Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2009, 12:49   #31
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Bełt chybił. Srał to pies. Kusze nigdy nie były jego specjalnością. Za to jedno poszło jak planował, zwrócił na siebie uwagę tej hołoty, a zwłaszcza wielkiego skurwiela z dwoma tasakami. Co on kurwa, ork?! Przecież tym można było machać tylko jak w rzeźni przy szlachtowaniu mięsa, bo próba czegokolwiek innego kończyła się obcięciem łba. Sobie samemu. Idiota. I jeszcze jakiś kretyn mu jebnął w ranną nogę. Imrak zawył z bólu, ale nawet nie zwolnił. Zastawiać się pałką?

Głośny rechot krasnoluda rozbrzmiał na polu tej rzezi, gdy wyszarpywał topór z rany przeciwnika, rozchlapując na boki jego krew.

Ci zdebileni frajerzy na prawdę bronili swojego szefa! Cóż za lojalność w tej miejskiej kupie gnoju! Może po prostu nie znali jego, Imraka? Jego zakrwawiony już topór rozdawał razy na lewo i prawo, a tarcza przyjmowała ciężkie razy pałką, która jednak sama w sobie była w opinii krasnoluda bronią żadną. Bo i co to za broń, która trafiając nie zabija, ba, nawet nie leje się po niej krew najczęściej? Machnął tarczą, trafiając w kolano tego co mu blokował przejście. Topór już nie trafił, ale khazad naparł i po prostu odepchnął przeciwnika na bok, zostawiając go tym, których miał za plecami.

W końcu stanął przed tym, do którego się przedzierał. Ten przynajmniej miał broń. Wyszczerzył do niego paskudnie swoją brzydką mordę i wciąż rechocząc rzucił się na niego, ot, tak, na wprost. Khazad dawno doszedł do wniosku, że najprostsza taktyka jest zazwyczaj najbardziej skuteczna, a ciągły atak sprawia, że przeciwnik się gubi. Zazwyczaj. Ten skurwiel był duży. Imrak uniósł tarczę nieco w górę, ale miał zamiar po prostu zagłębić w drabie swój topór zanim tenże ruszy swoimi wielkimi łapami z przerośniętymi sztylecikami.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-06-2009, 09:54   #32
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Gdyby komuś utalentowanemu dane było oglądać owo zmaganie, może i dostrzegł by w nim odrobinę poetyki. Może przekuł by brutalność ulicznego starca w rymy a te ogładzone i ubrane w nuty pieśnią mogły by cieszyć uszy i nieść sławę walczących. Z pewnością, gdyby rzecz dotyczyła rycerskiego narodu, nie jedna niewiasta chętnie posłuchała by o ich walce. Jednak tu, w Zaułku Bernarda, nie walczyli ludzie rycerscy. Nie walczyli wedle zasad ordaliów. Walczyły dwie grupy skurwieli z których jedna chciała być od drugiej gorszą. Brutalniejszą, twardszą, bardziej bezkompromisową i bezlitosną. I w tym z kolei rozumieniu lepszą. I wiadomym było, że nikt przy zdrowych zmysłach tego nie ogląda, bo jakby go dostrzegli członkowie którejkolwiek ze stron walczących, było by już po nim. Świadków nikt tu nie potrzebował.

Starcie weszło w fazę iście bitewnej młócki już w chwili, kiedy od tyłu, od zaułka w którym leżało ciało kusznika, nadbiegła czwórka zbirów. Pałki, siekiery i noże może nie były najstraszliwszym orężem jakie można było dzierżyć w dłoni, ale nawet on mógł okazać się boleśnie skuteczny. I choć nijak się miał do toporów Imraka i Famke czy do miecza Fay, to jednak właściwie użyty mógł wystarczyć. I zwykle wystarczał. Pierwszy przekonał się o tym Luitpold stojący trochę z boku, unoszący ręce do góry i głośno wołający – Ja się poddaję! Ja się poddaję!

