Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2022, 14:01   #1
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
[WFRP 1ed.] Niemartwi 3: Blade twarze


Dwanaście godzin temu

- Chcecie roboty? Tutaj? Znaczy, no, nie gapcie się tak, ja wiem, że zwykle sołtys najlepiej poinformowany. Tyla, że dobrych wieści nie mam. Tutaj jeszcze niedawno pewności nie było, że się rano obudzisz. Ludziska nerwowi, każdy każdemu patrzy na ręce. A tak to pola obsiane dopiero co, jak widać, życie się toczy.
- Coś być musi. Pomyśl jeszcze.
- Jak masz jaja z żelaza to zostań myśliwym. Futra tutaj w cenie, bo nikt rozumny po lesie nie łazi. Skóry niby mogliby z krów drzeć, ale taka bieda, że dojnej żywicielki nikt w gospodarstwie nie da ruszyć. Albo odłóżcie kosy i idźcie do miasta -
zaproponował dojrzały mężczyzna.

Rozmowa Czekana z młodziutkimi wędrowcami z południa ciągnęła się jeszcze kilka chwil. Przybyli tu zapewne za pracą sezonową. Troje podróżników, wciąż skrytych w cieniu, zaprzestało jednak rekonesansu i cicho odsunęli się od okna podłużnego domostwa, pod którym podsłuchiwali sołtysa.
Z Graben, pod osłoną zmroku, mistrzowie wydostali się niezauważeni. Na trasie do Templehof czekała ich ostatnia prosta.

Wiele słyszeli o nowym burmistrzu, jakim została wdowa McCool. Pojawiła się w trudnych czasach, tuż po zarazie i wojnie. Sprowadziła kupców z mięsem, gdy wokół krążyło jak sęp widmo głodu. Opróżniła zamkowe magazyny z mundurów rozdając je, gdy dzieci przemrażały kończyny. Nakazała rozbiórkę opuszczonych domostw, gdy brakowało opału. Gromadziła ludzi, nakazując im żyć wspólnie, kilka rodzin pod jednym dachem, by było im łatwiej utrzymać się przy życiu.
Gdy przez miasto przeszedł front wojny, nikt nie spodziewał się, że z kolan ocalałych dźwignie zasychająca ze starości kobieta z herbem po mieczu. Podczas, gdy w bohaterskim Siegfriedhofie połowa populacji przeniosła się na tamten świat, w Templehof mieszkańcy z nadzieją patrzyli na wschody słońca. Coraz dłuższe dni męczyły jednak panią burmistrz, wokół której wianek pomocników utworzyli nowi rajcy, reprezentujący miejskie cechy rzemieślnicze.

Noc była wiosenna, rześka i wietrzna. Jak co drugi dzień, zanosiło się na zmianę pogody. O tej porze roku, niczego nie można było być pewnym. Nie dalej jak wczoraj sypał grad, dziurawiąc pierwsze, nieśmiałe liście wczesnych kwiatów.
Księżyc kapryśnie oświetlał drogę. Błotnista po spływie roztopów ścieżka ku mieście grała trzem wędrującym mistrzom na nerwach. W ich przypadku, z każdym krokiem bliżej Templehof, niepokój rósł miast maleć. Kawalkadę podejrzeń i wątpliwości nakręcały cykliczne problemy z wykrywaniem magii w postaci różnokolorowych wstęg energii. Zwykle roztaczające się wszędzie wokół, w nieregularnych momentach zanikały niby rozpuszczany w wodzie miód lub też jak łyżka mąki wsypana do wiadra z sadzą.


