Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-12-2017, 17:59   #301
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Po inspekcji spichlerza Walter dostał nowe zadanie- objęcie dowództwa nad fortem broniącym mostu.
Przybywszy na miejsce, załamał się w duchu panującą sytuacją. Z jednej i drugiej strony wrzeszczący tłum, chcący przejść przez bramę. A rozkaz brzmi nie otwierać bram. I co tu zrobić?
Z dużym zmęczeniem ruszył do ludzi chcących wydostać się z miasta.
-Wracajcie do miasta. Bramy są zamknięte do odwołania i z rozkazu dowództwa nie przejdzie nimi nikt.- po wypowiedzeniu słów od razu zagłuszył go hałas zdenerwowanej gawiedzi. Nie zamierzający ustąpić Walter już szykował się do utarczki słownej, kiedy wpadł posłaniec. Przyniósł polecenia od Barona.
-Zamknąć się i słuchać!- krzyknął zdenerwowany w stronę gadających kupców.-Z rozkazu dowództwa możecie wyjść z miasta, ale wejść będziecie mogli do niego z powrotem tylko jeśli posiadacie zapasy żywności i macie kogoś, kto może być ochotnikiem w armii. A teraz wszyscy,
którzy chcą wyjść, ustawiają się w kolumnie. Reszta do miasta!


Następnie wszedł na mury i wrzasnął do ludu pod bramą.
-Wejść do miasta będą mogli tylko posiadający zapasy żywności i mogący zgłosić siebie lub kogoś ze sług/rodziny na ochotnika. Reszta nie zostanie wpuszczona!

Potem zszedł z murów i przekazał polecenie straży:
-Wypuszczamy wszystkich. Tych na zewnątrz wpuszczamy zgodnie z poleceniem: tylko jeśli mają zapasy żywności i mogą zgłosić się na ochotnika lub kogoś z rodziny albo sług. Wy- wskazał na dwójkę żołnierzy-Będziecie gromadzić ochotników, reszta wykonuje obowiązki przy bramie. Zrozumiano? Jeśli zauważycie kogoś podejrzanego, kto może być szpiegiem, to przyprowadzacie go do mnie. Jak wszystko jasne to otwieramy wrota.
 
Ismerus jest offline  
Stary 28-12-2017, 20:46   #302
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Loftus wrócił do garnizony z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Zapatrzył się w najpotrzebniejsze rzeczy, na parę sposobów zaznaczył swoją obecność w mieście oraz rozpuścił wieści z prośbą o pomoc. Jeśli członkini kolegium przebywa jeszcze w mieście, to była spora szansa, że się zjawi. Pozostało jedynie czekać. Chwilę odetchnąć, wyciągnąć nogi, popatrzeć jak sierżant lata jak poparzony. Uśmiechnąć się pod nosem widząc jak Karl męczy… znaczy szkoli ochotników. Jednocześnie była okazja wysłuchania o czym plotkują miejscowi ochotnicy i uchodźcy, którzy zgłosili się na służbę. Wieści niosły, że do garnizonu dotarła zabłocona, przemoczona i ledwo żywa akolitka. Widać Leo wykorzystała okazję i wróciła do swoich. Była to naprawdę dobra wiadomość, pewnie myśli teraz, że to bogini jej sprzyjała. Ale w niczym to przecież nie przeszkadzało, młody Mag chwilowo nie słuchał poklasku. I tak poszły już pogłoski o magu, który potrafił siła woli podpalać statki. Fama była na tyle silna, że nawet sierżant w to chyba uwierzył i sugerował zrobienie tego samego w porcie. To mogło być kłopotliwe w przyszłości, a może to rzeczywiście jego zasługa, że barka stanęła w ogniu.
Gustaw wybrał się na spotkanie w jakiejś gospodzie, Ritter miał nadzieję, że wraz z komendatem ugadają się z rozmówcami. Khazady udowodnią swoją lojalność, a cechy rzemieślników czynnie włączą się do obrony miasta. W sumie wskazane było wystawienie wart przy magazynach z żywnością, czy studniach. Może nawet zasugerowanie zakazu opuszczania domostw po zmroku. Oczywiście to już w czasie oblężenia. Loftus zastanawiał się, czy dowódcy obrony pomyślą o takich rzeczach. Teoretycznie mag mógłby próbować wkręcić się do wyjścia do gospody. Był przecież adiutantem pojmanego porucznika. Z drugiej strony, mieszanie się w takie rzeczy mogło nie skończyć się dobrze. Zresztą oczekiwał na znak od przedstawicielki kolegium złota. Po raz kolejny w myślach się zaśmiał. W czasie studiów bracia z kolegium złota cieszyli się ogromną popularnością. Może nie byli prymusami w manipulacji eterem, ale wielu z nich pędziło doskonały bimber. Kto jak kto, ale chłopaki znali się na destylacji jak mało kto. Oleg jak by się o tym dowiedział, to by nie odstępował na krok od koleżanki po fachu.
Czas mijał, a Loftus się niecierpliwił. Postanowił jednak nie być całkiem bezużyteczny. Złapał dwóch miejscowych ochotników Achima i Güntera.
- Chłopaki przydajmy się na coś, zanim Was do łopat zagonią. Robota prosta i przyjemna. Niech jeden z Was pójdzie ze mną na wieże obserwacyjną. – Uczeń czarodzieja uznał, że powinien zrobić pożytek ze swojej lunety oraz ewentualnie rogu/czaru odgłos. Do tego nikt mu nie zarzuci, że nic nie robi, a co ważniejsze w razie potrzeby łatwo będzie można go odnaleźć.
- A ty Günter przeleć się po lokalnych grajkach. Takich co mają siłę w płucach i na rogu zagrają jeśli trzeba będzie. Jeśli potrzebujesz to weź kogoś z sobą. Nie wiem czy tu w Meissen hejnalistę mieliście, ale też byłby dobry. Powiecie, że Armii Wissenlandu i Trzeci Regiment ich do służby powołuje. Bezpiecznej i tyłowej! Przyprowadzicie ich pod wieżę obserwacyjną. Jak mają niech wezmą trąbkę, czy tam róg do grania ze sobą. Loftus bawił się w trochę w samowolę, miał jednak nadzieję, że to mu się upiecze. Ale łatwiej będzie dać sygnał rogiem niż pchać posłańca i bić dopiero dzwonami na alarm.
Uczeń Czarodzieja opuszczając garnizon przystanął również przy wartownikach. Przekazał im gdzie się udaje, a w przypadku pojawienia się członka, bądź członki kolegium nakazał ugoszczenie gościa i posłanie po siebie.
Następnie udał się wraz z Achimem na wieżę. Odpoczywał i wypatrywał zagrożeń. Regularnie też splatał wokół siebie wiatry magii, tak dla ćwiczeń oraz w celu zwrócenia na siebie uwagi.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 29-12-2017, 14:04   #303
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Oleg po opatrzeniu ramienia snuł się po mieście markotny, aż nie spotkał oddziałowego niziołka, od którego otrzymał sakwę wypełnioną pieniędzmi. Włóczęga oniemiał, ale nie zadawał pytań. Nie był pewien skąd i za co te pieniądze, ale jak dają...

