Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2020, 22:10   #241
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Dom pielgrzyma pod Lucatore, 1 lipca 2595

Zdecydowanie już uspokojony zarówno obecnością kuzyna, jak i stabilnością psychiczną, na co wskazywało zachowanie Abdela, wyniosła, flegmatyczna pogarda, Leon Thibaut gotów był owego poranka działać choćby bez śniadania. Było to oczywiście niedopuszczalne i odbiegające od dostojnej etykiety Franków. Jedząc śniadanie wynalazca rugał się w myślach za pośpiech, nie umiał jednak powstrzymać wrodzonej chęci działania.

Mając na uwadze wcześniejsze uwagi dziedzica, ubrany był w czarny surdut i grafitowe wąskie spodnie wpuszczone w skórzane oficerki. Nie chcąc przeszkadzać kuzynowi w toalecie, pozwolił sobie tylko na krótką uwagę, kłaniając się dyskretnie.

- Miły kuzynie, warto by zerknąć na przysłany przez namiestnika dokument, nie polegając tylko na słowu posłańca. Pismo wiele może o człowieku powiedzieć, nawet jeśli kreślone ręką skryby, są to przecież dyktowane słowa nadawcy. Tymczasem jeśli pozwolisz pozwolę sobie dokonać rozeznania w sprawie, którą mi powierzyłeś. - widząc maleńką zmarszczkę, która ozdobiła miejsce między brwiami dziedzica, tłumaczył - nie oddalę się znacznie, jak widzisz jestem już gotów do wyjścia i odwiedzenia zarówno grobu, jak i domu namiestnika. Nim minie godzina dołączę do Ciebie i Angeline.

Wychodząc z Domu Pielgrzyma miał ochotę zabrać karabin, ale groźna broń mogłaby miast służyć obronie i postrachowi prowokować kłopoty. Żałował, że nie posiada bardziej dyskretniej broni palnej. Pozostał zatem przy sztylecie, przez ramię przewiesił zaś niewielką sakwę. Uważając by wzrok nie wyrażał zbytniej nonszalancji, ale był tyle godny co zimny, wynalazca udał się penetrować najbliższe okolice zajazdu. Tu i ówdzie pozwolił sobie na dyskretne pozdrowienie i błogosławieństwo na wzór kuzyna. Szybko zorientował się, że Barthez pchną za nim strażniczy cień, świadomość ta mile go podłechtała.

Krocząc przez szary tłum biedaków zastanawiał się skąd wziąć próbki tajemniczych olejów anababtystów.

Leon próbuje zrobić szybki rekonesans, by dowiedzieć się czy jest w sposób legalny nabyć owe oleje. Kto jest w ich posiadaniu, jak są powszechne? Uważnie śledzi upływ czasu, żeby nie zawieść kuzynostwa i wraz z nimi udać się na cmentarz i do domu namiestnika, chyba, że Abdel zdecyduje inaczej i nie potrzebuje kuzyna w powyższych ceremoniach. Sakwę z pieniędzmi ukrył tak, żeby nie kusiła, podobnie zdobną rękojeść sztyletu

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2020, 09:18   #242
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Starając się nie zdradzić spojrzeniem, że wie o pilnującym go dyskretnie strażniku - w głębi duszy Leon Thibaut obstawiał Lodovica - frankański szlachcic przemierzył szybkim krokiem dystans dzielący go od miejskich murów, skręcił za bramą w kierunku niemrawego przez wzgląd na czas żałoby targowiska dla biedoty. Niewielu tam było ludzi zainteresowanych wymianą towarów, jedynie kilkudziesięciu pielgrzymów, którzy z racji krótkiego pobytu w mieście nie mogli albo nie chcieli odłożyć tego rodzaju aktywności na kiedy indziej.

