Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2014, 15:56   #41
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Pomyłka. Tragiczna pomyłka, która nie tylko zmyliła zmysły pogrążonego w rozpaczy O'Braina, ale także zwiodła racjonalnego i twardo stąpającego po ziemi Coopera. Ten jednak szybko zdał sobie sprawę z błędnej oceny sytuacji.
Zbyt wiele podobnych szczegółów. Zbyt wiele emocji i bodźców, którymi bombardowała ich rzeczywistość, doprowadziły do błędu.
Thomas nie chciał słuchać wyjaśnień. On wiedział swoje. Białe Camaro skręciło w lewo. Także Cooper nie mając innych planów skręcił za nim. Wzrokiem szukał wolnego miejsca do zaparkowania. Wiedział, że bez jego pomocy o'Braina nic nie zrobił. Był zbyt pijany, by nawet iść o własnych siłach, a co dopiero mówić o pościgu za samochodem.

Cooper spogląda w prawo i widzi jedno wolne miejsce, pomiędzy furgonetką dostawcy pieczywa, a czerwonym Fordem. Włącza kierunkowskaz i wtedy dostrzega coś, co niemal odbiera mu władzę w rękach. Z bocznej uliczki wyjeżdża olbrzymia śmieciarka. Cooper wie, że kierowca go nie widzi.

Czas zwalnia, jak zawsze w takich momentach. Ruchy Coopera są jednak zbyt powolne, aby w porę zareagować. Mark już wie, że nie ma dla nich ratunku. Wpatrzony w oddalające się białe Camaro, O'Braina nawet nie zdaje sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa.
Ostatkiem świadomości Cooper wciska pedał hamulca i skręca w prawo. Wie, że nie uchroni go to przed zderzeniem, ale może skieruje cała siłę uderzenie na tył ich samochodu.



Potworne uderzenie wyrzuca Coopera i O'Braiana na kierownicę i deskę rozdzielczą samochodu. Pasy bezpieczeństwa zadziałały bez zarzutu i błyskawicznie zaciskają się na klatce piersiowej wyrzucając z niej całe powietrze.
Trzask łamanych żeber miesza się ze zgrzytem zgniatanej karoserii. Okropny, wwiercający się w mózg łoskot i huk, który uświadamia obu mężczyzną, jak wielka siła w nich uderzyła.
Rozlegają się klaksony innych samochodów i krzyk i pisk ludzi.

Nagle wszystko cichnie. Czerń zalewa cały świat.



Gdy Cooper otwiera oczy czuje pulsujący ból w lewym boku oraz na czole. Instynktownie dotyka głowy i czuje lepką, sączącą się powoli krew. Rana nie jest głęboka, ale bardzo piecze. Zdaje mu się, że cały mózg mu drga wewnątrz czaszki.
Rozgląda się wokół i jest jeszcze bardziej przerażony niż w momencie, gdy dostrzegł wyjeżdżająca z bocznej uliczki ciężarówkę.
To miasto... to miasto... to jakiś koszmar. Sen szaleńca.
Opustoszałe ulice, pełne śmieci i walających się wszędzie zardzewiałych metalowych części, szkła i i gruzu. Piętrzące się się jeden na drugim wieżowce z obdrapaną fasadą i wybitymi szybami. Stalowe niebo, które przywodzi na myśl pusty oczodół martwego boga.
Serce Coopera wali jak szalone. Szum w uszach sprawia, że panika wdziera się do jego umysły.
On już wie, że rzeczywistość znowu zamknęła go w jakimś chorym zakątku.




O'Brain budzi się kilka sekund później. On nie czuje bólu. Alkohol nadal zabija wiele napływających do mózgu bodźców. Dla niego nie jest ważny, ani udział w wypadku, ani odniesione rany, ani nawet widok przerażającego, zrujnowanego miasta, które wygląda jak po apokalipsie atomowej. Dla niego liczy się tylko jedno.
Widok Lucy, którą prowadzi jakaś kobieta. Obie znikają za rogiem oddalonym od nich o jakieś pięćdziesiąt metrów.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 11-08-2014, 18:19   #42
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Widzę jak cholerny samochód skręca, ucieka nam sprzed nosa. Ale Cooper jest czujny, na pewno bardziej niż ja.
Obedrę ze skóry tą sukę.. obiecuje.

