Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2015, 00:35   #131
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Gottfried skłonił się przed panią kapitan, gdy ta powiedziała że jego rumakiem będzie opiekowała się Lusie. Przyjżał się dziewczynie, ocenił mikrą posturę (choć nie omieszkał docenić urody) i powiedział.
- O ile Lucie nie ma doświadczenia z rumakami bojowymi to lepiej żeby trzmała palce z dala od pyska Zmierzchu. Jest to agresywne i złośliwe zwierzę i jak mniemam wszyscy wolelibyśmy żeby żadna z załogantek nie nosiła śladów jego zębów czy kopyt. Najlepiej będzie jeżeli zajmował się nim będę sam. choć przyznaję że przyjmę chętnie każdą pomoc, gdyż prawdopodobnie będzie bardzo rozdrażniony kołysaniem statku. - uśmiechnąl się do dziewczyny łagodząc nieco surowy ton wypowiedzi.
Pani Kapitan uśmiechnęła się tylko i rzekła:
- Proszę się nie martwić. Lucie nie takimi bestiami się opiekowała. Da sobie radę. - dała znak po tych słowa by dziewczynka przejęła wodze i wzięła konia ze sobą. Ten początkowo parskał i chciał już wierzgać, ale mała dziewczynka coś szepnęła na ucho koniowi i ten z miejsca się uspokoił. Nawet przyjął jabłko z ręki dziewczyny. Rycerz patrzył na to z niedowierzaniem, pamiętał przecież ile wysiłków i starań musiał włożyć w okiełznanie złośliwego ogiera. Przez chwilę spoglądał za dziewczyną prowadzącą potulnego nagle konia, następnie potrząsną głową z niedowierzaniem.
- Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył na własne oczy. Mam nadzieję że zdołam ją namówić do podzielenia się sekretem w jaki sposób to zrobiła – powiedział cicho. Kapitan jednak miała bardzo dobry słuch.
- Nie liczyłabym na to na twoim miejscu rycerzu. Choć jest młoda to życie nauczyło już ją że dzielenie się z obcymi sekretami prowadzi tylko do kłopotów. Zostaw ją lepiej w spokoju. - powiedziała ostro. Przy takim postawieniu sprawy Gottfried zdecydował się ustąpić, nie uśmiechało mu się płynąc wpław do brzegu gdyby kapitan się zdenerwowała. Zdecydował jednak że będzie spędzał sporo czasu z rumakiem, dziewczyna miała jeszcze inne obowiązki, a Zmierzch nie należał do koni które dobrze znoszą podróż statkiem.

Kajutę obejrzał z pewnym niesmakiem, co prawda ostatnie lata mieszkał w równie skromnie wyposażonej celi zakonu, ale przynajmniej był tam sam. Złożył swoje rzeczy w skrzyni i poszedł oporządzić rumaka. Zajęło mu to dość dużo czasu, ale też nie spieszył się zbytnio. Żołądek dawał mu się delikatnie we znaki, ale na całe szczęście nie na tyle żeby musiał wisieć na relingu. Postanowił przespać się, dając czas organizmowi na przyzwyczajenie się do kołysania, poza tym dawała mu się we znaki nieprzespana noc.
***
Gottfried obudził się późną nocą, w pełni wypoczęty. Po cichu ubrał się i nie budząc towarzyszy udał się sprawdzić jak czuje się jego koń. Potem wziął halabardę, która jak i jego zbroja leżała w ładowni, razem z pozostałymi dużymi pakunkami. Nie mógł co prawda stanąć na warcie w Ogrodzie Morra, co nie znaczyło że zrezygnuje z rytuału, tak ważnego podczas Wielkiego Tygodnia. Założywszy na pokładzie pancerz stanął na dziobie i wspierając się na drzewcu broni zagłębił się w modlitwie. Po kilku godzinach umieściwszy broń i zbroję ponownie w ładowni wrócił na koję, by wstać wraz ze wszystkimi. Większość dnia spędził na poznawaniu statku, opiece nad rumakiem i odpoczynku.

Wyspa nie robiła na nim większego wrażenia, przynajmniej do momentu gdy jedna z załogantek nie wyjaśniła mu do kogo należy. Widząc zaś Galvina oporządzającego broń, uznał to za bardzo dobry pomysł. Przyniósł z ładowni zbroję, halabardę, łuk, miecz i tarczę i ułożywszy w stos usiadł przy krasnoludzie podstawiając kubek do napełnienia piwem, a następnie zajął się oliwieniem i ostrzeniem.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 13-07-2015, 05:22   #132
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



Dwór barona



- Dziękuję... Dziękuję wam... - rzekł powalony i okaleczony. Leżał prawie bezwładnie na ziemi otoczony najpierw przez przyjaciół a potem przez medyków. Czuł się słabo i cieszył się, że wrszcie może sobie pozwolić na ulgę i odpoczynek.

- Mój psałterz... Musi gdzieś tu być... - wymamrotał osłabionym głosem kapłan rozglądając się po stodole, wracając już prawie zza granicy snu. Przypomniał sobie o nim. Wiedział już, że to nie przypadek w wolfowa kompania jednak odnalazła go i nie porzuciła. Wiedział, że jednak go wyratowali w ostatnim prawie momencie. Jeszcze trochę w niewoli tego szlachetki i byłby zawieszony w stajni, na belkach, bezkształtny kawał popalonego i pokrwawionego mięsa. Ciało miał poturbowane jak po cieżkim łomocie. Zresztą... Był właśnie po cieżkim łomocie.. Popalona twarz paliła go strasznie tłumiąc do reszty świadomość za ciemną mgłą bólu. Prócz tego uszkodozny policzek fizycznie i dosłownie prawie uniemożliwiał mu mówienie. Wiedział jednak, że jego rzeczy muszą gdzieś tu być i chciał chociaż odzyskać psałterz i młot. Chciał o tym powiedzieć swoim towarzyszom i poprosić by je odszukali.


---



Załadunek na statek



Hansowi po uwolnieniu właściwie film sie urwał. Niewiele pamiętał ze swojej i ich końcówki pobytu w Luccini. Jakieś urwane fragmenty obrazów. Bruk zalanej słońcem i słomą ulicy. Wolfa który pochylał się nad nim i coś mówił czy pytał. Ból gdy potknął się i wpadł obolałym bokiem na jakiś stragan. Zapach ryb, zgnilizny i wody. Jak ktoś mu mówi by uważał bo juz wchodza po trapie. Jakaś młoda kobieta z brudem na ładnej twarzy o jeszcze ładniejszym i przyjemnym usmiechu... Zagapił się na ten uśmiech bo zupełnie go się nie spodziewał. Kompletnie nie pasował do świata bólu z jakiego kamraci go właśnie wyrwali ale wciąż jeszcze niczym gorączka czy choroba trawił jego ciało. Taki ładny i ciepły kobiecy uśmiech w ogóle tu nie pasował. Nie szyderczy czy złośliwy, nie głośny i rozbawiony ale właśnie taki przyjemny i zagadkowy.

Sam nie wiedział jak to sie stało ale jak zobaczył, że kobieta upadał spróbował ją złapać. Udało się. Czynność którą normalnie by wykonał bez zastanowienia i z nonszalancją obecnie graniczyła z wyczynem. Udało się jednak. Złapał ją. Ale obite ciało od razu zaczęło promieniować bólem. Musiał przymknąć oczy i zacisnąć wargi nieruchomiejąc prawie całkowicie by przeczekać falę bólu. Wówczas kobieta poruszła dłonią i przedstawiła się. A może to potem ktoś mu powiedział czy usłyszał... Nie był już pewny. Ale był pewny, że dotyk dłoni miała bardzo przyjemny który niósł jakąś ulgę. Prawie jakby dotykiem wypędzała demony boleści z jego ciała. A imię miała egzotyczne jakiego nigdy wcześniej nie słyszał. Tak to własnie mu utkwiło w pamięci. Że ona upadała, on ją mimo wszystko złapał, sparaliżowało go z bólu a ona słowem i dotykiem pomogła mu go zwalczyć. Czy tak było w sumie nie był pewny ale i niezbyt go to obchodziło.


---


Kajuta na statku



Potem wcale nie był pewny czy z tego wszystkiego wyjdzie. Twarz nadal paliła go jakby miała już tak boleć do końca życia. Jeśli tak by miało być to by chyba stracił prędzej rozum lub skończył ze sobą. Do tego doszły jeszcze wymioty, kociowkik jak po tęgim ucztowaniu i uczucie dezorientacji i osłabienia. W chwilach gdy był przytomny jako tako zastanawiał się czy nie złapał jakiegoś cholerstwa w tym przeklętym mieście.

- Masz chorobę morską. Jak ktoś jest nie przywyczajony do wody to tak się zdarza. - usłyszał od siedzącej obok kobiety.

- Ale ja jestem przyzwyczajony do wody. - zaoponował słabo po chwili milczenia. Jednak nie do końca dojrzał co trzeba wtedy za pierwszym razem. Wóczas wydawało mu się, że ma czymś wypaćkaną czy pomalowaną twarz. Teraz w półmroku bujającej się kajuty widział, że ma ciemną skórę. Przynajmniej w Imperium to był rzadki widok. Może widział kogoś raz czy dwa podczas pobytu w Altdorfie. I wiedział, że na dalekim południu są ludzie o ciemnej karnacji. Ale pierwszy raz przebywał i oglądał kogoś z tak bliska. Miała ciemną twarz, szyję, ramiona, dłonie... Chyba całe ciało... A może tylko była tak jakoś opalona? Nie był pewny. Może jak się długo pływało pod takim słońcem po morzach to skóra tak ciemniała? Choć coś mu świtało, że reszta załogantek jakie mijał na wejściu chyba nie miała tak ciemnej karnacji.

- Jesteś przyzwyczajony do wody? Do takiej wody? Bo nie wyglądasz... - spytała z wyraźnym powątpiewaniem przypatrując się na mu uważnie. W końcu sięgnęła po dzbanek i nalała coś chlupoczącego do drewnianego kubka. Manstein od razu poczuł jak chce mu się pić. W kajucie było dość gorąco i sucho.

- Noo... Mieliśmy Stir... Znaczy rzekę... U nas w Essen. Pływaliśmy tam jako szczawie... Chlapaliśmy się, pluskali... - wyjasnił niepewenie czy o taką wodę jej chodzi. Wspomniany obraz z dzieciństwa od razu mu się przypomniał. Zamilkł wpatrzony w ścianę kajuty choć przed oczami stanęło mu rodzime miasto i siebie samego wraz z pozostałą dziecienną czeredą jak się wygłupiali na błotnistej plaży w letni dzień gdy im się udało wyrwać od obowiązków i świata dorosłych i rodziców.

