Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2009, 18:40   #51
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Tak, był tego niemal pewny. Kobieta, Aririela, kimkolwiek by nie była w ruchu na pewno podzieliła jego los. Widział to w gorejących gorączką, zapadniętych oczach osadzonych w przypominającej maskę twarzy o ostrych rysach. Przez chwilę, gdy wsparła rękę o balustradę schodów, widział głębokie blizny po kajdanach – znamię okrucieństwa okupantów.
Pokoik, pomimo że najdroższy, nie był wart swej ceny. Jednak było na czym usiąść, a nawet wielkie łóżko ustawione we wnęce wyglądało zachęcająco. Ale nie po to tu przyszli.
Aririela zapaliła świecę i zasłoniła okna.
- Przyjazd tego smarkacza ściągnął największe szychy – stwierdziła, siadając przy stole. – Przybył nawet ten sprzedawczyk lord Thayr… Jest najgorszą zakałą naszej rasy. W ostatnich miesiącach bardzo podpadł Carowi, więc zaczął nas tropić jak dzikie zwierzęta. Stąd te ciągłe patrole w mieście. Wsadzają wszystkich młodych ludzi, którzy zbierają się w grupach większych niż trzy osoby. Kilku z nas wpadło, ale większość jest niewinna. Wywożą ich w głąb tego ich plugawego kraju, do kopalni i ciężkich robót.
Kobieta spojrzała na Klindora by po chwili uśmiechnąć się lekko.
- Zresztą, ty to wiesz – w jej głosie zabrzmiała nutka niepewności. – Uważaj na to, co robisz. Niektórzy agenci są bardziej rozgarnięci niż tamci na dole. A niektórzy są nawet ludźmi. Thayr posunął się nawet do tego.
Aririela wstała i stanęła przy oknie, odchylając nieco drewnianą okiennicę. Tam zastygła w niemym oczekiwaniu.
Klindor mógł wreszcie zastanowić się nad jej słowami. Zabić carewicza… To idea granicząca niemal z kompletnym szaleństwem… „A może jesteśmy już szaleńcami?” – pomyślał szarpiąc brodę. Znużony, zapatrzył się w migocący płomień świecy. Powieki zaciążyły mu nieco, przymknął je...

Przed nim rozciągał się bezkresny ocean białego puchu, wiatr targał jego ubraniem. Spojrzał w dół, przebił wzrokiem swym grubą pokrywę chmur. I zobaczył. Cały świat u jego stóp. Tylko wyciągnąć rękę i wszystko zagarnąć.

Ze swojego miejsca był Panem Tego Świata. Ideał nad ideałami. Tylko dłoń wyciągnąć…

Kątem oka złapał nagłe poruszenie. Dostrzegł cień wznoszący dłoń, a w niej zalśnił topór…


Obudziło go nagłe szarpnięcie. Poderwał głowę, zaskoczony, a kobieta przytknęła palec do ust. Dogasająca świeca oświetlała jej ostre rysy rzucając na zapadłe oczy głęboki cień. W świetle ogarka lśniły niczym dwa karbunkuły.
- Cicho – wyszeptała. – Agenci wyszli, ale nie dowierzam im. Wyjdziesz jako pierwszy, ja kilka minut po tobie. Spotkamy się jutro w południe, w lesie za miastem, pokażę ci oddział. Zadbaj byś nie miał ogona.
Kobieta odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Nagły powiew zgasił świecę, a oszołomiony Klindor pozostał w ciemnym pokoju sam.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 21-03-2009, 20:26   #52
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Płomienie ogarniały coraz większą powierzchnie sklepu. Ciężkie buty orkowych żołnierzy rozdeptywały delikatną biżuterie. Przy drzwiach leżał złotnik z wnętrznościami na wierzchu, w pozbawionych życia oczach utkwiony był ból jaki czuł przed śmiercią. Z boku w drzwiach stała zaskoczona widokiem mała dziewczynka. W z mieczem w ręku podszedł do niej człowiek ubrany w orkowy mundur.
Zdrajca.
-Uznajemy cie winnymi współudziału w spisku mającym na celu zabicie
następce tronu. Karą jest śmierć.

Miecz wzniósł się i zaczął opadać.
Nie!

Ból, zapach ściółki leśnej i szum wiatru dawał do zrozumienia, że to był tylko sen, tylko sen.
Zlany potem człowiek z wysiłkiem wstał, i otarł ręką bolące czoło.
Krew. Cholera by to.
Podszedł do misy z wodą i przemył ranę patrząc na swoje odbicie.
Nie mam trzydziestu lat a już jestem siwy.
-Panie krasnolud przybył.
Niedbale machnął ręką.
-Już idę.
Obóz znajdujący się w starym sosnowym lesie był przygotowany niezwykle dokładnie. Po grupie buntowników można spodziewać się chaosu i prowizorycznych namiotów. Jednak tutaj wszystko było ustawione w określonym porządku, tak by wartownicy widzieli każdą część obozu. Przed jednym z namiotów stali już Klindor i Aririela, dwójka najlepszych w tym rejonie. Oczywiście byli lepsi od nich, jednak wszyscy zostaliby rozpoznani nim zbliżyli się do miasta.
-Aririela dużo ci powiedziała o tym co macie zrobić?
-Usiec młodego orka, ewentualnie zadźgać arcymagu.
-Nie musisz mnie tytułować. To miano jest wspomnieniem czasów gdy cała ludzkość była wolna, i gdy jeszcze akademia magiczna nie była ruinami nawiedzanymi przez duchy poległych. Tak macie zabić przeklętego sukinsyna. Lecz to nie jest wasz główny cel, choć jedyny pewny. Jest możliwość, że miecz który zabił Jinogu jest gdzieś na zamku. Zbadanie tego miecza może pozwolić nam wyeliminować magię goblińskich czarowników, którzy są o wiele groźniejszym wrogiem niż orkowa armia. Jednak to tylko przypuszczenie. Masz według możliwości zbadać czy miecz jest gdzieś w mieście i go zdobyć. Jeżeli go nie będzie następca tronu jest waszym celem. Choć śmierć bestii nie oznacza naszego sukcesu w tej wojnie podniesie na duchu tych którzy wciąż walczą. Takich jak resztki armii Olgerianu. Dostaniesz też broń która pozwoli ci przeżyć dłużej.