Chwile potem słyszę, a potem czuje hamulec i nagłe odbicie w prawo. Co jest kurwa?! Mieliśmy skręcać w lewo.
Zaraz potem świat wpada w drżenie. Zupełnie jakby Bóg postanowił oberwać kawałek nieba i spuścić go na głowy ludzi.
Wstrząs, huk. Samochód jest zgniatany niczym puszka, ale nam nic nie jest. Czuje.. więc chyba jestem, prawda?
Ktoś krzyczy, ktoś piszczy.
Cały impet uderzenia hamują pasy. Czuje jak wpijają się w klatkę, przytrzymują i chyba łamią żebra. Skurwysyńska fizyka, prawa grawitacji i inne ścierwa! Czemu nie zrobili lepszych pasów.. zawsze żebra muszą być łamane? Nie wiedzą, że odłamki mogę przebić płuca?! Skurwysyny.

Tracę na chwilę przytomność, ale nie na długo. Odzyskuje ją w zupełnie innym Nowym Jorku.
Takim, przez który przeszła apokalipsa. Szarość i popiół to dominujące kolory. Wieżowce przypominają szkielety obdarte ze skóry, wszystko jest w ruinie, kawałkach. Niezły bal.. dobrze, że alkohol uśmierza ból.

Podnoszę ręce do twarzy. Raczej nie czuje krwi, obeszło się bez takich obrażeń. Kaszlę na dłonie, ale nie pluje krwią.
Uf! Płuca całe.. Na pewno kilka żeber poszło.
Jednak wszystko to jest tylko kiepską scenerią. Mój wzrok koncentruje się na jednym punkcie

Jakaś kobieta odchodzi z Lucy. Są niedaleko, skręcają za róg. Muszę ją uratować, los dał mi drugą szansę.
Nie obchodzi.. nic mnie nie obchodzi. Ilu ludzi będę musiał zabić, czy odstrzelę ich jak pieprzonych czarnuchów, poćwiartuje, obedrę ze skóry czy zatłukę gołymi rękoma. Ta suka będzie pierwszą ofiarą.. tylko ją dorwę.

Szamoczę się chwilę z pasami aby je zwolnić i próbuje się zorientować w jakim jestem położeniu.
 
Gveir jest offline  
Stary 12-08-2014, 07:56   #43
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wytaczam się spod pogiętej karoserii samochodu. Poprzednie zdarzenia wracają do mnie w postaci serii przebłysków. Nagłe zderzenie ze śmieciarką i wypadek, po którym nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby nam szans. Prawdę mówiąc sam nie wierzyłem, że przeżyjemy. Nadal nie wierzę. To miejsce wygląda na fantasmagoryczny czyściec.
Przecieram oczy ze zdumienia. Jestem obolały, ale w jednym kawałku. Nim zbieram się na nogi, Thomas pędzie główną drogą. We wszechobecnym pyle ślady butów podkreślają jego trasę. Jest nie tylko pijany, ale i szaleńczno pobudzony. Znów coś zobaczył i biegnie bez opamiętania. Błąd. Jeśli to miejsce jest swoją naturą podobne do metra, nie można działać pochopnie.
Miejsce prawdziwe czy nie, lata siedzenia w biurze nie służą mi dobrze. Dostaję zadyszki, podążając za O'Brainem. Biegnę tuż obok, gotów go powstrzymać, gdyby w amoku naraził się na zbyteczne niebezpieczeństwo.
 
Caleb jest offline  
Stary 12-08-2014, 19:03   #44
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Thomas O'Brain
Widok córeczki spowodował, że O'Brain wpadł niemal w szał. Mimo ran powypadkowych, wyrwał pas, który krępował mu ruchy i wybiegł na ulicę opustoszałego miasta.

