Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2019, 07:18   #81
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Jedno trzeba było przyznać. Przynajmniej przemieszczanie się z miejsca na miejsce szło im podczas tej misji sprawnie i bez komplikacji. Tak Woods pomyślał sadowiąc się wygodnie w przedziale pociągu do Leer, czy jaka tam była jego stacja docelowa. Anglik nawet tego nie sprawdził na tabliczce przymocowanej do boku wagonu. Wystarczyło mu, że zawiadowca wskazał mu właściwy skład. W każdym razie niedługo miał odszczekać te myśli.

Jego podróż faktycznie przebiegła sprawnie. Agent opuścił kapelusz na twarz i postarał się o kilka godzin snu. Ten został przerwany na potrzeby krótkiej odprawy granicznej, ale zaraz potem przyszedł kolejny. W jakiś sposób Woods obudził się tuż przed stacją, na której powinien wysiąść. Instynkt rzadko go zawodził w takich sytuacjach. Zawsze budził się tuż przed budzikiem, albo odpowiednim przystankiem.

Na miejscu czekała go jednak niemiła niespodzianka. Był pierwszy. Nie było w tym może niczego niepokojącego, lecz przeciągająca się z godziny na godzinę nieobecność Faucher i Hawthorne'a budziła coraz większe obawy. Gdy szefowa zespołu wreszcie się pojawiła, nieco zmalały, choć na ostatniego jego członka musieli czekać aż do rana. Woods zdążył go już skreślić i miał proponować jak najszybszy wyjazd do Wilhelmshaven, gdy ich kolega wreszcie się objawił.

"Odprawa" przy kawiarnianym stoliku była krótka. Zresztą nie było za bardzo o czym rozmawiać. Starszy agent powątpiewał w ogóle w jej słuszność, ale przełknął jakoś jej odbycie. Nie mógł jednak dać milczącej zgody na to, co przed chwilą rozkazała Belgijka:

- Jedną chwileczkę - powiedział spokojnym, acz nieuznającym sprzeciwu, tonem i spojrzał ostro na swoją przełożoną. Nie powiedział nic więcej dopóki z powrotem nie usiadła na krześle, a nawet wówczas najpierw rozejrzał się wokół. - Nie chcę brzmieć jak paranoik, ale zbyt częste spotkania obywateli trzech różnych krajów, którzy teoretycznie nie powinni się znać, mogą się wydać ździebko podejrzane, a weryfikacja naszych przykrywek nie zajmie więcej niż parę godzin. Chyba że w jakimś hotelu faktycznie odbywa się zjazd flamandzkich aktywistów, wtedy chociaż ty jesteś bezpieczna - umyślnie zrezygnował z "pani". - Moim zdaniem nie ma potrzeby spotykania się, jeśli niczego nie ustalimy. Działamy solo, dopóki ktoś nie będzie miał czegoś do przekazania. Restauracja na dworcu może być pierwszym miejscem kontaktowym. Ja pojawię się w niej o 11:30, ty o 12:00 - wskazał na Noemie - a on o 12:30. Jeśli będę miał jakieś istotne informacje, na moim stoliku będzie leżało pudełko zapałek. Jeśli go nie będzie, a sama nie będziesz miała czegoś ważnego, siadaj osobno. To samo ty - zwrócił się do Kennetha. - Jeśli cała trójka siądzie osobno ja wychodzę pierwszy. Zostawię na stoliku gazetę z zakreślonym lub napisanym na brzegu adresem następnego spotkania. Godziny te same, protokół ten sam. Miejsce kolejnego spotkania wybierasz ty, a jeszcze kolejnego ty - wskazał palcem kolejno na Belgijkę i Anglika. - Ostatni wychodzący zabiera ze sobą gazetę. Jasne?
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 28-06-2019 o 07:21.
Col Frost jest offline  
Stary 28-06-2019, 19:05   #82
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - 1940.III.16; sb; zmierzch; Leer

Czas: 1940.III.16; sb; zmierzch; godz. 21:45
Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Leer; hotel “Sonniges”, hotelowa restauracja
Warunki: ciepło, jasno, wnętrze restauracji, na zewnątrz pochmurno i chłodno



Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow)



Jeden Brytyjczyk w przebraniu Rosjanina i drugi, podający się za Szwajcara musieli jakoś zorganizować sobie czas po odjeździe Belgijki udającej Holenderkę odjeżdżającej francuskim samochodem na francuskich numerach z niemieckiego miasta. Cała trójka przespała większość dnia w swoich pokojach ale wreszcie mogli odespać poprzednie dwie doby i nabrać sił. Dlatego gdy późnym popołudniem wstali w wygodnych łóżkach czuli się o wiele lepiej. Wreszcie wyspani!

Po obiedzie gdy napełnili swoje żołądki mogli rozejść się do swoich zajęć tak jakby byli trójką, przypadkowych hotelowych gości. A właściwie panowie mogli się rozejść bo panna Smets odjechała paryskim Citroenem spod hotelu. Wyglądało na to, że Leer do wielkich metropolii nie należy. Raczej charakteryzowało się tradycyjnym, urokiem małego miasta. Gdyby nie słyszalny język można by nawet uwierzyć, że jest się we Francji, Wyspach czy Holandii. Niestety powiewające na jakimś urzędzie czerwone flagi ze swastyką i widoczne tam i tu mundury feldgrau jasno akcentowały do kogo należy to miejsce.

Problem z małą miejscowością dla każdego agenta był taki, że obce osoby rzucały się w oczy. A zwłaszcza obcokrajowcy. Przynajmniej spacerując tym chłodnym i pochmurnym popołudniem po ulicach Leed można było uchodzić za przypadkowego przechodnia. A jednak był to kraj szpicli i wszechobecnej tajnej policji.

