Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-07-2013, 12:15   #141
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Jak tydzień to tydzień, nie ma co zwlekać. odparł Sioban. No bo i nie było. Bywało gorzej, całe trzy dni na nieprzewidziane problemy. Jeśli na miejscu będą potrzebować więcej niż doby to i tak jest marnie.

- Co racja, to racja. - Lotar potwierdził słowa poprzednika. - Czasu nie mamy zbyt wiele, zatem im wcześniej ruszymy w drogę, tym lepiej. Nad jeziorkiem możemy zmitrężyć nie wiadomo ile czasu, a tego na zbyciu zbyt wiele nie mamy. I to nie tylko ze względu na szybki przyjazd ojca Vivian.

Sverrisson przysłuchiwał się i przyglądał reszcie najmitów barona. Kiedy tylko nastała chwila ciszy, po tym jak baron opuścił przybytek, krasnolud postanowił się przywitać... tak na dobrą wróżbę i szacowny początek znajomości.
- Jestem Helvgrim. - Khazad przemówił głębokim, gardłowym głosem. - Powiem wam jak się sprawy ze mną mają i będziemy po słowie. Temu fircykowi, całemu baronowi, jestem winien przysługę. Wyimaginował sobie buc jeden, że dołączając do was i wykonując dla niego tę robotę z człeczą dziewką... Vivian, spłacę dług owy. Zatem niech tak będzie. - Sverisson wychylił kufel piwa po czym otarł wąsy dłonią, wstał i chwycił swój ciężki młot. - W drogę wam wchodził nie będę, na to khazadzkie me słowo macie. Liczyć na mnie możecie zawsze, jeśli tylko sam sobie tym pomogę by od tej spasionej świni szlacheckiej się uwolnić. - Sverrisson usiadł z powrotem na zydlu i splunął zieloną flegmą na podłogę. Pociągnął nosem i czekał rozwoju wydarzeń.

- Spokojnie, kuzynie. Załatwimy tą sprawę i będziesz wolny... albo zostaniesz przy nas jeżeli ci zarobek odpowiadać będzie. - stwierdził piwowar siadając obok Helvgrima - Jestem Galvin Migmarson - piwowar oraz kucharz i zbrojmistrz tej zgrai - rzekł wyciągając otwartą dłoń do krasnoluda.

Helvgrim spojrzał na przyjaznego khazada jakim zdawał się być Galvin, spojrzał na jego wyciągniętą dłoń... i chwycił ją mocno swoją.
- Honor cię poznać Galvinie, synu Migmara. - Przywitał się w języku ojczystym krasnoludów. - Dobra zatem jaki plan macie, pytam bo choć szlachetka opasły wspomniał to i owo to wolałbym od was usłyszeć. Gdzie chcecie ruszyć wpierw? Hm... a skoro już żem się tak rozgadał, to dodam że córkę tego całego Tortza w lesie Hvargir porwali, tak? Dwudziestu zbrojnych padło? No, to wróg musi mieć kompanię nielichą i groźną. Ja bym tego chłopa na spytki wziął jak wam to nie wadzi... cosik mi on tu śmierdzi.

- Nie musiała to być wcale wielka kompania - powiedział Lotar. - Wystarczyłby jeden człek wśród tej dwudziestki, co by napastnikom sprzyjał. Dodać czegoś do jedzenia i najsilniejszy chłop palcem nie kiwnie. A co to za problem trutkę do kotła ukradkiem wlać.

- Aye... i tu również racja może leżeć. Trucizna jaka. Tfu. - Krasnolud pokiwał głową, jednak w sercu czuł nienawiść do tego rodzaju taktyk.

- Sądzę aby wystarczyło to że banici byli już w swoim fachu obeznani. Dobrze ulokowana strzała potrafi zadziałać wiele. - stwierdził piwowar - Przesłuchać chłopa i wypytać o wszystko to dobry pomysł. Może wyjść coś co umknęło uwadze innych.

- Ciekawe, czy całą dwudziestkę odnaleziono - powiedział Lotar. - Chociaż i tak nie będzie wiadomo, czy wszystkie te trupy to do eskorty należą.

- Aale, ale, po co tak rozciachowywać zwłoki, żeby same ręki i nogi popozostawiać - wtrącił się Dirk, a w jego głosie dało się usłyszeć niemały strach. - Po ci ich atakować i tak masakrować. Wystarczy łepa było odciąć, a on mówił, że tam wszędzie członki porozrzucane i nie do dopasowania.

- A skąd szanowny krasnolud pochodzi, jeśli wolno spytać? Sioban von Duof, do twych usług - przywitał sie Sioban, wróciwszy z prywatności.

- Jestem z Azkhar, z Norski... a teraz tu, z woli tego psiego syna, fircyka barona. W rzyć kopanego. Tyś herr skąd pochodzisz, jeśli to nie sekret jest? - Helv zdziwiony był pytaniem człeka, ale nie wypadało być nieuprzejmym, ot tak, tylko sobie dla hecy. - Kapłan dobrze mówi...dziwne to trochę że poćwiartowali jazdę wójta... bo to jazda była, a tyś jest kapłanem dobrze gadam? - Zapytał Helv zakapturzonego jegomościa.
- Z zamku Duof w Ostlandzie - odparł uprzejmie Sioban. - A co do poćwiartowania to mogli czuc do wójta urazę

- Strach chcieli wzbudzić - odezwał się Wolf na pytanie Dirka - Gdyby zwiadowcy barona nie przywiedli nam słowa, że z dziesiątką ludzi będziem się mierzyć, kto wie co by w głowach się nam ubzdurało? Wśród chłopów z okolicznej wsi pewnie już bajki się zrodziły. Zamieniając trakt w masarnię i ćwiartując jazdę jak wieprze, zapewnili sobie spokój. Kto bowiem przy zdrowych zmysłach się uda za... czymś co jest zdolne do takiego czynu?
Mężczyzna chrząknął.
- Dziesiątka ich. Nas też, ale nie spodziewają się obławy - dodał po chwili - Pójdę dopytać tego chłopa co dokładnie widział. Helvgrimie... - twarde imię krasnoluda było ciężkie do wymówienia - ...przejdźmy się do niego we dwóch. Nie ma powodu by całą kupą go straszyć, bo języka w gębie zapomni.

