Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2019, 20:56   #261
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Emmerich Saufer



- Chodź tu młody. Popracujesz teraz trochę na kobylnicy - powitał go Gustav Bednarz. Emmerich podszedł do drewnianej ławki. Zaczął się jej przyglądać. Posiadał zamocowany krótki, wąski, drewniany blat.
- Siadaj, tutaj - pokazał mu senior rodu. Usiadł okrakiem i spojrzał niepewnie. Bednar pokiwał głową. Następnie chwycił kawałek kija i położył go na tym blacie.
- Teraz tu - wskazał. Emmerich posłusznie docisnął nogami pedały. Klocek przycisnął kij do blatu. - Dobrze - mruknął. - To się nazywa głowa - puknął w górny klocek. - Przytrzymuje obrabiany element. Ten kij, albo na przykład klepkę, którą trzeba obrobić ośnikiem.
Popróbuj na tym kiju. Jak nabierzesz wprawy, zaczniesz ćwiczyć na klepkach. A jak Ci się znudzi, to zaraz nałupiemy klepek, trzeba je będzie przyciąć na rozmiar. No, do roboty - klepnął go dla zachęty w plecy.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 29-01-2019 o 07:47.
Gladin jest offline  
Stary 29-01-2019, 10:47   #262
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
 DZIEŃ 7

Kreutzhofen powoli budziło się do życia. Wolfganga i Borysa nie było tylko jeden dzień, więc ilość zdarzeń, jaka się w trakcie tego dnia stała, mogła ich zadziwić. Potwierdzało to tylko chaos, jakim Kreutzhofen powoli zaczęło się pokrywać.

A to usłyszeli o pożarze w pobliskiej wsi. Nikt nie znał przyczyny, część ludzi mówiło, że to przez klątwę, część że to podpalacz jakiś zaczął grasować. Tyle, że z podpalaczami nie miewali tu problemów, od razu wszelkie takie zapędy do ognia szybko i dosadnie hamowali.

A to myśliwy Gotthard stracił swą cenną broń, którą zdobył kiedyś pokonująć wielkiego orka. Tu sił nadprzyrodzonych w to nie włączano, jednak winnego również nie było. Pierwszy trop padł na miejscowego złodziejaszka, ale ten zwykle na przyjezdnych był skupiony i “swoich” nie okradał. A szczególnie w taki sposób. Co też się po krótkim przesłuchaniu i przeszukaniu potwierdziło. A innego tropu na razie nie było.

A wszystko to zdarzyło się ponoć jednej nocy.

Wcześniejszego dnia grupa krasnoludów wyruszyła dalej, więc też zrobiło się w mieście jakoś ciszej. Z jednej strony ciszej, ale znowu szczurów ponoć zaczęło się mieście pojawiać coraz więcej.

Borys też posłyszał w karczmie rozmowę o zrujnowanej wieży z Lasu Duchów. Dowiedział się, że mieszkał tam kiedyś wielki czarodziej i można tam znaleźć mnogość magicznych przedmiotów. A gdy spał nad ranem, do jego pokoju zapukała Petra. Próbując użyć jak najbardziej pokrętnych słów, powiedziała że widziała ogłoszenie pewne i potrzebowała, by truciznę. Prosiła o wielką dyskrecję patrząc na niego swoimi słodkimi, lecz zapłakanymi, oczętami.

A Wolfgang znowu usłyszał, że znaleziono zwłoki osoby, która ostatnio udała się do Księżycowego Stawu i były one bardzo zmasakrowane. Jednego potwora się pozbyli, czyżby tam był kolejny?


 A poprzedniego dnia jeszcze...


*** Fay ***

Acierno na moment nawet nie obejrzał się za siebie. Widać było, że cała sytuacja co nie dziwne, bardzo go przeraziła.

Fay ruszyła bez dyskusji za hrabią, licząc, że ten odstawi ją wreszcie bezpiecznie do miasta. Miała szczerze mówiąc dość roli kucharza polowego w środku opętanego domostwa. Jej mina mówiła, że nie na to się umawiali, zwłaszcza, że jedzenie zrobiła dobre, wszyscy to potwierdzili. Umowa nie obejmowała szalonych gróźb rzucanych przez duchy.
- Szlachetny hrabia wie o czym mówił ten duch? - zapytała w końcu.
- Że nas ubić chce, królicza morda! - niemal odkrzyknął. - Już tu nie wrócimy dzielna panienko, już nie - uspokoił ton.

Vicenze nie był w tym temacie za bardzo rozmowny. Podkreślał, że dzięki Fay i oczywiście samego Acierno, doprowadzą pojmanego draba do hrabiego. Ten zaś z pewnością odwdzięczy się im za usługi i zdobędą u niego poszanowanie wielkie. Tylko oni w dwójkę doprowadzą do finału sytuacji, mimo całej gromady, która wyruszuła.

***

Nocą nie spotkało ich więcej “niedogodności”, Acierno odbił do pierwszego zajazdu, który trafił się po drodzę. Obudził gospodarza i złotem opłacił nocleg dla niego i Fay. Zasugerował panience Fay, że bezpieczniej, by było jakby znaleźli się w jednym pokoju, ale też na nią nie naciskał.

***

Wyruszyli, gdy dobrze odpoczęli. Gdy dotarli ponownie na główny trakt, trafili na grupę pielgrzymów, które wybierała się do Bretonii. W dalszą drogę udali się razem z nimi.


