Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2019, 15:39   #281
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Dzień 7


Śnił znó o Nuln, kiedy nagle poczuł bolesny kopniak w żebra.
- Wstawaj hultaju! – usłyszał krzyk. Otworzył oczy i zobaczył mężczyznę, którego chyba znał w poprzednim życiu – Nic tu po tobie, zbieraj swoje manatki i wynocha!
Drago z trudem podniósł się z ziemi. Popędzany przez krzykacza, chwycił swój płócienny worek i zataczając się wyszedł ze stajni, w której przepracował większość swojego dorosłego życia. Mężczyzna rzucił jeszcze za nim kilka wyzwisk, ale Drago już go nie słyszał. Ruszył gościńcem przed siebie. Znów zachciało mu się jeść, usta miał suche jak wiór, jeśli zaraz nie napije się wody…
Vermin, muszę znaleźć Vermina, pomyślał i skręcił w kierunku baraków, gdzie mieszkał szczurołap. Kiedy wszedł do izby zauważył żołnierzy z garnizonu. Od nich dowiedział co się stało. Brzuch przeszyło po lodowate ostrze, musiał przetrzymać się pryczy, żeby nie upaść. Czując nasilające się mdłości wybiegł z baraku a potem zaszlochał.
Wieczorem, gdy żegnano jego przyjaciela, trzymał się z dala, obserwując uroczystość ukryty w cieniu, za nagrobkami. Nie odważył się podejść bliżej, nie chciał swoją obecnością niszczyć tak doniosłej chwili. Vermina nie pochowali jak zwykłego szczurołapa, zauważył na pogrzebie kilku oficerów z garnizonu. Czuł rozpacz, ale i dumę. Gdy cmentarz opustoszał, Drago w końcu wyszedł z ukrycia. Usiadł obok świeżo ukopanego kopczyka.
- To nie tak powinno się skończył przyjacielu. Co ja powiem Adelaidzie jak wróci? – westchnął ciężko – Gdybym nie był tak żałośnie słaby, pomściłbym cię Ver. Ty byś mnie pomścił, ale jak nigdy nie będą tobą. Nigdy nie zostanę bohaterem.
Gdy skończył już czuwanie ułożył się na zimnej ziemi. Cmentarz chwilowo stał się jego nowym domem.

Dzień 8


Skoro i tak już jestem tu skończony, co mi zależy…pomyślał Drago po czym przysiadł na ziemi i wyciągnął ręce żebrząc o pieniądze i jedzenie. Na turniej zjechało wielu gości, także tych zamożniejszych, więc liczył, że ktoś okaże mu litość i rzuci parę miedziaków lub chociaż kupi coś do jedzenia. Z tęsknotą spoglądał na kramik z piwem rozstawiony przez browarnika, nie pamiętał już jak smakuje złocisty płyn, choć domyślał się, że to niemal nektar bogów.
W pewnym momencie ją zauważył. Przechodziła obok, trzymając w rękach łuk. Przerażony zbladł jakby zobaczył upiora. Skłonił nisko głowę mając nadzieję, ze go nie rozpozna. Poczuł że w płucach brakuje mu tlenu i kręci mu się w głowie. Medycy nazwali by to atakiem paniki. Bliski płaczu wstał i oddalił się po za plac. Nie wiedział co ma robić dalej. Dokąd uciec? Czuł że jest w potrzasku.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 10-02-2019 o 15:42.
waydack jest offline  
Stary 10-02-2019, 22:39   #282
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Dzień 7.

W końcu dotarł do domu. Wpadł na chwilę przywitać się z rodziną, która już się o niego martwiła, że niby gdzieś zginął po drodze. Zbył ich machnięciem ręki, krzyknął, że pogadają przy kolacji i już go nie było. Gnał spotkać się z Rozamundą. Zaskoczył ją tą wizytą.
- Przepraszam Rozi, że tak w pośpiechu, ale urwanie głowy mam. Ja z prośbę wielką - użycz mi na jeden dzień swojego lustereczka. Przyjdę jutro oddać, przyniosę coś słodkiego i opowiem Ci historię o upiorze elfiej panny, którą spotkałem ubiegłej nocy - dziewczynie oczy się rozszerzyły. Rudolf miał nadzieję, że z zainteresowania. Ale lusterko pożyczyła.
- Dzięki Rozi, wymyślę coś, żeby Ci się odwdzięczyć. Do zobaczenia jutro! - posłał jej uśmiech i już go nie było. W drodze powrotnej zaszedł do browaru.
- Dobry wieczór! - krzyknął na powitanie.
- Witaj - wyszedł mu na spotkanie Andreas. - Co Cię sprowadza?
- Emmericha szukam, jakiegoś młodego tileańczyka ponoć zna, który roboty szuka.
- Znowu kogoś zatrudniasz? -
zdumiał się piwowar.
- A co mam być gorszy - uśmiechnął się. - Też sobie dwójkę pomocników zatrudnię.
- Ech
- machnął Saufer ręką. - Więcej kłopotów niż pożytku z nich. Jeden nie wrócił. Drugą żona chce wygonić, że niby za ładna - dokończył szeptem. - Emmerich! - ryknął. - Chodź tu! Twój pryncypał Cię szuka!
Po chwili wyłonił się chłopak, pociągając nosem.
- Emmerich, miałeś jakiegoś chłopaka obrotnego mi przyprowadzić, tileańczyka.
- Tak, ale pana Rudolfa nie było, to nie wiedziałem…
- Tak, tak, ale teraz chciałbym go zobaczyć. Znajdź mi go i przyprowadź do mnie do warsztatu, będę tam na was czekał.

Gdy chłopak wybiegł, Rudolf pożegnał się z sąsiadem i wrócił do warsztatu. Sprawdził, co się zmieniło przez dwa dni jego nieobecności. Gdy w końcu pojawili się chłopcy, gestem zaprosił ich do środka i siadł na ławie.
- Dzięki Emmerich, wracaj do siebie. Ciebie jak zwą?
- Carlo, signore
- niepewnie przestąpił z nogi na nogę.
- Jestem Rudolf Bednarz. Wraz z rodziną prowadzę całkiem dobrze prosperujący warsztat. Szukam sprytnego chłopaka do roboty. Jesteś sprytny?
- Si, signore, bardzo sprytny.
- A co potrafisz?

Carlo, który podobną rozmowę odbywał dzisiaj już drugi raz, zaczął szybko wymieniać.
- Biegle znam tileański, potrafię cicho chodzić i chować się tak, żeby nikt mnie nie zauważył, potrafię dostrzec to, czego inni nie widzą i znaleźć to, co ukryte, wiem jak znaleźć pułapki, mam zręczne dłonie, umiem słuchać co w trawie piszczy, umiem przekonująco mówić, znam się na wartości różnych przedmiotów, umiem udawać inne osoby, jestem dyskretny, umiem liczyć do trzydziestu…
- Fiu, fiu -
przerwał mu Rudolf i potarł szczękę. - No to faktycznie mi się nadasz do roboty. Moja propozycja jest taka. Oficjalnie będziesz dla mnie pracował sprzedając beczki. Będziesz szukał kupców, reklamował. Od każdego złota, które ja dostanę z Twojej sprzedaży, srebro będzie dla Ciebie. Jeżeli sprzedasz beczkę za 3 sztuki złota, 3 sztuki srebra będą dla Ciebie. Ale - uniósł palec - tylko dla nowych klientów. Oczywiście, musiałbyś się zapoznać z produktami, ale ponoć zdolny jesteś tak? - łypnął na chłopaka.
- Si signore, si - Carlo niepewnie przestąpił z nogi na nogę. - Signore powiedział, że oficjalnie. A… nieoficjalnie?
- No tak, faktycznie powiedziałem. Nieoficjalnie chcę, żebyś zbierał dla mnie informacje. Chcę wiedzieć o różnych rzeczach. Na niektórych wymyślę, jak zarobić. Jak informacja będzie cenna, to będzie premia.
- A… jeżeli nie będzie cenna?
- Będę Ci dawał jedno srebro za każdy dzień, kiedy przyniesiesz mi jakieś nowe informacje. Pasuje?
- Pasuje, signore, chiaro.
- To świetnie. Słuchaj dalej. Szczególnie interesują mnie informacje o takich osobach: skryba dorfrichtera, Magnus Dunna, to raz. Strażnicy miejscy, zwłaszcza Hugo Becker. To dwa. Gospodarz z Weileburga, Magnus Richthofer, to trzy. Acierno Vicenze to cztery. Pojmany przez niego bydłokrad, zwany Konradem, to pięć. Zapamiętałeś?
- Si signore, mam świetną pamięć.
- No tak, jeszcze coś. Gdybyś trafił na jakiegoś kapłana, najlepiej Morra. Albo elfiego kapłana. Daj mi znać jak najszybciej. I jeszcze… ktoś, kto podejmie się wymierzenia sprawiedliwości, niekoniecznie w białych rękawiczkach, łapiesz?
- Si signore, chiaro.
- Szukam też trzech osób, Hansa Notzuchta, Soerena Tumulta i Lutpolda Gewalta. Zapamiętasz to wszystko?
- Si signore, si…
- niepewnie potwierdził Carlo.
- Pisać i czytać pewnie nie potrafisz, co? - chłopak pokiwał przecząco głową. - No nic, trzeba Cię będzie nauczyć. Na razie staraj się zapamiętać, a ja Ci będę przypominał, gdybyś zapomniał. Te trzy osoby chcę znaleźć, ale tak, żeby o tym nie wiedziały, że ich szukam. Za informacje o nich płacę srebro ekstra. Za każdego. No dobrze. Pojutrze rano przyjdź, żeby się pouczyć towarów.
- Signore, a te beczki sprzedawać, to dużo czasu by mi to zajęło?
- Carlo czuł, że medyk nie byłby zadowolony, że wziął drugą robotę.
- Jak Ci pasuje - machnął ręką rzemieślnik. - Coś musisz robić, bo się ludzie zaczną dziwić, że Cię trzymam w robocie. No i tobie się przyda zawsze trochę pieniądza. A i mnie parę beczek sprzedanych więcej się przyda. Ale czy będziesz to robił przez cały dzień, godzinę dziennie czy dwa razy w tygodniu, to dla mnie bez różnicy. A teraz mam dla Ciebie zlecenie specjalne…