W pewnym momencie Kenneth zorientował się, że idzie za nim jakiś facet. Szary prochowiec i ciemny kapelusz sprawiały, że wyglądał jak jego stereotyp tajnego, niemieckiego agenta. Trudno było ocenić czy tamten był taki kiepski czy po prostu nie zależało mu na tym czy hotelowy gość go dostrzeże czy nie. Może nawet chciał mu dać znać, że opiekuńcze oko ma go na oku właśnie? W końcu chyba zrezygnował albo spełnił swoje zadanie bo później Brytyjczyk już go nie widział. Dawało jednak do myślenia w jakim kraju przyszło im działać i dlaczego jest on tak trudny do spenetrowania przez aliancki wywiad.

“Rosjanin” przeżył podobne doświadczenie chociaż bardziej bezpośrednie. Za nim szło a w końcu podeszło do niego dwóch smutnych panów. - Guten Tag, Papiere bitte*. - odezwał się jeden z nich pokazując swoją policyjną odznakę. Czy naprawdę byli policyjnymi tajniakami czy kimś jeszcze nie sposób było na pierwszy rzut oka zgadnąć. Gdy Wasilij pokazał im swój paszport obaj okazali zdziwienie. - O, Rosjanin? Jak się podoba w Rzeszy? Po co pan przyjechał? - trochę rura im jakby zmiękła gdy zobaczyli paszport zaprzyjaźnionego z Rzeszą kraju. Ale trochę. Potraktowali “Rosjanina” rutynowo oddając mu dokumenty i nawet chyba próbowali być mili życząc mu udanego pobytu w kraju Fuhrera. I nawet sobie w końcu poszli.

Szczęściem obaj Brytyjczycy albo wrócili wieczorem do “Sonniges” albo zauważyli charakterystycznego Citroena na francuskich numerach wracającego do hotelu. Gdy udało się im spotkać na rozmowie zaczynała się już pełnoprawna, marcowa noc chociaż zegarki pokazywały, że wieczór jest jeszcze dość młody. W Rzeszy obowiązywało zaciemnienie tak samo jak we Francji czy na Wyspach więc okna po zmroku zasłonięte były grubymi kotarami odcinając gości od widoku na zewnątrz.

Noémie znów była w trasie. Najpierw dłuższą a potem jeszcze dłuższą trasą przez granicę aby najpierw pojechać do holenderskiego Oudezijl a potem wrócić z powrotem do niemieckiego Leer. Wszystko po to by w małym, hotelowym pokoju odgarnąć koce przykrywające pudło z radiem, ustawić odpowiednią częstotliwość i porozmawiać parę chwil z centralą w Londynie. Krótko bo stacje nasłuchowe po drugiej stronie granicy na pewno by się zainteresowały nowym nadajnikiem w okolicy nadającym w obcym paśmie z okolic samej granicy.

Centrala w postaci kapitana Bussona. Wiadomość była lapidarnie krótka. “Trójka siostrzeńców przyjechała do cioci w odwiedziny. Sprawdźić czy da się odwiedzić resztę rodziny.”. I tyle. Chociaż według książki kodowej oznaczało to, że Brytyjczykom udało się odzyskać trzy kanistry. A część o odwiedzinach reszty rodziny oznaczał, że zostawiali Noémie swobodę decyzji czy należy kontynuować misję. Zapewne uznając, że na miejscu ma lepsze rozeznanie niż centrala miała w swoich londyńskich czy paryskich biurach. Nic nie było o porwanym agencie francuskiego wywiadu więc albo jego los był centrali nieznany albo z jakiegoś powodu o nim nie wspomnieli. Belgijka miała całą drogę z Oudezjil do Leer aby się namyślić co i jak przedstawić dwójce współpracowników.


---


*Guten Tag, Papiere bitte. - Dzień dobry, dokumenty/paszport/papiery poproszę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-07-2019, 22:42   #83
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Śledzącego go mężczyznę Kenneth zauważył dzięki swojej fotograficznej pamięci, która za starych dobrych czasów służby w londyńskiej policji nieraz pomogła mu wyłuskać w gęstym tłumie twarz poszukiwanego przestępcy, którego widział jedynie na zdjęciu załączonym do akt lub listu gończego. Już sam strój mężczyzny sprawiał, że wyróżniał się z tłumu jak chory kciuk odstający od ręki - szary prochowiec narzucony niedbale na niezbyt dobrze dopasowany garnitur, kapelusz naciągnięty na oczy... facet tak bardzo wyglądał na tajniaka, że Kenneth zaczął się zastanawiać, czy to nie jakaś prowokacja. A gdy ten sam facet już po raz trzeci minął go na ulicy, Kennetha zaczęło korcić, by podejść do tamtego i najlepszą niemczyzną, na jaką było go stać, zapytać, czy mógłby w czymś pomóc. Opanował się jednak i udał, że nie widzi najwyraźniej zbyt nachalnie śledzącego go Niemca. Zdekonspirowanie jego "opiekuna" mogło ściągnąć na Kennetha niepotrzebną uwagę... której konsekwencji brytyjski agent wolał sobie nie wyobrażać. Nie uśmiechało mu się zostać "zaproszonym" na najbliższy komisariat... gdzie jego papiery, choćby i najlepiej podrobione, mogłyby nie przetrwać weryfikacji. A wtedy z pewnością jego "gospodarze" przestaliby być mili. Toteż Kenneth odetchnął z ulgą, gdy wyszedłszy z kolejnego sklepiku, gdzie pod pozorem oglądania pamiątek zajął się nastawianiem ucha i obserwowaniem ulicy, nie zobaczył już postaci w prochowcu. Albo tamten się znudził, albo wykonał swoje zadanie i wrócił do centrali zameldować, co i komu trzeba.

