Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2011, 11:18   #31
 
Isengrim Faoiltiarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Isengrim Faoiltiarna nie jest za bardzo znany
Powoli podniósł się znad więźnia i spojrzał na Elyn. Tym razem nie miał zamiaru odpuszczać, zwłaszcza, że jego cierpliwość wyczerpała się, kiedy do celi wprowadzili jakiegoś pijaczka, do którego Elyn zwróciła się "herr Otto". Czy to mógł być zarządca tych ziem?
- Dlatego, że w tej chwili mamy już więźnia do przesłuchania, ten tu tak czy siak nie jest w stanie zeznawać, ten na stole nie powie nam teraz nic, dopóki nie zaczniemy go torturować, bo cały klimat przesłuchania poszedł w diabły, a przede wszystkim dlatego, że jestem od ciebie starszy stopniem - powiedział na pozór spokojnie, podchodząc do Elyn. Skinął na Gabriela. - Odprowadź tego pijaczynę do celi, z łaski swojej - przeniósł swój wzrok na strażników. - A wy zabierzecie ją na zewnątrz i wymierzycie karę za niesubordynację... Dwadzieścia batów powinno być wystarczające. - odwrócił się do reszty grupy. - Następny z was, który odmówi wykonania mojego rozkazu, będzie wisiał. To nie jest pierdolona wycieczka czy wakacje, macie być inkwizytorami do kurwy nędzy!
Żołnierze spojrzeli się po sobie. Chcąc, nie chcąc i nie bardzo mogąc wyrażać opinie i najzwyczajniej w świecie bojąc się odmówić wyprowadzili Elyn
- Ale...na gołe plecy te baty? - Zapytał się niepewnie żołdak.
- A jakbyś chciał? Przez poduszkę? Jasne, że na gołe plecy. - odpowiedział Isengrim, nie patrząc w stronę wyprowadzanej.
-Ale...-Usłyszałeś westchnięcie-Tak jest! - powiedział tylko żołnierz bez entuzjazmu w głosie i wyszedł.
Isengrim podszedł do więźnia. Pręt w jego dłoni zdążył już trochę ostygnąć, więc inkwizytor włożył go z powrotem pomiędzy węgle. Zamiast tego chwycił leżące w pobliżu obcęgi. Podszedł do stołu, wyprostował mały palec lewej ręki więźnia i złapał kleszczami paznokieć. Szarpnął gwałtownie, wyrywając go z palca.
Więzień zawył, a jego krzyk bólu rozniósł się po sali i zapewne częściowo po korytarzu.
- Gdzie jest twoja żona? Jak wydostała się z celi? Kto wam pomógł, kto zabił strażnika? Gadaj! - powiedział Isengrim, kiedy krzyk ucichł. Chwycił za drugi palec i przygotował się do wyrwania kolejnego paznokcia.
Krew spływała z palca i miejsca, gdzie był wcześniej paznokieć. Więzień wisiał nieruchomo i po chwili oprzytomniał:
-Żona uciekła z celi bo miała pomoc z zewnątrz, o śmierci strażnika nic nie wiem, zaś ten kto nam pomaga. Otto, ten co śpiewał jest kultystą! Posiadał znamię i nas jako chirurgów, żeby odciąć je, pozbawić go i pewnie on to zrobił bo my jesteśmy medykami- Powiedział głosem pełnym bólu- Jest on szalchcicem, ale też i kultystą, raz kiedyś już mu wycinaliśmy pewne...zmiany na ciele, ale nikt nie wierzy w to, że on jest parszywym kultystą chaosu!- To ostatnie zdanie niemal wykrzyczał- Możecie to sprawdzić, na lewym boku rosło mu coś, palec , na wysokości klatki piersiowej, w okolicach piątego żebra, ma bliznę! Zanim nas aresztowano zgłosił się, żeby ponownie mu odciąć coś, nie wiem co bo się nie zgodziliśmy i chcieliśmy to zgłosić, ponownie bo ostatnie zgłoszenie pozostało bez odzewu...
Isengrim stał i słuchał. Historia miała sens, jakiego często brakowało opowieściom torturowanych. Jeśli ten drugi rzeczywiście miał bliznę, to sprawa była rozwiązana...
- Skoro mu pomagaliście, to dlaczego oskarżył was o herezję? Przecież musiał wiedzieć, że prędzej czy później go wydacie.
-Zapewne dlatego. On jest szlachicem, komu by uwierzyli? Heretykowi z plebsu czy szlachciowi? Bo już pierwszym razm to zgłosiliśmy do kapłana Sigmara. Miał to zbadać, nie zbadał. Drugim razem nie daliśmy mu się nastraszyć ale nie zdążyliśmy zgłosić tego.
Skinął na najbliższego strażnika. - Odwiązać go, opatrzyć mu rękę i zabrać z powrotem do celi. Czy strażnik, który pilnował celi oskarżonej, został już pochowany?
-Zajmiemy się niezwłocznie i opatrzymy rękę, zaś co do strażnika, Wilhelma. Nie, posłaliśmy po kapłana Morra, ma być tutaj niebawem, zapewne dzisiaj.
- Świetnie. Chciałbym zobaczyć ciało, dowiedzieć się, w jaki sposób zginął... Może znajdziemy więcej dowodów na winę Ottona.
 
__________________
"BEG FOR MERCY! Not that it will help you..."
Hoist the banner high! For Commoragh!!!

Ostatnio edytowane przez Isengrim Faoiltiarna : 13-03-2011 o 15:08.
Isengrim Faoiltiarna jest offline  
Stary 13-03-2011, 10:51   #32
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegried z reguły starał się zachowywać spokój. Sytuacja zaczynała się komplikować. Słowa więźnia jednak nie przekonywały go w pełni. Coś tu się nie zgadzało. Lecz zachowanie „podwładnych” coraz bardziej go irytowało. Zachowywali się jak nowicjusze, którzy chcą jeszcze coś ugrać w tym całym „spektaklu”.

Gdy zobaczył i usłyszał śpiewającego „kultystę” zmrużył oczy tylko i rzekł:

- Tak, chaos ma wiele twarzy. Zajmiemy się nim odpowiednio.


Słuchał spokojnie wymiany zdań Isengrima i Elyn z zaciekawieniem. Gdy ta zadała mu pytanie wszedł w słowo „drugiemu dowódcy” kipiąc ze złości mówiąc:

- Czemu?? Powiem Ci czemu.. bo jesteśmy tu by dojść prawdy. Bo pilnujemy porządku. Pilnujemy prawa. A teraz ja JESTEM PRAWEM

Zwrócił się do Gabriela, a oczy Siegfrieda wprost płonęły ogniem

- Tknij mnie raz jeszcze, a spotkasz się z Sigmarem twarzą w twarz

Siegfried cały kipiał. Czuł że chaos próbuje ich skłócić, czuł że chaos rozprzestrzenia się po tym miasteczku. I wiedział że jeśli trzeba będzie w nocy rząd stosów oświetli wieś. Tak, czas by chaos pojął że Ci którzy służą Sigmarowi również nie znają litości. Gdy Isengrim wydał rozkaz by uwolnić więźnia, wszedł mu po raz drugi.

- Poczekajmy co tamten powie. Historia bardzo ładna, tylko zastanawia mnie skoro Twoja żona uciekła, czemu Tobie nie pomogli. Ha, zaraz pewnie powiesz że nie było czasu albo coś innego ale nie bój się jeżeli jesteś niewinny nic Ci się nie stanie – wzruszył ramionami i dodał – ale nie ma czegoś takiego, jak niewinność; są tylko poziomy winy.