- Zgoda. Idźmy zatem. Ai, tyś jest ten Wolf, tak? - Helvgrim ruszył w ślad za człowiekiem z którym to miał przesłuchac chłopa.
 
AJT jest offline  
Stary 12-07-2013, 20:31   #142
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim wcale tu nie chciał być. To wszystko było jakieś dziwne. To że praca dla chciwego barona całkiem nie powiodła się, to było jedno. Zdarza się, przecież jakby nie było szansy na to że zawalą sprawę, to szlachetka nie szukałby najemników. Jednak to że teraz Helv przykuty był do nogi barona, zupełnie jak pies, to była całkiem inna sprawa.

Ludwig Pazziano, chciwy, zdradliwy, kryjący się za szelmowskim uśmieszkiem knur w kolorowych rajstopach. Inaczej nie dało się opisać tego komu służył ten kundel Mercuccio. Jednak skarbiec miał złotem wypchany i monet nie szczędził by swego dopiąć. To była jedyna cecha w baronie jaka podobała się Sverrissonowi, jedyna cecha przez którą khazad podjął się pracy dla fircyka. Fakt, nie było to wiele, ale aż tyle by być w stanie wyciągnąć z niego tyle złota ile się da... i potem ruszyć dalej, w poszukiwaniu Skerifa Gunnarssona, mistrza kowalstwa z Karak - Azgal.

Trop Skerifa urwał się, po raz to kolejny, smutny czas to był dla krasnoluda z gór Skadi. Hans natomiast był w Grunheim, a Tupik, cóż, stary druh von Goldenzungen był pewnie na Przeklętych Bagnach w Jałowej Krainie, która będzie pewnie jeszcze bardziej jałowa po tym jak ten chytry halfing dobierze się do kufrów rządzących tam arystokratów. Tak, taki był Tupik, zacny, szczodry, przyjaciel po grób...i chciwy jak khazad na gromril a pustynia na deszcz. Cały Grotołaz. Teraz go pewnie już tak nikt nie nazywa...wszak wielki szlachcic z niego. Krasnolud żałował że nie ma go tu, teraz. On jeden wiedziałby jak zrobić wodę z mózgu temu samozwańczemu baronowi Pazziano, a do tego wyciągnąć z niego ostatni grosz. Heh, Tupik był lepszy niż imperialny poborca podatków. Tak czy inaczej, żadnego ze starych towarzyszy nie było teraz przy Helvgrimie, czuł się przez to nieswojo. Każdego dnia, co raz to bardziej zapuszczał się na ziemie sobie nieznane...z Norski do Imperium, a stamtąd tu, do Księstw. Im bardziej na południe tym goręcej i ludzie mniej przyjaźni. Wszystko to psuło humor khazada... ale nic tak jak ten wspomniany łańcuch u nogi i więzienna, stalowa kula w postaci grubego szlachcica.

... a to zadanie dla Pazziano? Cóż, Sverrisson robił co mógł i nie dla złota czy honoru, ale z walki o żywota swe. Ranny i zmęczony wędrował całą noc przez las i szukał byle jakiej drogi. Ten las, ten w którym Helv zaszył się i skrył, tam gdzie wyrwał strzałę z własnych pleców, co przypłacił krwotokiem i potwornym bólem... tak, ten las był straszny. Ciemno, głodno i niesamowity ból pleców, ale i serca. Zadanie nie powiodło się, co teraz? Krew lała się strużką wzdłuż kregosłupa, zbierała się w okolicach pasa, a później przesiąkała i przez grube odzienie i płyneła dalej, w dół. Dupa i jaja mokre od krwi, to nie było miłe uczucie. Prawda, nie pierwszy a i pewnie nie ostatni raz khazad doświadczał czegoś takiego... ale za każdym razem było takie samo, paskudnie bolesne i ujmujące honoru. Sverrisson musiał rozpoznać teren, zorientować się gdzie ma podążać. Gówno tam, ból zagłuszał wszelkie myśli, a niemożność zatamowania krwotoku i opatrzenia rany, jeszcze bardziej dezorientowały krasnoluda. Kiedy szedł przez las, wciąż ściskając swój stalowy, dwuręczny młot, myślał o karczmie i khazadzkich towarzyszach, tych ich wszystkich zasranych i pierdołowatych historyjkach. Że niby z pięcioma strzałami wbitymi w bebech biegli w bitwie, że z odciętymi dłońmi i nogami zabijali zastępy wrogów. Ehh tam... zasrańcy...chyba z obciętymi kuśkami i łbami pełnymi szczyn tak biegli, albo najarali się znów jakiego elfiego gówna i takie opowieści klecili. Ta jedna strzała wystarczyła by Helvgrim czuł się jak ścierwo które ma do powiedzenia tyle co nic. Tak jak ścierwo padł też na trakcie, który znalazł kolejnego dnia. Kiedy tylko wszedł na ubitą, piaszczystą drogę, ucałował glebę ze szczęścia, oczywiście nie wiedział o tym, był nieprzytomny.

Dwa dni później obudził się w jakimś czystym miejscu, schludnym jak kibelek Pazziano. Nigdy nie widział barońskiego kibla, ale patrząc na tego buca barona Ludwiga i jego zabawne stroje, można było przypuszczać że chłop szcza winem, sra złotem, a podciera się elfim jedwabiem. Lazaret, bo tym było to czyste miejsce, był cały w bieli. Kobieta ubrana, również, cała na biało, zajmowała się Helvem w sposób tak delikatny że khazadowi zrobiło się głupio gdy raz za razem lustrował zadek młódki. Buźkę miała śliczną, choć nawet jednego włosa widać nie było na jej głowi, jej biały czepek był szczelny jak khazadzkie zawory w maszynie parowej. Jadło za to było przednie jak i opieka, a opatrunki zmieniane każdego dnia. Sverrisson nigdy nie widział tej rany w plecach i nigdy też nie miał jej w swym życiu zobaczyć... ale przekłuta łopatka musiała być poważnie naruszona bo trud było ruszyć ręką.