Biegł co sił, aby dopaść kobietę która uprowadziła jego córeczkę. Serce tłukło mu się w piersi i zdawało się, że zaraz wyskoczy. Pot oblewał mu skronie i ściekał po oczach. Thomas jednak biegł, nie zważając na walające się wszędzie fragmenty zwalonych ścian, zardzewiałego złomu, czy zwykłych hałd śmieci.
Biegł mimo, że czuł potworny ból w lewej nodze. Biegł na ratunek swojemu ukochanemu dziecku.


Thomas wybiegł za róg i zauważył, że kobieta w beżowym kostiumie znika w drzwiach wysokiego budynku. Był to zniszczony dwunastopiętrowy blok mieszkalny, którego ściany porośnięte były wijącymi się niczym węże pnączami. Okna pozbawione szyb wyglądały niczym oczodoły martwych dzieci. Łzy samoistnie napłynęły do oczu O'Braina. Potężna kula rozpaczy uderzyła w niego i rozbiła na atomy.
Mężczyzna zapragnął skulić się w sobie i płakać. Płakać na śmiercią swojej ukochanej Lucy i swoją bezradnością.
Zapewne tak, by się stało gdyby nie usłyszał szybkich kroków za sobą oraz ciężkiego oddechu. To był Cooper, który pędził mu na pomoc.
Thomas nie był już sam i ta świadomość dodała mu sił.
Zebrał się w sobie i ruszył naprzód.
Thomas wbiegł do klatki zrujnowanego bloku. Już od progu jego zmysły zaatakował potworny trzask, świst i nieludzki jęk, który wwiercał się w mózg niczym stalowe wiertło.
Świat nabrał rdzawych, czy też krwistych odcieni. Thomasowi zdawało się, że po obdrapanych ścianach ścieka krew tworząc przerażające bohomazy.
Z przerażeniem rozejrzał się wokół.

Koślawe, kręte schody zasypane gruzem prowadziły na górę. Uchylone drzwi do piwnicy oraz oświetlone jasnym światłem drzwi z barwnym witrażem.
Nigdzie nie było ani Lucy, ani tej suki, która ją uprowadziła.
Żadnych śladów.
Żadnych wskazówek.
Nic.


Mark Cooper
To miejsce przerażało Marka, tak samo jak przeklęty, ciągnący się w nieskończoność pociąg metra. W tym zrujnowanym i opustoszałym mieście, Cooper odczuwał te same wibracje, których doświadczał przemierzając wagony podziemnej kolejki.
To znowu się stało. IMG http://cdn.desktopwallpapers4.me/med...50/2/18634.jpg BBCODE
Świat zamknął ich w jakieś chorej i zdegenerowanej przestrzeni. Przestrzeni, gdzie każdy element zdawał się mieć symboliczne znaczenie. Gdzie każdy ruch, słowa i gest mogły kształtować rzeczywistość. O ile to co ich w tej chwili otaczało można było nazwać rzeczywistością.

O'Brain mimo widocznych ran z brutalną siłą wyrwał pas, który krępował jego ruchy i pobiegł z jakimś swoim kolejnym urojeniem. Cooper nie miał innego wyjścia. Obiecał mu pomóc, a w tej chwili bez jego wsparcia O'Brain zginie.

Lata spędzone z biurkiem wychodziły teraz Cooperowi bokiem. Nawet będąc w pełni zdrowym miałby problemy, aby dogonić Thomasa, a co dopiero teraz. Poobijany i ranny biegł jednak za człowiekiem, któremu obiecał pomoc.

Własne kroki dudniły mu w uszach niczym pneumatyczny młot. Obraz przed jego oczami kołysał się i falował. Cooper wiedział, że jest na skraju przytomności. Ostatkiem sił podążał już tylko za pędzącym w nieznane Thomasem.

Nagle coś uderzyło w Coopera. Jakiś kształt wyskoczył z wąskiej, bocznej uliczki i wpadł prosto na przebiegającego Coopera.
Mężczyzna upadł na pokryty gruzem chodnik. Kilka metrów od niego przykucnęło dziwne zwierze. O ile tak można było nazwać to coś.
Gad o oślizgłej skórze i wytrzeszczonych oczach przypominał wyrośniętą jaszczurkę.

