Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2013, 08:29   #111
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
*parę godzin wcześniej*

Marianka spokojnie spojrzała za Erykiem i Jostem. Była pewna, że dopadną Furca. Mogła więc zajrzeć w spokoju do porzuconego wozu.
- Kłamca parchaty - mruczała pod nosem. - Ino go tam ze skóry nie obedrzyjcie - rzuciła głośno w ślad za chłopakami.

Na wozie znalazła: garnki, talerze, sztućce drewniane, szklane flakony, żelazne narzędzia rolnicze, sporo surowego mięsa przyprawionego aby się nie zepsuło, ponadto porąbane kończyny jelenia, łeb sarny.
Ładunek trochę rozczarował Mariankę. Spodziewała się co prawda dziczyzny, ale miała też nadzieję na znalezienie jakichś innych, zakazanych rzeczy łączących Furca bezpośrednio z morderstwem. Postanowiła jeszcze sprawdzić czy Furc czegoś w mięsie nie ukrył, albo pod wozem.

Przeszukanie wozu nie pomogło.
Nie ukrył niczego w mięsie lub pod wozem. Jedynym pocieszającym znaleziskiem była zakrwawiona koszula.

Krew była świeża. Koszula już wyschła ale jeszcze juchą śmierdziała.

- Ciekawe czy to od uboju zwierząt czy też od krwi ojca Gottlieba ta koszulina utaplana? - dziewczyna zastanawiała się głośno.

Koszula śmierdziała niemytym ciałem. Furc do czyściochów nie należał.
Znalazła na niej też trochę sierści. No ale w końcu leżała pod łbem sarny.
Drwalka skrzywiła się czując Furcowe “aromaty”, ale też i dlatego, że nie mogła z całą pewnością powiedzieć czyja posoka zaplamiła ubranie domokrążcy.
Fuknęła niezadowolona. Trzeba było czekać na powrót chłopaków.

*obecnie*

Słuchała niby obojętnie jęków domokrążcy. Wiedziała, że się boi i miała nadzieję, że w końcu pęknie i opowie im wszystko. Jeśli faktycznie był niewinny.
No i nie zawiodła się.
Mariance aż uszy poczerwieniały kiedy o wyczynach Apfelówny słuchała. No bo, że o nią szło to wątpliwości nie miała.
Teraz to wszystko jakiegoś sensu nabierało. Angela dupskiem wierciła chłopom przed nosami i myślała, że nikt nie dowie się o jej rozpuście.
Pewnikiem ojczulkek Gottlieb sam się w niej podkochiwał, stąd te zioła na obniżenie chutliwości, a kiedy dowiedział się o jej zdradzie z Furcem to i płakał w kościele jak dziecko.

Ale to nie wyjaśniało nadal tego kto zabił ojca? Angela? Jakiś jej inny kochanek?
Trza było zatrzymać wóz i jeszcze raz pogadac z Furcem. Kiwnęła na Eryka i przez chwilę cicho do niego gadała.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 24-01-2013, 01:03   #112
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Spozierał khazad to na Gottlieba z pierścieniem dłoń, to na Conrada wzrokiem, jakoby chrapkę na trzaśnięcie w czambuł miał.

-Toście sobie przesrali jak po ogórach i mleku kwaśnym-warknął Arno, zrazu jak tylko wójt do barona chybcikiem pospieszył.
Spokoju jedno nie dawało Hammerfistowi. Podług niego od początku samego sensu żadnego uświadczyć nie było można w utrupienia ojca przez dwójkę tą.
A jednak Fryderyka kawałek w ich tobołku leżał. Znaczy się utłukli pewnikiem kapłana i uciekli... do gospody piwa się ochłeptać.
W kudłatym łbie krasnoludzkim nijak się zmieścić ta myśl nie chciała. Jak na siłę wciskać ze strony jednej chciał tako po drugiej mańce wyłaziło o tyle samo, co wlazło.

Za to elegancko całkiem wieści Conradowe w kupę się składały i myśl jedną zajadłą podrzuciły.
Sigmara kapłan święty wcale taki nie był, skoro bandytów łowca na nóżeczce jednej przyczłapał. Ciekawy wielce Hammerfist był co się przed narzuceniem na grzbiet szaty sigmarowej działo.

Może jakie z dziejów dawnych widma takim przestrachem w wizji Babuni Oli kapłana napełniły. Chyba, że w przestrach przed kostuchą wpadł.

Na zawahanie Gotte przy więźniów przejęciu jedynie młot opuścił i bokiem stanął coby zadanie ułatwić.
Rzekł jeszcze Conradowi na uspokojenie jakoby:
-Stać się wam nic nie stanie. Słowo żem dał i tako będzie. No i bez baronowego sądu uczynić tako też nie dam. Słowo się rzekło.

Przed zabraniem obcych jeszcze naradzić się należało. Taki rozwikłać problem należało, że trzeba zamknąć, ale gdzie?
Starszy Bauer z pomocą przyszedł swoją piwniczkę na celę ofiarując, co najlepszym zdawało się miejscem, jako że targać przez wieś takich nie wolno. Ruszyć na krok by się Arno wtedy nie mógł, by jaki wsi mieszkaniec nie utłukł kamulcem.

Hammerfist posępnie spozierał jak towarzysze jego do piwniczki podejrzanych prowadzą, zglądając do środka.
W kajdany zakuci samym sobie pozostawieni zostali.

-Do picia im cosik podrzućcie. Złego nic stać się im nie może. Tako wójt rzecze. A jak nam ze pragnienia zemrą?-zapytał.

-Ja bym zemarł-burknął pod nosem i pociągnął mały łyk ze swojej manierki, gdy Jagna z radością niejaką zostać się zgodziła.

-Tylko oko nawet we rzyci miej, coby tam nikt do nich nie wlazł i nie zaciukał gwozdyczkiem jakim-zwrócił się do barmanki dopilnować pragnąc, by słowa własnego dotrzymać.
Czasu dużo nie upłynęło, a oberży drzwi otworem stanęły. Jostowy ojciec to był z wójta polecenia zabrać ich mający, coby dopomóc mogli w Marii obok ojca Fryderyka ułożeniu.

Gdy przy Marii Adler chacie stanęli raz kolejny tego dnia pomyślał Arno, że tak się stać nie miało. Jak bez winy starowinkę we wsi pomocną od lat wielu pajacowi takiemu wydać by można było? To się nie godziło.
Myślał nawet co w wiosce bez zielarki będzie nawet jak przed Łowcą Biberhof obronić się uda. Odpowiedzi nijak znaleźć nie potrafił.
W razie choroby kto zioła dobrze tak zmiesza, by wyleczyć mogły, nie otruć? Nietrudny taki był to przykład całkowitą bezradność wsi ukazujący.

Khazad w przenosin trakcie nie odzywał się ani słowem w podobie do Schlachtera, acz w zamyśleniu głębiej niźli złości. Taka to różnica między nimi była.
Gdy pomoc była potrzebna spieszył z nią jak najbardziej z daleka od ciała chcąc się trzymać. Jako za życia, tako i po śmierci nieswojo się krasnolud w towarzystwie staruszki czuł. Aż do z Poczekalni Morra wyjścia uczucie nieprzyjemne nie opuszczało go.

-Wracajmy-powiedział z gorliwością i jako pierwszy do karczmy ruszył. Zobaczyć co z więźniami pragnął.
Na miejscu miast spokoju Jagnę w tą i nazad chodzącą spostrzegł. Zrazu pomyślał o Imre i Conradzie, lecz nim słowo jakie wypowiedzieć zdążył barmanka opowiadać zaczęła.

Włamanie przed godzinami ze dwoma do kapłana chaty było. I świadkowie jacy byli podobnież.