-Magiczne coś?
Mag szukał czegoś w skrzynce przy swoim nie wyróżniającym się namiocie.
-Tak, jeżeli wyrazisz chęć by się zniszczyła to się rozpadnie. To ważne by orkowie nie zdobyli tego. Jeżeli będą mieć większe sukcesy w próbie odtworzenia tego niż my, to jesteśmy zgubieni. Tutaj jest.
Oczy krasnoluda rozszerzyły się w zdumieniu. Miał walczyć bronią której nawet krasnoludzcy rzemieślnicy nie potrafili skopiować. Dowodem wielkości starożytnych mieszkańców. Ogólna zasada działania przypominała zwykły prochowy pistolet, jednak szybkostrzelność przewyższała go wielokrotnie. Sekret tkwił w budowie pocisku która tłumaczona z wysokiej mowy brzmiała nabój zespolony. Choć sama broń była ponoć według starożytnych prymitywna, to właśnie jej prostota pozwoliła mechanizmowi przetrwać wieki.
-Widzę po twej twarzy, że wiesz co to jest rewolwer.-Nazwę wymówił z wielkim trudem.-Tu masz dwanaście nabojów. Strzeż nich. Są niezwykle rzadkie. Aririela wyjaśni ci ich działanie. Jakieś pytania?
Kobieta i jej grupa ludzi wiedzieli wszystko co chcieli, krasnolud był zbyt zaszokowany darem jaki dostał by móc cokolwiek powiedzieć.
-Dobrze, więc idźcie, Chors z wami.-Miał już odejść- Klindorze, pozwól na chwile.
Gdy reszta odeszła krasnolud podszedł do maga.
-Honor waszej rasy jest w waszej brodzie, tak?
Pokiwał głową. Olidrin złapał nic nie spodziewającego się Klindora za jego brodę.
-Posłuchaj, może spotkałeś młodszą córkę złotnika, może nie. Jest ona moją córką, nie byłem w stanie zapobiec śmierci jej matki i nie zamierzam zawieść po raz drugi. Ja nie mogę udać się do miasta, dlatego ty dopilnujesz by nic się jej nie stało. Inaczej stracisz swą cenną brodę. A teraz odejdź.
Będący w szoku krasnolud obiegł najszybciej jak umiał. Czarodziej wrócił do namiotu, skrył twarz w dłoniach.
-Tak zawiodłeś.-Odezwał się głos w jego głowie.
-Odejdź demonie, Sawin cie zabił. Nie masz tu czego szukać.
-Wciąż mogę mówić do ciebie. Arcymagu. Powiedz czy ona wie, że to ty jesteś jej ojcem czy zostawiłeś ją tak jak Ellitre?
-Nie zostawiłem jej! Ty ją zabiłeś!
Odwrócił się by cisnąć zaklęciem w Jinogu jednak nikogo za nim nie było.
-Wie.-Wyszeptał.
Złamał się i płakał, z poczucia straty, bezsilności. Dlatego, że zawiódł, że jego magia nie była wstanie jej uleczyć, że nie może nawet być przy ostatniej osobie która była mu bliska. Baltazar i Sawin odeszli szukać broni wśród budowli dawnego ludu. Został sam. Oby Klindor i Aririela nie zawiedli.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 22-03-2009, 01:55   #53
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kolejka 3

1. Penny
2. Kutak
3. Matyjasz
4. Prabar


***

Wędrówka z miasta do obozu zajęła im ponad dwa dni, więc i droga powrotna nie była krótka.
Szli gościńcem – uznali za zbędne nadmierną ostrożność. Wszak byli tylko dwójką wędrowców i nie widzieli w tym nic podejrzanego.

Jednak podświadomość i wyobraźnia robiły swoje. Nie czuli się dobrze na tak otwartej przestrzeni – w każdej chwili mogli napotkać patrol orków, który kazałby im się wylegitymować, a poselstwo Klindora miało ważność tylko w obrębie stolicy.
No i jeszcze ten cały rewolwer, który dostał krasnolud od czarodzieja. Klindor przez większość czasu majstrował przy broni – ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, który błagał krasnoluda żeby tego nie robił.

Jednak dzięki temu mógł choć na chwilę zapomnieć o tym kim jest – o swojej misji, o tym za co walczy… czym może się stać… nie chcę… nie mogę…

…nie potrafię.
Mimo to krasnolud przez cały czas wiedział, że będzie musiał. Nagle przyłapał samego siebie na chodzeniu ze spuszczoną głową. Wyprostował się i wypiął pierś.
- Nożesz kurwa! – powiedział, prawie krzycząc. – Kimżeś ty jest?! Zaplutym gównojadem, czy dumnym krasnoludem, synem swych przodków?! Chodź tedy jak na krasnoluda przystało!
- Co? – zapytała szczerze zdziwiona Aririela. – Do mnie mówisz?
- Nie… - odpowiedział Klindor po chwili zastanowienia. – Ja… powiedziałem to na głos? Nieźle mi odbija, nie ma co.
- Jak nam wszystkim. – stwierdziła kobieta uśmiechając się. – Życie buntownika nie jest łatwe. Trzeba żyć nadzieją, że warto.
- Mowa! – zakończył krasnolud.

Następne kilka godzin wędrówki przebiegło w ciszy mąconej jedynie co jakiś czas, kiedy to pod butem znalazła się sucha gałązka, lub jakiś ptaszek w lesie się odezwał.
Komplikacje nadeszły pod wieczór, kiedy podróżnicy zaczęli myśleć o rozbijaniu namiotów.

- Kurwa. – stwierdziła malowniczo Arirela. – No to pięknie, tego nam jeszcze brakowało.
Z naprzeciwka szła w ich kierunku para uzbrojonych orków w kolczugach z symbolami carskimi.
- Wy! – krzyknął jeden z nich, kiedy byli jeszcze dość daleko, co najmniej sto jardów. – Ludź i krasnolud! Wy stać!
Osiemdziesiąt jardów. Klindor spojrzał na Arirelę, następnie na swój rewolwer. W magazynku było sześć naboi, broń była gotowa do strzału.

