Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2021, 07:22   #131
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Ciasno, duszno, drobinki kurzu w powietrzu. Stękanie i kwękanie związanych niczym boczek na wędzenie Sotoriusa i sklepikarza, wciśniętych na zaplecze. Pochrząkiwania i znudzone ziewnięcia kompanów. Miarowy rytm wystukiwany przez but Klemens, w myślach przypominającego sobie linię osobników którym dane było tytułować się Imperatorem. I wreszcie, w końcu!, stukot kół na zewnątrz i skrzypienie drzwi, gdy wrócił Lupus z obiecanymi materiałami piśmienniczymi.

Klemens wziął się do roboty. Naostrzył porządnie pióro, odkorkował kałamarz i zaczął kreślić po pergaminie. Bez wątpienia w Porcie Durnia piśmienność zakrawała na czarną magię, a co dopiero precyzyjne kształty, które kreślił Löwenstein. Schludne pismo techniczne, jakim opatrywano inżynieryjne szkice i odbitki. Standard w uczonych kręgach. Zaleta taka, że nie szłoby rozpoznać, kto wiadomość spisał - i o to Klemensowi chodziło.

"Mości Sotorius, wasz pryncypał i pracodawca, znajduje się obecnie pod naszą opieką. Dopadł go nieprzyjemny przypadek Domarata. Zapewnimy jego bezpieczny powrót, bez uszczerbków na zdrowiu, w zamian za równowartość dwóch tysięcy karli. Jako dowód, że mości Sotorius znajduje się pod naszą kuratelą, załączamy wisior doń należący. Zapłatę za bezpieczny powrót pryncypała należy dostarczyć o północnym dzwonie, w miejsce Cieniami zwane (...)"


Klemens rozpisał końcowe instrukcje uknutego planu z Rustem nad ramieniem. Kaganek zaraz zaczął topić wosk, a szlachcic przykucnął przed Sotoriusem i poluzował pęta. Szturchnięciem nakazał mu się odwrócić ku kątowi, gdzie zalegała skrzynia na której pojawiła się spisana nota okupowa.

- Podpiszesz się ładnie - oznajmił kupcowi modulowanym głosem, podszytym averlandzkim akcentem. - Nie podglądaj, nie zerkaj do tyłu, tylko się podpisz.

Klemens ściągnął Sotoriusowi kaptur, żelaznym uściskiem na karku nadając linię wzroku. Zamaszysty podpis znalazł się na pergaminie, kaptur na powrót na kupieckiej głowie, a szlachic przy ladzie. Gdy już atrament przysechł, dołączył do noty wisior, ściągnął brzegi ku środkowi i zalakował, dzieło wykończając odciśniętym w wosku sygnetem Sotoriusa, użyczonym mu przez Rusta. Klemens przeciągnął palcami po wybrzuszającej się lekko impromizowanej kopercie i przejechał spojrzeniem po kompanach.

- Gramy?



_______________________________

67, 24, 37, 100, 23
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 25-11-2021 o 07:24.
Aro jest offline  
Stary 26-11-2021, 10:53   #132
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nuln
18 Pflugzeit, 2524
Marktag, po późny wieczór


-Gramy - powiedziało kilka głosów jednocześnie. Świadomość bliskości celu ku któremu dążyli w przyjemny sposób dreszczem przemykała po plecach. Spisaną notę wziął w garść Ripp, który wraz z Klemensem mieli zadbać, by dotarła we wskazane miejsce. Tosse miał dać im ubezpieczenie bacząc z tyłu czy aby nikt się przy nich nie kręci i nie poświęca im nadmiernej uwagi. W tłum, rynsztok czy brudny zaułek potrafił się wtopić jak nikt inny, bo i Port Durnia sąsiadujący z Trapami pełen był takich indywiduum. Lupus z Rustem pojechali rozejrzeć się, czy w Cieniach wszystko gra i z przyczajki czuwać nad zrzutnią. A Greger robił remanent dbając przy tym, by „paczka” nie skisła.

Plan był dobry, bo prosty. Choć jak czasem mawiano na mieście „Jak coś ma źle pójść, to pójdzie”.

Port Durnia był miejscem przeładunkowym, gdzie liczne płaskodenne łajby sunące w górę Reiku ładowały swój towar, którym nawilżały życiodajny krwiobieg handlowej wymiany w Wissenlandzie. Ładowano głównie za dnia, z rzadka robiąc wyjątek dla nocnej roboty. Nocą zaś… Nocą całe to spracowane towarzystwo wyłaziło z zawilgłych kryp by przehulać co jeszcze było do przehulania. Śpiewano i grano. Grano i walono się po mordzie. Walono się po mordzie i pukano w kątach. Pukano w kątach i śpiewano. I tak w kółko. Usystematyzowane za dnia handlowym obrotem uliczki i zaułki nocą zmieniały się w plac igrzysk i zabawy gasnąc dopiero po północy. Do świtu zwykle pętały się jeszcze jakieś niedobitki a od rana ruszał handel. Port Durnia, o tak!, durniów tu było po dostatkiem.