Frietz jak żywy nie widział takiej ilości gotówki, a tym bardziej nie trzymał jej w ręku. Cóż począć z taką ilością złota. Przepić się nie da, wydać nie ma na co, a nosić przy sobie, to jak prosić się o kosę w żebra.

Odłożył więc kilka monet chowając je w spodniach, a pozostałych postanowił się pozbyć sądząc, że mogą przynieść jedynie kłopoty.

Za zachowane pieniądze kupił trochę dobrego jadła i sporo alkoholu, którymi podzielił się wedle obietnicy z krasnoludzkim inżynierem, z którym spędził trochę czasu na rozmowie.

Po posiłku przeszedł ulicami miasta niechętnie odwiedzając handlarzy, ale pieniążki się same nie wydadzą.

Uzupełnił więc zapasy starając się nabyć zapas dobrze wysuszonego ziela fajkowego, paczkę zapałek, trochę prowiantu na wszelki wypadek i całkiem ładną metalową menażkę, - największą, jaką znalazł - którą oczywiście uzupełnił w krasnoludzkiej dzielnicy bimbrem - najmocniejszym, jaki znalazł.

Poza tym nabył także kilka metrów liny, która w ostatnim czasie okazała się bardzo przydatna oraz pęk mocnej dratwy.

Hałas i tłok dały mu się jednak we znaki i całkowicie odebrały radość z zakupów. Znów markotny spoglądał tęsknie na lasy z murów miejskich. Nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca postanowił nie męczyć się dłużej. Sądził, że nikt nie będzie miał pretensji, jeśli spędzi trochę czasu poza miastem, tym bardziej jeśli przyniesie nieco ziół, w które bogate były przyrzeczne gleby.

Oleg potrzebował chwili wytchnienia.

Będąc poza miastem Oleg rozglądał się za wszelakim zielem, bardziej spacerując niż skupiając się na zbiorach. Popalał faję, popijał bimberek i podziwiał widoki wdychając świeże leśne powietrze. Wszelkie zielsko, jakie udało mu się znaleźć wiązał i przewieszał przez ramię.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 29-12-2017 o 18:24.
Morel jest offline  
Stary 30-12-2017, 23:55   #304
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kobieta, płynęła w wodzie tak przejrzystej, że bez wysiłku można było zobaczyć morskie dno wiele metrów poniżej powierzchni. Zniżające się ku zachodowi słońce rzucało przyjemną poświatę, woda była ciepła, a brak wiatru powodował, że wszędzie było niezwykle spokojnie. Wydawało się, że to coś w rodzaju cudownego ziemskiego zakątka, ale otoczenie było zupełnie nierealne. Kobiecie z jednej strony towarzyszył piaszczysty brzeg z wysokimi dziwacznymi drzewami, wygiętymi w łuk. Drzewa te posiadały duże rozłożyste liście jedynie na czubku, a towarzyszyły im ciemnobrązowe kule, które mogły być owocami, ale bardziej przypominały kamienie.
Jednak dopiero to co działo się po drugiej stronie od brzegu wywoływało zawrót głowy. Był to niezwykle kolorowa kaskadowa konstrukcja, która najbardziej przypominała zbudowane na wzgórzu miasto, niż cokolwiek innego. Miasto niezwykle kolorowe, mieniące się wszelkimi odmianami barw, tak jaskrawymi, że nie mogły istnieć w rzeczywistości. Pośród dziwacznych form przypominających małe drzewa, gwiazdy, grzyby, albo jakieś magiczne wieże pełne ruszających się czułków krążyły różnych rozmiarów kolorowe ryby oraz ruszające się wbrew rozsądkowi przezroczyste poduszki. Kobieta cieszyła się tym widokiem płynąc bez pośpiechu oraz nurkując na krótkie chwile, aby lepiej zobaczyć różne stworzenia. Nie zbliżała się do nich celowo. Wiedziała, że śni i za wszelką cenę nie chciała się jeszcze budzić. Przebywając kolejne metry zobaczyła siedzącą na brzegu wysoką jasnowłosą kobietę, przed którą leżała tarcza i ogromnych rozmiarów włócznia. Kobieta z brzegu spojrzała w kierunku tej, która płynęła i niczym trener szermierki, który kończy przerwę, klasnęła w dłonie. Świat zniknął, a nastała ciemność.


()==[:::::::::::::>

Leonor Teodora Batista Mendoza y Lasso de la Vega otworzyła oczy i zobaczyła, że leży na jakimś niewygodnym sienniku otulona kocem. Było ciepło i w sumie dość przyjemnie, jednak ułamek chwili później akolitka wróciła wspomnieniem do dziwacznego snu i wyskoczyła z leżanki jak rażona piorunem. Była naga? Z ulgą odetchnęła stwierdzając, że ma na sobie swoje normalne ubranie. Jeszcze przez jakiś czas dochodziła do siebie i ostatecznie doszła do wniosku, że ekstremalne przygody z poprzedniej części dnia poza drobnymi siniakami i wrażeniem otaczającego ją drażniącego smrodu nie pozostawiły na niej negatywnych skutków. Wynalazła jakiś intymny kąt sali, gdzie doprowadziła się do jako takiego porządku przy pomocy wody i jakiegoś środka oczyszczającego. Skompletowała zbroję, którą powierzyła obecnej w sali akolitce pod opiekę. Z niejaką ulgą znalazła swój habit, o który ktoś postanowił się zatroszczyć. Plamy z błota zniknęły, pozostały jedynie blado rdzawe ślady z krwi. Ewidentny dowód, że człowiek go noszący nie był akolitą wypieszczonym na salonach. Dla jednych wada, dla innych zaleta. Leonor z zadowoleniem przywdziała habit i ruszyła na nawracanie gównianego Imperium na drogi jedynie słusznej wiary.

