Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2009, 10:55   #41
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Zaułek Bernarda ucichł. Na chwilę. Odgłosy walki zamieniły się w odgłosy dyskusji na temat tego co teraz przyszło im czynić. Dyskusja pewnie trwała by dłużej, gdyby nie to, że wiedzieli o tym gdzie są. Byli w cudzym rewirze. I by pogorszyć jeszcze sytuację działając na cudzym terenie wyrżnęli lokalnych zbirów. Jakby się zastanowić nad tym ile niepisanych praw „Ludzi” pogwałcili tego wieczoru pewnym było, że Lars niebawem otrzyma wezwanie do Szefa. Jedyną szansą na uniknięcie takich niedogodności było by usunięcie wszelkich świadków całego zajścia, co nie wydawało się możliwym zważywszy na to, że niektórym zbirom udało się zbiec. To zdecydowanie komplikowało ich sytuację.

-Niuchaj Skurwysyn, niuchaj! I goń patałacha! – warknął opatrzony krasnolud a jego czworonożny towarzysz bez przekonania obwąchał miejsce, gdzie leżał ranny. Później nic nie rozumiejąc zerknął na Imraka, w porę dostrzegł nadlatującego buciora, uskoczył i ruszył nadbrzeżem. Przebiegł może z dwadzieścia kroków. Fay i Gregor ledwie zdążyli podejść do leżącego ciała Lui i dźwignąć go by dowlec do ich łodzi. Ranny jęknął, przewrócił oczyma, dając najlepszy z dowodów na to, że wciąż zalicza się do grona tych, którym nie dane było przekroczyć bramy królestwa Morra. Reszta ruszyła za krasnoludem i jego kundlem, który ledwie po kilkunastu krokach zaczął wściekle ujadać rzucając się z lewa na prawo, kręcąc w koło, szczekaniem nawołując swego pana.

Zakopanego w resztkach zbutwiałych worków zbiega dostrzegli po wystających spod łachmanów butach. Eleganckich skórzanych butach, jakie zwykle nosili bogacze. Nie widząc nadchodzących, ale słysząc ujadanie kundla podciągnął nogi, skulił się próbując skryć się przed wzrokiem szukających go łowców. Bezsensownie.

- Wyłaź skurwielu! Liczę do trzech a potem upierdolę ci nogę. Dalej będziesz mógł gadać! – warknął Imrak głusząc Skurwysyna celnie wymierzonym kopniakiem. Skomlące psisko zdążyło uskoczyć, po czym zamknęło pysk i jedynie powarkiwało głucho. Imrak był już przy „Trzy!” ale na szczęście zakopanego usłyszał on to wyraźnie i ostrożnie wypełzł spod cuchnących worów i innych śmieci. Wyglądał żałośnie.

- Powiem! Powiem wszystko co chcecie wiedzieć, tylko nie róbcie mi krzywdy! Nie mam tego posążku, ale mój Pan go ma! Powiem wam wszystko! – krzyczał do otaczających go zbirów kuląc się i łkając. Jego szczupłe dłonie nie wskazywały na to, by zajmował się jakąś cięższą pracą. Upierścieniona dłoń musiała należeć do kogoś zamożnego. I to nielicho. Nieodpowiedni człowiek na nieodpowiednim miejscu. – Jestem prawnikiem! – dodał potwierdzając niejako ich spostrzeżenia. Tyle, że bynajmniej nie były to dobre wieści, bo prawnicy należeli do grona osób, których „zrobienie” wymagało zgody szefów. Często bowiem pracowali dla „Ludzi”.

Fay i Gregor dotarli do łodzi i udało im się nawet bez większego miotania ułożyć w niej odzyskującego powoli przytomność Lui. Był najwyższy czas, by się z Zaułku wynosić, o czym wiedzieli wszyscy.


============================
 
Bielon jest offline  
Stary 18-06-2009, 11:22   #42
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Szukać tego idioty zbyt długo nie musieli. Pewnie nawet bez Skurwysyna, by go znaleźli. Prawnik? Znaczy taki dupek, co umie czytać i puszy się przed wszystkimi? Imrak czytać za bardzo to nie umiał i miał to w dupie, ale za to umiał dać w mordę, co ten idiota już dawno musiał zauważyć i nie próbował na nich żadnych swoich sztuczek. Chociaż paplał i to paplał bardzo głośno. Khazad nie lubił takich jak on, więc po prostu zasunął mu prosto w mordę tak, że człowiek aż zakrył się nogami. Potem chwycił go za włosy i zaczął ciągnąć po bruku w kierunku łodzi.
-Zmywamy się.
Nie wyglądał przy tym jakby się bardzo spieszył. Zaciągnął nieprzytomnego prawnika prosto do łodzi rzucił jakby to był worek kartofli. Raczej nic mu nie pękło, ale Imrak zbyt często nie zwracał uwagi na takie szczegóły, by uchodzić za pewnego doręczyciela żywego towaru. Teraz zawiązał rzemień na pysku kundla i podlazł do wioseł.

Oddalali się powoli od zaułka, powoli zbliżając się do ternu bliższego siostrzyczkom. W sumie nie było tak źle, prawnik już się ocknął, napotykając przed oczami paskudną mordę Imraka. Ten się wyszczerzył i pokazał na kundla.
-To śpiewaj tera, albo nakarmię psa. W sumie też zaczynam być głodny. Gdzie płyniem?
Ostatnie pytanie skierował do kobiet, w końcu to od nich zależała jego wypłata. A jemu było wszystko jedno. Bez większego wysiłku przebierał wiosłami, ale trzech nieznanych mu idiotów na łodzi nieco go wkurwiało. Nagle przestał wiosłować i wstał, pokazując pagaje nieproszonej "odsieczy".
-Wasza kolej, jam się już namachał. A że się wpierdalacie z buciorami w dobry interes to inna sprawa.
Usiadł przy prawniku czekając na śpiewkę, nie zajmując sobie już głowy kierunkiem w którym płynęli. W końcu kto inny teraz machał. A jak nie, to Imrak miał kilka pomysłów co do tego, jak go przekonać.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-06-2009, 22:17   #43
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zaryzykowali i czekali na Famke i Imraka.