-No to pójdziem co rychlej!-zakrzyknął.
Obrócił się na pięcie i czym prędzej do domku sigmaryty poszedł.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 24-01-2013, 19:18   #113
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Conrad i Imre, zgodnie z postanowieniami strażników i rady, trafili do piwniczki pod gospodą piwowara. Bertowi szkoda było ich tak zostawiać przykutych do belki stropowej, ale innego wyjścia nie było. Aby nie siedzieli w całkowitych ciemnościach mroki piwniczki oświetlał im malutki płomyk podrygujący u szczytu knota oliwnej lampy. Kłódka trzymająca klapę na miejscu została zamknięta na klucz, a ten wręczony Bertowi. Chłopak pewnie chwycił powierzony mu przedmiot chowając go w bezpieczne miejsce. Nie chciał zawieść. Bert nie mógł odgonić wspomnień. Zastanawiał się czy aby powierzono mu klucz przypadkowo. A może to znak od jego Boga, że jeszcze nie jest za późno? Że jeszcze może się przyznać do swojego występku, a jego czyny wybaczone? Nie. Co za głupoty. Przecież, gdyby dowiedział się o tym kapłan, który niebawem przybędzie spłonąłby nie tylko Bert, ale i jego rodzina...

Chłopak spojrzał porozumiewawczo w stronę reszty strażników, gdy opuszczali karczmę. Nie chciał, aby ktoś go podejrzewał. Ktoś mógłby wydedukować, że ostatnio chodzi zamyślony, że... Nie. Bert wiedział, że nie może popadać w paranoję. Nikt póki co go nie podejrzewał, a przy odrobinie szczęścia nikt go też po włamaniu nie widział. Ale czy na pewno? To się okaże już niedługo. Bardzo niedługo.

Jagna została aby pilnować "więźniów" - jak dziwnie Bertowi było o innym człowieku chociaż tak myśleć - a reszta obecnych strażników ruszyła za miejscowym rzeźnikiem. Zmrok już zapadł i można było przenieść ciało starej zielarki do "Przechowalni Morra" jak zwykli nazywać mieszkańcy wioski jedno z pomieszczeń gospodarczych Schlachterów. Podobnie jak rzeźnik, Bert zachował spokój. Nie znał może zielarki tak dobrze jak na przykład jego siostra - ucząca się u starej Maryny fachu - ale zawsze ją szanował i akceptował. Przeniesienie ciała nieboszczki było dla Winkela chwilą spokoju. Spokoju od własnych, skołatanych myśli. O śmierci mieszkańców jego wioski, o nierozwikłanych zagadkach, o jego własnych problemach...

Powrót do karczmy był szybki. Domokrążca go niemal nie pamiętał zważywszy na słowa, które później usłyszał od Jagny. Dziewczyna chodziła po deskach przybytku wyraźnie pobudzona. Jak się okazało Angela i Pani Delasqua były w "Beczce" aby donieść, że ktoś się włamał do gabinetu ojca Fryderyka. Bert był zaskoczony, ale to akurat nie było niczym niezwykłym. Każdy był. I było to całkiem naturalne. Tylko, że on był zaskoczony z zupełnie innego powodu niż reszta...

Ale co oni wiedzieli? Że ktoś się włamał nie wcześniej jak dwie godziny temu. Że zginęła księga kapłana. Wiedzieli również którędy wszedł i wyszedł złodziej. Niesłusznie jednak powiązywali zbrodnie z zabójstwami. W zasadzie gdyby Bert nie wiedział więcej od nich sam by je pewnie próbował powiązać. Chłopak wiedział, że wdepnął w poważny problem, ale kości już zostały rzucone. Musiał grać...

Bert słysząc słowa Jagny zamarł na chwilę. Podczas przenosin ciała starej zielarki zdołał się wyciszyć i na zaledwie krótką chwilę zapomnieć co się wokół dzieje. Tak, aby nieboszczce hołd jakowyś oddać.

- Co?! I dopiero teraz się o tym dowiadujemy?! - Bert paplał patrząc na Jagnę i udając zdziwienie. - Szybko! Musimy sprawdzić ten trop nim będzie tu wójt z ludźmi barona! W tym świetle możliwe, że więzimy niewinnych ludzi. Co więcej za kolejną niewinną owieczką pewnikiem wysłaliśmy kolejnych... - Winkel zastanawiał się czy świadkowie opierają swoje przypuszczenia na oględzinach gabinetu czy też ktoś widział złodzieja.

- Ciemno już. - Jagna uderzyła dłonią udo z rozgoryczeniem. - Śladów nie dojrzymy na polu. Nie wytropimy. Izbę kapłana trza obejrzeć! Podobno umorusana jest w węgłach. Kominem złodziej się zakradł. Oknem uciekał. - wyjaśniła. - Trza to zbadać tak? Ja przypilnuję miastowych do powrotu ojc... - szybko poprawiła - Wója. Bo jak chłopy tu zajrzą to widok mój ich nie zdziwi jak którego z was za szynkwasem. Wszak tu pracuję.

- Ciemno, ale nie mamy czasu do stracenia. Jak na moje musimy obejrzeć gabinet ojca Gottlieba, a może i na polu jakiś ślad znajdziemy. W końcu Arno widzi lepiej nocą niż my, ludzie. To jak? Możemy od razu się za to zabrać? - Bert zapytał patrząc po reszcie obecnych strażników.

Bert rozejrzał się nigdzie nie widząc krasnoluda. Jak się okazało ten nie marnując czasu już dawno ruszył w kierunku świątyni. Dobrze. Chłopak podejrzewał, że jak nocą jeszcze zaczną badać ślady wszystko zostanie nieumyślnie zatarte i bez wątpienia następnego dnia wykryć złodzieja będzie już niemożliwe. Miał przynajmniej taką nadzieję…
 
Lechu jest offline  
Stary 25-01-2013, 10:12   #114
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Tak! Łod razu trza to sprawdzić trzeba! – poparł Berta Gotte.
Coś tu wszystkim cały czas nie pasowało. ~Ci winni, choć wyglądali na winnych, mogli też niewinnymi śmierci ojca rzeczywiście być~ chodziło po głowie Gotte. Trzeba było sprawdzić każdy możliwy ślad, by winy czyjejś pewnym być. Wszak Łowcy, gdyby tu przybył, mógłby nie wystarczyć takie sądy wiejskich strażników. Mógłby drążyć i drążyć i drążyć… Musieli mieć dowody, dowody całkowicie udowadniające. Takie bezsprzeczne, jak to mawiali niektórzy. A tak mieli tylko takie… cząstkowe. Łolaboga, zbyt dużo myśli kołatało teraz w głowie Millera, łoj za dużo…
- Chodźmy, chodźmy chyżo dowody sprawdzać - spojrzał ochoczo na strażników.
 
AJT jest offline  
Stary 26-01-2013, 19:36   #115
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Eryk był wściekły na Furca po jego nieudanej próbie ucieczki, ale i siebie mocno ganił za lekkomyślność. Jak mógł pozwolić, żeby byle handlarzyna przyłożył mu w łeb? Dobrze, że zdołał go pochwycić, zanim ponownie im się wymknął, a i Jost w porę przyszedł mu z pomocą i przygwoździł uciekiniera do ziemi. Bauer z ledwością pohamował się od spełnienia obietnicy i uderzenia Furca ponownie, zamiast tego związał go sznurkiem, jak poradził młody Schlachter.
W tobołku warte uwagi były tylko jakiś notatnik i luźne kartki, których niestety ani oni, ani Marianka odczytać nie umieli. Jeśli był to jakiś trop, na przykład skradzione zapiski kapłana, dowiedzą się tego dopiero w wiosce, od kogoś, komu czytanie do życia potrzebne.

