Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2012, 16:22   #451
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Summers

Wnętrze japońskich umocnień było – paradoksalnie – wyjątkowo bezpiecznym miejscem na wyspie. Jednak Summers po otrzymaniu rozkazu nie zamierzał ryzykować. Szedł więc ostrożnie, przeszukując korytarz po korytarzu i pomieszczenie po pomieszczeniu.

Wszędzie wokół unosił się odór zgniłych ryb, a tu i ówdzie trafiał na rozszarpane ciała japońskich żołnierzy. Masakry dokonały bez wątpienia te ośmiornicogłowe monstra, które Summers widział przy łodzi podwodnej. Ciosy zadano bowiem ludziom z taką siłą, że pękały kości, a jeden z trupów miał rękę wyrwaną wraz z ramieniem.

W końcu Summers znalazł to, czego szukał. Skład z amunicją wypełniony skrzyniami. Zaopatrzenie było dość spore, a dla dwójki żołnierzy wręcz gigantyczne, ale najważniejsze, że znalazł też ładunki wybuchowe. Całą skrzynię. Mógł wrócić do Harikawy.

Niosąc skrzynię w wyciągniętych dłoniach i będąc w połowie drogi zdał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Za sobą słyszał szuranie wielu nóg. Podobne szuranie posłyszał także z bocznego korytarza.
Summers spojrzał w tamtą stronę i zamarł.

Widział ich. Zabitych japońskich żołnierzy. Odmienieni nie do poznania pełzali w jego stronę kłapiąc zębiskami.





Harikawa

Summers poszedł wykonać rozkaz a Harikawa miał okazję odpocząć. Siedząc na kamieniu obserwował grotę i japońską łódź podwodną.

Morijaba wynurzyła się z wody, niczym morski potwór. W towarzystwie kilku morskich bestii.

- Gdzie twój bladolicy towarzysz? – zapytała.

Coraz lepiej ją rozumiał.

- Poszedł poszukać czegoś, co pozwoli nam dotrzeć do świątyni.

- Rozumiem. - Przysiadła obok niego. Jaj czarna skóra lśniła od morskiej wody. Murzynka roztaczała wokół siebie dziwną woń. Trudną do opisania lecz ... przyjemną.

Jej dłoń spoczęła na jego udzie. Ten kontakt wywołał w nim dreszcz. Zarówno nieprzyjemny, jak i przyjemny. Odsunął się jednak od niej starając nie patrzeć na ludzkie, nagie, bardzo kobiece ciało. Wolał spoglądać na twarz zmienioną w maskę monstrum. Obrzydliwą i nieludzką. Jednak to było nadspodziewanie trudne. Jej zgrabne piersi i ciemna kępka włosów łonowych nie pozwalały o sobie zapomnieć. W końcu Harikawa był mężczyzną, żołnierzem i pierwotne, samcze popędy drzemały uśpione w jego ciele.

- Nie musisz się mnie bać – powiedziała Morijaba. – Każde z nas robi, to co musi, aby przeżyć. Wiesz, że tam, skąd pochodzę, czczono mnie jak boginię. Wielu mężczyzn marzyło o tym, bym zaprosiła ich na noc do swojej chaty. Ty nie musiałbyś się obawiać odrzucenia. Co zamierzasz zrobić, kiedy to wszystko się skończy?

Te niespodziewane pytanie zaskoczyło go.

Spojrzał na nią i zamarł. Morijaba wyglądała teraz inaczej. Znikła ohydna maska demona, znikła twarz kobiety dojrzałe. Teraz Murzynka wyglądała jak moda, atrakcyjna, ciemnoskóra kobieta.

- Weź mnie – powiedziała spoglądając w oczy Harikawie z dziką, wręcz zwierzęcą namiętnością. – Weź mnie tu i teraz.





Noltan, Yoshinobu, Boone, Dean, Dempsey


Kryształ pulsował , zmieniał kształt, formę, strukturę, barwę. Wydawało się, że pojawia się i znika, że przenika kilka wymiarów jednocześnie – nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni.