Na jej drodze najpierw stanął jakiś kretyn zarządzający zbrojownią. Pomimo uprzejmej prośby o wydanie najlepszej jakości rapieru najważniejszej akolitce najwspanialszej Bogini królującej nad tym zapchlonym krańcem cywilizacji, ów w bezczelności swej odmówił. Wzbudził tym słuszny gniew i naraził się na serię argumentów wśród których spalenie na stosie w celu oczyszczenia z grzechów i głupoty było najłagodniejszym. W końcu nieco spuścił z tonu na nazwisko niejakiego sierżanta Gustawa von Grunnenberga, który to miał przypiekać go na wolnym ogniu. Wynalazł jakiś kawałek metalu, który chyba dla dodania sobie pozycji w wojsku nazywał „rapierem”. Kawał podłużnego przeżartego przez rdzę metalu, który nie nadawał się nawet do mieszania zaprawy. Potem wynalazł jeden z tych kuriozalnych metalowych patyków, którą tutejsi nazywali „mieczem”. Akolitka z pewnym obrzydzeniem ostatecznie pokwitowała odbiór tego złomu i ruszyła w miasto.

()==[:::::::::::::>

Metodycznie, rozpytując o kolejne świątynie zaglądała do każdej z nich opowiadając komu się dało o najlepszym na świecie dowodzącym sierżancie von Grunnenbergu, który sam, dzięki swoim nadludzkim strategicznym zdolnościom doprowadził do rozgromienia uzbrojonych w granaty i inne śmiertelne narzędzia zniszczenia, przewyższającego liczebnie obrońców oddziału konnicy. Szczegółów było mnóstwo, jeśli tylko ktoś nie ziewał ze znużenia. Gustaw von Grunnenberg wraz z dzielnym krasnoludem bronił też rzeki, gdzie od siły jego rozkazów i oddziałów padła taka ilość wrogów, że ich ciała mogłyby by spokojnie stworzyć tamę na rzece. Następnie prosiła i zachęcała kapłanów, żeby podnosić na duchu mieszkańców i przekonywać, że obrona miasta jest obowiązkiem każdego, a nie tylko wojskowych, bo konsekwencje przegranej poniosą wszyscy. Szaleni żołnierze wroga to wynaturzeni mordercy wspierający swoimi działaniami siły chaosu i na tyle bezwzględni, że szukając skarbów nie powstrzymają się przed wyrżnięciem wszystkich. Winnych, czy niewinnych i stawiających opór lub nie. Zdrajcy czystej wody, albo raczej mętnej wody. Tak więc nabożeństwo błagalne na pewno będzie słusznym wkładem kapłanów w obronę miasta, co zostanie przez szlachetnego sierżanta dostrzeżone i odnotowane. Podobnie jak wszelka wiedza szlachetnych sług bożych na temat miasta, jego murów, przejść tajnych, słabości w obronie, potencjalnych zdrajców oraz innej wiedzy, która w uchronieniu miasta przed zgubą przydać się może. Przełykała nawet gorzką pigułkę unikania sporów o wyższość Jedynej i Najwspanialszej i Najcudowniejszej Wszechmocnej Bogini nad innymi pośrednimi bogami. Wiedziała jaka jest prawda, ale wiedziała też, że dyskusja na ten temat jedynie może przymnożyć problemów.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 31-12-2017, 00:24   #305
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Stary Ferret rzeczywiście był stary. Do tego śmierdział jak stare i intensywnie eksploatowane onuce. Kapral Thorvaldsson identyfikował też zapach starości, a może zbliżającej się śmierci... Tak pachnieli, czy raczej śmierdzieli starzy ludzie.

Stary Ferret mógł być również szalony, jak o nim mówili. Przemawianie do konstrukcji, której był autorem z pewnością nie było czymś zwyczajnym, ale krasnolud nie określiłby tego jako szaleństwo. Może bardziej jako dziwactwo.

Przy całej tej otoczce okazał się być konstruktorem, na razie skupionym na przypominającej balistę broni. Ślady na wzgórzu były dowodem na to, że ta broń była czymś więcej, niż bredzeniem wariata. Pomoc nowo poznanego brodacza przy tej maszynie i zadbanie o realizację pomysłu Ferreta mogły być przełomowe dla bitwy o Meissen, a nawet całej kampanii Wernicky’ego w Wissenlandzie.

Wtedy pojawił się Baron. Polecił spełnić prośby Ferreta, przegonić uchodźców spod miejskich bram i zorganizować zaopatrzenie. Nic trudnego, prawda?

- Jak wygląda sprawa z Trzecią? Człeczyny gadają, że Trzecia płynie dalej zostawiając miasto na pastwę południowców. Prawda to? - Zatrzymał sierżanta przy wyjściu. Detlef nie czekał na odpowiedź, bo dobrze wiedział, jak jest.

- A co by sierżant powiedział na to, żeby o honor zawalczyć, miasto obronić, Wernicky’ego przegnać a może i ubić na dobre? - Walnął prosto z mostu będąć pewnym zainteresowania rozmówcy.

- Stary Ferret ma plan związany z tą jego zabawką. - Zaczął wyjaśniać ściszonym głosem. - Już teraz pociski dolatują na wzgórze, z którego dobrze widać miasto. Trzeba nam usunąć ślady i przygotować teren tak, żeby sztab Wernicky’ego nie mógł się oprzeć. Jeśli Glorm pomoże w podrasowaniu balisty, to możemy być pewni całkiem przywoitego ostrzału pozycji na wzgórzu. Do tego Glorm potrafi wytwarzać ładunki zapalające i pewnie też wybuchowe. To właśnie tych używali przebierańcy, których usiekliśmy nad rzeką. Ukradli mu niemal cały zapas, ale to inna historia. - Uśmiechnął się.

- Glorm ma jeszcze co nieco i jeśli dobrze się przygotować, to celnie posłany ładunek w namiot Wernicky’ego zabije tego gada albo go poważnie poturbuje. Armia najemnych zbirów, jakich ma pod komendą zaraz zacznie się sypać, bo to przecież Wernicky gwarantował im zdobycze i złoto. Oficerowie Wernicky’ego nie opanują zamieszania i wróg odstąpi. Pojedyncze bandy będą pewnie jakiś czas grasować po drodze na południe, ale wiele już im nie zostało do grabienia, a regularna armia powinna sobie z nimi szybko poradzić. A jeśli poczekamy na sprzyjającą okazję, na przykład naradę w sztabie, to ładunek załatwi dowództwo... - rozmarzył się.

