Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2024, 08:38   #171
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
-Jak głupcy weszliśmy w pułapkę, której się spodziewaliśmy. - pomyślał Tobias wypuszczając strzałę która utkwiła w tarczy zwierzoczłeka o koziej głowie. Biegł z kilkoma podobnymi mu stworzeniami wprost na Zwiadowcę i jego dwóch towarzyszy. Liczebnie ich przewyższali, nadrabiali tym i dzikością szkolenie i dyscyplinę ludzkich oddziałów. Byli zbyt blisko by próbować strzelać ponownie a ucieczka nie wchodziła w grę. Tobias wiedział że są w beznadziejnej pozycji, dodatkowo mając gdzieś za plecami kozionogich łuczników, którzy ostrzeliwali Stefana i jego towarzyszy. Ci spuścili psy i podążyli za nimi by zaatakować te stwory które zaatakowały Tobiasa, Johana i Karla. To zmieniło znacznie sytuację bowiem zwierzoludzie to dostrzegli i zamiast pewnej szarży na trzech zwiadowców przyjęli pozycje obronne, osłaniając się od strony drogi. -Na nich! - krzyknął do towarzyszy Tobias wyciągając miecz i rzucając się na przeciwników.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-04-2024, 18:16   #172
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Ogary były już o krok od rzucenia się do gardeł ludzi. Elfy jednak stały tuż za swoimi kompanami, także również byli narażeni na błyskawiczny atak. Dzięki temu, że oboje szpiczastouszy potrafili błyskawicznie przeładować łuk, zdążyli oddać szybki strzał i odrzucić łuk w momencie gdy ogary już zwarły się z Thomasem i Jurgenem. Dwójka z przodu odrzuciła już wcześniej swoją broń długodystansową i w ostatniej chwili dobyli własną broń długą. Myśliwi nie byli najlepsi w unikaniu ciosów, także od razu przeszli do ataku. Ucieczka nie wchodziła w drogę, więc zdecydowali, że najlepszą obroną jest atak. Jurgen od razu ruszył w stronę pierwszej grupy przerośniętych psów, natomiast Thomas rzucił się dziko na drugą grupę krzycząc ile sił w gardle - ZA SIGMARA!!!.

Sytuacja była na tyle dynamiczna, że początkowo ciężko było stwierdzić czy jakiś zwierz nie pobiegł za którymś drzewem i nie skoczył już na jednego z elfów, nawet nie było pewności czy ostatnie dwie strzały gdziekolwiek trafiły. Znaczy gdziekolwiek na pewno, ale czy wróg miał na tyle "szczęścia", że to miejsce okazało się ciałem któregoś z ogarów. Łuki zostały odrzucone, ale zarówno Duivel jak i Lindara nie zdołali jeszcze dobyć swoich broni do walki w zwarciu...
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-04-2024, 13:10   #173
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2521.05.04; bkt; popołudnie

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; południe - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, zachmurzenie, łag.wiatr; ziąb (0)



Duivel



Duivel ze swoją trójką zwiadowców mieli czas strzelić raz czy dwa. A przy tak krótkiej odległości, te ogary jakie wcześniej dojrzeli za przygotowaną zasieką już pędziły na nich. Błyskawicznie pokonały odległość i do łuczników dotarało, że już na strzelanie nie ma czasu ani miejsca. Trzeba albo walczyć albo uciekać. Zacheceni okrzykiem elfa odrzucili swoje łuki i dobyli oręża. Przyjęli na siebie szarzę z pół tuzina rozpędzonych ogarów. Te wbiły się w nich z impetu i miały przewagę liczebną. Wśród korzeni i pni drzew, krzaków i mizernej trawy rozgorzała chaotyczna walka. Za mało ich było aby utworzyć jakiś jednolity front zwłaszcza przy przeważającym liczebnie przeciwniku. Więc tak naprawdę każdy ze zwiadowców musiał radzić sobie sam. Ale to na Tomasa i Jurgena spadła główna furia tego ataku. Duet elfów mógł wykorzystać to i walczyć z tymi ogarami co już nie znalazły miejsca wokół tych dwóch ludzi więc było im łatwiej.

Z początku szło im całkiem dobrze. Odparli pierwszy impet ataku i zaczęła się regularna wymiana ciosów pomiędzy stalą a zaślinionymi szczękami, między wyszkoleniem szermierczym a pierwotnym instynktem zabijania. Problem był w tym, że wszyscy w ich zwiadowczej czwórce raczej byli strzelcami niż szermierzami. Początkowo żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Ani czworonogi nie dały rady wyrwać komuś ochłap krwawego mięsa ani dwunogi nie mogły trafić w te ruchliwe, kudłate cielska. Nie trwało to jednak długo. Któryś z mężczyzn krzyknął boleśnie gdy w końcu osaczony przez ogary uległ natłokowi ich ciosów. Zaraz potem krzyknęła Lindara. Chociaż ogarze szczęki tylko ją drasnęły w nogę. Za to Duivielowi udało się chociaż raz trafić kudłatego przeciwnika. Wspólnym wysiłkiem udało im się powalić tego postrzelonego wcześniej strzałą. Ale to nie był koniec walki.

Ta okazała się być bardzo wyrównana. Padł kolejny ogar a kolejny został tak ciężko ranny, że stracił ochotę do walki. Odwrócił się i dał dyla w leśny gąszcz. Jednak i dwunodzy ponosili straty. Jeden z myśliwych padł, drugi był poważnie ranny, kuzynka Duivela też oberwała po raz kolejny. A wciąż przeciwko sobie mieli jeszcze z połowę bojowych ogarów. Wkrótce padł drugi od Kolesnikowa. Duet elfów został sam zmagając się z trójką ogarów. Walka wciąż wydawała się wyrównana i wydawało się, że lada chwila jedna ze stron przeważy szalę na swoją korzyść. Ten przełom jednak nie nadchodził. Dopiero jakieś zamieszanie od strony drogi i drugiej flanki sprawiło, że trzy ostatnie ogary odskoczyły o krok aby się rozejrzeć czy posłuchać. I zaraz potem dały dyla w las. Lindara odetchnęła ciężko z ulgą i bez skrupułów oparła się wolną dłonią o pień najbliższego drzewa. Widać było, że ma zakrwawione i poszarpane ubranie więc musiała mocno oberwać.



Stefan i Tobias



Z początku wyglądało, że żadnej ze stron jej pierwotny zamiar nie wyszedł ale też udało się nieco zaskoczyć tą drugą. Ungory jacy wybiegli zza zasieki runęli wprost na nasłuchujących zwiadowców Tobiasa. Dostali od nich strzały ale te nie uczyniły im widocznej krzywdy. Za to w międzyczasie już biegli tak aby ich odciąć od drogi i reszty imperialnych oddziałów. Ale gdy w sukurs łucznikom nadbiegła trójka włóczników Stefana posłana tam w dodatku przez jego imiennika i wsparta jeszcze trzema własnymi psami to w ostatniej chwili zmieniło to kalkulacje kopytnych. Zamiast uderzyć na osamotnionych strzelców pobiegli prosto ku nadbiegającym włócznikom. Obie grupy starły się ze sobą frontalnie. Ale prawie jednocześnie Tobias zdecydował się odrzucić łuki i zaatakować plecy ungorów jacy właśnie zwarli się z grupą Jeagera. Tyle, że znów kopytni wykorzystali swoją przewagę liczebną i zamiast nią oflankować grupę Stefana wystawili dwóch swoich w roli tylnej straży. Właśnie na nich wbiegł Tobias, Karl i Johan. W efekcie jedna z grup rogaczy została wzięta w kleszcze między ludźmi Stefana i Tobiasa. Ale nie na tyle aby którejś pokazać plecy. A tuż obok trójka myśliwskich psów zmagała się z podobną grupą ungorskich tarczowników. Gdzieś na pograniczu postrzegania słychać było okrzyki myśliwych i ungorskich strzelców ale byli zbyt zajęci bezpośrednią walką aby rejestrować co tam się dzieje.