Wymknąwszy się z magazynu Ripp z Klemensem ruszyli ku głównym uliczkom Portu obserwowani przez szwendającego się gdzieś na ogonie Tosse. Przemykali się pomiędzy podochoconym tłumem unikając zaproszeń do picia, gry, zakupów i mordobicia. Dobrze, że nie wzięli ze sobą Gregera, bo ten pewnie nie potrafił by odmówić grzecznym prośbom z równym wdziękiem co Klemens i Ripp. Na Gwarnej trwała jakaś wspólna balanga flisaków z kilku barek, gorące głowy już brały się tu i ówdzie za bary podpuszczani przez towarzyszy i żądne widoku krwi kobiety znanej poweniencji. Minęli rosnący tumult dość sprawnie by zaraz znów utonąć na Bramnej w jakichś tańcach łamańcach. Uniknęli kilku złodziejaszków, nie bez odrobiny szarpaniny i kilku ciepłych słów po obu stronach, nie kupili tego co zdaniem kilku handlarzy powinni, nie dali w mordę gdzie było trzeba choć ochotę mieli jak diabli. W końcu Klemens wypatrzył „odpowiedniego pośrednika”, któremu wyłuszczył co i jak ma załatwić. Uczynił to jednak dopiero, gdy byli już w pobliżu Kaczego Dołka, placyku - bajorka, przy którym mieściła się faktoria Merge Krugera. I dopiero po dokładnych oględzinach miejsca,. Oględzinach, które upewniły ich, że w faktorii wrze jak w ulu. Większość składów, zakładów i punktów handlowych w Porcie Durnia po zmroku była zamknięta, zaryglowana i podparta kołkiem. U Krugera wrota dwuskrzydłowe wiodące na mały placyk otwarte były na oścież, przy wrotach wartowało czterech osiłków, kilku innych w dwóch grupach widać było na podworcu. Z faktorii jedni wychodzili, inni wchodzili. W kilku oknach paliło się światło. W oświetlonej izbie na piętrze widzieli kilka wykłócających się bezgłośnie mieszczan. Do izby co i rusz ktoś wchodził i przekazawszy informacje zaraz wychodził. Jacyś posłańcy wybiegali z faktorii, inni którzy przybywali, po odpytaniu przez bysiów przy bramie byli wpuszczani do środka. Lub odsyłani zaraz dalej. Robota pełną parą.


***


Lupus powoził co się zowie. Siedzący obok niego, na koźle, Rust musiał przyznać że był on w swoim fachu mistrzem nad mistrze. Lał batem z wdziękiem batożnika, przy czym ofiarami jego zabiegów nie były wierzchowce a umykająca sprzed wozu, złorzecząca mu tłuszcza. Jednak korzyść z tego była taka, że wóz przedzierał się przez uliczki Portu Durnia z wdziękiem baletnicy. A kiedy wyjechali na brukowane ulice dolnego Neustadt poruszali się już płynnie i bezproblemowo mijając zdecydowanie lepsze towarzystwo od tego, które zostawiali za plecami. Noc była jeszcze młoda i liczne oberże, szynki, karczmy i zamtuzy zapraszały wcale liczną klientelę na nocną hulankę. Młodzi utracjusze płci wszelakiej i równie wszelakiej nacji przechadzali się ulicami korzystając z coraz cieplejszych tej wiosny nocy. Jednak mijane od czasu do czasu patrole, wyraźnie liczniejsze niż zwykle, uważnie badały wzrokiem większe grupy błąkających się ulicami ludzi. Liczące po dwóch, trzech strażników czujki stały na głównych skrzyżowaniach a osobno pełne dziesiątki tych surowych obwiesiów w miejskich kubrakach pojawiały się to tu, to tam, kręcąc się nie wiadomo za czym i po co. Ni, nie wiadomo było innym, ale Rust i Lupus mieli swoje przypuszczenie. Co ciekawe, tam gdzie były te liczniejsze patrole, zwykle był też jeden lub dwa psy. Szczęście prawdziwe, że wozy jadące ulicami w różnych kierunkach nie były zatrzymywane i sprawdzane. W przeciwieństwie do zamkniętych karet i powozów. Dotarcie do Cieni jednak z racji samych tylko przestojów spowodowanych zatarasowaniem ulicy przez zatrzymywane pojazdy, zajęło im nieco więcej czasu niż zakładali. Na tyle jednak mieli zapasu, by uważnie rozejrzeć się po okolicy, rozeznać co w trawie piszczy i skąd wieje wiatr. W dyskretnie prowadzonych rozmowach imię Sotorius Bepke pojawiał się aż nazbyt często. A dokładnie jego ostatnio stwierdzony brak…


***


Greger niemal od razu zaczął się nudzić. Nudząc się zaś zaczął liczyć. Remanent to remanent. Liczył frędzelki, tasiemki i bele materiału. Liczył skrzynie, liczył paki a na końcu nawet ćwieki na skrzyniach. Od czasu do czasu sprawdzał stan swoich podopiecznych. Ale tylko tyle o ile. Bo tak po prawdzie pokorni byli jak baranki. Nawet im się nie dziwił.


