|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-10-2020, 21:40 | #1 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Bastion - przez ostępy Ostlandu, jesień Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; karczma “U Madeja” Czas: 2519.VIII.33 Agnestag (7/8); popołudnie Warunki: gwar karczmy, jasno, umiarkowanie na zewnątrz pogodnie, zimno, umi.wiatr Wszyscy Zbliżał się festyn. Tego nie dało się przegapić. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że nadchodzący dzień będzie odmienny nawet w skali roku niż zwykły Festag. W końcu jesienna równonoc była tylko raz w roku. Symboliczny i mistyczny koniec lata a początek jesieni. Po tym dniu kawałek po kawałku noc, ciemność i chłód będzie zdobywać coraz większą przewagę nad dniem, światłem i ciepłem. Będą jeszcze ciepłe dni, będą słoneczne ale coraz wyraźniej będzie też odczuwalna jesienna szaruga. I cały Stary Świat szykował się na ten jutrzejszy dzień by oddać hołd dobrym bogom. Pojednać się z nimi, zyskać sobie ich przychylność w nadchodzącej słocie oraz zimie jaka przyjdzie jeszcze później. Każdy więc szykował się na swój sposób. Gospodynie piekły ciasta i słodkości na jutrzejsze święta, sprzątano domy i zagrody, przystrajano je jesiennymi kwiatami, wstążkami i gałązkami. Ci bardziej pobożni wznosili modły i pościli aby naszykować ciało i ducha na jutrzejszy dzień święty. Znoszono też drwa na tradycyjne stosy ofiarne jakie miały zapłonąć jutro aby uczcić Rhyę Matkę Jesiennych Zbiorów. Na podgrodziu Lenkster i na samym zamku szykowano miejsce gdzie miały się odbyć tradycyjne procesje przekazania władzy nad światem. Czas Taala i Rhyi się kończył a zaczynał czas Ulryka. Wydawało się, że zwłaszcza na podgrodzie tłumy gęstnieją z każdą godziną. Zwłaszcza ostatniego dnia przybywali podróżni i ci z okolicy aby oddać cześć bogom, skorzystać z okazji do odwiedzin czy załatwienia interesów. Zjeżdżali się więc lokalni chłopi jak i cyrkowcy, pielgrzymi jak i kapłani, za dużymi i małymi sprawami. Cała pstrokacizna powoli spływała i osiadała w Lenkster, zwłaszcza na podgrodziu. Więc się robiło ludniej, ciaśniej, gwarniej i weselej. Zaczynała się ostatnia noc tego lata. Pogoda sprzyjała bo od rana była całkiem ładna, słoneczna pogoda. Chociaż już dość chłodna, dało się wyczuć oddech jesieni na karku. Wszystko wskazywało na to, że wynajęci przez wolfenburski ratusz śmiałkowie ruszą wkrótce dalej po Przekwitaniu. Dzień, dwa, tydzień po jesiennej równonocy. Gdy zbiorą odpowiednią ilość wskazówek gdzie powinni szukać drogi do zaginionej przed wiekami twierdzy. Ale na razie jak przystało na uczciwych i bogobojnych poddanych imperatora to zostało im święcić dzień święty jaki miał się zacząć jutro. Tym bardziej, że w dzień święty poza gospodami, burdelami i świątyniami to reszta i tak będzie zamknięta. Na razie mogli odpocząć, pomodlić się i przygotować by oddać cześć bogom w ręce których mieli w najbliższych tygodniach złożyć swój los śmiertelnych zmagając się z leśnymi i górskimi bezdrożami podczas coraz krótszych dni. Karl Na dziś już można było sobie dać spokój ze ślęczeniem nad papierzyskami. Nawet Stephan dał sobie już siana. A poniekąd ich grzecznie ale stanowczo wyproszono z biblioteki bo uczeni też musieli się przygotować do jutrzejszego święta. Dlatego jutro biblioteka jak i większość urzędów będzie zamknięto. Dzień święty w końcu. I niejako