Sześćdziesiąt jardów. Muszę, stwierdził w duchu krasnolud. Muszę, bo… bo walczymy o większą sprawę… nie… nie potrafię…

Czterdzieści jardów. Potrafię, stwierdził. Jestem dumnym krasnoludem z rodu czarnego topora! Potrafię! Muszę… muszę…

Dwadzieścia jardów. Nie mogę… nie mogę… nie…
- Klindorze! – krzyknęła kobieta wyciągając swoją broń.

Huk, upadające ciało, znów huk, następne ciało.
 
Gettor jest offline  
Stary 22-03-2009, 15:41   #54
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
- Do kroćset, rozum postradałeś?! Co ty sobie wyobrażasz?!Aririela chwyciła krasnoluda za brodę. – Myślałam, że jesteś rozsądny! Ty jesteś gówno nie rozsądny!
Ciała orków ukryli w zaroślach poniżej drogi. Na szczęście strzały nie przyciągnęły kolejnych patroli.
Klindor widział już wiele wściekłych krasnoludzkich kobiet, dwie wściekłe elfki, a teraz dopiero mógł podziwiać wściekłą ludzką kobietę. Ten widok przewyższał wszystko, co do tej pory doświadczył. Jakoś nie poczuwał się do winy. Zrobił to, co uznał za słuszne.
Kobiety.
- Musimy dostać się do miasta dziś. Teraz. Zaraz – kobieta przeczesała palcami krótkie włosy. – Chodź. Musimy się pospieszyć.

***
Do miasta dotarli na krótko przed północą. Nie szli już głównym traktem tylko bocznymi ścieżkami, które Aririela najwyraźniej znała jak własną kieszeń. Podeszli do miasta od wschodu, a nie od południa, jak pierwotnie zamierzali. Kobieta poprowadziła ich wzdłuż muru do miejsca, gdzie rzeka wymusiła na budowniczych muru zbudowanie łukowato sklepionego wyłomu. Jednak wejście było okratowane i wątpliwe było przekroczenie muru w tym miejscu. Ale jednak czegoś tu szukali.
- I co teraz? – spytał Klindor, przysiadając na powalonym drzewie. Otarł rękawem pot, który zebrał mu się na czole. W odpowiedzi usłyszał tylko przeciągły gwizd. Kobieta nie odzywała się do niego od tego feralnego zajścia na drodze.
Czekali w napięciu przez dłuższy czas. Przez długie niczym wieczność minuty słyszeli tylko ciszę dzwoniącą im w uszach, cichy pomruk rzeki.
Odpowiedział im gwizd i szelest spływającej ze szczytów muru drabinki. Ostatni drewniany szczebel obił się hałaśliwie o kamienie. Zastygli w milczeniu, ale nic się nie wydarzyło.
- Ty pierwszy – powiedziała, kreśląc w powietrzu nieokreślony gest.
Klindor sprawdził wytrzymałość drabinki i zaczął się wspinać. Słyszał skrzyp napiętych lin, czuł każdy silniejszy powiew wiatru. Był w połowie drogi, gdy silniejszy wiatr zakołysał silnie drabinką. Klindor rozpaczliwie chwycił się szczebla i zamknął oczy. „Nożesz kurwa, kto to widział. Wspinam się po murze jak jakiś pająk” – pomyślał, podciągając się o stopień wyżej. Jeszcze tylko dwa metry, półtorej. Jeszcze tylko metr.
Ledwo czubek jego głowy wychylił się znad krawędzi, a już pochwyciły go czyjeś silne ręce. Podziękował skinieniem głowy i usiadł przy drewnianej stróżówce, w której rozbrzmiewało donośne chrapanie. Krasnolud zajrzał tam zaciekawiony. Przy stole nad kuflem przysypiał wartownik. Najwyraźniej buntownicy spili go do nieprzytomności.
Gdy się odwrócił Aririela właśnie wdrapywała się na mur. Mężczyzna, który im pomógł, uściskał ją mocno, uśmiechając się szeroko.
- Biegają jak koty z pełnym pęcherzem. Jeden patrol nie wrócił do miasta – zakomunikował.
- On się ich pozbył – powiedziała, wskazując na krasnoluda głową. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Łapię. Chodźmy, mamy kilka minut do zmiany warty – odrzekł, zwijając drabinkę. Zarzucił ją sobie na ramię i poprowadził ich w stronę wąskich, krętych schodów.
Klindor miał wrażenie, że coś jest nie tak gdy postawił stopę na ostatnim stopniu schodów. Wartownia była pusta i cicha, jakby wszystkich strażników po prostu wywiało. To niemożliwe, że wszyscy nagle wyszli. Albo zasnęli tak jak tamten na dole.
Wyszli na wąską, ciemną uliczkę, u wylotu której stała skryta w cieniu postać. Instynktownie położył dłoń na toporze. Zauważył, że Aririela nieznacznie poprawiła pas, tak by miecz był w zasięgu ręki.
Postać ruszyła w ich stronę. Kroki okutych w żołnierskie buty stóp odbił się echem.
- Stój! Kto idzie? – warknęła Aririela, chwytając rękojeść miecza.
Odpowiedział jej cichy śmiech, na dźwięk którego kobieta zbladła, a dłoń mimowolnie zacisnęła się na rękojeści miecza.
- Wiedziałem, że cię tu spotkam, najdroższa. Widzę, że teraz gustujesz w krasnoludach… - w głosie mężczyzny pobrzmiewały nutki drwiny.
Klindor jak skamieniały wpatrywał się w przeciwnika. Mieli przed sobą najpotężniejszego człowieka w tym mieście. Kogoś kto ma na swoich rękach krew setek niewinnych istnień.
Zdrajca.
Klindor z bojowym okrzykiem wyciągnął za pasa swój topór i ruszył na niego. To samo zrobiła Aririela, a z jej twarzy wyczytać można było tylko zimną furię.
Lord Thyar wzniósł rękę jakby zamierzał ich pobłogosławić. Oślepiający blask w jednej chwili zalał wąską uliczkę jaskrawym światłem. To było ostatnie, co Klindor zdołał zobaczyć