Poklepała po policzku rzężącego rannego. Można by powiedzieć pieszczotliwie. W uznaniu determinacji w utrzymywaniu się przy życiu.

- Przedstaw się – poprosiła ładnie blondasa. – I jego.

Po dziesięciu minutach dałaby znak do odpłynięcia. Nie musiała. Do tego Imrak wlókł za sobą zbiega. Usłyszała, że facet jest prawnikiem. Nie było dobrze. Ale czasy, gdy było dobrze dawno zapomniała.
Patrzyła na drogie buty, dobre ubranie i wypielęgnowane paznokcie więźnia i źle mu życzyła. Och, Fay miała dalekosiężne plany, dla Famke i siebie, nie chciała podpadać ważnym szefom, ale miała też zwykłe ludzkie słabości. Zawiść wcale nie była najczęstszą z nich.
Ale stara prawda, że prawnik jak kot zawsze spada na cztery łapy nagle zaczęła jej przeszkadzać. Kopnęła dupka z całej siły w krocze.
Potem powiedziała, gdzie maja płynąć.

- Co zabrałeś Górze Bertrand? –spojrzała na handlarza – Jestem naprawdę miła, ale to nie twój teren, musisz się z tym pogodzić. Opróżniaj kieszenie, albo twoje jaja będą następne.

Potem przycumowali po cichu w odpowiednim oddaleniu.

Duży dom na nabrzeżu z pewnością pamiętał lepsze czasy, jak zresztą cały ten kawałek dzielnicy, kilkanaście podupadłych, identycznych długich budynków, w których kiedyś tkacze prowadzili porządny miejski biznes a ich rodziny przyjemny mieszczański żywot. Domy miały solidne podmurówki i obniżone partery, tak by łatwo było ładować na wozy ciężkie bele materiałów. Za domami biegł kiedyś kanał teraz był to ściek, nie głęboki, ale nieziemsko smrodliwy. Może dlatego felczerka bez dyplomu, zielarka z powołania, Helga o czerwonych włosach i uszminkowanych policzkach zawsze pachniała jak mała perfumeria.
Była kobietą obfitych kształtów i nieokreślonego wieku. Leczyła z czyraków, zapalenia płuc, ran ciętych, kłutych i miażdżonych. Wyciągała nawet kule. A co najważniejsze była niezależna od bossów świata przestępczego.
Na ten fenomen składało się bez wątpienia wiele przyczyn. Na przykład jeśli przyjrzymy się twarzy Helgi, a właściwie gdy zajrzymy pod maskę z jaskrawego makijażu, odkryjemy ze zdumieniem, że Helga nadal jest niebrzydką kobietą, a kiedyś musiała być bardzo piękna. Warto też wspomnieć, że pochowała trzech mężów, a każdy z nich był na swój sposób ważnym człowiekiem. Prawnikiem, woźnicą dużej kompanii przewozowej, pisarzem w magistracie. No i była cholernie dobra w swoim fachu. Nie mogłaby opędzić się od klientów, gdyby nie dwie przypadłości.

Po pierwsze była szalona. Nie lubiła bez przyczyny i od razu zapiekle. Kiedyś zszyła nieprzytomnemu ptaszka z jajkami i a potem wrzuciła go do ścieku. Twierdziła, ze zasłużył.
Po drugie jak już lubiła to ogromnie. I o ile dla siostrzyczek oznaczało to jedynie wylewne przytulanie, bezbronny, ranny mężczyzna musiał czasem zapracować na swoje leczenie w niecodzienny sposób. I nawet w dzielnicy portowej byli tacy niedotykalscy, co za żadne skarby świata nie powierzyli by jej swego ciała.

Zajmowała cały dom, więc można powiedzieć, żyła po pańsku.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 18-06-2009 o 22:19.
Hellian jest offline  
Stary 18-06-2009, 22:33   #44
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nie zareagowała gdy Imrak kopał leżącego jegomościa. Chyba, że tłumiony uśmieszek można uznać za reakcję. Później przyglądała się coraz bardziej rozbawiona gdy krasnolud wlókł gogusia za kłaki po brukowanej ulicy. Nieżle mu przy tym ryja obtarł. Krasnoludy to jednak finezji we krwi nie mają. Lecz czy można mieć do nich o to pretensję? Sama za finezją nie przepadała.

Szła w ślad za Imrakiem chichocząc jak dzieciak bo cała sytuacja przednio ją bawiła. Nic, tak jak mocna jatka, nie wprawiało jej w stan takiej cudnej ekscytacji i uniesienia. Niespodziewanie uszczypnęła szczurołapa w tyłek gdy się tak pieklił nad ich jeńcem. Obejrzał się na nią przez ramię piorunując wzrokiem ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i zrobiła głupkowatą minę.
- To nie ja, to on – wskazała na stojącego nieopodal Bertranda.
Krasnolud wyszczerzył żeby do Braciszka i warknął, o ile to w ogóle możliwe, chyba jeszcze bardziej rozjuszony.
- Policzymy się później.

Imrak nawet z ranną nogą radził sobie wybornie ale ostatecznie uparła się żeby pomóc mu wlec nieprzytomnego patałacha. Złapali za wiosła i wydawać by się mogło, że na wodach nic poważnego grozić im już nie mogło. Wrogi teren obcej dzielnicy zostawili za sobą.