Dla Stefana walka była dość prosta. Szybko zorientował się, że przewyższa swojego dzikiego przeciwnika technicznie. I po mistrzowsku wykorzystuje swoją tarczę. A i miał przewagę zasięgu włóczni przeciwko toporowi. W pojedynku zapewne by z nim wygrał. Ale to nie był pojedynek. Walczyli w grupie przeciwko wrogiej grupie. A w grupie to poziom był już bardziej wyrównany. Tamci też mieli tarcze tak samo jak ostlandcy włócznicy. Zaś dla obu Wieslerów to już nie była taka łatwizna jak dla ich lidera. Stefan co jakiś czas trafiał swojego przeciwnika ale nie na tyle mocno aby go to wyłączyło z walki. Dobrze, że Tobias ze swoimi ludźmi wziął dwóch czy trzech dodatkowych zwierzoludzi na siebie bo inaczej mogliby ich oflankować dzięki przewadze liczebnej. Podobnie z drugiej strony Azur z dwoma psami myśliwych pełnił podobną rolę blokując ich flankę przed drugą grupą ungorów.

Jeden z Wieslerów oberwał. A potem znowu. Wciąż jednak trzymał swoją pozycję. W zamian udało im się usiec jednego a potem drugiego ungorskiego tarczownika. Został jeden przeciwko im trzem. No i tych dwóch co byli za nim, plecami do włóczników ale frontem do strzelców. Tyle, że aby się do nich dostać trzeba było powalić tego jednego. A ten się nie dawał. Twardo bronił się pomimo zalewu ciosów. Gdzieś obok co jakiś czas słychać było skomlenie ale nie było czasu się tam oglądać.

W pewnym momencie ich psy pękły. Było tylko widać kątem oka jak śmignął gdzieś w bok czworonożny kształt skomląc z boleści albo strachu. A to wykorzystała czwórka tarczowników drugiego stada jaka runęła na flankę Stefana i Wieslerów już czując zwycięstwo w powietrzu. Poszarpana bronią dzikich trójka włóczników zachwiała się pod tym naporem. Wróg zdobył nad nimi przewagę liczebną i zaatakował ich z flanki. Ci jednak mu się dalej odgryzali. Któryś z Wieslerów znów oberwał. Wydawało się, że zaraz ich zmiotą. Gdy niespodziewanie czterech ungorów zamiast ich dobić zawyło coś ze strachu, odwróciło się i zaczęło uciekać w głąb lasu. Stefan z Wieslerami znów mieli przeciwko sobie tego jednego, już mocno zranionego ungora z jakim walczyli od początu. Ten wzięty w kleszcze między nich a zwiadowców Tobiasa nie mógł pójść w ślady swoich dzikich pobraytmców i musiał walczyć do końca. Gdzieś za sobą Stefan usłyszał tętet kopyt o nowe, ludzkie okrzyki. Zaraz potem przejechało za nim paru jeźdźców ścigając uciekającą czwórkę ungorów. Wreszcie ten ostatni ungor padł pod ich ciosami. Przez chwilę widzieli jeszcze plecy tego co walczył z Tobiasem ale i ten został przeszyty ich ostrzami. Jak się rozejrzeli widzieli pobojowisko. Kilka nieruchomych ciał ungorów, dwa psy, jeden z Wieslerów. Plecy konnych łocwóc czarownic jacy podzielili się na dwie grupki i każda ścigała zmykających napastników.

Tobias też to widział. Obok niego stał jeden z jego towarzyszy. Drugi leżał ze dwa kroki dalej i nie było wiadomo czy jeszcze dycha. Rzucili się we trzech na plecy tych z jakimi starła się grupka Stefana. Ale ci w ostatniej chwili zasłonili swoje plecy dwoma tarczownikami. A te tarcze to jednak stanowiły dla nacierających całkiem skuteczną przeszkodę. I Tobias i jego dwaj koledzy mieli tylko swoje topory i miecze więc wiele z ich ciosów trafiało w te tarcze. Za to ungory potrafiły się całkiem skutecznie odgryźć. Sam Tobias z początku to poczuł na własnej skórze. Ledwo sieknął przeciwnika a jego broń przeszyła powietrze. Spudłował. Za to ungor chlasnął go na odlew w rękaw. Zabolało! Ale w walce to nie była poważna rana. Chwilę potem znów wydawało mu się, że sięgnie leśnego rogacza gdy sytuacja powtórzyła się. Tylko tym razem maczuga tamtego otarła się o jego wzmocniony kubrak zostawiając na nim rysy ale na szczęście nie przebijając go. Któryś z myśliwych padł w tym zwarciu więc zrobiło się dwóch na dwóch. Ale łucznicy nie mieli tarcz co dawało dzikusom przewagę. Bo Tobias czuł, że poziom mają dość wyrównany tylko wiele z ich ataków trafiało właśnie na te tarcze. A sami nie mieli się czym zasłonić. Więc wkrótce i drugi z myśliwych krzyknął boleśnie gdy oberwał od swojego przeciwnika.

