Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2018, 00:38   #1
 
Mr.Tremond's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłość
Sekretne przygody mieszkańców domu na końcu alei Wiązów

Na końcu alei Wiązów, gdzie asfaltowa droga zmieniała się w trakt pokryty kocimi łbami, stał dom. Górował nad tą częścią miasta niczym prastare zamczysko wampirzego księcia. W tym porównaniu nie ma niczego przesadzonego, gdyż była to stara wiktoriańska rezydencja, która lata swojej świetności. Przez co wśród wielu budziła ona poczucie strachu i irracjonalnego lęku. Obdrapana fasada przypominała wyglądem pomarszczoną skórę starca. Oblepione brudem okna przywodziły na myśl zalepione ropą oczy ulicznych meneli, czy też nakromanów.
Fakt, że mieszkańcy domu na wzgórzu, stronili od sąsiadów i niemal praktycznie nie wychodzili na zewnątrz, dopełniał tylko obrazu grozy i ostatecznie pieczętował złą sławę domu.

Mało jednak kto wiedział, że wewnątrz ponurego domu dzieją się, rzeczy dziwne, tajemnicze, a nawet magiczne. Swój niepomierny udział miała w tym liczna grupa kotów, która okupowało dom niczym tłum zziębniętych pasażerów poczekalnie w oczekiwaniu na spóźniony pociąg w mroźny, grudniowy wieczór
Stado kotów stanowiło najliczniejszą grupę mieszkańców i choć wielu mogło ich uznać, za gospodarzy tego miejsca, to jednak nie one dzierżyły palmę pierwszeństwa. Najważjniejsza była bowiem pani Róża Bamber. Dom na końcu alei Wiązów nie należał, co prawda do niej, ale to właśnie ona decydowała tutaj o wszystki. Każdy, czy mu się to podobało, czy też nie musiał się jej podporządkować, znosić jej kaprysy i humory. To ona troszczyła się o porządek, ona przygotowywała posiłki dla wszystkich i ona także posiadała klucze do wszystkich pokoi w domu.
Jej mąż, Samuel Bamber, pełnił kiedyś obowiązki majordomusa, ale te czasy minęły bezpowrotnie. Od kiedy Samuel Bamber stracił w wypadku obie nogi, stracił też całkowitą chęć do życia. Jego jedyną radością i tym, co trzymało go wciąż na tym świecie, była dwudziestoletnia whiskey, której niezmierzone zapasy wypełniały piwnicę domu na końcu alei Wiązów, a także wspomnienia bogatej i pełnej przygód młodości, gdy był najważniejszym ze służących pana domu kapitana Mortimera Lightwooda. Całe godziny, dni i tygodnie Samuel Bamber siedział w swoim pokoju i mamrotał coś sam do siebie, co i raz pociągając wyleżakowanego alkoholu, prosto z butelki.

Jako się rzekło, właścicielem domu był kapitana Mortimer Lightwood. Człowiek o którym można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to ile ma lat. Z wyglądu nikt nie dałby mu więcej niż pięćdziesiąt wiosen, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie w jego małe, piwne oczy, skryte za przyciemnianymi binoklami, by stracić wszelką pewność, co do jego wieku. Oczy kapitana Lightwooda były bowiem oczami matuzalema. Ich niezmierzona głębia i dziwny blask sprawiały, że można było odnieść wrażenie spoglądania w prastare jezioro skryte na dnie jaskini, nietkniętej ludzką stopą od milionów lat A jakby tego było mało, kapitan Mortimer Lightwood był postacią iście eteryczną. Pojawiał się niespodziewanie to tu, to tam i nikt nigdy nie wiedział, gdzie obecnie przebywa. Jedynym pewnikiem były jego spektakle organizowane, co trzy dni w sali bawialnej. Przedstawienia te miały liczną publiczność w postaci stada kotów oraz pozostałych mieszkańców domu na końcu alei Wiązów, o który opowiedzieć przyjdzie innym razem.


