|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-02-2015, 11:41 | #591 |
Reputacja: 1 | Ketil widząc sołtysa i tego kozojebcę nawet się nie ucieszył. To, że w końcu go wypuszczą było bardziej niż pewne. Albo w końcu poszli po rozum do głowy, o ile jakikolwiek rozum te tępaki miały. Albo strach zajrzał mi w oczy, co było o wiele bardziej prawdopodobne. Słowa o wiedźmie zdawały się to tylko potwierdzać. Ketil był pewien, że już wkrótce ogień wypali ta heretycką wieś i oczyści ją. Łowca obawiał się jednak, że po przeprowadzeniu odpowiednich procedur i rytuałów nikt we wsi nie przeżyje. Łowca wstał i nie zważając na głupie miny siwego dziada, spojrzał na sołtysa. Wiedział już, że ma do czynienia z kompletnym idiotą, więc był ostrożny. Ketil szykował się też i na niego, ale to jeszcze nie był właściwy czas. Spokojnie - powiedział sam do siebie - już wkrótce zboże dojrzeje do ścięcia. Łowca stanął przed sołtysem i zażądał zwrotu broni i wszystkich pozostałych skonfiskowanych rzeczy, Po czym spojrzał na kozojebcę i wykonując wolno gesty spytał, gdzie jest jego były już mistrz.
__________________ "Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS |
10-02-2015, 14:44 | #592 |
Opiekun działu Warhammer Reputacja: 1 | Otwin nie bardzo rozumial o co chodzi Ketilowi. Magia to to nie byla, bo czesto tak machal rekoma i nic sie nie dzialo. - Nie rozumiem Pana, moze zawolam drugiego Pana krasnoluda łowce? Otwin nie chcial byc dla niego mily, ale byla to najprostsza droga do oddalenia sie od Ketila. Chlop szybkim krokiem zmierzal do wyjscia. |
12-02-2015, 15:41 | #593 |
Reputacja: 1 | Karczma Gdy Egon skończył nakładać jakąś mocno ziołową maść i zabandażował bok Oswalda, Bosch w końcu mógł wstać i sprawdzić wygodę opatrunku. Nie było tak źle, rana przestała boleć niemal całkowicie i czuć było głównie delikatne mrowienie. Może jazda konna nie będzie wcale aż tak bolesna? A może ból nadejdzie dopiero nocą? Pewnie w obu tych pytaniach kryło się ziarno prawdy, lecz teraz mieli ważniejsze rzeczy na głowie. - Świetna robota Egonie, zaprawdę szczęście ma ta wieś że taki specjalista postanowił się tu osiedlić. Medyk, a może nawet alchemik? Dużo też zdajesz się wiedzieć o całej sprawie i tej... przypadłości. Jak tylko trochę się tu uspokoi to chciałbym na spokojnie z Tobą porozmawiać. Powiedział Bosch i już weselszym tonem zmienił temat. - A gdzież to takich medyków uczą? Może warto było by pracować w takiej okolicy, bo kiedy człeka coś pochlasta to od grobu wyratują, a pewnie i jaka piolunóweczka na poprawę nastroju się znajdzie. Zaśmiał się i kiedy Egon pakował swe utensylia, Bosch podszedł do Hargroma i już poważnym, przyciszonym głosem zagadał. - Pewnoś wszystko słyszał? Więc wiesz że nie jest ze mną najlepiej. Jeśli medyk ma rację to nawet bym powiedział że chujowo jak rzadko, a nie sprawia wrażenia niedouczonego. Nie znam sie na tym ni w ząb, lecz twierdzi on że może zrobić lek. Lek który wymaga odrobiny krasnoludzkiej krwi. Dziwne to, lecz nie mnie kwestionować słowa uczonego, gdy mówi o swej pracy. Zechcesz mi pomóc jak kompan kompanowi? Bo to i tak cud że w okolicy jest ktoś z Twego ludu, lecz nie wydaje mi się by pozostała dwójka w ogóle przemyślała moją prośbę. Po tych słowach i odpowiedzi Hargroma, Oswald podszedł do wilkołaczej łapy i po chwili siłowania się, wyciągnął z niej bełt, który otarł o niezakrwawiony kawałek trofeum. Jednak w tej właśnie chwili kończyna zaczęła odmieniać się na powrót w ludzką. Sierść zaczęła wypadać, a całość jakby trochę zmalała. Pazury natomiast cofnęły się i z czarnych zmieniły kolor na zwyczajne, ludzkie paznokcie. - A by to cholera wzięła, a taki świetny dowód miał być... Zaklął Bosch. - Szczęściem nic mi nie jest. Nie ma o czym mówić i niepotrzebnie niepokoju siać. Powiedział głośniej patrząc porozumiewawczo po towarzyszach. Na koniec podszedł do Karla podając mu pocisk. - Z pewnością jeszcze się przyda. Daj mi się ubrać i możemy ruszać. Następne kroki Oswald skierował w stronę szyknwasu, gdzie swymi sprawunkami zajęty był Anton. - A więc bestyja ubita. Miejmy nadzieję że dzisiejszego wieczora będzie już po wszystkim. Antonie, nalał byś kufel mleka? Bardziej dla małej niźli dla mnie. Wyjaśnił Oswald i gdy karczmarz zajął się napitkiem, Bosch zerknął ukradkiem na Alicję. Ciągle siedziała na schodach do pokoi, zostawiona tam sama sobie.