***

Obudził się z głową ciężką jak po porządnej libacji, a w ustach czuł metaliczny posmak. Pomacał dłonią wokoło siebie, po czym otworzył oczy. To co zobaczył sprawiło, że od razu poderwał się do pozycji siedzącej.
Przez okratowane okno wpadało niewiele światła, ale wyraźnie widział zarys przestronnej celi.
- Nożesz kurwa – zaklął cicho, spuszczając stopy na ziemię. Podszedł do okna. Widok był niemal taki sam, jak ostatnim razem. Zamknął oczy i zdesperowany zaczął intensywnie myśleć o sposobie ucieczki… ale zamiast tego zobaczył bardzo wyraźnie swój błąd. Zobaczył nie drogę ucieczki, a drogę walki. Innej walki z okupantem. Lepszą, bo bezkrwawą, bo trafiającą do rzesz ludzi, elfów i krasnoludów… Coś, co porusza narody i daje im nadzieję… Coś, co wiedzie ich na barykady.
„Bogowie, dlaczego dopiero teraz to na mnie zsyłacie?” – pomyślał nim osunął się w niebyt.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 22-03-2009 o 15:44.
Penny jest offline  
Stary 23-03-2009, 14:41   #55
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Powoli otwierał oczy. Niespiesznie. Nie pamiętał zbyt dokładnie poprzednich dni. Aririlela, tak, Aririlela, lord Thyar, żmija w ludzkim ciele. Obóz, przybycie do miasta, wizyta w karczmie, u jubilera, jego dawni przyjaciele, ich twarze...

Przejechał dłonią po swej twarzy. A potem zamarł.

Pohańbiony. Upokorzony. Okradziony z honoru. Spojrzał w kąt celi, spokojnie, bo wiedział już, co tam zastanie. Jego broda. Duma każdego krasnoluda. Obcięta, w sposób niezwykle prymitywny, typowo orkowy. Odziany jedynie w lniany wór z dziurami na głowę, ręce i nogi, łysy, pobity, wręcz skatowany. Ledwie resztka tego krasnoluda, którym był kiedyś.

Ale było w nim coś jeszcze. Serce. Potężne niczym krasnoludzka twierdza, pełen marzeń, miłości, pragnień. Wszystkie teraz skierowały się w jednym kierunku. Wolność. Wolność. Oto cel najwyższy, oto jego przeznaczenie, oto coś, co musi osiągnąć. Sam. Teraz nie znajdzie przyjaciół. Czeka go samotność.

- Samotność... Cóż po ludziach poecie? - spytał cicho.

Wstał.

- Oto i ja, Kowalu Przedwieczny, panie
Twe dziecko, co przed tobą teraz stanie
Oto i ja, głos ludu przez zło deptanego
Oto i ja, mistrz świata porządku nowego!
Oto me dłonie, me dłonie, królu nieba!
Co dusze uleczy, gdy zajdzie potrzeba.

Uleczy i wyrwie z tej marnej powłoki!
Zakończę te życia marnego mroki!
Pieśń ma, dzieło dzieła własne stwarza!
Silniejsza od broni, od głosu twego zza ołtarza!
Jak piorun przez serce zła się przebije
By lud powstał, co w niewoli gnije!
I przybiorą myśli me kształty
Zakończa się mordy, kradzieże, gwałty,
Świat nowy stworze, królem jego zostanę
Duszom jeno szczęście w nim będzie dane!

Lecz twej dłoni, panie, potrzebuje,
A ty milczysz...
Czy dobro cię nie przekonuje!?


Krok naprzód. W oczach jego szaleństwo. Na twarzy rozkosz z goryczą wymieszana. Głos coraz wyżej, coraz głośniejszy się staje, lecz jakby nikt go nie słyszał...

- Oto ja! Twój syn jedyny!
A oto moje myśli, moje drogie syny!
Nimi świat kreuje, filary jego buduje!
Nad każdym człowiekiem w tej chwili góruje!
Spoglądam na nich z nieba, tak wciąż doskonały!
Myśl swą wysyłam, by nowinę posłały!
Oto koniec śmierci, bólu i szaleństwa!
Koniec bóstw wszelakich i ich okrucieństwa!
Oto czasy bogów kończyć czas nadchodzi!
I każda z dusz wnet się ze mną zgodzi!

A ty... Milczysz wciąż nieprzerwanie...
Za nic masz mój śpiew?
Czy to czcze gadanie?


Kolejny krok.

- Panie, daj ludom swym nowe życie!
Niech zakończy się w ich sercach radości przez smutek krycie!
Niech śmierć istnieć przestanie, niech każdy broń swą odrzuci!
Zamiast płaczu, niech pieśń radości każden wnet zanuci!
I wznoszę się, i jestem jak ptak, orzeł potężny!
Miecz w dłoni dzierżę, i ruch okrężny,
Ten ostatni, w serca twego kierunku zadaję, a umysł mój stateczny,
Cios ostateczny!

Lecz Ty wciąż milczysz!

Na nic ci cierpienia twego wiernego ludu?
Wciąż chcesz, by czekali wielkiego cudu?
Wciąż pragniesz, by łkali co noc ze strachu?
By szukali szczęścia tam w nieboskłonie, na świata dachu?
Zaklinam, daj mi władzę nad ludzkim duchem!
Oni są bowiem ledwie marnym puchem!
Ja zaś ich serca i duszę prowadzić
Będę, miast teraz tu ciebie zgładzić!


Krok ostatni zrobił, przed ścianą ceglaną, odrapaną, brudną stając.

- Odezwij się, teraz, jak ci nakazuje!
Pocisk ostateczny na ciebie już kuje!
Wystrzelę prosto w twe serce, jeśli takowe twój byt posiada!
Wystrzelę w niebo, nowinę ludom świata rozpowiada!
I głos mój w ich umysłach się pojawi!
I serce me ich dusze zbawi!
Odezwij się, szans już więcej dla ciebie nie ma!
Wdrapię się na szczyt najwyższy, ten najbliżej nieba
Tam stanę i krzyknę, a lud dosłyszy cały!
Iż tyś nie ojcem tego świata, ale...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 23-03-2009, 16:48   #56
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Więzień, pod ścianę!
Zza pleców krasnoluda dobiegł dźwięk otwierania ciężkich, starych metalowych drzwi.
-Wyjść.-Z pogardą w głosie odezwała się kryjąca za drzwiami postać.
Klindor powoli ruszył w wyznaczonym mu kierunku.
-Szybciej śmieciu.
Poczuł uderzenie na plecach. Nie chcąc dać satysfakcji swemu oprawcy nie dał po sobie poznać bólu.
Na skrzyżowaniu dwóch korytarzy czekała na niego jego towarzyszka w niedoli, pilnowana przez strażnika którego możnaby skazać za szpetotę twarzy. Wymienili się spojrzeniami. Oboje byli przekonani co do czekającego ich losu, idą na śmierć.
Pełen zrezygnowania szedł przez ciemne, pokryte pleśnią i puste korytarze lochu. Wszelkie cele, marzenia, a nawet poezja która mogła zmienić świat odeszły. Została pustka, i przerażenie przed tym co czeka go na końcu drogi. Nigdy nie lękał się śmierci, jednak pewność jej nieuchronności budziła grozę zakorzenioną w umyśle każdego człowieka.