Samo miasteczko okazało się nudną, wschodniofryzyjską mieściną, nie tak znów odmienną od podobnie sennych przybrzeżnych miasteczek na południowo-wschodnim brzegu Anglii. Podobne do siebie domki ustawione niezbyt równymi rzędami wzdłuż ciasnych, brukowanych uliczek, sklepiki i puby zapraszające miejscowych i turystów malowanymi szyldami i brzęczącymi przy otwieraniu drzwi dzwonkami, wszechobecny powiew wilgoci wymieszanej z zapachami portu... zaiste, mógłby uznać, że jest w jednym z przytulnych przybrzeżnych miasteczek w południowej Anglii, gdyby nie wielkie czerwone flagi ze swastyką, zwisające z frontonów urzędowych budynków, oraz kręcących się po miasteczku umundurowanych mężczyzn. Oprócz przepisowego feldgrau Kennethowi kilka razy mignęły gołębiosine mundury lotników, ze dwa razy dostrzegł też ciemnoniebieskie marynarskie uniformy, minęła go też grupa nieprzyjaźnie patrzących rosłych dryblasów w rudobrązowych mundurach, oficerskich sztybletach i z krwistoczerwonymi opaskami ze swastyką na ramionach. Nie zwracali na Kennetha większej uwagi, ale sama ich obecność w takim miasteczku i w takiej liczbie budziła niepokój.

Upewniwszy się, że jego opiekun już go nie śledzi, Kenneth wrócił w końcu do hotelu na umówione spotkanie z resztą ekipy. Zamierzał wymienić informacje i wyspać się przed planowanym na jutro rano wyjazdem do Wilhelmshaven. Na ile był w stanie wywnioskować z rozkładu, w nocy nie było żadnego pociągu do Wilhelmshaven, więc nie spodziewał się, że Noemie wpadnie na pomysł, by urządzać jakąś szaleńczą gonitwę do serca niemieckiej floty wojennej i poszukiwać zaginionego kutra rybackiego w środku nocy w zamkniętym dla osób postronnych i pilnie strzeżonym i patrolowanym porcie. Choć gdyby się nad tym zastanowić... to z Noemie należało spodziewać się wszystkiego. Cóż, na spotkaniu dowie się, co mają robić dalej.
 
Loucipher jest offline  
Stary 05-07-2019, 08:48   #84
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woodsowi to wszystko się nie podobało. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, bo jemu zwykle coś się nie podoba, ale teraz było gorzej. Miał wrażenie, że misja zmierza w niewłaściwym kierunku, a przynajmniej, że zespół zabiera się za nią w niewłaściwy sposób. Tracili cały dzień na... No właśnie, na co? Na zwiedzanie niezbyt interesującego niemieckiego miasteczka? Faucher, jeśli odczuwała taką potrzebę, mogła wracać do Holandii, by skontaktować się z centralą, ale dlaczego oni musieli tu na nią czekać? Nie lepiej było od razu ruszyć do Wilhelmshaven?

Nie poruszył jednak tego tematu na ich spotkaniu w hotelu. Hawthorne potrzebował odpoczynku, Woods zresztą też, chociaż nie przyznałby się do tego nawet sam przed sobą. Ponadto zawsze istniała możliwość, że nie jest o wszystkim informowany i zwłoka ma jakiś sens, choć on go nie zna. Każdy wie tylko tyle ile musi wiedzieć, normalne. Dlatego też sprawdzając na dworcu godziny odjazdu pociągów zwalczył chęć kupienia biletu i natychmiastowego wyjazdu. Zresztą nie miałoby to przecież sensu. Straciłby w ten sposób kontakt z centralą, więc co za różnica, czego by się w tym czasie dowiedział?

Stracona doba nie podobała mu się jednak z jeszcze jednego powodu. Ta jazda Faucher w tą i z powrotem, częste przekraczanie granicy. Miał nadzieję, że jakiś podejrzliwy strażnik graniczny nie zwróci na to uwagi. Tak, następny kontakt przez radiostację powinien być nawiązany dopiero po zakończeniu misji. Będzie musiał na to nalegać jeśli szefowa oznajmi zamiar kolejnej wycieczki do Holandii.

W drodze powrotnej coś zmusiło Woodsa do oderwania się od ponurych myśli. Ktoś za nim szedł i nawet się z tym nie krył. Para mężczyzn podążała za nim przez kilka przecznic w odległości zaledwie kilkunastu kroków. Wreszcie zbliżyli się i jeden z nich położył Anglikowi rękę na ramieniu, zmuszając go do zatrzymania się i odwrócenia.

To byli funkcjonariusze, według pokazanych odznak policjanci. Ale od kiedy to policjanci patrolują ulice po cywilnemu? Byli po służbie i dla praktyki, albo dla draki postanowili wylegitymować pierwszego napotkanego faceta? Woods nie wierzył w przypadki, nie podczas trwania misji. Nie znając niemieckiego nie odzywał się. Zachował obojętny wyraz twarzy i zerkał to na jednego, to na drugiego tajniaka. Prawą ręką wyjął paszport i wręczył temu, który go zatrzymał. Lewą rękę cały czas trzymał w kieszeni, w której spoczywało niewielkie pudełko z kapsułką w środku. Otworzył je i wyjął jego zawartość, którą zacisnął w dłoni.

Po chwili jednak Niemcy zwrócili mu dokumenty, przeprosili i pozwolili odejść. Woods z ulgą schował kapsułkę i paszport. Skręcił za najbliższy róg, a potem za kolejny. Będzie musiał nadrobić nieco drogi i upewnić się, że nikt go nie śledzi w drodze do hotelu. Niepokoiło go to dziwne spotkanie. Gdyby chcieli go naprawdę śledzić, zrobiliby to jak należy. Może miało to na celu tylko uświadomienie przyjezdnemu, że służby czuwają? Może takie tu mają praktyki? A jednak fakt, że obaj policjanci byli bez mundurów był zastanawiający. Będzie musiał o tym zameldować Faucher. Będzie mógł to też wykorzystać jako argument, by w Wilhelmshaven spotykali się tylko wtedy, gdy będzie to naprawdę konieczne.
 
Col Frost jest offline  
Stary 05-07-2019, 20:42   #85
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie wyszła z hotelu i wsiadła do auta nabierając powoli powietrza i wypuszczając je. Pozwalając się ciału uspokoić. Czekała ją nieco dłuższa trasa niż ostatnio. Nie potrafiła chwycić za pysk tego zadania. Przeciwnicy zdawali się być nie o krok, a o kilka stai przed nimi. Do tego nagrodą za jej starania była zmęczona mina Olivera i wiecznie wykrzywiona twarz George. Westchnęła ciężko i odpaliła silnik. Czego więcej oczekiwała?