- Przydałoby się ze dwudziestka chłopa do prac na wzgórzu. Weźmiemy puste wozy, najlepiej po dobroci albo zarekwirować i zgarniemy uchodźców spod miasta. W ten sposób my narobimy przekonujących śladów na wzgórzu, a oni będą mieli szansę uciec przed siłami wroga w kierunku Nuln. - Wyjaśnił.

- Z tym zaopatrzeniem to raczej nic nie wykombinuję, ale jeśli będziecie odpowiednio przekonujący w rozmowie z krasnoludami, to otworzą swoje magazyny. Musicie ich przekonać do tego, z czego doskonale sobie zdają sprawę - to właśnie po ich bogactwo przyszedł tutaj Wernicky. Jeśli obrona padnie, to oni nie obronią się przed najemnikami. Jedyną szansą jest wspólne działanie dla ochrony interesów wszystkich mieszkańców. Możecie być też pewni, że my khazadzi mamy zwyczaj gromadzenia zapasów na czarną godzinę. Miejscowi dawi mają ich więcej, niż są skłonni przyznać, ale przekonajcie ich, żeby się podzielili. - Wyszczerzył się.

- Zdecydowane działania armii przeciwko przypadkom ataków na nieludzi mogą ich przekonać do wspólnej sprawy. Niechęć człeczyn rośnie, a żaden dawi nie kiwnie palcem dla swoich prześladowców. Kilka przykładnych kar na głównym placu, od razów kijem po śmierć w przypadku najcięższych przewin powinno być wystarczającym dowodem i przestrogą dla wszystkich. Stan wyższej konieczności trzeba wprowadzić. W końcu wojna jest, nie? - Dodał.

- Na koniec zostaje wybudowanie wzmacnianych drewnem ziemnych wałów wzdłuż brzegu tak, aby całe Meissen było ogrodzone w jakiś sposób. Desant na barkach jest całkiem prawdopodobny i musimy ich do tego zniechęcić. Wiązki suchego i nasączonego czymś łatwopalnym drewna od strony wody da dodatkowy czas na zorganizowanie obrony w razie ataku od strony wody. - Przedstawił swój pomysł. - Ta ich fosa jest gówno warta... - skrzywił się na koniec.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 12-01-2018 o 22:56.
Gob1in jest offline  
Stary 31-12-2017, 05:21   #306
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Karl nie zdecydował się opuścić gościny Trzeciej wraz z Leo. Może i nadal tkwił w łańcuchach, a perspektywy ich zrzucenia były mgliste, ale przynajmniej nie znajdzie się w ślepej uliczce z przetrzebioną w połowie kompanią złożoną z niezdyscyplinowanych kotów, na terenie opanowanym przez liczniejszego wroga i bez widoków na odsiecz. Nawet jego obecna sytuacja prezentowała się lepiej. Chyba.

Nie wiedząc wszelako, jak długo stan ten się utrzyma i czy przypadkiem u celu ich podróży nie czeka już na niego stryczek, zaczął przygotowywać się do strategicznego odwrotu.
Zaczął od rozpoznania terenu, to jest barki, jej położenia w szyku, załogi, rozkładu wart i w miarę możliwości, samej rzeki i jej brzegów.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 31-12-2017, 13:44   #307
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Gustaw załatwiwszy fundusze na pomysł Berta zlecił mu stworzenie oddziału kuszników, pogadał z cyrulikiem, nakazał rodzinom służb pomocniczych rozłożyć się na placu w garnizonie i poszedł oglądać umocnienia. Pewnie gdyby miał wiedzę o inżynierii lub architekturze spojrzałby na fundamenty, a tak przeszedł się ich szczytem, gdzie natknął się na inżynierów w towarzystwie Detlefa. Wysłuchawszy Ferreta zdecydował się zlecić Detlefowi zebranie ludzi do oczyszczenia wzgórza, pozbycie się uchodźców spod bramy i murów oraz wysłanie ludzi po żywność do okolicznych wiosek. Glorma pomylił z alchemikiem, co inżynier sprostował i dodał, że bardzo chętnie i zaminuje most i zrobi pociski zapalające, ale materiałów i narzędzi z powietrza nie weźmie. No i jest jeszcze kwestia zapłaty.

Później zajął się kupcami, którzy stali pod bramą. Gdy usłyszeli warunki, odjechali, bojąc się konfiskaty dóbr i przymusowego poboru, nie omieszkali jednak wysłać pachołka ze skargą. Wielu przyjezdnych także opuściło miasto, zwalniając miejsca w gospodach i karczmach.

Baron tymczasem wrócił do garnizonu, gdzie ku zdumieniu Komendanta przyznał, że choć ma rozkazy jasno nakazujące mu wycofać się do Pfeildorfu to zamierza je zignorować i zaczął głośno zastanawiać się nad przyczynami wojny. Komendant zaczął wyjaśnienia od wiedzy "powszechnej" wśród szlachty i przedstawicieli patrycjatu:
A po krótkim wahaniu podzielił się także swoją wiedzą i przypuszczeniami:
- Naszą Panią wielu uważa za ledwie kompetentną, ale ona kocha blichtr i splendor miasta i po prostu bardzo niechętnie zajmuje się sprawami prowincji. Większość roboty spadła na Zgromadzenie - radę kupców, pomniejszych szlachciców i notabli oraz wyższych kapłanów, której Księżna oczywiście przewodzi, ale rzadko zjawia się na jej posiedzeniach. Jak raczyła się kiedyś wyrazić, “Toppenheimerowie mogą sobie zatrzymać nieurodzajne pastwiska i surowe zimy Wissenlandu”. Ostatnio wyglądało na to, że negocjacje z nimi i Karlem Franzem mają się ku końcowi. Wojna na północy kosztuje majątek i Imperator był skłonny zwiększyć liczbę Elektorów za spory zastrzyk gotówki. Inni Elektorzy też byli skłonni się zgodzić, dla nich to lepiej, że z jednej silnej prowincji robią się dwie słabsze. Nie wszystkim się to podobało - protestował na przykład młodszy brat Elektorki, Leos von Liebwitz, ten który zginął niedawno w niewyjaśnionych okolicznościach.
Masz rację, to rzeczywiście dziwne, że akurat w takim momencie zdarzył się ten atak, ale akurat zbójców i rabusiów w Księstwach Granicznych nie brakuje, Wernicky samą obietnicą łupów mógł ich skłonić do walki. Chociaż na zaopatrzenie musiał się nieźle zapożyczyć, ciekawe u kogo… No i jak tak dalej pójdzie to Elektorki może nie być stać na taką darowiznę i wszystko zostanie po staremu.