- Dokąd? – zapytał w końcu Imrak.
- No właśnie Fay – Famke wbiła wzrok w siostrę. – Do burdelu czy do zielarki?
Jak zwykle w kwestiach decyzyjnych wolała zdać się na Małą.

Sukinsyn-Prawnik odzyskał przytomność grubo w połowie drogi. Imrak odrzucił wiosła i wystrzelił jak z procy na drugi koniec łajby. Widać aż tak mu było śpieszno przeprowadzić przesłuchanie. Famke zatarła ręce na samą myśl o tym jakby tu chłoptasia zmobilizować do śpiewania. Przypalanko? Łamanie paluszków? A może utnie mu się jęzor? Nie, no bez języka to już by za wiele nie powiedział. Wielka szkoda w sumie.
- Czekaj Imrak, nie tutaj. U zielarki mamy bezpieczne lokum, tam się go o wszystko wypyta.

* * *

Helga przywitała ich jak zwykle serdecznie, chociaż zbudzili ją z głębokiego snu. Famke, nie czekając na nic, zawlokła prawnika do ciasnej murowanej piwniczki bez okien. Ściany ładnie tłumiły tutaj dźwięki i bęcwał będzie mógł drzeć się w niebogłosy a i tak nikt go nie usłyszy. A jeśli nawet sąsiedzi coś spostrzegą, to udadzą, że nie słyszą. W takich dzielnicach jak słyszy się wołanie o pomoc to rygluje się solidniej drzwi.

Famke nałożyła skórzane rękawice z delikatniej koźlęcej skóry. Drogie były, to i używała ich jedynie na specjalne okazje. Nawet nie po to żeby się nie pobrudzić, ale lubiła wyraz ich twarzy kiedy naciągała je na dłonie. Strach wyglądał zza ich szerokich źrenic. Podniecający widok…

A później przeszła do setna. Do punktu kulminacyjnego swojego ulubionego ulicznego przedstawienia, gdzie grała też zresztą główną rolę. Rzuciła prawnika na ziemię, trzeba przyznać, że niezbyt delikatnie, poprawiła kilkoma kopniakami i związała w przysłowiową kołyskę - nadgarstki razem z kostkami stóp. Brudny gałgan wepchnęła mu do ust po czym wesolutko pogwizdując pod nosem weszła schodami na górę. Wróciła niebawem, z solidną świecą w dłoni. Przypalała mu pięty dobry kwadrans. Facet wył i skręcał się z bólu, wytrzeszczał błagalnie oczy ale nie mógł nic powiedzieć. W końcu knebel skutecznie mu to uniemożliwiał.

- Powiesz mi zaraz kto jest w posiadaniu statuetki. I dlaczego ona niby tyle warta? Twój zleceniodawca. Gdzie mieszka, czym się zajmuje, jaką ma ochronę, kiedy wychodzi z domu, gdzie się stołuje, gdzie chadza na kurewki. Jak wygląda każdy jego dzień. I najważniejsze – gdzie trzyma kosztowności. Znaczy statuetkę…

Zabawiała się z nim długo. Zbyt długo można by rzec. W końcu zniecierpliwiona Fay trzepnęła siostrę w łeb, kiedy ta złamała sukinsynowi kolejny palec.
- Jak ma ci niby coś powiedzieć jak ma szmatę w gębie?

- Słuchaj Mała, wiem co robię – uśmiechnęła się do Fay i cmoknęła w czółko. – Mam praktykę, co nie? Jak się najpierw skurwielowi każe gadać to łże jak najęty. A później się okazuję, że kłamał, znów go trzeba łapać, znów przypalać i łamać kończyny… A jak nażre się strachu zawczasu to większa możliwość, że prawdę powie.

Uśmiechnęła się przeuroczo i wypięła dumnie pierś. Fay tylko pokiwała litościwie głową ale zaraz też się zaśmiała i zmierzwiła dłonią siostrzaną czuprynę.
- Nie mędrkuj. Wyjmuj mu tą szmatę z ust i niech skowronek śpiewa.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-06-2009 o 22:37.
liliel jest offline  
Stary 19-06-2009, 00:26   #45
 
kayas's Avatar
 
Reputacja: 1 kayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwu
Wróciła świadomość. Wróciła, lecz nie wiadomo jak długo jej nie było. Ból gwarantował jedno: przeżył. Świadomość, czy raczej jej marna namiastka: świadomość bólu i intuicyjna chęć ukrócenia go. Zrobienia czegokolwiek, byle nie czuć bólu. Najprościej byłoby znów zemdleć, ale wtedy niechybnie by się wykrwawił. I choć taka właśnie była jego pierwsza myśl, zmusił się ostatkami sił do postąpienia rozsądnie.

Tylko dwa razy w życiu spotkał się z tak tragiczną sytuacją. Raz zakończyło się to Karą. Okropną Karą.. Było to podczas jego parotygodniowego pobytu w Middenheim. Podczas otwierania ogromnego, szesnastopinowego podwójnego zamka z gromilu. Nikt się nie spodziewał tak olbrzymiego zabezpieczenia w domu pomniejszego szlachcica. Był wtedy młodym, początkującym włamywaczem. Nie miał szans otworzyć tego zamka wytrychem, nie takim wytrychem. Myślał że otworzy go podnosząc piny: jakże trudno było się skupić nad tyloma pinami na raz, każdy z nich podnieść w inną stronę i na inną wysokość. Wtedy, jak zwykle, spróbował go przepalić. Dlaczego nie przestał, kiedy zauważył ze zamek się nie topi? Dlaczego nie zwrócił na to uwagi i po prostu zwiększył ogień? Pamiętał tylko upadek na ziemię, resztę znał jedynie z opowieści. Ponoć wstał i nadludzko głębokim głosem ryknął donośnie, poczym zaczął mówić przedziwnym językiem. Nigdy się nie dowiedział co się wtedy stało, ale zawsze się tego bał.