Kolejne trzy dni, krasnolud dogadzał sobie. Kapłanka bogini miłosierdzia, przestała karmić Helva po tym jak okazało się że ręka jest na tyle sprawna, by khazad mógł klepać świętą pannę po pupie. To był znak, jak w ryj strzelił. Czas było zebrać swe umęczone ciało z łóżka i odziać się w skórzany, czerniony pancerz. Łysa głowa nakryta została skórzanym hełmem, a plecak odnalazł swą drogę na plecy, co kosztowało kapłankę Shally'i kilka modlitw, po tym jak jęczący z bólu krasnolud zaczął sypać przekleństwami jak chłop zbożem na zasiew. Tak, obecność plecaka przyprawiała o ból, jednak innej możliwości nie było. Jak miał Sverrisson podróżować, z plecakiem w dłoni?!

Jeszcze tylko długa blond broda została zapleciona w skomplikowane krasnoludzkie warkocze i ozdobiona złotymi spinkami. Młot w dłoń i w drogę. Wszystko całkiem całkiem. Gdyby nie ten baron, w rzyć kopany. '' Musisz odpracować za to gdzies zawiódł'' czy jakoś tak... gadał Mercuccio, pies na posyłki barona. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że ów kundel miał rację. Tym też sposobem, Helvgrim Torvaldur Sverrisson, syn Svergrima, z Azkarh w Ejsgardzie, w łańcuchu gór Skadi... został najemnikiem dla kogoś kto mięsiwo jadł widelcem i nożem, zbroję widział jedynie na gobelinach, a koszulę wkładał od przodu jak śliniak, i to tylko wtedy jak ktoś mu pomógł, bo przecież sam nie potrafił. Oj, jakże mało było w Helvgrimie szacunku dla barona i jego sposobu na życie, ale słowo jest słowo, a złoto błysk ma taki sam na każdym końcu świata. Tak też po uroczej wymianie zdań najpierw z Mercucciem, a potem z samym Pazziano, Sverrisson znalazł się w namiocie z grupą najmitów, z kórymi miał to rozwiązać pewien problem wójta pobliskiej wsi oraz jego córki Vivian, co to pewnie kitę wystawiła na ojczulka i uciekła. Pewnikiem tak było, jeśli i wójt nosił rajtuzy.

W namiocie zebrała się całkiem ciekawa kompania. Kilku ludzi, khazad i elf. Wyglądali na zaprawionych w boju, to im też wojownik z gór północy pod górkę robić nie miał zamiaru. Im szybciej znajdzie z nimi wspólny język tym lepiej, a lepiej bo szybciej zadanie wykonają i Helv ruszy w swoją stronę... bez zapachu perfum barona w nozdrzach i jego oddechu na swym karku. Zatem fikuśny fircyk powiedział swoje i wyszedł z namiotu. Kompania miała obgadać plan działania. Helvgrim postanowił pierwszy rękę wyciągnąć, wszak czas to pieniądz, a pieniądz to wolność. Tak też zapoznał się z zebranymi i obagadli sprawy ważne. Stanęło na tym że trzeba ruszać niebawem, ale pierwej przesłuchać chłopa co o całej sprawie zaginionej czy uprowadzonej córki wójta Tortza, bo tak się zwał ów wójt, cosik tam niby wiedział.

Baron gdy już skończyliście rozmawiać wziął dwóch “wybrańców” ze sobą do osobnego namiotu. Tam siedział na krześle, wychodzony chłopak. Krótko ścięte włosy, podarta koszula, lekko śmierdzący. Wyglądał jakby z kilka dni nie jadł, bowiem żebra prześwitywały mu przez skórę. Spojrzał na was ze strachem i jeszcze większym strachem na barona.

- Jaśnie Pannie - zaczął bełkotać.

Baron podniósł rękę w geście by chłop zamknął ryj i rzekł:

- Milcz. Jarko odpowiesz na każde pytanie tych Panów, inaczej batem Cię tak wysmagam że nie będziesz wiedzieć gdzie masz plecy. No i już mi tu nie rycz, nie błaznuj.. Panowie pytają a Jarko odpowiada. - spojrzał na was i rzekł - Jest wasz.

No i zostaliście sami z chłopem.

- Jeśli pozwolisz herr Wolfie...zacznę. - Helv podszedł do człeka o imieniu Jarko, spojrzał mu w oczy i rozpoczął tyradę. - Zanim chłopie odpowiesz na nasze pytania wiedz że... połamię ci każdy gnat w twym suchym jak wiór ciele jeśli nas okłamiesz... zresztą, tak czy inaczej pewnikiem coś ci złamię... bo jak nic na świecie, kłamstwo mnie mierzi. Rozumiesz co do ciebie mówię... Jarko? - Sverrisson nie żartował... był zmuszony pracować dla barona, a to wiele mówiło...mógł posunąć się do rzeczy strasznych, byle tylko zerwać kajdany niewoli.

Jarko zaczął się trząść ze strachu. Spojrzał na khazada wielkimi oczami, które stały się wielkie ze strachu, a potem ten rzucił się do nóg krasnoluda i złapał jedną mocno łkając:

- Ppppanieee....powiem wszysciutko...całą prawda...ni okłamię przece Wielomsznego Pana - jeszcze chwila a chłop się zesra ze strachu pewnikiem.

- Dobra. Zanim zaczniemy cię przesłuchiwać, to powiedz co wiesz. Jak nam się coś nie spodoba to będziemy dopytywać. Tylko krótko mów... coś widział i gdzie? Pamiętaj też by nam powiedzieć kto z pobliskiej wsi jest w zmowie z bandytami... bo ktoś im musi żywność dawać czy sprzedawać... nie? Puszczaj też moją nogę do kroćset. - Helv oswobodził nogę z uścisku chłopa i chwycił swój ciężki młot oburącz. - No, dobra, gadaj co wiesz.