Po rozmowie zorganizował jeszcze grupy do gaszenia pożarów, poszedł przeprosić Karczmarza, któremu wcześniej groził i choć przeprosiny zostały przyjęte, nie zmieniło to faktu, że Burmistrz zdążył się o tym dowiedzieć już wcześniej. Lepiej poszło mu w świątyni Sigmara, gdzie przekonał Kapłana, by w zamian za niewielki datek ("co łaska, nie mniej niż dziesięć koron") przyjął pod dach część potrzebujących. Nadal zostało jednak sześćdziesięciu "starych" i dwudziestu wpuszczonych na jego rozkaz przez Waltera "nowych", dla których miejsca nie starczyło.
W niewielkiej kapliczce Boga Handlu nie znalazł kapłana, a opiekująca się nią akolitka nie miała jak przyjąć zbyt wielu. Ani tym bardziej, nie miała jak ich wyżywić. Ale zgodziła się zapewnić opiekę kolejnej dziesiątce. Po drodze poinformował krasnoludy o zmianie planów i wrócił do Komendanta akurat na czas by zdążyć na wieczorne spotkanie. Jakimś niewytłumaczalnym cudem lub łaską boga czasu było to, że ze wszystkim się wyrobił. Ale wiedział, że jeśli nadal będzie próbował robić wszystko sam, w końcu się spóźni na coś ważnego.


Leo podnosiła na duchu, zachęcała do walki, przekonywała i dawała przykład, a w jej oczach płonął ogień prawdziwej wiary podsycany przez żar w jej sercu. A przy okazji zbierała informacje. Te były… ciekawe. Miasto kupieckie, jak to miasta kupieckie, więcej wartości widziało w złocie i srebrze niż w stali i kamieniu. Mury były bo były, o fosę nikt nie dbał, a ludzie byli miękcy i słabi. Przynajmniej byli bogaci. I do tego to ponuractwo… Nie znosili też długich i kwiecistych przemów. Chociaż, jak się dowiedziała, jeśli zajdzie taka potrzeba, nie cofną się przed wyrzeczeniami. Ludzie w miasteczku byli też całkiem religijni, tak jak większość Wissenlandczyków i wpływ kapłanów mógł być znaczny.


Waldemar wypalił rany dwóch jeńców. Są gorsze rzeczy niż omdlenie z bólu i brzydka blizna. Każdy żołnierz widział kiedyś kolegę z gnijącą kończyną, ucinaną często na pieńku przez kowala, więc nie mieli pretensji za profesjonalną pomoc, nawet jeśli nieco nieprzyjemną. A i sam cyrulik był dosyć zadowolony ze swojej roboty. Obaj ranni odzyskali przytomność, a za jakiś czas pewnie odzyskają nawet sprawność. Najciężej ranny, ten, dla którego kazał wcześniej szykować mogiłę, zmarł tymczasem. Ale przynajmniej trupy nie dzieliły już piwnicy z jeńcami - posłuchano Waldemara i pogrzebano ich. Zresztą, także i teraz polecenia wydane przez cyrulika zostały wykonane mimo szemrania i narzekania i zarośnięty rynsztok został oczyszczony.


Bert dzielnie zastąpił Abelarda w roli miłośnika zapalających strzał oraz Kwatermistrza, w roli, nomen omen, kwatermistrza. Komendant, przekonany przez Gustawa znalazł środki dla Berta (któremu przy okazji powierzył rolę tymczasowego kwatermistrza) i choć ten prochu nie znalazł - Meissen nie było miastem skupionym na produkcji wyrobów ze srebra, nie na dostarczaniu zaopatrzenia dla armii, to było wystarczająco bogate, by znalazł i spirytus i oliwę sprowadzaną z południa. Rybie pęcherze i dziegieć dostał bez problemów od rybaków blisko przystani. Pęcherze okazały się jednak zbyt delikatne i rozpadały się podczas strzału. Na szczęście szmaty nasączone łatwopalnymi substancjami owinięte wokół drzewc strzał sprawdzały się znakomicie. Mieszankę mógłby poprawić inżynier, Bert udał się więc na mury, gdzie mógł go spotkać.


Spotkał tam także Detlefa, który nie palił się do usuwania uchodźców spod murów, a po przedstawieniu Baronowi swoich pomysłów wybrał się z żołnierzami przygotować "wzgórze" zgodnie z zaleceniami Ferreta i po wydaniu rozkazów wrócił do miasta, gdzie najpierw zrobił zakupy, a potem razem z trzema dziesiątkami żołnierzy i zastraszonymi biedakami z portu pozastawiał przejścia między budynkami ławami, beczkami i tym podobnymi rzeczami.
Do budowy prowizorycznego muru lub choćby barykad z prawdziwego zdarzenia, jakie chciał postawić na pustym brzegu, od przystani rybackiej do mostu, nie miał materiałów. Postanowił zdobyć je rozbierając budynki pod miastem - tam jednak natknął się na opór mieszkańców i musiał zdecydować, czy chce ich wygonić siłowo czy poszukać materiałów gdzie indziej.


Diuk tymczasem zastraszył rekrutów wystarczająco, by wykonywali jego polecenia. I robili to, nawet jeśli Karl nie radził sobie zbytnio z tłumaczeniem i dowodzeniem. Na szczęście wbicie do głowy dwóch-trzech pozycji było w ich możliwościach, a więcej przez te kilka godzin i tak się nie dałoby zrobić. Choć musiał skrócić ten trening - Baron zapomniał najwyraźniej, że kazał mu ćwiczyć ludzi i wysłał na plac dwie setki tępego byd... bezużytecznego motło... ludzi, którzy nie bardzo wiedzieli co robić razem z kilkoma żołnierzami, którzy mieli im pomóc rozbić na placu ćwiczeń namioty. W końcu się im to udało, blokując jednocześnie możliwość ćwiczenia i utrudniając poruszanie się po okolicy. Przynajmniej podzielił ludzi na tych, którzy nadawali się do walki wręcz i na tych, którzy będą strzelać z murów - przy deficycie broni ważne było, by nie marnować jej na ludzi, którzy jej i tak nie byliby w stanie używać.