Uśmiechnął się i rzekł do Isengrima:

- Poczekajmy, nie spieszmy się z werdyktem. Gdyż chaos umie gładko kłamać, chaos zna wiele podstępów. Niech go opatrzą lecz nie uwalniają.. Będziemy musieli Ty, ja i on .. porozmawiać jeszcze.

Spojrzał na strażnika i krzyknął tylko:

- Przygotujcie drugą celę. Boris, Gabriel przygotujcie narzędzia. Czas by nasz „śpiewak” zaczął śpiewać na temat. Może w jego arii będzie ziarno prawdy.


Spojrzał po wszystkich. Tym razem w jego oczach biła pewność siebie, gniew i wściekłość. Czas zacząć dochodzić prawdy. Prawdy, która odsłoni wszystkie karty tej historii. Za łatwo, za łatwo…
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-03-2011, 13:25   #33
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Minęła może godzina, półtorej. Więzień został osadzony w zimnej, małej celi. Ręka została mu opatrzona. Ciało. Wszyscy ruszyliście, poza Elyn do ciała. Któryś, ze strażników zaprowadził was do piwnicy do największego kąta tegoż miejsca. Z waszych oddechów formowały się kłęby pary z oddechów. Było przeraźliwie zimno.
-Umieściliśmy go tutaj, żeby...no, żeby nie zgnił -odpowiedział szybko strażnik. Faktycznie, pomieszczenie było zimne, nic poza tym ciałem tutaj się nie znajdowało. Isengrim podszedł do Wilhelma, a raczej jego ciała. Pod szyją znajdowało się pojedyncze, czyste cięcie. Ktokolwiek tego nie zrobił, wykonał robotę na czysto... ale rozbita czaszka, najpierw ktoś musiał go czymś ogłuszyć. Gdy już był ogłuszony podciął gardło, zarżną jak prosiaka... Czas wziąć domniemanego kultystę, Otta, na spytki, może on będzie coś więcej wiedział.

Tymczasem Elyn obudziła się, promienie słońca raziły ją w twarz, plecy bolały. Ktoś rozkuwał ją właśnie z drąga, do którego była przykuta.
-Wody? Może jakoś można pomóc?- Znała ten głos. Skądś go znała. Obróciła się. Kaylet.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 16-03-2011 o 14:19.
one_worm jest offline  
Stary 22-03-2011, 11:06   #34
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegfrieda nie obchodził za bardzo martwy strażnik. Głupiec, który dał się zaskoczyć i poderżnąć sobie gardło jak wieprz w ubojni. Fanatyk uśmiechnął się pod nosem, na samą myśl iż zaraz przyjdzie mu porozmawiać z chaosytą. Cierpliwość nie była często jego mocną stroną, lecz tym razem wiedział że musi się w nią uzbroić. Prawie nie słyszał jak jego grupa dyskutuje o tym przypadku, jak spogląda na ciało martwego strażnika. To go nie obchodziło. Chciał dojść prawdy, zbyt wiele rzeczy mu się tutaj nie zgadzało.

- Dobra, chodźmy przesłuchać tego śpiewaka
– mruknął w końcu

- Mam nadzieję że narzędzia są gotowe, jeśli nie proszę przygotować, i proszę powiedzieć mi co macie na niego dokładnie, oraz jak trafiliście na jego trop ? – rzucił do któregoś ze strażników

Poczekał aż wszyscy będą gotowi i ruszył wtedy do celi. Wszedł pierwszy lecz nawet nie spojrzał na więźnia, a zajął się oglądaniem narzędzi i „bawieniem się” nimi.

- Tak, wydaje mi się że pierw zaczniemy od przypiekania podeszew. Myślę, że swąd palonego mięsa nie rozwiąże Twojego języka ale cóż warto spróbować. Wiesz to jest tak, że do gołych stóp przykładamy, wyciągnięty z paleniska żagiew. Większość ludzi, krzyczy i wyciąga się jak struna. Oczywiście to jedna z najłagodniejszych form. Poza tym zawsze byłem ciekaw jak człowiek zjada własne genitalia, po tym jak obetnie mu się je tępym skalpelem. Tak, wyobraź sobie to i to jak obcinamy każdy palec po kolei. Oczywiście, nie jesteśmy barbarzyńcami z północy i nie pozwolimy Ci się wykrwawić … zbyt szybko – ostatnie słowa dodał z totalnym lekceważeniem

Siegfried spojrzał na skazanego i wejrzał mu prosto w oczy surowym wzrokiem by po chwili stał się jego spojrzenie zmieniło się diametralnie. Sigmarita podszedł do niego i położył mu delikatnie rękę na głowie i rzekł:

- Ale bracie, czy godzi się byśmy stosowali taką przemoc. To okrucieństwo, ból można zastąpić. Zastąpić.. PRAWDĄ. Nie sądzisz że tak będzie lepiej dla Ciebie i dla nas, prawda ? - ostatnie słowa wypowiedział ze szczególnym akcentem.

Siegfried spojrzał wymownie na Isengrima żeby zaczął spektakl. On będzie tym dobrym, ja tym złym. Widok krwi, spalonego mięsa, czy znęcanie się to droga jaką każdy musi czasem obrać by chronić słabych i niewinnych. By służyć prawdzie. By służyć Sigmarowi.
Siegfried spojrzał na Insegrima i rzekł tak by więzień mógł go dosłyszeć:

- Może Weberowie są nie winni, może to ten – wskazał ręką od niechcenia na więźnia – zmuszał ich i cała wina leży tylko po jego stronie..

Nie dokończył. Sigmarita stanął w rogu i wyjął liść tytoniu i zapalił. Czekał na dalszy rozwój wypadków.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 24-03-2011, 13:37   #35
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Tak, jak mu kazał Isengrim, Gabriel odprowadził Ottona do celi. Spoglądał na niego z nienawiścią, lecz niczego nie zrobił – zamknąwszy go, wrócił do reszty. Wykonywał też inne polecenia, robił to jednak niezbyt chętnie i trzymał się raczej na uboczu. Jego pierwsze wrażenie potwierdziło się – Faoiltiarna to drań, a Siegfried – w zasadzie prawdziwy szaleniec. Hörbinger wiedział, że musi się od nich uwolnić jak najszybciej, ale na razie pozostawał bierny i oglądał tortury Ottona. Choć wciąż wzbudzało to w nim obrzydzenie, czasami przebijała się również złośliwa satysfakcja.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 25-03-2011, 20:23   #36
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Na rozkaz Isengrima podeszło do niej dwóch strażników, ona jednak podniosła ręce
- Nie musicie mnie prowadzić jak jakiegoś zbrodniarza, sama pójdę, niech pan Isengrim widzi, że są ludzie mający nieco więcej godności niż on – wysączyła przez zęby i wyszła z dumą
Ruszyła korytarzem słysząc za sobą tupot podkutych butów strażników, nie zamierzała ani uciekać, ani protestować, jej zdaniem została ukarana bezpodstawnie, nie czuła jednak strachu. Plac oblany był słonecznym blaskiem, prawdopodobnie jednym z ostatnich tej jesieni, szła zima, niedługo zacznie się ochładzać, długie wieczory najchętniej spędziłaby w domu, przy kominku lub w pracowni… Marzenia raczej nieosiągalne w tej chwili… Zbliżyli się do kamiennego słupa, dziewczyna posłusznie podwinęła koszulę, później bez problemu dała się przykuć
- Jeśli tak ma być nie ma sensu przedłużać – stwierdziła przygotowując się na przyjęcie ciosu
Nagle rozbrzmiał świst rozcinanego przez bat powietrza, ułamek sekundy później po ciele Elyn rozszedł się ciepły, szczypiący ból. Skrzywiła się i zacisnęła z całych sił usta, by nie krzyknąć. „Nie dam temu sukinkotowi satysfakcji” pomyślała, lecz, nim się zorientowała kolejny cios spadł na jej plecy zostawiając na nich pręgę. Upadła na kolana, czuła ciepłą krew łaskocząca nieprzyjemnie skórę. Trzeci cios wydarł jednak z ust okrzyk długi, przeciągły, przynoszący na myśl jedynie gorycz. Oparła się mocniej o słup czując jak uchodzą z niej siły, oczy zaszły mgłą, słońce wydawało się ciemnieć