Jego słowa miały walor proroczy. Poddawał się. Tyle, że nie w takim rozumieniu jak sam sądził. Trzaśnięty pałką w krocze, poprawiony z góry w kark i potem kilkakrotnie w odkrytą już, nie bronioną potylicę rzeczywiście się poddał. Dokładniej zaś poddały się kości czaszki. Jeden z biegnących drabów poświęcił mu chwilkę uwagi i trzaskał tak długo, aż w końcu poczuł się usatysfakcjonowany. Jego satysfakcja nie miała jednak przełożenia na satysfakcję Luitpolda, który leżał na deskach nadbrzeża w rosnącej kałuży krwi. Druga ofiara, po tym imrakowym oprychu, porachunków gangów w starym porcie. Nie ostatnia.

Famke, Fay, Gregor a nade wszystko Imrak rzucili się w kierunku Horna. Bo też instynktownie czuli, że wystarczy pokonać jego, wystarczy zwalić na deski tę umięśnioną niczym niejeden Ork połać mięsa a szala zwycięstwa huknie o ziemię przeważona zupełnie i dokumentnie. Tyle, że jedno to postanowić a drugie zrobić. Horn bowiem nie od parady zwany był „Górą” i nie od parady cieszył się mianem jednego z większych skurwieli w światku. Był głupi, owszem, nie potrafił wykorzystać swoich umiejętności z którymi powinien już dawno robić dla Szefa wszystkich Szefów. Jednak umiejętności to on miał. I teraz, właśnie w tym zaułku, dano mu okazję pokazać bandzie amatorów czym jest wkurwianie „Góry”.

Nóż przeciął powietrze i poleciał na spotkanie Horna, ale ciśnięty przez Gregora nerwowo chybił herszta o włos dosłownie. Ten nawet nie zauważył niebezpieczeństwa zwarty w śmiertelnym tańcu z Famke, Fay i Imrakiem. Dostrzegł go natomiast ostatni z jego ludzi, którym udało się przetrwać spotkanie z „siostrzyczkami” i krasnoludem. Dostrzegł, bo nóż naraz wyrósł w jego piersi niczym jaki egzotyczny kwiat.

- Ty franco! – ryknął do Gregora i już chciał doń przyskoczyć, ale zachwiał się lekko. Gregor był niemal pewny, że nie pokona tych pięciu czy sześciu kroków, które dzieliły ich obu, ale też nie mógł poświęcić mu więcej uwagi. Wyciągnął drugi nóż i odwrócił się w kierunku z którego nadbiegała czwórka. Trzech zbirów naraz rzuciło się na Bertranda, który zdążył w jednego cisnąć nożem. Ba, zdążył nawet drugiego noża dobyć, ale na tyle jedynie starczyło mu czasu. Dobrze że miał go w garści, bo było czym strącić cios siekiery, który powinien rozrąbać mu głowę niczym dojrzałego arbuza. Jeden ze zbirów został z tyłu, drugi kuśtykał z nożem w udzie, ale dwójka, która spadła na Bertranda nie nosiła oręża od parady i parła do szefa. Uderzony dwukrotnie siekierą Bertrand zdążył sparować i drugi cios, ale po nim jego zdrętwiałe z bólu ramię zwiotczało i opadło. W powietrzu świsnął koziołkując nóż uderzając w bok głowy zbira trzonkiem. Bertrand nie tracił czasu na dziękczynne modły, tylko skoczył w przód i nim zbir się zorientował wbił mu nuż w brzuch i pociągnął w górę rozszarpując wnętrzności swego przeciwnika niczym rybę się patroszy. Charkot i bulgot krwi zagłuszył mu na chwilę odgłos nadbiegających przeciwników. Jednak wiedział, że sam z tą trójką nie ma szans a kompani, nawet doskonale ciskający nożem Gregor, są za daleko by go ocalić. Jednak do nadbrzeża miał ledwie krok a wątpił, by go w wodzie ścigali, kiedy mają przeciwników koło siebie. Jeden krok i woda cuchnącego kanału z pluskiem zamknęła się nad jego głową. Od razu, na wszelki wypadek odpłynął czym prędzej w bok, jakby ku Hornowi i walczącym „siostrzyczkom”. By mieć pewność, że w miejscu w którym się wynurzy przeciwnicy będą zajęci. Nie dbając zupełnie o to, że ostawił Gregora sam na sam z rozwścieczoną trójką zbirów. W slumsach najważniejszą dewizą było „Przeżyj”.