Przed nimi otworzyły się duże drzwi z ciemnego drewna, pokazując dużą, jasno oświetloną i pełną majestatu salę. Niestandardowe miejsce na egzekucję. Rozejrzał się po pomieszczeniu które z pewnością było dziełem ludzkich mistrzów inżynierii. Dostrzegł cel dla którego go tu przywleczono. Lord Tyhar. Dlatego tu jest by ta szumowina, żywa hańba dla swego gatunku mogła go poniżyć. Nie zamierzał dać mu satysfakcji. Nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Dlatego nie mógł dostrzec zdziwienia, gniewu i furii na twarzy swego oprawcy.
-Kto ich tu przyprowadził?! Mieli zostać ścięci! Ścięci!
-Spokojnie lordzie. Są tu z mojego polecenia. Oczywiście jesteśmy ci wdzięczni za ich złapanie. Jednak wyrok wyda osoba do tego upoważniona.
Klindor niepewnie spojrzał na dwójkę dygnitarzy dyskutujących z sobą. Szczególną uwagę zwrócił na sędziwego już człowieka na którego polecenie tu byli.
-Zawiśniesz, za to, zawiśniesz.
-Z pewnością lordzie. Jednak muszę pełnić swe obowiązki.-Podszedł do wrót sali- Proszę wszystkich o powstanie. Jego wysokość, lennik cara, król Angerinu, elektor Imperium, panujący nam z bożej łaski, król Karol II.
Król, z pewnością nie pasował do dostojeństwa jego sali tronowej. Niski, drobnej budowy jak na ludzkie standardy w za dużych szatach i koronie która ledwo się na jego głowie trzymała przeszedł przez salę krokiem nie wskazującym pewności siebie. Usiadł na tronie a po jego prawicy ustawił się jego doradca dzięki któremu para buntowników jeszcze żyła.
-Lordzie Tyhar, w imieniu mego ludu dziękuje ci za dbanie o bezpieczeństwa mego królestwa. Co zarzucasz tej dwójce.
-Wasza wysokość. Ufam, że w swej mądrości wydasz sprawiedliwy i jedyny dopuszczalny wyrok- Głos lorda ociekał ironią, oraz zawierał w sobie ton sugerujący groźbę.- ta dwójka jest winna spiskowaniu przeciw naszemu miłościwemu carowi. Karą za spisek jest szafot! Jako carski urzędnik domagam się ścięcia ich na miejskim rynku!
-Nie masz praw się domagać niczego. Uspokój się, i zważ do kogo mówisz.
-Czarowniku, twa pozycja na dworze uchroniła cię przed śmiercią. Jednak skończysz tam gdzie reszta, na stosie!
-Cisza. Oni? Ta dwójka?-Król wskazał na sądzonych.
-Tak wasza wysokość.
-Ta dwójka? To ścierwo? Spójrz na nich. Oni by gałązki nie byliby wstanie złamać, co dopiero spiskować. Uznaje ich nie winnymi.
-Wasza wysokość! W imieniu cara domagam się śmierci dla nich. Zgódź się albo poniesiesz konsekwencje.
-Dość! Nie będziesz, groził mi w moim własnym kraju. Straż! Lordzie Tyhar, z uwagi na twój tytuł unikniesz śmierci. Konfiskuje wszelkie twe ziemie leżące w mym królestwie. Oraz skazuje na wygnanie. Jutro z rana wyruszysz pod eskortą w kierunku południowej granicy. Kapitanie, zabrać go.
Z mieczami w ręku gwardziści podeszli do lorda. Dwóch z nich chciało złapać go i siłą wyprowadzić.
-Sam pójdę. -Te słowa wystarczyły do przekonania żołnierzy.- Jesteś królem, jednak to ostatnie dni twych rządów.
Niemal natychmiast po tych słowach, zamknęły się za nim wrota sali. Monarcha dał znak by byli więźniowie podeszli do niego. Choć z wyglądu władca nie wzbudzał respektu jego ostatnie działanie niszczyło myśl o nieposłuszeństwie.
-Teraz dam wam szansę na zemstę. Lord Tyhar uda się na południe. Wiedzą już o tym buntownicy. Zostanie złapany i zabity. Mój stary doradca który służył memu ojcu, zadbał by Olidrin się o tym dowiedział. Możecie do niego dołączyć. Lecz na miłość boską, uważajcie! Jesteśmy w kluczowej chwili w dziejach. Te państwa Imperium które nie zostały podbite zjednoczyły swe siły pod wspólnym sztandarem i przygotowują się do uderzenia. Olegerian od dawna jest gotowy do otwartej walki i tylko czeka na nasz ruch. Nawet teraz część jazdy podąża za grupą carewicza by uniemożliwić mu ucieczkę. Krasnoludy obiecały nam wsparcie w razie walk. A orkowie o niczym nie wiedzą. Wasz brak ostrożności może oddalić początek walk na długie lata. Wiem, że przybyliście po miecz Sawina demonobójcy. Jest na zamku, macie go z tego miejsca zabrać i dostarczyć magom, co się z wami stanie dalej nie wiem. Pójdziesz do zbrojowni i powiesz, że jesteś Klindor. Dostaniecie ten miecz oraz wyposażenie na drogę. Przed bramą będą czekać na was moi żołnierze którzy was bezpiecznie wyprowadzą na odpowiednią odległość od miasta. Nie traćcie czasu.
Oboje mimo swego kiepskiego stanu pobiegli by wykonać rozkaz.
-Wasza wysokość, jako długoletni przyjaciel starego króla mogę powiedzieć, że byłby z was dumny.-Usłyszeli słowa doradcy zanim wybiegli z sali.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 23-03-2009, 21:48   #57
 
Prabar_Hellimin's Avatar
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Nastał świt. Klindor i Aririela, całą noc będący w drodze, postanowili odpocząć na pobliskiej polanie. Klindor naznosił chrustu, zaś Aririela rozpaliła ognisko z pomocą krzesiwa. Krasnolud usiadł przy ogniu z bułką w ręku i zaczął rozmowę.
-Jak się czujesz?
-Głupie pytanie. Jednym z dwóch silnych uczuć, które mną teraz targają, jest nieodparta chęć rozbicia Ci czegoś twardego na głowie.