***

Tosse z bocznego zaułka pilnował Klemensa i Rippera. Jednak nie byłby sobą, by nie zwrócił uwagi na inne kręcące się po okolicy osoby. Raz, że z ostrożności a dwa, że Port Durnia nosił swoją nazwę nie bez kozery. Durniów było tu pod dostatkiem. Mało kto zwracał tu uwagę na takich obszczymurków jak on, bo też z racji pobliskich Trapów, było ich tu wcale nie mało. Idące „na miasto” ludzkie śmieci musiały dreptać przez Port, więc ich zwyczajnie starano się unikać a jeszcze lepiej nie widzieć. Bo już na walory zapachowe wpływał nie miał nikt. Noc jednak była ciepła i lekko wietrzna, więc nikt się doń nie przypierdolił jakoś bardziej. W przeciwieństwie do niego. On zdołał „przylepić” się do kilku frajerów i choć pogoniono go kopniakiem czy przekleństwem, to jednak korzyść z tego płynęła taka, że „złowił” dwie sakiewki, haftowaną chustę i organki. Na co mu były organki w sumie nie wiedział, ale upychał swój łup skrzętnie wiedząc, że ulica to nie jest dobre miejsce na oględziny fantów. Ta myśl przypomniała mu o robocie! Zdeprymowany nieco jął wypatrywać Klemensa i Rippa i nim ich wyłowił z tłumu, zdążył się spocić. A potem spocił się powtórnie, bo ujrzał ich rozmawiających z grupką strażników. Od razu przez głowę przemknęła mu oczywista myśl, aż dziwił się że wcześniej o tym nie pomyślał. Jeśli coś by poszło nie tak, to kogo w ich gronie grupka skazała by na pożarcie? Kto nadawał się idealnie do roli kozła ofiarnego? Kogo brak uczynił by w bandzie najmniejszą stratę. Nad utratą którego z nich reszta przeszła by do porządku dziennego? I raz jeszcze, na kogo najlepiej było zrzucić w razie problemów winę? Bo problemy, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości widząc strażników przy Klemensie i Ripie, właśnie spadały im na łeb…


***

Pojawili się znikąd. Ot, chwilę człowiek zbyt wiele uwagi poświęcał pierdolonej faktorii i posłanemu do niej posłańcowi a tu taki klops! Czterech strażników miejskich wylazło jak spod ziemi z którejś uliczki i nagle głuche warczenie i ujadanie wyrwało Klemensa z samozadowolenia. Piąty, idący z tyłu obwieś w mundurze miejskiej straży, szarpał się z wielkim wilczurem, który szczerzył kły, warczał i rwał się do przodu. W ich kierunku!! Pierwszy odruch kazał mu zerwać się do ucieczki, ale powstrzymał go gest Rippa, który zachowując zimną krew zawołał w kierunku strażników i wyszedł im na przeciw. - Bur!! Bur!! No chodź ty zawszony kundlu! Chodź!!

Zdumiony Klemens aż rozdziawił pysk widząc uśmiechy na ustach Strażników, którzy przepuścili Ripa do rwącego się czworonoga. Który przez chwile skonsternowany zakręcił się, próbował łapać wiatr, ale potem przysiadł na zadzie i zaczął machać ogonem i wesoło szczekać. Klemens ruszył do strażników w myśl zasady „najciemniej pod latarnią”. Bo i co miał począć, skoro Rip już kucał i pieścił wielkiego psa z czułością o jaką by go Klemens nie podejrzewał.

-No, co za spotkanie! My tu kurwa od południa harujemy a ty się na dziwkach włóczysz? - jeden ze strażników poklepał Ripa koleżeńsko po plecach, ten podniósł się mierząc go pytającym spojrzeniem.

-Czemu tak, od południa Durnst? - zapytał.

-Nic nie wiesz? Oswaldowego brata porwali ponoć, takiego kupca! W biały dzień sprzed domu. Czy z łaźni? Nie wiem już, jakiś zamach miał być czy cuś. - odparł wielce zadowolony z tego, że może pochwalić się wiedzą strażnik. Któryś z jego kamratów strzelił śliną i zamachnął się pałką na jednego z urwisów, którzy zbyt blisko podleźli. - Wszyscy strażnicy teraz łażą i szukają. Psy kazali brać jak widzisz i one też w robocie od południa, bo jakiś trop dali. Wiesz, jakiś gałgan znaleźli na miejscu czy ki chuj. Ani człek napić się nie ma czasu. Ty się lepiej dowódcom nie pokazuj na oczy, bo też będziesz z psami łaził i tropu szukał. A to widzisz jaka robota, cały czas coś czuje, raz leć po oberżach, to znów jakiś zaułek, i znów na główną. Nawet na Trapy nas wlokła durna sobaka, no ale aż tak dobrze nam nie płacą przecie…

Strażnik zaśmiał się opowiadając swą opowieść a Klemens mu zawtórował. Jednak czujnym wzrokiem wypatrzył posłańca, którego posłali do faktorii Merge Krugera. Posłańca, który szedł szybkim krokiem na miejsce, które wyznaczone miał na spotkanie. A w chwilę potem z faktorii jego śladem ruszyło dwóch takich, którym w drogę się nie wchodzi.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 26-11-2021, 17:15   #133
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
W faktorii wrzało jak w ulu, na Kaczym Dołku bawili się tutejsi. Port Durnia zył nocnym życiem, a Klemens profilaktycznie ściągnął sakiewkę z pasa i wcisnął w wewnętrzną kieszeń kurty. Wypatrzony młody ulicznik pasował jak ulał na posłańca - głowa na karku, bystre spojrzenie i wpojone od małego uliczne wartości. Rip z kapturem na łbie wskazał mu Klemensa skrytego w cieniu zaułka, do którego podszedł na pewniaka. Rozmówili się, szlachcic wręczył notę i karla, smarkacz ruszył dziarskim krokiem do faktorii. Wpuścili go.