Teraz jechał wozem, coby w nerwach zbytnio wierzchowca kapłana nie sponiewierać, słuchając biadolącego za jego plecami domokrążcy. Tyle razy o swej niewinności zapewniał, tak kręcił, tematami żonglował, że krew burzyła się cały czas w Eryku. I nie przez gadulstwo jego, tylko przez fakt, że na jego pytanie nie odpowiedział. Wygadał się, że wie o śmierci kapłana, ale jak mu to wypomnieli, zamilkł jak zaklęty, by zaraz, jak gdyby nigdy nic, zacząć na powrót gatkę o jego wierności dla Taala i niewinnej ofierze, którą to z szacunku do bóstwa i dla własnego bezpieczeństwa złożył. Przynajmniej wiedzieli, kto za ołtarzyk jest odpowiedzialny, temu nawet Furc nie zaprzeczał, jakby uznał, że z morderstwem Gottlieba nic to wspólnego nie miało i swojego powiązania ze śledztwem tymi informacjami nie zdradzi. Dziwne, bo oni wręcz przeciwnie, skupili się dość mocno na tym tropie. Cóż to mogło znaczyć? Czyżby faktycznie sam ołtarzyk i ofiara na nim złożona nie miały związku z atakiem na duchownego?

Gdy byli już blisko Biberhoff, Furc pękł, czego skutkiem była całkiem ciekawa, lecz nie do końca wiarygodna, historia. Zatrzymali się na trakcie i przesłuchali domokrążcę, korzystając z jego wylewności spowodowanej strachem przed wydaniem baronowi. Jednak jak wyciągali z niego kolejne szczegóły, Eryk nie potrafił znaleźć żadnej nieścisłości w zeznaniach Furca. A co więcej, sensu nabrało zamówienie przez ojca Gottlieba pewnego specyficznego wywaru u Starej Maryny.
Chociaż, z drugiej strony, Furc przywykł do kłamstw i podkolorowanych opowieści, w końcu był domokrążcą, więc przychodziły mu one gładko, chociaż nie zawsze tak, jakby chciał. Inaczej nie wpadliby na to, że wie o śmierci sigmaryty. W każdym więc słowie Eryk szukał luk, nieścisłości, sprzeczności, jednak nie potrafił rozbić historii Furaca- albo mówił prawdę, albo bezbłędne kłamał.

Ruszyli, gdy już nie przychodziły im do głowy żadne pytania. Poprzestawiali jeszcze towary na wozie tak, żeby zasłonić ewentualne plamy krwi i ruszyli w kierunku bramy. Zgodnie ze słowami Josta, pozbędą się więzów dopiero, gdy będą blisko wsi, lecz poza zasięgiem strażników na murach.
Mimo iż podróż nieco go uspokoiła, a Furc okazał się być przydatny, Bauer nadal miał ochotę go uderzyć.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 27-01-2013, 18:38   #116
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Mieli rację, że wzięli Furca na przeczekanie. Tak nędzny chłystek pewne było, że posra się w gacie przed tym co miało go czekać. A stryczek u barona miał więcej niż pewien.

Eryk przytaknął Mariance i spojrzał znacząco na Josta. Zwolnił i obejrzał się na Furca.
- No to tera po kolei opowiadaj. Kiedy to było, znaczy, twoja schadzka z... nowicjuszką.- Zatrzymali się i okrążyli domokrążcę, nasłuchując niebywałych wieści.

- No co tu gadać. Pikantnie opisywać nie uchodzi przy kobicie. - powiedział cicho patrząc na Mariankę. - Raz tylko to siem stało. Dzień przed festynem. Uwiodła mnie Angela Apfel to ruchnąłem. Kawaler jestem, a ona wszak jeszcze nie kapłanka to i jakoś tak lżej mnie było się opierać pokusie... - mówił nieco odmienionym głosem, jakby lekko odpływającym, zanurzonym we wspomnieniu ze wzrokiem utkwionym w dali. - A potem orzekła, że jak jej rozkazu nie spełnię i ojca Fryderyka nie ukatrupię, to mnie o gwałt oskarży. Żem joł siłom wzioł. A to ona mnie po prawdzie siłom wzięła i takie rzeczy myśma robili na sianie, że jeszcze mnie wstyd... - niemal rozmarzył się, ale szybko zszedł na ziemię z obłoków i z goryczą skwaszonej miny pokutnika spojrzał po młodszych od siebie Biberhofianach.

Jost kątem oka na Mariankę rzucił ciekaw, jakie to rzeczy by Furc gadał, gdyby nie ona, i czy ją słowa domokrążcy jakoś obeszły, ale zaraz znów na Furca spojrzał.
- Nie o tom nam idzie, byś na opowiadał, wiela razy żeś z Angelą na sianku legł, i jakeś to robił, jeno czemu chciała, co byś ojca Fryderyka zarżnął.

Marianka zawstydzona nadrabiała tęgą miną. W duchu cieszyła się, że świątobliwa Angela zwykłą wszeteczną dziewką się okazała. Zawsze o niej zdanie takie miała.

- Niewiniątko, patrzcie no, baba go siłą wzięła - zamruczała głośno pocierając w zawstydzeniu nos. - Opowiadajcie jako Jost pyta, bom też ciekawa, za co to Angela tak sygmarytę nienawidziła?

- Bo miał w planach swych rychło opuścić Biberhof. Do tego Angelę potrzebował, aby na swym miejscu ostawić. A ona wcale nie chciała. Kariery w waszej zacnej wiosce nie zrobi... - wyjaśnił Furc. - Obiecała mi, że jak w Wutbadzie zrobi karierę, to mi wynagrodzi jeszcze bardziej... Nowicjat jej siem wkrótce kończy, mówiła, i jako kapłanka wiejska utknąć tu nie chce. A tak przyślom zastępstwo, albo łod razu jom wezmom, może nawet i do Altdorfu i tam kapłankom ostanie. Pierwej ponoć Gottlieb jej łobiecał, że jej pomoże zacząć sigmarową posługę od zacniejszych miast Imperium. Temu została nowicjuszkom. Coby bilet mieć na świat...

Krowa głupia, pomyślał Jost, bez najmniejszej sympatii, o Angeli. Że o wyrwaniu się z wioski i świecie wielkim myślała, w szeregi sigmarytów wchodząc. Ale żeby aż tak zawzięta i ambitna była? Być kapłanką w wiosce jej nie starczało. Altdorf we łbie jej się roił. Suka, jeśli Furc prawdę gadał.

- Prawisz, co ojciec Franciszek z wioski naszej wyjechać chciał? - zwrócił się do Furca. - A wiesz może, czemu wioski miał dosyć? Wszak źle mu u nas nie było, chyba że, jako i Angela karierę robić chciał.

- Angela mowiła, że dosyć już miałl Biberhof. Już dawno chciał do miasta. Ludu do Sigmara nie przekonał to umyślił se, że zwiechnicy z jego rekomendacyji miejscową wezmą do tego zadania. Takoż mi powiedziała w złości na kapłana - odrzekl domokrazca. - Nic o kłusowaniu mym nie powiecie nikomu? - zapytał z nadzieją.

- Ja nic gadać nie będę - odparł Jost. - Baron mi nie płaci za pilnowanie lasów.

- Tym razem możemy oko przymknąć - przytaknęła Marianka - ale kłusuj sobie gdzie indziej, dość nasza wieś problemów ma. Jak baron ślady znajdzie to pomyśli, że i my mięso mu kradniem. Jak cię złapię następnym razem to nogi z dupy powyrywam. Jasne? - mruknęła gniewnie.

- Niech będzie, ale do wsi i tak musisz z nami jechać, nie ma innego wyjścia. Za dużo wiesz, w razie sądu jesteś nam konieczny. Jost, pomożesz? Świeżo ubitego zwierza nie możemy na wozie zostawić, jeszcze kto zajrzy i będzie draka - Eryk wziął łeb sarny tak, żeby się nie ubrudzić i zaniósł paręnaście metrów w las. Liczył na to, że zwierzęta zajmą się tym zanim zacznie śmierdzieć i przyciągnie podróżujących traktem. Wrócił i zanim chwycił spory udziec, zwrócił się do siedzącego na wozie Furca.

