|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-01-2019, 20:56 | #261 | ||
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Gladin : 29-01-2019 o 07:47. | ||
29-01-2019, 10:47 | #262 | ||||
Reputacja: 1 |
Kreutzhofen powoli budziło się do życia. Wolfganga i Borysa nie było tylko jeden dzień, więc ilość zdarzeń, jaka się w trakcie tego dnia stała, mogła ich zadziwić. Potwierdzało to tylko chaos, jakim Kreutzhofen powoli zaczęło się pokrywać. A to usłyszeli o pożarze w pobliskiej wsi. Nikt nie znał przyczyny, część ludzi mówiło, że to przez klątwę, część że to podpalacz jakiś zaczął grasować. Tyle, że z podpalaczami nie miewali tu problemów, od razu wszelkie takie zapędy do ognia szybko i dosadnie hamowali. A to myśliwy Gotthard stracił swą cenną broń, którą zdobył kiedyś pokonująć wielkiego orka. Tu sił nadprzyrodzonych w to nie włączano, jednak winnego również nie było. Pierwszy trop padł na miejscowego złodziejaszka, ale ten zwykle na przyjezdnych był skupiony i “swoich” nie okradał. A szczególnie w taki sposób. Co też się po krótkim przesłuchaniu i przeszukaniu potwierdziło. A innego tropu na razie nie było. A wszystko to zdarzyło się ponoć jednej nocy. Wcześniejszego dnia grupa krasnoludów wyruszyła dalej, więc też zrobiło się w mieście jakoś ciszej. Z jednej strony ciszej, ale znowu szczurów ponoć zaczęło się mieście pojawiać coraz więcej. Borys też posłyszał w karczmie rozmowę o zrujnowanej wieży z Lasu Duchów. Dowiedział się, że mieszkał tam kiedyś wielki czarodziej i można tam znaleźć mnogość magicznych przedmiotów. A gdy spał nad ranem, do jego pokoju zapukała Petra. Próbując użyć jak najbardziej pokrętnych słów, powiedziała że widziała ogłoszenie pewne i potrzebowała, by truciznę. Prosiła o wielką dyskrecję patrząc na niego swoimi słodkimi, lecz zapłakanymi, oczętami. A Wolfgang znowu usłyszał, że znaleziono zwłoki osoby, która ostatnio udała się do Księżycowego Stawu i były one bardzo zmasakrowane. Jednego potwora się pozbyli, czyżby tam był kolejny?
*** Fay *** Acierno na moment nawet nie obejrzał się za siebie. Widać było, że cała sytuacja co nie dziwne, bardzo go przeraziła. Fay ruszyła bez dyskusji za hrabią, licząc, że ten odstawi ją wreszcie bezpiecznie do miasta. Miała szczerze mówiąc dość roli kucharza polowego w środku opętanego domostwa. Jej mina mówiła, że nie na to się umawiali, zwłaszcza, że jedzenie zrobiła dobre, wszyscy to potwierdzili. Umowa nie obejmowała szalonych gróźb rzucanych przez duchy. - Szlachetny hrabia wie o czym mówił ten duch? - zapytała w końcu. - Że nas ubić chce, królicza morda! - niemal odkrzyknął. - Już tu nie wrócimy dzielna panienko, już nie - uspokoił ton. Vicenze nie był w tym temacie za bardzo rozmowny. Podkreślał, że dzięki Fay i oczywiście samego Acierno, doprowadzą pojmanego draba do hrabiego. Ten zaś z pewnością odwdzięczy się im za usługi i zdobędą u niego poszanowanie wielkie. Tylko oni w dwójkę doprowadzą do finału sytuacji, mimo całej gromady, która wyruszuła. *** Nocą nie spotkało ich więcej “niedogodności”, Acierno odbił do pierwszego zajazdu, który trafił się po drodzę. Obudził gospodarza i złotem opłacił nocleg dla niego i Fay. Zasugerował panience Fay, że bezpieczniej, by