- Taką sprawę mam. Jeśli mała nie będzie chciała jeszcze wracać do siebie to nie wyganiaj jej. Może zostać w naszym pokoju, skoro dalej go wynajmujemy. A za tą rękę przepraszam. Myślałem że zostanie w wilkołaczej formie i będzie dobrym dowodem na zabicie bestyji, jednak jak widać przemiana nie była trwałą. No ale nic to, pochowa się ją z Walterem i już. Oswald pociągnął spory łyk tłustego mleka i odetchnął. Od tego wszystkiego zaschło mu w gardle i choć nie na mleko miał teraz ochotę, a na coś znacznie mocniejszego, to jednak dzieci i alkohol nie były dobrym połączeniem. Gdy podszedł do Alicji, ta zdawała się unikać patrzenia na stół ze szponiastą kończyną i sprawiała wrażenie nieco pobladłej. - Już wszystko dobrze, masz. Podał jej kufel z mlekiem. - Jeśli jeszcze nie chcesz wracać do domu, to możesz zostać tutaj. Na górze jest nasz pokój, gdzie możesz skorzystać z mojego posłania. To to z miękkim futrem na nim. Wolał nie dodawać ze to wilcze futro. Te zwierzęta mogły się teraz źle kojarzyć dziecku, a przecież nie chciał niepotrzebnie straszyć małej.
__________________ Our sugar is Yours, friend. Ostatnio edytowane przez Cattus : 14-02-2015 o 14:16. |
13-02-2015, 01:13 | #594 |
Reputacja: 1 | - Nie podoba mi się to, Oswaldzie. W ogóle mi się nie podoba - mruknął Hargrom. - Ten dziad wydaje mi się mocno podejrzany. Coś za dużo wie o ranach zadanych przez wilkołaki i znamionach chaosu. Na Twoim miejscu patrzyłbym mu uważnie na ręce, gdy będzie przygotowywał te swoje specyfiki. Westchnął ciężko. - Bo odmówić Ci chyba nie mogę. Ale jak kompan kompanowi mówię: lepiej żeby moi pobratymcy się o tym wszystkim nie dowiedzieli, bo damy głowę wszyscy. I sam Ci tę krew przyniosę, nie będzie mnie ten dziadyga tykał. Miałem kiedyś takiego druha. Lunkrag się zwał. Niezrównany w piciu gorzałki i strzelaniu z kuszy. No i tenże Lunkrag... zresztą może nie pora na opowieści. Masz jakąś flaszę, w którą Ci to mogę wlać? Krasnolud poszedł do pokoju, podwinął lewy rękaw i nożem naciął sobie skórę na przedramieniu. Przez chwilę pozwolił, żeby krew skapywała do podstawionej miseczki, po czym owinął rękę bandażem, a krew zlał do flaszy i zakorkował. Dyskretnie pokazał butelkę Oswaldowi, ale mu jej nie podał. - Na razie sam jej popilnuję. Nie chcę, żeby staruch odprawiał nad nią swoje mroczne rytuały, podczas gdy my będziemy walczyć z wiedźmą.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution. Because I must not allow anyone to stand in my way. -DN Dyżurny Purysta Językowy |
13-02-2015, 23:09 | #595 |
Reputacja: 1 | W Karczmie panowała spokojna atmosfera. - Dziękuję, ale prawdę mówić nic nie zrobiłem, dopiero jak otrzymam składnik będę mógł opóźnić działanie. Przenikliwy z Panicza człek, aczkolwiek znam podstawy alchemii, leż złota nigdy nie stworzyłem. Miejmy nadzieję, że znajdziemy na to aby jeszcze po rozmawiać czas - uśmiechnął się składając swoje narzędzia. - Pochodzę z Altdorfu, lecz chciałem zaznać trochę spokoju od tego codziennego natłoku. Nie powinieneś w najbliższym czasie za wiele pić, to może wprowadzać w Tobie stan upojenia, przez co możesz nie być świadomy swoich poczynań. Ja potrafię tylko to co każdy cyrulik - powiedział skromnie. - jeśli składnik dostanę szybko to szybciej wytworzę miksturę Anton prawie skończył robić porządek na barze i z uśmiechem spojrzał na dobrzejącego Oswalda. - Mleko? - zapytał z niedowierzaniem - już się robi - po chwili wręczył w ręce Oswalda pełny kufel mleka, rozumiejąc, że jest dla dziecka Gdy Osald podszedł do Alicja i zaczął do niej mówić okazało się, że nie reaguje. Powtórzył głośniej