dlatego dzisiaj u Madeja wylądowali trochę wcześniej niż ostatnio i byli w komplecie. Wczoraj i dzisiaj przesiedzieli nad stołami w zamkowej bibliotece. Głównie Karl i Stephen bo reszta jako niepiśmienna nie była zbyt pomocna w takich poszukiwaniach. Za to życzliwość okazywali ludzie nauki którzy pracowali w tym miejscu jak tylko mogli okazywali swoją pomoc w tych poszukiwaniu dawno zaginionej wiedzy. Wydawało się, że Stephen jest w swoim żywiole w tej bibliotece i mógłby tu zostać na stałe. Tladin też znikał na całe dnie celebrując okazje ze spotkanymi tutaj khazadami. Nawet coś proponował, że mógłby zostać by założyć tutaj jakiś punkt kontaktowy tak w połowie drogi do Wolfenburga i gdzieś w górskie ostępy. Gdzie dokładnie był kiedyś ten bastion to nadal niezbyt dokładnie wiedzieli. Mapy nie okazały się zbyt pomocne. W większości na nich nie było żadnej górskiej twierdzy a te na których coś było to gdyby traktować je poważnie to ów górska twierdza wędrowałaby po całych górach. Raz była przy samej ostlandzkiej granicy, raz przy hochlandzkiej albo jeszcze przy Middelandzie. Ot, gdzie kartograf miał fantazję sobie walnąć ten zameczek to go tam sobie malował. O ile w ogóle zawracał sobie nim głowę by go malować bo przecież w tych pustych górach można było walnąć jakąś maszkarę albo mądrą sentencję a nie coś tak legendarnego jak górski zamek. Dużo bardziej obiecujące wydawały się ówczesne kroniki i latopisy. To jednak było bardzo żmudne zajęcie, trzeba było mieć iście mnisią cierpliwość. Do tego nie zawsze było oczywiste jakie wydarzenia i miejsca są opisywane na kartach historii. Niemniej przez ostatnie dwa dni obaj ze Stephenem zaczęli robić jakieś postępy. Może jeszcze parę dni ślęczenia nad starymi księgami, rozmów z bibliotekarzami którzy okazywali się bardzo pomocni w tłumaczeniu co jest co w tych opisach zdarzeń, miejsc i osób i coś się wyklaruje. To taki dzień rozrywki jak dzisiejszy wieczór i jutrzejsze święto nawet by się przydał zająć się czymś przyziemnym i dać oczom odpocząć. Właśnie siedzieli razem przy stole gdy okazało się, że do baru podszedł jakiś zbrojny legitymujący się listem żelaznym z wolfenburskiego ratusza. Zresztą może i ich szukał bo Madej wskazał właśnie na ich stół. Anthon Anthon nie miał większych kłopotów by dołączyć do tej części wyprawy jaka wyruszyła z Wolfenburga w czasie żniw. Co prawda w ratuszu nikt nie miał pojęcia jaką dokładnie trasę obrała wyprawa w góry ale wiedzieli, że zrezygnowali z opcji rzecznej i ruszyli traktem. Coś co Ostlandczycy nazywali tutaj traktem w Reiklandzie wołałoby o pomstę do nieba. Chyba między wioskowe drogi bywały lepiej utrzymane niż ten “trakt” co to wyglądał jakby po prostu wozy i reszta dotąd jeździły przez las aż się zrobiła błotnisa przesieka. Z prawdziwym traktem to zbyt wiele nie miało wspólnego. A zwłaszcza jak się robiła słotna pora roku to się robiło to uciążliwe. No ale jakoś podróżował. Pieszo, czasem ktoś go podrzucił kawałek ale głównie pieszo. Jak pieszo to wcale nie było łatwo iść przez te błoto zalegające na “trakcie” i ciężkiej kolczudze, pawęży, włóczni i całej reszcie ekwipunku który nie był jakoś specjalnie ciężki jak leżał w pokoju, karczmie czy na wozie ale jak go się dźwigało na grzbiecie to już było co dźwigać i zaczynało się robić nieprzyjemnie. Zostawała nadzieja, że jak w końcu dogoni swoich poprzedników to się załapie na