Istota syknęła niczym wściekły kot i wyszczerzyła zęby w kierunku Coopera. Ten przerażony cofnął się pod ścianę najbliższego budynku. Na szczęście, to coś nie zamierzało go atakować. Zwierzę syknęło tylko jeszcze raz i pognało w kierunku pogrążonej w mroku uliczki po drugiej stronie.

Wtedy Cooper zauważył, że ktoś nad nim stoi. Wysoki mężczyzna ubrany w ciemny prochowiec wpatrywał się w niego. Ku swemu przerażeniu Mark spostrzegł, że nie ma on w ogóle twarzy. Zamiast nie niej miał jednolitą bryłę mięsa, niczym jakiś prymitywny sklepowy manekin. Nienaturalnie długie ręce zwisały mu wzdłuż tułowia.
- Zawróć! - krzyknął piskliwym głosem - To droga do zatracenia!
Po tych słowach mężczyzna odwrócił się i zaczął iść w kierunku rozbitego samochodu Coopera.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 12-08-2014, 22:33   #45
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Jestem tak blisko, tak bardzo BLISKO!
Biegnę, mimo faktu odniesionych ran. Alkohol już ze mnie wyparował, do przodu pcha mnie tylko dzika determinacja. Złość. Furia. Zemsta. Sprawiedliwość.
Boże.. jeśli jeszcze istniejesz, ześlij na mnie anioła zemsty. Pozwól wymierzyć mi sprawiedliwość, mnie staremu detektywowi.

Gdy wybiegam zza rogu, kobieta, która uprowadziła Lucy znika w starej kamienicy. Wybite szyby, szkielet budynku i okalający je bluszcz nadają zło wrogości. Chce mi się płakać, nagle dopada mnie rozpacz.
- Lucy.. słonko moje.. - mamroczę pod nosem i upadam na kolana. Moje źrenice rozszerzają się, patrzę wzrokiem naćpanego na trzęsące się dłonie. Przecież byłem tak blisko..

I wtedy. Wtedy słyszę kroki. To Mark, rozpoznaje jego kroki.
Nie od parady los mi go zesłał, jest tym co przypomina mi o obietnicy. Muszę wtłoczyć na nowo w żyły furię.
Determinacja, śledczy instynkt, węch, zmysły. Czysta furia. Niczym rasowy pies myśliwski.
Dopadnę cię suko. Doskoczę do gardła i zacznę szarpać. Wyrwę serce..

Puszczam się pędem do kamienicy. Wpadam z impetem, barkiem lewej ręki roztrącając drzwi.
Chyba goszczę u samego Lucyfera.

*

Budynek otacza mnie złowrogim otoczeniem. Dziwne dźwięki próbują atakować mój mózg.
W dodatku otaczająca mnie rzeczywistość zaczyna kąpać się w czerwieni.. krew. Wszędzie ta cholerna krew!
Miejsce kaźni i śmierci, pełne bólu, rozpaczy. Niczym zbiornik z krwią niewinnych.
- LUCY! - wrzeszczę nienaturalnym, mocnym głosem. - Odnajdę cię suko, zapłacisz mi za porwanie córki. Obiecuje.. nie zabije cię od razu. Złapię i będę torturował po kres Twoich dni. Zabijał i wskrzeszał po kawałku, aż przestaniesz odróżniać rzeczywistość!
Z jakiś dziwnych powodów w mojej głowie majaczą słowa piosenki śpiewanej przez Roba Halforda..

You won't break me
You won't make me
You won't take me,
Under blood red skies

You won't break me
You won't take me
I'll fight you under blood red skies


Kurwa.. żałuje, że nie mam mojego służbowego Glocka. Ta mała, ale poręczna pukawka dodałaby mi trochę trzeźwości.
No i miałbym dobry argument w łapie!

Nigdzie jednak nie ma śladów. Niczego, co mogłoby mnie naprowadzić na trop. Suka mogła pójść w dół, do piwnicy. Na górę po schodach albo przez drzwi z witrażem. Trzy drogi, trzy wybory. Kurwa, znowu religijna symbolika?!
Podchodzę do schodów i sprawdzam czy na gruzie nie zostały ślady butów. Obchodzą mnie tylko ślady szpilek.
Odnajdę Cię i uratuje, kochanie. Tatuś Ci to obiecuje.
 