Chłop zaczął mówić wolno i w miarę wyraźnie:

- No wec Panie. My z chłopakami ze wsi szliśmy z pola do domu. Ciemno już a i chmury takie złe co by deszcze miały lunąć z nieba. No więc my szybcikiem przez las co by skrócić drogę. No i idziemy i słyszymy że wilki no ten... ujadają jakby. Patrzem a one coś żrą, a że dwa wilki były to żeśmy je przepędzili. Patrzymy że jakaś ręka co by ją ucięto a może i odgryziono. Jarko prosty chłop Panie i mówi co widział. Poszlim za tym no... krwią... ślady krwi … jakby pułk wojska upierdolono Panie... jucha wszędzie, a na drodze jak babcię kocham, trupy. Stos. Niektórzy nawet broni nie dobyli, bo w pochwie było. Jarko zwrócił uwagę. Karoca przewrócona na bok, bo konie dostały no i się przewróciły z tym no... karocą... no to ja syna po barona posłałem a samemu do domu co by mnie kijem nie obłożył bom myślał że to jego ludzie, a on nie lubi jak mu giną - zakończył opowiadać.

Wolf przysłuchiwał się opowiadaniu Jarko, a złowieszcze groźby krasnoluda przyjął wcześniej ze spokojem, choć zastanawiał się czy dotrzymałby swoich obietnic. Wszak chłop rzeczywiście sprawia wrażenie prostego, zastraszonego i nieskorego do kłamstw. Gdy zauważył że Helvgrim przerwał swoje przesłuchanie, zbrojny odchrząknął i wychrypiał swoje pytanie.

- Strzały tam były? Choćby i połamane? Jakieś drzewo zawalone na trakt? Konie ubite? Przypomnij sobie człowieku, bo to ważne. Jeśli bandytów było dziesięciu, nie mogli po prostu zaatakować eskorty. Musieli wystrzelać najpierw zbrojnych i w jakiś sposób zatrzymać ich na tym trakcie, by nie uciekli.

Chłop popukał się w czoło i z uśmiechem zaczął mówić:

- Trup Panie ścielił się gęsto na trakcie głównie. Część ciał leżała twarzą do piachu a strzały wystawały z ich pleców. Drzewa połamanego nie było, lecz kunie ubite były i to one jakoby robiły za takie no... te... drzewo... ile kuni ubitych nie liczem bo i tak Panie ciężko mi to wychodzi. Ci na skraju lasu to byli właśnie porżnięci jak świnie. Głowy, ręce ucięte choć i paru na trakcie ale Panie... to wyglądało jak egzekucja. Jarko widział kiedy jak taki jeden możny kazał paru chłopkom poderżnąć gardła i to tak ten... no przypominało... - uderzył się w pierś jakoby był pewien swego.

- Dobra niech cie będzie Jarko. Wracaj do swoich. Jak żeś nam nałgał to ci bogowie nie darują, a ja tym bardziej. Mówiłem ci że kłamstwem się brzydzę, nie? Bądź zdrów zatem. - Sverrisson poklepał chłopa po twarzy, być może odrobinę za mocno, ale tak by wiedział że nie ma żartów z khazadmi, nie ma żartów z najemną kompnią która pracuje za złote monety... i że nie ma żartów ze Sverrissonem.

Na tym stanęło. Co chcieli wiedzieć to się dowiedzieli. Choć krasnolud z podejżliwością patrzył na chłopa to postanowił mu odpuścić. Jeżeli oszukał go choc o ksztynę, Helv obiecał sobie w duchu go odnaleźć i ukarać tak jak zdrajcę i kłamcę karać się powinno...
 
VIX jest offline  
Stary 14-07-2013, 17:14   #143
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Z dala od reszty siedział młody chłopak. Przeciętnego wzrostu człowiek, o jasnych oczach i średniej długości, płowych włosach. Sączył sobie spokojnie wino. Z mówił jakby do siebie. Po chwili dopiero reszta mogła zauważyć, że obok jego nogi leży pies i patrzy się na swojego właściciela.
- Dobre wino tu mają przyjacielu. Wiem, że nie pijesz, ale gdybyś jednak stuknął się ze mną kielichem podzieliłbyś moje zdanie.
Obok krzesła, na którym siedział młodzieniec był oparty długi łuk. Niemal tak duży, jak sam Felix. Na oparciu przewieszony był kołczan ze strzałami. Łowca odziany był w zielony, nieco połatany płaszcz, skórzany pas, za którym zatknięta była siekierka i nóż myśliwski.

Youviel nie przysłuchiwała się rozmowom reszty. Nie zamierzała też przesłuchiwać chłopa. Swoimi fioletowymi oczyma patrzyła co jakiś czas na ludzkiego łucznika. W końcu wstała i przysiadła się niedaleko niego. Oparła swój długi i misternie zdobiony łuk obok swojego siedzenia.
- Na co polujesz? - zapytała się melodyjnym lecz chrypiącym głosem. Na jej pobliźnionej twarzy nie widniała ciekawość ale obojętność. Spomiędzy krzywo przyciętych kasztanowych włosów wystawały ostro zakończone uszy. Elfka beznamiętnie wpatrywała się w człowieka wyczekując odpowiedzi. Nie była ale uznała, że właśnie w ten sposób najlepiej będzie zacząć rozmowę z człowiekiem, który najprawdopodobniej potrafił posługiwać się bronią, którą ze sobą przyniósł.

- Głównie jelenie i sarny, chociaż od czasu do czasu udaje mi się ustrzelić jakiegoś ludzkiego czy też nieco mniej ludzkiego skurwysyna. - odpowiedział w swoim stylu Felix. Podczas krótkiej pauzy wypił nieco wina i dopiero wtedy spojrzał na rozmówczynię.

Elfka złapała wzrok łowcy. Przez chwilę wpatrywała się w niego delikatnie obracając głowę po czym odwróciła ją do swojego kufla. Upiła z niego kilka łyków i podparła głowę na dłoni, sunąc łokciem po stole.
- Ty również na posyłki barona? - padło pytanie równie oczywiste co i zbędne, ale padło.

- Tiaaa... przyjemna zapłata, mam nadzieję, że robota podobnie. Pracowałaś już dla niego?