*** Rudolf ***

„Głupcy” - pomyślał Rudolf, gdy Acierno wyszedł prowadząc fałszywego Konrada, a za nimi Fay. Więźnia przywiązał sznurem do siodła. Ruszyli. Bednarz spojrzał na leżąco ciało. Nie miał ochoty spędzić nocy z nieboszczykiem. Kopać w nocy też nie chciał. A na dwór, żeby go zwierz jaki poszarpał, też jakoś tak nie wypadało. Zaciągnął go w końcu w róg pomieszczenia, sam siadł w przeciwległym końcu. Miał oko na drzwi i pilnował się, aby nie zasnąć. Czas mijał. Dokładał właśnie do ognia, gdy usłyszał ruch na zewnątrz.
- Kto tam? - krzyknął i natychmiast rzucił polano i wyposażył się w tarczę i młot.
- Chętna dziewica - zarechotał z zewnątrz falsetem Frank. Rudolf przeraził się. Jeżeli Frank wejdzie, duch znowu się pojawi i go zabije. A jeżeli się nie pojawi, to Frank pewnie nie będzie szczęśliwy widząc brata w takim stanie. Ale jeżeli nie pozwoli Frankowi wejść, to duch się na nim zemści? Głowa od tego mogła rozboleć! Myśl, Rudolf, myśl! Musisz jeszcze jakoś się dowiedzieć, co z resztą tej piątki. Ehh… Gdy on tak myślał i myślał, drzwi się otworzyły i stanął w nich Frank. Rozejrzał się po pomieszczeniu, dojrzał „śpiącego” brata.
- A gdzie reszta? - zdziwił się.
- Uciekli.
- Jak uciekli?! A Rainer? Czego śpi?! Rainer! - wrzasnął zdezorientowany.
- Rainer? Nie żyje. Zabiło go coś… albo może Acierno. Światło zgasło, Acierno zaczął krzyczeć przerażony i machać mieczem na oślep. Trafił Fay. Potem pojawił się duch i powiedział, że nas wszystkich pozabija. Nie dało się drzwi otworzyć. Krzyczałem do Fay, aby rozpaliła ogień. Gdy jej się to w końcu udało, duch zniknął, a on… - wskazał na nieboszczyka - już nie żył. Acierno natychmiast wziął nogi za pas. A ja… siedzę tu, podtrzymuję ogień i czekam, aż wróci Robin. A Ty gdzie byłeś? Nie widziałeś jej?
- Rainer! Bracie! - Frank nie słyszał już ostatnich zdań, ani pytań, wypowiedzianych przez Rudolfa. Podbiegł do jego ciała potrząsając nim. - Rainer! Wstawaj!
I nagle zaczęło dziać się coś, czego już wcześniej doświadczył… gwałtownie zrobiło się zimno, nienaturalnie zimno. Palenisko zgasło. Drzwi zamknęły się z wielką siłą. Poczuli ciężar w powietrzu, aż ciężko było oddychać. Pod sufitem ukazała się znana już Rudolfowi postać ducha elfiej kobiety. Jej smutna twarz wypowiedziała te same krótkie słowa, co wcześniej
- Pomóóżcie… Moooje ciaaałooo...
Frank stanął jak wryty obserwując bijącą mrozem półprzeźroczystą postać. Jego usta się rozdziawiły, czy również były maksymalnie otworzone. Nie uciekał… Nie miał gdzie...


*** Robin ***


- Wybaczcie gospodarzu taką porę, bez powodu bym Was nie nachodziła. W chacie w lesie jakiegoś człowieka pobili i więżą, żem pomyślała, że to od Was ktoś.
- Jak pobili i więżą? Kogo? Cóż ty opowiadasz? - mężczyzna wyraźnie przebudził się słysząc słowa Robin.
- Toć nie mówili przecie kogo biją. Ale powiem jak wyglądał - rzekła i opisała wygląd mężczyzny, który udawał Konrada.
- Toż to Klaus! - niemal krzyknął, gdy Robin kończyłą opis mężczyzny. - Czekaj! Ubieram się! Skoczę po chłopaków i pędzimy! - jak tylko to powiedział, wbiegł do środka.
- A gdzie mieszkał? Powiem jego rodzinie - rzuciła do niego jeszcze zanim zdążył zniknąć.
- Zara bede. Czekaj - rzucił jeszcze, nie odpowiadając na pytanie, by po chwili wyjść gotowym. W dłoni trzymał siekierę. - Chodźmy po resztę. Prędko!
- Gdzie mieszkał? Powiem jego rodzinie zanim się reszta nie zbierze - powtórzyła.
- No po brata biegnę - usłyszała w odpowiedzi, gdy mężczyzna ruszał już w kierunku kolejnej chaty.
- Czekaj! Gdzie mieszkał Klaus?! - starała się zatrzymać mężczyznę - gdyby nie współpracował musiałaby zachować się głupiej niż planowała i sama musiałaby poszukać rodziny Klausa, biegając od domu do domu. Na wszelki wypadek pilnowała, by mieć zawsze otwartą drogę ucieczki w las.
- A co ty tak dopytujesz i dopytujesz o to gdzie mieszkał - mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w kierunku Robin. - Coś mi się przestajesz podobać. Czego chcesz?! - podniósł głos.
- Wy mi się też nie podobacie, ale nie na swaty tu przybiegłam. Ot, chłop tylko o bitce myśli, a o żonie czy matce Klausa nic. Męża czy syna porwali, serce krwawi, ale nie, po co jej wiedzieć, że mu na ratunek ruszamy… A poza tym to taka przybłęda jak ja się takim jak Ty może nie spodobać, a matka czy żona przyjaciela do ratunku może zmotywuje - przerwała. Nie miała gadane jak Abelard czy inni.
- Bo mówisz, że go ratować trza, to go ratować chcę… babo. A żony, nie baby nie ma, a ty ino o tym trujesz. Pomocy w ratunku trza szukać, bo przecież nie pognam z takim chuchrem jak ty ino - jego ton wciąż był już poddenerwowany.
- Trza go ratować mądrze. Ale ja widać głupia. Niech będzie, komuś zaufać muszę. Biegłam tu po śladach, szły od domku w lesie do wioski, a po drodze schowałam się, bo jakiś pachołek musiał tu u was być może z dwie godziny temu. Wyglądał jak służący kogoś znacznego. I żem pomyślała, że skoro nie ma u Was alarmu i nie wiecie że go porwali, to może to umówione było, ale bałam się, że to może z Tobą, bo nikogo tu nie znam. A wyglądało jakby naprawdę chcieli go zabić. Pomyślałam, że rodzina będzie wiedzieć. No, masz głupią babę, teraz ty mądruj - zrezygnowanym tonem zakończyła.
- Dobra, rozumiem - uspokoił ton. - To weźmiemy jeszcze dwóch najbitniejszych stąd. I poprowadzisz nas do tej chaty. Będzie?- spojrzał na Haube.
- Ciebie nie interesuje, że ktoś od tych więżących Klausa tu był? Nie widziałeś go tu? - Robin zaczęła się cofać ze strachem w oczach - A może ty też od nich?
- A może ty? - usłyszała w odpowiedzi. Rozmowa ponownie wracała na tory prowadzące do nikąd. - Jesteś… dziwna i niespokojna. Zjawiasz się znikąd. Do tego uparcie szukasz rodziny Klausa. Może ci okup chodzi po głowie? Co?! Jesteś od nich?! - chwycił mocniej siekierę.
~”Kurwa, cała wioska domów, a ja musiałam najgłupszego o pomoc poprosić” - pomyślała, a frustracja w końcu przegięła pałę goryczy.
- Oczywiście, że jestem od nich, skąd bym to wszystko wiedziała! Nie chcę mieć niewinnej krwi na rękach. Mieliśmy schwytać zbója co kradł bydło Hrabiego, a tu się nam ten twój Klaus podał za niego i zaraz potem jeden ze sług szlachcica polazł tutaj z sakiewką. Komuś ją musiał dać, bo wracał bez niej. Żeby uratować Klausa trzeba wiedzieć czemu się zgodził na takie coś. No, zadowolony? Odpowiesz na pytania w końcu? Czy dalej chcesz gnać na oślep? Bo co nam z tego, że go dziś odbijemy, jak za dwa dni kolejni po niego przyjdą, dla przykładu jeszcze wioskę paląc, jeśli też będą tak gorącogłowi jak ty. A Hrabia wściekły na prawdziwego Konrada jest, gotów kazać i tę wieś spalić jak się dowie, skąd Klaus/Konrad jest.
- Tak, trzeba go ratować! Teraz! - podniósł dziarsko siekierę do góry. Jednak to co się stało po chwili, potwierdziło wcześniejsze wątpliwości Robin. Niestety jednak, w tym krótkim momencie, straciła swoją zwykłą czujność. Te ułamki sekund zawahania sprawiły, że miała mniejszy czas reakcji na... atak wymierzony w jej stronę. Tak, zbudzony przez nią mężczyzna właśnie rozpędzał się i szarżował na nią.
Nie było sensu biczować się za naiwność, a przy tej odległości pojedyncza strzała mogła go nie zatrzymać. W walce wręcz decyduje broń, siła i masa ciała a tu Robin nie miała przewagi. I pewnie o tym by myślała gdyby miała te ułamki sekund więcej. Ale że nie miała to wzięła nogi za pas i wykorzystując nocne widzenie i szybkość spieprzała aż się kurzyło. Pomyśli kiedy będzie bezpieczna. Nie zdążyła się jednak rozpędzić, gdy poczuła ogromny ból, a noga jej odmówiła posłuszeństwa. Padła na ziemię, sięgnęła ręką w kierunku uda i wyczuła wbitą weń siekierę. Jej oponent już dobiegał, by zapewne dokończyć, co zaczął. Łowczyni znalazła się w ogromnych tarapatach, niczym zwierzyna, której za moment zostanie odebrany ostatni oddech.
Krzycząc z bólu wyrwała siekier, wstała i wrzasnęła, co miała sił - Mordują!!! Ratunku!!! .
- Złodziejka!!! Łapać ją!!! - po krótkiej chwili krzyknął natomiast mężczyzna.
Robin zamachnęła się na niego zdobyczną siekierą. Nie opanowała się wystarczająco i cios był na tyle niezdarny, że nie miał szans sięgnąć oponenta. Ten starał się wykorzystać sytuację i kopnąć ją w ranną nogę. Ku zdziwieniu łowczyni to on wrzasnął, jakby zalała go fala bólu. Musiał źle stanąć i z wyprowadzenia kopniaka nic nie wyszło.
Mimo głosowych alarmów, z domostw jeszcze nikt nie wyszedł.
 