Liche kramy i ich oferta - w większości wyroby skórzane, proste narzędzia z metalu i płody rolne - nie wzbudziły większego zainteresowania Franka. Szlachcic postał chwilę dłużej na stoiskach handlarzy lodem, którzy wprawnymi ruchami ciosali bloki zamarzniętej wody sprowadzanej z gór. Szybkość i precyzja ich ruchów zafascynowały Leona Thibauta, była to bowiem praca wymagająca szczególnego refleksu. Lodowe bloki, już zapewne skurczone do połowy swego oryginalnego rozmiaru, topniały z każdą chwilą, toteż rzemieślnicy musieli się przy nich uwijać w szaleńczym tempie, oddając równe czworokąty lodu w ręce karczmarzy i co zamożniejszych mieszczan. Świadomy trudności, jakie klimat delty Rhone przysparzał ludziom trudniącym się przechowywaniem żywności, Leon nie omieszkał skomplementować w duchu zaradnych Purgaryjczyków - umieszczany w głębokich piwnicach, pocięty w kostki lód pozwalał na dłużej zachować zdatną do spożycia żywność, zwłaszcza mięso.

Otrząsnąwszy się z przelotnego oczarowania, wynalazca przeszedł pomiędzy warsztatami i magazynami stolarzy, kamieniarzy i kopaczy torfu. Również w tej części Lucatore ruch w interesie praktycznie stanął w miejscu na czas tygodniowej żałoby. Rzemieślnicy nie handlowali, w zamian zaś wiedli długie i posępne rozmowy z przybyłymi do miasteczka żałobnikami. Spacerujący pomiędzy nimi wynalazca bywał obrzucany podejrzliwymi spojrzeniami, ale przez wzgląd na swój stonowany ubiór nie wyróżniał się z tłumu dość wyraziście, by skupiać na sobie ustawiczną uwagę.

Usytuowany na wzniesieniu ponad Lucatore klasztor co chwila przezierał pomiędzy budynkami miasteczka, w hipnotyczny sposób przyciągając uwagę Leona Thibauta. Szlachcic podejrzewał, że jeśli plotki o wyrobie cudownych olejków w Lucatore nie mijały się z prawdą, anabaptyści wytwarzali je właśnie w tej fascynująco ponurej budowli o szarych ścianach. Elyzjańskie oleje były źródłem wielu fantastycznych opowieści znanych również w krainach Franków; przypisywano im rozmaite nadnaturalne właściwości, od zdolności leczenia wielu chorób, przez zwiększanie płodności, zapewnianie umiejętności czytania w myślach czy wprawiania wojowników w szał bitewnej niepoczytalności. Ich receptury pozostawały znane wyłącznie anabaptystom i Leon Thibaut gotów był uwierzyć, że wejście w ich posiadanie wbrew woli twórców mogło oznaczać dla szpiega pewną śmierć.

To czyniło misję szlachcica znacznie trudniejszą, ale bynajmniej nie niewykonalną.

Skarbnik delegacji wspomniał wcześniejszego wieczoru, że w miejscowym przytułku - zwanym Domem Olejów - anabaptyści namaszczali czasami ubogich, by tymi aktami miłosierdzia zaskarbiać sobie przychylność współwyznawców. Namyśliwszy się chwilę, Leon Thibaut postanowił tam właśnie skierować swe kroki, istniała bowiem pewna niewielka szansa, że w obliczu takiego napływu żałobników mieszkańcy klasztoru zechcą udzielić swym gościom podobnego namaszczenia. I być może obdarzą swą łaską również cudzoziemskiego pielgrzyma.


To moja sugestia dla gracza. Dom Olejów wydaje się na tę chwilę najlepszym pomysłem w kwestii owych specyfików, ale jeśli Leon chce, może się na razie pokręcić po innych ulicach, zajrzeć na miejsce zamordowania Altaira albo najpierw popytać ludzi na ulicach o zakup olejów (na tę chwilę przyjąłem, że nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi kuzyn z nikim nie rozmawia). Co zamierzasz, Nanatarze?




Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Zamożny cudzoziemiec jadący główną ulicą Lucatore w siodle wierzchowca musiał na siebie zwrócić oczywistą uwagę, toteż pielgrzymi i mieszkańcy miasta zgromadzeni licznie na lichym targowisku oraz w sąsiadujących z nim warsztatach rzemieślniczych jęli oglądać się za jeźdźcem niczym cielęta. Maszerująca wokół Dumasa eskorta jawnie dawała do zrozumienia, że Lucatore nawiedził ktoś znaczny i majętny, to zaś zrodziło falę narastających szeptów i pomruków.

