Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2019, 10:07   #351
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Kapłanka dostrzegła tłuste cielsko wroga, powoli wyłaniające się z ciemności dziury. Była nieco spanikowana raptownym opadem elfów, ale nie miała czasu by zareagować - inaczej skończy jako kolacja.
-Selune, pani moja, ty jesteś jak życie, twe światło prowadzi mnie przez mroki żywota… - Jej głos był silny i dźwięczny, oraz pozbawiony lęku. -Jeśli wezwiesz mnie dzisiaj do swego królestwa, nie zawaham się i nie odwrócę za siebie. W tej chwili jednak wzywam cię na świadectwo okrutności tej bestii, która czając się w czeluściach, atakuje rannych i bezbronnych, by pożreć ich w wielkich dla nich bólach. Nie pozwól mu pozostawać bezkarnym w swym bestialskim życiu!
Srebrzysty snop światła uformował się w dłoni Torikhi na kształt półksiężyca; rzuciła nim, niczym bumerangiem w gotującego się do ataku robala.
Promień przeleciał przez grotę, raniąc wroga, który chyba nie wydawał się przejęty tym faktem.
Następnie czerw wydał z siebie świdrujący w uszach dźwięk, po czym rzucił się na Melune, która boskim cudem uniknęła ciosu.

Słoneczny elf poderwał się na równe nogi, ignorując ból. Nie wiedział dlaczego Joris go nie utrzymał, ale to musiało poczekać - opuszczone korytarze skrywały więcej niż przypuszczali i już wstając Delimbiyra zaczął deklamować słowa pierwszej modlitwy.
- Ojcze mój, użycz mi swej boskiej mocy na zgubę Twych nieprzyjaciół! - wycedził z fanatyczną nienawiścią. Kolejne eteryczne i mistyczne moce otulały jego i towarzyszy.

Jorisa jednak owo podładowanie rozkojarzyć musiało, bo choć się chłopak wychylił na leżąco jak śledź wyciągnięty by wzrokiem iluzję przejrzeć i w tej pozycji łuku dobył, to strzała jego chybiła wpadając pod segmentowane ciało.
A rzec trzeba, że mało co tak wzdragało myśliwego jak przerośnięte robactwo, które tępić zamierzał bezwzględnie.

Tori ścisnęła mocniej sejmitar i zamachnęła się na grube cielsko, mając nadzieję, że rozpruje robala na pół. Jakie było więc jej zdziwienie, kiedy… chybiła.
Zasada numer jeden - nie wolno nie doceniać wroga. Ten był gruby i elastyczny; wcale nie było łatwo przeciąć jego skórę żelaznym ostrzem. W swych rodzinnych stronach Melune słyszała historie o gigantycznych robalach pożerających całe karawany. Ten tu musiał być jakimś ich północnym krewniakiem. Chwała Selune, że był “nieco” mniejszy. Z drugiej strony nie była pewna o ile - “ogon” bestii ginął w mroku. A może w korytarzu, z którego wypezł?

~ Nie patrz w dół... ~ Trzewiczek zamknął oczy, nie chcąc patrzeć na śmierć towarzyszy. Postanowił zrobić wszystko co w jego mocy. Wzburzone strachem ciało nawet nie poczuło jak ostre pióro wbija się tuż za rękawicami w przedramię, by zaczerpnąć krwi. Czerwone znaki na pergaminie kreślił na szybko. Nie musiało być ich wiele. Porzucone i zakrwawione pióro opadało chaotycznym lotem, poniewierane ruchem powietrza ziejącego z podziemi. Niziołek lewitując nad ziemią, czuł na policzkach i lokach powiew tych podmuchów. Pióro nie opadło jeszcze na kości. Stimy, wyrwał z gardła kilka, ni to dźwięków, ni słów. Czuł jak wezbrała w nim moc, a ciało otacza boska opieka, która koiła zszargane strachem nerwy. Oby tylko, jak otworzy oczy, wciąż było warto ryzykować.

Bestia wykręciła się jak wąż, porzucając mulatkę i zamiast tego skupiając się na elfie, na prawdziwym zagrożeniu - prawdziwym przynajmniej w mniemaniu Delimbiyry, który z najwyższym trudem uniknął pochwycenia w buchającą smrodem zgnilizny i enzymów trawiennych paszczę. Stare, pożółkłe kości pękały z trzaskiem pod pulsującym, wijącym się cielskiem.
- Ojcze Elfów, chroń mnie przed ciosami Twych wrogów! - krzyknął, siłą woli powstrzymując instynktowne reakcje, i dopiero gdy kolejna łaska Corellona rozpostarła się wokół niego pozwolił by owładnęła nim szkarłatna nienawiść. Wyrwał Czerwony Szpon z pochwy i uderzył obcasem o obcas, a świat zwolnił naokoło niego. Stuk obcasów elfa został zagłuszony przez świst kolejnej strzały, która tym razem celnie dosięgła szczeliny między segmentami czerwia.

Kiedy gigantyczna larwa zajęta była atakowaniem słonecznego elfa, selunitka spróbowała jeszcze raz zaatakować bronią sieczną, nim zwróci się znów po łaskę bogini. Ostrze świsnęło w powietrzu, trafiając celu, jednakże impet ciosu był zbyt słaby, by sejmitar przeciął grubą skórę. Za to lewitujący Trzewiczek w porywie niezwykłej - jak na niego - odwagi, odwrócił się głową w dół i leeeciał wyciągniętymi dłońmi prosto na robala. Gdy zbliżył się wystarczająco aktywował ładunki zawarte w magicznych rękawicach. Nie minęła chwila a kolejny czar teleportował go dziesięć metrów w górę; jak mniemał poza zasięg stwora.