AJT jest offline  
Stary 30-01-2019, 11:29   #263
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
***

Kiedy zakuli go w dyby a potem wychłostali myślał tylko o zemście. Zrobił wiele w życiu wiele złego, kłamał, oszukiwał, chędożył cudze żony, a ostatnio nawet próbował szantażować piekarza. Ale nie był zbrodniarzem, nie był zdrajcą, rozbójnikiem ani gwałcicielem. A potraktowali go jak zwyrodnialca i ubiczowali ku uciesze i przestrodze mieszkańców Kreuthofen. Tak, Drago, myślał o zemście lecz po paru dniach chciał już tylko umrzeć.
- Powieście mnie – mówił do ludzi, którzy przychodzili oglądać go jak zwierzę w klatce, ale jego szeptów nikt nie słyszał. Plecy paliły go żywym ogniem, ale to nie był najgorszy ból. Prawdziwą torturą był upływający czas. W miejscu, w którym się znalazł płynął inaczej. W dybach sekundy zamieniały się w miesiące a godziny w lata. Wydawało mu się, że przeżył już kilka pokoleń, że kiedy już zaciągną go na szubienicę, widowisko przyjdą oglądać wnuki Vermina i Adelaidy.
Kiedy już domyślił się że nie umrze, że te męki trwać będą całą wieczność postanowił stworzyć swój własny świat, w którym się ukryje. Nigdy nie był w Nuln ale wyobraził sobie miasto, pełne murowanych kamienic, wąskich brukowanych uliczek, karczm z których dobiegały głośne śpiewy podpitej klienteli, wielkich świątyń, których wieże sięgały niemal chmur. Wczesnym rankiem, gdy powietrze wciąż było rześkie a nad ziemią unosiła lekka mleczna mgła szedł główną ulicą a mieszkańcy kłaniali mu się z nabożnym szacunkiem. Odpowiadał im uśmiechem i lekkim skinieniem głowy, niektórych doskonale kojarzył, wielu z nich pomógł. Chwilę później wszedł do gmachu z czerwonej cegły, gdzie znajdowały się miejskie lochy. Przepuszczono go bez słowa, Drago zszedł po schodach do wilgotnych, cuchnących piwnic. Zatrzymał się przy jednej z cel. Strażnik otworzył drzwi do celi a on wszedł do środka. Młody mężczyzna wstał z posłania i przyglądał mu się ze strachem.
- Nazywam się Drago Kutzer, będę twoim adwokatem
Młodzieniec zaszlochał.
- Panie, przysięgam, że nie jestem wiarołomcą! Nigdy nie obrażałem żadnego z Bogów, Sigmar mi świadkiem! Nie wiedziałem, że ta dziewka to nieślubna córka Arcylektora!
Drago przeczesał swoją kozią bródkę przyprószoną siwizną położył dłoń
- Uspokój się chłopcze. Pomogę ci. Jutro odzyskasz wolność. Arcylektor to wyjątka kanalia, szubrawiec nad szubrawcami, a wiem to, bo poznałem go lata temu, gdy był jeszcze akolitą i okradał trupy.
Młodzieniec zrobił wielkie oczy.
- Naprawdę mi pomożecie panie!?
Drago poczuł jak po jego policzkach spływa coś mokrego. Zdziwił się, bo przecież w piwnicach nie może padać deszcz. Otworzył szerzej oczy i zobaczył jak dwóch wyrostków z kuśkami na wierzchu oddaje mocz zanosząc się śmiechem.
- Precz stąd łapserdaki! – krzyknął strażnik a Drago znów zamknął oczy przenosząc do Nuln. Strażnik podszedł i widząc jego minę sprzedał kopniaka pod żebra.
- A cię co tak bawi Kutzer!? Lubisz jak na ciebie szczają? Kutzer!? Kutzer, słyszysz mnie!? Mówię do ciebie psie!
Uderzył po raz kolejny, ale Drago nie mógł tego wiedzieć. Siedział na tarasie swojego domu, w cieniu drzew i popijał wino obserwując jak czerwone słońce zachodzi za horyzontem.