- Zarówno ja co i oni - machnęła ręką pokazując zgraję ludzi krasnoludy i niziołka. Widać było po niej, że jest nimi znudzona.
- Youviel - przedstawiła się w końcu elfka.

- Felix Jager. - przedstawił się i chłopskim zwyczajem podał elfce dłoń do uściśnięcia.
- Jak u niego się robi? Wypłaca co trzeba? Co dotychczas mieliście mu załatwić?

Youviel spojrzała na dłoń wyciągniętą w jej stronę i z rezygnacją w oczach uścisnęła ją na moment.
- Wypłaca wypłaca - pomachała ręką w powietrzu. Odwróciła na chwilę głowę w stronę resztę towarzyszy i kontynuowała - mieliśmy uprzątnąć kopalnie... a w zasadzie sprawdzić co doprowadziło do tego, że wszyscy z niej uciekli. Skończyło się na walce z żywymi trupami - dłoń elfki leniwie wędrowała w powietrzu gestykulując i odzwierciedlając jej aktualny nastrój.

- Tfu! Znów jakieś cholerne pomioty magii. Niech to szlag! - zaczął narzekać Felix. Nie znosił wszelkiego diabelstwa, które miało coś wspólnego z magią. Po prostu nie... i chuj.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 14-07-2013, 21:42   #144
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Gdy już byliście gotowi do podróży ruszyliście. Jeden z ludzi Barona miał wam towarzyszyć, prowadząc was najprostszą i najszybszą drogą. Heinz, bo ów tak wasz się przewodnik nazywał, był niskim i szczupłym mężczyzną liczącym na oko powyżej trzydziestu lat. Twarz miał pokrytą gęstą brodą, a długie czarne i brudne włosy zwinięte miał w kucyk. Nosił na sobie zwyczajne chłopskie ubranie i tak też się zachowywał. Na wszelki wypadek Heinz wyjaśnił Siobanowi w skrócie jak będziecie podróżować. Początkowa ścieżka miała prowadzić szlakiem wzdłuż lasu Hvargir, dopiero po południu mieliście wejść w jego środek i tam przedzierać się przez niego. Heinz wyjaśnił że, część terenów w środku lasu była podmokła wręcz bagnista, i zaproponował że powinniście ją ominąć. W związku z tym było wiadome że trzeba będzie nadłożyć drogi co było równoznaczne z przyspieszeniem tempa. Heinz wyjaśnił szlachcicowi również, że jeśli macie zdążyć o czasie, nocny postój nie może trwać zbyt długo. Tylko tyle co by zregenerować siły po forsownym marszu. Da wam to możliwość dotrzeć na miejsce bez zbędnej utraty sił. Według słów przewodnika dziewczyna jest przetrzymywana w domu, który wybudowano pośrodku małego jeziorka. Droga do lądu prowadzi przez drewniany most. Oczywiście można dostać się wpław lub łódką. Heinz zaznaczył, że miejsce to jest przeklęte i on z wami dalej nie pójdzie, niż uzna to za stosowne.

Początkowo droga była idealna a tempo jakie narzuciliście pozwalało wam przypuszczać, że zdążycie spokojnie drugiego dnia przed świtem na miejsce. Słońce świeciło wysoko i mocno a wy co jakiś czas zgarnialiście pot z czoła. Aż dziwne było, że Dirkowi, taki upał nie przeszkadzał.

W końcu musieliście zagłębić się w las. Początkowo droga była wydeptana lecz im bardziej w las, tym bardziej ona zanikała. Komary, muchy obrały sobie większość z was za cel uprzykrzając życie. Niby nic straszne ale ciągłe odganianie się od robactwa, które gryzło, nie mogło należeć do zbyt przyjemnych. Powietrze w lesie było wilgotne i ciężkie. Choć zaprawieni w boju byliście to coraz częściej sięgaliście do manierek z wodą, żeby nie odwodnić organizmu.

Słońce powoli zaczęło zachodzić a wy od razu odczuliście jak chłód zastępuje upał. Na szczęście powietrze zrobiło rzadsze i lżejsze. A wam na przeciw wyszła grupa niezbyt przyjaźnie nastawionych Hobgoblinów. Pojawili się dokładnie znikąd, mierząc do was z łuków i kusz. Było ich piętnastu i jeden duży ogr.



Wszystkie hobgobliny czekały przypatrując się wam złowieszczo, poza jednym, który ruszył ku wam. Nie wyróżniał się on swoją posturą od pozostałych, tylko ubiorem. Na wierzchu miał grube futro z czarnego niedźwiedzia, a pod nim nosił napierśnik. Przy pasie miał przytwierdzone dwa krótkie miecze a w dłoni trzymał jakiś worek. Gdy był dziesięć, może dwanaście kroków przed wami, rzucił ten worek wam pod stopy. Gdy znalazł się on pod waszymi nogami wytoczyła się z niego znajoma wam głowa. Oberyn.

Hobgoblin odezwał się do was w staroświatowym, mocno kalecząc go:

- Kto z was zabić moja syna. Teraz ja zabić jeden z was lub wszystkich. Wy dać mi go - omiótł palcem wszystkich - Wybór należy do was.

Ci, którzy walczyli o Bertlomo przypomnieli sobie poległych napastników. Niby nic ważnego ale teraz przypomnieliście sobie jednego z nich. Tego, którego zabił Sioban. Zwyczajny Hobgoblin, lecz ubrany był tak inaczej. Przetarta skórznia lecz na dłoniach miał bransolety a na szyi wisior z jakimś tam znakiem. To musiał być on.

Sioban wiedziałeś, że to Ciebie chce Khan hobgoblinów.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 14-07-2013, 22:40   #145
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
I to zamykało wybór.