Wskoczyła na krajową 31-ke i skierowała się na południe do przeprawy w Bourtange. Nie chciała przekraczać granicy w tym samym miejscu w przeciągu 24-ech godzin. Musiała jednak sprawdzić. Doniesienia o zwycięstwie Luftwaffe… i jak się one mają do informacji o zestrzeleniu kutra. Chciała się upewnić nim zapuszczą się w głąb Rzeszy. Nie goniła jak głupia. Pozwoliła by wyglądało, że wybrała się na przejażdżkę i by nieco poudzielać się jako działaczka Belgijska. Zjadła drugie śniadanie po stronie niemieckiej, a przed obiadem była już w holenderskim Oudezijl. Miała nadzieję, że jej podopieczni wykorzystywali ten czas by się czegoś dowiedzieć i że załatwią sobie bilety, gdy ona znów będzie się zmagać z tym cholernie ciężkim urządzeniem.

“Trójka siostrzeńców przyjechała do cioci w odwiedziny. Sprawdźić czy da się odwiedzić resztę rodziny.”

Słowa rozbrzmiały cicho w pokoju. Wiadomość była tak samo niepokojąca co pocieszająca. Mieli tyle wody ile potrzebowali…. Nie mieli reszty… Nic o Allierze. Nerwowo zastukała palcami w urządzenie i nadała krótka wiadomość.

“Pozdrowię ich ciepło”

Czyli ruszają w trybie pilnym. Będzie musiała przekazać te informacje chłopakom, a miała nadzieje nie widywać ich do ewentualnego spotkania na dworcu i w Wilhelmshaven. Cóż z Olivierem pewnie uda się stary patent na podryw na ulicy… jeśli tylko go jakoś złapie, a George. Westchnęła ciężko ładując aparaturę z powrotem do szafy. Chyba najprościej będzie mu podesłać telegram do hotelu. Na szczęście chociaż wiedziała gdzie się zatrzymali.

Wrócić postanowiła w Dünebroek i stamtąd nadać telegram do hotelu jednego z jej towarzyszy. Krótka zaszyfrowana wiadomość zawierała zdobyte informacje i przypominała nieco pozdrowienia od siostry. Teraz został Oliver. Po powrocie do Leer wpadła na dworzec i kupiła sobie bilet, przy okazji wykupując, jak większość właścicieli aut, miejsce na dworcowym parkingu. Pieszo wróciła do hotelu zahaczając o jakieś jeszcze otwarte sklepy z ciuchami. Wiedziała, że będzie potrzebowała czegoś bardziej wieczorowego.

Spotkała go w hotelowym barze. Wcześniej w pokoju zadbała o to by nieco pachnieć alkoholem i po drodze już zagadywała różnych mężczyzn. Jedyny problem… chyba byli zbyt chętni, a ona nie miała czasu na schadzki… czasu i nastroju.

[MEDIA]https://images-na.ssl-images-amazon.com/images/I/612Qg2cbJKL._SX425_.jpg[/MEDIA]

Udając już porządnie wstawioną dotarła do baru przy którym siedział Olivier. Po drodze pozwoliła sobie na rozegranie jednej partyjki roletki.
- Postawisz mi drinka kochany? - Odezwała się udając pijacki ton. - Nie mam dziś szczęścia. - Przesunęła dłonią po klapie marynarki swojego podopiecznego, wsuwając mu wiadomość. Wiedziała, że się zgodzi, wiedziała, że odprowadzi ją do pokoju, a potem ona narobi mu rabanu. Nie pierwszy raz to odgrywali i miała nadzieje, że nie po raz ostatni. Jutro czekała ich trasa do Wilhelmshaven nie chciała by ktokolwiek nabrał podejrzeń, że dogadali się w sypialni.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-07-2019, 00:19   #86
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - 1940.III.17; nd; ranek; Wilhelmshaven

Czas: 1940.III.17; nd; ranek; godz. 08:30
Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Wilhelmshaven; dworzec Wilhelmshaven
Warunki: nieprzyjemnie, jasno, pogodnie, ulica


Noémie Faucher (E.Smets), Kenneth Hawthorne (T.Allemann), George Woods (W.Pawłow)


Noémie przywiozła takie a nie inne wiadomości zza holenderskiej granicy wczoraj wieczorem. Udało jej się je przekazać obydwu agentom więc cała trójka wiedziała na czym stoją. Trzy kanistry udało się Royal Navy przywieźć do Anglii. Co się stało z resztą i francuskim agentem Allierem tego nie przekazano. Albo uznano, że szkoda ryzyka aby mówić o tym przez eter albo w centrali też tego nie wiedzieli.

Noc trójka agentów w hotelu “Sonniges” miała do swojej dyspozycji. Co dało im czas i okazję aby odpocząć dlatego mimo, że pierwszy pociąg z Leer do Wilhelmshaven był o 06:30 rano to cała trójka wstała całkiem wypoczęta i czuli, że mogą być sprawni przez całą nadchodzącą niedzielę. Nawet jak musieli wstać trochę po 5 rano aby zdążyć na ten pociąg.

Drogę do stacji docelowej przebyli bez problemów. Jedynym przedstawicielem władz Rzeszy był konduktor który na trasie dwukrotnie sprawdzał bilety pasażerom. Raz zaraz po wyjechaniu z Leer i drugi raz gdy odjechali z Oldenburg. Za oknem pociągu poranek okazał się całkiem pogodny chociaż w połowie marca na zewnątrz było dość nieprzyjemnie ale w kurtce czy płaszczu nie stanowiło to większej trudności. Współpasażerowie wydawali się całkiem zwyczajni. Gdyby nie niemiecka mowa i wetknięty tam czy tu mundur jakiegoś niemieckiego żołnierza czy marynarza można by pewnie pomylić ten pociąg z jakimś francuskim czy angielskim.