- Elyn, uważaj na siebie. Jeśli nie ze względu na własne dobro to choć na bezpieczeństwo innych, bo jeśli dowiem się, że ktoś cię skrzywdził… Zabiję go jak psa… - w głowie rozbrzmiał jej głos, ciepły i serdeczny, znała go dobrze

Świst, kolejne uderzenie, ból i krzyk.

- Niebawem się spotkamy, często będę wpadał, a jeszcze częściej pisał, obiecuję, nie zapomnę…

Znowu świst… Bólu już nawet nie poczuła, straciła rachubę, nie wiedziała ile jeszcze przed nią. Klęczała ostatkiem sił, łapiąc się słupa jak starzec, którego jedynie to oparcie trzyma w pionie, wiedziała, że jeśli będą dalej ją bić to nie wytrzyma, nie da rady… Popatrzyła niewidzącymi oczami w słońce, które zasłaniał teraz mrok
- Nie bij jej już, za chwilę straci przytomność.
- Ostatni został, tak czy inaczej wytrzymała bardzo długo, widziałem tęgich osiłków, którzy jak panienki mdleli po siódmym – słyszała wszystko jakby spod wody, tonęła głębiej i głębiej
Świst. Gdzieś daleko. Nie poczuła już nic.

- A gdy wrócę pojedziemy całą trójką daleko, poszukać trochę przygód, co o tym myślisz? – znowu w jej głowie rozbrzmiał ten sam głos, jakże dawno to było…

Ostatnią rzeczą jaka usłyszała był stukot kopyt, ktoś przybył, nie wiedziała jednak kto, utonęła w mroku.