- Jutro będzie turniej strzelecki. Weźmie w nim udział moja przyjaciółka, Robin. Robin Haube. Cieszyłbym się gdyby go wygrała…
- Carlo spoglądał na rzemieślnika nie całkiem rozumiejąc, co on ma z tym wspólnego. Przestąpił więc nerwowo z nogi na nogę. - I właśnie tu możesz mi pomóc. Gdyby jej konkurentom przypadkiem słońce w oczy świeciło akurat wtedy, gdy celują… to mogłoby jej pomóc. Gdybyś się więc przypadkiem - wyciągnął lusterko pożyczone od Rozamundy - znalazł coś błyszczącego, co odbija słońce. I przypadkiem znalazł się w takim miejscu, żeby nikt Cię nie złapał i nie zauważył. Koronę dam, jeżeli wygra turniej. Pół korony, jeżeli nie wygra, ale się postarasz. To, jak, dasz radę? - spojrzał wyzywająco na młodzieńca.
- Dam radę. - Bednarz zrobił na nim dobre wrażenie. Był konkretny i nie owijał w bawełnę, gdy chciał mieć zrobione coś niezgodnego z prawem. Mówił jak cappi rodzin. Tileańczyk spodziewał się, że na tej współpracy może dobrze zarobić. - Don Rudolfo, ruszam się przygotować. Arrivederci - pożegnał się i chwycił lusterko.
- Tylko to ma do mnie wrócić - rzucił za nim na odchodne.
Gdy tylko chłopak wyszedł, Rudolf wziął swój notatnik kupiecki i zanotował w nim: Hans Notzucht, Soeren Tumult, Lutpold Gewalt
 
Gladin jest offline  
Stary 11-02-2019, 19:07   #283
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Dzień 7

Zebrali się wieczorem przy stole całą rodziną. Tylko Jarla spała - chwała bogom - w dawnej sypialni Rudolfa. Mężczyźni siedzieli przy stole, popijając powoli piwo i odpoczywając po całodniowej pracy. Kobiety krzątały się przy kuchni od której dolatywał zapach bigosu z grzybami.
- To już ostatnia porcja kiszonej kapusty - stwierdziła matka, stawiając parującą misę na stół. Obok Hanna postawiła drugą z gotowanymi ziemniakami.
- Nie frasuj się złotko - uspokajał ją ojciec. - Wiosna już się zbliża do końca, jedzenia nie zabraknie.
Kobiety dosiadły się i jakiś czas wszyscy milczeli zgodnie jedząc. Po posiłku ojciec wyciągnął kapciuch, nabił fajkę i zaczął palić. Rudolf popijał piwo.
- Słuchajcie, biedny Siggy nie miał żadnych krewnych? - spojrzał przy tym na Ulrykę. Ta pokręciła głową.
- Jeżeli nawet jakiś miał, to nikomu o nich nie mówił. W sumie niewiele mówił o sobie mimo, że był pogodny i towarzyski. Nie było kogo powiadomić, żeby pogrzeb nawet zorganizował.
- Tak sobie myślę. Jak nie ma krewnych, to dorfrichter jego chałupę przejmie. A ta chałupa w sam raz dla nas by się nadała. Leży tuż obok warsztatu. Otto mógłby tam z rodziną zamieszkać
- kiwnął do brata, który właśnie próbował wsunąć rękę pod spódnicę żony. Hanna bardziej była jednak zainteresowana słowami Rudolfa.
- Coś w tym jest, co mówisz - zamyślił się ojciec, puszczając kółka z dymu. - Tylko jak się teraz do tego zabrać?
- Magnusa bym pominął. Próbowałem już go podpytać o chałupę do kupienia. Ale odkąd nakryliśmy go w lesie, boczy się na mnie
- wtrącił się Rudolf.
- To trzeba by się mi udać do samego dorfrichtera - podsumował w zadumie ojciec. - Dobrze by było, gdyby jakieś cacko z dalekich stron się trafiło, on lubi takie rzeczy. Rudolf, Ty masz różnych dziwnych znajomych, popytaj się tu i ówdzie. A pomysł dobry - kiwnął najmłodszemu z uznaniem. - Jutro turniej strzelecki, to będzie dobry moment, żeby z nim porozmawiać. Zajmę się tym. Ty - wskazał na Rudolfa - pogadałbyś z jego córką, jakoś temat na naszą stronę pociągnąć.
- Dobrze, odwiedzę ją jutro wieczorem. I tak miałem to w planach - zgodził się najmłodszy. - Ale, Urlyka, pamiętasz jak pytałem o poezję tego elfa, Leafdew? Na rozmowę z Rozamundą by się nadało, ona lubi wiersze. Jak nie ma żadnego tomiku wierszy bo naszemu, to może dałoby się zorganizować wieczorem poetycki? Jakbyś z nim zagadała i się zgodził, to mógłbym Rozi zaprosić. Albo jeszcze lepiej, mogłaby go mu zorganizować. Pogadasz z elfem?
- Wieczór poetycki?
- prychnęła. - To ona taka głupia, żeby uwierzyć, że Ciebie poezja interesuje?
- Ulryka!
- zgromił ją ojciec. - Brat gada do rzeczy. Zajmiesz się tym jutro. I żadnego sprzeciwu - spojrzał na nią surowo.
W sumie, to ziemia hrabiego. Ja bym z Robin Haube porozmawiał, ona dobrze widziana u niego. Może coś pomoże?
- Się z Ciebie kobieciarz zrobił, no no - nie wytrzymała siostra. Tym razem matka ją uciszyła, chwytając ścierkę i trzaskając, ale Ulryka tylko uchyliła się ze śmiechem.
- A ja bym całkiem Magnusa nie pomijała - wtrąciła się Hanna, bratowa Rudolfa. - Spróbuję z nim porozmawiać.
Senior rodu pokiwał głową na zgodę.
 
Gladin jest offline  
Stary 11-02-2019, 23:19   #284
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dzień 7

- Baderhoffowie, dobra rodzina. Tak. Córka od zawsze była oczkiem w głowie ojca. Nie uznaj tego za coś niemiłego, ale nic dziwnego że nie chce jej od tak oddać. A i Sara się go obawia, znając jego reakcję. Sam mówisz, że niedawno się zjawiłeś tu i ojciec może nie widzieć tej pewności jaką masz jej zapewnić na resztę życia. - słowa kapitana wybrzmiewały mu w pamięci. Głównie dlatego, że były trafne. Będzie się musiał z dobrej strony w mieście pokazać, nim zdobędzie zgodę na ich ślub.

Borys jak na warunki Imperium był znakomicie wykształcony. Nie był żadnym profesorem jednak znał się na wielu rzeczach. Studia otworzyły mu też oczy na bardzo wiele aspektów życia. Nigdy nie miał szansy wykorzystać zdobytej wiedzy w praktyce ale i finansach w szkole uczyli całkiem sporo. Skierował swoje kroki do Młynarza. Tam dowiedział się, że Gierig udzielił mu pożyczki w wysokości tysiąca złotych koron. Oczywiście pod zastaw 1/4 własności młyna. Jeśli nie zostanie spłacona w rok, który miał minąć za około miesiąc. Ta cześć młyna przechodziła na własność lichwiarza. Dług natomiast istniałby dalej. Sprytny pomysł by z czasem zająć całą nieruchomość. Borys postanowił działać. Poszukać kogoś kto młyn wykupi. Dostrzegał oczywisty wzorzec w działalności Gieriga. Zdobywał nieruchomość, za nieruchomością... Potwierdził też po drodze swoje obawy dotyczące miejscowego cyrkowca. Chłopak się powiesił a dzień później jego dom był już własnością lichwiarza. Przypadek? Nie zdaniem Borysa. Długi odbierały ludziom nie tylko złoto ale i rozum.

Kislevczyk sporządził w głowie listę osób które powinien odwiedzić. Byli na niej bogacze ich miasteczka. Tacy którzy mieli środki na choćby częściowy zakup młyna. Zasadniczym było pytanie czy mają ku temu chęci?

Benito Sangovesi został dostrzeżony przez Borysa w jego karczmie. Akurat odpoczywał przy stoliku na uboczu swojej restauracji.