Imrak, Famke i Fay krążyli w trójkę wokół największego skurwiela w zaułku. I choć była ich trójka bynajmniej nie czuli by przez to ich szanse jakoś specjalnie wzrosły. Famke wirująca w tańcu śmierci nie raz już brała udział w takich zmaganiach. Ale nigdy jeszcze nie walczyła z Hornem. I wiedziała, że jakkolwiek by się owa walka nie skończyła, pamiętać ją będzie długo. Zaczęło się niewinnie, od ścięcia się jego szabel z jej toporem, ale już wówczas, w pierwszym złożeniu, wiedziała że nie będzie lekko. I że tylko cud może ich ocalić. Horn bowiem znał się na rzeczy. Zakręcił młynka obiema szablami, strącił jej atakujący wściekle topór i od razu poprawił w piruecie szablą. Mierząc w tę samą rękę, świadom tego, że drugą ma osłoniętą. Odskoczyła w ułamku chwili zmieniając kierunek ataku, ale i tak końcówka jego broni przeorała jej ramię. Zaklęła czując jak ścierpło, ale tyle miała czasu jedynie. Na zwykłe „Kurwa!”. Horn atakował dalej, nie tracąc nic z impetu. I gdyby nie Imrak i Fay, było by po niej. Fay, choć później zaatakowała, wyprzedziła rannego krasnoluda i pchnęła sztychem miecza w plecy Horna. Plecy były dobrym miejscem do ataku. Tyle, że pleców Horna tam już nie było. Był Horn, atakujący dwoma szablami. Jedną sparowała, ale druga zadźwięczała na jej puklerzu. Zaśmiała się i naraz śmiech zamarł jej w gardle. Szabla, którą tyle co sparowała, już nadlatywała gotowa do śmiercionośnego ciosu. Horn był najlepszym skurwielem z jakim się mierzyła. I gdyby nie to, że była ich trójka, już było by po nich. Po niej również. Nadbiegający, wściekły Imrak ocalił jej życie. Lub raczej nawet Skurwysyn. Jazgocący Skurwysyn mówiąc dokładniej. Kundel uczepiwszy się łydki Horna zajął go ułamek chwili jej potrzebny na unik i odejście. Pomiędzy nią a Horna wpadł krasnolud i zaatakował wściekle. Horn kopniakiem odesłał jego kundla w kanał, schodząc z ciosu krasno ludzkiego topora zręcznie, niczym tancerz. Szabla, która zawirowała mierzyła…

Topór Famke wszedł między jego łopatki głęboko, z trzaskiem pękających kości i rykiem umierającej „Góry”. Nie zdołała go nawet wyrwać, bo siła skrętu jego tułowia wyrwała jej broń z ręki. Zachwiał się, postąpił krok jeszcze. Miecz Fay zatopił się sztychem w jego piersi, lecz on już tylko spojrzał na niego zdumiony. Podobnie jak na krasnoludzki topór, który wgryzł mu się w bok ciskając mówiącego coś herszta zbójów na ziemię. Horn „Góra” odszedł.

Trójka jego ludzi nie traciła czasu na dalsze nagabywanie intruzów. Nie miało to sensu w tej chwili. Dwóch skoczyło w tył, w ciemność zaułka głośnym tupotem buciorów dając znać o swej rejteradzie. Trzeci, który był najbliżej placu boju, skoczył od razu z rozpędu w wodę i zniknął w jej odmętach. Pozostawiając Zaułek Bernarda cichym i spokojnym. Niemal takim, jakim był przed niespełna godziną. Dla pozostałych przy życiu było to jednak istotne mniej. Istotniejszym bowiem było to, że gdzieś w ferworze walki zniknął im ich "jeniec".