Czerw chwilowo skupił się na synu Stwórcy Elfów. Niech i tak będzie! Smrodliwa paszcza zatrzasnęła się z trzaskiem, chybiając zwinnego kapłana. Szare oczy Marduka płonęły fanatycznym blaskiem - oto miał znakomitą okazję uhonorować swego boga w aspekcie dumnego wojownika! Bestia była ogromnym i groźnym przeciwnikiem, ale nieoczekiwanie sama jej wielkość wydawała się być zawadą, a Marduk nie zamierzał marnować takiego atutu. Szpon błysnął i wciął się w paszczę, upuszczając cuchnącej juchy. Powtórny, precyzyjny cios pogłębił ranę, a Marduk uśmiechnął się dziko, szczerząc zęby - miał zamiar rozpłatać abominację na dwoje, udowadniając wyższość sztuki wojennej syna Corellona nad brutalną siłą podziemnej potworności. Bluzgający krwią stwór nie tracił jednak woli do walki a rana nie spowolniła go zbytnio! Wręcz przeciwnie - czy to przez rany zadane przez Marduka, czy ciosy Jorisa i Trzewiczka spadające z góry czerw z wizgiem począł się unosić wysuwając resztę ciała z niedalekiego korytarza. Zaskoczona tym sunelitka cofnęła się, chybiając ciosu, w przeciwieństwie do Jorisa, który miał teraz przeciwnika znacznie bliżej. Podobnie zresztą jak i niziołek; Stimy zrezygnował z powietrznej walki i wzleciał w górę, lądując koło myśliwego. W korytarzu nie było nic, co mógłby wykorzystać, więc cofnął się za kompana i szarpnął uchwyty, odpinając i ładując kuszę.

Ale i czerw miał bliżej do Jorisa; przez dłużace się w nieskończoność sekundy paszcza robala kołysała się niepokojaco blisko myśliwego… A potem potwór wygiął się w pałąk i za całym impetem rzucił się na Marduka, najwyraźniej chcąc połknąć elfa w całości. Kapłan rzucił się w bok; gigantyczna jama gębowa uderzyła o włos od niego, miażdżąc resztki nieszczęśników, którzy spadli w przepaść dekady temu. Równocześnie po posadzce przetoczył się ogon bestii; nie udało mu się wygiąć tak, by trafić Marduka; Tori odruchowo pisnęła gdy kolec wielkości przeborkowego miecza świsnął niedaleko niej.

Marduk nie omieszkał wykorzystać okazji, gdy gęba przerośniętej larwy była tak blisko. Z warkotem uderzył raz i drugi, żłobiąc kolejne rany w segmentowatym cielsku. Stimy z Jorisem strzelili, ale pociski nie przebiły śliskiej skóry monsta. Z boku Tori błyszczała boskim światłem, którym miała zamiar zaatakować przeciwnika. Póki co jednak to czerw był natarciu; zapewne wygłodzony ludziny czy elfiny po nie wiadomo ilu miesiacach postu. Kolejny raz spróbował połknąć Marduka i znów chybił, impetem uderzenia przedniej części ciała trafia Torikhę i wgniatając ją w chropowatą ścianę.

Starcie było coraz bardziej zaciekłe - czerw i kapłan Stwórcy Elfów skupili się na sobie, nie zwracając już uwagi na nic innego. Ogromna paszcza po raz kolejny rąbnęła w posadzkę z hukiem niczym pięść boga - ale dłoń Protektora nadal spoczywała na ramieniu Marduka! Tel’Quessir zignorował krzyk rannej Torikhi. Zionąc fanatyczną nienawiścią rąbał potwora z całą siłą i wprawą zabójcy, jakim był w służbie Ojca, rozdzierając ohydne cielsko i upuszczając prawdziwych strumieni posoki.
- Krew dla Obrońcy! - wykrzyczał z furią wyzwanie, które czerw podjął z ochotą. Po bokach świstały niecelne bełty kompanów, którzy stali na skraju rozpadliny, dodając starciu dramatyzmu.
 
Sayane jest offline  
Stary 25-04-2019, 08:23   #352
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Półelfka zsunęła się po ścianie, ciężko oddychając. Miała wrażenie jakby robal połamał w niej wszystkie żebra, choć wiedziała, że było to niemożliwe… chyba. Nie wiele myśląc wyciągnęła drżący palec w kierunku bestii, jakby wskazywała go spośród tłumu winowajców i posłała w jego kierunku świetlistą kulę, po czym znów przywołała moc by uleczyć stłuczone żebra.
Kula trafiła paskudztwo, ale chyba nie zrobiłą na nim większego wrażenia, bo czerw zwinął się i znów rzucił by zeżreć elfa. Oczywiście spudłował paszczą; Marduk skakał po gruzowisku z łatwością unikając wielkiego otworu. Niestety nie wziął pod uwagę ogona, który pojawił się znienacka, trafiając elfa kolcem jadowym. Co gorsza, w chwili trafienia Marduk poczuł przejmujący ból w palcu, na którym miał założony orczy pierścień - ból tak dotkliwy, że poczuł go mimo rany zadanej przez robala. Jakby mu ktoś obcinał palec. Nie ma czasu się nad tym zastanawiać, gdyż padł na ziemię bez czucia. Potwór wydał gulgoczący dźwięk i i znów wygiął się, najwyraźniej chcąc połknąć ciało kapłana.