- Panie Benito. - Borys skinął głową Tileańczykowi. - Miałbym do Pana sprawę w interesach. Mogę zająć kilka minut?
- Proszę usiąść - wskazał Borysowi miejsce.
- Dziękuję za poświęconą uwagę don Benito. Postaram się go nie marnować i z szacunku przejdę od razu do sedna. Przyszedłem zapytać czy interesuje Pana lub pańskich Tileańskich przyjaciół ekspansja w tym mieście?
- Ekspansja? - spojrzał na Borysa.
- Poszerzenie swoich interesów. Mówiąc precyzyjnie. Nasze miasto ma wręcz genialne położenie. Przecinają się tu szlaki z Bretonni, Tilei, Księstw granicznych i Imperium. To idealne miejsce do rozwoju. - podsumował Borys.
- Si. Nie narzekam na klientelę i to jak biznes się kręci. Dobry pomysł, robić to co się lubi, dobre miejsce i wszystko idzie, jak powinno. Ale kolejnej restauracji stawiać tu nie widzę sensu.
- Nie mam na myśli restauracji. Czy Pana cele sięgają dalej? Chciałby Pan poszerzać swoje interesy? - Borys był ciekawy czy Tileańczykowi wystarczy restauracja.
- A może byś do konkretów przeszedł? - spytał retorycznie Sangovesi. - Zdaje się, że masz coś na myśli, tylko jakoś okrężnie to przekazujesz.
- Życie nauczyło mnie jednak ostrożności don Benito. Stąd chciałbym wiedzieć czy chciałby Pan poszerzyć interesy. Jeśli nie i restauracja kończy pańskie plany w tym miejscu. Nie ma co zawracać głowy. Powiem jednak by nie pomyślał pan, że Pana zwodzę. Nie to jest wszak moją intencją tylko wspólny interes. Jest nieruchomość którą można nabyć w dobrej cenie. Gotowy interes, trzeba jednak mieć środki i nie bać się Gieriga. Próbuje bowiem on już tam wcisnąć swoje łapy. Zresztą jak wszędzie gdzie są duże pieniądze.
- Mnie też wiele życie nauczyło - uśmiechnął się Benito, spoglądając na Borysa, który mógłby być jedno synem. - Gieriga się nie boję, jasna sprawa. Restauracja jest czymś, czym chciałem w tym miejscu. I tyle odpowiem, nie rozmawiając o konkretach.
- Rozumiem don Benito. Prosiłbym o dyskrecję w takim razie. Niezależnie od wyniku naszych rozmów. Jest do nabycia Młyn. Transakcji trzeba dokonać w miesiąc. Cena rynkowa to trzy tysiące złotych koron. Cena zakupu byłaby o pięćset koron mniejsza. Młyn działa i przynosi dochód. Jest jednak źle zarządzany pod kątem handlowym. Produkty ma dobre ale na sprzedaży mógłby lepiej zarobić. Zwłaszcza w takim miejscu jak nasze miasto. Młynarz nie ma dzieci sił i motywacji by dalej go prowadzić. Gierig już pcha łapy, stąd miesiąc na domknięcie transakcji. Młyn to pewny biznes. Ma też jednak i inne zalety. - Borys wyjaśnił don Benito sytuację.
- Nie, to nie dla mnie - pokręcił głową. - Dyskrecję oczywiście zachowam. Mogę jednak popytać kiedyś wśród przyjaciół. Jeśli chcesz.
- Jeśli są poważni i dyskretnie jak pan don Benito. - Borys był szczerze zadowolony z propozycji Tileańczyka. Choć zapewne jedynie kurtuazyjnej. - Młyn jest przy rzece a obok niego do końca miasta jest tylko rudera. Dużo miejsca na rozbudowę. Tylko czy w powiedzmy dwa, trzy tygodnie zdobyłby pan rozeznanie? Potem zgarnie to Gierig. Jak wiele nieruchomości w mieście. - Borys skrzywił się na koniec.
- Zapytam. Nie wiem, może ktoś w tym czasie podejmie decyzję. Może nie…
- Gdyby sprawa się jednak posunęła do przodu proszę dać znać. Mieszkam w gospodzie pod “Czarnym Orłem”. Wyjeżdżam teraz na trzy tygodnie mniej więcej. Jak wrócę będzie tydzień na formalności. Gdyby komuś się spieszyło proszę dać znać kelnerce. Interes do Pana Bogdanova. Da znać komuś dyskretnemu i zaufanemu. Zgłosi się wtedy do Pana.
- Bogdanov, zapamiętam. Jeśli, coś na rzeczy będzie, odezwę się.
- Szukam również częściowych inwestorów gdyby ktoś nie miał całej sumy. Gdyby z kolei Pan potrzebował pomocy w interesach tu na miejscu zawsze służę pomocą. Dziękuję i za czas i uwagę. No i owocnego utargu w taki dzień jak dziś don Benito.

Dzień miał się już ku końcowi. Borysowi zostało jeszcze kilka spraw. Spacer z Sarą i rozmowa z Wolfgangiem. No i miał nadzieję, że Drogo się znalazł. Vermin chciałby, żeby ktoś pomógł jego przyjacielowi w potrzebie.
 
Icarius jest offline  
Stary 12-02-2019, 11:02   #285
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
 DZIEŃ 7

Nawet gdy grabarz dowiedział się o lokalizacji skradzionych przedmiotów, wykazywał typowe sobie niewzruszenie.
- Jak wiesz gdzie to, to trza by było odzyskać. No – odparł Cathelyn. - Pójdziem, jak ino grób wykopię.
Podniosła lekko brew i zapytała go wprost:
- Dla kogo?
- Dla tego szczurołapa ode mnie ze wsi. Bohateeerem - celowo sarkastycznie przeciągnął chcąc pokazać wyniosłość słowa - chciał być. No i teraz grób mu trza kopać. A tego nawiedzonego, co mu w krypcie pozwoliłem zamieszkać, jak zwykle nie ma, jak mo być.
Cathelyn sięgnęła do pamięci. Zmarł chyba ten, co nie gadał. Chłopak nazywał się Vermin.
- Mogę ci pomóc - odparła. - Odnoszę wrażenie, że ostatnio bywam na cmentarzu częściej, niż akolita.
- Jak ino chcesz machać, to machaj - usłyszała w odpowiedzi.
Tak też zrobiła. Razem udali się na miejsce, gdzie Crossman towarzyszyła Borysowi. Potem poprowadziła go do małego kopczyka w okolicy. Wykopali drugi dół, ten jednak nie był pusty. Na miejscu rzeczywiście leżały fanty z kaplicy. Wtedy, niby to przy okazji, Cathelyn zapytała czy mężczyznę nie interesuje współpraca do momentu powrotu akolity. Ostatecznie Hippler przystał na jej propozycję, pozwalając mieszkać przez ten czas w krypcie, tak jak wcześniej Abelard. Jednocześnie, co zaraz twierdził, od teraz spadała na nią odpowiedzialność za wszystko, co działo się na cmentarzu. Przytaknęła mu, acz dodała jeszcze:
- W porządku. Potrzebuję jednak podstawowych środków, choćby na przeżycie. Do kogo powinnam się z tym zgłosić? Ostatecznie sprawy duchowe dotyczą całego miasta, więc ktoś musi tu płacić za takie rzeczy.
Po wszystkim odniosła skradzione fanty z powrotem do kaplicy i wyczyściła je z ziemi. Odprowadzając wzrokiem mężczyznę, zastanawiała się, czy nie zdziwiło go, z jaką łatwością wskazała miejsce ukrycia liturgicznych bibelotów. Ostatecznie przecież, sama je tam umieściła.
Resztę dnia spędziła na granicy głodu. Naprawdę potrzebowała tych pieniędzy, a miała przecież do wykarmienia jeszcze Bonesa, który już od jakiegoś czasu patrzył na nią z wyrzutem. Aby zapomnieć o ucisku w żołądku, przechadzała się po kaplicy, bacznie zaglądając w każdy kąt. Jeśli nadal nie znalazła sposobu na sforsowanie zagadkowego przejścia, postanowiła zapytać o nie w przyszłości Hipplera.
Głód nie dawał o sobie zapomnieć. Gdy potem była świadkiem anomalii na rzece, sądziła że widok jest efektem zmęczenia. Wtedy jednak przypomniała sobie słowa przepowiedni, które usłyszała jeszcze tak niedawno.
Oczywiście, za wynaturzeniem musiał stać Chaos. Zmroziło ją wręcz, kiedy pomyślała o Bogu Krwi, zwanym Khorne. Zastanawiała się, czy ktoś aż tak potężny mógł stać za zjawiskiem. Prowincjonalne miasto zdawało się zbyt mało istotne, choć któż wiedział jaką logiką posługiwały się istoty mroku. Układanka w jakiś sposób pasowała również do postaci wampira, jakiego nocny gość także wymieniał.
Wieczorem odbył się pogrzeb Vermina. Stawiła się na nim, lecz obserwowała wydarzenie z daleka. W grupie zebranych nad grobem osób rozpoznała kilku dawnych towarzyszy.
Po wszystkim odwiedziła jeszcze na chwilę ,,Czarnego Orła”. Postanowiła gościć tam co dzień o podobnej porze. Czekała tam już niepozorna, ale być może przydatna osoba.