Drugi raz kiedy uciekł z powrotem na wieś. Ten pobyt przekonał go o słuszności jego teorii: to tam złapali go Tropiciele. Słyszał wiele historii o wieszczach, którzy podczas walki spłonęli żywcem, wybuchli lub po prostu znikli. Nie mógł pojąć, dlaczego zabierali się za czary, o których wiedzieli że im nie podołają. Wtedy pojął: nie mieli wyjścia. Tropiciel by go zabił. Wyłączył wszelkie hamulce, walczył jak mógł. Zamknął oczy, skulił się i walczył. Kiedy się wyprostował ujrzał coś okropnego: Tropiciel wyglądał jakby był wywrócony na lewą stronę. Lui wstał i uciekł. Poczym zwymiotował wszystko co miał w żołądku, ale nigdy nie uznał się za mordercę. Nigdy nie myślał o tej sytuacji jako o morderstwie i nie czuł się winny śmierci Tropiciela. To Moc, on tylko ją uwolnił, czy raczej nie zatrzymał. Nie mógł nic zrobić. Przecież nigdy nie zabiłby przy użyciu magii.

Teraz znów nie miał wyjścia. Był gotów na każdą Karę, byle przeżyć. Pierwsza myśl kazała mu zemdleć, druga uśmierzyć ból. Mógłby to zrobić, ale to kolejny trudny czar. O ile czarodzieje z Kolegiów dzielili czary ze względu na ich naturę: Lui nigdy nie poznał zasad Wiatrów Magii, więc uważał ten podział za głupi. Sam dzielił czary ze względu na materię, której dotykały. Najprostsze były te zmieniające własności przedmiotów: temperaturę, gęstość. Potem były czary kinetyczne: nigdy nie przesunął nic cięższego niż wóz czy mała łódka. Najtrudniejsze czary dotyczyły organizmu. Ten miał do nich należeć.

Lui całą swą energią skupił się na magicznym zasklepieniu rany: złączeniu żył, zabliźnieniu skóry. W środku był gotowy na Karę: to był naprawdę trudny czar, choć pewnie nie dla Magistrów.
 
__________________
Chcesz grać,a le nie znasz systemu WFRP II?
Szkoda, co?
Wal na 7704220 i opowiedz o postaci, zmienimy ja na liczby!
kayas jest offline  
Stary 19-06-2009, 23:32   #46
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Widząc upór dziewczyny Gregor westchnął i ukląkł przy rannym. W sumie jak teraz na niego patrzył to nie wyglądało to aż tak źle. Przynajmniej krwi jakoś mniej się lało. Gregor podarł koszulę, którą zabrał nieboszczykowi, na pasy i ostrożnie obandażował głowę nieszczęśnika. Nie był to może fachowy opatrunek, ale bał się, że zbyt mocny nacisk zmiażdży mu mózg. Zakładając, że coś takiego tam było. Poddać się? W takiej sytuacji? Nawet nie chodziło o to, że wstyd, bo mając do wyboru życie we wstydzie, albo dumną śmierć, większość rozgarniętych ludzi wybierze to pierwsze. Ale oni mieli do wyboru tylko śmierć dumną, albo haniebną. A że z tych dwóch opcji wybrali życie, to inna sprawa.
Uwinął się. Krasnolud, druga z sióstr i nożownik nie zdążyli zniknąć z pola widzenia, gdy ranny nadawał się do transportu. Fay podeszła bez słowa i pomogła Gregorowi podnieść biedaka. Nieść na szczęście nie musieli daleko i wkrótce złożyli go na dnie łodzi. Niestety nie tej samej, w której tam przypłynęli, więc bluzy Gregora próżno w niej było szukać. I tak bywa. Jak mu zapłacą, to sobie kupi nową. Z resztą jaki miał wybór? Wyciągnął z buta nóż, siadł przy dziobie i czujnie rozglądał się po nabrzeżu.
Fay siedziała przy głowie tru... rannego i gładziła go po twarzy. A ten jakby odzyskiwał siły. Nie otwierał oczu, ani się nie ruszał, czego z resztą nie należało oczekiwać zbyt szybko, ale jęczał. I to jęczał coraz głośniej. Gregora aż korciło, żeby go uciszyć ciosem w głowę, ale skoro nie dobił go wcześniej, to przecież teraz tym bardziej nie będzie. A jęczeć w takim stanie, to w sumie jego pieskie prawo.
- Przedstaw się. I jego. - usłyszał za sobą. Wstał.
- Gregor, krupier, do usług. - odparł z dworskim ukłonem. A w każdym razie tak mu się wydawało, bo przecież na dworze nigdy nie był. Ale nie sądził, żeby ktokolwiek w okolicy wiedział na temat dworskich ukłonów wystarczająco dużo, żeby mu zwrócić uwagę.
- A tego tutaj nie znam. Lars kazał Was znaleźć, nie debatować, więc żeśmy się nie nagadali. Nie było nawet czasu. - dodał wyjaśniającym tonem, siadając z powrotem. Nie podtrzymywał rozmowy. Wciąż byli na obcym terenie, więc lepiej było trzymać gębę na kłódkę i czujnie węszyć. Nie, węszenie to nie był dobry pomysł.
Nie czekali długo. Za chwilę cała brakująca trójka przyszła do łodzi. No, licząc psa i ciągniętego po bruku człowieka, to nawet piątka. Gregor skrzywił się z niesmakiem widząc jak jeniec zarobił kopniak w krocze. Zabolało go prawie tak, jakby to on oberwał. Czyli tej zdecydowanie też nie należy denerwować - zanotował w pamięci.
W końcu wyruszyli. Krasnolud wiosłował dość energicznie, a Gregor cały czas wypatrywał zagrożeń. Najwidoczniej bez potrzeby, bo brzegi były ciche i puste.
- Wasza kolej, jam się już namachał. A że się wpierdalacie z buciorami w dobry interes to inna sprawa. - powiedział szczurołap.
Gregor westchnął. Nie był pewien, czy za wiosłowanie mu płacą, ale w tym momencie dziwnie nie miał ochoty dyskutować. Wstał, rozłożył szeroko ręce dla zachowania równowagi i bez pośpiechu udał się do wioseł. Idąc mocno rozkołysał łódź i przypadkiem szturchnął butem ranną nogę krasnoluda. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby poczuł.
- Przepraszam, niechcący. - szepnął. Całkowicie zgodnie z prawdą z resztą. A kto sądzi inaczej ten kiep.
Usiadł w końcu przy wiosłach, napluł najpierw na jedną dłoń, później na drugą i z miną fachowca biorącego się do swojej roboty zaczął wiosłować. Bez pośpiechu, bo po co? Noc taka piękna, gwiazdy na niebie, delikatny wietrzyk, miłe towarzystwo... no dobrze, nie rozpędzajmy się.
Dotarli do zielarki. Gregor co nieco o niej słyszał, ale przyjemności spotkać jeszcze nie miał. I jakoś nie cieszył się, że za chwilę zawrze nową znajomość. Gdy wchodzili ukłonił się tylko grzecznie i natychmiast znalazł sobie jakiś kącik, z którego będzie mógł podpatrywać lekarkę przy pracy, nie narażając się na nadmiar uwagi. Tymczasem reszta radosnej ekipy powlokła gdzieś nieszczęsnego prawnika. Gregor miał nadzieję, że tamten już ma dzieci, bo po przesłuchaniu raczej nie będzie mógł mieć nadziei na nowe potomstwo. Złapał za ramię przechodzącą obok niego Fay.
- Ponoć masz coś do poczytania? - powiedział wyciągając drugą rękę i czekając, aż mu poda pergamin.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 19-06-2009 o 23:37.
Radagast jest offline  
Stary 21-06-2009, 00:25   #47
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Złapanie ich zguby okazało się prostackie. Pies krasnoluda dopadł skurwiela uliczkę dalej, gdy próbował się ukryć w śmieciach. Bertrand z pewnym rozbawieniem przyglądał się jak krasnolud przemawiał do rozsądku gościowi. Uśmiech z twarzy Bertranda, w przeciwieństwie do pozostałej dwójki, znikł w momencie gdy ich jeniec powiedział, że jest prawnikiem. "Kurwa" pomyślał Braciszek, zdawał sobie bowiem sprawę, że prawnicy byli pod specjalną ochroną i nikt z "ludzi" nie miał prawa ich tknąć bez pozwolenia... a oni nie mieli takiego pozwolenia. Z rozmyślania wyrwał go krasnolud, który rzucił wściekłe "Policzymy się później." w stronę Braciszka, choć ten nie miał pojęcia o co chodzi. Dopiero po chwili po uśmiechu Famke zorientował się, że kobieta wykręciła mu numer...