W każdym razie, po jakichś dwóch godzinach jazdy razem z większością podróżnych trójka agentów Spectry wysiadła na dworcu kolejowym w Wilhelmshaven. Dworzec miał sporo ludzi albo opuszczających swój pociąg albo tych co na niego czekali. Więc do celu podróży dotarli bez przeszkód ale co dalej? Według legendy panna Smets miała w miejscowym hotelu spotkanie pomiędzy holenderskimi zwolennikami Rzeszy a przedstawicielami Rzeszy. Tylko, że to była fikcja dobra na podróż, żadnego takiego spotkania w mieście nie było. Czy miejscowi przedstawiciele prawa Rzeszy jakich można było spotkać na ulicy dali by się nabrać czy nie trudno było zgadnąć. Szwajcar herr Alleman miał więcej swobody bo był reprezentantem szwajcarskiej zbrojeniówki. Podobnie towarzysz Pawłow jako reprezentant Floty Bałtyckiej ZSRR, państwa od ponad pół roku bardzo zaprzyjaźnionego z Rzeszą miał podobne pole manewru. Z drugiej strony jego brak płynnej znajomości niemieckiego dość mocno rzucał się w oczy. Gdyby ściągnięto kogoś kto zna rosyjski jak rodowity Rosjanin mogłoby się okazać bardzo nieprzyjemne w skutkach dla Wasilija. Z drugiej jednak strony panowie nie mieli nawet takiego przygotowanego pretekstu w swoich legendach jak panna Smets więc musieli improwizować coś samemu. Tak naprawdę w tym niemieckim mieście każdy z trójki agentów był zdany tylko na siebie.

Na razie jednak miasto stało przed nimi otworem. Spora ilość przypadkowych podróżnych ułatwiała wtopienie się w tłum. Niemniej trzymanie się trójki obcokrajowców razem czy choćby we dwójkę mocno ułatwiłoby pracę potencjalnych służb kontrwywiadowczych Rzeszy. Port nie był zbyt daleko od dworca i można było tam nawet na piechotę dotrzeć w kwadrans czy dwa. Tylko co tam zastaną? Reichsmarinewerft było poważnym środkiem stoczniowym Rzeszym a samo miasto ważnym portem handlowym i portem Kriegsmarine. Raczej nie było co liczyć, że ot, tak można tam sobie po prostu wejść, pozwiedzać i popytać. Poza tym miasto może nie było wielką metropolią ale było dość spore. Sam port też był niczego sobie nawet do spenetrowania dla trzech, niezależnie działających agentów. Jak dotrzeć do portu i sprawdzić czy dotarł tam jeden kuter? I czy w ogóle dotarł? Co się stało z ładunkiem i załogą?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-07-2019, 00:04   #87
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Pisk kół trących o szyny dworca kolejowego wyrwał Kennetha z zamyślenia. Nieobecnym wzrokiem przesunął po betonowych płytach peronu, mimo wczesnej, przedpołudniowej pory wypełnionego ludźmi. Pociąg kończył bieg na stacji, więc większość przybyłych na peron zapewne czekała na przyjeżdżających. Tak czy inaczej, stanowili dobre tło, co ułatwiało wysiadającemu Brytyjczykowi dyskretne opuszczenie dworca. Ubrany w garnitur i lekki płaszcz chroniący przed kaprysami marcowej pogody w nadmorskiej miejscowości wyglądał jak wielu wysiadających z pociągu mężczyzn.

Przeszedłszy przez poczekalnię dworca, Kenneth wyszedł na okazały plac po drugiej stronie budynku. Widać z niego było szerokie skrzyżowanie dwóch ulic - Königstraße i Valoisstraße (jak brytyjski agent przeczytał na tabliczkach zapisanych gotykiem), przy którym stał okazały, lśniący bielonym, neobarokowym frontonem budynek hotelu Loheyde. Zaopatrzywszy się w plan miasta (obok nieodzownych papierosów) w stojącej obok dworca budce, kuszącej napisem "CIGARREN", Brytyjczyk skierował swoje kroki w stronę hotelu, usilnie starając się nie okazywać zdumienia faktem, że wejście do niego obstawione jest... dwiema pomalowanymi w czarno-biało-czerwone pasy wartowniczymi budkami, przed którymi z zaciętymi minami stali wartownicy w mundurach feldgrau i z karabinami zawieszonymi na ramionach. Oczywiście agent nie uniknął kontroli dokumentów, choć okazanie szwajcarskiego paszportu i delegacji wystawionej rzekomo przez zarząd Waffen- und Patronenfabrik AG Solothurn pozwoliło "panu Allemannowi" bezproblemowo pokonać tę przeszkodę. Żołnierz oddając dokumenty nawet zasalutował - najwyraźniej orientował się, że szwajcarska fabryka jest blisko związana z niemieckim przemysłem zbrojeniowym.



Zameldowawszy się w hotelu, "Theo Allemann" postanowił - ponieważ była to niedziela, dzień wolny od pracy - pokręcić się po mieście i rozejrzeć w jego topografii. Zwiedził park Fryderyka Wilhelma, położony nieopodal hotelu, przeszedł obok majestatycznego budynku z czerwonej cegły przy Hindenburgstraße i skierował się w stronę Gökerstraße. Idąc długą ulicą biegnącą obrzeżami portu wojennego i stoczni obserwował ruch uliczny i mijających go spacerowiczów, wypatrując podejrzanych sygnałów świadczących o tym, że jest śledzony. Jednocześnie starał się zapamiętać jak najwięcej szczególnych miejsc i lokalizacji w mieście, aby potem ułatwić sobie orientację.