Carlo pożegnał się z Borysem i usiadł na podłodze pod ścianą czekając, czy może Catalina pojawi się w gospodzie. Już miał dać za wygraną, gdy weszła kierując się do kontuaru. Dogonił go, gdy właśnie rozmawiała z barmanką.
- Signorina - delikatnie ją dotknął w ramię, żeby zwróciła na niego uwagę. - Buona sera. Może miałbym dla signoriny coś ciekawego. Poczekam na zewnątrz - dla podkreślenia słów wskazał ręką drzwi. Po czym odwrócił się i wyszedł, zerkając przez ramię, czy zrozumiała.
Czekał na zewnątrz, a gdy wyszła gestem wskazał, aby odejść kawałek dalej. Cathelyn szła za nim bez pośpiechu. Pocierając dłonie na chłodnym powietrzu, spojrzała ponownie na chłopaka.
- Jest ktoś, kto szuka kogoś, do wymierzenia sprawiedliwości niekoniecznie w białych rękawiczkach. Czy signorinę interesowałaby taka osoba?
Skinęła głową, jednocześnie podnosząc palec.
- Tak. Ale będę z tobą szczera. Nie mam dziś pieniędzy. Dlatego, żebyś potem nie miał pretensji, sam zdecyduj czy warto robić na kredyt. Bo jako starsza koleżanka, podpowiem ci: zazwyczaj nie.
- Dzięki za ostrzeżenie, ale myślę, że nie stracę - wyszczerzył się. - Panienka pogada z don Rudolfo, bednarzem. Mieszka ot tu blisko, może jeszcze nawet w warsztacie jest. Panienka powie, że ode mnie wie, buone?
Zmusiła się, aby poczochrać włosy chłopaka. Nie lubiła gówniarzy, mało z resztą kogo lubiła. Do tego smarkacza potrafiła mimo wszystko poczuć cień sympatii.
- Znam trochę Rudolfa, to rozsądny człowiek - odpowiedziała. - Na tyle mądry, aby nie dzielić się z pierwszą lepszą podobnymi informacjami - to dodała już do siebie. - Mam u ciebie dług, młody.
Zaszkodzić czy pociągnąć za język jednak nie szkodziło. Przy czym czuła się już solidnie zmęczona, więc zaplanowała wizytę na kolejny dzień.

Było już późno, gdy skierowała kroki z powrotem do kaplicy. Legła wreszcie na ziemi, z trudem oddając się w objęcia snu.

 DZIEŃ 8

Ósmego dnia miasto żyło głównie turniejem strzeleckim. Crossman średnio interesowało to wydarzenie, lecz przybyła na sam jego finał. Co ciekawe, uczestniczyła w nim ta młoda łowczyni, którą zdążyła już poznać. Zdawała się mieć nie lada talent, lecz ostatecznie musiała oddać palmę pierwszeństwa Heyerowi. Robin przyjęła porażkę z klasą, czego nie można było powiedzieć o pewnym reprezentancie niby ,,wyższej” rasy.
Gdy Cathelyn przechadzała się po mieście, zauważyła Drago, który najwyraźniej został żebrakiem. Zapewne ciężkie przeżycia ostatnich dni mocno wstrząsnęły stajennym. Przez chwilę zastanawiała się nawet czy nie porozmawiać z nim, ale na jakiś czas dała temu spokój.
Poszła wreszcie do Hansa. Mężczyzna chciał ją widzieć możliwie blisko wyruszenia karawany. Trochę wbrew temu uznała, że dzień w jedną lub drugą stronę różnicy nie robił. Tym bardziej, iż zależało jej na ustaleniu kilku spraw przed wyprawą.
Poza tym wszystkim, musiała wreszcie gdzieś porządnie zjeść. Jeśli więc mężczyzna wpuścił ją do środka, najpierw bezpardonowo zaszarżowała w kierunku jego kuchni.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 13-02-2019 o 07:57.
Caleb jest offline  
Stary 14-02-2019, 16:49   #286
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo, dzień 7.

Signorina Catalina mówiła, że wieczorami będzie w gospodzie. Chłopak poszedł więc jej poszukać.
- Buona sera signore medico. Tego Drogo to nigdzie nie można znaleźć - od razu przeszedł do konkretów Carlo, gdy tylko okazało się, że Pod Czarnym Orłem siedzi jego chlebodawca. - Kamień w wodę. Może spłonął w tym pożarze, o którym gadają? Pójdę jutro poszukać, czy jakich szczątek tam nie znajdę. Albo może to on ukradł broń myśliwego i już dawno z miasta uciekł? - zastanawiał się chłopak. - Po tej stronie rzeki jakoś mniej go lubią. Jutro turniej strzelecki, tam sporo dzieciaków pewnie będzie ze wsi, popytam czy kto go nie widział.
- Byłeś w wiosce i stajni gdzie pracował?
- Borys był dorwą i na ile dociekliwy był Carlo.
- Signore medico nie mówił, że on pracował w stajni w wiosce - zmartwił się chłopak. - Ale za to byłem w stajni tutaj pytać. Powiedzieli mi jednak, że jakby się tylko zjawił, to by go od razu na cztery wiatry wygonili, si. Jak wyszedłem z gospody, to od razu całą tą stronę wioski sprawdziłem. Byłem też u Schmidtów, Bednarzy, Sauferów, Stoltenbergów, w garnizonie pytałem. Na cmentarzu u grabarza pytałem. I takiego starszego pana, nie pamiętam, jak on się nazywał. Tego, co tu zaraz obok mieszka - wskazał w stronę rzeki. - Potem na moście i po drugiej stronie. Byłem w młynie pytać. I w sklepie. Nawet tego żebraka, Udo pytałem. I wszystkich w domu artystów. Do wioski już nie zdążyłem dziś zajść. Signore wie, nie miałem nawet całego dnia, a to trzeba starannie. No i ludzie mi jeszcze nie ufają, bo obcy jestem i dzieciak, patrzą tylko, czy im czego nie chcę ukraść. Ale signore medico się nie martwi! Żywego czy martwego, znajdę go. Muszę tylko poznać lokalne dzieciaki, z nimi łatwiej będzie mi się dogadać. Jutro turniej łuczniczy, to na pewno sporo przyjdzie. Popytam co wiedzą. A jak nadal nic, to wtedy zacznę na wiosce szukać i od razu sprawdzę zgliszcza i do myśliwego zajrzę - zakończył raport, przestępując z nogi na nogę.
- Dobrze - Borys dał się błyskawicznie przekonać argumentacji dzieciaka. Może z powodu, że była taka dobra. Może bo sam był kiedyś rezolutnym dzieckiem. On miał jednak ojca i braci. Ten młodzianin nie.
- Jutro jest turniej rób swoje ale też się trochę pobaw. Zaprzyjaźnij się z miejscowymi dziećmi. Kup sobie jakieś drobiazgi. Masz w ogóle jakieś swoje rzeczy prócz tego co masz na sobie?
- Mam nóż i parę narzędzi. Takich, co to mogą się czasami przydać. A to ubranie dostałem od donny Marii, to chyba jeszcze moje stare gdzieś jest.
- Nie chce jej wchodzić w paradę. Wiedz jednak, że nie tylko ona się o Ciebie teraz troszczy. Gdybyś potrzebował z czasem się od niej wyprowadzić zapewnić ci dach nad głową. Tu masz złotą monetę. Kup sobie trochę rzeczy dla siebie. Pobaw się za to z dzieciakami na turnieju. Zaprzyjaźnisz się z nimi. Będzie ci raźniej w mieście ale i łatwiej będzie ci pracować. No i rozsądnie to wydaj a jak coś zostanie to odłóż. To jednak już pewnie wiesz
- Borys się uśmiechnął.
- Grazie signore. Dobrze je wykorzystam. Wszystkie dzieciaki w okolicy będą szukać Drogo. Będzie Pan wiedział o wszystkim co się dzieje… czy to już wszystkie polecenia, signore?
- Codziennie potrzebuje mieć spisane ceny z nabrzeża. Po ile sprzedają a po ile kupują. Przyprawy oraz jedwab i kadzidła to podstawa. To sprzedają u nas z Księstw Granicznych. Dowiedz się też o inne towary na których widać wzmożony ruch. Jesteś obrotny niech ci to ktoś zapisze. O Fay co pracuje w browarze i Rudolfie bednarzu coś słyszałeś cokolwiek? Nasłuchuj gdzie się da o takich co kłopoty finansowe mają. Najlepiej takich co chcą unikać Gieriga. Za dwa dni jadę do Księstw. Jako medyk z karawaną. Nie będzie mnie, ze trzy tygodnie.

Carlo zastanowił się.
- Ale czy po ile kupują i po ile sprzedają to nie to samo? Jak jeden kupuje, to drugi sprzedaje. To mam to zapisać dwa razy? - notowanie cen to było coś, czego nie znał i się obawiał. No, gdyby chodziło o to, żeby jakiemuś kapitanowi zwędzić kawałek kiełbasy to co innego. Ale notowanie cen…
- Masz rację i jej nie masz. Kupcy często skupują od innych kupców określony towar. Do pewnej ceny by potem go sprzedać z zyskiem gdzie indziej. Kupują duże ilości więc i cenę mają lepszą. To ceny powiedziałbym skupu. Ceny sprzedaży to cena zwyczajne. Możesz notować tylko te drugie. Co ile kosztuje na nabrzeżu w poszczególne dni.
- Dobrze, teraz rozumiem
- skłamał gładko chłopak. - To ja będę już leciał. Arrivederci signore medico.
- Wieczorem jutro porozmawiamy jeszcze jak znajdziesz Drogo. Nie zostawię Cię bez pracy i wynagrodzenia na ten okres. Mógłbym cię zabrać ze sobą. Zrobiłbym to nawet z chęcią ale uważam to za zbyt niebezpieczne. Powtórzę też pytanie choć nie lubię tego robić. Fay pracująca u piwowara i Rudolf Bednarz. Co o nich słyszałeś?
- Za wiele nowego to nie słyszałem przez te pół dnia. Głównie tego Drogo szukałem. Ale nie słyszałem, żeby mieli problemy finansowe. Raczej przeciwnie. Bednarz zatrudnia pomocników i nie żałuje na to pieniędzy. Rodzina trochę się o niego martwiła, bo nie wrócił z włóczęgi po lasach, ale dziś już wrócił cały i zdrowy. A co jeszcze o tej Fay… chyba nie mówiłem, ale ona lubi tileańczyków… a u donny Marii uczyła się gotować niedawno. Ją też interesują ceny, ponoć co rano na nabrzeżu chodzi i pyta.
- No widzisz. To już jest coś ciekawego o czym wcześniej nie słyszałem. Przyjdź wieczorem opowiesz mi nowinki z turnieju. Ceny z nabrzeża i ustalimy twój plan pod moją nieobecność.


