając się tarczą otworzył drzwi. |
21-02-2013, 19:48 | #383 |
Reputacja: 1 | Vogel zatknął pistolet za pas, ale z przodu, by w razie czego móc go szybko chwycić, ściągnął własną tarczę z pleców i dobył miecza. Ustawił się przy ścianie, tuż obok drzwi. - Przybyliśmy z pomocą, wychodźcie bez obaw! Przysłał nas Magnus von Antara! - powiedział głośno, gdy czarownik je otworzył. |
21-02-2013, 20:51 | #384 |
Reputacja: 1 | Zanim "Bryła" został całkowicie pożarty, a chwilę to trwało, Gislan zdążył podbiec do wozu gdzie zostawił część ekwipunku bojowego. Nie zastanawiając się wiele złapał za włócznię i wrócił na miejsce tragicznego zdarzenia. Choć srebrne łańcuchy ograniczały mu trochę ruchy, to nie zastanawiając się wiele doskoczył do tego krwawego coś z zamiarem przyszpilenia do gruntu. |
22-02-2013, 09:34 | #385 |
Reputacja: 1 | Widok jedzonego Alberta i wyskakującego stwora z brzucha Elise był porażający. Jon nie myślał wiele. Gdy tylko to coś zaczęło jeść Baryłę, zaatakował. Młot i tarcza powinny wystarczyć by poradzić sobie, ze świeżo wyklutym pomiotem. Gdy i jeśli uda się z nim rozprawić, Jon zamierzał udzielić pomocy rannym na tyle na ile było to możliwe. Załadować wszystkich na wóz i ruszyć nim w stronę zabudowań, gdzie poszli Vogel i Albert. W razie kolejnej walki, Jon stanie tak by blokować do niego dojście. I osłaniać zarówno swych nieprzytomnych towarzyszy jak i małą dziewczynkę. |
24-02-2013, 17:41 | #386 |
Reputacja: 1 | Moperiol Ruszył. Walka nie wchodziła w grę a przynajmniej elf tak założył. Strach dodawał mu sił. Trzydzieści kroków, dwadzieścia, dziesięć. Co to za dźwięk? Goni go? Dopadł do drzwi. Ustąpiły bez problemu. Uchylił na tyle, aby dostać się do środka i natychmiast je za sobą zatrzasną. Odetchnął z ulgą. Udało się. ŁUP!!!! Uderzanie było potężne. Drzwi aż jęknęły a zastawiający je łucznik, wylądował na podłodze. Wstał natychmiast i na powrót zablokował znowu uchylone drzwi. Wzrokiem szukał czegoś, czym można był je zastawić lub zamknąć. Sztaba! Była tam sztaba. Tylko leżała na posadzce kilka kroków od niego... Za drzwiami słyszał szuranie łańcucha o drewno i czuł napór dziwnej istoty próbującej dostać się do środka. Jedna chwila. Napór zelżał na moment i łucznik rzucił się na posadzkę, po sztabę. Zdążył. Zanim nastąpiło kolejne uderzenie sztaba była już na miejscu. Wytrzymała. Elf odetchnął. Za drzwiami wciąż słychać było uderzenie i szuranie łańcuch, ale potwór nie mógł dostać się do środka. Przynajmniej nie tędy... Moperiol rozejrzał się po pomieszczaniu. Panował tu całkowity mrok. Nawet jego elfi wzrok ledwo co przenikał ciemności a i to ledwo na parę kroków. Sala była dosyć spora, wszędzie stały drewniane ławy. Elf ostrożnie badał pomieszczenie obchodząc je dookoła. Po paru chwilach, domyślił się gdzie się znajduje. To była jakaś boczna kapliczka, gdzie stały małe ołtarze poszczególnych bóstw Imperium. Rozpoznał ołtarz Sigmara, Morra i innych ludzkich bóstw. Nie spotkał nikogo żywego ani śladu niczyjej bytności. Wręcz przeciwnie. Pomieszanie było pełne kurzu i pajęczyn. Drzwi do innych pomieszczeń znalazł na północnej ścianie, ale te były zamknięte. Były jeszcze dwie pary spory odrzwi w zachodniej ścianie i właśnie jedne z nich wybrał elf, aby dalej penetrować klasztor. Ostrożnie wychylił się przez szparę w drzwiach i rozejrzał po następnym pomieszczeniu. Było duże. Sporo większe, niż poprzednie. Sufit był sporo wyżej i stanowiło go naturalne sklepienie jaskini. To musiał być główna świątynia, patronki zakonu. Ze swojego miejsca, niewiele widział w mroku, ruszył więc dalej. Gdy tylko przekroczył drzwi usłyszał szuranie, gdzieś w głębi pomieszczania. Przywarł do ściany, nasłuchując. Gdzieś tam coś się poruszało... W miejscu, gdzie był, ze sklepienia zwisły spore gobeliny z jakimiś religijnymi scenami. Skrył się w pobliżu jednego z nich, próbując