Wyszli z tunelu – najpierwsza Sakamae czując narastającą grozę. Jakby przeczuwając nieszczęście, jakie za chwilę się zdarzy. Tuż za nią w laboratorium pojawił się Ronald. Ruszył w stronę poranionej kobiety - jaszczura wyciągając w jej stronę rękę z darem – lusterkiem.

Boone dopiero wychodził na górę, kiedy to się zdarzyło.

Noltan wrzasnął. A z gardła wydarł mu się nie krzyk, lecz istny huragan.

Sakamae poczuła, że w owym krzyku jest nie tylko moc, ale też gniew – niewypowiedziany, niepohamowany gniew setek tysięcy zamordowanych ku chwale kryształu ludzi. Dawka emocji w tym krzyku zadziałała na łagodną Japonkę, niczym cios obuchem. Poczuła, że traci grunt pod nogami i nim zdążyła cokolwiek zrobić, gruchnęła o przeciwległą ścianę, która pękła z trzaskiem. A może to popękały kości Sakamae. Nie była pewna.

Ronald nie zdążył podać daru Kyou. A może to pradawna istota nie zdążyła go odebrać?

Moc krzyku uderzyła w nią z całą potworną siłą, cisnęła o sufit zmieniając w krwawą miazgę pogruchotanych kości. Ale nawet taka siła nie była w stanie zgładzić bestii.

Ronald również poszybował w tył, niesiony upiornym wrzaskiem Noltana i również walnął o przeciwległą ścianę.

A potem sufit pękł z trzaskiem i runął w dół przygniatając wszystkich znajdujących się w laboratorium ludzi.

Sally, która nadal znajdowała się w tunelu, usłyszała jedynie potworny huk, a potem Boone wpadł do tunelu. Z sufitu posypały się kawałki ziemi, pojawiły się pęknięcia. Musieli uciekać, ale wydawało się, że Boone stracił przytomność, a wyjście prowadzące do sali z kryształem zostało zniszczone.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-11-2012, 20:14   #452
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- W cywilu... byłem lekarzem internistą. Zaczyna...- wypowiedź Harikawy przerwało wyznanie Morijaby. Kapral zamarł patrząc na nagą kobietę nie bardzo wiedząc co rzec. Była pociągająca i chętna, a on był wyposzczonym żołnierzem. No i nie był jakimś tam chrześcijaninem, by się trzymać czystości do ślubu. W innym miejscu i w innym czasie, bez namysłu skorzystałby z okazji, ale...
-Tu, teraz?- wyrwało się zaskoczonemu Yametsu. Jak by nie patrzeć, mroczna jaskinia pod japońską bazą pełną trupów znajdującą się na wyspie szaleństwa była najmniej odpowiednim miejscem na amory.- Wiesz... nie mamy na to czasu... Nie żebym nie chciał...- w tym akurat nie mógł kłamać, ciało samo reagowało na wizualne bodźce.- Ale Summers wkrótce wróci. Nie mamy czasu. Lepiej poczekać z tym na lepszą okazję.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-11-2012, 21:57   #453
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
człowiek
jest jak lustro
które odbija innych
i dzięki nim
kształtuje siebie

są lustra bardziej
lub mniej
przejrzyste

są bardziej
lub mniej
wierne

grube i cienkie
czyste i brudne

dowolnych kształtów
i rozmiarów

metalowe
szklane
i kryształowe

ale każde
odbija innych
pokazując siebie

wystarczy
tylko jeden
jedyny
nieostrożny ruch
i lustro pęka

czasem tylko się rysuje
drobne pęknięcie
skaza
którą można wygładzić
wypolerować
jeśli się chce

ale czasem
lustro rozpada się zupełnie
na milion okruchów

a wtedy nic już go nie sklei
i nic więcej się w nim nie odbije

***


Energia pochodząca od Noltana była... brudna. Szalona. Zła. Pełna strachu, cierpienia, nienawiści, grozy...