wożenie tyłka dwukółką. Wiedział, że powinien kierować się na zachód, do Lenkster. Tam powinny być archiwa i tam w wolfenburskim ratuszu spodziewano się, że ruszy wyprawa śmiałków aby zasięgnąć jakichś informacji o owym Bastionie. Ostatnie dni podróżowało się o tyle pewniej, że jego poprzednicy zostawili po sobie wyraźny ślad żelaznego glejtu po gospodach w jakich żądają prawa gościny. No i gdy jeszcze sam okazywał podobny glejt robiło się to dość proste. Zbliżał się do nich gdy już wjeżdżał do Lenkster to tamci mieli może dwa czy trzy dni przewagi. A należało się spodziewać, że zbliżający się jesienny festyn zatrzyma ich co nieco. Gdy dzisiaj pod koniec dnia wszedł na to podgrodzie ujrzał ponurą bryłę potężnej twierdzy Lenkster. I mrowie takich jak on przybyszów co przybyli oddać cześć dobrym bogom, podziękować za dotychczasowe plony i poprosić o opiekę na zimowy sezon jaki symbolicznie zaczynał się po jutrzejszym dniu. Można powiedzieć, że dotarł do zamku w ostatniej chwili. W sam raz by spróbować znaleźć wolne miejsce dla siebie i jutro oddać cześć bogom jak należy. Koniec końców szukając swojego miejsca w życiu, przynajmniej w tym wycinku, trafił do Madeja. Przy okazji odkrył, że w okolicznych karczmach jego żelazny list respektują chociaż wrażenia on jakoś specjalnego nie robi. Zresztą jak na razie od wyruszenia z Wolfenburga jeszcze nie natrafił na karczmę gdzie by nie respektowali tego glejtu z ratusza. No a u Madeja właśnie jak pokazał ten glejt to karczmarz wskazał mu na jeden ze stołów obsadzonych przez pstrokate towarzystwo co niby też miało taki ratuszowy glejt.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
06-10-2020, 16:23 | #2 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 07-10-2020 o 13:51. |
13-10-2020, 09:02 | #3 |
Administrator Reputacja: 1 | Kiedyś zazwyczaj nadchodzi chwila, gdy człowiek zaczyna sobie myśleć, iż siedzenie przy stole, pod dachem, ma swoje zalety, ale do niczego konkretnego nie doprowadzi. I taka chwila nadeszła, gdy wszyscy się bawili z okazji nadchodzącego święta. - Ruszamy w góry dwa dni po zakończeniu święta - oznajmił siedzącym przy stole. - Do tego czasu możecie się bawić, byle byście stali mocno na nogach rankiem, gdy będziemy wyruszać. Decyzja różnie została przyjęta przez różne osoby. Jedni cieszyli się z paru dni, jakie jeszcze mieli spędzić na łonie cywilizacji, inni narzekali nieco na to, że już trzeba będzie wybrać się na łono natury. Nim jednak doszło do etapu ustalania dokładniejszych planów, do stołu dosiadł się niezbyt sympatyczny jegomość, który twierdził, iż jest kolejnym uczestnikiem wyprawy. I nawet miał na to papiery. |
13-10-2020, 10:13 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
18-10-2020, 13:41 | #5 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 03 - 2519.IX.02; południe Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; karczma “U Madeja” Czas: 2519.IX.01 Wellentag (1/8); południe Warunki: gwar karczmy, jasno, umiarkowanie na zewnątrz pogodnie, zimno, umi.wiatr Właściwie było już po festynie. I po lecie. Teraz był pierwszy dzień i pierwszy tydzień jesieni. Nawet pogodny chociaż chłodny. Zaczynał się Brauzeit. No właściwie to zaczął się wczoraj ale wczoraj był Festag, dzień boży, no i wszyscy traktowali to jeszcze jak drugi dzień festynu. Dopiero dzisiaj sytuacja wracała do normy, ludzie co się zjechali z bliższych