|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-05-2021, 10:20 | #191 |
Reputacja: 1 | - W rufę kopane - stęknął Bardin, gdy łańcuch się zerwał, a krata niemalże opadła. Zafrasował się przy tym nieco, bo istniało ryzyko, że opadnie i ich tu zatrzyma na dłużej. Gorsze konsekwencje miałoby tylko, gdyby zabiła kogoś opadając swoim ciężarem. - Lepiej się stąd zbierajmy - rzucił, otrzepując się. - Zanim krata spadnie nam na głowy. Chyba, że wolicie ją zrzucić a potem mozolnie przecinać się przez nią. Albo możemy spróbować wydostać się kominem, który wdzieliśmy wcześniej - zaproponował jeszcze. Zostawiając towarzyszom na chwilę czasu na decyzję, szybko się też rozejrzał za czymś, z czego mógłby w wartkim nurcie zrobić stemple pod kratę i zabezpieczyć ich przeprawę. Spodziewał się, że zdecydują się na przejście tą drogą. Jeżeli nie znajdzie nic na szybko, spróbuje przepłynąć jako pierwszy na drugą stronę i przy pomocy narzędzi asekurować przeprawę pozostałych. Kilof czy łopata mogłyby się nadać do prowizorycznego zabezpieczenia. Sprawdził jeszcze raz, czy pergaminy są starannie zabezpieczone. Miał nadzieję, że woda ich nie zniszczy. Miał nadzieję, że uda im się bezpiecznie przedostać i odnaleźć pozostawiony dobytek. Ogrzać się przy ogniu po przeprawie i trochę odpocząć. |
15-05-2021, 15:43 | #192 |
Administrator Reputacja: 1 | Sakiewka zawierała sto trzydzieści sztuk krasnoludzkiego złota. Czy w przeliczeniu na karle było to mniej, czy więcej, tego Felix nie wiedział. I, przynajmniej w tej chwili, nie interesował się tym. Z rozliczeniami finansowymi można było poczekać do chwili, gdy znajdą się na zewnątrz jaskiń. A do tego "zewnątrz" był jeszcze kawałek czasu, jaki należał przeznaczyć na zwiedzenie pozostałych części kompleksu jaskiń. Przeznaczyć czas oznaczało tym razem stracić go, bowiem w korytarzach czy innych skalnych grotach nie było nic ciekawego. Nawet w zalanej wodą części. A potem okazało się, iż nadmierna ciekawość może prowadzić niekoniecznie do piekła, ale do kłopotów to owszem. - Maldita sea! - zaklął Felix w swym ojczystym języku. - Tontos... No ale rady na niektórych nie było. Trzeba było brać nogi za pas i uciekać, póki jeszcze była taka możliwość. Rozwalenie kraty czy wydostaniem się kominem zdało mu się rzeczą trudniejszą, niż mała kąpiel. No i lepiej by było, gdyby chociaż ktoś znalazł się po drugiej stronie. Nie oglądając się na innych ruszył w stronę kraty, która, dzięki bogom, nie do końca opadła. |
15-05-2021, 17:40 | #193 |
Reputacja: 1 |
|
15-05-2021, 19:58 | #194 |
Reputacja: 1 | - Trochę tego jest - powiedział do Felixa, gdy ten wyjawił, ile naliczył monet. - Proponuję zamienić krasnoludzką walutę na Karle, jak tylko będziemy mieć możliwość. Bez obrazy dla krasnoludów, ale imperialnymi koronami raczej szybciej napełnimy na tych terenach brzuchy i otworzymy niektóre gęby, gdyby było trzeba. Ostatnio edytowane przez Ayoze : 15-05-2021 o 20:30. |
16-05-2021, 16:44 | #195 |
Reputacja: 1 | Gdy tylko Galeb zrozumiał co się dzieje pognał do wyjścia. - Mniej gadania więcej przebierania nogami! I pomknął najszybciej jak potrafił, brnąc przez wodę. Nie dodał że "a nie mówiłem". Gdy był za kratą spróbował ją chwycić i przytrzymać by reszta miała czas się przedrzeć na wolność. Cieszył się że nic innego nie znalazł i że kąpiel mu nie zaszkodziła. Jednak... miał nadzieję coś więcej znaleźć. Więcej śladów, więcej... pozostałości po dawi. Śladów. Więcej świadectw tego że byli tutaj i walczyli do ostatniego. Może jednak aż za dużo tego było. Sprawa Kryształów niepokoiła Galeba... co z tym zrobić? Przekazać ją komuś ważniejszemu? A może samemu ruszyć za nimi? |
17-05-2021, 13:25 | #196 |
