|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-12-2017, 17:59 | #301 |
Reputacja: 1 | Po inspekcji spichlerza Walter dostał nowe zadanie- objęcie dowództwa nad fortem broniącym mostu. Przybywszy na miejsce, załamał się w duchu panującą sytuacją. Z jednej i drugiej strony wrzeszczący tłum, chcący przejść przez bramę. A rozkaz brzmi nie otwierać bram. I co tu zrobić? Z dużym zmęczeniem ruszył do ludzi chcących wydostać się z miasta. -Wracajcie do miasta. Bramy są zamknięte do odwołania i z rozkazu dowództwa nie przejdzie nimi nikt.- po wypowiedzeniu słów od razu zagłuszył go hałas zdenerwowanej gawiedzi. Nie zamierzający ustąpić Walter już szykował się do utarczki słownej, kiedy wpadł posłaniec. Przyniósł polecenia od Barona. -Zamknąć się i słuchać!- krzyknął zdenerwowany w stronę gadających kupców.-Z rozkazu dowództwa możecie wyjść z miasta, ale wejść będziecie mogli do niego z powrotem tylko jeśli posiadacie zapasy żywności i macie kogoś, kto może być ochotnikiem w armii. A teraz wszyscy, którzy chcą wyjść, ustawiają się w kolumnie. Reszta do miasta! Następnie wszedł na mury i wrzasnął do ludu pod bramą. -Wejść do miasta będą mogli tylko posiadający zapasy żywności i mogący zgłosić siebie lub kogoś ze sług/rodziny na ochotnika. Reszta nie zostanie wpuszczona! Potem zszedł z murów i przekazał polecenie straży: -Wypuszczamy wszystkich. Tych na zewnątrz wpuszczamy zgodnie z poleceniem: tylko jeśli mają zapasy żywności i mogą zgłosić się na ochotnika lub kogoś z rodziny albo sług. Wy- wskazał na dwójkę żołnierzy-Będziecie gromadzić ochotników, reszta wykonuje obowiązki przy bramie. Zrozumiano? Jeśli zauważycie kogoś podejrzanego, kto może być szpiegiem, to przyprowadzacie go do mnie. Jak wszystko jasne to otwieramy wrota. |
28-12-2017, 20:46 | #302 |
Reputacja: 1 | Loftus wrócił do garnizony z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Zapatrzył się w najpotrzebniejsze rzeczy, na parę sposobów zaznaczył swoją obecność w mieście oraz rozpuścił wieści z prośbą o pomoc. Jeśli członkini kolegium przebywa jeszcze w mieście, to była spora szansa, że się zjawi. Pozostało jedynie czekać. Chwilę odetchnąć, wyciągnąć nogi, popatrzeć jak sierżant lata jak poparzony. Uśmiechnąć się pod nosem widząc jak Karl męczy… znaczy szkoli ochotników. Jednocześnie była okazja wysłuchania o czym plotkują miejscowi ochotnicy i uchodźcy, którzy zgłosili się na służbę. Wieści niosły, że do garnizonu dotarła zabłocona, przemoczona i ledwo żywa akolitka. Widać Leo wykorzystała okazję i wróciła do swoich. Była to naprawdę dobra wiadomość, pewnie myśli teraz, że to bogini jej sprzyjała. Ale w niczym to przecież nie przeszkadzało, młody Mag chwilowo nie słuchał poklasku. I tak poszły już pogłoski o magu, który potrafił siła woli podpalać statki. Fama była na tyle silna, że nawet sierżant w to chyba uwierzył i sugerował zrobienie tego samego w porcie. To mogło być kłopotliwe w przyszłości, a może to rzeczywiście jego zasługa, że barka stanęła w ogniu.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
29-12-2017, 14:04 | #303 |