***

Ocknęła się, mrok powoli ustępował, z oddali doszedł do jej uszu ten sam głos, czyżby znowu tylko umysł płatał figle?
- Kaylet.. To ty? – szepnęła cicho – Czy ja… Cholera, przecież śmierć aż tak nie boli – skrzywiła się, plecy piekły okropnie
- Śmierć? - zapytał niepewnie - Przecież nie umarliśmy - powiedział z lekkim przestrachem w głosie - fiu, fiu... inkwizytor - zagwizdał
Nagle rzucił się na nią i przytulił:
- Jak ja Ciebie dawno nie widziałem!
Syknęła cicho pod wpływem gwałtownego ruchu i uścisku, plecy piekły okropnie, ale wtuliła w niego twarz ciesząc się ze spotkania:
- Co tutaj robisz? - lekko chwiała się na nogach - Chodźmy do mnie, porozmawiamy - sięgnęła dłonią do pleców i obejrzała zakrwawione palce, skrzywiła się lekko
- Ja z wojska wróciłem. Swoje odsłużyłem i jestem. Wolne mam. Będę starał się dostać tutaj do garnizonu jako sierżant. Twój brat jest aktualnie instruktorem w Imperialnej Akademii Wojskowej – powiedział - ma ponoć niezwykły talent taktyczny i nieprzeciętną inteligencję. Widzę, że jego siostra, też nieźle o siebie zadbała... ale te baty... - powiedział z powątpiewaniem
- Peter? - popatrzyła na niego uśmiechając się - Wiedziałam, że ma talent, zawsze zdolna bestia z niego była. Duma Weberów - zatrzymała się nagle i przytrzymała ściany, miała zawroty głowy - Sierżant mówisz, nono, widzę, że też nie marnowałeś czasu - powiedziała starając się opanować mroki przed oczami - Inkwizycja inkwizycją, to w sumie przypadek był, ale baty... dowódca psia jego mać - urwała z gniewem - Dobrze, że jesteś, nie pisałeś nic, Peter też nie, tyle czasu minęło, już się bałam, że wy... Moja matka szalała z niepokoju o Petera, twój ojciec też...
- Nie było czasu... Znaczy - zapłonął rumieńcem i rozejrzał się - Nie było nikogo. Ja od niedawna potrafię pisać i czytać - powiedział szeptem - Nic ci nie jest? Może jednak mogę jakoś pomóc? - przytrzymał ją delikatnie i pewnie
- To już niedaleko - pociągnęła go w stronę swojej kwatery łapiąc lekko pod ramię
Doszli na miejsce, chłód budynku sprawił, że Elyn poczuła się nieco lepiej
-Tęskniłem za Tobą – powiedział -Za wypadami całą trójką. Bez Ciebie to już nie to samo – odrzekł - Myślałem, że jesteś żoną jakiegoś szlachcica - powiedział badawczo - Zmieniłaś się w piękną kobietę - stwierdził po chwili
- Myślałeś, że jestem żoną szlachcica i nawet nie próbowałeś temu przeciwdziałać, nie wiem, obrzucić go kasztanami albo targać za włosy jak kiedyś? - wysiliła się na żart
Kaylet parsknął śmiechem:
- Zebrałem cały worek kasztanów i teraz czekają na ewentualnego męża albo adoratora - wyszczerzył zęby - Może pomogę Tobie z tymi plecami? Wyglądają dość... okropnie.
- Chyba sama faktycznie nie dam rady - przytaknęła smutno - Proszę - otworzyła drzwi i weszła, położyła się delikatnie na łóżku - Pomożesz mi z koszulą? - zapytała oblewając się rumieńcem
Delikatnie ściągnął koszulę, był cały zaczerwieniony, jak ona. Widziała jak wodził oczami po plecach i starał się je tam utrzymać:
- Masz jakiś bandaż? - zapytał rozmarzonym głosem i jakby nieobecnym
- Lepiej nie, przykleją się do rany i będzie cholernie bolało, gdy trzeba będzie zrywać - czerwona jak zachodzące słońce nie śmiała patrzeć mu w twarz, położyła się na brzuchu - Jak to wygląda? Bardzo są głębokie?
- Płytkie - powiedział po dłuższej chwili, nadal tym samym głosem - Może chociaż wodą je obmyć? -zaproponował z delikatną nadzieją w głosie
- Tak, zdecydowanie - powiedziała tonem znawcy - Na stole jest dzban z wodą i miska. Może nie będzie blizn...
- Nie będzie - powiedział z całą stanowczością na jaką było go stać - Nie będzie, tylko trzeba to ładnie opatrzyć -powiedział ochoczo i nalał wody do miski i wziął kawałek czystego prześcieradła, zamoczył i wycisnął wodę po czym delikatnie zaczął dotykać pleców materiałem. Czuła też jego dłonie na plecach, opuszki palców.
- Jak się wpakowałaś w taką kabu...kabab...kabałałę... w takie problemy, no - powiedział w końcu
- Kiedy skończysz nałóż na plecy trochę maści, jest w takim zielonym słoiczku, w moim plecaku - powiedziała układając się nieco wygodniej - To długa historia, ale... Uwięzili moich rodziców, myślę, że niedługo ich wypuszczą... znaczy ojca, bo matka uciekła...ale... Isengrim, nasz samozwańczy dowódca chciał torturować go, zdenerwowana chyba trochę się zagalopowałam w słowach i... - urwała - Co jak co, ale bezlitosny to on jest.
- Inkwizycja – westchnął - na niech też jest sposób... - wstał i podszedł do plecaka, po chwili wyciągnął słoik z maścią. Był czerwony jak burak. Wrócił do niej i usiadł na łóżku - Wystarczy ich zabić i zakopać. Później mówić, że nigdy nie dotarli, słyszałem wiele opowieści od żołnierzy na granicy z Kislevem. Ponoć tak robili ale na ile to prawda to nie wiem - powiedział w zamyśleniu i po chwili poczuli woń maści. Wcierał ją w plecy bardzo ostrożnie i delikatnie aczkolwiek zdecydowanie - Choć i tak dobrze, że są niewinni. Masz bardzo gładką skórę, wiesz? - zapytał nagle ni z tego ni z owego
- No wiesz co, następnym razem będę bardziej uważała, gdy zostanę wysłana z misją - zaśmiała się, ale słysząc komplement oblała się znowu rumieńcem - Dziękuję... - szepnęła cicho czując jak przechodzą ją dreszcze przy każdym jego dotyku
Masował delikatnie i z czułością:
- No... maść wtarta, nie masz jeszcze czegoś do namaszczenia? Bo strasznie przyjemnie się tak... pomaga -powiedział rozmarzonym i nieobecnym głosem