Dalsza trasa zaprowadziła Kennetha w okolice parku zdrojowego, mieszczącego się tuż przy skrzyżowaniu Gökerstraße i Bismarckstraße. Stamtąd było już blisko na Bismarckplatz, z okazałym pomnikiem niemieckiego kanclerza. Idąc w kierunku budynków portowo-stoczniowych Brytyjczyk, cały czas zachowujący się, jak na turystę przystało, podziwiał majestatyczną, surową zabudowę niemieckiego miasta. Minął Dom Marynarza, wokół którego kręciło się sporo sylwetek ubranych w niebieskie, marynarskie mundury, następnie strzelistą sylwetkę Kościoła Garnizonowego, po czym skręcił w końcu w Jachmannstraße. Minął okazały budynek koszarowy, wszedł na most przerzucony nad kanałem łączącym baseny stoczniowe z nabrzeżami wyposażeniowymi po drugiej stronie, po czym ulicami Manteuffelstraße i Roonstraße doszedł do zwodzonego mostu przerzuconego nad portowym basenem - Mostu Cesarza Wilhelma. To właśnie to miejsce, nie licząc dzwonnicy kościoła garnizonowego, uznał za najlepsze do ewentualnej obserwacji portu. Most, aczkolwiek podnoszony na okoliczność przepływania pod nim jednostek przechodzących z Nowego Portu (którędy musiały wpływać do Wilhelmshaven wszystkie jednostki, bowiem tam były wszystkie wejścia) do tzw. Wielkiego Portu (gdzie stacjonowała większość jednostek niemieckiej floty wojennej, które akurat nie wypływały na ćwiczenia lub akcje bojowe), był normalnie otwarty dla ruchu i zdarzało się niejednokrotnie, że i miejscowi przystawali na nim, by popatrzeć na kręcące się po portowych basenach lub zacumowane przy nabrzeżach jednostki. Była to również droga prowadząca na położone na południowo-wschodniej grobli plaże wypoczynkowe, gdzie nawet w marcu kręciło się sporo kuracjuszy zażywających spacerów na rozległej promenadzie nad brzegiem morza.

Zadowolony z wyników rekonesansu, Brytyjczyk przeszedł zwodzonym mostem na drugą stronę i trzymając się gęsto obstawionej koszarowymi budynkami (wokół których kręciło się stanowczo zbyt dużo, jak na jego gust, umundurowanych sylwetek) Roonstraße doszedł w końcu do hotelowego budynku, spod którego rozpoczął swoją podróż. Należało skontaktować się z pozostałymi i przekazać im swoje ustalenia... oraz posłuchać audycji BBC, na wypadek, gdyby w "wieczornych wiadomościach" podano jakąś zaszyfrowaną wiadomość.
 
Loucipher jest offline  
Stary 12-07-2019, 10:16   #88
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z dworca Woods zaciągnął się głęboko miejscowym powietrzem. Być może bardziej to sobie wyobraził, niż miało to miejsce w rzeczywistości, ale poczuł przyjemną bryzę niosącą kojący zapach morskiej wody. Tak samo oddychało się w Piotrogrodzie, Amsterdamie, a miejscami nawet w Nowym Jorku oraz w paru innych miastach, które Brytyjczyk wspominał z czymś, co dla George'a Woodsa mogło być swego rodzaju nostalgią.

Spojrzał na zegarek. Do spotkania zostały niecałe trzy godziny, nie miał zbyt wiele czasu. W pierwszej kolejności postanowił zameldować się w hotelu. Spróbował znaleźć jakiś położony bliżej portu. Nie znając jednak topografii miasta ani języka, zdecydował się nie brać taksówki, gdyż zapewne nie byłby w stanie porozumieć się z kierowcą. Wybrał transport własnych nóg i udając niezbyt rozgarniętego zagranicznego gościa, co przychodziło mu z łatwością z powodu nieznajomości niemieckiego, zaczepiał napotkanych przechodniów i pytał o drogę do hotelu. W jego wykonaniu pytanie składało się jednak z pojedynczego słowa "hotel" i wyraźnej akcentacji, że to pytanie. Na szczęście jest to międzynarodowe słowo. Po otrzymaniu odpowiedzi, która musiała się składać z całej serii znaków migowych, dziękował krótko "Danke" i ruszał dalej.

Wreszcie dotarł na miejsce, ale nie zabawił tam długo. Musiał jeszcze znaleźć miejsce jutrzejszego spotkania trójki agentów, bo zgodnie z umową to on miał je dziś zaproponować. Postarał się aby była to restauracja z dużym ogródkiem (przynajmniej kilkanaście stolików), położona z dala od portu. Im dalej tym siatka strzegąca wojskowych tajemnic powinna być rzadsza, tak rozumował. Gdy znalazł odpowiednie miejsce, zapamiętał nazwę i adres, a następnie skierował swoje kroki do portu.

Nie miał już jednak czasu na porządniejszy wywiad. Przysiadł się w jednej z miejscowych knajpek, wypił piwo próbując ogarnąć wzrokiem jak najwięcej i znaleźć miejsca, którym warto się bliżej przyjrzeć po południu. Następnie zostawił należność na stoliku i wyszedł. Dochodziła już jedenasta, a on wciąż błąkał się po mieście, starając się upewnić czy nie jest śledzony. Dopiero potem skierował się na dworzec.

W pobliskim kiosku kupił gazetę, z którą rozsiadł się w dworcowej restauracji. Zapalił papierosa, a pudełko zapałek schował do kieszeni. Nie miał nic do przekazania pozostałej dwójce. Może jutro. Otworzył gazetę i udał, że potrafi z niej coś zrozumieć.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-07-2019, 11:00   #89
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie podróż spędziła na odpoczynku, popijaniu kawy w restauracji znajdującej się w jednym z wagonów i czytaniu niemieckich gazet. Wiedziała że jadą wprost w epicentrum wydarzeń. Do siedliska os… na które oni dziwnym trafem najwyraźniej mają alergię. Jej wzrok przesuwał się bo niemieckich słowach,a ona bardzo starała się wyłapać cokolwiek spośród zalewu propagandy.