Tymczasem u góry Joris wraz z Trzewiczkiem wciąż próbowali trafić we wrażliwe miejsce ogromnego potwora.
- Możesz mnie tam szybko przenieść? - wykrzyczał Joris wyczekując dobrego momentu by oddać kolejny strzał.

Stimy wycelował i wypuścił bełt z kuszy, lecz spudłował. Zwoje mózgowe pracowały intensywnie w tym małym ciałku, lecz nie było nic co mógłby zrobić. Nie nadawał się do walki… gdyby miał na to chociaż z dziesięć minut, to i owszem zabrałby Jorisa tam i z powrotem na trzy sposoby, ale teraz? Już?!
- Musiałbym cię postrzelić! - Stimy sięgnął po kolejną strzałę, która w porównaniu do przeciwnika z jakim się mierzyli, wyglądała jak wykałaczka, ale z pewnością i tak Joris nie chciałby mieć jej między zębami.

Joris dostrzegł migotanie tajemniczego światła, które przeskoczyło z Trzewiczkowej kuszy do grotu załadowanej strzały. On naprawdę się do tego przymierzał!

Kiedy Stimy kierował kuszę w stronę Jorisa, coś jednak zatrybiło niziołkowi w głowie.
- Szykuj się do skoku, przeniosę robala wyżej! - zakrzyknął i wymierzył w dół oczekując, aż napastnik zwinie się do ostatecznego ataku na Marduka, co właśnie miało miejsce. Zamierzał wykorzystać magię swej kuszy, by teleportować to cuchnące cielsko w miejsce, do którego Joris doskoczy. Dźwignia spustowa zwolniła spust, a magiczny pocisk pomknął w stronę, prostującego się czerwia, trafiając go idealnie w korpus. Zdumiony robal odkrył, że zamiast przeżuwać smakowitego elfa znajduje się kilka stóp nad ziemią. Joris też był już w powietrzu - przy tej odległości wystartował niedługo po strzale Trzewiczka. Jednak masa potwora sprawiła, że ten od razu zaczął spadać, a wraz z nim Joris, ześlizgująć się po drgającym korpusie. Na szczęście dobrze naostrzony toporek nie zawiódł, mocno wbijając się w śliskie cielsko i ryjąc w nim bruzdę, gdy myśliwy zawisł na nim całym swoim ciężarem. Zafascynowany Stimy obserwował jak zdezorientowany czerw - a wraz z nim Joris - unoszą się i opadają na ziemię z hukiem, od którego zatrzęsła się cała grota. Ze stropu posypał się kurz i kamienie.

Dopiero poniewczasie Yol zreflektował się, że spadając kolos może zmiażdzyć leżacego poniżej Marduka…

- Ojojoj! - Trzewiczek nie mógł z całą pewnością orzec, czy jego spóźnione obawy się spełniły, ale trochę tak to wyglądało. Z dwojga złego wolałby zginąć w tę stronę, niż być pożarty żywcem, a jeśli nie żywcem to i tak różnicy nie było… Musiał szybko coś wymyśleć, jak może pomóc towarzyszom, lecz nic nie przychodziło mu do głowy, więc nałożył kolejny bełt.

Myśliwy z kolei uczepiony toporka, zawisł na wijącym się segmencie rzuconego znienacka o ziemię czerwia. Bydlę było wielkie, grube i licho wie jak długaśne. I bogowie raczą wiedzieć jak wielki but był potrzebny by je zdeptać…
Zmienił chwyt toporka na lewą rękę by prawą dobyć morgenszterna, lecz w tym momencie robal rzucił się w bok i trzonek broni wyślizgnął się Jorisowi z rąk. Mimo wszystko młodzieniec był na to przygotowany i zwinne zamortyzował upadek, po czym sięgnął po drugą broń, by ponownie przywalić gadzinie .
Widząc akrobacje ukochanego Torikha strzeliła ostatnim boskim promieniem i dobyła kuszy. Jakoś walka wręcz z tym wielkim czymś nie trafiała jej do przekonania. Zresztą w ogóle wydawało się, że większość pocisków ześlizguje się po obłym cielsku. Najlepiej sprawiały się ręczna broń Jorisa i Marduka.
Robal zwinął się by dosięgnąć Jorisa, który przysporzył mu kolejnych ran; wielka paszcza zahaczyła myśliwego, któremu z bólu aż świeczki stanęły w oczach. Mimo to kolejny raz przywalił stalową kulą i ze zdumieniem zauważył, że z paszczy robala wystaje bełt, a potwór podrywa się z wibrującym wizgiem - widocznie Tori lub Stimy strzelając mieli tym razem sporo szczęścia. W blasku magicznej tarczy widział wyraźnie, że czerw broczy obficie z wielu ran. Kolec na ogonie był złamany - pradopodobnie podczas upadku na rumowisko, który zafundował mu Stimy. Był pewien, że wrogowi nie zostało wiele życia; mimo to nawet przedśmiertny atak potwora mógł skończyć się dla nich tragicznie. I mimo że Stimy celnym strzałem wbił kolejny bełt w łeb stwora ten ostatkiem sił zaatakował myśliwego. Torikha mogła tylko bezradnie patrzeć, jak ukochany znika w paszczy gigantycznego robala. Nie wiedząc kiedy zaczęła potwornie krzyczeć, jakby ktoś żywcem obdzierał Kurmalinę z piór.
- Jooooooriiiiiisssss!!! - Półelfka była zdruzgotana i po raz kolejny w tym dniu zaczęła sobie wypominać, ki czort namówił ją do kolejnej podróży i “przygody”, a później niecelnie strzeliła z kuszy i całą swoją złość przeniosła na… Stimiego.
- TRZEWIK! UŻYJ OGNISTEJ KULI!!!! - Kapłance wydawało się, że każdy czarokleta musi mieć w zanadrzu jedną czy dwie kule.
Stimy użyłby, gdyby ktoś wcześniej taką zamówił! Przecież nie usiądzie teraz i nie stworzy zwoju w sekundę. Pozostały mu dwa ładunki w kuszy i to wszystko co mógł zrobić - uderzać robakiem o ziemię tak, by zwymiotował Jorisa. Liczył, że posiłek okaże się ciężki i ostry niczym papryczki, które jadł kiedyś w Lantan. Tym razem starał się jednak pamiętać o Marduku. Wymierzył powoli i wypuścił bełt, który wbił się w odwłok robala, gdy ten próbował właśnie uciec ze swoją zdobyczą. Za sprawą czaru czerw zniknął, pojawił się kilka metrów dalej, huknął o ścianę i znieruchomiał.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 06-05-2019, 21:36   #353
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Potężne cielsko huknęło o kamienie, aż gigantyczne mięśnie robala zwiotczały, zwiastując jego śmierć.
”To koniec… Dzięki ci Selune.” Pomyślała przerażona półelfka, by zaraz dotarło do niej, że walka jeszcze się nie skończyła. Gdzieś we wnętrzu czerwia spoczywał jej ukochany. Czy żył? Czy był cały? Czy uda im się jeszcze zamieszkać wspólnie w domu, który budowali?
A co z Mardukiem? Czy może potwór rozsmarował go o kamienie podczas pierwszego upadku?
Kogo miała ratować pierwszego, czy może jednak nie?
Trzeba było działać… i to szybko, ale nie mogła się rozdwoić. Musiała wybrać, kogo ratować pierwszego…