 
Gladin jest offline  
Stary 14-02-2019, 21:38   #287
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
*** Robin & Rudolf ***

Rudolf chciał pogratulować Robin wyniku. Nie było to jednak łatwe, gdyż takich osób jak on, okazało się być wyjątkowo dużo. Robin cieszyła się sporym zainteresowaniem. Również - jak zauważył Bednarz - damsko-męskim. Wydawało się, że kilku młodych mężczyzn próbowało zaprosić ją na piwo. Ona jednak przeprosiła wszystkich i poszła porozmawiać z innymi uczestnikami turnieju. Postanowił spróbować później.

- Robin, w końcu można się do Ciebie dopchać. Gratulacje, wspaniały wynik - ucieszył się, kiedy w końcu mógł z nią porozmawiać.
- Dziękuję - odpowiedziała, jednak bez radości w głosie.
- Nie cieszysz się? Przecież poszło Ci wspaniale - zdumiał się. - A ja mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Twój udział w sprzedaży strzał - wyciągnął sakiewkę i odliczył trochę ponad dwa karle, które to monety Robin przyjęła.
- Zgodnie z umową - uśmiechnął się i szybko zmienił temat, aby dziewczyna nie czuła się niezręcznie. - Jak tam hrabia? Dzisiaj to chyba nie jest dobry moment, aby z nim rozmawiać o naszym Konradzie? Planujesz iść do niego porozmawiać?
- Dowodów żadnych nie mamy. A słowo szlachcica zawsze nad naszym przeważy. Może śledczy Vereny by pomógł, ale musimy mieć dowody.
- Nie o dowody mi chodzi. Po prostu o przekazanie informacji, że go okłamuje. Można od razu powiedzieć, że pewnie zaprzeczy. Ale jeżeli uważasz, że to ryzykowne, to nie namawiam. Twoją reputację byś na szwank nastawiała. Ale Dieterowi powiedz i tak. I głowa do góry
- uśmiechnął się do niej na pożegnanie.
Robin nie słynęła z silnej woli, a raczej z kapryśności i zmiennych nastrojów. Rudolf przekonał wahającą się Robin i powiedziała ona Dieterowi, że Konrad, który porywał bydło i Konrad, którego przyprowadził Acierno to dwóch różnych ludzi, ale poza swoimi słowami nie ma innych dowodów. Ten poradził jej by powiedziała to Hrabiemu, ale po tym jak ostatnio ją potraktował, gdy mówiła mu o spisku Drago bała się to zrobić. Zwłaszcza, że po takim występie na turnieju zapewne nie był w najlepszym humorze, a Robin bardzo nie chciała spędzić najbliższego tygodnia w tiurmie jak niedawno Drago. Miała wyprawę do odbycia.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 15-02-2019 o 21:35.
hen_cerbin jest offline  
Stary 14-02-2019, 22:50   #288
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Dziewczyna nie lubiła tracić zbyt dużo czasu na myślenie o rzeczach nieistotnych lub nieprzynoszących zysku. Po południu w dniu przed turniejem była już u browarnika pomagając w przygotowaniach.

Następnego dnia była na nogach tuż po świcie myjąc się jak przed największymi świętami w roku. Znalezionymi na wyprawie kwiatami nasmarowała sobie nadgarstki i szyję. Wyczyściła na ile mogła swoje ubranie, tak aby wyglądało wyjątkowo schludnie. To miał być jej dzień, a każdy sukces wymagał rzetelnych przygotowań. Potem razem z browarnikiem udała się na miejsce turnieju. Sama sprzedaż piwa to była jednak dopiero niecała połowa jej celów na ten dzień. Turniej zgromadził wiele osób z całej okolicy, a tacy goście to nowe plotki i informacje. Wśród nich, te których potrzebowała najbardziej, co, gdzie i za ile można sprzedać. Wypatrzyła szybko podróżnika z Arabii, rekomendując mu tutejszy specjał - najlepsze piwo w Imperium. Byli też inni podróżnicy, których podnosiła na duchu, gdy odpadali z turnieju i oferowała im napój, który uśmierzy ich smutki oraz współczujący uśmiech, który zrobi to samo. To nie ostatni turniej, przecież, tam skąd przybyli też może jakiś był, a tam gdzie się udają może być kolejny.
Interesowało ją wszystko, bo druga okazja na takie spotkanie może szybko nie nadejść. W szczególności chciała się jednak dowiedzieć, co jest przywożone z Księstw Granicznych i co powinno się tam udać sprzedać.
Wedle jej oceny takie rzeczy należało przygotowywać na spokojnie, ale ze względu na rozpoczynającą się jutro wyprawę, nie miała zbyt wiele czasu. Okazje handlowe przychodzą i odchodzą, podobnie jak karawany do Księstw Granicznych.

Nie przestawała jednak liczyć z aptekarską skrupulatnością opróżnianych przez klientów beczek. Jeśli browarnik miał jakiś dzienny rekord sprzedaży, jej ambicją było go pobić.

Wolną chwilę od pracy wykorzystała na rozglądnięcie się i sprawdzenie cen na rynku swoich upatrzonych towarów. Dodatkowo przeglądnęła dostępne łuki targując się zawzięcie, o te które wydawały jej się najlepsze. Na koniec wypatrzyła u krawca kilka szmat skrojonych na arabską modłę, która zasłaniały głowę i twarz podróżnika. Coś takiego, wraz z podróżnym płaszczem mogło jej pomóc ukryć w drodze, że jest atrakcyjną kobietą. Jej ojciec mawiał, że to okazja czyni złodzieja. Z gwałcicielami mogło być podobnie.

Gdy Robin wreszcie przestała być w centrum zainteresowania po turnieju, zaraz po tym jak opuścił ją ten znany jej trochę bednarz, Fay poprosiła ją uprzejmie o pomoc w zakupie łuku i strzał. Powiedziała wyrażając duże zaniepokojenie, że przyjdzie im wspólnie podróżować i w głębi serca boi się tej wyprawy. Strzelać z łuku niezbyt umie, ale zawsze to jakaś ochrona, a skoro musi wydać na to pieniądze, musi być to rzecz dobrej jakości. Nie zapomniała też o gratulacjach i zachwycie nad osiągnięciem łuczniczki. W rozumieniu Fay był to wyjątkowy sukces.

Następnego dnia rano, przed wyjazdem, jeśli udałoby jej się ustalić, co jest porządane w Księstwach Granicznych zamierzała zakupić ów towar, licząc na dodatkowy zysk w podróży.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 15-02-2019, 00:29   #289
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi w tej kolejce...

Na wieść o wodzie w rzece przyjmującej kolor posoki Wolfgang pokiwał głową z lekkim niedowierzaniem. Nie miał pojęcia czy jakiś ranny zwierz miał z tym związek czy też - jak sądzili niektórzy - klątwa, której szczególnie lękali się bardziej bogobojni ludzie. Baderhoff nie wypoczywał długo, bo chciał być obecnym na pogrzebie Vermina. W końcu jako jeden z nielicznych widział jego śmierć i był w stanie słowem świadczyć o tym, że mężczyzna zginął jak bohater chcąc bronić słabszych od siebie... Być może gdyby nie on zginęliby wszyscy.


Borys był umówiony z Wolfganigiem na piwo wieczorem i zamierzał zawczasu ustalić plan działania.


- Dzień był męczący. Więc przejdę do rzeczy. Plan na rano widzę tak. Kimniesz się u mnie w pokoju. Jak Petra zapuka chowasz się. Ona wchodzi ja zamykam drzwi na klucz. Mam zioła które pokażę Petrze. Powiem, że to trucizna zdolna zabić jej dręczyciela. Poproszę o zapłatę. Ona płaci, Ty wychodzisz spod łóżka lub z szafy. Przedstawiasz się i mówisz, że ma dwa wyjścia. Powie prawdę opowie wszystko o Gierigu i sytuacji. Ewentualnie możemy zgłosić to zajście odpowiednim służbom. Pęknie a wtedy zastanowimy się razem jak jej pomóc.

- Pomysł jest dobry. Miejmy nadzieję, że nie spartolimy wykonania. - odpowiedział Baderhoff. - Mam nieco czasu więc mogę pomóc Tobie, a bardziej jej. Coś konkretnego powinienem mieć z ekwipunku czy też nie? Może jakiś element munduru dla wsparcia swoich słów emblematem straży?

- Wyglądaj jak najbardziej dostojnie i oficjalnie. Mundur, emblematy to dobry pomysł. Tak żeby zrobić na niej wrażenie. No może też coś na postraszenie jakby zaczęła świrować. - Borys miał takie sobie doświadczenia z pierwszego kontaktu z Petrą.- Kajdany może jakieś? Jak jesteśmy przy emblematach. Kapitan dał mi medal uwierzysz? - Borys cały uśmiechnięty pochwalił się, że został doceniony.