W pewnym momencie zrobiło się groźnie. Ich psy albo padły albo zwiały a czwórka przeciwników jakich dotąd blokowały zwaliła się na walczącą trójkę Stefana. Wydawało się, że to przełom i to nie na korzyść imperialnych. Ale za tym wszystkim Tobias dojrzał pędzącą drogą kawalerię. To ci łowcy czarownic! Rogacze też musieli ich dostrzec bo ci co mieli już domknąć okrążenie nagle dali dyla. I znów szanse się wyrównały. Zaraz potem trójka jeźdźców przejechała o parę kroków za plecami walczących włóczników ścigając uciekających tarczowników. Druga trójka pojechała w bok, szarżując na wciąż strzelających ungorskich łuczników. Ci nie mieli ochoty na takie starcie więc też dali dyla. Zaś obie grupki piechociarzy zdołały dorżnąć resztki otoczonych tarczowników. Tobias przebił ostatniego mieczem i nagle okazało się, że kilka kroków przed sobą widzi równie zdyszanych, brudnych i zakrwawionych włóczników.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-04-2024, 20:03   #174
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Duivel oczami wyobraźni zdołał wystrzelić strzałę, odrzucić broń i unikać bojowych psów... to jednak była tylko chwilowa wizja, gdy zobaczył jak szybko ogary zmierzają w ich stronę, pozostało tylko odrzucić broń i szykować się do walki. Ludzie dzielnie stanęli z przodu przyjmując pierwszą szarżę, jednak bestie przeważały ich liczebnie i dorwały się też do elfów. W ferworze walki ciężko było wyłapać co się dzieje, ale w końcu resztka psów uciekła.
Duivel w końcu mógł zobaczyć co się dzieje z jego kompanami. Niestety dwójka ludzi leżała na ziemi bez ruchu, mocno zakrwawiona, Lindara stała dzielnie na nogach, jednak czerwone plamy dawały znać, że mocno ucierpiała, zaś Mundo-Naru oprócz brudu i lekkich zadrapań, znów wyszedł cało z potyczki.
- Sprawdź co z nimi, nie wyglądają dobrze... - Lindara jako pierwsza doszła do siebie i odezwała się do kuzyna.
Łowca, posłuchał się i momentalnie ruszył do Jurgena i Thomasa. Sprawdził puls, ewentualny oddech. Mała praktyka w sztuce leczenia dała mu pewność. Obaj nie żyli. Elf był świadom poważnych ran jakie otrzymała Lindara, więc zamknął powieki ludziom i podszedł do kuzynki aby ją opatrzeć. Ta już kucała przy pniu i ciężko oddychała.
Duivel rozejrzał się i spostrzegł, że inkwizytorzy ruszyli za pomiotami chaosu. Pewnie dlatego te kundle uciekły w trakcie walki. Kolesnikov stał jednak dalej w miejscu, więc elf krzyknął do niego
- Ej, STEFAN!! Dwóch nie żyje! Lindara mocno oberwała!! Daj mi kogoś do pomocy i z bandażami!! Jakie rozkazy?!?! - krzyczał głośno i chodź wiedział, że to przełożony, to swoje rządania wyartykuował w dość mocnym tonie. Był mocno zawiedziony jego zdolnościami taktycznymi. W sumie to żałował, że nie było z nimi Petry, a tym bardziej Renate, która to sprawiała wrażenie godnej zaufania i decyzyjnej. Nie był to jednak czas na rozważania. Zaczął opatrywać swoją kuzynkę w oczekiwaniu na rozkazy i pomoc.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 04:59   #175
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
Tobias ciężko oddychał, rana piekła ale było to tylko draśnięcie. Ciemnoczerwona posoka ściekała po stali kiedy wyciągał miecz z ciała zwierzoczłeka, musiał przy tym przytrzymać nogą ciało bestii chaosu, a jej mętniejący wzrok patrzył na zwiadowcę z wyrzutem. Nie było w nim już wściekłości i szału, tylko ból i zdziwienie. Ludzie wokół krzyczeli jedni na drugich, biegli do siebie, wszędzie było pełno krwi żołnierzy i ich wrogów. Po chwili Tobias oprzytomniał, wychodząc z szału bitwy i zaczął rozglądać się wokół. Karl stał nieopodal trzymając się za podbrzusze, skąd ściekała mu krew. Milczał kiedy myśliwy do niego podchodził, milczał z bólu, zaciskając zęby.
- Tutaj. Żołnierz potrzebuje pomocy! wykrzyczał Tobias odwracając się do ludzi na trakcie. I wtedy zobaczył Johana leżącego twarzą do ziemi. Doskoczył do niego i ostrożnie przewrócił go na plecy. Oczy były bez życia, szeroko otwarte, z ust płynęła wciąż krew. Poniżej Tobias dostrzegł pękniętą włócznie wystającą tuż poniżej klatki piersiowej mężczyzny. Śmierć przyszła po niego szybko, nie czuł bólu długo, za co podziękował w myślach Bogom. Zamknął Johanowi oczy i poświęcił chwilę na modlitwę do Taala i Mora.
Słyszał jak ktoś podbiega do Johana, klnie szpetnie i się nim zajmuje. -Zrobimy co możemy żołnierzu, wszystko będzie dobrze..- usłyszał ale w głosie było słyszalne zwątpienie.
Wstał i rozejrzał się po bojowisku. Stracili kilku ludzi, kilku było poważnie rannych i Tobias zastanawiał się czy można było tego uniknąć. Oczywiście że można, Zwiadowca po raz kolejny przeklinał dowództwo za błędy, niekompetencje, przeklinał też siebie, wszak nie pierwszy raz stykał się ze zwierzoludźmi i powinien był to przewidzieć. Czy dalsza podróż do miasta miała sens? Wiedzieli już że po drodze czeka na nich wróg, niewiadomą tylko jest w jakiej liczbie. A siły zwiadowców malały, czy wystarczy by dotrzeć do Wendorfu? A jeśli tak, to czy będzie komu wrócić i przekazać wieści. Wściekł się na siebie za czarnowidztwo, ale nie dostrzegał w tym momencie jasnych punktów w zastałej sytuacji.
I wtedy wrócili konni Łowcy Czarownic, i Tobias przeklął po raz kolejny.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 06:12   #176
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Jeager zwolnił swój bieg aby Wiselowie wyrównali z nim szyk zanim starli się z pomiotami chaosu.
-KREW I ŚMIERĆ! -zawyli razem zderzając się z przeklętym wrogiem.
Przeciwnik Stefana atakował go z niezwykłą wściekłością często nie zwracając uwagi na własne bezpieczeństwo co dało Ostlandczykowi kilka okazji do szybkich kontr w których zadawał mu kolejne rany, niestety Jeager nie skorzystał z kilku naprawdę dobrych momentów które pewnie zakończyłyby się ciosem w gardło albo serce i skończyły walkę z ohydną rogata kreaturą ponieważ musiał blokować ciosy które w tym czasie spadały na Albrechta, rana z wcześniejszej potyczki ewidentnie nadal dokuczała starszemu Wieselowi i był na tyle wolny, że kilka razy dostałby ciosy od swojego przeciwnika gdyby nie pomagaliby mu Stefan i Olaf.
Pomimo tego udało im się powoli zdobyć przewagę nad swoimi przeciwnikami na tyle, że wydawało się że zaraz spotkają się z grupą Tobiasa. Niestety wtedy stało się to co musiało nastąpić, mianowicie ich psy skończyły tak samo jak bestie pomiotów które zaatakowały ich wcześniej…zmasakrowane.
I tak czworonogi wytrzymały dłużej niż Stefan oczekiwał że im się uda ale nie zmieniało to obrazu sytuacji leśne pokraki natychmiast runęły na Olafa i choć ten zdołał się zwrócić do nich i przyjąć atak to zostałby po prostu zasypany ciosami gdyby nie Jego ojciec który rzucił się na napastników z furią odciągając ich uwagę od swojego syna. Zapłacił za to momentalnie otrzymując cios za ciosem.
W tym momencie usłyszeli za sobą tętent końskich kopyt. Zwierzoludzi tak jak przed chwilą z żądzą mordu runeli na nich spodziewając się łatwego łupu tak teraz pobledli ze strachu i rzucili się do ucieczki poza jednym który utknął pomiędzy ludźmi i z szałem zaatakował Jeagera chcąc wyrwać się z matni bądź przynajmniej zabrać któregoś wroga z sobą. Dzięki temu atakowi szału skupionemu na Stefanowi totalnie nie zauważył ataku Olafa który trafił go w brzuch i powalił na ziemię. Stefanowi pozostało tylko podejść do beczącej ze strachu kozy i wykończenia wroga pchnięciem włóczni w szyję, co zrobił z nieukrywana satysfakcją.
Po tym poświęcił chwilę na ocenienie sytuacji dookoła, zdusił w zarodku budząca się w nim chęć ścigania uciekających wrogów, Łowcy czarownic mający konie poradzą sobie z tym lepiej od niego.
Zamiast tego razem z Olafem dopadli do jego ojca aby zobaczyć czy można mu pomóc. Ten żył jeszcze na szczęście ale ledwo. Zaliczył kilka ciosów ale prawdziwym problemem była paskudna rana głowy, czaszka mężczyzny była ewidentnie rozbita, Stefan widział zbyt wiele podobnych ran zarówno na polu bitwy jak i w szpitalu w którym pomagał przy rannych i wiedział, że żeby zatrzymać śmierć w takim wypadku trzeba mieć naprawdę bezbłędne umiejętności, nie czuł się na siła dokonac tego cudu więc szybko wydobył niedawno zakupiony eliksir leczniczy i z pomocą Olafa podał go jego rannemu licząc na to że ten pomoże mu na tyle, że będzie w stanie opatrzyć pozostałe rany starszego z Wieselów.
Po tym delikatnie chwycili rannego i odciągnęli do kilka metrów od trucheł pomiotów chaosu.
Stefan nie chciał ryzykować że któraś z tych bestii nagle przestanie się tylko wić w agonalnych konwulsjach srając pod siebie a zamiast tego wsadzi im sztylet w plecy jak nie będa uważąć.
Przy okazji transportowaniarannego Stefan zobaczył z ulga, że dwa psy które zostały na jego rozkaz spuszczone do walki ze zwierzoludźmi choć strasznie poharatane podniosły się z ziemi i zaczęła skomleć o pomoc. O wiele gorzej wyglądał dla niego sytuacja pozostałych grup, dlatego jak tylko położyli Albrechta w wybranym przez niego miejscu odezwał się do Olafa:
- Biegnij do sierżanta i poproś o pomoc i namioty, niech zniosą tu wszystkich rannych żeby można ich wszystkich opatrzyć w jednym miejscu i w lepszych warunkach, ja się nim zajmę w tym czasie. - dokończył z troską spoglądając na rannego.

Kiedy młody Wiesel ruszył Jeager zakrzyczał do reszty:
- Znoście rannych Tutaj! Zajmijmy się nimi razem w jednym miejscu!
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 22:07   #177
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2521.05.04; bkt; zmierzch

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; zmierzch
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, pogodnie, powiew; ziąb (0)


Wszyscy



Po tym jak ostatnie walki piechociarzy skończyły się a konni łowcy czarownic przepędzili grupki kopytnych ci pierwsi mogli rozeznać się w sytuacji. Wyglądało, że walki się skończyły. Żadna z leśnych bestii nie stawiała już oporu. Co prawda niektóre czmychnęły w leśne ostępy ale mieli na karku ścigających ich konnych. A nawet zwinne, koźlonogie dwunogi nie powinny być szybsze od konnych. Ale jak szedł ten pościg to już spod zasieki nie było widać. Okazało się, że poza zawalidrogą nie kryją się żadne inne grupy rogaczy. Więc myśliwi doszli do wniosku, że kto miał się tu na nich zasadzać to już to zrobił. Można było zająć się tym co zostało na pobojowisku. Z obu flank doszły okrzyki i Duivela i Stefana o rannych towarzyszach. Kolesnikow krzykiem kazał jednej swojej czwórce ludzi obsadzić czujki wokół zgrupowania aby uniknąć przykrych niespodzianej. A z pozostałymi podszedł aby sprawdzić jak to wszystko wygląda.