Gatsby, jak zawsze wylegiwał się na półce nad kominkiem. Tylko on miał prawo leżeć w tym miejscu, gdyż tylko on potrafił ułożyć swoje puszyste cielsko w taki sposób, by nie przesunąć choć o milimetr żadnego z bibelotów stojących na półce. Kilka razy dziennie pani Bamber wchodziło do salonu i bacznym oczkiem sprawdzała, czy żadne ze zdjęć, porcelanowych figurek, czy kandelabrów nie zmieniło swego miejsca. Za każdym razem, gdy inspekcja przebiegła pomyślnie, pani Bamber drapała Gatsby’ego za uchem, co sprawiało mu niebiańską wręcz rozkosz.
Zbliżała się właśnie godzina, gdy gospodyni powinna pojawić się w salonie. Gatsby po raz kolejny podniósł leniwie prawą powiekę, ale ku swemu zdziwieniu nadal nie dostrzegł pani Bamber. Za to ku swemu zdziwieniu i przerażeniu, co było mu niezmiernie ciężko przyznać przed samym sobą, ujrzał kapitana Lightwooda stojącego na środku pokoju . Kapitan Lightwood włos miał rozwiany, jakby właśnie ukończył długi bieg. Jego oczy wypełniała wściekłość godna samego boga piorunów, Zeusa. Kapitan Lightwood rozejrzał się bacznie po pokoju. Jego wzrok zatrzymał się na półce, gdzie wylegiwał się Gatsby.
- I na co się gapisz, pchlarzu? - syknął kapitan.
- Phhh - oburzył się Gatbsy - Pchlarzu? Pragnę przypomnieć, że pochodzę z niezwykle starej rodziny perskiej szlachty.
- Gówno! - krzyknął kapitan Lightwood, waląc przy tym podkutą żelazem laską w podłogę. - Gówno! Gówno! Lepiej powiedz swoim pobratycom, że do wieczora ma się znaleźć moja zguba. Jeśli nie, popamiętacie na długo mój gniew. Obiecuję wam!
- Jaką zgubę? - zapytał kompletnie zaskoczony i zbity z tropu Gatsby.
Nie uzyskał jednak odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż kapitan Lightwood obrócił się już na pięcie i zniknął w wirującej chmurze kurzu.

Gatsby, zwany przez wielu Wielkim, zamyślił się na długą chwilę. Po czym przeciągnął się unosząc wysoko w górę swój puszysty zad. Następnie zeskoczył z półki nad kominkiem i wdrapał się na oparcie skórzanego fotela na którym wieczorami raczyła przesiadywać pani Bamber. Zamiałczał przeciągle i niezwykle donośnie. Koty z najdalszych kątów domu nadstawiły uszu. Ich nieformalny przywódca wołał ich na naradę.

Kilka chwil później salon wypełniony był nieprzebraną kocią masą. Ponad pięćdziesiąt kotów wszelkiej maści i rasy zebrało się w pokoju. Każdy z nich znalazł sobie wygodne miejsce i z uwagą wsłuchiwał się w słowa ich nieformalnego przywódcy, najstarszego z nich, Wielkiego Gatsby’ego.
Usadowiony na oparciu skórzanego fotela i górujący nad wszystkimi Gatsby rzekł krótko i dosadnie.
- Mamy kłopot bracia i siostry. Ktoś zwędził coś naszemu gospodarzowi, co wprowadziło go w wielką wściekłość. Na nasze szczęście, krew nie uderzyła mu jeszcze do mózgu, więc dał nam czas do wieczora, abyśmy odnaleźli jego zgubę. Szukajcie zatem i powodzenia, gdyż jeśli nie odszukacie zguby, kapitan Lightwood obiecał, że jego zemsta będzie sroga i krwawa i popamiętacie ją na długie lata.
Szmer zaniepokojenia przeszedł wśród kociego tłumu. Zaniepokojone koty spojrzały po sobie, po czym ponownie wlepiły wzrok w Gatsby’ego.
- Tylko nie pytajcie mnie - rzekł kocur - co zginęło naszemu gospodarzowi, gdyż nie wiem. Któryś z was zapewne jednak wie, któryś z was co słyszał, albo widział. Zatem szukajcie i jeszcze raz powodzenia.
Zaniepokojone i zasmucone koty rozeszły się bez słowa. A przecież to miał być taki miły i spokojny dzień.