Duet obserwował manufakturę zbyt uważnie i nie zauważyli w porę strażniczego kwartetu z psem. Całe szczęście ujadający wilczur był jednym z podopiecznych Ripa, a Klemens zostawił jemu gadkę ze znajomkami. Jedynie reagował odpowiednio na ich słowa, jak reagowałby ułożony syn jakiegoś mieszczanina, którego miał zagrać. To sapnął, to zakrył usta dłonią, to rozwarł oczy. O tempora! O mores! W biały dzień poważanego obywatela porwać, kto to słyszał! Bój się bogów!

- Ja dziękuję, panie władzo - odezwał się nieśmiało do Ripa, gdy wyłapał posłańca i doczepiony mu ogon - ale ja będę zmykać do kolegów. Czekają na mnie. Dziękuję za pomoc, panie władzo. I za służbę miastu. Wam też, panowie.

Rozbrojeni "panami" rippowi koledzy odprowadzili go jedynie wzrokiem, gdy czmychnął w stronę alejki, by okrężną drogą przegrupować się z Tosse. Sotoriusowi łyknęli haczyk, posyłając ludzi za najętym posłańcem. Gambit, mający na celu ich zajęcie i wygospodarowanie czasu dla Rusta i Lupusa, sprawdził się. W zaułku za odległym bordello sutenera Francesco, do którego prowadził ich smarkacz, mogli szukać jedynie wiatru. Teraz tylko Rip musiał wyswobodzić się od swych koleżków i mogli ruszać dalej.



_______________________________

94, 39, 97, 83, 97
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-11-2021 o 17:18.
Aro jest offline  
Stary 27-11-2021, 09:01   #134
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Spotkanie strażników z psem było dość niefortunne , choć przynajmniej Rip wiedział już że nie jest na liście poszukiwanych a to już było coś. Niemal całą uwagę w trakcie rozmowy poświęcił Burowi czochrając go całego. Normalka. Dzięki temu przynajmniej od czasu do czasu mógł jedynie zerknąć w górę w kierunku strażników. Zbyt długie wpatrywanie się im w gęby mogłoby by go zdradzić. A zdradzić się nie chciał. Sytuacji nie poprawiał towarzyszący mu Klemens. Nie wiedział czy go przedstawić strażnikom czy pominąć kolegę, a jeśli przedstawić to jak… Na razie wolał przynajmniej oficjalnie skupić się na psiaku , wiedział że Pankracy w razie czego ma wystarczająco dobre gadanie by sam o siebie w tej sytuacji zadbać. Wystarczyło by nie wpadał w panikę. I …

Nie wpadł. Wprawnie wyślizgnął się z sytuacji niczym węgorz. Widać miał w tym spore doświadczenie. Ripowi jednak zaświtał pewna myśl jak całe to spotkanie obrócić ku lepszemu…

Klemensowi jedynie machnął na pożegnanie i ją skupiać całą uwagę na strażnikach.

- Kurwa taka akcja a mnie nie ma. Wypierdolą mnie na zbity pysk jak nic… - rzekł wyraźnie zmartwiony , teraz już nie musiał niczego udawać więc spoglądał „kolegom” prosto w oczy. Wyraźnie widać było że jest nieco wystraszony i zdenerwowany. – Jeszcze jakby to kogo innego tyczyło to chuj tam, tylko dniówkę by potrącili a tak…

Wyraźnie zdenerwowany szukał jakiegoś pomysłu na wyjście z sytuacji, choć była to tylko chwilowa gra gdyż wyjście już miał…

- Wiem , słuchajcie chłopaki zrobimy tak, wezmę Bura i sam się rozejrzę, wy będziecie mogli się wcześniej zawinąć do domu a ja jak wrócę z psem na strażnice to dupsko będę miał uratowane.

Przez chwilę widział w oczach strażników mieszankę radości i obaw. Nie do końca byli pewni czy i im się nie dostanie za przerwane wcześniej poszukiwania z drugiej strony byli już wyraźnie zmęczeni całą ta gonitwą i bez większej nadziei na znalezienie czegokolwiek a myśl o Trapach dodatkowo zniechęcała.

- Kurwa , postawie wam jutro kolejkę. – Dodał na podparcie propozycji. – Lepsze to niż wylecieć z roboty przez kurwy – uśmiechając się poprawił krocze. Nie trzeba było szukać wymówek kiedy ktoś sam ci je podsuwał, to go zwykle utwierdzało w swoim przekonaniu i usypiało czujność.