Spora część gapiów ruszyła w ślad za skarbnikiem i jego świtą, gęstniejąc z każdym kolejnym kwartałem centralnej części Lucatore. Guido przez pewien czas usiłował ignorować wyczuwalne zainteresowanie tłuszczy, w pewnym jednak momencie nie zdołał się powstrzymać i zerknął przez ramię do tyłu.

Widok zmroził mu krew w żyłach, albowiem nienawykły do aż takiej adoracji szlachcic nie spodziewał się, że ujrzy za ogonem swego wierzchowca ciżbę idących jego śladem ciekawskich gapiów. Niektórzy z tych prostaków wprost dawali pokaz swego rażącego braku manier, wskazując na Dumasa rękami i rozprawiając na jego temat z ogromnym ożywieniem.

Bankier nie był zbyt biegły w purgaryjskiej mowie, w życiu codziennym w Montpellier wiedza tego rodzaju nie była mu specjalnie potrzebna. Teraz, wytężając rozpaczliwie słuch i rozmyślając gorączkowo nad usłyszanymi strzępami konwersacji, mógłby przysiąc, że rozumie jedynie najważniejszą część wypowiedzi miejscowych.

Z każdym kolejnym uderzeniem końskiego kopyta w bruk głosy tłuszczy stawały się wyraźniejsze, bardziej zuchwałe, bardziej odważne.

- Król Franki! To król Franki!

- Przyjaciel Neognostyka!

- Wielki pielgrzym, szlachetnej krwi!

- Pokłońcie się królowi Franki!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2020, 10:59   #243
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Lucatore, 1 lipca 2595

Czas zdawał się gubić, to zatrzymać w ponurym zaułku, w którym wieśniak sprzedawał kozie mleko, to porwany przez wiatr uciekał i znajdował dopiero na ulicy, gdzie wynalazca za kozim mlekiem zakupił lniany i konopny olej. Zaklinany przez zlęknione i podejrzliwe oczy, przez proste czynności miejscowych, Leon Thibaut stanął wreszcie przed domem olejów. Tu już trudno było pozostać anonimowym. Całą przestrzeń przed wielkim choć zaniedbanym domem zapełniali pielgrzymi na zaimprowizowanych posłaniach. Hamaki, zwykłe derki, a czasem wręcz uwieszone powały kokony, w których zwinięci na znak cierpienia w żałobie spoczywali wierni.

Szlachcica zdumiewała ta ofiarna wiara, oddanie idei, kiedy kroczył schodami do wrót domostwa.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 13:28   #244
 
Kargan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Dumas rzucił okiem za siebie tylko raz. Rozpływał się w duchu w podziękowaniach za przezorność i zabranie straży przybocznej. Spojrzał podenerwowany na sierżanta. Ten odpowiedział mu spokojnym, ale i skupionym spojrzeniem. Obaj wiedzieli, co się stanie, gdy tłum przestanie nagle być "przyjacielski".

Obdartus w końcu doprowadził ich do jakiegoś przybytku. Mnąc w rękach koszulinę i nie smiąc spojrzeć w górę, ostatecznie wskzał go ręką, coś mamrocząc pod nosem.

Z zewnątrz nic nie wskazywało na osiągnięcie oczekiwanego celu. Guido zmarszczył brwi i rzucił do przybocznego - Sierżancie, proszę sprawdzić wnętrze. Głupio by było dać się zabić. Dziedzic byłby niepocieszony.

Sierżant kiwnął głową i wydał szczekliwy rozkaz jednemu z chwilowych gwardzistów. Ten płynnie go wykonał niknąc na chwilę w ciemnym wnętrzu.

Dumas podświadomie oczekiwał jakichś krzyków, jęków, szczęku oręża. Widział już oczami wyobraźni, rozszarpujący jego piekne szaty tłum, który jednocześnie wdeptywał go w kurz drogi.

Najmita wyszedł po dłuższej chwili na światło dnia. W ręku trzymał...kwiaty.. naprawdę piekne, świeże kwiaty.

Dumas zsiadł i upewnił się że sierżant podąża wiernie tuż za nim. Ostatecznie się przełamał i wszedł do środka.

Zapach kwiatów, był wręcz odurzający. Dumas poczuł się tak, jak wtedy, gdy za młodu udało mu się wyrwać na otaczające rezydencję letnie ogrody. Taaak...wspaniałe wspomnienia. Z takim to własnie rozanielonym wyrazem twarzy rozejrzał się poszukując kogoś, kto mógłby wspomóc wykonanie jego zadania.
 