Oleg przeżył jakoś zabiegi Waldemara, ze zdziwieniem przyjął setkę koron od Berta i szybko rozdawszy część pieniędzy, za resztę zrobił zakupy. Obolały i otępiały nie zdołał obniżyć ceny ani jednej z szukanych rzeczy nawet o miedziaka, ale zakupiony bimber i fajkowe ziele poprawiły mu humor. A obiad zjedzony z niedawno poznanym krasnoludem i jeszcze jednym inżynierem na murach poprawił go nawet bardziej. Ze zdziwieniem zorientował się, że nadal ma kilka monet w sakiewce, ale miasto i tłok obrzydły mu do tego stopnia, że uciekł na nadrzeczne błonia szukać ziół, jakich było pełno o tej porze roku. I pewnie by nawet coś znalazł, ale zmorzył go sen, i wybudził się dopiero wieczorem, leżąc w trawie.


Loftus spędzając czas w garnizonie dowiedział się, że głównym zmartwieniem uchodźców jest żywność, a dokładniej - jej brak. Z bardziej odległych zmartwień - bali się o bezpieczeństwo. Zresztą, bali się wszystkiego. Trudno było ich winić - stracili wszystko poza tym co mieli na grzbiecie i w wózkach. Nieliczni szczęściarze nadal mieli wozy zaprzężone w wychudzone szkapy lub woły, czasem klatki z kurami, kaczkami i gęśmi, ale większość miała raczej mniej niż więcej. W końcu zmęczony płaczącymi dziećmi, łapiącymi za mundur kobietami proszącymi o jedzenie i pieniądze, kaszlącymi staruszkami i muczącymi/skrzeczącymi/piszczącymi zwierzętami oddalił się tak daleko jak tylko mógł od zgiełku - zabrawszy ze sobą dwóch szczerze za to wdzięcznych ochotników wybrał się na wieżę.


Walter wpuścił grupkę przerażonych wieśniaków, gotowych obiecać wszystko, byle schronić się po "dobrej" stronie rzeki. Miasto zyskało pięciu silnych mężczyzn i kolejnych dwadzieścia osób do zakwaterowania i wykarmienia. Szpiegów nie stwierdzono.
Chcący wyjść, przekonani, że sprawa jest poważna, wycofali wozy. Walter zobaczył ich później, odpływających z portu i płynących rzeką obok fortu - towarzyszący mu mytnik z miasta za każde podniesienie odkładał po miedziaku dla obsługujących kołowrót żołnierzy, a sam pobierał opłaty - złotą koronę za statek lub barkę albo szyling za każdą nogę pasażera lub zwierzęcia. Utrzymanie mostu nie było tanie, miasto chciało zarabiać też na kupcach przypływających rzeką, a nie tylko tych wchodzących przez bramy, no i jak zwykle, w czasie wojny ceny szły w górę.



Aubentag (Dzień Poboru), 30 Vorgeheima 2522, wieczór
Meissen

Nastał wieczór. W całym mieście aż huczało od plotek. Ktoś zarzekał się, że Komendant groził właścicielowi Karczmy Pod Wagą spaleniem jej i powieszeniem jego i całej rodziny, kilkoro upierało się, że trza do miasta wezwać wiedźmina, bo utopce z rzeki wyłażą, ale może i nie trza, bo póki co pomsty tylko na wojskowych szukają… Po mieście, w zależności od mówiącego, biega też jakaś wariatka/kroczy wcielenie Myrmydii z ogniem w oczach, nawołując do nawrócenia się. Podobno jutro na nabożeństwie coś ważnego ma być ogłoszone.
Plotek było naprawdę wiele, a jak na ironię, niewiele dotyczyło samej wojny, tak jakby nie była aż tak ważna. Niektórzy wręcz zaprzeczali by było czym się martwić. W końcu nie było żadnych rozbitych oddziałów - jeden oddział obsadził miasto, drugi wycofał się w ordynku… Chociaż podobno był jakiś “akt terrorystyczny” - ktoś strzelał z muszkietu do tych co się wycofywali. Ale najważniejszymi plotkami było wygnanie kupców z miasta i łapanki na ulicach z siłowym wcielaniem do wojska oraz bójki, złodziejstwo i przestępstwa dokonywane przez tych, co to ich wpuścili dziś do miasta.



Meissen, Jadłodajnia “Jak u mamy”

Zatłoczony zwykle o tej porze przybytek taniego, lecz smacznego pożywienia był świadkiem niecodziennej sceny. Oto tego wieczora przybyło do niego jak zawsze sporo gości na kolację i natknęli się na zamknięte drzwi oraz Ludo tłumaczącego, że dzisiaj już zamknięte i że zaprasza jutro. Ludzie chyba nie do końca mu wierzyli, bo jednocześnie radośnie machał do Gustawa i Komendanta, którzy przybywszy na spotkanie zostali od razu wpuszczeni do środka. Wewnątrz płonęły lampki olejowe i było nawet ładnie, jeśli ktoś lubił “domowy” styl. Solidne ławy, na których zwykle siadano zostały odsunięte pod ściany, a Ludo załatwił skądś prawdziwe krzesła, dostawione przy jednym z końców stołu. Na nim stały półmiski z przekąskami i daniami na zimno, pozostałe czekały na przybycie gości w kuchni, na piecu. Na stole znajdowały się także cztery butelki wykwintnego i szlachetnego wina najwyższej jakości, załatwionego dzisiaj, jak pochwalił się niziołek, specjalnie dla Panów Szlachciców, a oprócz tego miał także bretońską brandy i mocną wódkę. Oraz oczywiście najlepsze dostępne w mieście piwo, zarówno ludzkie, warzone Pod Wagą, jak i krasnoludzkie.

Po niedługiej chwili dołączył do nich także Starszy Krasnoludzki w asyście dwóch strażników.

- Gdybym wiedział, że was nie stać, zaprosiłbym do nas - zaczął wyraźnie niezadowolony z tłumów pod oknami i rodziny Ludo, nieumiejętnie kryjącej się po kątach.
- O co tu chodzi? To jakiś żart? Zawoalowana obraza? - zapytał.