- Rzeka to nie może a chlapanie się w wodzie to nie pływanie statkiem. Od razu widziałam, że nie jesteś z morzem za pan brat. - prychnęła nieco z nonszalancją wynikającą z własnego obycia na morzu wobec jego niewiedzy. - Zresztą w tym waszym Imperium to chyba mieszkają same szczury lądwe. - machnęła ręką którą odłożyła właśnie dzbanek. - Wypij to. - dodała podając mu kubek zaś jemu nie zostało nic poza wzruszeniem ramionami. Faktycznie na morzu był pierwszy raz. - Też lubiłam chlapać się w wodzie jak byłam mała. Mogłam w niej siedzieć cały dzień. - rzekła niespodziewanie łagodnie uśmiechając się do swoich najwyraźniej podobnych mu wspomnień. Chciał się również uśmiechnąć ale gdy wykrzywił usta coś mu w środku jakis skrzep pękł i poczuł ból i po chwili charakterystyczny metaliczny smak na języku. W efekcie więc skrzywił się niezbyt ładnie ani miło.

- Ale kiedyś służyłem w kompanii piechoty morskiej. - rzekł po chwili przełykając falę bólu wraz ze stróżkami krwi. Nie wiedział właściwie czemu o tym wspomniał ale chciał się jakoś pochwalić, że jednak coś ma wspólnego z morzem.

- Służyłeś na statku? - dziewczyna zdawała sie być zaciekawiona i dyplomatycznie nie dociekała o przyczynę brzydkiego grymasu.

- Noo... Niee... Na lądzie. Podczas ostatniej wojny. Powołano kogo się dało i w Altdorfie zrobiono pobór a potem brankę w porcie. Do spieszonych załóg żołnierzy okrętowych dołączono kto się nawinął czyli głównie dokerów, marynarzy i tych zbyt pijanych by uciekać. Mnie wyznaczono na kapelana tej formacji. A potem ruszyliśmy na wschód. - jakoś jak zaczął mowić samo poszło. Miała w sobie jakąś przyjazną aurę która sprawiała... No cóż... Przyjazne wrażenie właśnie. Ale jak już powiedział i popatrzył na nią musiał przyznać, że chyba słabo się to jednak wiązało z morskimi tematami.

- Przecieka ci. - rzekła cicho patrząc na jego twarz. Spojrzał na kubek sądząc, że to z niego mu przecieka czy go za bardzo przkerzywił ale własnie okazało się, że dobrze mu się zdawało i wypił wszystko. - Tu ci przecieka... - powiedziała tak cicho, że prawie szpetała. Miała coś takiego w barwie głosu, że poczuł ciarki na karku. Bardzo przyjemne ciarki które rolały się od karku wzdłuż kręgosłupa i gdzieś dalej i niżej. Widział jej powoli zbliżającą się dłoń do swojej twarzy. W końcu chyba go dotknęła ale przez opatrunek tego nie poczuł. Zaraz odjęła równie oszczędnym ruchem swoją dłoń i zatrzymała przed jego twarzą. Na czubkach palców widniały gęste, szkarłatne kropelki. - Nie ruszaj się. Zrobię ci nowy. - rzekła spokojnie a Hans znów odczuł magię tego jej kojącego głosu. Dał sobie zdjąć stary opatrunek ale gdy opadł na podłogę i widział jak mu sie przygląda jego nowej twarzy nie wytrzymał.

- I jak to wygląda? - spytał patrząc uważnie na jej twarz. Nie widział się jeszcze. Dla niego rana była wypalonym miejscem skąd non stop piekło go niemiłosiernie tak silnie, że nie mógł spać. A liczne i częste rzyganie jakoś nie pomagało mu w zachowaniu spokoju. Od zewnątrz czuł tylko warstwę opatrunku który czasami miał ochotę zerwać i wydrapać sobie te piekące miejsce raz na zawsze i mieć wreszcie spokój i ulgę. A od wewnątrz zęby wyczuwał jeszcze normalnie ale potem... Potem czuł... Nic właściwie. Piekące niemiłosiernie strzępy czegoś a potem chwilę nic i smak i dotyk opatrunku który przecież był na zewnątrz...

- Źle. Zostanie ci to już. Wypaliło ci na wylot. Widzę twoje zęby. - rzekła po chwili milczenia i wpatrywania się w okaleczoną twarz. Przynajmniej patrzyła spokojnie bez wstrętu i obrzydzenia. Powoli zbliżył własną dłoń do swojej oszpeconej twarzy. Zdziwił się, że nadal jest taka gorąca. Ale może to od gorączki czy od tej choroby morskiej? Najpierw wyczuwał pod opuszkami palców własną skórę brody i policzka. Potem zaczęła się oparzelina skóry która tu już piekła pod dotykiem który wydawał się strasznie szorstki. Jednak sunął palcami dalej aż doszedł do miejsca gdize skóry już nie było a zaczynał się jakiś dół. Tu już zaczynało się wypalone mięso które piekło co raz silniejszymi falami gdy dłoń przesuwała się dalej. Bolało cholernie i krzywił się z bólu tłumiąc jęk ale czuł potrzebę obadania swojej nowej twarzy. - Nie dotykaj. - szepnęła widząc jego cierpienie. Nie posłuchał, doszedł już do miejsca gdzie z niejakim zaskoczeniem faktycznie poczuł pod palcami swoje trzonowe zęby. - Nie dotykaj. Zabrudzisz ranę. - szepnęła cicho łapiać go delikatnie za nadgarstek. Po chwili wahania ustąpił i dał sobie odciągnąć ramie od twarzy.

- Piecze mnie cholerstwo... Jak nic nigdy wcześniej... Cały czas... To też zostanie? - spytał czując jak jej dłonie obmywają czymś bosko zimnym i mokrym palącą ranę. Od razu poczuł ulgę.

- Powinno przejść. Ta maść przyniesie ci ulgę. - rzekła skupionym głosem pochylona nad nim i wpatrzona z grubsza w jego twarz. Zrewanżował jej się własnym spojrzeniem ale mimo, że zaczął od twarzy a ona wciąż zajmowała się jego raną zaczął wodzić spojrzeniem nie tylko po jej twarzy. Widział jej kołyszącę się w rytm statku i jego skrzypienia ciemne włosy poskręcane w dziwne loki, jej wisiorki zawieszone na szyki i bujajace się po jej koszulce... I pod tą koszulką też dostrzegł całkiem intersujące bujanie.

- Ty też coś masz na policzkach... - rzekł gdy w końcu jego wrodzona ciekawość zwycieżyła przed oporami. Ciekawiły go te jej piegi czy malunki albo dziary na policzkach.

- Ja? Nie, nic nie mam. Kto cię tak urządził? - uśmiechnęła się łagodnie. Czuł jak jej palce śmiagają po jego twarzy chyba już kończąc robotę. Jakoś jak ona to robiła to go tak nie piekło jak przed chwilą sam próbował. Aż mu się szkoda robiło jak sobie użmysłowił, że zaraz skończy i przestanie.

- Eee... Taki jeden... Ja byłem oczywiście bardzo dzielny... - dodał parodiując poważny ton. Uśmiechnąć się obawiał ale lekkie skinienie głową i uniesione brwi chyba nieźle to zastąpiły.

- Mhm... Oczywiście... - uśmiechnęła się również tym swoim ciepłym, zachęcajacym usmiechem.

- Aha i stawiałem mu się do końca. - dodał lekko unosząc wskazujący palec jakby przypomniał sobie o tym ważnym elemencie.

- Widzę właśnie... - odparła przenosząc na krotko spojrzenie na jego nagi, poobijany i posiniaczony tors.

- Bo on oszukiwał jak ci wszyscy źli w tych romansach i opowieściach... - dodał nieco rozposcierając dłonie jakby to miało dodatkowo wesprzeć te tłumaczenie.

- Więc ty byłeś ten dobry? A to pokonałeś go na końcu? - spytała kończąc robotę i opierając dłonie na jego torsie patrząc mu prosto w oczy. Miał ochotę jej skłamać czy zażartować. Przecież się tylko wygłupali dla żartu i rozrywki. Ale jakoś nie chciał i nie mogł. Skrzywił się więc niechętnie i odchylił głowę w bok. Ale zaraz katem oka dojrzał jej dłonie na sobie. Fascynował go ten kontrast pomiędzy jej ciemną a jego własną jasną skórą. Sądził, że tu na południu opalił się jak w gorące, suche imperialne lato na wschdonich kresach ale przy niej wyglądał po prostu blado. Zwłąszcza tam gdzie normalnie ciało było skryte pod ubraniem i słońce nie siegało.

- Nieee... Wolf z kompaniją mnie uratowali... - przyznał w końcu niechętnie. Też by wolał pwoedzieć, że dał tamtemu łupnia aż miło. I pewnie by dał gdyby skurwiel się nie zabezpieczył na taką okazję wiążąc go jak cholerny baleron! Wspomnienie go ozywiło. Pierwszy raz od wypadków w stajni poczuł złość i gniew. Poruszył nerwowo nozdrzami i zacisnął pięść.

- A tu co masz? - spytała wskazując wzrokiem na tę pieść. Uniósł w zdziwieniu brwi, potem spojrzał na swoją pięść i otworzył dłoń. Przecież nic tam nie miał, widziała przecież...

- Tu cos masz. - rzekła łapiąc go za dłoń i przesuwając palcami po zdartych knykciach i palcach.

- Aaa too... - parsknął jak zrozumiał o co jej chodzi. Chwilę sie zastanawiał po którym to mógł mieć. Było ich trochę wtedy w "Pawiu". - A to mam też od niego... Ale jak była jeszcze ta część historii bez oszukiwania... Jak jeszcze mogłem być dzielny i odważny... - dodał z przekąsem. Żałował, że na tym wtedy się nie skończyło. To byłby dużo lepszy koniec na historię do opowiadania niż tak jak to wszyscy musieli się rzucić by go ratować z opresji. I czym tu się chwalić czy co opowiadać? I twarz wówczas miałby całą i by go tak nie rwało w niej cały czas.

- Czyli jednak mu dołożyłeś? - spytała z filuternym uśmieszkiem nachylajac się nieco niżej z łapkami złozonymi na jego torsie jak jakas kotka.