wyrywając ją tym samym ze snu, bądź zamyślenia. -Nie - krzyknęła wyrwana z jakiegoś stanu snu - to mój tatuś, mój tatuś mówi, że to pułapka, na cmentarzu nikogo nie ma, to złe duchy, to one powiedziały mi udając tatusia o strzale. - zaczęła płakać - przepraszam - jąkała się - ja na prawdę myślałam, że to był tatuś, a oni przeze mnie poszli na cmentarz, tam stanie się coś złego Hargrom nie miał większych problemów z opuszczeniem sobie krwi, jednak ku jego zdziwieniu jego skóra okazała się być twardsza niż się spodziewał, jednak co krasnolud to krasnolud. Czynność nie była przyjemna, wręcz przeciwnie, towarzyszył temu ból i pieczenie, ale ostatecznie udało się zlać trochę krwi do pojemnika. Krasnolud poczuł ulgę gdy było już po wszystkim, teraz jedynie mógł obawiać się aby nikt go z tym nie zobaczył bowiem, był by to problem przy tłumaczeniu się zwłaszcza łowcom czarownic, którzy mieli swoje powody podejrzewać ich o kontakty z czarną magi. W tym samym czasie do karczmy weszli Sołtys, Otwin i Ketil. Letil miał wszystko co zostało mu uprzednio odebrane, sołtys wręczył mu jego należność. Przez całą drogę szedł w pewnym dystansie od niego, przy sobie mając dwóch strażników i Otwina. Na cmentarzu było spokojnie Randulf z Helmutem doszli do grobu Wolfganga Talera po czym przymierzyli się do kopania. Nie zdając sobie z niczego sprawy pracowali gdy to za nimi zza największego nagrobka wyłoniły się cienie szkieletów. Było ich dokładnie sześciu. Podstępnie ich obeszli tak aby nie dać o sobie znać i zaatakowały. Pierwszy oberwał Helmut, cios jakimś starym mieczem wylądował na ramieniu, tak że człowiek zaskomlał, nie zdążywszy go uniknąć. Miecz rozciął koszulę i kawałek skóry. Kolejny cios mieczem w nogę, tym razem nie był on tak silny, a jedynie naderwał kawałek materiału. Kolejny niecelny lagą w okolice ramienia. Randulf miał więcej szczęścia bowiem pierwszy szkielet (miecz) go nie trafił, co pozwoliło mu zrozumieć w jakiej stoją sytuacji. Widział, że jego partner jest atakowany przez trzech szkieletów, nie był w stanie mu pomóc bowiem na niego czaiło się tyle samo tych stworzeń. Mógł szybciej zareagować broniąc się, kolejny szkielet zamachnął się jakąś lagą, ale człowiek bez problemu zrobił unik. Trzeci szkielet atakował sztyletem, cios był cielny, ale za słaby tak że jedynie rozciął kawałek ubrania. |
13-02-2015, 23:28 | #596 |
Reputacja: 1 | Karl przyglądał się temu wszystkiemu z powątpiewaniem, skąd na takie wiosce cyruik-alchemik skoro w każdym innym mieście zarabiał by kroćce...poza tym nie słyszał o nim ani słowa od keidy sa w tej przeklętej wiosce a nagle gdy pojawił się wilkołak to i on się znalazł... coś mu nie pasowało ale nie odzywał się i zachował dla siebie te przemyślenia. Sam jednak nie miał zamiaru dać się mu operować choćby nie wie co... Z rozmyślań wyrwał go krzyk dziewczynki, widząc że jest przy niej Oswald nie reagował jednak słowa które do niego doszły zaniepokoiły go. - Ruszajmy - rzekł- mówilem że nie ma co tracić czasu na pierdoły. A Ty sobie mleczko popijasz! rzucił Karl do Oswalda biorąc swoje ciuchy Wiedział, że pewnie i tak nie zdążą ale gdyby go posłuchali wcześniej.... |
14-02-2015, 14:11 | #597 |
Reputacja: 1 | Po słowach dziewczynki Oswald przyklęknął obok niej, kładąc rękę na małym ramieniu. Wiedział że mówienie o takich rzeczach głośno może sprowadzić na nią śmierć, więc kładąc palec na swych ustach nakazał milczenie. - Ćśśś... Już do nich idziemy, nie martw się. To nie twoja wina. Ale postaraj się nie słuchać tych głosów i nigdy nie mów na głos że je słyszysz. Źli ludzie mogą chcieć zrobić Ci krzywdę jeśli się dowiedzą. Musisz to pamiętać! Przestrzegł ją Oswald przyciszonym głosem. Gdy do karczmy wkroczył Otwin z Ketilem i Sołtysem, Bosch odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w ich stronę. -Otwinie, gdzie kolczuga? Musimy czym prędzej ruszać na cmentarz po Randulfa i do dworu aby w końcu dopaść wiedźmę. Nie ma czasu na wyjaśnienia, zbierajcie się!