Meissen, doki, Tawerna "Stary Flisak"

Korzystając z zamieszania, Diuk wymknął się i poszedł do Starego Flisaka. Szczęście Ranalda mu dopisywało. Bez trudu spostrzegł stół, przy którym siedzieli ludzi, których szukał.
- Podobno nas szukałeś - ni to stwierdził ni spytał barczysty facet siedzący po lewicy gościa, w którym Diuk od razu rozpoznał szefa. Kilka minut później, gdy już tożsamość i "zawód" Diuka zostały potwierdzone i poznał wszystkich tu obecnych, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, te leszcze to w Altdorfie czy Nuln robiłyby za podrzędnych członków gangu, a po drugie - i tak żyli jak pączki w maśle dzięki nieformalnej umowie z cechami - póki kradzieże i wymuszenia dotyczą tylko obcych oraz póki zajmują się "niezależnymi" złodziejami są nie tylko zostawiani w spokoju, ale dostają za to kasę. W sumie była w tym jakaś logika - by zmniejszyć liczbę przestępstw straż miejska musi się urabiać po pachy. Tymczasem, by osiągnąć dokładnie ten sam efekt, ci tutaj musieli tylko pić w tawernie i wylegiwać się pod pierzyną.
Jednocześnie zrozumiał, że te “grube i leniwe koty” mogą stać się bardzo niebezpieczne, gdyby ktoś chciał zburzyć ich idealny świat. Kilka kolejek później (wszyscy byli hojni dla nowego kolegi, który, co wyraźnie podkreślali, jest tu przejazdem) usłyszał też historię o Hansie Szczęściarzu, który spróbował okraść krasnoludy.
Czy też o Hansie Srebrnogardłym. Do dziś w tawernie jest srebrny odlew przełyku Hansa, któremu wlano płynne srebro do gardła, a jego ciało podrzucono z notatką, że następnym razem nie skończy się tylko na nim.


Wieża obserwacyjna

Wieczór mijał spokojnie. Tutaj, z dala od centrum miasta było cicho, a lekki wietrzyk znad rzeki nie pozwałał czuć zapachu miasta, czyli mieszanki gotowanej kapusty, smrodu niemytych ciał i wylewanych na bruk nieczystości.
W nocy Loftus poczuł mrówki pełznące powoli wzdłuż kręgosłupa. Panująca cisza pozwoliła mu po wyostrzeniu zmysłów usłyszeć ciche rytmiczne pluski wody. Rzeką płynęły barki!


Fort

Waltera obudziły krzyki - ujrzał biegnących w kierunku fortu ludzi, potykających się i krzyczących, błagających o otwarcie bramy i schronienie, gonionych przez konnych z pochodniami i łukami. Nawet z fortu słychać było ich śmiech związany z "zabawą" w dawanie nadziei. Ale chyba pozwolili swoim ofiarom na zbyt wiele - nie dogonią biegnących, a ostrzał w ciemności nie jest tak skuteczny - mimo kilku prób, jeszcze żaden z nich nie trafił.


Barka na rzece Soll, okolice jakiejś wioski

Karl nie uciekł razem z Leo. Strażnicy wiedzieli, że zostaną za to ukarani i, jak łatwo się domyślić, przelali swoją frustrację na Karla. Czyli mówiąc prościej - przylali mu, i to solidnie. Tylko cudem nie skończyło się na połamanych kościach i poważnych obrażeniach wewnętrznych. Gdy już odzyskał przytomność zaczął przygotowywać się do strategicznego odwrotu. Może i nie utknął w ślepej uliczce z przetrzebioną w połowie kompanią złożoną z niezdyscyplinowanych kotów, na terenie opanowanym przez liczniejszego wroga i bez widoków na odsiecz, ale istniały spore szanse, że na końcu drogi, którą wybrał, czeka na niego stryczek.
Zaczął od rozpoznania terenu, to jest barki, jej położenia w szyku, załogi, rozkładu wart i w miarę możliwości, samej rzeki i jej brzegów - niestety, siedząc w półmroku w ładowni nie mógł się zbyt wiele dowiedzieć. Przede wszystkim, był już wieczór, a barki stały. Krzyki były na tyle głośne by mógł zrozumieć, że wojsko zabiera jedzenie wydając za to jakieś papiery, na podstawie których można się później starać o odszkodowanie i nakazuje opuścić wioskę, bo zostanie spalona razem z mostem, przy którym stoi. Karl przypomniał sobie że musi być przy Diepolz lub Sexau, bo z mijanych po drodze gdy płynął do Meissen wiosek tylko one były położone przy mostach.
Zauważył też, że załoga barki (czyli flisacy) mają gdzieś żołnierzy Trzeciej i wcale im się nie podoba to, co oni robią (tak przynajmniej wynikało z komentarzy, w których słowo “skurwysyny” pojawiało się najczęściej), a żołnierze Trzeciej byli zajęci. Nim samym chwilowo nikt się nie interesował.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-01-2018 o 23:59.
hen_cerbin jest offline  
Stary 01-01-2018, 21:07   #308
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- I tak to, widzisz, jest - mówił Waldemar do Konrada polewającego bimber do kubków, obserwując, jak jego pacjentka rozjuszona niczym młody byczek wypada z izby chorych na plac.
- Dajesz takiej ciepło, sypialnię, wikt i opierunek, a ona cię zostawia z hukiem zamykając drzwi - to mówiąc wskazał na rozwarte wrota lazaretu.
- Weź no tam sprzątnij posłanie i zamknij bo ciepło ucieka.

Cyrulik raczył się alkoholem spędzając czas jak na miejskim festynie.
- Tłok napędza spiralę przestępstw, jak mawiał mój dawny znajomy Korek - mówił do sprzątających rynsztok chłopców i przyglądających im się innym zgromadzonym.
- Wiela lepiej poza murami teraz być – mieć gdzie uciec i nie głodować z zamknięciu, znaczy - agitował. Na zakończenie wywodu rzucił jeszcze ogłoszenie.
- Kobitę albo dwie do prania i sprzątania będzie mi potrzeba, ale to rano będę pytał o chętne.

Gdy z flaszką i kubkiem wszedł do izby, napełnił kubek Konrada i zalecił, by ten w ramach pilnowania porządku zawarł wrota do jego powrotu. Hasłem do ich otwarcia miało być imię: Gustaw. Następnie udał się na spacer po murach garnizonu, z których wyganiał do namiotów rozbieganą dzieciarnię łajając ją witką.
 