- Myślę, że znajdzie się jeszcze kilku więźniów do namaszczenia - odgryzła się - Teraz byłoby dobrze to zawinąć, bez bandaży się nie ruszam, ale... Może ja... sama... - zaczęła się plątać
- Mogę pomóc, chętnie - powiedział i zamilkł czekając na reakcję dziewczyny - Gdzie masz bandaże?
- Ale... - oblała się rumieńcem - Są w plecaku, w małej skórzanej torbie, ale nie wiem... Ja... - podniosła się zasłaniając piersi - Bo ja... - siedziała do niego tyłem cała czerwona
Poszedł po bandaże. Przyniósł je i położył je na łóżku:
- Teraz mi mów co mam robić - powiedział rozplątując bandaż
- Trzeba owinąć spiralnie... By się pokrywały i... - sięgnęła jedną ręką do tyłu - Podaj mi koniec, przytrzymam, będziesz układał z tyłu, a ja z przodu - głos jej drżał
- Dobrze - wyszeptał i podał bandaż samemu trzymając. Czuła jego rękę na plecach, była ciepła...coraz cieplejsza
- Nie wiem czy to odpowiednia pora...na takie pytania ale... czy spotykasz się z kimś?
Znowu poczuła dreszcze, policzki płonęły nieznośnie
- Ja... nie, nie z nikim... - urwała i przejęła drugą ręką bandaż do przodu - Ale w wojsku sam pewnie... no... Za mundurem... Sam wiesz... - zaśmiała się nerwowo
- W tę stronę teraz? Nie, nie takim sznurem. Uwierz mi to tylko plotka. Szczególnie jak siedzisz w garnizonie, masz ograniczone racje i śmierdzisz - zaśmiał się również nerwowo - Chyba, że dowódcy. Nie wiem, ja nigdy nie byłem z kobietą cieleśnie i... ani w ogóle - powiedział szeptem
Wzięła mimowolnie głęboki oddech
- Tak, teraz w tą - podała mu bandaż przypadkowo dotykając jego dłoni, zabrała ją szybko zawstydzona, gorączkowo zastanawiała się tylko co powiedzieć - A Peter... nie wiesz kiedy przyjedzie? Kiedy się z nim widziałeś?
- Z trzy tygodnie temu. Jest w Altdorfie. Pewnie niebawem. Domyślam się, że nie mogłaś odpędzić się od adoratorów. Piękna cera, zielone oczy i... bystra... – powiedział rozmarzony z lekkim podenerwowaniem w głosie - A jak będziesz potrzebować pomocy to ja zawsze - podał bandaż, teraz to on złapał Elyn za dłoń. Przytrzymał na chwilę, może sekundę, może dwie i zwolnił delikatny uścisk.
- Było... - w głowie przebiegły jej wspomnienia: Otto, Further, Hans... - nie znowu aż tak wielu - cieszyła się, że nie widział pogłębiającego się rumieńca - Jeszcze chwilę i będzie gotowe - zapewniła - Tęsknie za nim bardzo. Wreszcie będzie jak kiedyś, wy dwaj biegniecie psocić, a ja, niechciana młodsza siostra wam przeszkadzam - uśmiechnęła się do wspomnień
- Młodsza siostra przyjaciela zmieniła się w kobietę - zaśmiał się nerwowo Kay - To jest tak, że... nie wiem, nie mogłem zapomnieć o tych Twoich oczach i nie znalazłem nikogo kto by miał takie...oczy... zielone...głębokie... a musi się kończyć to bandażowanie? - zapytał szeptem i nachylił się. Czuła jego oddech na plecach, na karku - Blizn nie będzie - powiedział najwidoczniej patrząc się na plecy
Dziewczyna odwróciła się nieznacznie spoglądając mu w oczy, znowu zapłonęła, on także. Chłopak westchnął cicho:
- Tęskniłem za Tobą... Tak bardzo tęskniłem - powiedział szeptem, patrząc w oczy. Widziała w nich błysk i radość - Nie możesz zostać tutaj, jak skończysz? Nie możesz odejść od nich i żebyśmy razem... wiesz... zamieszkali w jednej wiosce, tutaj? - zapytał się bąknięciami, patrząc Elyn w oczy. Czerwone miał nawet uszy.
- Ale ja... - odwróciła się i szybko założyła koszulę - Nie mogę tak... Nie teraz - rzuciła cicho - To... nie mogę Kay...
- Rozumiem - rzekł z wyraźnym rozgoryczeniem w głosie - Ja ten... będę szedł... w domu mnie oczekują, do komendanta byłem tylko i ten... - powiedział całkiem trzeźwo wstając - Może wpadniesz wieczorem na kolację? –zapytał - Rodzice się ucieszą.
- Twojemu ojcu ostatnio dobrze się układa, zrobił dobry interes, dla kupca to ważne. A do tego wrócił jedyny syn. Będą szczęśliwi i beze mnie - popatrzyła na niego niepewnie - Chciałabym, ale nie mogę pozwolić, by ludzie dowiedzieli się, że jestem tutaj... to... Przepraszam - szepnęła
- Rozumiem - powiedział rozczarowany - ...no nic... ja będę szedł... sobie... - zawrócił na pięcie i skierował się w stronę wyjścia
- Kay? - złapała go nagle za rękę - Ja... bardzo bym chciała przyjść, bardzo - mówiła zawstydzona całą sytuacją
On tylko odwrócił się i uśmiechnął ciepło:
- No rozumiem...po prostu uważaj na siebie... – zamilkł - A jak byś chciała...to po prostu przyjdź - dodał
- Ja wieczorem... Ty... - plątała się spuszczając wzrok
- Ja... - powiedział i zawiesił głos. Nagle przytulił ją - Nic się nie zmieniłaś. Widzimy się wieczorem - powiedział z uśmiechem. Nagle pocałował dziewczynę w policzek
- Wieczorem - szepnęła z uśmiechem dotykając jego ramienia - Do... Do wieczora.
Złapał ją za rękę i ścisnął z uśmiechem. Wyszedł. Elyn powoli podeszła do łóżka i usiadła na nim delikatnie. Więc wrócił, jednak… Teraz, gdy przestała czekać i straciła nadzieję, wrócił. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła grzebać w plecaku, nie miała nic odpowiedniego na kolację, tylko zwykłe ubranie… Jak miała się tak pokazać? Potrzebowała czegoś eleganckiego, najlepiej skromnej sukienki, których tyle zostało w domu… Dom! Zaśmiała się; była jesień, noc zapadała wcześniej, może uda się… Podśpiewując wesoło ruszyła się wykąpać i przygotować do wyjścia. Dzień zaczął się źle, ale los czasami szykuje nam ciekawe niespodzianki…
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 26-03-2011, 18:56   #37
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Obejrzeliście ciało strażnika. Całość nie dała wam jakiegokolwiek, nie wysnuliście jakichkolwiek teorii, a po południu przybył kapłan Morra.