Kargan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 13:28   #245
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Kwiaciarnia. Kiedy pierwszy zachwyt Dumasowi przeszedł - a stało się to bardzo szybko - skarbnik musiał przyznać przed samym sobą, że asortyment kwietnego sanktuarium pozostawiał wiele do życzenia. Najpewniej było to elementem surowego wychowania anabaptystów, ale wyglądało na to, że miejscowi niewiele uwagi poświęcali upominkom wykonanym z roślin. W zagraconym wnętrzu sklepiku więcej było wyrabianych z drewna, trzciny czy kamienia ozdób oraz mebelków niż kwiatów, a te ostatnie też nie oszałamiały wyrafinowanym pięknem.

Właściciele kwiaciarni potrzebowali dłuższej chwili, aby zrozumieć, czego cudaczni goście od nich oczekiwali. Kiedy już pojęli, w czym rzecz, pokazali się z lepszej strony, bo mieli zręczne dłonie i kreatywne podejście do pracy. Upleciony przez nich wieniec, aczkolwiek podług standardów Montpellier ledwie spełniający podstawowe wymagania, był zapewne najpiękniejszym dziełem tego rodzaju dostępnym w Lucatore. Dumas postękiwał na jego widok, drapał się po głowie i wzdychał, ale koniec końców musiał przyznać, że niczego lepszego już nie wynajdzie.

Potem przyszło do zapłaty. Anabaptyści wytrzeszczali przez dłuższą chwilę oczy na wciskane im neolibijskie monety, zdecydowanie odmawiając ich przyjęcia. Guido nie wiedział, czy ów opór powodowany był nieznajomością takiej waluty, podejrzeniami fałszerstwa czy też może względami religijnymi. Papiery dłużne wzbudziły w tubylcach tak wielkie skonfundowanie, że Sanglier schował je czym prędzej do sakwy wyciągając z niej w zamian kilka niewielkich topazów. Te dla odmiany miejscowi przyjęli wielce skwapliwie, ku wielkiej uldze gotowego już wyrwać im z rąk wieniec bankiera.

- Sierżancie, proszę zadbać o bezpieczeństwo tego daru - oznajmił nieco pompatycznym tonem Guido wciskając wieniec w ręce Blancharda - Niechaj mu nawet listek z gałązki nie spadnie.

Rzut okiem za próg kwiaciarni nieco uspokoił nerwowego szlachcica. Ogromna większość śledzących go wcześniej gapiów zdążyła oddalić się w międzyczasie, najpewniej rozpędzona przez dostrzeganych tu i ówdzie strażników miejskich z paradnymi pikami w dłoniach. Nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi, Dumas dosiadł pilnowanego przez eskortę wierzchowca, obrócił zwierzę w uliczce zdecydowany powrócić jak najszybciej do domu pielgrzyma, nawet za cenę złośliwej tyrady dziedzica, któremu wieniec nie miał prawa się spodobać.

Sierżant Blanchard oraz trzej najemnicy Bartheza otoczyli jeźdźca, ruszyli szybkim krokiem starając się dotrzymać tempa jadącemu w siodle szlachcicowi. Dumas westchnął w duchu, poprawił przewieszoną przez ramię sakwę z walutą i klejnotami, uśmiechnął się koniec końców pod nosem dostrzegając w niesionym przez Sanga wieńcu kilka eleganckich kwietnych akcentów.

Donośny huk przeciął stężałe od nadmiaru gorąca powietrze uliczki niczym głowica młota uderzająca w kowadło kowala. Skamieniały w siodle Dumas potrzebował sekundy, by jego umysł pojął, czym mógł być ten dźwięk, kiedy jednak uderzenie serca potem ostry huk się powtórzył, Sanglier nie miał już najmniejszej wątpliwości, czym ów hałas był.

Wystrzały!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 13:56   #246
 
Kargan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Wystrzały!