było jakby znaleźli się w jednym pokoju, ale też na nią nie naciskał. *** Wyruszyli, gdy dobrze odpoczęli. Gdy dotarli ponownie na główny trakt, trafili na grupę pielgrzymów, które wybierała się do Bretonii. W dalszą drogę udali się razem z nimi. *** Rudolf *** „Głupcy” - pomyślał Rudolf, gdy Acierno wyszedł prowadząc fałszywego Konrada, a za nimi Fay. Więźnia przywiązał sznurem do siodła. Ruszyli. Bednarz spojrzał na leżąco ciało. Nie miał ochoty spędzić nocy z nieboszczykiem. Kopać w nocy też nie chciał. A na dwór, żeby go zwierz jaki poszarpał, też jakoś tak nie wypadało. Zaciągnął go w końcu w róg pomieszczenia, sam siadł w przeciwległym końcu. Miał oko na drzwi i pilnował się, aby nie zasnąć. Czas mijał. Dokładał właśnie do ognia, gdy usłyszał ruch na zewnątrz. - Kto tam? - krzyknął i natychmiast rzucił polano i wyposażył się w tarczę i młot. - Chętna dziewica - zarechotał z zewnątrz falsetem Frank. Rudolf przeraził się. Jeżeli Frank wejdzie, duch znowu się pojawi i go zabije. A jeżeli się nie pojawi, to Frank pewnie nie będzie szczęśliwy widząc brata w takim stanie. Ale jeżeli nie pozwoli Frankowi wejść, to duch się na nim zemści? Głowa od tego mogła rozboleć! Myśl, Rudolf, myśl! Musisz jeszcze jakoś się dowiedzieć, co z resztą tej piątki. Ehh… Gdy on tak myślał i myślał, drzwi się otworzyły i stanął w nich Frank. Rozejrzał się po pomieszczeniu, dojrzał „śpiącego” brata. - A gdzie reszta? - zdziwił się. - Uciekli. - Jak uciekli?! A Rainer? Czego śpi?! Rainer! - wrzasnął zdezorientowany. - Rainer? Nie żyje. Zabiło go coś… albo może Acierno. Światło zgasło, Acierno zaczął krzyczeć przerażony i machać mieczem na oślep. Trafił Fay. Potem pojawił się duch i powiedział, że nas wszystkich pozabija. Nie dało się drzwi otworzyć. Krzyczałem do Fay, aby rozpaliła ogień. Gdy jej się to w końcu udało, duch zniknął, a on… - wskazał na nieboszczyka - już nie żył. Acierno natychmiast wziął nogi za pas. A ja… siedzę tu, podtrzymuję ogień i czekam, aż wróci Robin. A Ty gdzie byłeś? Nie widziałeś jej? - Rainer! Bracie! - Frank nie słyszał już ostatnich zdań, ani pytań, wypowiedzianych przez Rudolfa. Podbiegł do jego ciała potrząsając nim. - Rainer! Wstawaj! I nagle zaczęło dziać się coś, czego już wcześniej doświadczył… gwałtownie zrobiło się zimno, nienaturalnie zimno. Palenisko zgasło. Drzwi zamknęły się z wielką siłą. Poczuli ciężar w powietrzu, aż ciężko było oddychać. Pod sufitem ukazała się znana już Rudolfowi postać ducha elfiej kobiety. Jej smutna twarz wypowiedziała te same krótkie słowa, co wcześniej - Pomóóżcie… Moooje ciaaałooo... Frank stanął jak wryty obserwując bijącą mrozem półprzeźroczystą postać. Jego usta się rozdziawiły, czy również były maksymalnie otworzone. Nie uciekał… Nie miał gdzie... *** Robin *** - Wybaczcie gospodarzu taką porę, bez powodu bym Was nie nachodziła. W chacie w lesie jakiegoś człowieka pobili i więżą, żem pomyślała, że to od Was ktoś. - Jak pobili i więżą? Kogo? Cóż ty opowiadasz? - mężczyzna wyraźnie przebudził się słysząc słowa Robin. - Toć nie mówili przecie kogo biją. Ale powiem jak wyglądał - rzekła i opisała wygląd mężczyzny, który udawał Konrada. - Toż to Klaus! - niemal krzyknął, gdy Robin kończyłą