- Heh... Tak, chyba można tak powiedzieć... - pokręcił głową a w końcu nią pokiwał uśmiechajac się ocalałym półgebkiem. To był fakt i musiał przyznać, że gdy ptzypomniał sobie jak wgniata butem ten szlachecki ryj w dechy karczmianej podłogi to humor mu się zdecydowanie poprawił na tyle by nawet wywołać uśmiech. Też się uśmiechnęła. Na tyle zachęcajaco się powtórzył pytanie. - A ty co tu masz? - spytał sięgajac z wolna ręką do jej policzka. Dotknął tych jej kropek na policzku ciekaw co poczuje. I jak ona zareaguje. Nie cofnęła twarzy a poczuł pod palcami jej ciepłą, gładką skórę.

- A jak myślisz? - spytała zalotnie mrużąc oczy. Znów zafascynowany obserwowal kontrast kolorów ich ciał. Jego dłoń tym razem była mniejszą, jasniejszą plamą na jej ciemniejszym ciele. Dokladnie na odwrót niż wcześniej jej dłonie na jego torsie.

- I tu jeszcze... - gdy się nachylila, zauważył, że na brodzie też ma takie kropki choć mniej. Powoli przesunął kciuk z policzka na brodę aż przejechał niespiesznie po jej dolnej wardze.

- Mhmm... - mruknęła twierdząco nie otwierając ust. Tymczasem palce i dłoń mężczyzny zaczęła wędrówkę w dół, po jej szyi. A potem niżej i jeszcze niżej. Jej dłonie również zaczęły własną wędrówkę po jego torsie. A potem nie tylko dłonie i nie tylko po torsie.


---



Pokład statku



Po dwóch dniach podrózy Hans czuł się niespecjalnie. Rana na twarzy nadal rwała go opętańczym bólem choć faktycznie zdawał się być bardziej przytłumiony. Obite w bójce i potem w stajni ciało dalej dawało mu się we znaki przy kazdym ruchu prawie. No i te morska choroba wynicowała mu prawie trzeiwia na zewnątrz. W efekcie Hans nadal spędzał większość czasu w swojej kajucie w ktorej zaczął podróż ale już dało się go czasem tu czy tam zauważyć poza nią.

Zauważył rozmawiajacych czy może stojących razem Wolfa i Elenę. Doczłapał się niezgrabnie do nich i z ulgą oparł o reling. - Pochwalony... I dzień dobry... - kiwnął im głową i chwilę odpoczywał ciesząc się wiatrem na obitej twarzy. Akurat po dwóch dobach siniaki chyba osiągnęły pełnie rozkwitu i na pewno prezentowały się wyraźniej jeszcze niż w chwili wejścia na statek. Ale przynajmniej po minięciu momentu kulminacyjnego powinny zacząć znikać.

- Chciałem wam podziękować. - rzekł w końcu gdy już można było mieć wrażenie, że poprzestanie na siedzeniem na pokładzie opartym o reling. - Za to, że nie zostawiliście mnie tam. - rzekł wskazując kciukiem za swoje plecy jakby tamta feralna stajnia nadal była za nimi.

- Znaczy wam wszystkim... - rzekł wskazując głową na widocznych na pokładzie członków ich kompaniji - No ale zwłaszcza wam dwojgu. - rzekł kiwając głową w zamyśleniu patrząc to na jedno to na drugie.

- Wolfie, w krytycznej chwili okazałeś się przywódcą z głową na karku i zaradnym. I lojalnym. - rzekł patrząc na stojącego szlachcica. - A jak żołnierz wie, że dowódca o nim myśli i dba to mu ufa a jak ufa to wykonuje jego rozkazy. To naturalne. Dobra cecha dla kogoś na stanowisku lidera. - powiedział nieco mrużąc oczy od słońca gdy patrzył na rycerza. Chwilę w milczeniu kiwał lekko głową jakby dumał nad czymś w myślach.

- A ty Eleno... - zwrócił się do dziewczyny i uśmiechnął się zdrowym półgebkiem. - Taka pozornie niepozorna dziewczyna... A jednak pozory mogą nieźle pozorować... - mruknął patrząc na nią. - To ty mnie uwolniłaś prawda? A przynajmniej ciebie pamiętam pierwszą... - spytał i dodał trochę niepewnie bo tamtych wydarzeń nie był do końca pewny i nie bardzo miał ochotę sobie to jeszcze raz przypominać. - To było bardzo odważne. I bardzo się cieszę, że ci się udało. Że udało się nam wszystkim. - uśmiechnął się na koniec do nich obojga i przeniósł wzrok za burtę.

Startossa. Wiedział o niej tyle, że to wyspa piratów. Nie sądził, że ją kiedykolwiek zobaczy. Z samego widoku nie wygladała groźnie. Ale niewiele o niej wiedział ale to co wiedział starczało by nie chcieć poznać jej dokładniej i lepiej. Ani jej mieszkańców.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-07-2015, 10:37   #133
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kiedy rychtunek został zakończony krasnoludzki kronikarz wstał i założył uzbrojenie na siebie. Ręczna balista na plecy, topór za pas obok kufla pełnego piwa przypiętego do pasa. Galvin wspiął się na olinowanie i zawołał donośnie.

- Sartosa! Wyspa piratów, ale też wyspa na której narodził się legendarny pirat! Legendarny krasnolud! Przepiękne panie! Drodzy towarzysze! - zawołał Galvin przekrzykując śpiew kobiet - Posłuchajcie sagi... o Drongu Długim, krasnoludzkim piracie-zabójcy!

Wziąwszy łyk piwa kronikarz zaczął donośnym głosem przestawiać historię przesławnego krasnoluda - postrachu mórz, którzy miał wrogów prawie wszędzie. Widać było że niezłe smarowanie miało miejsce przy ostrzeniu topora i konserwowaniu kuszy. Tak czy tak, Galvin przedstawił taką oto opowieść.

Przed wieloma laty w Barak Varn
Mieszkał krasnolud prawdziwy chwat
Drong na imię było mu
Przydomku - Długi
Bo wzrostu miał nad to!

Od majtka on do kapitana się wspiął
Żaden trud i szkwał nie ugiął go
Słynnym handlarzem piwa się stał
I cały świat swym statkiem opływał

Lecz pewnego razu wydarzyła się katastrofa
Długiego Dronga okręt sztorm napotkał
O skały straszliwej Sartosy rozbija go
Grzebiąc nadzieje na przyszłość jego
Drong się budzi, załoga jego też
Lecz cały ładunek poszedł precz
Rzadkiego piwa wiele ton
Poszło w cholerę, w morską toń
Długi Drong znieść tego nie mógł
Więc wziął swe włosy i zgolił w czub
Poprzysiągł życia dokonać, by winy swe odpokutować
Wszak honor handlarza splamił on swój

Załoga za nim w przykład poszła
Chcąc swojej śmierci z ręki wroga
Wroga silnego i potężnego
Można rzec, że po prostu godnego



Krasnolud wziął kolejny łyk piwa z kufla. I kontynuował swoją opowieść o krasnoludzkim piracie.

Lecz aby Siedem Mórz przemierzać i zagłady od potworów szukać
Długi Drong i załoga statkiem musieli się poruszać
Dlatego też banda zabójców o rudych czubach
Po Sartosie się złowrogo snuła
Łupili, grabili piracką brać,
Pieniądze na łajbę uzbierać
Capitano Sisiccio pierwszy dostał w ryj
We własnej twierdzy w której żył
Krasnoludy złupiły piwnice do cna
Ze skarbów z klejnotów, ze złota
Nic piratowi jego straszliwa reputacja dała
Krasnoludom nie straszna jakakolwiek mara
Okręty Sisiccio zagarnęli
I do Barak Varr odpłynęli

Tam za skarby złupione na piracie człeczym
Wynajęli swych braci, budowniczych, cieślich
Plan prosty był - zbudować statek
Któremu nie podskoczy żaden psubratek
Potężny pancernik w stoczniach zbudowano
Taki dokładnie jak Zabójców bractwo chciało
“Piękna Fregar” nadano jej miano
Uczcić piękną kobietę w ten sposób chciano.

Dziś pancernym monstrumem Długi Drong pływa
Wielu na pomoc swoją go wzywa
Za kufer złota, rum i wielkie wyzwanie
Kompania Dronga do walki stanie
Wielu piratów i korsarzy statków już swych nie ma
Bo “Piękna Fregar” pancerzem swym je rozbiła
Nagrodę za Dronga i jego Kompanię
Nadano wielką, wszak to wyzwanie

Lecz nikt nie zdołał Długiego Dronga pokonać
Czy choć pancerza Fregar zarysować
Wielu nienawiść żywi wobec nich
Oni solą w oczach pirackiego króla
Elfich korsarzy marą straszliwą
Potworów pogromcami
Dalekich lądów odkrywcami
O sławie okrutnej wojownikami
Śmierci własnej poszukiwaczami

Tak też się trwa lat wiele saga Zabójców-Piratów
Czy się skończy? Wątpliwe - jak spojrzeć na tych chwatów!
*

Zakończył swoją opowieść piwowar przepłukując gardło resztą piwa z kufla. Zadyndał przy tym na olinowaniu, jednak trzymał się dość mocno, aby nie spaść. Dokończył trunek i otarł usta po czym zeskoczył ciężko na pokład i jakoś ustał.

_____________________________
*opracowane na podstawie informacji z Warhammer: Regiments of Renown
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-07-2015 o 13:30.
Stalowy jest offline  
Stary 13-07-2015, 20:18   #134
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf i Elena - rozmowa przy burcie

Wolf przystanął obok Eleny siedzącej na beczce i oparł się plecami o burtę.
- Widzę że dobrze znosisz podróż - stwierdził. - Na tych przeklętych deskach, którymi buja w te i nazad czuję się jak pijany. Niech Mannan będzie błogosławiony, że nie skończyliśmy jak Karl, czy Hans.

Elena wyrwała się z zamyślenia. Gapiła się w morze. Wydawać by się mogło, że w kółko widok jest taki sam, ale dziewuchę coś tam najwyraźniej intrygowało, skoro nie odzywała oczu od fal. Spojrzała na Wolfa i uśmiechnęła się głupawo.
- Czy ja wiem, czy dobrze? Na początku czuję się tak, jak wtedy, co pierwszy raz wypiłam.. Teraz mi przeszło, ale obawiam się, że mogę mieć kaca na koniec. Też tak masz? Myślałam, że tylko ja taka chodziłam..