***


- Wstawaj! No już! - obudził się słysząc znajomy głos Dietera. Łowca szturchał go nogą. Drago zorientował się, że nie siedzi już w klęczącej pozycji i nie jest zakuty w dyby. Dieter złapał go za fraki i pomógł podnieść się na nogi. Stajenny oparł się dłonią o deskę, w której jeszcze przed chwilą trzymał głowę.
- Jesteś wolny, możesz iść, twoja kara się skończyła. Radzę ci wynosić się z Kreuthofen, najlepiej jeszcze dziś, tu nie ma już dla ciebie miejsca.
Drago słuchał, milczał.
- Słyszysz co do ciebie mówię Kutzer? Precz mi z oczu!
Łowca się oddalił. Drago rozejrzał się próbując zorientować, gdzie w ogóle się znajduje. Nie tylko stracił rachubę czasu, ale też i miejsca. Po chwili stawiając wolne kroczki, kulejąc, ruszył przed siebie. Po drodze wiele razy upadł, ale za każdym razem się podnosił. Uparcie szedł naprzód.


***


Sznur leżał zaraz przy drzwiach stajni. Drago odetchnął z ulgą, podniósł go i usiadł na swojej pryczy. Zaczął wiązać pętlę. Palce wciąż miał zdrętwiałe, chwilę zajęło mu zaplątanie węzła. Gdy skończył przerzucił sznur przez belkę na suficie, koniec przywiązał do drewnianego słupa. Potem przytargał z podwórza pieniek do rąbania drewna. Kiedy już miał założyć pętlę przez szyję, jego ciało przeszyła fala gorąca. Plecy pokryte świeżo zabliźnionymi ranami po biczowaniu, znów dały o sobie znać. Zakręciło mu się w głowie, oparł się ciężko o drzwi boksu, osunął na ziemię, zemdlał.
Wydawało mu się, że jest w lesie otoczonym gęstą mgłą. Rozglądał się przerażony, usłyszał za plecami kroki. Odwrócił się. Postać powoli wyłoniła się z białego oparu.
- Kim jesteś!? - krzyknął przestraszony.
- Musisz żyć. Musisz żyć Drago.
- Kim jesteś!? – powtórzył pytanie.
Postać na chwilę wyłoniła się z mgły a potem znów zniknęła
- Vermin!? – zdziwił się szczerze stajenny i obudził się z krzykiem. Znów był w stajni. Spojrzał na przewieszoną przez belkę linę po czym schował twarz w dłoniach i zapłakał.
- Nie dam rady Ver. Nie dam rady. Chcę umrzeć.
 
waydack jest offline  
Stary 30-01-2019, 21:16   #264
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo

- Grazie signorina, chiaro. Będę miał oczy i uszy szeroko otwarte.
Carlo zostawił Catalinę i odszedł zastanawiając się. Generalnie nie lubił przedstawicieli prawa. Byli kłamliwi i z natury źli. Co innego capi. Szefowie przestępczych rodzin byli słowni i pewni. Gdy ktoś w rodzinie okazywał się kłamcą albo zdrajcą, wtedy... Nie wiedział, kim była kobieta, ale najwyraźniej była jakimś łowcą przestępców. Lepkie ręce i nieczyste sumienia, powiedziała. Albo co gorsza, jakimś wojownikiem zakonnym. No i jeszcze brak pieniędzy. Groszem tylko świętoszkowaci nie śmierdzieli. Kto miał głowę na karku, potrafił się dorobić. No ale... od przybycia nie zarobił jeszcze ani monety. Będzie się musiał rozejrzeć i może sprzeda jej kogoś. Jeżeli nie znajdzie żadnego lepszego zarobku.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 30-01-2019 o 21:32.
Gladin jest offline  
Stary 31-01-2019, 09:45   #265
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Obudziła się kompletnie obolała. Najwyraźniej kamienie oraz płyty nagrobne kiepsko służyły odpoczynkowi. Przeciągnęła się kilka razy jak kot, myśląc co zrobić z kolejnym dniem. Po pierwsze, chciała rozszyfrować choć część dziwnej gadki, której udzielił jej Volkbert. Cathelyn zastanawiała się czemu magicy wszelkiej maści nigdy nie mogli mówić wprost. Zamiast tego, zawsze używali wierszowanej mowy, jakby chcieli w ten sposób poczuć się mądrzejsi.
Po drugie, zaoferowała poprzedniego dnia pomoc Gierigowi, czego zaczęła już żałować. Liczyła, że udzieli parę kuksańców opornym dłużnikom i sama dostanie w tym jakiś udział. Tymczasem facet chciał zrobić z niej sutenera. Petra była jej obojętna, tak przynajmniej sobie Crossman powtarzała. Mimo to, Cath krzywo patrzyła na zlecone jej zadanie.
Miała również do pogadania z Abelardem. Właściwie, oczekiwała że czuwając na cmentarzu, doczeka się jego powrotu. Tak się jednak nie stało. Dopiero później miała się dowiedzieć o jego prawdopodobnym zaginięciu poprzedniej nocy. Był to jedynie ułamek całego wariactwa, które zapanowało w okolicy. Dość powiedzieć, że z ostatniej wyprawy powrócili jedynie Wolfgang, Albert oraz Borys.
Wreszcie, pozostała kwestia pieniędzy. Do podróży pozostały jeszcze dwa dni. Tymczasem ona wydała już ostatnie oszczędności. Nie miała nawet jak zapłacić temu smarkaczowi Carlo, gdyby przyszedł z jakąś wieścią. Brakowało jej także rzeczy do sprzedania, nie licząc worka kości, którego zwała Bonesem. Ostatecznie wszarz mógł się jeszcze przydać.
Najpierw uznała, że wyprostuje sprawy u Josefa. Noc, choć niespokojna, dała jej odpowiedź na pytanie co powinna robić dalej. Zmierzyła więc do rezydencji, a w głowie układała przyszłą rozmowę. Będąc kiepskim mówcą, każdą konfrontację wolała najpierw przerobić ,,na sucho”. Jeszcze w drodze przygotowywała pod nosem lakoniczną wypowiedź:
- Przespałam się z twoją propozycją. Muszę ją odrzucić. Nie zajmuję się naganianiem kobitek. Będę zbierać dla ciebie konkretne dzięgi albo dajemy sobie spokój.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 31-01-2019 o 11:25.
Caleb jest offline  
Stary 31-01-2019, 15:58   #266
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