- To ja, zostaw ich - odparł dość cicho Sioban, odrzucając na lewo worek trzymany na plecach. Z tamtej strony szedł krasnolud. Ten nowy, a obok niego Galvin. Musiał liczyć że skojarzą znaki. Szlachcic miał nadzieję że po wszystkim ten zajrzą do niego, rozpoznają co trzeba i zrobią toż samo, co trzeba. Tymczasem wyszedł dwa kroki przed resztę

-Mnie szukasz

Hobos potarł podbródek i rzekł:

- Dobrze. Bardzo dobrze. Teraz Ty walczyć będziesz z Oghanto - wskazał na Ogra

Mruknął coś do swoich i ci cofnęli się do tyłu, lecz nadal mierząc w resztę grupy. Sam Wódz podszedł od Ogra, poklepał go i rzucił coś do niego. Ogra zawarczał i ruszył w pędzie na Siobana.

Sverrisson obserwował walkę z zapartym tchem. Zielonej zarazy nienawidził i nie wierzył w ich poczucie honoru. Czekał dogodnego momentu by rozprawić się z wszawymi szumowinami. Na wszelki wypadek podniósł worek Siobana i zawiesił go na plecach.

Ogr rzucił się pierwszy. Szybki był skurwiel. Pierwszy zamaszysty cios z rozmachu przeleciał na metr od Siobana lecz już po chwili powrotny cios udało się szlachcicowi z trudem zatrzymać przed swoim brzuchem. Kolejny nieudany wymach ogra i Sioban zrobił wypad prosto w jego podbrzusze, niestety ogr zorientował się i zbił go swą wielka pałą.

Ogr dalej machał pałę, za jednym razem niemal walać się nią w łeb. Zmniejszyło to czujność Ostlandczyka, który ponownie musiał ratować się brawurową paradą ostrza. Wychodząc z tej pozycji, szlachcic wyprowadził miecz prosto w udo potwora, rozcinając je okrutnie.

Ogr wpadł w furię. Pierwszy cios tradycyjnie poszedł bogom w powietrze, ale drugi z trudem udało się zatrzymać, zaś trzeci przełamał obronę von Duofa i walnął go z całą siłą w pierś. Z trudem otrząsnąwszy się, Sioban próbował kontratakować ale już po chwili kolejny cios rzucił go na ziemię. Upadł widząc jak z rozmachu ostatniego ciosu ogr wali się niewyhamowana maczugą prosto w łeb. Później już tylko obraz rodzinnego zamku i ciemność....

Sverrisson spojrzał na ogra, a później na wodza hobgoblinów. - No dobra, bierzcie go jak chcecie, ale najpierw zabiorę mu sakiewkę bo wisiał mi nieco złotka. - Krasnolud zbliżył się do leżącego Siobana... ryknął i skoczył ku ogrowi z młotem w rękach.
 
vanadu jest offline  
Stary 16-07-2013, 04:00   #146
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Heinz... wszystko co mówił ten człek, Helv miał gdzieś i wcale nie dlatego że go nie lubił, ale dlatego że kolejny pies barona wytyczał szlak, nadawał tempo marszu i mądrował się jak krasnoludzki inżynier. Sverrisson jednak w ciszy szedł i uważnie rozglądał się na boki. Kiedy przewodnik zaczął psioczyć coś o strachu przed lasem czy tam o jakimś domu nawiedzonym, krasnoludzki wojownik uśmiechnął się tylko szyderczo i skwitował głośno.

- Eh... człeczyny. Czy zawsze musita trząsć portkami przed takimi miejscami? Weź że se herr Heinz wychoduj parę jajec jak u wołu i poprowadź nas aż pod ten przeklęty domek. - Jednak słowa krasnoluda nie spotkały się z przychylnym spojrzeniem ze strony przewodnika. Powiedział co wiedział i tego sie trzymał. Przynajmniej tyle. Trwać przy swoim zdaniu to cecha była dobra, zatem khazad nie naciskał.

Tak, wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten upał. Pot ciekł strużkami po skroniach i policzkach Helvgrima. Odziany w pełną skórzaną zbroję, hełm, podkute buciory, z plecakiem wypchanym różnościami i ciężkim młotem w dłoniach... tak, Helvgrimowi mimo wrodzonego uporu i krzepy, było ciężko, a właściwie duszno. Do tego ten gęsty i parny las. Było zatem wszystko czego Sverrisson nie znosił. Brak złota, uzależnienie od kogoś kto był śmieszniejszy niż groźniejszy, do tego las, duchota, komary wielkie jak pięść... i na koniec ta elfia samica z łukiem. To było dużo, bardzo dużo jak na jednego krasnoluda. Brakowało tylko jeszcze...

... no właśnie. Ogra i bandy zielonoskórych grobich. Teraz Sverrisson miał komplet znienawidzonych przez siebie rzeczy. Fakt że wrogowie mieli wycelowane swe śmieszne łuki w Helva i jego kompanów, w ogóle nie wpływał źle na norskańskiego khazada. Młot zajął swe miejsce, tam gdzie najlepiej było tłumaczyć wrogom o ich błędnych decyzjach... wysoko, nad prawym barkiem. Gotowy do ataku, Helv musiał rozładować swą złosć na kilka chwil. Doszło do pojedynku między ogrem a szlachciem o niecodziennym imieniu Sioban. Helv nie mógł wyjść z podziwu. W końcu z istotami nie znającymi pojęcia honoru, nie można było honorowo walczyć, a jednak. Szlachcic nie był palcem robiony i choć wróg przerastał go pod każdym względem, wyzwanie przyjał i stanął honorowo. Na chwil kilka Helv zapomniał kim jest przeciwnik Siobana, w czasie tym krasnolud zapamiętał postawę człeka i obiecał postawić mu dzban warzeńca, jak ten tylko położy już ogra trupem. Tak się jednak nie stało. Po wymianie kilku ciosów, szlachcic padł jak długi na glebę. Sverrisson ruszył by wyrównać rachunki z ogrem. To że bestia powaliła Siobana to jedno, ale nienawiść jaka była w sercu Helva do rasy zielonych szmat zwanych, orkami, goblinami i ich większymi kuzynami, hobgoblinami... była ogromna. To wystarczyło.