- Serio? Ja nic nie dostałem i pewnie do końca nie mam na co liczyć. - powiedział Wolfgang. - Żołnierz przecież nie człowiek. Musi być odważny, naklepać komu trzeba i nie zadawać pytań. - uśmiechnął się. - Dobrze, że Albert był z nami, bo byśmy poszli na rzeź jak owieczki… Wezmę jakieś kajdany od ojca albo kupię chociaż wojskowi nie mają w zwyczaju takiego czegoś nosić. Albo mój ziomek celnik będzie miał. Ja myślałem o jakiejś broni, mundurze, emblematach armii. No, ale kajdany też mogą dać jakiś bonus do przekonywania.

- Nie gadaj tak bracie. Ja dostałem błyskotkę dziś i trochę złota. Którym nawiasem mówiąc chętnie się podzielę, jeśli chcesz. To jednak jednorazowe wynagrodzenie zadaniowe dla cywila. Ty pracujesz na awans. Awans bracie to przywileje i lepsze zarobki w dłuższej perspektywie. Więcej jak to mówią ale dalej. Te kajdany to się pokażę w ostateczności. Gdyby świrowała, co po prostu nie jest wykluczone.

- Nie narzekam. Kocham takie życie i swoją robotę. - powiedział Wolfgang. - Więcej złota nie potrzebuje. Dziękuję.

- Dobrze to wypijemy ze dwa piwka. Zjemy coś i przenocujesz u mnie. Dogadał to z karczmarzem. Rano zajmiemy się naszym gościem.


Rano Borys usłyszał pukanie do drzwi. To Petra zjawiła się po umówiony specyfik. Borys wpuścił ją do środka. Zamknął za nią drzwi na klucz.

- Mam dla Ciebie truciznę. Zabije ona kogo trzeba. - powiedział wyciągając niewielki pojemniczek, w którym na ogół trzymał zioła. Obecnie był w nim wywar. Dziwna mieszanka nie do rozpoznania dla laika. Powodowała jednak co najwyżej rozwolnienie. - Tylko kobieto, może można to jakoś inaczej rozwiązać? Na pewno chcesz to kupić i kogoś zabić? To nieodwracalne.

- Umówiona kwota. - Petra w odpowiedzi wyciągnęła sakwę z pieniędzmi.

W tym momencie spod łóżka całkiem sprawnie wygramolił się wojskowy. Miał na sobie górną część munduru, emblematy armii oraz kajdany przypięte do pasa. Z broni jednak było widać tylko sztylet przyczepiony ładnie pasami do lewej łydki.

- No to mamy problem, piękna Pani… - powiedział spokojnym, ale pewnym tonem Wolfgang. - Nazywam się Wolfgang Baderhoff i jestem przedstawicielem naszego garnizonu. - wojownik dał chwilę kobiecie na zrozumienie jego słów. - Proszę się jednak nie obawiać. Jestem tutaj tylko i wyłącznie aby Pani pomóc. W obecnej sytuacji mamy dwa wyjścia: albo zgłosimy z kolegą to co Pani usiłuje zrobić albo powie nam Pani wszystko o Gierigu i zaistniałej sytuacji. Tylko przy drugiej opcji będę w stanie Pani szybko i skutecznie pomóc chociaż uratowanie Pani od stryczka za otrucie też brzmi całkiem nieźle… - wyraz twarzy Wolfganga był zadziorny, a dla osoby go nie znającej mógł się wydać wręcz zastraszający.

Petra niemało się zlękła, gdy ujrzała kolejnego mężczyznę. Gdyby nie była w szoku, pewnie byłaby już za progiem, a przynajmniej usiłowała go przekroczyć.

-Gie… Gie… Gieriga? Ja nie! Co mówicie?! Ja nigdy! To na… na… dzika - wypaliła Petra. - Tego, co nam zjada. I chodzi. Tak! Ja nie mówiłam nigdy Gieriga przecież - spojrzała na Borysa. - Oszust! Dyskrecja! Kłamca! Ludzie rację mają! Ja rację miałam wczoraj! Medyk kłamca! Kłamca! Kłamca!!! - przystąpiła jednak szybko do kontrofensywy, przyciągając do siebie sakwę z pieniędzmi.

- Nie bądź głupia dziewczyno. Jestem medykiem nie zabójcą. Masz dwa wyjścia. Gadasz nam tu prawdę i pomożemy ci z Gierigiem. Albo cała sprawa trafi do sądu. Twoje słowo przeciw naszemu. Tylko gdy trafi do sądu to i Gierig się o tym dowie. Jak myślisz co zrobi? Po co ci kolejne kłopoty? Możesz skorzystać z naszej pomocy żeby wyjść z obecnych lub popaść w większe kłamiąc dalej. Powoli mnie męczy twoja postawa. Wybór jest twój. Wolfgang szykuj kajdany gdyby jednak rozumu jej brakło.

W odpowiedzi Petra… zalała się łzami.
- Bo ja już nie mogę - wyłkała.

- Co on ci robi kobieto, że zwariowałaś? Uspokój się i opowiedz. Nie masz nic do stracenia a wiele do zyskania. - powiedział Borys.

- Eksmisją mi i matuli grozi już, jak nie przyjmę jego obleśnych zalotów. Ja nie chcę go! - odpowiedziała przez łzy.

- Mieszkasz w domu wynajmowanym od niego? Czy masz u niego dług pod zastaw własnego?- Borys podszedł do tematu jak do choroby. Najpierw diagnoza potem lekarstwo.

- Jest jego. Ojciec sprzedał. Tylko nie mówcie nikomu o tym wszystkim! Bo sama się zabiję. Obiecuję - zagroziła.

- Wtedy mama zostanie sama. Myślałaś nad wyprowadzką stamtąd? Co cię powstrzymało? - pytał dalej Borys.

- Za co? Gdzie? To nasz dom! - oburzyła się Petra.

- Dom to jest Gieriga. Przykro mi, ale twój ojciec go sprzedał. Możemy ci pomóc wynająć coś innego. Poręczyć za Ciebie czy może trochę złota pożyczyć. Co powiesz Wolfgang? Tak by było chyba najlepiej. Znajdziemy młodej i jej mamie inny dach nad głową. To Gierig straci źródło nacisku. - Borys był mało skłonny do jakiś radykalnych rozwiązań.

- Możemy pomóc wam znaleźć nowy dom, jak powiedział Borys. - powiedział Wolfgang. - Na start pożyczę wam nieco złota aby wyprowadzić się do karczmy jeszcze dzisiaj. W kilka dni znajdziemy wam dach nad głową. - dodał żołnierz. - Jak Gierig jest obleśny w swoich zalotach możesz mu powiedzieć, że mamy się ku sobie, a jak on odezwie się do mnie najwyżej mu skuje pysk. - żołnierz zastanowił się chwilę. - 30 Karli powinno wam wystarczyć na początek. - powiedział wojownik wyciągając mieszek z monetami. - Dam Ci je jednak dopiero po przeprowadzce aby w chwili słabości nie przyszło Ci do głowy oddać ich Gierigowi.

- M...m...mogę powiedzieć, że my razem. Wcześniej, mówiłam, że zajęta jestem, ale nie wierzył. Ale jak powiem, że z żołnierzem i nazwiskiem podam, to może? - spojrzała z nadzieją na Wolfganga. - Ale pewnie nie uwierzy, bo nikt nas nie widział - znowu zmartwiła się. - A tyle karli, to by nam pozwoliło nawet zostać na miejscu. Nie wyprowadzać się. Ale jak ja to oddam? Ja już dwie pracę mam, jeszcze matula i dom, nie mam jak więcej - jej twarz pozostała smutna.

- Możemy wyjść razem na jedno, dwa spotkania aby ktokolwiek mógł nas razem zobaczyć. - powiedział żołnierz. - Lubisz kości albo karty? Ja grywam. W okolicy nie ma za wiele atrakcji więc kolacja i gra powinny być dość wiarygodne. Zwrotem się nie przejmuj. Jak się odkujecie to oddasz, a jak nie to nie oddasz. Ja mam ostatnio więcej szczęścia. Cudem wyszedłem z kilku starć więc może odwdzięczę się tak losowi. - dodał Wolfgang. - Moje nazwisko możesz podać. Rodzina jest powszechnie znana w okolicy. Siostra jest aptekarzem, matka zielarką, a ojciec oficerem w garnizonie. Nie trudno będzie mnie znaleźć jak adorator by chciał się ze mną policzyć… - Wolfgang spojrzał na Borysa. - My gdzieś wyjdziemy razem, a ty powiesz siostrze, że mam jakąś ślicznotkę na oku. Znając ją i jej zamiłowanie do plotek… Rozniesie się to szybciej niż syfilis w obozie zielonoskórych. - zaśmiał się żołnierz. - To zdecydowanie lepsze wyjście niż zabijanie kogokolwiek albo co gorsza wylądowanie na bruku.

- Ja dziś przy turnieju będę pomagać. M...m...może byś… ty… podszedł do mnie nieraz. By widzieli - zapytała nieśmiało czerwieniąc się. Z drugiej strony jeszcze niedawno miała zamiar zabić człowieka, więc to było zdecydowanie łatwiejsze dla niej do wyobrażenia.