- Ano - przytaknął w stirlandziej gwarze. - Choć przy piciu człowiek weseleje. To jest bliższe przyjęciu ciosu na hełm. Wszędzie szumi i świat się buja - zamrugał kilkukrotnie. - Zmieńmy temat bo na samą myśl... - nie dokończył. - W zamku rzekłaś mi, że najęłaś się u magów, by to zadanie wykonać. Nie powiedziałaś mi jednak po co. Są przecież bezpieczniejsze zajęcia niż podróżowanie na koniec świata ryzykując życiem.

Dziewczyna przyjrzała się Wolfowi. Wyglądał, jakby coś od niej chciał, ewentualnie nie chciał niczego innego od innych, więc przyszedł pogadać. Prawda była taka, że zdaniem Eleny Wolf miał dużo ważniejszych rzeczy na głowie. Takich rzeczy, od których zależało wiele. Ona raczej siebie nie klasyfikowała w takich kategoriach. I już była skora uwierzyć, że mężczyzna rzeczywiście przyszedł zabić nudę, kiedy zapytał ją o tę ważniejszą dla świata (przynajmniej jej małego) kwestię. Dziewucha jak się uśmiechała, tak przestała i widać, że jakoś zmarkotniała trochę. Trwało chwilę, nim Elena zaczęła mówić. Musiała się zastanowić, od czego zacząć. Bo odpowiedź na to pytanie można było zacząć na co najmniej trzy sposoby. Otwierała kilka razy gębę tylko po to, by ją zamknąć. W końcu spojrzała jeszcze raz na mężczyznę i odpowiedziała święcie przekonana:
- Po co? Żeby żyć... Złożono mi propozycję nie do odrzucenia. Tak to się nazywa? - chwilę się zastanowiła, czy by sobie nie pójść pod pretekstem potrzeby przejścia na stronę, ale zrezygnowała.
- Buchnęłam coś komuś, potem silniejszy mi to zabrał. Wiesz, jak to jest. Zaproponował mi robotę. I wpadłam. Mag, którego miałam oskubać, przyłapał mnie. I choć to starzec, to wiedziałam, że jak nie przyjmę roboty, to cóż..

- Nie moja to sprawa, ja wiem. Może i nawet nie powinienem tego sugerować, bo potrzebuję każdej pary rąk, ale... czemu nie próbowałaś zwiać? Teraz może nie, bo i nie ma gdzie - rozejrzał się po niebieskim horyzoncie. - Ale w Luccini okazji było mnóstwo.

- Przed wami? Od was? - spojrzała na Wolfa wyraźnie zdziwiona. Przeszły ją ciarki na samą myśl tego, co się działo jeszcze w Altdorfie. - Ile czasu gniłam w Twoim lochu? - zapytała automatycznie. Podrapała się po głowie wyraźnie zakłopotana. No wstyd jej się zrobiło. - Po pierwsze nie mam powodu by od Was uciekać. Nie mam też po co wracać do Altdorfu, jeśli nie wywiążę się z powierzonego mi zadania. A tego nie zrobiłam. Pojawienie się więc tam tylko pogorszy moją sytuację. - i niezmiernie cicho dodała - i nie tylko moją.
Żeby Wolf nie szedł w tę stronę, pociągnęła dalej.
- Gdyby nie Ty, pewnie dalej gniłabym w piwnicach zamku i postradałabym zmysły. Dałeś mi zajęcie, to je wzięłam..

Wolf pokręcił głową. Dziewczyna była niezwykle rzadkim okazem człowieka. Nigdy nie miał w wysokim poważaniu altdorfczyków. Jednak Elena zdawała się być nie tylko odważna, ale i słowna. Jak inaczej miał rozumieć fakt, że nie uciekała przed konsekwencjami? Tak by zrobiła większość ludzi. Sam tak już raz zrobił i stryczek wymienił na tułaczkę.
- Gdyby nie Baltazar, czy jak mu tam było na imię - poprawił Elenę. - [i]Ja bym najzwyczajniej w świecie puścił cię wolno. Młoda jesteś, a gdyby mi ciebie nie polecono, nie narażałbym cię na śmierć z ręki Bragthornea.

- Baltazar? - spojrzała na Wolfa, bo dałaby sobie rękę uciąć, że Glock miał inaczej na imię. Nie kontynuowała jednak tego tematu. Nie było po co. - Śmierć.. jeśli nie z ręki Bragthornea, to pewnie z ręki tego maga by mnie spotkała, władcy Klepsydry. To on mnie przyłapał na tym, jak buszowałam w jego domu.

- Nie wiem po co miałabyś wracać do Altdorfu skoro złożono ci tam propozycję nie do odrzuc... - urwał i podrapał się po brodzie uzmysławiając sobie to co kryło się między słowami. - Idiota ze mnie. To nie o twoje życie się rozchodzi, prawda?

Dziewucha wzdrygnęła się. Przeszły ją ciarki. Spojrzała na Wolfa z wyrzutem. Dlaczego o to zapytał? Był człowiekiem, którego, jak czuła, w jajo się nie robiło. Dziewuchę coś ścisnęło w żołądku. Przełknęła ślinę. Obiecała sobie już ostatnio, że nikomu więcej nie wyjawi tego, co rzeczywiście pchnęło ją w świat.
- Pośrednio o moje - tu zaczęła skubać skórkę od paznokcia. Wzrok wlepiła w pokład, jakby odkryła tam coś zaiste ciekawego. - I o moją matkę - te słowa wypowiedziała naprawdę cicho. - Gdyby nie ona, nie porwałabym się na wyjazd z miasta, pewnie dałabym nogę nim Zimmer by się połapał. Ale wiedział. Mag z kolegium też się dowiedział i obiecał pieniądze na leczenie.
Pytał, to powiedziała, choć naprawdę nie miała na to ochoty. Poczuła złość na samą siebie. Mogła nie chlapać ozorem za dużo.
Wolf kiwnął smutno głową. Temat był ciężki i dla niej i dla niego. Postanowił więc go nie drążyć. Uznał że jak będzie chciała gadać, to sama go poruszy raz jeszcze.

- Będzie dobrze dzieciaku - powiedział tylko klepiąc lekko Elenę w ramię. - Wypełnisz zadanie. Teraz zaś zmieńmy temat, bo znowu wpadliśmy na bombę. Z deszczu pod rynnę, jak to mawiają, hę? Powiedz no, podróżujemy już razem jakiś czas... co sądzisz o naszych druhach? Mów wprost i się nie bój. Niczego nie rozgadam. Sigmar... - rozejrzał się po morzu. - Choć tutaj to raczej Mannan mi świadkiem.

- Nie musisz mnie pocieszać, naprawdę - odpowiedziała mu z dozą goryczy w głosie. Nawet nie wiedziała, czy mag dotrzymał słowa, a nawet gdyby, to czy jej matka żyje. Westchnęła ciężko i kiwnęła głową w momencie, w którym Wolf powiedział o zmianie tematu. Wątek, jaki poruszył, pewnie i był przyjemniejszy, o ile nie wpadło się w tak zwaną otchłań rozpaczy. Szczęśliwie Elenie jeszcze trochę do takiego stanu brakowało. Nadal wgapiała się w niezwykle ciekawe deski pokładu.
- A co miałbyś rozgadywać? Wyglądasz na takiego, co ma łeb na karku i wiesz, co mówić i komu… - dziewucha zaczęła, choć nie do końca przekazała to, co miała na myśli. Cóż bowiem kogo interesowało, co taka młódka sądzi? Mieli robotę do wykonania, nie musieli się lubić, choć to niewątpliwie ułatwiało sprawę.
- Łebska drużyna, cóż mogę rzec? W ogień za sobą skoczy, mordy obije i nie pyta, kto zawinił. Stanie murem za każdym. To chyba dobrze, nie? I doprawdy nie wiem, w jaki sposób żeśmy się jeszcze za fraki nie wyłapali.. Bo to, że robota to jedno, ale każdy jest inny.

- Rad jestem, że tak sądzisz - Wolf zasępił się na przekór temu co mówił. - Mam nadzieję, że nie trzeba będzie dowodzić tego wskakiwania w ogień. Wystarczy mi potyczka z nekromantą, który wydaje się być odporny na zwykłą stal.

- Z całą pewnością lepiej żeby nikt nigdzie skakać nie musiał.. - dopiero teraz, od dłuższego czasu Elena spojrzała na Wolfa i się uśmiechnęła. Wzruszyła przy okazji ramionami. Eksplozja radości jak wybuchła, tak zgasła, bo Wolf jakoś zmarkotniał. Dziewucha ściągnęła brwi.
- No ale nie porywałbyś się z motyką na słońce, co? Ty masz łeb na karku i raczej nie postępujesz tak beznadziejnie głupio jak ja.. - nadal półgębkiem się uśmiechała. Wstała i podeszła do burty, zerknęła na morze. Piła właśnie do swojego lekkiego i bezmyślnego podejścia do całej sprawy w Altdorfie.
- Gdybyś nie miał pewności, że damy radę, to byś się tu... Tam nie pchał.. - w głosie dziewuchy dało się wyczuć coś na kształt nadziei i ufności w słuszność decyzji Wolfa. Zerknęła na niego przelotnie i dorzuciła:
- Bo jak nie my, to kto?

Wolf w odpowiedzi uśmiechnął się słabo.
- Oczywiście że damy radę - skłamał gładko. - Z tym łbem na karku to się jednak nie rozpędzaj. Różne głupstwa popełniłem w swoim życiu. Kto wie, czy nie większe niż twoje. Niekiedy z naiwności, a niekiedy w imię zasad. Ważne żeby czerpać z tego naukę na przyszłość i popełnić raz jeszcze te głupstwa, które są tego warte. Ale co ja ci tam za prawdy prawię. Galvin jest tu mędrcem i choć nie zawsze się zgadzamy, to przeżył o wiele więcej niż ja.
Wolf poczuł ścisk w żołądku. Od śniadania trochę minęło. Sięgnął do sakwy przy pasie i wyciągnął kawałek suszonej kiełbasy. Po chwili zastanowienia wyciągnął drugi i niemym gestem zaproponował Elenie przekąskę.