- Czyli dzień przed festynem spotkaliśta się, kazała Ci zabić ojca Gottlieba, ty tego nie zrobiłeś i opuściłeś wioskę. Dlaczego nie powiedziała nikomu, żeś ją siłą wziął, jak straszyła, skoroś jej zachcianki nie spełnił? Mówiłeś jej, że to zrobisz a potem nawiałeś, czy po prostu zniknąłeś? A może to faktycznie Ty?
Nim Furc odpowiedział, w krzaki powędrowała również zakrwawiona koszula Furca.

-Ehh - westchnął żałośnie Furc. - schowałem siem w piwnicy pod światyniom. Czekołem na Gottlieba alem w nocy siem zląkł i odwagi i brakło. Kroki usłyszołem kapłana i jego placz. Potem ktoś przyszedł chyba bo coś tak ciężko jak worek kartofli gruchnęło o posadzkę..
Wymknołem siem nad ranem kiedy brama siem otwarła. Ledwie żem do lasu siem schował i obejrzał a z powrotem szybko siem zamknęła poganiana głosem straży... Uciekłem do woza lecz uprzednio z upolowanej sarny żem ofiarę za dusze jego złożył i opiekę Taala nade mnom. Takoż mi przykro ze śmierci kapłana....
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 27-01-2013, 18:47   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- A kroki słyszałeś? Tego co przyszedł i zabił ojca Fryderyka - spytał Jost. - Chłop to był, czy niewiasta? I jedna tylko osoba tam była, czy we dwie przyszli? I czy kapłan coś mówił, czy płakał jeno?
- Kroki tylko kapłana żem słyszoł... Szlochał cicho o wybaczenie Sigmara prosząc za celibatu złamanie... Jeki niosły siem w ciszy świątyni zakłócane tylko festynu muzykom... Potem żem usłyszoł łomot. I straszne dźwięki. Skryłem siem w najdalszym koncie i uszy rękoma nakryłem w ciemnościach... - wyszeptał. - do świtu bałem siem nosa wysadzić... Ciało kapłana widziołem wychodząc alem mu siem nie przyglądał... Dałem drapaka...
- Jak późno było jak słyszałeś ten łomot? - spytała Marianka. - Grała jeszcze orkiestra?
- Groła. Środek nocki był to... - odparł Furc.
- Szkoda ze nie pamiętasz, co grała - mruknął Jost.
- Ty se pastuchu żartów nie rób, bo to poważna sprawa - bąknął Furc.
- Ja se żartów nie robię, durniu. Gdybyś pamiętał, to byśmy wiedzieli, kiedy to się stało - odwarknął Jost.
Furc popatrzył na Josta jak na głupka, ale szybko zmienił wyraz twarzy na potulnego i wystraszonego, jakim po części z pewnością musiał być.
- Może pamiętasz co jeszcze? - spytała Marianka. - Nie kręcił się nikt wcześniej koło świątyni, albo nie zaczepiał Apfelówny?
- Od czasu gdy ukryła mnie w piwnicy, nie widziołem jej... Nie widziołem nikogo i nikt mnie nie widzioł... Było mi ominąć Biberhof szerokim łukiem... - westchnął domokrążca.
- Ano było, ale mądry Furc po szkodzie - odparła trochę złośliwie Marianka - Jak długo trwały te wrzaski i hałasy na górze? Pamiętasz?
- Wrzasków nie było w świątyni. Hałas mordowania to może z dłuższą chwilę, ale nie dłużej jak kilka minut. Może kwadrans? Każda jedna mi jak godzina albo i wieczność całą trwała w nieskończoność...
- Jak nie wrzaski, to co za straszne dźwięki słyszałeś, że aż uszy trza było zakryć? - spytała trochę zdziwiona Marianka drapiąc się po głowie.
- Nom jak człeka szlachtowano. Dźwięki nieprzyjemne to były. - odparł Furc pocierając nos. - Uderzenia, ciosy i temuż podobne.
- A gdy dźwięki owe, szlachtowanie, jakeś rzekł, ucichły, coś jeszcze żeś usłyszał? - spytał Jost. - Ten, co szlachtował, wyjść musiał. Kroki wtedy słyszałeś? Ktoś jeszcze tam był potem, czyżeś już nic nie słyszał?
- Cicho wyjść musiał, bom nie słyszał. Kiedy wszytko ucichło, tom nasłuchiwał uważnie - odpowiedział Furc.
- Albo i wyszła - mruknął Jost.
Furc wytrzeszczył oczy.
- Że to ona sama? Nowicjuszka? Ale jak to? Po co mnie kazała to uczynić i na kapłana siem zaczaić?
- Może przyszła sprawdzić, czy już zrobiłeś swoją robotę? - powiedział Jost. - A gdy ujrzała, że kapłan żyje i jest zdrowy, sama zrobiła to, co chciała od ciebie.
- Ale żeby kobieta do takiego okrucieństwa zdolna była? Taka ona niepozorna... Furc, pomyśl. Na pewnoś nie słyszał nikogo, jak do świątyni wchodził, po śmierci kapłana? - Wiedzieli już, że byli tam zarówno dwaj przyjezdni, jak i myśliwy, więc aż dziw brał, że nikogo Furc nie usłyszał.
- Tak? Był tam kto jeszcze? - Furc zbladł. - no... Bo... Ja... Kiedy ciało kapłana opadło to chybam zemdlał ze strachu... Nie śmiejta się tylko... I... Wychodząc z piwniczki nóż we krwi żem znalazł w piwnicy na beczce przy schodach... Balem siem go brać. Jakbym wzioł i kto mnie złapał z nim to od razu by mnie powiesili... Ociekłem... Ociekłem jak najdalej... Było mi wozu nie szarpać i w ogole ofiary nie składać... Oj ja durny i bez szczęścia! - jęknął.
- Nóż? - spytał Jost. - Widzieliśmy jakiś nóż? - zwrócił się do pozostałych.
- Cholera, chyba nikt do piwniczki nawet nie zajrzał...- Eryk pacnął się dłonią w czoło. Jak mogli o tym zapomnieć?
- A jakie ślady juchy na podłodze widziałeś? Ale nie te przy ciele, tylko jakoś tak dalej, jakby ktoś zabrał coś krwawiącego i odchodząc narobił plam.
- Juchy sporo było w świątyni, nie na ślady uwagi nie zwracołem... - odparł Furc po zastanowieniu.
- No tak... Angela nas wyrzuciła. Pewnie co by nikt do piwniczki nie zajrzał - stwierdził Jost. - Może i nóż tam jeszcze leży. Nie twój, mam nadzieję - rzucił w stronę Furca.
- Kiedyś taki towar miałem. Kupić go mógł każdy w okolicy. - Wzruszył ramionami.
- A kupił ktoś? Ojciec Fryderyk? Angela? - spytał Jost.
- Kilka lat temu to było. Alem o ile dobrze kojarzem, tom sprzedał ten towar dla waszego domokrążcy. Kto jeszcze kupił przy okazji, to nie pomnę...
- Trudno - mruknął Jost. - Może u nas się dowiemy.
- Chyba nie ma co strzępić języka po próżnicy - powiedział głośniej. - Jedźmy.
- No ale rozwiążta mnie... - zareagował na te słowa Furc. - Jak nie kłusownika lecz świadka, to po co mnie jak barana prowadzić? Tylko ludziskom pomysły podsunieta, że mnie wygodnie spalić na stosie za wasze problemy...
- Jak już przed wioską będziem - odparł Jost. - Nie chciałbym za tobą po nocy po lasach biegać.
Furc przystał na to przełykając ślinę.
- Cały dzień i noc w ustach cieplej strawy nie miołem. To przynajmniej w beczce siem najem - mruknął zadowolony z obrotu spraw
 
Kerm jest offline  
Stary 28-01-2013, 07:02   #118
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





BIBERHOF, 1 VORGEHEIM, NOC



Noc zastała wóz zaprzężony w jednego konia pod bramą Biberhof. Drewniana okiennica otwarła się i w otworze ukazała sie oświetlona pochodnią twarz Ulryka Tannebauma.