- No i proszę. Cieszę się, że kłamca Kislevczyk mógł pomóc. Ze swojej strony dodam tylko... od Gieriga trzeba się odciąć. Zmieniłbym ten dom na coś innego. Tak by nie miał pola do nękania cię.

- Łatwo się mówi, jak się go nie budowało i nie spędziło tam praktycznie całego życia. Schorowana matula wiele pragnień nie ma, ale odebranie jej domu mogłoby bardzo źle na nią wpłynąć. Jak dowiedziała się, o oddaniu go Gierigowi, mnóstwa zdrowiem to przypłaciła. Na dalszą stratę może nie mieć sił.

- Ciekawe za ile ojciec sprzedał dom Gierigowi i za ile ten byłby skłonny go odsprzedać… - zastanowił się na głos Wolfgang. - Musiałbym z nim zamienić kilka słów, ale to dopiero jak cała sytuacja nabierze rozpędu. - dodał wojownik. - Póki co masz to złoto. Opłać go na jakiś czas aby był spokój. Dzisiaj podejdę do Ciebie na turnieju. Umówimy się na wieczór czy kiedy Tobie będzie pasować. Ludzi będzie sporo więc gapiów będzie dość.

- Petra zadam jedno pytanie pod kątem Gieriga. Byłabyś skłonna mieć oczy i uszy szeroko otwarte u niego jak to mówią? Nie jesteś jego pierwszą nazwijmy to ofiarą. Młody miły chłopak cyrkowiec sąsiad bednarza, powiesił się z powodu długów podobnych do twoich. Młynarza też już prawie puścił z torbami teraz ty. Podobnych jest pewnie więcej. Może warto zacząć węszyć dyskretnie i powoli. Wcześniej czy później zrobi coś nielegalnego. Za co można by go zamknąć. - zaczął kombinować Kislevczyk.

- Będę słuchać. Nienawidzę świni! - odparła bezpośrednio.

Borys szczerze się zaśmiał.
- Obserwuj kto do niego przychodzi. Wracamy za jakieś trzy tygodnie. Zarobimy pewnie nie najgorzej. Ludziom trzeba jakieś alternatywy w stosunku do Gieriga. Może sam się w to zaangażuje lub znajdę wspólników. Wiedza kto ma kłopoty finansowe może przynieść coś dobrego. Jak w twoim przypadku. Masz łeb na karku dziewczyno to ci muszę przyznać. Ciężko było cię okiełznać. - Borys powiedział śmiejąc się do Petry.


Następnego ranka Wolfgang był już znacznie bardziej wypoczęty. Miał czas aby zająć się regeneracyjnym posiłkiem, ale też treningiem. Jego ekwipunek nie był mocno zniszczony po ostatniej wyprawie, ale przed wyruszeniem z karawaną wojownik nie zapomniał doprowadzić go do najlepszego porządku. Sara zauważyła, że szykował się do wyjścia na turniej strzelecki zaczynając od dokładnego przycięcia swojego zarostu. Mężczyzna dbał o to jak o umiejętności posługiwania się orężem. Poza zarostem Baderhoff nie zapomniał o perfumach, które musiał pożyczyć od ojca. Nikt nie zauważyłby kolejnego wsioka śliniącego się na widok pięknej Petry. Zdecydował się zatem wyszykować jak najlepiej tylko mógł.

- Ciekawe dla kogo tak się pastujesz, braciszku... - zagadnęła Sara. - Tylko nie mów, że po turnieju idziesz z Albertem na kości, bo nie uwierzę.

- Ty jak zwykle musisz szukać drugiego dna, co nie siostrzyczko? - zapytał żołnierz. - Nie możesz po prostu pomyśleć, że idę na zabawę i chciałbym dobrze wyglądać? Kilku znajomych będzie dzisiaj szyło z łuku na tym turnieju.

- Na zabawach to akurat jesteś częstym bywalcem, ale nie pamiętam kiedy żeś ostatnio od ojca zajumał pachnidła... - powiedziała Sara niuchając z uśmiechem. - Wydaje mi się, że jakaś biedna dziewczyna wpadła Ci w oko. Gorzej będzie kiedy dowiesz się całej prawdy o napakowanych rudzielcach. - zaśmiała się Sara.

- Prawda jest taka, że jak dotąd "bawiłem się" z większa ilością kobiet niż Ci się wydaje... Wiedziałabyś gdybyś nie studiowała tych swoich wywarów tylko wzięła się za porządną robotę. - uśmiechnął się żołnierz. - Znam całkiem fajnego bednarza więc może Ciebie weźmie na nauki. Na te ponoć nigdy nie jest za późno. - wybuchł śmiechem wojownik.

- Głupek! Idiota. - skomentowała Sara. - Jak dla mnie stroisz się dla jakiejś nieświadomej Twojej platonicznej miłości biedaczki. Jeszcze się dowiem kim ona jest, a zapewne sam mi powiesz jak wrócisz ze swoim serduszkiem całym w kawałkach.

- Nie dowiesz się, nie dowiesz... - przekomarzał się Wolfgang. - Wiesz co? Szkoda mi tego Borysa. Chłop nie wie w co się pakuje... - zaśmiał się starszy brat.


Turniej był całkiem ciekawym widowiskiem. Wolfgang był zainteresowany konkurencją, ale nie zapomniał również o Petrze, która była głównym powodem jego przybycia. Do kobiety podchodził dwa razy wyraźnie zaznaczając swoje zainteresowanie, ale będąc na tyle grzecznym aby dziewczyna nie czuła się osaczona. Bądź co bądź Wolfgang chciał jej pomóc, ale ich znajomość nie zobowiązywała jej do niczego. Baderhoff wiedział, że Petra będzie czuła wdzięczność, ale nie miał zamiaru wymagać od niej jakiegoś wylewnego jej okazywania. Petra była naprawdę piękną kobietą, która nie bała się długiej, ciężkiej pracy. Poza tym ceniła sobie swoje korzenie, dbała o dom i matkę. Nie akceptowała zalotów obleśnego Gieriga, a w czasach, w których przyszło im żyć nie jedna rozłożyłaby nogi aby tylko nieco podwyższyć sobie standard życia. Mimo iż nie rozmawiali długo Wolfgang wiedział, że Petra była warta zachodu. Wojownik nie chciał jednak się narzucać. Całość miała wyglądać naturalnie, a tak naprawdę była to nie tyle scenka co zwyczajna sytuacja, w której Wolfgang był całkowicie swobodnym.


Na drugim z ich turniejowych spotkań Wolfgang zaproponował aby po turnieju wyszli gdzieś razem. Wojownik był w stanie poczekać aby kobieta na spokojnie zakończyła pracę i się wyszykowała, a później chciał zabrać ją na kolację, przy winie. Póki co żołnierz miał w planach normalną rozmowę od początku, jakby spotkania z Borysem wcale nie było. Baderhoff nie miał pojęcia jak daleko zajdzie ich znajomość, ale wiedział, że przed wyruszeniem na karawanę będzie musiał jeszcze poprosić Eryka aby miał Petre na oku. Trzy tygodnie to sporo, a jedynie syn celnika był na tyle wiernym i zaufanym przyjacielem aby powierzyć mu zadanie doglądania niewiasty w tak nieciekawej sytuacji.
 
Lechu jest offline  
Stary 15-02-2019, 21:24   #290
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Dzień 8


Borys rano wyszykował się i ruszył w stronę pola turniejowego. Sprawa Młynarza była dla niego kolejny dzień priorytetem. Wiedział, że jeśli się spisze złapie to co najważniejsze. Kontakty, renomę i złoto. Obejrzał turniej w którym kibicował Robin. Młoda dziewczyna spisała się nad wyraz dobrze. Dochodząc do finału. Co Borys skwitował w odpowiednim momencie dawką wiwatów i oklasków.

Kislevczyk podszedł do Łowczego po rozdaniu nagród w turnieju. Borys wybrał go celowo. Uznał, że do hrabiego bezpośrednio iść nie wypada. Namiastką etykiety jest nadać sprawie bieg przez jego sługi. Łowczy znał Borysa i nie zawiódł się na nim więc liczył, że potraktuje go poważnie.
- Witam Panie Łowczy. Dziś widzę w charakterze kibica pan występował. Podopieczna spisała się jednak wyśmienicie. - Borys zaczął rozmowę kurtuazyjnie.
- Wierzyłem w nią od samego początku - odpowiedział dumnie.
- Pomyśleć, że to dopiero początek drogi. Jeszcze wiele przed nią tak czuję. - dodał swoje szczerze pochwały Borys. Cieszył się, że Robin będzie w wyprawie która rusza jutro.
- Panie Łowczy po radę przyszedłem. Człek z Pana zorientowany i hrabiemu bliski. Jest okazja nabycia Młyna. Na zakup jest miesiąc czasu. Potem Gierig położy na tym rękę. Chciałbym wiedzieć czy z Hrabia można o tym porozmawiać lub z kimś w jego imieniu. Interes w mieście to zawsze dodatkowy pieniądz i prestiż. No i ziarno z wiosek hrabiego można tam mielić dla zwiększenia zysku. Lokalizacja dobra przy rzece też daje możliwości. No i cena trochę mniejsza niż rynkowa.
- Ja to z hrabią o interesach jego nie rozmawiam. Nie znam się na tym i inna rola ma. Z hrabią bezpośrednio mówić trzeba.
- Hrabia po turnieju będzie w nastroju? Mógłby Pan Łowczy poprosić o spotkanie w moim imieniu. Czy mam zwyczajnie sam do niego podejść. Wie Pan, etykietę chciałbym zachować. Może na odrobinkę wina można by zaprosić w moim imieniu.
- Oj wątpię, by dziś dobry moment był. Miał wysokie aspiracje. A to jak zakończył dzisiejszy występ… - nie dokończył już.