- Nie, dzięki. Raczej niczego teraz nie przełknę - odpowiedziała szczerze. Być może potrzebowała kłamstwa, jakie gładko wypowiedział Wolf, być może nawet trochę jej ulżyło. Pewnie jak każdy chciałaby trochę pocieszyć się życiem. Bo kiedy kostucha staje nad człowiekiem, to jakoś nikt nie chce wyzionąć ducha.
- Ja wiem jedno po ostatnim.. Żeby nie przyjmować dobrze płatnej roboty, bo pewnie wpakuję się w bagno.
Coś w tym było bardziej lub mniej prawdziwego.
- Twoje głupstwa jednak zaowocowały dość pokaźnie - dopowiedziala po chwili. - W końcu zostałeś baronem. A, jeśli można wiedzieć, wcześniej też tropiliście Bragthorne’a? I co powiedział Ci Barth na mnie, że mnie wziąłeś do drużyny? Nie bałeś się złodzieja w grupie? Mogłabym was okraść..

Wolf schował kiełbasę do sakwy i wgryzł się w swój kawałek. Zdążył go solidnie przeżuć, zanim miał odpowiedzieć.
- Powiedział mi niewiele... sprowadzało sie to w zasadzie do tego, że się przydasz. Spotkaliśmy się wcześniej i po części żałuję, że wtedy go nie posłuchałem. Gdy zatem polecił mi ciebie, przyjąłem cię bez wahania - machnął ręką. - Ja nie patrzę kto czym na życie zarabia. Ważne żeś dobra, bo i taka się pokazujesz. A że złodziejka... ważne że nasza - zaakcentował to słowo. - złodziejka.
Skończył żuć suszone mięso i sięgnął do bukłaka by zapić cienkuszem.
- Przedtem też polowaliśmy na Bragthornea. Ale przez długi czas nie wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia. Z kolei przed całą tą aferą byłem zbiegiem. Dezerterem z wyrokiem na karku za zabicie szlachetnie urodzonego.
Elena była drugą osobą, której wyjawił fragment swojej przeszłości. Jednak tym razem nie czuł się z tym źle. W jego głosie nie przebrzmiewał żal, ani gorycz. W głębi duszy czuł ulgę, bowiem wdepnął w bagno, ale na szczęśnie nie było to bagno przeszłości, w którym do niedawna się topił.

- To coś nas łączy... Nieświadomość potrafi być zgubna - rzuciła swobodnie. Spięcie, jakie jeszcze przed kilkoma chwilami było u niej wyraźnie zauważalne, teraz jakby wyparowało. Elena poczuła się swobodnie, pewnie ze względu na zaufanie, jakim obdarzyła Wolfa.
- Choć ja obstawiam, że miałam szczęście. Nie wiem, jak to się stało, że akurat znalazłam się w lochach twojego zamku. Inaczej tego nie umiem wyjaśnić. Ile ja tam w ogóle czasu siedziałam? - nawet nie zastanowiła się nad rzuconym pytaniem. Pewnie i nie oczekiwała, że Wolf jej na nie odpowie. Odwróciła się tyłem do morza. Nadal patrzyła przed siebie. Załoga uwijała się na statku jak w ukropie. Cudownie działająca maszyna pokładowa.
- A co później zamierzasz? Ożenisz się z Youviel?

Wolf pił akurat cienkusza z manierki. Pytanie tak go zaskoczyło, że się zatkał, plunął winem za burtę i począł krztusić. Chwilę trwało zanim nie złapał porządnie oddechu. Złapał się kurczowo barierki.
- Sigmarze... - jęknął i raz jeszcze kaszlnął. - Ożenić? Ja...
Urwał nie mając pojęcia jak na to odpowiedzieć. Pytanie było właściwe, tyle że on nigdy go sobie nie zadał.
- Nie wiem - przyznał. - Elfy mają inne rytuały i żyją dłużej. To pewne że odwiedzę Ogrody Morra szybciej niż ona. Z drugiej strony... nie wyobrażam sobie innej kobiety przy moim boku. Wybacz, gadam jak połamany. Zaskoczyłaś mnie.

Elenę zatkało całkowicie. Oderwała się od burty i nie wiedziała, co ma zrobić. Ratować Wolfa czy sam sobie da radę? Była w kropce. Przestąpiła z nogi na nogę niepewna. Ale odetchnęła z ulgą, kiedy Wolf odzyskał głos.
- Ja nie.. Przepraszam, nie chciałam - wydukała z siebie w międzyczasie. - Wszystko w porządku? To ja tak zapytałam głupio - tym razem wolała mieć pewność, że mężczyzna nie będzie próbował jeszcze raz udać się do ogrodów Morra natychmiast.
- Po prostu czasami tak chlapnę ozorem i się nie zastanowię. A widać, że się macie ku sobie. A tacy to chyba się żenią, tak mi się wydaje - Elena próbowała trochę zagadać cały temat i ukryć fakt, że poczuła się głupio. - Do tego mama mówiła, że w każdym domu potrzebna jest ręka kobiety... Więc tak mi się skojarzyło..

Wolf otarł łzę, która zakręciła mu się w oku i uśmiechnął się szczerze na słowa Eleny. Przez moment próbował sobie nawet wyobrazić Youviel opiekującą się domem, ale był człowiekiem małej wyobraźni, więc sobie darował ten karkołomny wyczyn.
- Ano mamy się ku sobie - przyznał. - Kto wie... może i ślubem się skończy. Jeno nie wiem kto miałby go udzielić. Człowiek, czy elf? Pytanie zaś zadałaś właściwe, alem nigdy się nad odpowiedzią nie zastanawiał. Ona chyba też nie...
Przypomniał sobie ich rozmowy o przedłużaniu rodu, opiekowaniu się cudzym dzieckiem i przemijaniu. Zdałoby się, wieki temu.

- Zawsze może i człowiek i elf, jeśli taka potrzeba by zaszła - ot, kobieca (dziewczęca) logika, która wielu zależności po prostu nie widziała lub widzieć nie chciała. - Z resztą czy to aż takie ważne? Nie znam się, ale to chyba najmniej istotna rzecz, skoro, tak zakładam, chcielibyście być razem.
Wyparowała, po czym odchrząknęła i zreflektowała.
- Ale to raczej nie mój interes jest. Więc nosa wścibiać nie powinnam.
Poczuła się dość dziwnie, bo gdyby coś takiego powiedziała w domu, pewnie by miała ciepło. Ojciec z całą pewnością by jej skórę przetrzepał i to porządnie. A Wolf? Nawet się nie zdenerwował.

- Niespecjalnie to kryjemy, to i nie ma w co wścibiać nosa - machnął ręką. - No i masz po części rację. Chociaż wolałbym otrzymać błogosławieństwo kapłana. W Stirlandzie gadają, że jak ślubu pod okiem kapłańskim się nie bierze, to trzy przekleństwa czychają na takich ludzi i chchoł chatę nawiedza. No ale... chyba zaskarbiłem sobie przysługę u jednego sigmarity.
Uśmiechnął się i odwrócił się tyłem do barierki. Akurat żeby ujrzeć zbliżającego się do nich Hansa. Podniósł ku niemu rękę jeszcze zanim zbliżył się na dziesięć kroków.
- Pamiętaj że jakbyś chciała pogadać, to możesz na mnie liczyć - dodał cicho przeczuwając, że temat rozmowy za sprawą kapłana lada chwila popłynie w innym kierunku.

- To może matka z tym łachudrą nie byli u kapłana... - dziewucha mruknęła cicho wniosek, jaki nasunął jej się po wypowiedzi Wolfa. Jedno było pewne. Jej ojciec to skurwiały kawał chama. Najchętniej Elena pozbawiłaby go ducha, gdyby tylko znalazła w sobie więcej odwagi. Przynajmniej nie prałby matki, ile wlezie. Złodziejka wzdrygnęła się. A potem spojrzała na Hansa. Nim ten podszedł, zapytała cicho.
- Mówiłeś o nim?
Nie uważała, by to było niestosowne. W końcu nie obmawiała Hansa. Po prostu chciała się upewnić, czy o tym sigmaricie Wolf mówił. Ten kiwnął głową rozwiewając wątpliwości.

Podziękowania i miłe słowa Hansa, Wolf przyjął w milczeniu. Gdy zaś kapłan skończył złapał go za ramię uważając, by ścisnąć mocno i nie sprawić mu bólu.
- Nie trza mi podziękowań druhu. Nie zwykłem zostawiać ludzi w potrzebie.
 
Jaracz jest offline  
Stary 14-07-2015, 20:14   #135
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zeffiro spokojnie płynął omijając wyspę piratów. Pomimo tego że parę statków z czarną flagą, na której powiewał Wesoły Rodger, pojawiło się na horyzoncie to jednak nie doszło do żadnej konfrontacji. Pogoda tego dnia również dopisywała, bo pomimo lodowatego wiatru, to jednak świecące wysoko słońce przyjemnie muskało twarze załogi.

Statek płynął przed siebie powoli, niestrudzenie dążąc do celu dając załodze zajęcia się swoimi przyziemnymi sprawami. Gdy już dzień zbliżał się ku końcowi Galvin wyjął swoje zapasy i postanowił poczęstować swoich kamratów i załogę porządnym napitkiem. Mariasole dała wówczas większości załogi wolne, i sama zarządziła by stoły zapełniły się jadłem i napitkiem. Elina stanęła na wysokości zadania i zaczęła podawać talerze z pieczywem, solonym, marynowanym mięsem, owocami. Oczywiście nie popuściła Galvinowi i na pewien czas zapędziła go do kuchni by ją wspomógł swoją wiedzą i kunsztem.

Ci z najemników, którzy zżyli się bliżej z załogą, mieli zapewnione towarzystwo na ten wieczór, jak i zapewne na przyjemną noc. Ci którzy utrzymywali tylko towarzyskie kontakty mogli dostrzec ukradkowe spojrzenia kierowane w ich stronę. A w ich było coś więcej niż tylko chęć zwykłej znajomości.

Księżyc świecił wysoko gdy statek rozbrzmiewał gromkim śmiechem, śpiewem i dysputami.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-07-2015, 14:46   #136
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Po rozmowie i wyjawieniu że jest w ciąży, Laura bardziej wyluzowała i Gomez miał więcej czasu dla siebie. Chyba jego reakcja na dziecko uśpiła czujność fanatyczki, a licho jak wiadomo nie śpi, bo choć nożownik kochał swą wybrankę to jednak był tylko mężczyzną i to na dodatek takim, który najpierw działał a potem myślał. Ta noc była gorąca i Gomez długo nie mógł zasnąć, opuścił więc cicho swą kajutę i udał się na pokład. Poszedł na dziób popatrzeć w gwiazdy i przemyśleć parę spraw, bo nie chciał mówić tego Laurze ale obawiał się o dziecko. Tyle się nasłuchał o tych wszelkich złych czarach marach i zdał sobie sprawę że i Laura będąc w ciąży może zostać wykorzystana do sprowadzenia jakiegoś umarlaka z zaświatów, tak jak to się stało z Youviel. Gdy tak więc stał zamyślony nad burtą i patrzył w odbijające się od fal gwiazdy u jego boku pojawiła się pani druga oficer. Licho jakby to rzec miało dzisiaj wachtę.