Reputacja: 1 | Oleg po opatrzeniu ramienia snuł się po mieście markotny, aż nie spotkał oddziałowego niziołka, od którego otrzymał sakwę wypełnioną pieniędzmi. Włóczęga oniemiał, ale nie zadawał pytań. Nie był pewien skąd i za co te pieniądze, ale jak dają... Frietz jak żywy nie widział takiej ilości gotówki, a tym bardziej nie trzymał jej w ręku. Cóż począć z taką ilością złota. Przepić się nie da, wydać nie ma na co, a nosić przy sobie, to jak prosić się o kosę w żebra. Odłożył więc kilka monet chowając je w spodniach, a pozostałych postanowił się pozbyć sądząc, że mogą przynieść jedynie kłopoty. Za zachowane pieniądze kupił trochę dobrego jadła i sporo alkoholu, którymi podzielił się wedle obietnicy z krasnoludzkim inżynierem, z którym spędził trochę czasu na rozmowie. Po posiłku przeszedł ulicami miasta niechętnie odwiedzając handlarzy, ale pieniążki się same nie wydadzą. Uzupełnił więc zapasy starając się nabyć zapas dobrze wysuszonego ziela fajkowego, paczkę zapałek, trochę prowiantu na wszelki wypadek i całkiem ładną metalową menażkę, - największą, jaką znalazł - którą oczywiście uzupełnił w krasnoludzkiej dzielnicy bimbrem - najmocniejszym, jaki znalazł. Poza tym nabył także kilka metrów liny, która w ostatnim czasie okazała się bardzo przydatna oraz pęk mocnej dratwy. Hałas i tłok dały mu się jednak we znaki i całkowicie odebrały radość z zakupów. Znów markotny spoglądał tęsknie na lasy z murów miejskich. Nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca postanowił nie męczyć się dłużej. Sądził, że nikt nie będzie miał pretensji, jeśli spędzi trochę czasu poza miastem, tym bardziej jeśli przyniesie nieco ziół, w które bogate były przyrzeczne gleby. Oleg potrzebował chwili wytchnienia. Będąc poza miastem Oleg rozglądał się za wszelakim zielem, bardziej spacerując niż skupiając się na zbiorach. Popalał faję, popijał bimberek i podziwiał widoki wdychając świeże leśne powietrze. Wszelkie zielsko, jakie udało mu się znaleźć wiązał i przewieszał przez ramię. Ostatnio edytowane przez Morel : 29-12-2017 o 18:24. |
30-12-2017, 23:55 | #304 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
31-12-2017, 00:24 | #305 |
Reputacja: 1 | Stary Ferret rzeczywiście był stary. Do tego śmierdział jak stare i intensywnie eksploatowane onuce. Kapral Thorvaldsson identyfikował też zapach starości, a może zbliżającej się śmierci... Tak pachnieli, czy raczej śmierdzieli starzy ludzie. Stary Ferret mógł być również szalony, jak o nim mówili. Przemawianie do konstrukcji, której był autorem z pewnością nie było czymś zwyczajnym, ale krasnolud nie określiłby tego jako szaleństwo. Może bardziej jako dziwactwo. Przy całej tej otoczce okazał się być konstruktorem, na razie skupionym na przypominającej balistę broni. Ślady na wzgórzu były dowodem na to, że ta broń była czymś więcej, niż bredzeniem wariata. Pomoc nowo poznanego brodacza przy tej maszynie i zadbanie o realizację pomysłu Ferreta mogły być przełomowe dla bitwy o Meissen, a nawet całej kampanii Wernicky’ego w Wissenlandzie. Wtedy pojawił się Baron. Polecił spełnić prośby Ferreta, przegonić uchodźców spod miejskich bram i zorganizować zaopatrzenie. Nic trudnego, prawda? - Jak wygląda sprawa z Trzecią? Człeczyny gadają, że Trzecia płynie dalej zostawiając miasto na pastwę południowców. Prawda to? - Zatrzymał sierżanta przy wyjściu. Detlef nie czekał na odpowiedź, bo dobrze wiedział, jak jest. - A co by sierżant powiedział na to, żeby o honor zawalczyć, miasto obronić, Wernicky’ego przegnać a może i ubić na dobre? - Walnął prosto z mostu