- Dzielni chłopcy. Mężnie stawali. - rzekł ze smutkiem widząc zagryzionych i rozszarpanych wilczymi kłami Tomasa i Jurgena. Przyklękł przy nich, sprawdził oddech ale szklisty wzrok na zmasakrowanych, bandyckich twarzach wskazywał, że nie ma już dla nich nadziei. Potem ruszył na przeciwną stronę aby zobaczyć jak to wygląda u łuczników i włóczników. Tu też mieli straty. Los Karla wydawał się już przesądzony ale starszego Wieslera jeszcze rokował, że może da się go uratować.

- Dawać chłopcy! Brać się za namioty! Rozbijać! A ty i ty rozpalcie ognisko i przygotujcie wody! - krzyknął na swoich ludzi wspierając tym prośbę swojego imiennika. Widocznie zawierzył jego umiejętnościom cyrulika. Ubrani w brązy i zielenie banici rozbiegli zdawałoby się chaotycznie po okolicy. Ale jednak widać było, że mają w tym wprawę. Ścinali gałęzie na szkielet namiotu, rozpięli wyjęte z plecaków płachty, rozwiesili je na tej konstrukcji, wbili pętle w ziemię aby sie trzymały. A inni znaleźli jakiś strumyk i nieśli w kociołkach używanych normalnie do gotowania strawy wodę. Ogień też udało im się całkiem sprawnie rozpalić. Gdzieś na tym etapie zastali ich powracający z leśnych ostępów łowcy czarownic Brurchalda Munzela.

- Sierżancie proszę do mnie. - odezwał się z siodła ponury łowcza czarownic wzywając do siebie Kolesnikowa. Ten ruszył do niego niezwłocznie ale znów widać było jawną obawę wypisaną na twarzy jaką budził w nim ten konny przedstawiciel profesji o strasznej reputacji. Tym razem jednak dowódca łowców chciał raportu jak poszło piechociarzom.

- Trzech zabitych, kilku rannych. Właśnie chłopcy ich łatają wasza miłość. - odparł usłużnie herszt banitów wskazując na właśnie rozbite namioty i grupkę poszkodowanych jaka się wokół nich zebrała. Złowieszczy konny nie skomentował tego słowem tylko w milczeniu obserwował swoim bacznym spojrzeniem grupkę. Mało kto był w stanie zdzierżyć jego spojrzenie i jakoś dziwnym trafem większość spoglądała akurat w inną stronę.

- Harold pomóż im. - rzucił krótko do jednego ze swoich ludzi. Starszy mężczyzna skinął głową i zsiadł z siodła. Odpiął z olstrów jakaś torbę i podszedł do namiotu. W nim już Stefan rozkładał swoje narzędzia a Duivel czekał aby się zabrać do pomocy.

- Witam. Widzę, że będziemy dzisiaj razem pracować. - rzekła na przywitanie też stawiając przy sobie swoją torbę. - Ładne cacko. - rzekł z uznaniem gdy widocznie poznał się na jakości jego przyborów cyrulika jakie niedawno kupił w Lenkster. Potem jednak mieli sporo pracy w tym improwizowanym punkcie opatrunkowym. Rannych było całkiem sporo. Od drobnostek z jakimi skończyli Tobias czy młodszy Wiesler po krytyczny stan w jakim był starszy Wiesler. Przez co niezbyt zdawali sobie sprawę co się działo poza płachtami namiotu. Na trzy pary rąk jakie znały się na tej robocie to faktycznie szło to znacznie sprawniej. I było widać, że Harald nie robi tego pierwszy raz, widać było w jego postawie i ruchach.

- Dobrze stawaliście przeciwko przeważającemu liczebnie wrogowi. Tak właśnie trzeba. Bez strachu i wątpliwości stawać przeciwko odwiecznemu wrogowi. - łowca heretyków chociaż nie tracił nic ze swojego złowieszczego wyglądu to jednak zaskoczył piechociarzy gdy oszczędnie ale jednak ich pochwalił. Stefanowi wyraźnie ulżyło i się nawet trochę rozpogodził. Zwłaszcza jak większość łowców zsiadła z koni i zaczęła oglądać pobojowisko. Tak zabitych imperialnych jak i wrogów. Coś sobie pokazywali, rozmawiali półgłosem ale nikt z myśliwych za bardzo nie miał ochoty wchodzić im w paradę i mimo pochwały z ust ich szefa trzymali się na zauważalny dystans. Co chyba odpowiadało obu stronom bo ludzie Munzela też jakoś za bardzo nie dążyli do fraternizacji. A każdy z nich wydawał się być spod innej gwiazdy ale każdy wyglądał na krzepkiego i bystrego. Krzepki osiłek z dwuręczem w olstrze. Zamaskowany mężczyzna z łukiem albo młoda kobieta. Wyglądali na całkiem zgranych i, że wiedzą co robią chociaż niekoniecznie mieli ochotę się tym podzielić. Zwłaszcza ciała zabitych zwierdzoludzi zdawały się przykuwać ich uwagę.

Ich grupka jeszcze rozprawiała o czymś półgłosem gdy od strony drogi dał się słyszeć okrzyk czujki - Ktoś jedzie! - co postawiło na nogi wszystkich co nie byli w namiocie z rannymi. Po chwili i reszta jak spojrzała wzdłuż drogi dojrzała jakichś konnych wyłaniających się zza zakrętu. Od strony Speck skąd sami przybyli. Jeszcze trochę niepewności i dało się rozpoznać charakterystyczne krótkonogie kuce górali. A po chwili podjechali na tyle blisko, że okazało się, że to Eponia i pół tuzina gebirgsjaeger prowadzone przez Gretę. Przybyli już ze dwa albo trzy pacierze po zakończeniu walki. I przywieźli wieści, że reszta regimentu maszeruje za nimi no ale oczywiście jak była tam prawie sama piechota i jeszcze nieruchawe wozy taborowe to musiało trochę potrwać zanim tu dotrą. Sami zaś byli ciekawi co tu się stało. Ale Munzel nie był zbyt wylewny.

- Uprzątnijcie to. Trzeba zrobić przejście dla reszty regimentu. - rozkazał Munzel wskazując na świeżo ściete gałęzie jakie ustawiono w zawalidrogę. Przez co nie dało się tą leśną drogą przejechać swobodnie. Greta nie zamierzała dyskutować z groźnie wyglądającym łowcą czarownic i szybko wskazała na swoich górali. Ci z pomocą swoich kucy albo rąk zaczęli metodycznie rozwalać tą przeszkodę.

Medycy uporali się w końcu ze swoimi poszkodowanymi. Harald skłonił głową obu towarzyszom i zaczął obmywać zakrwawione ręcę. Gdy skończył zwrócił się do Stefana. - Widzę, że jesteś bardzo zaangażowany. To dobrze. Myślę, że to może ci się przydać. - powiedział wyjmując ze swojej torby jeden flakon i podał go włócznikowi. Gdy ten przeczytał etykietę zorientował się, że to podobna mikstura jak niedawno zużył aby wyratować Albrechta. Łowca zaś wyszedł na zewnątrz wracając do swoich towarzyszy. Ostatecznie udało im się ustabilizować stan rannych ale o ile ktoś nie był ledwo draśnięty to stan pozostałych wyglądał na całkiem poważny. Szczęśliwie udało się Lindarę postawić na nogi tak, że wydawała się w prawie jakby wcale nie oberwała podczas walki. Więcej w tej chwili nie byli w stanie zrobić. Zostawało poczekać do rana i modlić się do bogów aby byli łaskawi dla poszkodowanych.

Minęło jeszcze ze dwa czy trzy pacierze. Gdy czujki znów dały znać, że ktoś nadchodzi od strony Speck. Tym razem była to piechota. I jak szybko się okazało były to główne siły regimentu von Falkenhorst. Co wywołało widoczną falę ulgi i radości u myśliwych i górali widząc czołówkę macierzystej jednostki. Zgiełk wielu dziesiątek nóg, odgłosy zwierząt, wozów czyniły swojski tumult. Zaś gdy czoło dotarło do już prawie rozwalonej zasieki doszło do spotkania dowódców. Munzel bowiem bez ceregieli podjechał do czołówki i zapytał głośno kto tu dowodzi. Po chwili gdzieś z centrum nadjechały konno obie szefowe. Stefan stał niepewnie nieco z boku nie bardzo chyba wiedząc co powinien zrobić przy takich szarżach o wiele wyższych od niego. Więc podobnie jak jego zbóje obserwował to spotkanie pół tuzina konnych łowców i dwójki szefowych w eskorcie dwojga niedawno zwerbowanych rycerzu i paru gebirgsjaeger na swoich górskich kucach.