W pierwszym odruchu Rudolf zatarł - w myślach - ręce. Bez wysiłku drugi z pięciu wskazanych przez ducha zaraz zostanie wyeliminowany. A jemu przypadnie w łupie jego sakiewka. Przynajmniej zwrócą mu się koszty, zwłaszcza te moralne, podróży z Acierno. Trwało to jednak tylko mgnienie oka. Jego spekulacyjny umysł wyruszył na poszukiwanie bardziej korzystnych rozwiązań.
- Padnij na kolana i proś o litość! - głupcze, dodał w myślach. - Pani duchu, obiecuję, iż dołożymy wszelkich starań, aby Pani ciało zostało z należytym szacunkiem odpowiednio potraktowane. Ale jeżeli zabijesz ich wszystkich, to jak mamy je odnaleźć? Poza tym, czy zabicie tych ludzi - nawet winnych - sprawi, iż będziesz spokojna tam, gdzie się udasz?
Szczerze powiedziawszy, to było mu wszystko jedno, czy duch ukatrupi Franka, czy nie. W sumie mniejsze ryzyko i szybka korzyść, jeżeli go ukatrupi. Ale… jeżeli Ranald faktycznie pomógł mu wyjść cało z pierwszej wizyty ducha, to nic nie mogło być zbyt proste. Druga wizyta ducha mogła przebiec zupełnie inaczej, a brak czujności niejednego wyznawcę boga spryciarzy posłał na tamten świat. Pomoc Frankowi mogła nieść też wymierne korzyści - może nawet taki prostak jak on zrozumie, że to dzięki pomocy Rudolfa przeżyje?
- Drzeeewooo… Żyyycioodaaajnee… Drzeeewoo… Zaaa paaagóóórkieeem… Róóów… Iiiidzieee...Iiiidzieee...Uuuucieeekaaaj - ostrzegł Rudofa duch zmarłej elfki.
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać. Widział, co się stało ostatnio. Nie trzeba było być wybitnie inteligentnym, żeby odkryć, że ten duch manifestuje się w dwóch postaciach. Dobrej i złej. Rudolf rzucił się w kierunku drzwi. Te, o dziwo, ustąpiły bez problemu i wypadł na zewnątrz. Odsunął się i odwrócił słysząc, jak z trzaskiem się zamykają.
- Hans Notzucht, Soeren Tumult, Lutpold Gewalt, Hans Notzucht, Soeren Tumult, Lutpold Gewalt - zaczął znowu powtarzać szeptem. Zobaczył tylko błyski wydobywające się przez szczeliny i okna chaty. Usłyszał też powtórzone trzy nazwiska, które sam wymówił. Po wymówieniu czwartego, ostatniego, Franka Mordera, wszystko wróciło do normy. Bednarz doskonale już wiedział, co to oznaczało.
Bardzo zabawne - pomyślał z przekąsem zaglądając ostrożnie do chaty. Wszystko wyglądało w porządku, tylko w kącie leżały teraz dwa trupy, zamiast jednego. Przynajmniej nie będę musiał go przenosić pomyślał. Od razu ruszył też przeszukać ciało. Co ma się zmarnować myślał sobie. Kiedy wróci ta Robin? denerwował się, siadając znowu przy ognisku. Był już zmęczony, a oczy mu się kleiły. Podniecenie wizytami ducha spadało. Ustawił przy drzwiach obie zdobyczne pałki i topór Abelarda tak, aby przy otwarciu drzwi narobiły hałasu. Potem podsycił ogień i zaczął drzemać w pobliżu kominka.
Życiodajne drzewo za pagórkiem, rów... pomyślał jeszcze na koniec
 
Gladin jest offline  
Stary 01-02-2019, 19:41   #267
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zaprosił Petrę do pokoju. Gdy oboje weszli nalał jej kubeczek wody. Poprosił by dziewczyna go wypiła. Poczekał aż złapie oddech i trochę się uspokoi. Dopiero wtedy zaczął rozmowę.

- Trucizna mówisz. Jestem dyskretny nic co tu powiesz nie opuści tego pomieszczenia. Musisz jednak wiedzieć, że to poważny krok. Jak cię złapią to dorwą i mnie. Jak ci się natomiast uda, będziesz musiała z tym żyć. To też będzie trudne. Zostawmy to jako ostateczność. Może mogę ci pomóc inaczej. Opowiedz co się stało, kto chce cię skrzywdzić? - trucicielstwo było ryzykiem zawsze. Nawet dla ludzi wprawionych czy takich o stalowych nerwach. Taka robota w wykonaniu młodej dziewczyny musiała się skończyć katastrofą niemal na pewno.
- Nie złapią. Nikt. Wrzucę do jedzenia i tyle - odpowiedziała naiwnie.
- To już ostateczność - rozpłakała się.
- Spokojnie moja droga, spokojnie. Opowiedz mi wszystko od początku.
- Nie mogę - podniosła wzrok na Borysa. - Pomoże pan? - zapytała jeszcze raz mając na myśli truciznę.
- Musisz moja droga. Przyszłaś do mnie w desperacji. Jeśli nie będzie innego wyjścia i faktycznie to “ostateczność” jak mówisz to dam ci o co poprosisz. - delikatnie mamił dziewczynę wizją celu. By zaraz stąd nie w wybiegła. - jednak morderstwo to poważna sprawa. Trzeba znać cel. By lepiej dobrać chociażby dawkę. No i nawyki łatwiej coś podać niepostrzeżenie gdy zna się nawyki. Ponadto jestem dość inteligentny mogę znaleźć wyjście którego Ty nie dostrzegasz. Emocje, ból i strach zaślepiają nas. Pomogę ci jeśli Ty pomożesz mnie. - Borys mówił łagodnym i kojącym tonem.
- Chcę to o co proszę. Nie chcę innej pomocy - tym razem odparła bardzo zdecydowanie. Choć widząc, jak zagryza wargi, Borys był pewien, że zaraz może wybuchnąć ponownie i płacz był tylko na moment wstrzymany.
- Jesteś miła dziewczyną ktoś cię zmusił do przyjścia tu? Nie jesteś przecież mordercą.
- Słyszałam, że nie zadajesz pytań! Zadajesz! Mówili też żeś oszust! Nie wierzyłam! Teraz wierzę! - wybuchła zrywając się w kierunku wyjścia... Rozpacz dziewczyny uruchomiła wewnętrzną reakcję obronną, jaką było zrzucenie części winy na Borysa. Borysowi jednej rzeczy nie brakowało a mianowicie wrodzonej szybkości. Zastąpił drogę dziewczynie.
- Posłuchaj mnie dziewczyno przez chwilę. Dam ci co trzeba tylko się opanuj.
- No to daj! - niemal tupnęła nogą, jak mała dziewczynka.
- Ty myślisz, że to pod łóżkiem rośnie? Trzeba zebrać i przyrządzić dawkę. Przyjdź jutro. Podaj mi wagę i wzrost tego co go trzeba poczęstować. Dawkę trzeba dobrać. Płatne jutro dziesięć srebrnych. W kłopocie jesteś to zniżkę dam. - Borys kupował czas. Nie zamierzał dawać dziewczynie trucizny. Musiał jednak mieć chwilę by coś wymyślić. Pomóc jej jakoś.
- Wysoki jak pan prawie. Ale cięższy sporo. To jutro. Jutro - wybiegła z pokoju.