będąć pewnym zainteresowania rozmówcy. - Stary Ferret ma plan związany z tą jego zabawką. - Zaczął wyjaśniać ściszonym głosem. - Już teraz pociski dolatują na wzgórze, z którego dobrze widać miasto. Trzeba nam usunąć ślady i przygotować teren tak, żeby sztab Wernicky’ego nie mógł się oprzeć. Jeśli Glorm pomoże w podrasowaniu balisty, to możemy być pewni całkiem przywoitego ostrzału pozycji na wzgórzu. Do tego Glorm potrafi wytwarzać ładunki zapalające i pewnie też wybuchowe. To właśnie tych używali przebierańcy, których usiekliśmy nad rzeką. Ukradli mu niemal cały zapas, ale to inna historia. - Uśmiechnął się. - Glorm ma jeszcze co nieco i jeśli dobrze się przygotować, to celnie posłany ładunek w namiot Wernicky’ego zabije tego gada albo go poważnie poturbuje. Armia najemnych zbirów, jakich ma pod komendą zaraz zacznie się sypać, bo to przecież Wernicky gwarantował im zdobycze i złoto. Oficerowie Wernicky’ego nie opanują zamieszania i wróg odstąpi. Pojedyncze bandy będą pewnie jakiś czas grasować po drodze na południe, ale wiele już im nie zostało do grabienia, a regularna armia powinna sobie z nimi szybko poradzić. A jeśli poczekamy na sprzyjającą okazję, na przykład naradę w sztabie, to ładunek załatwi dowództwo... - rozmarzył się. - Przydałoby się ze dwudziestka chłopa do prac na wzgórzu. Weźmiemy puste wozy, najlepiej po dobroci albo zarekwirować i zgarniemy uchodźców spod miasta. W ten sposób my narobimy przekonujących śladów na wzgórzu, a oni będą mieli szansę uciec przed siłami wroga w kierunku Nuln. - Wyjaśnił. - Z tym zaopatrzeniem to raczej nic nie wykombinuję, ale jeśli będziecie odpowiednio przekonujący w rozmowie z krasnoludami, to otworzą swoje magazyny. Musicie ich przekonać do tego, z czego doskonale sobie zdają sprawę - to właśnie po ich bogactwo przyszedł tutaj Wernicky. Jeśli obrona padnie, to oni nie obronią się przed najemnikami. Jedyną szansą jest wspólne działanie dla ochrony interesów wszystkich mieszkańców. Możecie być też pewni, że my khazadzi mamy zwyczaj gromadzenia zapasów na czarną godzinę. Miejscowi dawi mają ich więcej, niż są skłonni przyznać, ale przekonajcie ich, żeby się podzielili. - Wyszczerzył się. - Zdecydowane działania armii przeciwko przypadkom ataków na nieludzi mogą ich przekonać do wspólnej sprawy. Niechęć człeczyn rośnie, a żaden dawi nie kiwnie palcem dla swoich prześladowców. Kilka przykładnych kar na głównym placu, od razów kijem po śmierć w przypadku najcięższych przewin powinno być wystarczającym dowodem i przestrogą dla wszystkich. Stan wyższej konieczności trzeba wprowadzić. W końcu wojna jest, nie? - Dodał. - Na koniec zostaje wybudowanie wzmacnianych drewnem ziemnych wałów wzdłuż brzegu tak, aby całe Meissen było ogrodzone w jakiś sposób. Desant na barkach jest całkiem prawdopodobny i musimy ich do tego zniechęcić. Wiązki suchego i nasączonego czymś łatwopalnym drewna od strony wody da dodatkowy czas na zorganizowanie obrony w razie ataku od strony wody. - Przedstawił swój pomysł. - Ta ich fosa jest gówno warta... - skrzywił się na koniec.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 12-01-2018 o 22:56. |
31-12-2017, 05:21 | #306 |