Gveir jest offline  
Stary 13-08-2014, 13:57   #46
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jestem tak wykończony, że nie widzę jak z uliczki uderza mnie pokryte łuską ciało. To jakieś zwierzę, przerośnięty gad. Wpatruje się na mnie paciorkowatymi oczyma. Nie widzę w nich agresji. Stwór za chwilę znika. I wtedy pojawia się coś jeszcze. Trudno mi określić co czuję, gdy widzę... tę istotę. Moje zmysły znów szaleją, tak jak podczas perypetii w metrze. Mmysł zdążył od tego czasu nieco się uspokoić, powrócić na logiczne tory percepcji. Tymczasem znów muszę mierzyć się z groteską i chorymi wizjami. Człowiek (?) bez twarzy mówi do mnie:
- Zawróć! To droga do zatracenia!
Zawrócić? Niby gdzie? Nie ma mowy. Podjąłem decyzję pewien czas temu i będę się jej trzymał.
Mijam postać, rozglądając się, gdzie pobiegł Thomas. Widzę go na ułamek sekundy, gdy znika w mrokach na w pół zawalonego budynku. Obiekt wygląda jakby miał zapaść się w swoich posadach. Zaraz jestem w środku.Thomas nie był tak długo ,,po drugiej stronie" jak ja. Jego jaźń dopiero dostosowuje się do tego, co obserwuje. Może dlatego mam mu pomóc? Służyć jako przewodnik w tej dolinie ciemności. Zdaje się, że mężczyzna słyszy jakieś głosy. Przykrywa dłoniami uszy, cedzi przez zęby słowa piosenki, by je zagłuszyć. Uspokajam go, delikatnie poklepuję po plecach.
- Nie martw się. Ta rzeczywistość próbuje być bardziej przerażająca niż jest. Nie daj się zwieść i pozwolić zapomnieć, po co tu jesteśmy.
O'Brain przytaknął niemo. Sam wszedł na zniszczone schody. Ja postanowiłem sprawdzić wyjście z witrażem. Nasz cel raczej nie uciekł do piwnicy, gdyż nie powinno być stamtąd drogi ucieczki. Przynajmniej patrząc na to ze zdroworozsądkowo punktu widzenia, co tutaj nie musiało się sprawdzać. Postanawiam sprawdzić najbliższą okolicę za drzwiami i zaraz wrócić do kompana. Nie powinniśmy się zbytnio oddalać od siebie.
 
Caleb jest offline  
Stary 13-08-2014, 21:00   #47
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Thomas O'Brain
O'Brain szukał śladów i tylko to go interesowało. Ostrożnie postawił nogę na pierwszym stopniu starych i pokrytych odłamkami tynku schodów. Jego oczy poszukiwały śladów mogących go naprowadzić na trop porywaczki jego córeczki.
Kątem oka zauważył, że do klatki wbiegł także Cooper. Jego obecność dodała mu sił i pewności siebie. Mark poklepał go po ramieniu i poszedł szukać śladów w innym miejscu.

Wtedy z góry doszedł go cichy śpiew Lucy.