- Torikhę, Marduk… Joris?! - głowa Trzewiczka wychyliła się poza krawędź zapadliska, kiedy na ułamek sekundy wszystko ucichło. Czy człowiek i elf przeżyli? Czy to był koniec tej drużyny i wspólnych przygód? Czy to w ogóle możliwe, by przeżyć coś takiego?
- Masz jeszcze zaklęcia? - zwrócił się w dół, do Tori, która trzymając zakrzywiony miecz nad głową, wbiła go w kałdun larwy po samą rękojeść.
”Nooo… teraz nagle nie jesteś taki tępy…” Stwierdziła gorzko w myślach, zapierając się nogą o kamień, by rozpruć wielkie trzewia.
- Stimi - zawołała z ulgą, że jeden z kompanów wciąż był o chodzie - sprawdź co z Mardukiem! Mam jeden czar leczący na Jorisa i jedną miksturę w plecaku. Znajdź ją i jeśli będzie trzeba, użyj na elfie. Szybko! Nie mamy czasu do…

Niesamowicie potworny smród rozszedł się po dziurze, niemal odbijając się echem od ścian. Fala zielono-czerwonego, oleistego śluzu wylała się na kamienie z nieprzyjemnym bulgotem. Melune zakrztusiła się odorem gnijących i przegotowanych jaj na twardo, wymieszanym z wonią dwutygodniowego trupa, który rozpuścił się w letniej wodzie w balii, wystawionej na promieniowanie słoneczne.
Zapach ten, już sam w sobie, był trudny do wytrzymania, ale kiedy kapłanka rozpłatała odwłok o półtora metra za daleko… do wonnego wachlarza dołączyło także robale gówno.

Zrozpaczona i zarazem rozwścieczona selunitka, zaczęła dźgać odwłok, wytwarzając kolejnie fontanny mazi.
- Jorisie gdzie khhh jest-eś! - krzyknęła krztusząc się oparami żółci, aż jej własna żółć podpłynęła do ust.
Wtedy kobietę jakby olśniło…
Może myśliwy był jeszcze w przełyku? Nie tracąc więcej czasu, zaczęła skrupulatnie ciąć czerwia w górę jego pyska, błagając Świetlistą Panienkę o cud.
Ale ten nie nastał. To znaczy nie w takim sensie, w jakim by chciała Rika.

Głośny skowyt bólu i cierpienia wydobył się z jej gardła, w niczym nie przypominając głosu człowieka. Kobieta padła na kolana, i ostrożnie i na ile się dało, wydobyła nadtrawione ciało ukochanego. Nic nie widziała od szczypiących oparów kwasów trawiennych stwora, jak i łez związanych z okrutną stratą.
- Kochany mój… mój słodki… tak mi przykro, tak bardzo mi przykro… - mamrotała w obłędzie, tuląc się do męskiej głowy i nie zważając na stan zmarłego, czule muskała go wargami po czole i policzkach.
Serce pękało jej z goryczy i żalu, mieszając zmysły i całkowicie otumaniając.
Marzenie o którym zawsze śniła - dom z zielnikiem i ciepłym kominkiem oraz u jej boku ukochany mąż, i ojciec jej dzieci - miał się nigdy nie ziścić.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 12-05-2019, 13:29   #354
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Stimy był ponad czterdzieści stóp nad tą tragiczną sceną. Możliwości już dawno mu się skończyły. Nigdzie wokół nie było miejsca, by przywiązać linę, a czar lewitacji skończył się, gdy sięgnął po kuszę, by poprawić celność.