- Petra von Falkenhorst. I Inez von Muller. W służbie margrafa Walthera von Falkenhorst. - z duetu dowodzącego Petra jak zwykle pierwsza zabrała głos przedstawiając siebie i swoją towarzyszkę. O ile Inez w swojej sukni wyglądała niczym jakaś szlachcianka lub uczona na konnej przejażdżce to jej koleżanka w czerwonej brygantynie jaką kupiła w Breder sprawiała wrażenie konnej kuszniczki lub najemniczki. Tylko oficera a nie takiej pierwszej, lepszej.

- Brurchald Munzel. W służbie Sigmara pod patronatem Oczyszczającego Płomienia. - odparł oschle dowódca łowców czarownic jakby rozmowa z oficerami nie robiła na nim większego wrażenia. Za to teraz obie młode szefowe jakby zbladły gdy zorientowały się z kim rozmawiają. Ale obie panowały nad sobą lepiej niż Kolesnikow co miał maniery prostego zbója rabującego na traktach i nie był zbyt subtelny w obyciu.

- Ah tak. Miło nam niezmiernie. - powiedziała szybko Petra próbując jakoś zatuszować ten moment utraty pewności i wymiany szybkich spojrzeń z koleżanką.

- Cieszymy się, że dobrzy bogowie spotkali nas ze sobą w tak trudnych czasach. Dostałyśmy wiadomość o zasadzce zwierzoludzi więc spieszyliśmy jak się dało aby was wesprzeć. A jeśli można zapytać waszą miłość co sprowadza w te strony? Bo w Ristedt nic nam o was nie mówili. - Inez za to jak zwykle okazała się bardziej elokwentna od koleżanki i udało jej się z gracją przełknąć to z kim mają do czynienia.

- Śledztwo. Właśnie o tym chciałbym z wami porozmawiać. - odparł niewzruszony pogromca heretyków. Obie szlachcianki spojrzały po sobie i pokiwały zgodnie głowami.

- To zapraszamy do naszego wagonu. Tam nam nikt nie powinien przeszkadzać. - Petra zaprosiła łowcę gestem w dal stojącej już kolumny. Ten skinął głową i ruszyli wzdłuż niej. Zaś po ich odjeździe jakby i u obserwatorów napięcie chociaż trochę opadło.

- Nic dobrego z tego nie będzie. Z tymi fanatykami zawsze są kłopoty. Zawsze znajdą paragraf aby kogoś powiesić albo spalić. - zajęczał cicho Kolesnikow do swoich towarzyszy. Chociaż ulżyło mu, że to nie na nim już skupia się uwaga łowców to jednak miał mało szczęśliwą minę.

- Teraz to już szefowe się nim zajmą. To już nie nasza sprawa. - rzekł z nadzieją Urlich też odprowadzając wzrokiem odjeżdżającą trójkę.

- Co tu się działo? - w międzyczasie podjechał do nich Erik i cicho zapytał wskazując na już prawie rozwaloną zasiekę, trupy ungorów i trzy przykryte kocami ciała zabitych myśliwych. No i na barwną grupkę łowców czarownic jaka wciąż tu się kręciła. Aby się lepiej rozmawiało podał im swój bukłak. Pełen jak się okazało jakiejś owocowej nalewki, nieco kwaskowatej w sam raz do gaszenia pragnienia. A i ponad prześwitami mrocznego lasu widać było błękit nieba jakby się przejaśniło. Kolesnikow i jego grupa mieli okazję porozmawiać nie tylko z Erikiem ale właściwie z każdym z kolumny.

Po jakimś czasie widać było jak Munzel wrócił z powrotem na czoło kolumny dołączając do swojej grupy. I o czymś z nimi rozmawiał. Zaś posłaniec wezwał do wagonu szefowych Kolesnikowa i chyba wszystkich dowódców oddziałów bo widać było jak tam idą wzdłuż kolumny. Czarnobrody cmoknął niezbyt ucieszony, splunął przez ramię i bez słowa ruszył na to wezwanie.


---


Mechanika 40


Leczenie ran (INT + Leczenie)

Stefan INT 45
pomoc Duivela +10
pomoc Harolda +10
stan rannych 0/-10/-20/-30/-40


Tobias; mod 0 > ma.suk = 1+k6 > +4 HP = 13+4=15/15 HP (s.zdrowy; mod 0)
Johan; mod -30 > remis = -1+k6 > +2 HP = 2+2=4/12 (s.ciężki; mod -20)
Olaf; mod 0 > ma.suk = 1+k6 > +4 HP = 10+4=12/12 HP (s.zdrowy; mod 0)
Albrecht; mod -40 > ma.por = -1+k6 > +2 HP = 0+2=2+3=5/12 HP (s.ciężki; mod -20)
Pies 1; mod -30 > śr.por = -2+k6 > +1 HP = 2+1=3/10 HP (s.ciężki; mod -20)
Pies 2; mod -30 > śr.suk = 2+k6 > +5 HP = 2+5=7/10 HP (s.ranny; mod -10)
Lindara; mod -10 > śr.suk = 2+k6 > +5 HP = 5+5=10/10 HP (s.zdrowy; mod 0)
Kolesnikow 1; mod -20 > śr.por = -2+k6 > +1 HP = 6+1=7/12 HP (s.ranny; mod -10)
Kolesnikow 2; mod -20 > ma.por = -1+k6 > +2 HP = 5+2=7/12 HP (s.ranny; mod -10)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-04-2024, 07:51   #178
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Stefan podniósł wzrok znad opatrywanego przez siebie i Duiviela Albrechta słysząc słowa powitania od jednego z pomocników łowcy czarownic który jak widać chciał im pomóc z rannymi, Stefan uśmiechnął się z wdzięcznością wymalowaną na twarzy:
- Witam. Dziękujemy za pomoc! - na tym jednak zakończył uprzejmości przechodząc od razu do rzeczy wskazując na rannego - Mamy tu kilka ran, poważnym problemem jest ta rana głowy, jeśli nie zatrzymamy…
***
Stefan otarł twarz przedramieniem mając nadzieje że to nie jest całe pokryte krwią i brudem chwile po tym jak skończyli opatrywać ostatniego rannego, był zmęczony i w pełni świadom tego, że w wielu wypadkach nie popisał się podczas leczenia… z drugiej strony nikt nie umarł w namiocie i raczej nie zapowiadało się na to żeby miał umrzeć więc nie poszło mu tragicznie.
Ukląkł i odmówił dziękczynne modlitwy zarówno do Sigmara jak i Pani Miłosierdzia. Nieznany mu medyk właśnie skończył myć zakrwawione dłonie i odezwał się do niego z pochwałą, Stefan w odpowiedzi uśmiechnął się ewidentnie zakłopotany i odparł:
- Nie bardziej zaangażowany nich Pan czy Duiviel…nie było dotąd czasu się przedstawić, nazywam się Stefan Jaeger, jeszcze raz dziękuję za pomoc - wyciągnął do medyka rękę szybko przypominając sobie, że jest cały w krwi i zatrzymując rękę z przepraszającym spojrzeniem po którym natychmiast zabrał się za zmywanie krwi.
Przy tej czynności podszedł do niego wspomniany medyk z swoim cennym prezentem dla niego.
- Dziękuję, Panie, nie zasłużyłem, ale obiecuję dobrze ją wykorzystać… - zażenowany tak drogim prezentem Jeager odłożył cenną miksturę na ziemię i zaczął myśleć jak mógłby się odwdzięczyć swemu dobrodziejowi:
Nie mam nic równie cennego ale może przydałyby się wam jakieś zioła, mam trochę w swoich zapasach na wozie w regimencie?

***

Chwilę po tym gdy medyk łowców czarownic ich opuścił Jaeger podszedł do Duiviela z miksturą którą otrzymał przed chwilą:
- Dziękuję Ci za świetną pomoc przy rannych Duivielu…to powinno przypaść Tobie-powiedział wręczając miksturę elfowi z którym może zbytnio się nie lubili ale Jeager nigdy nie zapomniał jego pomocy na bagnach i chciał w końcu chociaż trochę zacząć spłacać swój dług wdzięczności wobec niego.