Tak to była jego córeczka. Tego głosu nie pomyliłby z żadnym innym. Ból w nodze zaczął go palić żywym ogniem, ale nie przejmował się tym. Przeskakując po dwa, trzy stopnie wbiegł na górę.
Minął jedno piętro którego korytarz wyłożony był starym bordowym dywanem. Dywan tak, jak reszta podłóg w budynku zawalony był pyłem i gruzem.
Thomas biegł dalej. I choć utykał i czuł, jak ból promieniuje już na całą nogę dobiegł do drugiego piętra.
Na wprost schodów znajdowała się przemysłowa widna, a dokładniej rzecz ujmując jej szyb. Samej widny nie było widać, choć O'Brain zajrzał do środka i spojrzał w górę i w dół.
Po lewej i prawej stronie schodów ciągnął się długi korytarz z masą drzwi na obu ścianach.
W korytarzu po lewej leżały rozrzucone dziecięce zabawki. Lalki z oberwanymi głowami, kucyki Pony które ktoś poprzebijał noże, pluszowe misie z watowymi wnętrznościami na wierzchu. Na ten widok do oczu Thomasa ponownie napłynęły łzy. Rozpoznał kilka zabawek należących do Lucy. Nie miał wątpliwości, że to jego córka bawiła się pucułowatą lalką o rudych włosach i pluszowym króliczkiem, któremu ktoś rozciął plecy i wypruł wnętrzności.
Po prawej stronie korytarza leżeli ułożeni obok siebie co kilka metrów ludzie. Wyglądali niczym jakąś perfidna i okrutna kopia zabawek rozrzuconych po drugiej stronie korytarza. Wszyscy zwijali się w konwulsjach i jęczeli z bólu.
Gdy Thomas wbiegł na piętro wszyscy oni podnieśli głowy znad podłogi, a po chwili zaczęli pełznąć w jego stronę.
- Al mann wa al salwa - bełkotali opuchniętymi i spękanymi ustami.
Wtedy na podłodze Thomas dostrzegł cień. Spojrzał w kierunku skąd padał cień. Na półpiętrze stał wysoki mężczyzna o idealnie białych włosach, a jego oczy płonęły ognistym blaskiem. Ubrany był w skórzany płaszcz w który wszyte były kawałki blachy, ćwieki i jakieś dzwonki, które przywodziły na myśl prastare obrzędy. Poły płaszcza mężczyzny łopotały na wietrz, choć Thomas nie czuł żadnych powiewów. Mężczyzna uniósł dłoń ku górze i Thomas z przerażeniem stwierdził, że mierzy on do niego z Walthera z dokręconym tłumikiem. Gdzieś z góry nadal słychać było śpiew Lucy.


Mark Cooper
Cooper ruszył do drzwi pośrodku których tkwił barwny witraż. Przywodził on na myśl średniowieczne kościoły. Jednak scena na nim przedstawiona była daleka od tematyki religijnej. Trzy nagie kobiety ocierały się na nim o mężczyznę, który gwałcił właśnie obdzieraną ze skóry nieletnią dziewczynkę.
Choć widok był zatrważający Mark złapał za klamkę i otworzył drzwi.
W momencie uderzył w niego oślepiający blask, jakby wpatrywał się w tysiąc słońc na raz.
Mark instynktownie zasłonił twarz ręką i wtedy dostrzegł zarys jakieś sylwetki. Była daleko, ale jednocześnie Cooperowi zdawało się że może ją dotknąć dłonią.
W uszach Cooper słyszał, jakąś dziewczynkę która cicho nuciła dziecięcą piosenkę.
- Kim jesteś kiedy nikt nie patrzy? - padło niespodziewane pytanie, które niewątpliwie wypowiedziała osoba stojąca przed Cooperem.
Ten nie widział jej twarzy, ani nawet dokładnie sylwetki, choć miał nie odparte wrażenie, że rozmawia z mężczyzną.
Kątem oka Cooper dostrzegł, że świat wokół niego zmienił się. Nie stał już na klatce schodowej zdewastowanego bloku. Ściany pokryte białymi kafelkami oraz weneckie lustro po lewej stronie wskazywały, że znajduje się w sali przesłuchań. Do tej pory widywał takie tylko na filmach, a teraz sam był zamknięty w takim pomieszczeniu.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 13-08-2014, 22:29   #48
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
- Lucy.. - cichy szept wyrywa się z moich piersi.
Ignorując ból, zmęczenie i wszelkie inne przeciwności wbiegam na górę. Kolejne stopnie zostawiam za sobą.
Nogi pracują jak oszalałem pomimo tępego bólu w kończynie. Jestem blisko.

Wbiegam aż na drugie piętro. Obskurne miejsce, dwa korytarze i szkielet windy przemysłowej.
Wychylam się na chwile aby sprawdzić czy nie ma samej kabiny. Pusto. Ani na górze, ani na dole.
Odrywam się od windy i spoglądam na lewo.
Na korytarz pełen zabawek. Zabawek okaleczonych w chory sposób. Lalki z oberwanymi głowami, kucki Pony, które stały się laleczkami voodoo. Misie z rozprutymi wnętrzami.. Matko, mimo, iż są to zabawki świadczy to o sprawcy tego bajzlu. Jakby nienawidził wszystkie dzieci.
Kilka miśków coś mi przypomina.. Lucy! Lucy miała takie same, identyczne. Pamiętam, sam je kupowałem.