================================================== ===============
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 14-06-2009 o 11:36.
Bielon jest offline  
Stary 13-06-2009, 17:14   #33
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gregor odetchnął głęboko i opuścił obie ręce. Po raz już nie wiadomo który tego wieczora skrzyżował dwa palce i zasalutował w kierunku ciemniejącego nad nimi nieba. Udało się. Jakiś bóg na pewno nad nimi czuwał. Ktoś tam w górze na pewno ich lubił.
Podszedł do mężczyzny, który rzucił się na pomoc Fay. Pomyśleć, że wciąż nie znał jego imienia. Cóż, teraz to nie miało większego znaczenia. Pokonując odruch wymiotny przewrócił go na plecy i szybko wbił sztylet w gardło. Była to w zasadzie formalność, ale gdyby ktoś z tak rozbitą głową wstał, to mogłoby być niewesoło. Chwilę później nóż napił się krwi z jeszcze jednego gardła. Krwi człowieka, który miał pecha stanąć na drodze rzuconego wcześniej sztyletu. Ten jeszcze oddychał, ale wdzięczność Gregora za uratowanie jego broni przed utopieniem się w kanałach miała swoje granice, a użyteczność jegomościa raczej się skończyła, więc na jeńca się nie nadawał. Otarł oba noże z krwi i schował na swoje miejsca. Nim wstał, szybkim ruchem zerwał koszulę z denata. Jemu już się nie przyda, a Gregor miał dla niej zastosowanie.
- Wkrótce będą o Tobie gadać wszystkie zbiry w okolicy. "Ta, która zabiła Górę". Nieźle brzmi. - powiedział podchodząc do Famke i wiążąc jej na ramieniu kawałek podartej przed chwilą koszuli. Nie wiedział czy bardzo tego potrzebuje, ale doświadczenie nauczyło go, że lepiej opatrzyć niewielką ranę niż później babrać się z całą ręką, jeśli raczy odpaść.
Przypomniał sobie, że o zmarłym wypada dobrze powiedzieć, więc wziął na siebie ten obowiązek.
- Horne nie żyje. I dobrze.
Odwrócił się w stronę krasnoluda.
- Mam Ci wyciągnąć ten bełt z nogi, czy już się do niego przyzwyczajasz? - zapytał. Nie przepadał za tym kurduplem, szczególnie po tym jak go przywitał, ale w sumie wziął na siebie ciężar walki - jakaś wdzięczność mu się należała. Jednocześnie rozejrzał się po kanale, sprawdzając czy Bertrand już się wygramolił na brzeg, czy trzeba mu pomóc. W końcu nie bardzo mógł mu mieć za złe tą ucieczkę. Choć stara zasada, której Gregor hołdował przy ucieczkach i podziałach łupów wyraźnie mówiła "Kobiety, dzieci i słudzy Ranalda przodem".
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 13-06-2009, 22:04   #34
 