Borys westchnął. Musiała przyjść akurat do niego? Po raz pierwszy żałował, że coś wie. Nie mógł sprzedać dziewczynie trucizny. Mijając konsekwencje prawne, które akurat miał w nosie, odezwało się w nim sumienie. Rzecz, o której istnieniu wiedział, ale rzadko miał przyjemność zapoznawać. Tym razem wiedział, że dziewczyna wpadnie w kłopoty. Spartoli to zabójstwo albo zabije i wpadnie. Miał dobę żeby dowiedzieć się kogo chce zabić i dlaczego. No i jak ją od tego odciągnąć. Pierwsze kroki skierował do głównej sali. Miał zamiar zjeść solidne śniadanie i zapytać kelnerkę o jakiegoś obrotnego chłopaka z miasta. Takiego na posyłki ale bystrego i w potrzebie. Żeby leniwy nie był. Odparła mu, że ostatnio kręcił się taki jeden, młodziutki, nietutejszy. Gdy Borys jej przytaknął posłała po niego. W oczekiwaniu na chłopaka Borys zjadł śniadanie. Marzyły mu się jajka smażone z boczkiem i świeżutkim chlebkiem. Poprosił o nie i był gotów dopłacić za tę fanaberie.

Chłopiec wszedł do środka i zmrużył oczy, aby przyzwyczaić się do ciemniejszego wnętrza. Ten, który go przyprowadził, wskazał na siedzącego kislevitę. Carlo ruszył bez zbędnej zwłoki.
- Signore szuka dyskretnego i bystrego człowieka do załatwienia problemi?Jestem Carlo i chętnie dla signore będę pracował. Też nie jestem tutejszy. - wyszczerzył się i przestąpił z nogi na nogę czekając, jaką to ofertę otrzyma.
- Człowiek od załatwienia problemów. - Borys szczerze się zaśmiał.
- Świetnie to ująłeś młodzieńcze. Dobry dobór słów. Świadczy o bystrości. Masz rację nie wszystko mogę zrobić sam, bo często brakuje mi czasu. Praca byłaby stała. Prócz monet otoczył bym cię pewną formą opieki. Pracujesz jednak dla mnie i tylko dla mnie. Wszystko zostaje między nami. Jeśli wpadnie ci coś dodatkowego z czego chcesz skorzystać powiesz mi o tym i wtedy rozważmy sprawę. Będziesz jednak musiał uszanować decyzję. Ze swojej strony mogę ci powiedzieć jedno. Jeśli okażesz się zaradny i bystry zadbam o ciebie. Wiem, że trudno jest gdy jest się samemu. Wspomogę cię nie tylko monetą. Mogę cię wiele nauczyć. Ostrzegę cię jednak, że nie toleruję kłamstwa, lenistwa i głupoty. Jeśli wszystko ci pasuje siadaj - Borys wskazał krzesło naprzeciwko. - Jadłeś już coś dziś? No i przejdźmy do tematu płacy. Ile chciałbyś zarabiać? - Borys uśmiechnął się szeroko. To pytanie było bowiem formą testu. Czy chłopak nie jest chciwy albo głupi zbytnio przesuwając granicę w jedną ze stron. Borys pamiętał, że słudzy brali około sześciu srebrnych szylingów za tydzień swojej pracy. Ten młodzieniec natomiast był podlotkiem. Jednak bystrym co też było cenne.
- Signore medico - Carlo przestąpił z nogi na nogę. - A co musiałbym robić?
- Rozwiązywać problemy jak sam rezolutnie zauważyłeś. Oczywiście nic ponad siły. Na początek znajdź dla mnie człowieka imieniem Drogo. Pewnie o nim słyszałeś zakuli go w dyby wioskę dalej. Jednak już go tam nie ma. Jest w kiepskim stanie popytaj ludzi, porozglądaj się. Gdy go znajdziesz przyprowadź tu. Niech go nakarmią na mój rachunek. Wpuszczą do mojego pokoju gdyby mnie nie było. Niech odpocznie. Poczekasz z nim na mnie.
- Chiaro, chiaro… - niepewnie potwierdził. - Ja dyskretny jestem i nikomu nie powiem, co dla Pana robię. Ale niech signore posłucha. Jak ja będę robił zlecenia tylko dla signore medico, to każdy się połapie dla kogo chodzę i dla kogo pytam. I będę spalony i potrzebny byłby ktoś inny zamiast mnie. A gdybym brał zlecenia od wielu osób, to nikt by nic nie wiedział. Nie połapali by się. No a nie mogę każdemu mówić, że najpierw muszę iść zapytać, czy mogę przyjąć zlecenie, si? Signore mi zaufa na próbę, ale pozwoli mi brać zlecenia wedle mego uznania? Oczywiście, zlecenia od signore medico najważniejsze! A zarabiać. Signore - wyszczerzył się - mnie przygarnęła tutaj taka cudowna donna Maria, jest dla mnie jak matka, której nie miałem! I ja bym chciał jej za jedzenie i mieszkanie zapłacić 10 pensów dziennie. To bym tak akurat chciał tyle dostać. Nie musiałbym łapać innej roboty, żeby wikt i opierunek zapłacić. Wtedy by Pana zlecenia nie cierpiały. A co mi czasu starczy po ich wykonaniu, to bym sobie odłożył na coś ekstra. A jeżeli signore uzna, że się dobrze spisałem, to zawsze jakąś premię może mi dać, si? - skończył swoją tyradę na tileańską melodię i uśmiechnął się, ale niepewnie przestąpił z nogi na nogę.
- Zgoda - Borys uważał, że dzieciak dał uczciwą ofertę. - Tylko pamiętaj żadne moje zadanie nie może przez to ucierpieć. Premie będą o to nie masz się co martwić. Ile masz lat i jakimi umiejętnościami dysponujesz. Poza bystrym umysłem? - chłopak sprawiał bardzo dobre wrażenie. Borys był zadowolony z takiego wyboru miejscowej kelnerki.