Reputacja: 1 | Karl nie zdecydował się opuścić gościny Trzeciej wraz z Leo. Może i nadal tkwił w łańcuchach, a perspektywy ich zrzucenia były mgliste, ale przynajmniej nie znajdzie się w ślepej uliczce z przetrzebioną w połowie kompanią złożoną z niezdyscyplinowanych kotów, na terenie opanowanym przez liczniejszego wroga i bez widoków na odsiecz. Nawet jego obecna sytuacja prezentowała się lepiej. Chyba. Nie wiedząc wszelako, jak długo stan ten się utrzyma i czy przypadkiem u celu ich podróży nie czeka już na niego stryczek, zaczął przygotowywać się do strategicznego odwrotu. Zaczął od rozpoznania terenu, to jest barki, jej położenia w szyku, załogi, rozkładu wart i w miarę możliwości, samej rzeki i jej brzegów.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
31-12-2017, 13:44 | #307 |
Reputacja: 1 | Gustaw załatwiwszy fundusze na pomysł Berta zlecił mu stworzenie oddziału kuszników, pogadał z cyrulikiem, nakazał rodzinom służb pomocniczych rozłożyć się na placu w garnizonie i poszedł oglądać umocnienia. Pewnie gdyby miał wiedzę o inżynierii lub architekturze spojrzałby na fundamenty, a tak przeszedł się ich szczytem, gdzie natknął się na inżynierów w towarzystwie Detlefa. Wysłuchawszy Ferreta zdecydował się zlecić Detlefowi zebranie ludzi do oczyszczenia wzgórza, pozbycie się uchodźców spod bramy i murów oraz wysłanie ludzi po żywność do okolicznych wiosek. Glorma pomylił z alchemikiem, co inżynier sprostował i dodał, że bardzo chętnie i zaminuje most i zrobi pociski zapalające, ale materiałów i narzędzi z powietrza nie weźmie. No i jest jeszcze kwestia zapłaty. Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-01-2018 o 23:59. |
01-01-2018, 21:07 | #308 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - I tak to, widzisz, jest - mówił Waldemar do Konrada polewającego bimber do kubków, obserwując, jak jego pacjentka rozjuszona niczym młody byczek wypada z izby chorych na plac. - Dajesz takiej ciepło, sypialnię, wikt i opierunek, a ona cię zostawia z hukiem zamykając drzwi - to mówiąc wskazał na rozwarte wrota lazaretu. - Weź no tam sprzątnij posłanie i zamknij bo ciepło ucieka. Cyrulik raczył się alkoholem spędzając czas jak na miejskim festynie. - Tłok napędza spiralę przestępstw, jak mawiał mój dawny znajomy Korek - mówił do sprzątających rynsztok chłopców i przyglądających im się innym zgromadzonym. - Wiela lepiej poza murami teraz być – mieć gdzie uciec i nie głodować z zamknięciu, znaczy - agitował. Na zakończenie wywodu rzucił jeszcze ogłoszenie. - Kobitę albo dwie do prania i sprzątania będzie mi potrzeba, ale to rano będę pytał o chętne. Gdy z flaszką i kubkiem wszedł do izby, napełnił kubek Konrada i zalecił, by ten w ramach pilnowania porządku zawarł wrota do jego powrotu. Hasłem do ich otwarcia miało być imię: Gustaw. Następnie udał się na spacer po murach garnizonu, z których wyganiał do namiotów rozbieganą dzieciarnię łajając ją witką. |
01-01-2018, 22:29 | #309 |
Reputacja: 1 | Loftus nie mógł być zadowolony, poprosił Güntera o sprowadzenie miejscowych grajków/hejnalistów. Chciał mieć zmienników, prosta i oczywista sprawa. Nie zamierzał ślęczeć całej nocy na warcie na tej wieży. Ochotnik się jednak nie spisał, może w mieście panowało zbyt duże zamieszanie. Rankiem zapewne każe spróbować ponownie, teraz miał zamiar wytrwać na posterunku. Bawił się kamieniami podniesionymi po drodze, podrzucał je i łapał. Mieszał w dłoniach, od tak dla zabicia czasu. Później rozmawiali, aby nie