***

groza jest... piękna

w ułamku chwili
jaźń rozsypuje się na milion okruchów
jak rozwibrowany kryształ

ochronna otoczka normalności
pęka
jak mydlana bańka
pod delikatnym naciskiem palców
obłędu

świadomość umiera
by odrodzić się na nowo

nic już nie będzie
takie samo

świat nabiera nowych barw
nowych znaczeń
inaczej pachnie, inaczej smakuje
inaczej brzmi

przeszłość i przyszłość
przestają się liczyć
jest tylko
tu-i-teraz

zawieszone w czasoprzestrzeni
na wieki odbite w martwych źrenicach
szeroko otwartych oczu

***


Zaryzykowała... ale opłaciło się. Wygrzebała się spod gruzów i odnalazła Rona. Nie musiała używać słów, zrozumiał od razu. O nic nie pytał. Zamknął tylko jej drobną dłoń w ciepłym uścisku i poprowadził do wyjścia.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 14-11-2012, 10:36   #454
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
To co zyskał, to co go wypełniało... Ten niezwykle potężny ból który odczuwał z każdym użyciem mocy. Mocy, która przyćmiewała ów ból. Odczuwał go, odczuwał na każdej komórce ciała, lecz dzięki mocy mógł normalnie funkcjonować. Szkoda że jako dziecko nie był tak potężny... Nim zabił własnego ojca.

Teraz jednak, moc sprawiła że betonowy sufit po prostu nie zrobił mu krzywdy. Nic mu się nie stało, najmniejszego zadrapania czy otarcia. Tak, to było niezwykłe uczucie, takie pełne przyjemności.

Tysiące potępionych, zamordowanych, torturowanych, gwałconych, żywcem zakopanych czy utopionych, spalonych. Miliony dusz które nie zaznały spokoju, teraz szeptały i tylko one wiedziały jak powstrzymać to, co dzieje się na tej zapomnianej przez Boga wyspie. Przesłanie, szepty - to wszystko było jasne. Czarne na białym. Zniszczyć jaszczuroludzi. Obu, równocześnie.

A więc wydostał się z gruzowiska i wziął to pogruchotane, połamane truchło jaszczurzycy na swoje ręce, potwornie ją krępując samym uściskiem i ruszył w kierunku, w którym jak myślał udał się jaszczuroczłowiek. Ten przebrzydły dziad, który prawie go zabił. A miliony dusz rytualnych ofair, niczym deszczowa chmura ruszyła za Noltanem wspierając go jak tylko mogły. W imię zemsty, sprawiedliwości. W imię wyrównania rachunków i oczyszczenia wsypy. W imię celów wyższych.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 14-11-2012, 13:44   #455
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
A jednak pomylił się co do tych trupów. Może i były martwe, ale szkodliwości – tak na pierwszy rzut oka – jakoś nie potrafił im teraz odmówić. Na tej przeklętej wyspie naprawdę niczemu nie można było zaufać. Pogodzie, własnym zmysłom, nawet zmarłym.

- Jeszcze wam mało? - warknął wściekle, tłumiąc w zarodku chęć rzucenia skrzyni w diabły i przywitania natrętów tak, jak na to zasługiwali. I ostro podkręcił tempo. Bo chociaż rola potencjalnej przekąski obrzydła mu już zupełnie, do schodów musiał dopaść pierwszy. Za słabo orientował się w układzie bunkra, żeby z pamięci wybrać dogodniejsze do obrony miejsce, nie bardzo zresztą wierzył, że taki akt heroizmu Harikawa przedłożyłby nad parę solidnych wiązek dynamitu.
W skrzyni było wprawdzie więcej, ale wszystkie nadwyżki miała pochłonąć realizacja planu. Dość zuchwałego, żeby w razie powodzenia rozwiązał wszystkie zębate problemy za jednym zamachem, acz niezbyt finezyjnego. Kiedy trzeba skakać nad niekompletnymi zwłokami, które próbują odgryźć nogi, niełatwo wznieść się na wyżyny taktycznego myślenia.