Zeszliście do loszku, gdzie była urządzona tymczasowa sala tortur, służąca wam także jako sala obrad i walnych zgromadzeń. Teraz przyszedł czas na Otta, widać było, że powoli mu przechodzi dobry nastrój. Siegfried nastraszył rzeczoną osobę na tyle skutecznie, że dotarło do niego gdzie się znajduje oraz co mu grozi i jak może się to dla niego skończyć, cokolwiek by nie mówić, nie było już mu tak do śmiechu. Byliście wszyscy i patrzyliście na niego, obdartego, tylko w spodniach i faktycznie, w okolicach piątego żebra miał bliznę. Tak jak mówił Weber. Wszyscy patrzyliście na niego, jedni nie znali go, a inni owszem. Siegfried nie patrzył na innych, a szkoda bo mógłbym wyczytać na twarzy Elyn nienawiść, bezgraniczną nienawiść. To samo mógłby odczytać z twarzy Gabriela.
-Ja... ja nic nie wiem- powiedział na w pół trzeźwo Otto
- Ależ my chcemy po dobroci, my możemy zadać ból. Zatem po raz pierwszy i ostatni powtórzę pytanie... Co wiesz o kultystach, czy chcesz dostąpić odkupienia swych win?!- w jego głosie była jakby nienawiść, a może po prostu pasja? Tak czy inaczej przez głowy dwóch osób z zebranych przewinęła się myśl " Nic nie mów, proooooooszę"...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 04-04-2011, 19:10   #38
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Dzień minął bardzo szybko, nadszedł wieczór. Elyn ubrała się szybko w codzienny strój i wyszła z garnizonu. Miała jeszcze chwilę do umówionej kolacji, ale przed nią musiała załatwić pewną sprawę, dość istotną i niecierpiącą zwłoki. Robiło się chłodno, dziewczyna poczuła, że ma gęsią skórkę, nie wiedziała jednak czy to efekt lodowatego wiatru czy zdenerwowania… Podążając znajomymi ścieżkami dotarła do swojego domu, było ciemno, więc nie musiała się martwić, że ktoś ją zobaczy, życie w okolicy zamierało. Przeszła kawałek chrzęszczącą dróżką wysypaną żwirem i stanęła przed drzwiami, jednak w chwili gdy zamierzała je otworzyć w jej głowie odezwał się przezorny głos, obeszła dom zmierzając do tylnego wejścia, wzięła głęboki oddech i nacisnęła powoli klamkę. Zamknięte. Na chwilę opanowała ją panika, jednak szybko się uspokoiła; zawsze, gdy jeszcze tu mieszkała był taki mały zwyczaj z chowaniem klucza, często razem z bratem korzystała z niego, gdy wymykali się z Kayletem. Obok drzwi rosło drzewo, pokaźny dąb. Elyn szybkim ruchem przejechała po jego pniu dłonią i uśmiechnęła się przelotnie, gdy natrafiła na małą dziuplę, a raczej niewielki otwór, do którego zmieściłyby się najwyżej trzy palce dorosłego człowieka, wyciągnęła z niego klucz, ciężki, żelazny. Zamek ustąpił z cichym kliknięciem, drzwi otworzyły się bezgłośnie. Dziewczyna pierwszy raz dziękowała ojcu w myślach za jego niemal chorobliwe ciągłe ich oliwienie. Weszła do małego korytarza i aż westchnęła, gdy wróciły wspomnienia, tęskniła za ciepłem domu i rodzicami. Ciemność rozpraszał delikatny błysk światła, gosposia prawdopodobnie szydełkowała w salonie, potrzebna była tylko odrobina szczęścia, by załatwić wszystko bez świadków. Szybko skradając się i omijając znane, skrzypiące deski skierowała się do schodów, a później weszła nimi na piętro. Pierwszy schodek, drugi, trzeci… czwarty przeskoczyła, zawsze wydawał charakterystyczny dźwięk, ileż to razy rodzice nakryli ich, gdy przez nieuwagę zapomnieli go ominąć… Znalazła się na górze, pierwszy sukces. Podążyła do swojego pokoju, a gdy zobaczyła jego znajome ściany z ulgą oparła się o drzwi. Była u siebie, zupełnie bezpieczna, nie musiała się bać, że zostanie nakryta, bo gosposia nie miała powodów by tu wchodzić. Miała ochotę położyć się w swoim łóżku, poczytać książki… nie było na to czasu. Otworzyła szafę i przeglądnęła rzeczy w niej się znajdujące, jej wzrok na dłużej zatrzymał się przy skromnej, lecz eleganckiej bordowej sukni z dekoltem w łódkę, doskonale podkreślała jej figurę w dystyngowany sposób odsłaniając obojczyki. Przymierzyła ją i stanęła przy lustrze. Wyglądała bardzo dobrze. Sięgnęła po szczotkę i dokładnie rozczesała włosy, później podeszła do toaletki, by skropić się perfumami, lecz jej dłoń natrafiła na coś, czego z pewnością wcześniej tam nie było… Podniosła do oczu małe drewniane pudełeczko, szkatułka była elegancko zdobiona, a na jej wieku widniało imię „Elyn”, poniżej zaś litera K. Uśmiechnęła się znowu i przesunęła po nim dłonią, na początku była pewna, że to kolejna gierka Otto, dopiero teraz uświadomiła sobie, że był to prezent od kogoś innego, powoli otworzyła wieko, a jej oczom ukazał się komplet biżuterii ułożony na aksamitnej poduszeczce, był zrobiony ze złota; kolczyki miały kształt gwiazd, bransoletka również była zdobiona tym motywem. Więc jednak o niej pamiętał, gdy przyjechał chciał ją odwiedzić… Założyła podarunek i po spakowaniu kilku dodatkowych ubrań z szafy oraz perfum do torebki powoli wyszła kierując się do sypialni rodziców. Było tam spokojnie, ciężko było mimo wszystko uwierzyć, że Weberów więziono i oskarżono o herezję… Torebkę położyła na łóżku sama zaś upadła na kolana i wyciągnęła poluzowaną deskę z podłogi ukazując tajemną skrytkę, w której widać było niewielkie pudełeczko, wyciągnęła je i otworzyła we wnętrzu znajdując woreczek z dziwnej skóry, rozwiązała go i aż odskoczyła. Był wypełniony zielonym proszkiem
- Spaczeń… - westchnęła tylko, wiele o nim słyszała na szkoleniu lecz nigdy nie sądziła, że zobaczy go na własne oczy
Ojciec prosił, by się go pozbyła, przez chwilę siedziała zastanawiając się wreszcie wpadła na pomysł jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, zaśmiała się i łapiąc rzeczy wyszła z domu podobnie jak weszła, gosposia pochrapywała leniwie w fotelu, nie było więc większych problemów z dyskrecją. Zamknęła drzwi i schowała klucz do dziupli, dopiero wtedy odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę domu Kaya.
Gdy stanęła przed drzwiami ze zdziwieniem stwierdziła, że zaczynają trząść jej się dłonie, czego właściwie się bała? Wzięła głęboki oddech i uderzyła dwa razy kołatką w eleganckie drzwi. Nie musiała długo czekać, usłyszała kroki i w progu stanął jasnowłosy młodzieniec:
- O...ooooo... - powiedział - Pięknie wyglądasz – stwierdził z zachwytem - Wejdź, rodzice się ucieszą - nachylił się i nieśmiało musną wargami jej policzki
- Dziękuję za komplement - zastygła zdziwiona tym gestem, jednak Kay podał jej rękę i wprowadził do jadalni
Pokój był urządzony skromnie, ale elegancko i z gustem; na środku stał długi, rzeźbiony stół, a dookoła niego krzesła wyglądające na niezwykle wygodne, w pomieszczeniu był również kominek, kilka malowideł na ścianach…
- Elyn, witaj dziecko - powiedzieli chórem rodzice chłopaka
- Witam, bardzo miło mi państwa widzieć - dygnęła lekko
Popatrzyła na Kaya, był oblany rumieńcem, małym, delikatnym, poprowadził ją do stołu, odsunął krzesło, a gdy usiadała, przysunął je i sam zajął miejsce obok.
- Bardzo dziękuję za zaproszenie - uśmiechnęła się do wszystkich - To wiele dla mnie znaczy, bardzo dziękuję
- Nie ma za co, dawno nie widzieliśmy Ciebie i Kay także nalegał - uśmiechnął się jego ojciec
- No i nie ma co się dziwić! Prawdziwa dama! -powiedziała matka Kayleta - Nie widziałam Ciebie u nas ładnych kilka lat Elyn. Dalej psocicie?
- Nie, Peter jak pani wie jest w wojsku dalej, a ja sama... Ojciec uczył mnie, chciał bym przejęła po nim gabinet. Bez Kaya to nie to samo - uśmiechnęła się ciepło
- No z tego co wiem - zaczął ojciec - ten cały Otto o Twoją rękę zabiegał. Plotki głoszą, że dziś rano inkwizycja go zgarnęła... A jak Twoi rodzice? Bo słyszałem, że też siedzieli w lochu - powiedział z cieniem strachu - Wszystko w porządku?
- Otto nalegał, prawda - zamilkła na chwilę, uśmiech zszedł z jej twarzy - Matka uciekła, ojciec dalej jest w lochu, brak dobrych wieści niestety ostatnio...
- Cóż kochanie – odezwała się matka - Tak się składa, że znam... pewną osobę, mój brat, on ma wiele do powiedzenia w Inkwizytorium. Zainterweniowałam. Jutro przyjdzie ułaskawienie dla Twoich rodziców - powiedziała ciepło - Nie musisz się przejmować - dodała z uśmiechem - Jeżeli ktokolwiek zrobił mu krzywdę to może za to słono zapłacić ale jak bardzo to nie wiem -powiedziała
- Wina?- zapytał się ojciec nalewając wszystkim poczynając od dam
- Ja... nie wiem jak dziękować – Elyn popatrzyła na kobietę nagle z nadzieją i lekkim niedowierzaniem - Gdybym tylko mogła się jakoś odwdzięczyć... wiem, że nigdy nie spłacę długu, ale jeśli byłoby coś... - uśmiechnęła się nagle promieniejąc szczęściem