*

- Co zabrałeś Górze Bertrand? –spojrzała na handlarza – Jestem naprawdę miła, ale to nie twój teren, musisz się z tym pogodzić. Opróżniaj kieszenie, albo twoje jaja będą następne.
Wrócili na nadbrzeże najszybciej jak się dało

"Urocze" pomyślał "Nie opuściliśmy jeszcze obcego terenu, a ta już chce swoją działkę". Jeżeli było coś, czego nie lubił Bertrand, to było to groźby wobec jego osoby. Przez chwilę Braciszek zastanawiał się nad tym co robić. Żyłka ryzykanta walczyła z zdrowym rozsądkiem - owszem nie miał szans w otwartej walce z siostrami Skalla, nawet jeżeli jedna była rana. "Tylko kto powiedział, że trzeba z nimi walczyć. Wystarczy wywrócić łódź i odpłynąć. W końcu rozsądek zwyciężył, a Braciszek odpowiedział.

- Łap- powiedział, rzucając prawą, zdrową ręką mieszek Horn'a - Jest jeszcze trochę monet, ale je policzymy u zielarki.

Chwilę później swoje trzy grosze do złego humoru dorzucił zawszony krasnolud:
-Wasza kolej, jam się już namachał. A że się wpierdalacie z buciorami w dobry interes to inna sprawa.

"Dobry interes? Jesteś głupszy niż się wydajesz" stwierdził Bertrand, po czym uśmiechnął się przyjacielsko do Gregora gdy ten przez przypadek trącił krasnoluda chwytając wiosło.