…na skrzyżowaniu przy schodach puścić skrzynię, dwie wiązki dla kaprala cisnąć do jaskini... w jedną rękę złapać pudełko detonatora i zwinięty przewód, drugą wyciągnąć ostatni granat... wyszarpnąć zawleczkę zębami, upuścić granat do skrzyni między pozostałe ładunki... skoczyć w dół, z bojowym bluzgiem na ustach...
I nie zapomnieć świdra. W końcu przewalił za tym cholerstwem pół zbrojowni. Gdyby nie ten przebłysk geniuszu, pewnie byłby na dole, jeszcze zanim zwłoki zaczęły się zwlekać z ziemi, i to z całą skrzynią wybuchowych laseczek. Tyle że równie dobrze mogliby powtykać je sobie wtedy w dupy. A tak nawiercą w skale otworów do woli i – przy odrobinie szczęścia – może rzeczywiście otworzą przejście do świątyni.

Ale najpierw trzeba dotrzeć w całości do schodów... Potem... Potem będzie już z górki.
 
Betterman jest offline  
Stary 14-11-2012, 19:16   #456
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Sally nie była pewna co się dokładnie stało. Ale i w to nie wnikała. Przyjęła to zdarzenie jak wiele innych, dziwacznych upodobań wyspy.
Zostali odcięci od tych pokracznych stworów. Może to i lepiej?

- To wszystko przez ciebie - powiedziała z wyrzutem Sally przecierając piekące od pyłu oczy.
Boone nie pokusił się o komentarz z oczywistych względów. Leżał nieprzytomny, pokryty częściowo gruzem. Odgarnęła z niego kamyki i chwilę po prostu się na niego gapiła.
- Przez ciebie - powtórzyła żeby lepiej to do niego dotarło.

Nie miała ochoty iść. Ale zostać nie było po co. Tutaj nic na nich już nie czeka.
Sally złapała Boona pod ramiona i zaczęła ciągnąć w jedynym możliwym kierunku, czyli z powrotem do zmutowanych więźniów.

- Mam nadzieję, że ich szlag trafił, wiesz? Ich i to lusterko. Ktokolwiek zawalił im sufit na łby zasługuje na puchar. Albo chociaż szarfę. "Wybawca ludzkości". Albo... "pogromca robali"? "Mistrz deratyzacji i dezynsekcji"? - jej śmiech otarł się o jakąś obłąkaną nutę.

Każdy krok kosztował ją wiele wysiłku ale nie poprzestawała w działaniu. Bardzo bardzo powoli ale niestrudzenie posuwali się ku wyjściu.

- Głodna jestem... - nie wiedzieć czemu Sally wzięła sobie za punkt honoru aby podtrzymać konwersację z żołnierzem. Poza tym wszystko nagla wydało jej się bardzo obojętne. Chciała wziąć udział w finale, zobaczyć ostatnią scenę nim opadnie kurtyna ale i tego jej poskąpiono. Trudno. Zajmie się swoimi ludzkimi przyziemnymi myślami.
- Jakbyś mógł wybrać każdą możliwą potrawę i ona, cudownym trafem, nagle by się pojawiła przed twoim nosem... no to co byś wybrał? Bo działają tu te anomalie czasoprzestrzenne, prawda? Czemu ni stąd ni z owąd pojawia się przed nami ciężarówka pełna żywych trupów a nie może na przykład kosz piknikowy? To się nazywa złośliwość zjawisk Boone.
Boone nie odpowiadał więc weszła mu w słowo.
- Ja miałabym ochotę na naleśniki z syropem klonowym. I do tego koktail mleczny...

To dziwne. Mimo całego zamieszania i wszelkich potworności jakie działy się wokół Sally Dean mogła myśleć jedynie o tym jak bardzo jest głodna i spragniona. Koniec końców jesteśmy jedynie sumą naszych fizjologicznych potrzeb. Niczym mniej, niczym więcej.