– Poza tym wiecie , nie ukrywając znam się na tym najlepiej , wiem kiedy durna bestia idzie za śladem a kiedy węszy cieczkę. Jeżeli cokolwiek znajdę wycofam się i odnajdę najbliższy partol, ba jak coś znajdę to powiem, że to wasza zasługa bo mnie szybko znaleźliście i powierzyliście Bura w właściwe ręce! Nikt się o to do was nie przyczepi to na pewno. Ale tak po prawdzie to szanse już i tak znikome na samej głównej ulicy ślad rozwiewa się przez setki innych osób pies durnieje , ciągnie za podobnym , teraz żeby coś kundel znalazł to musiałby niemal wejść na szukanego lub być w dużym pobliżu. Macie jeszcze tą szmatę?

Rozwiewając już raczej wszelkie wątpliwości przejął psa , poczochrał go kolejny raz przyłożył do nosa strzęp koszuli Sorotiusa którą mieli przy sobie strażnicy i pożegnał się z nimi. - Szukaj , szukaj To czego strażnicy już nie wyłapali to że przy tej czynności gdy w prawej ręce podsuwał mu pod nos szmatę a lewą czochrał go pod gardłem to delikatny ścisk na krtani zwierzęcia. Wyraźny sygnał od pana że właśnie ma nie robić tego do czego jest słownie zachęcany... Az żałował czasem tych psin czasami miały z nim nie lekko...

Musiał szybko dobić do Klemensa z psem na smyczy czuł się dużo silniej, pewniej. Nie wiedział jeszcze jak połączyć do końca wszystkie kropki, ale wiedział że nadarzyła im się właśnie kolejna furtka wyjścia z całej kabały. Choć nie wykluczone że będą musieli oślepić Sorotiusa i być może trwale ogłuszyć… Próbował sobie przypomnieć czy ten zdołał go w całej tej akcji zobaczyć. To że usłyszał to na pewno…


K100 : 80, 95, 66, 14, 75

 
Eliasz jest offline  
Stary 29-11-2021, 00:18   #135
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Ponieważ dobrej baletnicy nie przeszkadza nawet brak jednej półpointy Tosse puścił się koślawym truchtem za Klemensem opuszczającym grono "panów władz".

Przy małym placyku między Folwarczną a Końskim Kieratem Tosse widział śledzonego kompana jak na dłoni. Rzucił celnie w Klemensa pomidorem a powietrze wzbogacił jego okrzyk.
- Student chuj!
Basler wsiąkł w zaułek.
Wszedł do leżącej beczki, uniósł denko, przelazł do piwniczki, wylazł z drugiej strony budynku.
Tak dostał się tuż przed kolegę, na trasie jego marszu.

- I jak, kurwa, było? Dobrze? Pilnuj dupy - rzucił Klemensowi przechodząc obok.
Ruszył w przeciwnym kierunku zadowolony, przekonany, że odniósł dwie korzyści. Raz, że żak wiedział, że jest trwale obczajany jak zaplanowano. Dwa, że jak ktoś za żakiem lazł, to teraz pewnie zacznie kombinować za kim iść.
Nie rozważył, że jego intencje mogły nie zostać odczytane.
Podciągnął nogawice, poprawił łachy w kroku i zaciągnął mocniej sznurek, noszony zamiast tradycyjnego gacnika. Chwilę później biegł, by wyprzedzić Klemensa o kolejną przecznicę. Tam przystanął pod pustą i brudną ścianą, naprzeciwko złożonych na noc straganów. Poczekał, aż Klemens dotrze na umówione miejsce. Na otwartej ulicy z daleka dostrzeże, czy pociągnął za sobią strażników.

34, 12, 14, 51, 81
 
Avitto jest offline  
Stary 29-11-2021, 18:37   #136
 
Bielonek's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znany
Greger policzył już niemal wszystko. Zdążył nawet naostrzyć noże i tasak, poprawić mocowanie tego ostatniego bo rzemień mu się wyświechtał a tu miał materiału do naprawy pod dostatkiem. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie zastąpić starych sznurowadeł nowymi, ale ostatecznie tylko schował kilka par do kieszeni. Wolał by nieproszeni goście, gdyby jacyś się trafili w tym składzie, nie zastali go na bosaka. Ostatecznie wrócił do obliczeń. Tym razem los padł na paciorki i kolorowe koraliki. Było ich na tyle dużo, że miał zajęcie do rana.
 
Bielonek jest offline  
Stary 29-11-2021, 23:02   #137
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Zanim Lupus powrócił do reszty zajął się wozem. Nasmarował osie, sprawdził koniom podkowy. Sprawdził, że szprychy w kołach. Uzupełnił schowek pod kozłem, o parę brakujących elementów, które zużyły mu sie w trakcie ostatniej jazdy. Wszystko grało. Pozostało tylko upewnić się że będzie tak dalej.
Młodemu, kazał być przekazać reszcie szajki, by byli dziś na posterunkach i w razie co... wiedzieli co mają robić, jak minie ich Lupus. Stawka jak zwykle.