Czuje jak moje oczy wilgotnieją. Biegłem aż tak, że spociły się ? Dziwne.
Ocieram je bardzo szybko. Spoglądam w prawo.
Ludzie, korytarz usłany ludźmi. Niechlujnymi, brudnymi, wyczerpanymi. Zupełnie jak melina ćpunów z Queens czy gorszych części Brooklynu. Wyglądają niczym porzucone lalki - ludzkie lalki
- Co do ch..- warczę, ale wszystko przerywa mi wejście kolejnego aktu. Ludzie ożywają i zaczynają pełznąć w moją stronę. Szepcząc coś, coś na kształt wezwania, czy modlitwy. Stary język, orientalny. Nawet gdybym chciał, nie potrafię się zorientować w tym co mówią.

Stoję zaaferowany. Nie dosięgną mnie, pełzną ale jestem szybszy. Odskoczę.
Jest coś magicznego i chorego w tej scenie. Są niczym robaki trawiące ziemie, niczym ostatnie stadium cielesnej powłoki człowieka.

I tylko policyjny instynkt każe spojrzeć mi w dół. Cień, ktoś stoi niedaleko mnie i rzuca cień. Stoi na przeszkodzie światła. Kolejna zbłąkana dusza?
Odwracam głowę. Z dziwnego powodu wiem w którą stronę.
Półpiętro.

Krzyżuję wzrok z mężczyzną. Dosyć dziwnym, bo białowłosym. Czerwone oczy płoną z gniewu, a skórzany płaszcz powiewa na wietrze. Wietrze, którego nie ma. Mam przeświadczenie graniczące z pewnością jest demonem. Czyżby sam Lucyfer chciał mnie powstrzymać, a może wysłał pomniejszego sługę?

Dziwny dreszcz przechodzi mnie wraz z świadomością, iż osobnik trzyma w dłoni Walthera zakończonego tłumikiem. Ah! Po cichu, bez świadków. Za głęboko drążyłem? Niedoczekanie.. zabije was wszystkich, a wasze ścierwa będą pokazywać w wiadomości jako przykład dokonanej zemsty i sprawiedliwości.
- Bóg jest ze mną.
I wraz z tymi słowami skaczę w lewo, lewy korytarz. Jest tam kilka noży, szpilek. Broń.
Coś co pozwoli mi walczyć z skurwysynem. I odebrać jego broń.
 
Gveir jest offline  
Stary 14-08-2014, 08:11   #49
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Spoglądam na witraż. Aż coś mnie zmroziło w środku. Odwracam zwrok, pociągając jednocześnie za klamkę. Tym samym nie zwracam uwagi, że zza drzwi zajaśniało światło. Dopiero po drugiej stronie uderza moje oczy z pełną siłą. Zaciskam powieki. Nawet przez nie blask przebija się niczym atomowy wybuch. Pali w oczy na podobieństwo soli rzuconej w twarz.
Ta piosenka. Lucy?
- Dziewycznko! Twój tatuś tu jest. Za chwilę go zawo...
Chwytam się z powrotem drzwi. Ze zdumieniem zauważam, że moja dłoń trafia na pustkę.
- Kim jesteś kiedy nikt nie patrzy? - słyszę kogoś tuż przede mną, a jednocześnie spory dystans stąd.
Robię krok. Wychodzę z łuny do pomieszczenia, gdzie przesłuchuje się podejrzanych. Sterylnie białe kafelki, bzyczące jarzeniówki oraz lustro, zza którego ktoś mnie obserwuje.
Patrzę na własne odbicie. Rozchełstana marynarka nosi skrzepnięte ślady mojej krwi. Ciało pokryte siniakami jest wynędzniałe i posiniaczone. Ku własnemu zdziwieniu oczy jednak pałają żywym gniewem.
- To jakiś test? Spowiadam się tylko przed nim, tam - wskazuję teatralnie palcem ku górze - A teraz mnie wypuście, gdyż nie mam zamiaru powiedzieć nic więcej.
 