przeniknąć wzrokiem ciemność. Coś się tam poruszało, bez żadnej wątpliwości, ale... - AAAAA!!! - Wrzasnął jak opętany, ale było już za późno. Coś błyskawicznie oplątało się wokół jego nogi i szarpnęło do góry. Na swojej kostce czuł kilka zwojów czegoś grubości solidnej liny, ale w przeciwieństwie do niej, to było ohydnie ciepłe i pulsowało, jakby buzowała w nim krew. W następnej chwili zwisał już głową w dół, dobry metr nad podłogą i czuł jak coś wciąga go powoli do góry. Nie widział dokładnie co to było, ale słyszał nad sobą głośne mlaśnięcia. Do sklepienia zostało jeszcze kilka metrów. Dziesięć, może osiem, ciężko ocenić. Za to dźwięki przewracanych i tratowanych mebli z głębi pomieszczenia słyszał już bardzo głośno i wyraźnie... Mierzwa, Gislan, Jon Gigant zaatakował od razu, Gislan tylko chwile później. Młot z wielką siłą uderzył w krwawy ochłap, który najwyraźniej zdążył już skonsumować głowę Bryły i teraz otaczał sobą klatkę nieszczęsnego węglarza. Mlasnęło paskudnie i głownia młota znużyła się w mięsie, robiąc w nim sporą dziurę. Nic. Żadnej reakcji. Jon uniósł broń po raz kolejny, zebrał siły i znów uderzył. Krew rozprysła na boki a młot uderzył z taką mocą, że zagłębił się w potworze i ciele Bryły tak głęboko, że Gigant musiał się zaprzeć, aby uwolnić oręż. Jon ciągnął z całych sił, ale nie mógł wyrwać broni! Do stwora tym czasem dopadł Gislan i dźgnął go zdjętą z wozu włócznią. Grot gładko zagłębił się mięso, dosięgając gruntu po drugiej stronie umęczonego ciała węglarza. Khazad pociągnął za drzewce, aby uwolnić broń, ale potwór tym razem zareagował. Razem z włócznią, krasnolud podniósł cały, krwawiący i cieknący żółtą cieczą ochłap mięsa, który oderwał się do resztek Gustawa. Przerażony krasnolud zobaczył jak mięso pełznie po drzewcu włóczni w jego stronę! Mierzwa wreszcie dopadł do walczących i widząc co się dzieje, bez namysłu uderzył w broń krasnoluda. Włócznia , z nabitym na nie potworem upadła na ziemie. Wyglądało to jak przerażający szaszłyk, z tym że szaszłyki zazwyczaj się nie poruszają. Przerażona Hanka od razu skryła się za plecami kozaka. To coś tym czasem upadło na ziemie i ruszyło w stronę krasnoluda, który na szczęście zdążył wycofać się kilka kroków w tył. Włócznia tkwiąca w ciele stwora, zdawała mu się w niczym nie przeszkadzać. Młot Giganta został uwolniony z tej mięsnej masy i wielkolud zdołał odzyskać swoją broń. Stwór był teraz mniej więcej wielkości dużego psa i poruszał się po ziemi w dziwaczny, trudny do wytłuczenia sposób, nie wdając przy tym żadnych dźwięków. Przynajmniej nie był zbyt szybki. Na razie... Brownhood, Elise Adelbert nie był typem wojownika a to co zobaczył, na długo miał pozostać w jego pamięci. O ile przeżyje oczywiście. A chciał żyć. Bardzo chciał żyć. Z podobnego założenia musiały wyjść muły, ciągnące wóz, na którym siedział. Natomiast w przeciwieństwie do niego, postanowiły zrobić coś, co w ich przeświadczeniu, zwiększyłoby szanse na przeżycie. Zwierzęta zakwiczały dziko i ruszyły przed siebie. Wozem szarpnęło a Adelbert poleciał w tył, spadając z kozła i lądując na rannym Brunonie. Muły pędziły, wozem szarpało, koła podskakiwały wybojach rzucając pasażerami na wszystkie strony. Eliksir lecznicy zaczął działać w ciele młodej ochotniczki, ale przebudzenie z nieświadomości nie należało do przyjemnych. Dobrą chwile, zajęło wciąż słabej dziewczynie zorientowanie się w sytuacji. A był nieciekawa. Wóz pędził szaleńczo w stronę głównej bramy klasztoru, Brownhood trzymał się kurczowo burty wozu, aby nie wylecieć, bo nogi zwisały mu już na zewnątrz pojazdu i boleśnie uderzały o ziemie a nieprzytomny Bruno właśnie miał zsunąć się z pędzącego pojazdu. Witamy wśród żywych! Albert, Vogel Weszli. Pomieszanie, podobnie jak wszystkie poprzednie, wypełnione było łóżkami, tyle, że było spor więcej. Tu mogło być ze dwie dziesiątki. W środku