Bonnie
Wieści podane przez Gatsby’ego zburzyły spokój wielu kotów. Bonnie jednak do nie należała i to z dwóch powodów. Po pierwsze skoro świt miała kolejne starcie z Amonem, którego pani Róża pieszczotliwie nazywała Ancymonkiem, na co ten reagował wzgardliwym prychnięciem. Amon przebywał w domu zaledwie od kilku, a mimo to panoszył się, jakby to on piastował tutaj najwyższą funkcję. Przechadzał się po domu niczym lord doglądających swych włości. Działało to na Bonnie niczym przysłowiowa płachta na byka i nie trzeba jej było więcej, aby siłą naprostować buńczuczne zachowanie Amona.
Ich pierwsze starcie można powiedzieć zakończyło się remisem. Przyczajona Bonnie skoczyła na grzbiet, niczego się nie spodziewającego Amona. Spróbowała ugryźć go w ucho i wytarmosić je z całych sił, ale kocur wykonał zwinny wymyk i wyswobodził się uścisku Bonnie, zrzucając ją na ziemię. Amon syknął i spojrzenia kotów skrzyżowały się.
Kolejne spotkania i bójki wyglądały podobnie. Były to krótkie, ale niezwykle intensywne starcia z których raz zwycięsko wychodziła Bonnie, a raz Amon.

Starcie dzisiejszego ranka było jednak zgoła inne. Gdy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do domu na końcu alei Wiązów, oba koty pojawiły się w kuchni wiedzione swym niezawodnym instynktem. Obudzony przez głód Mały Tim stał właśnie przy lodówce i pałaszował łapczywie plasterki wędliny.
- Ooo! Kotki! - zapiszczał Mały Tim i klasnął uradowany w dłonie. Trzymane przez niego plasterki aromatycznej wędliny w momencie wylądowały na podłodze.
Bonnie i Amon natychmiast skoczyli do nich. Nim jednak którekolwiek z nich zdążyło porwać zdobyć, Mały Tim zaczął się drzeć, jakby ktoś go żywcem ze skóry obdzierał.
Kocie spojrzenia skrzyżowały się i w sekundę później nastroszona kula futra toczyła się po kuchni.
Towarzyszyły temu piski, warczenia i groźne syczenia. Kotłowanina trwała dobrych kilkanaście sekund. W tym czasie przerażony Mały Tim z krzykiem “Mamo!” uciekł do swego pokoju.
Amon w końcu przyszpilił do podłogi mniejszą od siebie Bonnie. Trzymając łapę na jej gardle, nachylił się nad nią i zamiauczał.
- Uspokój się Charlotte. Skup się, bo czas nagli…
Amon nie zdążył jednak dokończyć swej mowy, gdyż do kuchni wpadła pani Róża Bamber.
- A co tu się wyprawia do jasnej Anielki! - rozejrzała się szybko po kuchni. Chwyciła ścierkę wiszącą na drzwiach od piekarnika i z wściekłością ruszyła na wojujące koty z okrzykiem.
- O! Wy gałgany piekielne! Ja wam dam! Straszyć mojego biednego syneczka! Poszły stąd, ale już!
Szmata wylądowała najpierw na grzbiecie Amona, a chwilę później oberwało się Bonnie. Oba koty z podkulonymi ogonami uciekły z kuchni.

Teraz po wysłuchaniu mowy Gatsby’ego, Bonnie wspominała te wydarzenia i zastanawiała się jednocześnie, jak odgryźć się Amonowi i co znaczyły jego tajemnicze słowa. Słowa, które w jakiś dziwny sposób wierciły dziurę w jej mózgu.

Lady Luna
W czasie przemowy Wielkiego Gatsby’ego, Lady Luna siedziała spokojnie na szczycie jednej z szafek znajdujących się w salonie. Uważnie wyłapywała słowa ich kociego wodza, jednocześnie czyszcząc sobie pyszczek po porannej uczcie. Nie chodziło bynajmniej o codzienne śniadanie, jakie serwowała wszystkim kotom pani Bamber.
Lady Luna dzięki swej przezorności, sprytowi i odwadze z samego rana najadła się do syta niezwykle pysznej wędliny przeznaczonej tylko dla domowników. Głuptasy Bonnie i Amon po raz kolejny skoczyli sobie do gardeł, a przezorna Luna skorzystała z okazji i bezpiecznie pochwyciła całą zdobycz. Złość pani Róży skupiła się na dwójce awanturników, więc postępek kociej damy nawet nie został zauważony. Jednym słowem wyśmienity początek dnia.
Nawet słowa Gatsby’ego nie bardzo ją zasmuciły. Lady Luna lubiła jak coś się działo, a wszystko wskazywało na to, że najbliższe dni będą niezwykle ciekawe. Potwierdzały to także słowa Amona, które usłyszała wychodząc z kuchnie ze swoją zdobyczą.
- Charlotte, Charlotte, Charlotte - powtarzała kocica w myślach.
Znała to imię. Znała je bardzo dobrze. Dzisiejszego poranka stało się ono, niczym wytrych otwierający sekretne drzwi do komnaty skarbów.
Tak wiele wspomnień zalało jej umysł, że biednej kotce aż trudno było wszystko ułożyć i posegregować.