posnąć. Ritter podpytywał, a to o zmarłego maga, to o rajców i burmistrza. Poruszał też lżejsze sprawy, gdzie się można dobrze zjeść i popić, w któryś miejscach uważać na sakiewkę. Którego żona co gotuje dobrego. Wszystko do czasu, aż maga przeszedł zimny znajomy dreszcz zwiastujący kłopoty. Loftus nauczył się ufać swojemu przeczuciu, momentalnie nakazał więc zachować ciszę. Zebrał eter wokół siebie i wzmocnił magicznie swoje zmysły. Zagrożenie zbierało się od strony rzeki, słychać było barki. - Achim bierz swój łuk, owiń strzały szmatą, podpal pochodnią i oświetl choć na chwilę rzekę! – rozkazał mocno zaniepokojonym głosem. – Szybko! – Dodał krótko i wskazał ręką odcinek rzeki, który go zaniepokoił. Loftus wiedział, że tak będzie. Graniczni wysłali podjazd, podpytywali uciekinierów z miasta. I jedyne co usłyszeli, to że część wojska zabrała barki i odpłynęła. A wystarczyło zapłacić, albo nakazać choćby cieślą rozpoczęcie budowy machin w porcie. Atrapy czy nie, plotki o tym by się rozeszły, a wróg nie próbował ta chętnie takich podchodów robić. Tego jednak nie mówił głośno. Zamiast tego złapał za róg, wziął głęboki wdech i zadął ile tylko miał sił w płucach. W razie potrzeby ratował się czarem odgłos, tak jak to robił w przeszłości. - Günter czekaj mi tu, zaraz pognasz do garnizonu. – Przytrzymał drugiego z ochotników, tak aby tamten nie zrobił jakieś samowoli. Następnie ponownie zaczął splatać otaczające go wiatry magii. Widzenie w ciemnościach było prostym czarem, ale mimo wszystko wolał się zabezpieczyć. - Noctua videt in tenebris. Jeśli czar zadziałał poprawnie, to mag zerkał przez lunetę chcąc określić w miarę dokładnie siły wroga. - Günter biegnij do garnizonu, zgłoś porucznikowi, sierżantowi, albo komendantowi, że rzeką płyną jedna/dwie/więcej* barek. Nie pomyl się. Masz weź. – Mag dał mężczyźnie tyle drobnych kamieni ile naliczył barek. Ritter obawiał się przebiegłości granicznych, więc za pomocą lunety spoglądał też czy od strony murów nikt nie próbuje po linach wtargnąć do miasta. Konie zostawili, fosę przepłynęli, a teraz po murach się wspinają i zaraz spróbują go uciszyć. Gdyby tak się miało zdarzyć, to miał zamiar pchnąć Achima z wieściami do garnizonu instruując, że ma mu po drodze podesłać mijane patrole z ulicy. W między czasie zastanawiał się co czynić dalej, mógłby próbować wywołać odgłosy jakiegoś morskiego stwora na rzece, ale zapewne bardziej by to przestraszyło miejscowych, a nie najemników. Stwierdził więc, że użyje innego sprawdzonego czaru. W zamyśle młodego maga błędne ogniki miały wynurzyć się jakby z wody i zagrodzić rzekę przed barkami. Nawet jeśli załoga barki nie zareaguje, to ogniki rzucą trochę światła i siły granicznych stracą element zaskoczenia. Po raz kolejny więc splótł otaczającą go moc i próbował zmusić ją do wykonania swojej woli. - Autem, o'-the-ignis fatuus.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 01-01-2018 o 22:39. |
04-01-2018, 13:42 | #310 |
Reputacja: 1 | Bert dwoił się i troił pod naporem nowych obowiązków, szczęściem dostał kilku ludzi do pomocy. Zaraz więc wyznaczył odpowiednich żołnierzy, którzy mieli zająć się pilnowaniem i racjonowaniem żywności dla oddziałów wojska w mieście. Sam opracował minimalne racje na każdego człowieka, co nie było łatwe przy tak marnej jakości zapasów. |
| |