Tak też zaczęło się. Pierwsze ciosy należały do Helva. Potężny ryk z krasnoludzkiej gardzieli był jak odgłos rogu bojowego który wędruje korytarzami z podziemi aż na szczyt góry i wydziera się z pieczary, niczym odgłos grzmotu. Ten gromki okrzyk bojowy był jedynie prologiem dla dwóch potężnych zamachów ciężkim młotem na łeb ogra. Bogowie chcieli jednak by Helvgrim pokazał się z lepszej strony, bo ogr z łatwością uchylał się przed ciosami. Chwilę później dołaczył do walki z ogrem Galvin, khazadzki brat. Reszta drużynników też wdawała się w pojedynki z liczniejszym wrogiem.

Helvgrim chwycił młot oburącz i posłał cios z odlewu. Kątem oka dostrzegł jak potężna, ogrza bestia atakuje Galvina, syna Migmara. To jednak nie trwało długo. Mocarny obuch spadł na głowę ogra z boku. Wbił lewe ucho wgłąb łysej czaszki wroga. Cios zniszczył policzek i zmiażdżył oczodół wraz z okiem. Krew zalała ogromnego stwora w ułamku chwili. Jęknął tylko i wywrócił drugie, jeszcze zdrowe przez chwilę oko, w tył czaszki. Ochroniarz wodza hobgoblinów zwalił się jak ogromne drzewo podczas leśnej wycinki. Kiedy tylko cielsko zetknęło się z ziemią, Helv poprawił młotem w tę zdrową jeszcze część czaszki... i tym ciosem całkowicie pogruchotał głowę ogra. Została jedynie krwawa masa tam gdzie kiedyś osiłek miał czaszkę, a z głowicy młota zwisały kawałki mózgu. Sverrisson pokryty był obficie krwią. Odwrócił się w stronę uciekających goblinów i krzyknął za nimi.

- Aaaaaargh. Wracajcie tchórze. Kurwie syny. - Wciąż krzyczał i wymachiwał młotem nad głową. Miał już dość na tę chwilę, ale jedynie na krótką, bo coś kazało mu biec za wrogiem. To było dziwne uczucie, zupełnie jakby nienawiść do orków i goblinów była w żyłach krasnoluda od zawsze. Tak jakby to uczucie wyssał z mlekiem matki. Wciąż krzycząc wbiegł w krzaki i pędził co sił za wrogiem.
 
VIX jest offline  
Stary 16-07-2013, 11:31   #147
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- O, oł, oł, oł! – zajęczał Dirk, gdy zorientował się już ostatecznie, że będą kłopoty.
- Ojojojojoj!- Dirk nie lubił kłopotów, więc kolejne zawodzenie wydobyło się z dirkowych ust. A jeśli kłopoty, to trzeba… brać nogi za pas. No więc Dirk je wziął! Odwrócił się z zamiarem dobiegnięcia zygzakiem, do najbliższego drzewa. Jednak co to? Ból, boli! Dirka boli! Bardzo boli!
-Auuua - zabolało Dirka kolejny raz. ~Niedobre zielone ciulki, niedobre~ Dirk zorientował się co się stało. Spojrzał w dół, tam gdzie bolało i ujrzał dwie wystające strzały.
- Ołoło! Ałała! - nie wyglądało to dobrze. Dirk padł na kolano, potem drugie, po chwili zaś padł na bok. Tracił powoli przytomność. Ale on wiedział, on wiedział sam, że zamknąć oczu teraz nie mógł. Dirk wiele lat spędził na ziemi i wiedział, że zasnąć nie może, że zachować przytomność musi.
- Dirk się zna, Dirk się zna na leczeniu - teraz majaczył już słabszym głosem. - Dirk wie, jak wyciągać strzały… Dirk wie…- mówił raczej do siebie, gdyż chyba nikt inny nie zwracał na niego uwagi. No i Dirk chwycił strzałę, ułamał lotkę, i wyciągnął ją, jak się strzały wyciąga. I po chwili wyciągnął też drugą. Następnie przycisnął miejsca w których były rany, by zatamować krwawienie.

No i Dirk pokazał swoją kolejną umiejętność. Strachliwy, nieporadny, ale potrafiący przynajmniej o siebie zadbać. Nie potrzebował, by inni się nim zajmowali. Jedynie co, to mogliby mu użyczyć alkoholu do odkażenia ran. Tego nie miał. Ale więcej pomocy już nie potrzebował. Taki Dirk już jest samodzielny! Taki Dirk jest dzielny!
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 16-07-2013 o 11:34.
AJT jest offline  
Stary 16-07-2013, 19:56   #148
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Galvin westchnął na widok hobgoblinów i ogra. Ci pierwsi byli niezwykle przebiegłymi i złośliwymi zielonymi (nawet jak na zielonych), a ten drugi za żarcie zrobiłby wszystko...

Krasnolud pociągnął nosem i zdjął z pleców beczkę. Był zmęczony marszem i najchętniej by teraz spał. Nawet rasowa nienawiść nie była tak potężna, aby odegnać chęć szybkiego odpoczynku.
Wziął do ręki tarczę i topór szykując się i obserwując całe zamieszanie. Zdarzenie. Rany.. co za.. sytuacja.

- Dalej, Sioban! Rozpruj drania!

Niestety... parę chwil później okazało się że ogr jest za twardy dla szlachcica. Piwowar warknął wkurzony. Sen odszedł... teraz czas był aby mordować... mordować!
Helv ruszył pierwszy na ogra. Kto jak kto, ale krasnoludy zawsze dobrze współpracują ze sobą przy powalaniu znacznie większych od siebie przeciwników. Dlatego też piwowar ruszył pomóc ziomkowi.
Szybka wymiana ciosów, przyjęcie jednego na tarczę i słabe cięcie toporem. Widać było że krasnolud z Norski był znacznie bieglejszy w sztuce wojennej niż rzemieślnik, jednak ich "taktyka" okazała się skuteczna.
Kiedy ogr próbował znów zaatakować piwowara, Helv trzepnął go potężnie młotem powalając bydlaka na ziemię, a potem zaczął poprawiać. Galvin zaraz rzucił się, aby osłonić pobratymca tarczą przed ewentualnym ostrzałem, jednak ten nie nastąpił.

- Haha! Tchórze! Osrajgacie! - zawołał Migmarson.