Coco
Coco była rozdrażniona. Czuła się bardzo nieswojo i wszystko wokół ją denerwowało. Powodem tak złego samopoczucia kotki były sen. A dokładniej mówiąc jego znaczne braki. Cała noc minęła jej na kręceniu się z boku na bok i nasłuchiwaniu odgłosów domu. Wydawało się jej bowiem, że gdzieś w zakamarkach domu czai się jakieś niebezpieczeństwo, które zagraża zarówno jej, jak i całej kociej społeczności.
Na domiar złego, ile razy udało jej się zmrużyć oko nawiedzał ją ten sam sen, czy też może lepiej powiedzieć koszmar. Senna mara, która okazała się proroczą wizją. Słowa Wielkiego Gatsby’ego potwierdziły to, o czym Coco śniła przez cała noc.
Potworny gniew kapitan Lightwood. Jego krzyki ciągle dudniły jej w uszach. a pod powiekami cały czas widziała jego czerwoną od złości twarz i oczy ciskające pioruny.

Wielki Gatsby skończył swoją mowę, a Coco myślała tylko o tym, aby znaleźć cichy kąt, gdzie będzie mogła się w spokoju zdrzemnąć. Już miała ruszyć do biblioteki, gdy usłyszała czyjeś ciche nawoływanie.
- Psst… pssst… - cichy głos wydobywał się spod szafy.
Coco schyliła głowę, aby tam zajrzeć. W najciemniejszym kącie ujrzała skuloną starą kocicę, pannę Havisham. Futro kocicy pokrywały strzępy zaschniętego błota i zgniłych liści. Bił od niej odór mokrej ziemi i pleśni. Niepomiernie zdziwiło to Coco, gdyż panna Havisham słynęła z nienagannej elegancji i czystości.
- Musisz mi pomóc Coco. W piwnicy jest kos…
Panna Havisham nie dokończyła swojej wypowiedzi, gdyż nagle otaczające ją ciemności zaczęły rosnąć, niczym nadmuchiwany balon. Nie minęły dwie sekundy, a ku zdziwieniu i wielkiemu przerażeniu Coco, stara kocica dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
 