Mógł jedynie obserwować z góry, jak w bladym świetle zrozpaczona półelfka rozrywa podłużne ciało czerwia, jak wydobywa z jego wnętrzności coś, co kiedyś było Jorisem. Cała umazana we krwi rozpacza nad ciałem. Mógł, ale postanowił działać.
- TORIKHĘ! UŻYJ ZAKLĘCIA! JUŻ !!!!!! - kto przypuszczałby, że niziołek jest w stanie tak głośno krzyczeć.
Selunitka nie zareagowała na krzyki, pogrążona we własnym i okrutnym świecie. Odgłos jej zawodzeń przypominał nieco wycie banshee - szczęśliwie mało niebezpieczne dla żyjących… a i umarli mieli na to z deczka wylane.

Stimy raz jeszcze nerwowo rozejrzał się. Nic, nie było nic, co dałoby się zauważyć, a mogłoby przysłużyć się do pomocy.
- NIE MAM JAK ZEJŚĆ !!!!!!

Trzewiczek bał się, że zaślepiona smutkiem Selunitka, miast pomóc jeszcze żyjącym towarzyszom odda się rozpaczy, tym samym skazując ich na śmierć. Bo żyli jeszcze, prawda? Mogli.

~ Nic co dałoby się zauważyć. ~ Stimy szybko zerwał cięciwę z kuszy, pocierając o sztylet rozciął na dwie części, bełt złamał na pół.

- Powstań sługo…
Stimy raz po razie rzucał w powietrze złamanym bełtem i struną, aż za którymś razem zawisły w powietrzu, by wsiąknąć w coś niematerialnego, nienamacalnego. To coś ruszyło, choć ciężko było dojrzeć jakikolwiek ruch, w stronę porzuconej liny. Trzewiczek zaś powtórzył czynności ponownie. Po chwili drugi sługa wraz z Trzewiczkiem podszedł do pierwszego.

Trzewiczek złapał za, z jakiegoś powodu unoszącą się w powietrzu, linę i spojrzał w dół.

Przerażonymi oczyma dostrzegł zmasakrowane ciało elfa, które martwymi, nieruchomymi oczyma wpatrywało się w górę, na niego. Patrzył, jakby mając wyrzuty. Słyszał jego głos w głowie.

~ To twoje dzieło mości Trzewiczku, twoje... - Trzewiczek odpędził te myśli wstrząsając głową i zaczął schodzić. Wystarczyło, że trzymał się liny, a ta sama opuszczała go niżej i niżej. Nie zszedł na sam dół. Zasięg zaklęcia na to nie pozwalał. Lecz po chwili i tak klapy plecaka Tori, jakby same z siebie zostały otwarte. Nie minęło dużo czasu, a drugi niewidzialny byt spośród wyjmowanych przedmiotów odnalazł miksturę, która w ocenie Trzewiczka była ową miksturą leczniczą, o której mówiła kapłanka. Duch trzymający eliksir podszedł w stronę elfa i podał mu miksturę zmuszając do wypicia zawartości. Większość wylała się na boki przez martwe usta.

Niedane było niziołkowi obejrzeć braku efektu, zaraz po wykonaniu tej czynności rozkazał bytowi na górze wciągać linę. Zaczynał odczuwać zmęczenie, nie chciał myśleć co by było, gdyby nie wrócił na górę. Jak wyszliby z tej piekielnej otchłani?

Trzewiczek został wyciągnięty po linie zostawiając za sobą jęki przywodzące na myśl potępionych w piekielnych otchłaniach. Jak wystraszony zając rzucił się na plecaki, które wadziły w walce swoich towarzyszy. Zaczął je przebierać, wyjmować, wysypywać (gdy upewnił się że w środku nie ma już żadnych szklanych fiolek). Prócz zawodzenia kapłanki nie słyszał z dołu żadnych dźwięków sugerujących, że Marduk odzyskał przytomność.

W plecakach odnalazł kilka przedmiotów jarzących się bladym blaskiem. Były to magiczne przedmioty. Coś dziwnego wydarzyło się wtedy, gdy spojrzał w tamten kamień i po dziś dzień dostrzegał magię zaklętą w przedmiotach gołym okiem.

Mikstury leczenia, zwoje, które sporządził dla Jorisa, ogień alchemiczny, antidotum...

Trzewiczek złapał za zieloną buteleczkę z czarnym płynem opisaną jako odtrutka i już miał ponownie schodzić w dół. Nagle poczuł się jakby odzyskał słuch i wzrok. Do jego uszu dobiegło łkanie Tori. W oczy uderzyło wspomnienie martwych twarzy i licznych obrażeń Marduka i Jorisa. A do świadomości Stimiego coraz natarczywiej dobijała się myśl, że elf nie odzyska już życia. Ta robacza myśl całkowicie zatruła jego umysł gdy ponownie spojrzał w dół w otchłań, z której wiało przenikliwym chłodem śmierci.

Nie lubili się. Chyba. Ale to strata elfa zakuła go boleśniej niż strata Jorisa. Wiązał z tym kompanem wiele nadziei. Tak wiele odkryć czekało na nich dwoje. Miał pomóc mu ze smokiem, mieli razem rozwikłać zagadkę ksiąg i teleportów, a na koniec mieli się zaprzyjaźnić.

Stimy usiadł na skraju przepaści i spojrzał w górę. Widział tam przeróżne rzeczy, mimo że patrzył jedynie na skały. Jego nogi huśtały się radośnie, lecz oczy spowiła wilgotna mgła. Odczuwał jakiś taki... piękny smutek.

~ Żegnajcie. ~ Nie powiedział, lecz pomyślał i chlipnął nosem.