*

Prąc przez tłum Lupus rozglądał się ciekawie. Nie to że starał się wyglądać na miejscu. On zawsze tak wyglądał. No bo kto by zwracał uwagę na woźnicę wypatrującego ofiary. Czyhającego aż ktoś podniesie rękę, zamacha i zawoła "Hej, ty", by nagle zdawać by się mogło jednym nagłym ruchem znaleźć się tu z przy krawędzi rynsztoka by klient bezpiecznie wsiadł...

k100: 55, 21, 23, 41, 69

 
Mike jest offline  
Stary 02-12-2021, 18:05   #138
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Lupus z gracją zajechał wozem przed oberżę, którą wskazał mu Rust. W Cieniach bywał nie raz, więc wiedział jak się ustawić by od razu mieć co najmniej trzy drogi ucieczki. Wciśnięta pomiędzy inne kamienica nie różniła się od innych w Neustadt, no może poza tym, że we wszystkich jej oknach od suteren po trzecie piętro świeciło się światło. Zza uchylonych okien dochodził gwar rozmów, śpiewy, śmiechy i dym z wypalonych faj, cygar czy czego tam jeszcze. Brzękały szkła, ktoś śpiewał, ktoś inny wył. Znać było zaraz, że lokal zajęty jest przez ferajnę Gieroja. Kilku chłopaków przysiadło w bramie wiodącej na podwórze z którego wchodziło się do knajpy i zaśmiewało się z jakiejś opowieści. Rust szybko zlustrował okolicę, ale nie dostrzegł niczego budzącego niepokój. No może poza samą liczbą bawiących się chłopaków. Jak na bandę Gieroja było ich jakby ciut za wielu. Rzucił okiem na „zrzutnię” którą wskazali w liście do Merge Krugera, ale nienachalnie, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Nic nie wskazywało na to, żeby miejsce było pod czyjąś obserwacją. Inna sprawa, że gdyby ktoś chciał je obserwować zawczasu, zapewne robił by to skrycie. Skrycie, czyli nienachalnie. Rust pomyślał o tym wszystkim w jednej chwili, ale zganił się w myślach za paranoję. Dziarsko zeskoczył z wozu i mruknął do Lupusa „Czekaj!” samemu ruszając do knajpy, by rozejrzeć się we wnętrzu. Jeśli mieli tam na przykład być biesiadujący Strażnicy Miejscy, szpicle Oswalda albo inne tałatajstwo, wolał to sprawdzić zawczasu. Z Lupusem przed wejściem pewny był, że gdyby coś poszło nie tak, zdoła się ulotnić.


***


Greger policzył znaczną część koralików sortując je nawet wedle koloru, kiedy w końcu usłyszał ustalone pukanie i podejrzliwie, z obnażoną bronią, podszedł do drzwi. Uchylił je ledwie na pół dłoni, ale widząc znajome twarze Rippa, Klemensa i Tosse szybko wpuścił ich do środka zamykając za nimi drzwi. Cała czwórka była zadowolona a Ripp w dodatku przyprowadził ze sobą burka, który wielce rad z siebie jął od razu obwąchiwać leżącego Sotoriusa po czym wracał do Tesslara wyczekując nagrody.

-Jak poszło? - Greger pytająco spojrzał na kamratów mimowolnie głaszczcząc kudłaty łeb domagający się widać pochwał.

-Wyśmienicie. Posłali za nami dwóch chłopaków, ale my się zadziobać kurakom nie damy. Poszli, gdzie ich oczy poniosły, pewnie wrócą do swoich i będą dumali nad listem. Ale ludzi tam kupa. Miotają się jak w ulu. I w mieście podobnie. Straż i te sprawy. Aż dziwota, że się z powodu byle kupczyka aż tak wszyscy ruszyli. - Ripp drapał Bura za uchem pieszczotą nagradzając mądre zwierze. Szedł po śladzie tak, że treser był z niego dumny. I zadowolony, że przejął go od patrolu. Gdyby tego nie zrobił, mieli by na plecach Strażników. W zasadzie Greger by miał. No, ale Sotoriusa już by pewnie nie mieli.

-I teraz co? - Greger niecierpliwił się, ale nie było mu się co dziwić. Siedział w tej budzie dobre dwie godziny czekając na kamratów i miał prawo.

-Czekamy. - powiedział Klemens. Był świadom tego, że teraz czeka ich najtrudniejsza część całego planu. Czekanie. Mało kto potrafił czekać. Zwykle ludzi rwało do działania. Brak działania był nienaturalny i choć czasami konieczny, jednak wyraźnie najtrudniejszy.

-Czekamy… - powtórzył Greger i z sapnięciem usiadł na skrzyni, którą zdążył już zagrzać swoim tyłkiem. - Czekamy…