kayas's Avatar
 
Reputacja: 1 kayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwu
Lui podniósł ręce i zaczął krzyczeć, ze się poddaje. Walka. To nie jego świat, nie jego zadanie. W życiu zabił tylko kilku ludzi i wszystkich przez przypadek. Gdyby kiedykolwiek świadomie użył swojej mocy do zabicia człowieka, musiałby przyznać przed sobą że jego moc jest zła, przez co on również jest złym człowiekiem. A w swoim skromnym mniemaniu sądził, że wcale nie jest.
Perspektywa walki z takimi osiłkami była dość przerażająca: nigdy specjalnie nie przykładał wagi do swoich zdolności bojowych; zawsze był ktoś, kto chronił jego tyłek. Dlaczego do diabła w ogóle przyjechał do Altdorfu!? Co on sobie myślał? Ze będzie tu miło i spokojnie, że jego pech obowiązywał tylko w Nuln? W pierwszy dzień pobytu tu wdepnął w ogromny kawał gówna i zrozumiał, że stolica wcale nie jest lepsza? Czemu tu przyjechał? Odpowiedź jest prosta: Kolegia.
Logika jego rozumowania była prosta: łowcy czarownic szukają… cóż, czarownic. Wiejskich znachorów, wróżbitów, zabobonnych kapłanów. Szukają ich wśród ciemnoty, na wsiach, małych miasteczkach. Nie w Nuln. Przeniósł się wiec do dużego miasta, gdzie spodziewał się spokoju. A jednak: niewielkie wpadki stale przyciągały uwagę. Straż zaczynała niepokoić się dziwnymi scenami na miejscu włamań, wypalonymi zamkami, drzwiami otworzonymi od środka, rozbłyskami nieudanych zaklęć. Poszedł więc za ciosem: w Altdorfie mieszkają magowie, więc magia nikogo nie zdziwi. W pełni ujawniło się tu jego myślenie, wyniesione jeszcze z dzieciństwa na wsi: wyobrażał sobie Altdorf jako miejsce zatłoczone przez magów, rycerzy, straż cesarską, pełną sklepów z magicznymi komponentami, mnóstwem dziwnych stworze, roślin, narzędzi.
A teraz leżał twarzą w rynsztoku, modląc się żeby zawszony krasnolud, dwóch idiotów i dwie kobiety nie dały się zabić, aby i on nie zginął- od tej ostatniej perspektywy oddalał się z każdym ciosem pałki. Walczył o utrzymanie świadomości. Nic nie było takie, jakie miało być nic dookoła nie było ani trochę magiczne: ani Lars, ani jego kundle, ani byki które chciały go ubić, ani gówno w którym leżał. Miasto go nienawidziło, ot co. I on zaczynał coraz bardziej nienawidzić miasta. Przestał walczyć, bo świadomość wiązała się z bólem.
„obym przeżył.”
 
__________________
Chcesz grać,a le nie znasz systemu WFRP II?
Szkoda, co?
Wal na 7704220 i opowiedz o postaci, zmienimy ja na liczby!
kayas jest offline  
Stary 14-06-2009, 10:58   #35
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Bertrand tak naprawdę nie płynął, a rozpaczliwie łapał się zdrową ręką pali na których postawiono pomost. Pływanie z uszkodzoną ręką i ubraniem na sobie okazało się dużo trudniejsze niż to sobie Braciszek zakładał. Dwukrotnie brudna woda zamykała się nad jego głową, ale w końcu dopłynął do drabiny.

O ile pływanie bez lewej ręki było trudne, o tyle wchodzenie po drabinie było prawdziwą katorgą, gdy Bertrand rozpaczliwie próbował złapać zdrową ręką kolejny szczebel i uniknąć kolejnej kąpieli. Czynność, która zdrowemu człowiekowi zajmuje nie więcej niż kilkadziesiąt sekund, jemu zajęła dobrą minutę.

Rozejrzał się po pobojowisku i doszedł do wniosku, że nie poszło im najgorzej - jedynie Lui leżał w kałuży swojej krwi. Dopiero po chwili dotarło do niego, że na pobojowisku brakuje skurwysyna, który miał ich doprowadzić do przedmiotu, który tak pożądał ich szef i dla którego rozlali tyle krwi. "Kurwa, jakim cudem?" pomyślał pamiętając, że facet został ogłuszony przez krasnoluda, a potem, gdy spotkali "Górę", jego morda sprawdziła twardość bruku.

Ciężko dysząc podniósł się i chwiejnym krokiem - widać rana była poważniejsza niż mu się zdawało - podszedł do kurdupla i pozostałych, którzy jak zaczarowani stali nad ciałem "Góry".
Widząc jak Gregor zrobił krok w jego stronę z jakąś szmatą powiedział:
- Nic mi nie jest. - Było to oczywiste kłamstwo, ale nie było czasu na leczenie się. - Kurwa, czekacie aż powstanie z zmarłych - popatrzył na Górę, po czym zgrabnym ruchem przeszukał ciało. - Czy też zamierzacie do niego dołączyć, bo jestem pewien, że gdy Lars dowie się, że nie mamy tego po co nas tutaj przysłał, to nakarmi nami swoje psy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 14-06-2009, 23:30   #36
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Znowu zabijały. Nigdy nie miała skrupułów w trakcie walki. Nigdy też ich nie miała bezpośredni po. Potem pojawiały się znienacka i Fay ukrywała je pod maską złośliwości, albo w zwalczała jakimś wysiłkiem tak, że wracały dopiero nocami, tymi pochmurnymi, gdy żaden z księżyców nie osładzał ciemności. W takie noce za wszelką cenę unikała samotności.
Co to za twardziel, co pozwala by zabici śmiali się mu w twarz?