Dumas myślał intensywnie. W najbliższej okolicy większośc broni palnej posiadała delegacja z Franki. Jeżeli doszło do strzelaniny, to wielce było prawdopodobne, że zamieszany był ktoś z delegacji. Ale czy była to sytuacja warta poświęcenia zyskanego z wielkim trudem i poświęceniem wieńca pogrzebowego? Co jeśli tłum, dotychczasowo przyjazny, nagle zmieni nastawienie? Bo strzelał ktoś z Franki? Niechybnie nie do innych delegatów, tylko do kogoś z lokalnych?

Tego było dla zwykłego bankiera za dużo. Cmoknął, poganiając wierzchowca.


Bardzo to kuszące, ale fixer to nie solo jeżeli odgłosy wystrzałów pokrywają się z trasą powrotną, to przy okazji sprawdzimy, jeśli nie, to wieniec wraca do obozu.


 
Kargan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 13:58   #247
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Nieco spłoszony hukiem wierzchowiec zatańczył pośrodku ulicy, prychnął donośnie, a potem ruszył w kierunku zachodniej bramy. Uczepiony łęku Guido Dumas upewnił się kilkakrotnie, że okryty czerwonym płaszczem sierżant i najemnicy Nathana Bartheza za nim biegną, chociaż jako piesi mieli mieli rzecz jasna ogromny kłopot, by za jeźdźcem nadążyć. Samo zwierzę, starannie dobrane w stajniach Lombardich w Bergamo, starało się omijać zarówno pierzchających na boki przechodniów jak i biegnących w przeciwną stronę strażników miejskich, bezskutecznie pokrzykujących na frankańskiego szlachcica.

Koń uspokoił się w pobliżu miejskiego targowiska, zwolnił tempo ucieczki przywracając szlachcicowi wrażenie kontroli nad zwierzęciem. Skarbnik odwrócił się w siodle, obserwowany przez mocno zaniepokojonych jego szarżą mieszkańców miasteczka. W tyle pośród mrowia ludzkich sylwetek Dumas dostrzegał czerwień płaszcza zbliżającego się Sanga, nie widział za to żadnego z najętych w Tulonie rzezimieszków, którzy z wyboru Alpejczyka tworzyli przyboczną straż delegacji.

Raptowne pojawienie się cudzoziemskiego jeźdźca przykuło uwagę zgromadzonych przy bramie Purgaryjczyków. Przerywając swe rozmowy i opuszczając kramy, ludzie jęli się zbliżać ostrożnym krokiem do pochrapującego niespokojnie wierzchowca i siedzącego w siodle Sangliera.


Kargan, jeśli ponaglisz zwierzę, zdążysz bez kłopotu wyjechać przez bramę na zewnątrz, prosto pod dom pielgrzyma. Możesz też wstrzymać konia, by zaczekać, aż sierżant Blanchard się do Ciebie zbliży, razem z miejscową tłuszczą. Co robisz?



Dom Olejów w Lucatore, 1 lipca 2595

Wokół Domu Olejów tłoczyło się mnóstwo ludzi, w środku zaś prawdopodobnie wcale nie było miejsca, o czym świadczył cichy gwar licznych głosów. Leon Thibaut widział wszędzie wokół siebie odzianych skromnie mieszczan ściskających w dłoniach gliniane dzbanki, jakieś woreczki i buteleczki. Ci, którzy wychodzili z przytułku niczego w rękach nie mieli, ale w zamian naznaczeni byli czymś, co wynalazcę zdjęło lodowatym dreszczem zalęknienia.

Na ich czołach lub policzkach nakreślone były toporne znaki, wszystkie w kształcie zbliżone do stylizowanego krzyża. Wszystkie będące rozmazaną na skórze świeżą krwią.

Sanglier przełknął ślinę, lecz chociaż poczuł ochotę jak najszybszego oddalenia się od tego dziwnego miejsca, przełamał obawy i wszedł do środka rozległej budowli.

Potrzebował krótkiej chwili, by jego oczy przywykły do panującego wewnątrz półmroku, rozświetlanego płomykami świec i olejnymi kagankami. A kiedy już dostrzegł większość detali, ponownie przełknął ślinę.