- Naturalmente signore! Nawet gdyby kto chciał zapłacić więcej, to i tak najpierw zlecenia signore medico! Z dziesięć lat mam, dokładnie nie wiem. Co umiem… - chwilę się zastanowił - biegle znam tileański, potrafię cicho chodzić i chować się tak, żeby nikt mnie nie zauważył… potrafię dostrzec to, czego inni nie widzą i znaleźć to, co ukryte… wiem jak znaleźć pułapki, mam zręczne dłonie, umiem słuchać co w trawie piszczy… umiem przekonująco mówić - uśmiechnął się znowu - znam się na wartości różnych przedmiotów, umiem udawać inne osoby… - potok słów zdawał się nie mieć końca
- Nasłuchuj zatem naszego miasteczka i powtarzaj mi ciekawe wieści. Co tam już ciekawego usłyszałeś? Będziemy też uczyć się czytać i pisać. Nie będę mógł robić tego codziennie. Jednak z czasem się nauczysz. Czytanie to dla bystrzaka jak ty niezbędną umiejętność.
- Czytać? Grazie signore! - chłopak wyglądał na szczerze ucieszonego. - Ja tu jestem od niedawna, jeszcze dużo nie słyszałem. Ponoć piwowar zatrudnił dwóch doświadczonych rzemieślników w browarze. Mężczyznę i kobietę. Kobieta co rano chodzi na nabrzeże o ceny pytać. Słyszałem, że żona musi teraz piwowara pilnować, przy takiej pomocnicy. A syna to piwowar oddał do terminu do bednarza. Może nie chciał, żeby go młody na amorach przyłapał? A bednarz natomiast, to ponoć włóczy się po lesie ze zbrojnymi. Miejscowego żebraka odwiedziła wczoraj jakaś kobieta, nazywa się Catalina. Szuka ludzi, którzy mają nieczyste sumienia. Tylko signore… jak ja znajdę tego Drago… da signore jakąś zaliczkę? Bo właściwie… dorzuci signore dziennie jeszcze dwa miedziaki? Za przejście przez most tutaj każą płacić. Jak raz przejdę w tę i nazad, to już dwa miedziaki muszę dać. A tego Drago, jak będzie po drugiej stronie i trzeba będzie przeprowadzić, to nie mam czym zapłacić - przestąpił z nogi na nogę. Pomyślał jeszcze, że wcale nie taki gbur z tego lekarza, jak donna Maria mówiła.
- Srebrny szyling na zachętę za dziś. Drugi na wydatki teraz i w przyszłości. Po prostu pamiętaj na co idzie srebro jak ci się będzie kończyć powiesz na co wydałeś a ja dam ci kolejnego szylinga. Co do znalezienia Drogo. W wiosce to ma raczej przekichane. Pracował dla hrabiego jako stajenny. Wywalili go i ukarali. Jest tam pogardzany i bez pomocy o ile go zwyczajnie nie wygnali. Ja skierowałbym się na jego miejscu tu do miasta. I tu twoja rola możesz zapytać strażnika na moście. O Drogo czy o rannego i pokiereszowanego człowieka. Jak nie przechodził mostem to przejdzie. Pytać też możesz innych co się tam będą kręcić. Jeśli ktoś go widział to pewnie zapamiętał.
- Grazie signore! - Carlowi oczy zaświeciły się na widok pieniędzy. - Już pędzę! Aa… ten Drago, jak on wygląda?
Borys opisał Drago w kilku słowach. Przypomniał o jego fatalnym zapewne stanie jako znaku rozpoznawczym.
- Gdyby przez most nie przeszedł. Możesz iść w stronę wioski. I tam pytać dalej, dasz sobie radę. - podsumował Kislevczyk. Wierząc, że Carlo odnajdzie Drogo mając tyle wskazówek.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 02-02-2019 o 02:54.
Icarius jest offline  
Stary 02-02-2019, 17:36   #268
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Robin była ranna. Atakujący ją typ skręcił sobie nogę i nie był w stanie jej gonić dalej niż do krawędzi lasu. W pierwszej chwili parę osób pojawiło się w drzwiach, wołając o co chodzi. Typ zawołał, że złodziejka próbowała go okraść. Że ją prawie złapał i jest ranna, ale ona mu też przetrąciła nogę i pobiegła w “tamtą” stronę, wskazując, gdzie rzeczywiście Robin uszła. Próba wytłumaczenia im co się stało nie udała się. Stała za daleko, a Skurwiel, który współpracował z Acierno zagłuszał ją swoimi krzykami.
- Tam jest ta złodziejka! To ona! - krzyknął chłop również, gdy tylko usłyszał Robin. - Blady, Głośny, musimy ją złapać! Jest ranna! - wymieniona dwójka po krótkiej chwili konsternacji się zebrała i ruszyła w kierunku, z którego Robin wykrzykiwała. Reszta wyglądało na zdezorientowanych całymi tymi nocnymi wrzaskami.

Robin miała dość. Mogła niby zastawić wnyki, a że biegała szybciej i widziała w nocy dałaby radę posyłać strzały nie wiadomo skąd. Tak, w lesie "łowcy" szybko staliby się jej ofiarami... ale ta dwójka niczym jej nie zawiniła, a nie chciała mieć krwi na rękach. Niewinnej w każdym razie. Bo tego od siekiery...
Myśli rwały się jej, a ręce trzęsły gdy w bezpiecznym miejscu poprawiała wcześniej zrobiony prowizoryczny opatrunek.