Kiedy topór Famke miękko wszedł w kręgosłup Góry, ulga prawie ugięła pod Fay nogi. Jeszcze instynktownie ramię wymierzyło cios, ale potem rozkaszlała się jak panienka z cukru.
Charczała i pluła na chodnik, a ohydny smak wody z kanałów plugawił jej gardło.
-Toprze się spisalaś, slońce – próbowała uśmiechać się do Famke i Imraka. Uświadomiła sobie, że i kundel krasnoluda miał u niej kawał świńskiego mięsa plus kość udową wołu na dokładkę.
- Kurfa musze nauczyć się plywać – łzy płynęły jej z oczu, co było efektem mocno spóźnionym, ale niekontrolowanym przez Fay więc jako takiemu nie poświęcała mu właściwie uwagi.
Dopiero gdy wypluła w ataku kaszlu połowę płuc zaczęła mówić normalnie. W tym momencie jakoś dziwnie obojętny był jej fakt, że więzień im zwiał.
Za to patrzyła na Famke. Na piękną, szybką, radosną Famke, co się nie smuciła. Nigdy. W koszmarach Fay to Famke umierała ratując siostrę, a Fay wiedziała, że to jej wina, bo nie umiała dać Famke się wypłakać w odpowiednim czasie i przez nią Famke pokochała krew.
Kiedyś, gdy Fay zmieniała imię, gdy prowokowała większych i dopiero obita płakała, bo bez pretekstu nie umiała okazać smutku, Famke przejęła rolę pocieszycielki. Kiedy Fay mówiła takiej samej, siedmioletniej, jasnowłosej, ślicznej i pulchnej dziewczynce, że są przeklęte Famke zanosiła się zaraźliwym śmiechem i wszystko wracało do normy. Teraz dorosła Fay bała się, że źle odbyła swoją żałobę, a siostrze pomogła nie odbyć jej wcale.
W końcu z trudem oderwała wzrok od obryzganej posoką bliźniaczki.

Podeszła do pochylającego się nad ciałem pływaka blondyna żeby powstrzymać jego nóż.
- Czekaj, dycha może. Sukinsyn mnie z wody wyciągnął. Felczer się mu ode mnie należy.
Przez chwilę nasłuchiwała. Miała wrażenie, że gdzieś niedaleko huczy sowa, zły znak. Splunęła przez ramię by szczęście odwrócić.
Potem położyła dłoń na ramieniu Bertranda.
- Wspólna pula. Według zasług. – uśmiechnęła się dosyć miło. – Sprawnie sprawdzasz te kieszenie.
- Daleko nie zwiał raczej - z dziwną dla niej samej niechęcią wróciła do głównego tematu - Łeb mu musi niewąsko napierdalać, a i u siebie nie jest. Można przeszukać okoliczne domy. Ale raczej nie w pojedynkę – pokręciła głową na słowa Famke. – Jak go nie ma nigdzie blisko, to przechlapane. Bo musimy stąd spierdalać. No i jemu wiszę pomoc – pokazała na nieprzytomnego – zdaje się natychmiastową. Chyba, że aż tak dobry w tym opatrywaniu jesteś? -zapytała jeszcze nowego.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 15-06-2009, 10:37   #37
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Warknął wściekle, gdy topór jednej z bab wbił się w cielsko tamtego skurwysyna. Spojrzał na kobitę, obnażając zęby. Ubiła jego trupa! Z nieprzyjemnym pomrukiem wbił w tamtego swoją broń. Trzy razy, za każdym razem wyciągając ją z głośnym mlaśnięciem. Potem splunął na porąbanego trupa, odwracając się do reszty, która już zaczęła coś pierdolić. Ah, jeniec spierdolił. Trudno, Imrak na prawdę nie chciał dawać jego jaj Skurwysynowi, był miły i nawet ostrzegł. Czemu ci głupi ludzie nigdy nie słuchają? Gdyby nie to ich szybkie rozmnażanie to dawno by wyginęli z własnej głupoty.