Pieprzyć artefakty, potwory, anomalie czasoprzestrzenne...
Burczało jej w brzuchu.
 
liliel jest offline  
Stary 15-11-2012, 19:57   #457
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ PIĄTY:


WYSPA , KTÓRA JEST I KTÓREJ NIE MA, I NIE BYŁO




Harikawa i Summers

Nie wiadomo, czy to słowa Harikawy przekonały Morijabę, czy też nagłe pojawienie się Summersa, który wykonywał iście akrobatyczne manewry bojowe.

Uciekał przed coraz bardziej zbliżającym się pościgiem zębatych monstrów i – o dziwo – udało mu się dobiec do schodów przed nimi. A potem z wulgarnym okrzykiem bojowym rzucił się w dół, by przywitać dno jaskini z bolesnym jękiem.

Kiedy Harikawa podrywał się, sięgając po broń, Summers wcisnął detonator.
Potężna eksplozja, jaka miała miejsce w tunelu nad schodami, przetoczyła się przez podziemną grotę, niczym ryk rannego monstrum. Wraz z kawałkami gruzu i pyłem siła wybuchu wyrzuciła z korytarza kilka zębatych stworów.

Harikawa zareagował, jak dobrze wyszkolony żołnierz iechoty morskiej i otworzył ogień w kierunku oszołomionych eksplozją potworów. Już nawet nie przeraził go ich wygląd. Widział na tej wyspie tyle plugawych okropieństw, że zębate koszmary nie zrobiły na nim większego wrażenia, niż skrzydlate potwory czy morskie plugastwo. Przed chwilą o mało nie przespał się z ośmiornicogłową Murzynką, więc potwory z piekła rodem nie miały znaczenia.
Wystrzeliwał kule z precyzją doskonale wyszkolonego marines. Jedna po drugiej bestie padały na ziemię z przestrzelonymi czaszkami. Nim Summers podniósł się z ziemi, było po wszystkim.

- Kotumo – powiedziała zaniepokojona Murzynka, a macki na jej twarzy poruszyły się gniewnie. – Zbliża się On. Musimy się pospieszyć.
Summers wypluł piasek, roztarł sobie obolałe ramię.

Nie tracąc czasu poszli do ślepej ściany. W ruch poszły świdry. Zanosiło się na długą i męczącą pracę.





Noltan

Na zewnątrz baraku świeciły dwa słońca. A nawet trzy słońca, bo nisko, nad linią drzew unosiło się jeszcze jedno – pomarańczowe, wielkości mandarynki.
Teraz jednak Noltan nie łamał sobie nad tym głowy. Musiał wytropić wroga i go zniszczyć. Musiał powstrzymać to szaleństwo.

Przyjrzał się okolicy. Ujrzał staranowaną przez samochód ciężarowy bramę, kilka baraków w tym jeden rozwalony przez tą samą ciężarówkę, która rozwaliła ogrodzenie. Ujrzał dół, w którym nie tak dawno temu siedział z czwórką innych ludzi. Z których dwójkę zabił własnoręcznie, a pozostała dwójka zmieniła się w jakieś monstra.

Z jednego z baraków Noltan usłyszał jakieś dziwne odgłosy. Jakby krzyki, jęki, zawodzenia. Nie był pewien, dokąd poszedł Japończyk - jaszczur. Czy do tego baraku, czy też może skrył się w dżungli? Nim Noltan wygramolił się ze zrujnowanego laboratorium, jaszczurka miała sporo czasu by się oddalić od nich.

- Wyrzuć to z siebie – wyjęczała pokiereszowana ponad ludzkie wyobrażenie postać, którą Noltan trzymał w rękach. Za nim, z ruin wygramolił się ktoś jeszcze.

Ale uwagę Noltana przykuły dziwaczne, pokraczne monstra, które pędziły w jego stronę wyłaniając się zza jednego z baraków.