i dalszych stron na ten festyn pakowali się i powoli odjeżdżali. Od rana więc panował ruch, słuchać było rżenie koni, turkot wozów i ludzkie pokrzykiwania gdy wóz za wozem i podróżny za podróżem przejeżdżali za oknami karczmy jaką wysłannicy wolfenburskiego ratusza obrali sobie za kwaterę. Przez te ostatnie dwa czy trzy dni dzisiaj też pierwszy raz spotkali się w tak pełnym składzie. Bo przez to świętowanie na pożegnanie lata to trudno było zebrać komplet. Zawsze kogoś brakowało. Zwykle dlatego, że był właśnie zajęty świętowaniem. Sam lub z kimś. - I wreszcie chyba coś mamy. - relacjonował podekscytowany Stephan. Spojrzał znacząco na Antohna z którym przepisywali notatki ze starego woluminu. Aż zgłodnieli więc zrobili sobie przerwę na obiad i wrócili do “Madeja”. No i przy okazji mogli podzielić się z towarzyszami swoimi odkryciami. A się z początku nie zanosiło. Gdy Antohn w końcu dogonił pierwszych wysłannikór z ratusza to tuż przed festynem. Potem był sam festyn no i Festag gdzie biblioteka jak i większość urzędów była zamknięta by poddanych imperatora kumulować w świątyniach ku uciesze kapłanów i na jarmakrach ku uciesze kupców. Więc było urzędowo zamknięte. Dopiero dzisiaj biblioteka otworzyła swoje podwoje i mogli tam się udać. Ale paskudna aparycja Anthona z początku na pewno nie ułatwiała sprawy. - A to kto? - zapytał zaskoczony bibliotekarz Stephana widząc co za bandycka gęba mu dzisiaj towarzyszy. Z samym Glaserem już się trochę zżył i przyzwyczaił nawet nawiązał komitywę jak to człowiek nauki z drugim człowiekiem nauki. Do tego z pasją badania historii i starych dziejów. Więc ktoś o gabarytach półorka i takiej aparycji zapewne słabo wpisywał się w wizerunek przeciętnego gościa biblioteki. - Ale tu nie można wchodzić. Trzeba mieć specjalne zezwolenie. Tu są książki i cenne dokumenty. Takie do czytania. - skryba mówił trochę nie wiadomo do którego z nich. Jakby sądził, że “oprych” trafił tu przypadkiem i sobie pójdzie jak się dowie, że to karczma czy urząd tylko same nudne książki. - Ale on jest z nami, ma papier. - Stephen szybko wyjaśnił to nieporozumienie i skinął Anthonowi by się wylegitymował. Skryba dokładniej niż zwykle czytał ten dokument wystawiony przez Herr Alstera z wolfenburskiego ratusza jakby miał nadzieję, że znajdzie tam coś co pozwoli mu podważyć wiarygodność dokumenty czy prawa do wejścia dla jego właściciela. Ale nie znalazł. Dokument był bez zarzutu. Więc ze zbolałą miną oddał mu ten papier i już jakby oczami wyobraźni widział te płonący stosy bezcennych ksiąg pozwolił im skorzystać z zasobów zapisanych dziejów. I od rana spędzali czas na przeglądaniu ksiąg. Stephan co już buszował tu któryś dzień z rzędu orientował się już dość dobrze co jest co. Pokazał co przejrzał, co zostało do przejrzenia, co wydało mu się obiecujące a co niekoniecznie. No i siedli i czytali te prehistorycznie dzieje sprzed paru wieków. Doczytali tam przy opisie wyprawy wojennej jednego z von Falkenhorstów, że ruszając na wyprawę przeciwko hochlandzkiej rejzie co się zapuściła na południowy Ostland wyruszał właśnie stąd z Lenkster. - I on sam wraz z armią jechał ze swojego zamku 2 tygodnie. Ale wiadomo, duża armia to wolniej podróżuje niż parę osób. Ale kurier podobno był w stanie pokonać tą trasę w 3 do 5 dni. Zależy jaka pogoda. Niestety nie pisze czy pieszy czy konny kurier. - Stephen zaczął tłumaczyć