***
Jeager spędził jeszcze chwilę przy namiocie z rannymi czyszcząć i porządkując swój sprzęt medyczny. Po czym podszedł do każdego z zaangażowanych w udzielanie pierwszej pomocy i przyszykowanie punktu opatrunkowego aby im podziękować za pomoc. Przy okazji rozpytał się czego dowiedzieli się w międzyczasie o okolicy inni, w czasie kiedy on był skupiony na leczeniu. Po tym poprosił Olafa o pomoc i razem z nim i Azurem udał się do ruin aby przeszukać je dokładnie.
Wśród rozpadających się murów to młody Wisel zamienił się w mistrza i przewodnika natomiast Jeager stał się jego uczniem z uwagą przyglądającym się Olafowi kiedy ten badał różne zakamarki ruin w poszukiwaniu jakiś ukrytych rzeczy. Widać było że skupienie się na tym zajęciu było dla niego dobrym sposobem na odwrócenie uwagi od krwawego starcia które dopiero co stoczyli oraz ciężkich ran które odniósł jego ojciec.
***
Jeager zebrał w sobie całą dostępną odwagę i ruszył w kierunku przywódcy łowców czarownic aby porozmawiać z nim. Podchodząc do ponurego mężczyzny zasalutował:
- Panie, chciałem podziękować za pomoc zarówno w walce z Pomiotami jak i za przysłanie swojego medyka do pomocy- Jeager pochylił głowę przed łowcą czarownic w geście wdzięczności. Po tym z lekkim wahaniem odezwał się ponownie starając się spojrzeć na łowcę i nie okazywać strachu:
- Muszę także ośmielić się zapytać o waszego więźnia Theoberta…wcześniej nie było na to czasu Panie, bo musieliśmy oczyścić tą przesieke z pomiotów, ale teraz chciałem się Panie spytać czy można jakoś pomóc w rozwiązaniu jego sprawy? Słyszałem że sierżant Kolesnikow pokrótce opisał Panu sprawę wcześniej. Jeśli chciałbyś Śledczy to mogę opisać całą naszą drogę tutaj i wszystkie zajścia przy posągu Naszego Pana Sigmara i jak to wyszło że Theobert został tam aby zająć się posągiem. Jeśli będziesz chciał Panie to mogę także spisać zeznanie na piśmie…tylko że do tego będę potrzebował poczekać na przybycie reszty regimentu i zabrać stamtąd swoje przybory do pisania.
 

Ostatnio edytowane przez Dekares : 28-04-2024 o 08:01.
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-04-2024, 17:27   #179
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Elf zajął się swoją ranną kuzynką. Dwójka trupów mogła poczekać... i tak nic więcej nie można było zrobić. Ich tymczasowy dowódca w końcu zaczął zarządzać grupą, nawet podszedł w miejsce gdzie Tomas i Jurgen leżeli bez ruchu. Wyglądało jakby chciał się upewnić, że na pewno nie da się już im pomóc.Jedyna rzecz jaką można było zrobić dla martwej dwójki, to godnie ich pochować. To też musiało zaczekać, gdyż Stefan zaczął organizować sprzęt i namioty, by pomóc innym poszkodowanym.

Do Duivela i Jeagera dołączył jeden z łowców czarownic. We trzech 'prace' szły dość szybko. Elf w pewnym momencie zagadał do Harolda.
- Powiedz mi szanowny łowco, jak rozpoznajecie heretyków? Bo powiem szczerze, że ten cały Theo, którego pojmaliście przy przewróconym pomniku, to niedawno do nas dołączył i przez ostatni miesiąc nie widziałem nikogo aż tak żarlwiie przemawiającego w imię Sigmara. Zdziwiłem się widząc go podejrzanego o zniszczenie posągu, a nawet lekko rozbawiło biorąc pod uwagę poziom jego wiary. Bo wiesz, ja mogę za niego poświadczyć. Charakter ma trudny, ale potrafił nas wszystkich zmotywować żarliwą modlitwą-.
W trakcie rozmowy zdołali podleczyć kolejną osobę i pracowali dalej.

Lindara w tym czasie, z nowymi siłami, poszła na czaty wraz z jednym z ludzi Kolesnikova. Z jednej strony była ciekawa czy pomioty chaosu nie szykują kolejnej zasadzki, a z drugiej chciała zobaczyć czy jej siostra przypadkiem nie wraca z odsieczą. Okazało się, że Elfka miała dobre przeczucie, gdyż po kilku chwilach, krzyknęła - Ktoś jedzie! -. Dało wyczuć się entuzjazm w jej głosie, gdyż ewidentnie słyszała odgłos końskich kopyt. Raczej łatwo było odróżnić ten stukot od różnych pół-ludzi z lasu, którzy przecież często również mieli kopyta.

Eponia wróciła cała i zdrowa i była wielce uradowana, że jej siostra również jest w dobrym stanie, choć ubranie wskazywało na coś innego. Ich powitanie szybko przerwał Munzel - dowódca łowców czarownic - który wydał rozkazy. Mimo, że nie był jakkolwiek związany z grupą Petry, to wszyscy grzecznie posłuchali, łącznie z Gretą, która przecież zarządzała wszystkimi gebirgsjaeger. Jako, że Lindara stała teraz koło nich, to również poszła wykonać polecenia Munzel'a.

Duivel wykorzystał wolną chwilę, by bardzo dokładnie przyjrzeć się ruinom w których już wcześniej był. Przeszukał też najbliższe okolice, gdzie trwały walki, a następnie drogę ucieczki i gonitwy. Może akurat któryś z łowców przeoczył coś drogocennego, bądź ważnego. Wrócił do grupy, gdy przybyła Petra, Inez i cała reszta wojaków. Serdecznie uśmiehnął się do Sorokiny, gdy ta przechodziła obok i z dużym uśmiechem skinął głową. Szybko znalazł też Alezzię i nowego maga. Zbliżył się do nich i zagadał z pewną dozą nieśmiałości, ale wzrokiem nie uciekał od ich spojrzeń
- Szanowni magowie, mamy kilku rannych, niektórym z nich przydałaby się dodatkowa pomoc. Proszę, jak zechcecie pomóc, to tam jest namiot w którym leżą ranni... - tu Duivel wskazał w kierunku prowizorycznej siedziby medyków.
Elf następnie udał się do swoich przyjaciół, uściskał się z Leni, która od razu poczęstowała go jakimś zachomikowanym jedzeniem, Kargun już zabrał się do naprawy zbroi uczestników walki, ale znalazł czas na przyjacielski uścisk dłoni z elfem. Na koniec Mund-naru znalazł Feliksa, którego odesłał do namiotu z rannymi, gdyż jako lekarz-amator mógł się w końcu wykazać. Może jeszcze nie dziś, ale jutro rano z pewnością będzie dużym wzmocnieniem 'sanitariuszy'

Elf zauważył zgromadzenie ludzi, gdzie Kolesnikov chyba zaczął opowiadać o wydarzeniach podczas zwiadu. Posłaniec zakłócił opowieść, wzywając Stefana do Petry i Inez. Duivel podszedł do Erika, poprosił o łuka trunku z bukłaku i oznajmił, że chętnie dokończy opowieść o walkach z pomiotami chaosu...
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-05-2024, 17:41   #180
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2521.05.04; bkt; zmierzch - wieczór

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; zmierzch - wieczór
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, zachmurzenie, d.sil.wiatr; zimno (-5)


Wszyscy





link: https://i.imgur.com/PoT66tQ.jpeg


Pod mroczne już niebo czasem strzelały iskry z ognisk. Większość drewna jakie udało się zebrać na ogniska była wilgotna więc nie było to dziwne. Tak samo jak to, że mocno dymiły a całkiem silny wiatr niósł ten dym w stronę obozowiczów, namiotów i niknął gdzieś w zapadających ciemnościach coraz mroczniejszego lasu. Trochę bowiem czasu minęło odkąd szefowe naradziły się z łowcami nagród a potem wezwały do siebie dowódców poszczególnych oddziałów. Co tam było mówione to ludzie Kolesnikowa dowiedzieli się gdy czarnobrody herszt leśnych banitów wrócił z tego zebrania.