Yoshinobu, Dempsey

Trzymając się za ręce wydostali się ze zniszczonego laboratorium. Ta fizyczna bliskość była wręcz niesamowita. Dodawała im obojgu sił. Nadal jednak wyczuwali przed sobą chodzącą grozę. Marionetkę Kryształu.

Musieli wręczyć jeszcze dwa dary: lusterko i kamień. Wiedzieli, że od tego zależy, czy uda im się powstrzymać... coś złego. Coś naprawdę złego.
Sakamae poczuła to pierwsza. Gdzieś, z głębi dżungli przywoływała ją jakaś siła. Dzika, pierwotna, lecz ... chyba przyjazna. Na pewno mniej przerażająca niż to, w co zmienił się Noltan.

Właśnie. Noltan.

Amerykański żołnierz stał przed wyjściem z baraku. Większy, otoczony ... cieniami. Ronald słyszał krzyki – nienawistne głosy – skrywające potworność, jaką stał się Noltan aurą okrucieństwa, szaleństwa i zemsty. Przerażał swoją obecnością bardziej, niż trzy słońca na karmazynowym niebie.

Obóz zmienił się od momentu, kiedy wygramolili się z dołu dla jeńców.

Wyglądał wręcz normalnie. Ale zdawał się opuszczony. Chociaż nie. Nie był opuszczony. Zza jednego z baraków wyłoniła się licząca co najmniej tuzin sfora zębatych potworów.

Na niektórych Sakamae i Dempsey widzieli jeszcze szczątki mundurów japońskich żołnierzy.

Stwory wydawały się mieć tylko jeden cel – i był nim Noltan.





Boone, Dean

Dean była głodna, a Boone nieprzytomny. Dwa nieszczęścia w jednej chwili.
Stan ten nie trwał zbyt długo. Nagle Boone otworzył oczy. Czy też raczej ślepia, bowiem teraz pod czaszką żołnierza lśniło dziwne światło.
Dar wypełniał jego żyły.

Z pewną wręcz fascynacją Dean obserwowała, co dzieje się z ciałem jej towarzysza. Jak rosną mu mieścinie, jak na skórze pojawiają się kolczaste narośle i łuski, jak twarz przepoczwarza się w monstrualną maskę potwora.
Po chwili kucał przed nią – większy, silniejszy, groźniejszy lecz w jakiś sposób ... normalny. Ten sam.

Wyszczerzył kły podnosząc łeb.
http://images.elfwood.com/art/m/a/ma...an_warrior.jpg

Nie widziała kła, który Czerwiogłowy wbił mu w brzuch, ale mogła przysiąc, że każdy z kłów bestii – Boona wygląda dokładnie tak, jak użyty kieł.
A Bonne poczuł, że gdzieś niedaleko, w sercu dżungli, coś lub ktoś czeka na niego.

I na Sally, która stała się powierniczką ognia kryształu.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-11-2012 o 20:00.
Armiel jest offline  
Stary 17-11-2012, 16:34   #458
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Noltan spojrzał na te potworki, a potem na trzymaną w rękach jaszczurzycę której zdjęcie mogło definiować hasło keczup w encyklopedii. Nie miał zamiaru uciekać, nie posiadając tą moc. Wiedział że zaraz rozpruje go ból, ale czym był ból wobec życia. Niczym więcej jak środkiem do celu. A więc kiedy potwory zbliżyły się w zasięg jego mocy, ryknął na nie gardłowo.

Kiedy stwory poczuły jego moc, ruszył biegiem w kierunku baraku, zza którego wybiegły te pomioty piekielne. Nie wiedział gdzie jest jaszczur, ale to był dla niego jedyny trop. Chciał uwolnić tą wyspę, te potępione dusze. A skoro miał środki, mógł więc nieco się wysilić.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-11-2012, 16:33   #459
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
post wspólny