zawiłości dawnej kroniki. Z niej też wyglądało, że patrząc od strony Lenkster to początkowo trasa wiodła wzdłuż rzeki Lachtbeck. Właściwie to już na tej wysokości to była raczej rzeczka. Chociaż o typowo bystrym dla gór strumieniu. No i od Lenkster trzeba było jechać dzień lub dwa wzdłuż Lachtbeck. A potem odbić w prawo w jedną z dolin. Na szczycie wzniesienia powinna być stanica. Ta powinna być widoczna z daleka. A z jej szczytu ponoć widać było sam bastion. W pogodny dzień oczywiście. Kto wie, czy to nie była ta sama stanica o jakiej wspominała Davandrel w tej elfickiej legendzie o ich myśliwym co orki wystrzelał. I pocieszające było to, że co jak co ale strumień nawet kilka wieków później to chyba za bardzo nie mógł zmienić biegu. Więc gdyby pójść wzdłuż niego, dotrzeć do tej starej stanicy to by wiadomo było gdzie skręcić, w którą dolinę. No i dalej to już nie było pewne no ale jak to po całości od Lenkster do bastionu miało być parę dni to możliwe, że obecnie także. Tylko problem był taki, że przynajmniej ten skryba z biblioteki jak go zapytali przed wyjściem to o żadnej drodze w głąb gór wzdłuż Lachtbeck nie słyszał. Chociaż no to jeszcze wiele nie znaczyło. Sam Lachtbeck przepływał obok zamku stanowiąc namacalny dowód, że chociaż część tych starych zapisków musi być prawdziwa. Z drugiej strony wytwory ludzkiej cywilizacji jak drogi, zamki i stanice nie musiały być tak trwałe jak góry i strumienie. Obaj relacjonowali jeszcze chwilę ta, że wyglądało to na rzecz wartą świeczki. Gdy obok ich stołu przeszła Jana na chwilę dekoncentrując Karla. W końcu we dwójkę udało im się spędzić całkiem udaną część ostatnich dwóch świątecznych dni. I chyba oboje sobie to chwalili wzajemne towarzystwo. Wcześniej nie bardzo interesowali się dniem jutrzejszym który właściwie zaczął się dzisiaj. To obecny status pary kochanków wydawał się stać pod znakiem zapytania. Jana przeszła obok stołu idąc do szynkwasu ale przechodząc posłała Karlowi przyjemny uśmiech. Z ewentualnymi ochotnikami do zwerbowania na dalszy etap wyprawy nie było tak źle. Festyn ściągnął całą gamę różnorodnych typów ludzkich a czasem i nieludzkich, różnej profesji i talentów. Wszyscy przyjechali oddać cześć dobrym bogom, zapewnić sobie dobroć bogów w nadchodzacej jesieni a przy okazji spotkać się, pogadać, odwiedzić znajomych, załatwić interesy, coś kupić, coś sprzedać czy właśnie znaleźć jakąś robotę. Nic tylko wybrać kogoś i się spróbować dogadać. Zaraz potem drzwi wejściowe do karczmy otwarły się i weszła przez nie trójka zbulwersowanych gości. Hałaśliwie podeszli do szynkwasu coś ze sobą rozmawiając dosć głośno jakby byli oburzeni na coś czy na kogoś. Madej podszedł do nich zapewne chcąc zapytać co zamawiają albo o co chodzi. Trzej mężczyźni mówili na tyle głośno, że niektóre słowa dało się usłyszeć. Jak “czarny cmentarz”, “bluźnierstwo”, “kara boska”, “rozkopany”, “kradzież” i to widocznie ich tak bulwersowało. Już wczoraj tam i tu dało się słyszeć, że na czarnym cmentarzu coś się stało. Coś złego. Ale jeszcze nie bardzo było wiadomo co. A miejscowi nazywali czarnym cmentarzem ten stary już raczej nieużywany cmentarz w okolicy. I wszystko wskazywało, że to właśnie ten na którym miano czerpać ten specyficzny czarny marmur z bastionu, okolic bastionu czy z kamieniołomu w górach należącym kiedyś do von Falkenhorstów. Ale przez ostatnie dni nikt z ratuszowych wysłanników nie miał głowy, czasu ani ochoty się tam pofatygować bo to ponoć było trochę za Lenkster a bliżej mieli ciekawsze rzeczy do świętowania.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
