Pierwszy z moich artykułów o tworzeniu organizacji na potrzeby sesji rpg. Początkowo był publikowany na ramach serwisu Poltergeist na moim blogu.
Słowem wstępu....
W RPG, szczególnie tych spod znaku DnD wiele jest sekt ideowych i religii, które mimo pewnej atrakcyjności dla prowadzących polegającej na ich mroczności czy rozmachu są skrajnie nierealne, czy może lepiej – z
mimetyzmem nie mają nic wspólnego. Moim zdaniem jeśli porywamy się na setting o głębszej fabule pozbawione bardziej rozbudowanej symboliki krwawe ofiary, fanatyzm i powtarzanie przez kapłanów pseudofilozoficznych frazesów przestają się sprawdzać. Dobrze jest mieć na czym „zaczepić” kluczowy element fabuły jakim ma być organizacja, z która przyjdzie się graczom mierzyć lub której pomagać. Co więc miałoby być tym „haczykiem”? Autentyczne, istniejące w naszym świecie poglądy religijne i filozoficzne jedynie odpowiednio zmodyfikowane do konwencji danego settingu – w omawianych przeze mnie przykładach będzie to fantasy. Ich wykorzystanie sprawia, że fabuła zyskuje często przyjemny połysk dojrzałości.
Na początek ustalamy miejsce.
Pewien Mistrz Gry przygotowuje kampanię, w której graczom przyjdzie się mierzyć z groźnym kultem, którego członkowie na podobieństwo Kuby Rozpruwacza kroją na kawałki uliczne kurtyzany, tym samym terroryzując nocą ulice miasta. Są świetnie zorganizowani, nie dają się wykryć dobrze wyszkolonej straży miejskiej i tylko w zakresie możliwości grupy (anty/-)bohaterów leży, aby problem zażegnać lub wykorzystać. Ale kim będą ci kultyści? Co będą kultować? Krwawe bóstwo, pragnące przejąć władzę nad światem? Na to są chyba lepsze metody, prawda...? Demona cierpienia, który chce szerzyć je bez większego celu? Głupi ten demon, że też ktokolwiek go słucha, zresztą na to też są lepsze sposoby od mordowania prostytutek. Może więc wcale nie ma bóstwa, demona, ducha? Może kultyści wyznają jakąś ostro pokręconą ideę, która usprawiedliwia ich zbrodnicze zapędy? Ba! wręcz do nich zachęca!
Jak Dorian Gray...?
Niech więc to będzie niewielkie bractwo zamożnych, świetnie wykształconych w miejskim uniwersytecie w naukach przyrodniczych szlachciców, którzy na podobieństwo widzianej oczyma wyznawców Radia Maryja masonerii gromadzą się w jakichś ponurych katakumbach, by planować kolejne sadystyczne morderstwa. Mogą więc już być dosyć opanowani i zorganizowani. Ot, grupka zaprzyjaźnionych psychopatów. Ale jaki mają cel? Wzorem śledczego pytam – jaki mieli motyw? I tu przechodzimy do właściwej koncepcji. Pojawiają mi się w głowie dwie podstawowe możliwości. Pierwszą z nich jest prosty libertynizm de Sade. Otóż rozpieszczone młokosy, które w życiu doświadczyły już każdej możliwej do kupienia przyjemności, każdej fizycznej i nie fizycznej rozkoszy zaczynają poszukiwać czegoś, czego nie można kupić, doświadczenia jakim jest obserwacja śmierci na swych rękach świeżo przez siebie zamordowanego człowieka... Mordują więc prostytutki, bo o nie i tak nikt nie dba... W tle soundtrack: Myslovitz - To nie był film. Tak, trochę to upiorne.
Filozoficzna patologia.
Drugi pomysł jest pozbawiony nutki sadyzmu, który ustępuje miejsca szaleństwu badacza. Wiecie co to jest fenomenologia? Jest to dwudziestowieczny prąd filozoficzny, którego założycielem był Edmund Husserl (jego myśl kontynuował potem Max Scheler). Zakładał on między innymi, że ze względu na pewną niedoskonałość ludzkiej percepcji, prawdziwe poznanie świata (jego elementów) jest możliwe tylko dzięki tak zwanej redukcji fenomenologicznej (epoche – zasada powstrzymania osądu), czyli pozbyciu się wszelkich założeń odnośnie badanego przedmiotu. Jakbyśmy poznawali go całkiem od nowa, bez wiedzy o świecie, bez wcześniejszych doświadczeń. Po to, aby „u źródła”, za pośrednictwem intuicyjnej „świetlistej pewności”, poznać jego prawdziwe, nie przekłamane przez zmysły i umysł właściwości. Oczywiście ta idea ma wiele luk (jak każdy chyba pogląd), które sam dostrzegam, jednak nam na razie wystarczy. Do czego? No właśnie, po tym krótkim, przemądrzałym wstępnie wróćmy do naszego klubu psychopatów. Panowie wypracować sobie bowiem mogli bardzo ciekawy pogląd na poznanie. Bo skąd właściwie wiemy, że zabicie kogoś jest złe? Bo nam tak powiedziano? Bo nam się tak wydaje? A skąd wiemy, że to nie iluzja...? Otóż przyszli oponenci naszych graczy doszli do wniosku, że nie mają prawa być pewni, że zabicie człowieka nawet w najbardziej okrutny sposób jest złe! A żyć z taka niepewnością to prawdziwa tragedia! Cóż więc poczuć, aby wyraźnie dostrzec prawdziwe granice moralności? Czy nie najlepszym sposobem by poznać prawdziwą etykę jest poddawanie „czynnej” redukcji danego, domniemanego grzechu? Więc mordują, okrutnie i brutalnie lecz bez emocji, w skupieniu badacza, który bardzo, ale to bardzo chce coś odkryć. Mordowane ladacznice są jedynie obiektami badawczymi. Oni chcą znaleźć dobro ustalając gdzie stoi zło i wiedząc, że to pierwsze jest gdzieś naprzeciwko (bo czy gdy prowadzicie kogoś do jakiegoś miejsca przez telefon to nie podajecie mu takich punktów orientacyjnych? „To tam naprzeciwko centrum handlowego.”).