Zarówno dzień jak i noc należały do tych, o których Robin chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Nigdy nie umiała się wysławiać, a temperament i emocje nieraz dawały o sobie znać, ale teraz to już była katastrofa. Choć nie, był także zysk. Dostała siekierę całkowicie "gratis za darmo". Ze złością cisnęła ją w krzaki. Oczywiście to miejsce i tak zapamięta, akurat pamięć miała dobrą. Tak jak całą noc. A wioskowi sami są sobie winni. Skoro nikt się nie zdziwił, czemu rzekoma złodziejka mówi o uwięzionym niedaleko ich krajanie i czemu nie uciekła wcześniej. Jeśli będzie musiała, zrobi wszystko sama. Albo po prostu dopilnuje, żeby Hrabia dowiedział się, jak próbowano go oszukać.
To że nie miała dowodów jakoś nie docierało póki co do jej rozgorączkowanego umysłu.


Gdy wróciła do reszty podkradła się do budynku, i patrząc przez szczeliny zauważyła Rudolfa śpiącego niedaleko ognia i jeszcze dwóch w kącie. Gdy chciała wśliznąć się bezszelestnie do środka i obudzić Bednarza udało się jej to połowicznie. Nawet w dwóch trzecich. Gdy zrywał się, obudzony łomotem upadającej broni przestraszyła się. Ale naprawdę nieprzyjemnie się zrobiło, gdy zauważyła, że poza Rudolfem nikt się nie rusza.
- A myślałam, że to ja miałam ciężką noc - wypaliła.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 03-02-2019, 12:40   #269
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Fay nie czuła się najlepiej, ze względu na wydarzenia ostatniej nocy. Hrabia chyba też nie. Postanowiła sobie, że nie będzie już o tym wspominać, ale z jakiejś przyczyny wypowiedziane przez ducha nazwiska nie chciały jej wyjść z głowy. Skoro jednak Acierno się nie przejmował, to chyba ona też nie powinna. On był wojownikiem i miał wszystkich bronić. Ona miała robić jeść. Prowizorycznie opatrzona rana na ręce dawała się jej trochę we znaki, ale i tak uznała, że to niewielki koszt w obliczu niebezpieczeństwa, które jej groziło.

Gdy dotarli do zajazdu Fay poczuła, że musi porządnie odpocząć i nie ma już ochoty na dalsze przygody. Jakiekolwiek przygody. Odmówiła hrabiemu najuprzejmiej jak potrafiła, tłumacząc się potrzebą szybkiego odpoczynku i odrobiny samotności. Podziękowała mu też za opiekę i pochwaliła za odwagę, choć jak uznała zrobiła to z grzeczności i zdecydowanie na wyrost. Niemniej jak jej się zawsze wydawało, tego co ma pieniądze lepiej jest chwalić niż nie.

Następnego ranka, porządnie wyspana Fay uznała całą sprawę z duchem za niebyłą. Tak przynajmniej postanowiła, bo zaraz po przebudzeniu zdołała bez zająknięcia wymienić cztery nazwiska. Może jednak rozpyta o nie w wiosce? Była jednak na tyle zadowolona, że szybko zeszła na dół i wepchała się do kuchni tłumacząc, że wielmożny Pan Hrabia życzy sobie, aby to ona przygotowywała mu posiłki. Nie chciała robić awantury, ale też nie mogła znieść bezczynnego siedzenia więc zaoferowała swoją pomoc przy porannych pracach. W końcu dwie ręce do pracy, to zawsze dwie dodatkowe ręce, które pozwolą ulżyć służbie i żonie karczmarza. Jedzenie w zajeździe nie powalało na kolana, ale podpatrzyć kucharza przy pracy to zawsze dobra rzecz, zwałaszcza, że wczorajsze warzywa były zrobione wyjątkowo dobrze.

Rozpytała też o piwo i alkohole zamawiane tutaj rejestrując wszystko w swojej dobrej pamięci i skleconym kilka dni temu notatniku. Nie mogła się już doczekać kiedy wróci do miasta sprawdzić ceny na targu. Kiedy zaś hrabia się najadł poprosiła go uprzejmie, aby nie zapomniał o niej i jej pracy, gdy już wrócą do miasta. Dla kucharza sława była równie ważna co umiejętności. Niejeden bogacz, zje z zadowoleniem co mu podadzą, jeśli tylko wie, że posiłek przygotował ktoś znany.

Dalej było już tylko lepiej i słońce w drodze przegoniło dziewczęce smutki. Gdy zaś dołączyli do pielgrzymów Fay wmieszała się pomiędzy nich wymieniając plotki i słuchając wieści ze szlaków handlowych. Liczyła wielce, że w końcu uda jej się zwietrzyć jakiś dobry interes.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 03-02-2019, 13:17   #270
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Emmerich Saufer

- No, przynajmniej Ty się stawiłeś do pracy - powitał go Gustav Bednarz. - I jak, tyłek nie boli od kobylnicy wczoraj? No to siadaj i do roboty - wskazał mu miejsce. - Na początek ćwiczenia na kijku, potem spróbujemy z klepką. A wiesz ty - podał mu kawałek drewna - czym różni się dobry bednarz od takiego ot początkującego?
Emmerich pociągnął nosem i pokręcił przecząco głową.
- Widzisz synu, taki początkujący - jak Ty, gdy się już podstaw nauczysz - to może robić ino beczki na suche. Gwoździe, tytoń, zboże czy nawet warzywa, to w takich beczkach można trzymać. Bo one nie będą szczelne, o nie, synu. Jak już parę miesięcy, albo z rok się pouczysz, to będziemy mogli twoje beczki sprzedawać do przechowywania prochu albo mąki. To niby też sypkie, ale wilgoć do środka nie może się dostać. No, ale chwytaj za ośnik i pracuj, a nie tylko się gap. Uszy do słuchania, reszta do roboty!

- Na czym to ja... a tak... jak już wprawy nabierzesz, to zaczniesz robić, balie, wanny, wiadra... wszystko to, co nie wymaga wyginania klepek, ale musi być szczelne. A jak klienci będą zadowoleni, to w końcu weźmiesz się za najważniejsze - beczki do przewozu płynów. Najtrudniejsze są beczki do piwa, bo piwo gazuje i rozsadza beczkę od środka.
- A potem co?
- nie wytrzymał i zapytał czeladnik.
- Potem? - zafrasował się bednar. - Potem to już nic. No chyba, że beczki na tran byś robił. To już najlepsi bednarze muszą robić - huknął się w pierś.
- A... czemu?
- Jak to czemu? Tran może zgnić, jeżeli przedostanie się do środka powietrze. A beczka podróżuje na łodzi przez długi czas. I powietrze nie może się dostać do środka. Dlatego wielorybnicy mają na pokładzie przynajmniej jednego mistrza bednarskiego. No, dość tych głupot, chwytaj się roboty. Pokaż, co pamiętasz.

 
Gladin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172