„Ludzkie kobiety...” Klindor nie odezwał się ponownie. Dwa kwadranse milczenia, przerywanego co chwilę mlaskaniem krasnala, minęły. Podróżnicy wsiedli na konie i ruszyli w dalszą drogę.

**

Po przebyciu trzech mil przez las natrafili na wąwóz, którego dołem płynęła rzeka.
-Hmm... - krasnolud rozejrzał się – Jakieś pół mili na wschód jest kamienny most. To jedyna droga na drugą stronę.
Dalej również przejechali w milczeniu. Pięćdziesiąt sążni od nich był kamienny most, o którym mówił Klindor. Zaś przy moście było rozpalone ognisko, przy którym siedziała trójka orków.
-Nie mają symboli carskich. Ani mundurów, ani proporca. To pewnie bandyci. Lepiej dla nas. - powiedziała Aririela.
Klindor wyciągnął topór. Wolał nie marnować kolejnych nabojów z rewolweru. Mogły się jeszcze przydać. Aririela sięgnęła po łuk i garść strzał. Podjechali bliżej, starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Na trzydzieści sążni od mostu dziewczyna naciągnęła strzałę na cięciwę i oddała niezwykle celny strzał w głowę najbliższego z orków. Zielonoskórzy zerwali się i chwyciwszy swoje pordzewiałe dwuręczne topory, rzucili się z okrzykiem za Aririelą. Krasnolud w tym czasie zajechał biegnących od tyłu i galopując pozbawił jednego głowy. Koło ucha drugiego świsnęła kolejna strzała. Klindor szybko nawrócił i wymierzył cios w tors przeciwnika, tym razem zablokowany. Ork szybko pobiegł w stronę kobiety, która w ostatniej chwili wypuściła w jego stronę strzałę.

Klindor zsiadł z konia i zaczął obszukiwać orków.
-Daj spokój, nie mamy czasu. I tak nic ciekawego nie znajdziesz. - mówiła Aririela.
-A założymy się? - odpowiedział Klindor, wyciągając świstek papieru zza pasa jednego z orków.
-Co tam masz?
Krasnolud rozwinął, przeczytał koślawo napisany tekst i podał kobiecie.
-Sama zobacz...
-List gończy? Za nami?
-Z podpisem Lorda Thyara...
-Niech to szlag!
- kobieta wpatrywała się z niezwykłą wściekłością w towarzysza
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline  
Stary 25-03-2009, 22:08   #58
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kolejka 4

1. Matyjasz
2. Penny
3. Prabar_Hellimin
4. Kutak


***

Klindor w zamyśleniu wpatrywał się w list gończy. Zastanawiało go jakim cudem tak szybko rozeszła się wiadomość o ich ucieczce, oraz że Lord Thyar tak szybko wrócił do władzy.

Rozmyślając pogładził się dłonią po brodzie. I zamarł. Bo brody nie było. W jednej chwili krasnolud przypomniał sobie wszystkie wydarzenia z kilku ostatnich dni.

Moja broda… moja duma… nie ma jej. Jestem nikim. NIKIM!

Usiadł ciężko na pobliskim kamieniu patrząc w dół. I rozmyślając. O wielu sprawach, zwłaszcza o sensie walk partyzanckich.

Po co to komu? Jest nas co najmniej dziesięciokroć mniej niż wojsk carskich. Po co… po co ja się w to pakowałem?!

I przypomniał sobie. Przypomniał sobie ogień, ostrze, krew i śmierć. Jego ojca zadźganego jak psa przez orków. Pamiętał. Przysiągł zemścić się na nich – zatłuc każdego parszywego gównojada, który był im podobny. Zdrajców także.

Zwłaszcza zdrajców.

Wstał – szybko i energicznie.
- Klindorze, wszystko w porządku? – zapytała Arirela odzywając się do niego po raz pierwszy od dłuższego czasu z innym uczuciem niż złość.

Jednak krasnolud nie czuł się dobrze – nie w ogólnym tego słowa znaczeniu.
Płonął z rządzy zemsty. Orkowie mogli go poniżyć, odebrać mu jego dumę i honor. Niech tak będzie. Zemsta nie musi iść w parze z honorem, ani godnością.

Zemsta nie przebiera w środkach.

Równie energicznie, co przed chwilą, Klindor wyszarpał z ubrania emblemat swojego klanu – żółte godło z płomieniem, na środku którego widniał czarny topór.

Po chwili pustego przyglądania się znakowi, cisnął go w ogień.
- Nie jestem już Klindorem z klanu Czarnego Topora. – powiedział patrząc się w płomienie. – Bez mojej brody i znaku mojego klanu jestem Klindorem Wygnańcem.

Krasnolud jeszcze przez chwilę wpatrywał się w płomienie, kobieta zaś rozglądała się dookoła. W końcu przerwała niezręczną ciszę.
- To świetnie, krasnalu. Będziesz mógł im o tym powiedzieć.

Klindor już chciał się zapytać „jakim im”, lecz po prostu się odwrócił. W ich stronę maszerował miarowo oddział orków z carskim sztandarem. Jego liczebność krasnolud określił na bliżej nieznaną, bo nie widział końca maszerującej kolumny.

Aririela i Klindor już chcieli coś przedsięwziąć – najlepiej się schować, kiedy nagle…

- Kupą na nich, kurwa! – usłyszeli krzyk dochodzący z lasu. I zaczęli z niego wybiegać kiepsko uzbrojeni ludzie. Całymi dziesiątkami.

- Wsparcie przyszło! – zawołał Klindor wyciągając swój topór. – Czas im pokazać siłę Wygnańca!
 