Mary Read szła powoli bacznym okiem obserwując wszystko co dzieje się na statku. Nie można było odmówić jej urody, ale coś w jej oczach mówiło że lepiej nie prowokować jej ani nie zmuszać do pewnych radykalnych działań. Widząc opierającego się o reling Gomeza podeszła do niego i przywitała się zdawkowym “witaj”. Sama też oparła się o burtę ale plecami do morza. Wiatr delikatnie wiał rozwiewując jej brązowe włosy.
-Strasznie dziwna z was gromada, wiesz? - zapytała od niechcenia.

- Wy też odbiegacie od tego co ludzie myślą o żeglarzach - odpowiedział przekornie Gomez i zaraz zapytał - Widać że bardzo lubisz noże, ktoś cię uczył posługiwać nimi, czy sama się nauczyłaś?*

Dziewczyna uśmiechnęła się tylko. Wyjęła jeden ze swoich noży i rzekła:
-Sama, choć właściwie to ojciec mnie nauczył się nim posługiwać. A Ciebie kto? -zadała spokojnie pytanie. Czuć było od niej spokój i dużą pewność siebie.

- W cyrku miałem kilku różnych nauczycieli, ale główne umiejętności wyszlifowałem sam. Teraz uczę się także posługiwać czymś dłuższym. - nożownik poklepał rękojeść rapiera.

-Ciekawa broń, choć jak dla mnie za delikatna. Lubię czuć kawałek żelaza, który trzymam w dłoni. A gdzie podziałeś swoją towarzyszkę? Puściła Cię tak samopas po statku? - zapytała z lekkim, złośliwym uśmiechem na ustach.

- Śpi teraz, a ja przyzwyczaiłem się już do kobiecej zazdrości. Nie lubisz jej co?*

-Nie. Po prostu wygląda na taką, której lepiej nie wchodzić w drogę lub się jej nie stawiać - po tych słowach “stuknęła” palcem w prost w środek klatki piersiowej Gomeza.*

- Tu się zgodzę w złości bywa straszna - odpowiedział uśmiechając się do siebie - A tak zmieniając temat, to fajne masz tatuaże. Słyszałem opowieści że kitajscy mistrzowie zawierają w nich magiczne moce.
Sytuacja robiła się bardziej gęsta, a Gomez bił się z myślami, nad poczuciem lojalności wobec Laury, czy raczej daniu upustu zwykłej żądzy.*

-Te? - wskazała na dłonie -Zrobiłam sobie parę lat temu na Sartosie, choć na plecach i w innych miejscach mam ciekawsze - puściła do mężczyzny zalotne oczko -a Ty masz jakieś ciekawe do obejrzenia? - zbliżyła się nieznacznie, lecz wystarczająco na tyle by można było ją dotknąć. Teraz Gomez i panna Read stali od siebie na odległość dwóch stóp.

[i]- Nie, ale chciałbym sobie zrobić. Które miejsca na ciele są odpowiednie? Pokażesz mi? - mężczyzna także troszeczkę przysunął się do niej.*

-To zależy od tego czy chcesz go pokazywać wszystkim czy nie. Plecy mogą być ciekawym miejscem. Albo nad obojczykiem.. Jeśli chcesz mogę Ci pokazać - rzuciła jakby od niechcenia jednocześnie bawiąc się swoimi włosami.

- Chętnie spojrzę.*

-Cóż to musimy udać się do ładowni. Nie będę tak obnażać się ze wszystkiego.. - rzuciła luźno.

Gomez zawahał się ale to uczucie szybko uleciało, uśmiechnął się, kiwnął głową i dłonią wskazał drogę kobiecie.

Gomez zszedł za kobietą na dolny pokład. Przeszedł przez drewniane, stare i skrzypiące drzwi by znaleźć się w magazynie na towary. Nożownik zauważył wiele skrzyń i dzbanów, które stały zapieczętowane i zabezpieczone. Gdy drzwi się zamknęły za nożownikiem, pierwsza oficer bez słowa popchnęła go na skrzynię uśmiechając się przy tym zalotnie. Położyła palec na ustach, dając mu znać że ma zachowywać się cicho.

Sama w międzyczasie zaczęła rozsznurowywać swoją bluzkę, by ta po chwili wylądowała na ziemi. Nagie, okrągłe choć małe piersi “spoglądały” zachęcająco, lecz dziewczyna po prostu odwróciła się plecami ukazując wytatuowane plecy. Stała tak pół naga, pokazując palcem by Gomez zbliżył się. Mężczyzna podszedł do niej i zaczął wodzić dłonią po tatuażu, a potem dołączyła druga dłoń ale wodziła już gdzie indziej, niżej. Chwilę później ciche rozkoszne jęki wypełniły tę część ładowni. Oficer Read była gorąca, wilgotna i uległa, jakże inna od walczącej ciągle fanatyczki, która choć gorąca i mokra nie potrafiła nigdy zmusić się do pełnej uległości.
 
Komtur jest offline  
Stary 19-07-2015, 21:18   #137
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Jedzą, piją, lulki palą.. Znów mogli się gościć u stołować w takich warunkach, o jakich Elena nie śniła do tej pory. Pani Kapitan okazała się być osobą niezwykle gościnną. Mogła przecież się aż tak nie zastawiać. Ale jednak, coś ją ku temu pchnęło. Młódka się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiała. Bo i po co? Myślenie boli i to dość często się sprawdzało.
Dziewucha skorzystała z okazji, żeby się odszorować i porządnie umyć, zanim jeszcze poszła na wieczerzę. Bo kto wie, co będzie ich wszystkich czekać następnego dnia? W tych krainach tyle dziwnego się działo, że lepiej było korzystać z dobrodziejstw, póki się miało do nich dostęp. Rozmowa z Wolfem trochę poprawiła humor dziewczynie, choć Hans dość mocno ją zawstydził. Co jak co, ale to przecież nie jej zasługa. Nie lubiła się bić, wolała zadania bardziej związane z tym, na czym się znała. Tak więc to wszystko jakoś wyszło. Była daleka od sądzenia, że ona coś zrobiła.
Rozmyślając na różne tematy Elena rozczesała jeszcze wilgotne włosy. Odkąd płynęli, jej włosy dziwacznie się kręciły. Spojrzała na siebie, czy może tak wyjść na wieczerzę. Poprawiła koszulę i wyszła z kajuty. Mijając panią kapitan, skinęła jej głową na powitanie i uśmiechnęła się lekko. Potem wyszła na chwilę na pokład, by w końcu trafić do izby, w której czekało na wszystkich jedzenie.
Zaraz na wstępie w jej dłoni wylądował kielich z nawet dobrym winem. Kto by przypuszczał, że młoda się rozpije na wyprawie?

Pobyt na statku, gdzie nie trzeba ani machać wiosłem, ani też wspinać się na maszty, mógł służyć odpoczynkowi oraz rozwijaniu i utrwalaniu stosunków towarzyskich. Te ostatnie, co każdy chyba wiedział, nie powinny ograniczać się do jednej tylko osoby. W związku z tym i Lotar zdecydował się poświęcić i zjawił się na zorganizowanej w ładowni uczcie.
Zasiadł przy stole i, czekając na to, czym zechce ich uraczyć Galvin, podobnie jak inni zaczął od trunków, chociaż robił to ze znacznie mniejszym zapałem niż niektórzy.

Podróż statkiem należała do tych chwil, które Wolf ostatnimi czasy zaczął sobie cenić. Chwil pozbawionych pośpiechu i nerwów. Chwil podczas których nikt nie nastawał na ich życie, a i oni nie próbowali nikogo zabić. Nie mogli popędzić koni, skrócić postoju, czy przyczynić się w jakikolwiek sposób do przyśpieszenia pościgu za Bragthornem. Gdyby chociaż mógł wziąć w dłoń wiosło… ale nie. Wszystko zależało od uwijających się załogantek, a przede wszystkim od wiatru dmiącego w żagiel. Dlatego też, wiedząc że niczego nie może zrobić, zaczął odpoczywać i cieszyć się tymi kilkoma dniami.
Zszedł do ładowni, która chyba jako jedyna mogła pomieścić całą ich brygadę przy jednym stole. Piwo zachlupotało w kuflu i pociekło kącikami ust gdy Wolf przechylił naczynie delektując się smakiem galvinowego wyboru.
- Ach… - westchnął. - Trunek iście godny królewskich stołów. Dobra robota Galvinie.

- Dzięki Wolf, ale czeka was jeszcze wszystkich uczta dla podniebienia! Wraz z rinn Eliną zasuwaliśmy w kuchni jak cały oddział. Może to nie są wykwintne dania, ale… jedzcie, jedzcie. - mówiąc to krasnolud nie przestawał podawać kolejnych półmisków, talerzy i kufli.
Zapędzony do roboty przy garach Galvin dwoił się i troił, aby dogodzić podniebieniom żeglarek i kamratów. Szybko jednak odkrył, że jeżeli chodzi o orientalne potrawy to nie mógł się równać z okrętową kucharką, która miała z nimi styczność daleko większą od krasnoluda. Dlatego też Galvin skupił się na przyrządzaniu bardziej tradycyjnych rzeczy.

- A potem wszyscy pójdziemy na dno, jak się objemy - Elena zaśmiała się, kiedy i do niej dotarła strawa w półmisku. Dziewucha najpierw powąchała to, co jej zaserwowano. Upiła jeszcze wina i odstawiła trunek, by coś zjeść. Praktycznie od śniadania nie miała niczego w ustach. A i pierwszy tego dnia posiłek był dość mizerny, bo złodziejka nie przełknęła nic ponad kawałek chleba.
- Dziękuję- odrzekła do kucharzy z wdzięcznością. Sama co najwyżej mogłaby zrobić jedynie najprostsze żarełko, które przy tym to jedynie należałoby wyrzucić za burtę.
- A co cię, Galvinie, wzięło na buszowanie po kuchni? Czyżby nuda cię nadgryzła na statku?