__________________
I only have time to coffee
The best is yet to come
Mr.Tremond jest offline  
Stary 14-02-2018, 12:17   #2
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Luna zamknęła oczy po czym przyciągnęła się z gracją. Wyobrażała sobie swój łańcuch pięknych kolorowych sekretów, cudny jak biżuteria od Cartiera, którym mogła się bawić tylko ona... Poszukiwanie zaginionego skarbu brzmiało tak kusząco... jak dobra zabawa. Tak bardzo kochała zagadki - te drobne puzelki wiedzy prowadzące do kolejnych jej fragmentów, że już z tylko tego powodu byłaby w stanie rozpocząć poszukiwania. A w tym przypadku było nawet lepiej, zguba kapitana była ważna i cenna. Musiała być, inaczej nie spowodowałaby, aż takiego gniewu który przestraszyłby samego Wielkiego Gatsbiego. Wielki pers mógł, udawać nie wzruszonego, ale kocica wiedziała swoje... Czuła więc przez skórę, że musi kryć się za tym jakaś piękna tajemnica. Luna zaś kochała sekrety, szczególnie takie, które mogą uzupełnić jej naszyjnik stworzony z małych i dużych tajemnic o nowy, cenny kamień. Otworzyła oczy, przejrzała się w kredensie, jej duże okrągłe, piwne oczy wyglądały pięknie jak zawsze, jednak sierść na jej głowie była dziwnym trafem zmierzwiona. Polizała więc łapkę i doprowadziła się do jakiego takiego porządku, po czym zeskoczyła ze stołu i skierowała się w głąb domu w poszukiwaniu Amona. Wprawdzie są sekrety ważne i ważniejsze, nie mniej jednak mała odkryta tajemnica dziś, niż smakuje lepiej niż wielki sekret rozwiązany jutro. Jak to ludzie mówią: lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu... Sama myśl o ptaszulkach sprawiła, że miała ochotę się oblizać, powstrzymała się jednak była przecież dobrze wychowaną kotką.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 15-02-2018 o 16:17.
Wisienki jest offline  
Stary 15-02-2018, 22:45   #3
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Coco zmrożona strachem przez chwilę stała jak zamurowana. Przerażanie, które ją sparaliżowało powoli zaczęło jednak ustępować miejsca zdziwieniu i zaciekawieniu.
Jej smukła sylwetka zastygła bez ruchu na ugiętych łapkach. Czujne, kudłate uszy zatrzymały się w dziwnej, asymetrycznej pozycji a szara sierść lekko zjeżyła się na grzbiecie. Napięte mięśnie, drgały niewidocznie gotowe do wykonania nagłego ruchu. Kotka jednak wciąż pozostawała nieruchoma. Gdyby nie bystre, obserwujące okolice szafy miodowe oczy wyglądałaby jak wypchane zwierzę. Upiorny dodatek całkiem nieźle pasowałby do wystroju tej osobliwej rezydencji.
Ciemny, lśniący wilgocią nosek zaczął węszyć wydajać ciche fuknięcia. Kotka zrobiła ostrożny krok by ponownie zastygnąć bez ruchu. Tym razem z jedną łapką uniesioną nad ziemię.
Rozsądek podpowiadał jej, że nie powinna tego robić. Coco nie była jednak szczególnie rozsądna. Jej wrodzona ciekawość nieraz już wpakowała ją w kłopoty, ale ona nie uczyła się na błędach. Instynkt poszukiwacza był w tej chwili niezwykle silny. Silniejszy nawet od instynktu samozachowawczego.
Ludzki umysł zamknięty w kociej fizyczności sfokusowany był na rozwiązanie kolejnej zagadki.
Coco musiała odkryć, co stało się z Panną Havisham. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej dała susa pod szafę wprost w miejsce, z którego kilka sekund temu zniknęła stara kocica.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 19-02-2018, 23:35   #4
 
Mr.Tremond's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłość
W domu na końcu alei Wiązów zapanowała nienaturalna niemal cisza. Cisza, jakiej nie słyszano tutaj od wielu, wielu lat.
Czyżby to strach zawładnął kocimi sercami i to on był przyczyną takiego stanu rzeczy?
Niewątpliwie wiele kotów bało się gniewu potężnego kapitana Lightwooda. Wszak kocie futro nie raz, nie dwa latało już po pokojach w podobnych sytuacjach.
Dlatego też po zebraniu i przemowie Wielkiego Gatsby’ego, koty w milczeniu rozeszły się po domu i rozpoczęły poszukiwania.

Trudno jednak szukać czegoś o czym nie ma się bladego pojęcia. Koty to jednak sprytne zwierzęta i jak jeden mąż wpadły na jeden, ale jakże genialny pomysł.
Każdy koci mieszkaniec domu na końcu alei Wiązów, przyniesie na wieczorne spotkanie z kapitanem coś, co zainteresuje ich gospodarza. Szansa, że wśród tych przedmiotów będzie akurat ten, którego poszukuje kapitan była niewielka, ale koty liczyły na coś innego. Wierzyły one, że jeżeli każdy z nich coś przyniesie i pokaże kapitanowi, jak bardzo się starał, jak wiele czasu poświęcił na poszukiwania, to kapitan doceni to i nie wpadnie w gniew. A nawet jeśli wpadnie, to nie będzie to mordercza furia, jakiej koty obawiały się najbardziej.

Wielki Gatsby z uznaniem pokiwał na ten przejaw kociego geniuszu i nie podnosząc swojego tłustego tyłka z półki na której się wylegiwał, przykrył łapą znaczek pocztowy ze Statuą Wolności. Rano przez roztargnienie zostawiła go tutaj pani Róża.
- Na pewno tego szuka kapitan - pomyślał Wielki Gatsby - Jeszcze się okaże, że dostanę nagrodę.
Pers z zadowoleniem zmrużył oczy i zapadł w błogą drzemkę.