 
Rewik jest offline  
Stary 20-05-2019, 21:55   #355
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
24 Marpenoth, popołudnie



Potępieńcze wycie kapłanki jeszcze przez jakiś czas niosło się echem po podziemnych korytarzach. W końcu ucichło. Stimy ostrożnie wystawił głowę nad krawędzią urwiska mając nadzieję, że cisza nie oznacza, iż coś półelfkę zeżarło. Nie dojrzał żadnego drapieżnika, zobaczył za to jak Melune wstaje znać ciała Jorisa z nożem w ręku, po czym chowa coś do kieszeni. Potem podeszła do ciała Marduka, schyliła się z nożem i schowała coś do drugiej kieszeni. Wreszcie spojrzała w górę.
- Wyciągnij mnie stąd, proszę - rzekła do niziołka ochrypłym od płaczu głosem.
Podniesienie dziewczyny w zbroi na taką wysokość nie było proste, ale z pomocą mięśni i magii Trzewiczek dał radę. Sapiąc ciężko niziołek z niepokojem przyglądał się kapłance, która bez słowa zaczęła zbierać rzeczy zmarłych rozsypane na podłodze. Jej milczenie niepokoiło go bardziej niż wcześniejsze szlochy. Uznał jednak, że skoro kapłanka zajęła się porządkami to nie ma zamiaru skoczyć z urwiska na główkę by dołączyć do ukochanego w zaświatach. Słyszał, że porządki uspokajają kobiety, więc czekał majtając nogami nad przepaścią i starając się oddychać przez usta. Smród wybebeszonego robala bił zarówno z dołu jak i od półelfki. Nizołek był ciekaw czy na dole nie ma magicznych pozostałości po dawnych ofiarach robala, lecz magiczny blask tarczy Jorisa skutecznie blokował jego dzikomagiczny wzrok.
- Chodźmy - drgnął na dźwięk matowego głosu Tori. Kapłanka zarzuciła na ramiona plecaki i torby, przez co wyglądała jak juczny muł i ruszyła w drogę powrotną. Stimy pobiegł za nią, nie zapomniawszy wszak o zaznaczeniu miejsca, w którym kończył się korytarz a zaczynała przepaść. W końcu iluzja-pułapka nadal działała.

Po powrocie do sali z kominkiem Torikha zrzuciła swój bagaż i zabrała się za rozpalanie ogniska. Przenikliwy ziąb przypominał o tym, że na górze panuje zima, a przed nimi długa droga powrotna. Bo będą wracać… prawda? Niziołek niepewnie zerkał na półelfkę nie wiedząc, czy pytanie o plany na przyszłość - nawet tą najbliższą - nie wywoła kolejnej fali rozpaczy. Postanowił pomilczeć jeszcze chwilę… tak długą, na jaką starczy mu cierpliwości.

Tymczasem to, że Melune milczała nie oznaczało, że zatraciła się w żałobie. Wręcz przeciwnie. Była skupiona i zdeterminowana, tak jak w chwilach gdy opatrywała rannych i umierających, gdy wszystko zależało od niej, gdy musiała działać szybko i skutecznie, a każdy błąd mógł kosztować życie. Tu nie było miejsca na żałość i codzienne rozmemłanie. Toteż trybiki w głowie półelfki działały jak dobrze naoliwiony mechanizm. Wiedziała co musi zrobić. Szczęście w nieszczęściu dzięki przedwczesnej śmierci Shavriego technikalia wskrzeszania istot rozumnych miała opanowane do perfekcji. Przynajmniej w teorii. Warunki, składniki i cena - to znała. Pozostawało zaplanować wykonanie.

Tori wiedziała, że nie ma szans dotrzeć do Neverwinter w ciągu dziesięciu dni. Nie miałaby nawet wtedy gdyby okolicy nie pokrywał śnieg. Oznaczało to, że na wskrzeszenie Jorisa będzie musiała zapłacić dużo, dużo więcej złota niż potrzebowali w przypadku Traffo. Melune gotowa była sprzedać wszystko, z Trzewiczkiem włącznie byleby tylko uzbierać potrzebną sumę. Miała jednak niejakie pojęcie o cenach magicznych przedmiotów, a tych uzbierało się w czasie ich przygód całkiem sporo. Wtedy nieśmiała Tori nie dopominała się o swój równy udział, brała co dawali i niezbyt pamiętała co wzięli inni, ale i smok miał skarb, i drow magiczne utensylia, i księgi Omara na pewno kosztowały niejeden mieszek złota… Z nagłym zainteresowaniem łypnęła na Stimiego przypominając sobie jego zacięcie do handlu, które prezentował zarówno kupując ekwipunek jak i próbując sprzedać wyroby własne. Odruchowo pogłaskała kieszeń, do której wsadziła solidny pęk włosów Jorisa. W jej głowie plan wskrzeszenia ukochanego (a jak wystarczy również i reszty kompanów) rysował się coraz wyraźniej, a śmierć nie wydawała się tak ostateczna jak wcześniej.