Gettor jest offline  
Stary 26-03-2009, 15:03   #59
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Ostatni raz spojrzał na list. Data wydania to ponad tydzień temu, zanim go złapali. Wszystko było jasne. Ktoś ich zdradził. Tak jak i teraz.
Pewnie chwycił stylisko swej broni. Spojrzał na nadchodzące kolumny. Dumne sztandary orków i podarte sztandary Angerinu. Ludzie eskortujący lorda polegli, a ich symbol został zhańbiony. Czuł gniew, gniew który nie pozwalał mu myśleć o niczym innym niż zemsta.
Widział jak ludzie atakują wroga, jak pierwsi z nich padają od bezlitosnych ciosów. Wtedy prawdziwe zrozumiał. Zrozumiał to czego doświadczył w lochu, co widział w płomieniach. On nie miał zostać poetą. Miał stworzyć pieśń, ale nie słowem. Czynem. Widział swoją drogę wyraźnie, aż do samego końca. Będzie musiał złożyć najwyższą ofiarę na ołtarzu świata, zginie. Zginie jednak jego śmierć zostanie zapamiętana. Przetrwa w sercach i umysłach potomnych do końca świata, da ludziom inspiracje do walki i poprowadzi ich na szańce. Odzyska swój honor i zginie.
Tak jak pokolenia przed nim wzniósł swą broń wysoko by wróg mógł zobaczyć co zada mu śmiertelny cios i by trwoga zagościła w ich sercach. Za przykładem przodków wydał okrzyk który odbierał słuch stojącym obok, zwiastując zgubę przeciwnikowi.
Biegł, las, ludzie, oddział orków, myśli wszystko to przestało myśleć. Był topór, wróg i koncentracja na celu. Dopadł do pierwszego w szeregu, walczący nawet nie zwrócił uwagi na śmierć która go otuliła. Cios padł za ojca który poległ w nieznaczącej potyczce i podnóża gór. Za rodaków z sił ekspedycyjnych, dzielnych ludzi którzy ginęli bronią swego domu, lata w niewoli, cierpienie narodów, i za swój honor. Godność którą z każdym ciosem odzyskiwał. Każda krzywda, zniewaga musiał zostać okupiona krwią wroga. Z każdym wspomnieniem mordercza broń wznosiła się by refleks światła mógł wesoło zatańczyć na jej powierzchni nim wykona swe ponure zadanie. Każdy z ciosów z zimną, wyrachowaną precyzją spełniał swe zadanie, zabijał. Nie było obrony przed jego furią. Ciosy których nawet nie unikał raniły jego ciało. Nie zważał na to, w jego żyłach nie musiał płynąć krew. Żył podtrzymywany ogniem gniewu.
Jednak jednostka wobec losu jest bezsilna, trzeba płynąć z prądem. Jak rzeki się nie da zawrócić tak i przeznaczenie jest nieubłagane. Atak się chwiał wobec przewagi wroga, orków było znacznie więcej niż miało być.
Dźwięk prymitywnego rogu rozległ się na polu bitwy. Chwila zdawała się zawieszona w czasie, jakby bitwa ucichła. Wśród zgiełku wyraźny był rozkaz.
-Wycofać się.
Klindor walczył nie tylko z wrogiem. Furia walczyła z starym weteranem. Lata służby wygrały, lojalność i posłuszeństwo wobec dowódcy, wygrały.
Cofał się każdy każąc płacić orkom życiem za każdy metr ziemi. Nie dał się otoczyć, gdy reszta panicznie uciekała on zapobiegł rzezi.
Nie musiał walczyć długo, las ustąpił miejsca skałom, orkowie zatrzymali się. Sto metrów wgłąb wysokiego i stromego kaniony ustawili się obrońcy skracając swe linie. Ostatni raz uderzył i pobiegł do sprzymierzeńców. Wśród ludzi znalazł swą towarzyszkę cała w krwi i maga ognia do którego go przysłano. Stali z tyłu grupy, kanion był zamknięty.
-Przybyli tu na śmierć!-Wykrzyczał dając upust swemu gniewu, który jeszcze nie ostygł.
-Niekoniecznie. W okolicy jest jazda Olegerianu, musimy wytrwać aż dotrą do naszych pozycji. Historia się powtarza.
-O czym ty mówisz, magu?
-Kiedyś była podobna sytuacja garstka wojowników odpierała najeźdźców w kanionie, według pradawnej już legendy, zwanym Termopilami. Było ich trzy setki wrogów tysiące. Mogli uciec jednak walczyli.
-Przeżyli?
-Nie, wszyscy polegli. Jednak w pewien sposób zwyciężyli ich kraj nie upadł.
Wbił broń w ziemię. Z pleców zrzucił magiczny miecz paladyna Sawina.
-Masz broń którą szukałeś. Wygraj nią wojnę. Wynieś się z tego miejsca teleportuj. Czy coś.
-Nie zostawię mych ludzi!
-Los wszystkich ludzi w twoich rękach, idź. Albo walcz, obiecaj, że gdy sytuacja będzie beznadziejna uciekniesz. Na honor przodków, na życie twej córki magu przysięgnij!
-Przysięgam. Jednak dziś wygramy! Złamiemy fatum, nie podzielimy losu obrońców Termopil.
Klindor nie zważał na pewny głos czarodzieja wiedział, że jego losem jest chwalebna śmierć. Spojrzał na szeregi wroga. Dojrzał swego wroga, lord Tyhar dowodził orkami. Wskazał go.
-To czarownik! Zrób coś bo zabije nas jednym zaklęciem!
-Tyhar nigdy nie miał dość mocy na to. Wiem co ci zrobił. Jeżeli go spotkasz na polu bitwy jego magia nic ci nie zrobi. Masz moje słowo.
-Więc ty ich zabij, jesteś magiem ognia. Z czterech szkół magii twa jest najbardziej niszczycielska.
- Lęk był wyraźnie wyczuwalny w głosie towarzyszki krasnoluda.
-Nie mogę, magia jest zbyt nieprzewidywalna. Bez przygotowań silne zaklęcie może wyrwać się z pod kontroli i spowodować większe straty w naszych szeregach
Ludzie zrobili wszystko co mogli, zostało im powierzyć przyszłość w ręce przewrotnego losu, któremu podlegali nawet byli bogowie. Teraz został na świecie tylko jeden bóg, a i on najbardziej doświadczył przewrotności losu.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 27-03-2009, 15:52   #60
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Kobieta prychnęła i chwyciła magiczny miecz.
- Miecz nie wygra wojny! – krzyknęła z furią w głosie. – Nic nam po nim, jeśli wszyscy zginą! Trzeba nam człowieka, który będzie dzierżył ten miecz!
Mag skinął głową w zamyśleniu.
- Musicie odnaleźć osobę, która będzie w stanie władać mieczem - odpowiedział. – To wasze nowe zadanie. Odejdźcie stąd jak najszybciej.
Ręką przywołał jednego z wojowników i cicho zamienił z nim kilka słów. Po chwili odwrócił się do krasnoluda i kobiety.
- Z kanionu jest tylko jedno wyjście, ale dla was jest niedostępne. Postaram się przenieść was jak najdalej od pola walki, ale nie wiem w jakim kierunku. Nie mam czasu by sprecyzować zaklęcie.
Aririela skinęła głową, ale Klindor miał wątpliwości. Jak mają odnaleźć człowieka, krasnoluda czy elfa, który mógłby chwycić za miecz? Nie było jednak czasu na pytania. Mag chwycił ich za ramiona, zamknął oczy, po czym wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Ostatnie co usłyszeli to odległy głos rogu i zwiastujące walkę wojenne okrzyki orków.