20-10-2020, 19:38 | #6 |
Reputacja: 1 |
|
24-10-2020, 19:52 | #7 |
Administrator Reputacja: 1 | Festyn, festyn i po festynie... Karl nie tylko przyjemnościom się oddawał, bowiem wieść o tym, iż Tladin chwilowo odstępuje od poszukiwań spowodowała, iż zajął się poszukiwaniem chętnych, którzy co prawda nie mogli zastąpić walecznego krasnoluda, ale mogły wesprzeć poszukiwaczy swymi umiejętnościami - nie tylko bojowymi. I nie da się ukryć - poszczęściło mu się. Udało mu się zatrudnić na parę tygodni Allif - leśną elfkę, tropicielkę i łuczniczkę. Do Manfreda i Igora dołączył Alex, który to wojak dość sprawnie władał toporem, a że na wsi się urodził, to i zwierzętami potrafił się zająć i powozić dość sprawnie. Największą 'zdobyczą' była jednak Jana. Największą, bo podwójną, bowiem nie dość, że razem spędzili kilka bardzo miłych chwil, to jeszcze dziewczyna w końcu zdecydowała się ruszyć wraz z nim i pozostałymi członkami drużyny na poszukiwanie Bastionu. Czy podjęła tę decyzję dla pięknych oczu Karla, czy dla chęci przeżycia wielkiej przygody, czy może chciała na jakiś czas zniknąć światu z oczu - tego Karl nie wiedział i zbytnio w to nie wnikał. Nie tylko z powodu wspomnianych wcześniej razem spędzanych chwil (które Karl miał nadzieję jeszcze powtórzyć, i to nie raz). Jana była medyczką. Początkującą co prawda, ale i tak stanowiła na takiej wyprawie prawdziwy skarb. * * * Ranek nadszedł a z nim konieczność spakowania wszystkim manatków, zabrania zapasów i wyruszenia w drogę, póki zapał do końca nie wygasł w niektórych poszukiwaczach. Wieści o "czarnym cmentarzu" Karla niezbyt wzruszyły. Nawet jeśli marmur wożono z okolic Bastionu, to i tak nie można było się spodziewać, że na jakimś nagrobku była wyryta mapa okolic, z zaznaczoną twierdzą Falkenhorstów. - Cokolwiek tam się stało - powiedział - to zajęcie dla tutejszych wojaków i kapłanów - powiedział. - Proponowałbym zaraz ruszyć w drogę... i odszukać to, co pozostało z dawnego traktu. Nie sądził, by ktoś z miejscowych miał zamiar ich akurat zatrudnić do odszukania tych, co zbezcześcili stary, nieużywany cmentarz. |
25-10-2020, 08:06 | #8 |
Reputacja: 1 |
|
26-10-2020, 12:01 | #9 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 03 - 2519.IX.02; południe Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; wnętrze zamku; biuro administracji Czas: 2519.IX.02 Wellentag (1/8); popołudnie Warunki: cisza, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, umi.wiatr Anthon Wewnątrz było zdecydowanie przyjemniej niż na zewnątrz. Co prawda po południu się rozpogodziło i dzień był chłodny ale nie zimny. Więc jak się ktoś porządnie ubrał to nawet było całkiem sympatycznie. No ale wewnątrz, zwłaszcza w komnacie gdzie wesoło trzaskał kominek i tak było przyjemniej. No a Anthon trafił właśnie do tego biura. W końcu to był zamek a nie miasto czyli garnizon wojskowy i panowały rządy wojska. Glejt z listu żelaznego przepuścił go przez bramę a pytając tam i tu skierowano go właśnie do budowli z szarych kamieni gdzie mieściło się biuro administracji. No i teraz był wewnątrz tej komnaty przed urzędnikiem z grubym łańcuchem na piersi, odznaką władzy jaką tu sprawuje. Obok