Caleb jest offline  
Stary 14-08-2014, 18:22   #50
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
- Gott ist tot!- potężny krzyk wypełnił przestrzeń. Od tego głosu zatrzęsły się ściany, a z sufitu posypał się tynk. Cooper i O'Brain niemal ogłuchli od siły i natężenia tego ryku. Gdzieś na dnie ich dusz pojawił się przeraźliwy strach.

Nowhere to run
Nowhere to hide
Wondering if we will meet again
On the other side
Do you believe a word
what the Good Book said?
Or is it just a holy fairytale
And God is dead?
God is Dead





Thomas O'Brain
Adrenalina i resztki alkoholu pozwoliły O'Brainowi wykonać widowiskowy skok. Życie to jednak nie hollywoodzki film, a Thomas nie był John McClane, choć też był policjantem.
Już w momencie lotu Thomas pożałował swojej decyzji. I choć wiedział, że ratował życie to ból jaki go ogarnął był dojmujący. Ogniste pazury wręcz rozrywały mu strzaskaną nogę. Upadek tylko dopełnił dzieła.
Thomas runął na ziemię niczym zrąbane drzewo. Całe powietrze uszło z niego i poczuł potężne ukucie w płucach. Splunął krwią, a przed oczami zafalowała mu obdrapana ściana.
Kątem oka O'Brain zobaczył zbliżającego się anioła śmierci. To skojarzenie było dla byłego policjanta wręcz naturalne. Mężczyzna o białych włosach wolno zszedł ze schodów i ruszył w kierunku Thomasa. Pełna świadomość uwięziona w nieruchomym ciele.

O'Brain chciał krzyczeć, ale nawet na to nie miał siły. Posłaniec śmierci uniósł dłoń w której trzymał całkowicie nieprzystający do jego osoby i scenerii pistolet z tłumikiem.
- Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć - powiedział głosem zimnym jak stal, celując w Thomasa.
Były policjant instynktownie zamknął oczy i w napięciu oczekiwał nadejścia śmiertelnej kuli.

Strzał padł, ale O'Brain nie poczuł bólu.
Z obawą otworzył oczy i że mężczyzna o białych włosach szamocze się z jakimś wychodzonym starcem. W jego oczach czaiła się jakaś iskra szaleństwa, którą O'Brain nie raz widywał u bezdomnych kloszardów.
- Uciekaj stąd! - krzyknął starzec - Pokój numer siedem!
Walka pomiędzy aniołem zagłady i wychudzonym starcem w podartym ubraniu nadal trwała. Thomas wiedział jednak, że jest tylko kwestią czasu, kiedy biało włosy uzyska przewagę.

Mark Cooper
Przerażający krzyk obwieszczający śmierć Boga był niczym armatni wystrzał tuż przy uchu Coopera.
Oślepiający blask zgasł, aby po chwili pojawić się ponownie. Mark zdał sobie jednak sprawę, że znajduje się w pozycji leżącej. W oddali słyszał odgłos syreny, jakieś głosy ludzkich rozmów i miejski zgiełk, samochody, warkot silników i inne zgrzyty i trzaski jakimi wypełnione są miasta.
- Już w porządku - usłyszał męski, spokojny głos - Niech się pan nie szamoce. Jestem lekarzem. Miał pan wypadek.
Wyjaśnił w krótkich słowach.
- Wydaje się, że nic panu nie jest. Zalecałbym jednak hospitalizację i zrobienie podstawowych badań. Miał pan niebywałe szczęście. Tak kraksa.
Cooper rozejrzał się wokół. Leżał na rozkładanych noszach na chodniku. Wokół niego kręciło się kilku lekarzy, policjantów i strażaków. Widział gęsty tłum, który stał wokół jego roztrzaskanego samochodu i wbitej w niego śmieciarki. Kilka metrów dalej dwaj sanitariusze zamykali właśnie drzwi karetki. Kogut umieszczony na dachu zamrugał, a po chwili zaczął wyć przeraźliwie dając gapiom znać, żeby zrobili miejsce odjeżdżającej karetce.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172