- To wy? Wozem? – nie spodziewał się ujrzeć Josta, Eryka i Jagny na dodatek w towarzystwie domokrążcy co przecie ledwie co dwa dni temu opuścił wioskę.

Mijając go i Karinę Winkel, którzy zamykali za nimi bramę, strażnicy udali się prosto do zajazdu Bauera oddając Furcowego konia z wozem do stajni.
Gdy przekroczyli próg „Beczki Piwa” zastali tam Jagnę z Woytkiem.
Jakoś tak dziwnie barmanka przyjrzała sie Furcowi, który wciąż jeszcze rozcierał natarte od liny natarte liną nadgarstki. Zrozumiała po co go przywlekli od razu widać, bo bez zbędnych pytań odezwała się do kompanów.

- Bert, Arno i Gotte do świątyni ruszyli przeszukać gabinet kapłana. Włamanie było dzisiej z popołudnia i Angela mówiła, że zaginął kajet ojca Franciszka. Poszli przed chwilą. Idźta chyżo to ich dogonita. Światdka przypilnujem z Woytkiem, tak? – groźnie zmarszczyła brwi kładąc rękę na rękojeści miecza.

Blady Furc chyba stracił po słowach Jagny apetyt, bo zrezygnowany legnął na ławie w kącie i ze spuszczoną głową nic nie mówiąc tępo wpatrywał się w deski podłogi.

- Wójt od barona jeszcze nie wrócił. - wyjaśniła podchodząc bliżej i cicho wyjaśniając o pojmaniu obcych uwięzionych pod podłogą.










Arno, Bert i Gotte mijali właśnie obserwacyjne wzgórze, gdy dogonili ich strażnicy z pościgu za tajemniczym wozem. W kilku słowach streszczenia wymienili sie informacjami o zeznaniach Furca i kradzieży notatek kapłana.

Do gabinetu ojca Franciszka wchodziło się od świątyni lub od ogrodu. Jako, że mimo blasku pochodni ciężko było cokolwiek orzec w ogrodzie, strażnicy wiedzieli o tym już wcześniej. Po drodze do Świątyni Sigmara, Jost skoczył na jednej nodze i wziął swego psa z zagrody. Psina mądra była i wyśledzić złodzieja mogła, jakby trop podjęła.

Okno było otwarte w gabinecie ojca Franciszka a drzwi obok nich, wiodące na ogród, zamknięte.
Do środka musieli wejść przez świątynię. Zanim to zrobili długi czas Jost z psiną chodzili wokół okna szukając śladów. Pomagał w tym też Arno, co wzrok miał z nich nocą najlepszy. Nic jednak w trawie nie uwidzieli. Albo śladów widocznych zbir nie zostawił, albo za ciemno było? Nawet Marianka bezradnie rozłożyła ręce, która na tropieniu znała się najlepiej. Może z rana, deszcz nie spadnie? - pomyślała.

Pies kręcił się pod oknem długo węsząc po ziemi trawę i drewniane ściany przybudówki. Bezowocnie. Wtedy poszli do środka w nadziei znalezienia czegokolwiek, co by psu dało punkt zaczepienia węchu na złodzieju.

W świątyni w ławie pierwszego rzędu siedziała nowicjuszka Angela Apfel wpatrzona w symbol Sigmara. Ściągnęła brwi widząc psa w świątyni i juz wstawała by zaprotestować, gdy jednak opadła jakby to wszystko było ponad jej siły i smutnym wzrokiem odprowadziła strażników mówiąc cicho:

- Drzwi do gabinetu ojca są za tymi. – ręką wskazała na przymknięte, które wiodły na zaplecze za ołtarzem. - Następne po lewej stronie.

Za nimi był korytarzyk a tam dwa drzwi. Obok tego po prawej były strome schody, które jak się domyślili wiodły na dzwonnicę Świątyni. Gdy otwarli te, co do gabinetu nie wiodły odkryli tam równie strome, tylko że kamienne schodki do piwniczki.

W izbie, którą ojciec Franciszek zaadoptował na miejsce pracy był regał z księgami i zwojami pergaminów, dębowe biurko na którym stała zapalona lampa naftowa, oprawiony w brązową skórę fotel, kufer pod ścianą, ławka pod ścianą oraz kominek.

Wśród ksiąg strażnicy zaznajomieni z czytaniem nie znaleźli niczego niezwykłego. Więcej jak połowy tytułów ksiąg rozpoznać nie mogli zresztą, bo nie znali języków klasycznych. W kufrze znaleźli szaty kapłańskie oraz czyste papiery z przyborami do pisania. Biurko miało przemocą otwartą szufladę, której zamek nosił ślady włamania. Najciekawsze okazały się ślady sadzy na podłodze a najwięcej koło biurka. Złodziej wejść musiał kominem, który był drożny. Nie mógł to być osobnik ani gruby ani słaby, bo otwór nie był za szeroki a zejście wymagało nieco siły, aby nie spaść w dół lecz zejść z dachu na sam dół tym okopconym szybem. Długo szukali i pies wąchał lecz żadnego choćby strzępka ubrania nie uświadczyli a bez tego biedna psina tylko nosem prychała, w którym widać sadza i kawałki węgla kręciły w nozdrzach nieprzyjemnie drażniąc delikatne psie powonienie.

Marianka stwierdziła, że jedna osoba w to zamieszana była, bo ślady mówiły, że przez komin nikt więcej się nie zapuszczał. Złodziej wszedł kominkiem, włamał się do biurka i uciekł przez okno. Jeden wyraźniejszy ślad buta odciśniętego uprzednio w węgłach paleniska sugerował, że podeszwa zdecydowanie na męskim obuwiu była. Jej właściciel buty miał znoszone lecz solidne i nie były one ani małe, ani przesadnie za duże, lecz takie w sam raz normalne; młodzieńca co dzieckiem już nie był lub dorosłego.

Schodząc z pochodniami do piwnicy nie musieli szukać długo. Na beczce leżał kozik. Taki zwykły, co go połowa rodzin w wiosce mieć mogła wedle słów domokrążcy z Oberwill. I słusznie. Jost rozpoznał, że kilka takich ostrzy u jego w kuchni było. Tak samo stwierdził Gotte, nawet ojciec Marianki miał takiegoż. Bert od razu poznał, że ten towar kilka lat temu rozprowadzał jego ojciec, Kacper i jeśli domokrążca Furc mówił, że sprzedał Winklom ten wyrób z Oberwill, to bardzo możliwe, że tak było. Często sprzedawali sobie produkty kupując hurtem wyroby, zbywając te ze swej wioski w ten sposób większej konkurencji niźli była nie robiąc. Nóż był zakrwawiony.

Szukając dalej Arno znalazł, za tą samą beczką, tylko na ziemi, długi nóż myśliwski, który w rękach niziołków spokojnie mógłby być długim mieczem. Aż po rękojeść upaprany był w zakrzepłej krwi i przyklejonych w niej ludzkich włosów.

Eryk znalazł za to na ziemi w kącie stłuczoną, wciąż zakorkowaną, butlę wissenlandzkiego wina. Został z niej tylko tulipan. Musiała ona być użyta w zbrodni, bo w połamanym szkle sterczały fragmenty skóry, włosów i tkanki, która na myśl przywodziła ludzki mózg. W środku była zakrzepła krew z resztą mózgu, które wylały się na podłogę. Bauerowi podskoczył żołądek w odruchu wymiotnym, lecz zdołał zdusić w sobie chwilę słabości.