Kilka miesięcy wcześniej, Karaz-a-karak

W świątyni było zimno. Komora celowo zlokalizowana była głęboko w litej skale. Była miejscem ostatnich pożegnań i sąsiadowała z grobowcem. Klan Ullek z szacunku do swych zmarłych wzniósł ten przybytek służący obrzędom pogrzebowym. Krugan opuścił świątynię na dłużej tylko trzy razy w życiu.
Tamego dnia w twierdzy miały miejsce dwa wyjątkowe wydarzenia. Visna Dammin urodziła bliźnięta. Świątynia Valayi stała się przez to gospodarzem wielu wizyt dziękczynnych, w trakcie których składano bogate dary z owoców rzemiosła wojennego. Drugim wydarzeniem była wizyta niespodziewanego gościa. Do karaku zawitał człowiek.
Nosił imię Hubert. Był młody i niemal łysy. Widocznie przebył długą drogę. Krugan, jako przedstawiciel świątyni Gazula, stawił się na wysłuchaniu gościa. Mizerny wygląd przybysza kontrastował z wyważoną w treści i formie wypowiedzią. Przyniósł wieści o konfliktach na pograniczu Sylvanii, o hordzie nieumarłych odpartej z terytorium Imperium.
Nocą, gdy Krugan pełnił straż przy ciele wojownika sprowadzonego z podziemnej potyczki z goblinami, do świątyni wtargnął przybysz z powierzchni. Człowiek zachowywał się niczym mocno pijany, lecz milczał. Zataczał się, aż wymacał na ścianie święty symbol. Zatrzymał się, jego ciało stężało, a usta wygłosiły przepowiednię.

Cytat:
Gdy wzejdzie młode zboże na jałowej ziemi
Gdy wojownik złoży pancerz w skrzyni
Gdy chromego uleczy łuna złota
Wtedy ujawnisz czyja jest zgniła wielka broda

Młody akolita po dojściu do siebie nie wiedział, co się z nim działo. Dla krasnoluda stało się jasne, że człowiek wieszczył.

Badania kapłana zabrały nieco czasu. By dotrzeć do informacji, wyprawił się do twierdzy Zhufbar. Tam, pośród przybyszy z Imperium, odnalazł młodą kobietę – byłą towarzyszkę podróży akolity. Z jej relacji wynikło, że rozdzielili się w okolicach Templehof, w prowincji Stirland, kilka miesięcy po wojnie, podczas klęski głodu.

Młódka okazała się otwartą i ciekawską istotą. Z jej pomocą krasnolud sprawnie zbierał wydobyte z dokumentów informacje we wnioski i porządkował wydarzenia w czasie.
”Minęła zima, na polach wschodzi ozimy zasiew. Panna Róża przysięga, że niejaki von Grossheim ze zgryzoty porzucił tradycje rycerskie” koncypował Krugan.

Z braku dalszych poszlak, pożegnał nową znajomą i ruszył dalej, przez Nawiedzone Wzgórza, ku tajemniczemu Templehof.


Kilka miesięcy wcześniej, Nuln

Orgof wkroczył do Imperium po przeprawie przez Góry Szare. W elektorskim mieście miał okazję obserwować narodziny chłopskiej rebelii pod skrzydłami Głosiciela. Nie poświęcił tym wydarzeniom uwagi, bowiem trapił go los brata, przebywającego w oddalonym o setki kilometrów na wschód Stirlandzie.

Wieści docierające do jego uszu nie były najgorsze. Siegfriedhof, w którym widziano troje elfów, oparł się najazdowi. Wierząc, że chodzi właśnie o Eryastyra, Orgof podążał kolejne miesiące w tym kierunku. W Wurtbadzie, natrafiwszy na szlachcica von Höcherko, nabrał więcej pewności co do losów brata. Napotkany mężczyzna nie tylko widział się z Eryastyrem, ale spędził z nim kilka chwil przed bitwą i po niej. Według relacji, elf wraz z towarzyszką pozostali w miasteczku u podnóża Zakonu Rycerzy Kruka.

Nim Orgof dotarł na pogranicze Sylvanii zima miała się ku końcowi. W Siegfriedhofie czekał nań zawód – jego brat wraz z kompanią opuścił miasteczko i udał się dalej na wschód drogą na południe. By odkryć jego losy nie było innej rady, jak uparcie przeć ku Górom Krańca Świata.