Zgodnie z pomysłem George usiadła w kawiarni oddzielnie dobierając się do kolejnej, aktualnej gazety i udając, że flirtuje z jednym z siedzących przy innym stoliku mężczyzn. Nie miała informacji, więc uznała, że spokojnie zaczeka do końca. Miała plany ale dopiero na porę poobiednią. Sposób jak pozyskać więcej informacji nie zbliżając się do portu, którego raczej jej podopieczni nie wykorzystają.

Zgarnęła gazetę i przeczytała kolejny adres. Po czym wróciła do hotelu by wyszykować się na wieczór. Planowała wybrać się na jakąś potańcówkę w okolicy portu i spróbować flirtu. Kto wie.. Może jeden z chłopców “którzy byli długo na morzu” co nieco jej opowie.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-07-2019, 18:18   #90
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 1940.III.17; nd; wieczór; Wilhelmshaven

Czas: 1940.III.17; nd; wieczór; godz. 21:30
Miejsce: pn - wsch III Rzesza; Wilhelmshaven; Wilhelmshaven
Warunki: wewnątrz ciepło i jasno, na zewnątrz ciemno, ziąb i mgła.



Kenneth Hawthorne (T.Allemann)



Z rekonesansu Kenneth wrócił z dwoma wnioskami. Po pierwsze kupione papierosy były takie sobie. Na angielski standard to najwyżej średnie. Przynajmniej te które akurat kupił. A po drugie no port był spory jak na obejście w pojedynkę czy nawet trzy osoby. Zorientował się, że port jest odgrodzony od reszty miasta płotem z drucianej siatki na szczycie którego wiodły dwa ciągi drutu kolczastego aby utrudnić przełażenie. Niemniej płot sam w sobie nie był przeszkodą nie do sforsowania. Zwłaszcza w nocy. Tylko zależy jak tego pilnowali. Dostrzegł po drodze kilka bram przez jakie przchodzili pracownicy. Brama była zamknięta ale otwarta była furtka obok. Przez tą furtkę albo wchodzili albo wychodzili pracownicy i robotnicy portowi. W południe trafił na koniec zmiany więc mimo, że akurat z pochmurnego nieba lunął wówczas zimny, nieprzyjemny deszcz to kolejki były spore. Spora część z nich widocznie dojeżdżała albo autobusami albo rowerami albo pieszo. Osobowych samochód zauważył dość mało.

Nigdzie nie zauważył też “EEM 56”. Co niespecjalnie coś znaczyło. Port był całkiem spory i ze swoich punktów widokowych nie miał szans dojrzeć wszystkich jego zakamarków. Zresztą nawet nie było wiadomo czy ten kuter znów nie został przerobiony albo czy w ogóle wrócił do portu.

Ale w głębi portu, między budynkami, dostrzegł jakąś dziwną procesję. Kilka furmanek zaprzęgniętych w konie wiozło coś na pace. Coś co było przykryte brezentem i dość płaskie. Dziwne, że tak mało załadowano na furmanki. Dziwna też była reakcja robotników, marynarzy i pracowników gdy ta kopytna karawana trzech furmanek mijała ich. Przystawali albo chociaż zdejmowali czapki i kapelusze. Niektórzy żegnali się. Potem gdzieś ta procesja zniknęła mu z oczu między budynkami.

Sprawa nieco się wyjaśniła gdy przechodził obok kościoła garnizonowego. Dojrzał niewielką grupkę przechodniów czy wiernych którzy czytali jakieś ogłoszenie. Gdy podszedł i przeczytał, że dzisiaj o 21-ej odbędzie się specjalna msza ku pamięci dzielnych, niemieckich marynarzy którzy oddali swoje życie w służbie Rzeszy i Fuhrera.



George Woods (W.Pawłow)



Brytyjski agent Spectry, podający się obecnie za Rosjanina z Floty Bałtyckiej, wędrował sobie ulicami niemieckiego miasta. No i portu. Wydawało się, że w tych portach, bez względu na kraj i nację u jakiej się znajdowały, to morski żywioł odciska swoje specyficzne piętno powodując, że było w nich coś podobnego. Także i tutaj, w niemieckiej bazie floty handlowej, rybackiej i wojennej było podobnie jak w jej odpowiedniku na Wyspach czy Francji. Tylko flagi i mundury były inne.

Bez znajomości języka tubylców George czuł się mocno nieswojo. A do tego był przecież w głębi Rzeszy więc na pewno nie dodawało to otuchy. Wydawało się, że ze wszystkich stron dolatuje go niemiecki szwargot jakby jeszcze mocniej podkreślając jego obcość i, że to nie jego miejsce i nie powinno go tutaj być.

No ale przynajmniej odpowiednie miejsce spotkań udało mu się znaleźć. Jakaś restauracja ze stolikami na zewnątrz. Chociaż w tą, marcową pogodę było to trochę nie na miejscu. Poza porankiem gdy tutaj przyjechał to było pochmurno a w środku dnia spadł deszcz. A potem znów było pochmurno. Ale Niemcy, z typowym niemieckim uporem po sztuce czy dwóch jednak przesiadywali na zewnątrz. Niektórzy. Większość wolała jednak schronić się wewnątrz lokalu. Ale na potrzeby spotkania i komunikacji z pozostałą dwójką lokal był w sam raz.

Bariera językowa mocno blokowała Brytyjczykowi interakcję z mieszkańcami okolicy. No mógł próbować po rosyjsku bo w końcu był przecież Rosjaninem i praworządnym komunistą prawda? Prawdziwym przyjacielem Rzeszy. Gdzieś od pół roku. No tylko, że pewnie rosyjski nie był zbyt popularny wśród tubylców. Z drrugiej strony bez żadnych rozmówek to chyba wychodziłby na odludka co mogło się rzucać w oczy gdyby ktoś był podejrzliwy czy miał do tego wyszkolone oko.