Reputacja: 1 | - Jakież to budujące, kiedy ktoś przed tobą porozbrajał wszystkie pułapki w korytarzu. Nie wiem, czy wiecie, ale dokładnie taką sytuację opisuje Gerhardt Merobius w “Subterrare Exploratio”. Sam nie czytałem, ale opowiadał mi o tym Stephan Handler, obeznany w tego typu sprawach. Otóż Merobius poleca aby na podziemne wyprawy brać zwierzęta i przodem je puszczać, szczególnie poleca świnie, a to z kilku powodów. Mądre to zwierzaki są i ciężkie, a to ważne, gdy na jaką płytę czy zapadnie wlezą. Po drugie szczególnie są łase na pewne grzyby, co wykorzystują też Bretoni w poszukiwaniu truflów, a w głębinach podziemnych można skorzystać z ich chuci, żeby jedzenie lub szkodliwe porośla odnaleźć. No a po trzecie, jak się żarło skończy, a świniaki grzybów nie znajdą, można oczywiście najeść się wieprzowiną. Słusznie mądry Merobius prawi, nie? * - No nic ciekawego tu nie ma – skwitował, kiedy zwiedzili resztę kompleksu i więcej łupów nie znaleźli. – Po krasnoludzkich tunelach spodziewałby się ktoś złota, klejnotów a jak nie, to przynajmniej jakiegoś dobrze wykonanego topora. No szkoda. Szkoda. Jeszcze jak ten kołowrót ruszymy, to może gdzie się ukryta komnatka z precjozami odsłoni... * - I w pizdu. Sprdoliło se – mruknął Zachariasz pod nosem, podnosząc się z ziemi chwilę po tym jak wraz z Bardinem uruchomili kołowrotem mechanizm zamykania wejścia. – Niewiele brakowało... - Dobra! Stawiam nawet dwie kolejki wszystkim, tylko nie zostawiajcie mnie tutaj, za kratą – niziołek wskoczył do wody i pędził do zablokowanej, miał nadzieję, że na wystarczająco długo kraty. Nurt, który poprzednio był przeszkodą teraz mu sprzyjał, pchając naprzód. Znajdując się tuż przy kratownicy, opuścił głowę, ale i tak poczuł jak jeden z przyrdzewiałych zębów zahaczył mu o hełm. |
18-05-2021, 20:46 | #197 |
Reputacja: 1 | Tu nie było co gadać, tu trzeba było działać! Z tego też założenia wyszli bohaterowie tej opowieści, skacząc do zimnej wody i pędząc do opuszczonej nisko kraty pchani jej nurtem. Pierwsza pod kratownicą przeszła, a właściwie na wpół przeczołgała się Vessa, za nią Felix, Klaus, potem Galeb z Bardinem i na końcu Zachariasz. Udało im się! Uszli w porę, choć zmierzając do wyjścia z jaskini niziołek obejrzał się parę razy za siebie i krata wciąż trzymała się na tej samej wysokości. Dopiero gdy schodzili po drabince linowej Bardina, usłyszeli dobiegający z wnętrza jaskini przeciągły jazgot metalu, który uświadomił im, że kratownica opadła na amen. Zeszli ze skalnej półki i wrócili na polankę przy wodospadzie, gdzie czekały na nich wierzchowce, które niespecjalnie przejęły się pojawieniem właścicieli. Jak na wczesne popołudnie pogoda była naprawdę dobra - niebo pokrywały tylko nieliczne, białe chmury, a słońce prażyło jakby zbliżało się już lato. Usiedli, podsuszyli ubrania, Vessa zmieniła Galebowi opatrunki, zjedli i zebrali się do dalszej drogi. Na południe, w dół rzeki Yetzin, drogą bandy Torgocha z plemienia Krwawych Toporów. Rozdział II: TROPEM ŁUPIEŻCÓW Najedzeni i wypoczęci, ruszyli górskim traktem w kierunku wyjazdu z doliny. Okazało się bowiem, że prowadzi w tamtą stronę jedna z głównych tras przez góry Przeskoku. Zachariasz prowadził, jak na fachowca przystało, a pozostali szli lub jechali za nim. Droga w końcu zaczęła wić się serpentynami, a z biegiem czasu pogoda nieco się popsuła - niebo zasnuły szare chmury, w wierzchołków gór zaczęła schodzić powoli mgła. Nie przeszkadzało to w podziwianiu pięknych krajobrazów natury, składających się z dzikich pól, zagajników i polan. Rzeka Yetzin płynęła wartko niedaleko głównego szlaku, rozchodząc się w pewnych miejscach na mniejsze i większe potoki. Było może lekko po szóstym dzwonie, gdy na wąskiej ścieżce między zagajnikami pojawił się galopujący w ich stronę jeździec. Widząc ich, ściągnął wodze konia w odległości jakichś stu metrów od bohaterów i przyglądał im się przez chwilę, po czym ruszył ku nim kłusem. Mniej więcej w połowie drogi krzyknął gromko. - Hej tam! Są