jego biurka stał jego sekretarz co zapowiedział i wprowadził gościa. - Nagroda? - podniósł wzrok znad listu żelaznego jakim legitymował się gość. Okazywał brak przesadnego zaufania jak większość porządnych obywateli okazywało komuś z taką aparycją. Jakby wygląd tego podejrzanego osobnika kompletnie nie pasował mu do tego co jakiś jego kolega po fachu napisał w Wolfenburgu. - Jak schwytasz sprawców tego bezbożnego czynu to będzie nagroda. Ale nie wcześniej. - odparł w końcu gdy przetrawił tą sytuację. Położył glejt Anthona na biurko i przesunął po nim w jego stronę by mógł go zabrać. - Jak odzyskasz zrabowane nagrobki by można je było wrócić na miejsce to też coś z tego będziesz miał. - dodał jakby mimo wszystko chyba nie wierzył w intencje albo możliwości tego oprycha jaki stał przed jego biurkiem. - Czekamy aż wróci nasz śledczy. By zbadać tą sprawę. - powiedział na koniec ledwo ukrywając swoją niechęć i brak zaufania do gościa. A widocznie przeciwnie było z tym śledczym na jakiego czekał. Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; podgrodzie; karczma “U Madeja Czas: 2519.IX.02 Wellentag (1/8); popołudnie Warunki: cisza, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, chłodno, umi.wiatr Karl No to ten nowy postanowił sprawdzić co w trawie piszczy i poszedł do zamku nie zawracając sobie głowy gadaniem z tutejszymi bucami. Nie wiadomo było z czym i kiedy wróci. Za oknem zaś się rozpogodziło. Zrobiło się całkiem przyjemnie. Ale jesienne dni były już wyraźnie krótsze niż letnie albo choćby gdy wyjeżdżali z Wolfenburga. Niewiele już zostało z tego dnia. Najpierw pół dnia w bibliotece teraz czekanie na powrót Anthona. Nawet jakby wrócił za chwilę to do zmroku zostało może 4 dzwony. Wiele by nie ujechali przez ten czas. Chociaż jakby się stąd ruszyli to już od rana by mieli kawałek dalej. Na razie dała o sobie znać Jana która wróciła od szynkwasu sadowiąc się przy stole obok Karla. - Słyszałeś o tym cmentarzu? Straszne. Do czego to doszło? - pokręciła głową na znak, że to w tej głowie się nie mieści jak ktoś mógł zbezcześcić ogrody Morra. Wydawało się, że to teren neutralny bo wszyscy w końcu tam trafią. Każdy miał jakichś zmarłych na jakimś cmentarzu. A i poza grobami bogaczy raczej nie chowano zmarłych z czymś wartym kradzieży. Zwłaszcza jak ceną było powszechne potępienie u pobratymców, kary z urzędu w razie złapania no i klątwa samych kapłanów Morra. A i taki niegodziwiec też na samym końcu musiał trafić przed oblicze Morra.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
01-11-2020, 09:50 | #10 |
Administrator Reputacja: 1 | Nowi uczestnicy wyprawy, nowe kłopoty i opóźnienia... W tym przypadku odrobinę winy można było zwalić na Anthona, który zainteresował się zajściem na cmentarzu. Co prawda gdyby się okazało, że skórka jest warta wyprawki, to warto by było wybrać się na cmentarz i poszukać sprawców, ale wyglądało na to, iż wszystko zajęłoby mnóstwo czasu, co kosztowałoby dzień lub więcej straty. A jesień szła, pogoda z pewnością miała się pogorszyć, a w górach z pewnością będzie jeszcze gorzej. - Świat staje się coraz gorszy - odpowiedział na słowa Jany. Podsunął dziewczynie kufel z piwem. - Nie rozumiem, po co ktoś miałby kraść nagrobki. To jakiś nietypowy złodziej. - Ale nie będziemy się tym zajmować - dodał. - Nikt nas o to nie prosi. Czeka na nas Bastion. Ruszamy jutro rano. |