Śladami brata elf dotarł aż pod cieszący się złą sławą Templehof. Wiedział już, że nieumarli całkiem niedawno wymordowali skutecznie mieszkańców będących w jakiś sposób elitą: tych na stołkach w politycznej hierarchii, tych z wiedzą lub wiarą, które mogły stać się niebezpiecznym orężem. Innymi słowy: wszystkich, których nie należało zostawiać za plecami, gdy front wojny posunie się dalej.
Tym bardziej ostrożny stał się, gdy podczas popasu napotkał uzbrojonego po zęby paranoika, który zdradził mu kilka swoich przemyśleń. Roztaczały one mroczną wizję, w której cała okolica była pod obserwacją mrocznych sił i jedynym sposobem na przetrwanie było pozostawanie w ukryciu pośród szarej masy ludzi. Średniego wzrostu elf mógł się skutecznie ukryć choćby dzięki zmianie ubioru.
Rozmowa z ekscentrycznym mężczyzną była trudna i przerywana wieloma rundami podejrzeń i wyjaśnień. W końcu na dźwięk imienia Eryastyra przyznał on, że znał elfa pewien czas, wędrował razem z nim, a rozdzielili się dopiero, gdy dwoje elfów zdecydowało się zbadać sprawę nękanych drwali. Od tamtej pory się nie widzieli.

Znalezienie drwali, którzy na widok kolejnego elfa w ciągu raptem pół roku reagowali nerwowym chwytaniem się czapek, nie nastręczyło Orgofowi problemu. Zachował przy tym ostrożność zgodnie z radami kompana Eryastyra, który zniknął z okolicy równie szybko, jak się pojawił na drodze elfa.
Drwale bez ogródek wskazali kierunek wschodni, w którym udał się Eryastyr z towarzyszką. Poszukiwania zajęły Orgofowi kolejne kilka dni. U ich kresu natknął się na grób Filaurel.

Zdając sobie sprawę ze straty, jaką poniósł jego brat, elf utknął w martwym punkcie poszukiwań. Spędził w pustym szałasie, pogrążonym w lesie, kilka dni. Gdy ciało elfki powstało z martwych i zaatakowało go podczas odpoczynku zlikwidował czarami zagrożenie i rozsądnie je spalił. Wiatr rozwiał prochy. Orgof zniszczył także prowizoryczną budowlę. Jedynym znaleziskiem, które postanowił zachować, był okorowany kawałek drewna, na którym nożem wyryto tajemnicze znaki. Elf mimo rozległej wiedzy magicznej nie potrafił ich rozszyfrować.


Kilka miesięcy wcześniej, gdzieś na prowincji

Czarodziej czuł, że zaczyna wariować w otoczeniu spadku, jaki zostawił po sobie Wulfgar. Zygfryd, gdy pojął naturę magii, jaką władał jego gość był zupełnie przerażony. Okazało się, że zaklęcia, których zdążył się nauczyć od umierającego mężczyzny nie bez powodu inwokuje się w języku, którego Zygfryd nie znał. Na swoje nieszczęście był pojętnym uczniem i jeszcze przed zgonem Wulfgara nauczył się także dziwnej, szeleszczącej mowy.
Od tamtego czasu dręczyły go mroczne sny. Każdorazowo jawa wypierała z jego myśli obrazy niczym z sekcji zwłok, a raz na bagnach ujrzał widmo, które złożyło mu propozycję współpracy. Zygfryd w przypływie emocji miotnął zaklęciem nim zdążył pomyśleć, a widmo rozproszyło się pośród kakofonii spazmatycznych jęków.

Pewnego dnia mężczyzna w przypływie strachu utopił w błotach cały dobytek Wulfgara i podpalił własne domostwo. Porzuciwszy bezpieczną chatę na odludziu Zygfryd ruszył na południe. Ciągle jeszcze świdrowały mu w głowie obietnice umierającego, jakoby w języku nekromancji można było spleść formułę nieśmiertelności.
”Tylko dlaczego w takim razie on umarł?”

Rany odniesione przez Wulfgara w potyczce z łowcą czarownic spod znaku Zakonu Oczyszczającego Płomienia okazały się śmiertelne. Zygfryd mógł jedynie dać mu trochę więcej czasu, nim nadeszła agonia. Wizja, że mógłby podzielić los Wulfgara za każdym razem sprawiała, że czuł do siebie cały szereg negatywnych emocji. Długo wyrzucał sobie swój humanitarny postępek i zaufanie, jakim obdarzył umierającego nekromantę.
”Jak zdołał się zamaskować?”