- Idziemy dalej. Niedaleko ma być jakaś polana. Tam rozbijemy się na noc. Jutro ruszymy dalej do Wendorf. - Stefan nie bawił się w finezję i po prostu streścił im co tam było na tym zebraniu. Z rachunków bowiem wynikało, że do miasta był może dzwon, może, dwa, może trzy marszu. Właściwie nie tak daleko. Pewnie byłaby szansa dotrzeć tam do zmroku. Tylko właśnie do zmroku też było podobnie. Więc gdyby im się nie poszczęściło i okazali się wolniejsi albo cel podróży był nieco dalej to trzeba by już maszerować w zapadającym zmierzchu lub rozbijać się na noc w tych niezbyt sprzyjających okolicznościach. A do tego czynnikiem trudnym do przewidzenia była aktywność zbrojnych band zwierzoludzi w tym terenie. Czy to były już forpoczty armii najeźdźców czy jakieś lokalne bandy tego nikt nie był pewien. Ale ich aktywności jaką się dzisiaj wykazali też nie dało się pominąć w tych rachubach. I biorąc to wszystko pod uwagę dowódcy wielu oddziałów woleli przenocować i nie pchać się w ciemno do przodu a obie szefowe przychyliły się do tego zdania.

Po całym dniu marszu nogi już domagały się odpoczynku a żołądki jedzenia. Więc i zwykli żołnierze chętnie powitali myśl, że spoczynek będzie prędzej niż później. Gdy dowódcy zadęli w gwizdki kolumna zebrała się w sobie i ruszyła dalej. Myśliwi Kolesnikowa szli teraz wzdłuż niej pojedynczo albo parami aby zabezpieczyć bardzo rozciągniętym szpalerem czujek przed przykrymi niespodziankami. Zaś konni górali przejęli rolę oddziału czołowego. Zwykle od frontu kolumny nie było ich widać.

Tak przeszli z pacierz, dwa lub trzy zanim dotarli do polany jaka była w stanie pomieścić chociaż większość kolumny. Tutaj po kolei wchodziły kolejne oddziały i szukano miejsca na noc. Powstał typowy dla każdego wieczoru rozgardiasz. Część wojaków poszła w obrzeża lasu szukać drewna na ogniska, część rozbijała namioty, inni palikowali zwierzęta, kuchnia szykowała się do przygotowania posiłku a ostmarscy ochotnicy Glazkowa zostali wyznaczeni jako straż tego wszystkiego. Zanim z tym wszystkim się uporano dzień rzeczywiście skończył się i ponad głowami zaczął się zmierzch. Coraz mniej było światła słonecznego a coraz więcej tego od ognisk. Zerwał się jednak całkiem silny wiatr jaki szarpał kapturami, włosami i płachtami namiotowymi. No i nawiewał ten dym z ognisk prosto w twarz. Jednak ogień koił oko i ducha, grzał zmarznięte dłonie a w miskach parowała gorąca strawa. Ta przyjemnie spływała po przełyku do żołądka gdzie syciła i rozgrzewała od środka. Nawet jeśli kasza z gęstym sosem, kawałkami kiełbasy nie była zbyt wyrafinowana to jednak spełniała swoje zadanie. Pomagała odpocząć po tych wszystkich dzisiejszych trudach marszu przez tą dziką krainę. Podobnie jak ogień przed namiotami i obecność towarzyszy, także tych z innych oddziałów. Teraz była okazja aby porozmawiać z nimi czy przemyśleć sobie wcześniejsze rozmowy.

Starszy wiekiem cyrulik od łowców czarownic wyraził uprzejme i stonowane zainteresowanie ziołami jakie Stefan mógłby użyczyć. Chociaż bez wylewności. Zresztą później się rozstali gdy Harold wrócił na grzbiet swojego wierzchowca i grupy swoich kamratów.

Podobnie razem z elfem wpadli na pomysł aby rozejrzeć się po ruinach. Sądząc po kształcie i wielkości musiał to być kiedyś przydrożny zajazd czy coś podobnego. Kamienne ściany wciąż jeszcze w większości stały chociaż dawno porósł je mech, kępki trawy, zarosły krzakami i wyrosło jakieś drzewko a zamiast podłogi miały dywan z przegniłych liści jaki szurał przy każdym kroku. Trochę obok znaleźli zarys fundamentów czegoś większego, pewnie stajni. Obecnie już w ogóle nie widocznej spod warstwy trawy i liści zalegających na dnie lasu. Póki się o nie ktoś nie potknął. Sądząc po widocznych osmaleniach na starych belkach to zapewne budynek się spalił. Dawno temu.

A jednak gdy już mieli wracać to w głębi lasu dostrzegli jakąś plamę koloru jaka nie pasowała do tego ponurego dnia lasu. Gdy ostrożnie podeszli bliżej dostrzegli barwę ubrania. To był jakiś człowiek przywiązany do pnia jednego z drzew. Właściwie jego ciało. Bezgłowe ciało. Brudne, zakrwawione i widocznie poddane torturom co świadczyły liczne rany. Czarno - biała kratownica ubrania sugerowała, że musiał to być ktoś w służbie ostlandzkiej, pewnie żołnierz lub urzędnik. Jego głowę czy też raczej osmoloną czaszkę znaleźli zawieszoną na sąsiednim drzewie. Wisiała tam niczym makabryczne trofeum.





link: https://i.imgur.com/6ukRbqG.jpeg



Mimo to znaleźli oprócz rozsypanych rzeczy jakie należały do tego nieszczęśnika także skórzaną tubę w jakiej zwykle przewożono listy. Ta też na to wskazywała i chyba została przegapiona bo znaleźli ją przy korzeniu drzewa. I to, że wciąż miała pieczęć z jakimś ostlandzkim herbem. Dało się poznać po wizernunku byczej głowy. Lak nie był zerwany więc mimo tragedii jaka się tu rozegrała tuba nie była jeszcze otwierana.


Gdy zaś Stefan zebrał się na odwagę aby podejść do przywódcy łowców heretyków ten ponury człowiek spojrzał na niego w dół spod szerokiego ronda kapelusza. Kryło ono jego twarz w cieniu przez co wydawał się jeszcze bardziej groźny i tajemniczy. Zwłaszcza jak siedział w siodle a się patrzyło w górę gdy się było piechurem. Burchald Munzel wysłuchał propozycji Jaegera i skinął głową.

- Dobrze Stefanie Jeagerze. Cieszy mnie twoja postawa i chęć współpracy. Spisz swoje zeznania jeśli potrafisz. Jeśli nie zgłoś się do Harolda, pomoże ci w tym. I gdy będziesz miał gotowy ten papier przynieś mi go. - odparł surowym i oschłym tonem chociaż zachował spokój. Niemniej uznał też zapewne rozmowę za zakończoną bo nie kontynuował jej dalej. Dopiero teraz, przy ognisku jak mieli okazję spocząć Ostlandczyk miał okazję aby się nad tym zastanowić przed snem.

Także Duivel miał okazję aby wspomnieć swoją krótką rozmowę z Haroldem. - Jak rozpoznać heretyka… - powtórzył pytanie elfa jakby go rozbawiło. - Mam nadzieję, że nie oczekujesz prostej, uniwersalnej odpowiedzi jaka będzie zdolna dopasować się do każdej sytuacji. - odparł po tej krótkiej chwili zastanowienia. Ale mimo to podzielił się swoim doświadczeniem. Jego zdaniem wiele mówiło podejrzane zachowanie jak choćby nie celebrowanie mszy, modlitwy, podważanie autorytetu władz świeckich i świątynnych. Bardzo pomocne były tutaj czujne oczy prawych obywateli jacy nie mogli ścierpieć takiego niegodnego zachowania. Potem łowcy mogli sami zweryfikować takie spostrzeżenia.

- A z tym Thedebertem to sprawa wyglądała dość prosto. Przewalony, zbeszczeszczony posąg Sigmara ze świeżo wyciętymi bluźnierstwami i pochylający się nad nim mąż z nożem w dłoni. Oczywiście, że zarzekał się, że to nie jego sprawka ale każdy heretyk by się tak tłumaczył. Więc nie można było mu puścić tego płazem i został zatrzymany do wyjaśnienia. No ale sprawa już się wyjaśniła więc jest wolny. - Harold nie wydawał się zbyt przejęty owym zdarzeniem. I bez skrępowania wyjaśnił punkt widzenia i motywacje jego grupy. I widocznie tak było po naradzie dowódców Theoberta rozwiązano i puszczono wolno. Ten zaś nie zdradzał żalu do łowców heretyków tylko radość, że nie zginie uznany za bluźniercę co wydawało mu się chyba bardzo straszne. Zresztą tą końcówkę drogi do polany i już przy kolacji cały czas kręcił się przy grupce konnych stróżów prawa.