jakieś wozy za wami? Ćwiartkę klepsydry za mną jedzie spora karawana kupiecka i muszę wiedzieć, czy szlak jest czysty! Wyglądał jak typowy przepatrywacz, których zatrudniano do takich i innych zadań. Skórzana kurta i kolczy czepiec, naładowana kusza w pokrowcu przy siodle, by łatwo było ją dobyć, tarcza i parę innych rzeczy zdradzało jego zawód. Nieogolona, podłużna gęba i bystre oczy nie budziły zaufania, ale gdy tylko Vessa z Zachariaszem potwierdzili mu, że nikogo nie spotkali, ruszył dalej kłusem, nawet się nie żegnając. Po chwili zniknął za zakrętem. Awanturnicy podążyli dalej, jakiś kwadrans później spotykając na swej drodze karawanę kupiecką, o której wspominał nieznajomy. Była naprawdę spora i jedyną możliwą opcją, by ją minąć, było przejść porośniętym przeróżnymi krzaczkami poboczem. Składała się z dwunastu wolich zaprzęgów, zaś prowadził ją ciągnięty przez dwa przysadziste konie duży wóz, na koźle którego siedział… bogato odziany niziołek i nim powoził. Tak, niziołek. Ubrany w odzież najlepszej jakości, ze sztyletem przy pasie i złotymi sygnetami na kilku palcach. Wyszczerzył się szeroko, widząc bohaterów, a zwłaszcza swego pobratymca, Zachariasza i pomachał mu energicznie. Obok wozów szło na oko osiemnastu posępnych, dobrze zbudowanych mężczyzn w kolczych pancerzach, przy mieczach, łukach i kuszach. Wystarczająco, by odstraszyć ewentualnych banitów czy grobich liczących na łatwy łup. - Na Jędrną Pepiczkę! No kogo moje oczy widzą na tych obcych ziemiach! Rodak w tych stronach! - Zakrzyknął z entuzjazmem jowialny niziołek, zatrzymując wóz i zeskakując z kozła. Uśmiechnął się serdecznie do Zachariasza. - Co cię sprowadza w te strony, przyjacielu?! Też cię tak daleko od domu wywiało przez żonę? Znam ten ból. Chociaż kochamy, to chcemy być daleko, ale uczucie wciąż się tli, o tutaj. - Klepnął się w spory bebech. - No tak, czy nie? Jak wracamy do domu, to jest miło, ale do czasu. Trzeba się wyrwać, żeby uczucie wciąż paliło trzewia. Wciąż nie gasło. Dlatego robię, co robię. O przepraszam, gdzie moje maniery. - Niziołek odchrząknął, zauważając pozostałych członków drużyny. - Nazywam się Ludoslav Zahustel, jestem kupcem z Krainy Zgromadzenia. Właśnie wracamy z powrotem do Imperium z moimi ludźmi. - Tutaj ściszył głos i wyszeptał. - Biorą tyle piniendzy, że aż się moje przodki w grobach przewracają, ale przynajmniej w jednym kawałku do domu zawsze wracam. A tam Trufelka moja zadowolona, więc czym się martwić. No tak, czy nie? Jak cię zwą, przyjacielu i twoich ludzi… i… krasnoludów. - Zerknął na Galeba i Bardina. - To twoja ochrona? A tak swoją drogą, to widzieliście może mojego przepatrywacza? Ja żem od śniadania go nie widział, ale takie wieści to zawsze dobre wieści - znaczy, że droga przejezdna. W dół doliny dostaniecie się bez problemów, jeśli tam zmierzacie. I w jakim celu, tak w ogóle, jeśli zapytać można? No ale tak gadać o suchym pysku to nie będziemy. Nie przystoi, co to, to nie! Jakem Zahustel, rodaka godnie przywitam! Zagwizdał na palcach, po czym chwilę później jeden z najmitów wyciągnął z wozu składany stół i koszyk pełen jedzenia, począwszy od serów, pięknie pachnącej szynki oraz kiełbasy, kończąc na warzywach. Do tego doszła butelka jakiejś lepszej okowity, bo aż tak nie śmierdziała. - Czem chata bogata, no tak, czy nie? - Zaśmiał się Ludoslav, choć jego ludzie patrzyli na bohaterów z dłońmi na orężu. Zachariasz doskonale wiedział, że niewielu kupców jego rasy robi interesy aż tak daleko od domu. - Mówcie no, co was ciągnie w te strony? Uwielbiam dobre historie, może macie jakieś do opowiedzenia? Chwycił za pęto kiełbasy i zaczął zagryzać, gdy pojawił się przy nim szeroki w barach, ślepy chyba na jedno oko, siwawy najemnik. - Herr Zahustel, jechać nam trza, bo niedługo zmrok nadejdzie - rzucił, wyraźnie niezadowolony z niezaplanowanego