W tym samym czasie….
Lady Luna
wbrew całej kociej społeczności postanowiła działać w zupełnie inny sposób. Bardziej niż gniew kapitana i jego zguba, zainteresowały ją słowa Amona. Dlatego też gdy tylko skończyło się zebranie ruszyła w poszukiwaniu kocura.
Na wstępie zajrzała do kuchni. Wiadomo przecież, że to ulubione miejsce wszystkich kotów, zaraz po salonie z miło trzaskającym kominkiem.
W kuchni nie było Amona, ale za to pani Róża pogłaskała kotkę i nagrodziła kawałkiem tłustego skrawka mięsa, które z niewiadomych dla kotki powodów nie nadawało się na ludzki obiad.
Przekąsiwszy małe co Lady Luna ruszyła dalej. Swoje kroki skierowała w stronę holu, a dokładniej schodów prowadzących na piętro.
Po drodze minęła kilku współbraci, którzy węszyli po kątach w milczeniu, szukając kapitańskiej zguby.

Instynkt nie zawiódł Lady Luny. Amon z wysoko podniesionym ogonem właśnie maszerował dumnie na górę. Kotka podbiegła do ściany i cichaczem ruszyła za kocurem.
Ten nagle zatrzymał się i odwrócił się w stronę kotki. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek, a na dnie jego oczu czaił się gniew i jakiś tajemniczy mrok. Mrok, który jednocześnie przyciągał Lady Lunę, jak i budził w niej wielkie lęk. Amon syknął złowrogo.

W tym samym momencie, zza rogu wyłonił się Mały Tim. Na sobie miał luźną, szarą, płócienną koszulę, a w dłoni dzierżył drewnianą szablę. Jego głowę zdobił, krzywo przewiązany szalki, który udawał piracką przepaskę. Tuż pod jego stopami stała Bonni. Strach dosłownie ją sparaliżował i wyglądała w tym momencie, jak posąg lub co gorsza wypchany trocinami egzemplarz kota.
- O! - zawołał swym dudniącym głosem Mały Tim - Kicia! Chodź będziesz moją papużką. Każdy pirat musi mieć papużkę.


Kompletnie nieświadoma tych zagrożeń...
Coco
musiała się mierzyć z czymś równie niebezpiecznym, co i tajemniczym. W to groźne miejsce doprowadził ją instynkt. jakby powiedzieli jedni, czy też bezmyślność, jakby orzekli inni.
Gdy tylko kotka dała susa w najciemniejszy kąt pod szafą, mrok otulił ją niczym koc. Nie było w nim jednak nic przyjemnego, milutkiego, ani ciepłego. Mrok był zimny, wilgotny i cuchnął stęchlizną i rozkładem.
Coco poczuła, że spada z zawrotną prędkością. Trwoga ścisnęła jej serce. Otaczał ją nie przenikniony mrok i chłód. W oddali słyszała czyjś upiorny śmiech.
Nagle poczuła, że łapią ją ludzkie ręce. Strach jeszcze mocniej ścisnął jej serce, a całe ciało zastygło w bezruchu.
W następnej sekundzie Coco stała już na drewnianej podłodze w niewielkiej izbie, która była jej kompletnie obca. Było tutaj ciepło i przyjemnie. Lęk w momencie opuścił kotkę. Poczuła się pewnie i bezpiecznie.

Pokój w którym znalazła się Coco był niewielki. Całkowicie pozbawiony okien i drzwi. Wypełniał go zapach kurzu i wilgoci, ale także jakiś wonnych kadzideł. Na wszystkich jego ścianach stały wysokie półki, wypełnione po brzegi książkami, czy też należałoby powiedzieć księgami i woluminami. W różnych częściach pokoju ustawiono dziwne i tajemnicze przedmioty o których przeznaczeniu Coco nie miała pojęcia. Instynktownie jednak czuła, że wszystkie bez wyjątku związane są z magią.
Na środku pokoju stało masywne biurko na którego blacie piętrzyły się stosy ksiąg i luźno zapisanych kart papieru. Stała tam też oliwna lampka, której płomień oświetlał całe pomieszczenie.