- Ej! - krzyknął. - Paczta co znalazłem! – Eryk starał się ze skwaszonej zrobić triumfalną minę a wyszedł jeszcze większy szyderczy uśmieszek niż zwykle.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 02-02-2013, 23:29   #119
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Bert był nieco zaskoczony, gdy pojawili się Marianka, Jost i Eryk. Myślał, że trójce pościg za wozem zajmie nieco dłużej. Byłby wtedy w korzystniejszym położeniu patrząc na to, że Marianka potrafi bardzo dobrze tropić i w ogóle zna się na sprawach, których Winkel mógł nie wziąć pod uwagę kamuflując swoją zbrodnię. Wymiana informacji przebiegła dość sprawnie chociaż domokrążca nie mógł w nowości strażników uwierzyć. Że niby Angela miałaby kochać się z Furcem? Tym śmierdzącym, brudnym, zakłamanym oszustem? Nie możliwe. Nawet gdyby miała jakiś interes w śmierci ojca Gottlieba młody strażnik nie sądził aby to była prawda. Ale jak wtedy miałaby przekonać Furca do popełnienia tak strasznej zbrodni? No jak?

Zanim ekipa weszła do świątyni zgodnie zdecydowała, że zbada sprawę od zewnątrz. Według ich informacji złodziej mógł uciec oknem - o czym Bert był przekonany - więc warto było sprawdzić okolicę wokół świątyni. Jost pobiegł po Asa - psinę Schlachterów, która miała nosa. Bert postanowił poczekać przy wejściu do świątyni. Po pierwsze nie chciał zostawić więcej śladów, ani też zapachu, który pies mógł bez problemu zwęszyć. Jakim pechem byłoby, że złodziej był jednym ze strażników. Winkel nie chciał aby którykolwiek z jego kolegów miał przez to nieprzyjemności. Na szczęście z oględzin sytuacji Bert wywnioskował, że grupie strażników - nawet z pomocą psa - niewiele udało się znaleźć.

Bert czekał przy wejściu do świątyni podczas gdy Arno, Marianka oraz Jost wraz z jego psem szukali śladów przy oknie gabinetu. Nie wyglądali na zadowolonych, gdy udali się w stronę domokrążcy.

- I co? Znaleźliście coś? Może psina Josta złapał jakiś ślad? - zapytał Winkel z ciekawością patrząc na trójkę strażników.

- G... Guzik z pętelką, a nie ślad. - powiedział Jost.

Pogłaskał psa i dał mu kawałek kiełbasy. As jednym chapsem połknął podany smakołyk i spojrzał na swego pana, jakby dopominając się o więcej. Bert westchnął ciężko nie ukrywając lekkiego zdenerwowania, gdy weszli do świątyni. Mogą tam spotkać Angele, a te nowe wieści o niej... Ciężko było mu to ogarnąć.

- Jak spotkamy akolitkę lepiej, aby ktoś z was z nią gadał. - powiedział cicho do reszty.

- Marianka? - Jost spojrzał na wymienioną. - Może ty spróbujesz? Ja nie bardzo wiem, jak z nią gadać. Od razu by mnie nerwy wzięły, jak tak z góry zaczyna na nas patrzeć. Poćpiega, a nie wiadomo kogo odstawia. - dodał pod nosem, bardziej do siebie, niż do innych.

- Pogadam - powiedziała Marianka niechętnie - ale najpierw zobaczmy jeszcze tę piwniczkę. Chcę sprawdzić to co Furc nam naopowiadał. W porządku?

Obrzydzenie ją brało na samą myśl o Angeli, ale wiedziała, że musi wysłuchać jej wersji.

- Wieta co. - wtrącił do tej pory o dziwo cichy Gotte. - Bo Furc wam gadoł, że łojciec miał łopuścić naszą wioskę. Ale we wsi, ani słychu ło tym było. Nikt nicusieńko ło tym nie gadał, a tak to by kto pewnie gadał ło takich istotnych rzeczach. - spojrzał na kompanów, a szczególnie na Mariankę, która wkrótce miała odbyć rozmowę z Angelą.

- Ano rację masz Gotte, spytamy panny o te historię. - pokiwała głową Marianka.

- Może Bert gadać z nią by mógł? Tyle to się we świątyni nasiedział co więcej niźli kilku naszych wziętych razem. - zaproponował khazad.

- Ja nie mogę. - skwitował krótko Bert nie uzasadniając dlaczego. - Wiesz, Arno, że mam powody. Ja bym nie mógł. Nie po tym co kiedyś było między mną a nią.

Po dotarciu do pierwszego rzędu ław wzrok Berta powiódł do siedzącej w jednej z nich akolitki. Ta wstała widząc Asa w świątyni, ale po chwili powiodła smutnym spojrzeniem w kierunku gabinetu ojca. Strażnicy ruszyli przez mały korytarzyk wprost do gabinetu ojca Fryderyka. Znali już drogę na dzwonnicę i do piwniczki, którą zaraz po gabinecie mieli sprawdzić.

W gabinecie ojca Fryderyka był bałagan pozostawiony przez złodzieja. Bert wymijał sprawnie sadzę spoczywającą na ziemi. Nie chciał zostawić śladów podejrzanie podobnych do tych zostawionych przez złodzieja. Wręcz identycznych jak ktoś się na tym znał. Winkel udawał, że pierwszy raz to wszystko widzi. Regał z księgami i pergaminami, solidne biurko, oprawiony w skórę fotel, ławę, kominek i kufer. Domokrążca zachowywał się zupełnie naturalnie co sprawiało, że sam przed sobą czuł się jakoś głupio. Fałszywie.

Kufer, który Bert sprawdził krył szaty kapłańskie oraz przybory do pisania. Do biurka i samego komina się starał nie zbliżać. Inni już to sprawdzili wliczając prychającego od drażniącej jego nos sadzy psa. Marianka celnie stwierdziła, że włamywacz był jeden. Wszedł kominem, wyszedł oknem wcześniej włamując się do biurka i zabierając notatnik ojca Gottlieba. Nawet dokładnie określenie obuwia i średniego wieku złodzieja nie zdziwiło Berta. Marianka była mądra. Tak samo Arno. Ich i domysłów z ich strony Bert obawiał się najbardziej. A co jak go odkryją? Winkel musiał się nad tym poważnie zastanowić.

- I co o tym myślicie? - zapytał Bert chodząc ostrożnie aby nie zatrzeć żadnych śladów bytności złodzieja. - Wygląda na robotę kogoś na tyle sprawnego aby zejść kominem, ale również na tyle zgrabnego aby się tam zmieścić. Według tych wytycznych pasuje co drugi chłop ze wsi, bo po odcisku wnioskuję, że kobiety odpadają.

- Odcisk? - Jost uśmiechnął się krzywo. - Jak bym chciał trop zmylić, to bym jakiejś kobity kapeć podkradł i w popiele ślad zostawił. Ciekaw jestem, jaki brudny był ten, co kominem wszedł. No i pewnikiem paru z chłopów by się w kominie nie zmieściło.

- A ja ciekawam co ojczulek w tej książce miał zapisane, że złodziejaszek palce po nią wyciągnął? No i czy to morderca po nią wrócił czy też może ktoś inny jakiś interes w tym miał? - zastanawiała się na głos Marianka. - Dziwne to wszystko... - po chwili dodała - Po mojemu to musiał być ktoś, kto budynek znał i wiedział, że ojciec Gottlieb trzyma księgę w biurku. Za mało tu bałaganu jak na obcego.