***


Lupus siedział na koźle obserwując okolicę i czekając na Rusta, który poszedł się rozejrzeć. Z miejsca w którym zatrzymał swój wóz widział doskonale dwa najbliższe skrzyżowania. Widział i nie podobało mu się to co widział. Co prawda na ulicach nie było straży, tej obawiali się najbardziej. Nie było też żadnych szpicli, przynajmniej na ile Lupus był w stanie to ocenić. Jednak zdecydowanie za dużo kręciło się tu typów spod ciemnej gwiazdy. Lupus dostrzegł chłopaków Rogera, szmuglerów którzy lubili wyróżniać się nosząc pasiaste koszule, zmierzających do Cieni dziarskim krokiem. Z bocznej uliczki wyleźli jacyś szubienicznicy i dopiero po dłuższej chwili woźnica dostrzegł idącego w ich środku, pobrzękującego okowami starca. Łańcuch, tak go zwali. Rządził żebractwem w Neustadt. Twardą mimo wieku ręką. Przed bramę zajechał powóz, kareta prawdziwa zaprzężona w szóstkę koni i Lupus nie miał wątpliwości, że to Ulle Koniuch, dzban który uważał się za najlepszego woźnicę w mieście bo miał wypicowaną karetę i piękny zaprzęg. Zwykle woził szychy i Schram nie zdziwił się, że ze środka wysiadło czterech osiłków i dopiero po nich główny pasażer. Poznał go od razu. Papa Leone, niekwestionowany król ciemnych interesów. „Co on tu kurwa robi!?” przemknęło mu przez głowę, kiedy obserwował jak Papa otoczony przez swoich ochroniarzy rusza do Cieni. Z różnych zaułków wyłazili kolejni obwiesie i wszyscy oni kierowali się tam, gdzie poszedł Rust. „Wymiany dokonamy w cichym, kurwa, miejscu!” pomyślał parodiując w głowie ich własny plan. Zaiste, miejsce było na sto dwa!


***

Rust szybko zorientował się, że chyba źle wybrali miejsce zrzutu, ale nie było jak się wycofać. List do sotoriusowego totumfackiego poszedł i teraz trzeba było grać takimi kartami jakie rozdał los. A los ostatnio ewidentnie postanowił z wiania im w oczy uczynić sport narodowy. Cienie, ciche i dyskretne zwykle miejsce, dziś stało się punktem zbornym wszystkich niemal oprychów z Neustadt. Walili doń złodzieje wszelkiej maści, rzezimieszki, żebracy, oprychy, podrzynacze gardeł i rzezacy sakiewek, włamywacze, oszuści, kanciarze i porywacze. Zbiry indywidualne i zebrane w gangi. DeGroat rozglądał się w zdumieniu mimowolnie pozdrawiając pozdrawiających jego. Ktoś doń przypił, ktoś inny wcisnął mu w dłoń szklankę z podłą siwuchą. Zdumiony ilością typów spod ciemnej gwiazdy Rust wszedł z podwórka do środka, do wielkiej izby zastawionej licznymi stołami suto zastawionymi jadłem i napitkiem. Niemal przecierał oczy ze zdumienia nie rozumiejąc co się dzieje. Jakieś oprychy coś wykrzykiwały do innych oprychów. Jakieś zbiry chlały na potęgę, jakby stając w zawodach kto więcej i szybciej. Jakieś dziwki przetaczały się z hukliwym śmiechem zwracały na się uwagę głośnością skoro uroda nie wystarczyła. Rust pozdrowił Erazma „Trzy Oczka” który z czterema kamratami tańczył na jednym ze stołów w rytm granej przez wystraszonych grajków muzyki. Ule i Ban, dwaj norsmeńscy łamacze karków przybili doń poklepując po plecach i dziękując za ostatnią robotę, „Gruby” Mustafi dopytywał się czy aby Rust wywiąże się ze swej obietnicy a „Kaczka” Jens zagadywał, kiedy znów zrobią jakiegoś kupca. Zdezorientowany Rust już miał wycofać się do Lupusa, kiedy w wejściu zrobiło się zamieszanie a kilku osiłków, znanych typów których na dzielni nazywano Garda. Jak taka bokserska osłona. Bo też i byli ochroniarzami najważniejszej osobistości w światku. Papy Leone. On również wszedł wraz z nimi a gwar mówiących naraz głosów i krzyków niemal ogłuszał. Muzycy podchwycili widać klimat i naraz rozbrzmiało „Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!” I Rust zrozumiał wszystko. Jak kurwa mógł zapomnieć o urodzinach Papy Leone? Rugał się w myślach i przeklinał i czynił by to jeszcze bardzo długo, gdyby nie intensywny zapach cytrynowej lawendy, który przytłumił wszechobecny zapach niemytych ciał, pieczystego fajkowego dymu.

-Zapomniałeś o mnie Rust. Jestem obrażona, czekałam na ciebie u Merliniego. - nie miał wątpliwości co do osoby rozmówczyni. Nie musiał się nawet odwracać. Daria von Nogaj. Rzeczywiście, wystawił ją z tym Merlinim do wiatru, ale co było robić. Daria zbliżyła się doń, położyła mu dłoń na ramieniu i szepnęła do ucha. - Ale ja się nie gniewam. Miałam trochę czasu i dowiedziałam się to i owo. I dodałam dwa do dwóch. Śmiało pograłeś z tym kupczykiem, ale tego akurat mogła bym się po tobie spodziewać. Ale tego, że mnie wystawisz się nie spodziewałam. Powinnam się obrazić, prawda? Ale tak sobie myślę, że jak miała bym się obrażać…na wspólnika. Jestem do działki Rust. A potem pójdziemy sobie do tego Merliniego, niech będzie po twojemu.