Po niespokojnej, wypełnionej koszmarami nocy Tori zaprzęgła Stimiego do roboty. Z pomocą lin i haków znalezionych w plecakach (Marduk miał nawet bloczek) udało im się zejść na dół bez pomocy magii, którą Stimy postanowił zachować by powrócić na górę. Prócz sporej ilości robactwa, które dobrało się do czerwia przez noc w rozpadlinie nie było innych stworzeń. Zresztą było mało prawdopodobne by coś niebezpiecznego żyło w okolicy, w której przebywał tak wielki drapieżca. Stimy ruszył na poszukiwanie łupów, a Tori zajęła się ciałami. Miała nadzieję, że magiczny dysk niziołka zabierze je na górę ale artificer uświadomił ją, że dysk porusza się jedynie w poziomie. I nie wiadomo jak zachowałby się na stromych schodach między piętrami. Tori mogła próbować wyciągnąć ciała przy pomocy liny i bloczka by złożyć je w tutejszej krypcie, gdzie będą bezpieczne przed drapieżnikami i znieumarleniem (choć nie miała gwarancji, że nie będzie musiała dźwigać zmarłych po schodach na własnych plecach) lub pochować ich tu, pod kamieniami, których miała dostatek. Póki co zajęła się, nie owijając w bawełnę, ograbianiem zwłok. Nie czuła się z tym dobrze, ale każdy grosz się liczył, zwłaszcza że Trzewik uświadomił jej, iż Marduk był chodzącą magiczną zbrojownią nawet zanim obłowił się na tutejszych orkach.

Poza magiczną identyfikacją Stimy nie garnął się do pomocy przy brudnej robocie; zamiast tego obszedł jaskinię poszukując pozostałości po innych ofiarach robala lub upadku z wysokości. Podejrzewał, że w procesie defekacji czerw mógł zostawić sporo cennych rupieci w pobliskich korytarzach, jednak obawiał się zapuszczać głębiej. Prócz przeróżnych przedmiotów podróżnych, zardzewiałego rynsztunku i wypalonych pochodni niziołek znalazł w pobliżu szkieletów trochę biżuterii, monet i szlachetnych kamieni (do wyniuchania większej ilości potrzebowaliby Turmaliny). Całość była z pewnością warta kilkaset sztuk złota, ale z dokładną wyceną musiał poczekać na bardziej sprzyjające warunki. Jeden z medalionów wyglądał na magiczny. Ponad to znalazł glewię, po której ostrzu (gdy się dobrze przyjrzał) pełzały malutkie błyskawice, magiczny plecak i misternie rzeźbiony róg.

Stimy podał zaklęty plecak Tori, która z otępiałym wyrazem twarzy stała nad dwoma pokiereszowanymi ciałami i stosem rynsztunku. Pewnie nie wszystko nadawało się już do użytku, ale sortować będą potem. Kapłanka bez słowa zaczęła wciskać rzeczy do magicznej przestrzeni, z furią dopychając co większe przedmioty, które nie chciały się zmieścić w otworze. Niziołek zaś, unikając patrzenia na zwłoki, zaczął przygotowywać się do powrotu na górę. W końcu tam w Phandalin, całkiem niedaleko, czekał na niego Vigogle!



Droga powrotna do Osady zajęła im sporo czasu. Śnieg był już głęboki nawet między drzewami. Na szczęście podróż przebiegła bezpiecznie; magiczne sztuczki wystarczały by odpędzać drapieżniki, a orki nie wróciły jeszcze w te strony po masakrze, jaką urządził im Marduk. Ominęli kopalnię - Tori nie miała siły by opowiadać Turmalinie o śmierci Jorisa, a Stimy nadal był tam niemile widziany - i zanocowali dopiero w gospodzie w Dolinie. Pełne współczucia spojrzenia, jakimi obdarzali ich mieszkańcy świadczyły o tym, że każdy rozumiał co znaczy powrót z gór połowy drużyny. Jedynie traperzy, których wynajął Joris podeszli by złożyć Tori wyrazy współczucia. Polubili tego postrzelonego młodziana i żal im było zarówno myśliwego, jak i jego lubej. Potem wrócili do stolika by opić śmierć ex-pracodawcy.

Melune też miała ochotę zapić smutki; powstrzymała się jednak. Zamiast tego poszła spać za przepierzenie, tuląc do piersi magiczne torby tak mocno jak kiedyś przytulała Jorisa. I poniekąd tak było - w końcu za skarby wewnątrz nich miała zamiar wykupić od bogów jorisowe życie!

Opcji, że myśliwy może nie chcieć opuścić boskiej domeny nie brała nawet pod uwagę. Była pewna, że do niej wróci tak samo mocno, jak swej wiary w Selune.



 
Sayane jest offline  
Stary 24-05-2019, 23:50   #356
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Yol postanowił pomóc Tori w planie wskrzeszenia przyjaciół na tyle na ile było go stać. Jego wiedza dotycząca magicznych przedmiotów i wyćwiczona umiejętność wyceny tychże cudów była dokładnie tym, czego było im trzeba, ale nie mógł sobie pozwolić na podróż wraz z kapłanką do Neverwinter. Dokładnie poinstruował Sulenitkę, który przedmiot ile jego zdaniem jest wart. Niektóre z przedmiotów magicznych udało mu się nawet rozpoznać z pomocą „Vigogli”. Powinno to bardzo pomóc w zebraniu pieniędzy.

Stimy chciał zachować dla siebie magiczny plecak. Był lekki. Lżejszy niż magiczna torba Jorisa, można by rzec - stworzony idealnie dla niziołków. Niestety wygadał się Tori ile jest on wart i choć upierał się przy tym, by go zachować nie wiedział czy uda mu się tego dokonać. Dlatego bardzo uważał, by nie zdradzić, że znaleziony medalion jest magiczny. Należało mu się chociaż tyle.

Siedzieli przy trakcie, grzejąc zmarznięte paliczki przy ognisku i przeglądając znaleziska.
- Niby nic takiego, ale ładny – Stimy pokręcił nosem – przypomina mi medalion, który moja matka otrzymała od dziadka. Potem dostałem go ja, ale zgubiłem. Jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę go dla siebie. Przypomina mi tamten. – Trzewiczek szybko zmienił temat, spoglądając na glewię. - Nie udało mi się rozpoznać czym jest ten przedmiot, więc ciężko mi powiedzieć ile jest wart. Wiem, że w rzeczach... – Stimy jakby zawahał się na chwilę - ...jest perła. Rzucę zaklęcie, to przynajmniej nikt ciebie nie oszuka.