W Domu Olejów przebywali grześcijanie. Wielu grześcijan. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, wszyscy bez wyjątku odziani w łachmany i naznaczeni straszliwymi ranami po okrutnym samookaleczeniu. W powietrzu unosił się charakterystyczny odór krwi, lekko metaliczny, lekko mdlący. Pomrukujący słowa modlitw pielgrzymi i mieszczanie krążyli wokół siedzących na matach szaleńców, podsuwali im naczynia z wodą, zupą, kawałkami suchego chleba. Grześcijanie przyjmowali te dary ze stoickim spokojem, wydając się wręcz ignorować przybyszów, którzy dotykali z nabożnym szacunkiem ich krwawiących ran i ubrudzonymi tą krwią czubkami palców kreślili na twarzach święte dla siebie znaki.

Krew miała ogromne znaczenie w sekretnych obrzędach i ceremoniach Sanglierów. Prawdziwi władcy Monpellier otaczali ten życiodajny płyn boskim kultem, oddawali mu cześć pamiętni tego, że to właśnie w ich żyłach płynęła krew przyszłego króla Franki. Teraz jednak obserwujący prymitywne obrzędy anabaptystów Leon Thibaut nie potrafił się oprzeć dławiącemu gardło wrażeniu, że spogląda na obscenicznie przeinaczone rytuały trącące szokującym bluźnierstwem.

Ktoś popchnął stojącego przy progu szlachcica, przecisnął się obok niego zmierzając w stronę najbliższego z siedzących w kucki grześcijan. Frank uświadomił sobie z dreszczem zgrozy, że obłąkanym pokutnikiem był niewielki chłopiec, kołyszący się na macie z przerażająco pustym wzrokiem, nie zwracający najmniejszej uwagi na dotykające go lękliwie ręce.

W powietrzu prócz odoru krwi unosiły się również opary kadzideł o słodkim zapachu, przesiąknięte wonią ludzkiego potu oraz wyczuwalnego smrodu zaropiałych ran.


Czy Leon Thibaut chciałby pomruczeć modlitwy dołączając do tego dziwacznego i trochę przerażającego rytuału? Miejscowi wydają się przykładać do niego ogromne znaczenie, z pietyzmem rozsmarowując na skórze lepką krew świętych szaleńców.


 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 14:00   #248
 
Kargan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputacjęKargan ma wspaniałą reputację
Uliczki Lucatore, 1 lipca 2595

Dumas gnał jak szalony. Tak mu się przynajmniej wydawało. Trucht konia pozwolił jedynie pozbyć się bezpiecznej ochrony straży. Guido zauważył to poniewczasie. Na szczęście czerwony płaszczy wyróżniał się w tłumie i pozwolił szybko zlokalizować sierżanta. Po reszcie nie było śladu lub bankier nie potrafił ich wypatrzeć.

Brama była tak blisko, a za nią upragniona wolność i przestrzeń. Chyba po raz pierwszy w życiu Guido Dumas żałował, że przebywa w zamkniętych murach miasta. Czy co to tam było.

Ucieczka była bardzo kusząca - stał przecież kilka chwil od wrót.

Nie było przy nim sierżanta. Który właściwie, przez większość podróży stał przy jego boku. Nie miał ze sobą wieńca , po który odbyła się cała ta nieszczęsna wyprawa.
Dumas nie wiedział, czy wolał gniew szlachcica, rozszarpanie przez tłum, czy wyrzuty sumienia, że zostawił za sobą tego poczciwego wojaka.

Koń zadreptał nerwowo w miejscu, czując chyba rozterkę jeźdźca. A może otwartą przestrzeń po drugiej stronie murów. Guido jednak nie był w nastroju na uleganie kaprysom wierzchowca. Zawrócił konia i siląc się na spokój, ruszył na spotkanie swojej ochrony.


Ucieczka bez wieńca nie ma sensu. zbyt dużo komplikacji. Jeżeli sierżant jest sam, to spróbujemy wycofać się za bramę wraz z nim. Jeśli gdzieś tam wolniej biegną najmici, to w grupie.

W przypadku zagęszczenia tłumu Dumas będzie się zasłaniał "świętym wieńcem pogrzebowym królów Franki"


 
Kargan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 14:41   #249
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Dom Olejów w Lucatore, 1 lipca 2595

Słysząc wcześniej opowieści Dumasa i Bartheza, wynalazca wyobrażał sobie plugastwo tego miejsca, stłoczonych, brudnych i głodnych pielgrzymów, ale to co zastał przerosło jego najczarniejsze fantazje. Mógł określić widziany stan rzeczy jednym tylko słowem:ZGROZA. W niczym nie przypominało to dumnego wołania kapłanów jehemedann. Skoro jednak zdecydował się wejść winien był kontynuować swe posłannictwo.