- Kochanie, po prostu napij się wina i spędź dobrze czas, wypoczywając... co prawda mój brat nie jest najwyżej postawioną osobą ale... Ale ma sporo do powiedzenia!
- Idę zobaczyć czy mamy jeszcze trochę wina... – ojciec wstał
- A ja czy się ugotowała kolacja, bo kurczaka łatwo przypalić! - także wstała i wyszli
Kaylet nagle przytulił Elyn:
- Jeszcze tylko Otto przydałoby się coś zrobić... choć nie wiedziałem, myślałem, że to plotka tylko, że jest u inkwizycji... u was - dodał szeptem
- Trafił do nas dziś rano, przesłuchiwano go już, myślę, że nie będzie z nim dobrze - pokręciła głową - Masz cudownych rodziców, pozazdrościć - uśmiechnęła się i odgarnęłam włosy za ucho ukazując kolczyk - Dziękuję, są piękne, musiały kosztować majątek, nie wiem czy powinnam... - szepnęła czując jak dłonie zaczynają jej znowu drżeć
- Ja... - powiedział oblany rumieńcem i zastygł bez ruchu, patrzył jej głęboko w oczy, nagle nachylił się i złożył na jej ustach delikatny pocałunek wzdychając przy tym, gdy zdał sobie sprawę, co zrobił odskoczył równie szybko
- Prze.. przeprasz... - wybełkotał
- Kay... - popatrzyła na niego czując nieznośnie palące policzki - Nie...nie, nic... - urwała patrząc ze wstydem w stół
Oboje siedzieli przez dłuższą chwilę w ciszy
- Ja… - powiedział i nie dokończył, gdyż wtedy weszli jego rodzice z winem i jedzeniem
- No to mamy i co pić i co jeść - zawołał wesoło ojciec Kaya
- T..Tak... Dziękuję... - podniosła na nich niepewnie wzrok i powiedziała starając się pokonać drżenie głosu - Wygląda bardzo smacznie...
- Tak – powiedział czy raczej bąknął młodzieniec - musi być dobre.
- A co wy młodzi tacy niemrawi? -zapytała mama z łobuzerskim uśmiechem - Jedzcie dzieci bo szkoda, żeby się zmarnowało.
- Oczywiście - czuła jak zaschło jej w gardle, sięgnęła po kurczaka - Znając pani umiejętności kulinarne zbrodnią byłoby nie spróbować...
Jedzenie faktycznie było pyszne, Elyn delektowała się każdym kęsem. Rozmowa jakoś się ciągnęła, choć podtrzymywali ją głównie rodzice, Kaylet w ciszy dzióbał widelcem w talerzu, miał na twarzy rumieniec i unikał spojrzenia dziewczyny jakby wstydząc się tego, co zrobił. Gdy skończyli posiłek księżyce świeciły już wysoko i jasno
- Późno już, zasiedziałam się - stwierdziła
- Odprowadzę Ciebie - rzucił szybko Kay - Bo to do fortu blisko ale we dwoje zawsze bezpieczniej -wyjaśnił
- Dziękuję - podniosła się z uśmiechem - Jeszcze raz dziękuję za kolację i dobrej nocy - powiedziała wesoło sięgając po płaszcz podany przez młodzieńca, razem wyszli
Było ciemno i spokojnie, gdzieś w oddali szczekał tylko pies.
- Było cudownie, dawno się tak dobrze nie bawiłam – dziewczyna przerwała milczenie
- Tak, dziękuję, że przyszłaś - powiedział z uśmiechem - Było bardzo miło... widziałem, że dotarły kolczyki i bransoleta – zagadnął patrząc na nią
- A ja ciągle uważam, że to zbyt kosztowny prezent, nie powinnam go przyjmować - droczyła się patrząc z łobuzerskim uśmiechem w jego oczy
- Obiecałem się odzywać i nie dotrzymałem słowa? – zapytał ciepło i miło - Obiecałem, a nie odzywałem się i teraz daję te oto kolczyki i bransoletę, są w sam raz i dawno się nie widzieliśmy – niby przypadkiem ciągle trącał jej rękę
- W takim razie dziękuję bardzo za prezent panie sierżancie - zaśmiała się
Chłopak patrzył na nią:
- Zawsze będę dla Ciebie Kayem - powiedział z uśmiechem - a później sierżantem - zatrzymał się - Bo... nie wiem czy powinienem ale z drugiej strony znamy się od dawna... i... podobasz mi się – zakończył niemalże szeptem patrząc w ziemię
- Ja... - zatrzymała się nagle, popatrzyła na chwilę w jego oczy, później skupiła się na dłoniach które splotła nerwowo - Kiedy wyjeżdżałeś...wtedy... Miałam nadzieję, że gdy wrócisz... bo mi się wydawało przy pożegnaniu... że... - przerwała
Złapał ją za ręce i patrzył się w ziemię, mimo ciemności widziała albo tylko wiedziała, jaki był czerwony
- Bo tak, wtedy ale zarobić... na nas... – wybąkiwał
- Więc dlaczego nie... wcześniej... Myślałam, że... - odetchnęła głęboko patrząc na niego tylko dyskretnie, niezauważenie
- Bo nie wiem - powiedział - Wtedy tak, ale nic nie mówiłem... teraz mówię, żeby razem… - to ostatnie słowo wypowiedział szeptem
- Nic nie mówiłeś - wróciła jej pewność siebie - A skąd ja miałam wiedzieć? Skąd miałam wiedzieć, że powinnam czekać. Co byś zrobił gdybym teraz była szczęśliwą mężatką? A tak by było gdybym nie uciekła! Ani słowa... przez tyle lat...
- Bo wtedy... Bo wtedy Twój brat mi nie pozwolił – powiedział - Mówił, że nie, bo ona ma mieć prawdziwego mężczyznę... No i ja do wojska. No i… – urwał - Ale nie jesteś... A jak byś była to... mógłbym tylko żałować. Wiem, że ryzykowałem - powiedział patrząc jej w oczy - Ryzykowałem, że pewnego dnia będziesz miała męża i to nie ja nim będę ale... – przerwał znowu
- Peter? Peter nie chciał pozwolić... – poczuła wtedy jak ogarnia ją wściekłość
- Mówił, że nie, że jak kochasz to poczekasz, a chciał, żeby mężczyzna się Tobą opiekował - wyjaśnił
- I dlatego poleciałeś za nim do wojska? Tylko dlatego? Myślałam, że to tak bardziej z chęci... nie wiem... innej w każdym razie.
- Nie tylko – stwierdził - Z chęci poniekąd ale to nie jest jedyny powód. Bo jakbym miał pracę, dostałbym pozwolenie na budowę domu i miałbym dom. Miałbym żołd - powiedział z wolna- Zapewniłbym byt rodzinie. No i Peter nie ma nic przeciwko...
- Peter... Jemu zawsze imponowali tylko silni mężczyźni z wojska - zaśmiała się nagle na wspomnienie brata
- A Tobie? – zapytał niepewnie
- A mi... - przez myśl przebiegło jej porównanie kilku wcześniejszych miłostek - Mi chyba taż, jesteśmy przecież rodzeństwem - skrzyżowała ręce na piersi - Jest już dość późno Kay, mogę mieć kłopoty, czas wracać.
Kiwnął głową i odprowadzał ją w kierunku garnizonu:
- A ty? -zapytał - Czy... Czy byś chciała czasem wyskoczyć gdzieś, porozmawiać?
- Oczywiście - skinęła głową - Z przyjemnością - popatrzyła na niego - Jeśli chodzi o mężczyzn to tak, silni i stanowczy, ale bardziej... bardziej tacy jak Kay, którego zapamiętałam; delikatni i romantyczni - uśmiechnęła się ciepło odchodząc kilka kroków - Dobrej nocy
Uśmiechnął się także:
- To jutro... może wieczorem, jakbyś znalazła czas... do końca tygodnia mam wolne - powiedział szybko, złapał ją za ręce i trzymając je dodał - Bo ja bardzo... - nagle pocałował jej dłoń – Dziękuję.
- Jutro wieczorem? Spacer? - patrzyła na niego ciesząc się ciepłem jego dłoni i samą obecnością, przenosiła wzrok z ciemnych oczu na jasne jak słoma włosy i odwrotnie
- Tak, długi spacer nad tę rzeczkę, strumień...ciekawe czy nie wysechł - powiedział rozmarzonym głosem - Pamiętam jak kiedyś starej Fanfil tam pranie z błotem... ale mnie skóra na tyłku później bolała - śmiał się
- Oczywiście, ja też pamiętam, ciężko zapomnieć takie lanie, a raczej wyzwiska, z którymi gonił mnie wtedy Peter, jak już mu ojciec zrobił na tyłku przemeblowanie... Pierwszy raz dowiedziałam się wtedy, że jestem głupia jak osioł i gęś w jednym - zaśmiała się jeszcze głośniej
- Oj tak, albo w ogóle, że to nie jest śmieszne - dodał szczerząc zęby
- Ostatni raz byliśmy razem nad tym strumieniem dzień przed tym, jak miałeś wyjechać, pamiętasz? - uśmiechnęła się smutno - No nic, czas na mnie.
- Pamiętam - kiwnął głową - To do jutra, tak? - zapytał z uśmiechem - Jutro spacer?
- Do jutra. Gdzie się spotkamy? - zapytała idąc już powoli w stronę garnizonu
- Wpadnę po Ciebie - powiedział - Mam tutaj sprawę do załatwienia i... od razu pójdziemy sobie - dodał z uśmiechem. Nagle zerwał się, dogonił ją i przytulił - Tęskniłem za Tobą, urwisko - wyszeptał
- Ja nie jestem urwisem tylko grzeczną panną Kaylet, chyba pomyliłeś dziewczyny - przytuliła go jak dawniej, przyjacielskim gestem, ze śmiechem
Usłyszała jego chichot:
- Mam nadzieję, że tak... brakowało mi Ciebie - powiedział szeptem - Jutro powspominamy ale dziś... – jego głos nabrał smutnej nuty - powoli trzeba wracać... - nachylił się i musnął jej policzek, czuła żar jego ust
Po chwili każde ruszyło w swoją stronę, z twarzy Elyn nie schodził szeroki uśmiech, była szczęśliwa jak nigdy wcześniej, czuła, że teraz już wszystko się ułoży. Dotknęła palcami miejsca, gdzie Kay złożył swój pocałunek i zaśmiała się. Gdy leżała już w łóżku długo nie mogła zasnąć, była zbyt podekscytowana, w jej głowie ciągle pojawiały się wspomnienia, a serce łomotała mocno i szybko. Kaylet…