W ten sposób wzbogacili się o kolejny, wart niebagatelne sumy łup. Stimy pilnował swoich rzeczy jak oka w głowie. Na noc nawet przywiązywał bagaż do siebie i to samo polecił Tori, kiedy wchodzili do gospody. Choć medalion ciekawił go bardzo, coraz częściej jego myśli wędrowały do księżyca. Raz nawet Tori przyłapała go na tym, że od kilku dni sporządza szkice księżyca, który z każdym rysunkiem był coraz pełniejszy. Pełnia była coraz bliżej, podobnie jak Phandalin.

 
Rewik jest offline  
Stary 04-06-2019, 08:32   #357
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
30
Marpenoth

Powrót do Phandalin był radosnym wydarzeniem dla Stimiego, który nie mógł się doczekać spotkania z przyjacielem. Pomyśleć, że gnom cały czas przebywał dosłownie pod nosem Trzewiczka! Fakt, że jeszcze musiał poczekać sprawiało, że wszystko aż swędziało Yola z niecierpliwości. Żeby się czymś zająć jeszcze raz, w komfortowych warunkach domostwa Alderleafów, przeglądał magiczne znaleziska i “spadek” po kompanach, przygotowując dla Tori dokładną listę z wyceną. Nie było oczywiście gwarancji, że takie ceny obowiązują w Neverwinter, a kapłanka poradzi sobie targując się z kupieckimi wygami, ale przynajmniej miała jakiś punkt wyjścia. Carp kręcił się tu i ówdzie, poglądając co robi jego zupełnie osobisty czarnoksiężnik i usiłując skłonić Stimiego do rozmowy. Artificer najchętniej spławiłby otroka, lecz ten był niezłym źródłem informacji i chętnym chłopcem na posyłki. Nie opłacało się go zniechęcać. Stimy musiał się dobrze przygotować do spotkania z Vigoglem; czuł, że odkrycia gnoma będzie WIELKIE i sam chciał zaprezentować przyjacielowi coś równie imponującego. Niestety w bagażu elfa nie było demonicznych ksiąg i innych papierzysk; musiał je gdzieś ukryć przed wyprawą w góry. Niemniej jednak Trzewiczek nadal miał swoje notatki i przemyślenia na temat Bowgentle’a, magicznych kamieni w kopalni, teleportów… Och, miał mu tyle do opowiedzenia! A złośliwy księżyc minął dopiero drugą kwadrę i do pełni było tak strasznie, straszliwie daleko!

Ale nic to. Miał co robić. A oczekiwanie na spotkanie z przyjacielem było jak czekanie na kolejną przygodę!


Torikhce wcale nie było radośnie gdy wreszcie ujrzała pierwsze phandalińskie domostwa, choć sumy wymieniane w czasie podróży przez Trzewiczka wyglądały całkiem obiecująco. Do miasta było daleko, drogi zasypane, tyle rzeczy mogło się wydarzyć w międzyczasie…

Wlokąc za sobą luzaki po Jorisie i Marduku skierowała się na lewo, w stronę lezącej na uboczu posesji Darana by dyskretnie zostawić tam konie. Nie miała siły tłumaczyć phandalińczykom, że Joris nie żyje, ale to tylko chwilowe, że potem wróci! To byli prości ludzie; zresztą jeszcze kilka dekadni temu sprawy powrotu do życia po śmieci - a nawet po stracie ciała - były dla niej równie tajemnicze i zawiłe jak księgi południowców. Przeczuwała, że Przeborka i emerytowani awanturnicy przyjmą to lepiej, choć nie czuła się dobrze z tym, że przerywa im przedślubną sielankę. Cóż, trudno. Musiała dopilnować, by jej własny ślub z Jorisem doszedł do skutku - choćby własnoręcznie miała wyciągnąć jego zgrabny tyłek z zaświatów i mu się oświadczyć!

Miała zamiar jedynie zostawić wierzchowce w stodole, która obecnie pełniła funkcję stajni dla koni barbarzynki i Slidara, ale zaraz została wciągnięta do domostwa i usadzona przy kominku. Od słowa do słowa wyśpiewała wszystko, starając się nie rozpłakać. Potem zapadła cisza, którą przerwała Przeborka.
- To kiedy wyruszamy?
Tori wbiła w nią spojrzenie pełnie niezrozumienia.
- No co? Chyba nie myślałaś jechać samopas tą kupą złota do miasta? Żeby cię po drodze zabili i okradli? I Marduk i Joris byli i moimi kompanami; Shavri także jak już o tym mówimy. Krótko, ale jednak. Nie żebym się wyznawała na boskich sprawach. Na moje to martwi powinni pozostać martwi, tak to bogowie urządzili… No ale skoro i bogowie oddają czasem zmarłych… Zresztą to twoja decyzja, nie moja. Bogów, twoja i ich dusz, wedle tego co mówisz. Taaa… - barbarzynka, zaplątała się i umilkła.
- Joris uratował mi życie - dodał Hallwinter.
- O Phandalin nie wspominając - mruknął półelf i pociągnął solidny łyk cydru własnej roboty.

Melune skinęła głową, nie mogąc wydusić słowa. Ciężar odpowiedzialności, który czuła przez te dni jakby leciutko zelżał.

Już nie była tak całkiem sama.

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172