Kulejąc podszedł nieco, kiwając głową jednemu z tych co panienki ratowali a teraz najwyraźniej dość skutecznie chronili im dupy. Niech i tak będzie.
-Wyjmuj, bo ten pierdolony bełt mnie zwalnia. Baba ubiła go szybciej niż ja, kurwa.
Podlazł jeszcze do jednego z trupów, zdejmując z niego ubranie i rwąc na szmaty. Obwiązał sobie jedną mocno powyżej rany i z pomocą człeka wyciągnął z siebie grot, klnąc przy tym paskudnie. Potem polał to wszystko spirytusem i obwiązał. Nie było czasu na pierdolenie się ze szczegółami, zwłaszcza, że przyzwyczajony do kopów Skurwysyn już wyszedł ze ścieku. Teraz podbiegł do nich i psim zwyczajem wytrząsał z siebie wodę i całą resztę. Imrak sapnął i wstał, podchodząc do miejsca, gdzie leżał wcześniej ten idiota, który pozbawiał się właśnie własnych jaj.
-Niuchaj Skurwysyn, niuchaj! I goń patałacha!
Zarechotał, szykując procę. No bratku, teraz pogadamy inaczej.
 
Sekal jest offline  
Stary 15-06-2009, 14:14   #38
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Nieźle walczył – powiedziała Famke z uznaniem mocując się z toporem, którzy ugrzązł gdzieś pomiędzy łopatkami Horna. – Nieźle, jak na pedalską dwumetrową kupą gówna oczywiście.

Zaśmiała się w swój zwyczajowy sposób, czyli gardłowo i paskudnie. A później, nie mogąc się powstrzymać, przykucnęła i zamoczyła palec w kałuży krwi, która powiększała się na brukowanej ulicy wokół martwego Góry. Palec oczywiście wpakowała zaraz do ust, smakując w zamyśleniu jakby oceniała wartość zacnego wina.

Wówczas, jeden z nowo poznanej trójki, zaoferował się, że opatrzy jej ranę na ramieniu.
- Wkrótce będą o Tobie gadać wszystkie zbiry w okolicy. "Ta, która zabiła Górę". Nieźle brzmi.

Pozwoliła by zawiązał jej na ramieniu kawałek szmaty. Może dlatego, że była w lekkim szoku, że tak sobie chłystek do niej podszedł i gmera przy jej ranie jakby co najmniej się kurwa kumplowali od kołyski.
- Nie zabiłam go sama. I wyjaśnijmy sobie coś za wczasu – warknęła i spojrzała na niego nieszczególnie przyjaźnie. – W dupie mam co o mnie ludzie gadają. I w dupie mam twoje osobiste poglądy. Nie znam cię. Na przyszłość nie wdawaj się ze mną w pierdolone pogawędki. Otwieraj usta jak chcesz powiedzieć coś ważnego.

Pokłady jej rozmowności przewidziane dla nowo poznanych osób właśnie się wyczerpały. Wtedy dopiero dostrzegła, że jeniec im się ulotnił. Nim zdążyła jednak zareagować Bertrand – facet, z którym załatwiały czasem interesy, przykucnął przy ciele Góry i począł obszukiwać mu kieszenie. Normalnie, co za tupet! To oni gnoja usiekli a trofea się im bezczelnie sprzed nosa podprowadza? W ostatniej chwili schyliła się po swoją, oddaną na moment Hornowi, sakiewkę. Wyważyła znów w dłoni i wetknęła za pazuchę.

- Dla ścisłości, to moje było. Do podziału łupów się nie wlicza – skwitowała.