- Dokładnie. Jako, że księgi rachunkowe mojego ojca miałem możliwość nie raz prowadzić i przeglądać obawiam się, że złodziej chciał uzyskać jakieś informacje z kajetu ojca Gottlieba. Zapewne były tam zapiski nie tylko o ilości majątku jaki kapłan uznawał za dziesięcinę, ale też kto i ile tej dziesięciny uiszczał. Czyli... dane mieszkańców wioski, ojca Fryderyka, liczby, liczby i jeszcze raz liczby... - Bert kontynuowałby wywód, ale po cóż skoro jedynie on z obecnych takie księgi znał jakkolwiek.

- Ano to musiał być kto pisaty i czytaty. Bert, a ty mógłbyś odczytać te kartki co to my u Furca znaleźli?

- Musiał być czytaty o ile chciał zdobyć jakieś informacje.

- Albo jakieś ukryć... - zamyśliła się Marianka na chwilę.

- Chwila. Z tego co wiem wielu doświadczonych kupców, kramarzy, a nawet domokrążców zapisków swych nie tylko strzeże jak oka w głowie, ale też zapisuje je bardzo zawile. Tak, aby tylko oni potrafili to odczytać. Jeżeli jest to jednak księga rachunkowa musi być ona napisana prosto, czysto i klarownie aby urzędnik mógł się w niej dobrze zorientować. Macie te kartki Furca? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będę w stanie je odczytać... - Bert wątpił aby dane z kajeta Furca przybliżyły ich do odkrycia prawdy o śmierci ojca Gottlieba, ale warto spróbować. W najgorszym przypadku przyjrzy się bliżej notatkom konkurencji...

- Ano mamy. Tylko który je za pazuchę wziął? Jost chyba? - Marianka podążyła wzrokiem w poszukiwaniu wymienionego chłopaka. - Jost? Dajże no tu ten kajet co go Furc w torbie miał...

Bert zaczął się przyglądać księgom z biblioteczki ojca Gottlieba. Trzeba przyznać, że Sigmaryta miał tutaj całkiem spory zbiór. Wielu z nich Bert nie był w stanie odczytać co oznaczało się były napisane w języku klasycznym, ale... były też takie, które potrafił bez problemu przeczytać.

- Piękny zbiór. - powiedział mimowolnie do siebie Bert przeglądając kolejną z ksiąg.

Po chwili odłożył ją na miejsce starannie wymijając ślady na ziemi.

- Ten kajet? - Jost wyciągnął z własnej torby zeszyt zabrany Furcowi. - To mają być notatki ojca Gottlieba? To Furc by musiał mieć jeszcze jeden, swój. A nie miał.

Podał kajet Bertowi.

- A żeby kraść cokolwiek, to nie trzeba umieć czytać czy pisać. - powiedział. - Wystarczy wiedzieć, co się ma ukraść. Każden jeden odróżni kajet od księgi.

- Ale nie każdy wie gdzie szukać, bez zrobienia bałaganu, Jost. - upierała się Marianka - Poza tym to wcale nie musi być kajet ojca, ale może domokrążca zapisał w niej coś ciekawego, nie?

- Najlepiej to wie kto, kto tu stale bywa. - mruknął Jost. - Może nikt nie wlazł kominem i tyle. A te ślady - pokazał odcisk w popiele i okno - to tylko tak, dla oszukaństwa.

Skrzesał ognia i zapalił lampę. Podszedł do komina. Ślady tego, że się ktoś tamtędy przeciskał, widoczne były jak na dłoni.

- Ano jednak wlazł który... - mruknął.

- Kto powiedział, że to jest kajet kapłana? - powiedział Bert patrząc na Josta. - To nie możliwe. Zakładam, że Furca nie było w wiosce na długo przed kradzieżą, a więc to wyklucza go z grona podejrzanych o włamanie. - dodał Winkel chowając sobie notatnik Furca. - Wybaczcie, ale przejrzę to jak opuścimy świątynię. Teraz nie ma na to czasu, a i każdy z nas musi się na śladach skupić. Mam nadzieję, że te notatki coś wniosą do sprawy.

- No nie Bert, jak patrzeć to z nami. Jeszcze a tfu tfu ktoś ciebie o ten kajet ukatrupi. Siądź sobie wygodnie i przejrzyj go na miejscu, piwniczka poczeka chwilę. - Marianka nauczona doświadczeniem z Maryną nie chciała, żeby cokolwiek im już umknęło. Ani ktokolwiek zginął.

- Hmm... - zadumał się Bert z uśmiechem patrząc na Mariankę. - Cieszy mnie, że tak się o mnie martwisz. Masz jednak rację. Jak opuścimy gabinet od razu się za to zabiorę.

- Po mojemu - zaczął zwyczajowo krasnolud. - To Jost racji ma trochę. Tako samo na czytaniu i pisaniu znać się mógł, jako nie przymierzając, kozły na w rogi dmuchaniu. Dlaczemu złodziej w gacie wcisnąć by nie mógł? Inny ktoś nakazać mógł, a inny ktoś zrobić.

Dyskusja w gabinecie trwała, ale czas ich naglił. Zaraz po opuszczeniu gabinetu, ale przed udaniem się do piwniczki Bert wziął notatnik domokrążcy z Oberwill aby się mu przyjrzeć bliżej. Usiadł w jednej z ław i otworzył kajecik. Miał zamiar znaleźć jakieś istotne dla sprawy szczegóły. Skoro jako jeden z nielicznych potrafił czytać to może przy okazji dowie się czegoś o konkurencie. W końcu Furc i jego ojciec nie lubili się zbytnio, a i Bert za śmierdzącym brudasem zbytnio nie przepadał.

- Hmm... Z tego co zdążyłem wyczytać Furc oszukiwał przy dziesięcinie. Wyraźnie to widać już po samym przestudiowaniu jego notatek. Nie widzę jednak żadnego związku ze śmiercią ojca Gottlieba, ani też z ostatnimi wydarzeniami. - Bert mówił to spokojnie cały czas trzymając notatnik. - Muszę was o coś prosić. Mogę zachować notatnik? Furc, podobnie jak ja i mój ojciec, jest członkiem zrzeszenia domokrążców, którą jest gildia Obieżyświatów. Myślę, że władze tejże gildii chciałyby wiedzieć, że jeden z jej członków tak nikczemnie oszukuje i mataczy. - Winkel spojrzał po twarzach zebranych.

- Skoro tak mówisz... - Jost wzruszył ramionami. Nie bardzo wierzył w uczciwość jakiegokolwiek domokrążcy, które to zdanie z pewnością popierał niejeden członek wiejskiej społeczności, a zapewne nie tylko wiejskiej. - Nie moja to sprawa, a wasza i waszej gildii.

Bert skinął głową na słowa Josta cały czas jednak trzymając notatnik Furca w ręce. Chciał usłyszeć czy nikt nie miał nic przeciwko.

Eryk skinął głową.

- A zachowaj se, nam nic po nim, a Furc za przekręty po uszach dostanie.

Winkel pokiwał głową i schował notatnik. Później możliwe, że do niego wróci. Od razu po przejrzeniu kajetu Furca strażnicy udali się do piwniczki. W niej znaleźli kolejne ślady. Na beczce leżał zakrwawiony kozik, a za nią długi myśliwski nóż pokryty strzępkami włosów i zakrzepłą krwią. Bert zdenerwowany spojrzał na znalezisko. Znaleziona przez Eryka stłuczona butelka wissenlandzkiego wina była jednak najbardziej przerażającym znaleziskiem. Tulipan był oblepiony fragmentami skóry, włosów, a nawet mózgu... Winkel zająknął się na widok zakorkowanej butli. Tym razem nawet szyderczy uśmieszek Eryka nie wybił mu z głowy co mogło się z tą butelką dziać. Kto mógł być aż takim potworem?

***

Po oględzinach piwniczki część z strażników została w świątyni aby porozmawiać z akolitką. Berta wśród nich jednak nie było. Ten musiał się zastanowić. Wiedział, że jego włamanie było już faktem dokonanym i ukryć się tego nie dało. Co więcej na jego tropie była gromada całkiem łebskich strażników, którzy w każdym momencie mogli się w tej układance połapać. Szlag by to...