opis mężczyzny. - Czekaj! Ubieram się! Skoczę po chłopaków i pędzimy! - jak tylko to powiedział, wbiegł do środka. - A gdzie mieszkał? Powiem jego rodzinie - rzuciła do niego jeszcze zanim zdążył zniknąć. - Zara bede. Czekaj - rzucił jeszcze, nie odpowiadając na pytanie, by po chwili wyjść gotowym. W dłoni trzymał siekierę. - Chodźmy po resztę. Prędko! - Gdzie mieszkał? Powiem jego rodzinie zanim się reszta nie zbierze - powtórzyła. - No po brata biegnę - usłyszała w odpowiedzi, gdy mężczyzna ruszał już w kierunku kolejnej chaty. - Czekaj! Gdzie mieszkał Klaus?! - starała się zatrzymać mężczyznę - gdyby nie współpracował musiałaby zachować się głupiej niż planowała i sama musiałaby poszukać rodziny Klausa, biegając od domu do domu. Na wszelki wypadek pilnowała, by mieć zawsze otwartą drogę ucieczki w las. - A co ty tak dopytujesz i dopytujesz o to gdzie mieszkał - mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w kierunku Robin. - Coś mi się przestajesz podobać. Czego chcesz?! - podniósł głos. - Wy mi się też nie podobacie, ale nie na swaty tu przybiegłam. Ot, chłop tylko o bitce myśli, a o żonie czy matce Klausa nic. Męża czy syna porwali, serce krwawi, ale nie, po co jej wiedzieć, że mu na ratunek ruszamy… A poza tym to taka przybłęda jak ja się takim jak Ty może nie spodobać, a matka czy żona przyjaciela do ratunku może zmotywuje - przerwała. Nie miała gadane jak Abelard czy inni. - Bo mówisz, że go ratować trza, to go ratować chcę… babo. A żony, nie baby nie ma, a ty ino o tym trujesz. Pomocy w ratunku trza szukać, bo przecież nie pognam z takim chuchrem jak ty ino - jego ton wciąż był już poddenerwowany. - Trza go ratować mądrze. Ale ja widać głupia. Niech będzie, komuś zaufać muszę. Biegłam tu po śladach, szły od domku w lesie do wioski, a po drodze schowałam się, bo jakiś pachołek musiał tu u was być może z dwie godziny temu. Wyglądał jak służący kogoś znacznego. I żem pomyślała, że skoro nie ma u Was alarmu i nie wiecie że go porwali, to może to umówione było, ale bałam się, że to może z Tobą, bo nikogo tu nie znam. A wyglądało jakby naprawdę chcieli go zabić. Pomyślałam, że rodzina będzie wiedzieć. No, masz głupią babę, teraz ty mądruj - zrezygnowanym tonem zakończyła. - Dobra, rozumiem - uspokoił ton. - To weźmiemy jeszcze dwóch najbitniejszych stąd. I poprowadzisz nas do tej chaty. Będzie?- spojrzał na Haube. - Ciebie nie interesuje, że ktoś od tych więżących Klausa tu był? Nie widziałeś go tu? - Robin zaczęła się cofać ze strachem w oczach - A może ty też od nich? - A może ty? - usłyszała w odpowiedzi. Rozmowa ponownie wracała na tory prowadzące do nikąd. - Jesteś… dziwna i niespokojna. Zjawiasz się znikąd. Do tego uparcie szukasz rodziny Klausa. Może ci okup chodzi po głowie? Co?! Jesteś od nich?! - chwycił mocniej siekierę. ~”Kurwa, cała wioska domów, a ja musiałam najgłupszego o pomoc poprosić” - pomyślała, a frustracja w końcu przegięła pałę goryczy. - Oczywiście, że jestem od nich, skąd bym to wszystko wiedziała! Nie chcę mieć niewinnej krwi na rękach. Mieliśmy schwytać zbója co kradł bydło Hrabiego, a tu się nam ten twój Klaus podał za niego i zaraz potem jeden ze sług szlachcica polazł tutaj z sakiewką. Komuś ją