***
Do świtu zostało może kilka godzin, w garnizonie było zupełnie cicho, wszyscy oprócz nielicznych strażników grających w kości spali, odpoczywali przed kolejnym ciężkim dniem. Nic więc dziwnego, że nikt nie zauważył cienia cicho przemykającego korytarzami. Postać poruszała się szybko, na chwilę zniknęła w jednym z pomieszczeń tylko po to, by wybiec z niego i wrócić tą samą drogą. Kilka minut później nie było po niej śladu. Teoretycznie nie było…
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 08-04-2011, 14:34   #39
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegfried widząc że inni nie kwapią się do przesłuchania Otta sam przejął inicjatywę. Początkowo zadawał tylko pytania. Były one krótkie i zwięzłe:

- Synu, jeżeli jesteś niewinny wyjdziesz stąd. Pozwól nam poznać prawdę. Co Cię łączy z Webberami?

-Jestem niewinny! - krzyknął- To oni są kultystami, nie wiedziałem, chciałem ich córkę, chciałem ją poślubić.. Okazali się kultystami! Ona pewnie też jest kultystką!-krzyczał

Siegfried spojrzał się zdziwiony:

- Córkę?? Kto jest ich córką, mów jej imię? Gdzie ona jest ??

Krzyknął tylko:

-Elyn, Elyn Weber, nie wiem gdzie jest ale to ona !

Siegfried rozejrzał się po komnacie ale kobiety nie było.Rozejrzał się po zebranych obserwując ich miny. Nie podobało mu się to. Wietrzył spisek. Tak, konspirację wymierzoną przeciw sprawiedliwości.
- Strażnik!!!! – ryknął czekając na jego pojawienie się – Przyprowadź mi tu Elyn Weber. Tą, która była tutaj z nami. Masz ją dostarczyć żywą lub martwą do świtu mi tu..

Fanatyk poczuł jak wzbiera w nim wściekłość, lecz nie dawał po sobie tego poznać. Tego to za wiele, cały czas ta mała larwa wodziła ich za nos. Czemy tylko przydzieliła ich Inkwizycja do tego, jaki mieli cel? Odpowiedzi na te pytania pozostawił na później. Musiał zająć się podejrzanym i wydobyć z niego informacje.

- Elyn Weber, skąd ją znasz? Mów o niej wszystko ? Czemu oni są kultystami ? Skąd wiesz o tym? Kto pomógł w ucieczce Weberowej? Kto mógł na Ciebie donieść ? W takim razie co się dzieje z ofiarą, gdzie trupy? Co robią po tym rytuale? W takim razie co się dzieje z ofiarą, gdzie trupy? Co robią po tym rytuale?

Otto zaczął odpowiadać lecz jego odpowiedzi nie wiele wnosiły do śledztwa.Dopiero odpowiedzi na ostatnie pytania przyniosły skutek

- Ludzie ze wsi zapewne, nie wiem może są omamieni... Sołtys, kowal na przykład, oni mogą pomagać.Zielarz tutejszy jest w to zamieszany bo ponoć mają takiego ale nie wiem na ile w tym prawdy

Gdy Siegfried pokazał mu sygnet ten się go wyparł, tak jak Sigmarita podejrzewał. Oskarżonego kazał wtrącić do lochu i pilnować przez dwóch strażników. Następnie sam udał się do Webera. Przesłuchanie, mimo zmiażdżenia mu dwóch palców nie przyniosło efektów. Siegfried miał już wydać rozkaz kolejny, lecz otrzymanie listu przeszkodziło mu w tym. Treść nie była zadowalająca.

Kazał Webera opatrzyć, nakarmić i trzymać do rana. List jasno przedstawiał informacje, lecz zamierzał zrobić coś, czego wcześniej nie uczynił. Usiadł w swoim pokoju i napisał list:

„ Do samego Samego Wielkiego Inkwizytora Adelbrechta von Rutcherbrights przy katedrze w Altdorfie oraz Eryka Strassbache, głównego namiestnika iz kancelarzysty .
Ja wierny sługa Sigmara Siegfried de Love piszę do Waszej Ekscelencji z wielkim smutkiem. Nowe dowody, które obciązają Otta nie są na tyle mocne iż można uznać Weberów nie winnych. Także to iż, Elyn – jedna z nas – okazała się córką oskarżonego nie stawia sprawy w najlepszym świetle. Moje wątpliwości budzi fakt iż to ona znalazła dowody, uniewinniające rodziców. Matka, znikła a jeden ze strażników przypłacił to życiem. Dlatego ubolewam Waszmości nad podjętą przez was decyzją jednakże dostosuję się do niej.
Fakty nie są jednogłośne, dowody jednoznaczne.. a obecność Elyn powoduje, iż to wszystko jest nie pewne i kruche. Prawda musi opierać się na mocnych podstawach.

Z poważaniem
Siegfried de Love
Sługa Sigmara”


Gdy Siegfried napisał list przekazał go Inkwizytorowi, polecając by jak najszybciej dostarczył go komu trzeba. Sam też udał się na wieczerzę i odpoczynek. Przed zaśnięciem poprosił do siebie strażnika. Polecił mu poinformować sołtysa że chce się z nim jutro w południe widzieć. Mają go obudzić jak tylko odnajdą Elyn i mają ją umieścić w sali przesłuchań. Mają także poinformować sołtysa że jutro nastąpi egzekucja Otta, za herezję, spisek przeciw porządnym obywatelom, a co najważniejsze za paktowanie z mrocznymi potęgami. Jego dobra zostaną skonfiskowane przez Inkwizycję.

Gdy ustalił już wszystko co miał zasnął. Noc na pewno nie będzie dla niego spokojna. Gniew w nim się wzbierał. Czuł jak ogień go otacza i pali od środka.
Użył nazwiska w liście i miał nadzieję że kanclerz pamięta jeszcze kim był "kiedyś" i co "nazwisko" jego znaczyło.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-04-2011, 20:23   #40
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Następnego dnia rano wszyscy wstaliście. Dla jednych był to poranek męczący, dla innych rześki, jedni mieli plan, inni te plany musieli zmienić.

Wydarzenia, których byliście świadkiem, potoczyły się szybko, nagle i niespodziewanie.

Pierwsze co, strażnicy skoro świt zapukali do Elyn. Była zaspana i nie wiedziała o co chodzi do momentu, aż kazano jej wyjść i poddać się. Mina wskazywała na wiele, na przykład na to, że nie wie o co chodzi, była nie wystraszona, lecz zaskoczona.

Siegfried siedział u siebie, wstał rano, a to co zobaczył...
Krzyki, to zebrało wszystkich. Ci którzy wbiegli i ci, którzy się kotłowali, widzieli jak Isengrim leżał na łóżku. Nie był człowiekiem, był mutantem. Szczypce ociekały śluzem, śmierdział i wił się. Patrzył na was trzema oczami, posiadał także dwa nosy. Widok nie był zachwycający, cały garnizon zebrał się i patrzył na inkwizytora. Coś złego się stało.

Wszyscy staliście jak wryci, nawet Inkwizytor, który wczoraj przyjechał. Wiadomość szybko się rozejdzie, o Inkwizytorze, który zamienił się w mutanta. Wyglądał na przejawiającego świadomość ale czy na pewno? Zresztą, to plugawy mutant.

NA STOS Z NIM, NA STOS, SPALIĆ TO COŚ, SPALIĆ MUTANTA, ZABIĆ GO- tylko te słowa dało się słyszeć, a obijały się echem szerokim. Niosły się po sali. Siegfried opanował tłum, podniósł głos
-cisza...Cisza...MORDA, KURWY!-Wszyscy zamilkli, omiótł salę, byli wszyscy z Elyn włącznie.
 
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172