Bert wiedział, że mimo iż sadza zamaskowała jego zapach to ślady obuwia na ziemi w gabinecie zostały. Jeden nawet całkiem dobry. Musiał coś zrobić. Winkel podejrzewał, że nawet jakby miał możliwość zmiana obuwia na inne zostanie zauważona i inni zaczną coś podejrzewać. Mógłby co prawda zostawić te buty, ale zdeformować podeszwę. Na przykład chwila pracy z piłą, pilnikiem i ślad byłby juz zupełnie inny. To jednak nie było to. To było zbyt oczywiste i przewidywalne. Musiał zrobić coś innego. Na przykład iść pod okno i nieco powęszyć. Później powie, że szukał jakiś śladów - na przykład strzępków ubrań czy czegokolwiek. A może nawet uda mu się jakoś dostać do gabinetu i szukając jakiś nakierowujących go na kolejny trop śladów wywrócić się i nogawką przetrzeć ten ślad buta w sadzy? Tak. To by było dobre. Musi poczekać aż inni rozmówią się z Angelą, a potem pod osłoną nocy będzie mógł zacząć działać. Tylko tak aby nikt go nie widział. A może... przecież każdy ma prawo do bezsennych nocy. Tym bardziej w tak ciężkich chwilach dla wioski jak obecne... Wystarczyło poczekać i zacząć działać. Może nawet uda mu się na osobności porozmawiać z Angelą?
 
Lechu jest offline  
Stary 03-02-2013, 16:42   #120
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nikła ilość światła, zakrwawiony kozik, nieudolnie ukryty długi nóż myśliwski, włosy ofiary i ta butelka. Bert ledwo powstrzymał nerwy widząc stłuczoną butelkę i to co na tulipanie się znajdowało. Skóra, włosy i... mózg?
Winkel zatrzymał się w miejscu dopiero po chwili ruszając dalej.
- Wiem, że wiele wskazuje na winę Thalberga, ale... To by było zbyt oczywiste. A może to my niepotrzebnie komplikujemy prostą sprawę wbrew wszystkim dowodom? - zapytał domokrążca wodząc spojrzeniem po zebranych.
- Sama nie wiem, ale jakoś mi to do niego nie pasuje. - z ociąganiem powiedziała Marianka z obrzydzeniem patrząc na narzędzie zbrodni - Trzeba by nam myśliwego zapytać o ten nóż. Może zgubił, albo ktoś mu ukradł?
- Poszlachtowanie ojca Gottlieba czasu musiało dużo zająć - stwierdził Jost. - I zimnej krwi, chociaż wie każdy, że w czas zabawy nikt nie pójdzie do świątyni, bo i po co. Prócz Angeli najwyżej. A jeśli kto ma tyle krwi zimnej, to potem nie ćpnie swego noża byle gdzie, by go każdy znaleźć mógł.
- Trzeba by chaty przeszukać, czy kto nie ma koszuli z rękawami od krwi brudnymi - dodał z ironią. - Pokażcie no tę butelkę - powiedział. - Szkoda że nie można sprawdzić, kto ją trzymał, gdy w głowę ojca nią zdzielił.
- Ty o magii lepiej nie rozmyślaj, Jost - Marianka splunęła przez ramię - Jeszcze tego brakowało, żeby gusła kto jakie odprawiał nad ta butelką. Trochę to dziwne, bo skoro ojca zamordowano w świątyni i pewnie tą butlą mu przyłożono przez łepetynę, to skąd ten ktoś wino miał ze sobą? I po co?
- Myślałem o śladach z krwi, a nie magii - odparł Jost. - Kiedyś na koszuli odcisk ręki żem zostawił. Matka doprać nie mogła. Ale to szkło, nie koszula.
- Jak mówiłem nie komplikujmy tego za mocno. Jak ktoś pomyślał i zostawił tutaj skradziony sztylet, to i można śmiało założyć, że morderstwa dokonał w rękawiczkach, a wszelkie ślady krwi zatarł. Na przykład piorąc porządnie albo nawet paląc swoje rzeczy. - Bert zastanawiał się czy nie za daleko idą w gdybaniach, za mało mając na nie dowodów.
- Przyjezdni mieli rękę kapłana, znaczy że albo go zabili, albo już trupa znaleźli. Hubert raczej niewinny, chyba że po wyjściu ze świątyni, jak już ojca Gottlieba ukatrupił, zobaczył Irmo i Conrada idących do świątyni i na nich winę zwalił... Ale po kiego czorta morderca miałby złazić do piwnicy? Wszak lepiej byłoby mu broń do rzeczki wrzucić, aniżeli parę metrów pod nieboszczykiem zostawiać, w świątyni.
Eryk wziął z niesmakiem stłuczoną butelkę i porównał ją do tych znajdujących się w piwniczce.
- Może to stąd ta butelka? - Bauer wskazał puste miejsce, jedyne spośród dwunastu zapełnionych wissenlandzkimi winami.
- Czyli albo kto zaczaił się w piwnicy i czekał, aż ojciec wróci do świątyni, uznał, że to dobre na pierwsze uderzenie, albo... nie, tak musiało być. - Eryk miał dziwne przeczucie, że wizja starej Winkelówny nie była zwykłym snem. - A kto mógł to być, jak tu niby Furc siedział? Chyba, że ojciec wcześniej wziął se tę butelkę na górę. Ktoś się do niego zakradł, chwycił ją i...
- To co mówisz jest bardzo możliwe, Eryk, ale nie zapominaj, że ta butelka nie była otwierana. Od razu poznaję, że nikt z niej nie pił. Czyli pewnie ktoś ją najpierw zbił a później zabrał się do dzieła. Może poszukajmy uważniej, a uda nam się znaleźć miejsce, gdzie wylało się wino z tej potłuczonej butelki? - zaproponował Bert rozglądając się uważniej.
- A nie sądzisz, że po prostu rozbito ją na głowie ojca Gottlieba? - spytał Jost. - Ktoś ją chwycił, walnął w głowę i się rozbiła. Po co było ją wcześniej stłuc?
- I tu kłania się już samo miejsce zbrodni. Widzieliście jakieś rozlane wino? Gdyby taka pokaźna butla została zbita na głowie kapłana byłoby go pod dostatkiem. - powiedział Winkel się zastanawiając.
- Ja tam za winem się nie rozglądałem - odparł Jost. - Poza tym... ktoś chyba wycierał podłogę - powiedział.
- No Wino z krwią zmieszać się mogło i Angela niechybnie by to przeoczyć mogła, ale szkło z butelki to już raczej powinna zobaczyć, no nie? Więc albo o tym nam nie powiedziała, albo gdzie indziej zbito butelkę. Tyle że ona pasuje do tych tutaj, a po co łazić gdzieś tłuc butelkę, jak i tak się ją zostawi w piwnicy, parę metrów od trupa? No a głowa ojca Franciszka została... zmiażdżona, co by pasowało do rąbnięcia taką butelką... Kurna, chyba trza będzie Angelę przycisnąć o to szkło, bo wychodzi na to, że to przed nami ukryła...
Jost skrzywił się.
- Wszyscy butlę obmacywali... Teraz nawet As nie wyczuje, kto ją miał w rękach. A z tym szkłem to racja. Ślady winny zostać, a kto inszy mógł sprzątnąć, jak nie Angela.
- No i dobra. W głowę zachodzę jednak jak środek ojcowej łepetyny się we szkło się wlał? Chyba jakoś tako... - pchnął i pociągnął rękę do góry.
- ...musiał pieprznąć, a i tak natrudzić by się taki musiał, coby tako uczynić. No i dziwnie jakoś trzasnąć by musiał. Najmniej jak chochla do zupy podług mnie to działało.
Jost skrzywił się, wyobrażając sobie ową scenę.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172