Alezzia przychyliła się do prośby Duivela i poszła do namiotu zmajstrowanego przez myśliwych Kolesnikowa. Tam użyła swojej świetlnej magii leczącej jaka sprawiła, że stan rannych widocznie się poprawił. Prawie wszyscy nagle wstali niczym cudowni ozdrowieńcy. Rany też zniknęły lub mocno się zabliźniły. Przez co gdy Feliks już tam zaszedł to właściwie po robocie cyrulików i potem magiczki właściwie nie miał już nic do roboty. Poza tym i tak narada się już skończyła i padły rozkazy aby zwijać ten namiot i ruszać dalej.

Elf przez moment widział bosman rzecznych marines. Ale ta szła ze swoimi rzecznymi wilkami i odpowiedziała na jego pozdrowienie uśmiechem i skinieniem głowy. Nie indagowała go jednak.

Za to pewne poruszenie w świeżo rozbitym obozie wywołało spotkanie łowcy czarownic z tajemniczym, czerwonym magiem. Zapewne też nie przypadkowo skoro przy Munzelu kręcił się Theodebert. A może i nie bo z drugiej strony magister w czerwonym płaszczu ozdobionym złotymi i czarnymi tajemniczymi znakami jakie podróżował konno nie był aż tak trudny do wyłuskania w tej pieszej masie jaką była kolumna. Zaś charakterystyczne ubranie zdradzało jego nietuzinkowa profesję.

- Chciałbym zobaczyć twoją licencję magu. - zaczął Munzel podchodząc do mistrza Drogora jaki właśnie zsiadł ze swojego wierzchowca. Obejrzał się ku grupce łowców jaka właśnie nadeszła. Spod czerwonego kaptura jego twarz nie była zbyt widoczna przez co wyglądał dość tajemniczo by nie rzecz złowrogo.

- Obawiam się, że nie mam. - odparł bez ceregieli mag. To chyba poruszyło łowców a Thedebert wskazał go oksarżycielskim palcem.

- Heretyk! Bluźnierca! Sprzedawczyk! To szpieg najeźdźców, spalić go! - wykrzyczał jakby wrócił do konfliktu z magiem jaki miał już w Ristedt rano. Tylko wtedy był sam a teraz stał obok łowców heretyków.

- Milcz. - rzucił mu krótko Munzel uciszając gorliwego sługę swojego patrona. - Czemu nie masz licencji? Chyba znasz obowiązujące prawo dotyczące magistrów? - głos śledczego stał się jeszcze bardziej cierpki.

- A tak, coś mi się obiło o uszy. Nigdy nie mam głowy do dupereli. Jakieś karteluszki tu czy tam. Kto by na to zwracał uwagę? - odparł zakapturzony diametralnie odmiennym tonem. Wydawał się mówić jakby chodziło o błahostkę. Ale przysłuchujący się nie byli zaznajomieni ani z magią ani prawem ich dotyczących to nie byli w stanie ocenić ważkości tych argumentów.

- On z nas kpi! - rzucił mięśniak z grupy łowców wyraźnie wzburzony takim zachowaniem maga.

- Brak tej karteluszki może ci przysporzyć wiele kłopotów. Każdy mag w tym kraju powinien mieć swoją licencję ze sobą do okazania odpowiednim władzom i urzędnikom. Inaczej może zostać za nielegalnego czarokletę i ponieść tego konsekwencję. - Munzel nie tracił zimnej krwi i monotonnym głosem poinformował maga o jego prawach.

- Rzeczywiście. Brzmi poważnie. - zgodził się uprzejmie czerwony mag i mimo kaptura widać było jak zgodnie kiwa głową.

- Proszę o wybaczenie wasza miłość! Mistrz Drogor został napadnięty podczas podróży. I stracił cały swój dobytek. To był celowy atak aby go zlikwidować zanim wspomoże nasze siły w walce z najeźdźcą. - do dyskusji dołączyła Alezzia jaka weszła na scenę szybkim krokiem stając obok czerwonego maga.

- Ona z nim współpracuje. Zawsze go broni i tłumaczy. Myślę, że ją też trzeba by sprawdzić. Mogą być w zmowie. - podpowiedział gorliwie Theodebert rzucając oskarżycielksie spojrzenie na młodą magiczkę. - Ja bym sprawdził ich wszystkich. Dwójka kuglarzy a kapłana nie mają żadnego. To podejrzane. A te ich dwie co nimi rządzą też trzeba sprawdzić. Niby jakiegoś barona z gór o jakim nikt nie widział i nie słyszał. To podejrzane. - eremita wyrzucał z siebie szybkie zdania napiętnowane niechęcią. A do magów wręcz pałał żywą nienawiścią.

- Kazałem ci zamilnąć. - odparł sucho Munzel nie poświęcając mu nawet spojrzenia. To koncentrował na dwójce magów jaka stała kilka kroków dalej. - A ty masz swoją licencję? Chciałbym ją zobaczyć. - zwrócił się do młodej błondynki. Ta gorliwie pokiwała głową, sięgnęła do torby i podchodząc do śledczego wyjęła jakiś papier. Ten przechylił go w stronę najbliższego ogniska i zaczął czytać. Na tym zastały ich obie szefowe jakich pewnie też ściągnęło tu coraz większe zbiegowisko i wrzawa. Obie przyjechały konno.

- Co tu się dzieje? - zapytała Petra widząc to zamieszanie ale pewnie nie mogąc w lot zorientować się o co chodzi.

- Śledczy sprawdza nam licencję. Niestety licencja mistrza Drogona została w zniszczonym wozie. Tam w strumieniu na brodzie z Hochlandem. No i mistrz w tej chwili nie ma tych dokumentów. - wyjaśniła szybko młodsza magister korzystając, że lider łowców czytał dokument jaki mu właśnie podała.

- Twoja licencja jest w porządku. - odparł Bruchald oddając białogłowej jej dokument. Widocznie go usatysfakcjonował. - Jednak ten mężczyzna nie ma licencji. A w świetle prawa oznacza to, że jest dzikim magiem. A tacy powinni natychmiast zgłosić się do pierwszego licencjonowanego urzędu w celu sprawdzenia i weryfikacji. Jeśli tego nie zrobią są uznawani za heretyków i czarnoksiężników. - rzekł śledczy wskazując na maga w ozdobnym, czerwonym płaszczu. Jakby chciał i jego i zebranych poinformować jak działa prawo w tym zakresie.

- A czy my możemy o tym spokojnie porozmawiać? Zapraszam do naszego wagonu. - odezwała się milcząca do tej pory Inez.

- Nie daj im się zwieść panie! Trzeba zwaczać tą herezję na każdym kroku! One go chronią! Już w Ristedt nic nie zrobiły jak zwracałem im na to uwagę! - krzyknął wzburzony biczownik prosząc śledczego o interwencji w sprawie jawnej herezji. Przynajmniej tak to pewnie wyglądało w jego oczach. Wielu zwykłych ludzi jednak obawiało się magii i magów. Więc dało się wyczuć, że wielu wojaków chętnie pozbyłoby się czerwonego maga ze swoich szeregów. Na razie jednak nie wtrącali się w rozmowy ważniejszych od siebie przybierając postawę wyczekującą. Burchald też to widział i posłał obu konnych kobietom zagadkowe spojrzenie. Wreszcie jednak po tej pełnej napięcia chwili skinął głową i ruszył za nimi. Podobnie jak Harold. Cała czwórka po chwili zniknęła wewnątrz wagonu szefowych. Zaś w naturalny sposób zbiegowisko wokół magów zaczęło wracać do swoich spraw. Zwłaszcza, że gong od kuchni obwieścił początek kolacji. Nad polaną panowało już raczej nocne niż dzienne niebo. Do tego pochmurne jakby znów miało zacząć padać. Nie przeszkodziło to jednak wojsku z apetytem spałaszować wreszcie coś ciepłego. A potem coraz więcej z nich udawało się do swoich namiotów aby udać się na spoczynek. Obóz stopniowo cichł. Jedynie czujki z milicji Wurfer na jego obrzeżach nie mogły sobie pozwolić na odpoczynek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172