postoju. - No to nadejdzie. A ty co, ciemności się boisz, Hans? - Zaśmiał się szczerze. - Nie ma problema, jak to się mówi w naszych stronach. Brata z mych stron widzę, to i się chwila na takie sprawy znajdzie. Bo pamiętaj, Hans... - Ludo, chociaż sięgał mężczyźnie mniej więcej do brzucha, uniósł rękę i zaczął wymachiwać mu kiełbasą przed nosem, jakby właśnie sprzedawał siwemu największą mądrość życiową. Hans musiał być dobrze opłacany, bo przyjął to bez mrugnięcia okiem. - Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo. Za resztę zawsze musisz płacić! Tak, jak ja za was. A teraz zostaw nas samych. - Wykonał ruch ręką, jakby odganiał muchy, a Hans odszedł bez słowa. Ostatnio edytowane przez Quantum : 18-05-2021 o 21:01. |
19-05-2021, 21:50 | #198 |
Reputacja: 1 | - Tfu, w rufę kopane - zaśmiał się Bardin, gdy szczęśliwie wszyscy wydostali się. - Zach, stawiasz obiad w następnej tawernie - klepnął towarzysza w plecy. - Ale mieli miny gdy krata poleciała, co? - dodał wskazując na resztę kompani. Gladinson lubił niziołka. Miał w sobie trochę swobody i lubił dokazywać. Inżynierowi przypominały się przy nim żakowskie czasy. Czasy, gdy mógł imprezować i dokazywać, a nie ciągle tylko pod okiem ojca wysłuchiwać połajanek. Reszta ich towarzystwa była bardziej... szytwna. - Dobra, dobra- machnął ręką w stronę sarkających towarzyszy. - Chodźmy rozpalić ogień. I zjedzmy coś, bo mi kiszki marsza grają Wyruszyli więc na południe, tropem sprzed 200 lat. Tak zdecydowali pozostali a Bardin po prostu wzruszył ramionami i się nie kłócił. Ciekaw był strasznie, jak to będą odnajdywać ślad. Niziołek faktycznie prowadził ich JAKIMŚ śladem. Khazad podejrzewał, że Jablounec prowadzi ich jak chce i gdzie chce, byle w ogólnie obranym kierunku. Z jego swobodnym podejściem do życia, wszystko było możliwe. Nie, żeby to inżynierowi specjalnie przeszkadzało. W końcu monotonię ich podróży (co w świetle ostatnich spotkań z ogrami, orkami, goblinami i mutantami było nawet zaletą) przerwało pojawienie się karawany jadącej z naprzeciwka. Dodatkowo zaproszenie na jedzenie u napotkanego niziołka brzmiało apetycznie. Co prawda w głowie natychmiast zabrzmiał mu głos ojca, który przypomniał mu swoją paskudną przygodę z niejakim Bidrim. Bidri był niziołkiem, który oszukiwał ludzi (i krasnoludy też) nie przebierając w środkach. Dla Gladina Gladensona skończyło się to uwięzieniem w celi pewnego księcia. I nawet nie to było w tym najgorsze lecz raczej fakt, że książę miał na usługach nekromantę (a może było odwrotnie?). I tenże nekromanta lubił eksperymentować na więźniach. Ojcu udało się jednak uciec, a później przez wiele lat próbował dopaść tego paskudnego niziołka. Ale niesmak pozostał. Tak więc gderliwy głos w głowie Bardina ciągle powtarzał, aby nie ufać napotkanemu i lepiej trzymać się z dala od jego jedzenia. - Znakomicie - ucieszył się na głos. - Witajcie panie Ludoslavie. Jam jest Bardin, inżynier - nie oglądając się na pozostałych przedstawił się sam. - Gdy niziołek zaprasza na posiłek, trudno odmówić - zaśmiał się. - Ale powiedźcie, co też ciekawego wieziecie. Może przy okazji naszego spotkania uda się nam jakiś nieduży handelek zrobić? |
20-05-2021, 09:47 | #199 |
Reputacja: 1 | Krata w końcu opadła, ale oni byli już dawno na zewnątrz. Klaus podszedł do swojego wierzchowca i z dala od oczu Vessy przebrał się w suche ubranie a mokre rzucił obok rozpalonego ogniska, aby przeschło. Zajadając się obiadem, umilał sobie czas majstrowaniem wytrychami w zamku kłódki - tak już miał, że jak się za coś brał, to ambicja nie pozwalała mu zrezygnować i musiał się czegoś nowego nauczyć choćby szło jak po grudzie. Dzięki pomocy Bardina jednak wiedział, na jakiej zasadzie działa taki mechanizm, więc z każdym dniem będzie stawał się lepszy, wiedział to. |
20-05-2021, 10:52 | #200 |
Reputacja: 1 |
|