Musnęła jego ucho ostrymi ząbkami i figlarnie spojrzała mu w oczy. Jednak on swoje wiedział. W tych zielonych oczach tkwiła determinacja w której można by było kuć żelazo.


***

Bur pierwszy się poderwał nerwowo i szarpnął Rippem do drzwi. Nie ujadał, bo psy straży uczone były by niepotrzebnie nie jazgotały, jednak zjeżona na karku sierść nie pozostawiała cienia wątpliwości. Ripp znał zwierzaka i swoje zrozumiał w jednej chwili.

-Mamy chyba gości… - powiedział do kamratów cicho zastanawiając się kogo to przyniosło licho. Licho, co tego nie było żadnych wątpliwości, niosło całkiem spore grono, bo drzwi składu huknęły naraz, jakby grzmotnęło w nie co ciężkiego. Poderwali się wszyscy i dobywszy broń stanęli w gotowości. W ostatniej chwili, bo drugie uderzenie wyrwało drewniane skrzydło z zawiasów ciskając nim na ścianę. Ich oczom ukazała się dwójka drabów o ramionach niczym uda każdego z nich, dzierżących solidne dwuręczne młoty. A za nimi chyba jeszcze trzech innych. Z tyłu zaś dał się słyszeć odgłos szczekania. Widać nie tylko straż miała w mieście psy. Najgorsze było to, że z całą pewnością nie byli to zniecierpliwieni remanentem nabywcy tasiemek. Co do tego nie było wątpliwości, bowiem ktoś stojący z tyłu krzyknął do nich w chwili, kiedy drzwi uderzyły do środka:

-Poddajcie się i oddajcie go nam a nie stanie się wam żadna krzywda!


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 02-12-2021, 21:38   #139
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Czekanie było nudne. Upewnili się, że Sotorius z właścielem dalej siedzą cicho i spokojnie w składziku, zamknęli wzmacniane drzwi do prowizorycznej celi i rozsiedli się po sklepiku. Klemens z nudów zasiadł na taborecie za ladą, przyciągając do siebie pudełeczka z kolorowymi koralikami chcąc wypełnić czas oczekiwania na powrót Rusta i Lupusa. Zaczął rozkładać paciorki, kategoryzując je rozmiarami i barwami i dawaj! Zaraz rozpoczął zabawę w odgrywanie najważniejszych bitew Okresu Trzech Imperatorów, manewrując paciorkowymi oddziałami i pod nosem mrucząc wyuczone fakty historyczne. Już miał odgrywać kampanię sylvańską, gdy przerwało mu towarzystwo, które wjechało do środka razem z drzwiami.

- Kogo mamy wam oddawać, kurwa? - Krzyknął, unosząc się. Metaforycznie jedynie, bo nie chciał odkrywać przytroczonego do biodra noża.

- Kogo, kogo, misia Gogo, chuju. Nie kręć.

- Was do reszty już pojebało! Najpierw TEN - rozeźlony teatralnie Klemens oskarżycielsko wskazał Ripa - przychodzi mi z jakąś szmatą i psem, szukać tajemniczego "jego" i wmawia mi, że jakiegoś porwanego trzymamy. Skaranie boskie! Kurwa, remament mamy, a świętego spokoju ni chuja.

Klemens fukał i warczał lepiej niż niejeden ogar, machając chudymi rękami na wszystkie strony. Występ jednego aktora skołował osiłków, a żak kontynuował w stronę Gregera.

- Pan może skoczy po panicza Tobiasa, panie Weiss, on tutaj porządek zaraz zrobi.

- Jakiego, kurwa, Tobiasa? - Dobiegło od strony drzwi.

- Srakiego - Löwenstein warknął elokwentnie w odpowiedzi. - My tutaj dla jaśniepana von Alvensleben-Leiningen pracujemy, a panicz ojcowskich interesów dogląda. Remament mamy zrobić, a tutaj ciągle jakieś kłopoty. Porządnych ludzi pracy tak nachodzić, kto to słyszał!

Powietrze uszło nieco z osiłków, którzy spojrzeli po sobie niepewnie. Nazwisko magnata ziemskiego miewało taki skutek, na jaki zresztą liczył Klemens. Żak dalej łypał w stronę najnowszej przeszkody, gotów cisnąć paciorkami pod nogi i chwycić za nóż, gdyby nie szło się wyłgać i przegonić ich precz.



_______________________________

60, 13, 12, 79, 23
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-12-2021 o 21:54.
Aro jest offline  
Stary 03-12-2021, 21:21   #140
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Gdy Papa Leone z ochroniarzami mijał jego wóz, Lupus uchylił kapelusza pozdrawiając nieoficjalnego mistrza zbrodni. Osobiście się nie poznali, ale nie raz woził jego chłopaków w różnych interesach. Baa, woził i paczki, lekkie, a cenne. Nie wątpił, że Papa Leone wiek kim jest. Fakt, woził sie druga ligą, ale to tak jak z rządami w mieście, rządził, a nie zasiadał w ratuszu.
Potem zerknął na Koniucha, ten jak zwykle patrzył na niego z wyższością z kozła pedalskiej bryki. Patrząc mu w oczy Lupus splunął na ziemię.

k100: 56, 89, 64, 42, 31

 
Mike jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172