Jeniec zniknął i co tu gadać, trzeba było zbiega szukać. Nie mógł zajść daleko. Spojrzała z niedowierzaniem na Imakowego kundla. Psy szkolone nieźle potrafią tropić, ale czy aby Skurwysyn się do tej roboty nadawał? Lepsze to w sumie niż bieganie na ślepo po obcej dzielnicy. Trzeba zaryzykować.

- Dobra. Mała, jeśli naprawdę chcesz, zabieraj chłoptasia do felczera. Ja idę z Imrakiem szukać zguby. Bertrand i Blondas, wedle woli. Możecie iść z nami albo z Fay. Spotkamy się w burdelu "Baronowa" jak każdy się upora ze swoimi sprawami.

- Aha – wyjęła jeszcze zza kurty zwitek pergaminów i pęk kluczy. Całość wręczyła siostrze. - Sztywniak w łodzi miał to przy sobie. Jak któryś umie czytać to może pójść z Fay. Może z tego bełkotu wyłowicie coś istotnego, co nakieruje nas na statuetkę.
 
liliel jest offline  
Stary 16-06-2009, 02:26   #39
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słysząc, że Fay coś do niego kaszle, Gregor wstrzymał "egzekucję" bądź co bądź towarzysza niedoli i zajął się resztą. Marudzenie Famke pozostawił bez odpowiedzi. Ba, nie czekał, aż skończy gadać, tylko odwrócił się do krasnoluda. Może i dobrze, bo dzięki temu Famke nie widziała jego uśmiechu. A uśmiechał się, jakby go właśnie okrzyczała mała dziewczynka. Upierdliwa, a jednak słodka na swój sposób. Oj tak. Zdecydowanie lepiej (a przede wszystkim bezpieczniej), że Famke tej miny nie widziała.
Szczurołap klął w głos, Gregor mruczał coś, jakoby topór nie był zasługą i razem poradzili sobie z raną w nodze dość szybko. Owszem, boleć musiała nadal, ale chociaż nic jej nie rozwiercało od środka. A jak wiadomo na bezrybiu... nie, to nie była dobra okolica na wszelkie powiedzonka związane z rybami. Biorąc pod uwagę co pływa w tej wodzie...
Słysząc o co chodzi Fay uśmiechnął się do niej. Tym razem smutno, jakby wręcz przepraszająco.
- Nie wydaje mi się, żeby jemu jeszcze się dało pomóc. Zdaje się, że dycha, ale nie wiem jak długo. Jeśli Ci bardzo zależy mogę mu tak związać głowę, żeby się nie rozleciała do reszty przy transporcie, ale na dużo bym nie liczył.
Na wspomnienie burdelu "Baronowa" Gregor otworzył usta zachwycony, jakby wreszcie coś zrozumiał. Ale pytanie siostrzyczek teraz, czy to tam pracują mogło nie być do końca uprzejme.
- Nie sądzę, że powinniśmy się rozdzielać, skoro chyba cały port o nas wie. Ale w razie czego idę z Fay. Ładniejsza jest. I ma co czytać.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 16-06-2009, 10:08   #40
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Potem położyła dłoń na ramieniu Bertranda.
- Wspólna pula. Według zasług. – uśmiechnęła się dosyć miło. – Sprawnie sprawdzasz te kieszenie.
-Jasna sprawa - odpowiedział Bertrand przeszukując ostatnią kieszeń Horn'a. Niewiele znalazł, a to co znalazł schował szybkim ruchem do własnych kieszeni; majątek Horn'a zamierzał obejrzeć później w nieco bardziej sprzyjających warunkach.

Podniósł się z klęczek i wyprostował. Pulsujący ból od ramienia przypomniał mu, że jest ranny. Z tego też powodu, propozycja Fay i Famke by rozdzielić się przypadła mu do gustu, w przeciwieństwie do propozycji Gregora, który koniecznie chciał wspólnie szukać uciekiniera.
- Ja idę z Fay, bo sam muszę skorzystać z usług felczera. W dwójkę - popatrzył się na Fay - powinniśmy być w stanie przenieść to co zostało z naszego towarzysza - wskazał na ciało. - A skoro skurwysyn dycha, to może ma więcej farta niż rozumu i się z tego wyliże, no nie?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172