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
14-02-2015, 18:48 | #598 |
Administrator Reputacja: 1 | Cmentarz był cichy i spokojny, jak przystało na obiekt, gdzie spoczywali zmarli. Niestety, wnet się okazało, że ów spokój był bardziej niż pozorny. - Na wszystkie demony... - syknął Randulf, widząc pojawiające się nie wiadomo skąd szkielety. A potem ledwo znalazł czas na wyciągnięcie miecza, starając się uniknąć ciosów, jakie zadawały mu szkielety. Gdyby był sam, to prawdopodobnie rzuciłby się do ucieczki. Wystarczyłoby stratować jednego z nich, a nie sądził, by szkielety były na tyle szybkie, by go dogonić. No ale był jeszcze Helmut, którego nie wypadało pozostawiać na pastwę ożywieńców. Przynajmniej dopóki tamten stał na nogach. - Walnij go - rzucił w stronę Helmuta. - Z całej siły - dodał, starając się dać dobry przykład. |
15-02-2015, 20:31 | #599 |
Opiekun działu Warhammer Reputacja: 1 | Otwin podbiegł to Oswalda trzymając w ręku pancerz: - Tu jest Panie, uszkodzenie nie było wielkie, kowal odwalił niezłą robotę. Chłop wszedł na stołek i uniósł kolczugę do góry aby móc ją z łatwością wsunąć na Bosha. W tym towarzystwie byłoby to nietaktem więc nie wspomniał kto go tego nauczył. Gdy tylko zbroja zajęła swoje miejsce Otwin wyleciał przed karczmę, odwiązał konia i podprowadził pod same drzwi oberży. Wiedział że Oswald i w tym stanie porusza się dużo wolniej niż pełni sił chłop. |
17-02-2015, 14:14 | #600 |
Reputacja: 1 | Na cmentarzu toczyła się zagorzała walka w której może nie siła, ale ilość przeciwników była większa. - Ja-jak możesz tak spokojnie mó-mówić, to, to potwory, sz-szkieletory. - krzyczał będąc w panice - zgi-zginiemy, to, to nasz koniec, jest ich tak wielu. Pierwszy atakował Randulf jego cios był zarówno celny jak i silny, łamiąc kości. Szkielet padł na ziemię bez życia, bez magi, która go podtrzymywała. Z jego ręki wypadł miecz, który tylko uderzył o ziemię Helmut widząc sprawność kompana lekko ochłonął i był w stanie zadać cios, lecz za słaby aby powalić szkielety. Atakował odcinając lewą górną kończynę. - On-on nadal żyje. - krzyczał piskliwym głosem Szkielety nie zastanawiały się, po prostu działały. Atak pierwszego (mieczem) spowodował rozległe krwawienie w okolicy klatki piersiowej Helmuta, kolejny atak tym razem lagą w okolice nóg spowodował okropny ból w udzie, przez co Helmut nie był w stanie ustać, upadł. Kolejny szkielet swym mieczem zadał cios w głowę wbijając swoje ostrze w czaszkę, dało się słyszeć wytłumiony krzyk, a po nim swobodny upadek człowieka na ziemię. Kolejna dwójka atakował Randulfa, pierwszy cios był nie celny, bowiem szkielet miał trudności z przejściem przez kości, które były pozostałością po jego towarzyszu. Ostatni ze szkieletów atakował lagą, która odpiła się od barku człowieka, cios był mocny, ale człowiek nie robił za wiele z niego. Walka z pięcioma przeciwnikami zdecydowanie nie leżała w planach Randulfa. Co prawda najlepiej by było, gdyby udało się pomścić Helmuta, ale lepiej by było ocalić życie... Randulf natarł na najbliższego szkieleta, chcąc go powalić co mu się udało, a potem wyrwać się, przez zrobioną wśród szkieletów lukę. Biegł w kierunku z którego tutaj przyszedł. Jak się szczęśliwie okazało, reszta bohaterów goniła w kierunku cmentarza. |