- Mniej gadania, więcej jedzenia, dziecino, bo już zawsze pozostaniesz taka mikra, jak szczypior. - Galvin przywalił dziewczynie dodatkową porcję owoców i suszonego mięsa - I nie marudź, a się ciesz. Nic w kuchni nie robiłem od dobrych paru miesięcy, bo okazji nie było. Prawie mi już talent kulinarny zaczął rdzewieć.

- Nie mówiąc już o tym, że najpierw na dno idą najbardziej kościste osoby - zażartował Lotar.

- Jak na złość tylko on został do gotowania - żachnęła się elfka w widocznie lepszym nastroju niż ostatnimi czasy. Galvinowe ziółka nieco pomogły.
- Zjadliwe jak na khazadzką kuchnię - wyszczerzyła się kobieta w kąśliwym uśmiechu i użyczyła sobie piwa.
- Przypilnujcie mnie dzisiaj. Burdy na statku wszczynać nie chcę.

Wolf spojrzał na Youviel i uśmiechnął się lekko na jedną stronę.
- Żadnej nie wywołasz. A jak będziesz się starać, to wylądujesz w kajucie. Z Galvinem - parsknął śmiechem. - Hej Mariasole! - zakrzyknął do kapitan. - Te wasze marynarskie piosenki wpadają w ucho. Zaśpiewacie coś z dziewczynami?

- Ej, nie marudzę przecież. Mi z tym dob... - ciche jęknięcie, kiedy Galvin dorzucił ogromną porcję jedzenia dziewczynie urwało słowo "dobrze". Z Eleny uszło powietrze. No przecież nie marudziła, prawda? Zapytała tylko uprzejmie, a tu taka niesprawiedliwość ją spotkała! I pewnie, jak nie zje, khazad weźmie i się obrazi. Oj, marny ją los czeka. Nic to, łyknęła porządnie wina i sobie dolała jeszcze. No i zabrała się za jedzenie. Smakowało.
- Co to? - zagadnęła z ciekawości. Najwyraźniej jeszcze nie dotarło do niej, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Dziewczyny nie czekając na Panią kapitan zaczęły same z siebie śpiewać. Przy tym rytmicznie uderzały stalowymi kubkami o blat stołu.

-Parę godzin pozostało -
Rankiem port pożegna mnie.
Piję więc za mój pierwszy w życiu rejs.
Keja pełna będzie płaczu,
Pięknych panien, wiernych żon.
Piję więc za mój pierwszy w życiu rejs.
Myśli już powrotu czekać chcą,
Z morskich przygód, morskich wód,
A tu czas cholera płynąć na miesięcy długie dni.


Wszyscy po chwili dołączyli się, i nawet nie znając słów nucili pod nosem.

Krasnolud przeszedł do następnej osoby, ale nie omieszkał się nachylić znów do Eleny.
- A to? Bardzo proste. Jabłko i marchew, starte. Ze śmietaną, skropione sokiem z cytrusa. Cobyście szkortubu nie dostali. - uśmiechnął się szeroko najpierw do dziewczyny, a potem do elfki.
Uśmiech był tak szeroki, że aż błysnęły trzy metalowe zęby, które kiedyś wstawiono w galvinową szczękę w miejsce utraconych.

- Na szkorbut trochę za wcześnie by było, ale skoro tak zachwalasz... - Lotar również nałożył sobie porcję owocowej mieszanki. - [/i]To jak można by odmówić[/i] - dokończył, gdy przełknął pierwszy kęs. Z uznaniem skinął głową.

Elena spojrzała na Galvina, widziała jego sztuczną zabudowę w szczęce, ale było to zjawisko nie wzbudzające w niej ciekawości. Uśmiechnęła się szeroko. Odstawiła kielich. Być może połączenie procentów z tartą marchewką nie będzie najszczęśliwszym, ale na ten moment Elena się nad tym nie zastanawiała.
- Uważaj tylko - zwróciła się do Lotara żartobliwie -bo się najesz, a potem pewnie dadzą coś lepszego.
Zerknęła na kobiety, które zaczęły śpiewać.
- O chędożony bobrze... - mruknęła cicho do siebie. Co w tych ich pieśniach było, że człowiek momentalnie chwytał nutę, a nóżka sama tupała o deski? Szanty Elenie wybitnie przypadły do gustu. Chyba nawet zaczęła też się bujać na boki.

- Ciekawe określenie - uśmiechnął się Lotar. - To własna twórczość?

Gomez siedział zadowolny szczerząc kły do “załogi”, co niezbyt dobrze wpływało na nastrój Laury. Nożownik jednak zachowywał się naturalnie i beztrosko sączył piwo. Co prawda nie przepadał za złocistym trunkiem, ale tym razem Galvin przeszedł samego siebie i napój był naprawdę przedni. Gomez nie odzywał się wiele, tylko delektował się widokiem co raz bardziej podchmielonych dziewczyn.

Elena w pierwszej chwili spojrzała na Lotara dość uważnie, bo nie zrozumiała, co do niej powiedział. Później uśmiechnęła się nieśmiało i zawstydziła.
- A to tak tylko o tych pieśniach.
Cóż było rzec? Lotar przyłapał ją na gorącym uczynku. To było coś, czego nikt inny słyszeć nie powinien. A tu masz ci los... Dziewucha potrząsnęła głową, jakby to miało pomóc w ukryciu zawstydzenia. Potem przełknąwszy trochę jedzenia, zapiła winem.
- Aż tak było słychać? - zagadnęła jeszcze, cóż, będzie musiała się pilnować - czasem tak sama do siebie coś powiem... - zaczęła się tłumaczyć.

- Powiedzmy, że ja też nic nie usłyszałem w tym rozgardiaszu - odparł Lotar. - Poza tym sama z pewnością wiesz, jakim kwiecistym językiem posługują się krasnoludy czy marynarze.

- Czyli jednak głośno.. - Elena rzuciła sama do siebie. Później, dopiwszy drugi kielich wina (co dla niej było ilością prowadzącą raczej w niezbyt dobrą stronę), siadła lekko bokiem do stołu, by być przodem do Lotara.
- Dlaczego przyłączyłeś się do wyprawy? - zapytała bezpośrednio.

- Na początku dla złota - odparł zagadnięty. - A potem tak już się potoczyło. Zrobiło się za ciekawie, żebym się wycofać.

- A co wcześniej robiłeś? - dopytała zaciekawiona. Nigdy nie miała okazji tak po prostu pogadać z drużynnikami. Być może nie czuła takiej potrzeby. Pewnie poranna rozmowa z Wolfem obudziła w dziewczynie tę szczyptę ciekawości. Zrobiła sobie kolejną dolewkę. Wino wyraźnie jej smakowało dziś. Może to ten morski klimat? A być może szanty śpiewane przez załogę?

- W zasadzie nie ma o czym mówić. - Lotar machnięciem ręki skwitował paręnaście lat wędrówek po Imperium i Księstwach Granicznych. - Normalnie, jak to na szlaku. To dziesiątki mil nudy, tam napad, a gdzie indziej jakieś paskudztwo z lasu wylezie. Tu cię przyjmą z otwartymi ramionami, a kawałek dalej zobaczysz tylko groty pik i strzał. Czyli nic specjalnego.

- To tak samo, jak tu, w tej wyprawie? - zapytała, choć to było raczej stwierdzenie. Posiedziała chwilę i się nie odzywała. Dopiła wino. Mocno zaszumiało jej w głowie, a obraz przed nią zrobił się jakoś mało wyraźny.
- Idę na górę... Na powietrze - w słowa te włożyła dość sporo wysiłku, żeby to brzmiało normalnie. Wstała powoli, przytrzymała się stołu. Chyba miała dość. Po chwili wynurzyła się na pokład.

Lotar odprowadził ją wzrokiem, po czym wrócił do uczty. Miał zamiar porządnie się najeść, a potem zobaczyć, co ciekawego dzieje się na pokładzie.
 

Ostatnio edytowane przez Narina : 19-07-2015 o 23:32. Powód: Dorzuciłam ciąg dalszy doca...
Narina jest offline  
Stary 19-07-2015, 22:14   #138
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



Pod czujnym okiem i czułym dotykiem swojej ciemnoskórej opiekunki Hans wracał do zdrowia powoli ale uparcie. Nadal chodził obolały ale z każdym dniem raźniej i częściej można było go spotkac na pokładzie.

Był też ciekaw tej nowej i jakże egzotycznej dla niego osóbki. Wszystko w niej było odmienne od standardu jaki znał z domu czy nawet za uchodzącego za kosomopolityczny Altdorf. Miała inną skórę, dziwnie ułozone włosy, nietypowe tatuaże czy nawet same imię.

- Właściwie to skąd jesteś? - spytał zaciekawiony bo poprzednio jakoś sam się wygadał skąd ale sam nie uzyskał podobnej informacji o swojej rozmówczyni.

Uczta na statku zaskoczyła go. Spodziewał się jak już to po dopłynięciu do portu ale tak pośrodku trasy i na środku morza? Dziwił się ale nie na tyle robić jakieś awantury czy niesnasnki. Dosiadł się do stołu tam gdzie znalazło się trochę miejsca. Nadal siadał trochę cięzkawo z brakiem charakterystycznej płynności dla zdrowych ludzi ale już jednak żwawiej niż ostatnio.