Z trudem próbował utrzymać naczynia jak najdalej od ubrania, co raz był trącany i popychany, postanowił jak najszybciej pozbyć się darów jakie przyniósł umęczonym ludziom. Darów, zdał sobie sprawę, jakże skromnych. Postępując kilka kroków od wejścia, nachylił się na wzór miłosiernych nad grzesznikami i obdarował ich kozim mlekiem. Wybierał jednak takich których ropienie nie krwawiły i nie jadziły się. Słuchał uważnie co szepce tłum.

Powtarzał
- Zgrzeszyłeś pychą ciała, Pan ci wybaczy, pozostań marny. - Co za niedorzeczności? - myślał - Któż chce być marny? Miarą człowieka jest jego wielkość.

Wstał i osłaniając naczynie z olejem wolną ręką kierował się w głąb pomieszczenia, gdzie zdawało mu się, że widział w mroku zarysy kuchni. W istocie był tam kamienny piec i suszone zioła, ale to co wziął za zwisające u powały połacie dojrzewających mięs, tak lubiane w rodzinnym Montpelierr, okazał się siatkami w których w niewiarygodnie niewygodnych pozycjach pokutowali najgorliwsi grześcijanie. Patrząc na ich poranione, powykręcane ciała uczuł niemalże fizyczny ból.

Stało się jednak coś jeszcze, Leon Thibaut czuł, że ogarnia go magia, coś w co nigdy nie wierzył. Ci ludzie żyli tylko dzięki wierze i choć chora fascynacja upodobniała ich do wynaturzonych, to oddanie sprawie zwyciężało wycieńczenie i śmierć.

Oddał kamforę z olejem w ręce szarego cienia zajmującego się paleniskiem i wpatrzył w cierpiących szaleńców.

- Cierpcie w pokorze, a staniecie w szeregach armii pana i pić będziecie święte oleje z dłoni jego.

Mimo odbywania szalonej misji, Leon pamięta, że ma wrócić na pogrzeb.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2020, 15:10   #250
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Targowisko w Lucatore, 1 lipca 2595

Widząc czekającego w siodle szlachcica, sierżant Blanchard przyśpieszył kroku, dobiegł truchtem do jeźdźca. Powiewający czarnymi szarfami wieniec przyciskał obiema rękami kurczowo do piersi, przez co przewieszony przez ramię karabin obijał mu się boleśnie o udo, ale na zaciętej twarzy Sanga nie rysowały się żadne głębsze emocje. Dumas spojrzał na żołnierza z uznaniem, dostrzegając wielkie krople potu na jego czole i poruszającą się w szybkim rytmie pierś.

- Wasza miłość zechce jechać dalej, póki nikt nie zatarasował mu drogi - powiedział sierżant usiłując nie sapać przy tym zbyt głośno - Ludzie pana Bartheza sprawdzają, co to był za huk.

Sanglier odniósł niejasne wrażenie, że w głosie sierżanta skrywa się jakaś nie do końca życzliwa nuta, chociaż nie mógł rozsądzić z marszu, czy jej źródłem była złość na potencjalnych skrytobójców czy brak własnego konia.

Skarbnik obrzucił wzrokiem zbliżających się zewsząd Purgaryjczyków: pielgrzymów, mieszczan, wmieszanych pomiędzy nich uzbrojonych anabaptystów. Ci ostatni przyglądali się jeźdźcowi z wyjątkowo podejrzliwym zaciekawieniem, a ich oręż, zwłaszcza przerażające rozmiarami miecze, szczerze zniechęcał do zawarcia bliższej znajomości.


Blanchard doradza odwrót. Co teraz, tylko szybko?! Dumas spina konia i rusza galopem do hostelu czy oddala się z targowiska z godnością przynależną szlachcie Montpellier? Zostawia wieniec w rękach zaufanego Sanga czy mu go zabiera i odwozi? Inne pomysły? Aby podnieść poziom adrenaliny, co trzydzieści minut oczekiwania na odpowiedź będę zagęszczał krąg podejrzliwych siepaczy wokół Dumasa.

 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172