Ta walka mocno go rozochociła do spuszczenia komuś większego wpierdolu. Krasnolud zaraz popędził za Helvem, aby wesprzeć go w pościgu.
 
Stalowy jest offline  
Stary 16-07-2013, 22:59   #149
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało na to, by dało się sprawę z hobgoblinami załatwić po dobroci. Ich wódz zdawał się pałać chęcią zabicia przynajmniej jednej osoby z ich grona.
Na szczęście to nie Lotar był kandydatem do zabicia. Tym bardziej "na szczęście", bowiem wódz do walki wystawił zastępcę - pokaźnych rozmiarów ogra.

Sioban na początku całkiem nieźle dawał sobie radę, ale w końcu uległ i padł po jednym z ciosów wielkiej pałki, którą ogr machał jakby była niewielkim patyczkiem.
No i wtedy do walki włączył się Helvgrim, który w zadku miał wstępne ustalenia i postanowił pomścić Siobana. Albo też po prostu lubił walczyć? Któryś z hobgoblinów strzelił i wtedy zaczęło się ogólne zamieszanie.

Siła złego na jednego. W tym wypadku siedemnastu na dziesięciu, bowiem Sioban leżał na ziemi bez ducha.
Nie wypadało stać i patrzeć, jak walczą inni. Lotar uniósł kuszę i strzelił do pierwszego z brzegu hobgoblina. Strzał był celny i przeciwnik padł, z bełtem wbitym w serce.
Radość strzelca nie trwała długo, jako że sąsiad ustrzelonego potwora zrewanżował się Lotarowi równie celnym strzałem. Ale, na szczęście dla tego ostatniego, odrobinę mniej skutecznym.

- Na wszystkie demony! - warknął Lotar.

Strzelił do hobgoblinów, które miast walczyć nagle rzuciły się do ucieczki. Widać zachęciła je do tego i śmierć wodza, i śmierć ogra.
Teraz pozostało jeszcze opatrzyć paskudną ranę w boku i, jeśli się uda, uzupełnić u hobgoblinów zapas bełtów. W końcu strzelały, a parę nie zdążyło uciec.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-07-2013, 23:55   #150
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Youviel wyruszyła z podłym humorem. Podczas odpoczynku i nabierania sił pod czujnym okiem barona, miała nadzieję wykupić od któregoś z jego ludzi strzały. Okazało się, że żaden ze strzelców nie używa łuku. Wszyscy zostali uzbrojeni w broń podobną do tej, którą władał Wolf od czasu do czasu. Elfka wielokrotnie słyszała jak człowiek narzekał na cenę śrutu, a tu baron wybrał go zamiast tańszych łuków i strzał. Dla kobiety było to niepojęte i niepraktyczne. Łuk szybciej się przeładowywało a skuteczność strzał była równa tym metalowym kulkom. Także więc była wielce niepocieszona i nie omieszkała się podzielić swoja frustracją z człowiekiem i niziołkiem gestykulując przy tym intensywnie.

Nie marudziła jednak długo. Droga przed nimi miała być długa i intensywna, a elfce jednak szkoda było oddechu i śliny na trwonienie słów i nerwów na rzecz na którą nie miała wpływu. Swój krótki wywód skończyła typowym dla siebie "bloede dh'oine" (cholerni ludzie) i resztę drogi szła w milczeniu.

Jak to zwykle bywało Youviel najmniej zmęczyła marszem. Mając długie nogi nie musiała nimi tak szybko przebierać jak chociażby niziołek czy krasnolud. Podczas marszu zauważyła kilka ponurych spojrzeń tego nowego khazada. Podejrzewała, że będzie musiała z nim porozmawiać i zawrzeć pewien układ. Na to jednak przyjdzie czas jak będą mieli chwilę spokoju i oddechu. Źle się rozmawia idąc nawet przyzwyczajonej do długich pochodów elfce, która powoli zaczynała czuć jak bardzo ludzkie ubrania są mało przewiewne. Las i jego duchota również dały się we znaki kobiecie. Chociaż przebywała pośród drzew całe swoje życie i doświadczyła wielokrotnie ukropów lata i mrozów zim, tutaj było gorzej. Dodatkowo owady uporczywie lęgły do niej i do reszty. Elfka starała się je odpędzać to rękoma to zamaszystym ruchem głowy, by włosy rozgoniły natrętne komary. Kończyło się to tylko poprzyklejaniem kosmyków do spoconej twarzy. Być może to sprawiło, że Youviel nie zauważyła zbliżających się hobgoblinów.

Elfka już chciała uskoczyć w las lecz powstrzymała się widząc mnogość szyp wycelowanych w nią i resztę drużyny. Słysząc, że ich wódz gada coś o zabitym synu i pojedynku Youviel zmarszczyła brwi. Niewiele wiedziała o zielonoskórych, głównie to co zasłyszała od Galvina jak raz opowiadał, nie sądziła jednak by szlachetka miał duże szanse przeciw tej wielkiej poczwarze. Jak się okazało słusznie sądziła. Również słusznie postąpiła wyciągając powoli strzałę i przygotowując łuk. Nowy krasnolud postanowił rzucić się na ogra, jak się później dowiedziała i wraz z Galvinem powalić go na ziemię. W tym czasie elfka zaczęła mierzyć do wodza tej przeklętej paki, widząc jednak jak Wolf i Laura oboje się na niego rzucili, zrezygnowała i strzeliła w innego przeciwnika. Nie chciała ryzykować, że trafi któregoś z towarzyszy.

Kobieta ledwo zdążyła wypuścić kolejna strzałę, która poleciała gdzieś w krzaki, a walka dobiegła końca. Wódz powalony przez dwójkę ludzi sprawił, że morale paki się posypało i hobgobliny zaczęły uciekać. Yuoviel nie zamierzała ich gonić. Zamiast tego rzuciła się na pomoc niziołkowi, który w chaosie walki został ciężko ranny i leżał nieprzytomny na ziemi. Dopadła do małego ciała towarzysza i zaczęła szybko analizować jego stan by móc jak najlepiej mu pomóc.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172