*

To że dotarli niepokojeni do nory zielarki należało uznać za cud. Slumsy, nawet jeżeli byli u siebie, były paskudnym i niebezpiecznym miejscem, dlatego Bertrand odetchnął z ulgą, gdy przekroczyli próg mieszkania Helgi. Braciszek znał ją całkiem nieźle, ponieważ sprzedawał jej rzadkie zioła po specjalnej, okazyjnej cenie wychodząc z założenia, że lepiej mieć Szaloną Helgę po swojej stronie, gdy będzie się w potrzebie.
Usiadł na krześle i obserwował jak Helga przystąpiła do pracy. Miał tylko nadzieję, że gdy skończy to znajdzie czas by zszyć jego ramię.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 23-06-2009, 21:57   #48
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Dotarcie do domostwa Szalonej Helgi było szczęśliwym znakiem błogosławieństwa jakie być może roztoczył nad nimi Ranald. Inaczej przecie mogło się potoczyć wszystko począwszy od podróży łodzią po slumsach i kanałach; znane były wszak w światku przypadki całych bitew na łodziach zbójeckich hord walczących o wpływy i łup; poprzez odnalezienie w mroku jej domu, poprzez jej dobudzenie, co zwykle nie dla każdego kończyło się dobrze a na końcu na uzyskaniu u niej mety. To było coś! Helga przyjęła ich pod swój dach bez słów. Pozwoliła zawlec ich ofiarę do piwnicy w której nie raz zabawiała się swoimi „ofiarami”. I tym razem układ był dla wszystkich niewiast w tym domu znany. Albo zakładnik, albo któryś z „chłopaczków” zostanie u Helgi. By i ona z goszczenia ich coś miała. „Chłopaczki” na szczęście dla siebie tego akurat nie wiedzieli, ale być może potrafili by się tego domyślić z porozumiewawczych spojrzeń jakie niewiasty ze sobą wymieniły.

Skatowany błyskawicznie „prawnik” łkał rzewnymi łzami dławiąc się i chrypiąc w knebel. Z uwagą obserwując buty swej oprawczyni, kiedy ta obchodziła go dookoła dręcząc ofiarę oczekiwaniem na kolejną kaźń.

- Jak ma ci niby coś powiedzieć jak ma szmatę w gębie?- Powiedziała Fay.

- Słuchaj Mała, wiem co robię – odparła Famke. – Mam praktykę, co nie? Jak się najpierw skurwielowi każe gadać to łże jak najęty. A później się okazuję, że kłamał, znów go trzeba łapać, znów przypalać i łamać kończyny… A jak nażre się strachu zawczasu to większa możliwość, że prawdę powie.


- Nie mędrkuj. Wyjmuj mu tą szmatę z ust i niech skowronek śpiewa.

- Właśnie Famke! Pospiesz się. Ja nie potrzebuję ciała do sprzątnięcia, niech w nim zostanie iskierka życia po tych twoich zabawach – powiedziała stojąc u szczytu schodów Szalona Helga.

Uwolniony od knebla jeniec załkał głośno, zakasłał i zapluł się cały brudząc jednocześnie śliną trzewik stojącej przed nim Famke. Jednak podnieść się nie był w stanie.

- Macie przejebane… - wycharczał. Tyle zdążył powiedzieć nim znów nie zamilkł plując krwią i zębami po kopniaku Famke. Stojąca obok Fay jedynie skrzywiła usta i zatupała nerwowo obcasem, co u związanego więźnia wywołało odruchową próbę skulenia się. Widać spodziewał się kopniaka. Nie znał najwidoczniej sióstr w ogóle.

- Powtórzę raz jeszcze, ale więcej nie będę. – głos Famke był bardzo spokojny i ociekający serdecznością. Nie ociekał jednak serdecznością jej trzewik wspierający się na jego twarzy, po tym jak brutalnie przydusiła go butem do ziemi. Spod podeszwy wyzierały na nią przerażone oczy człowieka. Gdzieś z góry słychać sapnięcie Helgi. Jej widać postępowanie Famke akurat odpowiadało.

- Kto ma statuetkę i co to za cholerstwo, że tyle jest warte? I gdzie ten ktoś mieszka, jak mieszka, czym się zajmuje i jaką ma ochronę. I jego plan dnia. Cały i dokładnie. Wszystko co wiesz. I lepiej by mnie to zadowoliło. – Famke postukała obcasem trzewika w jego policzek, po czym dodała przez zaciśnięte wargi. – I najważniejsze, gdzie trzyma statuetkę i inne warte uwagi rzeczy. I się lepiej pospiesz. Bym się nie zniecierpliwiła.

Na twarzy Helgi pojawił się grymas. Dziwny grymas, coś jak połączenie oczekiwania i nadziei. Że jednak może „ofiara” nie odpowie i będzie zabawa. Zabawy jednak nie było. Wyzierający spod podeszwy człowiek wycharczał roztrzaskanymi kopniakami ustami. Bełkotliwie, ale najwidoczniej ofiarnie, starał się zaspokoić ciekawość swej gnębicielki. Widać zrozumiał, że na kozaczenie czas minął.

- Pracuję dla Hetzera. Musieliście słyszeć! Kancelaria Hetzer i Dupont… - rozdeptywany robak najwidoczniej przestał się stawiać. Widać było, że obcesowość z jaką obeszła się z nim Famke wstrząsnęła mężczyzną. Famke zaś czerpała z tego swoistą przyjemność. Z tego i z tego jak błagalnie zerkał na nią spod podeszwy trzewika. Robak. Jednak robak z koneksjami, bo o Hetzerze i Duponcie w mieście się słyszało. Robili sprawy duże, głównie pomiędzy gidiami i cechami. Znaczy byli ustawieni i mieli niemal nieograniczone zasoby. Wedle ich, portowych standardów. - Mój najlepszy Klient, Pan Jan Hohenstern któremu służę od lat, kupić chciał od zamorskich kupców posążek, który ponoć pochodzić miał z samej Arabii! To zaś było dziwne, bo wedle oceny rzeczoznawców przedstawiał samego Sigmara Młotodzierżcę! I miał dobry tysiąc lat! Pan Hohenstern chciał go kupić i gotów był zań sowicie zapłacić, ale posążek ukradziono im w oberży w której się zatrzymali. W „Sercu Imperium”! Jednak zjawił się jakiś człek w kancelarii, który chciał rzekomo posążek sprzedać. No i Pan Hohenstern go kupił. Tyle, że była to nędzna podróbka. Ogłosił więc, że ma oryginał na sprzedaż, by zwabić tych, którzy mogli by być nim zainteresowani. Po to by trafić do tego, co ma prawdziwy posążek. Wiecie pewnie, że kolekcja antyków Hohensternów jest jedną z największych w Imperium. O ile nie największą. Pan Jan musiał mieć ten posążek. No, więc kazał nam wszystkim wziąć te podróbki, które kazał zrobić na podobieństwo tamtego posążka, który widział ledwie przez moment, i obejść wszystkie podejrzane miejsca, gdzie by się mógł trafić ten, kto go już ukradł. Od tego czasu spotykałem się z kilkoma już „kupcami”. Tyle, że żaden… nie potraktował mnie w ten sposób, jak wy. A nie trzeba było, przecież i tak bym wszystko ludziom interesu powiedział. Bo jesteśmy wszyscy ludźmi interesu, prawda? – to było niemal jak błaganie. Błaganie o stosowną ofertę. Famke jednak była tak zasłuchana, że nie odpowiedziała ni słowem a krasnolud splunął soczyście na podłogę. Jeniec wnet pojął, że nikogo jeszcze nie usatysfakcjonował. Famke, która jakby mocniej wsparła się obcasem o jego policzek, dała mu to również odczuć. – Zapłacą za mnie okup! Wiecie, że zapłacą. O ile nic mi się nie stanie. Bo jak mi się stanie, to będą was ścigać do końca waszych dni! Ja sam zapłacę! Stać mnie!