Avitto jest offline  
Stary 01-01-2018, 22:29   #309
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Loftus nie mógł być zadowolony, poprosił Güntera o sprowadzenie miejscowych grajków/hejnalistów. Chciał mieć zmienników, prosta i oczywista sprawa. Nie zamierzał ślęczeć całej nocy na warcie na tej wieży. Ochotnik się jednak nie spisał, może w mieście panowało zbyt duże zamieszanie. Rankiem zapewne każe spróbować ponownie, teraz miał zamiar wytrwać na posterunku. Bawił się kamieniami podniesionymi po drodze, podrzucał je i łapał. Mieszał w dłoniach, od tak dla zabicia czasu. Później rozmawiali, aby nie posnąć. Ritter podpytywał, a to o zmarłego maga, to o rajców i burmistrza. Poruszał też lżejsze sprawy, gdzie się można dobrze zjeść i popić, w któryś miejscach uważać na sakiewkę. Którego żona co gotuje dobrego. Wszystko do czasu, aż maga przeszedł zimny znajomy dreszcz zwiastujący kłopoty. Loftus nauczył się ufać swojemu przeczuciu, momentalnie nakazał więc zachować ciszę.
Zebrał eter wokół siebie i wzmocnił magicznie swoje zmysły. Zagrożenie zbierało się od strony rzeki, słychać było barki.
- Achim bierz swój łuk, owiń strzały szmatą, podpal pochodnią i oświetl choć na chwilę rzekę! – rozkazał mocno zaniepokojonym głosem. – Szybko! – Dodał krótko i wskazał ręką odcinek rzeki, który go zaniepokoił.
Loftus wiedział, że tak będzie. Graniczni wysłali podjazd, podpytywali uciekinierów z miasta. I jedyne co usłyszeli, to że część wojska zabrała barki i odpłynęła. A wystarczyło zapłacić, albo nakazać choćby cieślą rozpoczęcie budowy machin w porcie. Atrapy czy nie, plotki o tym by się rozeszły, a wróg nie próbował ta chętnie takich podchodów robić. Tego jednak nie mówił głośno. Zamiast tego złapał za róg, wziął głęboki wdech i zadął ile tylko miał sił w płucach. W razie potrzeby ratował się czarem odgłos, tak jak to robił w przeszłości.
- Günter czekaj mi tu, zaraz pognasz do garnizonu. – Przytrzymał drugiego z ochotników, tak aby tamten nie zrobił jakieś samowoli. Następnie ponownie zaczął splatać otaczające go wiatry magii. Widzenie w ciemnościach było prostym czarem, ale mimo wszystko wolał się zabezpieczyć.
- Noctua videt in tenebris.
Jeśli czar zadziałał poprawnie, to mag zerkał przez lunetę chcąc określić w miarę dokładnie siły wroga.
- Günter biegnij do garnizonu, zgłoś porucznikowi, sierżantowi, albo komendantowi, że rzeką płyną jedna/dwie/więcej* barek. Nie pomyl się. Masz weź. – Mag dał mężczyźnie tyle drobnych kamieni ile naliczył barek.
Ritter obawiał się przebiegłości granicznych, więc za pomocą lunety spoglądał też czy od strony murów nikt nie próbuje po linach wtargnąć do miasta. Konie zostawili, fosę przepłynęli, a teraz po murach się wspinają i zaraz spróbują go uciszyć. Gdyby tak się miało zdarzyć, to miał zamiar pchnąć Achima z wieściami do garnizonu instruując, że ma mu po drodze podesłać mijane patrole z ulicy.
W między czasie zastanawiał się co czynić dalej, mógłby próbować wywołać odgłosy jakiegoś morskiego stwora na rzece, ale zapewne bardziej by to przestraszyło miejscowych, a nie najemników.
Stwierdził więc, że użyje innego sprawdzonego czaru. W zamyśle młodego maga błędne ogniki miały wynurzyć się jakby z wody i zagrodzić rzekę przed barkami. Nawet jeśli załoga barki nie zareaguje, to ogniki rzucą trochę światła i siły granicznych stracą element zaskoczenia. Po raz kolejny więc splótł otaczającą go moc i próbował zmusić ją do wykonania swojej woli.
- Autem, o'-the-ignis fatuus.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 01-01-2018 o 22:39.
pi0t jest offline  
Stary 04-01-2018, 13:42   #310
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Bert dwoił się i troił pod naporem nowych obowiązków, szczęściem dostał kilku ludzi do pomocy. Zaraz więc wyznaczył odpowiednich żołnierzy, którzy mieli zająć się pilnowaniem i racjonowaniem żywności dla oddziałów wojska w mieście. Sam opracował minimalne racje na każdego człowieka, co nie było łatwe przy tak marnej jakości zapasów.

Później zajął się organizacją strzał zapalających. Początkowo nie szło zbyt dobrze, gdyż pęcherze nie były zbyt mocne. a i mieszanka nie była taka jak oczekiwał, ale potem dzięki sugestiom krasnoludzkiego kumpla Detlefa udało się osiągnąć kompromis. Nasączone szmaty palącą się substancją, co prawda nie dawały efektu rozprysku, ale przynajmniej nie gasiły się podczas lotu i nie dawały się zgasić wodą przez polewanie. Trzeba było zanurzyć taki płonący pocisk całkiem w wodzie i to na kilka chwil by całkiem zgasić.

Kolejnym etapem było dostarczenie owych strzał formacji łuczników, co też mu trochę czasu zajęło, ale czuł nosem że pierwszy atak będzie od strony rzeki. Dodatkowo dzięki kapralowi Detklefowi udało się skompletować kolejny oddział łuczników złożony z części uchodźców, głównie wieśniaków i młodych podrostków, którzy mieli jakiekolwiek pojęcie o obsłudze łuku.

Ostatnim zadaniem, które w zasadzie było pierwszym rozkazem sierżanta, było sformowanie oddziału kuszników. Tu natrudził się najbardziej, gdyż nie wielu było ludzi obeznanych z tą bronią. Bert wybrał tutaj najlepszych z pośród żołnierzy i uchodźców. Oddział nie był duży ale byli to świetni strzelcy. Niziołek miał zamiar wykorzystać ich jako odwód i grupę uderzeniową, mającą wspierać obrońców w najgorętszych miejscach.

Zadowolony z ciężkiej pracy Bert udał się na spoczynek, który jednak nie trwał długo. Zbudzony podniesionym alarmem, pobiegł na mury by koordynować ostrzał łuczników. Każdy oddział musiał skupić się na jednym celu, a później przenosić ogień na inny gdy ten pierwszy już płonął. Miał zamiar niszczyć barki jedną po drugiej metodycznie, aż najeźdźcy poczują strach i się wycofają.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172