- Ta wyspa jest psikuśna - powiedziała Sally wolno cedząc każdą sylabę. - Psi-kuś-na. Robi psikusy.
Podeszła do Boona i dotknęła jego błękitnej, pokrytej łuską skóry na ramieniu szyi i policzku aby w końcu z dziecięcą ciekawością dotknąć ostrego jak sztylet kła i naciskając na jego koniuszek, jakby chciała się przekonać, czy rzeczywiście jest tak ostry na jaki wygląda.
- Ostry - przyznała na głos.
Boone wyglądał inaczej ale miała pewność, że to ten sam jej Boone. Żołnierz, który uratował ją w dżungli, z którym błąkała się po tej dziwacznej wyspie, i w końcu, który na nią nakrzyczał i przez to Sally Dean się na niego gniewała.
- Nadal się na ciebie gniewam - postanowiła mu ten fakt przypomnieć grożąc mu palcem przed nosem. - Nie powinieneś na mnie krzyczeć. I zabierać mojego lusterka. Sama je ukradłam. Było moje.

Ruszył w górę, znając już sekret pozbycia się jaszczurów. Rozpoznanie, przygotowanie, wykonanie, odwrót. Kolejność z podręcznika do taktyki zachowana, wtedy jednak dziki wrzask o ogromnej sile spuścił mu sufit na głowę, niwecząc plany marine. Zamierzał dotrzymać układu. Poczekać te pięć sekund po tym jak wręczą dary, robiąc z potworów torturujących ludzi jeszcze silniejsze potwory.
Wygrzebał się ze sterty gruzu. Coś się dział, coś fascynującego. Wzrastał w SIŁĘ. Zawsze tego chciał prawda? Chciał poczuć się jak bóg, być panem życia i śmierci, szczególnie widząc żółtka w krzyżyku lunety. Podniósł się z ziemi. Złapał kawałek gruzu który strzelił odłamkami na wszystkie strony kiedy tylko lekko zacisnął pazurzastą dłoń. Zawył, czy zaryczał pełną piersią wkładając w to resztki człowieczeństwa, rozpaczy i przerażenia. Był teraz taki jak oni wszyscy. Jak kreatury z wyspy, której już nigdy nie opuści.
- Wiem że się gniewasz. Źle zrobiłem, myślałem że nad tym zapanuję – dotknął równocześnie z nią swojej łuskowatej mordy, próbnie najeżył grzebień na czubku głowy. – Przepraszam, Sally.
Ciekawie to zabrzmiało z gardła potwora nie przystosowanego do wydawania ludzkich dźwięków.

Wzruszyła tylko ramionami.

- Her-her-her – marine zarechotał nagle obłąkańczo. – No to co teraz? Przez zawał nie przejdziemy, czyli z powrotem?
Nagle podniósł głowę jakby coś wywęszył, usłyszał czy wyczuł.
- Tam! – pokazał prosto w pulsującą niedawno ścianę korytarza jak ludzkie kiszki. – Czujesz to?

- Nie - Sally nie puszczała jego łapska i dodatkowo schowała się za ogromne żylaste cielsko.

Podniósł do oczu jej małą rękę w swoich pazurach.
- A no to pewnie tylko ja... Musimy tam iść, coś przynajmniej mnie tam ciągnie.

- Chodźmy. Jesteśmy teraz inni, prawda? - niższa od niego o dwie głowy kobieta ufnie wsunęła dłoń w wielką, zakończoną pazurami łapę potwora i nie bacząc jak może to wyglądać z boku po prostu zaczęła iść przed siebie narzucając niejako kierunek im obojgu.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 19-11-2012 o 16:50.
Harard jest offline  
Stary 19-11-2012, 16:58   #460
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
z Harikawą tudzież Armielem w roli (znów) niepociągającej Mori

- Długo to potrwa? - ciszę przełamała Murzynka, wyraźnie czymś zaniepokojona.
- To zależy czy Summers pamięta, gdzie mniej więcej wyszedł - stwierdził Yametsu, zajęty obstukiwaniem i nasłuchiwaniem. - Jak już znajdziemy ścianę to... pójdzie szybko. Nawiercenie otworów, wetknięcie ładunków i odpalenie powinno zająć kilka chwil.
- Bo musimy się pośpieszyć. Musimy dotrzeć szybciej niż inni.