Nikt nie odrzucił jego oferty. Nikt jej nawet nie skomentował. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Gregora, który dzierżył w ręku podany mu przez Braciszka Bertranda pergamin. Otwarty, ze złamaną już pieczęcią. Ten zaś widząc, że na chwilę uwaga skupiła się na nim, uniósł w górę wymownie pergamin.

- Tu jest napisane niezwykle zwięźle. „Jeśli faktycznie dziś na balu będzie aukcja i towar będzie do odbioru dziś, płacę tysiąc koron. Gotówką. Załączony weksel na trzysta koron, to zadatek. Artemis de Locka.” I tyle. I jest jeszcze weksel też tak samo podpisany wypisany na te trzysta koron. Do Banku Guzmanów. – Gregor powiedział to na głos. Wszyscy jednak pomknęli oczyma wyobraźni do placu Karla Franza i do bielącego się białym marmurem szerokiego frontonu domu bankowego Guzmanów. Ktoś, kto miał rachunek u Guzmana był Kimś przez „K” duże…

W ferworze przesłuchania nikt jakoś nie zwrócił uwagi na Luitpolda, który przycupnął pod ścianą i w milczeniu mamrotał coś pod nosem do siebie a otaczająca go aura gęstniała z każdą chwilą. Tyle, że aury były czymś, co tylko on w tym towarzystwie wyczuwał.



==============================================
 
Bielon jest offline  
Stary 23-06-2009, 22:52   #49
 
kayas's Avatar
 
Reputacja: 1 kayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwukayas jest godny podziwu
To było niemal cudowne.

Zapadł się w siebie. Był w środku, w pełni w swoim ciele. Bał się jak cholera, ale to było na swój sposób piękne. Czuł każdą żyłkę, każde połączenie, każdy cal jelit. Nie miał pojęcia do czego służą, jak działają, co mają na celu, ale był zupełnie świadomy istnienia każdej, nawet najmniejszej części.

Jednocześnie nie pozostawał obojętny na bodźce z zewnątrz: każdy szum odczuwał pocieraniem trzech malutkich rzeczy w uszach, każdy zapach poruszał włoski w jego nosie, czuł pot wypływający z malutkich otworów ciele. I bal się jak cholera, bo wszedł na wysoki poziom. Za wysoki na jego zawszone, upaprane gównem buty. A wejście na ten poziom to dopiero początek. W całym mechanizmie wszystko było idealnie, wręcz nieludzko zgrane. Jedyny problem to utrata krwi: czuł że ma jej coraz mniej, a serce bije coraz szybciej. O ile samo wejście na taki poziom odczuwania jest niezwykle trudne dla guślarza, zespolenie rozdartej tkanki jest arcytrudne. Samobójcza misja, ale w końcu na taką wysłał ich Lars. To masz Lars, ciesz się.

Modlił się. Modlił się rzadko, modlił się do Tego, Który Dał Mu Moc. Modlił się aby nie przyszła Kara, choć wiedział że na nią zasługuje. Wystarczyło połączyć dwie części skóry… dopiero teraz jednak zauważył, jak skomplikowana jest jego skóra. Postanowił zacząć od złączenia żył: nazywał je żyłami, choć widział ze niektóre różnią się od siebie znacznie. Rzadko podejmował się choćby zasklepiania lekkich rozdarć, bowiem czary związane z żywymi ciałami były dla niego strasznie trudne. Powoli zmusił żyły do styknięcia się końcami, poczym zaklął je aby się złączyły. „Oby się udało. Jeśli przestanę tracić krew, powinienem przeżyć. Wtedy będę się martwił resztą warstw. Obym miał okazję.”

PS
Oczywiście w kwestii powodzenia zaklęć Lui’ego, w związku z ich nietypową, niesystemową naturą, zdaję się w całości na Mistrza Gry.
 