Tygodnie, może miesiące, później Zygfryd znalazł się na przeprawie w Bissendorfie. W przeciwnym kierunku podróżował uzbrojony szlachcic odziany w tunikę z dużym, haftowanym płomieniem w złotym okręgu. Z podsłuchanej rozmowy czarodziej wywnioskował, że Albrecht von Risen, rycerz Sigmara, wraca właśnie z wyprawy zbrojnej z pogranicza Sylvanii, gdzie wraz z Zakonem Rycerzy Kruka bronili przed nieumarłymi ziem Stirlandu. Opowiadał o wojnie z wampirami i niebezpiecznym podjeździe na terenie wroga, który zakończył się połowicznym sukcesem. Wódz wrogiej armii miał lec pokonany raz na zawsze, lecz zatraceniu uległy ludzkie istnienia na wschód od Siegfriedhofu oraz majątek i potencjał Kolegium Światła – zgromadzenia mędrców władających potężną magią. Na koniec wyszło na jaw, że von Risen reprezentował w wyprawie Zakon Oczyszczającego Płomienia.

Niezupełnie było dla Zygfyda jasne, gdzie powinien szukać pomocy, by uleczyć swój umysł i ciało po zbliżeniu z nekromancką magią. Mimo to, metodą eliminacji doszedł do wniosku, że łatwiej będzie mu skrywać swój sekret na pograniczu Stirlandu, gdzie jak dotąd nikogo nie znał. Z nadzieją zapatrywał się również na magów Kolegium, którzy mogli stać się jego ratunkiem.


Tydzień wcześniej, Stara Droga między Pfaffbach a Templehof

Zwykło się mawiać, że nieszczęścia chodzą parami. Jak w myśl tego przysłowia nazwać należałoby atak zwierzoludzi na Nawiedzonych Wzgórzach? Mutanci mieli zapewne jakiś cel, by znajdować się akurat w tej okolicy. Nie był on znany Kruganowi, gdy wpadł w zasadzkę. Szczęśliwie dla niego Zygfryd został przez naturę obdarzony wybitnym słuchem. Z obozowiska składającego się z koca rozpiętego w niecce po wykrocie wywabiły go odgłosy walki. Jego charakter mimo miesięcy przemyśleń znów wziął górę i nim się zastanowił miotał kulami ognia w zaskoczonych zwierzoludzi.
Orgofa na miejsce ściągnęły czary Zygfryda. Systematycznie pobierana z przestrzeni energia magiczna nie uszła zmysłowi elfa, podobnie jak nie dało się, będąc posiadaczem elfiego wzroku, nie zauważyć rozbłysków we mgle. Gdy skrócił dystans dostrzegł, że do atakującego czarodzieja od pleców zakrada się dwóch mutantów. Orgof zmiótł ich ognistymi pociskami, a Zygfryd mógł odetchnąć z ulgą, uratowany od niechybnej śmierci.

Z perspektywy Krugana nagłe pojawienie się dwóch czarodziei idących mu w sukurs, wyglądało na wyraz niezwykłej, boskiej opieki. Nie miał oczywiście dowodu, że nie był to czysty przypadek, lecz na ile podczas pobytu w Zhufbar pojął pijackie wywody młodych inżynierów o probabilistyce, prawdopodobieństwo pojawienia się dwóch czarodziei w jednym miejscu należało do zdarzeń wybitnie rzadkich. Dodając do tego mnożnik za wybitnie niesprzyjającą lokalizację takiego zdarzenia, rzecz stawała się zupełnie nieprawdopodobna.

Jakiś czas później wspólnie spędzony w drodze czas zaowocował dialogiem i wspólnymi przemyśleniami. Okazało się, że patrzący z różnych perspektyw, a jednak połączeni przez magiczne rzemiosło, mistrzowie swych sztuk mieli pewne zbieżne interesy. Pierwszym z nich, było dotarcie do Templehof.


Teraz

Nieco po świcie mistrzowie trafili do gospody. Plecionkowe ogrodzenie miało sporą dziurę, brama była rozwarta a jedno ze skrzydeł wisiało na górnym zawiasie, zrobionym ze sznura. Na dziedzińcu ujrzeli spętanego wierzchowca i jego jeźdźca. Umundurowany mężczyzna nosił na piersi tarczę w biało-czerwoną kratę.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 08-05-2022 o 12:05.
Avitto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172