- ZAPOMNIAŁEM MŁOTKA - wtrącił trochę bełkotliwie i zdecydowanie zbyt głośno, ale ponad wszelką wątpliwość radośnie Luke, zgrzebawszy się wreszcie z ziemi.
Ostrożnie odstawił detonator, przyjrzał mu się krytycznie i na wszelki wypadek przysunął do pobliskiej skały. Potem rozejrzał się za resztą dobytku.
- KORYTARZ BYŁ CHYBA TAM - huknął, po czym beztrosko rzucił pierwszą wiązkę dynamitu we wskazanym ruchem głowy kierunku. - POSZUKAM CZEGOŚ DO NAPOCZĘCIA ŚCIANY - dodał, maszerując w stronę tego, co zostało z przystani po jego poprzedniej wizycie.
- Akurat młotek to najmniejszy problem - rzekł w odpowiedzi Yametsu, po czym spojrzał na nagą Morijabę i wyraźnie zmieszanym tonem spytał:
- Bo się spieszymy, prawda? - Jej nagły "romantyczny nastrój", zburzył dotychczasowy porządek w ich trójstronnych relacjach. O czym pewnie ani Luke, ani ona sama nie mieli pojęcia.
- W jakiś dla mnie niepojętny sposób Kyou dowiedzieli się o świątyni. Moce. Dziwne i złowrogie starły się ze sobą bardzo niedaleko stąd zarówno na linii czasu, jak i w przestrzeni. Musimy je uprzedzić. Nim będzie za późno.
- Świetnie! - Summers kiwnął głową, chociaż z przemowy usłyszał góra połowę, a zrozumiał jeszcze mniej. Na szczęście głuchota powoli ustępowała. - Ale...
- Ale co? - zapytała Murzynka.
- Ale skała z tego powodu się nie rozstąpi, choćby ją ładnie poprosić. Trzeba rozłupać - rozgarniając butem pogorzelisko, płynnie przeszedł na ton sceptycznej fachowości, tradycyjny oręż w warsztatowych bataliach z niecierpliwym klientem.
- Mniej gadania... więcej stukania - mruknął Hairkawa, energiczniej biorąc się do szukania "zamurowanego przejścia". Nie mieli za wiele ładunków, by pozwolić sobie na rozrzutność w ich używaniu.
- No właśnie. Samym bagnetem nie wykujesz gniazda pod świder. - Luke zważył w dłoni solidny kawał jakiegoś żelastwa. - Ujdzie... Spróbujmy przy brzegu tej gładkiej części. Rozłożymy jedną wiązkę, powinna wystarczyć.
- Czy mogę wam jakoś pomóc? - Murzynka zagulgotała spod mackowatej maski.
- Wykryjesz za którą skałą jest pustka? - spytał Yametsu. - To by wiele ułatwiło.
- Gdyby był tam ktoś żywy. Lub coś żywego. Być może tak.

Summers wziął się do pracy, nie czekając na ewentualne efekty tajemniczych działań Morijaby. Bez litości tłukł prowizorycznym młotem po bagnecie, aż uzyskał na ścianie kilka płytkich, układających się w koślawą elipsę otworów. Wtedy ustąpił miejsca uzbrojonemu w świder kapralowi, a sam przysiadł na najbliższym kamulcu, żeby odsapnąć i zaczekać na swoją kolej, ocierając twarz i kark zupełnie już zeszmaconą koszulką.
Parszywa robota... A wiercenie zapowiadało się jeszcze gorzej... Oby tylko starczyło przewodu, żeby odpalić ładunki spod schodów. Głupio było by po tym wszystkim dostać w łeb kamieniem. Albo całym stropem.

Yametsu ruszył mu z pomocą w wierceniu i zakładaniu ładunków. Wszak im szybciej wydostaną się z tej przeklętej jaskini, tym lepiej... chyba.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 19-11-2012 o 17:14. Powód: zgubiłem dwie linijki abishaia.
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172