musiał dać, bo wracał bez niej. Żeby uratować Klausa trzeba wiedzieć czemu się zgodził na takie coś. No, zadowolony? Odpowiesz na pytania w końcu? Czy dalej chcesz gnać na oślep? Bo co nam z tego, że go dziś odbijemy, jak za dwa dni kolejni po niego przyjdą, dla przykładu jeszcze wioskę paląc, jeśli też będą tak gorącogłowi jak ty. A Hrabia wściekły na prawdziwego Konrada jest, gotów kazać i tę wieś spalić jak się dowie, skąd Klaus/Konrad jest. - Tak, trzeba go ratować! Teraz! - podniósł dziarsko siekierę do góry. Jednak to co się stało po chwili, potwierdziło wcześniejsze wątpliwości Robin. Niestety jednak, w tym krótkim momencie, straciła swoją zwykłą czujność. Te ułamki sekund zawahania sprawiły, że miała mniejszy czas reakcji na... atak wymierzony w jej stronę. Tak, zbudzony przez nią mężczyzna właśnie rozpędzał się i szarżował na nią. Nie było sensu biczować się za naiwność, a przy tej odległości pojedyncza strzała mogła go nie zatrzymać. W walce wręcz decyduje broń, siła i masa ciała a tu Robin nie miała przewagi. I pewnie o tym by myślała gdyby miała te ułamki sekund więcej. Ale że nie miała to wzięła nogi za pas i wykorzystując nocne widzenie i szybkość spieprzała aż się kurzyło. Pomyśli kiedy będzie bezpieczna. Nie zdążyła się jednak rozpędzić, gdy poczuła ogromny ból, a noga jej odmówiła posłuszeństwa. Padła na ziemię, sięgnęła ręką w kierunku uda i wyczuła wbitą weń siekierę. Jej oponent już dobiegał, by zapewne dokończyć, co zaczął. Łowczyni znalazła się w ogromnych tarapatach, niczym zwierzyna, której za moment zostanie odebrany ostatni oddech. Krzycząc z bólu wyrwała siekier, wstała i wrzasnęła, co miała sił - Mordują!!! Ratunku!!! . - Złodziejka!!! Łapać ją!!! - po krótkiej chwili krzyknął natomiast mężczyzna. Robin zamachnęła się na niego zdobyczną siekierą. Nie opanowała się wystarczająco i cios był na tyle niezdarny, że nie miał szans sięgnąć oponenta. Ten starał się wykorzystać sytuację i kopnąć ją w ranną nogę. Ku zdziwieniu łowczyni to on wrzasnął, jakby zalała go fala bólu. Musiał źle stanąć i z wyprowadzenia kopniaka nic nie wyszło. Mimo głosowych alarmów, z domostw jeszcze nikt nie wyszedł. | ||||
30-01-2019, 11:29 | #263 |
Reputacja: 1 | ***
|
30-01-2019, 21:16 | #264 | ||
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Gladin : 30-01-2019 o 21:32. | ||
31-01-2019, 09:45 | #265 |
Reputacja: 1 | Obudziła się kompletnie obolała. Najwyraźniej kamienie oraz płyty nagrobne kiepsko służyły odpoczynkowi. Przeciągnęła się kilka razy jak kot, myśląc co zrobić z kolejnym dniem. Po pierwsze, chciała rozszyfrować choć część dziwnej gadki, której udzielił jej Volkbert. Cathelyn zastanawiała się czemu magicy wszelkiej maści nigdy nie mogli mówić wprost. Zamiast tego, zawsze używali wierszowanej mowy, jakby chcieli w ten sposób poczuć się mądrzejsi. Ostatnio edytowane przez Caleb : 31-01-2019 o 11:25. |
31-01-2019, 15:58 | #266 |
Reputacja: 1 |
|
01-02-2019, 19:41 | #267 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Icarius : 02-02-2019 o 02:54. |
02-02-2019, 17:36 | #268 |
Reputacja: 1 |
|
03-02-2019, 12:40 | #269 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
03-02-2019, 13:17 | #270 | ||
Reputacja: 1 |
| ||