__________________
Chcesz grać,a le nie znasz systemu WFRP II?
Szkoda, co?
Wal na 7704220 i opowiedz o postaci, zmienimy ja na liczby!
kayas jest offline  
Stary 24-06-2009, 22:28   #50
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gregor usiadł przy stole i przez chwilę przyjrzał się pieczęci na pergaminie, który otrzymał. Nie wyglądała znajomo, ale coś mu mówiło, że ten symbol warto zapamiętać. Nie wiadomo kiedy i gdzie zobaczy go ponownie, ale wtedy pewnie lepiej będzie rozpoznać go natychmiast. W końcu złamał pieczęć i rozwinął pergamin, a nawet dwa pergaminy jak się okazało. Przeczytał powoli pierwszy z nich, podczas gdy dochodzące spod podłogi kopniaki Famke i Fay akcentowały każdą kropkę i każdy przecinek (a przez chwilę nawet co drugą sylabę). Gdy skończył, pod podłogą zapadła cisza. "Trzeba zmienić metodę." pomyślał ze współczuciem i pewną odrazą po czym przeszedł do drugiego pergaminu. I aż mu oczy wyszły na wierzch. Trzysta koron. Na tyle na ile dobrze zrozumiał mógł pobiec do Banku Guzmanów i wymienić ten kawałek brudnego pergaminu na trzysta złociutkich i brzęczących koron. Przyjrzał się uważnie wekslowi, upewniając się, że jest autentyczny, po czym delikatnie go zwinął i schował. Znów wbił wzrok w list i począł go studiować i analizować pod każdym kątem.
Po chwili oderwał się od niego na moment i rozejrzał się po pomieszczeniu. Braciszek Bertrand siedział nieopodal, Helga gdzieś się krzątała, a poobijany człowiek najwidoczniej radził sobie świetnie bez niczyjej pomocy. Korzystając z faktu, że nikt nie zaszczyca go swoją uwagą, a siostrzyczek ani krasnoluda nie ma nawet w zasięgu wzroku wyciągnął rękę do Braciszka. Widząc jego zdumione spojrzenie wyjaśnił szeptem.
- Masz jeszcze monety od Góry. Im więcej dasz mi, tym mniej będziesz musiał dać Fay jak sobie o nich przypomni. A ja Ci później oddam połowę. - powiedział i znów wbił wzrok w pergamin, ale rękę cofnął tylko na ten moment, kiedy Helga przechodziła w pobliżu.
Artemis de Locka. Gregor miał wrażenie, że obiło mu się to nazwisko o uszy, ale nie był pewien gdzie i kiedy. Trudno. Przebiegał tekst wielokrotnie, aż prawie znał go na pamięć, ale nadal czegoś nie rozumiał. Znaleźli to przy człowieku, który miał kupić posążek od tego nieszczęśnika, który ma właśnie trochę nietypową randkę z dwoma sadystkami i krasnoludem. Znaleźli w slumsach. Więc o co chodzi z tym balem? Owszem, była okazja pobalować z Górą i jego ludźmi, ale czy na pewno to miał na myśli de Locka? A może na jakimś balu handlarze spotkali się po raz pierwszy, a na miejsce spotkania przenieśli się tylko dokończyć transakcji? Ale to z kolei nie miało sensu, bo po pierwsze prawnik posążku nie miał, więc o kończeniu transakcji mowy być nie mogło. Po drugie Lars wiedział o spotkaniu w porcie, więc zostało ono zaplanowane, a nie wymyślone spontanicznie. A może odbiorca listu miał zdobyć posążek i zanieść go na jakiś bal, na jakąś aukcję? Tak, to by miało sens, choć na tyle na ile mógł się przyjrzeć owemu człowiekowi nie wyglądał jakby się na bal wybierał. Ale co Gregor mógł wiedzieć o balach?
Słysząc jakieś głosy spod podłogi domyślił się, że przesłuchanie doszło do etapu, w którym przesłuchiwany ma szansę coś powiedzieć. Wstał i poszedł posłuchać, co też prawnik ma ciekawego do zakomunikowania. Wszedł akurat w momencie, gdy Famke wyciągała knebel z ust nieszczęśnika.
- Macie przejebane… - usłyszał. Czyli grzeczności mają za sobą, można przejść do konkretów. A przede wszystkim do rzeczy, których Gregor jeszcze nie wiedział, bo to zdanie akurat do odkrywczych nie należało.
Wysłuchał w skupieniu co prawnik miał do powiedzenia. A mówił szybko. Tylko po co. Im dłużej mówił, tym dłużej nie obrywał, więc musiał mówić albo dużo, albo powoli. Ale nikt najwidoczniej nie miał ochoty bić go jeszcze raz, albo przynajmniej na chwilę o tym zapomniał. Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Gregora.
- Tu jest napisane niezwykle zwięźle. „Jeśli faktycznie dziś na balu będzie aukcja i towar będzie do odbioru dziś, płacę tysiąc koron. Gotówką. Załączony weksel na trzysta koron, to zadatek. Artemis de Locka.” I tyle. I jest jeszcze weksel też tak samo podpisany wypisany na te trzysta koron. Do Banku Guzmanów. - powiedział bez pośpiechu, tylko kątem oka zerkając na trzymany w ręku pergamin. W sumie nie wiedział, dlaczego wspomniał o tym wekslu. Może wolał nie ryzykować? Może chciał zobaczyć ich miny jak o tym wspomni? Bo wrodzoną uczciwość i prawdomówność zdecydowanie odpadały.
- Więc wydaje mi się, że jesteśmy bogatsi o trzysta koron. - powiedział, wyciągając weksel z kieszeni i machając nim. - Ale posążka nie mamy, a chyba mieć musimy. I to im szybciej tym lepiej.
- Zdejmij mu buta z twarzy, zanim się poczuje urażony. - powiedział do Famke, po czym zwrócił się do prawnika - Znasz tego de Locke? I jaka jest szansa, że postanowił kupić podróbkę, mając oryginał? O jaki bal może chodzić? I jak możemy dostać ten posążek, który próbowałeś dziś sprzedać? - zasypał go pytaniami z nadzieją, że choć połowę z nich zapamięta i będzie w stanie udzielić odpowiedzi.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172