Nagle Coco poczuła drżenie podłogi, a chwilę później ciężkie dudnienie kroków.
Odgłos kroków zbliżał się i nie zwiastował nic dobrego.
 
__________________
I only have time to coffee
The best is yet to come
Mr.Tremond jest offline  
Stary 19-02-2018, 23:45   #5
 
MrsTremond's Avatar
 
Reputacja: 1 MrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumnyMrsTremond ma z czego być dumny
Tutaj
Srebrzysty szept roztrzaskał ściany twierdzy
Cisza runęła w bezdenną czeluść z głośnym jękiem


Tutaj
Moja kochana
Wiek samotności skończył się właśnie dziś


Tutaj
Cierpliwość i trud doczekały się nagrody
Tak wiele wilków krąży wokół nas

Ostatnie drobinki czasu
przeciekają mi przez palce
Śpiesz się! Błagam! Śpiesz się!

Wiklinowy kosz
naszego dzieciństwa ostatnia przystań
wspomnienia i sekrety w nim pogrzebane

Ożyją
 
__________________
Ja cięgle widzę krew Boga
MrsTremond jest offline  
Stary 20-02-2018, 11:28   #6
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Lady Luna spojrzała na Amona z politowaniem, po czym usiadła sobie wygodnie, ale tak jednak aby w każdej chwili mogła odpowiedzieć przemocą na ewentualne dalsze prowokacje.

- no i czego się drzesz - jej pyszczek poruszył się lecz postronny słuchacz nie obdarzony kocimi zmysłami nic by nie usłyszał - Uważasz, że krzycząc na mnie pomagasz Charlotte Dennel? Może warto byłoby zrobić coś bardziej konstruktywnego... - to mówiąc obróciła się w stronę Małego Timiego zastanawiając się dokąd się wybiera, czyżby na strych? Myśl ta była interesująca... na strychu zawsze można było znaleźć dużo ciekawych rzeczy. W sumie jeszcze nie była na strychu... Opanowała jednak swoją ciekawość, jedna tajemnica na raz... po czym odwróciła pyszczek w stronę kocura, czekając na jego odpowiedź
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 20-02-2018 o 15:28.
Wisienki jest offline  
Stary 25-02-2018, 19:18   #7
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Coco wzdrygnęła się z obrzydzeniem na widok Panny Havisham. Leciwa kocica, zwykle będąca wzorem kociej elegancji wyglądała jak krwawy ochłap, który przed chwilą stoczył nierówną, choć z jej punktu widzenia zwycięską – bo wciąż była żywa, walkę z rottweilerem.
Szara kotka zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę biurka, pod którym siedziała starsza kicia. – Co ci się stało? – spytała łagodnie.


Myrddin Wyllt!
Mirttin Emrys!
Merlinus Sylvestris!
Nieświęty triumwirat zjednoczony
A nad ich głowami sztandar Taliesina
Umarły król nadchodzi, a jego żółte szaty
Płoną przedwiecznym gniewem.

Z każdym kolejnym słowem wydobywającym się z pyszczka Panny Havisham sierść na skórze Coco coraz bardziej się jeżyła a bystre oczy zaczęły nerwowo rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu realnego zagrożenia.
- Co to za miejsce? – zapytała, gdy zakończył się tajemniczy monolog.
I tym razem odpowiedź, była inne od tej, której Coco by sobie życzyła.


Kazamaty wykute z naszych marzeń i lęków
Niezdobyta twierdza, zawieszona na granicy światów
Bastion przeklętego triumwiratu
Miasto Tysiąca Drzwi i świątynia zakazanych bogów
Istniejące i trwające od zawsze i na zawsze
Każde z osobna i wszystkie w jednym
Oto Dom na końcu alei Wiązów.

Dudnienie kroków narastało, szaleńczo-błagalny wzrok Panny Havisham przeszywał na wskroś a jej złowrogie słowa zaczęły wiercić dziurę w mózgu młodej kotki.
Instynkt nakazał ewakuację podpowiadając jednocześnie, w jaki sposób oddalić się szybko z tego miejsca. Nim pełnym gracji susem wskoczyła w najciemniejszy kąt pod biurkiem posłała starej kocicy spojrzenie pełne otuchy. – Pomogę ci – zdążyła wyszeptać nim spowiła ją ciemność.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172