Podczas uczty też się oszczędzał dużo bardziej niż poprzednio w "Pawiu". Zdrowie póki co było już nie te. Przynajmniej póki nie wróci do poprzedniego poziomu. A i wciąż nie był pewny swojego żołądka więc zachowywał powściągliwość w ucztowaniu. Ale oko mu się smiało jak widział ucztujących towarzyszy pospołu z załogantkami. Wyglądało na to, że obie strony chwalą chyba sobie podróż i fraternizują się ku obustronnej radości.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-07-2015, 22:27   #139
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- A skąd, panie Galvinie, ma pan takie piękne zęby? - zapytała się jedna z załogantek,
- Te o? - zapytał się krasnolud uśmiechając szeroko i błyskając metalowymi protezami - A to jak we wspaniałym browarze byłem na terminie, mistrz wysłał mnie do miasta z ładunkiem, coby go spieniężyć. Kiedy już było po transakcji w uliczce napadli mnie zbóje, ale nie przewidzieli że mam za mocną głowę, coby mnie tam zdzielenie pałką powaliło. Toporkiem jednemu porachowałem żebra, drugiemu łapsko rozszczepiłem... ale trzeci co mi tą pałką przypierdzielił w łeb, tym razem walnął mnie po gębie. No i mi się te ząbki posypały. Gorszy nie byłem, tyle więc zrobiłem mu to samo toporem. No ale tak... zbiry w zaułku wrzeszczały z bólu brocząc juchą, a i mnie lało się z paszczy nie mało. Coby nie marnować pieniędzy na łapówy dla straży to pobiegłem w długą. W mieście na szczęście medyk był krasnoludzki. Cały swój udział z handlu dałem coby mnie połatał. No to połatał i to jak! Znieczulił, w kości gwinty powywiercał, śruby ze specjalnej stali wkręcił i na nich zaczepił te zębiska. To już dobre z trzydzieści lat jak je mam. Nie gorsze, jak moje własne, ha!
Sięgnął krasnolud do kieszenie i wyjął z niej flaszkę. Chwycił w zębiska korek i wyrwał go z butelki. Rozniósł się zapach aromatycznego rumu.
- Hej, panowie, kamraci. Podstawcie no kubki, bowiem teraz... teraz... - wołał wesoło Galvin polewając pozostałym jeszcze pod pokładem mężczyznom - Bo teraz pijemyyyyy... zdrowie pięknych pań!
Niczym dusza towarzystwa krasnolud opowiadał o przygodach różnych różnistych. O tym jak bili się z orkami w twierdzy dwu szczytów, o tym jak skopali ogra i jego bandę, czy jak obronili wioskę przed najazdem hobgoblinów. Wspominał też ostatecznie potyczki z zielonoskórymi, kiedy byli w drodze do Luccini. Tak czy tak... Galvin nigdy chyba nie wyglądał na weselszego, niż podczas tej uczty. Chętnie go pytano o historie, słuchano, a i pochwał nad piwskiem, które wziął na wyprawę było bez liku.

***

Galvin musiał przyznać Wolfowi, że ten miał rację. Zabawienie się, aby oderwać się od rzeczywistości, od ponurego zadania, które było przed nimi, było niczym balsam dla duszy. Ale czemu był w stanie osiągnąć ten stan na okręcie, a nie pośród towarzyszy w karczmie?
Takie to filozoficzne myśli naszły go kiedy opuścił salę, aby ulżyć pęcherzowi. Stojąc nad wiadrem robiącym za nocnik doszedł do dość ponurej konkluzji, która nawiedzała go od kiedy wyruszyli z Baronii.
Oto eskapady po Księstwach Granicznych zadziałały tak jak w opowieściach. W niedługim czasie zdobył coś co można by już nazwać majątkiem, zyskał uznanie, wszak sam król Barak Varr wszak z nim rozmawiał i spełnił jego życzenie odnośnie browaru. Mógłby już teraz osiąść i szczęśliwie pomnażać swoje bogactwo i chwałę swojego klanu. Jednak Przodkowie i los chcieli inaczej. Oto trzeba było dokończyć zaczęte sprawy, bo te jak wiadomo lubiły się mścić.
Skończył lać, podciągnął portki i zapiął pas.
Może jego kamrateria już mu okrzepła? Chociaż byli też przecież nowi. Dlaczego to tak?
Nie mogąc dojść do ostatecznej odpowiedzi wrócił do sali.

***

Żeglarki zaprosiły chętnie krasnoluda z powrotem do stołu. Tym razem to on wypytywał się o morskie opowieści i życie na okręcie. Był przy tym aktywnym słuchaczem dopytując się o szczegóły. Panie były wniebowzięte, że jakiś mężczyzna z zaciekawieniem je słucha, a nie gapi im się na cycki.
Krasnolud zdał sobie sprawę czego brakowało, aby wszystkie kamienie wpadły na swoje miejsce i mozaika galvinowego żywota była poukładana (poza tym cholernym fragmentem związanym z nekromantą).
Brakowało mu baby.
Porządnej twardej niewiasty, która by zajęła się domem, pod jego nieobecność zarządzała gospodarką, a jak by było trzeba do by w gębę go zdzieliła i do pionu ustawiła.
Wielka przykrość zstąpiła na krasnoluda i poczuł się jakby dźwigał na barkach wielki głaz. Tak ich mało. Wszędzie wokół ludzie... myśli zaczęły mu się mieszać strasznie w podpitej głowie. Zarówno o niekompletnym życiu, jak i tym że jego rasa jest tak nieliczna.
- Coś tak posmutniał, Galvin? W kubku pusto? - zapytała Tamita pochodząca z Księstw Granicznych.
- Ech... tu na zapasach jesteśmy... a ledwie com wypracował sobie własny browar to ruszyć musiałem. - rzekł smutno podpierając głowę ręką.
- Ło! A gdzie macie ten swój browar, seniore Galvin? - dopytała się Hilaire.
- Barak Varr. Od samego Króla go dostałem za jednej sprawy rozwikłanie. - rzekł Migmarson.
- Do steru dziewczyny... płyniemy w złym kierunku. - zaśmiała się Estalijka - Trzeba przekonać kapitan, aby płynąć następny kurs do portu w skale.
- Oj ty biedaku. Uschniesz nam tu przez te dwa tygodnie, o tych paru beczkach. - zachichotała Tamita przyciskając Galvina do piersi i drapiąc go po głowie, na co ten odpowiedział niskim mruknięciem.
- Nie rozpieszczaj tego dziada. Na litość cię bierze, fircyk brodaty. - mruknęła siedząca naprzeciwko Hanne - Bajerant zawszony.
- Hę? Że ja niby bajeruję? - Galvin momentalnie się wyprostował na siedzisku i wlepił groźne spojrzenie w Norsmenkę.
- Aże bajera. Księgi nosi, w kuchni zasuwa, piwsko pędzi... a opowiada w jakich to bitwach udziału nie brał. - Hanne uśmiechnęła się kpiąco - W kiecce, żeś wchodził krasnoludzie na pokład.
- Żeszty chuda jędzo jedna! - urażony krasnolud, aż ze złości musiał wypić głębszego, aby nie przejść do bardziej radykalnych wyzwisk - Krasnolud, choćby i mól książkowy, to walczy lepiej niż niejeden Norsmen!
- Chyba kaleki! - odparowała Hanne.
Jej towarzyszki zaczęły się śmiać z dalszych przekomarzanek między twardą żeglarką, a krasnoludzkim piwowarem. Od słów w pewnym momencie przeszło do czynów na picie i siłowanie się na rękę, aż po śmiechy i dalsze picie. Galvin szybko zapomniał o swoim dołku, a ponure myśli szybko odpędzał stwierdzeniem, że przed nim jeszcze daleka droga.

***

Wciągnął nosem powietrze i wypuścił ze świstem. Otworzył jedno oko, a potem drugie. Leżał na boku. Spojrzał w górę. Był pod pokładem. Spojrzał w bok... Aha... Zmrużył oczy. Musiał sobie przypomnieć w jaki sposób znalazł się w kajucie załogantek. Tamita tuliła go do siebie jak przytulankę mamrocząc coś cicho. Hanne leżała wsparta o nich w jakiejś niewygodnej pozycji pochrapując cicho i trzymając w dłoni pustą butelkę. Hilaire za to spała spokojnie w hamaku.
- Kurna... ale sucho... - stwierdził Galvin.
Łeb go co prawda nie bolał, ale w gardzieli miał strasznego kapcia. Zdołał wymacać swoją nogę, nogę Tamity, potem swój pas, a na koniec manierkę. Ha! Tylko głupki myślą, że krasnoludy trzymają w manierkach alkohol! Każdy prawdziwy szanujący się krasnolud trzyma w manierce wodę... albo jak jest bogaty to jakiś konkretniejszy napój na kaca. Na szczęście piwowar był zaprawiony nie tylko w warzeniu piwa, ale i jego organoleptycznym testowaniu.
Płyn wesoło zachlupotał, kiedy Galvin unosił manierkę do ust. Jeden, dwa, trzy łyki. Od razu poczuł się lepiej, wymywając z ust paskudne uczucie. Trochę się przy całej operacji kokosił, więc Tamita jeszcze mocniej przycisnęła go do siebie. Głowa Norsmenki zsunęła się. Ta zachrapała mamrocząc "Kurwa, ale twarda ta poducha" i poprawiła się kładąc głowę na brzuchu krasnoluda. Mruknęła coś co brzmiało jak "miękko".
Ostatecznie Galvin powiódł jeszcze wzrokiem po kajucie po czym zamknął oczy. Umysł wyrwany z przyjemnego otumanienia znów się w nim pogrążył, świadom że unieruchomione ciało i tak nigdzie się nie ruszy. Nim zdołała przyjść mu do głowy jakakolwiek myśl, Migmarson ponownie pogrążył się w głębokim śnie.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 19-07-2015 o 22:34.
Stalowy jest offline  
Stary 20-07-2015, 01:04   #140
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Ostatecznie nie doszło do niczego złego. Statek minął stolice piratów bez żadnych problemów. Po zastanowieniu nie dziwło to czarodzieja. Wszakże gdyby kapitan miała realne obawy o bezpieczeństwo Zeffiro to pewnie nie zdecydowała by się mijać owianej złą sławą wyspy. Gdy tylko Sartosa jawiła się jako minięty punkt na horyzoncie Manfred wrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Czyli obserwacji wiatrów magii na morzu, zwiedzenia okrętu i niezobowiązujących rozmów z jego personelem, bądź towarzyszami wyprawy.

Tego wieczora zdecydowano by urządzić ucztę i czarodziej wziął w niej udział. Siadł pomiędzy kompanami i w spokoju posilał się potrawami zaserwowanymi przez Galvina i Eline. Kucharze sobie nie żałowali, bo poczęstunek był zaiste obfity. No i wiele składników było dobranych tak by wyeliminować ryzyko groźnej dolegliwości jaką był niesławny gnilec. Wyniszczająca choroba na jaką niegdyś często zapadali źle odżywiani marynarze. Co do napitku mag ograniczył się jedynie do jednego kufla khazalidzkiego (i wybornego) piwa, potem zaś pił już tylko wodę. Było miłym widzieć drużynę w tak dobrym nastroju. Widać statek gdzie załoga składała się tylko z kobiet był dobrym wyborem, obecność pań pozytywnie wpływała na morale towarzyszy. Tak więc czarodziej śpiewał, dyskutował i bawił się wraz z innymi a w pewnym momencie, gdy akurat nikt nie zwracał na niego uwagi udał się do swej kajuty. Przez kilka chwil wyglądał jeszcze przez bulaj na pełne morze a potem nieniepokojony położył się i zasnął.
 
Nemroth jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172