A może francuski? Przecież znał francuski całkiem nieźle. No ryzyko z francuskim był taki, że dla Niemców obecnie był to język zachodniego wroga. Rzucał się w oczy i wpadał w ucho. Ale z drugiej strony był to przecież międzynarodowy język i dyplomacji i wymiany międzynarodowej. Taki którego uczono w szkołach. Szansa, że ktoś zna francuski była o wiele większa niż rosyjski. Trudno było przewidzieć jak zareagowałby ktoś rozmawiając po francusku z Rosjaninem. A przecież skoro wysłano by marynarza z Leningradu na misję zagraniczną to pewnie takiego co znałby jakiś zagraniczny język no albo przydzielono by mu tam lub tutaj tłumacza.

I niespodziewanie dla siebie usłyszał francuską mowę. Gdy posłuchał trochę zorientował się, że rozmawia ze sobą dwóch mężczyzn siedzących ze dwa czy trzy stoliki dalej. Obaj byli ubrani w dość zwykłe szarobure marynarki i niezbyt zadbane koszule bez krawatów. Jak przedstawiciele klasy robotniczej po godzinach pracy. Jeden starszy i grubszy drugi młodszy i szczuplejszy. Młodszy wylewał swoje żale starszemu. Żalił się, że mają go za Francuza a przecież już rok z nimi pracuje. I poprawił swój niemiecki i stara się, i w pracy też to wkurza go, że się go wciąż czepiają. Obaj mówili płynnie po francusku niczym rodowici Francuzi. Ale jednak George na tyle dobrze, znał ten język by wyczuć, że mówią z dość specyficznym akcentem.



Noémie Faucher (E.Smets)



Noémie dzień poszedł tak sobie. Pogoda niezbyt dopisywała. Tylko rano było pogodnie a ledwo zdążyła znaleźć sobie miejsce w hotelu a już niebo zasnuło się chmurami a w samo południe ze dwie godziny lał deszcz. Potem przestał ale wyraźnie się oziębiło na zewnątrz. Dobrze, że chociaż wewnątrz ogrzewanie działało czy to w hotelu czy w lokalach rozrywkowych więc chociaż tam było ciepło.

Od marynarza poznanego w dzień złapała namiar na “Otto”. Klub nocny gdzie sądząc z jego zapewnień wiele się działo no i właśnie brylowali tam marynarze. Przychodzili spuścić parę po całym dniu czy dniach na morzu.

Wieczór okazał się naprawdę chłodny. Przynajmniej mżawka przestała siąpić zaraz po zmierzchu ale nadal panowała chłodna willgoć. A wraz z morkiem nocy zaczęła podnosić się mgła. A w tych ciemnościach zaciemnionego miasta wyglądała naprawdę złowieszczo. Nic tylko wymarzony teren dla jakiegoś Kuby Rozpruwacza.

Ale te zmartwienia młoda “Holenderka” mogła zostawić za drzwiami wejściowymi “Otto”. Wewnątrz okazało się, że w tej ponurej rzeczywistości na zewnątrz jest jednak miejsce na muzykę, taniec i śpiew. Właściwie to nawet kabaret. Rzeczywiście wewnątrz dominowały marynarskie mundury. Ale były i szarozielone barwy chłopców z Wehrmachtu oraz garnitury i koszule cywilnej nacji. Wszyscy jednak wyraźnie przyszli skorzystać z tego niedzielnego wieczoru aby sie wyszumieć, wytańczyć, napić zanim poniedziałkowy ranek znów ich wciśnie w swoje tryby.

- … tak, tak z nimi inaczej nie można. To tylko bydło. A co drugi to insurekt. Dywersję i kłamstwo mają we krwi tak samo jak wszy z jakimi się rodzą. Na nich to tylko bat działa. No ale teraz my już zaprowadzimy tam niemiecki porządek, tak teraz wreszcie wszystko tam będzie działać jak należy… - słyszała od jakiegoś grubego sierżanta Wehrmachtu w rozpiętej bluzie mundurowej jak siedział przy sąsiednim stoliku i opowiadał przy kuflu piwa coś swoim kamratom.

- Dokładnie jak mówisz. I uwielbiają strzelać w plecy i zza winkla! Takie podstępne szuje! Nie umieja rycersko walczyć jak my! - drugi z towarzyszy potwierdził relację kolegi i upił ze swojego kufla. Jego słowa też wywołały pomruki pełne aprobaty od biesiadników.

- Właśnie, cały kraj i naród bandytów. To trzeba ich wygnieść jak wszy. Albo wypalić. Nas jak którejś nocy ostrzelali na postoju to zaraz zrobiliśmy interwencję. Zebraliśmy wszystkich bez wyjątku a jak szli w zaparte to chcieliśmy ich rozstrzelać. No ale ten nasz porucznik się nie zgodził. Mówił, że nie możemy marnować amunicji bo potrzebna jest na walkę. No ale też uważał, że nie godzi się tak podstępnie atakować niemieckiego żołnierza więc chciał dać tym polskim wszom nauczkę. To zagnaliśmy ich wszystkich do stodoły i podpaliliśmy. Pięknie się paliła. Całą okolicę rozświetliła. I później mieliśmy już spokój do końca nocy. - trzeci z wojskowych piwoszy z dumą opowiadał jak poradzili sobie z podobnym problemem co znów wywołało śmiechy i falę radości, że w tak typowo niemiecki, dobrze zorganizowany sposób poradzono sobie z podstępnymi hordami podludzi ze wschodu.

- Guten abend. Gibst du etwas?* - podsłuchiwanie przygód niemieckich wojaków przerwała Belgijce niemiecka kelnerka. Nawet z urody jakoś tak mało typowa Niemka. Zatrzymała się przy stoliku nowej klientki i zapytała czy czegoś nie potrzebuje. A wieczór się rozkręcał na całego. Prawie wszystkie stoliki były przez kogoś zajęte i uroda nowej klientki nie została przegapiona. Dość szybko ktoś jej zaproponował drinka albo zaprosił do tańca. Więc jako młoda i do tego samotna kobieta na brak adoracji i rozrywek w tym klubie nie mogła narzekać.



---



* Guten abend. Gibst du etwas? - (niem) Dobry wieczór. Czy coś podać?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172