No tak, ale po co?
No i tak to działa, otrzymaliśmy dwa pomysły na organizacje, które mają prawdziwy motyw, są pogłębione. Nie chodzi o słuszność tych poglądów, tylko to, by jakiekolwiek spójne logicznie poglądy były. Ktoś spyta – ale po co? Po co komplikować, przecież i tak gracze mogą wcale nie poznać zbrodniczych idei bractwa/kultu/klubu? Właśnie... Czemu mają nie poznać? Wyobraźcie sobie taką scenę... Gracze pochwycili na gorącym uczynku jednego z morderców i przesłuchują go w jakiejś ponurej scenerii, dajmy na to ciemnym, wilgotnym, bocznym zaułku. Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o jego kompanach. Ten jednak zaczyna im opowiadać o swoich przekonaniach, o swoich motywach – z błyskiem oku i pasją w głosie. Czy któryś z mniej stabilnych moralnie graczy nie da się jego wizji zauroczyć? Czy nie wpłynie to na jego późniejsze decyzje? To z pewnością byłaby ciekawa scena.
Podsumowując...
Teraz bardziej technicznie. Jak uzyskać taki efekt? Jest jakiś schemat postępowania przy tworzeniu sekty ideologicznej? Nie mam takiej pewności jednak mogę spróbować przygotować pewien plan.
1. Najpierw wybieramy „niszę” dla organizacji. Jaką funkcję ma pełnić w naszej fabule? Walczyć z graczami? Manipulować nimi? Pomagać im?
2. Jak możemy uargumentować działania organizacji? Możemy wybrać na ślepo jakiś pogląd filozoficzny i dopasować go do „niszy”. Wymaga to pewnej wiedzy i intuicji, ale można w tym nabrać wprawy. Poglądy Nietzschego, Hegla, Marka Aureliusza, greckich filozofów Zaratustrianizm, religie dalekiego wschodu i masoni mają zwykle największy potencjał. Warto zwrócił na te ideę szczególną uwagę.
3. Stworzyć przekonywający obraz samych sekciarzy, a szczególnie twórcy ich ideologii. Skąd w ogóle jej pomysł? Czy był chory psychicznie? Sfrustrowany skrajnie życiem? Czy doznał boskiego objawienia? Czy stracił kogoś bliskiego? Wszystko to wpływa na poglądy i ich dopasowanie do scenariusza.
4. Nadajemy organizacji charakterystycznych cech świata – dodajemy magiczny przedmiot kultu, niezwykłe proroctwo, skryty artefakt pozaziemskiej cywilizacji, cyborga-proroka czy inny odpowiednik kamienia filozoficznego. W ten sposób organizacja na dobre stanie się „nasza”, a nie będzie tylko kolejną adaptacją.
W settingach i literaturze.
Trzeba przyznać, że twórcy niektórych settingów zdawali się mieć takie podejście. Frakcje z
Planescape mają zawsze spójną, pomysłową i jednocześnie charakterystyczną dla świata ideologię. Wszystko to tworzy charakterystyczny klimat i sprawia, że gracze mogą zyskać naprawdę silne motywacje, w które da się uwierzyć. Niestety w Zapomnianych Krainach,
Dragonlance i innych nie poczyniono tego wysiłku i wysypało nam setkami mrocznych bóstw, których kler moim zdaniem nie powinien nawet istnieć. Ale może po prostu naśladowanie rzeczywistości w fantazji jest dla mnie nazbyt ważne.
Zabieg wykorzystania poglądu filozoficznego do budowy świata z namiętnością wykorzystuje Jacek Dukaj – w Innych Pieśniach mamy filozofie grecką (tyczącą hylemorfizmu i arche), a w Perfekcyjnej Niedoskonałości postęp Hegla. W Lodzie zaś logiki wielowartościowe wręcz determinują fabułę. Podobne wariacje, z kolei na temat ideologii komunistycznej, religijnej i innych wykorzystuje Stanisław Lem w Dziennikach Gwiazdowych i Wizji Lokalnej. Ten sam autor często snuje również własne rozważania filozoficzne. W trochę bardziej ironizującym ujęciu do filozofii podchodzi także Terry Pratchett. Ich powieści uważam osobiście za bardzo dobry wzór do naśladownictwa
.
Dziękuję za lekturę.