panował nieznośny smród zgnilizny i rozkładu. W pierwszej chwili nie zauważyli źródła dźwięku, dopiero po chwili spostrzegli ruch na jednym z łóżek, niedaleko drzwi. Ostrożnie podeszli, z bronią przygotowaną do strzału. Na łożu był człowiek. Choć po jego wyglądzie trudno było w to uwierzyć. Był szarosiwy. Twarz, głowa, ręce i nogi potwornie wychudzone, jak szkielet pokryty ropiejącą skórą. Jego brzuch i klatka piersiowej były potwornie spuchnięte. Pokryta wrzodami skóra, była napięta i cienka jak papier. Widać było pod nią wszystko... Vogel przełknął ślinę. Pod skórą coś kłębiło. Coś żywego... - Błagam... - z ust nieszczęśnika wydobył suchy, ledwo słyszalny szept - Zabij mnie... Błagam... - - Eeee, Vogel... - Dla odmiany odezwał się czarodziej. Vogel podążył spojrzeniem za jego wzrokiem. W pomieszczeniu, na innych łóżkach leżało jeszcze kilkunastu takich, jak ten tutaj, napuchniętych jak balony ludzi... |
24-02-2013, 19:54 | #387 |
Reputacja: 1 | Mierzwa wybałuszył oczy ze zdumienia na widok potwora wprost z koszmarów. - Wielki Niedźwiedziu, który ryczysz na skraju puszczy... - jęknął ze zgrozy. - Co to skur... stwór? Nie namyślając się dłużej Dmuch przyskoczył ku małej Haneczce, chwycił na ręce, zerkając przy tym czy dycha jeszcze. - Już niedługo maleńka. Cicho, nie płacz - wyszeptał kładąc ją na wozie byle dalej od przerażającego mutanta. - Musimy jeno ubić tego diabła i zaraz sprowadzimy pomoc - błysnął wesoło oczami, choć bynajmniej nie było mu do śmiechu. Zakrył dziewczynkę futrami, by nie widziała więcej z tego co miało się zamiar rozegrać. - Odciągnę jego uwagę! - krzyknął do kamratów. Wziął parę solidnych kamieni i uskoczył daleko w bok. Gdy był wystarczająco daleko sieknął kamulcem w mięsną bryłę raz i drugi. - No, chodź piesku. Dostaniesz więcej! - zaryczał. Kozak zamierzał ściągnąć "psiaka" w kierunku murów. Tam "wystarczyło" zrzucić coś ciężkiego z wysokości i po kłopocie. Przynajmniej kozak miał taką cichą nadzieję. |
25-02-2013, 17:57 | #388 |
Reputacja: 1 | Krótkie spojrzenie na jeszcze żywego i w głąb sali utwierdziło go w przekonaniu co należy zrobić. -Vogel...- wyszeptał przełykając ślinę i wypatrując ruchu.- spieprzamy. Powoli by nic na nas nie zwróciło uwagi. Powoli nie przestając wpatrywać się w salę ruszył bokiem, plecami do ściany w kierunku drzwi. |
25-02-2013, 18:04 | #389 |
Reputacja: 1 | Droga w górę niezbyt podobała się Elfowi. Mimo, iż normalnie nie przeszkadzały mu wysokości, to przeszkadzało mu to coś, co wyraźnie zapragnęło jego obecności. Z drugiej strony zaś, coś co było na dole, towarzyskie również nie było. Dźwięk skojarzył mu się z szarżującym dzikiem , ale przypuszczanie że to właśnie dzik, wydawało się w tym wypadku elfowi nader optymistyczną wizją. Nic, trzeba działać! Na rozważanie opcji po prostu nie ma czasu. Czym prędzej wyjął zza pasa sztylet i spróbował się zgiąć tak, by dosięgnąć nogi. Był gibki, ale czy aby tak mocno? Jeśli mu się uda, spróbuje przeciąć ‘żywą linę’. A gdy spadnie na ziemię, to od razu się odturlać i uciec przed tym co go tam czeka. |
27-02-2013, 16:09 | #390 |
Reputacja: 1 | Odzyskała przytomność, nadal było ciemno, coś nią rzucało, a ból atakował zmaltretowane ciało upewniając ją że brama ogrodów Morra wciąż pozostała dla niej zamknięta. Może dobrze się stało że wróciła do świadomości w takich właśnie okolicznościach, dzięki temu nie miała czasu zastanawiać się nad tym co działo się wcześniej, być może unikając tym samym popadnięcia w obłęd. Bruno! Niemal odruchowo sięgnęła ku niemu, nie pozwalając mu spaść, wciągając na wóz. -Hamulec!- tylko to jedno słowo opuściło jej rozbite usta, ale więcej nie trzeba było. To właśnie w hamulcu upatrywała ratunku chwytając za kołnierz trzeciego pasażera i próbując również jego wciągnąć na pakę. Oby starczyło jej sił i oby mężczyzna zdołał ją usłyszeć i wykonać instrukcję. |