Borys umówił się zatem na dzień następny. O dziewiątej rano. Musiał co prawda pogodzić to z wyjazdem karawany z rana... Jednak były student Nulnieńskich uniwersytetów nie takie rzeczy już robił w życiu.

Następne kroki skierował... do żebraka Udo. W momencie gdy ten odpadł i schodził z pola turniejowego. Zaniosła go tam ciekawość.
- Powiem szczerze, że mnie zadziwiłeś. Pozwolę sobie zapytać czemu wystartowałeś w turnieju? - zapytał Borys.
- Pewnie jak reszta, żeby go wygrać. - uśmiechnął się.
- Wszyscy mówią, że jesteś utracjuszem. Co zarobisz to przepijesz. A tu widzę na wpisowe miałeś a i cel był. Całkiem nieźle strzelałeś. Szczerze gratuluje. Kim byłeś wcześniej? - Borys był zwyczajnie ciekawy. - Ja jestem Borys Bogdanov. Medyk i balsamista. - dodał po chwili.
- Udo Dreckslpatz, artysta - wciąż uśmiech gościł na jego twarzy.
- Artysta powiadasz. Zadam ci zatem ostatnie pytanie. Dobrze ci tak jak jest. Czy chciałbyś się z tego wygrzebać?
- Nie narzekam. Praca, jak praca. - odpowiedział mu.
Teraz Borys powoli zaczął się zastanawiać. To chyba nie był prawdziwy Udo? Może ktoś się ucharakteryzował do turnieju? Zaczął się przyglądać nieznajomemu w poszukiwaniu oznak charakteryzacji. Nic jednak takowego nie wypatrzył.
- Nie jesteś prawdziwym Udo? - dalej intensywnie się przyglądał.
- Nic nie rozumiem, co mówicie. Ale może się ci udzieliła zabawa. Zdrowie twoje - wyszczerzył dziurawe zęby.
- I twoje - Borys zaśmiał się i poszedł dalej. Udo aż tak go nie interesował.

- Borys wypatrzył Kippela na polu turniejowym w następnej kolejności. Odczekał chwilę aż będzie sam i śmiało podszedł. Witam Panie Dorfichter jestem Borys Bogdanov. Nie mieliśmy jeszcze przyjemności się poznać. Jestem nowym mieszkańcem miasta. - Borys zadbał by medal przypięty do płaszcza był widoczny w czasie rozmowy. To mogło mu pomóc przełamać pierwsze lody.
- Witam, Sigismund Klippel - przedstawił się również.
- Panie Kippel przyszedłem do Pana porozmawiać. W tym mieście chciałbym zostać na stałe. Ma potencjał widzę w nim przyszłość. Mój ojciec był oficerem nauczył mnie pewnej odpowiedzialności za świat w koło mnie. Zacząłem już trochę działać na rzecz miasta. - wskazał na medal - pomogłem zabić bestię. Odkryłem też jednak przysłowiowo inną w ludzkiej skórze. Co Pan sądzi o działaniach Gieriga? O ile oczywiście możemy sobie pozwolić na szczerą rozmowę. Chciałbym pomóc.
- Myślę, że lepiej jakbyśmy zmienili temat jednak. - odparł dorfrichter.
- To smutne do czego doprowadza. Ten cyrkowiec powiesił się z powodu lichwiarskiego długu. Przyszedłem do Pana bo chciałbym tę sytuację zmienić. Sam sobie jednak nie poradzę. Potrzebuje wsparcia, choćby w postaci porady od kogoś poważnego i mądrego. Dlatego przyszedłem do Pana. Panu to przecież też nie jest chyba obojętne? Proszę niech mnie Pan nie zbywa. Mam dobre intencje.
- Oskarżenia bez dowodów, nie są czymś jednak, co lubię słyszeć panie Bogdanov. Mam nadzieję, że macie pokrycie na pańskie słowa. A dowody zgłosiliście już do straży. Zgłosiliście, prawda? - spojrzał na Borysa.
- Gierig działa w granicach prawa. Nagina je nie łamie. Pan to wie równie dobrze jak ja. Pomoże Pan mi? - Borys obawiał się, że Kippel siedzi w kieszeni Gieriga.
- Dziękuję za docenienie wiedzy. Dziękuję również za rozmowę. - zakończył rozmowę, do której najwidoczniej Borys się źle zabrał.
- Niech Pan poczeka przepraszam. Rozumiem Pana stanowisku. Chciałem pomóc komuś konkretnemu w mieście. Ani słowa więcej o Gierigu a możemy porozmawiać o interesach? Naprawdę szczerze przepraszam i rozumiem Pana stanowisko. - powtórzył skruszonym głosem Borys.
- Prawo to jednak prawo. Nadal jednak mam do Pana wielkie uznanie i chciałbym prosić o radę. - Kislevczyk desperacko próbował uratować sytuację.

Dorfrichter zatrzymał się. - Ale jeszcze jedno oskarżenie, zejście na podobny temat mimo moich próśb, czy cokolwiek innego, co mi się nie spodoba, to podziękuję ponownie za rozmowę. I tym razem poproszę Bruna, by rozmowę z panem przeprowadził - wskazał głową swego ochroniarza, mięśniaka. - Umowa?
Borys się uśmiechnął.
- Zgoda. Jestem młody więc dziękuję za naukę. Miejscowy Młynarz popadł w kłopoty. - celowo już nie drążył sprawy- potrzebuje sprzedać Młyn. Umówiłem się, że postaram się znaleźć mu uczciwego kupca. On chyba nie ma już siły biegać i pytać. - powiedział jak na spowiedzi. - Chciałbym, żeby Młyn trafił do kogoś odpowiedniego. Pomyślałem, że może mi Pan pomóc znaleźć taką osobę. Naprowadzić mnie do kogo powinienem się zwrócić. Tak żebym nie popadł w żadne kłopoty. - Borys powiedział zwięźle. Sądząc, że takiej rozmowy Kippel oczekuje.
- Czego młynarz potrzebuje? O jakiej kwocie mowa? - tym razem dorfrichter wciągnął się już w rozmowę.
- Potrzebuje sprzedać. Starszy już jest urazów kilka ma. Bez dzieci więc nie ma komu przekazać. Ciężko mu już dalej to prowadzić. Długi po sprzedaży chce spłacić, tak by zostało mu na dalsze życie. Młyn jest wart rynkowo trzy tysiące sztuk złota. Sprzedać mógłby taniej. Uczciwie i bez targów czy zmyślania za dwa tysiące pięćset. Nabywca może zarabiać na bieżącej działalności Młyna teraz. Z czasem może też sprzedać po rynkowej cenie Młyn z zyskiem. Podwójna korzyść. Kupiec gdy jest czas i spokojna głowa zawsze się znajdzie. - Borys wyłożył całą sprawę szczerze.
- Rozumiem… tak… Rozumiem - zamyślił się na moment Klippel.
- Porozmawiam jutro z Magnusem. Zobaczę, jak miasto może wspomóż i udam się na rozmowę z Kastorem.
- Dziękuję. Jutro rusza karawana jestem tam jako medyk zatrudniony. Słowo się dało więc ruszać trzeba. To ten ważny transport do Księstw Granicznych. Z Młynarzem umówiłem się, że wynagrodzenie mi wypłaci jak kogoś znajdę. Mógłby herr Kipel pobrać je w moim imieniu lub przekazać je komuś gdy mnie nie będzie? Odwdzięczyć się jakoś mogę. Tylko niech herr Kipel powie jak bo trochę mi głupio nie kryję. Wpadki nowej nie chce uczynić.
- Widać, że rozpiera cię młodzieńcza energia. Na ten moment obiecałem, że się temu przyjrzę. Jak się będzie dało, pomogę. Na twoje wynagrodzenie przyjdzie pora, to sprawa między tobą, a młynarzem. Oby nie bywało one ważniejsze od chęci pomocy, a widać że od razu o nim wspominasz - choć Borys zdawało się, że swój cel osiągnął, to mimo wszystko dobrego wrażenia raczej na dorfrichter że nie zostawił.
- To nie tak panie. Ja zakochany jestem i żeby dostać rękę zacnej panny sam muszę pokazać, że dobry ze mnie człek ale i zarobić potrafię. Może jeszcze młody jestem i głupoty czasami plotę. Tylko tu robię i coś dobrego dla ludzi i zarobek by był. - Borys wiedział, że nie wypadł idealnie. Wiedział jednak, że musi zarobić dużo złota, żeby zostać kimś. Znać się na tym nie znał. Kombinował na razie i improwizował. Prawda była taka, że nie był dobrym człowiekiem. Chciał jednak dla Sary dobrze wypaść a kto wie może nawet lekko zmienić swoje podejście.
- Dam ci radę dobrą. Najpierw pomyśl, później mów. Trochę spokoju nie zawadzi. Do widzenia - ponownie zakończył rozmowę Klippel.
- Wie Pan jak to jest młodzi mają gorącą krew, zakochanie doprowadza ją do wrzenia. Dziękuję za pomoc, za poradę w sumie to za wszystko herr Kippel. Miłego dnia. - zakończył rozmowę Borys. Uścisnął dłoń rozmówcy i ruszył w dalszą drogę.

Następnie ponownie udał się do Młyna.

 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172