Wylądowali na leśnej ścieżce. Gdzieś z oddali dobiegały ich odgłosy walki. Aririela otarła rękawem koszuli czoło i policzki. Po czym skinęła na niego głową.
- Musimy iść.
Miała rację. Ruszyli leśną ścieżką oddalając się coraz bardziej od bitewnego zgiełku. Pokonywali zakręt za zakrętem, a w końcu otoczyła ich nieprzenikniona cisza.
I dopiero wtedy spostrzegli, że ktoś za nimi podąża.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i jednocześnie ukryli się za dorodnymi drzewami po obu stronach ścieżki.
Zza zakrętu wyszedł lord Thyar. Klindor nie mógł uwierzyć własnym oczom. „Jak on tu się znalazł, do jasnej cholery?” – pomyślał, ściskając dłońmi stylisko topora. Widział jak z drugiej strony kobieta ściska rękojeść swojego miecza. Spojrzała mu prosto w oczy i skinęła nieznacznie głową. Skoczyli oboje, jak dwa wilki atakujące swoją ofiarę.
W tym samym momencie Thyar odwrócił się. Z nieludzką wręcz szybkością odtrącił broń Aririeli i wyminął ostrze topora krasnoluda. Uniósł rękę posyłając kobietę na drzewo, o które wyrżnęła z taką siłą, że z gałęzi posypały się liście. Człowiek odwrócił się do krasnoluda z niemal sadystycznym uśmiechem.
- Co mam ci zrobić byś przestał wierzgać…? – spytał cicho swoim głosem przywodzącym na myśl syk węża. – Może odrąbię ci dłoń, co?
Krasnolud warknął tylko w odpowiedzi i ruszył na przeciwnika. Jego topór syknął w powietrzu, ale natrafił na pustkę. Thyar ponownie uniknął ciosu. Krasnolud zaklął paskudnie w swoim języku i rzucił się ponownie na swojego adwersarza. Tym razem w ciszy lasu rozległ się metaliczny brzęk metalu ścierającego się z metalem. Walczyli na śmierć i życie, nie ustępując pola ani na krok. Krasnoludowi trzykrotnie udało się zranić czarownika, a ten dwukrotnie przebił jego osłonę. Jednak miał nad krasnoludem przewagę – był wypoczęty i nieludzko szybki. Zbyt szybki.
Thyar wniósł miecz by zadać krasnoludowi potężny cios. Klindor zablokował go toporem, ale niewyobrażalnie ostre ostrze zjechało po trzonku. Jego dłoń rozpalił niewyobrażalny ból. Upuścił topór, opadł na kolana przyciskając do siebie dłoń. Z jego gardła wydobył się opętańczy krzyk, który spłoszył najbardziej wytrwałych obserwatorów walki – ptaki.
- Oh, jaka szkoda – głos lorda ociekał wręcz od samozadowolenia. – Miałem odrąbać ci dłoń, a udało mi się tylko pozbawić cię dwóch palców. Szkoda, wielka szkoda.
Klindor poczuł chłodny metal na policzku. Ostrze miecza kazało spojrzeć mu prosto w zimne oczy.
- Zabij mnie – stwierdził chłodno. Co innego mu zostało? Tylko śmierć. Był nikim. Nie mógł być już wojownikiem.
Thyar uśmiechnął się łaskawie. Krasnolud wiedział, że zrobi to z przyjemnością. Kątem oka zauważył, że Aririela ostrożnie podniosła się z ziemi. Obrzuciła ich czujnym spojrzeniem. Rzuciła się na pomoc towarzyszowi.
Metal znów starł się z metalem. Klingi w ich rękach były niczym srebrne smugi. Żadne nie potrafiło przebić obrony drugiego. W tym momencie jawili się Klindorowi jako dwie połówki jednej rzeczy. Identyczni, ale tak różni od siebie. Tacy sami, ulepieni z tej samej gliny.
Porażająca prawda przebiła się przez zasłonę bólu. Równocześnie miecz Thyara przebił się przez osłonę Aririeli. Wytrącił jej broń z ręki, a ta chwyciła rękojeść drugiego miecza, który miała przy sobie. Magiczne ostrze zamigotało własnym blaskiem. I zgasło, a kobieta wypuściła oręż z ręki wydając z siebie przerażony krzyk, przyciskając sparzoną rękę do piersi.
Thyar zaśmiał się pogardliwie i wzniósł rękę do ostatecznego ciosu. Jednak z oddali dobiegł ich gromki ryk bojowego rogu. To jazda Olegerianu przybyła z pomocą.
- Wybaczcie mi, ale muszę was opuścićThyar skłonił się przed nimi teatralnie, chowając broń w pochwie. Po czym odszedł.
Kobieta spojrzała na krasnoluda zaskoczona.
- Klindorze, miecz sam wybiera swojego właściciela - jej głos drżał z bólu. Uniosła do góry poparzoną dłoń, po czym podpełzła do niego by obejrzeć jego ranę.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172